Dalekie Krainy[Nienazwana wyspa] Nawet bohater potrzebuje odpoczynku

Poza Środkową Alaranią istnieją setki, najróżniejszych krain. Wielka Pustynia Słońca, Góry Księżycowe, archipelagi wysp, płaskowyże, mokradła, a nawet lądy skute wiecznym lodem. Inny świat, inne życie, inni ludzie i nieludzie. Jeżeli jesteś podróżnikiem, czy poszukiwaczem przygód wyrusz w podróż w najdalsze zakątki wielkiej Łuski Alaranii.
Awatar użytkownika
Sakura
Błądzący na granicy światów
Posty: 10
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje: Wojownik
Kontakt:

[Nienazwana wyspa] Nawet bohater potrzebuje odpoczynku

Post autor: Sakura »

Na Archipelagu Farrahin było wiele wysp, mniej lub bardziej zamieszkałych, wszystkie jednak znajdowały się niedaleko od siebie. Natomiast kawałek dalej była niewielka wyspa, nikomu nieznana, bez żadnego imienia. Można by pomyśleć, że była bardzo samotna. Nie była to jednak prawda. Po minięciu plaży i gęstych drzew, wśród których kryły się egzotyczne rośliny i groźne zwierzęta. Trzymając się liany, mijając drzewa, huśtała się czerwonowłosa dziewczyna. W pewnym momencie zawisła dość wysoko nad ziemią i podziwiała widok na morze. W tym miejscu był lekki spadek, więc drzewa były niżej i nie zasłaniały krajobrazu. Słońce górowało wysoko nad ziemią, a na horyzoncie jak zwykle, ani jednej, nawet drobnej sylwetki statku. Jak się spojrzało na północną stronę wyspy, widać było jasne góry, na południu natomiast rysował się delikatnie kontur domku Sakury.
Zaczęła się ruszać do przodu i do tyłu, aż do czasu, gdy przy jednym wahnięciu pokonywała sporą odległość, dzięki temu mogła doskoczyć do drugiej liany, przenosząc na nią siłę rozpędu. Skakała z jednej na drugą. W dość szybkim czasie znalazła się na drewnianym podeście. Był on też swego rodzaju tarasem pod daszkiem na planie koła, w którego centrum było drzewo tak jak w większości platform podtrzymujących cały dom upadłej. Od tarasu prowadził mostek do części typowo mieszkalnej i najbardziej zabudowanej. Z oddali wyglądała, jakby była połączeniem różnych budynków, być może to za sprawą tego, iż Saki bardzo lubi ulepszać swoją „skromną chatkę”. Po jej lewej stronie jest pomieszczenie przypominające drobną i prymitywną wieżyczkę obserwacyjną. Przed frontowymi drzwiami, zamykanymi za pomocą druta zahaczonego w odpowiednie miejsce są schody prowadzące na sam dół. Po drodze są dwie platformy. Ze względu na dzikie zwierzęta i chęć spokojnego snu, upadła zawsze przed nocą je podnosi, by nic z dołu nie mogło się do niej dostać i zaatakować, gdy będzie najbardziej bezbronna. Wracając do głównej części, tam, gdzie powinien być już dach, znajduje się piętro z wielkim balkonem.
Oczywiście piekielna mogłaby w ogóle nie używać schodów, lian, bo przecież miała skrzydła, aczkolwiek wielką przeszkodą były tu drzewa, będące tak blisko siebie, że aż utrudniające latanie, szczególnie na takich wielkich skrzydłach. Nie oznaczało to, że wcale ich nie używała, nic z tych rzeczy! Za bardzo to kochała, jeszcze wczoraj ścigała się z młodymi smoczycami na plaży, czy też nad plażą.
Sakuriela z uśmiechem na ustach przekroczyła mostek i weszła do środka bocznym wejściem. W środku wszystko było z drewna i tego, co oferowała im wyspa. Upadła rzuciła się na swoje wygodne łóżko, za jego miękkość odpowiadały skóry zwierząt, które specjalnie przygotowała jedna z córek jej przyjaciela. Nie była to jakaś specjalność, ale ważne, że działała. Często nawet nocą nie trzeba było się okrywać z powodu temperatury, aczkolwiek przychodziły i takie naprawdę zimne.
Stolik, który tu stał i krzesła były zwyczajnymi pieńkami, nieco ociosanymi. Mimo tak skąpych środków, dla anielicy to miejsce było niczym pałac. Tyle miejsca, przestrzeni, po prostu spokój i natura.
Gdy odrobinkę odpoczęła postanowiła zobaczyć co tam u Sargerasa. Niedawno jadła spore śniadanie z jego liczną gromadką, a wedle relacji Eclipsy, tatuś spał jak zabity. Ciekawe co on takiego robił w nocy…
Weszła więc na samą górę i z rozbiegu wskoczyła na jedną z lian. Zawsze towarzyszył temu dreszczyk emocji, odrobinka strachu i przyjemna nutka adrenaliny. Dobrze znała drogę, więc nie musiała się już długo rozglądać za kolejnymi, by przeskoczyć. Po chwili z impetem wpadła do jaskini, jadąc kawałek po ziemi niczym na lodzie. Nie wahała się ani przez chwilę, potrafiła odpowiednio utrzymać równowagę, by się nie przewrócić.
Dumna z siebie omiotła wzrokiem jaskinię w poszukiwaniu pradawnego śpiocha, który spał niczym Prasmok! Szybko odnalazła go po silnych podmuchach wiatru, które tak naprawdę były jego oddechem. Anielica rozłożyła skrzydła, tu było duuuużo miejsca. Podleciała do smoczyska i siadła mu na pysku, po czym ze wszystkich swoich sił krzyknęła mu do ucha:

- OBUDŹ SIĘ ŚPIOCHUU! – Po czym zastygła w powietrzu tuż przed jednym z jego ślepi, dając mu znak, by przybrał elfią formę, aby mogli na spokojnie pogadać, jak równy z równym.

Poczekała, aż dotrą do niego jej słowa i ich sens, po czym znalazłszy znudzone dziewczynki, nie spały już jakiś czas, a Sargi był zbyt nadopiekuńczy, by je gdzieś puścić bez opieki, zaproponowała wspólne pływanie, a nawet nurkowanie, co było niesamowitym przeżyciem, zważywszy na rafę koralową.
Awatar użytkownika
Sargeras
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Inna , Najemnik , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Sargeras »

        Świat śpiewał jego imię, gdy tylko była chwila, nie ważne, gdzie obecnie się znajdował. Każdy, najmniejszy fragment złota był podpisany jego imieniem. Wszystkie kobiety nie tylko widziały w nim obiekt swych westchnień, ale nawet dobrowolnie oddawały się w jego objęcia. Nie istniało nic, co przetrwałoby jego płomień. Złe istoty spopielał tak, że nawet popiół, który powinien po nich zostać, ulegał wiecznemu zniszczeniu. Żadna rana, ni klątwa nie mogła zaś przetrwać jego magicznych płomieni przeplecionych z dobrą magią. Potrafił tupnięciem kształtować kontynenty. Był niczym Prasmok. Nie! Był kimś o wiele wspanialszym! On był…

“Śpiochem…?!”

        Aż musiał potrząsnąć głową na nie, nie zgadzając się ze słowami, które zniszczyły iluzję, jaką sen wymusił na jego smoczym umyśle. Ten ruch ciała zakończył żywot sennych marzeń, które go otulały, na skutek czego pradawny otworzył powoli swoje ślepia. Przez chwilę zastanawiał się nad spaleniem rozmazanego kształtu, który miał przed okiem. Nim jednak tego dokonał, przebudził się w pełni, dzięki czemu rozmyślił się w kwestii spopielania rudowłosej piękności, bo tym okazała się istota zakrywająca część jego pola widzenia. Zamrugał kilka razy, nim dotarło do niego, że Sakura wpatruje się w niego intensywnie. Na tyle długo znał ją, że wiedział, co oznacza tego typu pobudka - czas wstać i przyjąć znacznie mniejszą formę.

        Zwykle preferował rozpocząć dzień od rozciągnięcia swojego łuskowatego ciała, jednak wiedział, że Sakura nie da mu chwili, a będąc tak blisko niego, byłaby w ryzyku, że zostanie przez przypadek uderzona lub zmiażdżona przez monstrualnego smoka, jakim był niebieskołuski. Dlatego też jedynie lekko potrząsnął swoim ciałem, po czym rozpoczął transformację swojej okazałej formy. Sylwetka smoka traciła zwierzęce aspekty na rzecz tych humanoidalnych, zmniejszając się zarazem z każdą chwilą. Tuż przed momentem, gdy był już niemal w pełni pod postacią elfa, jego nagie ciało otoczył magiczny blask, który przybrał swoją formę w tym samym momencie, kiedy to Sargeras był już pozbawiony resztek smoczego wyglądu. Oczywiście z magii wyłoniło się specyficzne ubranie pradawnego - wykwintny, szyty na miarę strój w kolorach czerni, złota i fioletu. Zaklęcie Lai’nome, choć wymagało ponownego rzucenia co kilkanaście przemian, sprawowało się na medal, przechowując w perfekcyjnym stanie zarówno odzienie smoka, jak i młodszych smoczyc.

- Na twoim miejscu podziękowałbym, że postanowiłem obudzić się po twych niemiłych słowach! - rzekł do upadłej, przyjmując pozę skrzywdzonego przez los śmiałka. Z jedną dłonią na piersi, a drugą ręką wycelowaną wraz ze spojrzeniem w niebiosa, mówił dalej swym aż nazbyt dramatycznym tonem. - Tyle istnień uratowałem, tyle potworów pokonałem! Moje heroiczne czyny, jak i sława, która obiega całą Alaranię, są wielkim ciężarem, który prędzej czy później zmęczy nawet kogoś tak wspaniałego, jak ja!

        Szybko zakończył jednak ten akt swojego drobnego przedstawienia, po czym przybrał mniej aktorską pozę, patrząc w stronę swej rozmówczyni z iskrą pychy w oczach.

- Spokojnie, nie mam ci twej niewiedzy za złe. Wciąż jeszcze młodaś i niedoświadczona w przeciwieństwie do takiego bohatera jak ja. W końcu co jak co, ale ciężko zrozumieć, a co dopiero osiągnąć, moją wspaniałość. - Jakby słowa nie wystarczały, przeciągnął także palcami po swoim majestatycznym wąsie, jakby chcąc pochwalić się tym gestem jego perfekcją. - No nic, zapomnijmy o tym temacie. Sakuro, piękności ty moja, myślę, że już czas, by rozpocząć dzień, co proponujesz na początek?

        Nie musiał czekać na odpowiedź, bo niemal bez słowa czarnoskrzydła zaczęła iść w kierunku wyjścia z jaskini, do miejsca, skąd dochodziły liczne kobiece głosy. Sargeras cieszył się, że córki nie złamały jego prośby - kiedy on spał, one wciąż były blisko. Był aż dumny ze swych kochanych smocząt, że tak grzecznie słuchają tatusia. Aż uśmiech ojcowski zagościł na jego mocno ubrwionej twarzy.

        Wszystkie córki Sargerasa - Eclipsa, Exelria, Persea , Sandye, Lai'nome, Riandyosa, Ayla oraz Kalli - siedziały w kółku wokół ogniska, rozmawiając o wszystkim i niczym. Głównie o kontynencie, aczkolwiek każda dziewczyna mówiła o czymś innym. Najstarsza twierdziła, że samo pójście na kontynent będzie wymagało dyscypliny, jeżeli nie chcemy skończyć lotu na środku oceanu, nie wspominając o tym, że nie wiadomo, czy przypadkiem żadna wojna nie wybuchła w czasie, kiedy oni wszyscy byli na wyspie. Exelria wzdychała, tęskniąc za miastem i atrakcjami pod postacią wina i facetów. Persea marudziła, że miejsce, które posprzątała, znów jest pełne kurzu i liści. Sandye, wierząc w ojca, nie śmiała narzekać, wręcz przeciwnie, uważała, że sam pobyt tutaj to świetny trening dla ciała i umysłu. Lai’nome chciała powiedzieć, że dawno nie odwiedziła biblioteki, ale ledwo zaczęła, a jej sadystyczna siostrzyczka Riandyosa, wtrąciła jej się w słowo, twierdząc, że jej w sumie się tu podoba. Ayla, wiercąc się w miejscu, mówiła, że zwiedziła już całą wyspę, która teraz wydaje się nudna, bo jest po prostu za mała. I w połowie spalona po ostatnim wyczynie Sakury. Kalli tymczasem stwierdziła, że jej pluszowy kot bardzo chciałby wrócić na kontnent i pomiauczeć z innymi kotkami od czasu do czasu.

        Oczywiście, gdy tylko zauważyły, że Sargeras i Sakura nadchodzą, zamilkły, co by przywitać się głośno i - mniej lub bardziej - radośnie ze swoim ojcem i jego bliską przyjaciółką. Sakura szybko oznajmiła, że pogoda jest dobra, by nieco zmoczyć skórę. Wszystkie dziewczyny się ucieszyły - tutaj, wśród roślinności, owady lubiły dręczyć, więc wypad na plażę był bardzo przyjemną wizją. Wszyscy spokojnie ruszyli w stronę, gdzie kończyły się drzewa, a trawa ustępowała piaszczystej plaży, którą otulały gorące promienie słońca. Wyspa, jak zwykle, otoczona była przez wyjątkowo spokojną pogodę. Najwyraźniej taki był urok tego miejsca, rzadko kiedy bowiem nawiedzały ich kaprysy matki natury.

- No dobra córeczki, pamiętajcie o tym, co wam wcześniej wasz wspaniały ojczulek-bohater wspominał odnośnie zagrożeń czyhających w wo… - Nawet nie zdążył wypowiedzieć kolejnej litery tego słowa, a już Ayla była w połowie drogi do wody. Ubrania, które z siebie zrzuciła, nawet nie zdążyły jeszcze spaść na piasek. - Ayla, na wszystko, co wspaniałe, słuchaj, kiedy tatuś mówi o czymś ważnym! - burknął, jednak nie ze złością, a z troską. - No dobra. Idźcie już, tylko ostrożnie! - rzekł, po czym zaczął spokojnie pozbywać się wszystkiego poza czarnymi spodniami. Ubrania rzucił z dala od wody na piasek, po czym wszedł do niej. Wkrótce po tym w ślad jego i Ayli poszła cała reszta wesołej, kobiecej gromadki.

        Wszystkie córki Sargerasa, nie licząc najmłodszej Kalli, poszły popływać bez choćby skrawka odzienia - ich nadopiekuńczy ojciec wychowywał je, więc przed nim nie miały co ukryć, zaś do Sakury przyzwyczaiły się, do tego stopnia, że równie dobrze mogłaby być członkiem ich rodziny. Czasami traktowały ją nawet jak siostrę, szczególnie ostatnimi czasy, gdyż na wyspie ciężko było odizolować się od pozostałych.

        Sargeras, popisując się jak zwykle, popłynął na głębszą wodę. Nie był może wspaniałym pływakiem, ale umiał się utrzymywać na powierzchni, a silne ciało pozwalało mu przemieszczać się w tym środowisku w miarę szybko. Oczywiście co jakiś czas przepływał blisko Sakury, celowo zatrzymując się i naprężając pokazowo swoje mięśnie. Eclipsa pływała bez celu, choć tak naprawdę pilnowała wszystkich dookoła. Nie miała może oczu z tyłu głowy, ale starała się w razie czego pilnować każdej siostry.

        Exelria zanurzyła się w wodzie, potaplała się chwilę, po czym zdecydowała, że położy się na brzuchu w miejscu, gdzie plaża stykała się z oceanem, dzięki czemu mogła pławić się w słońcu, kiedy od barków w dół woda muskała jej ciało. Persea pływała tam, gdzie woda sięgała do pasa. Chociaż bardziej przypominało to chodzenie po dnie - nie chciała, by słony akwen zniszczył jej włosy, już kiedyś bowiem przekonała się, jak bardzo to szkodzi na fryzurę. Jej bliźniaczka, Sandye, chciała zaimponować ojcu i płynęła za nim. Szło jej całkiem nieźle, aczkolwiek widać było, jak przewraca oczami, kiedy Sargeras podpływał na podryw upadłej.

        Lai’nome i Riandyosa bawiły się w nurkowanie. To znaczy Riandyosa, kiedy widziała, że Eclipsa nie patrzy, łapała swoją “kochaną siostrzyczkę” za głowę i pchała ją pod wodę. Nie pierwszy raz tak robiła i wiedziała, kiedy uwolnić swoją ofiarę, by ta nie cierpiała fizycznie tylko psychicznie. Lai’nome jakoś próbowała się bronić, ale brak wiary w siebie, jak i zaklęcie, które nie pozwalało jej wymówić ani słowa, a które to zostało na nią nałożone kilka chwil temu, nie pomagało w tej sprawie.

        Ayla udawała rekina. To znaczy, że podpływała pod wodą do kogoś i szczypała mocno, celując zazwyczaj w tyłek. Szczególnie upodobała sobie za cel Eclipsę, gdyż ta, zbyt przejęta na przyglądaniu się innym, nie pilnowała własnego otoczenia. Kalli zaś siedziała niedaleko Exelrii. Z nogami w wodzie, bawiła się pluszowym kotkiem, którego uczyła pływać. Uwielbiała pluskać, co było widać po jej uśmiechniętej buzi. Kot nie wyrażał dezaprobaty, więc najwyraźniej nie przeszkadzało mu to.

        Przez jakiś czas tak to było. Wciąż ta sceneria trwała przy plaży także wtedy, kiedy to Sargeras na dłuższy moment przystanął przy Sakurze.

- Słuchaj, czy moglibyśmy później naszykować w tym drewnianym domku wśród gałęzi coś w rodzaju uczty? Złapałbym nieco mięsa, wydobył nieco kosztowności z wnętrza jaskini dla siebie i Exelrii na ząb, dziewczyny by pomogły ci z szykowaniem wnętrza i zbieraniem ewentualnych roślin, co by urozmaicić posiłek. Co ty na to? - spytał, a po jego głosie było słychać, że jakaś okazja skrywa się za jego planami. - Oczywiście musielibyśmy się postarać, by to była uczta godna takiego bohatera jak ja! A i oczywiście nie chcę, by dziewczynkom czegoś zabrakło, dlatego też myślę, że należałoby zacząć szykowania wcześnie, może i zaraz. Co ty na to, moja pomocnico w czynach heroicznych?
Awatar użytkownika
Sakura
Błądzący na granicy światów
Posty: 10
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje: Wojownik
Kontakt:

Post autor: Sakura »

Sakura zachichotała, gdy spostrzegła, że jej smoczy towarzysz w końcu wybudził się z głębokiego snu. Zleciała z jego pyska i wylądowała na ziemi, czekając, aż stanie się jej w miarę równym. Wtedy też przyjacielsko go uściskała, nie zważając na jego marudzenie. Miała dzisiaj wyśmienity humor.

- Ktoś tu wstał lewą łapą… - szepnęła pod nosem. – Co ty bredzisz, Sargi? Na tej wyspie jesteśmy tylko my i twoje córki, z łatwością możesz odpocząć od swej wieeeelkiej sławy. – Oparła ręce na biodrach i zrobiła zawadiacką minę.

Jednakże Sargeras nadal odstawiał istną dramę, jakby występował w teatrze, na co anielica przewróciła oczami.
– Czemu mam wrażenie, że nawet jeśli urodziłabym się te 1793 lat wcześniej, to nadal miałbyś mnie za młodą i niedoświadczoną? – Uniosła jedną brew wyżej.
Na szczęście w końcu przestał się panoszyć ze swoim przerośniętym ego, choć na drobną chwilę i nawet ją skomplementował! Wywołało to piękny uśmiech na jej piegowatej twarzy. Komplementy zawsze wywoływały u niej rumieńce, a wiedząc, że jej przyjaciel to istny kobieciarz, szybko poleciała naprzód, w sensie do jego córek, by tego nie spostrzegł i by się z nimi przywitać.
Ledwo co wymieniła wszystkie ich imiona, już leciały do wody, a Sargeras nawet nie zdążył wygłosić mowy o bezpieczeństwie dla swych w większości dorosłych córek. Upadła, aż spojrzała do tyłu, by zobaczyć jego minę. Była tego warta, aż zaśmiała się na głos, po czym postanowiła jak najszybciej dołączyć do reszty.
Rozłożyła skrzydła i śmignęła niczym błyskawica do plaży. Czasem wolała latać na lianach i skakać z drzewa na drzewo, innym zaś razem wolała wzbić się ponad ich korony i choć przez chwilę przypomnieć sobie jak to kiedyś było. Czuła wiatr we włosach, promienie słońca delikatnie muskały jej skórę, tworząc delikatną opaleniznę. Gdy była już na tyle wysoko, że w zasięgu wzroku miała całą wyspę, złożyła skrzydła i zaczęła spadać. Zamknęła oczy i z pełnym uczuciem spokoju leżała jak gdyby nigdy nic. Oddychała spokojnie, na twarzy gościł uśmiech i dopiero gdy była już niedaleko tafli wody ustawiła się odpowiednio, wyciągnęła ręce naprzód i sprawiła, iż jej skrzydła zniknęły. Był to naprawdę widowiskowy skok, któremu towarzyszył olbrzymi plusk.
Upadła anielica z ogromną prędkością poleciała ku dnie, nim jednak do niego dotarła, zdążyła zatoczyć łuk, by resztka prędkości posłużyła jej do wypłynięcia na powierzchnie, co również zrobiła dość gwałtownie, łapczywie nabierając w płuca powietrza.
Później już relaksowała się, pływając w spokojniejszy znacznie sposób. Bawiło ją to, jak pradawny się przed nią popisuje. W końcu przestała jednak zwracać na to większą uwagę i po prostu dryfowała sobie, leżąc na plecach, wykonując okazjonalne ruchy rękami lub nogami, by nie zatonąć. Wtem Sargi zaczął gadać coś o uczcie, a przecież ledwo co przyszli w praktyce. Sakuriela westchnęła, zwłaszcza że zirytowały ją ostatnie słowa.

- Po pierwsze, zetnę ci te wąsy i brwi, jeśli będziesz mnie wciąż traktował jak jakiegoś giermka, zamiast wspólniczki, w końcu jestem czarnym rycerzem, zapomniałeś? – Uniosła jedną brew wyżej. – Po drugie, uważam, że to dobry pomysł z ucztą, ale nieco… wczesny, tak miło się pływa…

Niespodziewanie anielica zamilkła i zapatrzyła się w horyzont zaskoczona. Przymrużyła oczy i jeszcze bardziej zaskoczona, że to nie jedynie przewidzenie, spostrzegła statek. Ewidentnie kierował się w stronę ich wyspy. Był jeszcze daleko, ale skoro już był widoczny, to zbyt długo nie będą musieli czekać, aż zrzuci kotwicę.

- Sargi… - Wskazała mu to niezwykłe zjawisko w tych stronach. – Hmm, okej, trzeba szybko przyrządzić ów ucztę i zająć się naszymi gośćmi… Pewnie zbłądzili, a może poszukiwacze skarbów… Albo PIRACI! – krzyknęła, zacierając rączki. – Ale najpierw jedzonko – powiedziała już spokojniej i wyszła z wody. Napotkała tam najmłodsza z córek smoka. – Ouh, Kalli, twój kotek będzie teraz bardzo długo się suszył... – skrzywiła się, widząc przemoczonego pluszaka. – Będziesz musiała go później wypłukać w jakimś źródełku, bo będzie cały w soli… PERSEA! – zawołała. – Pomożesz siostrze umyć jej przyjaciela? Ja z Eclipsą za ten czas zajmiemy się przyrządzaniem posiłku, czyż nie – skierowała wzrok w jej stronę i powiedziała na tyle głośno, by usłyszała. – Sandye i Exelria, wy pójdziecie z ojcem, a reszta ze mną – wydała polecenia niczym jakiś dowódca i ruszyła do swej chaty w koronach drzew.

Po drodze dziewczyny pozbierały potrzebne składniki, a w środku wspólnymi siłami, na czele z Eclipsą, która na przyrządzaniu posiłków znała się najlepiej ze wszystkich obecnie pomieszkujących na wyspie, dokonały cudu i stworzyły ucztę na całe dziesięć osób, starczyło nawet miejsca na wyimaginowany posiłek w zabawkowej misce dla futrzaka najmłodszej smoczycy. W międzyczasie dziewczyny mogły ze sobą spokojnie pogadać, ogólnie bliźniaczki i Alya były raczej zajęte sobą, więc dla piekielnej jedyną rozmówczynią była pierworodna Sargiego.
Wszystko tak idealnie się zgrało, jakby w zamian za nadchodzące kłopoty. Stół został przygotowany całkowicie akurat, gdy pozostała piątka weszła do domku upadłej. Wszyscy zasiedli do uczty, anielica tylko co chwilę wypatrywała, jak statek jest już całkiem blisko i niebawem zrzuci kotwicę. Starała się jednak aż tak tym nie przejmować.

- No dobrze Sargeras, może nam wreszcie wyjawisz, czemu odbywamy tak uroczystą ucztę? – spytała, starając się powstrzymać wzrok, który pragnął wciąż spoczywać na przybijającym do brzegu okręcie.
Awatar użytkownika
Sargeras
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Inna , Najemnik , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Sargeras »

        Czerwonoowłosy pomagier płci żeńskiej wydawał się dziś niezwykle marudny - najpierw sugerowała ona, iż Sargeras wstał lewą nogą, później pytała o jakże oczywiste rzeczy - bowiem odpowiedź na to, czy byłaby młoda i niedoświadczona, gdyby miała niemal dwa tysiące lat więcej, brzmiała tak - a na koniec jeszcze mówiła o tym, jak to niby jest na równi z nim! Rzecz jasna miała częściowo rację w ostatniej kwestii - tak, byli wspólnikami na “równych” zasadach, jednak z pewnych bardzo, bardzo, baaardzo oczywistych względów smok był tym bardziej równym wspólnikiem.

        Tyle dobrego, że przeciwko uczcie nie miała zbyt wiele słów na przeciw - szczególnie po pojawieniu się statku na horyzoncie. Sargeras spojrzał w stronę jednostki morskiej, a coraz to kolejne smoczyce także zaczynały patrzeć. Milczały, czekając na to, co zdecydują “dorośli”. Na całe szczęście Sakura mówiła nie tylko z sensem, ale także w sposób, który spodobał się jakże wielkiemu bohaterowi, który to w odpowiedzi na jej plan, co i jak, pokiwał głową na tak.

        Zresztą nie tylko on zgodził się z Sakurą. - Kalli, po przyjrzeniu się swojemu kociemu towarzyszowi, przyznała rację upadłej, Persea zaś z uśmiechem na ustach złapała swoją siostrzyczkę za rękę i od razu skierowała się w stronę źródła czystej, pozbawionej soli wody. Eclipsa w bardzo dojrzały sposób zgodziła się na przygotowywanie jedzenia - to znaczy natychmiast ruszyła brać się do roboty, nie mówiąc zbędnych słów.

        Sargeras z pomocą Sandye i Exelrii ruszył upolować coś soczystego na ząb dla większości, jak i również wydobył nieco kamieni szlachetnych dla tych z bardziej wyrafinowanymi gustami. Pozostałe dziewczyny zaś posłusznie ruszyły za upadłą. Wszystko poszło sprawnie dzięki temu, że Sakura miała nie tylko zaufanie dziewczyn, ale też szacunek z ich strony - była samowystarczalną i samodzielną kobietą, a to było niedostępne dla wiecznie skrytych pod skrzydłami ojca smoczyc. Dlatego też, gdy piekielna o coś prosiła, nie było ani słowa sprzeciwu, no chyba, że Sargeras miał coś bohatersko-mądrego do powiedzenia.

        Pomimo braku wyrafinowanych narzędzi czy naczyń, obiad został wykonany nie tylko sprawnie, ale też i smacznie i z sercem. Kolorowe potrawy były w przemyślany sposób ułożone na ręcznie robionej, prostej, prymitywnej nawet, zastawie. Nie brakowało ani słodkości, ani wyrazistych smaków, były potrawy rozpływające się w ustach, jak i również te, które trzeba było potraktować zębami, co by przeszły przez gardło. Rzecz jasna, ponieważ każdy znał każdego tutaj, a szczególnie Eclipsa, to też dania zostały ułożone według gustu każdej osoby, dzięki czemu każdy miał w zasięgu ręki to, co lubił.

- Jak to dlaczego? Przecież to oczywiste! - zaczął, gdy tylko Sakura zadała swoje pytanie. Jego córki uciszyły swoje własne rozmowy, żeby nie zagłuszyć tego, co mówił ich ojciec. O ile cokolwiek, co on mówi tym swoim donośnym głosem, pełnym pychy i dumy, można by było w ogóle zagłuszyć bez wywoływania kataklizmu na skalę łuski Prasmoka… - Z dwóch powodów! Powód pierwszy był powodem pierwotnym zarazem. Spędziliśmy tu bowiem wiele czasu, zacieśniając nasze więzi, odpoczywając od zgiełku kontynentu oraz pławiąc się w blasku mej chwały. Czuje jednak, że nadszedł czas, by istoty Alaranii po raz kolejny usłyszały o moich wyczynach, tych starych, jak i tych nowych, do których dojdzie, gdy powrócimy na większy ląd. Tak więc powiedzieć można, iż uczta ta ma na celu zebranie zapasów sił dla każdego z nas, co byśmy zdołali dolecieć bez potrzeby wielu postojów.

- Drugi powód zaś to...

Statek zaczął zwalniać, gdy tylko kotwica poszła w dół i zanurzyła się w wodzie. Kapitan jednostki dobrze wyczuł chwilę, zatrzymując łajbę tak blisko, jak to było możliwe - kilka sekund spóźnienia kosztowałoby ich dziurą w kadłubie, płytkie wody pełne kamieni mieli bowiem tuż przed sobą. Rzecz jasna mógł zatrzymać się dalej… A nie, jednak nie. W końcu, co za szaleniec pozbawiłby się szansy zarobku pod postacią garści kosztowności w imię czegoś tak nieważnego, jak bezpieczeństwo swojego statku?

- Rozumiecie więc tą sytuację, tak? Jeżeli to goście, to ich przywitamy jadłem i historiami o moich wyczynach. Jeśli wróg, to też ich przywitamy. Ogniem i pazurami rzecz jasna! W końcu co jak co, ale nikt nie będzie zadzierał z rodziną wspaniałego Sargerasa! - Zakończył pradawny, po czym wziął gryza jednego z większych kamieni szlachetnych, delektując się smakiem, który normalnej istocie już dawno połamałby zęby i rozszarpał dziąsła na kawałki.
Awatar użytkownika
Sakura
Błądzący na granicy światów
Posty: 10
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje: Wojownik
Kontakt:

Post autor: Sakura »

Sakura wraz z córkami Sargerasa i nim samym kończyli jeść smaczny posiłek. Oczywiście wszystkim po głowie chodził ten tajemniczy, dopływający właśnie do ich wyspy statek. Jednakże ciekawy był również powód wydania tak odświętnej uczty. Piekielna uniosła lekko brwi, patrząc na smoka. Przeczuwała, o co może mu chodzić, ale jakoś nie mogła dopuścić tego do swoich myśli.
Gdy jednak powrót na kontynent okazał się znacznie bardziej realny, niż Saki mogłaby się spodziewać, już nie było jej tak wesoło. Nie czuła się gotowa do powrotu, nawet poczuła niepokój, bo co jeśli wyszła z wprawy podczas tego całego czasu spokojnego w miarę życia tutaj? No i anioły, na stałym lądzie była znacznie łatwiejszym celem. No, ale był jeszcze jakiś drugi powód, więc postanowiła najpierw wysłuchać całości, a potem dopiero się sprzeciwiać.

- Sargeras, rozumiem cię, ale czy to aby na pewno dobry moment, by wracać na stały ląd? Nawet ze mną wcześniej o tym nie rozmawiałeś, nie wiem, czy jestem gotowa… Poza tym, jeśli chodzi o tych gości to mam inny pomysł i propozycję nie do odrzucenia. Najpierw sprawdzę, jakie mają zamiary, a potem zachowamy się adekwatnie. Chyba nie chciałbyś narażać swoich córek, czyż nie? – Miała nadzieję, że to dotrze do tego gadziego łba zakutego w istną zbroję z wybujałego ego.

Dlatego, gdy tylko upadła skończyła się posilać, stwierdziła, że poleci na zwiady, sama. Za dobrze znała pradawnego, on miał zdecydowanie zbyt mocne wejścia. Tu natomiast potrzeba było subtelnego obserwatora, takiego jak ona.
Poleciała więc aż do ostatniej linii drzew i palm przed piaskiem wyznaczającym początek plaży. Schowała skrzydła i podeszła ostrożnie, najbliżej miejsca, gdzie miały dobić do brzegu szalupy wypełnione ludźmi.
W pierwszej siedział ktoś, kto zdecydowanie wyglądał na kapitana. Dumnie postawił pierwszy krok na lądzie, jakby był jakimś zdobywcą. Czerwonowłosa prychnęła w myślach, już jej się nie podobał. Miał w oczach coś takiego… Jakby składał się tylko z chciwości i pragnienia zysków, idąc po trupach do celu. Zaczekał, aż reszta szalup również dopłynie. Wszyscy byli poubierani niezwykle gustownie. Kompletnie to nie pasowało do kogoś, kto chciał osiedlić się na wyspie albo ukryć tu jakiś skarb to wyglądało na… turystów. Na dodatek bardzo zamożnych. Upadła westchnęła.

- Jak państwo widzicie, wyspa jest częściowo wciąż spalona, jednakże nie ma tu żadnego wulkanu, prawdopodobnie jest tu tak gorąco, że co jakiś czas wybuchają pożary – stwierdził jakiś drobny mężczyzna z dziwnymi szkiełkami przed oczami, to się chyba nazywa okulary. Był strasznie chudy i trzymał grubą książkę w dłoni, do której co rusz zaglądał.

- Samoistnie powstały pożar… jasne – skrzywiła się w myślach, przypominając sobie tę feralną kłótnię z Sargim.

- Mimo wszystko miejsce jest niesamowite, z chęcią postawiłbym tu pałac i się przeprowadził… Taka prywatna wyspa to coś niesamowitego – stwierdził jakiś inny mężczyzna przesadnie elegancko ubrany.
- Żyć tak w dziczy, odizolowanym od społeczeństwa wśród tych… wstrętnych zwierząt i obrzydliwego robactwa? Ty już do reszty rozum straciłeś! – sprzeciwiła się bardzo gruba kobieta, prawdopodobnie małżonka ów jegomościa.
- Proszę państwa, na razie pozwolicie, że oprowadzę was po wyspie.
- A czy na pewno dobrze pan ją zna? – spytała jedna z tych zgrabniejszych i młodszych dziewczyn, może czyjaś córka.
- Ależ oczywiście, bywałem tu setki razy – zapewnił kapitan.

- Co za wierutne kłamstwo! – oburzyła się Saki. Gdyby tu był tak często, jak mówił, z pewnością by zauważyła, a jak nie ona to jej przyjaciel albo któraś ze smoczyc. Miała ochotę ów kapitanowi porządnie nagadać, ale…

Jak ona w ogóle wyglądała? Porządnie prześwitująca biała koszula, wciąż jeszcze nieco mokra po wcześniejszym pływaniu. Podobnie proste spodnie, nieumiejętnie przycięte na dole, przez co lekko podarte. Nawet butów nie miała, tylko bose i brudne od łażenia bez butów stopy. Na dodatek rozczochrane włosy. Jak nic wzięliby ją za jakiegoś dzikusa. Mogła pomyśleć i nim poszła na zwiady ubrać coś bardziej… stosownego.

- Świetnie, po prostu świetnie – skarciła samą siebie.

Po chwili zaś musiała szybko cofnąć się w krzaki, bo ludzie zaczęli wchodzić w gąszcz w celu zwiedzenia wyspy. I niestety kierowali się w stronę jej domku i smoczej jaskini. Dlatego, gdy wszyscy weszli w zarośla, to upadła anielica po prostu wyszła na plaże i rozłożyła skrzydła, odlatując w stronę swojej chatki.
Niestety nie wiedziała, że pewna osoba, która pozostała na statku ją widziała i jeszcze nawet śmiała przez dłuższy czas obserwować przez lunetę, póki nie zniknęła w koronach drzew.

- Wygląda na to, że mamy… bogatych turystów – powiedziała, wchodząc do chatki. Nie była zadowolona, to miała być ich ostoja bez żadnych gości.
Awatar użytkownika
Sargeras
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Inna , Najemnik , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Sargeras »

        Rozmowa dotycząca statku oraz tego, jak postąpić z faktem, iż ten w ogóle się pojawił, była jedynie między upadłą a ojcem wszystkich obecnych tu smoczyc. Była to naturalna kolej rzeczy - Sargeras był uparty jak osioł i tylko Sakura była w stanie mu się postawić. Jego córki albo zbyt go szanowały, albo też wiedziały, że dla nich nie było szans na przebicie się do zakutego łba tatusia. Niektóre zaś po prostu nie chciały przedstawiać swojego zdania. Dlatego też każda z nich, od Eclipsy aż po Kalli, skupiła się na jedzeniu tego, co było na stole, jedynie co jakiś czas patrząc to na Sargerasa, to na czerwonowłosą.

        Bohaterski smok nie spodziewał się odpowiedzi Sakury. Ale za to spodziewał się tego, że nie będzie się spodziewał tego, co ona powie - była to rzecz, która według niego charakteryzowała damskiego pomagiera. W każdym razie, po usłyszeniu argumentu Sakury odłożył kryształ, który miał zamiar pochłonąć, po czym wpadł w zamyślenie, opierając dramatycznie brodę o swoją dłoń. Ku zdziwieniu wszystkich jego córek - Eclipsa aż zakrztusiła się wodą, którą piła - jego odpowiedź była krótka. I niepokojąca.

- Masz rację, nie chce, by cokolwiek im się stało. Idź na te zwiady, czy też jak tam wolisz to nazwać.

        Najstarszy w pomieszczeniu smok uśmiechnął się w typowy dla siebie sposób, czyli jakby właśnie ktoś miał zamiar namalować jego idealne ząbki, po czym wrócił do objadania się bogactwami na stole. Nie znaczyło to jednak, że jego dzieci tak po prostu wróciły do jedzenia po tym, co się właśnie stało. Exelria, Persea, Sandye oraz Lai'nome zamarły, z jedzeniem w rękach, które zawisły w powietrzu. Nawet Riandyosa przestała dźgać pod stołem swoją bliźniaczkę widelcem. Jedynie dwie najmłodsze smoczyce, nie przejmowały się tym, były bowiem zbyt przejęte pysznościami, którymi napychały sobie usta niczym dwa chomiki.

        Dopiero po jakimś czasie, gdy Sakura najadła się i znikła, aby szpiegować przybyszów ze statku, Eclipsa i jej siostry odzyskały zarówno zdolność ruchu, jak i mowę.

- Czy… Ty się z nią zgodziłeś? - Exelria nie kryła zszokowania.
- Dobra, przyznać się, kto go otruł? Albo jeszcze lepiej, zaczarował?- spytała Persea.
- Nie wiem… Może to wina R… AU! - wyszeptała Lai’nome, tylko po to, by jęknąć z bólu, gdy widelec wbił się w jej udo mocniej niż wcześniej.
- Roznoszących się w powietrzu chorób? Dobry pomysł bliźniaczko, ale mówimy tu o naszym tatusiu. Jestem pewna, że nawet śmierć jest na tyle mądra, by się trzymać od niego z daleka - dokończyła sadystka.
- Może się go po prostu spytajcie… Tato, to do ciebie niepodobne. O co chodzi? - Sandye i jej bezgraniczna wiara w ojca nie pozwalała jej na ślepe domysły.
- Co ty knujesz? - powiedziała bez ostrzeżenia Eclipsa, a jej głos był tak donośny, że wszystkie inne siostry zamilkły. Na dźwięk jej słów Sargeras przestał jeść i uśmiechnął się tak szeroko, jak tylko mógł.
- Dokładnie to, co trzeba, moja pierworodna córko. W końcu prawdą jest to, że najważniejsze jest wasze bezpieczeństwo. Sprawdzenie zamiarów potencjalnego wroga także jest rozsądne. Ale…
- Ale co?! - Ayla wykrzyknęła, nie mogąc powstrzymać ekscytacji. Szybko jednak, pod naciskiem spojrzeń sióstr, zachichotała i wróciła do jedzenia, widząc swój błąd. - Przepraszam tatku, kontynuuj.

        Sargeras, nadal dzierżąc uśmiech na twarzy niczym najpotężniejszą broń w swym arsenale, wstał od stołu, po czym przemówił niczym generał motywujący swoje wojska. Donośnie i zasilając każde słowo pewnością, która graniczyła z czystą głupotą.

- Przecież nie będę czekał, aż tu wróci! Jeśli ci, którzy przybyli na statku, mają złe zamiary, to muszę dostać się do nich jak najszybciej! Jeśli przybywają w pokoju, to też muszę się z nimi zapoznać natychmiast, co by czuli się ugoszczeni w naszych skromnych progach! - Tuż po tych słowach ruszył w stronę wyjścia z chatki. - Nie ruszajcie się stąd dziewczynki, tatuś wszystkim się zajmie!

Cisza panowała nad stołem, przy którym siedziały smoczyce.

- A to zwiady nie są po to, aby nie iść na ślepo w coś, co może być niebezpieczne? - Kalli odezwała się nagle. Nikt nie kwestionował tego, że wie, czym są zwiady, bowiem każda z sióstr co jakiś czas spędza z nią czas i opowiada jej o mniej lub bardziej ważnych rzeczach, co sprawiało iż młodocianą główkę przepełniała wiedza najróżniejszego sortu.
- Są, oj są... Po prostu dla niego, “Wielkiego i Bohaterskiego Sargerasa”, nic nie klasyfikuje się jako “niebezpieczne”... - Westchęła Eclipsa, po czym wszystkie dziewczyny wróciły do jedzenia swoich porcji.

        Sakura wróciła do chatki i podzieliła się swoimi wieściami o turystach natychmiast po przekroczeniu progu. Dopiero po kilku chwilach dotarło do niej, że… brakuje Sargerasa. Nim zdążyła zareagować na ten fakt, Eclipsa zrelacjonowała jej przebieg wydarzeń.

- Tato uznał w swej nieskończonej mądrości, że lepiej będzie jak poleci na miejsce, na wypadek, gdybyś potrzebowała pomocy. Albo, gdyby przybysze chcieli posłuchać jego opowieści… Idź znajdź go, póki jeszcze nie zjadł tym całym turystom pierścieni wprost z palców za to, że ośmielą się istnieć w blasku jego chwały. - Widać było, że dla Eclipsy to chleb powszedni. Jakby nie patrzeć, przeżyła wiele wieków pod skrzydłem Sargerasa, więc nie dziwiły ją już wybryki jej ojca.

        Tymczasem Sargeras, wciąż w swej elfiej postaci, kierował się w stronę statku. Nic więc dziwnego, że natknął się na turystów kierowanych przez kapitana statku. Rzecz jasna, jego pierwsze słowa były równie powalające, co jego uroda.

- Witajcie, czyżbyście odszukali mnie na tej wyspie, co by składać pokłony mnie i moim wielu dzielnym czynom? - Mówiąc te słowa, przyjął pozę, jakby był bohaterem baśni o rycerzu, co ocalił świat przed zagładą. Pierś jego dumnie wypięta była, ręce oparte twardo o jego boki, a wzrok wpatrywał się gdzieś w dal, jakby pozował do malowidła. Nie trzeba chyba mówić, że zamurowało nowo przybyłych?
Awatar użytkownika
Castalea
Zbłąkana Dusza
Posty: 4
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Mag , Włóczęga , Opiekun
Kontakt:

Post autor: Castalea »

        Vistrianna zaczynała być zmęczona życiem. Dla Castalei to było więcej niż oczywiste, choć zaskakiwało ją - jej siostra naprawdę była okazem entuzjazmu i siły życiowej, której wielu mogłoby zazdrościć. Daleko jej było od spania całymi dniami i rzucania kiepskimi żartami przy każdej okazji, ale smoczyca wolała nie ryzykować, że to się dalej rozwinie. Mała potrzebowała wakacji! Najlepiej gdzieś, gdzie nie ma mowy, że będzie się musiała czymkolwiek przejmować. Wyprawa na bezludną wyspę w otoczeniu bogatych snobów… tak, to brzmiało odpowiednio. Dlatego też Casta zaczęła udawać, że ma ostatnio wyjątkowo kiepski czas. Nawet jak na nią. Podziałało to nadzwyczaj szybko, gdyż legendarna niemal empatia jej siostry szybko wyczuła zmianę zachowania - no i w dodatku mimo wszystko troszczyła się strasznie o Castę; od razu powzięła kroki, aby zbadać tego przyczyny, jednak Casta nie pozwalała jej tego dociec zbytnio, dając jej fałszywe tropy, aż w końcu podsunęła jej myśl o wakacjach - oczywiście w sposób, aby to Vistrianna myślała, że na niego wpadła. Także na pomysł, aby dostać się na rejs na tropikalną wyspę. Udały się we dwie do odpowiedniego biura organizującego to; młodsza siostra stwierdziła, że ludzka empatia i wyrozumiałość powinny wystarczyć, aby przekonać urzędników do tego, aby ratować zdrowie Casty i pokazanie im, że od tego zależy los biednej istoty sprawi, iż znajdą miejsce na statku przeznaczonym dla bogaczy. Cóż, zadziałało - to jest przy drobnej pomocy worka złota, który Castalea przekazała pod stołem. Vistria opuściła więc budynek z przekonaniem w ludzką dobroć i z rozemocjonowaniem myśląc o wyprawie.
        Jednak zanim mogły wejść na pokład, pojawiło się kilka spraw do załatwienia! Głównie zdobycie odpowiednich ubrań, ponieważ wydawało się, że czeka ich podróż w bardzo eleganckim gronie. Vistrianna uparła się, że muszą się dopasować, dlatego ich kroki skierowały się do starej znajomej, która akurat znajdowała się w porcie, a która zdecydowanie mogła im pomóc - Ijumary. Poznały się na pewnym rejsie, siostry szukały potwora morskiego, a kapitan zaoferowała im przewózkę w zamian za ochronę statku. Było warto, bo po drodze doszło do napaści, podczas której Vistria nieźle się nawet spisała, ale samą siebie to przeszła Casta - udało jej się znokautować jednego z napastników, który nie zauważył ją leżącą na podłodze i upadł na głowę. Wracając jednak, Iju bardzo ochoczo zabrała się za poszukiwanie stroju dla Vistrii, spędziły nieco czasu przymierzając różne kreacje, aż w końcu wybrały błękitny strój, przypominający mocno elegancki mundur. Z pasem na miecz, podzieloną spódnicą, wysokimi butami i białą, wąską peleryną prezentował się naprawdę pięknie. Doszło też prób doprowadzenia Castalei do porządku, ale wysiłki skończyły się na zapewnieniu jej jako tako porządnej fryzury, która i tak pewnie nie miała długo przetrwać. Smoczyca broniła się przed zmianą ubrań jak kot przed kąpielą. W ostateczności doszło do tego, że raczej będzie chować się za siostrą, jeżeli będzie potrzeba.
        Przy wejściu rzeczywiście napotkały problem - to jest Vistria została przywitana z godnościami, ale uprzedzono ją, że nie może zabrać ze sobą na pokład bezdomnego. To doprowadziło do małej dyskusji, którą na szczęście Casta rozwiązała w momencie, gdy jej siostra oddaliła się, aby znaleźć kapitana i tak obydwie mogły w końcu wejść na statek turystyczny. Szybko okazało się, że było to bardzo urocze miejsce. Snobizm podróżujących nie był jakoś wybitnie uprzykrzający, a Casta udawała, że miała najlepsze chwile swojego życia, więc Vistria także była zadowolona. W sumie smoczyca uważała, że całkiem niezły był ten statek. Goście inni obrzucali ją potępieńczym, pogardliwym spojrzeniem, ale do tego zdążyła się przyzwyczaić. Mogła jednak leżeć przez cały dzień i jej siostra nie miała zbytnio jak zmusić ją do robienia czegoś, w dodatku na statku było tyle miejsc do drzemki! No i darmowe jedzenie. W dodatku masa służących, którzy musieli jej przynieść darmowe jedzenie za darmo do jej miejsca drzemki! To naprawdę wyglądało jak raj na ziemi. Także otoczenie niemal wołało o konstruowanie kiepskich żartów. Ale to, co naprawdę cieszyło Castaleę, to fakt, że chociaż Vistria wyglądała na sfrustrowaną jej podstawą, to w istocie jej młodsza siostra cieszyła się, że udało jej się sprawić, aby Casta miała się lepiej. Więc Casta cieszyła się z tego, że Vistria czuła się dzięki temu lepiej.
        Katastrofa zaczęła się trzeciego dnia, kiedy skończył się alkohol. Winnego poszukiwano długo, ale dzięki temu, że poprzedniego wieczoru Vistria zastała Castę śpiącą w stosie pustych butelek w ich pokoju i oburzyła się przez ten bałagan, wyrzuciła wszystkie do morza, więc nikomu nie zdołano niczego udowodnić. Obwiniano duchy morza. Duchy morza o bardzo dobrym smaku i wielu życiowych problemach. Najtrudniej bez trunków wytrzymać było oczywiście smoczycy, ale ta jednak dzięki obecności siostry zdołała przetrwać kolejne tygodnie. W sumie stały się dosyć popularne wśród podróżujących. Ich ekscentryzm przykuwał uwagę, choć z reguły stawał się albo powodem obaw albo wyśmiewania. Tutaj raczej chodziło o drugie, więc siostry stały się swoistą atrakcją. Casta jednak zdołała wykorzystać to, aby dowiedzieć się wielu tajemnic, zarówno statku, jak i gości. Lenia nikt nigdy nie posądza o posiadanie wiedzy zdolnej zabić. Było więc specyficznie, ale ciekawie.
        Aż w końcu dotarli do wyspy. Casta i Vistria były obie na łodziach płynących do wybrzeża, choć Casta bardziej drzemała oparta o jej krawędź, podczas gdy jej siostra z zachwytem obserwowała zbliżający się ląd. Jej umysł powędrował do legend, których tyle słyszała, nie mogła się oprzeć wrażeniu, że w głuszy czeka na nią jakieś wyzwanie, które pozwoli wykazać się jej. Kiedy w końcu dotarły na ląd, musiała dźwignąć siostrę, która jednak po chwili się obudziła i zaczęła sama dreptać za nią. Nic dziwnego jednak, że oczy upadłej nie dostrzegły jedynej nieubranej osoby, łatwo ginącej w tłumie znacznie wyższych osób. Casta pociągnęła siostrę za rękaw.
        - Oczywiście i nie spadajcie - powiedziała, na co jedna z kobiet zachichotała, a Vistria schowała twarz w dłoni. Ale kontynuowali wędrówkę i dzicz szybko zafascynowała młodszą siostrę na tyle, że zmartwienia ją opuściły. Okolica była naprawdę urocza. Tylko brakowało potworów do pokonania, upadłych rycerzy do pojedynkowania i nieszczęśników do ratowania! Kiedy więc rozległo się szumienie liści, oczy Vistrii rozbłysnęły, a dłoń powędrowała do rękojeści miecza, jednak kiedy wyłoniła się osoba, zamurowało ją, podobnie jak resztę osób - może poza Castaleą, która wpatrywała się w Saregerasa z uśmiechem ograniczonego zainteresowania i rozbawienia, po czym wyjęła ukryte w rękawach dłonie z kieszeni szaty i zakryła sobie uszy. Kiedy jednak słowa smoka się skończyły, wszystkie zwierzęta z okolicy natychmiast czmychnęły z okolicy, a wszyscy turyści dostali ataku serca, gdyż rozległ się przeszywający powietrze pisk zachwytu, a po chwili z grupy wyrwała się Vistria, spoglądająca na Sargerasa z uwielbieniem w oczach.
        - Nie wierzę! Sargeras Bohater! To naprawdę ty?! Ja chyba śnię! To naprawdę naprawdę ty?! Znam tyle historii o tobie! Jesteś żywą legendą! Nie sądziłam, że dane mi będzie cię spotkać! O rety, ja chyba śnię!
        Nikt z reszty grupy nigdy nie słyszał o żadnym Sargerasie, ale po słowach dziewczyny zaraz zgromadzili się wokół niego, potakując Vistrii i spoglądając z niedowierzaniem na smoka, udając, że doskonale wiedzą, kim jest, poleciały pytania, dosyć bezpieczne, oprócz tych zadawanych przez Vistrię, której zaraz potakiwano. A ona wypytywała o przygody Sargerasa ze sporym znawstwem tematu. Jedynie Castalea pozostała na miejscu. Choć nie, po chwili spojrzała na drzewo obok, drzewo, które wprost zapraszało w swoje objęcia, więc kobieta oparła się o nie, pochyliła głowę i zaczęła drzemać. Zanosiło się na dłuższy postój, Vistri nic nie groziło, więc mogła sobie pozwolić na taką chwilę. Szybko zjechała po pniu, uderzając tyłkiem o ziemię i zostając już na niej w tej pozycji siedzącej, śpiąc w najlepsze.
Awatar użytkownika
Sakura
Błądzący na granicy światów
Posty: 10
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje: Wojownik
Kontakt:

Post autor: Sakura »

Sakura uśmiechnęła się zadowolona i gdy tylko dokończyła posiłek, poleciała na zwiady. Trochę ją zdziwiła reakcja Sargerasa, tak po prostu przyznał jej rację. To niepokojące, miała wrażenie, że coś knuje, ale na razie wyszło tak, jak chciała, więc mogła w pełni realizować swoje zadanie.
Nie poszło jednak po myśli upadłej, zbyt szybko poleciała, kompletnie się nie przygotowując. Musiała więc wrócić do swojej chatki. Przynajmniej udało jej się zebrać część informacji, więc nie wracała z całkiem pustymi rękami.
Gdy tylko wylądowała na jednym z balkoników, schowała skrzydła i poszła podzielić się informacjami z resztą. Zdążyła wtrącić jedną rzecz, po czym zorientowała się, iż brakuje pewnej osoby. Jakże by inaczej…

- A gdzie jest... – Nim Saki zdążyła zadać pytanie, Eclipsa zaraz pośpieszyła z odpowiedzią, która ani trochę nie polepszała humoru czerwonowłosej, była wręcz zdenerwowana – ŻE CO?! – krzyknęła aż ale wiedziała, jak ostatni atak gniewu się skończył. Wzięła głęboki oddech i odetchnęła – Dobrze, jestem spokojna… - powiedziała bardziej do siebie, ale też do smoczyc, w końcu nie chciała podpalić drewnianego domku, to byłoby niebezpieczne, a Sargi nigdy by jej tego nie wybaczył, gdyby coś się stało młodym.

Piekielna ruszyła w stronę miejsca, gdzie trzymała swoją zbroję, domyślała się, że skoro niebieskołuski bohater idzie na zwiady, to na pewno nie pozostanie w ukryciu, więc ona też nie może, jeśli ma go pilnować. Nie miała jednak zamiaru zdradzać swojej tożsamości. Dawno już nie nosiła zbroi, miała nadzieję, że dyskomfort nie będzie zbyt wielki. Przyodzianie pancerza zabrało jej tylko krótką chwilę, jednak wciąż była w tym wyćwiczona. Na koniec założyła hełm i rzuciła jeszcze drobny czar na swój głos, aby nie zdradzał nawet jej płci.

- Ruszam, Eclipsa zajmij się tu wszystkim – powiedziała do najstarszej nieswoim głosem, aż sama poczuła się nieswojo, długo już nie używała tej sztuczki.

Zbroja nieco ją ograniczała, bo nie mogła rozwinąć skrzydeł, więc szła na piechotę, okazjonalnie używając nieco mocniejszych lian. W końcu dotarła tam, gdzie jeszcze niedawno obserwowała turystów.
Teraz całą uwagę skradł bohaterski smok i to naprawdę porządnie, jeszcze zanim wróciła do swojego, przypomniała sobie reakcje niektórych kobiet na smoka. Wygląda na to, iż jej przyjaciel miał tu wierną fankę, a nawet cały tłum.
Upadła wyszła zza krzaków, także się w końcu ujawniając. Większość ludzi nie bardzo wiedziała kim jest Sargeras i tylko udawali, że wiedzą, by nie wyjść na niedoinformowanych. Jednakże inaczej się sprawa miała w stosunku do czarnego rycerza, tu znaczna większość kojarzyła tajemniczego wybawcę.
Saki stanęła obok pradawnego i teraz oboje byli całkiem otoczeni przez zamożnych turystów. Przewodnik postanowił to wykorzystać, najwyraźniej był bardzo łasy na kasę.

- Drodzy goście, oto bohaterowie, jakich świat potrzebuje, specjalnie zaprosiliśmy ich na tę wyspę, abyście mogli jako jedni z nielicznych poznać ich osobiście. Myślę, że kilka ruenów w pełni pokryje koszty tej niespodzianki – uśmiechnął się chciwie i zaczął zbierać pieniądze od mocno zaintrygowanych bogaczy, którzy dawali mu to, o co prosił, chcąc, tylko by przestał im zakłócać spotkanie z czarnym rycerzem oraz bohaterskim smokiem.
- Chwileczkę, co? – zapytała upadła zirytowana nieszczerymi słowami chciwca, jednakże tłum to zagłuszył i musiała bardzo się starać, aby nie zdjęli jej hełmu, bo z jakiegoś powodu obrali sobie to za główny cel.

Natomiast najbliżej pradawnego zebrała się spora grupa kobiet, którym imponował swym męstwem, kilka nawet pokręciło się obok piekielnej, ale szybko zrezygnowane podeszły do Sargerasa, czarny rycerz wyraźnie dał im znać, że nie jest zainteresowany.

- Jak długo zamierzacie pozostać na wyspie? – spytała Sakura, starając oddalić się od tłumu.
- To zależy, jak bardzo im się spodoba drogi Czarny Rycerzu– chciwiec wskazał na grupę bogaczy.

Upadła westchnęła niepocieszona, beztroskie dni właśnie prysnęły w jednej chwili. Teraz trzeba coś wykombinować, by ich dom pozostał ostoją, nawet jeśli wrócą na stały ląd. To była ich wyspa i miała taką pozostać, tylko jak przegnać ciekawskich jednocześnie nie tracąc twarzy?
Awatar użytkownika
Sargeras
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Inna , Najemnik , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Sargeras »

        To było… To, czego Sargeras potrzebował! Piękne panie, które piszczały z zachwytu i topniały w jego objęciach, a na dodatek widok spoglądających z zazdrością mężczyzn. Tłum, którego uwagę pochwycił natychmiast, rozpalił w sercu pradawnego zaginioną iskrę ekscytacji, bez której życie po prostu nie było takie samo. Nic więc dziwnego, że nie zważając na okoliczności, smok postanowił pławić się w chwili, póki ta trwała, a co jak co, ale w tym był lepszy niż niektórzy bogowie.

        Zarówno dojrzałe szlachcianki, jak i gustowni baronowie - bo głównie z tego składała się zgraja otaczająca jego osobę - nie zaskakiwali go swoim zachowaniem. Panie, rzecz jasna, były zdumione, czasami wręcz onieśmielone jego poczynaniami, które to wciąż były wspominane. Co niektóre bardziej odważne, które to albo samotne były bądź przypłynęły bez swojej oficjalnej drugiej połówki, już zaczęły się poddawać jego urokowi, posyłając mu TE spojrzenia, jak i również zbliżając się do niego, co by móc pławić się w blasku jego chwały i sylwetki, przy której rzeźby innych herosów wyglądałyby, jakby przedstawiały jakieś pomniejsze pospólstwo.

        Rzecz jasna to, co mówiła i robiła część męska, niezbyt interesowało Sargerasa. No dobra, może co jakiś czas spoglądał na smakowite kosztowności, którymi byli obciążeni. Złoto, srebro, kamienie szlachetne - ślinka mu ciekła na ten widok, choć próbował nie dać po sobie tego poznać. Przynajmniej nie teraz, chciał bowiem najpierw zdobyć ich serca, co by łatwiej móc wyłuskać ich ze wszystkiego, co było drogie i bez wątpienia smaczne.

        Coś jednak było nie tak w tej sytuacji… Nie, to zdanie nie opisuje dobrze uczucia, które odczuwał Sargeras. Coś było... “bardziej niż zwykle” tak. W tej sytuacji. A po krótkim namyśle, smok uznał, że prawdopodobnie powodem jest więcej niż jedna rzecz. O ile rzeczą można uznać dwie damulki, które wyróżniały się z tłumu szczególnie mocno. Pierwsza robiła to w oczywisty sposób - praktycznie wtórowała mu w opowiadaniu o swoich czynach, a gdy pytała o coś, to brzmiało to tak, jakby już od dawna znała odpowiedź, tyle że chciała ją usłyszeć z ust swojego idola. Tak wielkie oddanie Sargerasowi wywoływało w bohaterze dumę, radość… i charakterystyczne ciepło promieniujące z głębi serca. Co jak co, ale jego fanka była urodziwa, nie miał więc żadnej wymówki, by odmówić sobie w przyszłości rozmowy z jakże rozpromienioną od zachwytu dziewczyną, tyle że w bardziej adekwatnych warunkach.

        Zagadkowe było jednak to, szczególnie to ostatnie uczucie zdawało się rosnąć w nim także za każdym razem, gdy spoglądał na sylwetkę, która dyskretnie drzemała sobie w cieniu jednego z pobliskich drzew. Ubrania drastycznie odstawały od tego, co reprezentowali sobą inni, do tego stopnia, że Sargeras zaczął zastanawiać się, jak się tu znalazła. Nie dojrzał też niczego, co byłoby szczególnie drogocenne na tejże osobie. I jakby tego było mało, jak można spać w obliczu kogoś takiego jak on?! To było niedopuszczalne niemalże! A mimo to… Coś ciągnęło jego wzrok w tamtą stronę niczym zapach dorodnego sera, czy blask wyśmienitego złota. Czyżby ta kobieta - bo na mężczyznę to to nieszczególnie wyglądało - miała w sobie coś, co zarazem mógł wyczuć u jego fanki? Tylko to mogło wyjaśnić to uderzająco podobne przyciąganie. A cóż to takiego było? Sargeras już miał podejrzenia, ale na razie wolał je zachować dla siebie, każdy w końcu wie, że tajemnice tylko dodają pikanterii przy kontaktach z urokliwymi dziewuszkami.

        Nim jednak dokonał jakichkolwiek działań skierowanych ku dwóm szczególnie interesującym postaciom, przybyła Sakura. Choć dla tych, co nie znali zawartości zbroi, był to Czarny Rycerz - Dzielny pomagier Sargerasa, który pomaga wielkiemu i potężnemu smokowi, choć ten pomocy absolutnie nigdy nie potrzebował i potrzebować nie będzie. Sargeras, gdy tylko nie przymilał się do otaczających go wciąż pań, popatrzył chwilę na interakcje Sakury z obecnymi. Był niezmiernie wdzięczny, że Sakura nie odbierała należytej mu sławy, ani też nie rozkradała kobiecych serc, które rzecz jasna powinny należeć się tylko jemu. To, że co niektóre panny próbowały zdobyć względy Czarnego Rycerza, uznał za “zgrywanie niedostępnych”, na co wcale nie narzekał. Lubił wyzwania, szczególnie że on był w stanie poradzić sobie z każdym bez choćby krztyny wysiłku.

- Tak długo, jak zechcą? Ojojoj, to nie wiem, czy kiedykolwiek zdołacie opuścić to miejsce… Jakby nie patrzeć, ja tu jestem! - odezwał się donośnym i głębokim głosem bohater, wtrącając się w rozmowę między Sakurą a mężczyzną, który najwyraźniej był odpowiedzialny za zorganizowanie całej tej eskapady. - Chodźcie, zaprowadzę was w nasze skromne progi, jak i również zapoznam was z rodziną waszego bohatera i wybawiciela… Czyli mnie rzecz jasna! - Wszystko to wypowiedziane tonem, jakby dopiero co ocalił każdemu z nich życie po dziesięciokroć.

        Po chwili Sargeras skierował wzrok na Vistrię, a na jego twarzy pojawił się bardzo szeroki, ciepły, a zarazem flirtujący uśmiech. Jak nigdy nic zaczął przedzierać się przez inne, otaczające go dziewoje, co by znaleźć się tuż u boku swej fanki numer jeden. Wtedy też wszystko zadziało się w mgnieniu oka - Sargeras, nie zwracając uwagi na takie błahostki jak “przestrzeń osobista” czy “poprawność”, złapał ją za biodra i… Podrzucił na jakieś dwa sążnie w górę, z łatwością, z jaką księżniczka podrzuca poduszkę wypełnioną pierzem. Rzecz jasna, co poleci w górę, musi w końcu spaść i tak też się stało, z tym że zamiast na podłogę, wpadła na świeżo naszykowane siedzisko pod postacią prawego przedramienia bohatera. Nim zdołała spaść, jego dłoń zacisnęła się na jej lewym udzie z wystarczającą siłą, by utrzymać ją na miejscu. Klatka piersiowa smoka i jego ramię tymczasem stanowiły bardzo umięśnione oparcie, z którego musiała skorzystać, jeżeli chciała w jakikolwiek wygodny sposób wciąż przebywać w ramionach swego idola.

- Bym zapomniał, jeszcze nie mieliśmy okazji się sobie przedstawić! Jestem Sargeras, zwany Bohaterem! Ale o tym bez wątpienia wiesz, gdyż przyznać muszę, z uśmiechem na ustach wsłuchiwałem tego, jak wiele wiesz o mnie. Aż muszę spytać... czy zaszczycisz mnie swoimi imieniem, cobyśmy mogli bliżej się poznać?

        W międzyczasie Sargeras, z damulką bezpiecznie usadowioną, zaczął iść w stronę tej, która spała przy drzewie. Ta może i zasnęła przy nim, co było niewiarygodną hańbą, ale kto wie, może po prostu była zmęczona? Jeśli tak, to trzeba było ją obudzić, co by nie zmarnowała jakże świetnej okazji na zaznajomienia się z kimś takim jak on!

- Ty! Któraś opatulona snem! Śmiało, rozbudź się, i pław się w blasku mej chwały, albowiem jam jest Sargeras i nie pozwolę, by ktokolwiek stracił szansę na błogosławieństwo, jakim jest rozmowa ze mną! - Wszystko to było wypowiedziane tak głośno, że okoliczne zwierzęta uciekły jak najdalej, a liście zaczęły z drzew spadać. Jakby tego było mało, był praktycznie tuż przed nią, gdy przemówił, więc szanse na to, że będzie żałowała posiadania uszu, były niezwykle wysokie, szczególnie przy tym, jak donośny potrafił być Sargeras, gdy coś go podekscytowało.

- A, póki pamiętam... Czarny Rycerzu, mój zaufany pomagierze! Co sądzisz o tym, by zapewnić naszym gościom przedstawienie, o jakim im się nie śniło? Ja i ty kontra… Osiem krwiożerczych smoków! - Oczywiście odnosił się tutaj do swoich ośmiu córek, a to oznaczało, że nie mówił o poważnej walce. Prędzej chodziło o zwykłe przedstawienie, gdzie byłoby dużo ognia, a mało faktycznego zagrożenia. Jakby nie patrzeć, był gotowy oskórować każdego, kto by skrzywdził choćby jedną, więc nie pozwoliłby osobiście sprawić bólu całej swojej urokliwej gromadce.
Ostatnio edytowane przez Sargeras 3 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Castalea
Zbłąkana Dusza
Posty: 4
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Mag , Włóczęga , Opiekun
Kontakt:

Post autor: Castalea »

        Vistria wtórowała w zachwycie wszystkim zgromadzonym, jeżeli nie była wręcz główną siłą napędzającą go, ale kiedy nagle przy Sargerasie znalazła się Sakura, cała zakuta w czarną zbroję… pradawna zamilkła nagle i zatrzymała się w miejscu, pośród tłumu, wpatrując się tylko w milczeniu w Czarnego Rycerza. Po chwili jej kroki zaczęły powoli przybliżać ją do niego, jej dłonie były uniesione tuż pod podbródek, z palcami luźno układającymi się w niewielki daszek, ustka rozchylone, a w oczach błyszczały się ogniki zachwytu.
        - Och, nie wierzę - powiedziała cicho. - Do tego jeszcze… o rety… o rety… ja chyba…
        Ciało dziewczyny nagle zwiotczało i lekko pochyliło się to na jedną, to drugą stronę podczas gdy jej głowa poddała się sile ciężkości i osunęła w dół, niewątpliwie pociągnęłaby za sobą i resztę smoczycy, ale na całe szczęście ktoś złapał ją, zanim opadła na ziemię. Zemdlała kobieta otrząsnęła się szybko, w środku lotu odzyskując przytomność, a po chwili. Upadła na przedramię Sargerasa z cichym “och”, po czym rozejrzała się, próbując zorientować się w nowej sytuacji. Oczy o mało nie wyszły jej z orbit, a twarz przybrała rumiankową barwę, gdy zrozumiała wszystkie szczegóły swojego nowego położenia.
        - Och, tak, wiem, kim jesteś, Bohaterze! Och, to bardzo dobrze, starałam się, żeby nie przegapić żadnego szczegółu, zdarza mi się to, a przecież nie można w takiej sytuacji tego zrobić! Moim imieniem? O, jestem zachwycona! Nie, w sensie nie nazywam się zachwycona! Choć rodzaj pasowałby i odmiana… Ale to chyba byłoby całkiem głupiutkie imię, w końcu kto nazywa kogoś autentycznym słowem. Oj, nie miałam tego na myśli, Bohaterze! W zasadzie sama kiedyś chcę mieć tytuł, ale nie mogę wymyślić niczego. Moja siostra, Casta, twierdzi, że wpadnę na jakiś prędzej czy później, więc po prostu powinnam czekać, ale ona tak podchodzi do wszystkiego! Wyobrażasz sobie? Wiesz, ile musiałam ją zawlekać na ten statek? Dobrze, że przynajmniej jest mała, to nie było… hmm, chyba o czymś zapomniałam… Pytałeś mnie o coś… ach, no tak, imię! Nazywam się… CASTA!
        Dopiero teraz, gdy znaleźli się dostatecznie blisko śpiącej dziewczyny, Vistria ponownie ją dostrzegła. Czerwień na jej twarzy tylko się pogłębiła, a sama smoczyca odzyskała władanie w kończynach kiedy zeskoczyła z przedramienia Sargerasa, odpychając się ramieniem od jego klatki piersiowej i krocząc zdenerwowana w stronę swojej siostry.
        - Casta, jak możesz spać w tej chwili?! Wstawaj natychmiast!
        - Jeszcze pięć minut, mamo - wymamrotała niższa z kobiet. - Przecież i tak masz wieczność na nacieszenie się mną. Nie bądź tak śmiertelnie poważna…
        Vistra wyglądała na załamaną żartami odnośnie ich matki o dosyć nieumarłej naturze. Na szczęście zanim zaczęła wykrzykiwać kolejne rzeczy na oczach i uszach wszystkich zgromadzonych, których zainteresowanie naturalnie podążało za Sargerasem, ten sam ogłosił przemowę, która sprawiła, że młodsza ze smoczyc zaczęła patrzeć na Castaleę z nadzieją. Ta zaś otworzyła w końcu oczy i zamrugała leniwie, podnosząc wzrok na o wiele większego mężczyznę, choć ten znajdował się na tyle blisko, aby jego krzyk zabolał jej wyczulone uszy.
        - Wybacz, ale nie wchodzę do wody. Brzmi jak zbyt dużo wysiłku. Możemy ponegocjować. Może zamiast pławić się, mogę leżeć? Pasuje? Dla mnie na pewno. - Casta powoli podniosła się i przeciągnęła swoje ręce opatulone długimi, szerokimi połami zbyt wielkiej szaty, którą miała na sobie. Dłonie po chwili wylądowały w także wielkich kieszeniach owej. - Chyba pozostawię jednak to błogosławieństwo dla mojej siostry. Wygląda, że jej służy, a że mnie nie jest żadna gadzina - uśmiech Casty powiększył się, kiedy a jej spojrzenie skoncentrowało na oczach Sargerasa na tę chwilę - abym miała w ten sposób okradać moją własną siostrę.
        - Ona tak naprawdę podziwia. Tylko w ten sposób to pokazuje - zapewniła Vistria, chwytając delikatnie ramię Sargerasa. Po chwili jednak na szczęście dla obu dziewczyn, temat został nieco zmieniony. - Och, smoki! Są tutaj? Dziwne, wyspa nie wygląda na tak wielką, aby mogła przez długi czas zaspokoić smoki, a w dodatku tak wiele! W dodatku osiem… to bardzo dużo! Musi to być rodzina, w dodatku taka, która powstawała przez lata, zważając na to, jak trudno o jaja… Och, ale nie skrzywdzicie ich za bardzo, prawda? Wiem, że to wasza praca, ale mogłabym patrzeć jak całej smoczej rodzinie dzieje się krzywda! Na pewno jakikolwiek problem wywołują, możemy się dogadać!
        Casta spoglądała z przymrużonymi oczami, lecz z wciąż utrzymanym uśmiechem na ustach, jak jej siostra beztrosko wyjawiała znajomość szczegółów na temat ich rasy, którą po prostu turysta nie powinien nigdy posiadać. Cóż, pytaniem pozostawało, czy ktoś z obecnych był na tyle wyczulony, aby wyłapać tę niezgodność i zastanowić się, z czego może wynikać. Tymczasem zaś…
        - Cóż, patrząc na twojego towarzysza, to powinna być piekielnie dobra zabawa - stwierdziła Casta, mrugając w kierunku Sakury. Dziewczyna odwróciła się na pięcie, skutecznie wymanewrowując zarówno Sargerasa, jak i drzewo, o które wcześniej była oparta, po czym ruszyła powolnym krokiem w losowym kierunku. - Pójdę przodem poszukać jakiegoś dobrego miejsca do tego. Całe szczęście przy odpowiedniej ilości czasu przygotowanie ubitego piasku możliwe jest przez nic innego niż leżenie, więc jestem idealna do tej roli. Tylko nie przesadzajcie też, bo jeszcze mnie porosną rośliny!
        Machając swoim długim rękawem zza plecy, nie patrząc wcale na grupę, od której się oddalała, Casta powoli zniknęła pomiędzy gęstymi zaroślami. Jeżeli ktokolwiek postanowiłby spróbować podążać za nią, może żeby coś dopowiedzieć lub po prostu ją śledzić, przekonałby się, że to dosyć trudne zadanie, bo smoczyca dosłownie zniknęła.
        - Ughhhhh. - Twarz Vistrii była ukryta w dłoniach z irytacji. - Ona nic nie może brać na poważnie! Wykończy mnie kiedyś…

        Tymczasem Casta poteleportowała się kilka razy po wyspie, aby w końcu zlokalizować coś dostatecznie ciekawego. Dziewczyna pojawiła się na balkonie domku Sakury, z zainteresowaniem eksplorując go. Choć dosyć szybko odnalazła najwspanialszą część budynku. Pradawna rzuciła się na nieswoje wygodne łóżko i wtuliła w skóry zwierząt, zapewniające mu niezwykłą miękkość. Przymknęła oczy i skuliła w kłębek, wyobrażając sobie, że ta chwila trwa w nieskończoność. ”Jak na leże piekielnej istoty, wrażenia zapewniasz iście niebiańskie.” Pomyślała z rozbawieniem, po czym przekręciła się na drugą stronę i wyszeptała to z czułością do łóżka. Tęskniła i wyraziła to całusem. Jednak po chwili rozkoszy podniosła się z miłości swojego życia, wiedząc, że ma rzeczy do zrobienia. Obejrzała się i dostrzegła wszystkie te liście i inne kawałki roślin, które naniosła na łoże. Podniosła dłoń, pozwalając szacie opaść i na chwilę ukazać palce oraz tatuaże zapełniające każdy skrawek jasnej skóry. Kilka ruchów sprawiło, że skóry podskoczyły, rozrzucając wszystkie liście na bok, kilka wylądowało we włosach Casty. Ta rozejrzała się, po czym stopami powoli, lecz skutecznie przesunęła wszystkie dowody na bok, pod ściany, starając się sprawić, aby były jak najmniej widoczne.
        - Rety, niby to ma być wypoczynek, a porządki robię takie, jak z okazji nowej dekady - zachichotała smoczyca, po czym oddaliła się, aby zbadać pozostałe części domku. Niedługo znalazła drugie najwspanialsze pomieszczenie. Jadalnię. I resztki uczty. I…
        - No siemka, smoczki - powiedziała Casta z uśmiechem, wchodząc do środka i machając córkom Sargerasa swoim długim rękawem. - Wasz tatko, wujek, dziadek lub kimkolwiek ten Bohater jest, chce chyba żebyście pomogły mu w poderwaniu mojej siostry, razem z tym ognistym Upadłym. Pomyślałam, że dobrze, abyście wiedziały. Ach, no tak, jestem Casta, spokojnie, zwyczajna przejezdna. Och, czy to jedzenie? W istocie jakby stado smoków się tutaj pasło! Mogę skubnąć coś z resztek? Z małym wzrostem niestety nie idzie mały apetyt.
        Casta szczerzyła się, niewiele robiąc sobie z ryzyka, jakie wiązało się z wkroczeniem do leża ośmiu nieznanych smoków. Chodź dziwiło ją, że wszystkie były kobietami. Tak czy owak, dziewczyna póki co postanowiła zasypać je swoimi żartami i zobaczyć, jak się sprawa rozwinie. Co w końcu mogło pójść źle?
Awatar użytkownika
Sakura
Błądzący na granicy światów
Posty: 10
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje: Wojownik
Kontakt:

Post autor: Sakura »

Sakura miała ogromną ochotę solidnie trzasnąć Sargerasa w ten jego egoistyczny łeb. Jak miała pozbyć się tych turystów, gdy jej gadzi towarzysz właśnie ich zaprosił i to na czas nieokreślony tylko, gdyż brakowało mu ochów i achów kobiet na jego widok. Na dodatek jeszcze mieli wejść do ich domostwa. Upadłej brakowało już słów, więc użyła siły i dała pradawnemu siarczystego kuksańca uzbrojonym łokciem w bok.

- Nie zapominaj o swym kompanie drogi przyjacielu – dodała, najcieplej jak umiała, aby ten cały tłum nie zwrócił zbytniej uwagi na jej zdenerwowanie.

Na jego szczęście ruszył na podryw swojej, a raczej po części ich wspólnej fanki, piekielna myślała, że to dobry moment, by ochłonąć. Normalnie nie przejmował ją zbytnio narcystyczny styl bycia smoka, ale teraz mogło się stać tą ostatnią kroplą przepełniającą kielich. Tylko że w tym przypadku bardziej stosownie mówić o tej jednej iskrze, która doprowadza do nieopanowanej pożogi.

- Marzyłam, aby spotkać ciebie i wielkiego Sargerasa – powiedziała jakaś młoda kobieta, wyrywając Saki z procesu wyciszenia. Skorzystała z sytuacji, że cała reszta damskiego towarzystwa zazdrośnie ruszyła zobaczyć co dalej z Vistrią, posyłając jej jak najzawistniejsze spojrzenia. Teraz miała prywatną chwilę z Czarnym Rycerzem, nawet wbrew jego woli – Ale najbardziej mi się marzy ujrzeć twe tajemnicze oblicze – zbliżyła swoją twarz, jak najbliżej hełmu usiłując dostrzec cokolwiek przez drobne otwory.
- Miło mi, ale niestety moja tożsamość musi pozostać tajemnicą… - stwierdziła upadła, stawiając krok do tyłu, co nic nie dało, bo zauroczona kobieta równocześnie zrobiła jeden do przodu.
- Oh! Masz niebieskie oczy, jakież to romantyczne – stwierdziła rozmarzona i uradowana, że coś jednak zobaczyła.
- Taaak… Dziękuję – stwierdziła i w pewnym sensie została uratowana od tej niezręcznej rozmowy przez Sargerasa i jego głośne obwieszczenie w kierunku jedynej osoby, która nie poszła za tłumem i zwyczajnie sobie drzemała.

Wszyscy nagle zaciekawieni ruszyli w stronę śpioszki, zobaczyć na własne oczy kimże jest ta bezczelna osoba. Oczywiście Czarny Rycerz również był zaintrygowany, więc zrobił to samo.

- Oh, nie wiem, czy to nie byłoby, aby zbyt drastyczne dla naszych drogich gości – powiedziała, próbując łagodnie odwieść pradawnego od wykorzystania córek dla głupich popisów.

Niestety na jej słowa wśród tłumu przeszła fala niezadowolonych i rozczarowanych westchnięć. Piekielna nie miała więc wyboru i ostatecznie zaakceptowała absurdalny pomysł Sargiego. Nie zwróciła szczególnej uwagi na sporą wiedzę o smokach tej jednej turystyki. Sama tak długo przebywała wśród tych gadów, że to wszystko było dla niej dość oczywiste. Zaalarmował ją natomiast dziwny żart Castaley, nie była pewna czy przymiotnika „piekielnie”, użyła przypadkiem czy… po prostu umiała czytać aury i z jakiegoś powodu chciała się droczyć. Zaraz potem postanowiła im znaleźć miejsce na pokaz i choć Saki miała ochotę za nią, ruszyć to zbyt szybko zniknęła jej z oczu, więc byłoby to bez sensu. Wciąż jednak coś wręcz pchało ją, by sprawdzić, gdzie poszła ta dziewczyna, na szczęście wpadła na genialny pomysł.

- Drodzy goście, wybaczcie mi teraz, pójdę obudzić i wykurzyć te krwiożercze bestie – powiedziała z pewnością w głosie. Naśladowała ten bohaterski ton, który wciąż nadużywał Sargeras.

Tłum wydał coś w rodzaju głośnego szeptu fascynacji. Ludzie spoglądali po sobie i ktoś tam nawet prosił, by Czarny Rycerz uważał na siebie. Gdy zaś zniknął, w zaroślach wszyscy zaczęli zadawać pytania spiczastouchemu. Głównie o to, jakim cudem mogą tu żyć obok stada takich bestii. Najwyraźniej co niektórzy pozapominali, iż Sargeras również jest smokiem. Nic straconego, będą mieć dodatkową niespodziankę podczas pokazu.
Piekielna natomiast szła co sił w stronę domku, obserwując otoczenie, każdy niespodziewany ruch liścia, dziwne trzaski gałęzi, cokolwiek było niepokojące. Na szczęście aż tak daleko od plaży nie mieszkali, więc piekielna szybko dotarła do swojej chatki, co mogłoby być problematyczne, jakby zbudowała ją dalej. Zbroja swoje ważyła. W każdym razie weszła do góry, rozważając jakieś zręczne zmontowanie otworów na skrzydła i pierwszym co spostrzegła, był bałagan na łóżku. Poczuła niepokój i pobiegła tam, gdzie zostawiła smoczyce. Zwolniła przed jadalnią, po cichu oceniając sytuację. Widząc obcą kobietę, zalała ją złość, szybko jednak zaczęła głęboko oddychać. Nie mogła puścić domu z dymem.

- Coś tak czułem, że coś kombinujesz… Jak śmiesz wchodzić nieproszona do mego domu?! – spytała, wychodząc z ukrycia i stając obok zaskoczonych dziewczyn, błagając w myślach, by Kali nie zdradziła jej tożsamości, wypowiadając przypadkowo jej imię. Choć powinna coś pamiętać, nie raz przecież ją przestrzegła na wypadek takiej sytuacji. Wyglądało na to, że zdążyła w samą porę, nim dziewczynki nadmiernie się rozgadały.
Poza bezczelnością i włamaniem ta Casta nie wyglądała na typ zbója czy zabijaki. Dlatego upadła postanowiła nie dobyć miecza, przynajmniej jeszcze nie.
Awatar użytkownika
Sargeras
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Inna , Najemnik , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Sargeras »

        Sargeras czasami miał wrażenie, że Sakura nie różni się zbytnio od niego. Mógłby przysiąc, że pod pozorami kobiecej delikatności i dzielnego pomagiera krył się zapał godny jego smoczego serca. Tak samo, jak płoną ognie, które ona przywołuje, tak płonie żywym ogniem jej gotowość do walki ze złem tego świata!

        Rzecz jasna było to tylko złudzenie - Czarny rycerz owszem, był niezbędny dla Alaranii, ale jako pomagier Sargerasa! Dzięki temu błękitny smok może bić jeszcze potężniejszym blaskiem, oto bowiem obok niego stoi potężny na ludzkie standardy zbrojny, który nawet ze swoimi ognistymi mocami nie dorównuje do łuskowatych pięt pradawnego! To sprawiało, że inni mogli zrozumieć ogrom potęgi Bohatera, co było bardzo ważne. Dlatego też jego odpowiedź na słowa - oraz opancerzony łokieć - świeżo przybyłej Sakury była dosyć oczywista, przynajmniej dla niego.

- Jak mógłbym zapomnieć o kimś takim jak ty, mój bezcenny pomagierze! Jak w końcu mógłbym lśnić pełnią swego blasku bez kogoś, do kogo można zawsze przyrównywać moją heroiczną potęgę! - Jeżeli atak piekielnej bolał, a musiał boleć choć odrobinę, Sargeras był mistrzem w ukrywaniu tego. Nie było nawet po nim widać, by cokolwiek negatywnego odczuł, jego dramatyczna gestykulacja i pozowanie nie ucierpiały bowiem ani trochę na jakości.

        Po tej drobnej interakcji Sakura i smok rozeszli się, oto bowiem nastał dla Sargerasa czas bliższego zapoznania się z kimś, kogo mógł z dumą nazwać swoją fanką numer jeden. Gdy ta znalazła się w jego objęciach, zamarła na moment, bez wątpienia onieśmielona przez tak bliski kontakt z kimś tak idealnym, jak on. Na szczęście wystarczyły jego mocarne słowa, by serce niewiasty znowu ruszyło, a tuż za nim jej usta, które natychmiast zaszczyciły go krótkim monologiem.

“Nie ma co się dziwić, żadna jeszcze nie odparła się mojemu urokowi… A serca tych, co pozornie zdołały tego dokonać, po prostu jeszcze nie zdołały pojąć tego, co mogły zyskać, a co straciły!”

        Słychać było, że serce Casty - bo tak przedstawiła się damulka, której usta nie nadążały za jej własnymi myślami - była onieśmielona zaszczytem, jakim jest rozmowa z nim. To był znak dla Bohatera, iż jego żądne romansu serce ma szansę u tej pięknej damy! Inne informacje, których mu udzieliła, także były interesujące. Nie dziwiło go to, że też chciała mieć tytuł, w końcu była jego fanką i bez wątpienia brała z niego przykład. To jednak, co go zadziwiło, to fakt, iż zarówno ta damulka, jak i jej najwyraźniej leniwa siostra, noszą to samo imię. Sargeras kiedyś rozważał, aby nazwać jedne z bliźniaczek tak samo, ale szybko wybił sobie to z głowy ze względu na problemy, jakie mogło to wywołać. Czyżby rodzice Casty i Casty byli mniej rozsądni? Czy też może znaleźli inny sposób, aby skutecznie odróżniać jedną od drugiej?

        W międzyczasie swego własnego rozmyślania przytakiwał swej rozmówczyni, co by wiedziała, że nie jest ignorowana przez Sargerasa, którego to nogi przeniosły ich pod drzewo, gdzie spała inna panna. A przynajmniej spała do niedawna, oto bowiem Casta wyskoczyła z jego ramion i skarciła śpiocha za marnowanie czasu, który można by było spędzić na pławienie się w blasku chwały smoczego herosa. To, co mówiła, a co zdołał usłyszeć pradawny, wskazywało na to, że mieli do czynienia z siostrą Casty, czyli… Castą.

“Hmm, nie, tak nie może być… O, moją fankę będę nazywał właśnie tak, Fanką, a jej najwyraźniej niezdolną do zrozumienia mej wspaniałości siostrę po prostu będę określał jako Castę! Doprawdy, moja zdolność do rozwiązywania problemów jest równie idealna, co cała reszta mnie!”

        Gdy skończył te przemyślenia, a Casta wciąż uparcie leżała pomimo gorliwego naganiania ze strony Fanki, postanowił zainterweniować swoim głosem, którego echo bez wątpienia rozeszło się na całą wyspę i dalej. Reakcja Casty była… adekwatna do tego, jak została ona opisana przez Fankę. Czyżby była tak leniwa, że nawet do wychwalania Sargerasa niezbyt ją ciągnęło? Tak, to na pewno była odpowiedź - była równie gorliwym fanem, co jej siostra, po prostu nie wyrażała tego ze względu na rozlazłość, którą to dumnie prezentowała. Co zresztą zostało szybko potwierdzone przez Fankę.

        Było jednak coś innego, co zwróciło jego uwagę. Jej słowa… po tym, gdy wysłuchał Castę, Sargeras miał przeczucie, ale nie potrafił go sprecyzować. Jak głosiło znane mu powiedzenie: “Gdzieś bije dzwon, ale nie wiadomo w jakiej wieży”. Jedyną poszlaką było to, że przyjemne uczucie, co do którego miał wcześniej podejrzenia, płonęło w nim niczym świeżo rozpalona pochodnia. Nie miał jeszcze żadnych dowodów na to, że to była oznaka tego, o czym myślał z coraz większą częstotliwością, ale był już gotów zgadywać, że tak właśnie jest. A jeśli tak faktycznie jest, to musiał być to jego szczęśliwy dzień.

        Na razie jednak nie był czas na to - najpierw musiał zaimponować wszystkim tu obecnym, stąd też jego słowa o zaaranżowaniu walki między nim, Sakurą a jego wspaniałymi córeczkami! Ucieszyły go bardzo głosy, które nie kryły zainteresowania i fascynacji wobec takiego widowiska. Równie mocno ucieszyły go odgłosy, jakie rozległy się po tym, gdy Sakura próbowała wyrazić swój sprzeciw.

- Czarny Rycerzu, o czym ty mówisz? Jeżeli ich serca przeżyły nagłe spotkanie ze mną, nic im nie będzie od czegoś takiego! Szczególnie że będą oglądać nasze starcie z bezpiecznej odległości, co by mogli w spokoju podziwiać moją potęgę. - uśmiech, który zdawał się wyrzeźbiony na jego przystojnej twarzy, powiększył się w chwili kiedy to piekielna poddała się pod naciskiem tłumu i prostym gestem wyraziła akceptację planu Sargerasa.

        Był inny głos, który nie bał się wyrazić swego zdania o nadchodzącej potyczce. Siostra Casty, Fanka, która najwyraźniej lubiła mówić i to na temat wykazała się dużą znajomością gadów… nie, smoków. Jej słowa miały w sobie za dużo informacji, które smokom są znane aż za dobrze. W dodatku to, jak sugerowała rozmowę z nimi, wskazywało, że widziała je inaczej niż zwykli ludzie - wielu stawiało je nad sobą, a nieliczni głupcy uznawali je za istoty niższe. Fanka tymczasem nie kryła się z tym, że widziała je w sposób, który przejawiali tylko nieliczne rasy… oraz inne smoki.

“Tak, teraz jestem tego pewny… trafiły mi się dwie smoczyce i to siostry na dodatek!”

        Sargeras powstrzymał się przed naprężeniem swych mięśni na oznakę swej niebywałej radości. Nie mógł uwierzyć w swoje obecne szczęście, ale to nie oznaczało, że cała reszta pójdzie z górki. Smoczyce to były wybredne kochanki, wiedział o tym bardzo dobrze, dlatego też musiał wznieść się na szczyt swych zdolności romansowania, jeżeli miał pochwycić obydwa kąski obecne przed nim. Niemal natychmiast uznał, że najlepszym planem działania będzie zdobycie jednego serca, co by drugie zmiękło. I dobrze, że tak zrobił, oto bowiem Casta odezwała się, a słowa jej po raz kolejny sprawiły, że Sargeras głowił się nad tym, czego najwyraźniej nie zdołał wychwycić. Niestety po raz kolejny nie znalazł tego, czego szukał, porzucił więc swe przemyślenia, zamiast tego skupiając się na tym, co było pewne.

- Haha! Doskonały plan, Casto! Będę ci niezmiernie wdzięczny, jeśli faktycznie znajdziesz i przyszykujesz dla nas adekwatne miejsce do wydarzenia o tak epickich rozmiarach! - Jego donośny głos po raz kolejny wystraszył okoliczne ptactwo i inne zwierzęta. W międzyczasie odmachał niskiej pannie.

“Nawet jeśli ona nie miała jak zobaczyć tego gestu, to był to zaszczyt, który bez wątpienia zostanie zauważony przez jej serce!” - Stwierdził smok, a następnie obrócił się, co by spojrzeć wprost w oczy Fanki… które skryte były przez jej własne dłonie. Uklęknął przed nią, a prawą dłoń położył na jej ramieniu, co by zwrócić na siebie jej uwagę. Nie chwycił jej, jedynie pozwolił, by poczuła ciężar jego kończyny na swoich barkach. W tle rozległ się głos Sakury, coś budzeniu i krwi, ale to teraz nie miało znaczenia, nie dla Sargerasa.

- Nie zapomniałem o twoich wcześniejszych słowach, moja droga. - Nie był głośny i nie wykonywał niepotrzebnych ruchów. Oto bowiem była chwila, gdzie Bohater musiał zawalczyć nie o dobro innych, a o serce, które było przed nim. - Miałaś rację, jest na tej wyspie rodzina smoków, która przez ponad tysiąc lat powstawała. Nie musisz się martwić o ich los ani jednemu smokowi nie spadnie dziś choćby jedna łuska z grzbietu.

        Przerwał na chwilę swoje słowa, a ręka jego przestała spoczywać na ramieniu Fanki… tylko po to, aby chwilę później swoimi palcami musnąć jej policzek. Kolejne jego słowa były ledwie szeptem, który miał dosięgnąć tylko tej, z którą miał zamiar podzielić się swym sercem.

- Jakby nie patrzeć, są to cudowne istoty, których piękno jestem w stanie docenić, nawet gdy to skryte jest przed moim wzrokiem.

        Nie czekał na jej reakcję, wiedział bowiem, że jeśli jest zbyt nieśmiała, jego nachalność tylko zaszkodzi. Zamiast tego więc zaprzestał kontaktu, zabierając rękę i powstając z klęczków. Obrócił się, co by móc wzrokiem objąć resztę turystów, wciąż jednak był blisko swej Fanki, co by ta nie myślała, że uwaga jego całkiem przeniosła się na innych. Zauważył, że gdzieś w międzyczasie Sakura znikła, bez wątpienia miało to związek z tym, co wcześniej mówiła, a czego smok nie wysłuchał. No cóż, pewnie poszła poinformować jego córki o nadchodzącej walce… co oznaczało, że mógł skupić się na tym, co uwielbiał równie mocno, jak drogocenne jedzenie i towarzystwo pań… przechwalanie się!

- Póki czekamy, moi mili, pozwólcie, że opowiem wam kilka historii o moich heroicznych wyczynach! Wiem, wiem! Bez wątpienia każdy z was zna wszystkie na pamięć, ale to nie znaczy, że są mniej warte! - Odpowiedział mu entuzjazm, co nie zdziwiło go ani trochę. To było niemal naturalne, jakby nie patrzeć charyzma jego rywalizowała potędze magii! - Casta, moja wspaniała fanko numer jeden, czy zechcesz dokonać zaszczytu, jakim jest asystowanie w opowiadaniu moich zwycięstw? Jakby nie patrzeć, moje heroiczne wyczyny są zbyt wspaniałe, by opowiadać je w pojedynkę!





- Nie wiem jak wy, ale czuje się, jakbym zjadła konia z kopytami.

Głos Sandye rozległ się bez trudu po całej chatce. Smoczyca, która przed chwilą się odezwała, z uśmiechem oparła się o sklecone z drewna krzesło, w czasie gdy jej bliźniaczka odstawiła widelec, po czym przesunęła talerz z dala od siebie.

- Dziękuje za zmuszenie mnie do wyobrażenia sobie, jak okropnie musi to smakować... - rzekła Persea, która wstała i zaczęła sprzątać, zbierając talerze od tych, którzy już nie byli głodni. - Następnym razem zastanów się, zanim się odezwiesz.

- Persea, złotko, nie denerwuj się. Nasza siostra po prostu delektowała się zaspokajaniem swoim potrzeb… Może jesteś taka marudna, bo też masz potrzebę coś zaspokoić? - Sugestywne słowa Exelrii, połączone z tym, jak język jej powędrował po powierzchni szmaragdu, który dzierżyła w prawej dłoni, były wystarczające, aby wywołać rumieniec i grymas oburzenia na twarzy czyścioszki.

- Exelria. - Głos Eclipsy zadziałał natychmiast, oto bowiem trzecia córka Sargerasa skupiła się na jedzeniu zamiast na doprowadzaniu innych do czerwoności. - Kalli, dasz radę zjeść resztę?

- Tak. - Odpowiedziała najmłodsza, na której talerzu wciąż widać było pokrojone owoce. Może nie jadła szybko, ani też nie wyglądała na zbytnio zadowoloną, ale to było normalne w jej przypadku.

- W razie czego wiesz, że możesz w każdej chwili odmówić, zjadłaś wystarczająco dużo. A propo umiaru. - Wzrok pierworodnej powędrował na Aylę, której policzki wyglądały, jakby miały eksplodować. - Gdybym nie była świadkiem tego, jak wyklułaś się ze swojego jajka, to bym pomyślała, że jesteś świniołakiem…

- MPBH! - Odpowiedziała smoczyca o wyglądzie morskiego elfa, po czym zaczęła dalej wciskać w swoje usta wszystko, co było słodkie, póki jeszcze nikt jej nie zabronił.

        Lai'nome i Riandyosa jako jedyne jadły w ciszy. Sadystyczna bliźniaczka trzymała jedną rękę pod stołem, w której dzierżyła widelec. Z tym improwizowanym narzędziem tortur, doprowadzała Lai’nome do płaczu. Niezdolna do przeciwstawienia się swojej oprawczyni, torturowana smoczyca dusiła w sobie i ból i łzy, używając jedzenia, aby pochylić się nad stołem i ukrywać swój obecny stan.

        Ten względny spokój trwałby jeszcze przez jakiś czas, gdyby nie przybycie Casty, która natychmiast oznajmiła swoją obecność. Jej pierwsze trzy słowa uzyskały natychmiastową reakcję od wszystkich przy stole. Eclipsa oraz Sandye stanęły na własne nogi, posyłając swoje krzesła z impetem na ziemię. Może nie były teraz uzbrojone, ale obydwie były niebezpieczne i gotowe do walki. Jedyna różnica między nimi była taka, że Sandye zdawała się analizować sytuacje, jej oczy skakały między niespodziewanym gościem a otoczeniem, szukając najlepszej taktyki. Tymczasem Eclipsa… słowa nie potrafiły opisać tego, jak bardzo spojrzenie jej krzyczało “śmierć”, w czasie gdy postawa jej przypominała królową, gotową wydać wyrok śmierci choćby i osobiście.

        Reakcje innych były bardziej… zróżnicowane. Persea wydała z siebie pisk i upuściła to, co akurat niosła, posyłając nieco resztek i ich improwizowane naczynia na podłogę. Kalli natychmiast schowała się pod stołem i objęła swojego pluszowego kotka. Ayla zatrzymała się w miejscu, a z jej ust wystawały kawałki co najmniej trzech różnych owoców. Bliźniaczki, które dotychczas były zajęte torturami, w jednym momencie podniosły swoje dłonie przed siebie, aż energia magiczna zaczęła tańczyć między ich palcami. Exelria tymczasem spojrzała głęboko w oczy Casty, po czym powoli liznęła nadgryziony przez nią szmaragd. Gest ten do bólu dwuznaczny, a czerwonowłosa smoczyca zdołała to zrobić, nie przerywając przy tym ani na chwilę kontaktu wzrokowego z nieproszonym gościem.

        Casta przemówiła dalej, tłumacząc powód swojej wizyty. Gdy wszystko było już powiedziane, wszystkie smoczyce - poza najstarszą - odetchnęły, po czym jak nigdy nic powróciły do jedzenia bądź też tego, co wcześniej robiły. Nawet Kalli wyszła spod stołu i wróciła na swoje krzesło, choć zamiast na jedzeniu, skupiona ona była na ściskaniu swojego pluszowego zwierzaka. Eclipsa ani na moment nie przerwała tego, co robiła, czyli mordowania wzrokiem kogoś, kto był w jej oczach potencjalnym zagrożeniem dla jej sióstr.

        Może dla innych to, jak typowo “Sargerasowa” jest sytuacja opisana przez Castę, było wystarczające, ale pierworodna Bohatera nie była taka łatwa do przekonania. Zaczęła więc analizować fakty. Zna rasy, ale pomyliła się co do płci Sakury? Umie czytać aury. Eclipsa nie była może utalentowana magicznie, ale żyła na tyle długo, by wiedzieć, że aury istnieją i że ich odczytanie pozwala uzyskać informacje o innych… jak choćby rasę. Nie boi się, choć wie, kim są? Jest głupia albo wystarczająco silna, by sobie na to pozwolić. Nie wygląda na głupią. Jeśli już, to wydawała się zbyt sprytna dla własnego dobra.

        Dalsze przemyślenia przerwało przybycie Sa… Czarnego Rycerza. Nie tylko Eclipsa skarciła się mentalnie, wszystkie dziewczyny bowiem, nawet najmłodsza Kalli, wiedziały o tym, jak ważne jest ukrywanie prawdziwej tożsamości ukrywającej się pod ciemną zbroją. Sprawa znów wyglądała na poważną… ale niekoniecznie na złą, skoro Sakura nie rzuciła się do ataku. Piekielna była podejrzliwa, a nie agresywna wobec Casty. Pierworodna postanowiła zweryfikować słowa ich nieproszonego gościa, aby powstrzymać nadchodzący spór.

- Czarny rycerzu. - przemówiła do upadłej anielicy, ale nie oderwała wzroku od tej, która wciąż mogła okazać się agresorem. - Jeżeli nie mam racji, powiedz, w przeciwnym wypadku milcz. Czy Sargeras zaczął przymilać się do kobiety, która jest siostrą tutaj obecnej, a następnie ogłosił coś związanego z nami?

        Odpowiedziała jej cisza. Czekała i czekała, aż w końcu miała dość i westchnęła, gest niezdolny do wyrażenia tego, jak bardzo miała dość zachowania swojego ojczulka. Podniosła swoje krzesło z podłogi i usadowiła się na nim, psychiczne i emocjonalne zmęczenie nacierające na nią po raz pierwszy od dłuższego czasu.

- Nie podoba mi się to. - Odezwała się pierworodna, wzrokiem wciąż próbując przeszyć na wylot czaszkę Casty. - Znając życia świat, będzie chciał zrobić coś widowiskowego, a to oznacza, że będziemy musiały się pokazać. Czarny rycerzu… Sargeras był na tyle głupi, by ogłosić walkę ze smokami, prawda? - Kolejne potwierdzenie ze strony piekielnej sprawiły, że usta Eclipsy wykrzywiły się w oburzeniu. - Zatłukę naszego staruszka…

- Czyli dasz mu dokładnie to, o co on prosi. - Przemówiła Exelria, która najwyraźniej nie mogła nacieszyć się szmaragdem, którym od dłuższego czasu się delektowała. Klejnot ociekał od śliny, którą pozostawił po sobie język smoczycy. - Nawet jeśli byśmy spróbowały się mu sprzeciwić i nic nie robić, on i tak znajdzie sposób by obrócić sytuację tak, aby dostać to, czego on chce. To w końcu nasz ojciec, nic go nie powstrzyma przed zaspokojeniem jego chciwości.

- Co nie znaczy, że mamy się z tego cieszyć! - Rozległ się głos Persei, która właśnie wróciła do stołu, aby zebrać puste naczynia. - Do dziś pamiętam ostatni raz, gdy walczyłyśmy z nim w ramach treningu. Do dziś znajduje sadzę i ziemię między łuskami po tym, a to było z ćwierć wieku temu!

- Pfff, marudzisz! Wiele osób dałoby się zabić i oddać swe ciało do Maurii w zamian za trening z naszym ojcem! Jak dla mnie to każda sekunda przebywania z nim jest warta swojej wagi w złocie, a co dopiero uczenie się od niego! - Wtrąciła się Sandye, która ewidentnie nie mogła się powstrzymać przed wychwalaniem swojego ojca pod niebiosa.

- J-ja zgadzam się z Eclipsą… to zły pomysł.

Lai’nome dołożyła nieśmiało swoje trzy rueny, lecz nim zdążyła powiedzieć coś więcej, Riandyosa objęła ją swoją ręką, ściskając przy tym mocniej, niż to było konieczne.

- Nie martw się siostrzyczko… jesteś w dobrych rękach! - Słowa Riandyosy mogły równie dobrze ociekać jadem z punktu widzenia jej biednej bliźniaczki. - Poza tym, jak dla mnie to brzmi to jak świetna okazja, by się wyszaleć.

- Mnhbh - Rozległo się z nabrzmiałych policzków Ayli, która z jakiegoś powodu wpatrywała się w Castę. Minęło kilka chwil, nim ta, która wyglądała jak morski elf, połknęła wszystko, co zalegało w jej ustach. - Casta, tak? Nie wiem jak inni, ale ja pamiętam, że chciałaś coś zjeść. Wybieraj śmiało, co chcesz, mamy nadmiar jedzenia. - Widać było, że w miarę młoda smoczyca próbowała zaprzyjaźnić się z kimś, kogo widziała jako swoją potencjalną rówieśniczkę. - Tylko uważaj, nie wszystko jest zjadliwe dla ludzi!

- Może jeść, ona smok.

        Cisza, jaka nastała po czterech słowach, które uciekły z ust Kalli, była wręcz absurdalna. Można było nawet usłyszeć echo Sargerasa, które niosło się aż tutaj. Wśród jego słów można było wyróżnić coś o uderzeniu kogoś tak mocno, że aż nieszczęśnik został posłany w przyszłość i umarł ze starości w momencie uderzenia. Rzecz jasna wszystkie siostry zaczęły wpatrywać się w najmłodszą z nich, jakby ta nagle okazała się Prasmokiem. Biedna Kalli, nie mogąc znieść takiej ilości uwagi skierowanej bezpośrednio na nią, wtuliła swoją głowę w sztucznego kota, którego miażdżyła w swoim uścisku.

- Kalli, spokojnie, nikt się nie gniewa na ciebie. - Eclipsa, jako najrozsądniejsza z córek Sargerasa, zaczęła uspokajać siedmiolatkę, która na słowa swojej siostry przestała chować swoją twarz w sztucznym kocim futrze. - Czy możesz nam powiedzieć, skąd wiesz, że ona jest smokiem?

- ... Pachnie smokiem.

- Ona odczytała aurę!
- Ona umie czytać aury?!

Lai’nome i Riandyosa wrzasnęły niemal jednocześnie, połączenie szoku, dumy i zaskoczenia wstrząsnęło bliźniaczkami, głównie dlatego, że ktoś w tak młodym wieku nie miał prawa zazwyczaj dokonać czegoś takiego.

- Ciszej! Moje biedne uszy… - Lamentowała Persea, która przez wrzaski swoich sióstr znowu upuściła coś na podłogę. - Poza tym pewnie się mylicie. Równie dobrze mogła dosłownie wyczuć, że jest smokiem, po faktycznym zapachu… Nie mówiąc o tym, że może się mylić, w końcu jest tylko dzieckiem, nie wyrocznią.

- Aleee… - Exelria dołączyła się do rozmowy, a “banan” na jej twarzy nie wróżył niczego dobrego. - jeśli Kalli ma rację, to obecna tu Casta jest smokiem. Jeśli jest smokiem, to jej siostra też jest smokiem… czy też raczej smoczycą. Do której to ciągnie naszego ojczulka. Nie muszę wam chyba mówić, co się stało ostatnim razem, gdy Sargeras spotkał smoczycę?

        Siedem par oczu przeniosło się natychmiast na krzesło, gdzie siedziała Kalli. Malutka smoczyca, widząc, że znowu wszyscy się na nią patrzą, zaczęła się zastanawiać, o co im teraz chodzi. Było niemal widać, jak trybiki w jej głowie zaczęły się zazębiać i obracać, za moment bowiem malutka dziewczynka stanęła na swoim krześle i podniosła swoje ręce w górę w geście zwycięstwa. Było to wyjątkowo urocze szczególnie dlatego, że jej prawa dłoń wciąż zaciśnięta była na łapce pluszaka.

- Ja się stałam! - Kalli została wynagrodzona głaskaniem po głowie ze strony Ayli, która siedziała najbliżej jej, a która to była dumna, że młodsza siostra jest taka mądra w tak młodym wieku.

Szczęście młodej nie trwało jednak długo, oto bowiem Eclipsa uderzyła w stół tak mocno, że wszystko, co na nim było, podskoczyło w górę, a sam stół miał teraz wyraźne pęknięcie biegnące przez połowę jego długości.

- Musimy powstrzymać ojca, zanim będzie za późno - Głos Eclipsy nie brzmiał jak sugestia… to był rozkaz generała, a siostry to była jej armia. - Mieliśmy wrócić na kontynent, a to oznacza podróżowanie. Jeżeli idiota zdoła załatwić sobie jajo, będziemy uziemieni. Nawet jeżeli najpierw wrócimy na kontynent, to nie sądzę, byśmy zdołali znaleźć dobre miejsce na osadzenie się blisko linii brzegowej… Nie wspominając o tym, że ledwo co dajemy sobie radę z małą Kalli podczas podróży, a co dopiero, gdybyśmy dostały jej młodszą wersję.

Żadna z sióstr nie zakwestionowała rozumowania Eclipsy. Nawet jeśli któraś z nich miała logiczne argumenty, to jednak nie było odwagi, aby te przedstawić.

- Lai’nome.

- T-tak?

- Szykuj zaklęcia na nasze ubrania, będziemy się przemieniać na walkę z ojczulkiem jakby nie patrzeć. - Eclipsa zamilkła na chwilę, po czym kontynuowała. - Zaklęcie teleportacji też, nie ma sensu iść pieszo. Celuj w jakąkolwiek pustą przestrzeń po drugiej stronie wyspy w stosunku do Sargerasa, gdzie będziemy mogły przybrać prawdziwą postać.

Lai’nome natychmiast zabrała się do roboty, a jej szykowanie szeptem krytykowała Riandyosa.

- Casta… Czarny rycerzu. - Zwróciła się do tych dwóch, po czym wstała od stołu. - Chcę wiedzieć wszystko, co macie do powiedzenia lub co powinnam wiedzieć. Absolutnie wszystko i to teraz… Później będę zbyt zajęta kastracją pewnego idioty.

W tym momencie chatką zatrzęsła potężna fala uderzeniowa… Nie, nie fala uderzeniowa.

To był ryk ogromnego smoka.





- … I w ten oto sposób ocaliłem cały kontynent przed inwazją piekielnych, wszystko to u boku pół diabła, pół anioła, dzierżącego dwie krasnoludzkie bronie plujące ogniem i metalem!

        Oklaski, wiwaty, oraz szepty pań, których serca topniały od heroizmu i męskości, które zostały im przedstawione w opowiadaniach Sargerasa. Bohater jednak nie czuł się zbyt zachęcony, aby kontynuować - czekanie na jego córki dłużyło się niemiłosiernie, i to nie tylko dla niego, bo coraz więcej osób było niezbyt zainteresowanych dalszym wysłuchiwaniem jego dzielnych czynów! Na całe szczęście Bohater wiedział, jak pogonić swoje córeczki.

- A teraz wybaczcie… ale muszę się przyszykować do walki!

Po tych słowach puścił oczko do Casty Fanki, a następnie wbiegł… wprost do oceanu, aż w końcu nie było go widać. Minęła minuta, dwie aż w końcu wypłynął!

A nie, to tylko jego ubrania.

Zaraz…

Jego ubrania?

        To, co stało się zaraz po tym, było nie do opisania. Woda uniosła się, jakby doszło pod jej powierzchnią do eksplozji. Szybko jednak okazało się, że to nie eksplozja, a jeden z większych smoków, jakich miała okazję gościć Alarania, postanowił wynurzyć się z głębin, do których niedawno wszedł. Nawet z nogami zanurzonymi w wodzie, wysoka na jeden sznur i jeden pręt w kłębie prawdziwa postać Sargerasa była większa niż większość zamków, w których to żyją rodziny królewskie. Połączenie tułowia długiego na jeden sznur długości oraz ogona mającego dwie trzecie sznura sprawiało, że cielsko jego zajmowało znaczną część morskiego krajobrazu.

        Gdy rozłożył skrzydła rozpiętości dwóch prętów i uniósł je w górę, ich cień pochłonął spory kawałek wyspy, wliczając miejsce, gdzie obecnie stali goście ze statku. Jego długa jak pół jego ogona szyja była z perspektywy ludzi tak długa, że równie dobrze mogłaby sięgać chmur. Głowa zaś, na której widać było wpatrujące się w nich ślepia, tak wielka, że jednym ruchem szczęki zdołałby on pochłonąć ich wszystkich, a później skonsumować ich statek na dwa lub trzy kęsy.

        W końcu Sargeras postanowił ogłosić swoją przemianę. Otworzył swoją paszczę, po czym ryknął w stronę wyspy. Fale wzburzyły się na wodzie dookoła niego, piasek uniósł się z plaży wraz z wiatrem, a najbliższe drzewa ugięły się pod falą powietrza, jaką wywołał głos ogromnego smoka. Chwilę później rozległ się głos, który przemawiał w mowie wspólnej, a który mógł należeć tylko do jednej osoby...

- Jestem Sargeras, zwany Bohaterem… i rzucam wyzwanie smokom tej wyspy!
Awatar użytkownika
Pani Losu
Splatający Przeznaczenie
Posty: 637
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Pani Losu »

Niespodziewany gość pojawił się w domu Sakury, która nie była z tego zadowolona. Nieznajoma przekazała jej wiadomość od Sargerasa, ale nie została na dłużej. Chciała zobaczyć widowisko, do którego przyłączyć się ma jedna z córek smoka lub może nawet wszystkie? A może wolała to zrobić przez to niezadowolenie ze strony osoby, z którą tak krótko rozmawiała? W każdym razie, zniknęła tak szybko, jak się pojawiła... i wylądowała z powrotem na statku.
Widowisko zaczęło robić się ciekawsze, gdy pojawiły się inne smoki, prawdopodobnie właśnie córki Sargerasa. Zaczęły ze sobą walczyć, jednak dało się zauważyć, że robią to na pokaz, a nie tak, żeby poważnie zranić lub zabić kogoś, z kim walczą. Ogniste kule latały w powietrzu, zionięcia ogniem rozgrzewały powietrze, a smocze skrzydła co rusz sprawiały, że włosy i ubrania obserwujących rozwiewały się, poruszane podmuchami. Jednak... zaczęło robić się niebezpiecznie, gdy wiatr zaczął być mocniejszy, a ogniste kule lądowały w pobliżu statku. Atmosfera wśród obserwatorów również zmieniła się, niektórzy zaczęli bać się nie tylko o to, że mogą one uderzyć tak blisko statku, że go podpalą, ale także o to, że zabłąkany pocisk może uderzyć w pokład i zranić lub nawet zabić kogoś. Załoga i kapitan też to wyczuli, dlatego zdecydowali się poinformować pasażerów o tym, że będą odpływać. Tłumaczyli się tym, że chcą zapewnić bezpieczeństwo nie tylko statku, lecz również osób, które nim płyną.

Najpierw oddalili się nieco i obserwowali widowisko z większej odległości, jednak niedługo po tym zdecydowali się odpłynąć całkowicie.

Ciąg dalszy: Castalea.
Awatar użytkownika
Sakura
Błądzący na granicy światów
Posty: 10
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje: Wojownik
Kontakt:

Post autor: Sakura »

Sakura była mocno wyprowadzona z równowagi, ale jeszcze jako tako panowała nad sobą. Na pytanie Eclipsy odpowiedziała milczeniem. Nie było tego zbytnio widać zza hełmu, ale właśnie przewracała oczami i wewnętrznie wzdychała. Zawsze, kiedy myślała, że powoli przywyka do wybryków jej smoczego przyjaciela, ten wymyślał coś takiego. Wprawdzie dla niego to całkiem typowe, ale i tak szargało nerwy upadłej. Niestety jego najstarsza córka wyraźnie podzielała jej zdanie.
"Po co pytasz, skoro wiesz" – pomyślała Saki, słysząc kolejne pytanie z oczywistą odpowiedzią.

Piekielna w ciszy obserwowała argumentacje dziewczyn, które częściowo były za popisową walką, a częściowo przeciw. Domyślała się, że ostatecznie wyjdzie tak, jak chce ich ojciec, ale nic nie mogła zrobić. Nie była ich matką, a one były już dorosłe, przynajmniej większość z nich. Musiały zdecydować same.
Wtem Kalli przerwała to całe zamieszanie kilkoma prostymi słowami. To by wyjaśniało i to dlaczego Sargi tak bardzo ją podrywał, i jej zachowanie w tym miejscu.
"Smoki…" - upadła prychnęła w myślach. Kiedyś w życiu by nie pomyślała, że te potężne i straszne bestie mogą być jak ludzie, a nawet wmieszać się w między nich.

Dopiero po chwili i krzykach pozostałych dotarło do niej, że młoda w rzeczy samej właśnie odkryła w sobie talent do czytania aur. Saki poczuła dumę i jednocześnie ukłucie żalu. Taki wspaniały moment, a Sargeras go przegapił z powodu głupich przechwałek. Od razu zaczęła w myślach planować jak mu nagadać, bo jak bardzo nie kochała i nie uwielbiała małej Kalli, to niańczenie smoczątka do najłatwiejszych nie należało. Chwała Niebiosom, że ogień nie robił jej krzywdy.
"Kontynent…" - Sakura nie była pewna, czy jest na to gotowa, ale nie chciała, na razie wtrącać się w słowo Eclipsie, zwłaszcza, że wciąż była tu ta obca.

– To bogaci turyści, spragnieni wrażeń, ale nie za mocnych, co by ich cenne szaty i bagaże nie ucierpiały – powiedział Czarny Rycerz, w taki sposób jakby chciał zasugerować, jak ich stąd przepędzić. – A ty… Gdzie ona? – spytała Saki, zauważając nagłe zniknięcie Casty. Dla pewności sprawdziła dom, czy pradawna gdzieś się nie schowała, ale wyglądało na to, że po prostu sobie poszła albo poleciała. Przynajmniej ten problem z głowy.

- No to dziewczęta… Czas na pokaz – powiedziała bez entuzjazmu i ruszyła ku plaży.

Pokaz szedł bardzo dobrze. Wycieczkowicze najpierw w obawie o swoje zdrowie wycofali się na statek, aż ostatecznie odpłynęli, uznając to doświadczenie za zbyt ekstremalne. Wyspa znowu należała do smoczej rodzinki i upadłej anielicy.
Po wszystkim córki Sargerasa odpoczywały na plaży, Kalli natomiast była zaciekawiona pozostawionym szalem i urwaną, perłową biżuterią. Oczywiście od razu zaczęła to przymierzać i próbować naprawić. Reszta dziewczyn siedziała w cieniu palm albo chodziła gdzieś w pobliżu. Sakura natomiast stała oparta o drzewo i czekała aż wielki smoczy bohater łaskawie wróci do rozsądnych rozmiarów i do niej podejdzie, bo właśnie zawołała go na rozmowę w cztery oczy.
Zdjęła hełm, położyła go na ziemi i pozbyła się iluzji zmieniającej jej głos na męski. Gdy fioletowoskóry do niej podszedł, chwyciła go za rękę i zaciągnęła nieco dalej od dziewczyn, żeby nie podsłuchiwały.

- Teraz mnie wysłuchasz i spróbujesz wytrzymać bez przechwałek przez pięć minut – rozkazała. – Kalli chyba dziś odkryła, że umie czytać aury wiesz? Wiesz, kiedy to było? Jak poszłam po dziewczyny, była tam też ta obca smoczyca. Była w naszym domu, rozumiesz? Wiesz, że się wystraszyła? Wiesz, jak okrutna jest Riandyosa dla Lai'nome? Nie odpowiadaj. Oboje wiemy, że nie. A ty chcesz ruszać z nimi na kontynent. Eclipsa jest całe wieki starsza ode mnie, a wciąż traktujesz ją jak dziecko, już dawno powinna wyfrunąć z gniazda, wiesz? Tylko, że trzymają ją tu siostry, bo pewien ojciec jest aż tak nieodpowiedzialny i zapatrzony w siebie, że musi odgrywać rolę matki! – Piekielna dość mocno uderzyła pradawnego w policzek, a głośny plask aż przykuł uwagę kilku dziewczyn.

Od piekielnej zaczęło bić niepokojące ciepło, na szczęście w porę wzięła głęboki oddech i temperatura nieco opadła.

- Przepraszam, nie chciałam cię uderzyć. Ja tylko… Posłuchaj, twoje córki są dla mnie ważne… Ty jesteś dla mnie ważny. Chce odwiedzić kontynent, naprawdę, ale boje się, że coś pójdzie nie tak, a nie chciałabym… No wiesz… - Saki westchnęła ciężko i podeszła bliżej do mężczyzny, spoglądając mu głęboko w oczy. Z oddali ta scena wyglądała, jakby za chwilę para kochanków miała się pocałować, ale w rzeczywistości piekielna oczekiwała tylko odpowiedzi, która choć trochę pozwoli jej się wyzbyć trosk oraz decyzji co teraz.
Awatar użytkownika
Sargeras
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Inna , Najemnik , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Sargeras »

        I po raz kolejny, najwspanialszy bohater Alaranii mógł pochwalić się absolutnym sukcesem. Pokazowa walka z jego córeczkami? Tak wspaniała, iż pasażerowie statku poczuli się niegodni tak wspaniałego widowiska i uciekli, nie mogąc zdzierżyć pokazu potęgi ani chwilę dłużej… Cóż okazjonalne ataki, które w momencie ekscytacji powędrowały w stronę statku, także mogły się do tego przyczynić, ale to było nieuniknione.

“Jak to pospolici ludzie mówią? Gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą?”

        Reszta dnia zapowiadała się świetnie, gdziekolwiek jego wzrok nie sięgał, tam córki jego spędzały czas na swój sposób. Sargeras, wciąż w formie smoka, położył się w wodzie, co by tylko jego skrzydła i głowa wystawały znad tafli oceanu, czuwając nad Sakurą i swoimi córkami. Najmłodsza Kalli znalazła rzeczy, które zagubili ludzie ze statku i skupiała się na nich, w czasie gdy kilkanaście kroków dalej Ayla budowała zamek z piasku, tylko po to, aby po jego ukończeniu przybrać smoczą formę, zniszczyć go w pokazie smoczej furii, a następnie budować go od nowa w swej elfiej formie. Lai'nome oraz Riandyosa siedziały pod drzewem, rozmawiając szeptem, choć to ta druga zdawała się mówić z uśmiechem na ustach, a pierwsza słuchała od niechcenia.

        Sandye i Persea kłóciły się na uboczu o to, czy powinny na kontynencie zdobyć nowe ubrania dla wszystkich, czy nowe zbroje dla wszystkich… to, która z nich była za jaką opcją było do bólu oczywiste. Exelria leżała w smoczej formie na plaży, pozwalając, by promienie słońca grzały jej łuskowate ciało, zaś Eclipsa korzystała z cienia oferowanego przez jej siostrę, studiując mapę kontynentu i mamrocząc pod nosem.

- Ten, kto pierwszy stwierdził, że rodzina jest największym skarbem był bez wątpienia natchniony przez Prasmoka. - stwierdził sam do siebie bohater, dumny i szeroki uśmiech na jego twarzy nieskryty przed światem.

Dalsze rozmyślanie nad tym przerwała Sakura, która swym donośnym krzykiem oznajmiła iż chce porozmawiać z nim.

“Czyżby mój pomagier planował pochwalić mnie? W końcu!”

        Z głupim uśmiechem na twarzy zanurzył się pod wodą, gdzie zmienił się w dwunożną formę. Lubił tak robić, nic bowiem nie było tak sensacyjne jak szczypta tajemnicy, którą oferowała przemiana w miejscu, gdzie nie dosięgnie go cudzy wzrok. Kilka chwil później, po odnalezieniu swoich ubrań, które powoli dryfowały wraz z morskim nurtem, zdołał powrócić on na plaże, gdzie jego mokre od morskiej wody oblicze przystanęło przed upadłą.

- Wzywałaś mnie, moja płomienna wspólniczko?

        Jej mina już z daleka nie wydawała się zbytnio… wesoła. Czyżby była smutna, że nie mogła brać większej części w udawanej bitwie? Cokolwiek to było, musiało być dla kobiety bardzo ważne, ta bowiem postanowiła zaciągnąć go na ubocze, prawdopodobnie po to, by nie przeszkadzać jego córkom. Rzecz jasna Sargeras nie miał nic przeciwko - jakby nie patrzeć był na tyle silny, że gdyby chciał, to by został w miejscu i z uśmiechem patrzył, jak upadła próbuje poruszyć kogoś tak potężnego jak on. Ale to nie był czas na popisy, dlatego też postanowił, iż cierpliwie wysłucha potencjalnych zażaleń ze strony swojego pomagiera. Tak w końcu robią prawdziwi bohaterowie, czyż nie?

        Niestety, temat rozmowy bardzo szybko okazał się czymś o wiele bardziej skomplikowanym. Sargeras wciąż trzymał uśmiech na twarzy, nawet jeśli to, co słyszał, było niepokojące. Bohater musi się uśmiechać, dzięki temu bowiem inni wiedzą, że wszystko jest dobrze. Jeżeli bohater pokaże innym, że się martwi, to żaden z niego bohater. Niestety, ta mantra już i tak ledwo wytrzymywała wobec argumentów Sakury, która zdołała wytknąć mu wszystko, co tylko wytknąć można było przeciw niemu.

        W momencie, gdy piekielna go uderzyła, Sargeras nie stawiał oporu. Jego głowa obróciła się na bok od siły uderzenia, choć poza tym zdawał się on niewzruszony. Ciężko było to nazwać atakiem, nawet w elfiej formie Sargeras zdawał się być niczym góra, której nie było w stanie zagrozić nic ani nikt, ale mimo tego plaskacz był tym, co przelało czarę goryczy. Uśmiech, którym obdarowywał wszystko i wszystkich, w końcu zniknął z jego ust. Wyglądał on na zszokowanego, ale chyba nawet on sam nie wiedział, co go zszokowało bardziej, rzeczy, o które został oskarżony, to, że wszystkie były prawdą, czy nawet to, że jego własny pomagier uderzył go z tego powodu.

        Dziewczyny, a przynajmniej niektóre z nich, zwróciły na to uwagę, przez chwilę obserwując jak dotąd jednostronną konwersację między Sakurą a ich ojcem. Żadna nie słyszała tego, co było mówione, lecz te starsze podejrzewały, jaka może być tematyka ich konwersacji. Jednakże tylko Eclipsa, najstarsza ze wszystkich, zamiast wrócić do tego, co wcześniej robiła, tak samo jak inne siostry, przerwała sprawdzanie mapy, wstając na własne nogi i spokojnie kierując się w stronę upadłej anielicy i Sargerasa.

“Ah, jakże nie doceniłem tego, jak wielkie jest serce mojego pomagiera…”

        Myśl ta próbowała brzmieć tak samo jak wszystkie inne, niczym tekst godny zapisania w księgach historii, cytat, o którym wspominać będą przyszłe pokolenia przez tysiące lat, a jednak Sargeras nie czuł radości z tej myśli. Sakura właśnie skończyła mówić, i choć przestała być pochłonięta żarem gniewu - zarówno dosłownie jak i w przenośni - to jednak słowa jej wciąż ciążyły na sercu pradawnego.

-Rozumiem. - Bohater wciąż próbował zachować pozory wspaniałości, ale jego maska nie była w stanie znieść ciężaru rozmowy, którą musiał przeprowadzić. - Ja… porozmawiam z nimi. Z nimi wszystkimi. Poświęcę im więcej uwagi. Wyjaśnić pewne sprawy. Wszystko naprawię jak prawdziwy bohater i będziemy żyli długo i szczęśliwie.

Sargeras chyba sam już nie wiedział, czy powinien wierzyć w to co właśnie mówił, widać to było w jego oczach.

- Nie.

        Głos Eclipsy był zimny jak lód i ostry jak sztylet. Smoczyca w formie górskiego elfa w końcu była na tyle blisko, by stanąć tuż obok Sakury, ręce na biodrach, z palcami białymi od tego, jak mocno zaciskała je od emocji. Gdyby wzrok mógł zabijać, to jej ojciec by nigdy nie przyszedł na ten świat.

- Wszyscy wiemy, że to, co właśnie powiedziałeś to taka sama bajeczka, jaką wciskasz ślepym masom, by obrzucali cię pochwałami i złotem. - Sargeras miał przedstawić swój kontrargument, lecz ledwie zdołał otworzyć usta, a jego pierworodna kontynuowała swój atak. - Ty nie rozmawiasz, ty prowadzisz monolog, okazjonalnie udając, że obchodzi cię cudze zdanie. Ty nie poświęcasz innym uwagi, ty tylko liczysz na to, że inni poświęcają całą swoją uwagę tobie. Ty niczego nie wyjaśniasz, ty tylko udajesz, że wiesz lepiej oraz że inni są w błędzie jeśli nie myślą tak jak ty. Niczego nie naprawiasz jak prawdziwy bohater, bo jesteś marną, nędzną podróbką pławiąc się w luksusach dzięki nieszczęściu innych istot, a ktoś taki nie jest w stanie niczego naprawić.

        To nie był pierwszy raz, gdy Eclipsa była szczera wobec swojego ojca. Jednak rzadko się zdarzało, by słowa jej były równie bezwzględne i bezlitosne wobec niego. Nic więc dziwnego, że Sargeras wydawał się blady jak trup, oczy szeroko otwarte oraz usta drżące, jakby próbował z siebie wydusić słowa, które nie były w stanie opuścić jego języka.

- Dlatego też weź się w garść, bo jak zaraz tego nie zrobisz to poprawie po Sakurze, a wtedy to magii na tym świecie nie starczy, by ponownie przytwierdzić ten twój pusty łeb do reszty twojego przepełnionego egiem cielska! - Eclipsa w czasie tego wywodu podeszła tuż przed Sargerasa, trącając palcem wskazującym tors swojego ojca. - Dupa w troki, idź pochwalić Kalli, powiedz jej, jaka jest cudowna i masz siedzieć z nią i gadać z nią tak długo, aż na pamięć będziesz wiedział każde słowo bądź kombinacje słów, jaką jest ona w stanie powiedzieć!

        Sargeras stał przez chwilę nieruchomo, patrząc na Eclipse jak na zjawę. Dopiero po kilku chwilach wybuchł on śmiechem tak donośnym, że aż zgięło go w pół od braku tchu. Gdy tylko był on ponownie w stanie panować nad swoim ciałem, wyprostował się on, a jego twarz ponownie gościła lico wiecznie uśmiechniętego bohatera, o którym głośno wzdłuż i wszerz całej Alaranii.

- Dziękuje. - Sargeras odezwał się do swojej córki i po jego tonie głosu słychać było, iż słowa te płyną prosto z serca.

Eclipsa jedynie przewróciła oczami, wzdychając przy tym głośno. Uznając to za znak, iż nie ma sensu kontynuować, podszedł on do Sakury, którą złapał za barki, aby móc spojrzeć jej prosto w oczy.

- Tobie także dziękuję, z całego smoczego serca. Ktoś w końcu musi być bohaterem bohatera, tak jak ty byłaś przed chwilą, a lepszego pomagiera nawet ktoś taki jak ja nie mógłby na całym świecie znaleźć!! - Aby w pełni wyrazić jak bardzo wdzięczny za jej działania… pogłaskał ją po głowie niczym małolatę, po czym ruszył w stronę Kalli, by wypełnić rozkaz, to znaczy prośbę swojej pierworodnej.

W wyniku tego Sakura została na osobności z Eclipsą, która uspokoiła się, choć teraz patrzyła na Sakurę ze zmęczonym wyrazem twarzy.

- Usłyszałam co nieco z tego co mówiłaś gdy szłam w waszą stronę. Moje siostry raczej tego nie usłyszały i może to nawet lepiej…

Najstarsza z córek przyłożyła ręce do twarzy, ocierając je o swoją skórę tak, jakby próbowała zetrzeć z siebie wszystkie swoje zmartwienia i problemy.

- Dziękuje ci za troskę o mnie i o pozostałe córki ojca, ale uwierz mi, nawet jeśli on myśli, że jesteśmy kruche jak jajka, z których się wyklułyśmy, to tak nie jest. To, że po niespodziewanym gościu w naszym domku nie został krater, który by płonął magicznym ogniem przez następne setki lat to kwestia tego, że żadna z nas nie wyczuła wyraźnego zagrożenia.

Można by pomyśleć, że Eclipsa żartowała odnośnie tego, jaki byłby wynik końcowy zaatakowania jej i jej rodzeństwa, ale na jej twarzy nie widać było ani krztyny uśmiechu.

- Co do zaś mojej obecności przy ojcu, nie jestem z nim, bo nie mam wyboru. Owszem, robię, co robię dla moich sióstr, ale już setki lat temu wiedziałam, co zrobić, aby zabrać je z dala od niego i nigdy nie wrócić. Po prostu bycie z nim jest mniej problematyczne niż bez niego, plus dzięki temu mam ojca i jego pięć szarych komórek mózgowych na oku i mogę być pewna, że Alarania nie zatonie pod ciężarem jego nieskończonego ego.

Eclipsa uśmiechnęła się nieznacznie po tych słowach, ale uśmiech ten szybko zniknął, gdy po raz kolejny zaczęła ona przemawiać.

- Co do naszej ukochanej sadystki i jej wiecznej ofiary, błagam cię, nie wtrącaj się w to. To nie jest problem, który powstał wczoraj, a ty nie jesteś pierwszą osobą z głową niewsadzoną we własny tyłek. To jest niemalże otwarty sekret między siostrami, tylko Kalli o tym nie wie, bo jeszcze jest zbyt niewinna, by zrozumieć co się dzieje.

Dłonie Eclipsy zacisnęły się w pięści, pokazując skrywający się wewnątrz smoczycy gniew.

- Próbowałyśmy temu zapobiec, ale koniec końców nic to nie dało, bo problemem nie jest Riandyosa, a Lai'nome. Tak długo, jak nie będzie ona przeciwstawić się temu, jak jest traktowana, tak długo będzie traktowana w ten sposób. To nie jest coś, na co ktokolwiek powinien być wystawiony, ale jeśli siłą powstrzymamy to co się dzieje, Lai'nome nigdy nie przestanie być zależna od nas i od ojca, a to nie jest przeznaczenie, dzięki któremu odnajdzie ona szczęście na tym świecie.

        Nastała chwila ciszy, pierworodna Sargerasa chciała bowiem Sakurze dać moment na przetrawienie tego wszystkiego. Dopiero gdy usłyszały one donośny głos mężczyzny, wynikający z tego, że mówił on po drugiej stronie plaży do swojej najmłodszej córki, smoczyca przemówiła ponownie.

- Potrzebuje twojej pomocy z przedyskutowaniem naszej trasy na kontynencie. Zaznaczyłam miasta, gdzie Sargeras jest na tyle szanowany, że nie będziemy musieli się martwić o finanse, oraz określiłam trasy, które powinny zagwarantować, że nie będziemy musieli wystawić Kalli na nic drastycznego, ale wolałabym mieć cudze spojrzenie na to, szczególnie że my smoki nie słyniemy z dobrego określania tego, co jest uznawane za rozsądne. - Eclipsa pozwoliła sobie na kolejny delikatny uśmiech w stronę upadłej.
Awatar użytkownika
Sakura
Błądzący na granicy światów
Posty: 10
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje: Wojownik
Kontakt:

Post autor: Sakura »

Sakura z grobową miną obserwowała popisową przemianę Sargerasa i korzystając z resztek cierpliwości, czekała aż łaskawie do niej podejdzie.
Gdy to w końcu zrobił, upadła z trudem hamowała złość, widząc jego głupawy uśmiech, choć sprawy, o których wspominała, wcale do śmiechu nie były. Musiała jednak zapanować nad emocjami, bo piach, w miejscu, gdzie stała zdążył zrobić się niepokojąco ciepły. Właśnie dlatego go uderzyła, musiała jakoś wyrzucić z siebie tę negatywną energię bez większych szkód dla otoczenia. Z początku źle się z tym poczuła, aczkolwiek widząc zmianę na twarzy pradawnego, zrozumiała, że być może właśnie to było mu potrzebne.
Nawet obiecał porozmawiać ze swoimi córkami, na twarzy Sakury już miał zagościć uśmiech, a spór miał zostać zażegnany, gdy do ich rozmowy wtrąciła się Eclipsa. Jej słowa były przybijające, ale miała rację, upadła nie mogła sobie w tej chwili darować, że prawie dała się złapać na jedną ze sztuczek mężczyzny. Atmosfera stała się niezwykle napięta, jakby wszyscy zaraz mieli sobie skoczyć do gardeł. Wszystko to jednak prysnęło, gdy Sargi zaczął się śmiać. Czerwonowłosej opadły ręce i westchnęła ciężko.
Zaraz po tym pradawny niespodziewanie chwycił ją za barki i spojrzał prosto w oczy. Jego słowa były zaskakująco miłe. Piegowate policzki czarnoskrzydłej delikatnie się zarumieniły. Sakura nie zdążyła nawet nic powiedzieć, a on po raz kolejny zdołał wszystko zepsuć. Pogłaskał ją po głowie niczym jakiegoś dzieciaka. Poirytowana upadła poprawiła rozburzone włosy i jeszcze przez dłuższą chwilę spoglądała na mężczyznę spod byka.

- Hm? – odwróciła się w stronę najstarszej córki smoczego bohatera i wysłuchała tego, co ma do powiedzenia.

Gdy Eclipsa skończyła swój wywód, Sakura uśmiechnęła się lekko, a widząc wciąż buzujące w smoczycy emocje podeszła i obdarowała ją niemalże matczynym uściskiem.

- Wiem. Wszystkie jesteście silne i potraficie być niezależne. Po prostu chciałabym czasem, żeby wasz ojciec zachowywał się wobec was jak… ojciec, na którego zasługujecie. Wybacz, że się wtrąciłam w sytuacje Lai’nome. Czasem zapominam, że prawie wy wszystkie przeżyłyście co najmniej kilka wieków więcej niż ja – zaśmiała się, po czym znów przybrała poważną minę – Po prostu… W rodzinie bardzo ważne jest, aby nad sobą pracować, rozmawiać, naprawiać to, co jest nie tak. Bo pewnego dnia można popełnić błąd, którego nie da się cofnąć – mimowolnie zerknęła za plecy, jakby chciała spojrzeć na swoje czarne skrzydła, które w tej chwili były ukryte ze względu na zbroje.

Oczy Sakury lekko się zaszkliły, dlatego była ona wdzięczna za sprawną zmianę tematu.

- Jasne, wróćmy do chaty i omówmy wszystko, póki reszta siedzi tutaj. Będziemy miały trochę spokoju… i cienia – zaproponowała Sakura – Ale już teraz mogę śmiało stwierdzić, że najlepiej będzie lecieć w stronę Rubidii.

Nagle jej oczom ukazał się jakiś mężczyzna, szedł w stronę Sargerasa, a jego chód, każdy jego ruch wydawał się piekielnej niezwykle znajomy. Był zbyt daleko, wciąż nie widziała twarzy, ale coś ją tknęło, by założyła hełm. Miała bardzo złe przeczucia.
Nieznajomy miał iście anielską urodę, jego włosy były złote, a oczy srebrne. Jedynie bladą skórę szpeciły liczne blizny w tym jedna, wyjątkowo paskudna i gruba na lewym policzku. Stanął on pewnie obok smoka i jego najmłodszej córeczki.

- Witam wielki bohaterze – zaczął z zawadiackim uśmieszkiem – Przychodzę do ciebie z prośbą o pomoc. Szukam tu pewnej kobiety – kontynuował, po czym przeszedł do opisywania cech szczególnych Sakury.

Tymczasem upadła w końcu dojrzała twarz przybysza i jej ciało przeszedł zimny dreszcz. Niemal mimowolnie wyciągnęła broń i zwróciła się w stronę Eclipsy.

- Zabierz stąd siostry – w jej głosie wybrzmiewała czysta nienawiść, złość i bezgraniczny żal.

Pradawny nawet nie zdążył jeszcze zdradzić mu nic istotnego, zapewne zbyt pochłonięty samouwielbieniem i swoją odpowiednią prezentacją przed obcym człowiekiem i zapewne jego wielbicielem, gdy Czarny Rycerz znienacka powalił blondyna na ziemie.

- Czego tu szukasz diable? – spytała Sakura męskim głosem, wymierzając ostrze miecza w leżącego na piachu mężczyznę, wokół zaczęło robić się znacznie cieplej, niż powinno.
- Czarny Rycerzu, jakiż to zaszczyt, szkoda jednak, że w takich okolicznościach – mówił, odsuwając jednym palcem miecz od swojej szyi – Nie wiem, czym sobie zasłużyłem, ale zapewniam, nie mam złych zamiarów, szukam tylko mojej ukochanej – uśmiechnął się niewinnie – I nie jestem diabłem, aniołem. Upadłym wprawdzie, ale niesłusznie osądzonym… Przysięgam – dodał, wyglądając na szczerze zatrwożonego.

Serce Sakury biło jak oszalałe, dawne uczucia i emocje zostały tak brutalnie przebudzone i wróciły jakby ze zdwojoną siłą. Nie wiedziała co zrobić, zabić, darować życie, kłamać, zdjąć hełm i zobaczyć co się stanie? Nic nie wydawało się dobrym pomysłem dlatego tak stała, w szoku i nie wiedząc co zrobić.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Dalekie Krainy”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości