Księstwo Karnstein[Księstwo Karnstein] Polityka i obyczaje

Miasta Karnsteinu są istnym kotłem, do którego wrzucono wielość nacji i upodobań architektonicznych. Wystawne domy w kolorach purpury i złota sąsiadują tutaj z dzielnicami, w których budowle mają być przede wszystkim funkcjonalne. Proste domy ułożone wśród wąskich, równoległych uliczek, wyłożonych kamieniami, zamieszkiwane są głównie przez mroczne elfy, dla których przepych jest zbędny. Po przeciwnej stronie są budowle, które zaskakują dbałością o szczegóły. Kolumny z głowicami przedstawiającymi sceny z legend.
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Goniec łyknął porządny haust miodu z dzbana, który właśnie został przyniesiony przez karczemną służkę. Oczywiście część olbrzymiego łyku za nic nie chciała mieć do czynienia z wąsatym ryjem knechta, toteż, gdy tylko znalazła po temu okazję, chybcikiem umknęła pijaczynie, spadając wprost na kamienie podobne do ulicznych kocich łbów. Biegające wszędzie karakany nawet nie zdążyły schować się przed niespodziewanym potopem, który spadł na nie z zaskoczenia.
Moczymorda kontynuował:
- Kupcy z Vaerren właśnie docierali z wozami załadowanymi piwskiem, bronią, zielskiem i precjozami do jednego z arturońskich miast handlowych, gdy nagle z zagajnika doleciał bełt z pokracznie wystruganej z drewna jałowcowego bieda-kuszy, dotkliwie raniąc siedzącego na koźle mahoniowoskórego Elfa o czarnych oczkach szelmy. Długouch wydał z siebie siarczyste "Ciam avruk!" i padł jak kłoda na piaszczysty grunt. Na szczęście dla handlarzy, szybko zorientowano się w sytuacji, a dowodzący konwojem porucznik Elgin van Elginhyrr sprawnie zarządził manewr piżmowołu. Wozy w parę chwil utworzyły zgrabne koło, wewnątrz którego ulokowali się konni członkowie eskorty. Każdy dysponujący bronią dystansową uczestnik wyprawy został przydzielony do obrony któregoś z jaszczyków kupieckich. W samą porę, bowiem z lasu zaczęli chyżo wybiegać zbójcy w typowych strojach banitów bytujących w kniejach, a było ich kiela dwudziestki. Nie wiem, jakim cudem boskim nie zostali oni wykryci przez regularnie patrolujących teren pograniczników, straże w okolicznych osadach tudzież napotkane przypadkiem łowieckie grupy centaurzych wojowników. No cóż - piętnastu zbrojnych porucznika van Elginhyrra zrobiło swoje jeszcze zanim poważniejszy bój miał się rozpocząć. Widać było bowiem, że zbóje owi nie za bardzo mieli do czynienia z regularnym wojskiem i jakąkolwiek prócz lokalnej techniką obronną - po prostu leźli na przysłowiowe hurraa hurmem do przodu, raz po raz korzystając z osłaniających ich kilku pochowanych po drzewskach łuczników i kusznika - samouka. Tuż za nim stał ubrany w kolczugę jegomość - ani chybi podupadły szlachcic lub zdziadziały, lecz na smoki pazerny burżuj ni chu-chu niepasujący do leśnej czeredy wyjętych spod jakiejkolwiek jurysdykcji rabusiów. To on usiłował kierować hałastrą łotrzyków i muszę przyznać, dość dobrze by sobie z tym poradził, gdyby natrafił jeno na karawanę bez towarzyszących jej knechtów. Fala atakującego nas samobójczego bydła zbliżała się była do najdalej wysuniętego ku zagajnikowi wozu, gdy niebo nad polem bitwy przeszył grad strzał, kul i bełtów wymierzony wprost w nadciągających banitów. Kilku padło bez ducha na miejscu, pozostali rozpierzchli się niczym jelenie ścigane przez wilki. Wykorzystując zamieszanie wokół jaszczyków, wraży herszt bandy podkradł się z paroma łucznikami i pozostałymi w lesie łotrami do najsłabiej obsadzonego elementu koła i zaskoczył obrońców serią kilku celnych strzałów. Dwaj knechci zostali ranieni, lecz nie na tyle, by przeszkadzałoby im to w dalszym boju. Widząc przebieg walk, porucznik rozkazał schowanym w środku koła konnym wymarsz do ataku.
Jazda wsparta osłoną łuczników z najbliżej położonych wozów wbiła się w przedzierających się piechurów dowodzonych przez owego burżuja w kolczudze. Wtedy nastąpiło to, co zazwyczaj ma miejsce, gdy szarżująca kawaleria napotka na swej drodze pieszy oddział pozbawiony długiej broni drzewcowej, jak i racjonalnej drogi ucieczki. Banici co prawda walczyli zaciekle, lecz chyba tylko herszt miał jakieś szanse równy bój toczyć z którymkolwiek z jeźdźców. Kawalerzyści usiekli wszystkich towarzyszących mu łuczników, reszta tałatajstwa salwowała się chaotyczna rejteradą z pola bitwy. Niestety dla nich herszt został ujęty przez obrońców, gdy przemykał między wozami. Ujęto też większość z bandytów, którymi dowodził. Tylko gamoniowaty kusznik cieszył się wolnością przez krótszy bądź dłuższy czas. Nie mieliśmy czego szukać w Arturonie, więc wyprawa handlowa zawróciła do Vaerren. Na miejscu przesłuchano banitów - niechybnie czeka ich stryczek, a los przywódcy, którym okazał się Arturończyk zamieszkały w stołecznym porcie, niejaki Navazael Rachtierschutz, ponoć syn właściciela warsztatu szkutniczego, leży w Waszej gestii. Gagatek wyśpiewał wszystko na torturach, ale niezwykle ciężko było go złamać. Sukinkot nie ugiął się ani przed podduszaniem, ani przytapianiem. Za nic miał sobie szczury, skorpiony i jadowite węże. Rozciąganie także niewiele dało. - goniec skończył, upijał część zawartości dzbana, gdy dotarły doń porady władcy.
- A próbowaliście kija od szczotki? Najwięksi z chojraków przy tej technice kwilili niczym pacholęta. - poradził książę, po czym zapytał: Czyżby trafił się niezłomny albo sodomita?
- Poskutkowało, dobrze, że nie był paziolubem - inaczej niczego byśmy się nie dowiedzieli. Knypek jest dowódcą pomniejszej komórki łotrzyków portowych z Arturonu, niejakich Sikor. Niestety, to jeno płotka czy może raczej wróbel. - odpowiedział oznajmującym tonem goniec.
- Do złapania orła mamy jeszcze szmat drogi i czasu. Skurczysyny zapewne kryją się po norach w kanałach pod miastem, bez otwartej wojny lub ułożenia się z królem niewiele wskóramy. Wyślijcie potajemnie poselstwo, a zaraz za nim kilkusetosobowy oddział graniczny - niby zmierzający do niedalekiej Trytonii... rozważał władca, był bowiem pewien, że za całą rzeź odpowiadają bandyci z doków Arturonu. Czekał na dalszy bieg wydarzeń, może zdoła uniknąć najgorszego...
So I bless you with my curse
And encourage your endeavour
You’ll be better when you’re worse
You must die to live forever
Jim Steinman

Every night, and every morn,
Some to misery are born.
Every morn, and every night,
Some are born to sweet delight.
Some are born to sweet delight.
Some are born to endless night.
William Blake

Pies patrzy na człowieka z szacunkiem, kot z pogardą, a świnia jak równy z równym. porzekadło Vaerreńczyków
Awatar użytkownika
Gardenia
Zsyłający Sny
Posty: 348
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Maie
Profesje: Mag , Szpieg , Badacz
Kontakt:

Post autor: Gardenia »

- Ciemne Elfy - Maie westchnęła i rozruszała zdrętwiały kark - Ciemne Elfy - powtórzyła, jakby miała trudności z odpowiedzią na pytanie. A może po prostu nie chciała odpowiadać? - Nigdy nie miałam okazji, żeby z którymś porozmawiać. Wiem tylko to co przeczytała w księgach.
Nabrała powietrza i zaczęła dosłownie cytować treść zapisów, które dane jej było przeczytać.
- "Nie wyróżniają się sylwetką swojego ciała pośród zwykłych elfów. Są szczupłe, niższe od ludzi. Nie znają litości, są dumne, a zarazem oddane własnym gildiom. Czyni je to doskonałymi skrytobójcami. Ich skóra jest czarna, w podaniach dosyć często występuje porównanie do obsydianu lub mahoniu. Mają białe włosy. Są znienawidzone przez elfy i vice versa".
Wzruszyła ramionami - Tak jak mówiłam, to tylko treść książki nie wiem ile w tym prawdy. Szczerze mówiąc mało mnie obchodzi jacy są w rzeczywistości. To co jest dla mnie ważne to fakt, że asasyni czarnych elfów zamordowali kogoś, kto był mi bliski - machnęła kilka razy palcem, zaznaczając w powietrzu ogniste kółka - Nie jestem pewna, czy chciałabym teraz spotykać się z którymś z nich.

Żródło:http://pl.wikipedia.org/wiki/Drow
Jakaż to otchłań nieb odległa. Ogień w źrenicach twych zażegła?
Czyje to skrzydła, czyje dłonie. Wznieciły to, co w tobie płonie?
(X)
Awatar użytkownika
Schadow
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 61
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wróżka.
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Schadow »

- Acha. - Schadow przez chwilę milczała, przyswajając sobie te informacje. Potem ziewnęła. - Przepraszam - powiedziała szybko - ale nie miałam ostatnio zbyt wiele okazji do snu. Chyba poszukam sobie jakiegoś miłego kątka i... - wzruszyła wymownie ramionami, po czym wyszła na dwór.
Tam od razu zmieniła postać na wróżkową, po czym wyleciała kawałek za miasto. Tam znalazła jakąś kepkę kwiatów, które wydawały się całkiem bezpieczne. Położyła się tam i niemal natychmiast zasnęła.
Wtem poczuła jak jakaś wielka dłoń ją chwyta. Nim zdołałą się wyrwać, palce zacisneły się. Dłoń wsadziła ją do niedużej klatki, nastepnie zakryła ją jakąś płachtą. Schadow czuła tylko, że się kołysze, a więc pewnie porusza, ale nie miała pojęcia dokąd.

Ciąg Dalszy: Schadow
Ostatnio edytowane przez Schadow 13 lat temu, edytowano łącznie 3 razy.
*
Sądzimy po pozorach, łatwo i często oceniamy. Tymczasem nie wszystko jest tym, czym się wydaje.
Rafał Kosik
Awatar użytkownika
Gardenia
Zsyłający Sny
Posty: 348
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Maie
Profesje: Mag , Szpieg , Badacz
Kontakt:

Post autor: Gardenia »

Gardenia po raz drugi tego dnia westchnęła. Wróżka znikła z pola widzenia równie tajemniczo jak się pojawiła. To samo tyczyło się maga w kapturze. Medard najwyraźniej zajęty był sprawami wagi państwowej. Na dodatek bard, z którym się umawiała był równie nieobecny jak sześć godzin temu. Maie podniosła się powoli z krzesła, od długiego siedzenie w jednym miejscu zdrętwiały jej mięśnie. Zwróciła się do wampira.
- Widzę, Medardzie, że problemy nadciągają z każdej strony - uśmiechnęła się - Przełóżmy więc może tą wycieczkę po mieście do czasu aż sytuacja w Księstwie się unormuje.
Jakaż to otchłań nieb odległa. Ogień w źrenicach twych zażegła?
Czyje to skrzydła, czyje dłonie. Wznieciły to, co w tobie płonie?
(X)
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Wąpierz przekazał posłańcowi wytyczne w sprawie ataku na karawanę kupców. Na szczęście edykt nakazujący wojsku tudzież uzbrojonej grupie najemnych knechtów konwojowanie tego typu przedsięwzięć nie poszedł w las, wręcz można by było powiedzieć, że spełnił swe zadanie. Na wieść o schwytanym kaftaniarzu w kolczudze, który ani na mikrona nie wyglądał na leśnego banitę, Medard mało co nie wrzasnął z radości. Odrzekł posłańcowi:
- Wypuśćcie tego oszołoma, ale dajcie mu ogon taki, by nam się ptaszek nie zorientował, że za wabia robi. Chcieli psie syny wojny, to niechaj ją mają. Wszystkich zmierzających do Arturońskiego portu zatrzymywać, zanim dolezą do stolicy. Ciekawe, ile bandyci wytrzymają bez wiktuałów i dóbr luksusowych. Wysłać poselstwo do władców krainy, ale nie gołębiem - ptaszysko niechybnie zestrzelon zostanie po drodze. Poślijcie karnsteińskiego kruka, ten spryciarz omija dybiących na gołębie idiotów czy im podobne kreatury. Węszcie dalej, może złowicie grubszego zwierza niż nasz "kolczużnik". Pułkownikowi przekażcie, że hetmańska buława blisko, nawet bliżej niż myśli. Odmaszerować.
Goniec zasalutował i biegiem wrócił do swego konia, okulbaczył zwierzę i puścił się w galop do najbliższego miejsca stacjonowania wojska.
Książę natomiast kontynuował przerwaną przez posłańca rozmowę z Gardenią i jakże odmienioną wróżką.
- Nie każdy mroczny elf to chodzące wcielenie zła i nieprawości. Swoją drogą: zło według jednej społeczności może być definiowane jako neutrum, albo nawet i dobro przez inne cywilizacje, a wcale nie mam na myśli piekielnych czeluści. Wiesz co, nie odkładajmy pewnych rzeczy na potem, skoro mag gdzieś wyparował - jego strata. I tak miałem zamiar sprawdzić coś w mieście, więc jest mi to na rękę. Problemy - to mało powiedziane. Jeden kretyn ubzdurał coś sobie w zakutej łepetynie, do czego przekonał współtowarzyszy - szczury portowe siedzące po kanałach. Nie tego się po nich spodziewałem - pokazali zwykły bandytyzm, będą wisieć.
Zawodził Medard, ale cierpliwie czekał na odpowiedź rozmówców. Po posłańcu nie było już śladu. Tumany kurzu opadły na kocie łby, które od miesięcy nie widziały porządnego deszczu. Jakiś miejski baribal buszował w śmietniku, robiąc przy tym dużo hałasu, jednak nie za bardzo obchodziło to lokalesów przywykłych do tego typu widoku.
So I bless you with my curse
And encourage your endeavour
You’ll be better when you’re worse
You must die to live forever
Jim Steinman

Every night, and every morn,
Some to misery are born.
Every morn, and every night,
Some are born to sweet delight.
Some are born to sweet delight.
Some are born to endless night.
William Blake

Pies patrzy na człowieka z szacunkiem, kot z pogardą, a świnia jak równy z równym. porzekadło Vaerreńczyków
Awatar użytkownika
Gardenia
Zsyłający Sny
Posty: 348
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Maie
Profesje: Mag , Szpieg , Badacz
Kontakt:

Post autor: Gardenia »

Słuchała uważnie relacji Medarda z ostatnich zdarzeń w okolicach portowych. Sprawa musiała zaleźć mu za skórę bo podczas rozmowy jego oczy kilka razy zabłysły szkarłatną poświatą. A może to tylko gra jej wyobraźni, spotęgowana dodatkowo działaniem grzańca. Tak czy inaczej nie chciała by się znaleźć na miejscu tych pojmanych bandytów. Kiedy wampir zakończył swoją opowieść Gardenia krótko wzruszyła ramionami - Wygląda na to, że reszta towarzystwa gdzieś się ulotniła. Jeżeli chodzi o mnie to chętnie się przejdę. Przyda mi się łyk świeżego powietrza.
Jakaż to otchłań nieb odległa. Ogień w źrenicach twych zażegła?
Czyje to skrzydła, czyje dłonie. Wznieciły to, co w tobie płonie?
(X)
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

- No cóż, jak to mówią, nie każdemu pisany jest los słuchacza. Większość ze znanych mi istot niestety takiego daru nie posiada i zdaje się zasypiać przy każdym dłuższym przemówieniu. Oczywiście nie mam tutaj na myśli wykładów prowadzonych przez osobników, którzy najwidoczniej rozminęli się z talentem na najbliższym rozstaju dróg. Tacy nudziarze nawet najdzielniejszego zawodnika bez trudu zamienią w śpiocha. - rzucił wampir, a gdy zorientował się, że pełna dotychczas karczma zaczyna się wyludniać, dodał:
- Wydaje mi się, że dość już nasiedzieliśmy się tutaj. Pora zmienić miejsce pobytu, by nam z tyłków nie wyrosły korzenie. Czeka nas długie zwiedzanie miasta. - oznajmił i dość wolnym jak na jego rasę krokiem zbliżał się do wyjścia. Przed budynkiem słychać było tętent końskich kopyt, a ci z biesiadników, którzy zajęli stoliki przy oknach, mogli dostrzec z oddali rozmytą jeszcze postać jeźdźca w szarawej bądź sinej szacie. Opadający kurz mógł przyczynić się do zmylenia percepcji kolorów nawet istotom świetnie operującym wzrokiem. Jeździec gnał, ile sił zdoła jeszcze wykrzesać z gniadosza, nim tamten bez życia padnie na kocie łby.
So I bless you with my curse
And encourage your endeavour
You’ll be better when you’re worse
You must die to live forever
Jim Steinman

Every night, and every morn,
Some to misery are born.
Every morn, and every night,
Some are born to sweet delight.
Some are born to sweet delight.
Some are born to endless night.
William Blake

Pies patrzy na człowieka z szacunkiem, kot z pogardą, a świnia jak równy z równym. porzekadło Vaerreńczyków
Awatar użytkownika
Klivien
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 102
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Klivien »

Drzewa były tylko świszczącymi cieniami. Wiatr łopotał w jej pelerynie. Kopyta Mergota były bezgłośne, bo młóciły powietrze tuż nad ziemią. Czas nie miał znaczenia. Zatrzymał się. Klivien czuła się tak, jakby od setek lat nie robiła nic innego, tylko galopowała przed siebie przez noc. A jednak jej podróż dobiegła wreszcie końca. Na granicy Karnsteinu została wezwana do okazania twarzy i celu wizyty, ale nawet nie zwolniła. Pogoń ścigała ją aż do miasta. Zeskoczyła z konia dopiero, gdy ujrzała oblicza Medarda oraz jego towarzyszki, którzy właśnie zmierzali ulicą, delektując się urokami nocy.

Obskoczyli ją zbrojni w barwach księstwa, a ona nawet nie zareagowała. Pozwoliła się szturchać, szarpać, wiązać, cokolwiek uznali za potrzebne. Ich krzyków w ogóle zdawała się nie słyszeć. Szare, przezroczyste oczy wampirzycy utkwione były w osobie ich władcy.
Te oczy wyrażały obłęd, ale w jej zachowaniu nie była nawet najmniejszego cienia agresji, czy gniewu.
- Medardzie, przybywam do ciebie z prośbą o pomoc - powiedziała dość głośno. Jej ton przypominał szczęk stali.
Trzymała lekko uniesioną głowę. Miała na sobie długą, ciemno-fioletową sukienkę bez zdobień, uszytą tak, że wyglądała na założoną kopertowo na biuście. Stożkowaty dekolt odsłaniał paskudną bliznę na szyi po oparzeniu.
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Wąpierz był nieco zdziwiony widokiem, jaki zastał, gdy udało mu się opuścić karczmę. Otóż w przelocie u samych drzwi posłaniec w sinym napierśniku wręczył mu pisany naprędce glejcik. Szybciutko rozparcelował zawiniątko, przełamał solidny lak - widać pszczeli wosk, nie jakieś bitumiczne syfy czy utwardzony tłuszcz roślinny, a gdy wreszcie dostał się do upragnionego wnętrza, chłonął tajemne treści nagryzmolone na porządnym zwoju pergaminu. Napis był następujący:

Kod: Zaznacz cały

Rozgromiliśmy bandytów i przejmujemy kontrolę nad portem. Niestety sucze syny pierwej wysadziły się w powietrze, nim zdołaliśmy ich ująć i sprawiedliwość wymierzyć. Zdobyliśmy także sporo złodziejskiego złota, klejnotów i luksusowych dóbr. Oddziały maja pełne ręce roboty - nie nadążają z eliminowaniem pojmanych przestępców. Oni pod tym portem wytworzyli całą sieć podziemnych korytarzy! Gnieździli się w nich jak szczury. 
Moje uszanowanie,
por. Vlad van Vaerrhen, główny pocztylion ekspedycji portowej
- Dzięki Ci, posłańcze za dobre nowiny. Napój czemprędzej konia, bo nam zaraz biedaczysko z pragnienia zejdzie. Możesz odejść. - wykrztusił władca, nieco zdumiony, gdy zobaczył, co się działo w oddaleniu od karczmy. Posłaniec wbiegł do szynku i pił do upadłego, natomiast przez uliczki przebiegał pościg pograniczników goniących za dziewczyną w fioletowej sukni. Mroczni byli nieustępliwi - niczem likaony tropiące bawołu, pięli do osaczenia lub doprowadzenia do śmierci ofiary z powodu upływu sił. Gdy tylko Medard ujrzał, kim była owa tajemnicza osoba, natychmiast rozkazał żołdactwu:
- Rozejść się, psy! Ona jest ze mną.
Pogranicznicy wrócili do swych zajęć sprzed prób wylegitymowania uciekinierki chwilę po usłyszeniu rozkazu i tego, co sama miała do powiedzenia. Władca spojrzał na dziewczynę łagodnym wzrokiem i odrzekł:
- Nie przyszła góra do proroka, więc ten pofatygował się do niej? Słucham, jakiż to problem sprowadził cię aż tutaj? Widzę, że wiele przeszłaś podczas podróży - ta blizna wygląda koszmarnie. Powinniśmy się tym zająć jak najszybciej.
So I bless you with my curse
And encourage your endeavour
You’ll be better when you’re worse
You must die to live forever
Jim Steinman

Every night, and every morn,
Some to misery are born.
Every morn, and every night,
Some are born to sweet delight.
Some are born to sweet delight.
Some are born to endless night.
William Blake

Pies patrzy na człowieka z szacunkiem, kot z pogardą, a świnia jak równy z równym. porzekadło Vaerreńczyków
Awatar użytkownika
Klivien
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 102
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Klivien »

Ani na chwilkę nie oderwała od niego oczu, a jej twarz tylko na pierwszy rzut oka była nieruchoma i niewzruszona. Przy dokładniejszej obserwacji można było dojrzeć napięcie, ból i rezygnację.
Nie przybyła się mścić, ani żalić. Przybyła z bardzo konkretną prośbą, ale zachowanie i słowa Medarda sprowokowały ją. Czyżby uważał, że nic się nie stało? I jeszcze sobie z niej kpi...
Celowo podniosła głos, odpowiadając na jego pytanie śmiertelnie poważnie.
- Aresztuj mnie i każ mnie stracić. Rozkazałeś wykonywać egzekucję na bandytach z portu w Arturonie. Proszę... masz kolejnego. No dalej, wydaj rozkaz! - wargi jej zaczęły drżeć, a oczy lśniły niczym powierzchnia zamarzniętego jeziora - Jestem jednym z nich. Przyznaję się. Chcesz dowodu? Proszę... - ściągnęła pierścień z grawerunkiem w kształcie ptaka i rzuciła mu nim w twarz - Kazałeś rozstrzelać ludzi za to, że jeden ich znajomy użył wobec ciebie obraźliwego słowa. Oh... lecz nie wątpię, że zgrabnie to uzasadnisz politycznie. Ci, którzy zginęli nawet nigdy nie widzieli cię na oczy. Niczym się od nich nie różnię pod względem winy. Pomagałam im. Dawałam schronienie. Udostępniałam informacje. Chyba nie potraktujesz mnie ulgowo dlatego, że mam otwór między udami w który z przyjemnością byś coś wetknął?
Chciała go sprowokować i wymusić na nim wydanie wyroku. Celowo podniosła głos i zrobiła scenę w publicznym miejscu, by nie mógł przed poddanymi ujawnić, że niektórych oszczędza z racji zawartej znajomości. Zwłaszcza, gdy chodziło o kobietę.
Pragnęła śmierci. Ostatnie czego chciała w swojej egzystencji to zobaczyć jak on ją skazuje.
Wyzywające bladoniebieskie oczy przenikały go na wskroś.
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Medard odpowiadał spokojnie, bez jakiegokolwiek wybuchu nagłej wściekłości:
- To niezupełnie tak, jak mówisz. Owszem, wydałem wyrok na tych bandytów, ale nie dlatego, że "jeden znajomy" kiedyś mnie obraził, ale za to, co stało się później. Obcięte palce zabitych obywateli Karnsteinu, kupcy polegli w obronie swych towarów to ma być nic? Mnie może i nie widzieli, ale to z ich plugawych łapsk moi bogom ducha winni poddani ginęli w wielkim cierpieniu. Ich mordy były zapewne ostatnią rzeczą, jaką widziały oczy tych biedaków, a to chyba coś zmienia, nie sądzisz? Ci ludzie brali w tych procederach czynny udział i mamy na to niezbite dowody.
Władca zamyślił się, a gdy dziewczyna rzuciła mu pierścień z charakterystycznym ptasim grawerunkiem, taki sam, jaki nosili członkowie bandy z portu w Arturonie. Wysłuchawszy tego, co miała do powiedzenia, oznajmił:
Zginęli tylko ci, którzy przyczynili się do śmierci Karnsteińczyków wizytujących Arturon bądź zmierzających doń kupców. Ani jeden z "ptaszków" niebiorących udziału w rzeziach skazany nie został. Chcesz dowodów? Proszę - z opisanymi przez ciebie szubrawcami siedział pewien Elf i też miał pierścień z grawerunkiem przedstawiającym ptaka. Nie został stracony, po dotarciu do Karnsteinu zwrócimy mu wolność, jako że nie brał udziału w rzezi skrzętnie uknutej przez twoich kolesiów. Wielka szkoda, że te bestie wysadziły się same, z pewnością dostaliby taki los, jaki zgotowali Karnsteińczykom przebywającym w Arturonie. Podobnych do długoucha portowych szczurów było od groma, wszyscy uniknęli wyroków. Tu nie chodziło o gamonia, słowne utarczki czy nawet magiczne sztuczki. Honor? Na nic honor, kiedy giną ludzie. Ta wojna była "o coś" - życie porządnych ludzi, obywateli i podatników, choćby w głębi duszy okazali się największymi kanaliami. Nie mogłem postąpić inaczej. A co do ciebie - nie, nie zasługujesz na śmierć tylko dlatego, że kiedyś pomagałaś bandzie, do której należysz. W każdej organizacji, nawet tak specyficznej można znaleźć ludzi honorowych i skurwieli, a do tych drugich się nie zaliczasz. Twoja płeć i znajomości nie maja tu nic do rzeczy, dowody mówią same za siebie - nie przyczyniłaś się do śmierci żadnego z obywateli Karnsteinu, a informacje to za mało na tak surowy wyrok. Różnisz się od tych, którzy padli od kul w porcie, nie wspominając o mordercach pogrzebanych pod gruzami tuneli. Gdybym wydał niesprawiedliwy wyrok, niczym nie różniłbym się od skurwysynów, których kazałem stracić.
Gdy skończył wypowiedź, popatrzył na Kilvien, której spojrzenie zdawało przeszywać go na wskroś. Oczekiwał reakcji, ale za wszelką cenę chciał, by skończył się czas rzezi, wojny i chaosu. Nie do końca rozumiał, czemu dziewczyna tak zaciekle broni ewidentnych zbrodniarzy, choćby i byli jej najlepszymi przyjaciółmi. Zupełnie zaś obce były jego umysłowi błagania o śmierć li tylko z tego powodu, że przynależała do takiej czy innej organizacji. To nie byłoby sprawiedliwe.
So I bless you with my curse
And encourage your endeavour
You’ll be better when you’re worse
You must die to live forever
Jim Steinman

Every night, and every morn,
Some to misery are born.
Every morn, and every night,
Some are born to sweet delight.
Some are born to sweet delight.
Some are born to endless night.
William Blake

Pies patrzy na człowieka z szacunkiem, kot z pogardą, a świnia jak równy z równym. porzekadło Vaerreńczyków
Awatar użytkownika
Klivien
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 102
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Klivien »

W miarę jak mówił uspokajała się. Jej oczy zgasły i straciły wyraz wyzwania i prowokacji. Pozostała w nich rozpacz i rezygnacja.
Miał rację. To Sikory pierwsze zaczęły mordowanie niewinnych z tytułu osobistego ataku. Miał też racje w tym, że tego nie popierała i do żadnej takiej śmierci nie przyłożyła ręki. Wcale ją nie zdziwiła jego odpowiedź. "Szkoda, że nie udało się tego tak zakończyć" pomyślała z goryczą. Nie miała dokąd ani do kogo wracać. Wszyscy, których znała i lubiła zginęli. Nie miała rodziny... przyjaciela straciła ponad rok temu, ukochany zostawił ją kilka miesięcy temu. Stojący przed nią mężczyzna był niewątpliwie przystojny i inteligentny, ale zdawał się pozbawiony odczuwania emocji. Był nieludzko obojętny i nie dałby jej ciepła za którym tęskniła. Nawet już przestała tego chcieć. Nie miała siły. Przymrużyła oczy i westchnęła.
- Powiedziałeś prawdę. Przepraszam za swoje słowa, były niesprawiedliwe. Nie potrafię się pogodzić z wieloma rzeczami. Potrzebuję kogoś znaleźć. Tak naprawdę przyjechałam cię zapytać, czy potrafiłbyś mnie skierować do jakiegoś Łowcy - ostatnie słowo wypowiedziała w wampirzej mowie i oznaczało ono jednoznacznie osobę wyspecjalizowaną w tępieniu im podobnych istot.
- Ma być dobry i... odznaczać się inteligencją emocjonalną. Nie chcę fanatyka, tylko kogoś kto myśli i czuje.
"O ile sam jesteś w stanie pojąć co to znaczy coś czuć" dopowiedziała w myślach ze zwątpieniem.
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Cyniczny uśmieszek na twarzy Medarda coraz bardziej zmieniał się w szczery uśmiech zadowolonego człowieka. Właśnie uratował kolejne istnienie od targnięcia się na własne życie, a przynajmniej tak mu się wydawało. Te gierki Klivien nie dawały mu spokoju - najpierw zamieszanie z wyrokiem śmierci, teraz znowu pragnienie kontaktu z łowcami. Spytał więc wprost:
- Czemu to robisz? Dlaczego po raz kolejny chcesz targnąć się na swe życie?! Tak śpieszno ci do śmierci? Doskonale wiesz, że Łowcy to rasiści, i nawet "zdolny odczuwać" przedstawiciel tej kasty nigdy nie daruje życia wampirowi - istocie, na którą polowali jego przodkowie, fascynującemu symbolowi zła. Zła, którego eliminacja jest nadrzędnym celem każdej rodziny pogromców.
Następnie skierował się na inne tory i wyciągnąwszy z torby mapę włości, którymi władał, rozłożył ją w ręku i oznajmił:
- Jeśli zginiesz, moje życie straci jakikolwiek sens. Nie będę widział już dobra w niczym, świat stanie się szaro-burym zakątkiem pełnym smutku, rozpaczy i wszechogarniającego zła. Wtedy zostanie mi tylko jedno - skończenie z życiem, które straciło najważniejszy cel, kwintesencję wszystkiego. Nigdzie nie odchodź, jesteś dla mnie wszystkim, nie rozumiesz...
W zielonych oczach zatańczyły krople łez, które następnie ochoczo spłynęły na kocie łby bruku. Medard kontynuował:
- Srogi książę, ów bezlitosny władca, na widok którego wróg pierzchał ogarnięty paniką, przepadł - został usidlony. I to przez kogo - nikomu nieznaną dziewczynę z Arturonu. Spędź ze mną resztę życia, Klivien. Dalsze gierki nie mają sensu. Kocham cię i nic tego nie zmieni.
Chociaż nie do końca potrafił wyjaśnić to, co się z nim działo, był jakoby innym, lepszym stworzeniem. Czekał tylko na jedno - odpowiedź ze strony osoby, która stała się najbliższa ego kamiennemu na pozór sercu. W końcu pewne rzeczy do niego dotarły, a w życiu oprócz rzeczy materialnych liczą się także uczucia, przynajmniej czasami.
So I bless you with my curse
And encourage your endeavour
You’ll be better when you’re worse
You must die to live forever
Jim Steinman

Every night, and every morn,
Some to misery are born.
Every morn, and every night,
Some are born to sweet delight.
Some are born to sweet delight.
Some are born to endless night.
William Blake

Pies patrzy na człowieka z szacunkiem, kot z pogardą, a świnia jak równy z równym. porzekadło Vaerreńczyków
Awatar użytkownika
Klivien
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 102
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Klivien »

"Jeśli zginiesz, moje życie straci jakikolwiek sens..."
Drgnęła, kiedy to usłyszała. Serce, którego nie czuła od wydarzeń w porcie zabiło znów wyczuwalnie. Słuchała uważnie każdego następnego słowa. Jej oczy przestały mieć chłodną barwę. Ciało jej się rozluźniło, a oddech pogłębił. Nie wierzyła, by czuł to co mówi. Nie sądziła nawet, że rozumie znaczenie słów, jakich używa, ale to nie było najistotniejsze...

- Medardzie, z pewnością mnie nie kochasz - zaczęła miękkim, ściszonym tonem - Wierzę jednak, że wprowadziłam w twoje myślenie dużo znaków zapytania i czujesz, że nie zaznasz spokoju, póki nie znajdziesz odpowiedzi. Mówisz o celu i kwintesencji istnienia. Dotąd je znajdowałeś w swoim świecie, który teraz nazywasz jałowym. Mam nadzieję, że udało mi się doświadczyć cię czymś głębszym i piękniejszym niż to co znałeś dotąd. Jeśli mogę komuś być do czegokolwiek potrzebna, to jest to wystarczający powód, by żyć.

Uśmiechnęła się. Jeszcze blado i słabo, ale jednak. Zaszczepił w niej nadzieję. Może komukolwiek jeszcze na niej zależy. Może ktoś zechce spróbować zrozumieć. Medard zapowiadał się jako trudny uczeń, ale Klivien podejmowała się w życiu trudniejszych wyzwań. Może nawet zbyt trudnych i właśnie dlatego w niczym ostatecznie nie osiągnęła trwałego sukcesu?

- Nie wydaje mi się, byś był srogim i bezlitosnym władcą. Któremu innemu chciałoby się zadawać sobie trud rozsądzania co do jednostek o tym, czy brały udział w zabójstwach bezpośrednio, czy nie? Nie jesteś też usidlony. Pragniesz nie mnie, tylko czegoś nowego. Nie mnie pragniesz posiąść, tylko tajemnicę. Nie myl proszę swojego zaintrygowania z uczuciem i nie nazywaj naszej relacji związkiem. Zostanę z tobą jednak, bo tego chcesz. Bo jesteś kimś komu mogę coś ofiarować, a to nadaje sens mojej egzystencji. Przynajmniej do czasu, kiedy posiądziesz pożądaną wiedzę lub z niej zrezygnujesz.
Awatar użytkownika
Gardenia
Zsyłający Sny
Posty: 348
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Maie
Profesje: Mag , Szpieg , Badacz
Kontakt:

Post autor: Gardenia »

Dwójka wampirów stała w pewnym oddaleniu, skupiona na sobie i toczącej się miedzy sobą rozmowie. Gardenia cofnęła się o kilka kroków w tył i oparła plecami o ścianę budynku. W końcu każdemu należny się odrobina intymności. Czas mijał. Maie nie słyszała dokładnie o czym dokładnie mówili, ale sądząc po co raz podnoszonym głosie dyskusja była zażarta.
Spojrzała w niebo. Księżyc świecił jasno i przyjemnie. Rześkie, nocne powietrze złagodziło działanie grzańców na tyle, żeby odrobinę trzeźwiej ocenić sytuację. Coś w postawie i gestach wampirzycy zdradzało mocne poddenerwowanie albo strach. Pilna sprawa, znaczy się. Jedna z tych w cztery oczy.
- A jak mawiał tryton Zygfryd, trójka to już tłok. - Gardenia nabrała powietrza i powoli wypuściła. Następnie odepchnęła się plecami od ściany i z nabytym dzięki temu przyspieszeniem skierowała się w stronę Medarda i jego towarzyszki.
- Witam, jestem Gardenia - uśmiechnęła się do wampirzycy. Zauważyła paskudna bliznę na na jej szyi. Mogłaby ją wyleczyć ale wolała nie posługiwać się tak zaawansowaną magią w stanie ubzdryngolenia. Skutki mogły być nieprzewidywalne nawet dla niej. Potem zwróciła się do księcia - Na mnie już pora Medardzie. Dziękuję za dotrzymanie towarzystwa. Do zobaczenia.
Kiwnęła na pożegnanie głową, rozpostarła skrzydła i wzbiła się prosto w rozgwieżdżone niebo.

Ciąg dalszy
Jakaż to otchłań nieb odległa. Ogień w źrenicach twych zażegła?
Czyje to skrzydła, czyje dłonie. Wznieciły to, co w tobie płonie?
(X)
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Medard odpowiedział Gardenii pragnącej ulotnić się w sobie tylko znane miejsce:
- Bywaj, może kiedyś jeszcze się spotkamy.
Gdy dziwna osobniczka rozwinęła skrzydła i niczym demon jakiś odleciała het, het w przestworza, jakoś cicho i spokojnie zrobiło się na bruku, którym kryte były uliczki Vaerren. Klivien natomiast, nie wiedzieć czemu, zaprzeczała niemal wszystkiemu, co powiedział przed paroma chwilami. Rację miała chyba tylko w jednym przypadku: władca rozstrzygający o winie, życiu bądź śmierci w męczarniach na poziomie pojedyńczego bandyty w żadnej mierze nie zasługuje na miano srogiego czy też surowego, a na pewno nie okrutnika. Z "usidleniem" Medard także lekko przesadził, nawet mimo przenośnego charakteru wypowiedzi. Pozostałe człony, choć w niewielką część jeszcze nie za bardzo wierzył, zdawały mu się być prawdziwe, przynajmniej dzisiaj, w tym konkretnym momencie. Znudzony ciągłym sprostowywaniem odpowiedział:
- Gdyby chodziło wyłącznie o jakieś bliżej nieokreślone tajemnice czy poznanie intrygujących zjawisk, osób, rzeczy - czy dla czegoś tak błahego życie w jednej chwili straciłoby wszystkie znamiona sensu? - Miał dość. Wciąż nie do końca rozumiał motywów kierujących dziewczyną, by targnąć się na swe wszak ta cenne i niepowtarzalne życie. ~Skąd się tacy w ogóle biorą na świecie? - zamruczał w głębi umysłu. Neurony przewodziły impulsy dendryt-akson-dendryt-akson-dendryt-akson..., mało nie wyleciały przy tym w powietrze, taki rejwach panował w łepetynie władcy. Med rzekł:
- Nie wiem, co dokładnie to jest, lecz nie może być niczym, co znałem z dotychczasowego życia, a wierz mi - przeżyłem niejedno. Cieszę się, że nie chcesz już skończyć ze sobą jak śmiertelnik skaczący z mostu - to nie byłoby w twoim stylu, chyba że... Mam nadzieję, że polubisz specyfikę Karnsteinu i tutejszych mieszkańców. Wiem jedno - może powodem naszych wcześniejszych nieporozumień były wspomnienia z czasu, gdy byłaś człowiekiem. Nie mam nic do ludzi - jak w każdej rasie, tak i tam możesz spotkać osobnika zacnego, ale równie dobrze i równie często spotykamy sukinsynów, głupców, leni i pasożytów żerujących na organizmie, jakim jest społeczność.
Spojrzał na mapę swych włości, po której zaczął wodzić palcem wskazującym lewej dłoni. Wykonujący ruchy Browna palec zatrzymał się nad samym jeziorem Fargal. Obok piktogramu oznaczającego zbiornik stał tam inny symbol - jakby gród w pomniejszeniu, a pod nim miano Nas-Ehr-Faet. Medard już wiedział, co zrobić z przysłowiowym fantem, czekał tylko na odpowiednia chwilę, by zamysły swe ujawnić.
So I bless you with my curse
And encourage your endeavour
You’ll be better when you’re worse
You must die to live forever
Jim Steinman

Every night, and every morn,
Some to misery are born.
Every morn, and every night,
Some are born to sweet delight.
Some are born to sweet delight.
Some are born to endless night.
William Blake

Pies patrzy na człowieka z szacunkiem, kot z pogardą, a świnia jak równy z równym. porzekadło Vaerreńczyków
Zablokowany

Wróć do „Księstwo Karnstein”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość