Księstwo KarnsteinPrzystań w Varhelu - czas Nefalimów

Miasta Karnsteinu są istnym kotłem, do którego wrzucono wielość nacji i upodobań architektonicznych. Wystawne domy w kolorach purpury i złota sąsiadują tutaj z dzielnicami, w których budowle mają być przede wszystkim funkcjonalne. Proste domy ułożone wśród wąskich, równoległych uliczek, wyłożonych kamieniami, zamieszkiwane są głównie przez mroczne elfy, dla których przepych jest zbędny. Po przeciwnej stronie są budowle, które zaskakują dbałością o szczegóły. Kolumny z głowicami przedstawiającymi sceny z legend.
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Ledwie książę do spółki z Jen i jej kudłatym pupilem zrobili porządek w tej zapchlonej norze, która chyba tylko nazwę po dawnym Kuroliszku odziedziczyła, a tuż po upiciu przezeń części dzbana miodu pojawił się pucołowaty jegomość. Człek wyglądał na lokalnego oberżystę, jednak jak na swój fach był aż nazbyt obyty i wykształcony nie tylko w serwowaniu wykwintnych potraw i trunków, o jakich można by było jeno śnić. Jedna bodaj rodzina prezentowała się w sposób zbliżony do owego zdziadziałego nieco osobnika, a byli to łuskonośni czarnej odmiany, którzy osiedlili się w mieście jeszcze za czasów mrocznych elfów. Czyżby długouchy oddały im oberżę?
Władca nie dzierżąc ani chwili dłużej, odpowiedział karczmarzowi:
- Przepraszamy za ten jak widzisz chlewik, Łuskonośny. Te kurwisyny aż prosiły się o bęcki - co to, straży w Varhelu nie macie? A może te darmozjady tak się spasły, iże ze strażnic wyleźć nie mogą? nie będziemy tego dłużej tolerowali! Od dzisiaj książęcym edyktem powołuję do życia nową formację, lamników varhelskich. Będą oni stacjonować w tutejszych koszarach i żaden sukinkot im się nie wywinie. Chlewik oczywiście zaraz wyparuje, a klepki będą znowu cud, miód i orzeszki. Znaj słowo de Nasfiretów, o czcigodny.
Wąpierz wymamrotał coś-tam w niezrozumiałym dialekcie, a przyschnięta krew łobuzów jęła pomału bulgotać, niby wrzała, po czym zniknęła chmurą rdzawego dymu, odsłaniając goły parkiet. Deski lśniły, jakby się po nich ktoś rzycią parę razy przejechał. Następnie monarcha położył na stoliku, który do niedawna jeszcze zajmowało chamstwo, sakwę orenów i wręczył karczmarzowi zwinięty świstek obarczony książęcą pieczęcią Karnsteinu - akt własności karczmy i okolicznych gmaszysk oraz coś, z czego łuskonośny powinien być zadowolony. Edykt ów głosił włączenie odwiecznego rodu Sessentissów (tak to miano widniało w ludzkich, elfich i wampirzych wersjach historii tej krainy) w poczet Rady Elektorów. Być może kiedyś jakiś łuskonośny zasiądzie na tronie Karnsteinu...
- Oberża wygląda tak, jak ją zastaliśmy, wobec tego prosimy o więcej miodu. Jeszcze jedno - wojsko przyniesie wam dużo dochodów, łuskonośny. Długouchy nie będą już wam zagrażać.
So I bless you with my curse
And encourage your endeavour
You’ll be better when you’re worse
You must die to live forever
Jim Steinman

Every night, and every morn,
Some to misery are born.
Every morn, and every night,
Some are born to sweet delight.
Some are born to sweet delight.
Some are born to endless night.
William Blake

Pies patrzy na człowieka z szacunkiem, kot z pogardą, a świnia jak równy z równym. porzekadło Vaerreńczyków
Awatar użytkownika
Gersen
Kroczący w Snach
Posty: 247
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Czlowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Gersen »

Oderwany zupełnie od rzeczywistości Gersen, w ogóle nie zauważył chaosu, jaki rozpętała Jen wraz z wampirzym księciem. Oglądając jak miód pitny z niebywałą gracją ześlizguje się po ściankach wymyślnego dzbanka, omal nie zauważył biegnącego ku niemu osiłka. Dwumetrowy bandyta, wygrzebując z kominka rozżarzony pogrzebacz, z okrzykiem godnym dzikiego zwierza, biegł w stronę zafascynowanego czarującym zachowaniem trunku, pirata. Ten jednak w nie do końca jasny sposób wynalazł nogą mały trójnóg, dotąd spoczywający pokornie pod stołem i sunął go z impetem w stronę wielkoluda. Po karczmie rozniósł się dźwięk cielska opadającego po zderzeniu z niespełna półmetrowym stołkiem. Tak zdeterminowany do tej pory mężczyzna, szybko usunął się z zasięgu wzroku Gersena. Ten uradowany, podniósł kawał nagrzanej stali, którym miał jeszcze przed sekundą dostać po głowie, przyłożył go do nabitej fajki. Słodkawy zapach dymu, który okrążył siedzących przy stole, przypomniał Gersenowi o gajach na wyspach położonych gdzieś daleko na północy. Niemal widział otaczające go kręgi drzew rozmiarów przewyższających te na kontynencie i krzaków pełnych dzikich owoców. Otrząsając się z tego jakże przyjemnego transu, łotr uświadomił sobie, że karczma nagle opustoszała, pozostawiając im sporo miejsca do swobodnej zabawy. Szczególną uwagę zwrócił teraz ku Jen, która bez zbędnych ceremoniałów zabiła niezbyt przyjemnego, ale wciąż- człowieka. Nachylił się ku niej, dolewając do dzbana miodu. Badawczym spojrzeniem wymierzony przez parę przepitych oczu, przewiercał nieznajomą w sposób aż nachalny.
- Nie od dziś wiadomo, że ten tutaj obecny krwiopijca talent do przyciągania osobistości ponadprzeciętnych posiada. Jednakże... skąd w tym naszym uroczym kręgu wzięła się ta ciekawa socjopatka?
Nie świadom faktu, iż mógł właśnie kobietę urazić, Gersen spokojnie czekał na jej odpowiedź. W międzyczasie wydmuchując z ust dym, który nie znajdując nigdzie ujścia, tańczył zabawnie pod sufitem "Kuroliszka".
That is not dead which can eternal lie, and with strange aeons even death may die.
Awatar użytkownika
Jen
Senna Zjawa
Posty: 296
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Jen »

        Pijąc miód już niespecjalnie przejmowała się tym, co dzieje się wokół. Kiedy podszedł do nich karczmarz, ledwo na niego spojrzała, dyskusje zostawiając komuś się do tego nadającemu. Taki książę na przykład poradził sobie z tym bez problemów, od razu ogłaszając jakieś nowe edykty. W sumie jego kraj, jego prawo.
        Akurat zauważyła, że nie ma ani Felippe ani Nayi, kiedy pirat się do niej odezwał. Uśmiechnęła się lekko w odpowiedzi, ale zanim ubrała ją w słowa, dopiła resztkę miodu.
- Ciekawa... Miło to słyszeć. A socjopatką nie jestem na co dzień, tylko przy specjalnych okazjach. Kiedy ktoś mnie zdenerwuje na przykład. A dzisiaj był dość ciężki dzień, więc nie było o to trudno. A jak w tym uroczym kręgu znalazł się taki koneser alkoholi? W ogóle, jak się poznaliście? Bo wygląda na to, że znacie się nie od dziś.
        Gestem poprosiła karczmarza o kolejny dzban miodu. Kiedy tylko go przyniósł, dolała sobie do kufla i rozsiadła się wygodniej na ławce. Kątem oka spojrzała na tłum, który nagle pojawił się w karczmie. Najwyraźniej pozbycie się szajki musiało już się stać bardzo popularnym tematem wśród ludu, toteż natychmiast się pojawił, by popatrzeć na swoistych wybawców karczmy, jeśli można to tak nazwać.
        Tak sobie siedząc uświadomiła sobie, jaka jest zmęczona. Użyła nieco za dużo magii tego dnia, będzie musiała długo wypoczywać, ale kiedy tak pomyślała o zapłacie za obrożę, pomyślała, że było warto.
– Szybko! Musisz pójść ze mną – rzuciła. – Grozi ci wielkie niebezpieczeństwo!
– Dlaczego?
– Bo cię zabiję, jeśli nie pójdziesz.
- Shut up.
- I didn't say anything.
- You're thinking. That's annoying.
Awatar użytkownika
Felippe
Szukający Snów
Posty: 166
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Mai podmuchu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Felippe »

Widząc niechęć dziewczyny do specjalności tutejszej oberży, Felippe odsunął od naturianki dzban i sam pociągnął z niego spory łyk. Nawet ze swoim upośledzonym zmysłem smaku poczuł niespotykaną słodycz trunku. Widocznie nie zawdzięczał swojej sławy jedynie czczej gadaninie.
- Wszystko w porządku? - zwrócił się w stronę Nayi odrywając myśli od złocistego napoju. Cieszył się, że dziewczyna obudziła się sama. Najwidoczniej duszny klimat karczmy nie sprzyjał córce natury. Było to dość zabawne doświadczenie, Felippe nie często spotykał innych przedstawicieli swojego gatunku, więc jeśli myślał o rasie maiów, patrzył na nią przez pryzmat własnych doświadczeń. Tymczasem okazywało się, że nie każdy z nich przyzwyczajony jest do ciemnych, zadymionych wnętrz szynków i oberży różnego rodzaju.
Co głośniejsze odgłosy ze środka budynku docierały również na zewnątrz. Chłopaka zżerała ciekawość, co też może dziać się w środku, ale nie dawał tego po sobie poznać. Zamiast tego przypatrywał się z ciekawością dziewczynie. Kto wie, może była równie interesująca, co reszta kompanii? A być może nawet bardziej? Nigdy nie wiadomo.
Znajdując się blisko wejścia, mai mógł zaobserwować, że po nagłej fali wychodzących z Kuroliszka nadeszła nieco bardziej rozrzedzona i rozciągnięta fala wchodzących. Wszyscy, którzy wchodzili do karczmy plotkowali między sobą i wyglądali na raczej poruszonych. Chłopakowi udało się wyłapać kilka zdań, które mówiły o wspaniałym władcy i pięknej amazonce. Najwyraźniej to Medard i Jen budzili największe zainteresowanie, zresztą nie było chyba w tym nic dziwnego, tłuszcza zwykle zauważała jedynie najbardziej wyróżniające się jednostki. Również przed drzwiami zebrała się mała grupka, która najwyraźniej obawiała się tego, że gniew tamtych jeszcze nie minął i wyrżną każdego, kto ośmieli się zająć ich karczmę. Trochę to maia rozbawiło, ale z drugiej strony nie znał swojej kompanii z przypadku na tyle, by taką możliwość wykluczyć. Z własnych obserwacji wywnioskował jednak, że mimo, iż są dość porywczy, to nie pozbawiają ludzi życia bez powodu. Chociaż powód nie zawsze był wielkiej wagi...
Uważaj, żeby nie pomylić nieba z gwiazdami odbitymi nocą na powierzchni stawu
Awatar użytkownika
Naya
Szukający drogi
Posty: 27
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Maia Podmuchu
Profesje:
Ranga: [img]http://img263.imageshack.us/img263/7033/moderatorgfl.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Naya »

Ból w skroniach był nie do wytrzymania. Źle się czuła w mieście, a co dopiero w karczmie przesyconej wonią alkoholu. Po chwili zdała sobie sprawę, że odepchnęła dzban odruchowo. Dziwiło ją trochę, że Mai mógł pić trunki, ale widocznie był do tego po prostu przyzwyczajony.
- Um, zdaje mi się, że po prostu alkohol działa na mnie dużo mocniej - powiedziała.
"Goście" schodzący się do karczmy najwyraźniej szli tylko po to, aby zobaczyć wampira i Jen. Może również, żeby ujrzeć pobojowisko, ale jeśli tak, spóźnili się. Wszystko zostało wyczyszczone, co do cna. Nayę smuciła kolejna śmierć ludzi. Co prawda, każde życie zasługiwało na szansę, ale może to była właśnie ich szansa.
http://www.youtube.com/watch?v=PfbF44UeRBY Zawsze płaczę, kiedy tego słucham...
Awatar użytkownika
Liwian
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 118
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Liwian »

Na Medardzie właściciel karczmy nie wywarł zbyt wielkiego wrażenia. Książę wydał jakiś edykt i zajął się sobą. Liwian nie wiedział czy usłyszał, jak karczmarz na odchodnym mruczy pod nosem, że w końcu łaskawy wielmoża raczył ruszyć swoje cztery litery i zacząć walczyć z przestępczością, która w Varhelu rozwijała się zatrważająco szybko. Czarodziej napił się miodu starając się ukryć uśmiech. Poprosił oberżystę o wodę, gdy ją dostał nalał trochę na mały talerzyk i podał Grimiemu. Chłopak upił jeszcze odrobinę miodu. Nie czuł smaku płynu, ale czytając powierzchowne myśli kilku gości pijących ten sam trunek zorientował się, ze jest wybitnie smaczny. Czasami brak smaku był uciążliwy.
- Dziękuję bardzo drogi piracie za ten wybitny trunek - zwrócił się Liwian do Gersena.
- Medardzie, zastanawiam się jak długo władasz już tym księstwem? Bywałem na wielu dworach, balach i innych miejscach, gdzie spotykali się wielmoża z całej Alaranii, ale nie przypominam sobie byśmy się kiedyś spotkali. Zastanawia mnie czy po prostu nie bywasz w takich miejscach, czy też ja byłem na złych przyjęciach.
Zasadniczo było to dosyć dziwne. Liwian znał wielu arystokratów przynajmniej z widzenia, wampira zaś poznał dopiero dzisiejszego dnia.
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Wreszcie zapanował jako taki stan, który można by było nazwać spokojem. Biesiadnicy i pijacy zasiedli za suto zastawionymi stołami, a podstarzałe już smoczysko zacierało łapki, zaślepione krociowymi zyskami. Niewdzięcznik nie uszanował majestatu księcia i gdy tylko parkiet wyczyszczono z juchy owych posrańców, jął zrzędzić na monarchę, że za późno przybył z przestępczością walczyć. A straż miejska czy inny Selbschutz to gdzie?! Książę postanowił jednak nie odpowiadać na zaczepki gada i zajął się pilniejszymi sprawami.
Do takich niewątpliwie należało picie owego wyśmienitego miodu, z którego to całe tłumy ludu wielu ras ściągały hurmem do Varhelu.
I rzeczywiście, trunek był najprzedniejszej jakości - takie rzadko spotykało się na wystawnych balach w gronie arystokratycznym, a co dopiero w bele karczmie dla łyków! Wilk morski od razu poznał się na rzeczy, nie rozstając się ze stojącym do niedawna na stole dzbanem varhelskiego półtoraka "Krew Nosferata" - zaiste, ciekawa nazwa dla miodu...
Popiwszy nieco, pirat zaczął dziwną rozmowę na temat rzekomego braku zdolności towarzyskich Jen. No cóż - wobec takich typów, jak siedzący do niedawna przy stole oszołom, nawet prorok Lebioda prędzej użyłby bata, aniżeli słownych pertraktacji. Medard nie odpowiedział, tylko uśmiechnął się szyderczo, odsłaniając kły. Zaraz potem czarodziej, być może chcąc uzgodnić pewne zawiłości panujące wśród arystokracji Alaranii, spytał o bytność Karnsteinu na przyjęciach organizowanych przez "dwory" jak również i inne rzeczy zaprzątały jego chłonny umysł.
- Nie wiem, czy byleś wtedy na świecie. Jutro mija okrągły wiek od tej naturalnej, również dla wampirów, kolei rzeczy. Jak widać nie straciłem niczego z dawnej werwy, polotu i swego rodzaju nonszalancji, mając konwenanse głęboko w rzyci.
Widocznie wybrałeś towarzystwo tych chełpiących się bebechami, pływających w luksusach dhynen z Północy. W elfich państwach i odległym Arturonie na różnorakich bankietach bywam regularnie. Ech, tam to się dopiero dzieje - właśnie na tego typu przyjęciach pisze się właściwą historię, nie skrybowie w swych obskurnych celach, nieprawdaż? To, że czas nie pozwolił nam się spotkać na wystawnych balach dla bogaczy i wpływowych zamordystów zawsze można nadrobić w Anperii na festynie z okazji jubileuszu miasta. - rzucił Medard, sącząc kolejną czarę miodu.
Dzień jak co dzień - same utrapienia. Może następne tygodnie przyniosą coś nowego...
So I bless you with my curse
And encourage your endeavour
You’ll be better when you’re worse
You must die to live forever
Jim Steinman

Every night, and every morn,
Some to misery are born.
Every morn, and every night,
Some are born to sweet delight.
Some are born to sweet delight.
Some are born to endless night.
William Blake

Pies patrzy na człowieka z szacunkiem, kot z pogardą, a świnia jak równy z równym. porzekadło Vaerreńczyków
Awatar użytkownika
Gersen
Kroczący w Snach
Posty: 247
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Czlowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Gersen »

Zaaferowanemu walką karczmarzowi, Medard z właściwą sobie nonszalancją nadał kilka przywilejów, wydał kilka edyktów i powrócił do picia miodu. Obiekcje dotyczące państwa, w którym prawa nadaje się chwilę po karczemnej bójce, pirat zatrzymał dla siebie, jak zresztą wiele poprzednich. Wróciwszy do delektowania się smakiem miodu w zapewne kosztownych, bo wykonanych z niesamowitą precyzją, dzbanów, do uszu Gersena dobiegły podziękowania za darmową kolejkę wybornego trunku. Mężczyzna w odpowiedzi zdobył się na podniesienie swego naczynia w stronę Liwiana i niemy toast. Znów się zaciągnął. Pozostali klienci, poprzednio nieco onieśmieleni i przestraszeni, sami także zaczęli palić, najwidoczniej czując w zachowaniu pirata przyzwolenie. Dym przeciskając się pomiędzy małymi szparami w suficie, bardzo powoli opuszczał pomieszczenie, Gersen obserwując to niesamowicie ciekawe, w jego opinii, zjawisko, powrócił do rozmowy z Jen.
- Socjopatka od święta? Czy to delikatnie nie kłóci się z samą definicją tegoż stanu?
Pirat nie zdążył ugryźć się w język. Czasami miał problem z zbyt wyrafinowanym językiem, co bywało problemem i powodem do wielu podejrzeń w jego... fachu. Ciągle, nawet po tylu minionych latach, odzywały się jego nawyki z akademii oficerskiej, gdzie o dziwo kładziono nacisk nie tylko na umiejętności typowe dla żołnierza, lecz także tych bardziej przydatnych arystokracie. Ostatecznie jednak mógł być przewrażliwiony, a nowo poznana osóbka mogła w ogóle nie zwrócić na ten fakt uwagi.
- W każdym razie, krwiopijcę poznałem po jego nieszczęśliwym lądowaniu na moim jeszcze bardziej nieszczęśliwym statku. Jeśli którykolwiek bard chciałby opisać wspomnianą sytuację, prawdopodobnie wszyscy obśmialiby go równo. Chociaż jest to całkiem długa i zawiła historia.
Pirat wyczuł, że stał się bardziej gadatliwy niż zwykle, więc postarał się uciąć swoją opowieść i powrócił do swobodnego spijania miodu.
That is not dead which can eternal lie, and with strange aeons even death may die.
Awatar użytkownika
Jen
Senna Zjawa
Posty: 296
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Jen »

        Jednym uchem przysłuchiwała się rozmowie Liwiana i Medarda, a drugim, uważniej słuchała odpowiedzi pirata.
- Powiedziałabym raczej, że nie tyle delikatnie co... Chociaż nie, w sumie "delikatnie" to idealne słowo. - Potwierdziła uśmiechem, którego nie powstydziłby się psychopatyczny morderca.
        Uśmiech się jej jeszcze rozszerzył, kiedy Gersen powiedział, jak poznał się z wampirem. Gdy przerwał swą wypowiedź, postanowiła nie naciskać, bądź co bądź to nie jej sprawa. Zamiast tego wróciła do swojego miodu. Alkohol rozluźniał, potęgował też jej zmęczenie. Miała nadzieję, że może chociaż Medard zna miejsce, w którym będzie można odpocząć nie obawiając się o swą sakiewkę i życie. Byłoby to takie miłe i przyjemne, wreszcie, po raz pierwszy od wielu dni spać w cieplutkim, wygodnym, miękkim łóżku... Śnić o smokach zamieniających się w psy, psach przeistaczających się w jednorożce, jednorożcach stających się szczupakami... Jen, ani mi się waż upić. Nie dwoma kuflami miodu - ostrzegła samą siebie, co natychmiast otrzeźwiło umysł.
        Niechętnie okładając trunek na bok spojrzała po poznanych tego dnia ludziach i nieludziach. Książę-wampir rozmawiający z Liwianem, pirat popijający miód tak, jakby była to jakaś rutyna. Zerknęła przez ramię w stronę drzwi, gdzie zauważyła Felippe dotrzymującego towarzystwa Nayi. Kilka osób gdzieś po drodze się zawieruszyło, ale niespecjalnie się tym przejęła. Bywa.
        Przypomniała sobie, że w końcu nie odpowiedziała na pytanie Gersena.
- Spotkałam tych tu obecnych podczas pewnego incydentu w łaźni. Dość powiedzieć, że to z głównie mojej przyczyny była ona udekorowana takimi żyrandolami, a ci jegomoście po prostu przyszli damie z bezinteresowną pomocą.
– Szybko! Musisz pójść ze mną – rzuciła. – Grozi ci wielkie niebezpieczeństwo!
– Dlaczego?
– Bo cię zabiję, jeśli nie pójdziesz.
- Shut up.
- I didn't say anything.
- You're thinking. That's annoying.
Awatar użytkownika
Felippe
Szukający Snów
Posty: 166
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Mai podmuchu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Felippe »

- Może w takim razie wolałabyś się napić wody? Albo coś zjeść? Albo odpocząć w bardziej, ekhm... wygodnym miejscu? - dopytywał się Felippe. Może niesłusznie, ale czuł się w pewnie sposób odpowiedzialny za swoją rodaczkę. Czekając na odpowiedź upił kolejny łyk wyśmienitego miodu. Dziwnie mu się piło w pojedynkę. Zwykle kosztował alkoholu po to, by innym rozwiązały się języki. Sam niestety nie mógł się upić, w czym był zupełnym przeciwieństwem Nayi. Wydało mu się to dziwne, bo nie była to odporność wypracowana, ale naturalna. W końcu ciała maiów działały na nieco innych zasadach niż organizmy większości stworzeń. Widać sprawa była jeszcze bardziej skomplikowana.
Odstawiwszy dzban wybornego miodu tuż koło skrzynki, na której siedział ustawił dłonie w taki sposób, jakby trzymał całkiem sporą, niewidzialną kulę. Skupił swój wzrok na środku tej kuli, by po chwili ledwo widocznym uśmiechem na ustach powitać maleńkie tornado latające tam i z powrotem jak dziecięca zabawka zwana bączkiem. Wir powietrza był jednak zabawniejszy od owego bączka, ponieważ mai mógł dowolnie manipulować jego kształtem. Raz lejek był wysoki i smukły, raz niski i szeroki, czasem zwężał się ku dołowi, by za chwilę odwrócić się zupełnie do góry nogami. Kiedy zbliżał się do ziemi porywał ziarenka piasku i kurz, które wirowały przez chwilę, by opaść z powrotem na drogę. Właściwie chłopak robił to tylko z połowiczną świadomością, bynajmniej nie po to, by popisać się przed kimkolwiek. Po prostu tęsknił za jakąś otwartą przestrzenią, gdzie mógłby poczuć pęd powietrza. Felippe uwielbiał miasta i ich mieszkańców, ale niezależnie od tego, jak dobrze by się bawił, to w końcu zawsze musiał na jakiś czas wrócić na łono natury, gdzie mógł być sam.
Nagle tronadko zniknęło, a Felippe gwałtownie podniósł głowę patrząc na Nayię.
- Przepraszam, mówiłaś coś? Zamyśliłem się na chwilę - powiedział z pociesznym uśmiechem.
Uważaj, żeby nie pomylić nieba z gwiazdami odbitymi nocą na powierzchni stawu
Awatar użytkownika
Naya
Szukający drogi
Posty: 27
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Maia Podmuchu
Profesje:
Ranga: [img]http://img263.imageshack.us/img263/7033/moderatorgfl.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Naya »

- Nie, nie potrzebuję niczego.. - powiedziała cicho i nagle westchnęła.
Po chwili na jej plecach ukazały się śnieżnobiałe skrzydła, które poderwały do lotu Maię. Z głuchym tupnięciem wystartowała w powietrze. Wzbiła się wysoko ponad miasto, latając tam i z powrotem. Na jej twarzy znowu zawitał uśmiech; pęd powietrza był czymś niesamowicie orzeźwiającym, szczególnie dla niej. Po jakimś czasie zauważyła pegaza, lecącego jeszcze wyżej. Stworzenie spostrzegło Nayę i przyspieszyło lotu. Nie zamierzała go gonić. Sama zniżyła lot i wylądowała obok skrzynek. Usiadła na jednej z nich, pełna radości niecodziennej dla niej w mieście.
http://www.youtube.com/watch?v=PfbF44UeRBY Zawsze płaczę, kiedy tego słucham...
Awatar użytkownika
Naoki
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 116
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Naoki »

Łażąc od domu do domu i robiąc słodkie oczka, udało mu się wysępić trochę jedzenia które natychmiast trafiło do jego brzucha. Podczas gdy Medard i reszta bawili się w picie, zabijanie, mdlenie czy wydawanie świstków on spał sobie smacznie, zwinięty w kłębek na jakimś dachu. Śniła mu się pustynia. Pustynie były fajne; było na nich bardzo dużo piasku, gadów które można było zabijać, słońca które tak miło grzało...
ze snu wybudziła go przechadzająca się ulicami miasta, bardzo głośna grupa gnomów. Kot przeczekał aż sobie pójdą, w międzyczasie przeciągając się leniwie. Gdy było już bezpiecznie zlazł na ulicę i opuścił miasto. I tyle go tutaj widzieli.
Awatar użytkownika
Liwian
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 118
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Liwian »

Liwian uważnie wysłuchał odpowiedzi Medarda. Zastanawiał się ile wampir może mieć lat. Zasadniczo nie miało to większego znaczenia, ale czarodziejowi rzadko zdarzało się spotkać kogoś starszego niż on sam.
- Szczerze przyznam się Medardzie, że na ostatnim elfim bankiecie byłem dość dawno. Z dwa wieki by już były. Z resztą ostatnim balem, n którym się pojawiłem był ślub pewnej szlachcianki pięćdziesiąt lat temu. Jeżeli zaś chodzi o to, czy byłem na świecie... nie wiem. Ostatnie moje urodziny, które obchodziłem odbyły się bardzo dawno, a kończyłem wtedy równe sto lat. Z czasem straciłem rachubę, ale zdaje się, że dobijam do pięćsetki. Co do północnych bali, muszę przyznać, że faktycznie nie umywają się do tych z Arturonu, ale byłem na kilku wyśmienitych przyjęciach w tamtym rejonie. Tamtejsze bójki między wielmożami dostarczają nie lada atrakcji.
Czarodziej uśmiechnął się na wspomnienie zabaw, w których miał okazję brać udział. Z zamyślenia wyrwał go karczmarz, który stanął mu za plecami i zaczął wpatrywać się w jaszczurkę, która pije wodę z talerzyka. Rudowłosy nie odwrócił się i po chwili oberżysta odszedł. Liwian mógłby przysiąc, że niedługo obok tabliczki, na której widnieje napis zabraniający wstępu psom pojawi się druga upraszająca o niewprowadzanie żadnych zwierząt. No cóż, dyskryminacja się szerzy. Czarodziej westchnął cicho i poklepał Grimiego po głowie. Niestety wszystkie nie-człekokształtne istoty uważane były za mniej inteligentne. No, ale co poradzić? Mentalności całej Alaranii się nie zmieni. Tylko dlaczego do diaska, dlaczego akurat smok jest aż tak nietolerancyjny?!
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Karczmarz z dziwnym zainteresowaniem gapił się na gada, który łapczywie chłeptał wodę z miseczki. Na widok pociesznego zwierzaczka smoczego oberżystę od razu niemal ogarnęły wspomnienia własnych pupili. O dziwo sam łuskonośny także posiadał ongiś podobnego jaszczura, więc odpowiedział:
- Miałem kiedyś jednego z tych łobuzów. Zaiste, obserwowanie ich zachowań czasami daje niezłą rozrywkę. Na dalekim południu używają ich do walk, podobnych zresztą bestialskim zmaganiom psów, kogutów czy rybek zwanych bojownikami. Barbarzyńcy...
Medard zaś, pijąc kolejny już dzban miodu, rozprawiał z wiekowym czarodziejem o tym, jakie to ongiś przyjęcia urządzano w Arturonie i czym różniły się one od ekwiwalentnych na reszcie kontynentu. Wąpierz wsłuchał się w treść opowiadań Liwiana i zaraz dorzucił:
- O elfich przyjęciach to już nawet pieśni słyszy się nierzadko, ale śmiertelnicy z Arturonu biją Długouchów w tym fachu na łeb. Arturońskie biby noga trwać nieprzerwanie nawet i przez pół roku. Niekiedy przez cały czas udaje im się utrzymać początkową jakość trunków, co jest cechą niespotykaną gdzie indziej. Jak oni to robią?! Ilekroć bywam w tamtych stronach, zawsze m,nie to zadziwia - taki urok tego nadmorskiego kraju, a ostatnio jestem tam częstym gościem z uwagi na posiadanie hmm, swego rodzaju kolonii na ich ziemiach, ale to historia na dłużej. Wątpię, by zaciekawiła dzisiaj kogokolwiek. W bojkach tez Arturon zdaje się przodować, sam miałem okazję jednego wyrywnego szlachciura za chabety wypirzyć z zamku i po kopnięciu w rzyć władować prosto do poidła dla koni. Okoliczna ludność miała z tego niezły ubaw! Człowiek, gdy sobie wypije, staje się dosyć agresywnym stworzeniem...
Następnie Medard przysłuchał się rozmowom, jakie prowadzili Jen i Gersen, a gdy padło pytanie o możliwe miejsce noclegu, wtrącił swoje trzy miedziaki:
- Budynek przylegający do karczmy łuskonośnych od wieków należy do von Karnsteinów, możecie tam udać się na spoczynek, aczkolwiek pojęcia nie mam, czy jacyś dzicy lokatorzy nie wprowadzili się doń podczas nieobecności rodu w mieście...
Popijawa trwała w najlepsze, a pucołowaty smoczysko tyko zacierał grubiutkie łapska na wyobrażenie o zarobionych krociach. Czasami opłaca się postawić komuś wpływowemu, by potężniejszy odeń zrobił mu z rzyci jesień średniowiecza. Noc zdawała się nie mieć końca, z oddali dochodziły odgłosy wycia wielkich wilków i pomrukiwania szablastozębnych kotów, zamieszkujących pobliskie lasy. Gdzieniegdzie dało się słyszeć donośne trąbienie potężnego mamuta, którego Karnsteińczycy obrali panem tych ziem...
So I bless you with my curse
And encourage your endeavour
You’ll be better when you’re worse
You must die to live forever
Jim Steinman

Every night, and every morn,
Some to misery are born.
Every morn, and every night,
Some are born to sweet delight.
Some are born to sweet delight.
Some are born to endless night.
William Blake

Pies patrzy na człowieka z szacunkiem, kot z pogardą, a świnia jak równy z równym. porzekadło Vaerreńczyków
Awatar użytkownika
Klivien
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 102
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Klivien »

Nie spieszyła się z zejściem na ląd, ale też nie chciała za bardzo odstawać od grupy pasażerów, którzy opuszczali statek po trapie, schodząc do przystani w Varhelu. Słońce już zaszło za linią horyzontu, chociaż wieczór był jeszcze wczesny i jasny.
Oto Karnstein - pomyślała z powagą, przywołując w myślach cel swojego przybycia. Zdjęła kaptur płaszcza i rozejrzała się po porcie zbierając wszystkimi zmysłami dane o nowym otoczeniu. Była świeżo po wielogodzinnym torporze i czuła się wypoczęta i pobudzona. Niewielki głód sygnalizował jej, że zbliża się pora łowów.
Klivien nie straszyła swoich ofiar i nie zabijała ich. Lubiła ludzką i elfią krew o wiele bardziej niż zwierzęcą i miała swoje własne przyzwyczajenia w tym względzie. Piła krew prawie wyłącznie osób odurzonych alkoholem i to na tyle, by nie pamiętały, nie czuły lub miały wątpliwości po wytrzeźwieniu, co do tego co zaszło. Nie tykała przy tym pijaków i pospólstwa. Wybierała arystokrację i bogatych kupców. Często sama upijała ofiarę, którą zamierzała się pożywić. Wieczorna pora biesiad i zabaw była idealnym czasem na konsumpcję krwi, a także na zdobywanie potrzebnych jej informacji.
Zapytała w porcie o znany lokal godny polecenia i została pokierowana do sławnego "Kuroliszka".
Nałożyła z powrotem kaptur, kryjąc miedziano-złote loki. Bogatą, długa suknię z aksamitu skrywała pod ciemnoszarym płaszczem. Niewielki bagaż miała przytroczony do siodła rumaka o szaro-błekitnej sierści, którego prowadziła za uzdę. Mergot, dzięki swojemu umaszczeniu przyciągał więcej uwagi, niż ona sama.
Oddała konia do przykarczemnej stajni i zamówiła pokój na jeden dzień. Zapłaciła z góry połowę ceny, po czym udała się do sali biesiadnej. Panujący gwar nieprzyjemnie uderzył w jej wrażliwe uszy i wywołał na jej obliczu krótki grymas, jakby cierpienia. Nie zdejmując kaptura podeszła do szynkwasu i dotąd wodziła wzrokiem za dziewką usługującą, aż ta czując chłodne, hipnotyzujące spojrzenie zbliżyła się do niej z pytaniem co podać.
- Nalej mi wodę. Do nieprzezroczystego naczynia - poinstruowała ją zwięźle - Zapłacę jak za najlepsze wino.
Gdy dziewczyna się oddaliła, Klivien zajęła się dyskretnym ocenianiem obecnych w karczmie, poszukując kogoś, kogo krwi chciałaby skosztować. Byłoby dobrze, gdyby przy okazji umiał jej coś powiedzieć na temat obecnego miejsca pobytu władcy Karnsteinu.

Usłyszała głos Medarda zanim go dostrzegła. Serce jej zabiło mocniej i poczuła całym ciałem jak metabolizm krwi w jej ciele przyspiesza. Zmysły jeszcze bardziej się wyostrzyły, a nozdrza dziewczyny rozdęły głębszym oddechem. Wbiła w niego wzrok spod kaptura i łowiła każde jego słowo, starając się jednocześnie skupić. Przyniesioną wodę w kielichu z brązu wychyliła duszkiem. Następnie wysunęła spod płaszcza nóż, nacięła nim sobie nadgarstek, uważając czy nikt jej nie obserwuje. Obszernym rękawem nakryła rękę i kielich, do którego spuściła sobie kilka porcji krwi. Następnie podwiązała nacięcie czarnym bandażem, który nosiła w kieszeni płaszcza.
Skinęła na dziewczynę usługującą gościom, podała jej najpierw złota monetę, a potem kielich i kazała zanieść Medardowi do stolika.
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Nagle, do stolika, przy którym siedziało towarzystwo wybawicieli smoczego oberżysty od typa spod ciemnej gwiazdy i jego sługusów, dotarła jedna z kelnerek i pośpiesznie wręczyła Medardowi napój w oryginalnym kielichu. Niby nic takiego - ot zwyczajna fanaberia lokalnej społeczności bądź nawet może prywatna inicjatywa ucieszonego z odzyskanego gmaszyska karczmarza. Nic bardziej mylnego, Medard wręczył dziewce napiwek za fatygę i z uwagą przyjrzał się nie tyle naczyniu, co jego zawartości. Wewnątrz kielicha chlupotała różowawa ciecz o charakterystycznym, miedzianym zapachu, nieco przytłumionym wonią samego pojemnika - tak, rozpoznanie takiego zapachu było dla doświadczonego wąpierza niczym splunięcie czy kaszka z mleczkiem. Karminowa esencja życia, i to życia nie byle jakiego - Klivien. Wyczuwał jej obecność, chociaż starała się ja przytłumić impulsami wydawanymi przez ten chędożony medalion. Nie do końca był pewien, co też oznaczało to swoiste powitanie, lecz okazałby się niewartym funta kłaków fanfaronem tudzież marnującym okazje głupcem, gdyby nie poszukał odpowiedzi u źródła. Majestatycznie uniósł kielich ku górze i pił zawartość, jakby było nią najcenniejsze z wykwintnych win tego świata. ~Twoje zdrowie, Klivien.
Nasyciwszy głód, zebrał się do wykonania równie efektownego i upstrzonego mistyką odzewu. Nie wahając się ani chwili, przegryzł nadgarstek w najbardziej bogatym w naczynia krwionośne miejscu, a po chwili do zdobionej czary, która o dziwo nie została spożytkowana przy miodzie, jęły spływać strużki ciemnego, niemal bordowego płynu, zawierającego w sobie jakoby esencje wieków i millenniów dziedzictwa władców nocy... Nie czekając na służki, sam udał się w miejsce, gdzie akurat przebywała Klivien, by odnaleźć sens życia, jego znaczenie, a może i coś więcej...
- Nasze drogi znowu się spotkały, witaj. - oznajmił, by zaraz potem wręczyć jej niecodzienny, pełen mistycyzmu prezent...
Nikt ani nic nie było w stanie zakłócić czy przerwać tak rzadkiego widoku... Należy patrzeć poza to, co widać....
So I bless you with my curse
And encourage your endeavour
You’ll be better when you’re worse
You must die to live forever
Jim Steinman

Every night, and every morn,
Some to misery are born.
Every morn, and every night,
Some are born to sweet delight.
Some are born to sweet delight.
Some are born to endless night.
William Blake

Pies patrzy na człowieka z szacunkiem, kot z pogardą, a świnia jak równy z równym. porzekadło Vaerreńczyków
Zablokowany

Wróć do „Księstwo Karnstein”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości