Księstwo KarnsteinPrzystań w Varhelu - czas Nefalimów

Miasta Karnsteinu są istnym kotłem, do którego wrzucono wielość nacji i upodobań architektonicznych. Wystawne domy w kolorach purpury i złota sąsiadują tutaj z dzielnicami, w których budowle mają być przede wszystkim funkcjonalne. Proste domy ułożone wśród wąskich, równoległych uliczek, wyłożonych kamieniami, zamieszkiwane są głównie przez mroczne elfy, dla których przepych jest zbędny. Po przeciwnej stronie są budowle, które zaskakują dbałością o szczegóły. Kolumny z głowicami przedstawiającymi sceny z legend.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Przystań w Varhelu - czas Nefalimów

Post autor: Medard »

Varhel - położone na skraju księstwa miasto portowe miewało w swej historii różnorakie okresy. U zarania dziejów gospodarzyli w nim włodarze z Leonii, którzy po buncie miejscowych burżujów dali drapaka, gubiąc naszabrowane dobra, a samą krainę zostawiając na pastwę dzikiego zwierza, barbarzyńców i łupieżczych najazdów wojowniczych plemion centaurów. Jak wiadomo w przyrodzie nic nie ma prawa zginąć, ewaporować - co najwyżej zmieni tylko gospodarza. Tak też stało się tym razem, po wieku i pół chaosu połączonego z ogromnym zubożeniem ludności oraz zacofaniem cywilizacyjnym do zapyziałej mieściny wkroczył niewielki oddział strojnych w czernie skrzydlatych jeźdźców. Krucze pióra skrzydeł przytroczonych to do końskiej kulbaki, to znów do pleców samych żołnierzy, nadawały wojsku splendoru podczas parad, a w razie zawieruchy chroniły właściciela przed atakami przy pomocy arkanów, przy okazji psując wraże szyki poprzez płoszenie koni nieprzywykłych do tego rodzaju odgłosów. Od tego pamiętnego dnia minęło dzisiaj około stu dwudziestu lat. W tym czasie miasto podniosło się z ruin, a port przeżywał rozkwit porównywalny z tym za gospodarowania Leończyków.
Łajby po kolei dobijały do brzegów Karnsteinu. Majtkowie jak na rozkaz wyciągnęli cumy i zarzucili je na umocowane w podłożu bolce, po czym zsuwali pomosty tak, by suchą stopą można było przekroczyć dystans dzielący barkę od portowego bruku. Pierwsi Nefalimowie pomału schodzili na brzeg. Wszędzie słychać było odgłosy błogiego przeciągania, ziewanie i radosne okrzyki ulgi "Nareszcie!".
Także i Medard zbiegł z pomostu, dźwigając zdobyte w Brezenie łupy oraz pokaźnych rozmiarów plecak.Książę zdziwił się nieco, gdy ujrzał swego niecodziennego rumaka, pasącego się jak gdyby nigdy nic na przyportowym pasie zieleni.
So I bless you with my curse
And encourage your endeavour
You’ll be better when you’re worse
You must die to live forever
Jim Steinman

Every night, and every morn,
Some to misery are born.
Every morn, and every night,
Some are born to sweet delight.
Some are born to sweet delight.
Some are born to endless night.
William Blake

Pies patrzy na człowieka z szacunkiem, kot z pogardą, a świnia jak równy z równym. porzekadło Vaerreńczyków
Awatar użytkownika
Liwian
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 118
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Liwian »

Liwian przybył do Varhel beż żadnego konkretnego celu. Miał nadzieję znaleźć jakąś ciekawą ofertę pracy. W zasadzie nie musiałby nic robić do końca życia. Miał wystarczający majątek, by siedzieć w jednej ze swych licznych posiadłości, popijać herbatkę i urządzać bale. Jednakże chłopak nigdy nie przepadał za wielkimi pałacami pełnymi służby, przepychem i nicnierobieniem, wolał działać. W zasadzie często pakował się przez to w kłopoty, ale cóż jest przyjemniejszego w życiu, niż wspaniałe przeżycia, gdy już się z tarapatów wydobędzie. Poza tym Liwian parał się dość nietypowym (o ile w Alaranii to w ogóle możliwe) zajęciem. Otóż na zamówienie przeróżnych ludzi poszukiwał, bądź też wytwarzał artefakty, ale o tym wiedzieli tylko nieliczni. Ponadto sam poszukiwał różnych ciekawych przedmiotów, a jakby na to nie spojrzeć w Varhelu kryło się wile ciekawych rzeczy. Tak więc Liwian przybył do miasta w poszukiwaniu przygody, a zamiast tego w porcie napatoczył się na przedziwnie umaszczonego wielbłąda. Czarodziej podszedł nieco bliżej do zwierzaka przyglądając mu się z uśmiechem, stworzenie wyglądało naprawdę niezwykle. Liwian rozejrzał się dookoła, ale nie zobaczył nikogo, kto wyglądałby na właściciela pasącego się wierzchowca. "Że też go jeszcze nie ukradli" - pomyślał przyglądając się niezwykłemu okazowi. Chwilę później dowiedział się dlaczego i ta wiedza sprawiła, że usiadł na trawie i po prostu patrzył na wielbłąda nie ryzykując zbytniego zbliżenia. Siedział tak dobrą godzinę zanim zobaczył, jak od strony jednego ze statków nadchodzi mężczyzna ze sporym bagażem. Liwian wstał z ziemi otrzepując się i podszedł w kierunku nieznajomego.
- Doprawdy niezwykły wierzchowiec - rzekł, gdy tamten zbliżył się do wielbłąda.
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Medard przywołał wielbłąda krótkim gwizdnięciem, a gdy tylko zwierzak przytarabanił się na miejsce, został obdarowany pękiem czegoś zielonego, co mu ewidentnie smakowało oraz rozczochraniem bujnej wełny. W trakcie powyższych czynności arystokrata zauważył, że ktoś spogląda na jego wierzchowca. Nie był to jednak żaden z okolicznych mieszkańców czy kupców czekających na rozstawienie straganów, zwanych tutaj bałaganami. Osobnik ten sprawiał wrażenie dystyngowanego, może to jakiś dostojnik z odległych terenów? Któż to raczy wiedzieć. Wydawać by się mogło, iż mężczyzna nieprzerwanie wpatrywał się w Trouintaala, jakby zobaczył co najmniej białego kruka. Rzeczywiście, wielbłąd o takim umaszczeniu na świecie stanowi nie lada kąsek dla kolekcjonerów różnorakiej proweniencji. Pewnikiem człeczyna pomyślał, że ów drogocenny okaz łazi sobie samopas po obrzeżach portu i tylko czeka, aż ktoś uczyni zeń swego rumaka - czy raczej jego odpowiednik. Stalo się - cudzoziemiec przemówił, toteż Medard nie zwlekał z odpowiedzią:
- Dziekuję za uznanie i w rzeczy samej, rzadko spotykane to umaszczenie, można by śmiało określić mianem białego kruka. Sam byłem w lekkim szoku, kiedy ujrzałem go pierwszy raz, a było to tuż po tym, jak nicpoń przyszedł na świat. Któż by wtedy pomyślał, że będzie z niego taki wspaniały wierzchowiec... Przybywasz waść z daleka, nie przypominasz bowiem tutejszych mieszkańców?
Wielbłąd spokojnie dojadał swój posiłek, gdy Medard nałożył mu coś w rodzaju uzdy i przyprowadził ku nieznajomemu dostojnikowi. Ruch w porcie nabierał tempa. Wszyscy gadzioocy zdążyli bowiem wygramolić się z ciasnawych barek i rozleźli się po mieście niczym karaczany na wysypisku śmieci. Także i większość dobytku z żywym inwentarzem włącznie została wyładowana na brzeg. Lamy i sztraszliwe ptaszyska rozbiegły się po okolicy, robiąc niezwykłe larum i strasząc tym co wrażliwszych osobników, których napotkały na swej drodze. Jeden z nielotów zakradł się do Liwiana i usiłował chwycić jeden z należących doń przedmiotów w potężny dziób.
So I bless you with my curse
And encourage your endeavour
You’ll be better when you’re worse
You must die to live forever
Jim Steinman

Every night, and every morn,
Some to misery are born.
Every morn, and every night,
Some are born to sweet delight.
Some are born to sweet delight.
Some are born to endless night.
William Blake

Pies patrzy na człowieka z szacunkiem, kot z pogardą, a świnia jak równy z równym. porzekadło Vaerreńczyków
Awatar użytkownika
Liwian
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 118
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Liwian »

Liwian zdał sobie sprawę trochę za późno, że wpatrywanie się w wielbłąda można uznać za dziwne. No cóż, teraz i tak było już za późno na takie wnioski.
- Owszem panie, nie jestem z tych terenów, choć są one niewątpliwie piękne. Właściwie jestem znikąd, jeżeli można tak powiedzieć. Wybacz mi panie mój brak manier, zupełnie zapomniałem się przedstawić, ale ten wierzchowiec jest naprawdę niezwykły i skutecznie, muszę przyznać, rozprasza moje myśli. Nazywam się Liwianus raph Nalin, ale wszyscy zwą mnie Liwian - czarodziej uśmiechnął się nieznacznie przypatrując się swojemu rozmówcy. Mężczyzna zdecydowanie nie był człowiekiem. Liwianowi przez chwilę przeszło przez myśl, że właściciel wielbłąda może być wampirem, po czym chłopak spojrzał szybko na słońce i doszedł do wniosku, że to raczej nierealne. Chociaż... Kiedyś słyszał o wampirach, którym światło dzienne nie przeszkadza, ale nie jest to zbyt częsty przepadek. Może jakiś artefakt? Szybki wgląd do myśli Grimiego obalił jednak tę teorię. Czyli musiałby być to wampir czystej krwi. Biorąc pod uwagę fakt, gdzie Liwian obecnie przebywał, a także chodzące plotki i może nieliczne fakty, które czarodziej był sobie w stanie przypomnieć można by przypuszczać, że chłopak spotkał właśnie pana tej ziemi, choć jest to niezbyt prawdopodobne. W zasadzie, to skąd mu przyszło do głowy, że to wampir? Równie dobrze rozmówca może być człowiekiem, elfem. Tylko, że aura rozmówcy miała charakterystyczny zapach krwi, który mimo niezbyt potężnej mocy całej aury, był trudny do zignorowania. Czarodziej zbyt zajęty swoimi myślami za późno zdał sobie sprawę, że jeden z wielkich ptaków próbował "ukraść" mu sztylet. Liwian podskoczył, jak oparzony, kiedy zdał sobie z tego sprawę. Obrócił się błyskawicznie i zdołał chwycić zwierzę zanim uciekło. Czarodziej nie obejrzał się na ostrze, które z dzioba wypuścił zraniony ptak. Jakimś cudem udało się zwierzakowi pozbyć broni, bo sądząc po dość nieprzyjemnych ranach głupie ptaszysko chciało je połknąć. Chłopak zaklął pod nosem, nie przewidział, że jego miecz nie pozwoli się dotknąć nawet zwierzęciu. Powinien lepiej go zabezpieczyć, ale teraz musi zająć się ptakiem. Popatrzył bezradnie na zwierze, nie znał się zbytnio na tym.
- Wiesz może, jak mu pomóc... panie? - Liwian miał nadzieję, że jeśli osobnik faktycznie jest wampirem panuje nad swoimi żądzami na tyle, by nie rozpętać jakiejś rzezi.
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Dystyngowany mężczyzna w dziwacznym, nawet jak na portowe miasto Karnsteinu pełne najróżniejszych ras i kultur, stroju nie zwlekał z odpowiedziami na pytania od jakiegoś już czasu nurtujące księcia, który postanowił pozostać in cognito. Okazało się, iż człek ów, nie, na śmiertelnika było w nim zbyt dużo majestatu, a pełne gracji ruchy i stoicki spokój nie pasowały do żadnego ze znanych Medardowi zgrupowań ludzkich. Pewnie Liwianus raph Nalin, jak się przedstawił ów osobnik, należał do prastarej rasy umagicznionych istot o fizjonomii podrasowanego śmiertelnika przez większość uczonych tego świata zwanej czarodziejami bądź magusami. Książę nie raczył czekać zbyt długo na kontrodpowiedź:
- Przypatrywanie się pięknu przyrody nie jest niczym, czego można by było się wstydzić czy ukrywać to w jakikolwiek sposób. Natomiast ostentacyjne wpatrywanie się w żywy -bądź co bądź- organizm z uporem maniaka niby alkuholik na ćwiarteczkę miodu niechybnie przysporzy ci zainteresowania swa osobą nie tylko właścicieli owego cuda natury, ale także i przedstawicieli tak zwanego aparatu przymusu. Było - minęło, ale lepiej nie prowokować ludności takimi zachowaniami. Jeszcze gotowi cię Waść za złodzieja wziąć i co wtedy? Wracając do naszych wielbłądów, gdzież się podziały moje maniery... Jest mi niezmiernie milo poznać tak znamienitą osobę, umiejącą docenić to, co niby znajduje się na wyciągnięcie dłoni... moje nazwisko raczej wiele ci nie powie, jestem Medard de Nasfiret, a ten osobliwy baktrian to Trouintaal, czasami zwany Nicponiem.
Uwadze księcia nie mógł ujść fakt, iże Liwian przez chwilę spoglądał na słońce, jakby chciał w ten sposób coś sobie wyperswadować. Co to mogło być? Czyżby taka tęga głowa nasłuchała się bajeczek o tym, że słońce wąpierza na popiół pali? Czas pokaże - wszak nie mamy tu do czynienia z bele chłopkiem-roztropkiem.
Zobaczymy, co pokażą dalsze dzieje tej wyprawy. Może dowiem się czegoś konkretniejszego o tym dziwnym jegomościu. Na wszelki słuczaj należy pozostać nikomu nieznanym de Nasfiretem bez ciążącej tytulatury i nadmiarowych epitetów patronimicznych... - pomyślał Medard.
Czas zadumy został gwałtownie przerwany przez jednego z tych chędożonych nielotów, które wzorem strusiów wpychają do gąb wszystko, co im podejdzie pod dziób. Jedna z takich akcji z udziałem przygłupa i jataganu Liwiana o mały włos nie zakończyła się tragicznie dla tego pierwszego. Ptaszysko nieco oszołomione zamieszaniem związanym z obroną artefaktu przez jego właściciela, stało nieopodal i charczało krwią wydobywającą się z draśnięć na jego gardle i w okolicach dzioba. Czarownik nawet chciał pomóc zwierzakowi, lecz niestety nie miał do tego odpowiednich zdolności. Książę oznajmił:
- Swego czasu studiowałem naturalizm, więc może coś zaradzimy. - pod wpływem krwi oczy wąpierza przybrały odcień palonego bursztynu, a posoka rannego stworzenia cudownie zawracała w kierunku właściciela, podczas gdy sam czerwonooki mamrotał coś w niezrozumiałym dla śmiertelnych narzeczu:
He a'kimes te'ea saengvinites zhe'avidimus!
Gdy skończył inkantacje, a ptak wydawał się być podleczony na tyle, by mógł spokojnie wracać do polowania na kopytne ssaki stepów Karnsteinu, dodał zdawkowo:
- Miejmy nadzieję, że to pomoże mu wylizać rany... Co cię sprowadza w tak odległe obszary?
Oczy czarownika na powrót stały się takie, jak przedtem. Nielotny mięsożerca wydał z siebie przeraźliwe "Khrrreaak!" i popędził w kierunku tabunu dzikich osłów, które popasały się nieopodal portu. Dla jednego z nich miał to być kres wędrówki po tym łez padole.
So I bless you with my curse
And encourage your endeavour
You’ll be better when you’re worse
You must die to live forever
Jim Steinman

Every night, and every morn,
Some to misery are born.
Every morn, and every night,
Some are born to sweet delight.
Some are born to sweet delight.
Some are born to endless night.
William Blake

Pies patrzy na człowieka z szacunkiem, kot z pogardą, a świnia jak równy z równym. porzekadło Vaerreńczyków
Awatar użytkownika
Felippe
Szukający Snów
Posty: 166
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Mai podmuchu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Felippe »

Felippe uwielbiał wpadać do Karnsteinu, zawsze działo się tu coś ciekawego, a nawet jeśli nie, to można było przynajmniej podziwiać niezwykłą różnorodność tego dziwnego księstwa. W Varhelu jednak chłopak nie miał czasu na kontemplację. Właśnie uciekał ulicami w dzielnicy portowej przed dwoma mrocznymi elfami. Jak na elfy, ci dwaj nie byli ani powściągliwi, ani delikatni, wręcz przeciwnie, zdawało się, że ich muskuły zaraz rozsadzą ubranie. Mai nawet nie wiedział, co z tego, co powiedział w karczmie ich tak rozwścieczyło. Bo chyba nie chodziło o ten żart o mrocznym elfie w kopalni? Tak czy inaczej musiał się teraz wykazać niezłą szybkością, żeby nie wpaść w ich umięśnione łapy. W zasadzie ta cała ucieczka byłaby całkiem zabawna, gdyby nie to, że oglądając się za siebie, aby sprawdzić dystans, Felippe wpadł na niespodziewaną przeszkodę. Czarną i kudłatą przeszkodę, trochę jakby lamę na sterydach. Nie widząc nawet, na co wpada, odbił się od zwierzęcia i upadł na bruk. Chciał się podnieść, ale silna ręka przygwoździła go do ziemi naciskając boleśnie na ramię. Na twarzy elfa pojawił się uśmieszek godny prawdziwego sadysty. Okrążył maia, by znaleźć się z nim twarzą w twarz i podniósł go trzymając za połę koszuli.
- No, pajacu, powiesz ten świetny żart jeszcze raz, czy od razu mam ci przypierdolić? - spytał niskim głosem. Felippe nie patrzył jednak na pięść, którą mu grożono, ale na dwóch mężczyzn, którzy stali przy wielbłądzie (w jakimś przebłysku pamięci przypomniał sobie nazwę zwierzęcia). Jego wzrok był pełen wyrzutu, jakby to oni byli winni temu, że go dorwało dwóch wpienionych osiłków. Elf, który go trzymał nie dał jednak o sobie zapomnieć potrząsając chłopakiem jak kukłą. Wziął zamach i wywrzeszczał:
- Odezwij si..! - nie dokończył jednak. Mai ni stąd ni zowąd zniknął. Elf, który go trzymał za szmaty był zszokowany. Spojrzał na swojego kompana, ale tamten też nie wiedział o co chodzi. Rozejrzeli się jeszcze wkoło i odeszli niepewnie, jakby właśnie dostali ciężkim młotem po głowach. Tymczasem Felippe teleportował się i to całkiem niedaleko - na drugą stronę czarnego wielbłąda. Tej umiejętności używał tylko w przypadkach ekstremalnych, ale tę sytuację właśnie za taki uznał. Niestety, połowa jego mocy została odebrana i odczuwał teraz pewne zmęczenie. Zamiast więc iść jak najdalej stąd stał opierając ręce na udach i dość głośno oddychał.
Uważaj, żeby nie pomylić nieba z gwiazdami odbitymi nocą na powierzchni stawu
Awatar użytkownika
Liwian
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 118
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Liwian »

Liwian zbyt zaadsorbowany ptakiem nie zauważył, jaki kolor przybrały oczy Medarda. Patrzył, jak zwierze wyzdrowiało i odbiegło, jakby wcale nie zostało zranione. Wtedy podniósł sztylet i schował pod płaszcz.
- W zasadzie nic konkretnego mnie tu nie sprowadza, - opowiedział na pytanie - podróżuję w poszukiwaniu różnych rzeczy... głównie artefaktów. Badam je, po czym często sprzedaję, bo w końcu z czegoś żyć trzeba. A czasem zbadam taki przedmiot, opiszę i odłożę. Tylko po to, by zaspokoić ciekawość. A ty panie mieszkasz w tej okolicy, czy może również jesteś przybyszem?
Medard nie zdążył odpowiedzieć, bo nagle na jego wierzchowca wpadł mężczyzna. Liwian spojrzał ze zdziwieniem na nieznajomego, w zadziwiającym tempie dopadli go dwaj inni osobnicy płci męskiej. Dwóch, wściekłych mrocznych elfów. Czarodziej napotkał pełne wyrzutu spojrzenie leżącego na ziemi mężczyzny, a po chwili zobaczył go nieopodal siebie. Spojrzał tylko na zdezorientowane elfy. Jeden z nich wyglądał, jakby groził powietrzu, które chwycił niezwykle mocno w obawie, że mu ucieknie. Liwian uśmiechnął się pod nosem i rzucił rozbawione spojrzenie Medardowi.
- Jak myślisz panie, co takiego trzeba zrobić, by doprowadzić mroczne elfy do bardzo silnego wzburzenia? Do tej pory się nad tym nie zastanawiałem, ale jakoś dosłownie przed chwilą poczułem potrzebę, by odnaleźć odpowiedź na to pytanie - zastanawiał się czy Medard zechce podjąć dyskusję na ten temat. Czarodziej miał nadzieję, że tak, bo póki co świetnie się bawił. Spojrzał na nieznajomego stojącego w pobliżu, wypadałoby przeprosić za próbę stratowania zwierzęcia, ale mężczyzna wyglądał na zbytnio zajętego opieraniem się na rękach i głośnym oddychaniem żeby zastanawiać się nad tym co wypada, a co nie. W zasadzie był też za bardzo zajęty, żeby zobaczyć zbliżające się do niego elfy.
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Najwidoczniej przybysza o jakże dziwnym -nawet jak na Karnstein- imieniu Liwianus tak zafascynował nielotny zabójca, iż nie zwrócił uwagi na dość istotny szczegół, jakim była zmiana koloru oczu podczas magicznych praktyk. Zwierzęcia już dawno nie było, pobiegło bowiem polować na pobliskie dzikie osły, ale rozrywek konwersującym nie brakowało. Medard dowiedział się, że człek, z którym rozmawia, trudni się pozyskiwaniem artefaktów oraz badaniem ich właściwości. Wąpierz odrzekł:
- Bardzo ciekawe masz zajęcie. Mógłbyś może przebadać rzeczy zdobyte na szajce złodziejskiej w mieścinie zwanej Brezeną? Było tam kilka wyjątkowo interesujących przedmiotów, miedzy innymi to oto berło czy może zdobiony kostur bojowy - trudno orzec.
Medard pokazał badaczowi zdobyty artefakt - może specjalista zdefiniuje właściwości tegoż za niego. Wygodnictwo popłaca, lecz tylko czasami.
następnie odpowiedział na dalsze pytania, a dotyczyły one pochodzenia. Rzucił krótko:
- Nie jestem z Varhelu, choć cenię sobie tutejszy mikroklimat i zwyczaje mieszkańców. Wiedziałeś, że można tu kupić niemal wszystko? Autochtoni rozkładają towary na trybunach gimnazjonów i handlują tak przez cały tydzień. Przedsięwzięcie właśnie się rozpoczyna - to stamtąd wybiegło dwóch rosłych Drowów. Chyba gonili złodziejaszka. To wtedy właśnie miasto czerpie kolosalne zyski z wywczasowiczów i zagranicznych kupców, a każdy szanujący się kolekcjoner posyła tu umyślnych, by zaspokoili jego pragnienia. Zmierzamy z tym całym orszakiem do Anperii na mający się odbyć festyn z okazji rocznicy założenia miasta.
Rzeczywiście, zza baktriana o nietypowym umaszczeniu wybiegli wykidajła, usilnie pędząc za chuderlawym osobnikiem o rozczochranej czuprynie. Ciekawe, cóż takiego zrobił im ten pechowy jegomość... Mięśniakom już wydawało się, że pochwycili ptaszka, lecz -ni z gruchy, ni z pietruchy- delikwent teleportował się w pobliże zwierzęcia, o mały włos nań nie wpadając. Sapał przy tym ciężko, ledwie stojąc na nogach, jakby przeholował z alkoholem tudzież wyciągami z różnorakich ziół. Dwaj mocarze odstawiali teraz pełną komizmu scenkę, to grożąc powietrzu bądź duchom, to wymachując w gniewie pięściami, to znów łapiąc zające na równej drodze. Pełen repertuar sztuk trefnisiów czy miejskich kuglarzy. Wampir oznajmił towarzyszowi:
- Wiesz, szczerze powiedziawszy, musiał wykazać się skrajnym rasizmem i palnąć jeden z sucharowych kawałów o ciemnoskórych elfach tuż przy uszach tamtych dwóch. Drowy nie lubią tego typu żartów i wcale się im nie dziwię. A może ów nieszczęśnik był tylko prostym rzezimieszkiem? Biedny Trouintaal mało nie został stratowany! Nieprawdopodobne.
- Uciekinierze, czego chciało tych dwóch wykidajłów? Primo, gratuluję inwencji. Secundo, pierwszy raz widzę, by ci mięśniacy z szybkością jelenia gnali zabój za czymkolwiek. Coś ty im zrobił, do kroćset?
Gdy pan ględził, wierzchowiec zabrał się do roboty. Połowicznie nadtrawiony pokarm zregurgirował i, wymieszawszy ze śliną, splunął w kierunku dowcipnisia. Zielony glut musiał być praktycznie wszędzie. Widok nie do pozazdroszczenia.
- Tak to jest, gdy się wkurzy wielbłąda, drogi Liwianie. - oznajmił Medard, z uśmiechem na ustach oglądając darmowe widowisko. Co jak co, ale wielbłąd umie sobie w życiu poradzić.
So I bless you with my curse
And encourage your endeavour
You’ll be better when you’re worse
You must die to live forever
Jim Steinman

Every night, and every morn,
Some to misery are born.
Every morn, and every night,
Some are born to sweet delight.
Some are born to sweet delight.
Some are born to endless night.
William Blake

Pies patrzy na człowieka z szacunkiem, kot z pogardą, a świnia jak równy z równym. porzekadło Vaerreńczyków
Awatar użytkownika
Felippe
Szukający Snów
Posty: 166
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Mai podmuchu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Felippe »

Felippe uspokoił oddech i wyprostował się. Słysząc pytanie rudowłosego wyszczerzył zęby w uśmiechu. Nie spodobała mu się jednak odpowiedź tego drugiego. To nie było tak, mai nie był żadnym rzezimieszkiem, a już na pewno nie był rasistą. Za to czarodzieja, z którym rozmawiał w karczmie, zdecydowanie można było scharakteryzować za pomocą obu tych stwierdzeń. To on opowiadał ten głupi żart o kopalni. Niestety, ów osobnik był również mistrzem w dziedzinie magii emocji. Skierował cały gniew rozwścieczonych drowów na nieszczęsnego Felippe, który akurat znajdował się najbliżej. Mai nie był pewien, ale chyba wredny magik podsycił jeszcze bardziej emocje mrocznych elfów. A żeby go smok zeżarł!

To wszystko Felippe miał zamiar powiedzieć dwóm mężczyznom, ale chyba tego dnia szczęście mu nie sprzyjało. Zdołał jedynie nabrać powietrza w płuca, kiedy jego świetnie przygotowaną przemowę, która de facto jeszcze się nie rozpoczęła, przerwał wielki, zielony, obrzydliwie glutowaty glut. Jeśli mroczne elfy kręciły się jeszcze gdzieś w pobliżu w poszukiwaniu maia, to teraz za nic nie mogłyby go rozpoznać. Tymczasem główny zainteresowany nie był zadowolony z zostania przykładem obrazującym skutki wkurzenia wielbłąda. Starł nieprzyjemną mieszankę różnych dziwnych rzeczy z wnętrza wielbłąda ze swojej twarzy. Glut jednak nie dawał za wygraną. Dał się wytrzeć z lica, ale przylgnął za to do dłoni i za nic nie chciał się odczepić. Mai zaczął niecierpliwie machać ręką, ale nie spuszczał wzroku z dwóch mężczyzn stojących koło tego wrednego stwora.
- Przyjaciele, czy któryś z was nie ma może chusteczki, której nie żal byłoby się pozbyć? Albo najlepiej tuzina chusteczek? - powiedział z przesadnie uniżonym tonem. Tak, to była ironia i tym razem mai używał jej z pełną premedytacją, chociaż nie był do końca pewien czy w odpowiednio zrozumiały sposób. W każdym bądź razie to mai był ofiarą nie wielbłąd. Gdyby ten czarny jak piekło stwór nie stanął mu na drodze, drowy by go nie dorwały, nie musiałby się teleportować i nie zostałby opluty nie do końca przetrawionym żarciem. Chyba należało mu się jakieś zadośćuczynienie, czyż nie?
Uważaj, żeby nie pomylić nieba z gwiazdami odbitymi nocą na powierzchni stawu
Awatar użytkownika
Liwian
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 118
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Liwian »

Liwian za wszelką cenę starał się nie roześmiać. Bardzo chciałby zobaczyć minę oplutego przez wielbłąda mężczyzny, ale zawartość zwierzęcego żołądka, która ujrzała światło dzienne, skutecznie mu to uniemożliwiła.
- Myślę, że ja, a przede wszystkim - tu wskazał na nieszczęśnika próbującego pozbyć się wielbłądziej flegmy - ten miły jegomość zapamiętamy dzisiejszą lekcję na długi czas i zastanowimy się dwa razy nim zdecydujemy rozdrażnić to szlachetne zwierzę. Mam rację? - spojrzał wymownie w kierunku czarnowłosego mężczyzny. Liwian czekał na jakieś potwierdzenie, ale najwyraźniej niestrawiony pokarm zalał uszy nieznajomego i ten nic nie usłyszał. Trudno się mówi. Czarodziej zastanawiał się, czy Medard też się tak dobrze bawi. Och tak, znał powiedzenie: "Nie śmiej się dziadku...", ale naprawdę ciężko było mu utrzymać powagę. Próbował zetrzeć dłonią uśmiech wypływający mu na usta, gdy mężczyzna poprosił o chusteczkę.
- Jakież to zabawne, że podczas moich podróży po całej krainie nigdy nie miałem ze sobą chusteczki. A przecież to takie użyteczne urządzenie, prawda panie? Do tej pory wystarczało mi trochę wody, którą zawsze mam przy sobie. Ale drogi... Wybacz, ale chyba nie dosłyszałem twojego imienia, mógłbyś powtórzyć, jak cię zwą?
Sądząc po wręcz ociekającym ironią tonie mężczyzny, nie bawił się on tak dobrze, jak cała reszta towarzystwa. A szkoda. Rozmyślania czarodzieja przerwało pytanie, które padło z ust elfów, które najwyraźniej zorientowawszy się, że robią z siebie kompletnych idiotów ganiając za powietrzem, postanowiły popytać się ludzi, czy nie zauważyli oni jakiegoś uciekającego młodzieńca.
- Czy widzieliście gdzieś cwaniaczka z czarnymi włosami uciekającego przed... Po prostu uciekającego? - Wydukał jeden z nich wspinając się na wyżyny elokwencji i kultury. No cóż, mimo iż był elfem bił od niego tak silny brak mózgu, że Liwian ledwo opanował swój język przed wypowiedzeniem na głos pewnej błyskotliwej, ale niezbyt przyjemnej riposty. Zakaszlał tylko dając sobie czas na stłumienie śmiechu i spojrzał na Medarda.
- Ja zauważyłem tylko górę wielbłądzich wymiocin, jeżeli panowie elfy zechcecie ją przejrzeć w poszukiwanie tego młodzieńca, proszę bardzo, ale ja bym odradzał, ciężko to później sprać z ubrań, a jak już zapewne panowie zauważyli, kwiatkami takie coś nie pachnie. Na nic więcej niezwykłego nie zwróciłem uwagi, a ty panie? - uniósł pytająco brwi czekając na odpowiedź Medarda.
W zasadzie nieznajomy powinien docenić gest dobrej woli ze strony Liwian, który nie wydał mężczyzny wściekłym elfom. Nie spodziewał się jednak żadnych podziękowań, on sam zapewne byłby wstanie myśleć tylko i wyłącznie o jakiejś kąpieli. Rzucił rozbawione spojrzenie "górze wielbłądzich wymiocin" i czekał na odpowiedź Medarda, od którego w zasadzie zależał los nieszczęśnika.
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Co za pokręcony kraj z tego Karnsteinu się zrobił?! Oto bowiem jakiś magik-niedouk teleportuje się wprost na wielbłąda, monarszego rumaka, do kroćset i naturalnie zostaje przezeń obdarowany na wpół przetrawioną zielonkawa papką śmierdzącą horrendum! Medard przytkał do nosa kołnierz płaszcza, by ów okropny odór utknął gdzieś przed materiałem, z którego był uszyty. Odpowiedział czarodziejowi, podśmiewając się od czasu do czasu:
- Zaiste, zabawny to widok. Spod grubej warstwy zielonego gluta nie widać nic, co można by było od biedy uznać choćby za część istoty przypominającej tego czarnowłosego niedouka, który jeszcze przed chwila wpadł na Trouintaala. Wielbłąd nie lubi sobie w kasze dmuchać, a nasz gagatek zapamięta to sobie na resztę życia. Miejmy nadzieję, że poskutkuje ostrożniejszym podejściem do jego pobratymców w przyszłości...
Wtem, dwa drowy, które chyba całe życie spędziły w gimnazjonie przy sztangach i drążkach do podciągania się ku górze, wparowały dokładnie tak, że ów opluty przememlonym żarciem przeżuwacza nieszczęśnik znalazł się w dosyć dziwnej sytuacji. Mięśniaki, bo choć długaśne usiska wskazywały na bardziej rozwinięte wyższe zdolności poznawcze, jak widać stały u Najwyższego w kolejce za muskułami tudzież fallusem zdolnym w zwisie przenosić wiadra, gdy On rozdawał inteligencję czy życiową mądrość. Wtem ocharchany przez kopytnego wybełkotał coś-tam cedząc wyrazy odławiane z pokładów glutowatej substancji, na co wąpierz odpowiedział:
- Coś może i by się znalazło, drogi człowieku, ale nie tak na hop-siup, od razu. Jakaż to przyczyna przywiała cie tutaj do nas, w piękny Varhel? Jak już wspomniał kompan, ciekaw jestem twego imienia, bo chyba jakieś posiadasz, a nie wyglądasz nawet z tymi rzygowinami na bezmózgiego małpoluda z gór kamiennych?
Wypowiedź została przerwana przez jednego z osiłków, którzy bardzo pragnęli dorwać gagatka w swe grube łapy. co to, to nie! Medard nie przywykł do patyczkowania się z podchmielonym gminem, toteż z miejsca wypalił:
- Ładnie to tak wtryniać się do rozmowy, chłopcze?! Co to, uliczny jarmark?! Wiecie iż takie igrce nie służą żadnemu wierzchowcowi? Widzicie, coście narobili? Nie, nie widzieliśmy żadnego uciekiniera, ba nawet on nikogo nie zauważył, a dałby o tym znać bardzo szybko. Miejscowe żarcie widać mu nie służy, a może to smród, który-ście przytargali za sobą? Jak już wspomniał Liwianus, możecie pobabrać się w tej kupie glutowatych rzygowin, ale fijołkami to ona nie pachnie - przytkał połeć materiału płaszcza do nosa i mówił dalej:
- Na zapas składamy szczere wyrazy współczucia względem stanu po obcowaniu z czymś takim. Ohyda. Odejdźcie w pokoju.
Elfy spojrzały na siebie nawzajem, przecząco pokręciły łbami przypominającymi puste w środku sagany i odeszły bez słowa. Grube, bezmózgie małpiszony z gór to przy nich geniusze posługiwania się rozumem. Nie wszyscy muszą to opanować, czyż nie?
So I bless you with my curse
And encourage your endeavour
You’ll be better when you’re worse
You must die to live forever
Jim Steinman

Every night, and every morn,
Some to misery are born.
Every morn, and every night,
Some are born to sweet delight.
Some are born to sweet delight.
Some are born to endless night.
William Blake

Pies patrzy na człowieka z szacunkiem, kot z pogardą, a świnia jak równy z równym. porzekadło Vaerreńczyków
Awatar użytkownika
Felippe
Szukający Snów
Posty: 166
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Mai podmuchu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Felippe »

Felippe, w przeciwieństwie do dwóch mężczyzn, nie bawił się świetnie. Cóż za zaskoczenie! Nie miał również zamiaru odpowiadać na pytania, dopóki nie pozbył się prezentu od wielbłąda. Z tą czynnością również się wstrzymał, bo jego prześladowcy nie dali jeszcze za wygraną. Może i byłby wdzięczny dwójce za spławienie tępych osiłków, gdyby nie fakt, że ta sytuacja była ich winą. Albo raczej tego wspaniałego i dystyngowanego zwierzęcia, które, jak się maiowi wydawało, z niesamowitą satysfakcją udekorowało go swoim śniadaniem. O tak, nic tak nie podkreśla szlachetności, jak zrzyganie się na kogoś, komu się właśnie zagrodziło drogę!

Jako, że rola "góry wielbłądzich wymiocin" nie była szczególnie przyjemna, a mroczne elfy nie były chyba AŻ TAK głupie, żeby szukać trzeci raz w tym samym miejscu, chłopak uznał, że to najlepszy czas na pozbycie się tego "przebrania". Jak to zrobić? Proste, byli przecież w porcie. Nie da się zbudować portu, jeśli nie ma w pobliżu wody. Felippe rzucił tylko "Panowie wybaczą" na odchodne i z gracją, która niemiłosiernie gryzła się z substancją, którą był wysmarowany, podszedł do najbliższego doku, który był pusty. Do poleru przywiązana była lina, całkiem długa. Mai najpierw sprawdził, czy węzeł się nie rozwiąże, a potem wrzucił wolny koniec do wody. Sekundę później wziął przykład z liny i znalazł się objęciach morskich fal. Zanurzył się tak, aby wszelkie nieczystości rozpłynęły się w słonej wodzie. Wypłynął na powierzchnię odrzucając włosy do tyłu. Gdyby żył w innym miejscu i czasie, mógłby spokojnie zagrać w reklamie szamponu. Niestety, jemu współcześni nie znali jeszcze reklam, a najwyraźniej wielu też nie miało pojęcia o istnieniu szamponów. Tak czy inaczej, pozbywszy się byłej zawartości wielbłądziego żołądka, złapał linę, którą wcześniej sobie przygotował i z jej pomocą wspiął się z powrotem na stały ląd. Był może i mokry, ale przynajmniej zmył z siebie to paskudztwo, czego nie można było niestety powiedzieć o zapachu. Nie przejmując się tym zbytnio, a może właśnie z tego powodu, podszedł do dwóch mężczyzn i bestii, umilając im pobyt w Varhelu swoją obecnością.
- Pytaliście, przyjaciele, o moje imię? Brzmi ono Felippe - powiedział z uśmiechem. Sądząc po tym, jak zakrywali się przed odorem, zemsta była słodka. Jednak brak zmysłu węchu czasem mógł być przydatny.
- Przybyłem do Varhelu pozwiedzać, pooglądać jego niespotykane nigdzie indziej cuda... - Ostatnie słowo wypowiedziane zostało wolniej, a towarzyszyło mu wymowne spojrzenie w stronę wielbłąda. Mai przezornie stał w pewniej odległości od zwierzaka. Woda w morzu była dość zimna...
Uważaj, żeby nie pomylić nieba z gwiazdami odbitymi nocą na powierzchni stawu
Awatar użytkownika
Liwian
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 118
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Liwian »

Nawet Liwian ze swoim wybitnie słabym węchem wyczuwał nieprzyjemną woń zawartości wielbłądziego żołądka. Jednakże nie robiło to na nim takiego wrażenia, jak na Medardzie. Czy wampiry mają wyostrzony węch? Jeżeli czarodzieja pamięć nie zawodziła, to tak. W tej chwili zdecydowanie nie zazdrościł nikomu tej cechy. Sądząc po tym, jak Medard się wysławia należał do arystokracji, to że był wykształcony również niezwykle łatwo było wywnioskować. Biedne elfy zostały wręcz przytłoczone zbyt dużym nagromadzeniem inteligencji w jednym miejscu. Odeszły jakieś przygaszone, najwyraźniej lubiły, gdy ktoś się ich bał. Nie tym razem. Liwian jeszcze przez chwilę patrzył na odchodzących obwiesiów, po czym spojrzał na czarnowłosego mężczyznę, który jeszcze się nie przedstawił, a już odchodził. Czarodziej odwrócił się do Medarda.
- Jeżeli panie pozwolisz, że powrócę do przerwanej wcześniej rozmowy. Ten artefakt, który mi panie pokazałeś wydaje się rzeczą niezwykle interesującą, ale ciężko wyjaśnić czym jest rzuciwszy na niego ledwie jedno spojrzenie. Musiałbym sprawdzić wiele rzeczy w księgach, wypróbować jego odporność na magię. To czynności niezwykle pracochłonne, a stwierdzenie, że nie jest to pierwotny wygląd tego urządzenia, zapewne cię panie nie interesuje, bo zgaduję, że sam już to panie wywnioskowałeś.
Akurat w momencie, kiedy czarodziej skończył swój krótki wywód pojawił się czarnowłosy mężczyzna, który w końcu pozbył się wielbłądzich wymiocin.
- Niezmiernie miło poznać mi twoją godność - powiedział - do mnie możesz mówić Liwian, choć w rzeczywistości mam nazywam się Liwianus raph Nalin.
Czarodziej spojrzał na dygocącego młodzieńca.
- Nie wiem, jak chcesz to później uprać, żeby nie śmierdziało, ale trzymaj - i podał Felippe swój płaszcz. W zasadzie i tak nie czuje tego smrodu aż tak mocno, jak Medard, co można łatwo wywnioskować po jego zabiegach mających zapewne na celu osłonięcie nosa przed smrodem.
- O tak, wielbłąd jest cudem, ale to raczej nie to, czego szukałeś, mam rację? - uśmiechnął się przy tym znacząco wspominając jeszcze wcześniejszy wygląd Felippe.
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Cóż za miła odmiana - opluty zregurgirowanym zielskiem osobnik dał dyla do rzeki w pobliskiej przystani i chociaż gluty popłynęły sobie do oceany, to jednak okropny smród utrzymał się na ciele nieszczęśnika i fatałaszkach jego, czyniąc katorgę dla wrażliwego nosa. Dwa obdarzone wyjątkowym jak na elfa brakiem mózgu drowy oddaliły się czem prędzej, przytłoczone wysokim poziomem inteligencji swych adwersarzy, a zapewne w głównej mierze obrzydliwym fetorem kupy wielbrądzich wymiocin. W tym samym czasie, gdy bezmózgowce rejterowały do swych zajęć, czarodziej Liwian z uwaga przypatrywał się wilczokształtnemu zwieńczeniu kosturoberła. Niestety, powierzchowne oględziny nie dały za wiele, więc Medard oznajmił towarzyszowi:
- Tego akurat można się było łatwo domyślić, łeb wilka i ornamenty roślinne na artefakcie powstały znacznie później, ale na pewno do mieściny trafiło toto w takim stanie, jak widzisz. skoro nie tak, to na pewno inaczej - masz wolną rękę, działaj na chwałę Karnsteinu, by opisać to cudo, będące przed momentem w zasięgu twego wzroku. Bardzo mię nurtuje to, do czego taki przedmiot może być zdolny...
Zakończył na chwilkę, gdy osławiony rzygami człeczyna powrócił znad rzeki. Młodzieniec, a przynajmniej na takiego wyglądał, okazał się nosić imię Felippe - nic niepospolitego, o co można by było trochę go pomęczyć. Wielbłąd zrobił to za swego właściciela wystarczająco mocno. Książę odwzajemnił odpowiedź:
- Miło mi, jestem Medard de Nasfiret. Witaj w Varhelu, a wielbłądem się nie przejmuj, one tak już mają. Podzielam zdanie Liwiana, chociaż wielbrąd jest nietypowo umaszczony, to nie on jest prawdziwym celem wizyty, nieprawdaż? Nasi głupiutcy towarzysze zawsze mogą pojawić się w tych stronach, widocznie bardzo ich zdenerwowałeś... Radzę więc nie robić nas w konia, wiesz bowiem, iż tego nie lubimy.
Z pobliskiego parku dobiegł skrzek wielkiego nielota i agonalne rżenie dzikiego osła. Najwidoczniej naszemu ptaszkowi już się ozdrowiało po przygodzie z nożem. Następnie dało się słyszeć tętent kopyt jakby mizernej wielkości koników zmieszany z charakterystycznymi dźwiękami wydawanymi przez dzikie kłapouchy. Jakby tego było mało straszliwy wilk zbudził się z drzemki i ruszył w pogoń za jednym z uparciuchów...
So I bless you with my curse
And encourage your endeavour
You’ll be better when you’re worse
You must die to live forever
Jim Steinman

Every night, and every morn,
Some to misery are born.
Every morn, and every night,
Some are born to sweet delight.
Some are born to sweet delight.
Some are born to endless night.
William Blake

Pies patrzy na człowieka z szacunkiem, kot z pogardą, a świnia jak równy z równym. porzekadło Vaerreńczyków
Awatar użytkownika
Felippe
Szukający Snów
Posty: 166
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Mai podmuchu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Felippe »

Po wzięciu szybkiej kąpieli, atmosfera zrobił się jakby nieco przyjaźniejsza. Felippe z wdzięcznością i słowem "Dziękuję" na ustach przyjął płaszcz Liwiana. Też nie miał pojęcia w jaki sposób pozbyć się smrodu, ale tę zagadkę zostawił sobie na później. Po założeniu płaszcza było zdecydowanie cieplej, chociaż to nie to samo, gdyby pozbył się mokrych ubrań. Ale tak na środku ulicy, w towarzystwie dwóch mężczyzn i wielbłąda nie wypadało...

W odpowiedzi na pytania dotyczące celu jego wycieczki do tego akurat miasta wzruszył ramionami i spojrzał w niebo. Chmury układały się tego dnia wyjątkowo przyjemnie dla oka. Ale mai nie kontemplował nieba zbyt długo. Powrócił wzrokiem na twarze Liwiana i Medarda. Nazwisk nie zapamiętał, były zbyt długie i udziwnione.
- Właściwie jestem tu bez konkretnego celu. W pobliskiej wiosce ludzie byli bardzo podnieceni wieścią, że niedługo do Varhelu przybędzie jakiś człowiek, który podobno schwytał smoka i teraz jeździ po świecie i go pokazuje, ale obawiam się, że to wielka bujda. Ciekawi mnie, co też takiego ten człowiek zamierza pokazać, a poza tym to nic, prócz moich skłonności do podróżowania, mnie tu nie sprowadza.
Felippe jeszcze raz wzruszył ramionami. Chcieli prawdy, to mają, chociaż nie było to nic fascynującego.
- A elfy zdenerwowałem nie ja, tylko pewien czarodziej z niewyparzoną gębą. Ale nie mówmy o tym... - Na wspomnienie tego drania chłopakowi drgnęły mięśnie twarzy. Z pewnością nie był to ktoś, kogo można by obdarzyć sympatią, a Felippe należał do przyjaźnie nastawionych istot.

Mai miał właśnie spytać o cel podróży rozmówców, ale coś innego przykuło jego uwagę. Kilka sążni od nich, po drugiej stronie ulicy na podwyższenie wszedł dzieciak w śmiesznej czapce i zaczął zwoływać do siebie przechodniów. Kiedy zebrała się wokół niego grupka ciekawskich zaczął swoje małe przedstawienie, w którym zachęcał do przyjścia na główny plac miasta, gdzie mistrz Saurian miał po raz pierwszy w Karnsteinie pokazać smoka schwytanego przez człowieka. Mały fikał przy tym koziołki i stroił miny - typowe jarmarczne sposoby do rozweselenia gawiedzi.
- O jaszczurze mowa... - skomentował krótko Felippe. Spojrzał pytająco na dwójkę. Był ciekaw, czy zechcą mu towarzyszyć, czy raczej byli tu przez wzgląd na ważniejsze sprawy i nie mieli czasu na tanią rozrywkę. Co do niego samego, nie było wątpliwości, ze zamierza to zobaczyć. Oczywiście tracenie pieniędzy na takie oszustwa było głupie, ale od czego jest magia iluzji..?
Uważaj, żeby nie pomylić nieba z gwiazdami odbitymi nocą na powierzchni stawu
Awatar użytkownika
Liwian
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 118
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Liwian »

Liwian spoglądał z coraz większym zdziwieniem na Felippe. Ktoś złapał smoka i miał zamiar go wystawić na targu, jako atrakcję dla tłumu?! Smoki, o czym większość pseudointeligentów wybierających się na pokaz nie wiedziała mogą przybierać wygląd ludzi, a może raczej elfów. Co za głupie istoty wymyśliły sobie, żeby łapać tak potężne stworzenia. Wzburzenie czarodzieja można po części wyjaśnić niezbyt przyjemnymi wspomnieniami, kiedy to przez ludzi traktowany był, jak ktoś gorszy i jego przypadkowe użycia magii napawały wszystkich przerażeniem. Kiedyś dwóch nieco starszych od niego chłopców postanowiło na nim zarobić, ale na jarmarku Liwianowi nie udała się żadna sztuczka. Przez długi czas na jego ciele gościły fioletowe ślady wściekłości chłopaczków.

Po chwili chłopakowi udało się nieco ochłonąć. Przez myśl przeszło mu, że to równie dobrze może być jakaś wyrośnięta jaszczurka, więc wziął głęboki wdech i spróbował się uspokoić. Przez nawałnicę, jaka przetoczyła się przez jego mózg, Liwian nie usłyszał słów Filippe wyjaśniającego nieporozumienie, jakie zaszło między nim, a elfami. Wtedy uwagę trójki rozmówców przykuł młody chłopak reklamujący owego smoka. Liwian zmusił się do beztroskiego uśmiechu.
- Chętnie bym to zobaczył. Jeżeli trzeba, zapłacę za całą trójkę - rzucił przez ramię zmierzając ku dzieciakowi, by dowiedzieć się o czas i kwotę przedstawienia. Jeżeli to tylko przerośnięta jaszczurka budżet Liwiana nie ucierpi zanadto, jeżeli zaś prawdziwy smok... No cóż wtedy będzie ciekawie. Czarodziej odwrócił się do Medarda.
- Co do pierścienia, pozwolisz panie, że obejrzę go jeszcze raz dokładniej w towarzystwie przyjaciół każdego inteligenta w jakiejś bibliotece, dobrze?
Wtedy tuż przed czarodziejem przebiegł z dzikim rżeniem osioł, a tuż za nim pognał wilk. Niestety Liwian nie miał szczęścia. Okazało się bowiem, że stoi on na drodze rozwścieczonego drapieżnika, który widząc przeszkodę postanowił ją stratować, a że przeszkoda była całkiem spora pomógł sobie zębami. Liwian nie zdążył uciec, osłonił tylko ręką gardło. I całe szczęście, bo już by nie żył. A tak skończył z krwawiącym przedramieniem i podrapanym torsem. Kiedy wilk pognał za osłem czarodziej odtańczył dziki taniec w próbie utrzymania równowagi. Niestety niewiele z tego wyszło i po chwili Liwian wydał z siebie okrzyk bólu, gdy upadł całym ciałem na zranioną rękę. Nie do końca zdając sobie sprawę z tego co robi usiłował wstać, ale poślizgnął się i upadł po raz drugi wydając z siebie jęk cierpienia.
Zablokowany

Wróć do „Księstwo Karnstein”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości