Księstwo KarnsteinPrzystań w Varhelu - czas Nefalimów

Miasta Karnsteinu są istnym kotłem, do którego wrzucono wielość nacji i upodobań architektonicznych. Wystawne domy w kolorach purpury i złota sąsiadują tutaj z dzielnicami, w których budowle mają być przede wszystkim funkcjonalne. Proste domy ułożone wśród wąskich, równoległych uliczek, wyłożonych kamieniami, zamieszkiwane są głównie przez mroczne elfy, dla których przepych jest zbędny. Po przeciwnej stronie są budowle, które zaskakują dbałością o szczegóły. Kolumny z głowicami przedstawiającymi sceny z legend.
Awatar użytkownika
Gersen
Kroczący w Snach
Posty: 247
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Czlowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Gersen »

- Sygnet wspaniały, krwiopijco. Poznałem kilku szanowanych obywateli twego księstwa, którzy bardzo chętnie zaoferują mi zań małą fortunę.
Szybko skwitował zaczepkę Medarda, z pewną dozą podejrzliwości. Nie ma mowy, by teraz zwrócił pierścień. Zachęcony niemało wartym łupem z dłoni truposza, pirat rozglądał się chciwie po pomieszczeniu w poszukiwaniu kolejnych błyszczących rzeczy. Zupełnie nie przejmował się faktem, iż ktoś żerowanie na stygnących wciąż ciałach może uznać za obrzydliwe. W zasadzie sądził, że ludzie, którzy w taki sposób spędzają popołudnie w łaźni, sami nie są posądzeni o moralność pierwszej próby. Porzucając wreszcie gorączkę złota, wydobył zza pasa drewnianą, mocno już przypaloną fajkę i nabił ją tytoniem pachnącym miętą. Jego chęć delektowania się miło pachnącym dymem została szybko zweryfikowana przez brak jakiegokolwiek źródła do odpalenia fajki. Niestety, pirat i tę przyjemność będzie zmuszony odłożyć na później. Gdzieś w międzyczasie, słuch Gersena, wyczulony na wszelkie nazwy sugerujące wyszynk, lub gospodę wyłapał z bełkotu pozostałych, nazwę "Wyleniały Kuroliszek".
- Zatem kuroliszek. Dzban miodu dla każdego na mój koszt! Karnstein okazuje się być wspaniałym miejscem dla ludzi o takich talentach jak moich, więc i ja pozwolę sobie wspomóc tutejszych, wydając nieco złotych monet.
Obracając się na prawej nodze, pirat przypomniał sobie o stanie względnej nietrzeźwości dzięki ścianie, którą zataczając się, minął o zaledwie kilka centymetrów. Wyprostowując się, wziął głęboki oddech i zmierzył wspomnianą ścianę ostrzegawczym spojrzeniem. Ciągle lustrując fasadę budynku, pozwolił sobie ponaglić towarzyszy.
- Ktokolwiek zna drogę do kuroliszka, niech prowadzi czym prędzej.
That is not dead which can eternal lie, and with strange aeons even death may die.
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Na zewnątrz było o wiele lepiej. W specyficznym mikroklimacie łaźni rozwleczone po budynku szczątki krasnoludów oraz nieszczęsnego kastrata, który wykitował z powodu szoku i wykrwawienia, rozpoczęły proces rozkładu. Niemal natychmiast powstały pod wpływem mikrobów smród uderzył w nozdrza wszystkich zebranych, zmuszając pozostałych jeszcze w środku do szybkiego udania się gdzie indziej.
Pirat, jaki jest, każdy widzi. Jednak nie zawsze sprawdzają się tego typu osądy - ludzka pazerność na złoto i drogocenne kamienie nie ma sobie równych i chyba tylko krasnoludy bywają większymi pasjonatami tego szlachetnego kruszcu. Gersen z dumą prezentował trofiejny sygnet, zapewne ściągnięty ze zmurszałego palca jakiegoś wielmoży, który zadarł z mocniejszymi od siebie, chociaż ubić go mogli także właśni chłopi, albowiem nec Hercules contra plures, co w Karnsteinie przekuto na kiedy ludu kupa i Herkules dupa. Widać było, że rośnie nam kolejny bonza wietrzący udanych interesów w kupieckim Varhelu, a miał pirat do tego łeb. Medard odpowiedział niezwłocznie:
- Chcesz się go pozbyć? Przecież to najwyższej klasy wyrób, porównywalny z arcydziełami wykonywanymi przez smoczych kreomagów czy elfich złotników. Miejscowi naciągacze zaoferują ci o wiele mniej niż pierścień jest wart. Lepiej zachować sygnet, gdyż w miastach takich jak Varhel, pozycja, choćby i udawana, budzi największy respekt. Tak już jest na tym skundlonym świecie - duży może o wiele więcej niż przeciętny zjadacz chleba. Do Kuroliszka droga jest całkiem prosta, szynk znajduje się bowiem dwie przecznice dalej od tego jakże przystępnego miejsca - czas się tam udać. Nic tak nie ukoi nerwów, jak coś mocniejszego po dobrej walce, choćby przeciwnikami była zgraja chędożonych sukinsynów, co dzisiaj miało miejsce. Zatem ruszamy! Komu w drogę, temu strzemiennego!
Niestety, trasę przestąpiła dziewczyna, której nikt wcześniej nie widział w Varhelu. Strój i sposób bycia znacznie różniły się od tego, co na co dzień obserwowano w karnsteińskich miastach. Ciekawe, co taka osoba robiła w republice kupieckiej, bo na kupca nie wyglądała. Sprawa wyjaśniła się niedługo, gdyż nieznajoma stwierdziła, że w zajeździe, do którego udała się świta Medarda, dają najlepszy miód. Nie było to niezgodne ze stanem faktycznym. Takiego napitku próżno szukać po zagranicznych oberżach. Książę odpowiedział przybyszce, od której biła znajoma aura o lekkim zapachu krwi:
- Tak się dziwnie składa, że sami tam się udajemy. Możesz się przyłączyć, jeśli nie masz nic przeciwko. Co cię sprowadza do tego miasta, bo wydaje mi się, że nie chodzi tylko o miód?
Miałkość aury nieznajomej dała wąpierzowi dużo do zastanowienia - dziewczyna mogła być obudzona nawet przed miesiącem i nie bardzo orientować się w zawiłości wampirycznych technik łowieckich jak również skomplikowanego społeczeństwa krwiopijców. Z drugiej jednak strony Medard miałby przed sobą jednego z niewielu mischlingów, istot półkrwi, co znakomicie tłumaczyłoby nikłość aury. Jednak poza Karnsteinem takie coś też potrafi się zdarzyć. Kto by pomyślał...
Kot z pewnością zauważył małego osobnika o kartoflanym kinolu, który umykał przed fororakiem nadciągający od strony stada kłapouchów. Zapewne to ptaszysko było przyczyna śmierci osła, lecz nic nie tłumaczyło wykrwawienia. Do czasu. Właściciel kinola wybałuszał swe kaprawe oczka, gapiąc się to tu, to tam, to znów na dziwaczny pistolec z przytwierdzoną do kolby bańką pełną czegoś, co wyglądało jak krew i wydzielało podobny zapach. Pokurcz, którego fizjonomia wskazywała na przynależność do starożytnej rasy gnomów, w dzikim, pełnym euforycznego entuzjazmu śmiechu mamrotał:
- Ekssangwinator bulbulacyjny wreszcie zadziałał! Te nadęte bubki z uniwersytetu w Nass'Ehr'Fitt wreszcie będą musiały przyznać mi rację! Jobel murowany!
So I bless you with my curse
And encourage your endeavour
You’ll be better when you’re worse
You must die to live forever
Jim Steinman

Every night, and every morn,
Some to misery are born.
Every morn, and every night,
Some are born to sweet delight.
Some are born to sweet delight.
Some are born to endless night.
William Blake

Pies patrzy na człowieka z szacunkiem, kot z pogardą, a świnia jak równy z równym. porzekadło Vaerreńczyków
Awatar użytkownika
Naya
Szukający drogi
Posty: 27
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Maia Podmuchu
Profesje:
Ranga: [img]http://img263.imageshack.us/img263/7033/moderatorgfl.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Naya »

Nagle, jakby sobie coś przypomniała, wstała szybko i przeszła z powrotem przez próg łaźni. Odór lekko rozkładających się już resztek ludzkich ciał, uderzył ją w nozdrza. Ledwo się powstrzymała od szybkiego wyjścia z pomieszczenia. Najgorsze, było to, że musiała chodzić po flakach, a że nie zwykła nosić butów, mlaśnięcia odlepiających się od podłoża stóp były dwa razy bardziej obrzydliwsze. Kilka razy o mało nie przewróciła się, za sprawą poślizgnięcia na wnętrznościach. Dodatkowo z sufitu od czasu do czasu odlepiał się co większy kawałek ciała, lub kapała krew. Z pod ściany rozległ się cichy skrzek, a po chwili koło Nayeli latał mały pseudosmok o barwie łusek zbliżonej do brązu pomieszanego z czerwienią. Niedługo potem, istotka zmieniła barwę łusek na białoniebieski. Kiedy Maia znalazła swojego towarzysza, szybko wyszła z budynku, a świeże powietrze nadało jej szybko blasku w oczach. Simei schował się w jej torbie i wystawił tylko pyszczek, żeby oglądać otoczenie.
http://www.youtube.com/watch?v=PfbF44UeRBY Zawsze płaczę, kiedy tego słucham...
Awatar użytkownika
Kelly
Szukający drogi
Posty: 29
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampirzyca
Profesje:
Ranga: Buntowniczka
Kontakt:

Post autor: Kelly »

- Nie chciałabym zdradzać prawdziwego celu, mojego przybycia do Varhel. W końcu prawie was nie znam. Ale, jeśli pozwolicie, to chętnie wybiorę się z wami do tego lokalu, o którym krążą takie niestworzone historie. Bardzo chciałabym spróbować tego miodu. Mam nadzieję, że nie jesteście żadnymi rozbójnikami i można wam ufać? Jestem Kelly. - powiedziała jednym tchem dziewczyna, uważnie badając otocznie. Jedynie wampir zauważył jej obecność i zwrócił się do niej bezpośrednio. Reszta nie zwracała na nią uwagi.
- Może to i dobrze? - zastanowiła się na spokojnie. Nieznajomi nie odpowiedzieli nawet na jej prośbę o mapę.
- Cóż za arogancja! - dodała w myślach, nie wymawiając tego na głos. Miała na sobie jedynie cienką, zwiewną sukienkę, a na dworze zaczęło robić się zimno, zaczął wiać porywisty wiatr i Kelly zaczęła się trząść.
- Może już chodźmy, jeżeli ktoś zna drogę. Robi się zimno, a ja nie mam żadnego cieplejszego ubrania. W Kuroliszku na pewno będzie dużo cieplej. - dodała, patrząc na wampira, bowiem wydawało się jej, że to on był "przywódcą" tej grupy.
- Nie mogłam lepiej trafić... - pomyślała sarkastycznie.
Awatar użytkownika
Jen
Senna Zjawa
Posty: 296
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Jen »

        Jen nie zareagowała, kiedy kot pobiegł poszukać tego stworzenia, które znajdowało się w krzakach. Wilk przez chwilę węszył, ale najwyraźniej to, co znalazł nie było warte większej uwagi, toteż wrócił do dziewczyny, ale coś było nie w porządku. Znała go nie od dziś i wiedziała, że nie ma to związku ze śmiercią osła. Ukucnęła przy nim i podrapała pieszczotliwie za uchem.
'Jen' - zaczął jakoś tak niezgrabnie. Można by uznać, że czuje się głupio, ale to był przecież Azazel. On nigdy nie czuł się głupio, nawet jak kiedyś przez przypadek odgryzł kobiecie rękę.
        Westchnęła ciężko.
- Wiem. Leć - uśmiechnęła się słabo. - Ale tylko spróbuj coś spieprzyć.
        Rzucił jej spojrzenie pełne politowania, po czym odwrócił się i zniknął między ludźmi. Podniosła się i jeszcze chwilę patrzyła w stronę, w którą pobiegł, po czym na powrót zwróciła się do towarzyszy tego miłego dnia. Wtedy też pojawiła się dziewczyna, szukająca drogi do Kuroliszka. Jen nie była w stanie jej pomóc, więc nawet nie próbowała. Słuch natychmiast jej się wyostrzył, kiedy usłyszała hasło "dzban miodu dla każdego" padające z ust pirata. W tym momencie poczuła, że mogłaby się z nim bez najmniejszych problemów zaprzyjaźnić.
        Gdy już szli do karczmy, wyobrażała sobie, jak w oczach postronnego mieszczucha musi prezentować się ta kompania. Bo zdecydowanie nie wyglądało to przeciętnie. Być może komuś przyszłoby do głowy, że to cyrk wyjeżdża po swej sromotnej porażce, co nie byłoby zresztą tak nieprawdopodobne gdyby nie fakt, że kierowali się wgłąb miasta. A dwie przecznice dalej wyłonił się wśród innych budynków Kuroliszek.
        W sumie nie było to nic specjalnego, karczma jak każda inna. Równie zatłoczona, równie osobliwie pachnąca alkoholem i potem, równie głośna co każda inna. Jednak patrząc na ilość miodu lejącą się z dębowych beczek można było wysunąć wnioski, że rzeczywiście warto było tu zajrzeć. Nawet pomijając fakt, że połowa mocno już podchmielonego towarzystwa patrzyła na trzy kobiety jak na kolejny kufel piwa: "chcę, dajcie, wygląda apetycznie". Cóż, nie można mieć wszystkiego. Patrząc za jakimś wolnym stołem zobaczyła tylko jeden, przy którym siedział samotnie jakiś okapturzony mężczyzna. Biorąc na siebie przyjemność porozmawiania z nim skierowała się w jego stronę i, przywdziewając najbardziej uroczą minę, na jaką mogła się zdobyć, spytała się:
- Nie ma możliwości, aby usiadł pan przy innym stoliku? Naprawdę, bardzo by nam na tym zależało... - uśmiechnęła się urzekająco.
        Swoją drogą było to dość osobliwe, by w tak zatłoczonej karczmie jeden stolik pozostawał pusty... Ale ciut za późno o tym pomyślała. Jedyne, co jej teraz pozostało, to uśmiechać się pięknie, udawać głupią oraz mieć nadzieję, że pochylając się nieco nad stołem i eksponując swoje kształty zmusi mężczyznę do zmiany miejsca.
– Szybko! Musisz pójść ze mną – rzuciła. – Grozi ci wielkie niebezpieczeństwo!
– Dlaczego?
– Bo cię zabiję, jeśli nie pójdziesz.
- Shut up.
- I didn't say anything.
- You're thinking. That's annoying.
Awatar użytkownika
Felippe
Szukający Snów
Posty: 166
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Mai podmuchu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Felippe »

Felippe przez chwilę obserwował małe dochodzenie kotołaka, ale słysząc śmiesznego panopka wykrzykującego słowa triumfu stracił zainteresowanie. Uważał, że nauka nie może w żadnym stopniu równać się z magią, dlatego zlekceważył to, być może wiekopomne odkrycie. Kiedy dziewczyna, która przyszła nie wiadomo skąd, zapytała o mapę wzruszył tylko nieznacznie ramionami. Sam miał zerową orientację w terenie, a Varhelu nie znał prawie wcale. Kelly, jak się później okazało, miała rację. Robiło się chłodno, a mai pozbawiony swojej jedynej koszuli i z wciąż lekko wilgotnymi włosami nie był przygotowany na obniżenie się temperatury. Myśl o darmowym dzbanie miodu rozgrzał go jednak natychmiastowo i postawiła na równe nogi. Kiedy tylko ich grupa szturmowa uderzająca na "Wyleniałego Kuroliszka" zebrała się do kupy i ruszyła, on poszedł razem z nimi. Felippe nie mógł się doczekać tego, co stanie się, gdy złoty napój zacznie wpływać na zachowanie towarzyszy. Fakt, że sam nie mógł się upić kompensował sobie kosztem innych.

Karczma zdawała się pękać w szwach, o tej porze było to dość normalne. Co ciekawe jednak, zdawało się, że jeden stolik był pusty. Prawie. Jen używając swojego niezaprzeczalnego uroku postanowiła to zmienić. Zakapturzony mężczyzna oparł się o stół i pochylił w kierunku dziewczyny. Spod kaptura błysnęły jego zęby, które zaprezentował w podłym uśmiechu.
- Państwo wybaczą, ale zajęte - powiedział bezczelnie wbijając wzrok w kobiece wdzięki Jen. - Ale ty mała możesz zostać. I twoje koleżanki też... - dodał już nieco ciszej. Zachowywał się dość pewnie jak na jednego człowieka stojącego naprzeciw całkiem sporej grupy. Kiedy jednak Felippe się rozejrzał, stawało się jasnym, dlaczego ten facet na tak wiele sobie pozwalał. Wiele twarzy siedzących w innych miejscach ludzi i nieludzi zwróciło się w ich stronę. Niektórzy z właścicieli tych twarzy jedynie groźnie patrzyli, inni wstali, jakby od niechcenia, ale dość sugestywnie. Chyba nie lubili, kiedy ktoś próbował wywalić z miejsca zakapturzonego mężczyznę, który wciąż uśmiechał się złowieszczo.
- Może się jakoś dogadamy? - zaproponował Felippe. Co prawda karczemne burdy uważał z dość zajmujące, ale pod warunkiem, że sam nie był ich częścią składową. Liczył jednak na to, że wpływy Medarda będą miały tu jakąś moc. A jeśli nie, to że któryś z jego towarzyszy jest dobrym dyplomatą.
Uważaj, żeby nie pomylić nieba z gwiazdami odbitymi nocą na powierzchni stawu
Awatar użytkownika
Gersen
Kroczący w Snach
Posty: 247
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Czlowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Gersen »

Maszerujący gdzieś w otaczających go oparach alkoholu, Gersen, dosłyszał obawę najnowszej towarzyszki przed tak zwanymi rozbójnikami. Kultura, którą bezsprzecznie się odznaczał, zabroniła mu wtrącić tutaj niestosowny komentarz, który kołatał mu w głowie. Poza tym, miał teraz dużo ważniejszy cel- "Wyleniały Kuroliszek". Pirat, jako znany i ceniony znawca i smakosz trunków alkoholowych, nie mógł przecież zignorować tylu opinii chwalących ichniejszy miód pitny. Podróżując wraz z kompanią księcia Medarda, który, jak zauważył Gersen, nie był nazbyt wybredny w dobieraniu sobie przyjaciół, przeczesywał ulice w poszukiwaniu jakiegokolwiek źródła ognia, które mogłoby mu pomóc odpalić nabitą ciągle fajkę i zanurzyć się w słodkawym dymie palonego tytoniu. Poszukiwania okazały się jednak bezowocne, a sam mężczyzna i towarzysze dotarli wreszcie do "Kuroliszka". Tłum stałych bywalców posłusznie spijał wszelkie napoje na stołach do momentu, w którym Jen postanowiła poprzez przedziwną i zupełnie niezrozumiałą dla Gersena retorykę, wywalczyć dla nich miejsce przy stole. Tak charakterystyczne dla pirata potraktowanie konwenansów spotęgował stan upojenia, w którym ten niewątpliwie się znajdował. Pierwszym miejscem, o które zahaczył, była oczywiście lada barowa. Ustawiony na niej wielki dzban miodu pitnego, wydawał się być Gersenowi znacznie lepszą inwestycją niźli ciągle uzupełnianie dzbanów, więc zrzucając na drewniany blat kilka złotych monet. Następnie bez wahania objął stojący dzban i ruszył z nim w kierunku wolnego miejsca. Całkowicie ignorując mężczyznę z parszywym uśmieszkiem, usiadł po drugiej stronie długiego stołu i zręcznie rozlał zawartość wielkiego dzbana do kilku mniejszych. Oczywiście opisywana już wcześniej kultura nie pozwoliła mu wypić pierwszej kolejki bez towarzyszy, także komponując najbardziej wymowne spojrzenie, na jakie tylko było go stać, skierował je w wampirzego księcia i resztę kompanii.
That is not dead which can eternal lie, and with strange aeons even death may die.
Awatar użytkownika
Naya
Szukający drogi
Posty: 27
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Maia Podmuchu
Profesje:
Ranga: [img]http://img263.imageshack.us/img263/7033/moderatorgfl.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Naya »

Gdy zobaczyła nową wampirkę, przestraszyła się trochę, lecz w jej aurze było coś specyficznego. Coś co uspokoiło zmysły Mai.
-Witaj - powiedziała z nieśmiałym uśmiechem.
Spóźnione bądź co bądź, ale jednak zawsze coś. Zdziwiło ją trochę, że wampirce zrobiło się zimno.
-Jeśli chodzi o mapę - ja jej niestety nie posiadam.
Zimny powiew wiatru orzeźwił ją. Taki wiatr lubiła najbardziej.

Grupa istot udała się do karczmy. Gdy Naya przestąpiła próg ujrzała opary z alkoholu, ale po krótkim momencie zachwiała się dziwnie na nogach. Obraz się rozdwoił, zmarszczyła brwi. Dłużej już nie mogła wytrzymać na nogach, coś dziwnego się z nią działo. Upadła obezwładniona zapachem na posadzkę. Ostatnie jej spojrzenie padło na Jen usiłującą zmusić mężczyznę do przesiadki, nim straciła przytomność.
http://www.youtube.com/watch?v=PfbF44UeRBY Zawsze płaczę, kiedy tego słucham...
Awatar użytkownika
Liwian
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 118
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Liwian »

Liwian ruszył za całą grupą do karczmy. Zaczął zastanawiać się, jakim cudem taka przedziwna kompania wywołała zaledwie jedną awanturę. Był to naprawdę ciekawy temat do rozmyślań, dlatego czarodziejowi zajęło nieco czasu uświadomienie sobie, że cały pochód stanął. Powodem nagłego zatrzymania okazała się dziewczyna. Jej aura była podobna do aury Medarda, ale zapach krwi był zdecydowanie mniej wyrazisty. Chłopak uśmiechnął się do Kellly, gdyż właśnie tak miała na imię ich nowa towarzyszka i schylił głowę w niemym powitaniu. Wampirzyca nawet tego nie zauważyła. Czarodziej podobnie, jak Felippe nie za bardzo orientował się w mieście, więc nawet nie zabrał głosu. W końcu cała grupa dotarła do gospody. W środku ciężko było znaleźć jakiekolwiek miejsce. Po nieco dokładniejszych oględzinach Liwian dostrzegł jednak duży stół zajęty przez zaledwie jednego człowieka. Jen zobaczyła go wcześniej i swoimi wdziękami próbowała przekonać mężczyznę do zmienienia miejsca. Jednak typek uśmiechnął się tylko i odmówił. Cóż, jego prawo. W tym czasie pirat nieprzejmujący się zbytnio prośbami Jen usiadł na drugim końcu stołu i zaczął rozlewać miód do kufli. Czarodziej usłyszał, jak gwar rozmów pomału cichnie. Wszystkie oczy zwróciły się ku przybyszom. W niektórych spojrzeniach można było wyczuć wrogość, w innych strach, a w niektórych zainteresowanie. Liwian nie patrząc na towarzyszy przepchnął się do stołu i usiadł koło pirata.
- Może zacny jegomość napije się z nami? - zapytał się nieznajomego biorąc jeden kufel i popychając go na drugi koniec stołu. Wtedy kilku mężczyzn obecnych w karczmie podniosło się. Wszyscy mieli miecze, groźne miny i byli ubrani tak samo, jak nieznajomy, przed którym stał kufel miodu.
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Kuroliszek - szynk, jakim zapamiętał go Medard, gdy jeszcze sysunkiem będąc, odwiedzał lokal razem z ojcem, gdy ów miał w Varhelu coś do załatwienia. Od tego czasu miasto rozrosło się do niewyobrażalnych wręcz rozmiarów, lecz jadłodajnia wyglądała tak, jakby nic nie było w stanie zakłócić jej funkcjonowania - książę nie zauważył ani jednego śladu nadgryzienia zębem czasu. Trzeba pochwalić taki stan rzeczy. Zostawili nawet jeden wolny stolik, by ktoś dużo mogący znalazł ukojenie po rozwiązaniu trapiących go spraw. Na nieszczęście dla śmiertelnika, który odważył się zająć cały, kilkuosobowy stolik, Medard nie miał czasu na krotochwilne, a nic nie dające dyskusje z motłochem. Jen próbowała wskórać coś dyplomatycznie, jednak takie argumenty nie przemawiają do właścicieli zakutych łbów jak wyżej wspomniany osobnik za stołem i jego paru kundli, którzy zjawili się nie wiadomo skąd. Pirat jak zwykle w rzyci miał jakiekolwiek konwenanse i spokojnie usiadł obok warchoła, rozlewając miodu po czareczkach.
Cham doigrał się, czyżby w Varhelu nie było już uczciwych ludzi?! Książę rzucił krotko, nie zważając na pełne pogardy spojrzenia gminu siedzącego wewnątrz karczmy ani kilku samobójców, którzy podnieśli się z zajmowanych miejsc:
- Dosyć tego, psie! Ckliwe rozmowy dobre są dla wielmożów, a ty mi raczej wyglądasz na podrzędnego rzezimieszka-gołodupca, niźli na rycerza. Albo zabierzesz się z tego miejsca w try miga, albo ty i te twoje kundle podzielicie los krasnoludów z łaźni i tego chędożonego magika, co smoka szczekać uczył. Muahahahahahaha! Za chwilę poznasz właściwe miejsce w szeregu - trumien na cmentarzu.
Jeden ze sługusów zakapturzonego świniopasa nie zdzierżył obelgi wymierzonej w jego mocodawcę i ruszył na Medarda raźno wymachując sejmitarem na lewo i prawo. Tłum gapiów ani się obejrzał, a zaatakowany jął mamrotać coś w bliżej nieznanym większości zgromadzonych w Kuroliszku języku:
- Ignitis es ah'ren te sktrivembus saeng!
Obesraniec zdążył tylko wykonać tnący ruch, po czym zamienił się w kupę rdzawego popiołu. Broń zaś wbiła się w kant stołu i pobrzękiwała w rytm napełnianych kieliszków tudzież czar z miodem.
- To jak będzie, łapserdaku? - zapytał stanowczo Medard. Klienteli Kuroliszka zrzedły miny. Przekonali się na własne oczy, że są jednostki potężniejsze od miejscowego herszta bandytów.
So I bless you with my curse
And encourage your endeavour
You’ll be better when you’re worse
You must die to live forever
Jim Steinman

Every night, and every morn,
Some to misery are born.
Every morn, and every night,
Some are born to sweet delight.
Some are born to sweet delight.
Some are born to endless night.
William Blake

Pies patrzy na człowieka z szacunkiem, kot z pogardą, a świnia jak równy z równym. porzekadło Vaerreńczyków
Awatar użytkownika
Naoki
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 116
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Naoki »

Kot przytulił uszy do siebie i zasyczał na dziwne coś z ziemniakiem na twarzy i zbiornikiem krwi w rękach. Gdyby nie ten zbiornik to pewnie wykazałby jakieś pozytywne zainteresowanie i pobawił się (czyt. zadrapał i zamęczył na śmierć) z tym czymś. Wiedział co to to jest, ale zapomniał jak się to nazywa. O gnoma chodziło, rzecz jasna. Rzadko, właściwie nigdy nie widywał gnomów, więc niezbyt się nimi interesował. A że w tym świecie było tak wiele różnorodnych ras, miał prawo zapomnieć jak zwą się takie oto Kartofle.
Zasyczał ponownie gdy odkrył że Kartofli jest tutaj dużo więcej. Pałętały się to tu, to tam, chyba czegoś szukając. Jedno ze stworzeń zauważyło kotołaka i zaczęło coś do niego krzyczeć w nieznanym mu języku. Chłopiec zrobił wielkie oczy i rzucił się do ucieczki. Przy jego szybkości wyglądało to mniej więcej tak, że nim gnom skończył krzyczeć Nao był już bardzo daleko. Po drodze zdążył zauważyć że Med i reszta gdzieś wyparowała (pomioty szatańskie nie poczekały na niego i sobie poszły) . Nie przejął się tym jednak tak bardzo, wiedział że ich znajdzie. Gdy był już - chyba - bezpieczny uspokoił się i stwierdził że czas coś zjeść. Wtedy pojawił się bardzo ważny problem - nie miał żadnych pieniędzy, poza tym niemal wszyscy kupcy już pozawijali swe stragany i nie było co kraść. Obrażony na świat kotołak zaczął się wałęsać po mieście w poszukiwaniu darmowej wyżerki i noclegu.

A co do gnomów... faktycznie, czegoś wtedy szukały. A widząc uciekającego kotołaka uznały że on to ukradł. I teraz go szukały.
Awatar użytkownika
Jen
Senna Zjawa
Posty: 296
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Jen »

        Z jej ust nie schodził uśmiech, chociaż w oczach zaczęła czaić się groźba. Kiedy pirat bezceremonialnie dosiadł się do stolika i zaczął rozlewać alkohol po kuflach, wzięła jeden i usiadła obok herszta. Ten, najwyraźniej biorąc to za przyzwolenie, nachylił się w jej stronę. Zanim więc zdążyła choć posmakować miodu, musiała odstawić naczynie na stół i spojrzeć na mężczyznę. Wargi wykrzywiły mu się w nieprzyjemnym grymasie. Położyła jedną dłoń na jego skroni, a drugą złapała za szyję. Nachyliła się w jego stronę i odsłoniła zęby w upiornym uśmiechu. A potem szybkim ruchem skręciła mu kark. W oczach herszta pojawiło się na ułamek sekundy zaskoczenie i przestrach. Pozwoliła ciału opaść bezwładnie na ziemię, prosto pod stopy swoje i towarzyszy siedzących przy stole. W głuchej ciszy, która zapanowała, zaczęła pić miód. Rzeczywiście, warto było przyjść do Kuroliszka tylko dla tego napitku.
        W końcu banda, która straciła herszta, odzyskała względną sprawność fizyczną i mentalną. Kilkoro z nich, najwyraźniej trzymających się z umarłym tylko dla pieniędzy, najzwyczajniej uciekła. Reszta rzuciła się na grupę. Jen pomyślała, że nie byłoby zbyt przyjemnie, gdyby musieli z nimi walczyć, w końcu jeszcze by zdemolowali karczmę i, co gorsza, wylali miód. Na to nie mogła pozwolić.
        Wzięła jeszcze jeden, pospieszny łyk piwa i stanęła na ławce.
- Jeżeli nie chcecie umrzeć w męczarniach, radzę wam w tej chwili opuścić ten przybytek. - Jej głos wręcz wibrował groźbą i okrucieństwem.
        Któryś z tych geniuszy rzucił się na nią, nim jednak zdążył choćby ciąć swym mieczem, miał już niewielki nóż w piersi. Padł w połowie skoku. Reszta najwyraźniej również gotowała się do ataku, jednak kobieta już nie miała siły z nimi wszystkimi walczyć, niezależnie od tego, czy ma wparcie czy nie. Dlatego też zrobiła coś, do czego nie miała okazji od dłuższego czasu
        Kolejny mężczyzna ruszył w jej stronę wyciągając broń. Na jego drodze jednak coś się pojawiło: czarny, olbrzymi wilk o ślepiach koloru krwi i ślinie kapiącej z pełnego ostrych kłów pyska. Z jego gardła roznosił się głuchy warkot. Drapieżnik wyglądał jak stworzony z cienia, otaczał go ciemny dym, nadający stworzeniu grozy. Mężczyzna zbladł i cofnął się o krok. Zamachnął się mieczem, ale zwierzę zrobiło unik i zawyło, mrożąc krew w żyłach i zmuszając bandę do ucieczki. Gdy żaden z nich nie ostał w karczmie, wilk po prostu zniknął.
        Jen spokojnie usiadła na swoim miejscu i na powrót zaczęła pić miód. Popatrzyła na resztę stojącego jeszcze towarzystwa.
- A wy nie pijecie? - Jej usta wykrzywiły się w drwiącym półuśmiechu.
– Szybko! Musisz pójść ze mną – rzuciła. – Grozi ci wielkie niebezpieczeństwo!
– Dlaczego?
– Bo cię zabiję, jeśli nie pójdziesz.
- Shut up.
- I didn't say anything.
- You're thinking. That's annoying.
Awatar użytkownika
Felippe
Szukający Snów
Posty: 166
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Mai podmuchu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Felippe »

Felippe uniósł brwi widząc bezceremonialne zachowanie nieznajomego. No cóż, przynajmniej wiadomo było, kto oberwie jako pierwszy, kiedy dojdzie do bójki. Wypadki jednak potoczyły się inaczej. Po demonstracji sił Medarda i czarnego wilka Jen większość z tych, którzy robili wcześniej groźne miny wyparowała wszelkimi wyjściami z karczmy. Sam herszt tej zapijaczonej bandy odpoczywał sobie na krześle. Warto zwrócić uwagę na to, iż jegomość miał skręcony kark, a to za sprawą zawiedzionej sztuką dyplomacji Jen. W całym tym zamieszaniu nikt nie zauważył, że jedna z niewielu przedstawicielek płci żeńskiej w towarzystwie padła zemdlona na deski podłogi. Dopiero, kiedy jeden z uciekinierów potknął się o nią wybiegając z knajpy, Felippe zwrócił uwagę na to, że dziewczyna straciła przytomność. Nieco żałował, że nie spróbuje złocistego trunku, który był rozdawany całkiem z darmo, ale obowiązki wzywały. Podszedł do dziewczyny i wziął ją na ręce po czym wyniósł nieprzytomną na zewnątrz. Duszne wnętrze karczmy z pewnością nie sprzyjało osłabionemu organizmowi. Na dworze za to było już dość chłodno, więc chłopak miał nadzieję, że lekki powiew powietrza ocuci maię. Położył ją na kilku skrzyniach, które leżały nieopodal tworząc dość sporą, płaską powierzchnię. Kilka gnomów przebiegło piszcząc coś w swoim śmiesznym języku. Felippe odprowadził je wzrokiem, a później zwrócił się w stronę dziewczyny.
- Hej, słyszysz mnie? - zapytał potrząsając lekko jej ramieniem. Mai miał nadzieję, że to nic poważnego. Po ruchach klatki piersiowej dało się stwierdzić, że oddech był normalny. Chłopak nie chciał zostawiać jej tu samej, to byłoby wybitnie głupie z jego strony, dlatego zdecydował się zaczekać, aż się ocknie. Jeszcze dwa gnomy, bardzo czymś zaaferowane przebiegły koło karczmy. Poza nimi ulice zdawały się być opustoszałe. Felippe westchnął i usiadł na mniejszej skrzyni stojącej obok tych, na których leżała dziewczyna. Nie miał pojęcia, co mógłby jeszcze dla niej zrobić. Nagle do głowy wpadł mu pewien pomysł. Wszedł na chwilę do środka i jakby nigdy nic wziął jeden z dzbanów zaoferowanych przez towarzysza Medarda. Miał zamiar podać napój dziewczynie, kiedy ta się obudzi. Wrócił z miodem na swoje stanowisko i czekał.
Uważaj, żeby nie pomylić nieba z gwiazdami odbitymi nocą na powierzchni stawu
Awatar użytkownika
Naya
Szukający drogi
Posty: 27
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Maia Podmuchu
Profesje:
Ranga: [img]http://img263.imageshack.us/img263/7033/moderatorgfl.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Naya »

Nerwy przesłały słabowity sygnał do mózgu Mai, gdy skóra poczuła chłodne powietrze wieczoru. Obudziła się, ale cały czas obraz dziwnie się ruszał i był, teraz już mniej, zwielokrotniony. Gdy chciała się podnieść, poczuła niesamowity ból w kościach oraz jeszcze gorszy w głowie. Jęknęła i przyłożyła dłonie do skroni, masując ją lekko, aby nieznośne uczucie choć trochę ustąpiło. Chyba tylko Felippe zobaczył, że straciła przytomność, bo siedział przy niej. Miał dzban miodu pitnego w ręce. Zapach alkoholu ponownie wdarł się do jej nozdrzy, by po chwili zrobić zamęt w umyśle. Teraz nie było to tak silne, ale organizm Nayi był osłabiony po zetknięciu z ogromnymi ilościami, dla niej trujących oparów, toteż odczuła to podwójnie. Mimo to, nie straciła jednak przytomności. Odepchnęła delikatnie napój dalej od siebie, jednocześnie siadając na skrzynkach.
http://www.youtube.com/watch?v=PfbF44UeRBY Zawsze płaczę, kiedy tego słucham...
Awatar użytkownika
Liwian
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 118
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Liwian »

Cóż... Liwian naprawdę chciał zachować się, jak dżentelmen i najpierw kulturalnie podyskutować z nieznajomym, a następnie, gdy reszta kompanii wybrała wersję siłową, pomóc Jen, ale okazało się, ze dziewczyna nie potrzebuje pomocy, więc czarodziej ograniczył się do kilku nieszkodliwych, magicznych, choć groźnie wyglądających sztuczek przyczyniając się do dezercji kilku oprychów. Poczynania wilka zdecydowanie nie sprzyjały zrelaksowaniu się przy kuflu piwa, więc sporo gości się ulotniło. Naturalnie, jak to już bywa w miastach kupieckich wieści rozniosły się błyskawicznie i do Kuroliszka przybyło dwa razy tyle ludzi, ile z niego wyszło, by na własne oczy zobaczyć wyniki bójki. Karczmarz najwyraźniej przyzwyczajony do różnych afer podszedł do stolika, który zajęli nowi goście.
- No i po co to wszystko? - nie był opryskliwy, raczej zdegustowany. - Zachowujecie się, jak rozwydrzone dzieciaki. Po co się pytam, skoro widzę żeście wszyscy osobnicy obeznani w świecie i na przygłupów-rębajłów nie wyglądacie. Ot bez potrzeby to było. Przecież takie rzeczy i na zewnątrz można załatwić, a teraz będę musiał zmywać krew z podłogi. Wiecie, jak krew chamów ciężko schodzi z drewna?! Klienci przez dwa dni będą przychodzili, a potem zainteresowanie się skończy i stracę klientelę. No i po co nam to wszystko, co?
Mężczyźnie trzeba przyznać, że był osobnikiem kulturalnym, odważnym i... Liwian zdziwił się, gdy wyczuł potężną aurę, jaką otoczony był karczmarz. Jedynymi istotami, które mają tak silne aury są smoki, ale jaki smok siedziałby sobie w zawszonym Varhelu i prowadził karczmę? Czarodziej zdziwiony odkryciem nie zdawał sobie sprawy, że jego ręka z kuflem zastygła w połowie drogi do ust. Czego nie zauważył chłopak zauważyli na pewno jego towarzysze...
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Ledwie książę do spółki z Jen i jej kudłatym pupilem zrobili porządek w tej zapchlonej norze, która chyba tylko nazwę po dawnym Kuroliszku odziedziczyła, a tuż po upiciu przezeń części dzbana miodu pojawił się pucołowaty jegomość. Człek wyglądał na lokalnego oberżystę, jednak jak na swój fach był aż nazbyt obyty i wykształcony nie tylko w serwowaniu wykwintnych potraw i trunków, o jakich można by było jeno śnić. Jedna bodaj rodzina prezentowała się w sposób zbliżony do owego zdziadziałego nieco osobnika, a byli to łuskonośni czarnej odmiany, którzy osiedlili się w mieście jeszcze za czasów mrocznych elfów. Czyżby długouchy oddały im oberżę?
Władca nie dzierżąc ani chwili dłużej, odpowiedział karczmarzowi:
- Przepraszamy za ten jak widzisz chlewik, Łuskonośny. Te kurwisyny aż prosiły się o bęcki - co to, straży w Varhelu nie macie? A może te darmozjady tak się spasły, iże ze strażnic wyleźć nie mogą? nie będziemy tego dłużej tolerowali! Od dzisiaj książęcym edyktem powołuję do życia nową formację, lamników varhelskich. Będą oni stacjonować w tutejszych koszarach i żaden sukinkot im się nie wywinie. Chlewik oczywiście zaraz wyparuje, a klepki będą znowu cud, miód i orzeszki. Znaj słowo de Nasfiretów, o czcigodny.
Wąpierz wymamrotał coś-tam w niezrozumiałym dialekcie, a przyschnięta krew łobuzów jęła pomału bulgotać, niby wrzała, po czym zniknęła chmurą rdzawego dymu, odsłaniając goły parkiet. Deski lśniły, jakby się po nich ktoś rzycią parę razy przejechał. Następnie monarcha położył na stoliku, który do niedawna jeszcze zajmowało chamstwo, sakwę orenów i wręczył karczmarzowi zwinięty świstek obarczony książęcą pieczęcią Karnsteinu - akt własności karczmy i okolicznych gmaszysk oraz coś, z czego łuskonośny powinien być zadowolony. Edykt ów głosił włączenie odwiecznego rodu Sessentissów (tak to miano widniało w ludzkich, elfich i wampirzych wersjach historii tej krainy) w poczet Rady Elektorów. Być może kiedyś jakiś łuskonośny zasiądzie na tronie Karnsteinu...
- Oberża wygląda tak, jak ją zastaliśmy, wobec tego prosimy o więcej miodu. Jeszcze jedno - wojsko przyniesie wam dużo dochodów, łuskonośny. Długouchy nie będą już wam zagrażać.
So I bless you with my curse
And encourage your endeavour
You’ll be better when you’re worse
You must die to live forever
Jim Steinman

Every night, and every morn,
Some to misery are born.
Every morn, and every night,
Some are born to sweet delight.
Some are born to sweet delight.
Some are born to endless night.
William Blake

Pies patrzy na człowieka z szacunkiem, kot z pogardą, a świnia jak równy z równym. porzekadło Vaerreńczyków
Zablokowany

Wróć do „Księstwo Karnstein”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości