Księstwo KarnsteinPrzystań w Varhelu - czas Nefalimów

Miasta Karnsteinu są istnym kotłem, do którego wrzucono wielość nacji i upodobań architektonicznych. Wystawne domy w kolorach purpury i złota sąsiadują tutaj z dzielnicami, w których budowle mają być przede wszystkim funkcjonalne. Proste domy ułożone wśród wąskich, równoległych uliczek, wyłożonych kamieniami, zamieszkiwane są głównie przez mroczne elfy, dla których przepych jest zbędny. Po przeciwnej stronie są budowle, które zaskakują dbałością o szczegóły. Kolumny z głowicami przedstawiającymi sceny z legend.
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Nagle, do stolika, przy którym siedziało towarzystwo wybawicieli smoczego oberżysty od typa spod ciemnej gwiazdy i jego sługusów, dotarła jedna z kelnerek i pośpiesznie wręczyła Medardowi napój w oryginalnym kielichu. Niby nic takiego - ot zwyczajna fanaberia lokalnej społeczności bądź nawet może prywatna inicjatywa ucieszonego z odzyskanego gmaszyska karczmarza. Nic bardziej mylnego, Medard wręczył dziewce napiwek za fatygę i z uwagą przyjrzał się nie tyle naczyniu, co jego zawartości. Wewnątrz kielicha chlupotała różowawa ciecz o charakterystycznym, miedzianym zapachu, nieco przytłumionym wonią samego pojemnika - tak, rozpoznanie takiego zapachu było dla doświadczonego wąpierza niczym splunięcie czy kaszka z mleczkiem. Karminowa esencja życia, i to życia nie byle jakiego - Klivien. Wyczuwał jej obecność, chociaż starała się ja przytłumić impulsami wydawanymi przez ten chędożony medalion. Nie do końca był pewien, co też oznaczało to swoiste powitanie, lecz okazałby się niewartym funta kłaków fanfaronem tudzież marnującym okazje głupcem, gdyby nie poszukał odpowiedzi u źródła. Majestatycznie uniósł kielich ku górze i pił zawartość, jakby było nią najcenniejsze z wykwintnych win tego świata. ~Twoje zdrowie, Klivien.
Nasyciwszy głód, zebrał się do wykonania równie efektownego i upstrzonego mistyką odzewu. Nie wahając się ani chwili, przegryzł nadgarstek w najbardziej bogatym w naczynia krwionośne miejscu, a po chwili do zdobionej czary, która o dziwo nie została spożytkowana przy miodzie, jęły spływać strużki ciemnego, niemal bordowego płynu, zawierającego w sobie jakoby esencje wieków i millenniów dziedzictwa władców nocy... Nie czekając na służki, sam udał się w miejsce, gdzie akurat przebywała Klivien, by odnaleźć sens życia, jego znaczenie, a może i coś więcej...
- Nasze drogi znowu się spotkały, witaj. - oznajmił, by zaraz potem wręczyć jej niecodzienny, pełen mistycyzmu prezent...
Nikt ani nic nie było w stanie zakłócić czy przerwać tak rzadkiego widoku... Należy patrzeć poza to, co widać....
So I bless you with my curse
And encourage your endeavour
You’ll be better when you’re worse
You must die to live forever
Jim Steinman

Every night, and every morn,
Some to misery are born.
Every morn, and every night,
Some are born to sweet delight.
Some are born to sweet delight.
Some are born to endless night.
William Blake

Pies patrzy na człowieka z szacunkiem, kot z pogardą, a świnia jak równy z równym. porzekadło Vaerreńczyków
Awatar użytkownika
Klivien
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 102
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Klivien »

Od chwili, jak podała naczynie służce, starała się nie patrzeć w kierunku stolika Medarda. Była w tym pewna duma i opanowanie, które także chciała mu okazać. Szukanie kontaktu wzrokowego byłoby dość prymitywne.
Posłała mu esencje siebie i cześć swojej energii okazując swego rodzaju hołd i wyraz uznania wyższości. Arystokrata z pewnością to lubił. Liczyła na telepatyczna wiadomość. Na to, że prędzej czy później zechce ja znaleźć, wiedząc, że przybyła do Karnsteinu. Zaskoczył ją zjawiając się osobiście od razu.

Kiedy przed nią stanął z kielichem w dłoni, górował nad nią wzrostem, więc musiała unieść oczy, by spotkać jego spojrzenie. Zsunęła kaptur, bo nie musiała już się obawiać niepożądanej zaczepki z niczyjej strony. Powoli sięgnęła po podane jej naczynie.
Wyczuwał w niej emocje, nawet nie musząc się uciekać do nadnaturalnych zmysłów. Jej oczy błyszczały, ciało lekko drżało pełne napięcia. Było w niej coś jakby lęk i siłą powstrzymywany odruch ucieczki. A jednocześnie, była też pasja i zaciekłość. Była gotowa do drapieżnego skoku na niego w akcie desperackiej obrony. Dlaczego się bała? Tego już Medard nie mógł odgadnąć z samej obserwacji wampirzycy.
- Bądź pozdrowiony, książę - odpowiedziała na powitanie oficjalnym, ale miękkim tonem. Spojrzała na aromatyczną krew w kielichu, która przyprawiała już sama swoją wonią o lekki zawrót głowy. Podniosła znów szare oczy na wampierza i zarówno ich wyraz, jak i jej głos zdradzały odrobinę upojenia - Czy zawartość tego naczynia smakuje tym wszystkim czego jeszcze nie znam, a co wciąż mnie wzywa? Medardzie... Czy pomożesz mi zrozumieć to czym jestem?

Podniosła kielich do warg. Czuła, że ta krew ma w sobie elektryzująca magię. Moc, która wnikając w jej krwiobieg wywołała lodowate zimno na kręgosłupie. Znów walczyła z sobą, by zachować opanowanie. Jakąś drugą cząstką siebie widziała jak upuszcza naczynie i zrywa się by wybiec z karczmy. A jednak stała dalej... z zamkniętymi oczami, czując jak krew księcia miesza się z jej własną. Po chwili wzięła głęboki oddech i odstawiła kielich na ladę.
- Nie ucieknę sama przed sobą. Mogę błądzić i walczyć, opierając się swej naturze i nieustannie tęskniąc za życiem... albo prosić cię, byś mnie nauczył jak pokochać dar, który otrzymałam. Proszę więc, byś pozwolił mi sobie służyć.
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Nikt by się tego, co zaszło przed chwila dosłownie nie mógł nawet spodziewać. Chociaż to Karnstein i ludność miejscowa przywykła oglądać nie takie widoki, bo cóż zdrożnego jest w scenie picia czyjejś krwi - naturalnie nic. Jednak tamto zdarzenie nieco odbiegało od zwyczajnego rytu posilania się wąpierza, nawet w tak zdziwaczałym i pełnym odszczepieńców wszelakiej maści ośrodku handlowym.
Dzień niby zwyczajny, szaro-bury wypełniony obowiązkami i tępieniem bandziorów czy skurwysynów wszelakiej maści sprawił wąpierzowi nie lada niespodziankę.
Próbował pozostać neutralnym wobec wiadomych objawów - wszak wiedział, że pełnia przemiany kiedyś musiała nastąpić, nawet tak zapalczywie tłumiona przez dziewczynę od samego bodaj początku. Przecież wszem i wobec wiadomo, iż nikomu ta zgubna sztuka jeszcze się nie udała.
- Darujmy sobie resentymenty to primo, secundo - jesteśmy w oberży, nie pałacach upstrzonych złotem niczym burek pchłami. Ciesze się, że w końcu znalazłaś odwagę, by tutaj dotrzeć. Hmmmm, niektórzy powiadają, że nigdy nie pili czegoś równie oryginalnego, i cennego zarazem. Wnętrze czary woła cię całym swym bogactwem, Klivien. Prawda jest też, że nie sposób od niego się uwolnić czy jakkolwiek inaczej uciec. Kwintesencja życia ukryta we krwi przyciąga nas cala swoja potęgą utrzymywania tego, co kiedyś było także twoim udziałem, Klivien. Za życie - przeszłe, do którego nikt z nas nie wrodzi i przyszłe, przed którym już nie ma ucieczki. Pomogę Ci w tej trudnej dla każdego drodze, sam zew nie jest groźny, gdy nauczysz się nad nim panować, ale to jak mniemam, wychodzi ci doskonale. Sens bycia niestety musisz odnaleźć sama - nawet ja się jeszcze nań nie natknąłem. Postaram się za to przybliżyć Ci to, czym jest potęga krwi i jak umiejętnie korzystać z otrzymanego daru.
Patrzył, jak zawartość czary niknie w ustach Klivien, obserwował jej reakcje, jednak niektóre rzeczy mogły ujść jego uwadze. Gdy już naczynie zostało opróżnione, Medard wsłuchiwał się w to, co Klivien miała mu do przekazania. Wreszcie, po tylu latach dotarła do niej oczywistość, z powodu której niejeden świeżo upieczony konwertyta odebrał sobie życie. Pomału może uda się naprawić to, co ongiś spartolił jeden niedouk.
- Święte słowa. Z dwojga złego na pewno nie ociekałbym przed tym, co nieuniknione. Twoje prośby zostały wysłuchane - nie musisz się martwić, że coś pójdzie nie tak - masz przecież mnie. Nie wiem, czy to wystarczy, ale zawsze warto spróbować.
Świat toczył się własnym tempem, nie zwracając zbytniej uwagi na to, co przed chwilą zdarzyło się w Kuroliszku.
So I bless you with my curse
And encourage your endeavour
You’ll be better when you’re worse
You must die to live forever
Jim Steinman

Every night, and every morn,
Some to misery are born.
Every morn, and every night,
Some are born to sweet delight.
Some are born to sweet delight.
Some are born to endless night.
William Blake

Pies patrzy na człowieka z szacunkiem, kot z pogardą, a świnia jak równy z równym. porzekadło Vaerreńczyków
Awatar użytkownika
Klivien
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 102
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Klivien »

Musiała przed sobą przyznać, że krew wampira była mocna i pobudzająca. Poczuła też jakąś specyficzną więź na poziomie organicznym i energetycznym. Mimo to, dusza Klivien pozostała autonomiczna w swoich uczuciach i celach. Uspokoiło ją to. Obawiała się rodzaju opętania, ale ono nie nastąpiło. Medard nie miał władzy nad jej wolą, ani wglądu w jej umysł. Zgodził się zastąpić jej mentora, którego jej zabrakło na początku drogi Dziecka Nocy. Czuła się sobą i czuła się silniejsza. Udało jej się do niego dotrzeć i zażegnać dawny konflikt i uraz. Wszystko układało się dobrze. Odetchnęła więc i pozwoliła sobie na delikatny uśmiech.
- Czuję się zaszczycona książę, że poświęciłeś mi swą uwagę, mimo iż jak mniemam masz pod opieką kilku towarzyszy - odwróciła wzrok od wampierza, przenosząc go na osoby za stołem.
Jej uwagę zwrócił osobnik, który na pozór najmniej się wyróżniał z towarzystwa. Ćmiący fajkę, podchmielony pirat. Już na pierwszy rzut oka wyglądał dla niej w pewien sposób znajomo.
Szybko otaksowała pozostałych, nie znajdując nic interesującego dla siebie. Dziewczyna rozmawiająca z Gersenem była nieprzeciętnie atrakcyjna i wyzywająco drapieżna. Kusza, miecze, noże... piękność najeżona ostrzami, które miały zapewne strzec jej wątpliwej cnoty. Jednakże nie wyglądało na to, by rozmówca toczył ślinę na widok jej wdzięków. Jego oczy, choć przepite, miały w sobie charakterystyczny błysk inteligencji. Palił w sposób umiejętny, niemal wyrafinowany. Zapewne nawet nie był tego świadomy, jak wiele jego gestów i zachowań zdradzało osobie obytej w półświadku szpiegów, że nie jest tępym prostakiem za jakiego chciałby być brany. Bił od niego ostrożny dystans osobnika, który woli więcej słyszeć niż mówić.
Klivien zaczęła sobie zadawać pytanie, na ile mógłby jej się przydać w jej planach. Czy należał do tych jednostek, które za odpowiednią sumę gotowe były sprzedać własną matkę? Na ile stać by go było na ryzyko? Czy starczyłoby mu bezczelności i umiejętności by wypełnić zadanie?
- Nie mam nic przeciwko temu by się do was dosiąść, jeśli zechcesz panie mnie przedstawić - powiedziała spokojnie, znów spoglądając na Medarda, całkiem już spokojnym wzrokiem.
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Po naprawieniu tego , co jakiś niedorobieniec spartolił na samym początku, pozwalając w ogóle na dokonanie Rytuały Przejścia na zupełnie nieprzygotowanej do tego osobie, Medard uznał, iż nadal warto wyprowadzić Klivien na przysłowiowych ludzi. W zawiłym systemie, jaki panuje w innych niż Karnstein społecznościach, gdzie można spotkać większe grupy krwiożerczych istot nocy, nie zdziałałaby wiele. Prawdę mówiąc, bez pomocy szpiegów i tych jej bandziorów nie pożyłaby za długo - każde szanujące się miasto śmiertelnych jest gotowe na wynajęcie człeka, którego chleb powszedni to eliminacja zagrożenia dla bezbronnych w starciu z wąpierzem mieszkańców. Rzucona na głęboką wodę, zapewne zginęłaby marnie, nie mogąc liczyć na jakikolwiek symptom pomocy ze strony dawnych towarzyszy. Życie nieumarłych w śród ludzi stanowi nie lada wyzwanie, a poza Karnsteinem i odległą Maurią nie wygląda ono tak różowo...
Książę odpowiedział:
- Towarzysze świetnie radzą sobie bez mojej obecności. To nie są malutkie dzieciaki, by ciągle się nimi zajmować - jak widać świetnie organizują sobie czas, a łuskonośny robi na nich całkiem spory interes... Jak wypadła znajomość z tym diabełkiem, spotkanym na ulicach jakiś czas temu? Pierwsze obserwacje nie wyglądały na zadowalające, ot wisus jakich niemało na świecie.
Med ukradkiem obserwował dziwne zainteresowanie Klivien piratem, który jak zwykle zresztą bacznie obserwował otaczający go chlew, nie zdradzając nikomu swojej wiedzy. Taki człowiek przydałby się wśród funkcjonariuszy służb Karnsteinu. Postanowił jednak dyskretnie obadać całą sytuację i przede wszystkim dowiedzieć się, o co tak naprawdę chodzi młodej wampirzycy. Wątek szpiegowski niemal wisiał w powietrzu...
- Jeśli chcesz, możemy do nich dołączyć. Na pewno nie będą mieli nic przeciwko, gdy wyjaśniliśmy sobie pewne sprawy, które nie powinny być wyjawiane ludziom. Nie każdy też toleruje dywagacje na temat krwi i mrocznych obrzędów tudzież spojrzenia w kierunku własnej osoby wywołujące wrażenie, jakby zaraz miał stać się głównym daniem dnia. Idziemy i cieszymy się z powrotu spokoju do tego pięknego miasta, albo zostajemy tutaj. Tak czy siak - zapowiada się miło spędzony czas.
W karczmie o dziwo było coraz więcej biesiadników, hazardzistów przy stolikach do kościanego pokera i zwykłych pijaczków rozsiadłych po parapetach. Łuskonośny tylko patrzył, ślepia zmęczone przecierał i raz po raz zacierał łapki w chciwych geście. Nie na darmo powiadają: ciągnie niczem smoczysko do złota...
So I bless you with my curse
And encourage your endeavour
You’ll be better when you’re worse
You must die to live forever
Jim Steinman

Every night, and every morn,
Some to misery are born.
Every morn, and every night,
Some are born to sweet delight.
Some are born to sweet delight.
Some are born to endless night.
William Blake

Pies patrzy na człowieka z szacunkiem, kot z pogardą, a świnia jak równy z równym. porzekadło Vaerreńczyków
Awatar użytkownika
Jen
Senna Zjawa
Posty: 296
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Jen »

        Coraz bardziej zmęczona dopiero po chwili zauważyła, że Medard gdzieś zniknął, ale nie rozglądała się za nim, nie miała ochoty. Ziewnięcie zasygnalizowało, że na nią już czas. Wstała, nie bez żalu patrząc na cudowny miód.
- Było mi niezwykle miło poznać wasze towarzystwo, jednak tutaj nasze drogi się rozchodzą. Może się jeszcze kiedyś spotkamy, może nie, ale na chwilę obecną powiem szczerze, że niespecjalnie mnie to obchodzi. Żegnajcie - powiedziała z uśmiechem i opuściła karczmę, kierując się w stronę miejsca, o którym wcześniej mówił wampir. Na szczęście nikogo tam nie było, więc zadowolona ułożyła się w wygodnym łóżku i zasnęła.
        Następnego ranka jak się obudziła, od razu zawitała do sklepu z ubraniami i wyszła stamtąd z nowym kompletem odzieży i skórzaną, pojemną torbą. Do wieczora zdążyła jeszcze kupić prowiant na kilka następnych dni i zainkasować pieniądze z banku, dzięki czemu pojemność sakiewki diametralnie się zwiększyła. Za niewielką część tych pieniędzy udało jej się zakupić szybkiego, wytrzymałego konia, którego nazwała Samael. Kary ogier był przyjaźnie nastawiony, choć nie mogła mu odmówić swoistej złośliwości. Zanim zaszło słońce, była już daleko poza Varhelem.
– Szybko! Musisz pójść ze mną – rzuciła. – Grozi ci wielkie niebezpieczeństwo!
– Dlaczego?
– Bo cię zabiję, jeśli nie pójdziesz.
- Shut up.
- I didn't say anything.
- You're thinking. That's annoying.
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Medard znużony był czekaniem na odpowiedź któregokolwiek z rozmówców, którzy poczęli się rozłazić niczem robactwo po śmietnisku. Gers jak zwykle medytował nad entym dzbanem miodu i kurzył fajeczkę nabita sobie jeno wiadomymi ingrediencjami, wiedźma Jen gdzieś się oddaliła nie mówiąc nikomu ani słóweczka na pożegnanie. Do tego pilne sprawy państwowe nie cierpiały zwłoki - nawet tutaj jakiś elf, psia jego mać, przyniósł ważną wiadomość o znaczeniu militarnym. Nie powierza się byle komu nadzoru nad tak istotnymi aspektami działalności monarchii.
Med pożegnał Klivien, po czym zmierzał w kierunku wyjścia, by zobaczyć, jakie to ważkie sprawy wyrwały go z oberży. ani chwili spokoju.
Wąpierz uregulował jeszcze należność za wychlany miód, zostawił tez smokowatemu niemały napiwek, coby się łuskonośny nie trudził z odnajdywaniem poszczególnych biesiadników. Książę zabrał tobołki, z którymi zawędrował do karczmy, wsiadł na swego nietypowego wierzchowca i ruszył przed siebie. W niewielkim oddaleniu posuwały się szyki zbrojnych. Włochate słoniska stawiały ociężale wyglądające nogi, powodując niemały hałas. Przed kolosami paradowały doborowe oddziały czarnych husarzów upstrzonych kruczymi pióry, elfi wielbłądnicy i tancerze ostrzy. Gdzieniegdzie przemykał zwiad Nefalimów złożony z lamnicy pod dowództwem oficera dosiadającego drapieżnego nielota. Za ta całą hałastrą leniwie sunęły trebusze i jaszczyki z aprowizacją.
Kolumnada przesuwała się w dość szybkim tempie, tak, iż następnego dnia przekroczyła granice księstwa, sięgając celu - na rubieżach Karnsteinu właśnie postawiono garnizon graniczny - Drakchenfelis. Medard odłączył się od tych manewrów i z kilkunastoosobową grupą husarzy ruszył do Demary. Życie to nie bajka...
So I bless you with my curse
And encourage your endeavour
You’ll be better when you’re worse
You must die to live forever
Jim Steinman

Every night, and every morn,
Some to misery are born.
Every morn, and every night,
Some are born to sweet delight.
Some are born to sweet delight.
Some are born to endless night.
William Blake

Pies patrzy na człowieka z szacunkiem, kot z pogardą, a świnia jak równy z równym. porzekadło Vaerreńczyków
Awatar użytkownika
Felippe
Szukający Snów
Posty: 166
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Mai podmuchu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Felippe »

Felippe z rozbawieniem obserwował, jak Naya z radością dziecka, które dostało ulubionego cukierka wylądowała po swoich powietrznych manewrach. Nie dziwiło go to z resztą. Sam, mimo tego, że przywykł do świata ludzi, ich gwarnego, miejskiego życia, odurzającej siły alkoholu i gryzącego oczy dymu, najbardziej na świecie cenił sobie to poczucie wolności, które mogło pojawić się tylko podczas lotu. W końcu był dzieckiem natury, był maiem podmuchu. Myśląc o tym zdał sobie sprawę, że spędził już w Varhelu sporo czasu. Przybył do tego miasta, by zawitać w kilku karczmach, niestety z jednej musiał pędem wybiec, a w drugiej spędził nie więcej niż kilka minut. Nie mniej jednak wyprawa zdawała się zaliczać do tych raczej udanych. Nie często poznawało się przecież księcia Karnstainu, znawcę artefaktów, czy równie piękną, co zabójczą, hmm... Jen. Nigdy wcześniej Felippe nie spotkał też przedstawiciela, a w tym wypadku przedstawicielki, własnego rodzaju. A na dodatek miód z "Wyleniałego kuroliszka" był zaiste przedni, o czym chłopak przekonał się dopijając zawartość dzbana. Były też te mniej przyjemne sytuacje, ale Felippe wolał nie wspominać wielbłądzich rzygów, czy girland z flaków jakichś drani.
Chłopak odstawił puste już naczynie na jedną ze skrzyń. Wstał i uśmiechnął się do Nayi.
- Cieszę się, że czujesz się już lepiej. Na mnie już czas, więc uważaj na siebie - powiedział z uśmiechem do swojej towarzyszki i odszedł powolnym krokiem. Kiedy znalazł się na obrzeżach miasta zaczął biec, a dotarłszy do portu wbiegł na jeden z pomostów i skoczył w stronę morza. Marynarze obserwujący go kręcili głowami i stukali się w czoło, dopóki nie zobaczyli, że ciemnowłosy wylądował na chmurze i zniknął z pola widzenia lecąc sobie na niej, jak na powietrznej łodzi. Mai zaśmiał się w duchu wyobrażając sobie ich miny. Niestety nie mógł ich zobaczyć, wolał z resztą obserwować ciemniejące niebo.
Uważaj, żeby nie pomylić nieba z gwiazdami odbitymi nocą na powierzchni stawu
Awatar użytkownika
Naya
Szukający drogi
Posty: 27
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Maia Podmuchu
Profesje:
Ranga: [img]http://img263.imageshack.us/img263/7033/moderatorgfl.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Naya »

Pomachała na pożegnanie i usiadła na skrzynkach z powrotem. Chyba czekała na to aż wyjdą z karczmy. Ale czy oni w ogóle wyjdą? Po jakimś czasie zdała sobie sprawę, że już prawie nikogo nie ma z ich grupy w karczmie. Zaraz.. czy ona przypadkiem nie przysnęła? Nie zamierzała spędzić nocy w mieście. Wzbiła się w powietrze na swoich skrzydłach i odleciała do jakiegoś lasu, aby przeczekać noc. Może jeszcze kiedyś odwiedzi to miejsce? Licho wie, co jeszcze zgotował nam los.
http://www.youtube.com/watch?v=PfbF44UeRBY Zawsze płaczę, kiedy tego słucham...
Zablokowany

Wróć do „Księstwo Karnstein”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości