Szepczący LasRuiny wspomnień

Utopijna kraina druidów, zwierząt i wszystkich baśniowych istnień. Miejsce przyjazne dla każdego stworzenia. Ogromny las położony w górskiej dolinie, gdzie nic nie jest takie jak się wydaje.
Awatar użytkownika
Valerian
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 55
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje: Chłop , Żołnierz , Włóczęga
Kontakt:

Ruiny wspomnień

Post autor: Valerian »

Dwa miesiące wcześniej

        Minęły już dwa miesiące odkąd Valerian bez słowa wyjaśnienia opuścił z Nevan Arturon. Tułaczka między miastami, a w szczególności po bezkresnych równinach nie należała do najprzyjemniejszych, zwłaszcza dla małej elfki. Wilkołak nie miałby większego problemu z przyzwyczajeniem się do życia wśród natury (znowu), ale dorastającej w mieście elfce mogłoby być ciężko jakby zostawiono ją samej sobie. Na szczęście był przy niej Valerian, który ani myślał opuszczać swej jedynej i najlepszej przyjaciółki, nawet jeśli wciąż była na niego zła i nie odzywała się chyba, że wymagała tego sytuacja.

        Dziewczynka rozchmurzyła się dopiero jak od czasu do czasu Valerian miał bronić jakiejś karawany, albo przegnać szajkę bandytów przyczajoną nieopodal, a cieszyło ją to tylko dlatego, że wilkołak dostawał w zamian hojną sakiewkę brzęczących ruenów. Przecież każdy nowo przyjęty do rodziny ruen to o jeden ruen bliżej do realizacji marzenia elfki o stałym domu. Od ostatniego czasu najlepiej w przyjaznym miasteczku ze szkołą miejską. Nie rozumiał co to i po co ta cała szkoła, ale Nevan była bardzo szczęśliwa jak chodziła do tej w Arturonie, więc dodał i to kryterium do wymagań odnośnie wymarzonego domu dla małej. Co prawda nie miał pojęcia skąd weźmie stajnie jednorożców i smoka broniącego ich azylu, ale nad tym później pomyśli.

        Takim sposobem dotarli do Danae i... No właśnie i znaleźli się w lesie. Całkowicie i po same uszy. I na co była wilkołakowi pogoń za sarną? O tyle dobrze, że miał Nevan przy sobie i wszystkie ich rzeczy inaczej mogłoby nie być tak kolorowo. Znalazł dla nich starą niedźwiedzią gawrę pod spróchniałym korzeniem, ale szczerze wątpił by schronienie to było całkiem opuszczone. Nie mogli tu długo zostać. Do tego jeszcze elfka wpadła w histerię, że przez wilka już nigdy nie pójdzie do szkoły. Nawet nie miała pojęcia jak bardzo ranił zmiennokształtnego jej oskarżycielski ton. Chciał zrobić coś dla niej, jakoś to wynagrodzić, więc gdy tylko zasnęła, zmienił się w wilka i poszedł na polowanie. Dobre jedzenie zawsze było najlepszym lekarstwem na wszelkie troski. Niestety nie wtedy gdy wpada się w zastawione przez myśliwych sidła. Zdenerwowany wilk szarpał się z linami siatki ile tylko mógł, ale była dziwnie miękka i elastyczna, w ogóle nie był w stanie jej przegryźć. Zawył żałośnie w nadziei, że obudzi elfkę i ona mu pomoże.
Awatar użytkownika
Deidre
Szukający drogi
Posty: 39
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Deidre »

Poprzednie wędrówki Deidre

        Dea błądziła po lesie bez celu, cały czas rozmyślając nad chłopcem, któremu nie udało jej się pomóc. Ciszek był rezolutnym dzieciakiem i na pewno da sobie radę w życiu, nawet z głosem zaklętym w butelce. Żałowała jednak, że nie mogła stanąć na przeciwko wiedźm, które robiły ludziom takie okropności i przepędzić ich raz na zawsze. Staruchy same zwinęły swoją kryjówkę, mijając się z driadą zaledwie o parę chwil. Nie wyczuwała już ich złowrogiej obecności. Dla pewności kucnęła jednak i przycisnęła dłoń do ziemi, pozwalając by wilgotne, czarne grudki ubrudziły jej palce i dostały się pod paznokcie. Zamknęła oczy, wsłuchując się w słowa drzew i kierując swoje myśli do plątaniny korzeni, które niczym żywa istota ciągnęły się pod całym lasem. Wysłała zapytanie, a odpowiedź potwierdziła jej podejrzenia. Wiedźmy odeszły na dobre.
        Nie wiedziała co spowodowało ich ucieczkę. Czuła w kościach, że w lesie dzieje się coś dziwnego, ale nie potrafiła tego uchwycić. Zaszła na chwilę do wioski, witając się z siostrami po kilkudniowej nieobecności. Większość z nich uważała ją za dziwaczkę, jednak nadal pochodziły z tego samego matecznika. Wiedziona tą myślą driada zajrzała też do swojej lipy, dumnie rozgałęziającej się na wszystkie strony świata. Jej złote listki szemrały cicho na wietrze, załamując padające z góry promienie wieczornego słońca. Cała polana skąpana była w łagodnym blasku kończącego się dnia.
Tam, dokładnie jak podejrzewała, znalazła również Tilię. Suczka machnęła na jej widok ogonem, jednak nie podniosła łba, rzucając jej jedynie zamglone, nieobecne spojrzenie.
- Co się dzieje, mała? - zapytała driada, kucając koło niej i kładąc jasną dłoń na dużym, psim łbie. Znała ją na wylot i wcale nie potrzebowała mowy zwierząt żeby zauważyć, że coś jest nie tak. Psisko mrugnęło do niej niebieskim, lekko zezującym okiem i zmarszczyło nos. Z cichym warknięciem wskazało skupisko krzewów po drugiej stronie polany.
- A ty nie chcesz ze mną iść? - zdziwiła się Dea, wyciągając zza pasa sztylet i kierując się w tamtą stronę. Zazwyczaj Tilia uwielbiała przeganiać intruzów i musiała wetknąć nos w każdą nową rzecz, która działa się w lesie. W jej zachowaniu było coś niepokojącego, coś niewłaściwego…
Tym driada postanowiła zająć się później. Wyczuwała już obcą obecność w powietrzu, a zapach skórzanego odzienia, broni i miasta ani trochę nie przypadł jej do gustu. Ścisnęła mocniej obsydianową rękojeść i zakradła się do dwóch mężczyzn, rechoczących głośno bez najmniejszego skrępowania.
        Przed nimi wisiała siatka z szamoczącym się w środku, nietypowo umaszczonym wilkiem. Jego szara sierść pokryta była czarnymi wzorami, a bystre, srebrne oczy niemo wołały o pomoc. Jego przejmujące wycie rozdarło powietrze, a za plecami Dei Tilia odpowiedziała niskim, przeciągłym skowytem. Wieszczka zerknęła przez ramię i zobaczyła, że suczka doczłapała się do niej, choć chwiała się na łapach i nadal miała ten dziwny, nieprzenikniony wyraz pyska.
”Czy to ci kłusownicy coś jej zrobili?” przemknęło przez głowę driady, wywołując nieprzyjazny grymas na jej twarzy. Gdy się odwróciła, przed swoim nosem ujrzała ostrze grubego noża, wycelowanego prosto w nią.
- No proszę, proszę. Zobacz, co przywołał ten paskudny kundel - mruknął jeden z mężczyzn, szturchając drugiego w ramię.
- Daj spokój, Darren! To pewnie jedna z tych nawiedzonych strażniczek przyrody. Po prostu ją zabij i oskórujmy to bydlę! - zarządził drugi z nich, najprawdopodobniej pełniący rolę przywódcy.
        Obsydianowy sztylet w dłoni driady nie był jej jedyną, ani nawet najgroźniejszą bronią. Wykonała nieznaczny ruch ręką, drgnienie zbyt drobne, by można je było uznać za istotne. Wystarczyło jednak, by na jej zawołanie poderwać z ziemi potężny korzeń, który z głośnym hukiem powalił pierwszego z przestępców na brzuch, wciskając go w mokrą glebę. Mężczyzna jęknął głośno z bólu, a nóż momentalnie wypadł z jego ręki.
        Drugi z kłusowników wyszarpnął z kołczanu strzałę, drżącymi dłońmi nakładając ją na gotowy do użycia łuk. W tym czasie Deidre jednym, płynnym ruchem ukryła się za szerokim pniem, skinieniem głowy nakazując Tili odwrót. Psina nie była tu potrzebna, a w tym stanie mogła co najwyżej zarobić porządnego siniaka. Suczka posłusznie odwróciła się i zniknęła w krzakach, a posłana za nią strzała wbiła się w ziemię daleko od szarego ogona, strącającego uschnięte liście.
- Zmierzyłbyś się z kimś twojego rozmiaru! - zawołała Dea, okrążając ostrożnie polanę i obserwując uważnie napastnika - Chyba że kobieta to dla ciebie za dużo!
Po chwili znalazła to, czego szukała i uśmiechnęła się w duchu. Piękna, obsypana białymi kwiatami plątanina lian będzie się doskonale prezentować zaciśnięta wokół śmierdzącego dymem ciała kłusownika. Oparła dłoń o pień, w duchu dziękując lasowi za pomoc i szybkim ruchem posłała liany do ataku. Białe kwiaty momentalnie opadły, a pnącza przypominające zielone węże błyskawicznie skrępowały mężczyznę. Drewniany łuk upadł z trzaskiem na ziemię, upuszczony przez drętwiejące ręce. Ostatni z białych pączków, rozkwitający nieśmiało, utrzymał się tuż przy głowie napastnika, nadając całości nieco komicznego wyrazu.
- Wynoście się z naszego lasu! Następnym razem możecie trafić na moje siostry, które nie mają tyle litości! - warknęła, luzując ucisk roślin tak, by kłusownicy mogli opuścić polanę. Na odchodne zamachnęła się od niechcenia, sprzedając im solidne trzaśnięcie wierzbową witką w tyłek. Lepiej żeby zapamiętali tę lekcję. Siostry faktycznie nie mają litości.
        Wieszczka odwróciła się w stronę wilka i podeszła do niego szybko. Cały czas trwała w gotowości, dziwiąc się dlaczego Pech jeszcze nie próbował pokrzyżować jej planów. Ten jednak milczał, uśmiechając się złośliwie i czekał. Rozwój wydarzeń był mu bardzo na rękę. Driada jeszcze nie wiedziała, co specjalnego szykował dla niej i oswobadzanego przez nią zmiennokształtnego.
        Dziewczyna próbowała przeciąć więzy, jednak lina była wykonana z materiału, który jak podejrzewała, był wzmocniony magią.
- Nie bój się. Opuszczę tę gałąź i zaraz cię stąd wyciągniemy - powiedziała uspokajająco, wyciągając ręce w górę. Gruby konar, o który zaczepiona była siatka, pomału, z jękliwym skrzypieniem opuścił się w dół.
- Oj daj spokój! Trochę gimnastyki jeszcze nikogo nie zabiło! - odpowiedziała na słyszalną tylko dla niej skargę starego drzewa. Kilkoma sprawnymi ruchami rozsupłała więzy i ściągnęła siatkę z dużego, szarego wilka.
- Proszę! Możesz uciekać do domu… Bo chyba nie jesteś stąd, prawda? - zapytała, wpatrując się w nietypowe wzory na jego sierści. Kucnęła i przyjaźniej wyciągnęła rękę, dając wilkowi się powąchać. Zza jej pleców Tilia wyjrzała ciekawie, strosząc sierść na grzbiecie.
Awatar użytkownika
Valerian
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 55
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje: Chłop , Żołnierz , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Valerian »

        Szamotał się dłuższą chwilę w tych sidłach, lecz widząc, że jego starania nie przynoszą żadnych efektów, a jedynie pozbawiają go sił, postanowił wezwać pomocy. Wył ile sił w płucach, chcąc by jego wezwanie dotarło do odpowiednich uszu i na tyle długo, by móc doprowadzić wsparcie do siebie. Faktycznie pełen żałości skowyt, nieznacznie różniący się od wilczego wyrwał Nevan ze snu, lecz dziewczynka widząc, że nie ma w ich prowizorycznym obozowisku Valeriana z początku się zaniepokoiła. Gdy jednak strach minął i elfie instynkty zaczęły zabierać głos, wtedy mała spiczastoucha się zdenerwowała. Nie mogła uwierzyć, że wilkołak od tak ją zostawił! Samą w lesie! Śpiącą i niczego nie świadomą! Bezbronną! Na pastwę dzikich zwierząt, albo jakiś potworów jak w babcinych baśniach! A już myślała, że wilk naprawdę się stara naprawić swoje błędy, była gotowa mu wybaczyć i puścić w niepamięć jego nagłą decyzję o opuszczeniu Arturonu. Teraz jednak udowodnił je co to wszystko dla niego znaczyło, ile tak naprawdę znaczyła dla niego młoda półelfka.
W pierwszej chwili chciała zignorować jego wołanie i zostać w gawrze by pilnować ich skromnego bagażu, ale nie miała serca zostawić przyjaciela w potrzebie. Tym bardziej, że na Łusce został jej już tylko on, nie miała nikogo więcej.

        Nevan biegła przez las kierując się skowytem Valeriana, dzięki czemu dość szybko zdołała go odnaleźć, nawet gdy z jakiegoś powodu przestał wyć. Nie była mu jednak w stanie pomóc, przez dwóch mężczyzn podziwiających złapany przez siebie okaz, którym był jej przyjaciel. Ukryła się w krzakach i starając się cicho siedzieć przyglądała się jedynie z niepokojem tej sytuacji. Przy tym kibicowała również Valerianowi by udało mu się w końcu uwolnić i przegonić jak najdalej kłusowników, gdy dostrzegła, że wilk znów zaczął się rzucać i gryźć otaczającą go siatkę. Tak wściekłego elfka go jeszcze w życiu nie widziała i nawet się bała czy i ona nie skończy pod jego kłami gdy zmiennokształtny w końcu się uwolni.

        Po niedługim czasie na miejsce przybyła również niezwykle piękna i nieco dziwna kobieta, która zaraz przegoniła kłusowników i uwolniła wilkołaka z ich sideł. Valerian jeżył się i cicho warczał, patrząc na nią groźnie gdy został uwolniony, lecz nie dostrzegając złych intencji ze strony nieznajomej nieco się uspokoił i obwąchał wyciągniętą przez nią dłoń, którą po krótkiej chwili lekko polizał tym co zostało z jego języka. Znów jednak nastroszył i uniósł do góry ogon szczerząc kły, gdy zobaczył wyglądającą zza rudowłosej wilczycę.
        - Valerian! - krzyknęła do niego Nevan wybiegając z ukrycia i biegnąc w ich stronę.

        Wilk wyprostował się i obrócił łeb by przekonać się, że to faktycznie jego młoda towarzyszka. Zamerdał radośnie ogonem i położył po sobie uszy by się z nią przywitać, lecz wyraz jej twarzy nie wróżył niczego dobrego.

        - Jak mogłeś mnie tam samą zostawić z naszymi rzeczami?! Jesteś głupi! Tamci myśliwi mogli mnie znaleźć i ukraść nasze rzeczy, zabraliby nasze pieniądze! I co wtedy?! Cały nasz wysiłek na marne by poszedł! Obiecałeś, że znów pójdę do szkoły! A gdyby mnie niedźwiedź zjadł?! Pomyślałeś o tym?! Nie! Bo ty nigdy nie myślisz! Albo myślisz, ale tylko o sobie! Skoro już mnie nie lubisz i tylko ci przeszkadzam zjedz mnie i idź sobie! Nie potrzebujesz mnie, a ja nie potrzebuję ciebie! - darła się na niego i wyrzucała swoje żale niczym prawdziwa dorosła kobieta, nie zdając sobie sprawy z tego jak jej słowa raniły zmiennokształtnego. - Nienawidzę cię! Żałuję, że namówiłam tatę by cię przygarnąć! Głupi pies! - szlochała, ale wilk już nie słuchał. Bo po co skoro dziewczynka właśnie mu wyrzuciła co tak naprawdę o nim myślała.

        Zmarszczył niemiło nos, odwrócił się do niej zadem i tylnymi łapami wyrzucił na nią nieco ziemi i leśnego runa, jakby zakopywał swoje odchody. Po tym nie czekając na nic więcej ruszył w las. Nim jednak zniknął spojrzał nieprzychylnie, acz porozumiewawczo na wilczycę. Zaraz jednak puścił się galopem w zarośla i zniknął, biegnąć przed siebie na oślep. Był wściekły jak nigdy i przez moment, z jakiegoś dziwnego powodu miał ochotę zrobić krzywdę swojej małej, byłej przyjaciółce.

        Po tym jak zmiennokształtny od niej uciekł, Nevan rozpłakała się na dobre siadając na ziemi i podkulając kolana pod brodę. Jedną ręką je obejmowała, a drugą co rusz przecierała oczy. Nie mogła się uspokoić i cały czas wołała wilka by do niej wrócił. Bała się, że nigdy nie wróci, bała się być w tym lesie, wśród ciemności sama i to jeszcze z dziwną, obcą kobietą. A jak to Baba Jaga i zabierze ją zaraz do swojej chatki na kurzej łapce by ugotować z półelfki przepyszną zupę na obiad? Kolor skóry by się zgadzał, choć nie była tak intensywnie zielona jak w wyobraźni dziewczynki.
Awatar użytkownika
Deidre
Szukający drogi
Posty: 39
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Deidre »

        Wilk obwąchał i polizał jej rękę, co bardzo ją ucieszyło. Chciała poznać tego nowego przybysza i pokazać mu, że nie wszyscy tubylcy są niebezpieczni. Choć kłusownicy nie zasługiwali nawet na miano “tubylców”.
        Zanim jednak nawiązali jakąś poważniejszą więź, z krzaków wypadło małe dziewczątko o wyjątkowo ognistym temperamencie i momentalnie zaczęło krzyczeć na najwyraźniej oswojonego przez siebie wilka. Biedak, początkowo merdając ogonem, położył po sobie uszy, słysząc wyrzuty zielonookiej. Najwidoczniej wilk był jej strażnikiem, a mała przestraszyła się, odkrywszy jego nieobecność. Deidre nie miała dużego doświadczenia z dziećmi, jednak szósty zmysł podpowiadał jej, że należy postępować z nimi podobnie jak ze zwierzętami. Te również denerwują się gdy zostaną same na obcym terenie. I tak samo jak zwierząt, dzieci najpewniej nie należy traktować bezmyślnie, tylko jak równe sobie stworzenia.
        Wilk zerknął jeszcze na Tilię, po czym zniknął w okolicznych krzakach. Driada wzruszyła ramionami - obwąchał jej dłoń, zapoznał się z nimi i ruszył załatwiać swoje wilcze sprawy. Gdyby nie obecność dziecka, wróciłaby pod lipę i zapomniała o całym zdarzeniu. Mała półelfka siedziała jednak na środku polany płacząc głośno, a cieknące z jej oczu łzy pokryły policzki błyszczącą skorupką. Raz za razem wołała wilka po imieniu, jednak ten nie wracał. Obrażalski był, czy jak? Serce driady drgnęło mocno i już wiedziała, że nie może zostawić dziewczynki samej sobie.
        Kucnęła obok niej i uśmiechnęła się przyjaźnie.
- Hej, nie płacz! Znajdziemy twojego wilczego przyjaciela. Nazywa się Valerian, tak? Zobacz, ja też mam towarzysza. To jest Tilia - powiedziała, wskazując ręką suczkę, która powoli podeszła do dziewczynki i nieśmiało machnęła ogonem. Jej położone delikatnie uszy mówiły, że stara się być ostrożna i nie przepłoszyć dziwnego, zasmarkanego stworzonka. Powoli różowy, szorstki język liznął dłoń dziecka, a Tilia ułożyła się wygodnie u jej stóp.
- Ja nazywam się Dea. Jestem driadą. Wiesz kim są driady? - zapytała licząc, że tym przełamie strach małej.
- Widziałaś kiedyś pióro feniksa? - kontynuowała, sięgając do wnętrza torby. Wyciągnęła z niej duże pióro, mieniące się płynnym złotem i czerwienią. - Mityczny ptak, który upuścił je na ziemię, podobno po śmierci odradza się z popiołów - opowiadała, obserwując czy dziecko się uspokaja. W łagodnych oczach wilczycy odbiły się dwa światełka pomarańczowego blasku. Tilia powoli położyła łeb na kolanach małej nieznajomej.
- Jest bardzo przydatne do wędrówek w nocy, wiesz? I w ogóle nie parzy! Zobacz!
Deidre chciała wyruszyć na poszukiwania Valeriana, ale wiedziała, że nie musi się spieszyć. Jeśli zgubią jego trop (co było mało prawdopodobne), zapyta las dokąd się udał. Wróciła myślami do dziecka, zastanawiając się skąd się wzięło i dokąd właściwie zmierza, samo pośrodku dziczy.
Awatar użytkownika
Valerian
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 55
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje: Chłop , Żołnierz , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Valerian »

        Dziewczynka była tak zrozpaczona odejściem wilka, że nawet nie spostrzegła jak dziwna kobieta przy niej kucnęła. Nie miała na świecie już nikogo prócz zmiennokształtnego i bardzo się bała zostania samą na tym łez padole. I to jeszcze w tym obcym i dziko dzikim lesie. W nocy. Sama. Samiuteńka. Rozwyła się jeszcze bardziej, całkiem chowając twarz w ramionach. Jej tata nigdy by jej tak nie zostawił, gdyby nadal żył. Jej tata pozwoliłby jej chodzić do szkoły, a nie porywał z miasta bez słowa wyjaśnienia - tak, do tej pory dziewczynka wciąż się nie dowiedziała co było powodem ewakuacji z Arturonu. Poza tym... gdyby jej tata nadal żył, w ogóle nie musiałaby się ruszać z miejsca, miała dach nad głową i ukochaną osobę przy sobie, a teraz nic! I to wina Valeriana! Znaczy... To ona powiedziała, że nie może mieszkać w ich domu bez taty, ale to wciąż wina Vala!

        Pociągnęła siarczyście nosem i na moment przestała płakać, gdy poczuła, że coś ją liże po dłoni. Podniosła głowę, a widząc przed sobą szarego wilka od razu wtuliła się w jego mięciutkie futerko. Z początku myślała po prostu, że to wilkołak, ale nawet gdy się zorientowała, że to jedynie psina obcej kobiety, nie puściła zwierzaka i wciąż się do wilczycy tuliła. Powoli się przy tym uspokajała.
        - Driady? - zachlipała patrząc na zielonoskórą puszczając Tilię i jedynie ją głaszcząc. - Tata mi mówił, że to strażniczki lasu i drzew. Mówił też, że w każdym drzewie mieszka driada, ale ich nie widać bo mają skórę z kory... Ty nie masz skóry z kory... Masz zieloną, jak Baba Jaga - zauważyła, znów przyczepiając się kurczowo do puchatego ciała towarzyszki Dei. W sumie tata mówił jej też by nie rozmawiać z obcymi, ale czy jeśli ktoś się przedstawi i ma takiego ładnego, wychowanego i grzecznego przyjaciela (nie to co Valerian), czy wciąż jest obcym?
        - Feniksa? - zapytała z ciekawością. W bajkach słyszała o feniksach, ale myślała, że to jedynie zmyślone ptaki istniejące jedynie w opowieściach dla dzieci. W ogóle nie wierzyła, że takie stworzenia mogłyby istnieć, dlatego pytanie driady ją zaskoczyło i jednocześnie podekscytowało. Słuchała zachwycona każdego słowa wydobywającego się z ust naturianki i coraz bardziej zapominała o tym, że Val ją zostawił i gdzieś uciekł.
        - Woooaaa... Świeci się jak ognisko - powiedziała całkowicie oczarowana tym piórkiem Nevan. Z obawą jednak wyciągnęła do niego swoją rączkę, bo bała się, że może to faktycznie być jedynie inny rodzaj ogniska i się poparzy. Nic jednak takiego się nie stało, co wywołało radość u dziewczynki i jej śmiech. Uważała jednak by nie zniszczyć pióra i zaraz je oddała Dei.
Wytarła w rękaw tuniki swoją twarz i wtuliła się z powrotem w mięciutkie futerko wilczycy.
        - Ja jestem Nevan, a Vala już poznałaś - mruknęła po chwili z mieszaniną złości i smutku w głosie.

***
        Tymczasem wilkołak zwolnił tempo i napił się z pobliskiego strumyka. Był wściekły na Nevan i najchętniej by ją zostawił, ale... Sama w lesie? Może faktycznie nie do końca przemyślał to by ją opuszczać choćby na chwilę. Z drugiej strony dzięki temu dowiedział się co dziewczynka naprawdę o nim myśli, a przez to nie miał najmniejszych podstaw by do niej wracać. Odwrócił się w stronę, z której przybiegł i westchnął ciężko. Na pewno z tamtą kobietą będzie dużo szczęśliwsza, niż z nim. Z tą myślą przeszedł jeszcze kawałek, aż nie znalazł dla siebie odpowiedniej kryjówki by odpocząć. Lisia rodzina? Nie była żadną przeszkodą dla dużego wilka, który wygonił lisicę z młodymi z nory. Samica, bo chciała bronić potomstwa, odchodziła ciężko ranna, a młode, które nie zdążyły uciec zakończyły swój żywot w wilczej paszczy. Zmęczony tym podłym dniem wilkołak rozkopał jeszcze bardziej norkę by się zmieścić, po czym wszedł do niej i zasnął.
Awatar użytkownika
Deidre
Szukający drogi
Posty: 39
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Deidre »

        Oczy Deidre przybrały ciepły wyraz gdy mała istotka wtuliła się w miękkie futro Tilii. Przy wilczycy, która i tak była dosyć drobna, wydawała się krucha i nieporadna.
”Jakie zaskakujące stworzenia wypluwa ostatnio las na mojej drodze…” pomyślała, przypominając sobie zagubioną królikołaczkę. Z nią też trzeba było obchodzić się jak z jajkiem, choć okazała się bardzo dzielną i pełną ciepła osobą.

        Zaśmiała się, słysząc uwagę dotyczącą skóry z kory. No czego to ludzie nie wymyślą!
- To prawda, mam swoje drzewo, którym się opiekuję. To piękna, złota lipa. Wiesz, że lipa to inaczej tilia i dlatego tak nazywa się moja psina? Jak już znajdziemy twojego przyjaciela to mogę wam ją pokazać. Ale moja skóra jest całkiem normalna. Zobacz.
Wyciągnęła do niej rękę, by dziewczynka mogła dotknąć jej ciepłej dłoni. Szary, plemienny wzór mignął w słońcu na palcu wskazującym driady.
Nie wdawała się w szczegóły. W końcu mogła stopić się z drzewem, może stąd właśnie wzięły się takie przesądy? Od razu domyśliła się, że ojciec Nevan nigdy nie spotkał driady - kto raz zobaczył piękną strażniczkę lasu nie mógłby powiedzieć czegoś tak obrazoburczego o jej wyglądzie.
- Nie wiem kim jest ta Baba Jaga, ale tutaj nie ma złych, zielonych kobiet. Już ja się o to postarałam - dodała, widząc jak dziecko znowu kuli się u boku Tilii. Myślami wróciła do wiedźm, jednak nie było sensu o nich wspominać i straszyć kruszyny jeszcze bardziej. Zwłaszcza, że tamte staruchy odeszły w dużym pośpiechu.

        Reakcja małej na lśniące jasnym blaskiem pióro była tak szczera i urocza, że Dea uśmiechnęła się mimo woli. Sama również czasami wpatrywała się w piórko, zastanawiając się jak wygląda mistyczny ptak który je zgubił, jednak zazwyczaj używała go do oświetlania sobie drogi nocą. Zapomniała już jakie wrażenie potrafi zrobić przy pierwszym kontakcie.
- Bardzo skrzyczałaś swojego przyjaciela, Vala. Naprawdę tak o nim myślisz? Bo mi się wydaje, że jednak troszkę za nim tęsknisz. On na pewno też jest teraz smutny.
Podniosła się i wyciągnęła rękę w stronę dziewczynki. Chciała zadać jej tak wiele pytań - dlaczego tu jest, kto się nią opiekuje, skąd pochodzi dziwny wilk, który jest jej zwierzakiem. Nie była to jednak właściwa pora, a Dea, kierując się nieznanym dotąd podszeptem, postanowiła wyciągać informacje z dziecka małymi porcjami. Tak, małymi krokami. Jak z nie do końca oswojonym zwierzęciem.
- Chodź, poszukamy go. Zobacz, tam zostawił odciśnięte ślady łap. - Wskazała głęboki odcisk, wyraźny w kałuży błota, przez którą przebiegł Valerian. Podeszła do niego i delikatnie ujęła w dłoń połamane gałązki.
- A tutaj przebił się przez krzaki. Tam strącił kilka liści - tłumaczyła, poruszając się jego tropem i starając się utrzymać zainteresowanie Nevan. Nie chciała żeby mała półelfka znowu zaniosła się płaczem.
Awatar użytkownika
Valerian
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 55
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje: Chłop , Żołnierz , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Valerian »

        Odkąd tylko poznała Valeriana zawsze spędzała z nim dużo czasu, przez to właśnie łatwiej jej było zaufać w pierwszej kolejności jakiemuś nieznanemu zwierzęciu (choć mężczyzna był nim jedyne po części), niż obcej osobie. Acz to, że driada miała taką wspaniałą włochatą przyjaciółkę działało wystarczająco na jej korzyść. Gdy naturianka się zaśmiała, Nevan przymrużyła z podejrzliwością oczy i wtuliła się bardziej w Tilię, nieco przekrzywiając główkę. Nie rozumiała co też było takiego śmiesznego w jej wyobrażeniu o driadach, przecież w jej wiosce każde dziecko wiedziało jak one wyglądają i na pewno nie tak jak kobieta przed nią. Zaraz jednak cała bojowość ją opuściła, gdy driada przestała się śmiać i zaczęła mówić o swoim drzewie. Otworzyła szeroko oczka w zdumieniu.
        - Naprawdę ją nazwałaś od swojego drzewa? Ja nazwałam Valeriana Valerianem, bo tarzał się w rosnącej za moim domem walerianie. - Uśmiechnęła się pogodnie jakby spychając w głęboką przepaść jeszcze nie tak dawną złość oraz smutek, a także nieufność wobec tajemniczej panny "driady". - Naprawdę będę mogła zobaczyć twój dom? - zapytała z nadzieją w oczkach, że w końcu znajdzie się w jakiejś bardziej cywilizowanej okolicy. Strasznie nie lubiła być sama w lesie, choć gdyby się nie zgubiła nigdy nie poznałaby Valeriana... Teraz miała Tilię i "driadę", nie musiała się przejmować i myśleć o tym nieokrzesanym psie.

        Chwilę przyglądała się wyciągniętej dłoni kobiety, aż w końcu się przemogła by jej dotknąć. To naprawdę była zwykła ludzka skóra, choć kolor miała nieco inny, ale nic poza tym. To był najlepszy dowód na to, że rzekoma driada, driadą w ogóle nie była! Tata jej mówił i wszyscy w wiosce, że driady są z drzewa, a przede wszystkim jej tata nigdy by nie okłamał półelfki. to może faktycznie była Baba Jagą? Tylko... taką ładną, miłą i nie zjadającą dzieci. To by się zgadzało, bo jeszcze nigdy nie spotkała zielonoskórego elfa, a do tego bez szpiczastych uszu.
        - Czyli jesteś zielonoskórą, wojowniczą strażniczką lasu? Znasz może Faunę i Florę? Tata coś tam mi o nich wspominał, że jest ich wiele i są wszędzie, ale nigdy ich nie spotkałam. To jakieś urocze stworzonka? Może wróżki? Wróżki są piękne, ale trzeba je bronić przed Valerianem, bo raz jedną pomylił ze świetlikiem i ją zjadł - posmutniała i wyglądała jakby na nowo chciała się zacząć gniewać na wilka, ale jednocześnie zaczynało jej go naprawdę brakować. Tilia miała równie ciepłe i miękkie futerko, prawie takie samo jak Val, ale była mała jak dla dziewczynki i wątpiła czy przed leśnymi potworami wilczyca była by w stanie ich równie skutecznie ochronić, tak jak wilkołak nieraz chronił kupieckie wozy przed rabusiami.

        - Nie lubię zostawać sama w lesie, tym bardziej, że w okolicy byli tamci źli ludzie, a on mnie zostawił samą z naszymi rzeczami i ciężko zarobionymi pieniędzmi. Należało mu się! - burknęła obrażona nadymając policzki by postawić na swoim, lecz zaraz się zaniepokoiła i spojrzała w stronę, z której przyszła, przecież ich rzeczy dalej leżały w chwilowo opustoszałej gawrze niedźwiedzia. Ktoś mógł je właśnie zabierać!
        - Nie... nie mogę. Muszę wracać do naszego obozowiska, bo tam są nasze rzeczy. Jeśli ktoś je zabierze Valerian nie będzie mógł nam zbudować domu - mruknęła żałośnie, a do oczu zaczęły napływać jej łzy. Miała już dość tych wędrówek i tego, że nie miała własnego miejsca na Łusce i dachu nad głową. A to wszystko przez wilka!
Awatar użytkownika
Deidre
Szukający drogi
Posty: 39
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Deidre »

        Oczy Deidre zaokrągliły się ze zdumienia, gdy mała Nevan oznajmiła, że nie może z nią iść. Driada od dawna lubiła zbierać drobiazgi znalezione w lesie i trzymała je pieczołowicie ukryte w swojej chatce - rozumiała więc po części niepokój półelfki. Mimo to rozsądek jakim wykazywała się ta - bądź co bądź młodziutka - panienka bardzo ją zaskoczył.
Mimo całej swojej dziecinności i paplania o Faunie i Florze (urocze, tak bardzo, że aż szkoda wyprowadzać ją z błędu) trzeźwo oceniła szanse wilka na poradzenie sobie w lesie i prawdopodobieństwo, że ktoś ich w tym czasie okradnie. Odważnie, choć nie bez żalu oznajmiła, że musi wracać do obozowiska.
        Przez chwilę Wieszczka rozważała w myślach jak najlepiej pomóc małej. Mogła zaproponować, że poprosi Las o pilnowanie rzeczy, ale to wymagałoby mnóstwa wyjaśnień. Dziewczynka wydawała się dosyć łatwowierna, jednak Dea nie chciała testować granic jej ufności. Wilk poradzi sobie jakiś czas sam, a potem na pewno go odnajdą. Żadna z jej sióstr nie skrzywdzi przecież zwierzęcia, nawet nietypowego. Dla pewności postanowiła jednak wysłać za nim Tilię. Widząc wilczycę u jego boku siostry będą wiedziały, że nie stanowi żadnego zagrożenia.
- Poproszę Tilię, żeby znalazła Vala. W ten sposób będziemy wiedziały, że nic mu się nie stanie, a same będziemy mogły pójść do obozowiska pozbierać wasze rzeczy - zaproponowała, głaszcząc wilczycę po głowie.
- Biegnij mała - powiedziała miękko, a suczka wywaliła jęzor w szerokim uśmiechu. Jej lekko zezowate oczy zerknęły jeszcze raz ciekawie na Nevan.
- Ja się nią zajmę - dodała Dea, odpowiadając na nieme pytanie towarzyszki. Tilia poderwała się, machnęła na pożegnanie ogonem i zniknęła między krzewami.
- Wiesz w którą stronę jest wasze obozowisko?
Miała nadzieję, że mała półelfka będzie potrafiła chociaż z przybliżeniem wskazać kierunek. Jeśli poprosi, drzewa wskażą im drogę, jednak dziur w ziemi w lesie było całkiem sporo. To zdecydowanie ułatwiłoby sprawę.

        Tymczasem Tilia zwietrzyła trop i miarowym, szybkim krokiem podążała za nieznajomym wilkiem. Widziała wyraźnie odciski jego łap i pasma sierści, pozostawione na kolczastych gałązkach. Czuła także jego zapach, dziwny i nietypowy. Nie pachniał jak inni przedstawiciele ich gatunku. To dlatego mimo ciekawości wcześniej się najeżyła. Był dziwny.
        Ona też przeszła już zapachem driady, jednak nadal dominował w nim zapach sierści i lasu. Tymczasem Val pachniał inaczej. Obco. Było w nim coś ze zwierzęcia, ale i coś z człowieka. Nie takiego zwykłego, który wędruje po lesie w poszukiwaniu ziół lub przemyka chyłkiem, wioząc swoje towary. Takich ludzi Tilia potrafiła odróżnić na kilometr. O nie, w tym zapachu było coś z potężnego mężczyzny, wojownika, a jednocześnie wilka. Suczka, skoncentrowana na zadaniu, położyła po sobie ostrożnie uszy i ponownie podążyła znalezionym przez siebie tropem.
Awatar użytkownika
Valerian
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 55
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje: Chłop , Żołnierz , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Valerian »

        - Naprawdę Tilia mogłaby to zrobić? Ugh! Ona jest taka wspaniała! Nie to co ten głupi Val! - powiedziała z podekscytowaniem i mocno przytuliła się do wilczycy.
        - Dziękuję, że mi pomożesz. Nie krępuj się zdzielić go po tym durnym łbie. Chciałabym by był choć trochę tak grzeczny i mądry jak ty - mruknęła do Tili, nadal wtulając się w jej futerko. Zaraz ją jednak puściła by nie przeszkadzać i popatrzyła za odbiegającą szarą psiną. Zazdrościła Deidre takiej towarzyszki, ale nie mogła zrobić nic prócz mieć nadziei na to, że Valerianowi przyjdzie nieco rozumu do głowy i zacznie się w końcu porządnie zachowywać jak przystało na wilka, a także na przyjaciela i jedynego opiekuna małej.
        - Wiem, to było tam - odparła driadzie i zaraz chwyciła ją za rękę. Zaczęła prowadzić w stronę ich obozu.

        Po drodze nieco zeszło się jej z kursu, ale ostatecznie po dłuższej chwili udało im się trafić do opuszczonej niedźwiedziej gawry pod korzeniem, w której rozbili obóz. Dobre wieści były takie, że wszystkie rzeczy (nie było ich wiele) zostały nietknięte. No może z wyjątkiem prowiantu, po którym zostały jedynie strzępy plecaka. Niestety był również drobny problem. Opuszczona gawra była opuszczona tylko przez chwilę, gdyż jej właściciel właśnie wrócił do domu i zajadał się w najlepsze prowiantem, a w szczególności miodowymi bułkami jakie z sobą zabrali na drogę. Nevan skuliła się za krzakami patrząc z przerażeniem na wielkiego miśka i zastanawiała się co zrobić by odzyskać torbę z pieniędzmi, których nie zdążyli jeszcze złożyć w banku i papiery potwierdzające poprzednie wpłaty i informujące ile udało już się im uzbierać. To było nawet ważniejsze niż niewielki plecak z kilkoma ubraniami dziewczynki, w końcu ubrania zawsze można sobie kupić, a zarobionych ciężko pieniędzy na dom raczej tak łatwo się nie odzyska. Przełknęła z obawą ślinę i ostrożnie wyszła z ukrycia chcąc się zakraść i zabrać tę jedną torbę spomiędzy tylnych łap zajętego jedzeniem niedźwiedzia.

***

        Wszechobecny spokój i cisza bardzo sprzyjały temu, by oddać się drzemce i odpoczynkowi, a ten się zmiennokształtnemu należał jak psu buda. Cały czas w końcu się starał i harował jak wół by spełniać zachcianki małej dyktatorki, która choć miała więcej rozumu od niego, traktowała go gorzej niż psa. A przecież psem nie był! Znaczy obecnie był wilkiem, a temu do psa niedaleko, ale przecież on był człowiekiem i zasługiwał na takie też traktowanie! Może jego mała zemsta czegoś nauczy elfkę, może nawet będzie go na kolanach przepraszała za wszystko, a było za co przepraszać. Nie zamierzał jej zostawiać na zawsze, ależ absolutnie! W końcu obiecał jej ojcu, że się nią zaopiekuje i obietnicy dotrzyma. Zastanawiał się jedynie czy dziś wieczorem do niej wrócić, czy może jednak już następnego dnia, przy czym bardziej skłaniał się do tego drugiego, bo za dobrze mu było samemu.
        W pewnym momencie jego drzemkę przerwał szelest inny od tego, który wypełniał las przy każdym podmuchu wiatru, a do tego nos podrażnił mu znajomy zapach. Przebudził się niechętnie, oblizał pysk z zaschniętej krwi lisich szczeniąt i wyjrzał z zawłaszczonej nory, by zaraz spostrzec wilczycę driady. Położył pysk na ziemi i obserwował leżąc wyciągnięty w swojej kryjówce, z której nie za bardzo chciało mu się wychodzić. Przed nią widoczne były ślady walki z lisicą, a nawet leżały niedojedzone przez ptaki szczątki jej potomstwa, które wilk w amoku zagryzł.
        - "Czego chcesz? Wracaj do swojej paniusi!" - Zmarszczył lekko nos kierując to w stronę Tili, bo bał się, że ta zaraz ściągnie do niego kobietę wraz z Nevan, a tego nie chciał.
Awatar użytkownika
Deidre
Szukający drogi
Posty: 39
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Deidre »

        Dea chciała zaproponować, że znajdzie obozowisko, ale Nevann z upartą miną brnęła przed siebie. Parę razy przecięły tę samą ścieżkę i minęły ten sam konar. Driada utknęła z nogą zasupłaną w gęste korzenie i fuknęła zirytowana, gdy pośliznęła się na błocie. Pech, który pchnął już maszynę magicznej intrygi wypełniającej las, wrócił do swojej codziennej rozrywki i gnębił naturiankę, utrudniając jej wędrówkę. Zahaczyła swoją zwiewną niczym dym szatą o gałęzie, jednak zaczarowany materiał natychmiast wrócił do swojej pierwotnej formy. Kobieta westchnęła i już była gotowa zatrzymać dziewczynkę, kiedy jej oczom ukazała się niewielka polana. W niedźwiedziej gawrze rozrzucone były przedmioty, zapewne należące do półelfki. A więc jednak ją znalazła!
        Zadowolona z tego, że Pech chwilowo zamilkł, kucnęła i podniosła niewielkie naczynie, które odturlało się od reszty rzeczy. Z przerażeniem zauważyła, że jej ośmioletnia podopieczna skrada się w stronę pożerającego jej zapasy niedźwiedzia, najwyraźniej z zamiarem odzyskania części swojego bagażu.
- Nevan, czekaj! - syknęła, próbując zatrzymać dziewczynkę. Niedźwiedź nie był nastawiony wrogo, jednak obco pachnąca istota wchodząca do jego legowiska mogła go rozsierdzić. Zwłaszcza w porze obiadu.
        Rudowłosa wyciągnęła rękę w stronę zwierzęcia, jednak nie mogła podejść do niego tak, by nie zauważył najpierw małej napastniczki. Gdyby miała czystą drogę, bez problemu pozbierała by jej rzeczy. Zwierzęta w lesie zazwyczaj reagowały na driady spokojnie, traktując je niemal jak żywe rośliny - element przyrody, którym nie należy się przejmować i któremu nie trzeba robić krzywdy. Teraz jedyne co przyszło jej do głowy to powstrzymanie dziecka, zanim niedźwiedź zrobi mu krzywdę.
        Machnęła ręką, a korzeń pobliskiego drzewa wydłużył się i chwycił Nevann za nogi. Uniósł ją do góry i błyskawicznie pociągnął do tyłu, tak by znalazła się poza zasięgiem niedźwiedzich łap.
- Cicho! - mruknęła do niej Wieszczka, skradając się w stronę zwierzęcia.
- Zaraz pozbieram twoje rzeczy.
Ostrożnie, na przygiętych nogach, minęła niedźwiedzia i zaczęła podnosić rozrzucone w trawie tobołki.

        Tilia, widząc reakcję Valeriana, położyła uszy po sobie i cofnęła się o parę kroków. Nie zniknęła jednak w krzakach, jak życzyłby sobie tego wilk. Położyła się na ziemi w bezpiecznej odległości od lisiej nory i machnęła raz ogonem.
- “Niczego od ciebie nie chcę” - mówiła - “...ale moja pani kazała cię pilnować, więc nie spuszczę z ciebie oka.
        Przez chwilę wpatrywała się w niego swoimi lekko skośnymi, niebieskimi oczami, po czym powiodła wzrokiem po resztkach lisiej rodziny, rozrzuconych na trawie. Jego zachowanie było typowo wilcze, ale nadal mu nie ufała. Ufała za to Deidre, a skoro jej pani mówiła, że ma go śledzić, tak właśnie zrobi. Poza tym znała las jak własną kieszeń i w razie kłopotów zawsze mogła czmychnąć…
        W tym momencie coś zwróciło jej uwagę. Szelest w krzakach? Nie, to tylko ptak. Coś innego, coś bardziej nieokreślonego… Niepokojącego. Zjeżyła się i poderwała na równe nogi, jeszcze nie rozumiejąc dlaczego. Instynkt mówił jej, że zbliża się coś niedobrego. Czuła dziwny zapach w powietrzu. Cierpki, szczypiący, słodki… Podobnie pachniała magia, której używali mieszkańcy Cad'hein. Podobnie, ale mniej… złowrogo. Nie, to nawet nie był zapach. To było wrażenie, przenikające skórę i elektryzujące całe ciało.
        Wilcze mięśnie napięły się w kontakcie z nieznanym zjawiskiem. Zerknęła niespokojnie na szarego wilka. Czy on też wyczuwał to dziwne, nadchodzące falami coś?
Awatar użytkownika
Valerian
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 55
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje: Chłop , Żołnierz , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Valerian »

        Nevan w obawie, że jej marzenie zostanie zaprzepaszczone, a cała praca (choć Valeriana w głównej mierze) pójdzie na marne, nawet przez moment nie pomyślała, że takie zakradanie się do głodnego miśka do najbezpieczniejszych nie należy. Niestety miała jasno określony cel i tylko to się liczyło. Poza tym większą połowę drogi miała już za sobą, zostały jej jeszcze może ze dwa sążnie, gdy nagle coś ją złapało i pociągnęło do tyłu. Półelfka pocałowała twarzą runo leśne, a przy tym uderzyła się w nos. Wiszenie do góry nogami jak w myśliwskich wnykach na drobną zwierzynę, również nie należało do najprzyjemniejszych.
        Do oczu naleciały jej łzy i była bliska płaczu, lecz nim wybuchła była już w bezpiecznej odległości od miśka. No a po tym jeszcze driada była na nią zła (przynajmniej tak się małej wydawało) i kazała sierotce być cicho. Bojąc się, że zielonoskóra ją zje (mimo że już to wyjaśniły) za nieposłuszeństwo, dziewczynka starała się wykonać jej polecenie, lecz z marnym skutkiem bo wciąż cicho szlochała i co chwila ocierała rękawem swojej bluzki krew ze stłuczonego noska oraz łzy spływające jej po policzkach.
        Ona już chciała znaleźć Valeriana, żeby go skrzyczeć i wynieść się jak najprędzej z tego lasu, a szczególnie od niemiłej driady, która zmusiła korzenie by rozbiły nosek dziecka. Jej opinii nie pomogła naprawić nawet chęć pomocy naturianki i pozbieranie rzeczy Nevan. Mała cały czas ją obserwowała nieprzychylnie, a niedźwiedź ucztował w najlepsze kompletnie na nic nie zwracając uwagi. Przynajmniej na razie.

        Wilkołak patrzył wrogo na niechcianą towarzyszkę i cicho warczał pod nosem, ale nie ruszył się z miejsca. Na jej słowa jedynie prychnął nie rozumiejąc po co drzewna strażniczka lasu kazała wilczycy pilnować zmiennokształtnego.
        - "Umiem o siebie zadbać. Nie potrzebna mi troska twojej pa..." - nie dokończył gdyż zaraz wyczuł jakieś dziwne i niepokojące wibracje w powietrzu.
        Z jednej strony było to zaskakująco znajome, nie mógł jednak tego skojarzyć z niczym mu znanym. Również podniósł się na równe nogi, a wszystkie mięśnie mu się napięły. Coś go przyciągało i napawało lękiem. Najbardziej bał się tej nagłości, przecież jeszcze przed chwilą nic nie było. Spojrzał na Tilię i nastroszony wyszedł ostrożnie ze swojej kryjówki, by zaraz niepewnie zacząć węszyć w powietrzu.
        - "Jak rozumiem również to czujesz" - burknął na nią od niechcenia i zaraz skupił się na ustalaniu odpowiedniego kierunku. Chciał, musiał to coś sprawdzić, bo mogło zagrażać jego małej przyjaciółce.
        Nie zwracając większej uwagi na wilczycę, skierował się w głąb lasu idąc ostrożnie w stronę źródła tej anomalii.
Awatar użytkownika
Deidre
Szukający drogi
Posty: 39
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Deidre »

        Kiedy driada skończyła zbierać tobołki, podeszła obładowana do siedzącej na ziemi dziewczynki i położyła u jej stóp odzyskane skarby. Niedźwiedź mruknął głośno, kończąc posiłek i poczłapał w stronę pobliskich krzaków. Nie zauważył ich obecności, albo uznał ją za absolutnie niewartą uwagi, bo po chwili jego wielki, brązowy zad zniknął w zielonej gęstwinie.
        Dopiero teraz Dea zauważyła rozbity nosek i cieknącą po okrągłej buźce krew.
- Ojej, biedactwo! Strasznie cię przepraszam! Nie chciałam cię skrzywdzić! - zawołała, chociaż czuła, że zaufanie dziecka zostało bardzo mocno nadszarpnięte.
- Bałam się, że niedźwiedź zrobi ci krzywdę - tłumaczyła jak dorosłemu, choć nie była pewna czy racjonalne argumenty są w stanie przemówić do ośmiolatki. Niemal widziała oczami wyobraźni jak Pech siedzi po turecku obok niej i ze skupieniem liczy kropelki krwi spadające na zielony mech. Czy ten wstrętny stwór, który przyczepił się do niej od urodzenia, musiał też krzywdzić wszystkich dookoła?
- Dzielna jesteś, wiesz? - powiedziała, grzebiąc w brązowej torbie. - Niejedno dziecko na widok krwi dostałoby ataku histerii. A ty co? Otarłaś buzię jak prawdziwa wojowniczka. Wojowniczka Nevan.
Wśród kilku kolorowych woreczków znalazła ten właściwy i wyciągnęła go w zamkniętej dłoni. Rozsupłała rzemyk, wyciągając ze środka rulonik zwiniętych, brązowych liści. Rozwinięty liść przyjął ładny, przypominający serduszko kształt. Jego powierzchnię pokrywała siateczka czerwonych żyłek i delikatny, miły w dotyku meszek.
- Mam coś, co zatrzyma krwawienie. Słyszałaś kiedyś o liściach Rotha? To magiczne liście. Wystarczy, że przyłoży się je do krwawiącego miejsca. Nie tylko zatrzymują krwawienie, ale zapobiegają też powstawaniu siniaków. Proszę, spróbuj.
Podała dziewczynce liść i gestem pokazała, jak powinna go przyłożyć. Nie chciała sama tego robić - czuła, że ta mała istotka bardzo szanuje swoją przestrzeń osobistą. Zwłaszcza teraz.
- Nic ci nie zginęło? - zapytała, patrząc na skromny dobytek, złożony u ich stóp.

        Tilia kiwnęła głową i ruszyła za Valerianem, rozglądając się niespokojnie dookoła. Dziwne fale energii otaczały ich już ze wszystkich stron. Zauważyła nieobecny wyraz wilczego pyska, tak jakby tajemnicze zjawisko wpływało na niego w jakiś szczególny sposób.
        Zastanawiała się, czy powinna pobiec po pomoc. Stwierdziła jednak, że Dea byłaby z niej o wiele bardziej dumna, gdyby najpierw sprawdziła, co jest źródłem aberracji. Skradała się więc w odległości kilku kroków za Valem, nasłuchując z uwagą.
        Znała las jak własną kieszeń i wiedziała, że magia wydobywa się z okolic starego gruzowiska, pozostałości po druidycznym, kamiennym kręgu. Nigdy nie zdarzyło się tam nic niezwykłego, może poza popisami królików, wiecznie robiących starego lisa Morveliusa w konia.
        Dostrzegła przerzedzenie między drzewami i szare światło dnia, które wpadało na rozległą polanę. Coś poruszyło się na niej, jednak z tej odległości nie była w stanie dostrzec, co to takiego. Pociągnęła nosem, czując wyraźny, obcy zapach. Mruknęła ostrzegawczo w stronę wilkołaka, kładąc uszy po sobie.
”Nie podchodź bliżej. Coś tu nie gra.”
Awatar użytkownika
Valerian
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 55
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje: Chłop , Żołnierz , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Valerian »

        Spojrzała wrogo na driadę i się skuliła podciągając nosem, choć powstrzymując się przed rozpłakaniem. Nie obchodziły jej nawet tłumaczenia Dei, nie obchodziło jej, że mogła skończyć jeszcze gorzej pod niedźwiedzimi łapami, niż tylko z rozbitym nosem, gdyby naturianka jej nie powstrzymała. Z resztą, nic by jej się wtedy nie stało, bo by uważała. Widziała już takie miśki w cyrku i wiedziała jak je podejść, żeby nic nie zrobiły. Szczególnie te zajęte jedzeniem. Nie miało znaczenia, że tamte były albo w klatce, albo na łańcuchu w przeciwieństwie do tego, w końcu niedźwiedź to niedźwiedź... Prawda?
        Nie mniej złość Nevan zaczęła maleć, gdy Deidre zaczęła jej schlebiać i ją chwalić. Mała żywiła do niej z każdym zasłyszanym słowem coraz mniejszą urazę, a większą dumę ze swojego wyczynu, choć to akurat nie było nic takiego. Dzieciaki naprawdę panikowały na widok krwi? Ale przecież nie da się chodzić po drzewach, czy bawić się ze złośliwym kotem sąsiadki, czy choćby w głupiego berka bez żadnego skaleczenia albo stłuczenia. Ona sama miała już tyle razy kolana czy dłonie poobdzierane, bolące i piekące, że chyba musiała się już przyzwyczaić. Poza tym jej tata był myśliwym, sam ją wychowywał, a przez to nieraz zabierał ją z sobą do lasu po kolację, przy której później pomagała. Co prawda nie skórowała, ani nie patroszyła zwierzęcia, bo tata ją wtedy wyganiał na dwór się pobawić czy do siebie do pokoju, ale pomagała mu w kuchni z poporcjowanym już i umytym mięsem, zrobić na przykład gulasz.
        Gdy usłyszała jakim tytułem została nazwana, mała półelfka przestała już powstrzymywać łzy i pociągać zmizerniała nosem, za to wyprostowała się dumnie, wypinając co przodu pierś jak naprawdę niezwykły bohater z miejskich legend, czy choćby niejeden wielki rycerz jaki przejeżdżał przez jej wioskę.
        - Dlatego nie boję się jakiegoś tam durnego miśka. Byle niedźwiedź nie możne nic zrobić prawdziwemu wojownikowi, to wojownik szatkuje niedźwiedzia. Nic by mi się nie stało - powiedziała wielce uszczęśliwiona tym, że i ona mogłaby poszatkować miśka, gdyby tylko zechciała. Dei natomiast zostały winy odpuszczone, czego dowodem był uśmiech małej skierowany w stronę rudowłosej.
        - Śliczny listek! - pisnęła podekscytowana, a po tym podziękowała i postąpiła zgodnie z instrukcjami naturianki jak powinna postąpić z tym liściem. - Roślinka również jest taka piękna? Pokażesz mi ją?! Prawdziwy wojownik powinien wiedzieć jak wygląda roślina, która tamuje lecącą krew! - dodała skupiając się teraz tylko na tym, że choć jest mała i jest dziewczyną, nie odstaje od innych wojowników, a przynajmniej tak właśnie sobie ubzdurała po pochlebstwie driady.
        Pytanie naturianki odnośnie tego czy dziewczynka wszystko ma, skutecznie przywróciło ją na ziemię i zaraz zaczęła przeglądać swoje rzeczy. Oprócz doszczętnie pożartego prowiantu i strzępków jakie zostały z torby go przechowującej ucierpiał jej plecak z ubraniami, bo miała tam schowane przed Valem cukierki oraz sakwa z ziołami, maściami i przyprawami. Ale! Dal Nevan najważniejsze było, że sakwa z pieniędzmi, które z sobą nieśli była w nienaruszonym stanie.
        - Wydaje mi się, że wszystko raczej jest, mniej lub bardziej zjedzone przez miśka, ale chyba wszystko - powiedziała i zaraz dla pewności rozsupłała rzemyk od mieszka i wysypała jego zawartość na trawę zaczynając liczyć wysypane pieniądze, dwa złote gryfy, garść srebrnych orłów i cała masa miedzianych kruków. W sumie pięćdziesiąt monet o różnych nominałów. Oddała się szybkiemu rachunkowi i zaraz z zadowoleniem pokiwała głową.
        - Wszystko mam, możemy iść poszukać Vala - powiedziała zamaszyście, jeszcze gwałtowniej wystrzeliwując na równe nogi. - Ahoj przygodo, w drogę! - zakrzyknęła energicznie kierując się w stronę przeciwną do tej, z której przyszły.

        Im bardziej Valerian zbliżał się do dziwnej anomalii magicznej, tym bardziej jakaś siła przyciągała go do swojego źródła. Stawiał kroki ostrożnie i był cały spięty idąc z lekko pochyloną głową i nastawionymi czujnie uszami. To co znajdowało się dokoła przestało dla niego istnieć, tak samo wszelkie dźwięki i zapachy. Było tylko... to coś. Nie słyszał więc Tilii, ani też przestał mieć świadomość tego, że w ogóle ktoś z nim szedł. przekroczył gęste krzaki i strumyk by zacząć mijać porozrzucane kamienie i gruzy kamiennego kręgu, aż zatrzymał się przed wkroczeniem do niego. Najeżył się i cicho warczał wpatrując się w sam środek kręgu.

        - Proszę, proszę kogo ja widzę. Dymitr, ani trochę się nie zmieniłeś - wycharczał jakiś mężczyzna w obszernej szacie, wyłaniając się zza głazu. - A teraz bądź grzecznym pieskiem i pozbądź się towarzystwa dla swojego pana. - Uśmiechnął się szyderczo wbijając spojrzenie swoich pożółkłych i paskudnie wytrzeszczonych przez szaleństwo oczu w Tilię.
        Symbole na ciele wilka lekko zalśniły, a ten skrzywił się i cicho warknął z bólu po czym zwrócił się w stronę towarzyszki warcząc na nią wściekle. Miał nieobecne, zamglone spojrzenie, które wyrażało podobne szaleństwo do tego, które zatruwało umysł maga. Tego maga, który zmienił zwykłego mężczyznę w wilkołaka by mieć swojego lojalnego jak pies strażnika. Wtedy mag tak łatwo nie mógł kontrolować Valeriana, lecz teraz za sprawą siły, która się uaktywniła, a która emanowała z kręgu, kontrolowanie lykantropa było to dużo prostsze.
        - Jesteśmy na miejscu Mistrzu - odwrócił się w stronę krzaków, z których wyszedł kierując te słowa do towarzyszącej mu osoby i nie zwracając uwagi na Valeriana, który rzucił się właśnie na wilczycę.
Awatar użytkownika
Deidre
Szukający drogi
Posty: 39
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Deidre »

        Driada odetchnęła cichutko z ulgą, widząc, że dziecko się uspokaja. Zapewniła, że pokaże jej leczniczą roślinkę - było ich dosyć dużo w tej okolicy, a faktycznie warto żeby mała wiedziała, czym w razie wypadku zatamować krwotok.
        Z zainteresowaniem obserwowała jak dziecko uważnie przelicza monety. Pieniądze nigdy nie miały znaczenia dla naturianki, w dziczy obowiązywał zupełnie inny system wartości. Ważna była równowaga. Spokój. Pokarm. Przypomniała sobie jednak, że parę takich większych, z wybitym gryfem, ma zachomikowanych na dnie któregoś kuferka.
- Znalazłam kiedyś kilka takich monet w lesie - wskazała na złote krążki. - Mogę dać ci je jak dotrzemy do mojej wioski, skoro są dla ciebie takie ważne - zaproponowała. W jej kolekcji były tylko ozdobą, jak kolorowe kamienie i muszelki. Może mała półelfka zrobi z nich dobry pożytek.
        Ze śmiechem ruszyła za dziewczynką, przyglądając się pozostawionym przez wilki śladom. Po paru chwilach między krzewami wypatrzyła liście Rotha, obrastające gałązki jak stadko brązowych motyli. Ich sercowaty kształt i pokrywający je meszek były bardzo charakterystyczne.
- Jeśli się dobrze rozejrzysz, powinnaś wypatrzeć liście Rotha - podpowiedziała Nevan, stukając ją lekko w ramię. - Jak je znajdziesz, zerwiemy parę, żebyś i ty miała zapas.
Wyciągnęła z torby zieloną wstążkę i wręczyła ją dziewczynce, żeby ta miała czym związać liście w rulonik.

        Gdy Tilia zauważyła obcego napastnika, zamarła i bardzo ostrożnie zaczęła się wycofywać. Wyczuła bijące z niego zło jeszcze zanim zdążył się odezwać, a przerażające, żółte oczy upewniły ją w przekonaniu, że to nie człowiek. To drapieżnik.
        Nie zdążyła jednak czmychnąć, bo na rozkaz dziwnego nieznajomego Valerian odwrócił się w jej stronę, szczerząc kły. Wiedziała, że to nie żarty. Sama również się najeżyła, próbując zwiększyć swoją objętość i zaprezentować groźne oblicze. Miała jednak bolesną świadomość, że nie da rady wygrać z o wiele większym od siebie samcem. Podkuliła ogon i jednym, długim susem rzuciła się do ucieczki.
        Przebierała łapami jak szalona, jednak nie wiedziała, czy da radę zgubić pościg. Czuła oddech wilkołaka na karku, słyszała uderzenia jego masywnych łap. Zawyła spanikowana, usiłując zaalarmować swoją panią. Tak wiele musiała jej pokazać! Kamienny krąg z dziwną, niezrozumiałą energią. Obcych, którzy zdecydowanie nie mieli dobrych zamiarów. Mężczyznę, który zdawał się znać towarzysza Nevan i w jakiś sposób był w stanie go kontrolować...
Awatar użytkownika
Valerian
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 55
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje: Chłop , Żołnierz , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Valerian »

        - Chcesz mi dać swoje złote gryfy? - Nevan zdziwiła się mocno, bo... bo przecież nie prosiła nawet o to, wcale nie chciała żebrać, a mimo to Dea chciała jej dać tak po prostu tyle pieniędzy.
        Gdy pierwsze zaskoczenie minęło, pojawiła się podejrzliwość na twarzy małej pół elfki. W prawdzie driada była miła i pomocna, nie miała żadnych złych zamiarów (choć przewrócenie przez korzenie dalej dziewczynka pamiętała). Niby też od razu powiedziała, że znalazła te pieniądze w lesie, ale Nevan przy tym nie było, nie wiedziała czy faktycznie to prawda, czy driada je komuś ukradła, albo zabiła, albo po prostu znalazła przy jakimś nieboszczyku. To było aż nazbyt prawdopodobnym wytłumaczeniem dlaczego naturianka z taką chęcią była gotowa oddać tyle pieniędzy - zostały skradzione śmierci!
        - N-nieee... wiesz... dzięki - wydukała zniesmaczona samym pomysłem przyjęcia podejrzanych pieniędzy.
        Co prawda mogłoby to ją przybliżyć do wybudowania domu, już mieli na postawienie fundamentów i zakup jakiejś ziemi za skromnym miastem pokroju Katimy, a z gryfami od leśnej strażniczki najpewniej byłaby już wystarczająca suma na drewniany domek w stanie surowym, ale... co jej po domku jeśli przez klątwę ciążącą na pieniądzach mogła by się nim długo nie nacieszyć? Wolała nie ryzykować, nawet jeśli Valerian już do niej nie wróci i sama będzie musiała zająć się pracą. Dobrze, że wszędzie można znaleźć kogoś, kto zechce przyjąć do pracy dziecko. Niestety mała w swoich naiwnych myślach o bezpiecznym świecie, nie wiedziała, że chętne do pracy dzieci mogą trafić na bardzo złych ludzi, w pracy, której nigdy same z własnej woli by się nie podjęły, choćby przez to, że nie miały pojęcia o istnieniu TAKICH zawodów.
        Wstała z ziemi i poszła razem ze swoją nową towarzyszką. Może i nie do końca jej jeszcze ufała, ale w swojej obecnej sytuacji - zostać samej w obozowisku, a pójść z obcą driadą - wybór był chyba prosty. Owszem, gdyby była taka jak Dea wybrałaby tę pierwszą opcję, ale obecnie była jedynie bezbronną i słaba ośmiolatką, więc zostanie samej w lesie zawsze było złą opcją.
        - Naprawdę? - zapytała z entuzjazmem wietrząc niezłą okazję do wykazania się, a nawet zabawę. Zaraz też wytężyła swój wzrok i zaczęła szukać krzaka z liśćmi, które wcześniej pokazała jej naturianka.
        Stały niedaleko jednego, więc wcale nie musiała się tak mocno naszukiwać, spojrzała nawet spode łba na dorosłą towarzyszę, gdy ta się podejrzanie uśmiechała, jasno to świadczyło o tym, że Dea wcześniej znalazła krzak i specjalnie podpuściła małą, ale szybko elfce przeszło gdy otrzymała wstążkę, oraz zadanie, a nawet pozwolenie na zerwanie kilku listków i dla siebie. Cóż, nie było co ukrywać, że naprawdę lubiła driadę i mimo wszystko dobrze się przy niej czuła. Czy jak przy starszej siostrze albo matce? Raczej nie, za wcześnie, ale jak przy koleżance, starszej i z większą wiedzą już tak, dlatego gdy tylko las wypełnił się wilczym skowytem, Nevan od razu porzuciła zrywanie kolejnych listków i od razu wtuliła się do Dei.

        Kontrolowany prze, jakby nie patrzeć swojego pana, Valerian nie wahał się z wykonaniem zadania, no i nie było co liczyć, że odpuści, w końcu rozkaz dostał jasny. Nie przejmował się wcale cierniami kaleczącymi skórę, czy krzakami chłoszczącymi go po pysku. Liczyło się tylko pozbycie wilczycy. Była mniejsza, a co za tym idzie na pewno zwinniejsza oraz szybsza od masywnego basiora, który mimo to nie odpuszczał. W pewnym momencie nawet, nie bawiąc się dłużej skoczył na samicę, lecz nie zdołał złapać jej za kark, a jego kły jedynie poszarpały nieco jej udo, zanim się wyrwała. Z krwią na pysku zatrzymał się i wpatrywał niewidzącym spojrzeniem w krzaki, w które umknęła. Znajdował się znaczny kawałek od kamiennego kręgu, więc magia kontrolująca wilka osłabła. Zdezorientowany położył po sobie uszy i poszedł w las by znaleźć jakieś schronienie by odpocząć. Niestety, zaraz usłyszał czyjeś wołanie, a gdy tylko zaciekawiony zbliżył się do dźwięku, znów stracił kontrolę nad własnym ciałem.
        - Ertholu, stworzyłeś sobie strażnika i nie jesteś w stanie go choć minimalnie kontrolować? - zapytał widocznie zawiedziony starszy z magów, przy którego nodze Valerian zaraz usiadł jak posłuszny pies.
        - To nie tak mistrzu. To o... - starał się wytłumaczyć, lecz głos uwiązł mu w gardle, na którym w mgnieniu oka zacisnęły się wilcze szczęki.
        - Byłeś wiernym uczniem i naprawdę wiele mi pomogłeś, dlatego zasłużyłeś na wieczny odpoczynek - stwierdził oschle, głaszcząc po głowie wilka, któremu nie miał problemu narzucić swojej woli. - Posil się, będą ci potrzebne siły do pilnowania tego terenu dopóki moc artefaktu nie będzie moja - rozkazał, a Valerian pochylił swój pysk posłusznie nad mężczyzną, swoim stworzycielem, któremu tym bardziej skutecznie i raz na zawsze rozszarpał gardło. Najpierw zębami i pazurami rozdarł z niego ubranie i skórę, a dopiero po tym zaczął odrywać mięso od kości. Czarnoksiężnik natomiast zaczął coś robić pośrodku kamiennego kręgu.
Awatar użytkownika
Deidre
Szukający drogi
Posty: 39
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Deidre »

        Driada wzruszyła ramionami. Skoro mała nie chciała monet, nie będzie jej przecież zmuszać. Nie do końca jeszcze rozumiała co dzieje się w głowie dziewczynki - może bała się, że podarowane zupełnie bezinteresownie pieniądze przyniosą jej pecha? Naturianka nie zamierzała przekonywać dziecka do swoich dobrych intencji w tej sprawie. Póki co najważniejsze było znalezienie Valeriana i ustalenie kiedy - i gdzie - zamierzają się dalej udać. Nie sądziła co prawda, że wilk udzieli jej na to odpowiedzi, ale patrząc na reakcje Nevan zakładała, że przy nim półelfka czuje się bezpieczniej.
        Zaskoczona, początkowo zamarła bez ruchu, gdy dziewczynka wtuliła się w nią słysząc wycie wilka, jednak szybko objęła ją ramionami.
- To Tilia. Ma kłopoty! Chodź! - powiedziała, łapiąc małą za rękę. Zrobiła jednak tylko trzy kroki i zatrzymała się gwałtownie, kucając na ziemi.
- Zaczekaj… - szepnęła, próbując zogniskować wzrok na uciekającej jej z pola widzenia półelfce. Bogate dźwięki lasu oddaliły się od niej, zastąpione przez chrzęst kamieni pod czyimiś butami. Słyszała ciężkie dyszenie wilka i zanikający krzyk umierającego mężczyzny. Trzask łamanych gałęzi.
        Uniosła wzrok, widząc przed sobą wysokiego mężczyznę w szerokiej, ciemnej szacie, o pożółkłych oczach wypełnionych szaleństwem. Stał pośrodku kamiennego kręgu, wznosząc ręce i odprawiając jakiś rytuał. Ziemia przed nim zadrżała, wybrzuszając się i pękając. Między drzewami dostrzegła ciemną sylwetkę wilkołaka, drżącego mimowolnie pod wpływem zaklęcia. Jego pysk i pierś były uwalone skrzepniętą krwią, a oczy… Oczy nie należały do niego. Wyglądały jak oczy maga, choć być może było to tylko odbicie...
        Otrząsnęła się, patrząc nieprzytomnie dookoła. Wzrokiem odnalazła Nevan i odetchnęła uspokojona.
- Przepraszam. Miałam wizję przyszłości, to taki mój… dar - używając tego słowa skrzywiła się lekko. - Twój przyjaciel ma poważne kłopoty. W lesie jest intruz - dodała jednym tchem, z twarzą bladą ze zmęczenia. Podparła się ręką o runo i odetchnęła głęboko. Jej ciało prosiło o chwilę odpoczynku na miękkim podłożu, jednak wiedziała, że musi się podnieść. Dla Tilii i Nevan.
        Gdy tylko o niej pomyślała, wilczyca wyskoczyła z krzaków i przykuśtykała do swojej pani, odciążając tylną łapę. Dea wyciągnęła do niej rękę i pogłaskała ją uspokajająco.
- Już dobrze, nie bój się. To on ci to zrobił?
Zerknęła kątem oka na Nevan, szykując okład z liści Rotha i przyklejając go do rany. Ta nie wygoi się tak szybko jak stłuczony nos dziewczynki, jednak prowizoryczny opatrunek wystarczy, żeby zatamować krwawienie.
- Czy Valerian już kiedyś zachowywał się nieobliczalnie? Zaatakował cię? Wydaje mi się, że ktoś przejął nad nim kontrolę… Przynajmniej to zobaczyłam w swojej wizji. Tilia też mówi, że ugryzł ją na rozkaz jakiegoś mężczyzny.
Tłumaczyła wszystko najlepiej jak umiała, choć zdawała sobie sprawę, że to może przerosnąć nawet tak dzielną małą dziewczynkę jak Nevan.
- Muszę pójść tam i sprawdzić co się dzieje. Wyślę cię do swojej wioski, w porządku? To bardzo ważne, żebyś powiedziała moim siostrom, że mamy kłopoty. Przywołam zaraz zwierzę, które cię tam zabierze, dobrze? Nie bój się.
Wyciągnęła z torby dzwoneczek Terra, jednak zawahała się, czekając na przyzwolenie dziewczynki. Nie chciała narażać jej na niebezpieczeństwo, ale wsadzenie jej na siłę na grzbiet mogło okazać się trudne i czasochłonne.
Zablokowany

Wróć do „Szepczący Las”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 7 gości