Szepczący Las[Gdzieś w lesie] Odnaleźć drogę.

Utopijna kraina druidów, zwierząt i wszystkich baśniowych istnień. Miejsce przyjazne dla każdego stworzenia. Ogromny las położony w górskiej dolinie, gdzie nic nie jest takie jak się wydaje.
Awatar użytkownika
Deidre
Szukający drogi
Posty: 39
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Deidre »

        Driada uśmiechnęła się ciepło i bardzo ostrożnym ruchem zdjęła torbę z ramienia.
- Chcesz zobaczyć co jest w środku, mały? - zapytała, wyciągając w jego stronę rękę. Chłopiec, wciąż nieufnie skulony, przysunął się jednak bliżej, sięgając umorusaną od brudu łapką w jej stronę.
        Pech zdecydowanie zbyt długo huśtał się na ramieniu Deidre i ta bezczynność zaczynała go już denerwować. Och, jaka urocza sielanka - zielonoskóra zyskała nowego przyjaciela! Rozejrzał się chytrze na boki i zatrzymał swój wzrok na Tilii, która leżała do góry brzuchem, nadal drapana przez Ziga. Nagle uwaga psiska skupiła się na ukrytym za winklem dziecku, zupełnie jakby niewidzialny głos szepnął mu coś do ucha. Suczka poderwała się na równe nogi i przyjaznym, hałaśliwym kłusem popędziła w stronę malca. Cóż, z całą pewnością dla niej przyjaznym.
        Ciszek na widok wielkiej, szarej kuli sierści, zębów i pazurów momentalnie dał nura za chatkę i zniknął w głębi osady. Zirytowana Dea odwróciła się w stronę Tilii, która zatrzymała się, merdając niepewnie ogonem. Gdzie podział się ten chłopczyk, którego jeszcze nie zdążyła polizać? Co się z nim stało?
- No i go przestraszyłaś! Brawo! - fuknęła, a wilczyca podeszła do niej i szturchnęła ją lekko łbem w dłoń. Driada uśmiechnęła się ciepło.
- Wiem, że nie chciałaś. Następnym razem zachowuj się przy nim spokojniej. Ten maluch musiał wiele przejść.
- Podejrzewamy, że to sprawka wiedźmy - oznajmił Zig, podchodząc do nich i pomagając rudowłosej wstać - Cały czas staramy się ją stąd wykurzyć, ale dobrze się maskuje.
Dea zerknęła na niego zaskoczona.
- Nie wiedziałam, że macie problem z wiedźmą.
- Nie problem - odparła Deneira, stając u boku satyra - I Zig o tym DOSKONALE wie. Jest częścią lasu tak samo jak nasza wioska i musimy to uszanować.
- Nie zamierzam szanować kogoś, kto krzywdzi innych! A ona…
- Ona jest starsza ode mnie i ciebie razem wziętych Zig - powiedziała krydiana, ucinając dyskusję - To daje jej pewne prawa.
Nimfa z blizną na twarzy, ta sama, która wcześniej machała Deidre na powitanie, podeszła do nich nieśmiało i stuknęła rozzłoszczonego satyra w ramię.
- Maluch na pewno lada moment wróci, jest bardzo ciekawski. Wystawiłam mu trochę owoców i mleka na parapet. Macie może ochotę na coś do picia? Właśnie zaparzyłam ziół z miodem - spytała, ewidentnie próbując załagodzić atmosferę.
- To bardzo miło z twojej strony, skarbie. Z chęcią się napijemy - odparła Deneira, kiwając dziewczynie nieznacznie głową, wdzięczna za interwencję. Kiedy Zig się zagalopował jego fochom nie było końca. Z uczuciem zmęczenia po ledwo unikniętej kłótni Dea ruszyła za pozostałymi i zrównała się krokiem z Anette.
- I jak ci się tu podoba? - spytała pogodnie, a po chwili, wiedziona nagłą myślą dodała - Wiesz, myślę, że gdybyś chciała, mogłabyś tu zostać. Ale jeśli postanowisz inaczej, postaram ci się pomóc jak tylko będę mogła. Powiedz mi tylko, co planujesz dalej?
Zdawała sobie sprawę, że oswojenie się z nowym wyglądem i zmysłami zajmie królikołaczce trochę czasu. Musiała mieć jednak jakiś plan. Czy chciała po prostu zaszyć się w głuszy, tak żeby nikt nigdy o niej nie słyszał i uniknąć pogoni? A może był ktoś za kim tęskniła i do kogo pragnęła wrócić?
        Kilka kroków dalej Ciszek człapał za nimi, nie odrywając wzroku od szyjki butelki, która nadal wystawała z torby driady.
Awatar użytkownika
Anette
Błądzący na granicy światów
Posty: 13
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje: Rzemieślnik , Chłop
Kontakt:

Post autor: Anette »

- Mam rodzinę... - powiedziała cichutko.
- Ale nie wiem gdzie. Nie wiem jak do niej dotrzeć. Nie wiem gdzie jestem. Może gdybym miała mapę... Może, może... Ale może nawet wtedy nie potrafiłabym się odnaleźć. Nie wiem co dalej... Naprawdę nie wiem. Mam babcię, ona na pewno za mną tęskni. Ale mój dom... Tam nie jest dobrze. Tylko, że moja babcia... Nie wiem jak ona sobie radzi. Nawet nie wiem ile czasu minęło od mojego porwania. Nie wiem ile miesięcy, ile lat. Tak naprawdę nie wiem dokąd iść... - powiedziała smutno. Może faktycznie mogłaby zostać w tej wiosce? Ale co z jej babcią, co z nią. A może ona już nie żyła? Co jeśli umarła, kiedy jej nie było? Wtedy powrót do domu nie miałby żadnego sensu.
- Nie wiem co powinnam zrobić dalej - wyznała.
- A co jeśli sprowadzę na tą wioskę nieszczęście? Co jeśli pogoń tutaj dotrze? Wtedy skrzywdzę tych wszystkich ludzi, którzy tu mieszkają. A może ktoś tutaj zna się na czytaniu map? Może ktoś pomógłby mi znaleźć mój dom? Tylko nie wiem jak mnie tam przyjmą... Taką... - dotknęła niemrawo swoich zwisających uszu. Pogładziła się po sierści. To było takie dziwne nie mieć normalnych uszu, tylko jakieś takie... królicze, puchate, zupełnie inne niż kiedyś. Kiedy tak sobie zwisały starała się je zakrywać włosami. To było dziwne, ale nie potrafiła ich podnieść do góry tak jak większość królików. Musiała być zmieszana z jakimś innym gatunkiem królika. Wiedziała, że istniała jedna rasa królika, która nie podnosiła uszu - barany, tak się nazywały. Były bardziej puchate, większe i miały zwisające uszy. Zastanawiała się, czy tym właśnie teraz jest.
- Nie wiem, czy powinnam tu zostać, czy iść dalej. A jeśli moja wioska jest po drugiej stronie kontynentu? Przecież nie zdołam sama tam dotrzeć - mówiła bezpośrednio do Deidre, ale inni też ją słyszeli. I chyba po części współczuli, ale jak na razie nikt się nie odezwał. Najwyraźniej chcieli wysłuchać historii królikołaczki.
- Umielibyście mi pomóc? - zapytała ogółu nieśmiało.
Awatar użytkownika
Deidre
Szukający drogi
Posty: 39
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Deidre »

        Dea wyciągnęła rękę i położyła ją na ramieniu Anette. Blondynka nieodmiennie wydawała jej się krucha i delikatna, tak jakby mógł złamać ją podmuch najlżejszego wiatru. A jednak wydostała się z miejsca, w którym ją przetrzymywali (gdziekolwiek to było) i zdołała uciec aż tutaj. Być może pod tą śliczną twarzą i króliczymi uszami kryła się osóbka silniejsza niż sama zdawała sobie z tego sprawę.
- Myślę, że powinnaś spróbować odnaleźć swoich bliskich - powiedziała nimfa, otwierając drzwi do swojej chaty i gestem wpuszczając ich do środka - Nawet jeśli okaże się, że nikogo już tam nie ma, będziesz wiedziała. A zawsze możesz wrócić tutaj, jeśli zmienisz zdanie - dodała, zamykając drzwi i usadzając gości przy stole. Wprawnym ruchem chwyciła chochlę i z dużego, bulgoczącego nad ogniem garnka nalała do glinianych kubeczków porcję naparu.
Przez chwilę wszyscy zamilkli, delektując się jego słodkim, ziołowym aromatem.
- O jakiej pogoni mówisz? Kto cię ściga? - zapytała Deneira, ściągając brwi. Nie podobało jej się to, że ta nieznajoma może sprowadzić na wioskę obcych.
- Spokojnie, pogoń została daleko w tyle - powiedziała uspokajająco Dea. Nie było to do końca prawdą - mężczyźni, którzy ją ścigali zgubili trop pod wioską driad, ale nadal kręcili się po lesie. Dlatego trzeba było zabrać stąd Anette jak najszybciej. Albo porządnie ukryć, ale ostatnim pytaniem sama królikołaczka wyraziła chęć do dalszej podróży.
- Ja znam się na mapach! - zawołał ochoczo Zig - Zaraz przyniosę! Na jednej nodze! - dodał i śmiejąc się z własnego dowcipu, wyskoczył pędem z chatki. Coś stuknęło na dworze, zwracając uwagę czujnej krydiany.
        Mały Ciszek zajadał owoce i z poważną miną zaglądał przez okno. Nie odrywał wzroku od torby Deidre.
- Myślicie, że on coś ode mnie chce? - zapytała Dea, wstając i powoli podchodząc do niego. Czujne, duże oczy chłopca śledziły uważnie każdy jej ruch.
Awatar użytkownika
Anette
Błądzący na granicy światów
Posty: 13
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje: Rzemieślnik , Chłop
Kontakt:

Post autor: Anette »

- Uciekłam... - przyznała Anette - nie chce sprowadzać na was niebezpieczeństwa. Naprawdę. Wierzcie mi. Ale nie mam dokąd iść. Nawet nie wiem gdzie jestem - powtórzyła.
- Byłam więziona, w lochach, u jakiegoś maga, czarodzieja... nie wiem. To on mnie przemienił. Nie jestem królikiem - próbowała się tłumaczyć.
- To znaczy nie byłam, ale teraz jestem - znów nerwowo pogładziła się po kłapczastym, białym uchu.
- Ja... chętnie odejdę, nie chcę być dla nikogo ciężarem. Nie chcę nikogo narażać, ja po prostu... - nie skończyła tylko spuściła wzrok i teraz patrzyła w gliniany kubeczek. Była tak bardzo zagubiona. Nie wiedziała na kogo może liczyć. Deidre była dla niej bardzo miła, ale przecież ona miała swoją wioskę, swoich bliskich. Nie mogła jej prosić by poszła z nią gdziekolwiek by to nie było. Musiała poradzić sobie sama, chociaż nie miała pojęcia jak to zrobi. Ale może jeśli Zig pokazałby jej mapy, jeśli rozpoznałaby miejsce gdzie teraz jest, to może potrafiłaby dotrzeć do swojej wioski. Jadnak jak na razie tego nie wiedziała. Kiedy Dea zwróciła uwagę na chłopca Anette odwróciła się w tamta stronę.
- Może niech wejdzie? - zaproponowała nieśmiało.
- Dlaczego stoi za oknem?
Awatar użytkownika
Deidre
Szukający drogi
Posty: 39
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Deidre »

        Oczy Deneiry rozszerzyły się, gdy Anette wspomniała o lochach i eksperymentach.
- Biedactwo. To okropne! - powiedziała lekko zachrypniętym głosem, a jej spojrzenie zamgliło się, tak jakby powróciła do własnych, równie bolesnych wspomnień.
- Nikt nie powinien igrać w ten sposób z ciałem innych ludzi - dodała cicho, zaciskając pięści. Pełna gorzkich myśli cisza zaległa nad grupą osób zgromadzonych wokół stołu.
- Jeśli moje zdanie ma jakiekolwiek znaczenie - powiedziała pogodnie gospodyni, rozwiewając gromadzące się chmury - Jesteś bardzo piękna, a twoje uszy są słodkie.
- Przyzwyczajenie się do takich zmian wymaga czasu - dodała krydiana, wstając - Z początku myślałam, że oszaleję z moim… okiem - wyznała, odwracając wzrok - Najgłębiej skrywane sekrety to rzadko kiedy przyjemny widok. Ale z czasem oswoiłam się z tym, że jest to teraz część mojego ciała i muszę z nią jakoś żyć.
Słysząc słowa królikołaczki Dea zmarszczyła brwi.
- Nie jesteś ciężarem dla żadnego z nas. Z chęcią ci pomożemy, a ja nie spocznę dopóki nie odeskortuję cię bezpiecznie do domu, gdziekolwiek to jest! Ludzie którzy cię skrzywdzili zasługują na…
- Dea! - zawołała ostrzegawczo Deneira. Driada zamilkła, doskonale wiedząc o co jej chodzi. Kręcący się po kątach Pech tylko czekał na nieopatrznie wypowiedziane słowa, by natychmiast zacząć wcielać je w życie.
        Po chwili uwaga wszystkich skierowała się ponownie na chłopca, który wiercił się przy parapecie, nie odrywając wzroku od rudowłosej naturianki.
- Mały jest bardzo nieufny - odpowiedziała Anette nimfa, zbierając puste czarki ze stołu - Rzadko kiedy wchodzi do środka. Ale myślę, że masz rację Deo. Zdecydowanie próbuje ci coś powiedzieć.
Driada wstała i powoli podeszła do Ciszka. Wielkie oczy wpatrywały się w nią uważnie. Kiedy wyciągnęła do niego rękę, jej spojrzenie gwałtownie zasnuło się mgłą. Straciła równowagę i upadła na podłogę.
        To, co działo się w jej wnętrzu przypominało serię obrazów z kalejdoskopu, okraszonych zapachami i dźwiękiem. Widziała niepokojącą ciecz, bulgoczącą we wnętrzu kociołka. Jej woń była kwaśna i nieprzyjemna. Przez ściany, które mignęły jej w pędzie przed oczami przebijały się korzenie drzew, tak jakby pomieszczenie znajdowało się w środku olbrzymiego drzewa. Następnie zobaczyła trzy rozmazane, kobiece sylwetki i wychwyciła złowrogi rechot. Przestraszone, niebieskie oczy dziecka niemo błagały o pomoc. Na koniec dojrzała sylwetkę Anette, odwracającej się w jej stronę, jaśniejącej niczym księżyc w lepkim, brudnym półmroku chaty.
        Poderwała się w górę, ciężko łapiąc powietrze.
- Cholera jasna, jak ja nie cierpię tych ataków! - wycharczała, odgarniając z twarzy posklejane włosy. Całe zdarzenie trwało zaledwie kilka chwil, ale Dea miała wrażenie, jakby topiła się w błocie przez długie godziny. Zig, który wszedł w tym czasie do chatki z wyświechtaną mapą w dłoni, podszedł do niej i pomógł jej stanąć na nogi.
- Co zobaczyłaś tym razem skarbie? - zapytała jasnowłosa nimfa, podając jej szklankę wody. Dziewczyna przez chwilę łapczywie łykała płyn, próbując się uspokoić. Tym razem wizja wyprowadziła ją z równowagi dużo mocniej niż poprzednio. Zerknęła na królikołaczkę, niepewna jej reakcji. Wszyscy zgromadzeni wiedzieli o przypadłości Deidre, a Anette miała okazję widzieć jeden z mniejszych… epizodów. Być może jednak nie zauważyła wtedy niczego niepokojącego. Była wycieńczona i przestraszona, a Dea w miarę dobrze zapanowała nad własnym ciałem. Tym razem dała popis pełną gębą, więc dziewczynie należały się wyjaśnienia. Ciszek nieco śmielej wyglądał zza parapetu, obserwując wszystko z dużym zainteresowaniem.
- Każdy w tej chatce nosi w sobie coś, czego chciałby się pozbyć. Ja miewam wizje, urywki… przyszłości. To niesamowicie uciążliwa sprawa - dodała, a reszta pokiwała w zrozumieniu głowami. Być może właśnie dlatego tak bardzo lubiła spędzać czas w Cad’hein. W gruncie rzeczy była takim samym odmieńcem jak oni.
Awatar użytkownika
Anette
Błądzący na granicy światów
Posty: 13
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje: Rzemieślnik , Chłop
Kontakt:

Post autor: Anette »

Anette wcale nie czuła się piękna. Te uszy... ten ogon. I ta przemiana w królika. Nie była piękna, była bezbronna, mała, za mała. Była dziwadłem, odmieńcem. Nie potrafiła zaakceptować tego co się stało, jeszcze nie. Może przyjdzie czas, że będzie inaczej, ale w tej chwili Anette nie czuła się ze sobą dobrze. Miała wrażenie, że jej ciało nie pasuje do jej duszy. Jakby ktoś ją rozdzielił na dwie części, jakby jej jaźń stała z boku. Poruszała się, mówiła, żyła, ale nie czuła się sobą. Gdyby tylko mogła to odwróciła by to wszystko, ale nie potrafiła. Jednak w głowie nie umiała się pogodzić, że już nigdy nie będzie zwykłą dziewczyną. Niby to wiedziała, ale ta wiedza nie szła w parzę z akceptacją samej siebie.

- Wiem na co zasługują – dokończyła królikołaczka. Dea nie musiała mówić tego głośno, chyba wszyscy wiedzieli, że za takie manipulacje ludzkim ciałem należała się kara, ale nie do nich należało jej wymierzenie. Oni wszyscy byli odmieńcami ukrywającymi się przed światem, co mogli zrobić? Nic. Byli tak samo bezbronni jak ona. To było najsmutniejsze, że po świecie mogli chodzić ludzie, którzy zmieniali życia w piekło, którzy zmieniali ludzkie ciała według własnej woli, bez zgody ich posiadaczy.

Zmienili temat rozmowy na coś bardziej aktualnego, a mianowicie na Ciszka. Biedny chłopiec stał za oknem i wpatrywał się w nich, a zwłaszcza w Deidre. Anette była ciekawa o co chodzi. Najchętniej podeszła by do niego i przeniosła z dworu do środka. Było jej go strasznie żal, tak samotny, pozostawiony sam sobie, nieśmiały i niemy. Oczywiście ludzie z wioski opiekowali się nim w pewien sposób, ale na pewno brakowało mu prawdziwej rodziny.

Nagle Dea wstała i podeszła do okna, do Ciszka, ale nie zdążyła do niego dotrzeć bo przewróciła się i zemdlała. Anette poderwała się z krzesła i natychmiast podbiegła do omdlałej Deidre.
- Dea? Co cię jest? Dea? - pytała trzymając ją za ramiona, ale Deneira podeszła do niej i odciągnęła ją do omdlałej driady.
- Nic jej nie jest, to zaraz przejdzie. Dea jest wieszczką, widzi przyszłość, ale jest to okupione takimi atakami – wyjaśniła. Anette niechętnie odsunęła się do driady. Dosłownie kilka chwil później Deidre była z powrotem na nogach. Wyglądała jednak dość blado, była wyraźnie zmęczona. Łapczywie piła wodę, którą jej podano. Spojrzała na królikołaczkę i starała się jej wyjaśnić co się stało.
- To... to co zobaczyłaś? - zapytała nieśmiało.
Awatar użytkownika
Deidre
Szukający drogi
Posty: 39
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Deidre »

        Dea była przyzwyczajona do tego, że po atakach wszyscy wypytują o jej wizje. Driady uważały, że jej umiejętność wieszczenia to “dar” i zawsze chciały znać szczegóły tego, co dane jej było zobaczyć. Nawet jeśli dotyczyło to śmierci jednej czy drugiej z nich, przyjmowały to z zadziwiającym spokojem.
Dziewczyna usiadła na krześle i zwróciła się do Anette
- Widziałam wnętrze jakieś chaty… Było mroczne w taki… niepokojący, zły sposób. Wyglądało tak jakby było zbudowane w środku drzewa. Przez ściany przebijały się korzenie - mówiła marszcząc czoło i odtwarzając wydarzenia z majaków.
- W środku były trzy kobiety, które chyba gotowały coś w kociołku. To coś pachniało kwaśno, trochę jak zepsute mięso. Śmiały się, ale nie był to wesoły śmiech. Bardziej jak skrzek, był straszny!
Odetchnęła głęboko, szukając wzrokiem w chatce czegoś, co pomogłoby jej się uspokoić. Opowiadanie o wizjach zmuszało ją do przywołania jeszcze raz wszystkich odczuć, zapachów i kształtów, a nie zawsze były to rzeczy przyjemne.
        Jej wzrok padł na Ciszka, który wdrapał się na parapet i przeskoczył do wnętrza izdebki. Wszyscy zamarli zdziwieni, kiedy maluch podreptał w stronę rudowłosej.
- I widziałam twoje oczy - wyszeptała, uświadamiając sobie, że wielkie, niebieskie tęczówki, w wizji wypełnione niemą prośbą o pomoc należały do stojącego przed nią chłopca.
        Ciszek wyciągnął rękę i zdecydowanym ruchem wyjął z torby butelkę z zaklętym głosem, którą znalazła kiedyś w lesie. Przez chwilę mocował się z korkiem, a kiedy udało mu się go wyszarpać, w pomieszczeniu rozległ się znajomy głos.
- Nareszcie! Nawet nie wiecie jakie to okropne nie mieć głosu! Myślałem, że zwariuję! - poskarżył się chłopięcy, wysoki głosik dobiegający z butelki.
- Dobrze, że mnie znalazłaś, ruda! Jednak to prawda, że jestem szczęściarzem!
Dea parsknęła lekko śmiechem, słysząc jak wygadany chłopiec, dotychczas tak przestraszony, zwraca się do niej przezwiskiem. Atmosfera nieco się rozluźniła, choć naturianie nadal patrzyli na dziecko z niepokojem.
- Biedny Ciszek! Kto ci to zrobił? - zapytała nimfa, nachylając się w jego stronę.
- Nie nazywam się Ciszek tylko Tommy, ale możecie mnie nadal tak nazywać, jeśli wam się podoba. Jak to kto?! Wiedźmy oczywiście!
- Wiedziałem! - zawołał Zig tryumfalnie - Mówiłem wam, ta zołza jest zła jak… Zaraz, jak to wiedźmy? Masz na myśli jedną, obrośniętą brodawkami staruchę, prawda chłopczyku?
Ciszek poważnie pokręcił głową.
- To były trzy kobiety. Niby były młode, ale ta młodość odpadała z nich płatami, jak farba. Pod spodem były zepsute i przerażające. Są nowe w tym lesie, żyją tu zaledwie kilka miesięcy.
Deneira spojrzała z niepokojem na driadę.
- Wygląda na to, że mamy intruzów w lesie - szepnęła. Chłopiec, ignorując jej uwagę, kontynuował swoją opowieść.
- Skądś je przepędzono, nie wiem skąd. Pracowałem dla nich przez jakiś czas, przynosiłem zioła, wczołgiwałem się po korzonki, szorowałem kocioł… One robiły złe rzeczy. Dużo złych rzeczy. Ale praca to praca, życie na ulicach mnie tego nauczyło. A to nie były najgorsze pracodawczynie jakie mogły mi się trafić. Raz była pani Evelyn, która przebierała mnie w dziewczyńskie ubrania i pan Basinger, który chciał żebym go… Ee, nieważne! W każdym razie zawsze lubiłem sobie pogadać. Zazwyczaj to tolerowały, może raz czy dwa oberwałem jakimś czarem, ale zdejmowały go po paru godzinach. Tylko kiedy zostawałem sam z najstarszą z nich, ta którą nazywały Staruchą, wolałem siedzieć cicho. Ona była groźna. Szalona. Nie tak szalona jak one wszystkie, ale… obłąkana. Smarowała się krwią dzieci. Wydrapywała paznokciami symbole na ścianach. Była straszna - potok słów, który uwolnił się z ust chłopca ucichł na chwilę, gdy maluch próbował pozbyć się okropnego wspomnienia kobiety ze swojej głowy. Po chwili potrząsnął jednak blond czupryną i z dzielną miną kontynuował opowieść.
- W każdym razie kiedyś naraziłem się jej swoim zachowaniem. Naprawiałem drzwi i przez przypadek urwałem klamkę. Starucha się wściekła, zaczęła krzyczeć coś o zakładzie do którego nigdy nie wróci. Nazywała mnie “doktor Scrough” i przysięgła, że zemści się za wszystkie krzywdy, które jej wyrządziłem. Zupełnie się przeraziłem, myślałem że to mój koniec! - jego głos lekko się załamał - Próbowałem się schować, ale była strasznie silna. Chwyciła mnie jak kota i zawlokła w stronę kociołka. Myślałem, że chce mnie ugotować! - oczy chłopca wypełniły się łzami przerażenia na wspomnienie tamtych chwil. Był jednak tak dzielny, że szybko otrząsnął się i wrócił do opowiadania.
- Miałem szczęście, że uszedłem z życiem. Wysmarowała mnie w jakieś rytualne symbole i wyrwała mój głos. Wyrzuciła mnie za drzwi, a ja byłem w stanie tylko uciekać. Po kilku dniach trafiłem tutaj.
Spojrzał z sympatią na Deneirę i Ziga.
- Dziękuję, że mnie przygarnęliście. Nie miałem gdzie się podział, a bez głosu nie mogłem nawet nikomu opowiedzieć swojej historii! Myślałem, że przepadł na zawsze, ale gdy zobaczyłem buteleczkę w twojej torbie - wskazał palcem Deidre - wydała mi się znajoma. Wiedźmy miały pełne półki takich w swojej chacie. Jest dla mnie jeszcze nadzieja! Musicie tylko pójść do chaty wiedźm, żeby mnie odczarować!
Deneira spojrzała na chłopca z powątpiewaniem.
- Jesteś sympatyczny, ale teraz masz już swój głos. Taka akcja byłaby zdecydowanie zbyt niebezpieczna. Poza tym nikt z nas nie zna się na tego typu magii.
Chłopiec odwrócił się do niej, a jego dolna warga zaczęła niebezpiecznie drżeć. Był bliski płaczu.
- A co jak butelka się stłucze? Albo ktoś mi ją zabierze? Nie mogę z nią chodzić do końca życia! Chcę wrócić do miasta, do pracy! Proszę! Tylko wy możecie mi pomóc!
Spojrzał na Anette i objął jej dłoń swoimi małymi łapkami.
- Wystarczy tylko, że pójdziecie do chatki. Zaznaczę wam jej lokalizację na mapie. Odczarowanie naprawdę nie jest trudne, słyszałem jak o tym mówiły! Każdy z ich czarów można zdjąć mając amulet, który trzymają w chacie, na ścianie za kociołkiem. Na pewno dacie sobie radę! Proooszę!
Jego policzki pokryły czerwone wypieki, a oczy błyszczały niezdrową gorączką. Dea przez chwilę milczała, zastanawiając się czy powinna informować towarzyszkę o ostatnim elemencie swojej wizji. Nie chciała jej straszyć, ale skoro to zobaczyła, nie było już odwrotu. Jak dotąd wszystkie jej wizje sprawdzały się co do joty.
- Anette… W mojej wizji poza oczami Ciszka… to znaczy Tommy'ego, widziałam też ciebie. Byłaś we wnętrzu chaty. Za twoimi plecami była ściana, a na niej coś, co przypominało gwiazdę o wykrzywionych ramionach…
- To właśnie amulet! - zawołał rozemocjonowany chłopiec - To znak, nie rozumiesz?! Musicie mi pomóc! Przecież to i tak się wydarzy! Proszę - zwrócił się ponownie do Anette, być może podświadomie wyczuwając jej wrażliwą i dobrą duszę - Jesteście teraz moją rodziną. Na kogo innego mam liczyć?
Awatar użytkownika
Anette
Błądzący na granicy światów
Posty: 13
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje: Rzemieślnik , Chłop
Kontakt:

Post autor: Anette »

Anette była zaskoczona tym co właśnie się się stało. Ciszek odzyskał głos. Myślała... Była pewna, że to już koniec, że głos po prostu do niego wrócił, że zawartość buteleczki wpłynęła na niego trwale. Ale nie... Okazało się, że to nie takie proste. Anette siedziała i patrzyła raz na Ciszka raz na Deidre, raz na pozostałych zebranych. Nie planowała pakować się w to wszystko. Nie planowała, że wplącze się w takie kłopoty. Dopiero teraz dotarło do niej, że jej życie zmieniło się diametralnie. Ledwo przetrawiała to, że Dea miała wizję, a tu coś takiego. Ale może właśnie tak miało być? Może to wszystko miało jakiś cel. Jej przemiana, spotkanie driady i Tommy'ego. Wizyta w tej przecudownej wiosce. Jakaś jej część chciała jak najszybciej wracać do domu. Inna bała się ojca, jego gniewu, jego furii. Bała się, że ojciec pomyśli, że uciekła i dostanie szału. Jednocześnie tęskniła za babcią, za domem, za przyjaciółmi. A teraz wyglądało na to, że zanim wróci do domu będzie musiała odzyskać amulet dla chłopca. Miała tyle do stracenia, bała się. Nigdy niczego takiego nie robiła. Była słabym stworzeniem, w dodatku przemienionym w królikołaka. Ledwo rozumiała samą siebie, a teraz miała pomóc komuś innemu. Przecież ona na niczym się nie znała. Jak miała wejść do chaty jakiś wiedźm i odebrać im ich własność? Strach ją paraliżował. Nie wiedziała co powiedzieć. W jej oczach malowało się przerażenie.

- Ale ja... Ja... Ja nie wiem. Nigdy czegoś takiego nie robiłam. A co jeśli te wiedźmy dopadną i nas? Jestem... Jestem tym czymś, co jeśli będą chciały mnie zabić, albo sprzedać, albo uwięzić. Jestem słaba, nie umiem się włamywać, ani chodzić bezszelestnie. Co ja miałabym tam robić? - spojrzała błagalnie na Deidre.

- Dlaczego mnie tam widziałaś? Przecież jestem słaba, nigdy nikomu nic nie ukradłam. Ja wiem... Wiem, to złe istoty, ale miałabym po prostu tam wejść i zabrać im amulet? Dlaczego właśnie ja? Przecież jestem... Królikiem. Nie umiem się włamywać i kraść - jej wzrok przeniósł się na Ciszka, który prawie płakał.

- Proszę... Nie, nie płacz - wyciągnęła ręce do chłopca, a ten zbliżył się i objął króliczkę w pasie przytulając się. Łzy pociekły z jego oczu. Co miała zrobić?
- Dobrze, już, już dobrze. Wszystko będzie dobrze - pogładziła chłopca po włosach.
- Nie wiem czy będę potrafiła ci pomóc, ale spróbuję - rzekła wzdychając.
Awatar użytkownika
Deidre
Szukający drogi
Posty: 39
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Deidre »

        Driada spojrzała na Anette przepraszającym wzrokiem.
- Nie wiem dlaczego zobaczyłam akurat ciebie. Przepraszam - wyszeptała. Nie chciała jej straszyć. Zdawała sobie sprawę, że to co przeszła królikołaczka, musiało być dla niej okropną traumą. Teraz zaś dowiedziała się, że ma wyruszyć w las, gdzie być może nadal czekał na nią pościg, by stawić czoła trzem czarownicom w imię zupełnie obcego chłopca. Naturianka była w stanie zrozumieć jej niechęć i już zamierzała się z nią zgodzić, kiedy Ciszek przylgnął do brzucha królikołaczki, płacząc i pociągając nosem.
        Wraz ze słowami Anette Dea uświadomiła sobie, że to ona jest odpowiedzialna za cały ten bałagan. Ona znalazła w lesie butelkę płaczącą głosem dziecka i postanowiła ją zatrzymać. Później przekonała towarzyszkę by przyszła z nią do Cad’hein. Miała wizję, która ukazała jak pomagają maluchowi odzyskać głos. Skoro je w to wpakowała, powinna wykazać się inicjatywą. I nie wciągać nikogo więcej w to bagno.
- Potrafiłbyś pokazać na mapie gdzie znajduje się leże tych wiedźm? - spytała Ciszka, wskazując przyniesioną przez Ziga mapę. Maluch otarł łzy rękawem i z entuzjazmem pokiwał głową. Wziął w umorusane dłonie pergamin, a twarz satyra wykrzywiła się w cierpiętniczym grymasie. Nie powiedział jednak ani słowa, pozwalając by dziecko w skupieniu studiowało mapę.
- Leże… Mówisz jakby to były potwory. Może tak właśnie należałoby je potraktować? - zapytała w zamyśleniu Deneira. Driada pokiwała przecząco głową. Wiedziała do czego zmierza naturianka, jednak wdawanie się w potyczkę z nimi mogło być głupie i kosztować więcej niż byłoby tego warte.
- Tu! - zawołał maluch, unosząc mapę i prezentując ją Deidre. Miejsce znajdowało się dosyć daleko, dzień marszu w głąb Szepczącego Lasu. Gdyby wyruszyły natychmiast, dotarłyby tam o świcie. Dea znała tę okolicę. Miejsce, które wskazywał Tommy wypełniało dotychczas uroczysko pełne starych, poskręcanych drzew. Idealnie miejsce na siedlisko wiedźm.
- Pójdziemy tam we trójkę, nie chcę wciągać w to nikogo z was - zanim Zig zdążył wyrazić swoje oburzenie, Wieszczka uniosła rękę stanowczym gestem - Przypominam, że władam magią ziemi od dwustu czterdziestu lat. Poradzę sobie z trzema babami. Przynajmniej na tyle, żeby ukraść medalion dla Ciszka.
- Tommy’ego! - zawołał oburzony, odgarniając grzywkę z czoła - Nie lekceważ wiedźm. Są bardzo stare. I bardzo złe - powiedział poważnie, świdrując ją spojrzeniem swoich niesamowicie niebieskich oczu. Deidre pokiwała ze zrozumieniem głową i odwróciła się w stronę Anette.
- Spróbujemy zakraść się tam po cichu i po prostu zabrać medalion. Może uda się uniknąć kontaktu z tymi kobietami. Jeśli nie, mam w zanadrzu parę sztuczek - puściła oko do królikołaczki, próbując dodać jej otuchy - Zobacz.
Poruszyła dłonią, a zamknięty kielich w wazonie nimfy rozkwitł radosną czerwienią.
- Nie pozwolę nas skrzywdzić - oznajmiła poważnie - Gdy wrócimy, poszukamy twojego domu. Przepraszam jeszcze raz, że cię w to wplątałam. Nie znam naszych ról w tej historii.
Zig patrzył uważnie na królikołaczkę, której łzy ponownie stanęły w oczach. Nie była tak silna, by walczyć z wiedźmami. Dopiero co sama umknęła oprawcom i nabierała sił. Odwrócił się ku Deidre z wojowniczym wyrazem twarzy.
- Nie możesz jej do niczego zmusić. Co się stanie, jeśli z tobą nie pójdzie? Nic! - fuknął, podchodząc do blondynki i kładąc jej rękę na ramieniu.
- Przecież wiesz, że wszystkie przepowiednie rudej się sprawdziły - zaprotestowała Deneira. Driada przez chwilę wpatrywała się w jasne oczy satyra, po czym pokiwała ze zrozumieniem głową.
- Nie, on ma rację. Nie musimy mieszać w to Anette.
Nie dodała, że najprawdopodobniej i tak kiedyś spotka się z wiedźmami. Z całego serca pragnęła się mylić.

        Droga przez zarośla trwała w nieskończoność. Ciszek człapał przyczajony u boku Deidre, która ściskała kurczowo w dłoni obsydianowy trzonek jednego ze swoich noży. Nawet mając u pasa butelkę, chłopiec nie powiedział ani słowa od kiedy opuścili wioskę. Nadzieja walczyła w nim ze strachem. Bardzo chciał, żeby jasnowłosa królikołaczka wyruszyła z nimi, jej łagodność przypominała mu najodleglejsze wspomnienia matki. Wiedział jednak, że tak będzie dla niej lepiej. Nie powinni narażać jej bez powodu.
        Gdy zaczęli zbliżać się do miejsca, które ukazało widzenie driady, rudowłosa zaczęła odczuwać niepokojące drżenie powietrza. Okolica wypełniona była potężną magią, która dopiero co została uwolniona. Ciszek poderwał się niespokojnie i wskazał palcem pustą polanę, pokrytą wypaloną trawą.
- To tutaj! Przysięgam, to tutaj! - krzyknął, wyszarpując gwałtownie korek z butelki - Nie rozumiem! Jeszcze niedawno stało tu to wstrętne drzewo... i... i ogródek! A tu wyrzucały kości! - podbiegał do kolejnych miejsc, próbując zrozumieć, co właściwie się stało. Po jego okrągłej buzi popłynęły gorące łzy rozczarowania i złości. Chude ciałko opadło na ziemię, a jego ramionami zaczęły szarpać silne spazmy płaczu.
- Przykro mi mały. Najwidoczniej wiedźmy przeniosły się w jakieś inne miejsce... Nie umiem ich namierzyć... Ale być może jeszcze kiedyś je znajdziemy - powiedziała driada, kucając obok niego i kładąc mu rękę na ramieniu.
Zastanawiała się nad tym, jak poplątanymi ścieżkami chodzi los. Czy spotka jeszcze Anette, gdy wróci do wioski? Czy jej wizja pokazała coś, co wydarzy się za wiele lat? A może był to tylko majak, jedno z tych odnóży prawdy, które zostają wymazane, gdy podejmujemy odwrotną decyzję? Nigdy dotąd nie zdarzyło się, żeby jej przepowiednia się nie sprawdziła. Czy wystarczyło mieć wystarczająco silną wolę, żeby uwolnić się spod jej jarzma? A może los zaplanował coś zupełnie innego dla tej wyjątkowej dziewczyny?
Westchnęła ciężko, a Pech siedział na jej ramieniu, i plotąc jej rude kosmyki, uśmiechał się jak kot opity wyjątkowo smakowitej śmietanki. On wiedział przed czym uciekły wiedźmy. I zamierzał skierować driadę dokładnie w tamtą stronę.

Los Deidre
Zablokowany

Wróć do „Szepczący Las”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość