Szepczący Las[Gdzieś w lesie] Odnaleźć drogę.

Utopijna kraina druidów, zwierząt i wszystkich baśniowych istnień. Miejsce przyjazne dla każdego stworzenia. Ogromny las położony w górskiej dolinie, gdzie nic nie jest takie jak się wydaje.
Awatar użytkownika
Anette
Błądzący na granicy światów
Posty: 13
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje: Rzemieślnik , Chłop
Kontakt:

[Gdzieś w lesie] Odnaleźć drogę.

Post autor: Anette »

Nie znała rozkładu pomieszczeń, Gerard wskazał jej najkrótszą drogę do drzwi. Wiedział, że za to co zrobił czeka go surowa kara, ale był na nią gotów. Zakochany bez pamięci w Anette nie mógł pozwolić na to, by ją sprzedano. Już wolał nie mieć jej wcale, niż żyć z myślą, że jest zabawką w haremie jakiegoś bogacza. Nie mógł jej bardziej pomóc. Jedyne co mógł, to dać jej najpotrzebniejsze rzeczy i wypuścić. Niech ucieka, niech ucieka jak najdalej - myślał.

Anette przebiegła przez wąski korytarz i od razu trafiła do wielkiego holu. Ogromne, dwuskrzydłowe drzwi wskazywały na to, że wyjdzie nimi na zewnątrz. Dopadła do klamki i nacisnęła ją tak mocno, jak potrafiła. Drzwi ustąpił z zaskakująco małym oporem. Na zewnątrz było jeszcze ciemno. Anette wiedziała, że jest środek nocy, mimo to nie zastanawiała się długo. Przekroczyła próg starego dworu i ruszyła biegiem w las. Księżyc był w pełni, oświetlał więc drogę. Oczy królikołaczki szybko przyzwyczaiły się do ciemności. Nie była na ścieżce. Biegła na przełaj, gałązki niskich drzew smagały ją po ciele, ale mimo to nie zwalniała. Musiała znaleźć się jak najdalej od tego przeklętego miejsca. Jak najdalej. Nie wiedziała gdzie jest. Nie miała pojęcia, w której części Alaranii się znajduje. Las, to jedyne co ją otaczało. Nie miała pojęcia jak daleko się znalazła, wiedziała tylko tyle, że zaraz nadejdzie świt, bo niebo zaczęło się przejaśniać. Musiał uciekać bardzo długo. Miała o tyle przewagi, że wyruszyła w nocy, była kilka godzin do przodu, przed pościgiem. Doskonale zdawała sobie sprawę, że staruch nie ustąpi. Wyśle psy i jakiś swoich sługusów, żeby ją znaleźć. Ale ona nie zamierzała się poddawać. Nie teraz, nie kiedy wreszcie udało jej się uciec. Kiedy słońce wstawało nad horyzont była tak wykończona, że zamiast biec szaleńczo, jedynie szła, a właściwie człapała z nogi na nogę. Nie była silna. Była wątłą, młodą kobietą, wykończoną eksperymentami, zmienioną w coś, czego nie rozumiała, w coś co nie było nią. Nim słońce wstało na dobre dotarła do strumienia płynącego sobie beztrosko przez las. To było wybawienie dla jej obolałych mięśni. Nie zastanawiała się długo. Łydki piekły ją od nadmiernego wysiłku, w ustach miała pustynię. Usiadła na brzegu strumienia i bez skrępowania wsadziła nogi do zimnej wody. Początkowo uczucie było nieprzyjemne, ale po chwili ból nóg trochę ustąpił. Przez moment siedziała w bezruchu. Oczy miała przymknięte, jasne włosy, które okalały jej twarz były mokre od potu. W końcu uchyliła powieki. Wyszła z wody, ale tylko na chwilę, by przyklęknąć nad brzegiem strumienia i napić się wody. Spierzchnięte usta zapiekły, ale zimna woda szybko przyniosła ulgę. Jeden łyk, drugi, piąty. Ostatnio tak spragniona była, kiedy ją porwano. Była wykończona, miała ochotę zasnąć, ale nie mogła. Wstała i ruszyła dalej. Wiedziała, że lepiej iść powoli, niż wcale.

Gdy słońce stanęło w zenicie nie miała już sił. Znalazła niewielką polanę obsypaną kwieciem. Było tu tak cicho i spokojnie, tak pięknie, malowniczo. Usiadł pod dużym dębem opierając zmęczone plecy o jego pień. Oczy same jej się zamykały, ale nie chciała pozwolić sobie na sen. Od tak dawna nie widziała zewnętrznego świata. Już zapomniała jaki potrafi być piękny. Słońce oświetlało polanę, liście i płatki kwiatów mieniły się tysiącami barw. Nad jej głową śpiewały ptaki, gdzieś w oddali słychać było stukanie dzięcioła. Wiatr szumiał w koronach drzew, liście szeleściły przyjemnie. Wzięła głęboki oddech i rozejrzała się dookoła. Była wolna... nareszcie.

Wtem coś zaszeleściło w pobliskich krzakach. An odwróciła się gwałtownie w ich stronę. Przestraszyła się nie na żarty, ale nim zdążyła zrobić cokolwiek z krzaków wyskoczyły dwa, niewielkie, szare króliki o długich, zwisających uszach. Anette uśmiechnęła się do siebie. Wyciągnęła rękę, a króliczki jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki przykicały do niej i zaczęły ją obwąchiwać, jakby były całkowicie oswojone z obecnością ludzi. Nagle zupełnie z innej strony dobiegł kolejny szelest liści i nim królikołaczka się spostrzegła przy jej nogach siedziało jeszcze jedno, przyjazne stworzenie. Duży, szarobury zając obwąchiwał króliczkę bez żadnego skrępowania. Anette pogładziła go po miękkim futerku. Jeden z królików, które siedziały po jej drugiej stronie niespodzianie wskoczył jej na nogi. Dziewczyna uśmiechnęła się radośnie. Nie wiedziała co sprawiło, że przyciągnęła do siebie zwierzęta, ale najwidoczniej coś w niej sprawiło, że futrzaki lgnęły do niej jak ćmy do światła. Jakoś odechciało jej się spać. Mając takie towarzystwo nie można było spać. Króliczek, który usiadł An na nogach wskoczył jej na brzuch i wtulił się w nią jak w matkę. Blondynka pogładziła go po futerku. Zając, który do tej pory siedział przy jej łydkach kicnął nieco wyżej i przytulił się do jej biodra. Najmniejszy z gości, króliczek, który siedział przy jej ręce również się w nią wtulił. A Anette po prostu siedziała i cieszyła się tym co miała tu i teraz, choć nie było tego wiele.
Awatar użytkownika
Deidre
Szukający drogi
Posty: 39
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Deidre »

        Dzień był wyjątkowo piękny, nawet jak na Szepczący las. Od samego rana intensywnie świeciło słońce, a zwierzaki wydawały się dziwnie pobudzone. Nawet Tilia kręciła się w tą i z powrotem, zaintrygowana każdym odgłosem i zapachem.
Dea skończyła opatrywać wiewiórkę ze zwichniętą łapką i wzięła się za ćwiczenie rzucania nożami. Pomagało jej się to wyciszyć i skupić. Czarne, lśniące ostrza śmigały w powietrzu, a ona rozmyślała. Już od kilku tygodni w jej głowie zalęgła się pewna myśl. Coraz częściej zastanawiała się nad opuszczeniem Wioski. Nie zamierzała oczywiście od razu porzucać Lasu, ale mogłaby spróbować nieść dobro gdzie indziej. Przed sobą miała jeszcze kilkaset lat życia. Nie powinna całego tego czas spędzić w jednym miejscu.
        Jej myśli powędrowały ku pozostałym driadom, które otaczały ją opieką. Nie żałowałaby rozstania z siostrami. Owszem, były jej plemieniem i zawsze mogłaby do niego wrócić. Prawda jest jednak taka, że żadna z nich jej nie rozumiała. Część jej unikała, bojąc się jej pecha i przepowiedni, a część nią pogardzała. W samym środku Wioski czuła się bardziej samotna niż tu, w otoczeniu drzew. Westchnęła i oparła czoło o pień potężnego dębu. Wtem jej uwagę przykuł harmider w krzakach obok.
        Odsunęła gałęzie i ujrzała stadko królików struchlałe z przerażenia. Nad nimi stała Tilia z wywieszonym jęzorem i miną pełną absolutnego zachwytu. Oczywiście nie miała wobec maluchów złych zamiarów. Szalona pogoń to jednak zupełnie co innego.
- Zostaw głupolu. Boją się ciebie, nie widzisz? - powiedziała Dea, odciągając wilczycę od przestraszonych kłapouchów - Jako wilk opiekunki lasu powinnaś dbać o zwierzęta, a nie je straszyć! - westchnęła driada, grożąc suczce palcem. Ta w wyrazie absolutnej zgody oblizała właścicielkę po twarzy.
- No dobra, już dobra! - zaśmiała się dziewczyna, spychając z siebie szare cielsko. Nagle uszy Tilii zastrzygły zaintrygowane, a jej nos zwęszył następny trop.
- Co znowu? Tylko nie mów, że wyczułaś kolejnego królika…
Nie zdążyła jednak skończyć, bo wilczyca już zniknęła między drzewami.
- Ej! Czekaj, niewychowany stworze!
Rzuciła się pędem za towarzyszką, przeskakując zgrabnie nad powalonym pniem. Odbijała się szybko od ziemi, zostawiając w trawie głębokie ślady. W pewnym momencie na jej drodze (zupełnie bez powodu!) znalazł się wystający korzeń. Zahaczyła o niego stopą i runęła jak długa.
- Ałaa… Dzięki, wiesz? - burknęła do Pecha, który chichotał za jej plecami. Był to dopiero drugi upadek tego dnia i dziewczyna niepokoiła się, że złośliwiec szykuje dla niej coś specjalnego. Nie zważając na to jednak wstała, otrzepała się i pobiegła dalej.

        Ślady wilczycy, choć dużo delikatniejsze niż jej, były wyraźnie widoczne dla kogoś, kto zna się na tropieniu. Dotarła na skraj polany, gdzie stała Tilia. Suczka zastygła bez ruchu, wyraźnie czymś zaniepokojona. Dea wyciągnęła do niej rękę i dotykając szorstkiej sierści, stanęła obok.
- Co tam zobaczyłaś, mała? Ojeej…
Na polanie, oparta plecami o pień dębu siedziała śliczna dziewczyna. Mimo szarego, zniszczonego stroju, jej uroda była doskonale widoczna. Miała długie, złote włosy i delikatną twarz o bardzo zmęczonych oczach. Dopiero po chwili driada dojrzała to, co spowodowało takie zaskoczenie u jej towarzyszki.
Spomiędzy jasnych kosmyków wystawały długie, królicze uszy.
Dziewczynie towarzyszyło kilka królików, a co najmniej dwa razy tyle siedziało spokojnie na skraju polany, wpatrując się w nią ufnym wzrokiem. Nie przeszkadzała im teraz nawet obecność wilka, przed którym jeszcze chwilę temu umykały w podskokach.
        Deidre ostrożnie wyszła spomiędzy drzew, nie chcąc przestraszyć nieznajomej. Mimo oszałamiającego wrażenia, jakie na niej wywarła, zauważyła również, jak bardzo dziewczyna jest niespokojna. Musiała być wycieńczona. Uniosła rękę, starając się wyglądać jak najbardziej przyjaźnie.
- Witaj! Wszystko w porządku? - spytała, nie bardzo wiedząc, jak powinna zacząć tę rozmowę. Zapytać o imię? Powód jej obecności w lesie? Nie, to mogłoby zostać źle odebrane. Może powinna dać jej coś do jedzenia?
W tym momencie zorientowała się, że nadal trzyma w dłoni jeden z onyksowych noży, którym ćwiczyła rzucanie. W popłochu schowała go do torby, rumieniąc się z zakłopotania.
- Spokojnie, nie bój się! Nie zrobię ci nic złego. Ja tylko… ćwiczyłam rzucanie nożami, wiesz? To takie moje małe hobby, bo strzelanie z łuku zupełnie mi nie wychodzi - podeszła na kilka kroków, cały czas mówiąc uspokajająco. W końcu wygrzebała z torby duży, mięsisty owoc o różowej skórce. Tak, to powinno się nadać!
- Jesteś głodna? Proszę, spróbuj. Jest słodki, chociaż lekko cierpkawy. Za to świetnie zaspokaja głód.
Wyciągnęła rękę, obserwując uważnie złotowłosą. Ciekawość zżerała ją od środka - nigdy jeszcze nie widziała człowieka-królika! Wiedziała jednak, że jeśli los pozwoli (i Pech, chociaż akurat z nim zamierzała się kłócić), będzie miała jeszcze okazję do pytań. Na razie powinna pomóc dziewczynie i dowiedzieć się, czemu siedzi sama pośrodku lasu.
Awatar użytkownika
Anette
Błądzący na granicy światów
Posty: 13
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje: Rzemieślnik , Chłop
Kontakt:

Post autor: Anette »

Gładzenie króliczka po miękkiej sierści było uspokajające. Anette powoli zaczęła odpływać nie myśląc o niczym. Obecność zwierzątek sprawiała, że w jej skołatanym sercu chociaż na moment zapanował spokój. Oddychała powoli i niespiesznie przesuwała dłonią po przyjemnym i ciepłym futrze królika. Czy taka właśnie teraz była? Bezbronna i opuszczona, jak to małe stworzonko? Pragnąca tylko opieki i odrobiny miłości? Nie wiedziała. Nie miała pojęcia jaka teraz jest. Miała długie uszy i ogon, mogła przemienić się w najbardziej bezbronne zwierze świata, ale tam w głębi duszy nie miała pojęcia kim jest. Czy to co zrobił jej czarodziej naprawdę ją zmieniło? Czy zmiany w niej dokonały się przez coś zupełnie innego. Tyle wycierpiała. Siedziała w mokrym, śmierdzącym lochu, niejednokrotnie poobijana i wycieńczona od eksperymentów, a jednak przetrwała. Jak? Nie miała pojęcia. Ona, taka słaba i łatwa do złamania - przetrwała i chyba... Chyba... Stała się silniejsza. Oczy same zaczęły jej się zamykać. Bezwiednie oparła głowę o pień drzewa. Była taka zmęczona, taka wykończona, brakowało jej sił. Dłoń, którą gładziła królika opadła powoli z jego sierści. Już prawie zasypiała, kiedy nagle do jej uszu dobiegł niepokojący dźwięk. Jej królicze uszy nie były takie jak u zwykłych przedstawicieli tego gatunku. Zwisały jej po bokach jak u królików na które mówiło się "barany". Nie mogła ich podnieść do góry i zastrzyc nimi, ale i tak miała doskonały słuch i węch. Poczuła intensywny zapach ziół. Mocniejszy niż wcześniej. I coś jeszcze... zapach, którego nie potrafiła zidentyfikować. Obcą woń, która sprawiała, że należało mieć się na baczności. Usłyszawszy szelest gdzieś po drugiej stronie polany zaniepokoiła się nie na żarty. Zdjęła z kolan króliczka i odstawiła go obok. Nagle zobaczyła, że zza krzewów wyłania się jakaś postać. Szczupła, niewielka, o bujnej, rudej czuprynie. Wstała natychmiast pełna niepokoju, ale zamiast uciekać oparła się plecami o drzewo.

Wyglądała paskudnie. Miała na sobie białą (to wielkie słowo, bo kolor był raczej zszarzały) bluzeczkę, a na to narzuconą szarą, przybrudzoną sukienkę sięgającą kolan. Jej stopy chroniły tylko leciutkie sandały wiązane rzemykami. Bluzeczka, którą miała na sobie miała krótki rękaw, a sukienka rękawów nie miała wcale. Wisiała na dziewczynie trzymając się na szerokich ramiączkach. Poza tym królikołaczka była brudna. Miała umorusane nogi, czarne od brudu stopy, ręce całe w szarych plamach. Nawet jej śliczna buźka nosiła ślady lochu. Ale mimo obrazu nędzy i rozpaczy Anette wciąż pozostawała piękną dziewczyną. Włosy choć lekko przetłuszczone lśniły w porannym słońcu. Były długie i grube, spadały kaskadami na jej plecy i ramiona.

Gdy zobaczyły nóż w ręce nieznajomej przeraziła się. Więc to tak? Tak to się miało skończyć? Dopiero co wyrwała się z jednego lochu i już miała zginąć? Nie tak to sobie wyobrażała. Przyglądała się uważnie, jak rudowłosa chowa nóż do torby. Słyszała także jej słowa, ale była tak otumaniona własnym strachem, że ich sens jakoś do niej nie docierał. Bała się. Chciała się ruszyć, uciec, ale strach ją sparaliżował. Nieznajoma była co raz bliżej. Szła w jej stronę powoli i ostrożnie, jakby nie chcąc przestraszyć królikołaczki. Gdy długoucha zobaczyły wyciągnięty w jej stronę owoc poczuła jak burczy jej w brzuchu. Chciała go wziąć, ale nie znała go, a co jeśli był trucizną? Z drugiej strony po co ruda miałaby nosić w torbie trujący owoc? Przecież nie wiedziała, że ją spotka. Nieśmiało wyciągnęła dłoń stronę driady. Spoglądała to na jej twarz, to na wyciągniętą rękę. W końcu ostrożnie chwyciła owoc i zabrała go z dłoni nieznajomej. Nie rzuciła się jednak na niego jak zgłodniałe dziecko. Przygarnęła go do siebie, ale cały czas patrzyła na nieznajomą.
- Co to jest? - odezwała się cichym, stłumionym głosem.
- Jak się nazywa ten owoc? - spytała.
Awatar użytkownika
Deidre
Szukający drogi
Posty: 39
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Deidre »

- To hyloceria, zwana leśną perłą. Można ją jeść ze skórką albo bez - powiedziała łagodnie Deidre i cofnęła się lekko. Nie chciała żeby nieznajoma czuła się zaszczuta, a widziała, że nadal się boi.
- Przepraszam jeszcze raz za nóż. Widzisz, urodziłam się pod klątwą Pecha. Jeżeli mogę zrobić coś nie tak, On się postara, by tak było. Dlatego właśnie zapomniałam o nożu.
Wyciągnęła przed siebie ręce, pokazując, że nic więcej w nich nie trzyma i powoli usiadła na trawie. Nie chciała wspominać na razie o swoich atakach. Być może w ogóle nie będzie musiała o tym mówić?
        Z lasu wyskoczyła Tilia i wypełniła polanę radosnym szczekaniem. Jej niestety obce było pojęcie taktu - uśmiechnięta od ucha do ucha biegła w stronę królikołaczki. Driada gwałtownie wyciągnęła rękę i wydała krótką komendę. Suczka zatrzymała się grzecznie i usiadła, choć jej ogon zamiatał ziemię ze zniecierpliwienia. Przestępowała z łapy na łapę i co jakiś czas cicho pomrukiwała.
- Nie zwracaj uwagi na tego dzikusa. Mała bardzo chciałaby cię poznać, ale jest grzeczna… zazwyczaj. Nie będzie cię męczyć jeśli sobie tego nie życzysz.
Przerywając rozmowę, Dea wyciągnęła dłoń i zaczęła przesuwać nią nad źdźbłami trawy. Spomiędzy nich wychynęło nagle stado stokrotek, które rozwinęły śnieżnobiałe płatki i momentalnie zakwitły. Zerwała pęczek i zabrała się za wyplatanie wianka. Pojedyncze kwiatki co jakiś czas wypadały z plecionki, jednak niezrażona wkładała je z powrotem na miejsce.
- Jeśli chcesz, mogę zaprowadzić cię do mojej Wioski. To piękne miejsce zawieszone w koronach drzew, wiesz? Mogłabyś odpocząć i dojść trochę do siebie. Mieszkają tam inne driady, ale nikt nieproszony nie ma tam prawa wstępu - dodała. Dziewczyna ciągle rozglądała się niespokojnie, tak jakby przed czymś uciekała. Ukryta wioska wydawała się dla niej dobrą alternatywą.
- Choć jeśli wolisz, odprowadzę cię do najbliższego miasta. Jak się nazywasz? Ja jestem Deidre, ale możesz mówić do mnie Dea. A to Tilia - wskazała ręką wilczycę, która grzecznie położyła głowę na łapach i machnęła przyjaźnie ogonem.
- Proszę - podała królikołaczce gotowy wianek spleciony z drobniutkich stokrotek - Będzie ci ładnie pasować.
Wieszczka czuła się w obowiązku pomagać wszystkim istotom w lesie, które tej pomocy potrzebowały. Dotarło do niej jednak, że dla dziewczyny może to wcale nie być takie oczywiste. Choć wydawało się to absurdalne, zwłaszcza w tym miejscu, nie każdy wiedział czym jest driada. I z takimi egzemplarzami zdarzało jej się spotkać. Nie chcąc urazić nieznajomej - a przede wszystkim zamęczać jej pytaniami, na które być może w ogóle nie chciała odpowiadać - uśmiechnęła się tylko miło, odgarnęła za ucho rude pasemko, które opadło jej na nos i pogłaskała wilczycę po grzbiecie. Ciekawskie stworzonko musiało przysunąć się do nich kiedy wyplatała wianek. Teraz wpatrywała się w blondynkę swoimi niebieskimi, lekko zezującymi oczami z odległości zaledwie kilku kroków, a ogon, jakby żyjąc własnym życiem, podrygiwał lekko.
        Driada uniosła głowę i wciągnęła głęboko powietrze. Niebo było błękitne, a pojedyncze obłoki leniwie sunęły w stronę słońca. Cudowny dzień w cudownym lesie. Przez skórę czuła jednak, że nie dla wszystkich. Stan królikołaczki sugerował, że przytrafiło jej się coś złego. Tutaj, na przepełnionej spokojem polanie były bezpieczne. Las był jej domem, a rośliny słuchały każdego jej słowa i myśli. Nie wiedziała, co nadchodzi za złotowłosą pięknością. Wiedziała za to, że jeśli tylko ta zdecyduje się skorzystać z jej pomocy, postara się ją przed tym obronić.
Awatar użytkownika
Anette
Błądzący na granicy światów
Posty: 13
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje: Rzemieślnik , Chłop
Kontakt:

Post autor: Anette »

Niepewnie przyjęła owoc. Obejrzała go z każdej strony. Nigdy wcześniej go nie widziała, choć trochę znała się na roślinach. No ale cóż, nikt nie znał wszystkich dobrodziejstw jakie kryły się w lesie. Spojrzała na driadę i mimowolnie oblizała spierzchnięte usta myśląc o owocu. Przygryzła dolną wargę i jeszcze raz spojrzała na miękką skórkę. W końcu przyłożyła go do ust i ugryzła kawałek. Był jak rozpływająca się w ustach brzoskwinia. Mięciutki i soczysty, choć jego miąższ miał biały kolor. Zmęczona, głodna i spragniona królikołaczka poczuła jak owoc przyjemnie drażni jej kubki smakowe. Tego jej było trzeba. Najchętniej rzuciłaby się na jedzenie, ale przecież nie była prosiakiem. Powoli odgryzała kawałki i przeżuwała je w buzi, od czasu do czasu spoglądając na nieznajomą.

Nagle coś wybiegło z lasu. An przestraszyła się i cofnęła, ale za sobą miała pień drzewa, więc daleko nie uciekła. Kiedy dostrzegła, że jej towarzyszka zna wilka trochę się uspokoiła. Nie bała się zwierząt, ale po tym co przeszła wszystko wydawało się groźne. Driada wyjaśniła jej kim jest ów "psina", a Anette się uspokoiła i powróciła do jedzenia.
- Ja... - zaczeła niepewnie, patrząc driadzie prosto w oczy.
- Jestem Anette - przedstawiła się.
- Zazwyczaj nie jestem taka strachliwa - powiedziała już bardziej pewnie.
- Miło mi cię poznać. Po prostu... Nie bardzo wiem gdzie jestem. Właściwie nie mam o tym zielonego pojęcia. Uciekłam. Biegłam całą noc. Nie mam nic ze sobą. To znaczy prawie nic. Tyle co widzisz. Nie wiem nawet jaki mamy miesiąc, czy rok. Wydaje mi się, że minęło parę lat odkąd zniknęłam z domu, ale nie jestem pewna. Miesiące, dni, wszystko mi się dłużyło. Ja... Porwali mnie. Nie wiem kiedy, dawno. Tak myślę. Trafiłam na targ niewolników. Tam kupił mnie czarodziej, a potem zamknął w lochu. Uciekłam - spojrzała na Deidre oczami pełnymi łez.
- Jestem pewna, że mnie gonią. Jestem tego pewna. Muszą, przerobili mnie na to... to coś... - pogładziła swoje oklapnięte, królicze uszy.
- Chcieli mnie sprzedać, jako "okaz", ale uciekłam...
- Gdzie jestem? - zapytała wprost.

Kiedy driada dała jej wianek przyjęła go, a łzy z jej oczy zniknęły. To było takie miłe. Założyła wianek na głowę, a jej ufny wzrok spoczął na rudej.
- W twojej wiosce będę bezpieczna?
Awatar użytkownika
Deidre
Szukający drogi
Posty: 39
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Deidre »

        Wyznanie Anette bardzo poruszyło dziewczynę. Jeśli to co mówiła było prawdą, musiały jak najszybciej znaleźć schronienie. Położyła obie dłonie płasko na ziemi i zamknęła oczy.
- Daj mi chwilę. Zorientuję się jak daleko są twoi prześladowcy.
Ponieważ las jest połączony podziemnymi splotami korzeni, a gałęzie i najróżniejsze rośliny łączą się ze sobą w jedną całość, driada była w stanie dowiedzieć się od drzew o obecności wszystkich żywych stworzeń w obrębie całego Szepczącego lasu. Wsłuchała się w harmonijne bicie serca tego olbrzymiego organizmu; w przepływ energii, która wypełnia każde źdźbło i kwiat. Poczuła jak ogarnia ją ciepło bijące z ramion Matki Natury, jak wszystko wokół niej szepcze i porusza się w sobie tylko znanym, tajemnym rytmie płynącego życia. Wysłała zapytanie - nie w postaci słów a myśli, pragnienia, które musi zostać zaspokojone. Las odpowiedział natychmiast. Wyczuła tętent kopyt, uderzenia psich łap i wściekłość, bijącą od grupy ludzi. Na ich czele stał mężczyzna… Zły, okrutny mężczyzna. Zwierzęta zwietrzyły trop. Były daleko, ale z każdą chwilą zbliżały się w stronę polany. Coraz bliżej…
        Niespodziewanie połączenie z lasem zostało zerwane, a miejsce obrazów zastąpiły inne, bardziej złowrogie. Widziała piach i tryskającą na niego krew. Koń przewraca się z kwikiem, a jeździec upada ciężko. Jego bezwładną rękę obmywa rzeka. Krew, krew na wodzie…
        Wizja zniknęła tak nagle jak się pojawiła. Deidre uniosła głowę i spojrzała nieprzytomnie na królikołaczkę. Miała nadzieję, że jej nie przestraszyła - w czasie ataków traciła kontrolę nad własnym ciałem. Przeklęte wizje! Oby tylko widziadło dotyczyło któregoś z poszukujących Anette napastników, a nie jej samej. Ręka i postura były zdecydowanie męskie, to dobry znak. Nie dobry dla właściciela oczywiście, ale nie zamierzała teraz się nad nim rozczulać. Do spełnienia przepowiedni mogło minąć jeszcze wiele lat. Odepchnęła od siebie wizję i skoncentrowała się na teraźniejszości.
- Tak, w wiosce będziesz bezpieczna. Nie wszedł tam jeszcze nigdy żaden intruz. Pogoń jest daleko, ale psy zwietrzyły twój trop. Nie ma na co czekać.
Wstała i podała dziewczynie rękę, gestem nakazując jej iść za sobą. Tilia dumnie kroczyła między nimi, zerkając co jakiś czas ciekawie na blondynkę. Delikatnie szturchnęła ją wilgotnym nosem, domagając się pieszczot.
        Dea tymczasem cały czas poruszała palcami prawej dłoni, nakazując trawie zarastać ich ślady. W kilku miejscach, które mogłyby zdradzić ich trop utworzyła też z lian nieprzebrany gąszcz, a w paru innych poprosiła krzewy jeżynowe żeby bujnie się rozpleniły. Nikt nie lubi włazić w jeżyny. W końcu, kiedy znalazły się wystarczająco daleko, pozwoliła sobie na skierowanie się w stronę ukrytej pod baldachimem drzew Wioski.
- Inne driady są dosyć nieufne, więc nie przejmuj się, jeśli będą zachowywać się szorstko. Nic ci nie zrobią, skoro jesteś pod moją opieką.
Słońce przebijające przez korony drzew oświetlało włosy wieszczki, budząc w nich żywe, ogniste refleksy. Czerwień rozrzucona luźno na czarną szatę tworzyła piękny kontrast, grający ładnie z bladą skórą dziewczyny. Uśmiechnęła się ciepło, obserwując kątem oka ubraną w wianek królikołaczkę. Naprawdę było jej ładnie. Zastanawiała się co takiego zrobiła ta delikatna istota, że spotkał ją taki los i dlaczego ktokolwiek chciałby właściwie zamienić człowieka w królika. Bezsensowne okrucieństwo. W Szepczącym lesie, w tak piękny dzień wydawało się to niemal nierealne, a jednak nawet tutaj ludzie stawali się tak krwiożerczy jak wilki. Gorsi niż wilki, poprawiła się w myślach, zerkając z sympatią na drepczącą u ich boku suczkę.

        W końcu dotarły do okrągłej polany, pozornie niczym nie różniącej się od wielu innych, które minęły po drodze. Na jej środku znajdowało się kilka nieregularnych głazów, porośniętych miękkim mchem, a ptaki śpiewały radośnie, nie zwracając uwagi na obecność intruzów. Deidre zadarła głowę w górę. Słońce świeciło poprzez liście, oślepiając i uniemożliwiając odróżnienie delikatnie splecionych konstrukcji od zielonych i brązowych pni. Dopiero kiedy mocniej zawiał wiatr, szarpiąc liśćmi, dało się dojrzeć między nimi kopuły i mosty splecione z lian i delikatne światło rozjaśniające okna niektórych budowli. Wokół pni wiły się platformy i schody, a wszystko wydawało się lekkie i tak zgodne z przyrodą, jakby stanowiło jej nieodłączną część. Być może z resztą tak właśnie było - Wioska została stworzona przez pierwsze driady, które poprosiły las by podarował im jakieś schronienie. On również je chronił, ukrywając konstrukcje przed niepożądanym wzrokiem, jeśli zachodziła taka potrzeba.
- Przytrzymaj się tej liany. Uniesie cię do góry - powiedziała Dea, podając Anette zielone pnącze. Roślina na skinienie driady owinęła się wokół talii dziewczyny i uniosła ją delikatnie. Ruda kucnęła na jedno kolano i spojrzała uważnie w niebieskie oczy Tilii.
- Miej oko na okolicę. Gdyby pojawił się pościg, zawyj. Ale trzymaj się od nich z daleka, jasne?
Wilczyca wywaliła jęzor i szczeknęła cicho. Będzie czujna! Odwróciła się i jednym susem zniknęła między krzewami.
Dea natomiast zwinnie wspięła się po drzewie, obcierając przy tym tylko jedną kostkę. Przez chwilę uparty zadzior nie chciał puścić jej sukni, jednak na zirytowane fuknięcie Pech postanowił darować jej tym razem kolejny upadek. Z zainteresowaniem obserwował rozwój wypadków, zastanawiając się czy mógłby wpłynąć również na nieszczęśliwą blondynkę. Zapowiadał się całkiem pracowity dzień.
        Po kilku chwilach Deidre znalazła się u boku dziewczyny i położyła dłoń na jej ramieniu. Tu, w górze było cicho i spokojnie. Zielone chatki, wyrastające niczym pączki z drzew, przyciągały uwagę delikatnymi splotami i licznymi rzeźbieniami. Tu i ówdzie widać było driady, pochłonięte codziennymi czynnościami. Kolejne mostki utkane z lian prowadziły na coraz wyższe poziomy, rozgałęziające się wokół następnych drzew.
- Chodź za mną. Zaprowadzę cię do mojej chatki. Tam będziesz mogła się opłukać i przebrać.
Driada ruszyła plątaniną mostków, oglądając się co jakiś czas za towarzyszką. W końcu dotarła do niewielkiej, zielonej budowli w kształcie cebuli, która miała ażurowe okienka i rzeźbione drzwi. Tak naprawdę niewiele różniła się od innych chatek, a mimo to Dea zawsze potrafiła bezbłędnie do niej trafić. Uchyliła drzwi, wpuszczając królikołaczkę do środka.
Awatar użytkownika
Anette
Błądzący na granicy światów
Posty: 13
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje: Rzemieślnik , Chłop
Kontakt:

Post autor: Anette »

Anette miała wielkie szczęście, że spotkała na swojej drodze tą driadę. Deidre. Stała się jej wybawieniem. Królikołaczka nawet nie zastanawiała się, czy jej zaufać, ona już jej ufała. Nie rozmyślała o tym co by było gdyby driada okazała się oszustką. Była pierwszą osobą, jaką spotkała po tej całej szalonej ucieczce. Nie miała pojęcia jak by się zachowała, gdyby na jej drodze stanął na przykład mężczyzna, ale kobieta... Kobietą jakoś bardziej ufała. Wierzyła, że spotkała dobrą osobę. Nie sądziła, że driada od razu zaprowadzi ją do swojej wioski, ale ta natychmiast ruszyła w tylko sobie znaną stronę. Króliczka ruszyła za nią. Była zmęczona i śpiąca, miała obolałe mięśnie, a oczy same jej się zamykały. Nie mogła się na niczym skupić. Po prostu człapała za Deidre grzecznie jak... trusia. Kilka razy musiała przystanąć by nabrać więcej powietrza w płuca. Wiedziała, że nie może się na długo zatrzymywać, w końcu Dea powiedziała jej, że pogoń jest już w lesie. Gdzieś głęboko w duszy miała nadzieję, że jednak nikt za nią nie ruszył, ale było inaczej. Rozum podpowiadał jej słusznie, że czarodziej sobie nie odpuści. Zbyt wiele włożył w ten cały eksperyment. An nie miała pojęcia za ile miała zostać sprzedana, ale z pewnością nie była to mała suma, skoro tak długo prowadził nad nią badania, a teraz zapewne goniła ją horda najemników.

Anette spodziewała się, że wioska driady jest dużo, dużo dalej. Tymczasem po jakiejś godzinie marszu znalazły się na dużej, jasnej polanie, gęsto otoczonej przez drzewa. Na początku króliczka nie zauważyła tutaj niczego szczególnego. Spodziewała się zwyczajnej, leśnej wioski, takiej bardzo ludzkiej, z kamiennymi, albo drewnianymi domkami pokrytymi strzechą. Ale tutaj... ale tutaj nie było żadnych domów, polana była pusta. Anette rozejrzała się dookoła i nadal nic nie zauważyła, dopiero po chwili zwróciła uwagę na Deidre, która patrzyła w górę. Jej wzrok powędrował w tym kierunku i wtedy dojrzała to co tak skrzętnie skrywały korony drzew. Podniebną wioskę, tak piękną, że aż zapierało dech w piersiach. Królikołaczka obróciła się wokół własnej osi przyglądając się koroną drew otaczających polanę. Gęste liście kołysały się na wietrze odsłaniając linowe mosty łączące platformy zbudowane wokół drzew i małe domki znajdujące się w gęstwinie. Tego się nie spodziewała. Owszem, wiedziała, że driady mieszkają w lesie, że w nim żyją, ale jakoś nigdy nie wiązała tego faktu z czymś tak pięknym. Sądziła raczej, że córy lasu śpią na mchu, na trawie, tak po prosu, blisko ziemi, nie przypuszczała, że tworzą własne, tak złożone społeczeństwa, mieszkające w prawdziwych podniebnych domach.

Kiedy Deidre poprosiła ją by dała się złapać lianie An zdziwiła się. Nie rozumiała do końca o co chodzi. Ale nim się spostrzegła liana zwisająca z drzewa owinęła się jej w pasie i podniosła ją ku górze. Króliczka pisnęła cicho przestraszona tym, że straciła grunt pod nogami. W mgnieniu oka znalazła się na platformie która oplatała jedno z drzew. Rozejrzała się dookoła, była wysoko, zdecydowanie za wysoko jak dla niej. Platforma nie miała zabezpieczającej drewnianej barierki co nieco przerażało królikołaczkę. Bała się, że spadnie. W chwilę potem jednak do dziewczyny dołączyła Dea i bez zbędnego gadania zaczęła prowadzić króliczkę w stronę swojego domku. An szła dość powoli i ostrożnie, na szczęście Deidre od czasu do czasu spoglądała na blondynkę i uważała, by ta się nie zgubiła. Wkrótce dotarły do niewielkiego domu zwieszonego na potężnym drzewie. Driada uchyliła drzwi przed królikołaczką i wpuściła ją do środka.
Awatar użytkownika
Deidre
Szukający drogi
Posty: 39
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Deidre »

        Wnętrze chatki Deidre pozornie nie różniło się od dziesiątek pozostałych, zawieszonych na drzewach. Posiadało jedną dużą, okrągłą izbę, otoczoną zielonymi ścianami. Pokrywały je pojedyncze pnącza, a na lewo od drzwi znajdowało się łukowate okno. Na zdrewniałym parapecie stało kilka drobiazgów znalezionych w lesie - połyskujące lekko lusterko, rzeźbiona miseczka wypełniona różowymi owocami hylocerii, posążek smoka (być może fantazyjne przedstawienie samego Prasmoka, bo figurka miała zamknięte ślepia a w paszczy trzymała coś na kształt słońca) i duży kryształ ametystu. Na prawo od drzwi znajdowało się łóżko, lub raczej posłanie z mchu narzucone na misterny splot lian zamocowanych na wyrastających bezpośrednio z podłogi trzonkach. Za łóżkiem widniała ażurowa ścianka, która odgradzała drugą część pomieszczenia. Za nią, w głębi stała duża balia wypełniona wodą i smukły, srebrny dzban. Z przeciwległej ściany, w której znajdowała się spora wnęka, wyrastał blat i półki, na których poustawiane były buteleczki, owoce i miseczki pełne roślin. Obok niego, ładnie ukształtowany znajdował się gruby konar, który pełnił rolę ławeczki. Wszystko poza przedmiotami stworzonymi przez ludzi wydawało się połączone ze sobą, tak jakby cała chatka była jedną, żyjącą rośliną. Wrastała ona w drzewo z prawej strony, z lewej odsłaniając widok na resztę wioski. Budowle i mosty znajdowały się pod nią a także ciągnęły wysoko w górę, tworząc labirynt dla kogoś, kto nieproszony wtargnąłby do środka. Z resztą to byłby jego najmniejszy problem - uzbrojone w łuki driady i żywe rośliny dałyby mu nieźle popalić.
        W chatce znajdowało się wszystko co było potrzebne do życia - jedzenie, woda, posłanie… a także liczne znaleziska, poustawiane na półeczkach i pod ścianami. To właśnie różniło mieszkanie Deidre od pozostałych - nie żywiła pogardy wobec przedmiotów stworzonych cudzymi rękoma, co więcej, odnajdywała w nich osobliwe piękno. Nigdy w ciągu swojego dwustuletniego życia nie opuściła lasu, więc każdy przejaw cywilizacji przygarniała z ciekawością i troskliwością.
- Proszę, rozgość się - powiedziała Dea, wskazując ręką wnętrzne wypełnione ciepłymi promieniami słońca - Z tyłu jest balia z wodą, jeśli potrzebujesz wziąć kąpiel, a tutaj łóżko. Możesz śmiało spać tyle ile chcesz. Na parapecie znajdziesz więcej owoców, a wszystko co stoi we wnęce jest jadalne. Tylko nie ruszaj zawartości buteleczek, mają różne właściwości - dodała, nie chcąc by Anette przypadkiem się zatruła.
- Ja pójdę porozmawiać z innymi driadami, żeby wiedziały, że jesteś tu naszym gościem. Znajdę ci też coś na przebranie.
Po tych słowach wycofała się do wyjścia i cicho zamknęła za sobą drzwi. Blondynka wyglądała na bardzo zmęczoną, przyda jej się spokojne i bezpieczne miejsce, bez ciekawskich bab kręcących się dookoła.
- Nie wpuszczaj nikogo, chyba że Anette będzie chciała - wyszeptała do drzwi, kładąc na nich dłoń i zamykając oczy. Wiedziała, że drzewo ją słyszy. Nie była pewna czy każda driada potrafi z nim rozmawiać, podejrzewała jednak, że tak. Jak inaczej mogłyby wyrażać swoje potrzeby? Roztrząsając tę kwestię, szybko i zwinnie ruszyła linowym mostkiem. Stopa zsunęła jej się w dół i przez chwilę uwięzła, nie mogąc podnieść się do góry
- Odwal się! - burknęła w powietrze, kierując wypowiedź do bardzo zadowolonego z siebie Pecha. Przechodząca obok driada przewróciła zniesmaczona oczami. Wariatka!
Awatar użytkownika
Anette
Błądzący na granicy światów
Posty: 13
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje: Rzemieślnik , Chłop
Kontakt:

Post autor: Anette »

Anette rozglądała się po prześlicznym domku swojej nowej przyjaciółki. Nigdy w życiu nie myślała, że spotka ją coś takiego. Wszystko tu było przepełnione magią natury. W swoim krótkim życiu dziewczyna raczej nie miała do czynienia z rzeczami magicznymi. Była z małej wioski, jej życie było dosyć proste. Nigdy nie była nigdzie dalej. Nie licząc rzecz jasna porwania. No ale to ostatnie było raczej przykrą podróżą, o ile w ogóle można to było to podróżą nazwać. Tak czy inaczej, w tej chwili znajdowała się w miejscu, które zapierało dech w piersiach. Naprawdę nie sądziła, że kiedykolwiek znajdzie się wśród koron drzew, a maleńkiej chatce, przeuroczej driady.

Przez chwilę rozglądała się po domku. Przyglądała się przedmiotom stojącym na półkach. Wszystko tutaj pasowało do siebie idealnie. Mimo, że niektóre bibeloty wydawały się czasem wyjęte jakby z innego świata. Driada chyba lubiła zbierać różne, czasem pewnie nikomu niepotrzebne rzeczy, ale to było takie urocze. Anette przeszła przez część bardziej reprezentacyjną i szybko dotarła do balii z wodą, która stała w drugiej części domku. Pochyliła się nad nią i wysunęła rękę do wody. O dziwo, była ciepło. Nie spodziewała się tego. Najwidoczniej magia dotyczyła i tego. Przez chwilę zastanawiała się czy skorzystać z okazji i się wykąpać. Jednak nie czuła się jeszcze tak pewnie, żeby rozebrać się do naga. Ostatecznie umyła tylko brudne ręce i umorusaną twarz. Takie odświeżenie musiało jej na razie wystarczyć. Była tak zmęczona, że wizja położenia się na posłaniu driady wydawała się być bardzo kusząca, ale czy powinna zajmować jej miejsce? Może lepiej byłoby gdyby położyła się gdzieś z boku na podłodze? Poza tym nadal trochę się bała. Nie do końca wiedziała w której części lasu się znajduje. W dodatku nie miała pojęcia co powiedzą inne driady na to, że Deidre przyprowadziła do ich oazy spokoju uciekinierkę. A co jeśli za chwilę obudzi się z tego snu i zostanie wyrzucona na bruk?

Ziewnęła przeciągle i zamrugała kilka razy by odpędzić sen. Usiadła na brzegu balii i zaczęła wyczesywać z włosów gałązki i listki, które się w nich zaplątały. Przy okazji wyczyściła też swoje królicze uszka z kurzu. To było takie dziwne. Straciła swoje zwykłe uszy na rzeczy tych długich, puchatych... Nie umiała się na razie odnaleźć w swoim ciele. Potrafiła się przemieniać, ale nie chciała, nie wiedziała, czy uda jej się przeobrazić z powrotem. Niby czarodziej ją tego nauczył, ale zawsze bała się, że coś może pójść nie tak. Kiedy doprowadziła swoje włosy do jako takiego porządku postanowiła, że jednak się położy. Przeszła więc przez domek i ułożyła się na mchu. Była tak wykończona, że zwinęła się w kulkę i zasnęła prawie natychmiast.
Awatar użytkownika
Deidre
Szukający drogi
Posty: 39
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Deidre »

         - Co ty sobie wyobrażasz?! - krzyczała Eleanore, patrząc gniewnie na Deidre - Najpierw oferujesz pomoc myśliwym, a potem przyprowadzasz do naszej siedziby człowieka?!
Wieszczka chciała odpowiedzieć, że domniemany myśliwy był aktorem uchodzącym w pośpiechu przed rozwścieczonym mężem, któremu w ciągu nocy ukradł żonę. Z łatwością mogła wytłumaczyć, jak uciekając wciągnął na siebie płaszcz rogacza i zabrał jego nóż, próbując się przed nim bronić. Jednak oburzona driada nie dała jej dojść do słowa. Zirytowana dziewczyna tylko fuknęła pod nosem i wbiła spojrzenie w sufit - no tak, skąd one mogłyby wiedzieć, że coś może być inaczej niż im się wydaje, skoro nigdy nie rozmawiały z obcymi? Spojrzała na starszą od siebie, czarnowłosą kobietę mrużąc oczy, w których pojawił się zimny, brązowy błysk.
        Eleanore była wysoka i bardzo piękna. Jej silne, muskularne ramiona miały orzechowy odcień, a długie, czarne włosy spadały na plecy kaskadą grubych loków. Gładkie czoło zdobiła prosta przepaska, tak zielona jak płachty materiału, które osłaniały jej duże piersi i biodra. Była przywódczynią, do której należały wszystkie najważniejsze decyzje. Takie jak to, czy powinni wpuścić obcego do Wioski.
- Dziewczyna, którą przyprowadziłam jest naturianką. To królikołaczka. Ktoś ją prześladuje…
- Ta twoja “królikołaczka” - zaczęła Eleanore podkreślając ironicznie to słowo - Śmierdzi na kilometr człowiekiem.
- Zajrzyj do niej jeśli nie wierzysz! Ma królicze uszy i ogon! Jest wyczerpana! Ktoś próbuje ją dopaść, czułam pogoń w lesie.
- Więc postanowiłaś przyprowadzić ją aż tutaj?
Dea oparła się czołem o ścianę chatki, słuchając cichych szeptów żyjącego drzewa. Powoli się uspokajała.
- Zabezpieczyłam ślady. Wiesz, że tu nie trafią. Jak możesz odmówić pomocy takiemu stworzeniu?
Wyniosła driada zamilkła, a jej surowe rysy złagodniały nieco. Deidre tak często przypominała ją samą, kiedy była młoda. Oczywiście poza darem wieszczenia, który tak bezczelnie odrzucała i podążającym za nią krok w krok Pechem. To właśnie jego przywódczyni się obawiała. Tego, co kiedyś może ściągnąć na nie wszystkie.
Westchnęła ciężko i wykonała w powietrzu nieokreślony gest ręką. Ruda spojrzała na nią z nadzieją, licząc na to, że jest to symbol zgody
- Może zostać tu do jutra i odpocząć. Ale potem będziesz musiała odeskortować ją do najbliższego miasta.
Dea entuzjastycznie kiwnęła głową i poderwała się z miejsca. Zadowolona wyszła z chatki, chwytając kilka spojrzeń sióstr zaintrygowanych toczącą się awanturą. Driady natychmiast wyprostowały się, udając pogrążone w rozmowie. Wzruszyła ramionami i lekkim krokiem ruszyła do górnej części wioski.

        Znalezienie stroju odpowiedniego dla królikołaczki zajęło jej trochę czasu. Zanim udało jej się dopasować delikatną, plecioną z zielonego materiału suknię, słońce pochyliło się już ku zachodowi. Jego ciepłe, rdzawe promienie przebijały przez korony drzew, rzucając rozdygotane plamy na ukrytą między konarami wioskę.
Deidre sunęła lekko po plecionym mostku, tym samym, który wcześniej był świadkiem jej upadku. Wsłuchując się w rozleniwiony śpiew ptaków, nagle wyłowiła w dole czyjeś ostrożne kroki. Trzask gałązki zdradził intruza. Mężczyzna w długim, ciemnym płaszczu i grubych rękawicach zamarł w pół kroku i rozejrzał się nieufnie dookoła. Przykucnęła ostrożnie i przyjrzała mu się uważnie. Czy to był jeździec, którego widziała w swojej wizji? Nie była pewna. Ukryta pod osłoną liści, śledziła jego ruchy. Uniósł głowę i rozejrzał się dookoła, jednak nie dostrzegł nad sobą niczego. Las przygarnął siedzibę driad do piersi i przytulił, osłaniając ją przed niepożądanym wzrokiem. Mężczyzna zrezygnowany wzruszył ramionami i zawrócił z powrotem.
        Zaniepokojona Deidre ruszyła dalej w stronę chatki. Pogoń dotarła zbyt blisko i nawet jeśli teraz zgubią trop, będą się kręcić gdzieś w pobliżu. Będzie musiała wyprowadzić Anette bezpieczniejszą drogą. Ale to zmartwienie na jutro! Póki co dziewczyna musi porządnie się wyspać i nabrać nieco sił. Z delikatną suknią w garści, Dea sięgnęła do lśniących spokojną zielenią drzwi chatki i pchnęła je lekko, nie chcąc obudzić swojego gościa.
Awatar użytkownika
Anette
Błądzący na granicy światów
Posty: 13
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje: Rzemieślnik , Chłop
Kontakt:

Post autor: Anette »

Anette była tak zmęczona, że nie słyszała już nic wokół siebie. Całonocna gonitwa była wyczerpująca, zwłaszcza dla kogoś tak kruchego jak ona. Było jej źle w każdym możliwym tego słowa znaczeniu. Bolały ją wszystkie mięśnie, wszystkie stawy, była teraz jak kukiełka leżącą bezwładnie na posłaniu. Sen przyszedł sam, znienacka, ale od razu, natychmiast, gdy tylko położyła głowę na miękkim posłanku. Nigdy nie sądziła, że spotka ją coś takiego. Owszem nie żyła w idealnej harmonii, jej życie było właściwie pasmem udręk, ale było lepsze niż to co przeżyła w lochach. Wolała już ojca pijaka i wycofaną matkę, niż to co przeżyła. Poza tym w domu miała babcię. Jej ukochaną babcię, dzięki której była tym kim była. Gdyby nie ona pewnie skończyła by jako pomywaczka w karczmie, zgwałcona, pobita, sponiewierana. Ale jej babcia była najwspanialszą osobą pod słońcem. Trzymała się jej spódnicy od wielu lat. Była dorosła, a jednak babcia stanowiła dla niej najbliższą osobę. Dzięki niej zaczęła zarabiać i pomagać w domu. Szyła torby, haftowała je, robiła suknie na zamówienie, pracował ciężko, ale lubiła robić to co robiła. Ale potem jej świat legł w gruzach kiedy dostała się do niewoli. Jej życie zmieniło się bezpowrotnie, przynajmniej tak myślała. Nie sądziła, że uda jej się wyrwać lochów okrutnego czarodzieje. W dodatku nie do końca wiedziała teraz kim jest. Czy była królikiem? Po prostu zwykłym, puchatym zwierzątkiem, czy też kimś więcej. Nie wiedziała, czy powinna czuć się zwierzęciem, czy też człowiekiem. A była jednym i drugiem, lecz w głowie nie potrafiła tego wszystkiego ze sobą powiązać. Plątały jej się zmysły, nie przyzwyczaiła się jeszcze do tego, że jej węch czy słuch zostały tak brutalnie wyostrzone. Trudno jej było się w tym wszystkim odnaleźć.

Mimo, że wydawało jej się, iż zasnęła ja kamień, uchylanie drzwi obudziło ją natychmiast. Jej króliczy słuch wychwycił najmniejsze szurnięcie. Usiadła natychmiast na posłaniu gotowa do ucieczki. Ale przecież była w bezpiecznym miejscu. Spojrzała na Deidre wielkimi, przerażonymi oczami. Jej wzrok złagodniał jednak sekundę później. Znała tą twarz. Dziewczyna, która uratowała ją przed pogonią. Była w wiosce driad, tak teraz sobie to przypomniała. Nie miała się czego bać, a jednak... Myśl o tym, że ktoś zaraz może ją porwać była przytłaczająca. Nie wiedziała w której części świata się znajduje. Nie wiedziała jak trafić do domu, ale Dei była tak przejrzyście dobra, że serce An szybko zwolniło bieg.
Awatar użytkownika
Deidre
Szukający drogi
Posty: 39
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Deidre »

        Driada wsunęła się do środka najciszej jak potrafiła, jednak czujna królikołaczka natychmiast wyłowiła stuknięcie drzwi. Poderwała się w górę jak przepłoszona łania i spojrzała na nią wielkimi, przestraszonymi oczami. Faktycznie miała w sobie dużo ze zwierzęcia. Ale w piękny, naturiański sposób. Z tego co mówiła, ktoś przemienił ją w hybrydę, choć wcześniej była człowiekiem. Zdaniem Deidre nie było nic złego w tej przemianie.
- Nie bój się, to ja - powiedziała uspokajająco, podchodząc do niej - Przyniosłam ci coś na przebranie. Powinna na ciebie pasować.
Podała jej delikatną, zieloną suknię i przysiadła na skraju łóżka.
- Wiem, że ciężko ci się pogodzić z… twoim nowym ciałem, a moje zdanie, jako osoby obcej nie ma żadnego znaczenia… Ale jesteś bardzo piękną naturianką. Cieszę się, że mimo tych wszystkich okropności stałaś się jedną z nas - powiedziała niezgrabnie, rumieniąc się lekko. Nigdy nie umiała precyzyjnie tłumaczyć swoich myśli, a pragnąc dobrać słowa tak, by nie urazić Anette, plątała się jeszcze bardziej. Odgarnęła rudy kosmyk z czoła i przeciągnęła się.
- Zaczyna zmierzchać - powiedziała, patrząc przez okno na kilka migoczących gwiazd, widocznych między konarami - Przywódczyni zgodziła się, żebyś została u nas do rana. Później zaprowadzę cię tam, gdzie będziesz chciała.
Nie wspomniała ani słowem o pościgu, nie chcąc straszyć i tak zmęczonej dziewczyny. Tutaj nic jej nie groziło, a jutro to ona postara się, żeby blondynka była bezpieczna.
- Idę pogapić się w niebo, wrócę za jakiś czas. Śpij spokojnie.

        Wychodząc z chatki, po raz pierwszy od długiego czasu miała faktyczne poczucie celu. Szybko wspięła się po konarach na górę i opadła na najwyższy z nich, górujący nad pozostałymi. Podłożyła ramiona pod głowę i wpatrzyła się w gwiazdy. Ich srebrny blask migotał tysiącami punktów na granatowym niebie. Zastanawiała się nad tym, czy to przeznaczenie skierowało ją na drogę, którą stąpała również Anette. Jako driada opiekowała się lasem, ale może wreszcie mogła zrobić coś więcej? Pomóc komuś innemu? Nie wiedziała kim jest człowiek, który ściga królikołaczkę, ani czy do niego odnosiła się jej wizja. Coś w głębi serca mówiło jej jednak, że nie może pozwolić mu jej dopaść.

        Wróciła do chatki na palcach, a mimo to podejrzewała, że dziewczyna ją usłyszała. Ułożyła się wygodnie na macie obok łóżka i momentalnie zasnęła. Jej sny wypełniały przeplatające się drzewa, dziwne, smutne dziecko, wysoki mężczyzna w grubych, skórzanych rękawicach i całe stado puchatych królików.

        - Dzień dobry - powiedziała z uśmiechem, widząc, że Anette się już obudziła. Wczesne, nieco cytrynowe w zabarwieniu słońce przeświecało przez liście i wpadało radośnie do chatki. Driada siedziała przy stoliku i leniwie obierała zielonkawy owoc. Obok niej leżała spakowana torba z prowiantem, a wyczyszczone sztylety ułożyła w równym rządku.
- Spakowałam nam trochę jedzenia. Odśwież się i daj znać, jak będziesz gotowa.
Chwila nieuwagi i krótki, zakrzywiony nożyk zagłębił się lekko w palcu. Dea zasyczała cicho i wsadziła skaleczony palec do ust. Rozbudzony Pech unosił się na framudze drzwi i chichotał paskudnie. “Pobudka!” zdawał się mówić.
- Zaraz to opatrzę. Tylko gdzie ja wsadziłam bandaż… - mruczała pod nosem, grzebiąc w torbie i chlapiąc blat stołu kropelkami krwi. Ich głębia była hipnotyzująca na tle żywej zieleni drzew. Nagle - zupełnie jakby Pech szturchnął jej rękę - zahaczyła dłonią o pasek i cała zawartość torby znalazła się na podłodze. Dobra wiadomość - odkryła gdzie są bandaże. Zła wiadomość - pozostałe drobiazgi rozleciały się na wszystkie strony. Wśród nich znajdowała się również niewielka, przezroczysta buteleczka, której korek wyskoczył z cichym pyknięciem.
- Halo, jest tu kto? Proszę, pomóż mi! - rozległ się płaczliwy, chłopięcy głosik. Deidre pospiesznie zakorkowała buteleczkę i schowała ją do torby.
- Znalazłam ją kiedyś w kamiennym kręgu. Mam wrażenie, że ktoś rzucił klątwę na tego chłopca i ukradł mu głos. Chciałabym go zwrócić - westchnęła - ale głos zdaje się mieć permanentną amnezję. Nie mam pojęcia nawet gdzie zacząć poszukiwania.
Kiedy już wszystko znalazło się z powrotem na swoim miejscu, driada podała Anette rękę, pomagając jej wstać.
- Ruszamy? Tilia czeka na dole - oznajmiła, podchodząc do jednego z pnączy. Oplotło ją w pasie i to samo zrobiło z królikołaczką. Kiedy tylko znalazły się na ziemi, zachwycona tym faktem suczka wbiegła między nie i z wywieszonym jęzorem zaczęła domagać się uwagi. Dea podrapała ją za uszami i wskazała wybrany przez siebie kierunek. Prowadził on w przeciwną stronę niż pościg, a z tego co udało jej się ustalić w transie, okolica była tam bezpieczna.
- Idąc tą drogą za jakiś czas natrafimy na niewielką wioskę, Cad’hein. Zamieszkują ją mili ludzie, szanujący nasze lasy, a nawet garstka naturian. To w większości odmieńcy, którzy musieli opuścić swoich współplemieńców, jednak nie spotka nas tam żadna krzywda. Myślę, że to dobry kierunek. Jeśli stamtąd będziesz chciała ruszyć w jakąś konkretną stronę, bez trudu wskażą nam właściwą ścieżkę. Poza tym będziemy mogły zdobyć tam konie, jeśli zajdzie taka potrzeba.
Awatar użytkownika
Anette
Błądzący na granicy światów
Posty: 13
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje: Rzemieślnik , Chłop
Kontakt:

Post autor: Anette »

- Raczej zmiennokształtną - poprawiła ją dziewczyna.
- Nie czuję więzi z naturą, ale umiem się przemieniać. Może nie wiem wiele na temat świata, ale to akurat tak - nie mówiła tego w złości, czy niepokoju. Po prostu tak właśnie było, przemieniło ją w zmiennokształtną, w królika, zająca, długoucha, jak zwał tak zwał. Chciałaby się przemieniać w piękna naturiankę, ale było inaczej. Nie wiedziała jak sobie z tym poradzić. To wszystko było tak poplątane. Nie miała siły o tym myśleć, a musiała. Gdy Deidre podała jej sukienkę wzięła ją w łapki, ale nie przyglądała się. Swoimi smutnymi oczami patrzyła na młodą driadę. No cóż... Wiedziała, że nie będzie mogła zostać tu na zawsze. Jedna noc to i tak było więcej niż mogła oczekiwać. Nie wiedziała gdzie znajduje się pościg, ale doskonale zdawała sobie sprawę, że nie odpuszczą. Była drogim towarem. Towarem... To słowo ciężko przechodziło jej przez myśli Ale taka była prawda, dla jej oprawcy była towarem i niczym więcej. To było takie smutne. Dlaczego to właśnie ją to spotkało? Została dziwolągiem... Odmieńcem, odszczepieńcem...
- Dziękuje - odparła, a dziękowała za wszystko, za nocleg, za sukienkę, za opiekę. Gdy Dea wyszła z domku An przebrała się powoli. Sukienka była wykonana z materiału jakiego nigdy wcześniej nie widziała. Nie wiedziała, czy to już tkanina, czy jeszcze zaklęte liście. Ubranie sięgało jej mniej więcej do kolan, miało krótki rękaw i prosty, okrągły dekolt. Przynajmniej była czysta i schludna. Swoje poszarpane ubrania złożyła jednak w kostkę i odłożyła na posłanie. Nie chciała go wyrzucać, kto wie... może jeszcze się jej przydadzą. Była na tyle zmęczona, że niewiele myśląc wróciła na posłanie. Ubrania przełożyła na podłogę. Zwinęła się w kłębek próbując zasnąć, ale tym razem to nie było takie łatwe. Leżała dłuższą chwilę z zamkniętymi oczami. W końcu sen jednak nadszedł. Usnęła, ale jej sen był niespokojny. Nie wiedziała ile drzemie, ale kiedy drzwi do chatki uchyliły się obudziła się. Nie usiadła jednak gwałtownie tak jak wcześniej. Ze strachu raczej jeszcze mocniej zwinęła się na posłaniu obejmując rękami kolana. Słyszała jak Deidre wchodzi do środka, a potem kładzie się na podłodze. Było jej głupio, że zajmuje jej miejsce na posłaniu, ale chwilę potem poczuła tak gwałtowne zmęczenie, że już bez zastanawiania się usnęła.

Obudził ją głos driady. Usidła cicho na posłaniu i rozejrzała się dookoła. Wiedziała już gdzie i z kim jest. Nie bała się tak mocno jak wcześniej, choć z tyłu głowy ciągle miała wizję pościgu.
- Dzień dobry - powiedziała cicho i łagodnie. A potem wydarzenia posypały się jak lawina. Rozcięty palec Dei, przedmioty rozsypane po podłodze, jakaś dziwna buteleczka z czyimś głosem. Anette ledwo nadążała za wydarzeniami. Chciała pomoc, pozbierać rzeczy, opatrzyć ranę Dei, ale miała wrażenie, że wszystko dzieje się zdecydowanie za szybko i gdzieś poza nią. Nim się spostrzegła były już na dole i wyruszały w podróż do wioski, której nazwy An zupełnie nie kojarzyła.
Ostatnio edytowane przez Anette 5 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Deidre
Szukający drogi
Posty: 39
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Deidre »

        Kiedy dotarły na miejsce, ich oczom ukazała się niewielka dolinka, otoczona szumiącymi wesoło bukami. Ich liście były zaczerwienione, jakby tu wcześniej zawitała jesień. Niewielkie, bielone chatki, przykryte równo ułożoną strzechą, przycupnęły pośrodku polany jak grzyby, które wyrosły wzdłuż udeptanej ścieżki. Jasne promienie porannego słońca nadawały miejscu swojskiego wyglądu, zupełnie nie pasującego do wyszukanej nazwy. Cad'hein. W języku elfów Ostoja.
        Z jednej z chatek wyszła wysoka kobieta z jasnymi włosami zaplecionymi w misterny warkocz. W długich rękach niosła gliniany dzban, w którym chlupotała jakaś ciecz. Jej twarz, o lekko błękitnym odcieniu, przecinała długa, pomarszczona blizna. Najprawdopodobniej ślad po oparzeniu. Nimfa zerknęła na nie i uśmiechnęła się promiennie na widok Deidre. Driada była regularnym gościem w wiosce, niosąc pomoc jej pokiereszowanym przez los mieszkańcom i słuchając ich niewyczerpanych opowieści. Pomachała do dziewczyny i odprowadziła ją wzrokiem.
        Z przykrytego złotym zbożem pola zaczęły wysuwać się kolejne postacie. Satyr, który kuśtykał na przykrótkiej nodze, miał zatknięty na głowę słomkowy kapelusz i motykę w prawej dłoni. Towarzysząca mu krydiana z opaską na oku śmiała się głośno. W rękach trzymała dużą donicę, wypełnioną po brzegi ziemią.
- Wszyscy mieszkańcy tej wioski przeszli piekło w swoim życiu. Część z nich urodziła się okaleczona i została wygnana ze swojego plemienia. Część skrzywdzili ludzie. Krydiana, która właśnie wyszła z pola - Dea wskazała kobietę, która na ich widok zamarła bez ruchu - Deneira, skrywa pod opaską oko, które potrafi dojrzeć najgłębiej skrywany sekret każdego stworzenia. Jest wynikiem eksperymentu, tak jak ty. Usiłowano z niej zrobić broń, szpiega doskonałego. Uciekła i znalazła schronienie tutaj. Te stworzenia nie lubią o sobie mówić, ale to bardzo przyjazne dusze. Pomagają sobie nawzajem a ja pomagam im pozostać w ukryciu. Na pewno będą w stanie nam pomóc.
Raźnym krokiem Deidre ruszyła w stronę satyra. Tilia, która towarzyszyła im podczas spaceru, z radością rzuciła się w jego stronę. Naturianin opadł na kolana i objął ramionami psisko, które ochoczo zabrało się za wylizywanie jego ozdobionej kozią bródką twarzy.
- Cześć Dea! Co cię do nas sprowadza? I kim jest twoja… śliczna przyjaciółka? - zapytał wstając i podając rękę Anette.
- Nazywam się Bartolomeo von Spitzengard trzeci - powiedział poważnie, ściągając z głowy kapelusz i kłaniają się niezgrabnie. Deneira prychnęła z pogardą.
- Tak naprawdę nazywa się Zig. Nie daj się nabrać temu błaznowi - objaśniła, patrząc przyjaźnie na królokołaczkę. Oboje z całą pewnością zarejestrowali jej nietypowy wygląd, ale taktownie nie zamierzali poruszać tego tematu. W końcu każdy z nich posiadał defekt o którym wolałby nie mówić przy pierwszy spotkaniu.
        Zza jednego z domków ciekawie spoglądał na nich mały chłopiec o usmarowanej buzi i wielkich, niebieskich oczach. Driada kucnęła i pomachała mu.
- A to kto? Nie kojarzę tego malucha.
- Nazwaliśmy go Ciszek. Dzieciak przybłąkał się do nas kilka tygodni temu. Nie mówi ani słowa. Na ciele miał wymazane magiczne symbole, jakby brał udział w jakimś rytuale.
Biedactwo” pomyślała wieszczka, podchodząc powoli do malca. Wyciągnęła do niego przyjaźnie rękę, kiedy oczy Ciszka zaokrągliły się jak spodki. Wyciągniętym, brudnym od ziemi palcem wskazywał korek i szyjkę zaklętej butelki, które wysunęły się z torby driady.
Awatar użytkownika
Anette
Błądzący na granicy światów
Posty: 13
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje: Rzemieślnik , Chłop
Kontakt:

Post autor: Anette »

Ich wędrówka nie trwała długo. W końcu wyszły z lasu, a ich oczom ukazała się mała dolina obsypana niskimi domami. Anette nie znała tego miejsca. Widziała je po raz pierwszy w życiu, ale budziło w niej pewne zaufanie. Wszystko tu wyglądało jak z jakiejś magicznej opowieści. Domy, drzewa, promienie słońca oświetlające dolinę. Anette była oczarowana. Zeszły w dół ścieżką i szybko znalazły się na głównym trakcie, który przecinał wioseczkę na pół. Jej oczom ukazała się kobieta o niespotykanej, delikatnie niebieskiej skórze. Zaraz po tym zobaczyła satyra, a za nim wysoką, ciemnowłosą kobietę z opaską na oku. Nie wiedziała, że jest krydianą. Nie miała charakterystycznego, sięgającego kostek warkocza. Jej włosy były upięte w potężny kok z tyłu głowy i ozdobiony kwiatkami, zwanymi gipsówką. Wyglądała trochę przerażająco jak dla delikatnej królkołaczki. Od razu pomyślała, że ta kobieta powinna być wojowniczką. Nie myliła się bardzo, bo wkrótce Dea pośpieszyła z wyjaśnieniami, że ów ciemnowłosa jest krydianą.

Satyr natomiast sprawiał wrażenie przyjaznego i sympatycznego.
- Dzień dobry – odezwała się cichutko dziewczyna – miło mi poznać, jestem Anette – przedstawiła się. Ale nie bardzo wiedziała co więcej powiedzieć. Uśmiechnęła się tylko pogodnie, gdy dowiedziała się, że satyr robi sobie z niej żarty. Nie miała mu tego za złe. Trochę zabawy w życiu nie zaszkodzi.

W głowie Anette krążyło wiele myśli. Ta wioska wydawała się ostoja dla takich jak ona, dla odmieńców. Była ciekawa jak udaje im się pozostać w ukryciu. Może nad wioską wisiała jakaś klątwa, a może wręcz przeciwnie jakiś dobry urok, że inni nie zapuszczali się w te rejony. Taka na przykład nimfa przecież mogła paść łatwym łupem handlarzy nieludźmi. Najwyraźniej jednak w tej dolinie było coś magicznego, co sprawiało, że pozostała ukryta przed światem. Anette przyszło nawet do głowy, że może tutaj by się odnalazła, z drugiej jednak strony chciała wrócić do swojej wioseczki, do babci. Ale czy tam będzie jeszcze dla niej miejsce? Co zrobi jej ojciec jeśli ją taką zobaczy... Nienawidziła go z całych sił, ale kochała babcię, która teraz była zdana na jego łaskę i niełaskę. Anette mimo iż wyspała się tej nocy czuła się zmęczona. Nie wiedziała gdzie jest, w dodatku bała się pogoni. Nie miała pojęcia, czy szuja jej dwóch, czy może tuzin mężczyzn, a co jeśli ją dopadną? Co jeśli zostanie sprzedana do jakiegoś burdelu, albo cyrku? Dokąd miała uciekać? Wioska driad już nie była dla niej dostępna, mogła iść tylko tam, gdzie kazała jej Deidre.

Kiedy zobaczyła małego chłopca uśmiechnęła się, ale nie podeszła zbyt blisko. Bała się, że może go wystraszyć swoim wyglądem. Nie wiedziała jak mały zareaguje na jej królicze uszy i ogon. Patrzyła jednak jak Dea podchodzi do niego i zaczyna coś mówić. Postanowiła, że nie ruszy się z miejsca, tylko będzie przyglądać z daleka młodej driadzie.
Awatar użytkownika
Deidre
Szukający drogi
Posty: 39
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Deidre »

        Driada uśmiechnęła się ciepło i bardzo ostrożnym ruchem zdjęła torbę z ramienia.
- Chcesz zobaczyć co jest w środku, mały? - zapytała, wyciągając w jego stronę rękę. Chłopiec, wciąż nieufnie skulony, przysunął się jednak bliżej, sięgając umorusaną od brudu łapką w jej stronę.
        Pech zdecydowanie zbyt długo huśtał się na ramieniu Deidre i ta bezczynność zaczynała go już denerwować. Och, jaka urocza sielanka - zielonoskóra zyskała nowego przyjaciela! Rozejrzał się chytrze na boki i zatrzymał swój wzrok na Tilii, która leżała do góry brzuchem, nadal drapana przez Ziga. Nagle uwaga psiska skupiła się na ukrytym za winklem dziecku, zupełnie jakby niewidzialny głos szepnął mu coś do ucha. Suczka poderwała się na równe nogi i przyjaznym, hałaśliwym kłusem popędziła w stronę malca. Cóż, z całą pewnością dla niej przyjaznym.
        Ciszek na widok wielkiej, szarej kuli sierści, zębów i pazurów momentalnie dał nura za chatkę i zniknął w głębi osady. Zirytowana Dea odwróciła się w stronę Tilii, która zatrzymała się, merdając niepewnie ogonem. Gdzie podział się ten chłopczyk, którego jeszcze nie zdążyła polizać? Co się z nim stało?
- No i go przestraszyłaś! Brawo! - fuknęła, a wilczyca podeszła do niej i szturchnęła ją lekko łbem w dłoń. Driada uśmiechnęła się ciepło.
- Wiem, że nie chciałaś. Następnym razem zachowuj się przy nim spokojniej. Ten maluch musiał wiele przejść.
- Podejrzewamy, że to sprawka wiedźmy - oznajmił Zig, podchodząc do nich i pomagając rudowłosej wstać - Cały czas staramy się ją stąd wykurzyć, ale dobrze się maskuje.
Dea zerknęła na niego zaskoczona.
- Nie wiedziałam, że macie problem z wiedźmą.
- Nie problem - odparła Deneira, stając u boku satyra - I Zig o tym DOSKONALE wie. Jest częścią lasu tak samo jak nasza wioska i musimy to uszanować.
- Nie zamierzam szanować kogoś, kto krzywdzi innych! A ona…
- Ona jest starsza ode mnie i ciebie razem wziętych Zig - powiedziała krydiana, ucinając dyskusję - To daje jej pewne prawa.
Nimfa z blizną na twarzy, ta sama, która wcześniej machała Deidre na powitanie, podeszła do nich nieśmiało i stuknęła rozzłoszczonego satyra w ramię.
- Maluch na pewno lada moment wróci, jest bardzo ciekawski. Wystawiłam mu trochę owoców i mleka na parapet. Macie może ochotę na coś do picia? Właśnie zaparzyłam ziół z miodem - spytała, ewidentnie próbując załagodzić atmosferę.
- To bardzo miło z twojej strony, skarbie. Z chęcią się napijemy - odparła Deneira, kiwając dziewczynie nieznacznie głową, wdzięczna za interwencję. Kiedy Zig się zagalopował jego fochom nie było końca. Z uczuciem zmęczenia po ledwo unikniętej kłótni Dea ruszyła za pozostałymi i zrównała się krokiem z Anette.
- I jak ci się tu podoba? - spytała pogodnie, a po chwili, wiedziona nagłą myślą dodała - Wiesz, myślę, że gdybyś chciała, mogłabyś tu zostać. Ale jeśli postanowisz inaczej, postaram ci się pomóc jak tylko będę mogła. Powiedz mi tylko, co planujesz dalej?
Zdawała sobie sprawę, że oswojenie się z nowym wyglądem i zmysłami zajmie królikołaczce trochę czasu. Musiała mieć jednak jakiś plan. Czy chciała po prostu zaszyć się w głuszy, tak żeby nikt nigdy o niej nie słyszał i uniknąć pogoni? A może był ktoś za kim tęskniła i do kogo pragnęła wrócić?
        Kilka kroków dalej Ciszek człapał za nimi, nie odrywając wzroku od szyjki butelki, która nadal wystawała z torby driady.
Zablokowany

Wróć do „Szepczący Las”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 5 gości