Unoszący się z krzywego komina dym wił się cienką strużką, by w końcu ginąć w gęstym baldachimie gałęzi prastarych drzew. Wszystko tu było stare. Szerokie pnie, grube konary, kora spękana w tajemny wzór natury i pokryta często mchem wskazującym północ. Zwalone kawały drew - nie ścięte czy zrąbane, ale rozproszone po ziemi w imię przyrody i złożonych na nią żywiołów. Bystrookie sowy, których hukanie ścichło w znacznej mierze krótko przed nastaniem świtu. Dzikie krzewy z nieznanymi owocami, znane tylko botanikom zioła i przeróżne kwiaty, kuszące barwą lub zapachem. Nawet domek, zbudowany tu ludzką ręką, wkomponowany w falujące podłoże lasu zdawał się liczyć sobie całe wieki i wyglądał tak naturalnie, jakby dach już dawno przeistoczył się w ściółkę, a ściany zapuściły korzenie w ziemi rzadko tykanej ludzką stopą.
A pośród tego wszystkiego był on, czując się jeszcze bardziej młodym i niedoświadczonym, niż zwykle.
Siedział akurat na zwalonej kłodzie, porośniętej gęsto krzaczkowatym porostem. Dopóki miał zamknięte oczy, łatwo mu było wyobrażać sobie, że czuje na ramionach ciężar zbroi, a przy pasie pochwę z mieczem; że włosy ma długie i jaśniejsze od delikatnego zarostu oraz brwi; że dawno już wyleczył ranę na lewym ramieniu, a do ostróg przy butach powoli się przyzwyczaił. Że gdy otworzy oczy, ktoś zawoła go z pytaniem, czy nie napije się jeszcze grzanego miodu z imbirem.
Otworzył oczy. Nikt nie wołał. Sermina wyszła z chatki i zmierzała w jego stronę. Księciu wyrwało się długie, choć dobrze maskowane westchnięcie.
Noc spędzili w domu staruszki, która im pomogła. Okazała się być bardzo miła i dobroduszna, choć w zupełności głucha. Ugościła ich lekką kolacją, a teraz zaoferowała na śniadanie gęsty napój z ziołami i jakimś nieodgadnionym rodzajem jabłek, dodającym całości słodyczy. Po pościgu nie było śladu, i nic dziwnego. Chyba nikt nie zapuszczałby się sam w ten las.
Vertan zaczekał, aż Sermina może usiądzie obok niego i dopiero po dłuższej chwili się odezwał, ciągając nieprzyjemnie długą nitkę przy rękawie.
– Nie spałem w nocy. Za dużo znam opowieści o ludojadach zamieszkujących podobne miejsca. – Nawet nie drgnęła mu powieka, gdy to wyjaśniał. – Tak czy inaczej, choć mamy trochę spokoju, nie powinniśmy zostawać tu zbyt długo. Pomyślałem o tym, co mówiłaś na temat smoków. To dawna i potężna rasa, ściśle związana i z magią, i z ogniem. Więc, śmiem twierdzić, to może być odpowiednie miejsce.
Zerknął niepewnie w stronę chaty i dosyć niepotrzebnie ściszył głos.
– A poza tym, ta starsza leśna pani może mieć taką przeszłość, o jakiej nawet by nam się nie śniło.