Szepczący Las[Posiadłość Anny] W poszukiwaniu wiedzy

Utopijna kraina druidów, zwierząt i wszystkich baśniowych istnień. Miejsce przyjazne dla każdego stworzenia. Ogromny las położony w górskiej dolinie, gdzie nic nie jest takie jak się wydaje.
Awatar użytkownika
Alisandra
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Alisandra »

Zostawiwszy pustelniczkę w jej pokoju, Alisandra wróciła do siebie. Nie do końca rozumiała co właściwie stało się z dziewczyną i skąd te nagłe utraty świadomości. Zastanawiała się czy może obca choruje na coś, ale nie miała pojęcia co by to mogło być. Lisołaczka wdrapała się na miękkie posłanie, chcąc w końcu je wypróbować. Miała uczucie jakby zapadała się do środka łóżka i było to niesamowicie przyjemne. Zadowolona, zdmuchnęła płomyk świeczki stojącej na szafce obok łóżka, po czym nakrywając się po same uszy zwinęła się w kłębek na jednej z ogromnych poduszek i przymknęła oczy. Starała się cieszyć chwilowym ciepłem łóżka i spokojem panującym w pokoju, w końcu nie mogła mieć pewności co przyniesie jutro.
Sen zmorzył ją szybciej niż można by się tego spodziewać, lecz zamiast przynieść jej chwilę ukojenia, przez całą noc dręczyły ją koszmary z jej przeszłości. Kiedy nad ranem wreszcie udało jej się zebrać z łóżka, czuła się zmęczona bardziej niż kiedy się kładła. Mimo to ubrała się w sukienkę, przyniesioną wczoraj przez służbę i rozczesała splątane przez niespokojny sen włosy, nim do jej pokoju zapukała służka z zaproszeniem na śniadanie. Alisandra nie ubierając butów ruszyła za dziewczyną plątaniną korytarzy. Była spięta, nie wiedząc czego tym razem może się spodziewać po gospodyni, czy dziś też będzie w tak dobrym nastroju, a może przypomni sobie nagle o jej obecności i postanowi jak najszybciej pozbyć się jej ze swojej posiadłości? Albo co gorsza postanowi ją jednak ukarać? Dziewczyna wolała o tym nie myśleć, jeśli zanadto zagłębi się w czarnych scenariuszach znów wpadnie w panikę.
Nie uczestniczyła w rozmowach przy śniadaniu. Zerkała tylko od czasu do czasu na zebranych. Wciąż nie wiedziała co myśleć o jej gospodyni. Kobieta miała przerażający wygląd potwora, jednak musiało być w niej coś dobrego patrząc na to jak odnosiła się do swoich gości i samej Alisandry. Albo potrafiła świetnie udawać… Elf towarzyszący pustelniczce tym razem nie kłopotał się maską i w kompletnej ciszy podjadał owoce. Dziewczyna przyglądała się mu ukradkiem skupiając swoją uwagę na broni. Chętnie przyłapałaby go na jakimś treningu, lub w kolejnym starciu, może zdołałaby czegoś się nauczyć, w końcu już przekonała się że w tym świecie trzeba umieć się bronić, a ona musiała się dopiero tego nauczyć, czemu więc nie robić tego podpatrując najlepszych? Strażnicy nie popisali się wczoraj swoimi możliwościami, elf z kolei pokazał już na co go stać i nawet się przy tym nie zmęczył, przez co urósł w jej oczach do rangi prawdziwego wojownika. Lisołaczka zerkała też od czasu do czasu na pustelniczkę, mając cichą nadzieję, że po wczorajszym wieczorze dziewczyna odzyskała siły. Była ciekawa co wczoraj spowodowało te nagłe osłabienia, jednak uznała, że spróbuje się czegoś dowiedzieć później jeśli będzie jej to dane. Coś przyciągało ją do obcej w kompletnie niezrozumiały dla niej sposób, jakby coś mówiło jej że może zaufać dziewczynie.
Zaskoczył ją delikatnie drżący ton głosu gospodyni. Na chwilę oderwała się od jedzenia i własnych rozmyślań, strzygąc uszami słuchała uważnie rozmowy kobiet rozumiejąc z niej tyle co nic. Owszem mieszkała kiedyś z magiem, jednak ten starannie odsuwał ją od wszystkiego co związane z jego pracą. Kiedy tylko gospodyni wstała od stołu, a goście zakończyli jeść swoje śniadanie, Alisandra zebrała się ze swojego miejsca i cichcem opuściła salę wychodząc do ogrodów, przez które wczoraj weszli do zamku. Chłodne poranne powietrze przyjemnie owiało jej stopy. Nie mogła narzekać na gościnność Pani zamku, dodatkowo otaczający ją przepych zapierał wręcz dech, mimo to lepiej czuła się poza grubymi murami. Lata zamknięcia sprawiły, że była ciekawa tego co na zewnątrz.
Awatar użytkownika
Pani Losu
Splatający Przeznaczenie
Posty: 637
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Pani Losu »

Dzień, mimo wczorajszych emocjonujących wydarzeń zapowiadał się naprawdę spokojnie. W powietrzu nie unosiła się żadna niepokojąca czy wroga aura, a posiadłość rozbudzona do życia wydawała się miejscem całkiem przyjaznym. Zwłaszcza kiedy już zostało się zaakceptowanym na jej terenie i nieco oswoiło z panującą tu atmosferą. Jednak gdyby chciało się być naprawdę dokładnym należałoby zaznaczyć, że ów ,,spokój" przez każdego był odbierany jednak nieco inaczej. Elf, na ten przykład, zdawał się niemal nudzić brakiem emocjonujących wyzwań jakie stawiała przed nim jego misja, a którą to mógł wypełniać kiedy buszował raczej w leśnej gęstwinie niż siedział w odgrodzonych murem włościach podskubując podane na śniadanie owoce. Pustelniczka z kolei miała o czym myśleć i rozpościerała się przed nią wizja zdobycia upragnionej nauczycielki magii umysłu. W jej przypadku chwila wytchnienia była jak najbardziej pożądana i nie powodowała żadnego dyskomfortu. Jeżeli natomiast przyjrzeć się lisołaczce od razu stałoby się oczywistym, że ona w ów błogi ,,spokój" właściwie nie wierzy i nadal jest pełna obaw co do swojego losu. Gospodyni dla odmiany pozostawała tajemnicza i jej uczucia trudno było odgadnąć. W nocy poddana została właściwie największemu stresowi, ale dziś maskowała to beztroskimi pogawędkami, w które tylko raz wplotła pełne troski i niepokoju pytanie.

W końcu nietypowe trio gości oraz nie mniej wyjątkowa pani dworu rozeszli się, by zdrowym zwyczajem skupić się chwilę na sobie, na własnych sprawach i ogólnie porobić to na co mieli ochotę lub co zrobić należało. Pandora w pierwszej kolejności musiała jednak odpowiedzieć Kerhje, która nagle zrobiła się wyjątkowo poważna. Właścicielka zamku przyjrzała się jej spokojnie, po czym odparła z delikatnym uśmiechem, że oczywiście nie ma ochoty nikogo tutaj krzywdzić. Brzmiało to jednak tak jakby zawsze mogła się rozmyślić, nie trzymała się więc długo tego tematu i szybko odparła, że co do wspomnianej zapłaty - musi się jeszcze zastanowić. Widać było, że jest czymś zaaferowana i nie do końca potrafi się skupić na swojej rozmówczyni. Pustelniczka nie zatrzymywała jej i przemieniona w końcu udała się do swoich pokoi by zastanowić się jak zabezpieczyć księgę znajdującą się w piwnicy, a której energii Kerhje na szczęście nawet nie próbowała do tej pory pobrać. Rozmyślała także dalej od czego by tu zacząć naukę dziewczyny... miała coraz więcej pomysłów i nie wiedziała, który z nich byłby najlepszy i optymalny dla ludzkiej dziewczyny o niewątpliwym talencie, ale jednak i pewnych widocznych słabościach. No i czy aby na pewno wystarczy jej determinacji? Nie, w to Anna jakoś nie potrafiła wątpić. Skoro niewidoma i żyjąca do tej pory w samotnej chatce panienka była teraz tutaj, w jej nieskromnych progach, to znaczyło, że wie czego chce i potrafi do tego sukcesywnie dążyć. Opuściła swój dom, nie zlękła się wyglądu gospodyni (choć dzięki gawronowi mogła ją całą ujrzeć), nie uciekła po przymusowej ingerencji w umysł... tak, skoro nadal się nie rozmyśliła to małe były szanse, że zrobi to potem. Zadowolona z takich myśli, choć spiesząc się, Anna zamknęła drzwi i poczęła wertować odpowiednie księgi. Nie, żeby nie wiedziała co ma robić... ale lepiej było się jednak upewnić.

Tymczasem czuwający na parapecie Arios przyuważył jak lisołaczka wymknęła się na dwór, a po rozmowie z Pandorą w tę samą stronę udała się Kerhje. Nic z tym faktem nie zamierzał robić ani nawet komentować go w myślach - po prostu coś co zauważył, ale nie miało w tej chwili większego znaczenia. Zastanawiał się jedynie czy pustelniczka naprawdę zamierza tu zostać i czy i on w takim razie powinien... oraz jak długo mogłoby to trwać. Z wielką radością wróciłby już do lasu, tam było jego miejsce i tam był potrzebny. Tutaj nie tylko nie czuł się zbyt komfortowo, a i wzbudzał negatywne uczucia u innych - no, przynajmniej niektórych z nich.

Podobne wrażenie mogła robić na tutejszych lisołaczka - może nie przez sam fakt należenia do takiej, a nie innej rasy, ale przez wczorajsze zamieszanie. Kto wie ile osób zapamiętało wykrzyknięte przez demoniczną panią ,,Zabrała tylko jedzenie!" i na ile to w ich oczach usprawiedliwiało wygłodzoną dziewczynę. Ta jednak nie myślała o tym w tej chwili - w przepięknym, otwartym ogrodzie, w chłodzie poranka poczuła się wyjątkowo beztrosko. A przynajmniej nie nękały jej wciąż czarne myśli jak to robiły przy śniadaniu. Mimo, że tu i ówdzie widać było strażników lub służbę nikt nie zwracał na nią szczególnej uwagi - nieobserwowana i przebywając z daleka od właścicielki posiadłości, która na dobrą sprawę trzymała w tej chwili jej los w garści, mogła nieco się wyciszyć i zastanowić co by tu zrobić dalej... jak się zachować? Może należałoby odejść? A gdyby lepiej byłoby skorzystać z gościnności przemienionej i odzyskać siły przed udaniem się w dalszą, pełną niewiadomych drogę? No i dziewczyna... ślepa dziewczyna, która budziła w niej szczere, choć może jeszcze nie jakoś bardzo silne zaufanie. To było bardzo przyjemne uczucie, szkoda byłoby lisicy tak szybko od niego uciec. Właśnie w chwili, gdy ta myśl przemknęła przez jej głowę, za swoimi plecami usłyszała kroki. Spłoszona, odwróciła się gwałtownie, ale zaraz rozpogodziła się i uspokoiła rozkołatane serce, widząc, że udało jej się wywołać pannę z lasu - Pustelniczka, już w towarzystwie swojego gawrona szła spokojnie w jej stronę. Widać było po niej, że chce coś powiedzieć, więc uszasta poczekała na nią i przywitała cicho, do tej pory bowiem nie miała takiej okazji. Była ciekawa co niewidoma może przekazać, a i sama chętnie zapytałaby o jej stan zdrowia - mimo iż na swój blady sposób Kerhje wyglądała już zdrowo.
Okazało się, że ich myśli szły podobnymi torami - bez problemu wyjaśniły sobie wczorajsze zajście, choć Pustelniczka nie wdawała się w szczegóły. Zapewniła jednak, że to był wyjątkowy przypadek i już nic takiego nie powinno się więcej dziać. Podziękowała też za pomoc i obie dziewczyny skończyły razem podziwiając znajdujące się w ich otoczeniu rośliny. Przynajmniej według Alisandry wyglądały one zdumiewająco. Takie zadbane i... i równe. Nie wymieniały przy tym jednak zbyt wielu słów - cieszyły się spokojem i tym, że nawet dobrze czują się w swoim towarzystwie. Nie wiedziły jednak jak szybko przyjdzie im się rozstać.

Choć do południa było daleko Kerhje postanowiła porozmawiać także z Ariosem jeszcze nim pokaże mu jak podziękować Matce. Po krótkich poszukiwaniach znalazła go na drzewie - tam, gdzie spędził całą noc ku złości strażników, a zwłaszcza jednego z nich. Oczko był przy tym bardzo pomocny - gdyby jeszcze elf siedział na parapecie dziewczyna znalazłaby go nawet i na ślepo, ale tak... choć w sumie mogła się domyślić, że ktoś taki jak on wróci na upatrzone przez siebie miejsce związane w jakiś sposób z naturą. Uśmiechnęła się delikatnie kiedy to sobie uświadomiła. Mężczyzna natomiast widząc ją zeskoczył sprawnie ze swojego strategicznego miejsca tymczasowego bytowania, by nie musiała zadzierać głowy kierując słowa w jego kierunku.
Szybko też okazało się, że to co miała do powiedzenia było mu bardzo na rękę. Ku jego zaskoczeniu (i uldze) zaproponowała, aby po złożeniu ofiary Leśnik zostawił ją tutaj. Nie widziała sensu w trzymaniu go przy sobie na siłę - uważała, że będzie o wiele lepiej gdy wróci do lasu, a on nie mógł temu zaprzeczyć. Stwierdziła, że zrobił już dość dla jej osoby i że więcej dobrego uczyni poza murami tego miejsca. Z tym też nie mógł się sprzeczać. I w ogóle nie chciał. Nie pokazał jednak po sobie zbytniego podekscytowania na myśl o powrocie. Kiwnął tylko głową i wstępnie umówili się na spotkanie w odpowiednim miejscu w południe. To być może będzie ostatni raz kiedy się spotkają... nim Kerhje wróci do swojej samotnej chatki. Bo chyba miło będzie zobaczyć się później, w bardziej naturalnych okolicznościach. Pustelniczka była człowiekiem, który mógł się bezpiecznie czuć przy Leśniku, a on mógł jej ufać (przynajmniej w jakimś stopniu). Szkoda by było zaniedbać i stracić taką znajomość.

Teraz już poza sprawą nauki i ewentualnej zapłaty dziewczyna miała wszystko wyjaśnione i ustalone. Do południa była wolna i mogła zająć się... właściwie czymkolwiek. Tutaj jednak rodziło się pytanie prześladujące wszystkich trzech gości - czym? Póki Pandora ponownie się nie pokaże nic konkretnego do zrobienia zwyczajnie nie było.

A jednak stało się coś co urozmaiciło, a także przerwało ich pobyt tutaj - z chwili na chwilę, wraz z gwałtownym, chłodnym wiatrem na niebie pojawiły się blade i szarawe, choć nie wyglądające zbyt ciężko chmury formujące pokaźne kłębowiska o płaskich jak talerze spodach. W kilka minut zawisły nad ogrodem i posiadłością, gdzieś z boku pozwalając przebić się zdrowej słonecznej jasności, tłumiąc jednakże ostry błysk pojedynczych promieni. Wszystkie jaskrawe kolory tego co na ziemi zostały przytłumione, ale daleko było temu zjawisku do nastania mroku - wszystko było doskonale widoczne, utopione jednakże w zszarzałej przestrzeni i opatulone popielatym, świeżym powietrzem.

* * *


Na samym początku skutki potężnej magii odczuli wszyscy mieszkańcy dworku, w tym jego demoniczna właścicielka - niezauważenie, i spokojnie ich działania stawały się coraz wolniejsze, myśli stłoczone i mętne, a bicia serc cichsze. Nie minęła minuta i niemal wszyscy poruszali się tak niemrawo, że zdawało by się iż zastygli w zupełnym bezruchu. Jednak to specyficzne zjawisko nie dotknęło trójki gości w najmniejszym nawet stopniu - co nie znaczy, że go nie zauważyli. Wszyscy prędzej czy później zorientowali się, że coś jest nie w porządku. Nie zdążyli jednak zbić się w kupkę i tego przeanalizować wspólnymi siłami - z resztą nie było to chyba za bardzo w ich stylu. Każde z nich z resztą i tak zostało złapane daleko od reszty i stanęło twarzą w twarz z tajemniczą postacią, nim z kimkolwiek zdoła się porozumieć. Nieprzyzwoicie wręcz szczupły nieznajomy ubrany w czarny garnitur, a na zmierzwionych ciemnych włosach noszący elegancki kapelusz był ową personą, której nadejścia nikt nie mógł się spodziewać. W każdej ze swoich trzech wersji ukłonił się przed rozmówcami nim przywitał się z nimi werbalnie przedstawiając się zawsze jako ,,nikt szczególny" lub ,,przypadkowy przechodzień".

Z Ariosem nie miał jednak szczęścia. Ten od razu czując, że coś wisi w powietrzu zamiast biernie czekać na rozwój wydarzeń niemal od razu doskoczył do domniemanego napastnika przykładając mu ostrze do gardła. Był bardzo ostrożny. Co prawda nie był to jego teren, a chudzielec raczej nie parał się odłowem rzadkich gatunków, ale był co najmniej podejrzany. Pojawił się przed elfem nagle, wyłaniając się ze słupa dymu. Uśmiechał się pewnie i poruszał z nonszalanckim spokojem, co budziło w Leśniku takie a nie inne odruchy. Na dobrą sprawę można by rzec, że w pojedynkę zaatakował zamek.
Mężczyzna w kapeluszu na takie powitanie zamienił swój uśmiech na jego smutną i jakby pobłażliwą wersję i zamiast powiedzieć wszystko to co na początku zamierzał spojrzał przed siebie i westchnął.
- Tak, najlepiej będzie jak ty wrócisz do siebie. - Stwierdził spokojnie i cicho - Chciałem tylko oznajmić, że nie zastaniesz już tutaj ani pustelniczki ani głodnej dziewczyny, która nie jest już głodna. To wszystko. - I nie wyjaśniając nic więcej począł wymykać się elfowi z rąk, przemieniając się sprawnie w szybko rozpraszający się dym.

Inna jego wersja w dalszej części ogrodów rozmawiała tymczasem z lisołaczką. Tutaj było o wiele prościej i przyjemniej. Oczywiście dziewczyna na początku bardzo się wystraszyła. Kolejny niespodziewany zwrot akcji... kolejna osoba, o której nie wiadomo co myśleć. Chudzielec zrobił jednak wszystko aby ją uspokoić.
- Spokojnie, moja droga, spokojnie. - Powiedział z łagodnym wyrazem pospolitej twarzy - Nie jestem tutaj, by zrobić ci krzywdę. Zapewniam. Co prawda moje nagłe pojawienie się może chwilowo powodować u ciebie niepotrzebny stres i nieco poszarpać twoje nadwyrężone nerwy, ale... nie planowałem tego. Nie do końca tak miało być. - Zaśmiał się przepraszająco i podrapał w tył głowy nadal utrzymując bezpieczną odległość od nieufnej dziewczyny. - Zjawiłem się, bo muszę coś zrobić i w pewnej mierze dotyczy to również ciebie. Ale nie martw się! Chcę tylko byś opuściła tę posiadłość. Nie, byś nie mogla czuć się tu bezpieczna - po prostu uwierz mi, że tak będzie lepiej - jeżeli znikniesz stąd teraz. Bowiem za bramą, czeka na ciebie coś o wiele lepszego. - Spojrzał na nią szczerymi, brązowymi oczami. - Tylko sukienka jest nie twoja... - strapił się i chwycił się za podbródek, a nim dziewczyna zdążyła odzyskać głos, pstryknął palcami otaczając ją dymną powłoką i zmieniając jej dotychczasowy, pożyczony strój na coś o wiele wygodniejszego, idealnie dopasowanego i ogólnie całkiem przyjemnego także pod względem wizualnym. - Tak lepiej. - Stwierdził z zadowoleniem. - Jest twoja. weź też to i... i to. I może jeszcze to. - Kontynuował tworząc po kolei pojemną torbę, bochenek chleba i kilka jabłek.
- To może nie wiele... może powinienem dać ci pieniądze, ale wybacz nie znam tutejszej waluty. - Przeprosił ją po raz kolejny, po czym korzystając z szoku w jakim tkwiła podszedł do niej i lekko popchnął, wysyłając ją tym samym, choć bezgłośnie i bez żadnego bólu poza granice posiadłości Anny Dissen. Pożegnał ją skinieniem głowy, po czym rozpłynął się i zostawił ją samą z rozproszonymi myślami. Był na szczęście na tyle porządny w wykonywaniu swoich obowiązków, że w nowiutkiej torbie Alisandry umieścił wszystkie jej stare rzeczy, które zostawiła w pokoju. Wiele tego nie było, ale tym bardziej dziewczyna mogła być do nich przywiązana. No i maść od Kerhje na pewno się jeszcze przyda.

A jeśli mowa o Pustelniczce - tej mężczyzna w kapeluszu tłumaczył się wyjątkowo długo. Albo też wyjaśniał jej sytuację. Skrupulatnie jednak ignorował wszelkie pytania jakie zadawała w międzyczasie. Nie zdradzał o sobie właściwie nic ciągle twierdząc, że ,,musi mu zaufać", ,,on ma swoje obowiązki", jest ,,nikim ważnym" i najlepsze - że ,,już na ciebie czekają".
- Kto? - Kerhje była zdziwiona. - Kto na mnie czeka?
- One! No one! - W drodze wyjątku udzielił jej odpowiedzi, choć wiele raczej nie zdradził. Dziewczyna mogła tylko domyślać się, że owe ,,one" są kilkoma kobietami, albo tajemniczy nieznajomy nie umie (bądź nie chce) się precyzyjnie wysławiać.
- Tutaj nie dowiesz się tego co ci potrzebne i nie nauczysz tego czego chcesz. Wiem co mówię, moja droga. Jakkolwiek podejrzanym ci się nie wydaję bardzo dobrze wiem! Musisz się udać na zachód. Taki zachód po sąsiedzku. Tam będą. - Pokiwał głową ze zrozumieniem dla samego siebie. - To dosyć pilne, więc lepiej żebyś się pospieszyła. Nawet ci w tym pomogę! - Zapewnił gorąco i zniknął, by po chwili pojawić się znowu, z jej rzeczami, by tak jak w przypadku lisołaczki nie pozwolić jej pozostawić tu nic cennego.
- Weź je, weź. Widzisz coś teraz? A, widzisz. To trzymaj. - Mówił szybko i nieco chaotycznie, choć miłym, przyjaznym tonem, prawie jak dobry znajomy, który wie, że jego koleżanka zrozumie takie dziwaczne zachowanie. - Nie pozwólmy im zbyt długo czekać. - Uśmiechnął się, kiedy dziewczyna przejęła swoje manatki. Wcale nie wiedziała czy powinna ufać temu dziwakowi, ale wydawało się, że nie miała wyboru. Żadna magia na niego nie działała, wydawał się być taki jak ów dym, w którym się pojawiał - niestały i mistyczny, niczym iluzja, a nie posiadające ciało stworzenie mogące kogoś chwycić za rękę, co właśnie uczynił z Pustelniczką.
- Podwiozę cię trochę. - Oznajmił usłużnie - Niech twój ptaszek usiądzie ci na ramieniu, nie chcę go tu zostawić. - Choć brzmiał jak ostatni zboczeniec intencje miał całkiem czyste i gdy tylko ptaszysko znalazło się w jego zasięgu użył swoich czarów i zniknął wraz z Kerhje, by pozostawić ją w miejscu, gdzie rozpocząć się miał kolejny etap jej przygody.

Zaraz po tym zdarzeniu wszyscy mieszkańcy dworku wrócili do życia nie do końca nawet świadomi tego co się z nimi stało. Tylko Pandora mogła się tego domyślać i rozumieć z tego coś więcej.

Ciąg dalszy - Arios
Ciąg Dalszy - Kerhje
Zablokowany

Wróć do „Szepczący Las”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 9 gości