Szepczący LasInna krew.

Utopijna kraina druidów, zwierząt i wszystkich baśniowych istnień. Miejsce przyjazne dla każdego stworzenia. Ogromny las położony w górskiej dolinie, gdzie nic nie jest takie jak się wydaje.
Awatar użytkownika
Widugast
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 66
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Szaman , Mędrzec
Kontakt:

Post autor: Widugast »

        - Oczywiście… - mruknął Widugast, odsuwając się od Saurii. Martwił się o nią, chciał jej pomóc, bo nadal była dla niego bardzo ważna, ale obiecał jej jednocześnie, że uszanuje jej wolę i przestrzeń. Zresztą i tak nie mógłby jej dotknąć, więc jak miałby ją asekurować? Jedyną opcją jaka mu została, było obserwowanie i najwyżej reagowanie na bieżąco.
        Po jego rewelacji o duchu Sauria zdecydowała, że chce zostać sama. Arhuna bez słowa komentarza skinął jej głową i pozwolił, by poszła na spacer jedynie w towarzystwie Sori. Obawiał się o nią… Ale ufał, że w razie czego wilczyca jej pomoże. No i był jeszcze ten duch, który się nią opiekował. Troska o bezpieczeństwo driady była więc bezpodstawna. Dlaczego więc druid miał złe przeczucie i tak bardzo chciał jej powiedzieć „zostań”?
        Nie odezwał się. Siedział i czekał aż wróci. Jednak z każdą kolejną chwilą jego niepokój narastał. Wstał. Zaczął spacerować po niewielkiej przestrzeni niczym zamknięty w klatce lew. Patrzył w las, jakby próbował przebić wzrokiem zieloną gęstwinę i dojrzeć tam Saurię. Jej jednak nie było, a on coraz lepiej rozumiał, co się stało: ona odeszła. Uciekła…
        - Idę za nią – oświadczył w końcu, ruszając zdecydowanie między drzewa.
        - Ani mi się waż! – szczeknął na niego Vertai, zastępując mu drogę. – Szczeniaku, wiesz tak samo dobrze jak i ja co się stało. Zachowaj resztki godności i pokaż, że twoje słowo cokolwiek jednak znaczy.
        - Jej mogło się coś stać! – próbował negocjować Widugast.
        - Oboje wiemy, że to nieprawda – nie ustępował Vertai. Druid był jednak w gorącej wodzie kąpany i nie nawykł do słuchania starszych. Ruszył przed siebie, pamiętając, że to tylko duch i przejdzie przez niego jakby nie napotkał żadnej przeszkody… Nie spodziewał się jednak tego, że basior był bardzo zdeterminowany, aby go zatrzymać. Wydał z siebie jeden ostrzegawczy szczek, a gdy to nie poskutkowało, rzucił się na Arhunę. Duch druida został wyrwany z ciała pędem potężnego eterycznego cielska. Fizyczna forma druida zastygła w bezruchu jak wisząca na sznurkach lalka, a na poziomie świata duchów trwała zawzięta walka elfa z wilkiem. W końcu jednak Widugast skapitulował: położył się na plecach i odsłonił gardło w poddańczym geście, a Vertai jak to honorowy wojownik uszanował ten stan rzeczy i odpuścił.
        - Pod wpływem uczuć robisz się strasznie głupi, szczeniaku – skomentował, oddalając się od ducha, który właśnie wracał do swojego ciała.

        Gdy Sonea i Frigg wróciły, dojrzały siedzącego pod jednym z pni druida, który niewidzącym wzrokiem wpatrywał się w przelatujące nad koronami drzew chmury. Jego twarz była spięta i wydawał się trochę nieobecny jakby coś wziął albo głęboko medytował, zwrócił jednak uwagę na driady gdy tylko pojawiły się w zasięgu jego słuchu. Skinął im głową, ale nie odezwał się pierwszy. Nie wiedział co powiedzieć, jak zacząć. Musiał im powiedzieć o Saurii, ale podejrzewał, że jeśli się odezwie, ta ruda na pewno uzna, że zabił ich siostrę i schował zwłoki, pożarł ją albo przepędził. Frigg jednak zadała pytanie pomocnicze, nawet jeśli nie kierowała go bezpośrednio do niego.
        - Odeszła - mruknął Widugast, bo trudno przechodziło mu to przez gardło. - Powiedziała, że chce zostać sama.
        - Musi przemyśleć to co zaszło… Nie powinniśmy jej szukać, uszanujmy jej wolę. Musi sobie to wszystko poukładać. - Vertai wsparł swojego szczeniaka, bo wiedział, że druid nie będzie miał specjalnego posłuchu u driad, nie to co on, były przewodnik stada.
        Widugast bardzo ciężko westchnął. Wstał, szeleszcząc swoimi koralikami i ozdobami, po czym poprawił sobie na ramionach wilcze futro, posłał jego byłemu właścicielowi spojrzenie pełne wdzięczności (choć nadal zbolałe po odejściu Saurii) i powlókł się wolnym krokiem do pozostałej trójki, która właśnie negocjowała w sprawie tego kto jak i komu ma pomóc. Wsparł się na kosturze jakby ciężko było mu ustać bez jego pomocy i spod wilczego łba łypał na kolejne osoby. Wydawało mu się, że atmosfera tego miejsca była cholernie ciężka - gdyby nie lisek, którego urok osobisty wszystko nieco łagodził, pewnie trudno byłoby prowadzić jakąkolwiek rozmowę.
        Na wieść o wyruszeniu w dalszą drogę druid westchnął. Wyprostował się, inaczej ujął swój kostur, aby wygodniej było mu się nim posługiwać w trakcie drogi i spojrzał na ich przewodnika. Przewodnika, który… Nadal nie miał imienia. Widugast wcześniej go o to zapytał, ale nie uzyskał odpowiedzi - pewnie przez to, że wynikła ta cała sytuacja z krążącym wokół Saurii duchem, a później walka z Vertaiem (po której Arhuna nadal czuł się duchowo poturbowany). Głupio było się po raz kolejny dopominać o tego typu informacje. Niech tym razem kto inny najwyżej o to zapyta.
        Druid bez słowa rozejrzał się ostatni raz po polanie, na dłużej zawieszając wzrok w miejscu, gdzie zniknęła Sauria. W jego oczach widać było żal i wahanie. Być może nadal myślał, czy za nią nie pójść… Jednak nagłe szczeknięcie Vertaia - krótkie i ponaglające - wyrwało go z tych myśli. Elf spojrzał na ducha jakby został wyrwany z jakiegoś głębokie snu, po czym skinął mu głową na znak zgody i wdzięczności i w końcu poszedł za liskiem, który miał od tej pory być ich przewodnikiem.
        - Czasami nawet ty potrafisz wykazać się mądrością - skomentował basior, po czym zakręcił się wokół reszty towarzystwa w starym odruchu przewodnika stada, który musi dopilnować by wszystko działało jak w krasnoludzkiej maszynerii i każdy ruszył, gdy pada polecenie wymarszu. Zrobił dwa kółka wokół Sonei, tym razem przypominając psa, który zaczepia ulubioną koleżankę, po czym odbiegł nieco w bok, zamigotał i zniknął żyjącym z oczu - mógł go zobaczyć co najwyżej Widugast, gdyby skupił się na duchowym aspekcie świata. On jednak tego nie uczynił. Wiedział, gdzie był teraz Vertai: z przodu, gdzieś niedaleko liska. Nadal miał silny instynkt przywódcy, więc na pewno chciał być na czele kolumny, ale że nie znał celu ich wędrówki, mógł jedynie zrównać się z przewodnikiem, a nie go wyprzedzić. Widugast nie miał nigdy podobne odruchu, który określałby jego miejsce w szyku. Choć żył wśród wilków dobrych kilka lat, jego miejsce w hierarchii zawsze było gdzieś… obok. Trudno było odnieść jego siłę i mądrość do reszty samców, dlatego poruszał się po prostu swoim tempem, z reguły obok kolumny. Tak jak i tym razem - pomagając sobie przy pokonywaniu przeszkód kosturem.
Awatar użytkownika
Sonea
Szukający drogi
Posty: 41
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Kolekcjoner
Kontakt:

Post autor: Sonea »

        Gdy wróciły do miejsca, w którym czekali Widugast i lis, postronny obserwator nawet nie zauważyłby, że coś jest nie tak. Jasne, blondynka trochę oklapnięta, ale nic poza tym. W rzeczywistości jednak Sonia była jak w transie. Podążała za siostrą, za cel mając tylko jej piękne rude włosy, i nie widząc nic poza nią. Nie zwracała uwagi na piękne kwiaty wokół, przy których dawniej zatrzymałaby się, by na głos podziwiać ich urodę. Przebiegająca jej przy nogach wiewiórka nie została zaszczycona nawet spojrzeniem czy chociażby delikatnym entuzjazmem, który miał w zwyczaju kształtować sylwetki energicznych osób. Stawali się niemal więksi lub bardziej wyprostowani, gdy coś ich przejęło, natomiast smutni byli wyraźnie oklapnięci, zgarbieni, niezgrabni.
        Sonia wróciła na polanę i właściwie dopiero wtedy wykazała minimum zainteresowania światem wokół. Spodziewała się dostrzec Ładną Driadę, którą tak polubiła Frigg, kosztem dawnej przyjaciółki. Siostry nie było jednak nigdzie widać. Został tylko Elf i Wielki Łowca, przy czym ten pierwszy zdawał się bardzo smutny. Nie tak smutny jak ona, ale też bardzo, bardzo. Siedział pod drzewem, sam. Och! Dlatego był nieszczęśliwy! Bo nie było z nim Ładnej Driady, a on ją tak kochał! To dlaczego z nią nie poszedł? Dlaczego tu był, gdy ona była gdzieś indziej? To zupełnie nie tak się robi! Jak ktoś kogo kochasz gdzieś idzie, to idziesz za nim! Ale… ale właściwie, co ona mogła o tym wszystkim wiedzieć? Przecież kochała strasznie Frygę i gdy Fryga odeszła to ona podążyła za nią (prawie, bo właściwie to nie wiedziała, gdzie ona poszła, bo uciekła zupełnie potajemnie, więc Sonia właściwie jej szukała, a nie za nią szła, ale to jest prawie to samo!), a i tak nic nie zdziałała i Fryga wcale jej nie kochała wzajemnie.
        Gdy elf wstał, blondynka podeszła do niego powoli i cicho, wyglądając tak niegroźnie, jak wygrzewający się na słońcu mniszek. Swoim zwyczajem jednak nie pozwoliła mężczyźnie nawet na minimum nietykalności osobistej i z marszu wpadła na jego nogę, przytulając się do niej kurczowo. Nie tak jak zwykle, by go przetrzymać lub wykorzystać jego stopę i kolano do wdrapania się wyżej. Nie, Sonia po prostu strasznie i okropnie mocno potrzebowała, żeby ktoś ją przytulił. Fryga nie chciała, bo nie miała w sobie frygowatości, która ją kochała i była tylko burczącą driadą. Przytuliłaby się do Wielkiego Łowcy, bo zdawał się wystarczająco puchaty i mięciusi, żeby chociaż trochę ukoić smutki Kenen. Ale on był teraz zajęty rozmawianiem z tą Sylie, czy jak jej tam, więc padło na druida. Złotowłosa driada przydreptała do niego bliziutko i objęła ramionami udo mężczyzny, składając głowę na jego biodrze i smucąc się intensywnie.
        - Nie odtrącaj mnie Elfie, proszę – zamruczała cicho w nogawkę. – Ja cię zupełnie nie dotykam tak, żeby cię bolało, ale wiesz, potrzebuję trochę przytulania… nie mogę ci powiedzieć dlaczego. Tak sądzę. Wiesz, rzadko wiem, czego mam nie mówić, bo nikt mi nie mówi, że akurat tego mam nie mówić, ale teraz tak jakby sama domyślam się, że to jednak z tych rzeczy – powiedziała, kładąc nacisk na ostatnie słowo, jakby mówiła o majątku królestwa. Nie mówiła bardzo cicho, bo by jej tam z dołu nie słyszał, ale jednak starała się, by Frigg jej nie słyszała. Bo ona wtedy się będzie znowu gniewać. Och, naprawdę to było trudne!
        - Ale jest mi strasznie i okropnie smutno, wiesz? Pewnie tak jak tobie, że Ładna Driada sobie poszła, ale trochę inaczej, bo moja siostra nadal tu jest. Bo widzisz, ja bardzo kocham Frygę. Strasznie okropnie ją kocham, nie mogę bardziej! – powiedziała gorliwie, jakby naprawdę była gotowa wytężyć wszystkie swoje mięśnie, by wycisnąć jeszcze więcej miłości dla przyjaciółki.
        - Tylko, że ona to nie do końca ona, bo tę oność swoją zgubiła i teraz została tylko taka jakby niezupełnie ona… rozumiesz? – zapytała z przekonaniem, że mówi zupełnie jasno i potrzebuje tylko potwierdzenia, że jest słuchana. Zaraz kontynuowała dalej. – Ja się postaram tę jej frygowatość odnaleźć, ale to będzie strasznie trudne, bo nie wiem gdzie szukać, no i jestem trochę mała i też nie wiem jak taka frygowatość z Frygi wyjęta wygląda… ale pomożesz mi Elfie, prawda? Bo jesteś dobry, ja to wiem, bo czuję od ciebie dobroć. I jesteś też duży! A kto wie, może będzie potrzebne, żeby ktoś duży pomagał. To jak, pomożesz mi? Proszę?
        Sonia zadzierała głowę, by spojrzeć na druida. Dla podkreślenia swoich racji pociągała go czasem za nogawkę, ale nie za mocno, żeby mu spodnie nie spadły, bo wtedy go dotknie i w ogóle już wszystko spsuje i go będzie bolało. Kurczę! Dlaczego wszystko musi być takie strasznie trudne i skomplikowane? Przecież ona jest małą driadą, jak ma sobie poradzić z wielkimi problemami! Czasem wejdzie na drzewo, ale teraz to chyba nie wystarczy…
        Oderwała się nagle od elfiej nogi, rozglądając nieco oszołomiona nagłym rozkazem wymarszu. Spojrzała na siostrę, ale zaraz spuściła oczy i zgarbiła ramiona, jakby nie chciała jej się za bardzo pokazywać, żeby tamta się znowu nie zezłościła. Ale hasający wesoło lis był już ponad drobne siły Sonei i już po chwili biegła za nim w podskokach, bosymi stopami uderzając bezgłośnie o trawę. W międzyczasie zaplątało się wokół niej widmo Vertaiego i driada zaśmiała się wesoło, w biegu okręcając wokół własnej osi, by śledzić Duszka spojrzeniem. W końcu i on ruszył do przodu, a dziewczyna za nimi.
Awatar użytkownika
Frigg
Zaklęta Żaba
Posty: 955
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Uzdrowiciel , Rozbójnik
Ranga: administrator.png
Kontakt:

Post autor: Frigg »

        Lis, jak na swoje puszyste gabaryty, wykazał się niebywałą zwinnością oraz szybkością. Z początku jeszcze niemrawo poruszał się po leśnych kniejach, gdy widział za swoim ogonem jedynie Frigg, lecz gdy do wędrówki dołączyła Sonia, od razu nabrał entuzjazmu. Już zaledwie po kilku krokach Lysberg straciła oboje z oczu, by po chwili leśny mieszkaniec wyskoczył naprzeciw blondynki. Rudowłosa mrugnęła kilka razy, kompletnie nie przyzwyczajona do czegoś takiego jak zabawa w lesie, ale nie miała czasu zrzędzić pod nosem, ponieważ parka ponownie ruszyła na przód zapominając o elfie i driadzie. Frigg starała się nadgonić tempo by nie zostać na długo z Widugastem, nie było jej to w smak. Zdecydowanie nie po tym, gdy Sonea odważyła się do niego przytulić! Odrzucając przyjaciółkę automatycznie pchała ją w przysłowiowe ramiona tego przeklętego szamana. Przeklęty szaman – jakie ładne połączenie słowne, prawda?
        Z tego zamyślenia omal nie zdzieliła głową gałęzi. Gwałtownie zatoczyła się do tyłu, a machająca ręka okazała się małym zagrożeniem dla Widugasta, lecz zarówno on jak i ona unikali wszelkiego kontaktu między sobą. Ona trochę bardziej i już wolała upaść zadkiem na korzeń niż uzyskać od niego pomoc. Rudy kosmyk przysłonił zielony nos, a driada prychnęła odsuwając go na bok.
        - Dalej, jesteśmy już blisko! - Echo lisiego głosu wydawało się bić z każdej ze stron, ale biegli przed siebie więc faktyczne źródło musiało pochodzić stamtąd.
        Dziwny był to zwierzak, naprawdę przedziwny. Wydawało się, że znikał między pniami i nagle się pojawiał oraz wbrew prawom fizyki poruszał się niebywale płynnie... choć prawa magii przekreślał wszelką logikę więc może to było to?
Frigg odepchnęła się od korzenia i już wolniejszym krokiem ruszyła w odpowiednim kierunku. Chichot Sonii doprowadził ich na miejsce, blondynka żywo dyskutowała z lisem o tym, o czym mogła dyskutować Sonea. O listku spadającym z drzewa, o jajku ukrytym w gnieździe i o krzewie mającym dziwny kształt.
        Rudowłosa rozejrzała się dookoła. Na pierwszy rzut oka nie dostrzegła nic nadzwyczajnego w tym miejscu, ale wiatr smagający korony drzew był niepokojący, pragnący przekazać jakąś bardzo ważną wiadomość.
        - O – lis zwrócił uwagę na przybyłą dwójkę. - Udało wam się dotrzeć, a już się bałem, że jesteśmy najszybsi na świecie – zażartował swym melodyjnym głosem rudzielec, po czym z dumą ogłosił:
        - To moja polana.
        Taka sama jak każda inna – pomyślałby niejeden przechodzień.
        - Wybaczcie moje zaniedbanie, uznałem, że wcześniej mi nie wypadało, jednak skoro jesteśmy tu już wszyscy razem zebrani i już względne relacje miedzyleśne zostały opanowane, to winny jestem wam zdradzić swoją tożsamość. Możecie nazywać mnie... Fou.
        - Możemy? - zakpiła Frigg, lecz zaraz jej uwagę przykuły wybijające się przy dłuższej uwadze ślady. Wygnieciona trawa, zacięte drzewo.
        - Owszem, przecież nikogo nie będę przymuszał do grzeczności – rzucił mimochodem, gdy zbliżył się do drzewa. Lis wetknął łeb do norki a jego rudy ogon skracał się wraz z głębszym badaniem swojego mieszkanka. Pozwolił trójce porozglądać się w poszukiwaniu poszlak.
        - Może być – odezwał się po kilku chwilach lis, który wyłonił łeb z nory. - Względnie naprawiona. Potem ją dopieszczę – uznał specjalnie drażniąc się z rudowłosą, po czym ponownie lisek odsłonił swoje drobne jestestwo w postaci krąglutkiego ciała.
        - Wiesz co tutaj się wydarzało? - Frigg starała się trzymać w ryzach, liczył się przecież jej las!
        - Nie. Nie było mnie tutaj, gdy ją pojmano. Nie wzdychaj tak, kręciła się po okolicy jak lunatyk po zamku wampira. Nie zdążyłem jej jednak pomóc, gdy ją złapano. Tutaj pełno krząta się takich sprawiedliwych rycerzyków, jakby usłyszeli, że gadam to bym się tylko modlił o to by przerobili mnie na szalik jakiejś szanownej pani.
        - Skąd wiesz, że akurat jej szukam? Mogła to być każda inna kobieta – w głosie rudowłosej wybrzmiał zawód i poczucie bezsilności.
        - Byłaby nawet ładna, gdyby nie wyglądała na obłąkaną. Orzechowe włosy, zielone jak letnie liście oczy... Poza tym, to ona wplątała mi korzeń do jednego z korytarzy mojej nory więc musiałem przekopywać tunel - rzucił z pretensją Fou.
        - Brzmi jak Mirian... - mruknęła Frigg. - Tylko bez obłąkania. Musiała się bronić... tylko przed kim? - odpowiedź na ostatnie pytanie była rozległa niczym morze na horyzoncie. Miejsce pełne wygnanych driad, nawet własne siostry mogły chcieć je stamtąd "usunąć".
        - A na to akurat mam odpowiedź... - Głos Fou jak zawsze przecinał ostro powietrze swym hipnotyzującym tonem. Lisek tylną łapką podsunął dziewczynie kawałek wyłamanego drewna. - Jeżeli mi nie wierzysz możesz porzucić trop - stwierdził obojętnie Fou. - Albo możesz to sprawdzić – prychnął, a Frigg z niepewnością pochyliła się by spojrzeć na przedmiot. Ujęła drewno w dłonie i przetarła palcami spychając resztki granulowanej ziemi.
        - Przecież to herb Menaos – zauważyła widząc skrawek charakterystycznego malowidła. - Ale zaraz, to nie wysłannicy z królestwa a pograniczni z lasem. W Menaos panują ciągłe spory między elfami a ludźmi, ci drudzy uznali, że należą im się tereny leśne, skoro elfy zajmują tyle miejsca na kontynencie, zaludniają Szepczący Las to im również należy się ta ziemia. Nie są to żadni podwładni króla, a jedynie problem z samowolką, który trudno rozwiązać. Na herbach tych co chcą doprowadzić do samosądu brzegi górnych liści zawiązują drzewa, jako znak... własności. Być może to oni chcą nas wytępić z lasu by założyć kolejną, leśną wioskę. Wiecie gdzie znajdują się ich ukryte obozy? Widzieliście może takie podejrzanee wioski w Szepczącym Lesie? - Frigg skierowała się do Soni oraz Widugausta. Sonea mogła spotkać tych ludzi na drodze poszukiwań przyjaciółki (agh! Jak ta myśli boli!) a Widugaust był szamanem więc chyba znał ten las jak własną kieszeń?
Awatar użytkownika
Widugast
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 66
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Szaman , Mędrzec
Kontakt:

Post autor: Widugast »

        Widugast gwałtownie nabrał tchu, wystraszony nagłym kontaktem fizycznym. Podskoczył, ale nie odskoczył, nie był aż takim panikarzem. Zresztą to by nic nie dało - po dotknięciu nie było już szansy na ucieczkę, już po ptakach, jak to się mówiło, dlatego przerażała go bardziej perspektywa dotyku niż już jego zaistnienie.
        Szybko spojrzał w dół, szeroko rozstawiając ręce, by przypadkiem nie dotknąć… Sonei. No tak, przecież kogo innego, tylko ona mogłaby tak bezpardonowo naruszyć jego przestrzeń osobistą. Zaczął się już nawet do tego przyzwyczajać, choć pewnie nigdy nie będzie tego lekko przyjmował - nie tak długo, jak będzie istniało ryzyko uruchomienia klątwy.
        - Hm? - mruknął, widząc, że driada jest jakaś nie w sosie. Jakoś wcześniej nie zwrócił na nią uwagi, przejęty tym co mówił im lis i jeszcze trochę rozpamiętujący to jak po raz kolejny z jego życia zniknęła Sauria. Cały czas niewiele brakowało, by po prostu obrócił się i pognał w las, by ją odszukać. Jedynie ból duszy po bójce z Vertaiem przypominał mu jak niemądra byłaby to decyzja. Musiał zapanować nad porywami własnego serca i mieć nadzieję, że może jeszcze kiedyś się z nią spotka.
        Tymczasem drugie zbolałe serce było tuż przy nim. Szczerze współczuł Sonei - nie wyobrażał sobie jak trudne musi być przebywanie przy kimś, kogo się kocha, a ten ktoś cię odtrącił. Ta złotowłosa driada z pewnością nie zasługiwała na taki los. Chociaż z początku Widugast uważał ją za szaloną i trochę przez to niebezpieczną (to jak się rzuciła na tamtą elfkę!), teraz widział, że ona po prostu była nad wyraz spontaniczna i energiczna, a jej myśli i pomysły nie przechodziły żadnej kontroli przed tym, jak ujrzały światło dzienne. Szczera czasami do bólu, pewnie czasami męcząca, ale dobrze mieć kogoś takiego przy sobie…
        - Rozumiem, rozumiem - zapewnił ją cicho druid po którymś z kolei w gruncie rzeczy retorycznym pytaniu z jej strony. Wiedział, że musi się wygadać i tak naprawdę być może jego uwaga nie była dla niej tak ważna, byle nie uciekał i jej nie odtrącał… Ale jego naprawdę poruszył jej smutek. Dlatego zdobył się na coś, czego być może wcześniej nigdy by nie wymyślił. Zarzucił na jej ramiona jedną z łap Vertaia i przez nią zaczął ją delikatnie głaskać po plecach w pocieszającym geściem. Nie uprzedzał jej o swoim planie, a i później się nie tłumaczył. Uśmiechnął się do niej dyskretnie i to tyle. Wydawało mu się, że to będzie lepsze pocieszenie niż puste słowa i slogany.
        - Pomogę - zapewnił, kiwając lekko głową. Sonea nawet nie wiedziała jak miło zrobiło mu się od jej słów i tego, że poprosiła go o pomoc w tak ważnej dla niej sprawie. Z Frygą, cóż… Miał problem, bo wydawało mu się, że to jeden z tych beznadziejnych przypadków, ale może się mylił. W końcu to Sonea znała ją dłużej i lepiej, więc mogła pamiętać czasy, gdy ruda była inna.
        - Jesteś wspaniałą przyjaciółką - zapewnił ją cicho, ale z dużym przekonaniem. A później tylko za nią patrzył, gdy oderwała się od jego nogi i pobiegła razem z Vertaiem i liskiem. Promyczek szczęścia, nie ma co.

        W drodze druid trzymał się z tyłu, choć nie do końca był to jego wybór. Po pierwsze złotowłosa driada i lisek mocno wysforowali się na przód, a po drugie Sylje również starała się trzymać względem niego dystans. A jemu to jakoś bardzo nie przeszkadzało. Chyba nie miałby problemu, by iść ramię w ramię milcząc, ale tak było łatwiej. Przynajmniej nie widział tej obietnicy mordu w oczach za każdym razem, gdy ruda na niego zerkała, bo nie obracała się przez ramię.
        Na polanę Widugast wszedł jako ostatni, stąpając ostrożnie i rozglądając się po okolicy.
        - Bo jesteście - odpowiedział na przechwałkę lisa o szybkości. - Gdybyście nie byli, nie zostalibyśmy w tyle.
        No i nareszcie dane im było usłyszeć imię lisa. Arhunie zrobiło się od razu lepiej - był bardzo przywiązany do imion przez panujące w jego chutorze tradycje, dlatego do tej pory anonimowość mieszkańca lasu stanowiła dla niego pewną zadrę, prawie niewyczuwalną, ale jednak sprawiającą pewien podświadomy dyskomfort.
        Gdy Sylje i Frigg przekomarzali się w kwestii użytych przez lisa zwrotów, Widugast rozejrzał się po okolicy. Czuł mnogość aur i chaos, wszystko już jednak lekko rozmyte przez czas. Z ledwością spomiędzy tych wszystkich emanacji wyłuskał taką, która pasowałaby do driady, gdyż większość z nich była jakoś związana z lasem. Ledwo jednym uchem słuchał tego o czym dyskutowała reszta, gdy jednak driada zwróciła się do niego i swojej złotowłosej siostry, obrócił na nią powoli wzrok.
        - Las bardzo zmienił się przez ostatnie stulecie… - mruknął wymijająco, znowu przenosząc wzrok na poszycie, prawie jakby to miała być cała jego odpowiedź. On jednak nie zamierzał nikomu złośliwie utrudniać poszukiwań. Tym bardziej, że być może coś wiedział.
        - Tam - mruknął, ze wzrokiem nadal wodzącym po tropach na ziemi wskazując swym kosturem południe. Gdy wykonywał ten gest kościane koraliki zaszeleściły tajemniczo, co razem ze śpiewem wiatru tworzyło upiorną muzykę. - Samej wioski nie widziałem, ale tylu… Sług żelaza i kamienia, że na pewno muszą mieć gdzieś tam swoją siedzibę. Widziałem ziemię rozoraną kopytami i kołami wozów. Płacz drzew spowodowany ich obecnością niósł się po całym lesie. To jedyne miejsce, które przychodzi mi do głowy - dodał nieobecnym głosem. Używał staroświeckiego określenia tych, którzy mieszkali w miastach i walczyli z Matką Naturą. Ci, którzy wszystko chcieli pokryć kamieniem. Samozwańczy władcy świata i natury. Tyrani. Widugast pomyślał wtedy, że to drwale albo ci, którzy wytwarzali węgiel drzewny, ale teraz zrozumiał, że mógł się mylić w swoim osądzie. Tylko przez to, że zwieszał głowę, a włosy i futro osłaniały jego oblicze, nie widać było jak mocno zaciska szczęki.
Awatar użytkownika
Sonea
Szukający drogi
Posty: 41
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Kolekcjoner
Kontakt:

Post autor: Sonea »

        Nie odetchnęła z ulgą, słysząc że Elf rozumie, o co jej chodzi. Przecież to było oczywiste, a ona mówiła tak jasno, jak tylko się dało. Doceniała jednak jego potwierdzenia, przymykając oczy i czując się już troszkę, ciut mniej samotną i niezdolną do wielkich rzeczy. W razie czego pomoże jej Elf, a taka dwójka, jak oni, poradzi sobie zupełnie ze wszystkim! Chociażby tę Frygi frygowatość musieli z innej driady wyjąć! Chociaż… och nie… to byłoby straszne. Nie, nie, nie myślimy tak. Frygowatość na pewno się po prostu gdzieś zgubiła, ot tak. Może w krzakach gdzieś została, bo się zahaczyła, jak Fryga się przez nie przedzierała i tylko Silje z nich wyszła. Albo wisi gdzieś na drzewie. Tak, na pewno jest gdzieś w lesie, a Mamcia Natura pomoże jej (im!) ją znaleźć.
        A poza tym po chwili wydarzyło się coś super niesamowitego, co tylko potwierdzało ekstra wielkie moce Mamci Natury! Niedotykalski Elf ją pogłaskał!! Przez futro, ma się rozumieć, bo to, że się nagle zrobił milszy niż był, to nie znaczy, że go w ogóle pogilgało i się sam będzie na bóle narażał, ale pogłaskał! Sonia aż ścierpła z radości, powstrzymując się przed energicznym szamotaniem elfią nogawką, ale oczy wychodziły jej z orbit. Spojrzała w górę, a widząc lekki uśmiech druida odwzajemniła się najszerszym jakim miała, co w połączeniu z płynnym złotem w wielkich oczach mogło wyglądać ociupinkę niepokojąco.
        - Wiedziałam! – sapnęła radośnie, znów uderzając czołem w biodro elfa. – Wiedziałam, że pomożesz! Razem damy radę! – pisnęła i znów zadarła głowę. – Sonia i Elf, wielka podróż w poszukiwaniu zagubionej frygowatości! Och! To brzmi jeszcze lepiej niż zwykle… Będzie więc niesamowitniejsze!
        A potem uspokoiła się nagle. Jakby pożoga w jej wnętrzu, napędzające tę niewielką, ale wyjątkowo energiczną osóbkę zmieniła się w spokojnie strzelający, niewielki ogień. Driada wcale nie posmutniała. Po prostu jakby na chwilę… znormalniała. Przestała ściskać Widugasta, stając względnie prosto, a złote oczy, chociaż wciąż nieco zwierzęce, zdawały się patrzeć najrozumniej odkąd tych dwoje się poznało. Sonea niepewnie potarła nos wierzchem dłoni, najwyraźniej nieco zaskoczona i, być może po raz pierwszy odkąd nauczyła się mówić (a było to wyjątkowo szybko, w końcu jest tyle wspaniałych rzeczy, którymi trzeba podzielić się z innymi, więc nie można tracić czasu na niemówienie!), zabrakło jej słów. Oczywiście nie trwało to zbyt długo. Bez przesady.
        - Dziękuję – powiedziała, chyba nieco wzruszona. – Nikt mnie tak nigdy nie nazwał. Staram się, Elfie, naprawdę chcę być najlepszą przyjaciółką. Taką, co można jej dać rzeczy do potrzymania i ona nie upuści. Miłość, na przykład. Ale nigdy nie wiem, czy mi wychodzi, czy nie, bo mam tylko jedną przyjaciółkę, a ona już mnie nie kocha, więc właściwie to idzie mi fatalnie – mówiła cicho i niepewnie, nim rozpromieniła się, na nowo przypominając tę z lekka stukniętą driadę, którą Widugast miał okazję poznać.
        - Jesteś super w porządku Elfem – powiedziała z przekonaniem. – Teraz już na pewno wiem, że Ładna Driada do ciebie wróci i będziecie żyć długo i szczęśliwie. Tak się zawsze dzieje dobrym ludziom. No, i elfom, i driadom, wiesz o co chodzi. Mamcia Natura pilnuje takich rzeczy – zapewniła. – Bo jakby się nie działy dobrym ludziom dobre rzeczy to oni by nie chcieli być dobrzy i wtedy wszyscy byliby źli – wyjaśniła spokojnie, jakby tylko potwierdzała panującą powszechnie wiedzę. Zaraz też westchnęła i potrząsnęła złotymi lokami.
        - Ale my tu gadu gadu, a frygowatość się sama nie znajdzie! Naprzód! – zwołała i pomknęła, jak dzika, przodem, po chwili mieszając się w biegu z lisem i wilczym duchem, o dziwo tak idealnie do nich pasując.
        A mknęli, jak sam wiatr, przedzierając się przez zarośla, przeskakując przeszkody i ścigając się nawzajem, bo towarzyski bieg szybko przerodził się w rywalizację i nawet wilczy duch postanowił nie zostawać w tyle. I każde z nich było szybsze niż powinno. Lis, ze swoimi gabarytami, pomykał jak niesiony magią, przeciskając się przez zdecydowanie zbyt małe na niego luki w zaroślach i zawracając sprawniej, niż powinna na to pozwolić kierująca nim masa. Obserwacja pędzącego ducha była właściwie, jak zobaczenie po raz pierwszy raz wiatru, przypominającego jakiś kształt. Vertai przemykał przez krzewy powodując tylko poruszenie się gałązek, podrywał w biegu leżące na trawie liście i pozbawiał dmuchawce ich drobnych okruchów, wirujących za nim niczym małe, wietrzne baletnice. Sonia zaś prezentowała idealny przykład osoby, która ograniczenie do chodzenia na dwóch nogach uważa za zupełnie zbędne. Przez konary przemykała pomagając sobie dłońmi, niczym wiewiórka na czterech łapkach. Biegła przez las tak prędko, że włosy unosiły się za nią poziomo, i tak cicho że słychać było tylko szelest odgarnianych na boki leśnych przeszkód. Bose stopy zapadały się miękko w trawie i wybijały silnie, gdy musiała przeskoczyć przeszkodę. Oddech przyspieszył dopiero po czasie, tylko poszerzając wesoły uśmiech leśnej córki.
        Gdy Widugast i Frigg dołączyli do nich na polanie, Sonia leżała na wznak w trawie, szeroko uśmiechnięta i łapiąc jeszcze oddech, ale gestykulowała już gwałtownie uniesionymi w powietrzu rękoma, zerkając w górę na siedzącego przy jej głowie lisa.
        - I sama to wszystko zjadłaś? – rechotał puszysty mieszkaniec lasu, podczas gdy driada z przejęcia aż obróciła się na brzuch, by spojrzeć na rozmówcę.
        - Tak! – potwierdziła, uradowana z reakcji lisa, ale po chwili ten przeniósł uwagę na przybyłych i Kenen też podniosła się niechętnie, siadając ze wyprostowanymi przed sobą nogami. Uśmiechała się trochę, słysząc przechwałki Wielkiego Łowcy, ale nie traktowała ich poważnie - wiedziała, że to tylko żarty, co z tego że prawdziwe. Trochę korciło ją, by odpowiedzieć na słowa Elfa, ale ugryzła się w język, nie chcąc wyjść na głuptasa. Później zaś Silje zaczęła rozmawiać z lisem, który ponoć na imię miał Fou, ale to było zupełnie nieistotne, ponieważ Sonia i tak już nazwała go Wielkim Łowcą i każda inna nazwa była zwyczajnie zbędna. Odpłynęła też myślami, nudząc się trochę, gdy ruda rozprawiała na tematy zupełnie nieinteresujące, niezrozumiałe i niedotyczące wcale ich dwojga i tylko trochę lasu, więc kompletnie bez sensu.
        Zainteresowała się dopiero, gdy Fryga zwróciła się bezpośrednio do niej i do Elfa. Sonia zerwała się, przejęta, chcąc pomóc, zabłysnąć, pokazać się siostrze i udowodnić, że jest potrzebna i wie! Ale nieposłuszne myśli rozbiegły jej się na dźwięk poruszonych wiatrem koralików. Mamciu Naturo, jak ona strasznie kochała koraliki! Złote ślepka szybko upolowały niewielkie kosteczki wiszące na kosturze Elfa i Sonia oblizała usta, i splotła przed sobą dłonie, próbując być grzeczną. Elf był dla niej taki miły, nie mogła po prostu zabrać mu kosteczkowych koralików. ALE ONE BYŁY TAKIE CUDOWNIE KLEKOCZĄCE! Ach! Driada pociągnęła się za włosy, próbując się skupić, ale ocknęła się dopiero, gdy Kostur stanął znów prosto, a Elf zaczął mówić. I wiedział rzeczy! Miał argumenty dla Frygi, rzeczy, których ona potrzebowała! Sonia też musiała mieć!
        - Ja też widziałam! – wyrwała się, z podekscytowania aż podnosząc wysoko rękę, jak kazała Stara Tynna zanim komuś wolno było się odezwać. Machała też tą ręką, aż Fryga na nią nie spojrzała. – Też widziałam takich ludzi! Nie widziałam, gdzie mieszkają, ale byli bardzo ludzcy w swoich kompletnych ubraniach, i mieli narzędzia i chcieli upolować mojego Łosia! Ale uciekliśmy! A potem zasnęłam i nie pamiętam do końca gdzie to było… - mówiła szybko, aż nie dotarło do niej, że jednak niezupełnie była pomocna, nie tak jak Elf. Ale też chciała, może Fryga doceni! Poza tym, jak ona znowu zobaczy tych ludzi to ich pozna!
        - O, i jednemu wybiłam oko kamieniem! – zawołała przypominając sobie, zachłystując się z przejęcia i wywijając swoją procą. Oby tylko Fryga doceniła! Obiecała przecież jej pomóc, więc miała aż dwie misje! Pomóc Silje i znaleźć frygowatość Frygi! Na odstające korzenie, dobrze że ma pomoc Elfa, bo sama by sobie z tym chyba nie poradziła!
Awatar użytkownika
Frigg
Zaklęta Żaba
Posty: 955
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Uzdrowiciel , Rozbójnik
Ranga: administrator.png
Kontakt:

Post autor: Frigg »

        Frigg miała ogromne nadzieję, co do informacji jakie pozyska od towarzyszącej jej dwójki. Jej oczy jednak gasły zapałem po wypowiedzi Widugasta, tym razem nie z powodu złośliwości a z powodu zawodu, że nie dowiedziała się więcej od szamana. Choć sama mieszkała w lesie i częściej korzystała z koczowniczego trybu życiu, to gdy zapuściła w końcu korzenie w pozornie bezpiecznym miejscu, nie chciała ich stamtąd wyrwać. Z tego też powodu umknęło jej sporo plotek politycznych, nie interesowała się tym jakie zmiany zachodzą w lesie, jeżeli nie dotyczyły one najbliższych okolic. Najwidoczniej był to błąd, ale gdyby inne mateczniki miały problem z obcymi to by o tym wiedziała. O ile inne driady zechciałyby zdradzić te informację wygnankom, a to już było mało prawdopodobne. Mimo to, w życiu nie uwierzyłaby, że siostry, nawet te wrogo nastawione, przeciwstawiłyby się wobec wygnankom w sojuszu z ludźmi.
        Entuzjazm Sonei nie gasł za to w ogóle. Rudowłosa z lekkim westchnięciem przytaknęła pozwalając wypowiedzieć się przyjaciółce. Miło, że nie zaczęła wrzeszczeć a spytała ją o pozwolenie. Niepodobne do wyrywnej Kenen.
Lecz informacje wypowiedziane przez blondynkę nie dodały nic nowego do sprawy. Zrezygnowana Lysberg odwróciła się plecami do dwójki, jakby zbierała myśli, aż w końcu usiadła, niemalże runęła na korzeń podpierając czoło na rękach.
        „To nie pomaga”, stwierdziła gorzko a żal przeszywający serce driady przymknął jej oczy sprowadzając na czoło kilka zmarszczek. Siedziała tak udając niby, że intensywnie myśli, ale głowę miała pustą jak wydmuszka.
        - Zachód... - powiedziała nagle driada unosząc głowę. - Wskazałeś zachód. Sonea! - Frigg wstała na równe nogi podchodząc do przyjaciółki, po czym chwyciła ją za ramiona, jakby chciała skupić na sobie całą uwagę Kennen. Doskonale wiedziała, że ta istotka ma zdecydowanie z tym problem i trudno jej trzymać się jednego tematu.
        - A mijałaś takie duuuuże drzewo? Drzewo ozdobione kolorowymi wstążkami? Jest tam dużo dziupli dla dzięciołów a niektóre pnie były oznaczone kolorową farbą. I niebiesko-żółte flagi – dopytywała naturianka przypominając sobie, że przecież w momencie gdy Sonia chodziła po lesie, panował sezon polowań. A łoś był świetnym trofeum! Wiszące na drzewach wstążki oznaczały, ile dana drużyna upolowała zwierzyny.
        - Skup się, bardzo – nalegała dziewczyna wpatrując się w złote oczka roztargnionej siostry.
        - Jest pewna okolica, w której obchodzi się sezon polowań, w bardzo barwny sposób. Strzały ozdobione są kolorowymi piórkami, a drzewa malowane jako znak „pusta strefa”, gdzie nie ma już zwierzyny. To jest na zachód od Menaos. W tamtej okolicy jest też taka wioska... nieciekawych ludzi, „pilnujących szlaku handlowego”. Jeżeli handlarz chce bezpiecznie przejechać, musi dogadać się z nimi. Rozorana ziemia od kopyt i kół, słudzy żelaza i kamienia. Broniących honoru ludzkości, mocno nastawieni na siłę ludzką i łasi na pieniądze... A Mirian... - Frigg zacisnęła usta odwracając wzrok na bok. Nie mogła przecież zdradzić elfowi, dlaczego mogli chcieć porwać driadę. Jeżeli dowiedziałby się, że jest wygnanką i być może widnieje na liście, jaką sporządziły tak zwane „Królestwa Lasu”, czyli te obejmujące Szepczący Las, to kto wie czy dalej byłby tak chętny do pomocy. Jeszcze nie ufała mu na tyle by wyznać mu prawdę, ale z drugiej strony Sonia polubiła (niestety) tego gościa i nie mogła się go tak po prostu pozbyć. Odciąć od niego jak amputować palec u stopy.
        - Mirian nie bez powodu została uprowadzona – dokończyła z zaciśniętą dłonią. - Była jedną z najstarszych mieszkanek Maie Laintha'e – dodała po chwili.
        - Musimy znaleźć jakiś bezpieczny szlak.
Awatar użytkownika
Widugast
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 66
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Szaman , Mędrzec
Kontakt:

Post autor: Widugast »

        Widugast kręcił głową, patrząc za migającą przed nim złotą czupryną. Ta Sonea to była bardzo ciekawa osóbka. Słodka jak miód, ale niebezpieczna jak złoto. Widział do czego była zdolna, ale jak miałby jej nie ufać i jej nie współczuć, gdy była taka jak teraz. Chyba… Chyba powoli zaczął ją lubić. A Silje przy okazji względnie tolerować. Nie lubił jej, ale już nie miał ochoty odejść, gdy na nią patrzył. Mieli wspólny cel, mieli wspólnych wrogów i przyjaciół. Tylko oni nadal byli osobno, nie chcieli się do siebie zbliżyć… Choć to chyba bardziej driada unikała jego, niż on jej. Ale może to się w końcu zmieni - jeszcze wiele przed nimi.
        Przy okazji szukania śladów na polanie Fou, mogli zamienić ze sobą kilka zdań, które nie stanowiły przytyków i ataków. Widugast wykazał się chęcią współpracy i pomocy, choć nie wiedział za wiele. Nie powiedział driadom, że tak naprawdę ten las jest dla niego trochę obcy, bo ostatni raz widział go sto lat temu. Przez ten czas zdążyło wzejść i umrzeć wiele drzew, jedynie najstarsze dęby znały świat, po którym on stąpał. Dla całej reszty był obcy.
        Sonea również dołożyła swoje trzy grosze… Choć razem ich informacje i tak były niewiele warte. Przynajmniej zdaniem druida, który nie potrafił połączyć faktów w logiczną całość. Nie zamierzał jednak podcinać skrzydeł Frigg, która najwyraźniej intensywnie starała się coś wykombinować. Niech kombinuje, oby jej się udało. On tymczasem odszedł na bok, znowu gapiąc się w ziemię, jakby ta mogła mu coś więcej powiedzieć. Kucnął, gapiąc się w ziemię. Dotknął zagłębienia, które tam znalazł. Wyglądał jak odcisk buta, mógł spróbować… Ale nie, nie był w stanie śledzić tego, który zostawił ten ślad. Ten ktoś żył i za dobrze się miewał, by zostawić ślad na płaszczyźnie duchów, po której Arhuna przemieszczał się z o wiele większą łatwością, niż po świecie śmiertelników. Tam miał znacznie większą władzę… Ale potrzebował zaczepu tu, w wśród żywych. A nie znajdywał takiej kotwicy.
        Druid wyprostował się i drgną - właśnie Frigg wezwała głośno swoją przyjaciółkę, jakby coś wymyśliła. Elf słuchał ich ze swojego miejsca, ale po chwili ostrożnie podszedł, jakby nie do końca był pewny, czy ta informacja jest przeznaczona również dla niego. Słuchał o rytuale polowań, gniewnie mrużąc oczy. To co słyszał było dla niego strasznym barbarzyństwem, z którym nie umiał się pogodzić. Nie słyszał jednak o tym przed swoim letargiem, więc musiała być to nowa… “Zabawa” ludzi z miast. Obrzydliwcy. Arhuna aż zazgrzytał zębami, gdy myślał o tym, czego oni się dopuszczali. Ogarnął go taki gniew, że byłby w stanie stawić im czoła w pojedynkę… Musiał się jednak uspokoić. Jeszcze za mało wiedzieli. Lecz nie cała wiedza była dla niego przeznaczona - uchwycił to jednoznaczne spojrzenie Silje, gdy zaczęła mówić o swojej przyjaciółce. Taktownie udał, że nagle znowu zainteresował się jakimiś tropami w ziemi, odsunął się przy tym o dwa kroki. Powrócił jednak, gdy zorientował się, że ruda driada znowu mówi głośno i normalnie. Przystanął w bezpiecznej odległości i zaplótł ramiona na piersi, kostur trzymając przy tym lekko pod kątem. Powoli skinął głową.
        - Bezpieczne są zawsze te drogi, którymi chodzą zwierzęta. Prowadzi je Matka, więc nie ma tam ludzi ani samozwańczych strażników, którzy nie oddają jej czci - oświadczył. - Taką drogę jestem w stanie znaleźć i nas nią przeprowadzić. Fou, czy ty podążasz razem z nami? - upewnił się druid, nim zabrał się za szukanie drogi. Choć tak naprawdę to nie było dla niego trudne zadanie, tyle lat spędził wśród zwierząt, że umiał już myśleć tak jak one. Opuścił polanę i skierował się na zachód. Chwilę szedł lekkim zygzakiem, jakby czegoś szukał, aż w końcu wkroczył na ścieżkę, którą widział chyba tylko on i nią podążał już pewnie, jakby to była parkowa alejka a nie wąska drużka wydeptana przez zwierzęta. Szedł z pochyloną głową i milczał w skupieniu, więc przynajmniej Frigg nie miała problemu, że musi z nim rozmawiać.
Awatar użytkownika
Sonea
Szukający drogi
Posty: 41
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Kolekcjoner
Kontakt:

Post autor: Sonea »

        Entuzjazm Soni w istocie nie gasł w ogóle. Prawie. Była niemal permanentnie podekscytowana, bo przecież życie wokół było takie fascynujące i nieskończone! Można nie spać w ogóle, i całą noc i dzień poświęcić na zapoznawanie się ze wszystkim wokół, a i tak nie da się ogarnąć nawet tego, co widać gołym okiem. A co dopiero pod krzakiem! Wiedziała, bo sprawdziła. Nie da się.
        Jednak „prawie”, bo wystarczyło, by pomyślała o Frydze, gdy ta zaginęła, albo teraz, gdy nie ma w sobie frygowatości i szczupłe ramionka driady opadały, a z ust wydobywało się ciężkie westchnięcie małej osóbki, nie radzącej sobie z wielkimi problemami.
        Nie pomogła. Chciała bardzo, ale się nie udało. I nawet to, co mówił Elf nie pomogło, i ta Sylje teraz siedziała smutno i wyglądała jak smutna Fryga, aż się ją chciało przytulić! Ale nie można, oj nie, to by się znowu źle skończyło.
        Sonia stała niepewni, z lekko rozłożonymi na boki rękami, majtając jedną nogą po trawie i nie wiedząc co ze sobą zrobić, gdy nagle rudowłosa poderwała się, napełniona jakąś myślą. Doskoczyła do Soni, której oczy rozbłysły nadzieją, a chwilę później rozszerzyły się jeszcze bardziej. Sylje musiała pomyśleć, że Kenen nie rozumie o co jej chodzi, bo kazała jej się skupić, a ona była bardzo skupiona! I mówiła jak do małego dziecka, a do niej wcale tak nie trzeba! Jest mała, ale rozumie. Zresztą ruda też jest mała.
        - Nie muszę się bardzo skupiać! – zaprotestowała w końcu blondynka, w irytacji tupiąc bosą stopa. – Przecież oczywiście, że ja widziałam takie drzewo, Fry… ty tam no. Jak ja mogłabym nie widzieć dużego drzewa, jak ja widzę wszystkie duże drzewa? – wzdychała w niedowierzaniu i pokręciła lekko nosem. Tak właśnie. Była ciut urażona.
        - Ja ci nawet mówiłam o tym drzewie – powiedziała, wyjaśniając swoje zranienie. Takie w środku, nie od gałęzi. – Jak cię znalazłam i za tobą szłam i miałam oczy związane to ci opowiadałam rzeczy! I mówiłam ci o tym drzewie, bo było takie strasznie kolorowe! I to nie były jego liście, jak jesienią, kiedy Mamcia Natura je maluje na czerwono, i na żółto i na brązowo… O, i na pomarańczowo. Nie, tam właśnie były wstążki! – Sonia drgnęła lekko w mocnym uchwycie koleżanki, jakby w ogóle go nie rejestrowała, a jedynie utrzymywał on ją w jednym miejscu.
        - W każdym razie nie pamiętam czy były niebiesko-żółte, bo tam było tyle tych kolorów, Fry… no. Tyle ich było! – Sonia wywróciła oczami. – Nawet sobie zabrałam jedną wstążkę, bo przecież drzewo miało całe mnóstwo, a poza tym one zwykle wstążek nie mają to i bardzo nie ucierpi, no i zobacz, o!
        Blondynka na moment wymknęła się z siostrzanego objęcia i zarzuciła lekko włosami na bok. Jedna warstwa gęstych pukli osypała się na drugą stronę jej głowy, ukazując jeszcze więcej blond loków i wplecionych w nie skarbów. Między innymi jadowicie różową wstążeczkę. Skąd miała wiedzieć, że zabranie tego jednego drobiazgu doprowadziło niemal do bijatyki, gdy jedna z drużyn oskarżyła drugą o podbieranie ich wstążek, żeby wygrać.
        - Zobacz jaka fajna! – Sonia przebrała nogami. – Czy ty widziałaś kiedyś taki kolor? Jest taki mocno! – urwała, najwyraźniej uznając przysłówek za wystarczający opis. – Nawet róże nie są aż tak różowe, a to przecież od nich nazwa, nie? Czy to róże nazywają się od różowego? – ciężko zamyśliła się Sonea, na śmierć zapominając o drzewie.
        Dopiero po chwili zainteresowała się światem wokół, gdy zorientowała się, że nie-Fryga już jej nie trzyma. A szkoda, bo to prawie jak tulenie. Ugłaskała na nowo włosy i podeszła do Elfa.
        - Jak ty ładnie mówisz, Elfie – powiedziała, robiąc wielkie oczy. – Fryga też tak ładnie mówi, jak nie burczy – wyjaśniła trochę ciszej. Wiadomo dlaczego.

        Chwilę później wszyscy ruszyli za Elfem. Nawet Wielki Łowca postanowił im towarzyszyć. Sonia miała do niego jeszcze wiele pytań, ale na moment udzieliła jej się atmosfera milczenia, gdy Elf szukał jakichś śladów a Sylje… no była sobą. To znaczy prawie Frygą… właśnie! Sonea powinna poświęcić ten czas na poszukiwania. Poczęła więc rozglądać się uważnie na boki, ostrożnie stawiając kroki. Milczała nawet całkiem długo, aż prawie się zmęczyła, gdy nagle zatrzymała się jak wryta i przywaliła sobie otwarta dłonią w czoło. Co za głuptas z niej.
        - Fry... Silje? – zagadnęła nieco lękliwym głosem, przezornie zachowując odstęp od driady. – Mogę mieć pytanie? – zapytała niepewnie i cmoknęła z niezadowoleniem, zdając sobie sprawę, że właśnie to zrobiła. – Nie to, tylko inne – dodała ciszej, gwoli wyjaśnienia.
        - Czy ty wiesz może… albo pamiętasz… kiedy przestałaś być Frygą i zaczęłaś być tą Silje? W którym to było miejscu? – zapytała w końcu, siląc się na możliwie niewinny głos i splatając dłonie za plecami. Tak wyglądali ludzie mówiący mądre rzeczy, może zadziała.
        Nie mogła znaleźć frygowatości tam, gdzie nie było Frygi, przecież to jasne jak słońce. To musiało być gdzieś wcześniej. Tylko, no właśnie, gdzie? I jak tam znowu trafić, skoro ruda i Elf chcą iść gdzieś indziej? Mogłaby spróbować oderwać się od nich na trochę, szybko pobiec po frygowatość i wrócić zanim się zorientują. Tylko problem polegał właśnie na tym, że nie wiedziała, gdzie powinna biec, no i okropnie nie chciała zostawiać Frygi! Nawet, jak to niezupełnie ona. To pewnie właśnie dlatego ona tę oność zgubiła, bo Soni z nią nie było! Zauważyłaby od razu przecież i nie stałyby się te wszystkie straszne rzeczy, a Fryga nie mówiłaby jej takich niemiłych rzeczy. Tak, Sonea wyrzucała sobie, że to wszystko jej wina. Powinna była pilnować Frygi, zawsze lepiej niż ona orientowała się w lesie i była przewodnikiem rudej. A teraz, jak się tak długo nie widziały, to Fryga nagle nie jest sobą, uszy jej się rozlazły i sobie inny las znalazła. Smutne, naprawdę. Jeszcze bardziej, gdy się wie, że to twoja wina.

        Kenen długo nie wytrzymała później w milczeniu, i gdy Fryga zaczęła ją ignorować, Sonia dorównała szybko Elfowi kroku (czasem musiała podbiegać) i z przyzwyczajenia już pociągnęła go za nogawkę.
        - Elfie – szepnęła konspiracyjnie. Kto wie czy przez te długie uszy Fryga nie zaczęła lepiej słyszeć. Nie ma co ryzykować. Jakby się dowiedziała, że Sonia robi coś… no właściwie nie wiedziała zupełnie co dokładnie robi wbrew rudej, ale ta na pewno by miała jej za złe! Wszystko jej miała za złe to i to pewnie też.
        - Elfie, czy ty kiedyś widziałeś kogoś, kto zgubił siebie? – zapytała. – Tak wiesz. Że był sobą, a potem coś się stało i nagle był kimś innym? Ale tak jakby nadal sobą, tylko środek miał inny, głównie tu, rozumiesz? – upewniła się jeszcze Sonia, a drobną dłonią wskazała u siebie miejsce, gdzie uczono ją, że wszyscy mają serce. Cóż, każdy miał swoją misję na tej wyprawie.
Awatar użytkownika
Frigg
Zaklęta Żaba
Posty: 955
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Uzdrowiciel , Rozbójnik
Ranga: administrator.png
Kontakt:

Post autor: Frigg »

        Usta Frigg rozciągnęły się niczym falowany szlaczek sześciolatki, gdy Sonia wspomniała o tym, że przecież już zdążyła jej o tym drzewie opowiedzieć! Ruda poczuła się trochę nieswojo i choć po twarzy nie było tego widać, to w głębi swej hardej duszyczki nawet odczuła wstyd z tego powodu. Rzeczywiście, w tamtym czasie nie za bardzo słuchała tego co klekotała godzinami jej przyjaciółka, a było to spowodowane chęcią odtrącenia, by znowu się do siebie nie zbliżyły, by Sonia była przecież bezpieczna. A blondi za nic w świecie nie chciała się odkleić, przy czym mimo wszystko Frigg nie było stać na najgorsze w świecie słowa. Z zewnątrz była szorstka niczym papier ścierny z najmniejszym gradientem, bolało, ale wewnątrz zostały w niej jeszcze jakieś ochłapy empatii oraz miłości.
        Dopiero też za drugim razem zauważyła, że Kennen nawet stara się pójść na kompromis i nie nazywać ją Frygą. Ruda zdziwiła się nieco i lekko zmarszczyła brwi na tę ugodę. Sonea wykonywała prośbę chętniej, nie buntowniczo, jakby trochę w ich relacji się zmieniło od kiedy dziewczyna miała oficjalne pozwolenie z nią podróżować. A może raczej do kiedy Frigg jej tak potwornie nagadała...
        Gorzka myśl nie mogła jednak przysłonić ważnych informacji, jakie posiadała blondynka. Lysberg puściła przyjaciółkę, gdy ta odgarnęła włosy pokazując wstążkę, a jej myśli natknęły się na światowe problemy ówczesnego świata.
        - Ekhm, nie wiem – Frigg odpowiedziała jakoś odruchowo, po czym lekko potrząsnęła rudą czupryną, gdy zdała sobie sprawę nad czym właściwie się zastanawia.
        Słysząc głos elfa nie zwróciła ku niemu całkowicie swojego spojrzenia, ale widocznie nastawiła ucho, co zdradzał ruch głowy.
        - Dobrze, zdajemy się więc na ciebie – rzuciła niby lekko, choć słowa te przeszły przez jej gardło niebywale trudno. Pełna wątpliwości co do swoich decyzji teraz była uzależniona od tej... trójki. Szkoda, że owa Mamcia Natura nie podpowiada czy podejmuje odpowiednie działania.

        Fou z wielkim entuzjazmem powiedział „tak!”, gdy został zapytany o dalszą podróż. Nie mógł sobie odpuścić takiej przygody, wszak szuka swego przyjaciela, który może być dosłownie wszędzie, a kto wie? Może i jest gdzieś blisko? Pałęta się po okolicy, a skoro Widugast zna ścieżki z ominięciem szlaków często uczęszczanych przez ludzi to jest szansa, że odnajdą przy okazji liskowego przyjaciela!
        Frigg szła już jakiś kawałek za elfem, którego skrupulatnie zagadywał rudy mieszkaniec lasu. Gawędzili sobie w najlepsze, najwidoczniej i on bardzo polubił się z szamanem, ale Lysberg nie dawała za wygraną. Patrzyła na Widu nieustannie i groźnie, jakby nawet drgnięcie palcem mogło go zdradzić, lecz z pielęgnowania nieufności ponownie wyrwała ja przyjaciółka.
        - Tak? - powiedziała tym swoim surowym głosem zerkając na Sonię przez ramię i lekko uniosła brew nie chcąc się rozliczać, co do ilości ów pytań.
        Rude włosy spłynęły po ramieniu driady po tym jak usłyszała te odpowiednią zagwozdkę męczącą duszę Soni, jednak w powietrzu o dziwo nie unosiła się wściekłość. Dziewczyna nie zatrzymała marszu, ale też dbała o dyskrecję. Nie miała ochoty dzielić się przemyśleniami z uszatym, bo choć mógł pomóc przy sprawie to nie był jej kolegą. Co najwyżej kumplem Soni.
        - Nie rozumiesz – powiedziała bez zbędnych przytyków. - Nie mogę zgubić czegoś czego nie było. Nie możesz być... W świecie, które było kłamstwem, a był nim od początku, nie możesz być sobą. Jak na podstawie czegoś co nie jest prawdą możesz wytworzyć sam siebie? - Frigg postawiła większy krok by ominąć korzeń, a dostawiając nogę do nogi na sekundę przystanęła ukradkowo zerkając na korony drzew, jakby do jej głowy wkradły się jakieś wspomnienia.
        - Nie mogłam zgubić czegoś, co nigdy tak naprawdę nie istniało – wyznała ponownie podejmując się drogi.

        Ignorowanie było jedynym sposobem, by utrzymać Sonię na dystans. Frigg doskonale wiedziała, że jedno zdanie wywoła słowotok, choć ignorowanie blondynki też nie było łatwe... szczególnie gdy jest to twoja przyjaciółka! Kennen ostatecznie podjęła słuszną decyzję by zrównać krok z szamanem, choć i tu był obustronny dylemat. Ruda nie musiała już się pocić od przymusowego milczenia, ale za to patrzyła jak pewien promyczek słońca wiernie ucieka do „bezpiecznej” przystani.
        Chwilę śledziła trójkę wędrującą przed nią, a ściągnięte do środka brwi coraz mocniej pogłębiały zmarszczki na jej czole. Zdecydowanie rudowłosa naturianka wolała być na miejscu tego szarlatana z lasu. To ją powinna ciągnąć za pałatkę i zadawać jakieś tajemnicze pytania, a pewnie miała ich mnóstwo. Frigg zresztą niewiele mniej, bo co też działo się z Sonią przez te wszystkie lata? Kiedy wyruszyła w podróż w poszukiwaniu przyjaciółki? Ileż dni musiała stracić by ją odnaleźć, a następnie otrzymać cios w policzek. Nie rozumiała z jakiego powodu to zrobiła, czy tez może czuła się źle w Lesie Driad, czy też może z jakiegoś powodu ją stamtąd wygoniono? Gdyby tak było, to pewnie już dawno by się do tego przyznała... a jeżeli nie?!
        Frigg podniosło głowę czując jak zmartwienie zalewa jej serce. Musiała się od niej dowiedzieć czy wszystko u niej w porządku! A niech to na konary drzew, nie! Nie mogła! Albo musiała to zrobić bardzo... dyskretnie.
        - Nad czym tak myślisz? - Driada niemalże podskoczyła słysząc głos liska.
        - Agh! Słusznie mówią, że co rude to przebiegłe – odpowiedziała z pretensją naturianka.
        - I słuszna uwaga – Fou mówił z takim opanowaniem, że aż zadziwiał rozmówczynią. Byłoby może wszystko w porządku, gdyby nie był to inteligentny, gadający lis.
        Frigg postanowiła przyjąć Nietajną Taktykę Odstraszania Soniaczy i zignorowała go, ale zwierzak nie dawał za wygraną.
        - Myślisz, że nas nie doprowadzi na miejsce?
        - Nie wiem, mnie się pytasz? - parsknęła. - Mam tylko nadzieję, że nie wprowadzi nas w kłopoty. Oby – bąknęła na koniec ciszej i groźniej, a Fou westchnął widząc, że nie jest to jeszcze odpowiedni moment na pokojową rozmowę między nią a Widu. Z jej własnego, nienawistnego powodu.
Awatar użytkownika
Widugast
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 66
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Szaman , Mędrzec
Kontakt:

Post autor: Widugast »

        Fou nie ograniczył się jedynie do entuzjastycznego okrzyku, o nie - on wręcz cały stanął na baczność, dumnie prostując swoją majestatyczną kitę i stawiając uszy. Oczka mu świeciły, gdy ruszył za druidem, lekko podskakując przy kolejnych krokach. Gdy mijał Vertaia, widmowy basior odprowadził go wzrokiem i niemrawo poruszył ogonem, wyrażając w ten sposób rozbawienie. Ten lis tak nie pasował ani do swojej rasy, ani do życia w lesie - przypominał salonowego pieska. Nawet jeśli złotowłosa Sonea nazywała go Wielkim Łowcą. Oj, zobaczyłaby jego - Vertaidiegera - gdy jeszcze miał ciało, wtedy szybko doszłoby do zmiany na tronie.

        Przyroda nie lubiła, gdy coś zbyt długo trwało w bezruchu. Jej wrodzonym stanem była wieczna zmiana położenia, stanu, wyglądu… Dlatego też szczęście odnajdywało się w ruchu - podczas jakiś aktywności, podróży, nawet podczas zwykłego spaceru. Z tego samego powodu człowiek chory leżał - to był stan nienaturalny. Nie znaczyło to, że należało chorych zmuszać do ruchu, po prostu pewnych prawidłowości zwyczajnie nie można było ignorować.
        Widugast właśnie to czuł. Gdy podjęli marsz i opuścili polanę, poczuł się trochę lepiej. Miał cel, miał co robić - zmierzał w kierunku, który z grubsza był mu znany, a wiodły go tajemne leśne ścieżki. Przesycone żywicą powietrze przyjemnie wypełniało płuca, odgłosy lasu, który żył i zajmował się swoimi sprawami koiły. Druid nawet trochę żałował, że ten stan nie utrzymał się zbyt długo. Słyszał za plecami rozmowy - głos Soni, Silje, Fou. Na razie dawali mu spokój - to chyba dzięki temu, że pochylał się nad ziemią, nadal nie do końca zestrojony z tętnieniem tego skrawka lasu. Później jednak, gdy już go poznał, rozluźnił się i wyprostował, swobodnie poruszając uzbrojoną w kostur ręką. Lubił takie spacery…
        - Nad czym myślisz, Widugaście? - zagadnął Fou ni stąd ni zowąd.
        - Nad niczym - odparł wprost Arhuna. - Po prostu słucham lasu.
        - Wyglądasz na takiego, który faktycznie potrafi go słuchać, a nie tylko słyszeć.
        - Dziękuję. To naprawdę miła ocena z ust brata - zapewnił szczerze druid.
        I tak sobie rozmawiali, niezobowiązująco, o Szepczącym Lesie i życiu w nim. Widugast nie przyznał się, że przez wiele lat był pod wpływem klątwy, przez którą nie poznawał swoich dawnych ziem, tak swojskich i znanych. Ograniczył się jedynie do przyznania, że długo nie chadzał tymi ścieżkami i miejsce to wydaje mu się już obce. Fou bardzo się tym przejął i z zaangażowaniem zaczął opowiadać co w trawie piszczy. Nie potrzebował wielkiej zachęty ze strony druida, ale na pewno zwracał uwagę czy jest słuchany. Był, bo Arhuna nie byłby tak kulturalny, by go ignorować. Czasami wręcz - gdy akurat musiał skupić się na odnalezieniu drogi - wstrzymywał liska gestem, aby ten na moment zamilkł i by nie utracić wątku jego opowieści.

        Po jakimś czasie pary się wymieniły - Fou zwolnił i zrównał się z Sylje, a złotowłosa Sonea dobiegła do druida. Ten spojrzał na nią już bez lęku, gdy pociągnęła go za nogawkę, chociaż odruchowo wyżej podniósł rękę, by na pewno przypadkiem jej nie dotknąć. Mruknął bardzo wymowne “hm?”, gdy zerknął na nią. “Słucham”. Od razu poznał ten konspiracyjny ton, więc odrobinę przechylił się w stronę Sonei, aby ułatwić jej zachowanie tajemnicy. Odchylił również futro i włosy, aby odsłonić ucho i żeby nie trzeba było do niego krzyczeć. Gdy to zrobił, jego posklejane w strąki czarne pasma rozsiały wokół ostrą ziołową woń. On nie miał brudnych włosów, one je po prostu stanowczo za mocno olejował.
        Pytanie Sonei było… Trudne. Wielu mogłoby je uznać za dziecinne, ale dla druida było jak najbardziej poważne. I to nie tylko przez to, że znał jej sytuację, ale po prostu rozumiał kontekst. Dlatego gdy driada dała mu czas na odpowiedź, on nie tak od razu się odezwał. Zadumał się, zaplatając ręce na piersi i próbując znaleźć odpowiednie słowa i przemyśleć czy nie spotkało go coś takiego. Miał do czynienia z ludźmi szalonymi, zagubionymi, ale czy takimi, którzy zgubili siebie…
        - Hm… - ni to mruknął ni to westchnął, spoglądając ponownie na Soneę. Rozplótł ręce. - Widziałem takie osoby… Ale one z czasem same się odnajdywały. To trudne, bo to walka, którą muszą stoczyć osobiście, ale wsparcie bliskich jest tu nieocenione. Cierpliwość, czułość i zrozumienie, tak długo jak to będzie konieczne. Tak naprawdę zgubione “ja” nigdy nie znika, cały czas jest blisko nas, tylko staje się niewidoczne. Trzeba znaleźć nowy sposób, by je zobaczyć…
        Widugast pomyślał o stracie bliskiej osoby. Nieraz był świadkiem żałoby i bólu, widział te osoby, które do niedawna tryskały energią i były w centrum zainteresowania, ale po tak dotkliwej stracie gasły, nie przypominały dawnych siebie. U większości z nich czas leczył rany, wespół z przyjaciółmi, którzy nie opuszczali żałobnika. Z czasem dochodził do siebie i choć nie przypominał już w całej rozciągłości siebie z dawnych lat, był łudząco podobny. Takie zdarzenie nigdy nie mogło przejść nie pozostawiwszy za sobą śladu, blizny na sercu aż tak łatwo się nie goiły.
        - Potrzeba czasu - mruknął jeszcze, zbaczając z prostej dotąd ścieżki, by obejść spory wykrot w ziemi, będący pewnie pozostałością po przewróconym przez wiatr drzewie. - Zaufanie musi się na nowo zbudować i umocnić. Jednym wystarczy na to dzień, innym tygodnie. Po prostu się nie poddawaj.
        Widugast posłał driadzie pokrzepiający uśmiech. Gdzieś na drugim planie zamigotał mu kształt widmowego basiora, który pewnie podsłuchiwał ich rozmowę. Ciekawe czy będzie chciał ją później skomentować, bo z reguły się przed tym nie powstrzymywał.

        Droga była krótsza niż mogło się wydawać - dzięki temu, że grupa podążała leśnymi ścieżkami, na przełaj, a jednocześnie były to drogi pewne, wytyczone przez zwierzęta i nie wymagające przedzierania się przez jakieś straszne chaszcze, na miejscu byli grubo przed zmrokiem. Znacznie wcześniej, niż gdyby cofali się na trakt i próbowali tamtędy dotrzeć do drzew obwieszonych wstążkami.
        A o tym, że byli blisko, Widugast był przekonany już na długo przed tym, gdy znaleźli pierwszy wyraźny ślad. Po prostu zrobiło się za cicho. Żywy las wiecznie wydaje z siebie dźwięki - coś szeleści, stuka, zwierzęta się nawołują, w oddali stuka dzięcioł. Tu było niemal martwo. Cicho. Być może myśliwi wybili wszystkie zwierzęta, a być może te przezornie się schowały, by nie dać się zabić. I jedna i druga myśl była przerażająca.
        No a później już byli pewni, że to jest to miejsce. Druid przystanął przy jednym z mijanych drzew i sięgnął do jego niskiej gałęzi. Zabrał stamtąd pomarańczową tasiemkę i bez słowa komentarza pokazał ją Silje, trzymając ją w dwóch palcach jak zdechłego szczura za ogon. Choć nie, ze szczurem obchodziłby się z większym szacunkiem - teraz był wyraźnie obrzydzony.
Awatar użytkownika
Sonea
Szukający drogi
Posty: 41
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Kolekcjoner
Kontakt:

Post autor: Sonea »

        Sonea zmarszczyła brwi i otworzyła na moment usta, jeszcze w trakcie odpowiedzi rudej siostry. Jak to czegoś, czego nie było? Co ona za głupoty opowiada, przecież była Frygą! No już bez przesady, ledwo co przystała na tą dziwną zmianę imienia i uszu, rozumiejąc (wcale nie, ale próbowała), że Fryga nie chciała już być sobą i teraz była tą Silje, to ta teraz wymyśla, że Frygą nigdy nie była. No co za rudy burczybrzuch! Sonia aż się podgotowała lekko z nadmiaru informacji, tak sprzecznych z tym, co dopiero zaczęła przyswajać. Ale cokolwiek by teraz ruda driada nie bełkotała, to przerwanie jej było zdecydowanie złym pomysłem. Tylko, że nawet gdy wysłuchała siostry do końca, to wcale więcej nie rozumiała. Mało powiedziane! Była tak zupełnie skonsternowana, że zamilkła na podejrzanie długą chwilę, jakby ciągle przeżuwając to co usłyszała. Próbowała to jakoś poukładać, żeby miało sens, ale to było jak próba złożenia obrazka z trzech kompletów puzzli.
        - Uch… - sapnęła w końcu zduszonym głosem.
        Nie rozumiała. Ale nie potrafiła już tego powiedzieć głośno. Fryga znowu by na nią nakrzyczała. Ale ona tak bardzo nie rozumiała, jak jeszcze nigdy! To było zupełnie bez sensu i wcale nie odpowiadało na jej pytanie! Przecież było już wystarczając trudno, dlaczego Fryga jeszcze bardziej utrudnia? Sonea nie umiała rozwiązywać aż tak skomplikowanych problemów. Do tej pory przytłaczała ją sama konieczność odnalezienia zagubionej frygowatości, żeby ją na powrót we Frygę upchnąć, ale ta teraz twierdziła, że nigdy Frygą nie była?! No nie, no! Za dużo! A poza tym mówiła tak skomplikowanie, że Sonia zwyczajnie się pogubiła, nie potrafiąc nawet odtworzyć jednego ze zdań w pamięci, a co dopiero zrozumieć co jej siostra miała na myśli. Że też akurat tylko to mówienie trudne jej zostało! No i włosy, chociaż włosy zostały, takie ładne.
        Blondynka znowu westchnęła ciężko, chwilowo zupełnie sobie nie radząc. Wszystko było nie tak, a ona nie wiedziała, jak to naprawić. Nawet dopytywać nie miała siły, a to chyba mówiło wszystko o jej stanie. Aż jej loki oklapły i Sonia znowu zaczęła iść noga za nogą z pochyloną głową i pogrążona w myślach. Niech Mamcia Natura ma wszystkich w opiece.

        Nie miała rozwiązań. Sama nie umiała właściwie rozwiązywać problemów, bo żadnych nie miała. Jak była głodna to jadła, jak śpiąca to spała, a jak ją komar uciął to się drapała, zamiast cytrynę przyłożyć, jak mówiła Tynna. Gdyby bardzo chciała to inne problemy by się znalazły. Brak kogoś bliskiego, przyjaciółki. Niezrozumienie ze strony innych driad. Osamotnienie. Ale optymistyczna blondynka nie skupiała się na tym, co jej się nie udawało i po prostu gnała za lepszym. Tylko o Frygę zdecydowała się walczyć, bo była jej najlepsiejszą przyjaciółką i kiedyś Fryga o niej tak też myślała. I tylko na niej Sonii zależało tak bardzo mocno, by wyjść poza swoje wygodne myślenie i ruszyć na poszukiwania siostry. Jej nie można było zastąpić nowym piórkiem we włosach. Niczym nie było można zastąpić. Była jak dziurka w serduszku, aż wiatr hulał!
        Elf! On na pewno będzie wiedział, co robić. Jest efem, więc jest stary i mądry. A przynajmniej Stara Tynna zawsze tak mówiła, że starsi są mądrzejsi i trzeba ich słuchać. A poza tym był miły i obiecał pomóc! No i jest wysoki! Samo to już rozwiązałoby połowę jej problemów, gdyby miała ich więcej. Wiszące wysoko jabłko, o. Zerwałby, a ona nie musiałaby włazić na drzewo i spadać z gałęzi na tyłek. Normalnie to musi być wspaniałe być wysokim!
        Podbiegła więc do elfa pełna nowej nadziei i gotowa na przyjęcie rozwiązań. Oby tylko mówił prościej niż Fryga, bo inaczej to nic tylko sobie z procy w nos strzelić.
        Elf był strasznie miły. Zupełnie już nie panikował jak go nie dotykała, uważnie słuchał i nawet myślał nad odpowiedzią na jej pytanie! To się jej chyba nigdy nie zdarzyło. Konsternacja i niezrozumienie owszem, chociaż nie umiała by tych reakcji nazwać, ale autentyczne rozważanie jej pytań? Sonea wlepiała w niego błyszczące oczy, jak gdyby rozbłysła wokół niego magiczna poświata.
        Z ożywieniem słuchała tego, co mówił, gorliwie potakując blond głową, gdy wspomniał, że to trudne. Bo trudne! Co za mądry elf! A potem… potem aż zaczął mówić tak jeszcze mądrzej niż zwykle. Tak, że driada oklapnęła nieco, rozczarowana swoim własnym zachowaniem. Jak mogła?! Oczywiście, że potrzeba cierpliwości i zrozumienia! Był tylko jeden problem.
        - Elfie, ale ja właśnie zupełnie nie rozumiem, a w tej całej cierpliwości to ja jestem gorsza niż w strzelaniu z łuku – przyznała strapiona. Nagle jednak dała się porwać nowej energii, gdy usłyszała, że frygowatość może się wcale nie zgubiła! Oj, nie wiedziała, czy niewidzialność jest lepsza od zgubienia, ale… ale to już było coś! Tak, elf mówił tak, jakby to się zdarzało, a więc może jest nadzieja! Nie, na pewno jest nadzieja, zawsze jest! Chyba, że sytuacja jest beznadziejna, to wiadomo.
        - To ja znajdę – zawołała zduszonym głosem, żeby jej jednak Fryga nie usłyszała, bo schowa swoją siebie jeszcze bardziej. Sonia przeskoczyła na ślepo jakiś korzeń i trochę zahaczyła o krzak, próbując nadążyć za zbaczającym ze ścieżki elfem, ale nawet nie zwróciła na to uwagi.
        - Nie będę, Elfie! Nie poddam się! Bo ja nic tak bardzo nie chcę, jak mieć znowu Frygę tą prawdziwą – mówiła z zacięciem w głosie, a gdy zadarła znów głowę, zobaczyła ciepły uśmiech druida i znów błysnęły jej oczy.
        - Dziękuję! – zawołała, a zaciśnięte piąstki sugerowały jak wspaniale jej idzie pohamowywanie się i nie skakanie na Widugasta.

        Zbliżali się do celu, a Sonea cichła razem z lasem. Gadać jej się nie chciało, pogwizdywać zupełnie nie pasowało, z Wielkim Łowcą nawet nie rozmawiała. Kuliła ramiona, rozglądając się z niezadowoleniem dookoła, jakby spodziewała się ataku. Jasne brwi nad złotymi oczami marszczyły się jednak nieprzyjemnie, a w dłoni już od jakiegoś czasu bujała się niespokojnie proca.
        Ożywiła się tylko na moment, gdy znaleźli drzewo ze wstążkami. A później dotarło do niej pierwszy raz, co dokładnie one oznaczają i usteczka Sonei rozchyliły się i wykrzywiły w obrzydzeniu. Nagle zaczęła panicznie przetrząsać swoje włosy, a gdy palce natrafiły na znajomy materiał, jednym szarpnięciem uwolniła różową wstążkę z loków.
        Delikatny materiał opadał niewinnie ku ziemi, odprowadzany zranionym spojrzeniem złotych oczu. Ludzie. Oni niszczą wszystko, co piękne.
Awatar użytkownika
Frigg
Zaklęta Żaba
Posty: 955
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Uzdrowiciel , Rozbójnik
Ranga: administrator.png
Kontakt:

Post autor: Frigg »

        Frigg nie była zadowolona. Nie aby często w ogóle była, ale w ostatnim czasie nic nie było w stanie choćby w minimalny sposób jej dogodzić. Bo na elfa nie mogła patrzeć, gadający lis był irytujący, a z Sonią nie wiedziała jak powinna postąpić – trzymanie przyjaciółki blisko siebie wydawało się nierozsądne, ale widzieć jak ta oddaje się pod opiekę innych też drażniło serducho rudowłosej driady. Tkwiła więc tak między pomiędzy – między chęcią ubicia szamana a przymusową akceptacją jego obecności, między pokusą wciśnięcia grubego zadka towarzyszącego im zwierzaka w ciasną norę a... też przymusową akceptacją jego osoby. No nic tu nie pasowało i nie trzymało się kupy, jednak jak na złość musiała tkwić w tym towarzystwie. Zdecydowanie Frigg przywykła do samotnych podróży, gdzie dotychczas zadbać musiała wyłącznie o siebie.
        - A więc... kogoś szukasz? - zagaiła do lisa.
        - Oooo – zdziwił się Fou. - Doprawdy zainteresował cię mój problem?
        Naturiance już drgnęła brewka ze zdenerwowania, lecz zaraz ciężko westchnęła.
        - Właściwie to nie, ale tak po prostu próbuję podciągnąć rozmowę – wyznała okrutnie szczerze, a co widocznie przyniosło jej trochę ulgi. W końcu mogła powiedzieć coś zgodnie z prawdą i nawet źle się z tym nie czuła, szczególnie że rudy grubasek spojrzał na nią krótko i gdyby nie wędrował na czterech łapkach to z pewności wzruszyłby ramionami.
        - Tak, przyjaciela, jak wspomniałem wcześniej.
        - Uhm... - burknęła. - Skoro dałeś mi trop na Mirian to teraz twoja kolej. Zgodnie z umową.
        - Uznajesz ten trop za wystarczający? Jeszcze nie dotarliśmy na miejsce. Może niczego tam nie znajdziesz – powiedział lis wpatrując się przed siebie.
        - Ech, co za różnica. Lepsze to niż nic. Lepiej mieć jakikolwiek cel niż nie mieć go w ogóle – uznała cichszym tonem. - A więc? Mówiłeś, że mogę go znać. Nie przypominam sobie bym kiedykolwiek rozmawiała z gadającym ptakiem albo rybą – zażartowała z wyraźną pobłażliwością.
        - Ani krukiem, ani rybą to on nie był... - odpowiedział Fou przenosząc bystre spojrzenie na swoją rozmówczynię, której dobry humor szybko odszedł na bok.
        - O kim ty... - nie zdążyła zapytać, gdy okazało się, że dotarli na miejsce.
        Cisza dominowała w okolicy już od dłuższego czasu, ale rozmowa z mieszkańcem lasu przyćmiewała ten fakt Frigg aż do teraz. Narturianka poczuła się nieswojo, jakby goła i przytłoczona nadmiarem uwagi, a tej z kolei rzeczywiście tu nie zabrakło. Gdy Widugast wyciągnął w jej stronę wstążkę, ogarnęła ją agresja, ale też i przerażenie. Odniosła wrażenie, że przyłożył do jej gardła ostrze, świeżo wyciągnięte spod ręki kowala, jeszcze gorące i czerwone. To był jej odruch na oskarżenia z jakimi miała wielokrotnie do czynienia, jakby chciał pokazać, że to jej wina. W końcu to przez nią się tu znaleźli, w końcu to ona... to ona, mimo że była córką lasu, wychowywała się wśród ludzi. Ale przecież nie chciała, próbowała uciekać do lasu, lecz tam nigdy nie przyjęli rudowłosej dziewczynki skażonej ludzkim wychowaniem. Lysberg przełknęła ślinę i szybki atak paniki zakamuflowała zmarszczonymi brwiami, a jej usta wygięły się w dół w wyraźnym niezadowoleniu. Ale także obrzydzeniu, na co wyraźnie wskazało cofnięcie głowy.
        Na duchu nie podniósł ją w żaden sposób gest Sonei, która zdała sobie sprawę z tego co oznaczają kolorowe wstążeczki. Frigg zabolało serce na widok przyjaciółki, która pośpiesznie próbuje odszukać i niemalże wyrwać wstążkę z włosów.
        Co miała im na to odpowiedzieć? Czy istniało w ogóle jakiekolwiek słuszne zdanie mogące polepszyć atmosferę jaka zapanowała?
        Ręka Silje wzdrygnęła się, ruszyła do przodu by pocieszyć przyjaciółkę. Chciała położyć dłoń na jej ramieniu, powiedzieć "w porządku", ale nagłą ciszę przerwał szelest. Dziewczyna rozejrzała się i prędko zlokalizowała źródło hałasu, praktycznie tuż za jej plecami. Driada obróciła się dając znać Kennen by wstrzymała swoją porywczość i została na miejscu, o elfa już się tak nie troszczyła, a następnie zbliżyła się do gęstych krzaków. Nim jednak zdołała podejść wystarczająco blisko, z zarośli wyskoczył młody chłopak i z krzykiem rzucił się w stronę naturianki, której... wystarczyło odsunąć się na bok by młodzieniaszek chybił. Nastolatek zatoczył się i upadł, jednak nadal mocno trzymał sztylet celując go w zbliżającą się do niego driadę. Frigg uniosła brew, jakby pytała „serio?” zachowując przy tym odpowiednią odległość od młodzieńca.
        - Jeszcze krok a się nie zawaham! - ostrzegł choć z ust trzęsącego się, szczupłego chłopaczka brzmiało to wręcz prześmiewczo.
        - Nie nakręcaj się tak. Nic od ciebie nie chcemy – stwierdziła obojętnie driada, co wzbudziło wątpliwości w chłopaku. Nastolatek opuścił broń, choć przy kolejnym ruchu kogokolwiek z otoczenia znowu ją wzniósł.
        - Ostrzegam! - krzyknął choć zaraz znów opadł z sił wyraźnie zestresowany sytuacją i wydawał się wyjątkowo nieporadny, szczególnie, że po lesie szlajał się nie od dziś. Był brudny, widoczne ślady zadrapania wskazywały na walkę z dziką roślinnością, a poza tym trząsł się i wyglądał na głodnego...
Awatar użytkownika
Widugast
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 66
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Szaman , Mędrzec
Kontakt:

Post autor: Widugast »

        Nie tylko na Widugaście zrobiła wrażenie ta wstążka. Zwrócił uwagę na to jak Sonea w pośpiechu zaczęła wyplątywać ozdoby z włosów - tego nie dało się nie zauważyć. Co prawda on nie był skory do takiego kategorycznego traktowania wszystkich istniejących wstążek, ale już zdążył zauważyć, że złotowłosa była bardzo ekspresyjna, więc pewnie nie mogła inaczej. Z kolei Silje sprawiała wrażenie, jakby Arhuna wcale nie pokazał jej wstążki, tylko dał jej mokrą ścierką w twarz, taką miała minę. Dlaczego? Tylko potwierdził jej słowa. To nie ona rozwieszała te symbole tu w okolicy. Wiedziała o tym, bo lepiej znała okoliczne zwyczaje i tyle. To po prostu świadczyło o tym, że byli na dobrym tropie. Pytanie tylko… co dalej? Nie było czasu nawet o tym rozmawiać.
        Nie po to Widugast miał takie duże uszy, by nie usłyszeć chłopaka, któremu tylko się wydawało, że się do nich podkrada. Odwrócił się chwilę przed tym, nim dzieciak wypadł z krzaków. Spiął się nerwowo, bo nie wiedział co teraz nastąpi - czy on zrobi krzywdę rudej driadzie, czy też na odwrót. I paradoksalnie to tego drugiego bał się bardziej. Widział ją w akcji i wiedział, że potrafi być skuteczna, zaś po tym chłopcu widać było, że kierował nim strach, nie poparty żadnymi umiejętnościami. Jego zachowanie i ruchy wywoływały mieszaninę pobłażania i żalu - co się stało, że działał tak nieprzemyślanie, z taką desperacją? Nie można mu było jednak odmówić konsekwencji, bo nawet gdy pierwszy atak mu nie wyszedł i być może zorientował się w końcu w przewadze liczebnej przeciwnika, nie cofnął się. Dalej groził. Popełnił tylko jeden błąd: tak skupił się na driadach, że stojąc na wąskiej ścieżce za plecami miał Fou i Widugasta. Druid chwilę w niedowierzaniu mu się przyglądał - jakby oczekiwał, że chłopak skoryguje postawę, ale ten cud się nie zdarzył. Arhuna westchnął więc bezgłośnie i podszedł do dzieciaka. Robiąc krok w bok wykonał szybki ruch kosturem i bardzo zgrabnie go podciął. Chłopak wylądował jak długi na plecach z głuchym łoskotem. Widugast nie dał mu czasu na rozeznanie się w sytuacji - uderzył go kosturem w nadgarstek by wytrącić mu nóż z dłoni, po czym obrócił swoją lagę i jej kościanym końcem przycisnął dzieciaka do ziemi w jasnej sugestii, że ma tak leżeć i niczego nie próbować, bo co prawda broń nie była ostra, ale za to właściciel doświadczony.
        - Gdy komuś grozisz, upewnij się, że nie masz za plecami jego kompanów - upomniał biedaka zadziwiająco łagodnym głosem, jak mentor, który udzielał lekcji swojemu niezbyt bystremu, ale za pełnemu dobrych intencji uczniowi.
        - Puszczę cię teraz, a ty usiądziesz i będziesz rozmawiał z nami jak kulturalny, cywilizowany człowiek, dobrze? - kontynuował druid bardzo spokojnym głosem, choć wiadomo było, że jeśli dzieciak zrobi coś głupiego, Arhuna już taki spokojny nie pozostanie. Mimo to mały raptus kiwnął głową, a wtedy druid zabrał kostur i cofnął się o pół kroku.
        - Co ci przyszło do głowy, by nas atakować? - zapytał.
Awatar użytkownika
Sonea
Szukający drogi
Posty: 41
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Kolekcjoner
Kontakt:

Post autor: Sonea »

        Sonii było z powodu wstążki strasznie przykro. Lubiła ładne rzeczy. Stara Tynna zawsze mówiła, że to źle, że jest próżna i nie wolno tak sobie piórek doczepiać. Nawet coś o jakimś ptaku i jego piórkach opowiadała, denagdotę jakąś, ale Sonia już wtedy trochę nie słuchała. Zresztą co w tym złego, że jak znajdzie wyjątkowo ładny patyk, to chce go sobie zabrać? A że włosy ma zawsze pokudłane, nieważne jak bardzo je próbuje czasami przeczesać, to ile taki patyk możne zaszkodzić? A wszystkim łatwo mówić, ale przecież każdy czasem na swojej drodze spotka coś tak ładnego, coś tak okropnie najśliczniejszego, że no po prostu nie może tego zostawić! Mamcia Natura tak się stara, żeby robić ładne rzeczy, ale specjalnie je zostawia razem ze wszystkimi, bo wiadomo, że wszystko trzeba w lesie kochać i szanować, ale na przykład taki kamyk! Chyba każdy zna ten uczuć, gdy znajdzie idealny kamyk! Taki super gładki, plamisty i różnobarwny, czasem nawet o równym okrągłym kształcie! Jak można zostawić taki kamyk? No nie można! I dlatego Sonia ma dwie sakiewki. Jedną na kamienie, które służą, jako pociski do jej procy, i drugą mniejszą, na te wyjątkowe kamyki. No bo kamyka to nijak do włosów wpleść się nie da.
        A wstążka tak pasowała. Była taka różowiście kolorowa i miła w dotyku. Kenen nie wiedziała, co ona oznacza. Skąd ona jest. Dlaczego była na tym drzewie. Jak zawsze, nie pomyślała. Stara Tynna zawsze mówiła, że ona najpierw robi, a potem myśli. Albo wcale nie myśli. Tak. Fryga… Sylje też jej powiedziała, że jest głupia. Że jest idiotką. Może była. W końcu jaka dobra driada wzięłaby na pamiątkę trofeum ludzkich myśliwych? Coś, co symbolizowało dla nich ilość upolowanej zwierzyny? Tylko głupiutka driada.
        Wstążka więc leżała porzucona na mchu, błyszcząc wciąż pięknie w niewielkich prześwitach słońca, jakie przedzierały się przez listowie. A Sonii było przykro, że spotkał ją taki los. Że musiała trafić w ręce myśliwych, zamiast na przykład na włosy jakiejś dziewczynki. Fryga nosiła kiedyś wstążki we włosach…
        Szelest w zaroślach.
        Wyciągnięta niezwłocznie proca podskoczyła wesoło na rzemieniach, bujając się na razie niegroźnie przy udzie Sonei, która lekkim ruchem nadgarstka zaczęła rozpędzać broń. A wirujący podwójny rzemień z pociskiem na końcu naprawdę nie wyglądał groźnie, jego świst był wręcz miły dla ucha. Mimo prędkości jaką rozwijał, wciąż wyglądał lekko i estetycznie, wcale nie dodając Kenen groźnego wyglądu. Och, jak często zaskoczeni byli jej przeciwnicy, gdy driada pozwoliła jednemu z pasm wysunąć się z dłoni. Nie wiedzieli, że celne trafienie niewielkim nawet kamieniem w sam środek czoła potrafi wykluczyć przeciwnika z potyczki na dobre kilka chwil (aż ten znajdzie górę i dół świata oraz zlokalizuje wszystkie swoje kończyny). A to przecież był strzał ostrzegawczy.
        Ale teraz proca zwolniła, a Sonia zmarszczyła brwi niezadowolona. Gest rudej był okrutnie znajomy i tak samo irytujący jak zawsze. „Najpierw sprawdźmy co to…”. A po co? Walnijmy to kamieniem, zanim to walnie nas czymś innym, i wtedy sprawdźmy! Posłusznie jednak nie atakowała, a później sama zwolniła obroty, aż proca opadła do jej nóg, podskakując niekontrolowanie.
        Mały człowiek. Mały człowiek z nożem.
        Proca wróciła na najwyższe obroty, a Sonia przyglądała się chłopakowi szeroko otwartymi, pięknie złotymi, jednak równie beznamiętnymi oczami.
        - No mogę już mu walnąć? – zirytowała się w końcu, tupiąc, ale w tym samym momencie druid podciął chłopaka kosturem, a później drugą jego stroną (kostura, nie chłopca), przygniótł dzieciaka do ziemi. Sonea fuknęła i schowała procę. Niech się Elf cieszy, że ma taki fajny ten kostur, bo inaczej to by się na pewno na niego pogniewała, że on małemu człowiekowi mógł przywalić, a ona nie. No ale miał kostur, farciarz.
        Chłopak podniósł się w końcu, jeszcze mniej pewny niż wcześniej, odruchowo zerkając na swój sztylet leżący na ziemi.
        - Ja go sobie wezmę – powiedziała Sonia, schylając się po ostrze i chowając zdobycz za paskiem. – Jak jesteś głupi i cię rozbrajają to masz pecha – zawyrokowała. I o dziwo, jej beztroski ton, mimo tego że właśnie zabrała jego nóż, trochę ośmielił chłopaka.
        - Ja… no nie chciałem właściwie… To znaczy… szukam siostry, ma osiem lat, takiego wzrostu, o. – Tutaj chłopak wskazał na Frygę, a Sonia łypnęła znów na niego podejrzliwie.
        - Ma jasne włoski i niebieską sukienkę. To znaczy była niebieska trzy dni temu, teraz pewnie wygląda jak ja. Ma na imię Eliza.
        - Ojej, jakie ładne imię! – zawołała wesoło Sonia. – Nie martw się… eee jak ty w ogóle masz na imię?
        - Gavril.
        - Nie martw się, Gavril. Mamcia Natura nie pozwoli, by twojej siostrzyczce się coś stało. Chyba, że robi krzywdę drzewom?
        Sonia ze słodkiego i uspokajającego tonu, który sprawiał, że Gavril rozluźniał się i niemal uśmiechał, przeskoczyła nagle na cichy syk, na który chłopak spiął się na baczność.
        - Nie, absolutnie! – zaprzeczył gorączkowo.
        - No to wszystko będzie dobrze – zawyrokowała blondynka. – Wiem, jak ciężko się kogoś szuka… - zaczęła wesołym tonem, ale zaraz zgasła i urwała, po czym odwróciła głowę.
        - Elfie, czy my możemy mu pomóc znaleźć małą Elizę? – zapytała, zadzierając głowę i ignorując stojącą za nią Sylje. Nie specjalnie. Po prostu słuchała się zawsze Frygi i Fryga zawsze wiedziała najlepiej, a jak jej nie ma, to ona nie będzie żadnej Sylje o zdanie pytać. Elf jest milszy.
Awatar użytkownika
Frigg
Zaklęta Żaba
Posty: 955
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Uzdrowiciel , Rozbójnik
Ranga: administrator.png
Kontakt:

Post autor: Frigg »

        Frigg przewróciła oczami, gdy do akcji wkroczył Widugaust. Tym razem jednak nie spoglądała krytycznie na druida, lecz na młodzieniaszka, który z odwagą wojownika, gracją żyrafy, a inteligencją najwidoczniej wieśniaka, zaatakował trójkę mieszkańców lasu. Jakkolwiek to się miało kalkulować w jego umyśle to nadal posiadał marne szanse na choćby draśnięcie kogokolwiek z grupy. A samą driadę ani obchodził ten chłopak, ani jego problem. Najwidoczniej smarkacz zgubił się albo odłączył od grupy, albo próbuje coś udowodnić starszym kolegom – powód dla Frigg nie był ważny. Gówniarz tylko przeszkadzał, dlatego rudowłosa skrzyżowała ręce na piersi i stanęła na uboczu dając mało subtelny sygnał swojej niechęci wobec zagubionego.
        Lysberg uśmiechnęła się pod nosem na słowa Sonei, która przywłaszczyła sobie sztylet. Co prawda, to prawda, jak jest głupi to co zrobisz?
        Jednak zaraz po tym driadzie wyskoczyła żyłka, gdy padło śmiałe porównanie w jej stronę. Frigg spięła się cała na ciele i wojowniczo zwróciła ku chłopakowi.
        - ŻE CO?! - wzburzyła się Silje, ale nikt nie zwrócił uwagi na jej reakcję, jakby jeszcze śmiało się pod tym podpisali. Nawet Fou!
        Dziewczyna prychnęła na te definitywną ignorancję. Skoro to tak mało ich obchodzi to ją też będzie, a zresztą, niech już stąd zjeżdża ten gnojek zanim sama nie zdecyduje się załatwić sprawy po swojemu. Jak się zaraz stąd nie ulotni to zapamięta lekcję od tej małej-rudej do końca swojego życia.
        - Dobra, dobra. Lepiej stąd zmykaj chłopcze zanim się rozmyślimy i nie damy ci lekcji od Mamci Natury. – Frigg machnęła obojętnie ręką chcąc oddalić się od zagubionego chłopaka, jednak po tych słowach Sonea wyszła z absurdalną inicjatywą. Chciała mu pomóc!
        Oni nie mieli na to czasu!
        W dodatku nie wzięła pod uwagi zdania swojej przyjaciółki, tylko poradziła się tego szarlatana z kijem! Frigg rozdziawiła buzię nie dowierzając w słowa Kenen. Przecież to jej misja, oni rzekomo jej mieli pomagać a nie pomiotowi z ludzkiej wioski, z rasy, która odpowiadała za wywieszone kolorowe wstążeczki. Symbol niewinności nagle nabrał innego wyrazu – frajdy z rzeźni, a nie ukrywajmy, że o wiele bliżej do ludzi było Lysberg niż pozostałym. Wszak od zawsze wypominano dziewczynie spoufalanie się z Alarańczykami, to było jej przekleństwo, a teraz ci chcą się zdecydować na pomoc dla smarkacza? Niewiarygodne!
        Rudowłosa nie rozumiała zachowania Sonei. Czy nagle Kenen chciała zrobić perfidnie na złość przyjaciółce nie biorąc pod uwagę jej zdania? To podejście przeszyło serce Frigg gorzkim smakiem, wywołało pełne rozgoryczenie i naturianka nie miała zamiaru stać bezczynnie w tej sytuacji. Z pełną mobilizacją wtargnęła w przestrzeń między Sonią a Widu, a chłopaka przepędziła pod samo drzewo jedynie rozwścieczonym wzrokiem.Wyglądała na opętaną!
        - Chyba nie mamy na to czasu – wtrąciła niskim, aczkolwiek wrogim tonem. - Przypałętał się tutaj jakiś smarkacz więc odstawmy go do ludzkiej wioski i niech tam się nim zajmą, i jego siostrą. Być może wróciła już do domu a on jej szuka. Zapewne też rodzice się o niego martwią, szukają, a piorun jeden wie w jakie kłopoty nas wpakuje. Jak zobaczą, że „dzikusy z lasu” go sobie wzięły pod opiekę to jeszcze tego pożałujemy – naciskała i choć chciała brzmieć jak najbardziej poważnie, tak cały klimat zepsuło burczenie w brzuchu młodzieńca, który z lekkim zawstydzeniem zasłonił dłonią swój brzuch.
        - Świetnie... - bąknęła rudowłosa przykładając dłoń do czoła. Teraz to już nieznajomy, biedny, zagubiony i głodny chłopaczek złamie złote serduszko Sonei.
        - Nawet jak masz go za wypłosza to niehonorowo byłoby go nie nakarmić i nie napoić – wtrącił się nagle Fou licząc na wsparcie nie tylko ze strony Kennen, ale także elfa. - To ludzkie dziecię, ale zagubione, młode i jeszcze głupie. Pod ręką Widugasta na pewno przejdzie szybki kurs pokory, prawda? - Lisi (i puszysty!) ogon z zadowoleniem zmiótł trawę a wąskie oczka skierowały się na szamana. Wstydem byłoby odmówić pomocy, szczególnie gdzie wszyscy poza młodzieniaszkiem wiedzą jak radzić sobie w lesie i jak przetrwać w takich warunkach.
        - Poza tym, spójrz na niego - mruknął Fou lekko przechylając łepek, którym wskazał chłopaka. - Uważasz, że taka roztrzęsiona galareta może nam zaszkodzić?
        - On bezpośrednio nie, ale ludzie z nim powiązani już tak! - syknęła Frigg.
Awatar użytkownika
Widugast
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 66
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Szaman , Mędrzec
Kontakt:

Post autor: Widugast »

        Widugast stał z boku, z rękami założonymi na piersi i patrząc na chłopca tak, jak to druidzi i szamani zwykli patrzeć - wodząc za nim oczami, ale nie pochylając głowy. To dodawało mu powagi i surowości, przypominał trochę ojca łajającego swoją pociechę i niezadowolonego mentora jednocześnie. Jego postawa nie była jednak o dziwo spięta. Z pewnością byłby w stanie zareagować szybciej niż ten młokos w ogóle pomyśli, ale na ten moment przyjął pozycję “spocznij”. Słuchał. Driady wzięły dzieciaka w tak krzyżowy ogień pytań, że gdyby on się jeszcze dołączył, młody dostałby chyba tików nerwowych. A i tak informacji póki co druid miał dość. Gavril, szukał swojej małej siostry, która zaginęła przed trzema dniami. Przykra historia, choć jednocześnie zastanawiająca. Byli wszak dość daleko od ludzkich siedzib, a poza tym zaginięciem ośmiolatki z pewnością interesowałaby się cała wioska, a nie tylko jej starszy (niewiele) brat. Coś tu… Nie, nie śmierdziało. Czegoś tu po prostu brakowało. Chłopiec jeszcze nie powiedział wszystkiego.
        To jak Silje bezpardonowo pogoniła młokosa sprawiło, że Widugast zamrugał, jakby się przesłyszał, po czym spojrzał na nią. Naprawdę? Ani trochę nie poruszyła jej jego historia, nie chciała wiedzieć więcej, nie chciała pomóc?
        Sonea to co innego - jej reakcja spotkała się z aprobatą druida, wyrażoną jednak bardzo subtelnie, ledwie przez lekkie skinienie głową. Tak, ona to dopiero wiedziała co to znaczy “szukać”. On… W sumie trochę też. Choć on to co odnalazł, prawie natychmiast utracił. Nie mógł jednak teraz tego roztrząsać, ważniejszy był chłopiec i jego dalszy los.
        - Należy mu pomóc - oświadczył w końcu Widugast. Mówił niskim, monotonnym i stanowczym głosem, jakim przemawiało się na zebraniach starszyzny za jego czasów. Jednocześnie na oślep sięgnął do swojej torby i wyjął z niej niewielkie zawiniątko ze sztywnych liści, w których skrywały się słodkawe suchary z mąki kasztanowej. Pokazał pakuneczek chłopcu, po czym bez komentarza mu go rzucił.
        - Jestem Arhuna Widugast - przedstawił mu się, bo w końcu chłopiec podał im swoje imię, należało mu się odpłacić. Jednocześnie druid odpuścił sobie przydługą formułkę z całym swoim tytułem, bo w końcu rozmawiał z dzieckiem.
        - Dlaczego szukasz swojej siostry tak daleko od cywilizacji? Gdzie jest twoja wioska? - dopytał Gavrila, który z jednej strony chciał zachować resztki godności, ale z drugiej był tak głodny, że trudno mu było się opanować przed zjedzeniem wszystkich tych sucharków na raz.
        - Ja… Nie wiem - mruknął, rozglądając się po okolicy.
        - Jak się nazywa twoja wioska? - dodał uprzejmie druid, by ułatwić mu zadanie.
        - Małe Zakole…
        Widugast kiwnął stanowczo głową - wiedział wbrew pozorom gdzie to, nie łudził się jednak, że poznałby któregokolwiek z mieszkańców tego miejsca. Tam wszyscy byli ludźmi, przez sto lat zdążyli wszyscy pomrzeć, a i o wielu pamięć z pewnością zdążyła się zatrzeć… Ot, kruchość ludzkiego żywota. Lepiej skupić się na teraźniejszości.
        - Jesteś już bardzo daleko od domu - zauważył druid, mówiąc po równi do chłopca, jak i do driad. Szczególnie do Silje, chcąc jej w ten sposób uświadomić, że odstawienie Gavrila do rodziny w tym momencie nie będzie tylko spacerkiem, a dłuższą wyprawą.
        - I swoją siostrę zgubiłeś aż tutaj? - drążył jednak.
        - Co? Nie! - odparł szybko chłopiec, przełykając kęs sucharka. - Ja… szukałem jej już wszędzie! I dlatego jestem aż tu…
        - Więc gdzie ją straciłeś z oczu? Co się stało? I gdzie są pozostali poszukiwacze?
        - Pozostali?
        - Mówiłeś, że zniknęła trzy dni temu, więc pewnie szuka jej już cała wioska.
        - Ach… Ten… No nie wiem. Ja w sumie szukam jej sam, na ten... własną rękę - wyznał w końcu, starając się nadać sobie trochę bardziej odważne brzmienie, ale na niewiele się to zdało. Nikt nie dałby się mu oszukać.
        - Czemu nikt ci nie pomógł? - drążył Widugast, niby troskliwym tonem, ale takim, w którym kryło się zastrzeżenie “nie kręć, bo ja jestem miły tylko do czasu”. - Czemu nikt ci nie pomógł - powtórzył z naciskiem druid, gdy chłopiec udawał bardzo skupionego na jedzeniu.
        - Bo… Ja sam jej szukam.
        - Dlaczego? - Chłopiec milczał, a Widugast wiedział, że jeśli teraz jeszcze mocniej naciśnie, nie dowie się już niczego nowego. - Dobrze - skapitulował więc. - Posłuchaj. Nie zostawimy cię tak samego, las nie jest miejscem dla takich samotnych szczeniąt jak ty. I na ile możemy, pomożemy ci w poszukiwaniach twojej siostry. Sami jednak kogoś szukamy. Mogę liczyć na to, że my pomożemy tobie, a ty nam? I że będziesz się mnie słuchał? - dodał Widugast, lekko się pochylając, by spojrzeć Gavrilowi w oczy i wymóc na nim przysięgę.
        - Dobrze… - mruknął chłopiec i to Arhunie wystarczyło. Kątem oka dostrzegł Vertaia, który kręcił się w okolicy, ciekawy rozwoju sytuacji, ale niezainteresowany interweniowaniem.
        - Chłopak jest z okolicy, może wiedzieć sporo o tych myśliwych, których szukamy - wyjaśnił Widugast na wypadek, gdyby Silje kręciła nosem. Nie spodziewał się za to protestów ze strony Sonei, wręcz przeciwnie, liczył na to, że podejdzie do sytuacji z entuzjazmem.
        Gavril chyba chciał podziękować za wsparcie, ale miał usta pełne sucharków - zakrztusił się okruchami.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Szepczący Las”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 5 gości