Szepczący Las[Karczma na rozdrożach] Karciane rozgrywki

Utopijna kraina druidów, zwierząt i wszystkich baśniowych istnień. Miejsce przyjazne dla każdego stworzenia. Ogromny las położony w górskiej dolinie, gdzie nic nie jest takie jak się wydaje.
Awatar użytkownika
Kishenzi
Błądzący na granicy światów
Posty: 16
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Tygrysołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kishenzi »

- Nie kwestionuje twoich metod... - zaczął Kishenzi - No może jednak troszeczkę krytykuje. Fakt, że nie miał odpowiednich kieszeni, nie wyklucza tego, że nóż jest jego własnością. Mógł go trzymać w worku, torbie czy bagażu jako ciekawostkę. Ewentualnie przyczepiony do pasu, który z jakiegoś bliżej nieokreślonego powodu ściągnął. - Zaczął tłumaczyć i wyjaśniać błędy jednookiego. W tym czasie podszedł do łóżka. - Na przykład mógłby on leżeć pod łóżkiem - Powiedział i przewrócił łóżko do góry nogami, co spowodowało gigantyczny hałas. Następnie skierował swoje kroki z powrotem do szafy. - Zamiast przejść się do pokoju w poszukiwaniu jakichkolwiek poszlak ty od razu zacząłeś sugerować nam, że to nie samobójstwo. A przecież mógł je popełnić, a ostrze dotychczas trzymać w szafie - Rzucił niedbale i przebił ręką bardzo cienkie zamknięte drzwi od szafki tak, aby można było bez klucza powrócić mechanizm do pozycji otwartej - A przecież to niezbyt trudne. Już się nie kłopocz, zrobiłem to za ciebie. - Dodał po raz kolejny równie niedbałym i lekceważącym tonem i otworzył delikatnie szafę. W środku jednak była tylko pusta torba i trochę strzępków drewna, które posypały się z drzwi. - No cóż. Uznaje, że miałeś rację, nadal jednak cię to nie usprawiedliwia. Nie wiedziałeś kim był ten człowiek, mógł być równie dobrze zapalonym kolekcjonerem niesamowicie drogiej i egzotycznej broni. - Powiedział, mimo że doskonale wiedział, jak mało prawdopodobny jest ten scenariusz. W końcu było wielu kolekcjonerów obrazów, rzeźb, różnorakich świecidełek oraz ciekawostek, jednak mało kto lubował się w kolekcjonowaniu drogich wysadzanych kamieniami broni.
- Tak czy inaczej nie powinieneś demolować mi karczmy! - Wykrzyczał oburzony karczmarz i pogroził palcem. Następnie jednak wrócił do swoich obowiązków na dole. Nie wszystko było jeszcze posprzątane, a ktoś musiał stworzyć listę co kupić do naprawy.
- Zawsze lubiłem tego gościa. Niby taki srogi, ale zazwyczaj nie robi mu wielkiej różnicy jeden stół czy dwa kufelki. - Mówiąc to, nawet się uśmiechnął. Następnie spojrzał z nieukrywanym niesmakiem na zwłoki elfa i głęboką ranę w jego brzuchu.
- Jak się napatrzysz, to posprzątaj ten bajzel. Nie musisz dziękować, ja czekam na dole. Zapytam, czy jest gdzieś łopata, aby tego typka gdzieś zakopać. - Powiedział i przekroczył próg drzwi. Jeszcze stojąc we framudze dopowiedział - To w końcu nie pospolity barbarzyńca, tylko prawdziwy szlachcic i należy mu się pochówek godny szlachcica. Raczej miałby nadzieje na bezpieczny powrót do domu niż wycieczkę dwa metry pod ziemię zaraz obok chłopów, ale jak ktoś mądry kiedyś powiedział "Na zakończenie gry, król i pionek lądują w tym samym pudełku". - Tutaj, cytując pewnego znanego filozofa Suchoklatesa, którego kiedyś miał okazję poznać osobiście, chciał dać do zrozumienia, że i tak wszyscy niezależnie od statusu i rangi społecznej powinni być chowani jednakowo. Bez znaczenia czy to król, czy szlachta. - I nie obdzierać go z szat. Ewentualnie rozbierzcie i ubierzcie jeszcze raz. To dla nich jakaś tam hańba nie zostać zasypanym w ziemi w najznamienitszych szatach. Tak przynajmniej słyszałem. - Dodał jeszcze trochę i aż sam się zdziwił, ile czasu stał we framudze. Aby dłużej nie robić z siebie idioty, zszedł na dół schodami.
- Karczmarzu, masz może łopatę? Potrzebujemy zakopać umrzyka, który leży i gnije w jednym z twoich pokoi - Zapytał, licząc, że fakt "gnicia w jednym z jego pokoi" który wyraźnie podkreślił dostatecznie mocno, przekona go, aby jednak dał na moment sprzęt dla młodych grabarzy.
- No mam, leży w stodole. Może nie jest to profesjonalny szpadel do kopania dołów, ale powinien dać radę. Tylko nie zdemoluj stodoły, i tak mam już wystarczająco zniszczeń - Ta uszczypliwa uwaga na koniec sprawiła, że obydwoje się uśmiechnęli.
- Postaram się nie wystraszyć ci zanadto bydła. - Powiedział i zaczął sączyć browarka którego akurat karczmarz postawił przy jęgo dłoni. Nie zdążył dopić dwóch łyków gdy Kadafi usiadł obok niego z błyszczącym nożykiem. Kilka pytań i zręcznych prowokacji później karczmarz już chciał wstawać zza kontuaru, gdy Kadafi bez większego powodu wstał ze stołka.Otworzył drzwi i ukazał Kishenziemu coś okropego. Jego ukochany dom płonął żywym ogniem. I raczej nie kwapił się, by w najbliższym czasie zgasnąć.
A Kishenzi nawet nie myślał jakim sposobem zwykły człowiek potrafił wywęszyć palący się las z odległości kilkudziesięciu metrów, mimo że na dworzu czuć było niesamowicie wielki zapach palonego mięsa i trupiego jadu, w środku czuć było krew i pot a także palenisko
Awatar użytkownika
Shael
Zbłąkana Dusza
Posty: 8
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Półfellarianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Shael »

Shael przerzucał sztylet z ręki do ręki, podczas gdy Kishenzi i Kadafi zajmowali się badaniem zwłok. Nie miał pojęcia, dlaczego ci dwaj tak bardzo przejęli się tajemniczą śmiercią elfa. I co zrobią, jeżeli uda im się określić jej przyczynę. Młodzieniec już miał zamiar wtrącić swoje przysłowiowe trzy rueny, gdy nagle jednooki mężczyzna niespodziewanie poprosił o tymczasowy zwrot noża. Shael niechętnie przekazał mu ostrze. Miał wrażenie, że może go nie odzyskać. Na wszelki wypadek zaczął podsłuchiwać, jak Kadafi prowadzi rozmowe z karczmarzem. W pewnym momencie półfellarianin poczuł dochodzący z zewnątrz swąd. Przerażony podszedł do okna i wyjrzał przez nie, a jwgo oczom ukazał się płonący las. Shael w mgnieniu oka zmienił swoje nastawienie. Chwilę temu był rozweselony, teraz zaś paraliżował go strach. Gdy udało mu się pozbierać myśli i nie wpaść w panikę bezzwłocznie opuścił karczmę przez okno. Następnie upewnił się, że nikt go przy tym nie widział, po czym błyskawicznie zaczął biec przed siebie. Po kilkuminutej przebieżce musiał chwilę odsapnąć. Shael odzyskawszy siły wspiął się na drzewo i rozejrzał po okolicy. W oddali dostrzegł jedynie niewielki słup dymu. Młodzieniec przeklinał sam siebie i swoje tchórzostwo. Ów pożar nieopodal karczmy wcale nie był tak duży, jak mogło by się wydawać, a ugaszenie go nie stanowiło większego wyzwania. Prawdopodobnie ktoś celowo upozorował małą katastrofę, aby odciągnąć innych od zwłok elfa. A przynajmniej tak uważał Shael. Po chwili namysłu pełen wstydu udał się w drogę powrotną, międzyczasie szukał sensownej wymówki dotyczącej jego nieobecności.
Awatar użytkownika
Maktem
Błądzący na granicy światów
Posty: 10
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Maktem »

Idąc w stronę gospody Maktem zobaczył coś, przez co zupełnie nie miał pojęcia co powinien następnie zrobić. Tuż obok budynku w stronę którego szedł znajdował się olbrzymi pożar. Chwilę później zobaczył Kadafiego i Kishenziego, spoglądających przez otwarte drzwi. Nie miał pojęcia co powinien następnie zrobić, czuł się całkowicie bezsilny względem pożaru. Liczył na ruch któregoś z jego towarzyszy, który odmieniłby obecną sytuację. Patrzył się więc jak ogień powoli zjada kolejne drzewa i zbliża się w kierunku gospody.
Awatar użytkownika
Kadafi
Błądzący na granicy światów
Posty: 10
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kadafi »

Kadafi czuł się zupełnie bezsilny wobec pożaru. Taką samą bezradność wyczytał na twarzy Maktema. Nigdy nie gasił pożaru, nie wspominając już o takim który objął już dość sporą część lasu. Pierwsza myśl jaka mu wpadła do głowy to spróbować go ugasić wodą. "Jednak skąd mam wziąć tyle wody?!" - to była następna myśl. Wiedział też że nie ma zbyt dużo czasu na myślenie, pożar zbliżał się niebezpiecznie blisko karczmy. Z każdą mijającą sekundą pożar stawał się coraz bardziej nieobliczlny. "Zaraz, czy Shael nie zna się na magi powietrza? Tylko gdzie on do cholery jest?!" Chwilę potym przypomiał sobie sztuczkę ze sztućcami Meikushiki podczas walki w karczmie. "Ona też coś umie" - i bez zastanowienia poszedł jej szukać.
Awatar użytkownika
Pani Losu
Splatający Przeznaczenie
Posty: 637
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Pani Losu »

Po drugiej stronie karczmy, z dala od płonącego fragmentu lasu, piaskową drogą zbliżał się powoli wóz. Wyglądał jak typowy środek transportu dla ludzi ze wsi, by dotrzeć do miasta. Otwarty, drewniany, zaprzężony w jednego zmęczonego konia. Na koźle siedział starszy, zgarbiony mężczyzna dzierżący w dłoniach, bardziej z przyzwyczajenia niż konieczności, wodze. Do pełni wizerunku idealnego wieśniaka brakowało mu jedynie słomianego kapelusza i witki trawy w zębach.
Na wozie leżały w nieładzie jutowe worki, z których wysypywały się warzywa wszelkiej maści, lecz wzrok przyciągała pasażerka. Siedząc na tyle wozu, swobodnie zwiesiła nogi, bujając nimi nad ziemią, podczas gdy wóz toczył się powoli drogą, aż wyjechali za karczmę i zbliżyli się do grupki ludzi.

- O matucho… - woźnica zatrzymał konia i zadarł głowę, patrząc na płonący las. – Panienko? – zerknął przez ramię na swoją towarzyszkę, a ta odwróciła się w jego stronę i zmarszczyła brwi, zmartwiona, patrząc na płomienie trawiące las przed nimi. Zeskoczyła lekko z wozu i pobiegła do Kishenziego, Shaela, Maktema, Kadafiego i Meikushiki. Była wysoka, szczupła i niesamowicie urodziwa. Włosy w kolorze czystego złota splecione miała w długi warkocz, bujający się za nią na wysokości pośladków. Przez włosy przebijały się też spiczaste elfie uszy. Ewidentnie szlachetnego pochodzenia i pięknej sylwetki kobiety nie ukrywał nawet podróżny strój: brązowe spodnie, wysokie do kolan buty i skórzana kamizelka nałożona na białą koszulę.

- Co tu się stało? – zapytała, nie spoglądała jednak na obecnych, lecz na płonący las, a na jej twarzy widać było zmartwienie. Nie czekając na odpowiedź przymknęła oczy i pochyliła głowę, zaciskając dłonie w pięści.
W tej samej chwili niebo zasnuły ciężkie chmury, a w oddali wręcz słychać było grzmot. Zrobiło się nagle bardzo ciemno, a po chwili z nieba lunęła ściana deszczu. Przemoczyła wszystkich wokoło do suchej nitki, ale nieznajoma nadal nie podnosiła wzroku, coraz mocniej zaciskając dłonie w pięści. Deszcz padał ciężkimi kroplami wszędzie w zasięgu wzroku, w tym na nieszczęśliwie płonący las. Na oczach obecnych widać było jednak jak pożar powoli dogasa, przytłoczony falą wody, lejącą się z nieba. Po chwili języki ognia cofnęły się do ziemi, znikając w końcu zupełnie, pozostawiając po sobie jedynie przepalone drzewa, ziemię i dym unoszący się słabo w deszczu. Elfka podniosła w końcu wzrok i rozluźniła się widocznie. W tym samym momencie chmury rozstąpiły się, na las i zgromadzonych na polanie wylały się promienie słońca, a deszcz przestał padać.

W tym samym momencie nieznajoma zachwiała się widocznie i upadłaby, gdyby Kadafi jej nie podtrzymał.
- Przepraszam – rzekła do niego, nadal słaniając się na nogach. – To było chyba nieco ponad moje siły – uśmiechnęła się słabo, pozwalając sobie nadal oprzeć na mężczyźnie i nie reagując w ogóle na jego oszpeconą twarz. W ich stronę biegł już koślawo wieśniak, który dopadł do kobiety sapiąc ze zmęczenia.
- Panienko, wszystko dobrze? – zapytał głupio i potoczył wzrokiem po zgromadzonych i ugaszonym lesie. – Nie powinna była Panienka. To za dużo, oj za dużo. Tyle magii! Taka burza! – zamruczał z niezadowoleniem i gestem pokazał Kadafiemu by odprowadził kobietę do wozu, co ten uczynił.
- Dziękuję. Musiałam, przecież wiesz. Las.. – westchnęła elfka i z ulgą opadła na wóz, opierając się o jego bok. Mężczyzna w międzyczasie zerknął na swoich dotychczasowych towarzyszy, po czym zasępił się na chwilę.
- Nie jedziecie aby do miasta? – spytał woźnicę, na co ten pokiwał głową.
- Wsiadaj Pan, chabecie to już różnicy nie zrobi – machnął ręką na potwierdzenie swoich słów, a Kadafi skorzystał z okazji i wskoczył na wóz, obok elfki, która nadal dochodziła do siebie, po tak wyczerpującym użyciu magii.
Ruszyli powoli w dalszą drogę, a Kadafi jedynie pomachał dłonią swoim dotychczasowym towarzyszom, po czym wóz z woźnicą i dwoma pasażerami zniknął w mokrym wciąż lesie.
Awatar użytkownika
Meikushika
Błądzący na granicy światów
Posty: 11
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Meikushika »

Meikushika bezradnie stała i patrzyła na powiększający się z każdą chwilą ogień. Oddech miała przyśpieszony z powodu używania dużej ilości magii, jednak płomienie nie odpuszczały. Dziewczyna coraz bardziej gorączkowo starała się wymyślić coś, aby ugasić pożar. Rozejrzała się dookoła w poszukiwaniu inspiracji. Dopiero teraz zauważyła, że niedaleko stoją jej towarzysze.
- Hej, zróbcie coś! Jak to powstrzymać?! - Jej głos powoli się załamywał. Jednak nie chciała okazywać słabości, więc z powrotem spojrzała przed siebie. Czuła na twarzy gorąco, które produkowały palące się liście i pnie drzew. Dziękowała w duszy, że dzięki jej odporności może stać bliżej, reszta nie mogła zobaczyć jej załamanej twarzy.
Po dłuższej chwili usłyszała nieznajomy głos. Szybko spojrzała w stronę, z którego dochodził. Widok przybyłej oszołomił ją. Stała w bezruchu patrząc na skupioną twarz dziewczyny. Gdy dosięgły ją pierwsze krople, spojrzała w górę. Bezchmurne niebo nagle przysłoniły ciemne chmury, z których natychmiast lunął mocny deszcz. Mei znów spojrzała przed siebie, na znikający powoli pożar. Ulga, którą poczuła, sprawiła, że jej oczy zaszły łzami. Cieszyła się, że nikt tego nie zobaczy, dzięki spływającym na nią kroplą wody. Znów zerknęła na dziewczynę. Tym razem dostrzegła nie tylko jej skupienie, ale także piękny wygląd. "Też jest elfką." Ten fakt sprawił, że Meikushika stała się bardziej dumna z powodu swojej rasy. Gdy ogień już całkiem zniknął, deszcz przestał padać, a chmury całkiem zniknęły z nieba. Nieznajoma rozluźniła się i zachwiała. Gdyby Kadafi jej nie podtrzymał prawdopodobnie by upadła. Podczas gdy ten odprowadzał ją do wozu, Mei stała w bezruchu i patrzyła na nią oszołomiona. "Posiada ogromną moc. Chciałabym, aby została moją nauczycielką. Jednak nie mogę jej zawracać teraz tym głowy, jest zbyt zmęczona. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś ją spotkam." Gdy w końcu się otrząsnęła, wóz już powoli ruszał. Elfka pobiegła w jego stronę i stanęła przy drzewie kawałek za nim. Nadal wpatrywała się w nieznajomą machając jej na pożegnanie. Dopiero po chwili zauważyła siedzącego obok niej Kadafiego. Uśmiechnęła się do obu odjeżdżających, po czym odwróciła do pozostałych.
- Szkoda, że opuścił nas tak szybko. Nawet się dobrze nie pożegnał - rzekła do towarzyszy, po czym rozejrzała się wokół i poczuła jak jej mokre włosy odklejają się od pleców. - Jeśli nie macie dość ognia, to może chcecie szybkie osuszenie? - spytała żartobliwie. Postanowiła jednak nie próbować, gdyż obawiała się, że może spalić sobie ubrania. Przypomniał jej się za to jeden, ważny fakt. Mina natychmiast jej zrzedła. - Yui! Gdzie jesteś? - zaczęła się gorączkowo rozglądać. Wtedy zauważyła lecącą w jej stronę małą wróżkę.
- Udało mi się schować przed deszczem na tyle dobrze, że nie zamoczyłam skrzydeł - pochwaliła się elfce siadając na jej ramieniu.
- To świetnie, inaczej musiałabym cię szukać. Dobrze, że nic ci nie jest. Przez ten pożar całkiem o tobie zapomniałam, wybacz.
- Przyzwyczaiłam się.
- W każdym razie - Mei spojrzała poważniej na towarzyszących jej mężczyzn. - Ktoś ma plan co teraz?
Awatar użytkownika
Kishenzi
Błądzący na granicy światów
Posty: 16
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Tygrysołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kishenzi »

Ogień buchał a Tygrysołak biegał w kółko drąc się w sumie do nikogo konkretnego.
- Przynieście wiadro! Lejcie wody! - Kompletnie nie wiedział co robić. Dotychczas walczył z żywiołakami ognia, a nie czystym żywiołem. W pewnym momencie zatrzymał się ze łzami w oczach, stanął za wszystkimi zgromadzonymi, aby nikt tego nie widział i bezradnie utopił twarz w swoich wielkich łapach. Nie był przyzwyczajony do porażek, przeżył to uczucie tylko podczas polowania na smoka, skąd go brutalnie wyrwano.
Pomiędzy jednym łkaniem a spojrzeniem pełnym rozpaczy w stronę wielkiego ogniska, usłyszał stukot wozu. Mimo że pojazd był jeszcze zapewne w sporej odległości od tawerny to już był w stanie określić ilość koni, które go ciągnęły. Nie zawracał sobie tym specjalnie głowy. Gorzej już być chyba nie mogło, nawet większa ilość ognia by go bardziej nie zasmuciła. Najważniejsze było, że las płonął a On nie wiedział co z tym robić. Gdy tak trwał w coraz to głębszej depresji patrząc na czerniejące gałęzie i pnie drzew, chmury jak na rozkaz bogów zasnuły niebo i lunęły prosto na języki ognia. Już po pierwszych sekundach było widać, że deszcz skutecznie gasi pożar i nie jest to normalny opad w tych okolicach. Tygrysołak rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu kogoś, kto mógł spowodować takie potężne zaklęcie, lecz zobaczył tylko marniejącą w oczach elfkę. Dziękował jej za to, że uratowała las i jego dumę, skutecznie przykrywając łzy.
Ogień został ugaszony, jednak za cenę sił witalnych elfki. Kobieta upadła, lecz została złapana przez przyjaciela.
- Dziękuję ci, nie wiem kim jesteś, ale jestem twoim dłużnikiem. Uratowałaś la... - Dopiero tutaj zorientował się, że nikt go nie słucha, a wszyscy patrzą się na Kadafiego wskakującego na wóz i odjeżdżającego nie wiadomo gdzie. - Ehh... Dobra, jakoś to przeżyje. Jeden mniej do pilnowania. Poza tym okropne z niego było drewno. Ani na piwo nie wyjdziesz, ani po pysku nie dasz. No nic. - Po chwili usłyszał pytanie elfki. W sumie sam nie do końca wiedział co teraz. Tak jakby gdzieś w pamięci zagubił się jakiś fakt. Po chwili namysłu doznał olśnienia. Trup!
- Na początek powinniśmy się zabrać za tego miłego jegomościa leżącego w moim pokoju. Znaczy się w tym no... po prostu pokoju. - Powiedział zakłopotany i aby uniknąć tematu, dlaczego właśnie tam się znalazł, szybko zagaił troszkę inaczej - Mam zamiar gonić zabójcę. Jeżeli morduje ludzi na trakcie, jest to także mój problem. Kto chce mi pomóc rozwiązać tę sprawę, niech przyjdzie do pokoju z owym Dżentelmenem. Tam ustalimy szczegóły współpracy.
- A teraz niech ktoś do cholery weźmie tę łopatę ze stajni i zacznie kopać dół! Nie chce, aby mi cała gospoda zaśmierdła! I tak mam wystarczająco do remontu przez was! - Wykrzyczał Karczmarz i trzasnął wściekle drzwiami klnąc pod nosem, jaki to ten świat niesprawiedliwy i jak to tak w ogóle może być, że nagle wszystkie problemy i awantury zdarzył się w jego obejściu.
- Dobra, to akurat ja załatwię. - Powiedział do pozostałych ze skrzywieniem na twarzy. Nie przepadał za kopaniem grobów. Niezbyt pozytywnie to nastrajało. Ten odór mokrej gliny i ziemi, monotonny dźwięk szurania łopaty oraz myśl, że ktoś zostanie w tej dziurze zakopany na zawsze. Nawet taki optymista jak Kishenzi podda się klimatowi sytuacji. - Namyślcie się jeszcze, jak skończę, to przyjdę do chętnych. Zajmie mi to może z godzinkę. Ziemia jest mokra więc i cięższa.
Powiedział Kishenzi, po czym wszedł do stajni po sporych rozmiarów żelazną, lekko przyrdzewiałą łopatę.

Wszyscy, którzy zdecydowali się na odwiedzenie Martwego Szlachcica mogli zobaczysz Tygrysołaka, który z łopatą w ręku dziarsko wdrapuje się po schodach i z uśmiechem na ustach wchodzi do pokoju.
- Witajcie kompania! Wasza kolejna przygoda właśnie się rozpoczyna!
Awatar użytkownika
Maktem
Błądzący na granicy światów
Posty: 10
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Maktem »

Maktem przyglądał się z boku szybko następującym wydarzeniom. Stwierdził że nie planuje w jakikolwiek sposób narażać swojego życia w celu gaszenia pożaru. Zapakował więc szybko swoje rzeczy na konia, upewnił się że na pewno po drodze mu nie wypadną, wsiadł następnie na swojego rumaka i szybko pogalopował w kierunku najbliższego miasta. Nie miał najmniejszej ochoty na kontynuowanie tej przygody.
Zablokowany

Wróć do „Szepczący Las”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 8 gości