Szepczący Las[Blisko Wrzosowej Polany] Wąż i czarnoskóry człowiek

Utopijna kraina druidów, zwierząt i wszystkich baśniowych istnień. Miejsce przyjazne dla każdego stworzenia. Ogromny las położony w górskiej dolinie, gdzie nic nie jest takie jak się wydaje.
Awatar użytkownika
Eliae
Szukający drogi
Posty: 45
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Eugona
Profesje: Uzdrowiciel , Włóczęga , Artysta
Kontakt:

[Blisko Wrzosowej Polany] Wąż i czarnoskóry człowiek

Post autor: Eliae »

        Eliae miała dość tych myśli. Śmierć, śmierć i jeszcze raz; śmierć. Była tak bardzo zdenerwowana. W momencie, w którym opuściła Danae, natknęła się na jakże denerwującą osóbkę. Kobieta, która charakterem przypominała pokusę; najgorszą zmorę piekielną. Ha! Oczywiście nie mogła tym samym trzymać języka za zębami. Musiała komentować wygląd eugony, sposób chodzenia, mówienia... innymi słowy; wszystko! Czyż to nie irytujące? Owszem, bardzo...
        Dla niektórych osób śmiech jakiegoś szaleńca, ganiającego z mieczem - czy też zwyczajnym sztyletem - to zwiastun nadchodzącej śmierci. Wydaje się, że seryjny morderca jest najgorszą odmianą psychopaty? Nie, to błędne rozumowanie. Zabójca jedynie oszczędza bólu ofierze. Odbiera życie szybko i bezboleśnie. Prawdziwy fanatyk krzywdy pozostawia swoją ofiarę przy życiu i torturuje aż do momentu, kiedy ona sama podejmie decyzję brnącą wprost proporcjonalnie do jej własnej autodestrukcji. Stanie się typowym samobójcą, tyle że z drobną pomocą osoby trzeciej. Nieżywi nic nie czują. Są martwi, jak do cholery mogą cokolwiek czuć?
- Ej, jak to jest być nieżywym? - zapytała eugona, szturchając lekko ogonem swoją ofiarę. Kobieta miała oczy zwrócone ku górze i szeroko otwarte usta. A to była ta mniej zmasakrowana część ciała. Kończyny powyginane w nienaturalny sposób, gdzieniegdzie nawet widać było kości. Ha, sama tak chciała. Ale umarła za szybko... Eliae chciała ją jeszcze pomęczyć. Jej sadystyczna strona, która pojawiała się tylko pod postacią eugony, wręcz krzyczała o więcej. Dziewczyna natomiast próbowała odzyskać trzeźwość umysłu, który był przyćmiewany przez widok krwi. Karmazynowa ciecz była rozlana na wszystkie strony.
        Eliae wzdrygnęła się, gdy tylko jej długi ogon zniknął, a ciało przestały pokrywać twarde i chropowate łuski. Spoglądając na bezładnie leżące nieopodal ciało, czuła paskudny wstręt i odrazę do samej siebie. Wystarczyło ją tylko zezłościć...
Potrząsnęła głową, oglądając swoją suknię. Krew... Oczywiście, jakże mogłoby się obyć morderstwo bez zostawienia wyraźnego znaku na zabójcy? Z westchnieniem spróbowała jakoś pozbyć się karmazynowej cieczy z ubrania, niestety; z marnym skutkiem. Pobladła, a w jej gardle pojawiła się paskudna gula, nie dająca dziewczynie choćby pisnąć słówko.
„Niedobrze, jest bardzo źle” - myślała. Jeśli ktoś ją teraz zobaczy, przerąbane. Spanikowana Eliae pozbierała się, ruszając biegiem w głąb lasu. Ukryta wśród drzew mogła mieć przynajmniej znikomą nadzieję na to, że nikt jej nie dostrzeże. Biegła na oślep, byleby znaleźć się jak najdalej od miejsca zbrodni. „Wybacz, nieznajoma istoto!” - przeszło jej przez myśl. Chciała już zwalić całą winę na jej skazę, aczkolwiek to nie zmieniało faktu, że to ona ją zabiła.
Kallem
Błądzący na granicy światów
Posty: 19
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Mahińczyk
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kallem »

Wilki, lwy, tygrysy, węże - drapieżniki. Urodzone tylko po to, by zabijać. By stać na szczycie góry i zrzucać z niej kolejnych rywali, rozrywając przy okazji swoje ofiary. Jakby to było coś naturalnego. Walka, a zarazem pożywianie się. Przyjemne z pożytecznym. Niestety, Matka Natura musiała wydać coś gorszego. Paskudniejszego. Tak okrutnego, że wszystkie bestie świata chyliły czoła przed jednym, najohydniejszym.
Przed człowiekiem.
Bo przecież harmonia musiała istnieć.
Kallemowi podobało się tutaj. Od sytuacji na obrzeżach jakiegoś miasta minęło kilka pełni. Wszystko wydawało się w porządku. Murzyn wklepał sobie w łeb, żeby unikać ludzi, co wydawało się; nie tyle co oczywiste, co po prostu naturalne.
Żył w lesie, a las mu pomagał. Dawał pożywienie, dom, ochronę. Poczucie bezpieczeństwa. A to były wartości, których nigdy nie zaznał. Do teraz.
Szelest liści, dźwięk pękających gałęzi. Ptaki umilkły, a drzewa jakby zaprzestały harcować. Tylko wiatr ciągle obijał się o wszystko, skowycząc przy tym głośno. Przynosząc wieści. Nieraz istotne, lecz zazwyczaj po prostu zbyteczne, jak wycie wilka czy pohukiwanie sowy. Teraz było zgoła inaczej. Murzyn wiedział, że coś się dzieje. Słyszał to. Las mu mówił, a on słuchał. Był jego mistrzem, mentorem, medium. Wiedział wszystko, ale był zachłanny. Nie chciał oddać swej wiedzy, niechętnie się nią dzielił. Czekał na godnego słuchacza. A Kallem takim był.
Chyba.
Krzyk rozdarł nienaturalną ciszę, ryjąc swoim batem w ziemi i owijając się dookoła Murzyna. Hipnotyzując go, przywołując niechętne wspomnienia. Krzyk będący zwiastunem śmierci, heroldem czegoś, co być musiało. Czegoś, czego Kallem się tutaj nie spodziewał.
Muza dobiegała z zachodu, jakby z okolic opuszczonego traktu. Czyżby jakiś biały się zgubił i teraz był karany za swój błąd? Może dzikie zwierzęta się do niego dobrały, a on wydawał ostatnie, piękne melodie ze swojego gardła? Ostatni koncert.
A Murzyn chciał być widzem.
Kroki ostrożne, stawiane z rozwagą, niczym lekka mgła, zefirek, przemykały coraz głębiej. Głębiej, a zarazem bliżej, gdyż krzyki się nasilały, a wraz z nimi zmniejszało się ryzyko potknięcia. Ba, Kallem był pewien, że dźwięk bicia w bębny, szybko zostałby pożarty przez odgłosy konania. Bo przecież to było coś pierwotnego, ważniejszego, stojącego na szczycie każdej hierarchii. A Kamerdyner to rozumiał i szanował. Jednak nie pomagało mu to ani trochę w bezszelestnym poruszaniu się. Mimo swojej zwinności, całego sprytu, Kallem dalej był wielkim i masywnym człekiem. Dlatego też sytuacja w każdej chwili mogła... obrócić się w jego stronę, wyciągając łapczywie swe szpony. Bo śmierć nigdy nie była syta. A on mógł niedługo się o tym przekonać.
Krzyki przycichły, co było dość dziwne. Wszakże Murzyn był już blisko, nawet bardzo. Wydawało mu się, że zaraz za kolejnym spróchniałym pniem, za kolejną zapomnianą, leśną ścieżką, będzie to widać. Będzie widzieć spektakl, na który nie chciał się spóźnić. Oczywiście, był świadom tego, że to może być jego ostatni widok. Że tak właśnie może skończyć. Ale nie mógł też pozwolić sobie na ignorancję. Nie. Nie chciał nikomu pomagać. To nie był jego interes. Po prostu chciał widzieć i wiedzieć. Bo on był w swoim przybranym domu. I chciał o niego dbać.
Przez tyle lat niewoli, człowiek powinien przyzwyczaić się do każdego, nawet najgorszego widoku. Powinien wiedzieć, że wszystkie okropności już widział i nic nie mogło go zaskoczyć. Z Kallemem nie było inaczej. Widok zabójstwa był dla niego niczym innym, jak normalną czynnością życiową, a masowy mord - efektem frustracji możnych panów. Czymś niezbyt wyjątkowym, a na pewno nie dziwnym.
Tym razem było inaczej.
Ciało zmasakrowane, jakby naraz zaatakowane przez setki węży, wcześniej będąc poturbowanym przez stado dzikich koni. Kończyny wygięte ohydnie, nienaturalnie, przywodziły na myśl krzywo wbite ogrodzenie. Twarz wykrzywiona w grymasie ogromnego bólu, niegdyś mogła być uznawana za piękną i powabną. Jednak to było tylko małe piwo. Malutkie, jeśli Kallem miał to oceniać. Bo TO COŚ, co stało przy truchle, było jeszcze gorsze. Groteskowo wyglądające ciało, pokryte łuskami, z długim ogonem. Białe, pokryte szkarłatną posoką, wyglądając niczym potwór, który uciekł z jakiegoś koszmaru. Ohydne. Przywodzące na myśl... wszystkie okropności świata. I dające wiele do myślenia, bo dopiero po ujrzeniu tego czegoś, Murzyna naszła nagła refleksja.
Żal, że w ogóle tutaj przybył.
Przemiana był nagła. W jednej chwili była tam bestia, a w drugiej urodziwa dziewczyna. Bez żadnej skazy, mogąca świecić za przykład dla niejednej szlachcianki. Oczy wyrażające przerażenie, żal i smutek. Jakby żałujące tego, co przed chwilą się wydarzyło. Jakby to nie ona to zrobiła, a była tylko niechcianym obserwatorem. Widzem. Zupełnie tak jak Kamerdyner.
Murzyn widział już wszystko, co widzieć chciał. Nie podobało mu się tutaj. Jeszcze nigdy nie zapuszczał się do tej części lasu, a to, że leżał tu trup jakiejś kobiety, nie zachęcało do dalszej eksploracji. Mężczyzna musiał teraz tylko uważać, uważać, żeby to coś go nie usłyszało. Bo do tego, że to byłby jego ostatni błąd, był pewien.
Trach.
Dźwięk łamanej gałęzi rozległ się chyba po całej puszy, mogąc obudzić nawet umarłego. Dźwięk na pewno usłyszany przez tego potwora, będąc zwiastunem śmierci Kallema. Bo to on nadepnął na byłą część drzewa. Bo to ON dostatecznie nie uważał. A teraz musiał za to zapłacić. Jednak teraz nigdy mu nie było śpieszno. Zamarł w bezruchu, kładąc swoją wielką dłoń na rękojeść sztyletu. Jednego był pewien.
Na pewno nie odejdzie bez walki.
Awatar użytkownika
Eliae
Szukający drogi
Posty: 45
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Eugona
Profesje: Uzdrowiciel , Włóczęga , Artysta
Kontakt:

Post autor: Eliae »

        Eliae oddychała płytko, co niestety było utrudnione poprzez rosnącą w jej gardle gulę; strach i smutek zmieszane razem tworzą dziwne poczucie pustki. Eugona nie chciała za żadne skarby zostać odkryta w tej zbrodni. Zabijała ludzi, którzy ją wkurzyli, mordowała niby niewinne osoby, gdy tylko ukazywały swoje prawdziwe, paskudne oblicze niegodziwców. Dźwigała na plecach ciężar ich żyć, a sumienie dręczyło ją niemal codziennie. Co to za morderca, który współczuje swoim ofiarom?
Jakkolwiek by na to nie spojrzeć, ona była takim była.
- Jeden, dwa, trzy... - mamrotała, starając się uspokoić rozszalałe myśli, co nie było w obecnej chwili prostą rzeczą.
        Niespodziewany trzask gałązki zrujnował jej plan „idealnej zbrodni”. Ktoś tu jest, ktoś zdążył ujrzeć morderstwo, ktoś ją widział! Eliae daremnie powstrzymywała się od wykrzyczenia na głos każdego przekleństwa, jakie przyszło jej na myśl. Nie musiała już się chować. Z drżącymi dłońmi powoli wyszła ze swojej kryjówki, rozglądając się za hałasem. Niby lekkomyślne zachowanie, lecz eugona starała się być spokojna. Nie, nie obawiała się zagrożenia; z potencjalnym przeciwnikiem z łatwością sobie poradzi. Bardziej bała się tego, że znowu może kogoś zabić, a to tylko doda jej następny plus do licznika zamordowanych osób i kolejny krzyż wbity w serce dziewczyny. Na myśl o tym wzdrygnęła się z odrazą.
- Kimkolwiek jesteś, wyjdź – powiedziała cicho, aczkolwiek w kompletnej głuszy całego lasu – bo, o ironio, akurat w tym momencie wszystko postanowiło zamilknąć – jej głos był bardzo dobrze słyszalny. Trzęsła się, ale w każdej chwili gotowa zaatakować, czekała. Przez chwilę zaczęła się zastanawiać nad perspektywą naopowiadania jakiś zmyślnych historii, które by to zmyły z niej piętno winowajczyni. Niestety, szulerstwo to nie jej mocna strona.
        „Pokaż się!” - mówiła w myślach, mając złudne nadzieje, że tajemniczy ktoś jakoś ją usłyszy. Jej niecierpliwość jednak okazała się wielka, gdyż w niekontrolowany sposób zadziałała magią ziemi, powodując lekkie trzęsienie. Takie coś nawet smoka zwaliłoby z nóg, sama eugona niestety ucierpiała, choć w pewnym momencie zdążyła się złapać drzewa, unikając zapewne nieprzyjemnego, spowodowanego upadkiem bólu w dolnej części kręgosłupa. Niefartownie jednak została zmuszona do stania w miejscu, w którym ledwo krok dzielił ją od zmasakrowanych wcześniej zwłok. Teraz również jej stopy były pokryte szkarłatną posoką.
        W tym momencie mogła spokojnie ujrzeć osobę, która najprawdopodobniej była świadkiem wcześniejszego aktu morderstwa, dokonanego przez eugonę. Wysoki mężczyzna o ciemnym zabarwieniu skóry. Tak, na razie tylko to najbardziej przykuło uwagę Eliae. W życiu nie widziała takiego człowieka.
„Ciekawe, jak na takiej karnacji prezentuje się krew...” - Potrząsnęła głową, starając się wyrzucić z siebie takie myśli. „Nie zabiję go, nie zabiję... raczej...”.
- Nie skrzywdzę cię – rzekła, stając na równe nogi. - To nie było umyślne. Wypadek. - Spojrzała na mocno powyginane ciało, znajdujące się obok niej. Ha! Jakże beznadziejne określenie; wypadek. Ale co innego mogła w tym momencie zrobić?
- Wiem, że to głupio brzmi, ale lepiej, żebyś mi po prostu uwierzył... - dodała. „Dobrze radzę” - dopowiedziała sama sobie w myślach.
Kallem
Błądzący na granicy światów
Posty: 19
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Mahińczyk
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kallem »

Błąd. Powoli, niczym mrówkojad, podkrada się pod niczego nieświadomą ofiarę. Próbuje zdobyć jej zaufanie, upodabnia się z otoczeniem, ba, stara się współgrać z nim. Jednak to, co później się dzieje, jest tylko kwestią sekund. Bo mrówkojad nie przebiera w słowach, atakuje od razu, bez ostrzeżenia wsysając owady, robiąc za marną podróbkę wielkich, majestatycznych słoni.
Prawie tak samo, jak Błąd. Prawie, bo przecież zwierząt są tysiące, a on jest jeden. Jeden, jedyny, który może przeważyć na całym dotychczasowym życiu. Przechylić leciutkie szalki, będące niegdyś usposobieniem równowagi. Zabić jednego żołnierza, dając wrogom szansę na atak. Dodać o jedną kroplę za dużo i tylko czekać na rychłą zgubę. Albo niesmaczną zupę.
Zmysły Kallema krzyczą. Wołają, niemal otaczając i przygniatając jego poczucie wolności. Jednak czy je dławią? Oj nie. One tylko wznoszą je na wyżyny, wspomagając, czym tylko mogą. Współgrają ze sobą, tylko po to, żeby przetrwać. A Kamerdynerowi jest to na rękę. Jak cholera.
Trzask pękniętej gałęzi... był czymś niezwykłym. Niczym pierwszy ptak zaczynający swój trajkot z samego rana, tak tutaj, właśnie ta jedyna, martwa część, jako pierwsza wydała odgłos. Od tego wydarzenia. Bo one dało początek czemuś nowemu.
Wstrząs był niespodziewany, zwalając Murzyna z nóg, co, niestety, wywołało u niego serię niezbyt przyjemnych wspomnień. Bo on pamiętał jedną z wielu nauk, które wyniósł z areny.
Upadłeś - już nie żyjesz.
A Kallem chciał jeszcze żyć.
Kamerdyner niczym mała małpka lekko podniósł się z ziemi, z uwagą wpatrując się w morderczynię. Wypatrując jakichkolwiek oznak słabości, których, przynajmniej na powierzchni, miała od groma. Trzęsące się dłonie, błędny wzrok i głos niczym u wysuszonego na wiór człeka. Coś musiało być nie tak. Czy to na pewno ona zabiła tę kobietę? Ta niewinna, dość urodziwa dziewka? Dla niejednego mężczyzny mógł być to powód do dywagacji, ale, no cóż, Kallem nie był jednym z wielu. Wiedział, że ona coś ukrywa. Czuł, że ludzkie ciało to tylko powłoka, marna egida chroniąca świat przed śmiercią, która tylko czyha, by zapuścić swe macki wgłąb serca każdego męża, zabijając jednych, a w drugich zasiewając niepokój i strach.
- Na wiarę trzeba zasłużyć. Jej też tak pewnie mówiłaś - przemówił cicho Murzyn, lekko przekrzywiając twarz, już całkowicie upodobniając się do pumy. Najpierw była ocena potencjalnego przeciwnika, później zagajenie czymś na kształt gry pozorów, a później... no cóż. On był nie na swoim terytorium. Jednak skoro już się tutaj zapuścił - chciał przynieść zdobycz. - Uciekaj, dziewczyno, uciekaj.
Słowa były niczym woda. Jedne ciepłe, kojące rany i umysł, drugie rwące i kotłujące się niczym strumienie górskie; a jeszcze inne, zimne niczym lód i gorące niczym ogień z głębin gór. Patrząc się na to z logicznego punktu widzenia, ostatni rodzaj nie miał prawa bytu. Dwa, różniące się wszystkim słowa i on, Murzyn. Ten, który to połączył.
Kallem nie miał ochoty na walkę. Dalej miał pewne wątpliwości co do swych szans. Musiałby ją zabić jeszcze przed przemianą, kiedy byłaby bezbronna i krucha niczym szkło w komnatach jego byłego pana. Porcelanowa. Niewinna.
Jednak znowu coś przerwał tę, mogłoby się wydawać, niekończącą się ciszę. Coś, co prawa bytu nie miało, wdzierając się z buciorami do domu Kamerdynera, jednocześnie spluwając na jego żonę i zabijając jego dzieci. Bezczelne i zapewne nieporadne, gdyż odgłosy wraz z upływem czasu, powielać się zaczynały.
A później rozbrzmiały słowa. Blisko. Za blisko.
Czas zacząć zabawę.
Murzyn, dalej uważnie lustrując wzrokiem kobietę, zaczął powoli cofać się, stopniowo wtapiając się w brązową korę i nieprzeniknioną ciemność lasu. Odgłosy pochodziły od strony opuszczonego traktu, więc wystarczyło, by znowu powrócił na swoje terytorium, przynosząc ze sobą pusty łup w fizycznym mniemaniu, lecz wielki skarb leżący od dziś w jego mózgu.
Awatar użytkownika
Eliae
Szukający drogi
Posty: 45
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Eugona
Profesje: Uzdrowiciel , Włóczęga , Artysta
Kontakt:

Post autor: Eliae »

        Ludzie popełniają błędy. Nie ma na świecie takiej osoby, która czegoś by nie żałowała w swoim życiu. Wystarczy jedna, malutka zmiana, która poprowadzi życie na zupełnie inny tor. A teraz Eliae była niemal pewna; błędem tego mężczyzny był fakt, iż znalazł się w nieodpowiednim miejscu i w nieodpowiednim czasie. Biedak, nie musiał tego widzieć...
- Nie zdążyłam jej ostrzec, sama skazała siebie na taki wyrok – rzekła cicho i niepewnie, a jej głos rozbrzmiał melodyjnie, łamiąc się, rozrywając męczące uszy przestrzenne dźwięki, potocznie nazywane ciszą. W tym momencie wydawało się, że eugona zaraz się rozpłacze. Jednocześnie nie dziwiła się, że mężczyzna jej nie uwierzył. Kto by tak zrobił po tym, co zobaczył? A Eliae nie chciała go zastraszać. Wiara, której fundamentem jest strach, to nic innego jak zimna kalkulacja, bilans potencjalnych zysków i strat.
        Dziewczyna spojrzała na niego przenikliwie, próbując wzrokiem przesłać mu wiadomość, aby ją jakoś zrozumiał. Jak inaczej się wytłumaczyć? Co mogła rzec? „Cześć, jestem chorą psychicznie wężową kobietą, która może cię nieświadomie zagryźć na śmierć”? Wtedy to prędzej zostałaby uznana za wariatkę, którą zresztą w pewnym sensie jest.
Przełknęła niepewnie ślinę, po czym poczuła, jak krew odchodzi jej z policzków. Wyglądała tak blado, iż można by uznać ją za wampira.
- Dokąd idziesz? - powiedziała niemal bezgłośnie. „Nie... on chce na mnie donieść?” - Znał jej twarz, wiedział, jak wygląda oraz co zrobiła.
        To, co teraz zrobiła, było irracjonalne i kompletnie nieprzemyślane. Wówczas kiedy kroki ciemnoskórego były powolne i ostrożne, Eliae podeszła do niego szybko, momentalnie znajdując się obok mężczyzny.
- Ej, potknąłeś się kiedyś? - zapytała niby to tępo, lecz chciała podejść do swojej wypowiedzi czysto metaforycznie. - Wypadek. Jakkolwiekby to nie brzmiało, czy głupio czy bezsensownie, to był wypadek. - Zacisnęła dłonie, by nie ukazać, jak bardzo w tym momencie się trzęsła.
- Poza tym, czy nie sądzisz, że gdybym już chciała cię zabić – złożyła ręce z przodu, jak do modlitwy, okazując całkowitą bezbronność – to czy nie zrobiłabym tego już dawno? - Prosty i rzeczowy przykład, lecz miał on swoje luki. Ale przeważał, w większości.
Kallem
Błądzący na granicy światów
Posty: 19
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Mahińczyk
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kallem »

Strach był rzeczą wspaniałą. Istnym usposobieniem harmonii. Wiecznym, nieodłącznym towarzyszem Śmierci, a zarazem jej najgorszym wrogiem. Był selekcją naturalną, która z precyzją godną najznamienitszych medyków, wybierał ptaszki, które następnie karmił lękiem, wystawiając na atak wygłodniałego węża. Kto inny, jak nie on, paraliżował słabych, niczym kat wymierzając odpowiedni kąt i czas. Jednak strach był też dobry. Mobilizował do działania, dawał siły, kiedy wydawało się, że już dawno uszły z człowieka.
Teraz było podobnie.
Kallem nienawidził tego. Wiedział, że zaraz wydarzy się coś, co biała małpa zwała "wypadkiem". Może była zbyt ogłuszona muzą zabójstwa, słysząc jak zmaltretowana kobieta szepcze jej do ucha? Dla niego było to coś niewyobrażalnego, żeby ona, wcześniej usłyszała dźwięk pękającej gałęzi, teraz nie mogła dostrzec tak wyraźnych ostrzeżeń, jakie dawał mu Las. Las, jako istota. Wielka, potężna i stara. Koneser osobowości, strasznie wybredny. Nie z każdym rozmawiał, nie z każdym się dzielił. Może i tak było w tym przypadku.
- Do domu - odparł, patrząc się na coraz bledszą morderczyni. Może tak sczeźnie tutaj? Albo chociaż niewidzialne macki bezsilności ją opanują, wciskając się w każdy kąt jej ciała, rzucając ją o ziemie nieprzytomną? On nie mógł liczyć na łut szczęścia. Musiał działać, kiedy jeszcze tygrys nie rozpoznał w jeleniu węża.
Dźwięki rozmów uderzył się o klify otaczające Murzyna i kobietę, rozbijając ich azyl niepewności i ciszy. Dochodziły zewsząd, jakby sam las chciał zabawić się w mordercę. Usłyszeć jęk konających istot, napawać się ich cierpieniem. Niezłym był z niego sukinkot.
- Jesteś słaba. Niegodna śmierci - wypluł te słowa wprost w twarz monstrum, jakby brzydząc się i nimi, i nią. Będąc na arenie, musiał nauczyć się jednej rzeczy. Nie okazywać strachu, który kłębił się w nim niczym czarne chmury, tylko czekając, by zacząć grzmieć i zagłuszać rozum. Jednak on był gotowy. Wiedział co robi. Więc kiedy kobieta coraz bardziej popadała w skrajność, próbując swoją... formą przestraszyć Murzyna, ten przeszedł do działania. Tylko nie brutalnie, jak niedźwiedź atakując i licząc na bezradność przeciwnika. On niczym puma, zakradł się i czekał na dogodny moment. Więc kiedy kobieta wypuściła powietrze, mogła poczuć przez materiał koszuli, jak metalowe ostrze czyha tylko, by zagłębić się w jej trzewia. Dobrze. Mogła go zabić. Jednak on zabierze ją ze sobą.
Awatar użytkownika
Eliae
Szukający drogi
Posty: 45
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Eugona
Profesje: Uzdrowiciel , Włóczęga , Artysta
Kontakt:

Post autor: Eliae »

        Dom. Eliae drgnęła, słysząc to słowo. Szczerze zazdrościła ludziom, którzy mogą do niego wrócić. Do miłego, ciepłego domu. Najważniejsze jest, by żyć dla powrotu. Aby móc powiedzieć, że ma się dokąd wracać. Zawsze to stanowi swego rodzaju motywację. Takie miejsca są cudowne.
Choćby człowiek mieszkał sam, w domu rzadko tknie go chłód samotności. Bo może nie ma się do kogo wracać, ale ma się miejsce, do którego aż lgnie dusza. Dom, którego eugona nie miała. Już nie...
        - Rozumiem – odparła. On najwidoczniej nie miał zamiaru jej uwierzyć. To normalne, aczkolwiek Eliae miała odrobinę nadziei, że tym razem potoczy się to zupełnie inaczej.
Bo ona nie chce zabijać.
Kąciki jej ust pomknęły ku górze mimo słownego ataku czarnoskórego. Nie, nie przejęła się. Wręcz przeciwnie, niemal ją to rozbawiło.
        - Słaba i niegodna śmierci? - upewniła się, wlepiając swój wzrok w ziemię. - Co do pierwszego; mogę się zgodzić, lecz mam swoje wątpliwości. A do drugiego... cóż, raczej nie mnie to oceniać, jeśli już – dodała, po czym cofnęła się o krok.
        Tak, poczuła to. Zimna stal, która wręcz hipnotyzowała ofiarę i czekała na dogodny moment, by móc przywdziać szkarłatny płaszcz, uszczuplając tym samym zapas krwi przeciwnikowi. Dziewczyna – jak na zawołanie – przestała się ruszać. Niczym posąg, zamieniona w kamień osoba.
„Eugony przypadkiem nie potrafiły unieruchamiać wzrokiem?” - pomyślała, przypominając sobie stare legendy, których naczytała się dość sporo. Ach, jakżeby jej się teraz przydała ta umiejętność... Byłoby idealnie. Łatwiej można by uciec.
        Ale takie rozmyślania miały teraz mniejsze znaczenie. Jasnowłosa spojrzała na czarnoskórego, po czym ją zatkało. Jego obojętna, niemal kamienna, twarz wręcz przerażała. W oczach natomiast był natłok emocji. „Dobrze się maskuje...” - przeszło jej przez myśl. Ona natomiast się zdenerwowała.
- Chcesz mnie zabić? - zapytała tępo, mrużąc oczy. - Jeśli to zrobisz, sam staniesz się mordercą. - „A zapewne już mną gardzisz” - dopowiedziała sama sobie. Niestety, Eliae nie należała do najcierpliwszych osób. Wewnątrz niej niemal się gotowało, a to tylko zapowiedź przemiany. Przemiany w węża–mordercę.
        - Przecież, do cholery, powiedziałam, że ciebie nie mam zamiaru zabić! - krzyknęła. Łatwo można było dostrzec zmianę w jej głosie. Ba, nawet na wpół głuchy człek by zauważył. Ton eugony był bardziej stanowczy, a sam jej głos zdawał się powielać, jakby mówiła go więcej niż jedna osoba. A źrenice jej oczu zwęziły się, i teraz w stu procentach wyglądały jak w wężowej formie. Sama przemiana jednak nie nastąpiła.
        Jasnowłosa drgnęła, po czym cofnęła się. Szybko. Omal nie potknęła się o leżące nieopodal ciało. Trzęsła się.
        - To nie ja, to nie ja, to nie ja, nie ja, nie ja... - mamrotała niczym mantrę słowa, które powinny pomóc jej odzyskać kontrolę i zdrowy rozsądek. Przelotnie spoglądnęła na mężczyznę.
Nie uwierzy jej. Zdenerwuje ją. Nie uwierzy. To wszystko sprowadzało się do prawdopodobieństwa kolejnego morderstwa ze strony eugony. Nie zniosłaby tego.
        Jak na bardzo płochliwą istotę przystało, obecnie znajdowała się dobre kilkanaście długich kroków od oponenta. Jeżeli on tylko się poruszy, ukazując przy tym niebezpieczne zamiary, Eliae ucieknie. Gdzieś, gdzie nikt jej nie znajdzie. Nie mogła uciec do domu. Musi się ukryć gdzieś, gdzie nikt jej nie będzie szukać, gdzie znowu będzie z nią jej jedyny towarzysz; samotność.
Kallem
Błądzący na granicy światów
Posty: 19
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Mahińczyk
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kallem »

Broń czasami objawia się w różnych formach. Mogą nią być samo zachowanie, ale tak samo można było uznać swój dom za morderczy oręż. Wszystko zależało od sytuacji, od możliwości. A tym razem on nie miał ich zbyt wiele. Nie miał żadnego problemu, żeby wbić teraz nóż w trzewia morderczyni, tylko... czy ona na pewno nią była? Czy to on nie stałby się mordercą, zabijając niewinną i bezbronną łanię? Wcześniej to było coś innego. Zabijał, bo mu kazano. Nie miał nic do gadania, ciach i koniec. Kolejna nitka życia odcięta została od głównego nurtu, kolejna rzeka została osuszona. Jednak teraz, kiedy bladolica niewiasta coraz bardziej się zmieniała, Kallem się zawahał. I to był jego błąd.
W jednej chwili stało się wiele rzeczy. Głos morderczyni przeszył go lodowatym szpikulcem, sięgając do samej głębi jego serca, lecz go nie przeraził. To bym zaledwie przytyk, szept Śmierci: nie tylko ty jesteś tutaj panem życia i śmierci. Nie tylko ty jesteś tutaj jedynym myśliwym. A Kallem cholernie nie chciał zostać ofiarą. Później, ledwie mała chwila minęła, a odgłos łamanej gałęzi rozniósł się na polanie. Bladolica zaczęła się niepewnie cofać. I dobrze, niech do jasnej cholery spieprza stąd. Tylko same problemy z nią były. Tylko był jeszcze jeden, mały szkopuł.
Oni mogli ją złapać. Wydobyć informacje. A ona mogła im powiedzieć, że to Kallem jest winny. Że to Kallemowi winno się odebrać życia, brutalnie szydząc z jego nieistniejącej wolności. Tak nie mogło być.
Była drobna, niczym laleczka wyrzeźbiona w drewnie świerku. Nie ważyła dużo. Miała krótsze nogi, czyli biegała wolniej. Murzyn już wiedział, co i jak zrobić.
Zanim słowa na dobre zagościły w spowitej widmem śmierci i strachu polance, on w kilku wielkich susach dopadł do morderczyni, przyciskając jej ręce do tułowia i podnosząc, niby szmacianą lalkę. Rzucił nią w bok, wiedząc, że nic jej się nie stanie. Nie mógł sobie na to pozwolić. Był tam krzak, a przed krzakiem pień. Jeśli miała choć częściową jasność umysłu, mogła wydedukować jedną, cholernie ważną rzecz.
Ma nie wychylać swojego łba zza konaru, bo go straci. Będzie po wszystkim. A tak nie mogło być. Nie dziś.
Kallem miał ochotę wrócić do domu.
- Carmell! Car... - rozległ się niemal dziewiczy głos, przywodzący na myśl półmartwego sępa, niźli powabnego i gładkiego młodzika. Choć - pewnie to i tak było to samo. - Co... - nieme pytanie zawisło w powietrzu, kiedy kolejni ludzie zaczęli wchodzić na małą polankę. Było ich pięciu, każdy miał stal, a jeden z nich łuk. Jednak to nie ten na przodzie był kolumną podtrzymującą to stado mięsa. Pierwszy stał kędzierzawy młodzieniec, z niebieskim, bystrym spojrzeniem i bladą twarzą, przywodzącą na myśl upiora, a nie człeka z krwi i kości. To on wołał imię swej wybranki, wybranki, która już nigdy miała mu nie odpowiedzieć.
- Carmell! - Skrzek rozniósł się po wszystkich drzewach, płosząc ostatnią gromadkę widzów, która wzniosła się szybko w powietrze, niechybnie skarżąc się na brak rozrywki.
Chłopaczyna musiał to ciężko przeżyć, gdyż z prędkością godną długouchego, podbiegł do swej martwej ukochanej, upadając na kolana i zaczynając ją bić po twarzy. Jakby chciał ją ocucić. Zupełnie... jakby to był cholernie głupi koszmar.
Reszta, wątpliwej reputacji kompanii, nie miała już tyle uczuć co ich mocodawca. Rozejrzała się uważnie po wszystkich drzewach, a jeden z nich zaczął iść w stronę martwej dziewki. Kallem na razie był ignorowany, a stojąc po drugiej stronie polanki, ze spokojem mógł schować swój sztylet za plecy. Tam, gdzie nikt się go nie spodziewał.
- Ty. Ty! - zaczął swój monolog kędzierzawiec. - ZABIŁEŚ JĄ! - Podniósł się z ziemi, wyjmując ze swej, obitej z każdej strony kolorowymi kamyczkami pochwy stal, kierując swe nienawistne spojrzenie w stronę Murzyna.
- Panie - przemówił cicho typ, który uklęknął przy zwłokach, bacznie się nim przyglądając. - To dziki zwierz musiał to zrobić. Jakieś monstrum, wielkie monstrum. - Mrożący w krew żyłach głos na pewno ostudził zapędy młodzika, który patrząc się to na swego człeka, to na Kallema, zamarł w miejscu.
- PRZECIEŻ TO JEST JEST JAKIEŚ CHOLERNE DZIWADŁO, NIE WIDZISZ TEGO? - wykrzyczał w złości kędzierzawiec, wreszcie budząc się z głębokich przemyśleń. - On jest winny śmierci mojej Carmell i to on za nią odpowie.
Kallem przekręcił odrobinę głowę, niczym kot przyglądając się szczurowi, który w jakiś sposób chciał go pokonać. Poczuwszy przyjemne zimno w dłoni, uśmiechnął się szeroko ukazując rząd białych zębów. Niczym wilk, śmiejący się do swoich przyszłych ofiar.
On nie będzie dziś martwy.
Awatar użytkownika
Eliae
Szukający drogi
Posty: 45
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Eugona
Profesje: Uzdrowiciel , Włóczęga , Artysta
Kontakt:

Post autor: Eliae »

        Jakież to dziwne uczucie, kiedy ktoś mówi prawdę, a wszyscy uważają, iż kłamie... A noż potem wierzą w najprostsze kłamstwo! Eliae drgnęła, gdy jej obawy okazały się prawdziwe. Tajemniczy nieznajomy momentalnie znalazł się obok niej. Nie zdążyła uciec. A wystarczyłoby się tylko obrócić i biec co sił w nogach. Uciec... gdziekolwiek. Lecz nie dostała takiej możliwości, gdyż wiele rzeczy wydarzyło się w zaledwie trzy uderzenia serca.
Pierwsze, silne ręce Murzyna podnoszące ją.
Drugie, niespodziewany wiatr rozwiewający jej włosy i dość bolesny upadek na ziemię.
Trzecie, niechybny zawrót głowy oraz dźwięk czyjegoś imienia.
        Eugona przeraziła się. Czyżby to jej koniec? Zaraz wróg nadzieje ją na stal miecza i zakończy jej żywot? Zimno nocy jest niczym w porównaniu do zimna, które odczuwa człowiek w chwili, kiedy zbliża się jego koniec. To chłód, przeraźliwie paraliżujący serce. Mrożący umysł.
Przełknęła cicho ślinę, kuląc się w ukryciu. Wtem drażniący uszy krzyk rozpaczy rozdarł leśny spokój. „Carmell?” - Eliae wzdrygnęła się. Ludzie. Osoby, którym zapewne zależało na życiu jej ofiary. Wewnętrzna eugona, lubująca się w mordowaniu i torturach, śmiała się. Im więcej rozpaczy, tym lepiej. Ale ona nie chciała tego. Po raz kolejny poczuła ucisk w sercu, świadczący o poczuciu winy. To tylko człowiek, tylko kolejna żyjąca istota. Nie, to jest właśnie AŻ kolejna martwa istota.
        Nie ruszała się. Miała paskudne wrażenie, że jeśli choć drgnie, przekreśli już swój los. Zginie. Ona nie chce umrzeć. „Odpokutuję to... Jakoś muszę...” - myślała gorączkowo. Nie po to poświęciła swoje życie nauce, by to zmarnować. Szkoda tylko, że martwych nie można uleczyć. Świadomość tego aż zabolała. Eliae nie jest w stanie przywrócić komuś życia. Po prostu nie może.
Jednym okiem obserwowała obecnie rozgrywającą się na polanie scenę. Jednym uchem nasłuchiwała. Kątem oka obserwowała zachowanie swojego wcześniejszego rozmówcy. Czekał. Na co? Dlaczego, do cholery, nie ucieknie?
Słowa zrozpaczonego mężczyzny uderzyły w nią jak grom z jasnego nieba. „Zabiłeś ją”. On?
        „To ja...” - Nie miała zamiaru zaprzeczać. Lecz w tej chwili również zrozumiała, co się wydarzyło. „Pomaga mi?” - Nie ukrywała zdziwienia. Zepchnął ją do obecnej kryjówki, żeby tylko nie znaleźli jej? Po tym, jak wcześniej niechybnie oskarżał ją o zabójstwo i wyzywał od morderców? „A mówią, że to kobiety są skomplikowane...”.
Walka była nieunikniona. Tylko kolejny śmiercionośny taniec, wpychający kogoś w oblicze śmierci. Proste, nawet za bardzo proste. Ale łatwiej coś powiedzieć, wywnioskować, niźli zrobić. I to jest w tym najgorsze.
        Oskarżyli go, a on jej pomógł. Wielkoduszność Eliae nie mogła tego przepuścić. Lecz nie chciała wychodzić z bezpiecznego miejsca, w którym nikt jej nie może zauważyć. Nawet coś czuła, że tylko by przeszkadzała, a sama potyczka sprowadziłaby się tylko do kolejnej transformacji w eugonę. A to akurat ostatnia rzecz, jakiej było teraz trzeba.
        Nabrała cicho powietrza, po czym położyła dłonie na ziemi. Ziemia, jej żywioł. Żywioł jej rasy, które – aż dziw – potrafi każda przedstawicielka kasty wężowatych. Bez względu na to, czy się tego uczyła czy też nie. Drgania ziemi, które w tym momencie pojawiały się, powaliły na ziemię kilku oponentów. No właśnie, tylko kilku. Albowiem intuicyjnie unikała miejsca, w którym stał czarnoskóry człek. Nie pomoże mu przecież, powalając go na kolana!
        Magią emocji nagięła cienkie nitki strachu w ich umyśle. Nie zabije ich. Ona nie chce powtórki z rozrywki, nie teraz.
Kallem
Błądzący na granicy światów
Posty: 19
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Mahińczyk
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kallem »

Głęboki, powolny oddech.
- Zginiesz za to, śmieciu, rozumiesz? ZGINIESZ! - Słowa znowu rozbrzmiały na polanie, niczym rozbrykany, młody kuc, uderzając we wszystkie osoby. Nawet jedną, zgoła niewinną, malutką i dotychczas cichą.
Dzięcioł.
Ptak obrócił swój majestatyczny łebek w stronę niepożądanych gości, którzy bestialsko przerwali mu ucztę. Stuknął jeszcze dwa razy w korę drzewa, jakby chcąc zwrócić całą uwagę na siebie i wzbił się w powietrze, niemal tak samo jak szpieg, który już wystarczająco się dowiedział, lub zwykły zwierzak, który w żadnym wypadku nie przywykł do rabarbaru panującego na małej polance. Zupełnie jakby stało się coś ważnego. A to przecież była zwykła, wręcz normalna rzecz.
Śmierć.
- Tak, zabiłem ją.
Jeden, malutki gest, niby nic nie znaczący - wbił kolejny nóż w niewinność Kallema, która i tak przed chwilą została brutalnie zgwałcona. Wilczy uśmiech.
Młody, rozochocony chłopaczek, wcześniej cały czerwony - teraz przybrał kolor krwi, która z wielką ochotę uciekała z rozciętych tętnicy. Murzyn niemal ją widział; jak pulsowała, jak błagała. Chciała wyjść spod tej beznadziejnej, ludzkiej powłoki i wreszcie ujrzeć światło dzienne, pierwszy i ostatni raz.
Nikt go nie powstrzymał, kiedy z obnażonym mieczem rzucił się na ogromnego, czarnego gościa. Nikt nie krzyknął, nikt nie próbował ostudzić jego, jakże wielkiego, temperamentu. I to ich zgubi.
Albo zgubiło.
Wdech i wydech.
Jeden. Ziemia zatrzęsła się, a trójka najemników stojących przy drzewach upadła, z niemal dostrzegalnym oburzeniem, patrząc na drzewa, jakby to była ich wina. Bystrooki nie upadł. Kallem też nie.
Ostrze jakby z niecierpliwością czekało, kiedy tylko znalazło się w jego dłoni, śpiewając tylko sobie znaną pieśń. Pieśń śmierci. Doskoczył do kędzierzawca, niczym puma, próbując trafić w jego szyję. Nic z tego, mimo tego, że chłopak pragnął, wręcz błagał o śmierć, jego ciało dalej się broniło. I to właśnie ono popchało miecz naprzód, aby w swej ostatniej, z góry przegranej walce, odbić ostrzę chcące pozbawić kędzierzawca życia.
Dwa. Murzyn nie czekał, on nie posiadał czasu na własność. Kopnął w kolano mężczyzny, które z przyjemnym trachnięciem zgięło jego nogę. W drugą stronę. Zanim chłopak zdołał choćby krzyknąć z przerażenia, zanim mógł w jakikolwiek sposób wyrazić ból, jaki nim zawładnął, poczuł zimno. Przeraźliwą, bezbolesną falę, która rozlała się po jego piersi, sięgając każdej części jego ciała. Nóż zagłębił się aż po rękojeść, a Kallem, obracając, wyciągnął go z jeszcze żyjącego truchła, patrząc z przyjemnością na szkarłatną plamę rozchodzącą się na kaftanie modrookiego.
Trzy. Zanim ciało upadło, Murzyn poczuł obok swojego ucha świst strzały, która z furkotem przemknęła obok jego głowy, zostawiając tylko niewielką szramę na policzku. Lecz to nie powstrzymało go. Jednym ruchem dłoni wyciągnął drugi sztylet, rzucając nim w człowieka który jeszcze przed chwilą klęczał przed Carmell.
Teraz leżał.
Cztery. Kamerdyner uskoczył w ostatniej chwili przed kolejną, niosącą tylko śmierć i rozpacz, strzałą, niemal od razu nadziewając się na kolejnego typa z mieczem. Żadna nowość. Sztylet, dalej leżący w jego dłoni, powędrował w górę, z radością rozcinając kaftan mężczyzny i zostawiając mu paskudną ranę na piersi. Jednak Kallem zapomniał o tym, że miał do czynienia z trzema. Nie dwoma. Zanim zdążył się obrócić, poczuł cholernie spodziewany ból na plecach, rozplatając nie tyle jego skórę i stare blizny, co rany zostawione na umyśle. Rany zadane batem, mieczem i pałką. Rany zadane nienawiścią. I może to napędziło go do kolejnych chwil życia.
Pięć. Murzyn pochwycił w swoje wielkie łapsko kostkę jednego z mężczyzną, mocno ciągnąc do siebie. Z lubością patrzył, jak typ upada, niemal sam nadziewając się na jego nóż, który tylko wesoło wgłębi się w jego trzewia, nie dając mu szansy na życie. Bo kto by pomógł mu z takimi ranami w samym środku lasu?
Nikt.
Sześć. Ostrze, pozostawione w ciele ledwo dychającego mężczyzny, niczym widz na arenie, spoglądało, jak Kallem rzuca się na kolejnego przeciwnika, wybijając mu z dłoni miecz i z całej siły uderzając w brzuch. Gość, niemal mechanicznie, skulił się. Błąd, kosztujący go życie. Noga Murzyna wybiła się niczym wilk gotowy do skoku, z zabójczą precyzją trafiając w, już i tak nisko usadowioną, głowę mężczyzny, obracając ją w miejscu i powalając na ziemię.
Cios w skroń.
Siedem. Żadna strzała nie przemknęła obok Kallema, za to ostrze miecza, niczym kochanka pędząca na spotkanie ze swym ukochanym, zagłębiło się w jego udzie, przebijając je na wylot. Zawył. Zawył niczym ranne zwierze, niczym lew raniony przez swego konkurenta. I wyszczerzył wszystkie zębiska, z ogromnym, wręcz nieludzkim wysiłkiem, obracając się w miejscu i wbijając, ostatni już, sztylet w krtań mężczyzny. Ten nie miał się jak obronić, jego broń była w nodze Murzyna. Jego ręka dalej trzymała oręż tejże broni. A jego umysł chyba poszedł do wychodka.
Upadł, topiąc się we własnej, szkarłatnej krwi. Różowa piana pojawiła mu się na ustach, a resztki zębów, zalśniły w kolorze posoki.
Osiem.
Dziewięć.
Kallem upadł na ziemie, jakby coś brutalnie chwyciło go za pysk i przyciągnęło do siebie. Ostatnią rzecz, jaką był w stanie zrobić, było upadnięcie na lew bok - nie na prawy. Wszakże tam dalej tkwił złowieszczy kolec, ostrze, szczęśliwie ocierając się o jego kość. Zamknął oczy, napawając się zwycięstwem. Nie czuł bólu. Mógł myśleć jasno jak nigdy. Adrenalina jeszcze buzowała w jego krwi.
Jeszcze.
Awatar użytkownika
Eliae
Szukający drogi
Posty: 45
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Eugona
Profesje: Uzdrowiciel , Włóczęga , Artysta
Kontakt:

Post autor: Eliae »

        Zdawało jej się, że wstrzymuje oddech. Gdyby była nieumarłą istotą, jak wampir czy zjawa, wcale nie odczułaby różnicy. Skurcz ściskający jej płuca niemiłosiernie i boleśnie przypominał jej o oddychaniu. Ale ona bała się jakkolwiek poruszyć, choćby tylko po to, by odetchnąć. Z bladą jak śnieg twarzą przyglądała się rozgrywanej przed nią scenie.
        Eliae chciała krzyknąć. Głos podchodził jej do gardła, starając się uwolnić, aczkolwiek jednocześnie dusiła ją jej bezradność i strach. Bała się kolejnej przemiany w potwora. Już wystarczająco miała problemów na głowie. A gdyby jej eugonia strona się ukazała, nikt nie pozostałby żywy na tej polanie. Czasami kobietę przerażał fakt, jak bardzo podoba jej się trzask łamanych kości. W jej dłoniach, które były zanurzone w krwi niejednego człowieka, ich krucha postać tak łatwo się łamała...
Naturianka momentalnie odgoniła od siebie takie myśli i wspomnienia morderstw. Policzyła bezgłośnie do pięciu, po czym ponownie wstrzymała oddech. Spojrzała na pole walki. Człowiek, który dobre kilka minut temu oskarżał ją o morderstwo, właśnie sam zabijał tych ludzi. Nie, Eliae nie chciała tego potem mu wytknąć. Robił to w samoobronie. Prosta zasada; zabij albo zgiń. Tą regułą rządzi się cały świat. Zamordowanie Carmell było nieuzasadnione, wykonane pod wpływem silnego impulsu. Eugona – gdyby nie paraliżujący ją strach – westchnęłaby właśnie w tym momencie.
        Wzdrygnęła się na widok karmazynowej posoki, która tryskała z ciał na polanie. Wraz z jej utratą, ów ludzie powoli tracili życie. Ulatniało się ono z nich bardzo szybko. A co, jeśli wrócą jako mściwe duchy? A co, jeśli będą poszukiwać prawdziwego mordercy? Jest wiele niewiadomych...
Jasnowłosa przyłożyła drżącą dłoń do ziemi. Pragnęła jakkolwiek pomóc, na cokolwiek się przydać, lecz uświadomiła sobie, że gdyby tylko wyszła z ukrycia, przeszkodziłaby. Przemieniłaby się, prędzej czy później. A to tylko zwiastowałoby tragedię. Nieuniknioną tragedię.
        Spoglądała na jakże brutalną Śmierć, która zaciągała tych nieszczęśników na polanie do siebie, swymi kościstymi rękami targając ich przed swe oblicze. Potem oderwie chamsko ich dusze – ich przywiązanie do świata – i zabierze daleko. Co w tym trudnego, pozbawić inną osobę możliwości oddychania, poruszania się? Życia?
        Nagle głosy ucichły. Nie można było usłyszeć żadnego dźwięku. Nawet wiatr zamilkł. Drzewa nie szeleściły, świat jakby zasnął. Eliae powoli – wreszcie, chciałaby rzec – poruszyła się i wstała z twardej ziemi. Niespodziewanie jeden dźwięk przerwał tę głuchą ciszę. Ktoś upadł. Naturianka omal nie podskoczyła, widząc okropną rzeź na całej polanie. Wśród zimnych ciał spostrzegła jedno, które się wyróżniało. Tylko on oddychał. Eugona, możliwie jak najciszej, podeszła do mężczyzny, który jeszcze do niedawna wyzywał ją od morderców. A potem jej pomógł. Lecz wciąż chyba jej nie ufał...
        Pragnęła już pozostawić za sobą całą tę sprawę, całe morderstwo, uciekając stąd jak najdalej. Ale cóż... Nie mogła tak postąpić. Nie ma mowy, by pozostawiła człowieka, który tak bardzo jej pomógł. Co prawda, poradziłaby sobie z tymi ludźmi, ale jako wąż. A Murzyn sprawił, iż nie musiała teraz obwiniać się za śmierć kolejnych ludzi. W sercu nie musiała dźwigać kolejnych krzyży z wyrytymi imionami, których nie znała.
„Ciekawe, czy zdaje sobie sprawę z mojej obecności...” - pomyślała eugona, kucając odrobinę dalej Murzyna. Ciemnoskóry chyba był pół-świadom tego, co dzieje się wokół. Tak przynajmniej wnioskowała jasnowłosa. Niepewnie wyciągnęła rękę, coby szturchnąć mężczyznę i dowiedzieć się, jak się czuje oraz czy kontaktuje, ale widok krwi i wbitego noża przeraził ją. Znieruchomiała.
        - Umrze... - Nawet nie zdawała sobie sprawy, że powiedziała to na głos. W tym momencie klęknęła obok Murzyna, uważnie mu się przyglądając. Szybko oceniła jego stan. Obecnie niewiele mogła zrobić. Albo jednak?
Była mu to winna. Eliae nabrała powietrza, po czym powoli wysunęła nad nim dłoń. Przymrużyła oczy, a na wszelki wypadek, gdyby mężczyzna poruszyłby się albo okazał jakiekolwiek zaniepokojenie, eugona poruszyła nitki spokoju w jego umyśle. Magia emocji jest czasem bardzo przydatna, zwłaszcza w połączeniu z zaklęciami z dziedziny życia. Po krótkiej chwili z jej palców zaczęło bić słabe, ledwo dostrzegalne światło. Jasnowłosa nie wiedziała, co czują ludzie, których dotychczas uzdrawiała. Domyślała się, że jest to raczej przyjemne ciepło, które daje silnie znać o fakcie, że nie umrą. Że jeszcze żyją.
        - Nie skrzywdzę cię... - wymamrotała, jakby usprawiedliwiając się. Nie była nawet pewna, czy mężczyzna w ogóle kontaktuje. Kobieta wstrzymała oddech. Mniejsze i większe rany oraz siniaki zaczęły znikać, lecz pozostała jeszcze kwestia miecza utkwionego w nodze. Nie da się go usunąć za pomocą magii.
        - Błagam cię, nie ruszaj się teraz – rzekła cicho, przy czym drugą dłoń szybko skierowała ku ostrzu i z impetem wyrwała je. Z takimi rzeczami nie można się cackać, tu potrzeba prostej i błyskawicznej reakcji. Momentalnie skupiła całą moc na tymże miejscu, a po dłuższym czasie nie pozostała nawet blizna.
Eugona przełknęła ślinę. Sprawdziła jeszcze, również za pomocą magii, czy przypadkiem miecz nie był zatruty, i czy do krwi Murzyna nie dostała się jakaś trucizna. Westchnęła z ulgą, kiedy jej obawy nie ziściły się. Odsunęła się kawałek dalej.
Kallem
Błądzący na granicy światów
Posty: 19
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Mahińczyk
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kallem »

Pyłek. Lekki, pływający w powietrzu. Opada, by na powrót wzbić się. Wydąć swój niewidzialny żagiel i popłynąć w nieznane.
Trawa, niezwykle wyrazista. Zielona, wręcz wypalająca oczy. Nie mógł się na nią patrzeć. Po prostu musiał zmrużyć oczy. To było nie do wytrzymania. Dźwięki. Niczym uderzenia młota o gong. To mrówka, dzielnie przemierzająca gęstwiny zielonych, wiegaśnych łodyg. Tupała, chód niczym wielki stwór z kuśką na głowie miała. Tego nie mógł słyszeć. Chciał się wyciszyć. Chciał odejść.
Nic z tego.
Świat znowu nabrał normalnych kolorów, a jednym dźwiękiem roznoszącym się na polanie było ciche zawodzenie zefirku. Niczym słowa umarłych, którzy kłócili się o ciała.
Chrzęst.
Ktoś tu jest. Ktoś, kto może go zabić. Kto może mu odebrać wolność. Czyżby typ z nożem w bebechach? Nie. Nie ma takiej możliwości. On wykitował zaraz po zakosztowaniu damy Kallema. Może gość leżący obok zmasakrowanej kobiety? Dostał nożem prosto w bok szyi. Nie miał prawa tego przeżyć. Nikt by nie mógł. Więc kto? Monstrum.
Szybkie spojrzenie i mimowolna próba wstania. Cholera. Nic nie mógł zrobić. Ból rozniósł się po całym ciele. Plecy go paliły, blokując jakikolwiek ruch rękoma. Z nogami też nie było lepiej. Jedna ciężko leżała. Bez ruchu. Czuł ją. Ale nie mógł z nią nic zrobić. Kompletnie. Martwy kawał mięcha ze stalą. Świetnie.
Murzyn zacisnął zęby i wbił palce w najbliższe zagłębienie, w ziemi. Próbował się podciągnąć. Naprawdę. Jego celem był sztylet. Musiał go zdobyć, musiał się obronić. Przecież monstrum chciało go zabić. Chciało wykorzystać chwile słabości i zaatakować. I nagle... głos. Jej głos. Nie tego potwora. Czyżby udawała? Czyżby chciała go sprowokować, żeby się na nią spojrzał? Żeby umarł w jej oczach? Tego się, do cholery jasnej, nie doczeka. Prędzej jej serce gołymi rękami wyjmie. Choćby to była ostatnia chwila w jego krótkim życiu. Krótkim, ale wolnym.
Już chciał na nią spojrzeć. Już chciał się rzucić - nieważne jak. Nie liczył się z faktem, że zamiast nogi ma kłodę, a plecy liżą mu piekielne ogary. Jednak nic nie mógł. Chciał wybuchnąć. Chciał, żeby to nienawiść dała mu siłę. Nienawiść i gniew.
Jednak czuł tylko ulgę. Spokój. I... coś, czego od dawna nie zasmakował. Coś, co już zostało odłożone w najgłębsze czeluści jego umysłu. Coś, co dopiero teraz się przebudziło.
Dobroć? Wdzięczność?
Plecy przestały palić. Krew przestała mu spływać do ust. Została tylko kwe...
Cholernie, wielki ból. Taki, jakiego nigdy w życiu nie przeżył. Może to za sprawą tego, że był to wręcz paskudny i okropny kontrast pomiędzy dobrem, jakie mu było dane zakosztować, a bólem, z którym żył każdego dnia. Czyżby Monstrum się mściło? Czyżby chciało w jakiś sposób odpłacić mu się za to, że nazwał je "potworem"?
Jednak nie mógł nic zrobić. Dalej był słaby, bezradny. Jakby wcielił się w rolę cholernego widza, a nie właściciel własnego ciała. A ból powoli odchodził. Odchodził w zapomnienie, zostawiając swoją szramę do końca swoich dni. Bo ten, fizyczny, ciało mogło zapomnieć.
Psychiczny już nie.
Po chwili wszystko ustało. Kallem, magicznym sposobem, odzyskał władze we wszystkim. Nawet w niesprawnej nodze. Od razu doskoczył do trupa z nożem wbitym w krtań i wyrywał go brutalnie, co spotkało się, z już bardziej karykaturalną, fontanną posoki.
Szybko się obrócił, nawet nie dziwiąc się tym, że czuje się dobrze. Zbyt dobrze. To jest podstęp. On o tym wie. A spoglądając w niewinną twarz monstrum, dalej widział w niej tylko przerośniętego, ohydnego węża. Nie: skorego do pomocy człowieka.
Tacy nie istnieją.
- Co mi zrobiłaś? Gadaj! - wyrzuca z siebie, ostatnie słowo niemal wypluwając. Prawą dłonią maca się po plecach, przez rozprutą kurtę sprawdzając swoje ciało. W lewej dalej tkwi szkarłatny sztylet, brudząc znajdującą się pod spodem, zieloną, jeszcze tak niedawno jaskrawą, trawę.
Awatar użytkownika
Eliae
Szukający drogi
Posty: 45
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Eugona
Profesje: Uzdrowiciel , Włóczęga , Artysta
Kontakt:

Post autor: Eliae »

        Odskoczyła gwałtownie, niczym spłoszona wiewiórka, kiedy tylko mężczyzna niespodziewanie się poruszył. Eliae przełknęła ślinę, po czym – kładąc wcześniej wyjęty miecz na ziemię – powoli wstała na równe nogi. Otrzepała suknię z brudu, a spoglądając na ciemnoskórego omal nie zamarła. Ostrożnie wyprostowała się i wstrzymała oddech. Po raz kolejny bała się ruszyć, jakby jeden niewłaściwy krok mógłby zadecydować o tym, czy przeżyje. Albo zostanie brutalnie zadźgana.
        Odgarnęła lepiące się do twarzy kosmyki włosów, a po chwili przeniosła wzrok na sztylet w dłoni mężczyzny.
- Co zrobiłam? - zapytała tępo. - Cóż, zdaje się, że właśnie wyleczyłam cię, dzięki czemu nie powinieneś zginąć – odparła sztywno. „Nie ma za co, tak w ogóle...” - przeszło jej przez myśl, jednakże po krótkiej chwili odgoniła od siebie takie myśli. Zrobiła to dlatego, że czuła, iż jest mu to winna. W końcu to on pozbył się ów oprawców, którzy teraz gryźli ziemię na polanie. Eugona przełknęła ślinę.
        - Dlaczego... - zawahała się – mnie nie wydałeś? Czemu zwaliłeś na siebie winę za jej śmierć? - Ruchem głowy wskazała na truchło kobiety, która to wcześniej była powodem całej tej awantury. Paskudny odór śmierci – krwi i ciał – rozniósł się na polanie. Eliae zmarszczyła brwi, zachowując dobry dystans. Zdąży uciec, jeśli tylko zostanie zaatakowana. A z tym człowiekiem jak ze smokiem. Jeden niewłaściwy ruch i łeb odgryziony. Chociaż w tym przypadku mogła stracić wnętrzności. A z tego, co sama sobie wiedziała, wolała nie przeżywać tego, co sama funduje swym ofiarom jako mściwy wąż...
Kallem
Błądzący na granicy światów
Posty: 19
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Mahińczyk
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kallem »

Skóra. Mokra, wręcz gryząca. Niczym pomocna dłoń, utrzymująca sztylet w zimnej ręce Kallema. Ręce, które mogła zrobić wiele bez broni.
Nie trafię. To właśnie ta pierwsza myśl przeszyła go na wskroś, kiedy zlustrował wzrokiem całe ciało monstrum. Ostrze było za długie, a ona za daleko. Zanim by doskoczył, jej by już nie było. Musiał działać, szybko. Zanim ona umrze i w jej ciało wedrze się potwór, z którym na pewno nie chciał zmierzyć się Kallem.
Bo po co brudzić łapska?
- Jeden ruch, a ostatnie, co zobaczysz, to właśnie mnie - wysyczał do dziewczyny, spoglądając na jej twarz, ciągle mając wyciągniętą rękę lekko do tyłu. Jakby był gotowy w każdej chwili rzucić sztyletem, ba, nawet trafić. - Rozumiesz?
Nie czekał na potwierdzenie. Wiedział, że nic nie zrobi. Wiedział, że mu uwierzy. Widziała, co potrafi. Widziała, że nie jest kolejnym, głupim świniakiem do zarżnięcia. Dlatego nie ruszyła się, kiedy Kallem pośpiesznie ściągnął kurtę i bawełnianą koszulę, pośpiesznie macając się po całych plecach. Dłońmi, sprawdzając znane im miejsca. Wgłębienia i wyżyny. Linie i plamy. Blizny. Powinny tam być. Czekać na niego. Czekać, aż sobie o nich przypomni i znowu ich dotknie. Żeby mógł pamiętać. Pamiętać o swojej przeszłości. I nie zapomnieć, do czego zdolny się człowiek. A w szczególności - człowiek u władzy.
- Nie... ma - wydyszał, patrząc się błędnym spojrzeniem w stronę monstrum. W jednej chwili z chłodnego, przypominającego lodowiec, zabójcy, zmienił się w rozhisteryzowanego Murzyna, głupka nie mogącego ogarnąć tego, co właśnie się wydarzyło. Czyżby stracił kawałek siebie? Czyżby utracił wspomnienia?
Nie.
Dalej tam były. Czekały, ukryte. Aby znowu się ujawnić i rozpalić ogień nienawiści, który na powrót rozpaliłby emocje Kallema i popchnął go do działania. Bo to był bodziec. Jedyny taki. Który kiedyś sprawił ogrom bólu, a teraz chronił przed jeszcze większym cierpieniem.
Nie włożył ubrania, leżało dalej na ziemi. Porozrzucane, niby jak w alkowy jakiegoś bogatego mieszczucha, który pośpiesznie się rozbierał, by dobrać się do kwiatu wybranki.
Tylko koszula i kurta Kallema upadły na przemoczone krwią podłoże, a nie wyłożoną dywanami posadzkę. On rozebrał się z emocji trawiących go od środka - mieszczuch, z emocji pulsujących w jego kuśce. Dwie, tak różne rzeczy, a jednak takie same.
- Człowiek otumaniony nienawiścią jest łatwiejszy do zabicia - odparł po chwili swych rozważań, wbijając sztylet w ziemię i zakładając koszule. Kurtę zwinął i wsadził pod pachę. Musiał iść. Tutaj nie miał co robić. Głupotą było zostać tu na noc. Wśród trupów. Na polance przesiąkniętej śmiercią i zniszczeniem.
- Pójdziesz za mną, a odetnę ci nogi - dodał, pochylając się i wyciągając ostrzę z ziemi. Następnie zaczął podchodzić do trupów, wyciągając z nich swoje sztylety. Każdego, kolejno, wycierał o ubrania swych ofiar, wkładając czyste do pochw. Nie brzydziło go to, że miał przy sobie przedmioty, którymi zabił dziś pięć osób. To było tylko mięso. Kiedyś poruszające się, a teraz leżące. Czekające na poćwiartowanie i wrzucenie do bulionu w jakiejś przydrożnej karczmie.
Kallem po raz ostatni spojrzał w oczy monstrum, przez chwilę się wahając. Czy dobrze robił, zostawiając ją tutaj? Czy dobrze robił, przekreślając ją przez to, że jakiś potwór nad nią zapanował?
Tak. Bardzo dobrze. Szkoda tylko, że wśród tych swoich rozważań, nie uwzględnił jednej, bardzo małej rzeczy.
Oprócz dwójki żywych osób, ktoś jeszcze był na polance. I ten ktoś tylko czekał, by móc zapolować na ofiarę. Po kolei. Jedną i drugą.
Rach i ciach.
Awatar użytkownika
Eliae
Szukający drogi
Posty: 45
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Eugona
Profesje: Uzdrowiciel , Włóczęga , Artysta
Kontakt:

Post autor: Eliae »

        Oddech, czyli dzięki czemu każdy może żyć. Bez niego nie sposób przetrwać w tym brudnym świecie. Jak wiele razy Eliae jeszcze zapomni, że w danym momencie należy wziąć wdech? Eugona wstrzymywała powietrze już któryś raz w przeciągu tego dnia. I tej chwili. Dlatego też jedynie kiwnęła sztywno głową, słysząc słowa mężczyzny. Stała posłusznie w jednym miejscu, co jakiś czas wzrokiem błądząc po nieruchomych truchłach ludzi. „Biedacy...”. Cóż, akurat ona była zapewne teraz najmniej mile odbieraną osobą w okolicy, jeśli chodziło o współczucie. Ale co zaszkodzi? Może przynajmniej nie będą jej nękać mściwe duchy tych osób. Eliae złożyła ręce jak do modlitwy, mrużąc delikatnie oczy. „Niech duchy przodków mają was w swojej opiece...”.
        W pewnym momencie jej wzrok ponownie powędrował w stronę Murzyna. Naturianka uniosła brew ku górze w niemym geście zapytania, kiedy mężczyzna zdawał się patrzeć na nią zdezorientowany. W dalszym ciągu nie odezwała się.
Kiedy wreszcie czarnoskóry mężczyzna ubrał się z powrotem, po wcześniejszym przebadaniu swego ciała, w końcu odpowiedział na jej pytanie. Eliae westchnęła cicho, po czym nabrała powietrza w płuca. O, pamiętała o oddychaniu, wreszcie.
        - To nie jest konkretna odpowiedź – zaczęła powoli. - Zapytałam, dlaczego im mnie nie wydałeś? - powtórzyła. Okrutne wrażenie, że ponownie nie usłyszy odpowiedzi, siedziało w jej umyśle i co chwilę przypominało o tym. Eugona przełknęła ślinę, starając się pozbyć narastającej w gardle guli.
        - W takim razie... - zawahała się, a jej głos zdawał się jedynie szeptem. - Żegnaj. - Słaby uśmiech wkradł się na jej twarz. Szkoda, że kolejna osoba uważała ją za potwora. Była nim, ale za wszelką cenę – gdyby tylko znalazła się okazja – pragnęła się go pozbyć. To dlatego objęła kierunek uzdrowicielki.
Czy to w takim razie ją usprawiedliwiało? Ciężko stwierdzić. Ale eugona chciała mieć ku temu choćby znikomą nadzieję.

        Niestety nie zawsze wszystko toczy się tak, jak zostało zaplanowane. Istota, która od dłuższego czasu obserwowała całe zajście na polanie, nie zamierzała pozwolić nikomu opuścić tego terenu. W jej umyśle zaczęło się ciche odliczanie. Cztery kroki od bólu, trzy kroki do cierpienia, dwa kroki od śmierci, jeden ku piekłu. Nim ktokolwiek mógł się zorientować, w powietrzu świsnęło coś, czego ruchu nie można tak łatwo dostrzec. Strzała pędziła z niesamowitą prędkością ku swej ofierze, którą miał okazać się Murzyn. Cóż, zawód dla łucznika, który nie mógł w tym momencie poszczycić się celnością. Strzała przeleciała blisko mężczyzny, aczkolwiek nawet go nie zadrasnęła. Wbiła się dwa kroki dalej.
        Przerażona Eliae nie mogła widzieć, skąd nadleciała strzała. Każdy jej mięsień zesztywniał, a eugona nasłuchiwała głosów; wszystkiego, co mogło wskazać na niebezpieczeństwo.
Kallem
Błądzący na granicy światów
Posty: 19
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Mahińczyk
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kallem »

Koniec. Kallem miał usłyszeć cichy i kojący dźwięk łamanych gałązek, poczuć miękki mech opatulający drzewa i zobaczyć ptaki, wydające przedstawienie w powietrzu. Nie miał już ochoty na żadne harce - skończyło mu się. Chciał po prostu odciąć się od całego zdarzenia, nie pamiętać go.
Słowa kobiety ciągle rozbrzmiewały mu w głowie. Dlaczego jej nie oddał w ich ręce, skazując ją w ten sposób na śmierć? Może po prostu martwił się o własne życie - wszak kto by uwierzył, że taka śliczna i powabna dzieweczka, o spojrzeniu gwiazdy błyszczącej na niebie, mogła kogoś skrzywdzić, albo - co lepsze - zabić. Drugą sprawą była emocja, która powolutku, tykana ciągle patykiem, rozciągnęła się, trzasnęła knykciami i zaczęła głośno domagać się uwagi, aplauzu. Zupełnie jakby coś znaczyła. Bzdura.
Ważniejsze było to, co się miało wydarzyć.
Szuuu - świst strzały rozległ się zaraz obok czarnego ucha. Jednak nie tak, jak to było uprzednio - zahaczając jego, poharataną pazurami Śmierci, twarz. Wbiła się kilka stóp przed nim, złowrogo drżąc od siły, która przed chwilą popchnęła ją do działania. Zabójstwa. Kolejnej krzywdy. Ale bezwąsy kurw w drzewach nie miał czasu, by znowu namierzyć swoją owieczkę - ta odskoczyła szybko w bok, uderzając boleśnie w krzaki z wielkim impetem. Poczuł, jak coś mu strzela, niemal usłyszał krzyk swojego ciała: co ty do cholery robisz?!
Murzyn nie wiedział. Działał automatycznie, niemal niczym zabawka karłów z dużymi brodami - nakręcony, zaczął robić to, do czego go stworzono. Emocja, uprzednio głośno domagająca się swoich praw, została brutalnie zepchnięta w bezdenną przepaść, chwytając się ostrych kolców, które tylko przysparzały jej bólu - kwestia śmierci to było kilka chwil. A raczej czynów, które mogły zaistnieć w tym czasie.
Zachowywał się tak, jakby chciał uciec. Wstał szybko z ziemi, rzucając się biegiem w głąb lasu. Zasyczał głośno, kiedy jego żebra wyraźnie protestowały, jednak nie zatrzymał się - musiał zmylić drapieżnika. Doprowadzić do tego, żeby jego przewaga się skończyła. Nie miał też zamiaru zostawić monstrum na pastwę losu - ktoś czyhał na jego życia. A Kallem nie mógł sobie pozwolić, by coś mogło mu przeszkodzić w normalnym życiu. Wolnym życiu.
Zupełnie nieświadomy tego, że właśnie wpadał w pułapkę, która nie była przeznaczona dla niego. W cholerny wilczy dół, wypełniony czymś, czego próbował się wystrzegać. Ale teraz tego nie czuł.
Zamienił się w zwierze.
Pytanie było; czy w ofiarę, czy w łowcę?
Zablokowany

Wróć do „Szepczący Las”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 7 gości