Szepczący Las[Gdzieś niedaleko Danae] Niespodziewane towarzystwo

Utopijna kraina druidów, zwierząt i wszystkich baśniowych istnień. Miejsce przyjazne dla każdego stworzenia. Ogromny las położony w górskiej dolinie, gdzie nic nie jest takie jak się wydaje.
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Nareszcie od czasów, których nie pamiętali już nawet najstarsi mieszkańcy spornego lasu, ów teren zdawał się wracać do normalności. Pozbawiony jątrzącego wpływu wywiadu Demary i znaczenia niedobitków po von Hodorach szybko wracał do dawnego stanu rzeczy, a przede wszystkim zwierzyny ongiś w nim bytującej. Oby tak zostało po wieki całe!

Tymczasem w drodze do krasnoludzkiego zamczyska Es zaczęła wypytywać Medarda o sprawy -wydawać by się mogło należące do oczywistych- wszakże wygląd księcia, w tym sławetne skądinąd kły oraz szpiczaste uszy drapieżnika ewidentnie wskazywały przynależność rasową. Do tego jeszcze dochodził cały szereg cech kulturowo - charakterologicznych, o których przybysz z równoległego świata wiedzieć nie mógł. Książę odpowiedział zatem rozmówczyni, upewniając ją, że nie zmienił zdania odnoście pomocy w dostaniu się do świata, z którego przybyła do Alaranii:
- Naprawdę nie masz za co dziękować. Wracaj ratować swoich ziomków.
- Oczywiście - drwiąc nieco z towarzyszki, zastrzygł uszami i odsłonił wydatne kły, ni to ziewając, ni to wydając z siebie odgłos przypominający skowyt małp z dalekich wysp na jeszcze dalszym Południu.
W takcie swoistych żartów czarnoskrzydłą dopadł kolejny mściciel z niebios. Chędożone białasy nigdy nie dają za wygraną w tym idiotycznym tępieniu Upadłych, nawet za cenę pomyłek - cóż, może ów fundamentalizm spaja to, co zostało z ongiś potężnej rasy?
Po niełatwym boju i równie karkołomnej, aczkolwiek mniej widowiskowej turlaninie w runie leśnym Esmeraldzie udało się odrzucić napastnika i wzbić się wysoko w przestworza. Jednak namolny łowca niepokornych nie odpuszczał, niczym ogar gnał za upatrzona wcześniej zdobyczą. Starli się w powietrzu, Med z uwagą obserwował bój, który należał do jednych z bardziej widowiskowych potyczek, jakie wąpierz widział w swym niekrótkim przecież żywocie.
Esme pokonała anioła, posłużywszy się magią, a następnie zdekapitowała przeciwnika. Tak kończą natręci nie tylko w Alaranii.
- Jestem pod wrażeniem. Tak widowiskowej walki dawno nie widziałem, a wierz mi, zdążyłem ujrzeć wiele. Brawo! - zaraił Medard, gratulując Es zasłużonego zwycięstwa. Oczywiście, w razie niepowodzenia aniołek pewnikiem zginąłby od magii śmierci połączonej z kunsztem władania szablą, ale na szczęście dla skrzydlatego do starcia nie doszło.
- Pewnie to przez te czarne skrzydła. Ci fanatycy myślą, że kiedyś byłaś jedną z nich, ale straciłaś wiarę w ich pana i teraz muszą się ciebie pozbyć. Taki to już lud. - dodał Medard.
Wędrowcy wychodzili już z lasu, w oddali widać było górującą nad horyzontem krasnoludzką warownię, do której ciągnęły zastępy krępych tarczowników i inszego rodzaju wojaków. Brodaty lud ponownie objął zamczysko we władanie.
Krasnoludy wróciły! To będzie ciekawie... - pomyślał wampir.
Słońce chyliło się ku zachodowi, a donośne trąbienie mastodontów co i rusz przerywało zakłóconą li tylko marszem krasnoludów ciszę.
Awatar użytkownika
Niloufar
Kroczący w Snach
Posty: 226
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Wampir (przemieniona z Górskiego
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Niloufar »

Cisza i spokój... Tak Niloufar wyobrażała sobie najbliższy czas. Po ostatnich wydarzeniach miała mało czasu, by wypocząć, a ciągły głód krwi też chwilami ją męczył. Wciąż się uczyła, wciąż poszukiwała miejsca, gdzie bez narażania się na ciekawskie spojrzenia będzie mogła żyć... W końcu, po wielu porażkach, postanowiła wrócić tam, skąd wyruszyła przed laty w swą podróż - do Szepczącego Lasu. Tak, było to miejsce, gdzie najprawdopodobniej spokojnie będzie mogła żyć... I polować, pomyślała bezwiednie. Wciąż nie opanowała tej niepohamowanej żądzy łowów, wciąż jej organizm domagał się świeżej krwi. Ostatnimi czasy dość często zastępowała ludzką krew zwierzęcą, lecz zbyt wiele "przypadkowych zniknięć" zwierząt - nawet tych dzikich i najbardziej niebezpiecznych - powodowało zbędną i niechcianą uwagę okolicznych mieszkańców, a to znowu zmuszało Nilo do nowych poszukiwań.
Ze względów bezpieczeństwa, wampirzyca przemieszczała się jedynie pod osłoną nocy lub w pochmurne dni, przez co podróż trwała nieco dłużej niż to zakładały obliczenia kobiety. Jednak dotarła w końcu na skraj lasu, i z ulgą wzięła głęboki oddech. Nareszcie w domu, pomyślała. Weszła zatem pomiędzy drzewa, zachwycając się naturą. Jako że nadchodził ranek, powoli budziły się do życia ptaki i leśna zwierzyna, a runo pachniało nadzwyczaj intensywnie. Jakkolwiek było to zapierające dech w piersiach, nieumarłą coś zaniepokoiło. Był to zapach zaschniętej krwi wymieszanej z potem. Wzmogło to u niej czujność, gdyż woń ta oznaczała jedno - śmierć. Nilo podążając za tym zapachem, krążyła przez wiele godzin po okolicy, aż w końcu dotarła ponownie na skraj lasu - jednak w innym miejscu, niż do niego weszła. Nie orientowała się już, jaką teraz panuje pora dnia czy nocy, jedynie czuła to, że jest wycieńczona tą gonitwą. Przykucnęła więc w pewnej odległości od pobliskiego traktu, by ewentualni goście nie mogli jej dostrzec. Nilo miała również stamtąd niezbyt dobry widok na okazałą twierdzę znajdującą się nieopodal.
Ilia
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 111
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Zwiadowca , Strażnik , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Ilia »

Gdy tylko druid zniknął jej z oczu, Ilirinleath postanowiła wyruszyć w poszukiwaniu ukrytej fortecy Hodora. Mając w pamięci ostatnie słowa mężczyzny, oraz świadomość hien patrolujących okolicę, elfka zdecydowała się drogę powrotną pokonać w pełnym piegu. Póki była w lesie mogła czuć się w miarę bezpieczna. Wysokie drzewa w każdej chwili mogły stanowić dla niej schronienie, w którym ukryłaby się przed atakiem hien. Ilia nie miałaby problemu by dostać się w korony drzew, w których pozostając niedostępna dla dzikich bestii, sama mogła ostrzeliwać potencjalnych drapieżników. Przez jakiś czas spróbowała nawet takiego manewru chcąc przyczaić się na ewentualny pościg. Okazało się że nikt jej nie śledził, więc z poczuciem zmarnowanego czasu Ilirinleath kontynuowała swoja podróż, cały mając świadomość że wcześniej czy później będzie zmuszona zamienić gęste lasy na otwarte górskie przestrzenie.
Innym problemem elfki był fakt że zupełnie nie miała pojęcia w która stronę powinna iść. Driada ją opuściła, a kłusownik był martwy. Pozostawało odszukać jakiś zbrojny oddział kierujący się w stronę oblężenia i idąc jego tropem, odnaleźć drogę do Medarda. Teoretycznie sprawa była prosta. Sądząc z słów księcia pół świata zmierzało w tą stronę pragnąc wziąć udział w ostatecznym rozprawianiu się z niesfornym hrabią, a drugie tyle podążało Hodorowi na ratunek. Najwyraźniej jednak okoliczne lasy okazały się znacznie większe niż Ilia mogłaby przypuszczać gdyż przez kilka godzin ona sama nie natrafiła na żywą dusze.
A może cała sprawa została dawno już pozamiatana, światło pogaszone, a Hodor i jego poplecznicy dawno wiszą z powrozem na szyi? Chyba nie po to ktoś wznosi tajne warownie w górskich dolinach by w razie oblężenia poddać się po kilku dniach. Po raz pierwszy Ilirinleath chwyciła się na tym że w pewien sposób dopinguje hrabiego. Jego jak najdłuższe trwanie przy swoim żywocie dawało jej szansę na odnalezienie i aresztowanie poszukiwanego przez siebie zbiega.
Po jakimś czasie wysiłki elfki wreszcie przyniosły skutek. Natrafiła na ślady niewielkiej grupy ludzi. Trop którym mogła podążać by dowiedzieć się czegoś o samej twierdzy. Sądząc po drodze którą obierali idący przed nią nieznajomi, Ilirinleath podejrzewała że są to zwolennicy urzędującego władcy. Siedmioro ludzi unikało głównych dróg starając się przedzierać w najbardziej niedostępnych i trudnych do wyśledzenia miejscach. Sama liczba osób również zdawała się Ilii dziwna. Grupa była zbyt liczna by uznać ich za zwiadowców, natomiast zbyt niewielka by stanowić liczący się oddział, mogący wyrządzić przeciwnej stronie jakieś szkody.
Dalsze poszukiwania pozwoliły elfce stwierdzić że ma przed sobą kliku uciekinierów z oblężonych terenów. Ludzie ci bali się Medarda równie mocno co van Hodora. Ustępujący władca stosował taktykę spalonej ziemi nie zamierzając pozostawić niczego agresorom. Poza tym zwykł surowo rozprawiać się z tymi którzy nie wykazywali całkowitego oddania jego sprawie. Ludzie ci byli zastraszeni do tego stopnia ze sama obecność elfki sprawiła ze zaczęli błagać o litość.
- Nie rozumiem - dziwiła się elfka – skoro tak bardzo boicie się Hodora, dlaczego nie chcecie przejść na stronę jego przeciwnika? Ucieczka niczego wam nie rozwiąże.
- Widzieliśmy wioski pani – odpowiedział starszy mężczyzna będący przewodnikiem grupy – Nowy książę karze wszystkich którzy służyli Hodorowi. Nie pyta i nie chce słuchać tłumaczeń ludzi takich jak my. Pali żywcem a następnie nabija na pal.
- Chcesz powiedzieć ze robi to także tym którzy dobrowolnie poddadzą się jego woli? – Nie dowierzała Ilia.
- Jego ludzie są okrutni i bezwzględni. – Padła odpowiedź.
- Czy któryś z was zna drogę do sekretnej warowni Hodora? – Spytała Ilia. Na dźwięk tych słów uciekinierzy skurczyli się z strachu. Mężczyźni z trwogą zaciskali pięści a dwie kobiety przytuliły do siebie swoje dzieci.
- Nie idź tam pani. Wylęgarnia to mroczne miejsce. Siły naszego pana kurczą się z dnia na dzień, co zmusiło go do rzucenia do walki każdego zdolnego trzymać oręż. Tych najbardziej opornych, próbujących się buntować, alchemicy w podziemnych pracowniach zmieniają w berserków, a gdy tajemne wywary całkowicie odbiorą takiemu rozum, władca rzuca do straconej walki.
„Ludzie” z irytacją pomyślała elfka. Czasem nie potrafiła uwierzyć jak nisko są w stanie upaść by osiągnąć swój cel.
- Wskażcie mi chociaż drogę którą powinnam iść. – Powiedziała elfka decydując się zostawić uciekinierów ich własnemu losowi.
- W pobliżu stacjonuje jeden z garnizonów lorda Medarda. Nie da się go przegapić. Jeśli chcesz pani, szukaj tam szczęścia.
Awatar użytkownika
Frigg
Zaklęta Żaba
Posty: 955
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Uzdrowiciel , Rozbójnik
Ranga: administrator.png
Kontakt:

Post autor: Frigg »

Wędrowała już jakiś czas, a z każdym zachodem słońca spieszyła się coraz bardziej. Pod szatą wciąż trzymała dawno otwarty list, w lesie nie działo się najlepiej. Napady, mordy… Wciąż śmierć wokół. Musiała jakoś opanować sytuację i ją załagodzić, ale trudno działać moralnie w takich sprawach. Bardziej jednak niż morale trzymało ją życie natury, czyli zwierząt, roślin… Pokazać siłę, a zarówno być neutralnym? Polityka to trudny chleb do zgryzienia…
W tym całym chaosie musiała pamiętać także o Mirian. Musiała do niej dotrzeć, musiała! Jej prawa ręka jest teraz w niebezpieczeństwie .
Po co wysyłałam ją do tego druida?
W którymś momencie pogubiła drogi. Chciała przejść jak najszybciej a zarazem w miarę okrężną drogą, ale… Nie udało się. Widziała już tlące się ciemne chmury nad głowami odległej, aczkolwiek hałaśliwej, armii krasnoludów.
Westchnęła głęboko. Nie chciała tu docierać…
Przewróciła oczami, pokołysała się niepewnie jakby w niesmaku. W końcu tupnęła nogą na samą siebie. Zarzuciła pewnie włosy, poprawiła to i owo.
W rozległym dumie unoszącego się piachu spod rudych brwi ostro spoglądały złote oczy. Delikatnie uniesione kąciki nadające jej kociego wyrazu i żywo zielona skóra wskazywała na kogoś wyjątkowego. Ubrana w lekką zbroję ze skóry, miała na biodrach armię sztyletów. Wszystko skryte pod cienką, aczkolwiek dwuwarstwową szatą w koloru wybrudzonym ciemnoniebieskim.
Pozostawała w bezpiecznej odległości. Skierowała się ku drzewom, tak by ominąć niechcianą resztę towarzystwa i tak by dotrzeć do znajomego jej arystokraty. Bo kogo innego mogła tu spotkać jak nie Medarda? Las jednak podczas oblężenia nie mógł być bezpieczny. Skradając się na leśnie knieje zrobiła to szybko po czym bezszelestnie przemieszczała się po jego brzegach. Była ostrożna i powolna. Nie tylko dla driady drzewa i krzewy stawały się idealną kryjówką. Przykucnęła wśród gałęzi rozglądając się uważnie. Wiatr między leśnymi koronami był spokojny, delikatny i…taki cichy wśród rozlegających się huków.
Nabrała powietrza. Jej nozdrza z chęcią przyjmowały woń soczewicy czy też wilgoć liści. Gdyby nie zbliżająca się potyczka za jej plecami z pewnością dałaby się ponieść tańcu i wolności. Chciała dotknąć nagimi stopami mchu i trawy, obrócić się na palcach, które ugrzęzłyby w piachu…Wyrwać, podskoczyć i…
Potrząsnęła głową. Poklepała po czole wracając do rzeczywistości. Jest Opiekunką Maie Laintha'e! Teraz należy wejść w rolę, trochę bardziej surową i zagryźć język…
Jak ja nie umiem zagryźć jęzora! – pomyślała rozpaczliwie, ale ta rozpacz na nic się zdawała w tym momencie.
Objęła grubą gałąź, właśnie miała ruszyć dalej gdy wiatr powiedział jej coś jeszcze… „Uważaj”. Wstrzymała się. Niczym zmrożona pozostała w swojej pozycji. Złote oczy oglądały okolicę. Gdyby był to dźwięk, gdyby był to cień ruszyłaby dalej, ale to mówiła jej natura.
Oddech Silje był niemalże bezdźwięczny. Nawet drzewo, do którego się przytula, popadłoby w wątpliwość czy rzeczywiście nabiera powietrza.
Gdzie jesteś… myślała. Gdzie się skrywasz…
Sam wiatr był delikatny i ostrożny. Muskał wszystko po swej drodze, po czym cisnął w nozdrza driady. Wytężyła słuch do maksymalnych możliwości, zamknęła oczy. Słuchała uważnie każdej rośliny, ich mowy, ich oddechów i ich… Wstrzymania. W połączeniu z wiatrem potrafiła zlokalizować kogoś jeszcze. Samotnika.
Samotnika? W lesie? Pod wojną? Czyżby gotowali jakiś zamach? Ale z armią krasnoludów? A może ktoś całkiem przypadkowy? Kto jednak kręci się sam ku nadchodzącej bitwie? Za dużo pytań i za mało odpowiedzi.
Wytężyła wzrok. Nagle zrozumiała, że czarny cień w krzakach to nie gałązki tylko ktoś. Ktoś z elfimi uszami, bowiem dostrzegła ich charakterystyczne zakończenie jednego z nich.
Chwila, chwila! Nie wysyłała nikogo na przeszpiegi! A może… może to mroczny elf? Wysłannik Medarda? Obracała głową, wychylała się nieco bardziej, ale nie mogła dojrzeć twarzy postaci. Musi się dowiedzieć co tu się dzieje.
Niczym jaszczurka przemknęła niezauważalnie między pstrokatymi roślinami. Przemieszczała się znacznie szybciej, ale nadal ostrożnie i cicho. W końcu dotarła do swojego celu.
Łagodnie, aczkolwiek stosunkowo mocno, położyła dłoń na ramieniu kobiety, tak by zwrócić ją ku sobie i w przeciwieństwie do nieznajomej, Silje nie ogarnęła zaskoczenie. Jasna cera, elfie uszy… Zwątpiła jednak spoglądając w oczy nieznajomej. Czerwona mieszanka…
-Co tu się dzieje? –spytała bezpośrednio – Służyć dla Karnstein?
Awatar użytkownika
Esmeralda
Poszukujący Marzeń
Posty: 408
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Wojownik , Włóczęga
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Esmeralda »

- Dziękuję. Miałam w swym długim życiu wiele, ale to naprawdę wiele starć, to nic takiego – uśmiechnęła się, natomiast jej ton głosu brzmiał nad wyraz dumnie.

Gdy Medard mówił, że to przez czarne skrzydła, Es zastanowiła się chwilę. Przypominała sobie swój świat, tam było inaczej. Tam anioły nie zwalczały istot z piekła. No, chyba że te definitywnie przesadzały. W innym wypadku musiała trwać harmonia, nie za dużo zła i nie za mało dobra. Tu wszystko tak bardzo się różniło. Na Ziemi nikt z istot wyższych by nie chciał jej zwalczyć, nawet jak przypałętała się Ira.
Teraz zaś przemieniona zainteresowała się krasnoludami, oczywiście twiedziła, iż to po prostu karły, a nie jakieś dziwne istoty z tego świata.

- To jak to będzie… anioł, elfy, karły, czarodzieje i chyba tylko jedna ludzka kobieta. Cóż za dziwy, mniej tu osób zwyczajnych niż nadzwyczajnych! Każdy jest… tym innym, czyli normalność tu jest niezwykła? – zastanowiła się Esmeralda, razem z Medem zbliżali się do celu, a ona podczas lotu bardzo lubiła rozmyślać.

- Ciekawe czy uda nam się poznać wszystkie tutejsze istoty nadnaturalne oraz zwiedzić wszystkie krainy?- do rozmyślań włączyła się Ira i ku zdziwieniu Es, tym razem nie miała na celu irytować.

Ściemniło się znacznie, ponieważ pora już późna, przypomniała ona kobiecie, iż przez 3 dni zdążyła się zdrzemnąć ledwo kilka godzin. Zmęczenie, głód i senność zaczęły dawać o sobie znak. Esme ziewnęła przeciągle, a następnie zniżyła lot.

- Czy nim zajmiemy się Irą, znajdzie się miejsce, bym mogła odpocząć? – spytała wampirzego księcia.

Jej oczy już wcześniej się co jakiś czas przymykały, jednakże teraz, nim otrzymała odpowiedź, zamknęły się całkiem, straciła panowanie niemal nad sobą i z trudem wylądowała. Nawet czynność o wiele prostsza od latania, czyli stanie na nogach okazała się zbyt trudna i zakończyła upadkiem. Pech chciał, że upadła na ostry dość kamień. Zdarte kolana już zaczynały się goić, a tu kolejne wypadek. Nogi dziewczyny pokryły się strumykami krwi.

- O nie… - stwierdziła Ira, przemienionej chwile zajęłoby skojarzyć fakty przy tym stopniu zmęczenia. Nie miała jednak już sił na strach, co będzie, to będzie, wiedziała, że pewnie i tak przeżyje.
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Spokój, cisza, marazm, tłoczone zakończenie opasłego tomiszcza z okładką upstrzoną roślinnymi esami-floresami. Wszystko ponoć zmierza ku lepszemu, więc i las po etapie wojennej zawieruchy, zamordyzmu Demarczyków i ich plugawych sługusów, a w końcu rozprawienia się z powyższymi na dobre, pewnie, acz nie za bardzo śmiało wkroczył na trakt powszechnej prosperity i poszanowania tego, co można dostać od natury zanim się ją przekaże w ręce następnych pokoleń. Wciąż pozostawało jedno tkwiące gdzieś w przepastnych odmętach umysłu pytanie:
Jak długo jeszcze hodoropodobne męty będą znajdowały wikt i opierunek spasionych misiów, których tytulatura dłuższa jest niż poziom intelektu?
Odpowiedź nie nadchodziła - być może nigdy nie nadejdzie.

- Naprawdę nie masz za co dziękować. Tutejsze anioły po prostu jak mają, żadne siły nie doprowadzą do zmiany ich zachowań. - odparł Medard.

Długa wędrówka zbliżała się do owocnego, miejmy nadzieję, końca. Z demonem czy bez, Esmeralda powróci do swego świata, a Duchy zagospodarują dany im we władanie Las, a już było widać początki tego ostatniego.

Gęste puszcze ustępowały pomału kamiennym murom pamiętającym pewnie czasy pierwszych brodaczy, którzy wyrywali te tereny niegościnnym siłom natury, by później założyć na nich potężną warownię Karak-a-Kazad. Strzegący jej wrót granitowi tarczownicy już nie majaczeli z oddali, lecz ukazywali całą swą postać w pełnej okazałości. Złowrogie spojrzenia zapewne budziły lęk w oczach wrażych armii i choć to tylko posągi, z pewnością dawały nieprzyjacielowi przedsmak tego, co ujrzy, gdy zacznie oblegać stare mury lub wedrze się do miasta siłą czy podstępem. Szczęk żelastwa i syk kowalskich miechów zamieniono na chlupot rozlewanego piwska i siarczyste krasnoludzkie bluzgi. Tak, brodaty lud dysponnuje olbrzymim zasobem wulgarnych określeń, które mogą oznaczać praktycznie każdy stan uczuciowy, nawet podziw, rzucającego nimi pobratymca. Świętowaniu swoistej rekonkwisty nie było końca, krasnoludy nie zauważyły nawet dwójki przybyszów i nietypowego wierzchowca, którzy przemknęli jakby niepostrzeżenie. Czyżby zdołano już pokonać rekord w liczbie kufli piwa, jaką zdoła wypić krasnolud? Wszystko na to wskazywało.
Noc nie była odpowiednia porą dla istot funkcjonujących w promieniach słońca, nic więc dziwnego, iż Esme poczuła wszechogarniającą senność. Książę natychmiast udzielił jej odpowiedzi:
- Oczywiście. - wskazał na okazały gmach, będący niegdyś siedzibą władz okupacyjnych, teraz czekający chyba na nowego właściciela.
- Tu odpoczniemy, nikt nie powinien nam przeszkadzać, chociaż znając życie... - urwał wypowiedź, gdyż wypadek Esme rozerwał tok myślowy na drobniutkie strzępy. Czas na spoczynek, przynajmniej dla niej.
Ilia
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 111
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Zwiadowca , Strażnik , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Ilia »

Pozostawiwszy za sobą grupę uciekinierów, Ilirinleath ruszyła dalej w poszukiwaniu obozu żołnierzy. Cały czas zachowywała czujność nie będąc pewna na przedstawicieli której z stron przyjdzie jej trafić. Z tego co zdołała usłyszeć, Medard i jego zastępy kontrolowali większą część lasu, a szala zwycięstwa zdawała się przechylać na korzyść wampira, jednak partyzanckie oddziały Hodora, nieustannie przemykały przez dzicz starając się zadać oddziałom księcia jak największe straty. Znając ogólny kierunek w którym powinna znajdować się twierdza Hodora, elfka wędrowała tak długo aż ujrzała obozowe ogniska.
Po raz kolejny zbeształa w myślach ludzką głupotę. Kilkunastoosobowa grupa zbrojnych rozsiadła się na leśnej polanie, robiąc wokół siebie tyle hałasu, dymu i ognia iż bez trudu można ich było dostrzec z znacznej odległości, a na dodatek gęste zarośla wokół obozowiska umożliwiały zbliżenie się szpiegowi niemal pod same wojskowe namioty. Ilia zdecydowała się skorzystać z tej szansy i wybadać nastroje panujące wśród żołnierzy. Na szczęście dla niej, bystry wzrok i niezwykle czuły słuch, sprawiały że elfka mogła zachować bezpieczną odległość od żołnierzy nie ryzykując zdemaskowania.
W obozie panował nastrój niezadowolenia, utyskiwania i zarzucania się wzajemnymi oskarżeniami. Jak mało kto, ludzie lubili rozmawiać między sobą o tym co sami mogliby uczynić będącna miejscu swoich dowódców. Uwielbiali krytykować władze i wytykać jej błędy, przy czym ogólną zasadą było narzekanie na czynność wykonywaną obecnie i udowadnianie sobie ze dużo lepszym rozwiązaniem byłoby zaniechanie tychże prac. Początkowo Ilirinleath zdawało się ze ma przed sobą popleczników Hodora, gdyż większość wyzwisk i mało wyszukanych epitetów jakimi posługiwali się zbrojni dotyczyła Medarda i wyznaczonych przez niego wojskowych dowódców. Szybko okazało się jednak że ci ostatni zaliczają się również w poczet zwierzchników oddziału który elfka miała przed sobą, a postawa mężczyzn wynika z niezadowolenia z sposobu prowadzenia całej kampanii. Dokładniej rzecz ujmując wojska Medarda odniosły wreszcie sukces odnajdując ukrytą twierdzę Hodora. Wyczyn ten okazał się w praktyce nie być tak trudnym jak spodziewałby się tego obecny władca. Nie da się trzymać w tajemnicy czegoś o czym wiedzą tysiące, zwłaszcza gdy większość z tych osób zalicza się do rasy ludzkiej. Problem polegał na tym że samo dotarcie do warowni, zamiast rozwiązać, tylko komplikowało sytuację żołnierzy. Dowódcy Karnstein mieli przed sobą kilka możliwości. Natychmiast przypuścić szturm na twierdzę, narażając swoje oddziały na gigantyczne straty bez pewności odniesienia zwycięstwa. Rozpocząć oblężenie na które nie byli przygotowani spodziewając się zawczasu łatwego zwycięstwa, lub siedzieć na tyłkach czekając aż ktoś inny podejmie za nich niezręczną decyzję.
- Zapuściliśmy tu korzenie! Możemy obrzucaćsię wzajemnie kamykami jeszcze przez dwie zimy, a nasze dupska odparzą się od miejscowych głazów. – Narzekał jeden z żołnierzy postulujący za podjęciem walki – Powinniśmy od razu wziąć skurwieli za ryje i wytargać z tych kamiennych murów, a zamiast tego wracamy po wozy z żywnością.
- Gdzie do chuja jest książę? Zaszył się w lasach i buja z zwierzętami zamiast stanąć na czele swojej armii. – Wtórował mu inny. – Przeklęci arystokraci. Ci idioci więcej czasu spędzają na wzajemnych kłótniach niż podejmowaniu decyzji.
Mając już obraz atmosfery panującej w oddziale, Ilirinleath podjęła decyzję odnośnie dalszych działań. Skoro poddani Medarda nie pałali do niego wielkim zamiłowaniem, ona sama nie mogła ot tak skorzystać z jego pieczęci w celu zapewnienia sobie ich posłuszeństwa. Musiała posłużyć się dowódcą żołnierzy i nakłonić go do współpracy. Wiele wskazywało że człowiek ów nie był specjalnie rozgarnięty skoro jawnie pozwalał na oznaki buntu wśród własnych podkomendnych.
Elfka wstała i pewnym krokiem ruszyła w stronę namiotu dowódcy.
Awatar użytkownika
Pani Losu
Splatający Przeznaczenie
Posty: 637
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Pani Losu »

Gdy Esmeralda leżała nieprzytomna między drzewami chował się pewien mężczyzna. Miał wóz i konia. Możliwe że się gdzieś tu zagubił. Widząc parę czarnych skrzydeł pomyślał że to na pewno upadły anioł. Wziął więc nóż. Ostrożnie i po cichu zbliżył się do przemienionej. W tym momencie ujrzał wampira. Serce zabiło mu mocniej. Ukrył się w krzakach. Poczekał aż nieumarły odwróci wzrok. Gdy tylko to zrobił podbiegł do czarnowłosej. Dopiero teraz zorientował się że to kobieta. Miał mało czasu na zastanowienie dlatego wziął ją na ręce i zaniósł do swego wozu. Upewnił się że jest nieprzytomna i jak najszybciej pogonił konia by opuścić to miejsce. Wyjechał z lasu i spostrzegł jak jego aniołek ucieka.
- EJ CZEKAJ! - zatrzymał się.
Jednakże Esmeralda odleciała jak najdalej przed siebie, na tyle szybko ile starczało jej sił. Nie miała zamiaru by ktoś ją usiłował porwać jak teraz. Musiała znaleźć jakieś spokojne miejsce. Zniechęcony mężczyzna ruszył w swoją stronę.
- A mogłem ją związać... - pomyślał.

Ciąg dalszy - Esmeralda
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Stada kruków zlatywały się, by ucztować na trupach poległych podczas wielu bitew i oblężenia. W całym lesie dało się słyszeć ich donośne krakanie, a stronnicy strąconego z piedestału rodu von Hodor narzekali na idące niechybnie czasy, jakby zamordyzmu i kłusownictwa było im jeszcze mało.
Zmrok zapadał na spornymi ziemiami, z których lwia część wydawała się odzyskiwać utracony wieki temu spokój i lelki kozodoje zaczynały wyfruwać z dziennych ukryć, by móc beztrosko polować na ćmy. Krzyki, wedle co poniektórych mające zwiastować śmierć, uszom nowych panów zdawały się być nawet całkiem miłe, przynajmniej nikt z sił Karnsteinu z tego powodu zmysłów nie postradał.
Wrzaski wąsatych ptaków zbudziły leniwca wielkości przeciętnego słonia, który niemrawo przechylił łeb w stronę, z której dobiegały. Nie zrobiło to większego wrażenia na tym ogromnym szczerbaku, ponieważ po sprawdzeniu hałasów od razu niemal wrócił do snu. Chmary nietoperzy zakryły nieboskłon tak dokładnie, że nie prześliznęła się nawet drobinka z tego, co szczodre słońce pozwoliło uszczknąć księżycowi. Łysy władca nocy dzisiaj był chyba nie w humorze, więc zamiast prowadzić zbłąkanych wędrowców do celu, pokazał im tylko rzyć.
Tymczasem Medard, straciwszy z oczu Esme -zapewne padła gdzieś po drodze- , przywołał do siebie wierzchowca i udał się w miejsce, z którego się oddalił, dokonując tu i ówdzie niespodziewanej wizytacji posterunków swych wojsk. Bystry wzrok wąpierza dostrzegł sporą grupę leśnych driad, przedzierającą się w tym samym kierunku. Postanowił więc przyjrzeć się tym niespodziewanym ruchom nieco bliżej i ciut dokładniej.
Ilia
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 111
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Zwiadowca , Strażnik , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Ilia »

Ilia przeklinała swoja naiwność. Z obserwacji poczynionych na podstawie tego jak zorganizowany był obóz i jakie panowały w nim nastroje wśród żołnierzy, elfka oceniła dowódcę napotkanego przez siebie oddziału, jako człowieka o niewielkich zdolnościach przywódczych, bez charyzmy i autorytetu wśród poddanych, a nadto jako osobę którą jej łatwo będzie zmanipulować i przekonać do własnych celów.
Myliła się niemal w każdym względzie. Przede wszystkim nie miała do czynienia z istota ludzką a przedstawicielem rasy wampirów. Najwyraźniej Medard obsadzał kluczowe stanowiska w armii tylko zaufanymi sobie osobnikami lub własną rodziną. Elfka została pojmana ledwo tylko postawiła stopę w namiocie dowódcy. Szybko przekonała się iż pozorny chaos panujący na zewnątrz to tylko przykrywka mająca na celu zmylenie postronnych obserwatorów. Od wewnątrz wszystko wyglądało na doskonale zorganizowane i planowane co do ostatniego szczegółu. Jednak najbardziej szokującym dla strażniczki faktem było to iż dowodzący zbrojnymi wampir wcale nie przejawiał sympatii do swojego księcia.
Ilia od razu przekazała żołnierzowi pieczęć otrzymaną od Medarda mając nadzieję iż symbol ten zagwarantuje jej pomoc i przychylność osobników wśród których się znalazła. Mężczyzna długo przyglądał się przedmiotowi obracając go w swoich chudych dłoniach, a jego zaciśnięte w wąską linie wargi wcale nie świadczyły o entuzjazmie związanym z otrzymanymi wieściami.
- Powiedz mi elfico, dlaczegoż to mój krewniak miałby domagać się naszego powrotu na pole bitwy? Przewaga liczebna wojsk Karnstein nad tym nędznikiem Hodorem jest pięciokrotna. Medard dysponuje kilkoma tysiącami zbrojnych ale ty twierdzisz iż nie może rozpocząć szturmu bez trzydziestu moich wojaków? – Spytał chłodno wampir. Ilia czuła jak rośnie w niej irytacja. Dowódca zwracał się do niej w sposób obraźliwy i nie ukrywający pogardy. Kazano jej stać podczas gdy jej rozmówca siedział w wygodnym fotelu, a stojący obok niej adiutant kapitana uderzył ją w twarz za każdym razem gdy tylko elfka odezwała się wbrew oczekiwaniom wampira.
- Nie wiem. Medard nie dzieli się ze mną swoimi sekretami. Najlepiej jeśli sam go o to zapytasz. – Odparła Ilia zarabiając tym samym kolejny cios w skroń.
Ilirinleath obwiniała się o niezwykłą głupotę. Powinna przewidzieć iż Dwór Medarda nie składa się tylko i wyłącznie z jego zwolenników ale także z niegodziwców czekających na potknięcie władcy i pragnących skrycie zająć jego miejsce. Łatwowiernie liczyła że każdy żołnierz Karnstein udzieli jej pomocy, a glejt otrzymany od księcia otworzy jej wszystkie drzwi. Ttymczasem przez swoją naiwność wpakowała się w sporą opresję.
- Medard jest słaby. - Rozpoczął swój monolog wampir - A z wiekiem jego słabość widoczna jest coraz bardziej. Słaby, ugodowy i litościwy. Przejmuje się nędznym żywotem ludzi tak jakby ich los miał cokolwiek znaczyć. Nie potrafi poświecić tych kilku setek w imię wyższej sprawy. A co gorsze przez układanie się z takimi jak wy manifestuje swoją słabość w całym świecie. Silne państwo nie potrzebuje sojuszników, nie musi o nich zabiegać, a tym bardziej nie skomli o pomoc. Tymczasem nasz książę robi to wszystko. Wydaje mu się iż posiada władzę absolutną, jednak są grupy które nieustannie go oceniają i których zadaniem jest powstrzymanie jego szaleństwa.
Tym razem Ilia uznała za stosowne pominąć owe wieści milczeniem. Uczyniła tak, nie tylko z względu z obawy przed gniewam wampira, ale przede wszystkim liczyła na to iż jej rozmówca zdradzi coś więcej.
- Oczywiście jest też honorowy i ma poparcie społeczeństwa. Jeśli deklaruje sie zapewnić komuś bezpieczeństwo, na przykład poprzez ckliwe symbole, to wyda z siebie ostatnie tchnienie chcąc dotrzymać słowa. I tylko dlatego wciąż pozostajesz przy życiu. Zamierzam wysłać Medardowi to gówno - dowódca rzucił na ziemię glejt jaki Ilia otrzymała od księcia - z dodatkiem twoich włosów i informacją że właśnie ścigam niedobitków z bandy Hodora którzy uprowadzili cennego zakładnika. Liczę na to iż nasz uwielbiany przez wszystkich władca ruszy ci na pomoc. Być może Medard osiągnął tu wielkie zwycięstwo, okrył się chwałą i zdobył sobie na trwałe miejsce w historii, jednak wcale nie powiedziane jest iż musi z tej wyprawy powrócić żywym.
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Wojna zakończona! Co prawda tu i ówdzie niedobitki, które nie zamierzały się poddać, próbowały działań na pograniczu wojny podjazdowej i pospolitego harcownictwa, ale ich marne wysiłki na niewiele się zdały. To samo można powiedzieć o pozostałych jakimś cudem jeszcze oddziałach złożonych z kłusowników wspieranych przez wieśniaków zamieszkujących leśne osady. Obaj przeciwnicy prezentowali znikomą siłę bojową, ba, straż składająca się z kilkunastu uzbrojonych chłopów z łatwością poradziłaby sobie z zagrożeniem tej rangi - zwyczajny bandytyzm, jakiego w lasach niemało, ot co.
Z harcownictwem i rabusiami będą musieli walczyć nowi zarządcy tych ziem, Medard natomiast zajęty był dużo poważniejszymi sprawami niż grupka zdziczałego chłopstwa pod dowództwem szlachcica - hołodupca plądrująca osady pasterzy i bartników gdzieś w głębi lasu - od tego jest straż!
Książę osobiście wymierzał stosowne kary przydybanym na gorącym uczynku dezerterom, szpiclom Hodora czy zwyczajnym leniom oddającym się upojeniu alkoholowemu podczas warty. Wojsko ma być wojskiem, a nie burdelem ogarniętym pożarem! Widać myszy zaczęły sobie pozwalać, gdy kot patrzy na wszystko przez palce. Karnstein wywiadem stoi- wiadomo więc nie od dzisiaj, iż w każdym oddziale pracuje szpieg w ukryciu. Tacy delikwenci co i rusz dostarczali księciu interesujących informacji na temat możliwych tarć czy ruchów mogących przerodzić się w coś więcej niż czcze biadolenie żołdactwa przy ognisku tudzież karczemne rozmowy przeklętego szlachciurstwa, które chciałoby wracać do domu na żniwa. Hubert van Trompon, kwarteron unieszkodliwiony dawno temu w swym dworze przez tajemniczą postać majaczył zza grobu niczym upiór! Jeden z jego synów dzięki jakimś fortelom lub przekupstwu pozostał w armii i jak gdyby nigdy nic dowodzi trzydziestką piechurów i śmie sabotować rozkazy ze stolicy. Jego buntowniczy oddział stacjonował gdzieś nieopodal i widać także Vaerren zamierza przydybać zdrajcę na gorącym uczynku.
- Trup ojczulka jeszcze nie zdążył całkiem ostygnąć, a synalek ponawia rozpoczęte przezeń spiski. Będzie wisiał! - pomyślał Medard i zabrał się za wykonywanie misternego planu.
Będąc w jednym z większych posterunków w okolicy zebrał oddanych żołnierzy i ruszyli pojmać zdrajcę żywcem, a jeśli to się nie powiedzie - zabić drania na miejscu i tym samym rozwiązać problem.
Oddział driad napotkany po drodze okazał się być siłami specjalnymi Vaerren, tego samego, którego główna armia narobiła wiele hałasu przemierzając przez lasy i klnąc na czym świat stoi. Vaerreńczycy także mieli dość knowań rodu van Tromponów, gdyż ci częstokroć napadali na karawany kupieckie ciągnące do miasta z odległych krain, postanowili więc z tym niecnym procederem rozprawić się raz na zawsze. Połączone siły otoczyły obóz tromponistów, który nie wyróżniał się niczym szczególnym - ot, zwijający się niewielki składzik wojskowy, gdyby nie pewien fakt. Pośród chaotycznie biegającego, nierzadko pijanego żołdactwa nie było widać ani dowódcy, ani jego adiutanta, ani straży przybocznej stworzonej na elficki wzór. Gdyby pojmali wroga, nie trzeba by było tyle szych w jednym miejscu, starczyłby jeden - góra dwóch żołnierzy. Tajniak w przebraniu kwatermistrza siedział sobie nieopodal kotła, w którym chlupotały resztki grochówki, więc to nie on był powodem tej dziwnej narady. Nad namiotem, w którym rezydowali spiskowcy, kruki zataczały koła. Znak, że wtajemniczeni siedzą w środku. A jeniec - cóż, nie każdego da się uratować, a potomni zapamiętają go jako męczennika - patriotę, który oddał swój żywot za kraj.
Akcja rozpoczęta. Rozweselone żołdactwo nawet nie zdążyło chwycić za broń, o ile miało ją na podorędziu. Strzały były o wiele szybsze. Nikt nie miał prawa ujść z życiem. Z namiotu zaś dochodziły odgłosy tortur i przechwałek Trompona - typowe dla tej rodziny.
Słaby. Słaby, ugodowy i litościwy. Przejmuje się nędznym żywotem ludzi...
- Tego już za wiele! Dzisiaj zginie nie tylko ten chwalipięta Vitt, ale wszyscy, którzy go popierają i to nie tylko tu, ale w całym księstwie! Słać wici! Trzeba wytłuc te karaluchy nim rozplenią się jeszcze bardziej! - grzmiał książę, nie podnosząc za bardzo głosu, by nie zdradzić zmian w obozie.
Tymczasem do namiotu dowódcy wdarła się dwudziestka żołnierzy. Świst strzał raz po raz wyrzucanych z łuków mógł dawać się we znaki nie tylko wrażliwym uszom, a wprawne miecze skrytobójców z łatwością przerzynały gardła buntowników. Trompon i jego adiutant nie mieli większych szans ani na ucieczkę, ani tym bardziej negocjowanie swych i tak już nadwątlonych pozycji. Musieli się poddać lub zginąć.
Tymczasem całe księstwo spływało krwią tych, którzy odważyli się spiskować przeciw władzy księcia i panującej dynastii, a więzienia i lochy w większych ośrodkach miejskich wzbogaciły się o znaczące persony, których los wisiał na włosku... Nie ma litości dla skurwysynów!
Ostatnio edytowane przez Medard 8 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Ilia
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 111
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Zwiadowca , Strażnik , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Ilia »

Sytuacja Ilirinleath nie wyglądała dobrze. Elfka szybko zdało sobie sprawę że buntownicy którzy chcieli wykorzystać ją jako ewentualną przynęta na Medarda, wcale nie potrzebują jej żywej . Co więcej taki jeniec przysparzałby im więcej kłopotów niż korzyści. Z obawą wyczekiwała wyroku w swojej sprawie. Przez kilka następnych minut dowódca wraz z swoim adiutantem omawiali plan wciągnięcia księcia w zasadzkę, upozorowania działań popleczników Hodora i zamordowania obecnego władcy. Dyskutowali otwarcie, zupełnie nie przejmując się tym iż strażniczka słyszy każde słowo, co tym bardziej rozwiewało nikłe nadzieje Ilii.
- Co z nią zrobimy? – Spytał wreszcie adiutant wskazując na elfkę – Może oddany ją naszym ludziom? Chłopaki spragnieni są łupów, a tymczasem obecna wyprawa przynosi im tylko straty. Warto zadbać o podniesienie morale. – Z śmiechem skwitował swój pomysł oprawca Ilirinleath.
- Nazbyt niebezpieczne. – Młody wampir siedzący do tej pory w cieniu po raz pierwszy wtrącił się do rozmowy. – Ludzie mają zbyt długie języki. Nawet jeśli nasz plan się powiedzie, ewentualna informacje o tym że elfica była w naszych rękach przysporzy nam tylko kłopotów. A co gorsza ktoś może powiązać nas z całą sprawą. Pozwól mi kapitanie pozbyć się jej ciała po cichu. Niedaleko jest urwisko, idealnie nadające się do ukrycia zwłok.
- Zgoda. – Odparł dowódca. – Jednak Medard przed śmiercią musi się dowiedzieć że cierpiała.
Młody wampir pociągnął elfkę prowadząc ją w stronę wyjścia z namiotu. Początkowo Ilia podążała za nim posłusznie, jednak gdy tylko upewniła się iż są poza zasięgiem wzroku żołnierzy z obozu, zaczęła walczyć o swoje życie. Wyrywała się, szarpała, gryzła i wierzgała nogami usiłując kopnąć swojego przeciwnika.
- Przestań! – Syknął mężczyzna. – Usiłuję ci pomóc.
- Ciężko mi w to uwierzyć skoro nadal pozostaję związana. – Ironicznie stwierdziła elfka.
- Pomogę ci jeśli w zamian ty również spełnisz moją prośbę. – Wyjaśnił wampir.
- Czego chcesz?
- Tego samego czego oczekiwał po tobie Medard. – Padła odpowiedź. Ilirinleath nie miała pojęcia o co chodzi, a jej podniesione brwi i zdziwienie malujące się na twarzy, uświadomiły wampirowi konieczność wyjaśnienia sytuacji.
- Nie powiedział ci? – Zaśmiał się głośno. – To typowe dla niego. Zyskać zaufanie i owinąć sobie cel wokół palca, a dopiero potem zaatakować wprost. Ja niestety nie mam tyle czasu więc przejdę od razu do sedna. Chodzi o elficką krew. Taki pokarm potrafi dać wampirowi niezwykłą moc. Zwłaszcza jeśli jest to krew szlachetnie urodzonego elfa…
- Ale ja wcale nie jestem… - Usiłowała protestować Ilia.
- Możesz się wypierać, ale pamiętaj iż wyczuwanie zapachu krwi to dla nas codzienność. Jak już wspomniałem krew elfa jest dla nas bezcenna, jednak takie poświęcenie ma sens tylko wtedy gdy jest ona ofiarowana z nieprzymuszonej woli. Strach, złość, opór i wszystkie negatywne uczucia, burzą nie tylko smak ale i magiczne właściwości przyjętego posiłku. Dlatego też jeśli dobrowolnie pozwolisz mi skosztować swojej krw,i ja zapewniam że puszczę cię wolno i pozwolę żyć.
- I tego właśnie oczekuje ode mnie Madard? – Niedowierzała elfka. „A to obrzydliwa, dwulicowa świnia” zdążyła pomyśleć o księciu Karnstein. Rzecz jasna nie było mowy by zgodziła się ani dla Medarda, ani dla osobnika którego miła przed sobą. Tego ostatniego musiała jednak zwodzić chcąc znaleźć dla siebie szansę na ocalenie.
- Zapewniam.
- W taki razie chyba nic z tego nie będzie. Jestem śmiertelnie przerażona tym co dziś zaszło a mówiłeś że to …
- Mogę poczekać. Dam ci tyle czasu ile potrzebujesz byś się uspokoiła. – Zapewnił wampir.
– Ale… ale rozetniesz mi więzy?
- Jeśli tylko złożysz stosowną obietnicę. Ludzie to zakłamani zdrajcy jednak słowu elfa gotów jestem zawierzyć.
- Obiecuję. Zrobimy jak zechcesz. – Powiedziała Ilirinleath, a wampir uśmiechnął się z zadowoleniem. Strażniczka odetchnęła z ulgą. Jej rozmówca jednak nie znał elfów tak dobrze jak mu się zdawało. Oczywiście że przysięga dla elfów była czymś świętym ale nie składało się takich deklaracji w sposób jaki zrobiła to Ilia przed chwilą.
Wampir sięgnął po nóż z zamiarem rozcięcia Ilii więzów, nim jednak zdążył cokolwiek uczynić z obozu doszły ich okrzyki walki, przerażenia i śmierci.
- Przeklęte ścierwa Hodora. Nakryli nas. Musimy uciekać. – Zauważył żołnierz, dokładnie w tej samej chwili w której jedna z gałęzi najbliższego drzewa przebiła mu serce. Na twarzy Ilii zagościł przebiegły uśmiech. Tak kończy się niedocenianie rasy elfów. Podziękowała roślinie za okazaną pomoc. Postanowiła że nie będzie wracać w pobliże księcia lecz wyruszy własną drogą.
Serana
Błądzący na granicy światów
Posty: 14
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Serana »

Alarania to naprawdę fascynująca kraina, szybkość z jaką można tu zgromadzić nieumarłą armię jest naprawdę porażająca. Tyle terenów bez czyjejś władzy i struktury miast-państw... przecież to aż się prosi o inwazję. Nim powstaną, albo też zacisną się jeszcze bardziej, sojusze to może być już za późno. Przecież gdyby jej "pobratymcy" tu przypłynęli, to byłby istny pogrom. Dobrze więc, że nie mieli żadnego zainteresowania tą krainą, a biorąc pod uwagę niedawną utratę kadrową na najwyższym szczeblu, mogli dostać na wojnach mocno po dupie. Bez ich "boskiego" dowódcy mają przejebane, paraliż ośrodka decyzyjnego i walki o tę pozycję zrobi swoje. Ach ten słodki chaos, który ma już za sobą...
Jak przystało na wampirzycę z jakiegoś jako takiego domu, w końcu jest świadoma tego, że ma dość dobrą krew, bo nie spala się na słońcu od tak do kupki popiołu, zadbała o względnie reprezentacyjną i cholernie skuteczną eskortę. Sześciu jeźdźców wyposażonych nie gorzej niż ona sama, oddział terroru dla tych którzy nie będą tolerować ich obecności. Blisko dwumetrowi wojownicy w ciemnych zbrojach o złowrogiej charakterystyce, pamiątki po ich poprzednich użytkownikach. Wyposażeni w półtoraki i tarcze, oczywiście na trupich wierzchowcach pokrytych żelaznym pancerzem. Taki rumak nie zmęczy się ze względu na obciążenie, a rozpędzony staranuje jeszcze bardziej dotkliwie. Kilka dni zajęło Seranie powołanie ich do nieżycia, bo jegomoście są dość... skomplikowani i męczący dla niezbyt doświadczonej wampirzycy. Nie zmienia to faktu, że są bardzo skuteczni i trudni w odpędzeniu, dla zwykłego woja niemożliwi do pokonania.
Ona sama oczywiście jechała na czele tej niewielkiej kolumny, nie do końca świadoma wydarzeń rozgrywających się w okolicy. Gromienie jakiegoś Hodora i innego pospólstwa przez Księstwo Karnstein... no niech będzie, niewiele jej to mówiło. Jakakolwiek inna nazwa i brzmi tak samo neutralnie. Kto jest z kim, za kim i przeciwko komu, nie jej interes. Bardziej interesowała ją osoba Zitterda Arachana, jakiś lepszy zbrojny buntowników. Ponoć wiedział coś o pochodzeniu flagi, którą miała ze sobą, zwiniętą w jukach. Wtrąciła swój nos tam gdzie akurat potrzeba i parę informacji zyskała, przydatnych w jej poszukiwaniach "domu i rodziny."

Nie omieszkała przesłuchać jedną z zagubionych owieczek, która panicznie uciekała przed książęcymi wilkami. Przygwoździła go do drzewa i grzecznie spytała o szukaną osobę...
- Żywy czy martwy, to nie ma znaczenia, będzie gadał tak czy inaczej - mruknęła na zakończenie (nie)miłej pogawędki i ruszyła dalej. A co z nim? Niech ucieka, to nie jej konflikt. Cel miała prosty, jeden z "posterunków", który buntowników, który mógł już nie istnieć, ale ciała od tak nie znikają.
To czy zbrojny oddział pod z Seraną na czele napatoczy się na siły Karnsteinu zależało od nich samych, bo nie mogła znać szybkości czyszczenia tego obszaru z elementów niepożądanych. Raczej nie zanosiło się na ciepłe powitanie, w końcu siedmiu jeźdźców rodem z horrorów nie wróżyło nic dobrego, nawet dla wyspecjalizowanego wojska. Nikt nie mógł być pewny, kogo popierali, bo brakowało tu jakichkolwiek oznaczeń związanych z przynależnością do którejkolwiek strony konfliktu. Oddział BARDZO specjalny jest w drodze...
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Elfowie od wieków bytujący pośród wiekowych drzew w prastarych puszczach, do których nie dobrał się jeszcze żaden topór krasnoludzki ni piły śmiertelników, jak świat światem cenią sobie spokój panujący ponoć w leśnych ostępach. Mawiają nawet: "imperia padają, lasy trwają" tudzież "natura ciągnie elfa do lasu". Niestety nie w każdym zagajniku, borze czy kniei panuje hołubiony tak przez długouchów błogostan. O ile znaczna część Szepczącego Lasu jak ulał pasuje do opiewanego w elfich pieśniach ideału, to tereny przynależne Mai Laintha'e i okoliczne ziemie wyglądają przy tym jak zubożały, bardzo daleki krewny. Można by rzec, iże panuje tam -wymuszony wiekami cudacznego status quo- względny spokój. Bardzo względny.
Nic więc dziwnego, że na tak niestabilne tereny ściągają rozmaitej maści łotrzyki, zbiegowie chcący zniknąć sprzed nosa wymiaru sprawiedliwości, uciekający przed gniewem pana chłopi, agenci wywiadów (gdzie nie ma szpiegów?) czy zwyczajne tatałajstwo, które nigdzie indziej albo nie mogłoby żyć, albo nie miało wystarczających środków na utrzymanie tego, co przez długie lata z uporem maniaka ciułali tylko po to, by prędzej czy później przeszło w ręce kogoś wyżej postawionego.
Las stał się więc polem walk nie tylko pomiędzy Księstwem a niedobitkami sił demarskich, które nie zdążyły zawczasu opuścić utraconych przez buńczucznego wasala ziem czy też sił porządkowych z kłusownictwem lub pospolitym bandytyzmem. Z braku wilka, pomniejsze pieski, trzymane przezeń za pysk przez długie wieki, skoczyły sobie do gardeł, gdy pana zabrakło. Tam, gdzie nie sięgała jeszcze władza Mai Laintha'e, panował swojski rozgardiasz, podobny do stanu panującego w ogarniętym pożarem burdelu.
Jednak ów chaotyczny stan nie miał prawa trwać wiecznie, choćby z uwagi na szybkie przejmowanie pozostałych jeszcze ognisk oporu buntowników przez sunące jak burza siły Karnsteinu.
Gdzieś w lesie, w jednym z takich dogorywających obozów chował się jak szczur pierwszy zbrojmistrz rodu von Hodor, niejaki Zitterd Arachan. Dziwne, że krasnolud wspierał skurwysynów, którzy tak bezpardonowo potraktowali jego współplemieńców mieszkających od millenniów na zarządzanych przezeń ziemiach.
Wdać, że niesława tego miejsca dotarła dalej, niż można by było tego oczekiwać. Oto siły zwiadowcze zauważyły dziwnych jeźdźców, niepodobnych do formacji spotykanych w Środkowej Alaranii. Może jakiś szlachcic dysponował takimi przybocznymi, ale i w to można powątpiewać. Ktoś by o nich wiedział. Medard nakazał uważniej przyjrzeć się gościom i czujnie śledzić każdy ich ruch. Kruki krążyły nad eskortą, bacznie obserwując okolicę...
Serana
Błądzący na granicy światów
Posty: 14
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Serana »

Obozowi bywalcy mięli to nieszczęście nie wyniesienia się z tego jakże niesprzyjającego dla nich miejsca przed przybyciem wojsk im niesprzyjających. Może i przed Karnsteinem chociaż garstka zdołałaby czmychnąć, ale od drugiej strony pierwsi dopadli ich mroczni jeźdźcy z Seraną na czele. Pod względem liczb nie imponowali, ale tylko ci z bardziej wyczulonym zmysłem magicznym mogli potwierdzić większą jakość. Potężne zbroje i postura, zwłaszcza gdy zeskoczyli z wierzchowców. Barczyste monstra i jedno drobniejsze, idące na szpicy. Oczywiście nie każdy człowiek mógł to wiedzieć i w przypływie impulsu, część z nich rzuciła się na napastników. Dwunastu chłopa zostało wyrżniętych w trymiga, a te ziemie spłynęły krwią i wnętrznościami niegodziwców. Nieumarli nie dbali o żadną finezję, po prostu zarżnęli agresorów niczym prosiaki i tyle. Nie ma się nad czym rozwodzić ani płakać, to tylko mięso, niewarte uwagi.
- Który z was to Zitterd Arachan? - spytała, wodząc wzrokiem po pozostałościach, czyli dziesięciu ludzi i krasnoludowi. Strzelała, że to pewnie kurdupel, ale tylko dlatego, że wyróżniał się z tłumu i to bardzo. Nic rasistowskiego, ot charakterystyczny wygląd i wielgachna broda, jak na górniczych piwoszy przystało. Niestety ale odpowiedzi nikt jej nie udzielił, nawet pod dłuższej chwili przeraźliwego milczenia. - Nie spytam ponownie - powiedziała, po czym wysunięty najbardziej na lewo osobnik zaczął się dusić. Bardzo lubiła tę sztuczkę z uciskiem czyjegoś gardła na odległość, może i oklepane ale sprawiające radość. Żadnej litości, nie miała zamiaru odpuścić. Tylko co jeśli to jego szukała? Ano zawsze mogła przepytać zwłoki, w końcu jest jako taką nekromantką, a trup nie kłamie. Równie dobrze mogła czytać ich myśli albo dobrać się do dalszych wspomnień, tylko wtedy nie ma zabawy...
- Nikt? W takim razie będę to kontynuowała, aż któryś raczy przemówić... - i teraz padł ten po prawej, tyle wystarczyło. Krasnolud wystąpił przed szereg i wyglądał dziwnie blado...
- Wystarczy, to ja... czym mogę służyć? - spytał, podchodząc bliżej trupiej ekipy, ze spuszczoną głową i dobrze widocznymi rękoma, by przypadkiem nikt nie skrócił go o głowę z powodu podejrzeń.

Jeden z podwładnych Serany podał jej chorągiew, poszarpane na krawędziach i nieco zabrudzone krwią płótno, którą ta zaprezentowała krasnoludowi.
- Gdzie znajdę właścicieli? Lokacja zamku, dworu, obojętnie czego należącego do nich. - Bardzo miła prośba z jej strony.
Brodacz zamyślił się chwilę, bo od tego zależało jego życie, podwładnych również.
- Wiem tylko tyle, że to miało coś wspólnego z Maurią i ich wyprawą wojenną gdzieś na południe, dość sporo sił zaangażowano... ale oficjalnie nic nie wiadomo przeciwko jakiemu państwu - wydusił w końcu z siebie, omal nie dostając zadyszki. - Później ścigano prawdopodobnie niedobitków, właśnie z tym sztandarem... Może któryż z możnych wiedziałby więcej... - Jednocześnie jego przemowa była kontrolowana, o czym raczej nie wiedział. Wampirzyca wolała mieć pewność, że nie łże jak pies, dlatego siedziała w jego strachliwej główce.

Po chwili gwardia Serany dobyła swoich mieczy, ustawiając się obok swojej Pani. Miało to związek z pewnymi wydarzeniami...
- Chciałabym powiedzieć, że możecie zejść mi z oczu, ale grupki żołdaków za wami mogą mieć inne zdanie w tym temacie. - Sunące jak burza oddziały Karnsteinu, jak zareagują na buntowników to wiadome, ale na mroczne widma? Kamuflaż to jedno, ale aury to inna bajka, a te mało kto potrafił ukryć.
Jeśli chcą walki to ją dostaną... jeśli.
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

To było do przewidzenia. Chędożony krasnolud wreszcie wychynął ze swego barłogu i -chcąc nie chcąc- został przydybany przez dziwaczny zwiad (o ile ta niestandardowa formacja w ogóle była zwiadem, a tego już kruki nie mogły stwierdzić ze stuprocentową pewnością). Kruki wyczuły jedno - ciężkozbrojni należeli do jednostek, z których żywot dawno uleciał na skutek takich tudzież innych zbiegów okoliczności i trzymali się przysłowiowej kupy tylko dlatego, że ktoś ich tak sumiennie poskładał, a włożył w tę czynność niemało zachodu.
Siły ludzkich najemników, które ostały się jeszcze przy buntownikach nie były zbyt rozmowne i nawet duszenie na odległość, choć efektowne, wielkich informacji nie przyniosło przybyszom, a i wpływ psychologiczny tegoż można by uznać za znikomy. Tłuk pozostanie tłukiem, a na takich broń psychologiczna nie działa. Co innego brodaty amator korzennych piwsk - ów niemal od razu się rozckliwił i nabrał dziwnej werwy do odpowiadania na pytania dotyczące proporca, a raczej jego resztek. Skąd oni wytrzasnęli ten proporzec?! Flaga wyglądała, jakby ją ktoś wsadził likaonowi do gardła, a następnie wyciągnął przez rzyć.
Tymczasem żołdactwo najemne znajdujące się po drugiej stronie obozu buntowników musiało radzić sobie samo. Siły Księstwa dowodzone przez Medarda osobiście z wielkim hukiem wdarły się do bastionu wywrotowców i wyłapywały co więcej znaczących rokoszan, łamiąc przy okazji wszelkie próby oporu. Znaleziono za to parę prawilnych artefaktów z czasów wojen z Maurią, kilka ichnich buńczuków nadgryzionych zębem czasu oraz cztery tajemnicze zwoje, które od razu przekazano władcy. Książę wertował znaleziska z uwagą, jedno po drugim.
- Ildehar dobiera sobie ciekawych sługusów - co jeden, to większy idiota. Zniszczymy wszystkich po kolei. - rzucił, cedząc między zębami. Widać do Demarczyków mógł dotrzeć tylko kij i wszystko wskazywało, że prędzej czy później ów kij spadnie na nich niczym grom z jasnego nieba, a oni nawet nie będą w stanie określić, co takiego rąbnęło ich po łbach.
Plemię nomadów łase na wojenne łupy to przypadek, zawiadujący nim nieposłuszny wasal - ewidentny zbieg okoliczności i braki w dziedzinie zarządzania u suwerena. Dwóch takich wasali znaczy, iż mamy do czynienia albo z ciągnącym ku wojnom zbójem, albo z tępym wieśniakiem, który nie powinien nigdy zasiadać na jakimkolwiek tronie. Mięsny Jeż, despota dręczący niewielkie państewko niedaleko ziem von Hodorów był jednym z sygnatariuszy owych zwojów, obok plenipotenta rodu von Hodor, chana nieistniejącej już grupy centaurów i i Luca de Merde, szefa wywiadu Demary. Wszystko wydawało się dość dziwne.
Zablokowany

Wróć do „Szepczący Las”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 5 gości