Szepczący LasZacznijmy wszystko od nowa...

Utopijna kraina druidów, zwierząt i wszystkich baśniowych istnień. Miejsce przyjazne dla każdego stworzenia. Ogromny las położony w górskiej dolinie, gdzie nic nie jest takie jak się wydaje.
Awatar użytkownika
Nathanea
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Najemnik
Kontakt:

Zacznijmy wszystko od nowa...

Post autor: Nathanea »

Na początku spoglądając w przestrzeń nieco wyżej, niż sięgał przeciętny człowiek, można było spostrzec lekkie rozmycia. Przypominały one trochę fatę morgana. Z czasem jednak zaczęły formować się w wyraźny, owalny kształt. Kształt ten był okręgiem, którego środek z każdą sekundą stawał się coraz bardziej ciemniejszy. Krawędzie natomiast przybierały niebieską barwę, a miejscami można było zobaczyć lekkie wyładowania atmosferyczne. Każdemu z nich towarzyszył dźwięk delikatnego trzasku, przypominający łamanie średniej wielkości gałęzi. Gdy portal wreszcie nasycił się odpowiednią ilością magii, kolorem przypominał już bardziej granat, a wszystko wewnątrz niego oblewało się niesamowitą czernią. Pozostał w takiej postaci przez parę minut, po czym nagle zaczął buchać magią, jak gdyby nazbierał jej w sobie zbyt dużo, a teraz próbował uwolnić jej nadmiar. Wraz z każdym takim buchnięciem wylatywały z niego wiązki czystej energii, rozjaśniając tym samym pobliskie drzewa. Wystraszone ptaki wzbiły się z drzew i odleciały stadem w sobie znanym kierunku. Każde zwierzę w najbliższym otoczeniu portalu uciekło, obawiając się tej dziwnej anomalii. To wszystko trwało zaledwie kilka chwil, gdy w końcu wraz z jednym z tych dziwnych wyładowań z portalu wyleciała kobieta. Na jej nieszczęście w pobliżu znajdował się dość pokaźnych rozmiarów głaz, w który uderzyła tylną częścią swej głowy. Tracąc przytomność natychmiastowo osunęła się po nim, po czym uderzyła czołem w jeszcze jeden, już mniejszy kamień (można do było unieść jedną ręką, przy użyciu trochę siły), a następnie zwaliła się twarzą w błoto...

Obudziła się. W pierwszej chwili poczuła w ustach smak mokrej, lepkiej ziemi. Spróbowała ją wypluć, jednak z marnym skutkiem, gdyż ziemia ta znajdowała się na całej jej twarzy, a nawet wokół niej. Ilekroć tylko udawało jej się pozbyć odrobinę tego przekleństwa, to kolejna porcja intensywnie wlatywała do buzi, by uprzykrzyć życie wampirzycy. Ta z kolei odczuwała ból w całym swym ciele i dobrze wiedziała, że próba powstania jest totalnie bez sensu. Zaraz stwierdziła, że dobrze by było, gdyby chociaż udało jej się dźwignąć i oprzeć dłońmi o grunt. Mając serdecznie dosyć wszechogarniającego ją błota postanowiła tak zrobić. Zaparła się parą swych rąk o brudną ziemię, po czym z trudem uniosła się w górę. Przez pierwsze kilka sekund walczyła z samą sobą, by nie poddać się wysiłkowi i nie chlusnąć ponownie w ten cały bajzel pod nią. Coś jednak ostrzegało ją przed tym. Nie wiedziała dokładnie co. Może instynkt, może intuicja...
W końcu udało jej się wymacać głaz, który w głównej mierze doprowadził ją do tego stanu. Oparła się o niego plecami, sycząc z bólu. Upadek narobił jej wielu siniaków, a w dodatku nie była pewna, czy aby na pewno niczego sobie nie złamała. Dopiero teraz wpadła na pomysł przetarcia oczu. Zrobiła to niezbyt czystymi dłońmi, jednak w tej sytuacji nie zamierzała po omacku szukać większej kałuży, by być w stanie obmyć dłonie z błota. Rozejrzała się dookoła i z przerażeniem stwierdziła, że nie wie, gdzie się znajduje. Wokół było pełno drzew, ich korony jasno rozświetlała pełnia księżyca, a ona sama siedziała na małej polanie z głazem na środku. Zobaczyła również ten mniejszy kamień, który rozbił jej czoło. Był pokryty krwią i wampirzyca szybko zorientowała się, że była to jej krew. Odruchowo potarła się po czole z zamiarem upewnienia się, czy aby na pewno to ona przydzwoniła w ten wredny element martwej natury, ale zaraz tego pożałowała. Ból, który przeszył jej skroń na początku zaowocował mroczkami przed oczami, a później wszystko, co znajdowało się w zasięgu wzroku zaczęło zanikać w ciemności. Krwiopijczyni jednak zorientowała się, co jest grane i siłą woli powstrzymała omdlenie. Gdy już udało jej się dojść do siebie zorientowała się, że niczego nie pamięta. Nie, to nie jest przesada. Nie pamiętała NICZEGO. Nawet swojego imienia. Nie wiedziała kim jest, skąd jest, ani dlaczego się tu znalazła. Nie pamiętała nawet swoich rodziców! Z przerażeniem jednak dostrzegła, że jej skóra jest mocno blada, co świadczyło o utracie dużej ilości krwi. Potrzebowała szybkiej pomocy, a w środku tego lasu nie była w stanie stwierdzić nawet tego, w którą stronę powinna się udać. Na domiar złego czuła się mocno spragniona. To ostatnie jednak okazało się najmniejszym problemem, gdyż niedaleko niej od ulewy stopniowo powiększała się kałuża. Nie zastanawiała się nad tym długo. Gdy tylko ją zobaczyła postanowiła spróbować się podnieść. Przytrzymała się głazu, po czym z całych swych sił fizycznych i psychicznych zmusiła się do powstania i oparcia się o kamień plecami. Pomimo tak pozornie prostej czynności dyszała ciężko. Wydawało jej się, że przebiegła ze trzy mile. Jednak szkoda jej było marnować czasu. Widok kałuży dodał jej motywacji i już po paru sekundach stawiała swe pierwsze, niepewne i chwiejne kroki. Każdy z nich wiązał się z bólem prawie w każdej części ciała, jednak nie był to ból, którego nie dało się znieść dla zaspokojenia pragnienia. Niestety. W połowie drogi wampirzyca poślizgnęła się i ze spazmem cierpienia ponownie znalazła się twarzą w błocie. Pomimo, tym razem silniejszej, męki nie dawała za wygraną. Podparła się swymi rękoma i zaczęła czołgać w stronę wody. Gdy już do niej dotarła bez namysłu zaczęła napełniać nią obie dłonie, a następnie z nich pić. Piła tak łapczywie, jakby nie robiła tego przez całe wieki. Ta czynność całkowicie ją pochłonęła. Zapomniała o bólu, pustce w głowie, jaka nastała po zderzeniu się z kamieniem, a nawet całym świecie. Nawet nie zorientowałaby się, gdyby ktoś znalazł się tuż za nią...
Awatar użytkownika
Khaldunus
Zbłąkana Dusza
Posty: 7
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Smok
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Khaldunus »

Suche gałązki delikatnie trzaskały pod stopami mrocznego elfa, który w milczeniu wędrował między drzewami. Khaldunus choć o wiele bardziej wolał swą prawdziwą, majestatyczną formę, tym razem (ku swojemu niezadowoleniu), musiał pozostawać w tej żałosnej postaci. Dlaczego? Cóż, ostatnio doszły go słuchy, że gdzieś w Szepczącym Lesie widziano jakiegoś piekielnego... Trudno stwierdzić, czy diabła, pokusę, upadłego anioła, czy coś innego, jego źródło nie było w tej kwestii zbyt dokładne. Tak czy inaczej, Khaldunus postanowił to sprawdzić. Nigdy nie mógł przepuścić okazji do bliższego zapoznania się z kimś z Piekła czy Otchłani.
Jak to się ma do jego obecnej, żałosnej sytuacji? Ano, Khaldunus wiedział, że większość stworzeń reaguje dość... nerwowo na niego w jego prawdziwej, majestatycznej formie. Nie zamierzał ryzykować, że piekielny, pragnąc zachować anonimowość, ukryje się tak dobrze, że smok będzie zmuszony spalić cały Szepczący Las, aby go znaleźć. To byłoby zbyt czasochłonne i nudne, jak na jego gust.
Z tej to właśnie przyczyny, między drzewami określonymi światłem księżyca, przemykał się we względnej ciszy, mroczny elf. Nie próbował się skradać, licząc, że wyglądając tak niegroźnie, łatwiej skłoni każdego piekielnego do nawiązania kontaktu. W końcu, który diabeł oparłby się pokusie potorturowania bezbronnego mrocznego elfa, który nawet nie stara się zachować ostrożności?
Jego uwagę przykuł ruch między drzewami. Khaldunus zatrzymał się i zamarł w miejscu, obserwując z uwagą, jak coś... jakaś kobieta, choć okropnie sponiewierana... czołga się po ziemi w stronę kałuży. Wyglądała ohydnie. Ubłocona, zakrwawiona, blada jak sama śmierć. Tyle przynajmniej zdołał dostrzec nie zbliżając się do niej. Przez to całe błoto nie potrafił stwierdzić, jakiej rasy jest kobieta, a nigdy nie był mistrzem w czytaniu aur. Postanowił mimo wszystko podejść bliżej. W końcu to mogła być pokusa... bardzo zaniedbana, ale mimo wszystko szansa na to zawsze istniała.
Zbliżył się i stanął tuż za plecami nieznajomej, obserwując z pogardą, jak ta pije. Żeby doprowadzić się do takiego stanu... on NIGDY by na coś takiego sobie nie pozwolił.
Zabawne było to, że nieznajoma wydawała się całkowicie nieświadoma jego obecności, choć wcale nie starł się jej ukrywać. Postanowił to wykorzystać i trochę się zabawić.
- Ciężka noc, co? - odezwał się nieoczekiwanie. Uwielbiał zaskakiwać innych. Obserwowanie jak się wzdrygają, czy wręcz podskakują ze strachu... Nic nie bawiło go bardziej.
Awatar użytkownika
Nathanea
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Najemnik
Kontakt:

Post autor: Nathanea »

I rzeczywiście. Była tak pochłonięta piciem wody z kałuży, że nie usłyszała jak nieznana jej osoba podchodzi i staje tuż za nią. Dopiero gdy do jej uszu dotarł dźwięk wypowiadanych przez nią słów odwróciła się gwałtownie i zapominając o bólu odepchnęła się rękoma w tył, boleśnie upadając przy tym na swoje cztery litery. Pomimo tego była jeszcze w zbyt wielkim szoku, by zwrócić uwagę na ten ból. Wlepiła swoje szkarłatne ślepia w twarz przybysza, zdradzając nie strach, a jedynie wielkie zdziwienie. Mogło to wydawać się dziwne mrocznemu elfowi, jednak wampirka nie wykazywała oznak przerażenia. Faktem było, że po utracie pamięci nie była świadoma tego, do czego zdolni są ludzie i inne istoty tego świata. Dlatego też nie zdawała sobie sprawy, ba, nawet nie dopuszczała do siebie myśli, że ten ktoś mógłby mieć zamiar zrobienia jej krzywdy.
- Właściwie to... jestem tu od kilku chwil... - odpowiedziała nieznajomemu na pytanie, ukazując przy tym parę jasnych i wydawałoby się odbijających światło księżyca kłów. W jej łamiącym się głosie wyraźnie dało się wyczuć wyczerpanie i niepewność. Nagle przypomniała sobie, że to co powiedziała nie było do końca prawdą. Od kilku chwil jest przytomna, ale przecież uderzyła w kamień znacznie wcześniej. - A może i trochę dłużej... - spuściła na chwilę wzrok, po czym znów spojrzała na twarz obcego. Nate od razu sklasyfikowała go jako mrocznego elfa. Wydawał się jej przystojny. Od razu zwróciła uwagę na jego kolor włosów i oczu. Te drugie zainspirowały ją najbardziej. Nie wiedziała dlaczego, ale coś jej przypominały. Gdy w nie spoglądała była pewna, że gdzieś je już widziała.
Dopiero po chwili dotarło do niej, że ubrudzone ciało dalej promieniuje bólem. Nagle zrozumiała, że żałośnie próbuje utrzymać się w pozycji pół siedzącej, a obcy elf przygląda się nieporadnej i ubłoconej istocie, która wygląda, jakby całe tygodnie tarzała się razem ze świniami w pomyjach. Krwiopijczyni zdecydowała się na próbę powstania. Przynajmniej w ten sposób mogła choć trochę bardziej godnie prezentować się przed elfem. Z niemałym wysiłkiem i bólem podparła się rękoma i za pomocą kilku chwiejnych i niepewnych ruchów stanęła na nogi. Zgarbiona, jakby nie mogąc się wyprostować chwyciła za swe prawe ramię, jednocześnie odwracając się do nieznajomego.
- Nie wiem, gdzie się znajduję. Straciłam dużo krwi i nie czuję się najlepiej. Pomożesz mi? - wytłumaczyła częściowo zaistniałą sytuację i zapytała błagalnym tonem. Nawet nie przyszło jej do głowy, by się przedstawić. Bo niby jak mogłaby to zrobić? Przecież straciła pamięć i nie znała swojego imienia. Nie znała też dobrych manier, przez co od razu przeszła do rzeczy, nawet nie próbując udawać, że interesuje ją, kim jest obcy elf.
Awatar użytkownika
Khaldunus
Zbłąkana Dusza
Posty: 7
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Smok
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Khaldunus »

Obserwował w milczeniu, jak kobieta odwraca się i upada, po czym wbija w niego spojrzenie charakterystycznych czerwonych oczu. To, oraz jej blada cera i ostre kły, które błysnęły, gdy przemówiły, uświadomiły Khaldunusowi, że ma do czynienia z wampirzycą. Nie poświęcał tym nieumarłym uwagi, chyba, że któryś z nich wszedł mu w drogę; po cóż miałby zaprzątać swój umysł myśleniem o istotach nieskończenie od niego słabszych?
Uniósł lewą brew, słuchając tego, co wampirzyca ma mu do powiedzenia. Jego uwagę zwróciło jej wahanie; najwyraźniej nie była pewna, jak długo tu jest, a to, w połączeniu z krwią pokrywającą jej głowę i leżący obok kamień kazały mu podejrzewać, że kobieta najprawdopodobniej straciła pamięć. Czy całkowicie czy częściowo, i na jak długo... tego nie wiedział. Przeanalizował w myślach całą sytuację, ale nie przychodziło mu do głowy, jak mógłby wykorzystać okoliczności na swoją korzyść.
Skinął ostatecznie potakująco głową, i przyglądał się, jak wampirzyca nieporadnie się podnosi, ostatecznie stając przed nim zgarbiona. Nie próbował jej pomóc, bo po co? To ona co najwyżej może pomóc jemu, jeśli Khaldunus uzna, że jest tego godna.
Spoglądał na nią z pogardą w krwistoczerwonych oczach; jej naiwność go zdumiewała. Ot tak prosi zupełnie obcą osobę o pomoc, nawet nie pytając jej o imię? Nie przyszło jej do głowy, że to może być niebezpieczne? Nawet nie pomyślała o zachowaniu podstawowych środków ostrożności, na przykład o odsunięciu się? Smok nie mógł pojąć, jak można zachowywać się tak głupio. Ma szczęście, że nie jest diabłem i nie rzuca się na wszystko, co się rusza.
- Nie - odparł obojętnym tonem na jej prośbę. Nie zamierzał pomagać istocie niższej, ani zaprzątać sobie nią głowy. Nie była piekielnym, a to mu wystarczyło; nie będzie więcej na nią tracić swego czasu.
A skoro o piekielnych mowa... Raptem w lesie rozległ się czyjś przerażony krzyk, który urwał się gwałtownie, a zamiast niego rozległ się dziki śmiech. Po chwili ciszy znów rozległy się wrzaski, tym razem wyrażające okrutny ból. Khaldunus, który już odwracał się, by odejść, zamarł w miejscu, próbując zlokalizować źródło dźwięków. Wyglądało na to, że jednak jakiś piekielny naprawdę tu był, a sądząc po odgłosach, doskonale się bawił.
Awatar użytkownika
Will
Zbłąkana Dusza
Posty: 5
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Will »

- Dobrze, zrobię wszystko co w mojej mocy – Obiecał młodzieniec, po czym upił spory łyk dębowego piwa. Rozmawiał właśnie z pulchnym człowiekiem, który był bogatym właścicielem ziemskim z okolic Elfridanii. Aktualnie rozmawiali w jednej z gospód tegoż miasta. Dyskutowali o nagrodzie za pozbycie się piekielnego monstrum, które nęka cały Szepczący Las, do którego należy tartak magnata. Zaś mężczyzna siedzący naprzeciw chłopaka, za rozwiązanie problemu, zaoferował bajeczną sumę stu srebrnych orłów. Łasy na pieniądze dwudziestolatek, zgodził się wykonać zlecenie bez żadnej wiedzy o istotach z Piekła. To nie może być trudne, a setka srebrników piechotą nie chodzi – pomyślał, podczas gdy godził się na pewną śmierć.
Podniósł się z drewnianej ławy i sięgnął przez stół, ażeby podać dłoń możnowładcy.
- Świetnie się robi z panem interesy, panie Williamie. - Powiedział oligarcha, odwzajemniając uścisk.

Schylając się nad leśną ściółką, wyciągnął z jednej z wielu kieszeni płaszcza, mały błyszczący przedmiot. To była regulowana, magiczna lupa, którą kupił za pieniądze należące do odziedziczonego majątku. Największa część była soczewką obramowaną mosiężną oprawą. Niżej znajdowała się wierzbowa rękojeść. Spojrzał przez okular. Ujrzał on nieregularny odcisk stopy.
Nie należał on do ludzi przesądnych, lecz uważał on, że ślad zostawiło nie zwierzę, a człowiek bez butów, czyli taki niecywilizowany. Na odcisku znalazł również lekki posmak aury; było czuć od niej siarką. To oznaczało, że odnalazł piekielnego.
- Niezbyt trudne. - Mruknął pod nosem i podążył za śladami potwora.
Niedługo później, wpadł do dziury wykopanej ziemi. Nie zauważył jej, bo była zasłonięta liśćmi, więc krzyknął, gdy stracił grunt pod nogami. Kiedy poczuł ból uderzenia o glebę, rozległ się zgrzytliwy rechot. Chwilę później spojrzał w górę, zobaczył czerwoną głowę z wystającą zeń parą rogów.
- A jednak warto było bawić się z tobą w podchody! - Wykrzyknął diabeł.
Awatar użytkownika
Nathanea
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Najemnik
Kontakt:

Post autor: Nathanea »

Na przeczącą odpowiedź nieznajomego zwężyła powieki i wbiła w niego gadzi wzrok. Nie spotkał ją zawód. Nie nastawiała się na otrzymanie pomocy z jego strony, ale jednocześnie nie sądziła, że będzie w stanie z taką łatwością i obojętnością zostawić ją samej sobie. A co jeśli wcale nie zamierzał jej zostawić? Może tak naprawdę ten elf chce wykorzystać okazje do zrobienia jej krzywdy?
Powoli i ostrożnie zbliżyła się do głazu, opierając się o niego plecami. Była odwrócona bezpośrednio w stronę mężczyzny, ale nie spoglądała na niego. Zamiast tego patrzyła się w górę, w gwiazdy.
- Więc po co tu jesteś? - zapytała z taką samą obojętnością, jaką potraktował ją jej rozmówca. - Zgaduję, że nie przyszedłeś tutaj popatrzeć się na ranną i samotną kobietę? - po tych słowach skierowała swój wzrok na elfa. Zaczęła zastanawiać się, czy to aby nie on odpowiada za to wszystko. Może to był jakiś nikczemny plan, którego ona była częścią? Nie było jej jednak dane dowiedzieć się o niczym, co tak bardzo ją interesowało. Na początku myślała, że jej się przesłyszało. Że to mózg płata jej figle, przez co zaczyna słyszeć głosy. Przecież po takim uderzeniu głową w kamień to było możliwe. Po chwili znów to samo. Najpierw rechot, a potem drugi wrzask. Dźwięki te dobiegały do uszu kobiety gdzieś spośród gęstych drzew. Tym razem była pewna, że to nie wytwór jej wyobraźni, gdyż nawet elf zamarł w bezruchu. Wampirzyca przyjrzała mu się, jakby oczekując reakcji na całe zajście. Mężczyzna nie wydawał się być zaskoczonym zaistniałą sytuacją. Czekał, najwidoczniej na kolejny znak od ofiary prawdopodobnego ataku.
- Widzę, że nie bardzo cię obchodzę, więc pozwolisz, że pójdę sprawdzić, co tam się wyrabia. - kobieta z trudem postawiła się do pionu i ponownie garbiąc i zataczając się zaczęła kierować swój krok w stronę, z której dobiegały wrzaski. Gdy ruszyła ponownie usłyszała krzyk. Tym razem wychwyciła w nim nie tylko przerażenie, ale również zaskoczenie. Zaskoczyło ją to, że jest w stanie tak dobrze rozpoznawać dobiegające ją dźwięki. Właściwie dopiero teraz spostrzegła, że również jej zmysł wzroku sprawuje się całkiem nieźle w panującym wokół mroku.
Wiedziała, że to co robi grzeszy niewyobrażalną głupotą. Przecież całe jej ciało jest stłuczone i obolałe, przez co ledwo trzyma się na nogach. W dodatku zawroty głowy sprawiały, że musiała opierać się o każde napotkane drzewo. Mimo tego musiała sprawdzić, co się dzieje. Znajdowała się zbyt blisko wydarzeń, które właśnie miały miejsce w tym lesie. Nawet gdyby teraz zignorowała wrzaski, to gdzie miałaby się udać? Nie wie nawet, w którą stronę powinna iść, by trafić do najbliższego miasta. Chciała czy nie, była teraz zdana jedynie na siebie i łaskę nieznajomego, który jak do tej pory nie wyrażał chęci pomocy. Dlatego też... do dzieła! - wampirka kierowała się w kierunku źrodła dźwięków, bez względu na to, co robił w tym czasie mroczny elf.
Awatar użytkownika
Khaldunus
Zbłąkana Dusza
Posty: 7
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Smok
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Khaldunus »

Khaldunus nawet nie drgnął, gdy wampirzyca na niego spojrzała. Nie była zachwycana jego odmową, to było widać na pierwszy rzut oka, jednak w ogóle go to nie obchodziło. Ona nic dla niego nie znaczyła.
Zignorował jej pytanie; nie zamierzał się zwierzać byle wampirzycy ze swych planów, w końcu to nie jej szukał. Musiał znaleźć piekielnego, kimkolwiek on nie był. Piekielny...
Smok zamarł w bezruchu, słysząc wrzaski, które przerwały nocną ciszę. Wsłuchał się w dźwięki, próbując zlokalizować ich źródło i kierunek, w w którym powinien się udać, aby znaleźć piekielnego. Nawet nie zwrócił uwagi ani na słowa wampirzycy, ani na jej odejście. Miał ważniejsze rzeczy na głowie.
Szybko ustalił, skąd dochodzą krzyki i ruszył w tamtą stronę biegiem, w pędzie mijając wampirzycę, którą jednak zignorował. Biegł cicho, równo, lekkim, lecz szybkim krokiem. W końcu między drzewami zamajaczyła rogata postać i wtedy Khaldunus zwolnił do marszu, nie okazując zmęczenia i wcale nie próbując ukrywać swej obecności.
- A jednak warto było bawić się z tobą w podchody! - Usłyszał zadowolony okrzyk piekielnego. A więc jego przypuszczenia okazały się słuszne, miał do czynienia z diabłem, rogi, chrapliwy głos i wysoki wzrost jasno tego dowodziły. Najwyraźniej czerwonoskóry złapał jakiegoś pechowca w pułapkę. Khaldunusa to zastanowiło; dopiero co słyszał wrzaski bólu, tak, jakby diabeł kogoś torturował; wszystko jednak wskazywało na to, że ten rogacz dopiero co złapał swą ofiarę w zasadzkę. Czyżby w okolicy grasował jeszcze jeden piekielny? A może jakaś inna istota? Khaldunus uznał, że warto się tego dowiedzieć.
Nie miał czasu na dłuższe rozważania, bowiem rogacz wreszcie spostrzegł jego obecność i odwrócił się ku niemu z okrutnym uśmiechem.
- Chyba mam dziś szczęście, chociaż o tobie nie można tego powiedzieć. - Najwyraźniej uznał, że samotny mroczny elf będzie łatwą ofiarą. Smok westchnął w myślach z irytacją, biadając nad głupotą diabła. Czy nie mógłby spróbować odczytać najpierw jego aury - o ile to potrafił - a nie uważać, że to co widzi, jest prawdą? Żałosne, pomyślał z pogardą.
Nie dał jednak po sobie poznać, co myśli o diabelskim intelekcie. Zamiast tego zatrzymał się i uśmiechnął.
- Wybacz, że przeszkadzam ci w zabawie - zaczął tonem, który w jego przypadku mógłby uchodzić za przyjazny. - Nie mam absolutnie nic przeciwko torturowaniu i mordowaniu przypadkowych podróżnych, nie zamierzam więc zabierać ci dużo czasu. Chciałem jedynie wiedzieć, czy mógłbyś mi wskazać najbliższy portal do Piekła? Od dawna przymierzam się do odwiedzenia tego miejsca, niestety do tej pory nie miałem takiej okazji - zakończył swój wywód.
Awatar użytkownika
Will
Zbłąkana Dusza
Posty: 5
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Will »

Chłopak siedział na wilgotnym gruncie z wysoko uniesioną głową, gdy usłyszał rozmowę swego oprawcy z kimś innym. Wyczuł w tym momencie upragnioną okazję ucieczki. Zbadał wzrokiem dół z ziemi. Kilka liści na podłożu, a ściany zbudowane były z pionowych warstw gleby. Nie ma szans się z niej wydostać. Chyba, że… Może przecież użyć magii. Najprawdopodobniej skończy się to połamaniem kości, ale bez tego zginie – pomyślał młody i przystąpił do działania. Jego sztuczki polegały na zmianie miejsc przedmiotów, więc tak zrobił teraz. Wygrzebał z ziemi płaski kamyk i wyrzucił go poza pułapkę. W momencie puszczenia kamienia, złączył kciuk z palcem serdecznym i wyszeptał tajną formułę. Cały świat, z punktu widzenia dwudziestolatka, utonął w czerni. Niedługo potem mężczyzna odczuł doskwierający ból w prawej kostce oraz dotknięcie gleby o lewą stopę. Nie przewrócił się jednak i, pomimo bólu, biegł przed siebie. Po chwili usłyszał ryk diabła, który spostrzegł ucieczkę ofiary. William mijał drzewa i krzaki, nie zważając na systematyczne uderzenia gałęziami. Gdy tak biegł, a gniew piekielnego nie ucichł, wpadł na jakąś drobną istotę. Z początku myślał, że to zwierzę, lecz w momencie zderzenia, wydało z siebie, w pełni ludzkie, „uch”. Chłopak zaparł się ramionami o ziemię, aby nie upaść i spojrzał zaraz pod siebie, na przygwożdżoną kobietę. W pierwszej chwili, spostrzegł długie, szpiczaste uszy. Wskazywało to na elfkę. Jednak ujrzał jej twarz – była bardzo gładka, przez co Will pomyślał, że trafił na dziewczynę młodszą od siebie. Zauważając niefortunną pozycję, w jakiej na nią wpadł, podniósł się zaczerwieniony i powiedział:
- Powinniśmy stąd uciekać, panienko. - Rzekł, podając jej dłoń.
- Niezły ogar z ciebie! Uciekłeś niecałą minutę temu, a już znalazłeś sobie dziewczynę! - Usłyszał za sobą głos i obrócił się, porzucając plan pomocy nastolatce. Jakieś piętnaście metrów od nich, stał czerwonoskóry rogacz. W wyciągniętej ręce trzymał żarzącą się, kulę płomieni. Dwudziestolatek ze skręconą kostką, jedną ręką wyciągnął sztylet zza pasa, a drugą, szarmancko zasłonił piękną elfkę.
- Lepiej niech panienka ucieka. Może zrobić się niebezpiecznie. - Powiedział do dziewczyny William, który krzywił się z bólu i celował ostrzem w diablika.
Awatar użytkownika
Nathanea
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Najemnik
Kontakt:

Post autor: Nathanea »

Fakt, że nieznajomy elf przebiegł obok niej, jakby zupełnie jej nie zauważając, upewnił ją, że na tego osobnika zdecydowanie nie warto polegać. Można by rzec, że była tutaj całkiem sama. Poobijana, z potężną luką w pamięci, zgubiona w lesie i w dodatku piekielnie spragniona. Czuła się tak, jakby woda, którą przed chwilą piła zniknęła w jej organiźmie, nie pozostawiając po sobie żadnego śladu.
W końcu znalazła się w miejscu, z którego mogła oglądać całe zajście. Oparła się o jedno z drzew, po czym skierowała swój uważny wzrok w stronę, w którą biegł elf. Dostrzegła go. Jego i coś, co przypominało diabła, którym straszy się małe dzieci, by te były grzeczne. Po chwili, w której starała się określić, co się tu właściwie dzieje, zorientowała się, że długouchy rozmawia z rogatym, zupełnie jakby zagrożenie z jego strony nie istniało. Jakby krzyki, które oboje usłyszeli nie sugerowały czyjegoś cierpienia. Nathanea zdziwiła się jeszcze bardziej, gdy po chwili, jakby znikąd, na ziemi pojawił się młody chłopak. A przynajmniej na takiego wyglądał. Wyglądał też na o wiele bardziej przejętego całą sytuacją niż ten elf. Fakt, że bez wahania wykorzystał sytuację i zaczął uciekać spowodował pojawienie się w głowie krwiopijczyni pewnej złej i pogrążającej myśli. Co jeśli rogaty pracuje razem z tym samolubnym osobnikiem? Czyżby obaj przybyli tu, by torturować napotkane na swej drodze ofiary? "Nie, to niemożliwe." - Nathanea zdołała już uświadomić sobie, że nieznajomemu długouchemu nie zależy na jej życiu. Przecież zamierzał pozostawić ją samej sobie. Może więc... - w tym momencie młodzieniec stratował wampirkę. Na początku starała się utrzymać równowagę i złapać chłopaka, jednak po kilku szybkich i odruchowych krokach w tył znalazła się plecami na ziemi. Upadek ten wywołał u niej kolejną falę bólu, który przeszył całe jej ciało. Dlatego też nie zdołała powstrzymać krótkiego spazmu. Gdy już po lekkim szoku doszła do siebie, pomasowała się po czole, a następnie niedbałym ruchem przetarła swe oczy. Wtedy ujrzała przed sobą twarz tego, który postanowił posłać ją na grunt. Pomimo tego, że wampirka nie miała czasu na dokładne oględziny, to po tych kilku sekundach wpatrywania się w oprawcę zdołała wywnioskować, że nie mógł mieć więcej niż dwadzieścia pięć lat. Przystojna twarz, jeszcze nie skalana trudem życia i bezlitosnym wpływem czasu. Od razu wydał się milszy od elfa. Z początku Nathanea nie zauważyła dłoni, którą jej podał, by pomóc jej wstać. Zajęta była bowiem metalicznym posmakiem krwi. A raczej samą krwią, którą poczuła w swych ustach. Młodzieniec uderzając w nią zranił również delikatną wargę swej ofiary. Ona jednak poczuła słodycz w tej życiodajnej cieczy. Na początku smakowała ją po trochu, jakby się wahając, ale gdy tylko poczuła, że ta dodaje jej sił, zaczęła ją ssać ze swej wargi, zupełnie nie przejmując się widokiem rogatej postaci, stojącej za młodzieńcem. To właśnie przy pojeniu się własną krwią poczuła, że jej kły są nienaturalnych rozmiarów. Wydawały się również ostrzejsze niż powinny być. Nathanea wyrwała się ze swojego amoku dopiero, gdy zobaczyła sylwetkę zasłaniającego ją swym ciałem chłopaka. Spojrzała wtedy na płonącą dłoń rogatego i nie czekając, zupełnie intuicyjnie, nagłym i nienaturalnie szybkim ruchem powstała, by pochwycić "swego bohatera" od tyłu w okolicach żeber, a następnie szarpnąć go gwałtownie i uskakując razem z nim przed nadlatującym ogniem.
- Nie wiem, co ci przyszło do głowy, by zgrywać bohatera, ale porównując was obu... - tu skinęła na rogatego. - ty wypadasz dużo gorzej. - uśmiechnęła się do chłopaka, po czym skierowała swój wzrok na diabła. Poczuła nagły przypływ adrenaliny i stresu, przez co ból lekko ustąpił. Nie znaczy to jednak, że nie dawał o sobie znać. Nadal go czuła, przy czym był on znacznie lżejszy i mniej dokuczliwy. Najgorsze jednak okazały się zawroty głowy, które zaatakowały teraz z podwójną mocą. Przez chwile stała pewnie, jak gdyby całkiem zdrowa, lecz po chwili została zmuszona oprzeć się o pobliskie drzewo. Pomimo tego była gotowa na kolejny atak i gdy taki nastąpi, będzie starać się unikać strzałów wykorzystując swoją zręczność. Przy okazji, i w razie możliwości, będzie chronić młodzieńca, który swoim zachowaniem dodał jej otuchy.
Awatar użytkownika
Pani Losu
Splatający Przeznaczenie
Posty: 637
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Pani Losu »

        Nawet jeżeli zdarzeniom w lesie przyglądano się od początku, nadal ciężko było stwierdzić komu z grupy zebranych kibicować należy najbardziej. Wampirka co prawda była w stanie z lekka opłakanym, straciła pamięć i teoretycznie była najbardziej godna współczucia, ale czy to czyniło z niej osobę dobrą? A człowiek? Aura wskazywała na całkiem miłe usposobienie, co potwierdzał heroiczny czyn obrony młodej (z wyglądu) kobietki. Tak, ten Will, nawet jeśli idiota, to nadal niezły gość. Warto byłoby mu pomóc, a że już postanowili się z dziewczyną nawzajem poochraniać to czemu by i nie wziąć ich chwilowo za jedną drużynę. Pozostali natomiast…
        Jeżeli siły Losu nie są amatorami zapatrzonych w siebie gadów, to w sumie nie tych ostatnich to wina - jednak ich dotykać mogą ewentualne konsekwencje. Tym razem jednak smok nie zdążył zrobić niczego nazbyt karygodnego, a rola tego złego przypadła nie komu innemu jak jednemu z wysłanników piekielnych. Tę parkę, nawet jeżeli nie pałała do siebie miłością, a jedynie jednostronnym zainteresowaniem, uznano za grupę numer dwa.
        Zadanie więc stało się proste - oddzielić grupę pierwszą od drugiej, a następnie zostawić w spokoju. Dało się zrobić.
        By nie prowokować zanadto dwóch średnio przyjaznych samców, którzy przy odrobinie szczęścia sami się sobą odpowiednio zajmą, siła magiczna spowolniła ich jedynie na moment, kiedy pozostałą dwójkę napełniła siłą i wytrwałością, by mimo obrażeń dali radę uciec. To rozwiązanie szybko przyszło im do głowy, gdy tylko ujrzeli jak ataki ustają, a napastnik porusza się dość ospale, by zaryzykować i odwrócić się do niego plecami. Chyba instynktownie postanowili wykorzystać przypływ energii, a przy tym trzymać się razem - przynajmniej na tę chwilę byli sojusznikami, a jakaś osoba do pomocy zawsze się przyda. Szybko zniknęli między drzewami, a smok i piekielny nie mieli wcale ochoty ich gonić. Nie - w gada interesie leżało zatrzymanie rogatego dla siebie, cokolwiek ten nie myślał. Reszta niech ucieka gdzie chce…
        Choć dla nich to on pozostał gdzieś w tyle.

[Ciąg dalszy - Khaldunus]
Awatar użytkownika
Will
Zbłąkana Dusza
Posty: 5
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Will »

Po chwili zorientował się, że aura elfki ma ostry zapach krwi. Mógł być to bodziec, spowodowany wyczuciem zapachu skaleczeń kobiety, których miała dość sporo. Jednakże, mogła być to również oznaka wampiryzmu dziewczyny. Will nie chciał wierzyć w to, że próbował uratować swą niedoszłą oprawczynię, więc o tym nie myślał. Nadal celował w diabła, a na jego twarzy wciąż gościł grymas bólu. Kiedy diablik lekko, niemalże niezauważalnie poruszył ustami, kula ognia wyskoczyła z jego dłoni. Stały się wtedy trzy rzeczy, wszystkie niemalże w tym samym momencie: chłopak wypuścił trzymaną w ręku broń, wskutek poczucia ścisku silnych dłoni w okolicach płuc, a kula płomieni rozpłynęła się zaraz przed twarzą młodzieńca, tak, że poczuł ciepło zaklęcia. Czuł jakby pękające żebra, a zaraz potem – nieokiełznaną siłę ciągnącą go do tyłu. Młodzieniec wystraszył się nie na żarty, to mogło oznaczać, że nastolatka rzeczywiście jest krwiopijcą i chce przytaszczyć go do swojej kryjówki, gdzie zakończy żywot dwudziestolatka. Podczas biegu William poznał prawdziwe znaczenie skręconej kostki. Jako, iż kobieta bezlitośnie biegła, taranując krzaki i drzewa oraz przebiegając po kamieniach, młodemu wydawało się, że nic nie uratuje biednej stopy przed amputacją. Krzyki czerwonoskórego szybko ucichły, uścisk wampirki zelżał, a chłopak upadł na ziemię. Nie zważając na cierpienie, wstał, chwycił za gruby kij leżący na ściółce i zaczął trzymać go tak, by zablokować krwiopijczynię, gdyby ta się nań rzuciła.
- Nie zbliżaj się do mnie, potworo! Nie chcę z tobą walczyć! - Zdawał sobie sprawę z tego, że gdyby taki atak nastąpił, zginąłby, nie powiedział jednak tego. Nie zwrócił uwagi na obfity krwotok z nosa, wskazujący na jego złamanie. Chciał pomóc przerażonej dziewczynie i zginąć jako bohater, lecz nie chciał zakończyć swego żywota, niczym pusta skorupa.
Awatar użytkownika
Nathanea
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Najemnik
Kontakt:

Post autor: Nathanea »

Czas, w którym adrenalina i stres skutecznie znieczulały ciało wampirzycy dalej trwał. Ba, nawet uwierzyła, że jest w stanie uciec z tego miejsca już w tym momencie. Czekała tylko na odpowiedni moment. Ten nadszedł szybko. Jakby wywołany samą myślą o oddaleniu się z tego miejsca. Nathanea nie zastanawiała się w ogóle, dlaczego zarówno mroczny elf jak i rzucający ognistymi pociskami diabeł zaczęli poruszać się znacznie wolniej. Chwyciła swego "bohatera" i ciągnąc go za sobą rzuciła się biegiem do ucieczki. Nie wiedząc o kontuzji chłopaka targała nim przez te wszystkie drzewa, gałęzie i kamienie. Z pewnością nie było to dla niego przyjemne, ale nawet gdyby dziewczyna wiedziała o jego kostce, to i tak postąpiłaby tak samo. Jego życie było w tym momencie znacznie ważniejsze niż ból, jaki odczuwał.
Zwolniła dopiero wtedy, gdy jej czuły słuch przestał wychwytywać dźwięki, których źródłem mogła być tylko jedna istota. Nie znaczyło to jednak, że zamierzała przestać biec. Nie. Dla pewności wolała odbiec od tego pomiotu jeszcze kawałek, żeby nie miał zbyt łatwo w wytropieniu ich. Gdy tak się stało, ku prawdopodobnej uldze młodzieńca zatrzymała się. Dopiero teraz odczuła, że jest wyczerpana. Od razu upadła na kolana, podpierając się dłońmi o grunt. Z trudem łapała oddech, a za każdym razem, gdy udało jej się nabrać powietrza do płuc, te dawały o sobie znać lekkim bólem. Oprócz tego ponownie całe obite ciało zaczęło pulsować bólem. Wampirka nie wytrzymała tego i upadając odkręciła się tak, by upaść na plecy. Leżała tak chwilę, wpatrując się w gwiazdy, gdy nagle usłyszała wystraszony głos chłopaka. Z początku nie rozumiała, o co mu chodzi, ale po krótkiej chwili, w której wlepiała w niego swój zdziwiony wzrok, przypomniała sobie o tym, kim lub czym jest. Jasne, mogła być wampirzycą i z jednej strony rozumiała jego reakcję, ale czy, do jasnej cholery, to nie ona leżała teraz bez sił? Czy to nie ona uratowała mu przed chwilą życie? Wyraz zdziwienia na jej twarzy ustąpił wielkiemu rozczarowaniu i zażenowaniu. "Czy tej nocy spotkam samych pajaców?" - pomyślała, po czym spróbowała dźwignąć się, by być w pozycji półsiedzącej. Gdy po dużym i zauważalnym wysiłku jej się to udało, ponownie skierowała swe krwistoczerwone oczy w stronę mężczyzny.
- Powiedz mi, gdzie ktoś taki jak ja nie będzie w żałosny sposób odganiany patykiem, a zamiast tego znajdzie kogoś do pomocy, a może cię nie zjem. - odpowiedziała na zachowanie chłopaka ironią, gdyż nic innego nie przychodziło jej do głowy. Przecież nawet nie pamiętała, jak ma się zachowywać w takich sytuacjach. O ile kiedykolwiek wiedziała. Dlatego też kierowała się w tym momencie tylko i wyłącznie emocjami. - Palant. - dodała jeszcze pod nosem. Bardziej do siebie niż do dzielnego wojaka z jakże zacnym orężem w ręku.
Awatar użytkownika
Jorge
Kroczący w Snach
Posty: 224
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Wojownik , Kapłan
Kontakt:

Post autor: Jorge »

Jorge wyruszył z karczmy...

        Ostatecznie Jorge do Thenderionu nie dotarł. Po prostu zmienił zdanie w drodze, jak to on. Oczywiście mieli na to wpływ kultyści, których spotkał w karczmie, w której pracował Lennox. Było to bardzo fortunne zrządzenie losu, gdyż niewiele brakowało, aby się minęli - wszak szermierz zamierzał ruszać stamtąd zaraz po posiłku, na wschód… A tymczasem zawrócił na zachód. Lecz i z tą grupą nie przebywał zbyt długo, bo wybrany przez nich kierunek wyjątkowo nie był mu w smak. Valladon. Kiedyś jego ukochane miasto, którego w tym momencie wolał nie odwiedzać. Obawiał się, że mogłaby z tego wyniknąć mała wojna albo chociaż spory niesmak, gdyby spotkał byłych towarzyszy, których nie tak dawno porzucił - według nich oczywiście lekkomyślnie, choć on był innego zdania. A gdyby trafił na któregoś Scozza… Lepiej nie.
        I dlatego Jorge przemierzał w tym momencie Szepczący Las. Nim wkroczył między drzewa kilka dni temu udało mu się trafić na siedzibę swojego kultu, położonej niedaleko Menaos. Tam zabawił kilka dni, zbierając informacje i snując dalsze plany. Jeden z kultystów nalegał, aby odwiedzić jego rodzimą siedzibę położoną głęboko w lesie - zaszczytem byłoby dla niego gościć taką znakomitość w swoich skromnych progach. Jorge zaproszenie przyjął, ale nie przez to, że tamten mężczyzna go przekonał - po prostu nie miał żadnych planów, więc ten kierunek był dla niego dobry jak każdy inny. Gdy więc potwierdził, że przybędzie, kultysta od razu ruszył w drogę, aby uprzedzić swoich pobratymców o tym, że w ich progi zawita wkrótce Miecz Zimy.
        Droga była długa i jak na gust szermierza wyjątkowo monotonna. Za prosta. Kultysta, który zabiegał o jego wizytę, nakreślił mu wyjątkowo dobrej jakości mapę, jakby przed tym jak dołączył do kultu zajmował się kartografią. Po prostu nie można było się zgubić, nawet jeśli czasami zbaczało się trochę z ubitego szlaku, by skrócić biegnącą zakolami drogę dostosowaną dla wozów, a nie wyjątkowo mobilnego samotnego jeźdźca. A że skróty z reguły stanowią urozmaicenie nudnej podróży, to wiedział każdy doświadczony podróżnik. Urozmaicenia mogą być jednak większe i mniejsze, a Jorge trafił akurat na to pierwsze. Chłopak i dziewczyna. On z rozbitym nosem i kijem wzniesionym do obrony, a ona siedząca i… nadąsana? Ciekawy widok.
        - Jakiś problem? - zawołał podjeżdżając do nich. Jego sylwetka odznaczała się wyraźnie wśród ciemnych drzew - był ubrany w biały płaszcz swobodnie zarzucony na ramiona. Jakby prosił się o kłopoty swoim wyglądem i zachowaniem, że tak bez zastanowienia zagadnął obcych w środku lasu. Zaraz jednak zeskoczył ze swojego konia i wtedy nie sprawiał już wrażenia takiego beztroskiego. Był wysoki i widać było, że sprawny, a co najważniejsze: był też uzbrojony. Płynnym ruchem położył dłoń na rękojeści swojej szabli i wysunął ją z pochwy na długość palca. Poruszał się z tą swobodną drapieżnością osoby, która już nieraz broni dobywała, potrafiła walczyć i przelała już w życiu krew. Uważnie przypatrywał się parze, którą napotkał i ewidentnie ich oceniał, choć wyraz oczu nie zdradzał czy uważał któreś z nich za zagrożenie czy za ofiary. Groźni mogli być jednak tylko wtedy, jeśli władali magią a to co widział było przedstawieniem dla naiwnego wędrowca. Gdyby jednak taki był ich plan, wybraliby na swoje popisy jakieś bardziej uczęszczane miejsce, a nie las daleko od traktu, szermierz założył więc, że coś się działo.
Awatar użytkownika
Pani Losu
Splatający Przeznaczenie
Posty: 637
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Pani Losu »

        Ciekawy zwrot… jeszcze chwilę temu Will był w stanie chronić dziewczynę własnym ciałem (i to nie przed byle opryszkiem!), teraz zaś, tuż po tym jak połączyli siły, a ona pomogła mu uciec zaczął się jej… bać. Wszystko przez rasę?
Poniekąd trudno się dziwić - wampiry nie budziły pozytywnych skojarzeń u ludzi, chociażby dlatego, że przewyższały ich siłą, szybkością, przeważnie wiedzą… i piły też krew. Nie każdy wampir przy tym zabijał, choć trudno osądzić jak było z Nathaneą. Czy w ogóle pamiętała?
        A ranne wampiry były ponoć wyjątkowo groźne…
        Więc najwidoczniej nieważne na jak wycieńczoną wyglądała wampirzyca - Will nadal sądził, że miała przewagę. Pewnie słusznie. Jej z kolei nie chciało się tłumaczyć i wymuszać na mężczyźnie milszego zachowania. Prawdą było, że miała chyba za mało cierpliwości. Nie jej wina, że niektórzy pobratymcy wyrobili wśród innych ludów taką, a nie inną opinię ich rasie. Obrażanie się nic tu nie dawało. Wręcz przeciwnie - Will, do tej pory mający robić za bohatera, teraz poczuł się naprawdę głupio. Z drugiej zaś strony wiedział, że wampirzyca to nadal wampirzyca…
        Przybycie Jorge utwierdziło Willa w przekonaniu, że nie ma co pakować się w dalsze kłopoty. Należało zająć się kostką i trochę odpocząć.
        - Nie… wszystko w porządku - odparł z ociąganiem, opuszczając swoją prowizoryczną broń. Coś podszepnęło mu, by skorzystać z okazji i odejść od tej dwójki, a oni już sobie poradzą.

[Ciąg dlaszy - Will]
Awatar użytkownika
Nathanea
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Najemnik
Kontakt:

Post autor: Nathanea »

Cóż za zmiana osobowości? A raczej stosunku młodzieńca do wampirzycy. Dopiero stawał w jej obronie, poświęcając własne życie, a teraz wykazywał tak dużą obojętność... Czy to wszystko naprawdę tylko dlatego, że jest wampirzycą? "Czyżbym trafiła na rasistę?" - pomyślała, po czym odprowadziła Willa wzrokiem. Spoglądała na niego dopóty, dopóki całkowicie nie zniknął pomiędzy drzewami. Była to chwila, przez którą milczała, nie zważając na nieznajomego. Gdy wreszcie zaszczyciła go swym wzrokiem i uwagą stwierdziła, że mocno przypomina jej jakiegoś rycerza lub bardziej... zakonnika. Nie miała złych przeczuć co do niego, póki nie zorientowała się, gdzie trzymał jedną ze swych dłoni. Mimo że nie wiedziała, jak należy się zachowywać w kontaktach z innymi, to jednak instynkt mówił jej, że trzymany za rękojeść miecz nie wróżył nic dobrego. A może to przebłyski z przeszłości? Gdzieś ukryte w podświadomości? Szkoda tracić czasu nad rozważaniem tego, gdyż cokolwiek by to nie było, to dalej ostrzegało wampirzycę przed niebezpieczeństwem.
- Nie. Żaden problem - odpowiedziała dość niepewnie, jednocześnie próbując podeprzeć się o ziemię, by wstać na równe nogi. Ryzykowna decyzja, gdyż nieznajomy mógłby pomyśleć, że wampirzyca szykuje się do ataku, jednak przecież nie wiedziała, co powinna teraz zrobić. Nie spodziewała się braku zaufania ze strony obcych. Tak naprawdę to niczego się nie spodziewała. Przecież nie zetknęła się jeszcze ze światem, przez co była ufna jak dziecko. Dlatego też myślała, że rówieśnicy również odbierają ją tak bezbronnie, jak się czuła.
- Chciałam tylko zapytać o drogę - kontynuowała, gdy akcja pod tytułem "stanąć na nogi i nie upaść ponownie" dobiegła końca. Stłuczona łopatka, rozbita głowa i okolice żeber dalej mocno dawały o sobie znać pulsującym bólem, jednak Nate wydawało się, że rana na czole powoli staje się mniej dokuczliwa. - Jak widzisz mam ciężką noc i nie szukam kłopotów. - Uśmiechnęła się lekko, chwytając się ręką za bolące biodro. - Czy byłbyś bardziej taktowny od tamtego dzieciaka i wskazałbyś mi drogę do najbliższego miasta, osady lub nawet obozu? Bez znaczenia. Bylebym mogła dojść do siebie.
Awatar użytkownika
Jorge
Kroczący w Snach
Posty: 224
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Wojownik , Kapłan
Kontakt:

Post autor: Jorge »

        Ta sytuacja śmierdziała i Jorge coraz bardziej nabierał wątpliwości czy tych dwoje się znało, czy przypadkiem nie przeszkodził w jakiejś napaści. Chłopak za szybko odpuścił i czmychnął, a dziewczyna… Wyglądała na oszołomioną. Nadal siedziała na ziemi i nie reagowała specjalnie ekspresyjnie. Miecz Zimy się o nią trochę niepokoił, lecz zanim się na niej skupił, najpierw długo odprowadzał chłopaka wzrokiem, jakby wolał się upewnić, że nagle nie zawróci i dopiero gdy nabrał pewności obrócił na nią spojrzenie. Drobna, ładna blondynka, blada i ciemnooka. W tej ciemności nie dostrzegł tego, że jej oczy nie były ciemne a czerwone. I wydłużonych kłów też póki co nie dostrzegał. Dłoń na rękojeści trzymał więc nie na nią, a… tak na wszelki wypadek. Bo tamten chłopak mógł wrócić, mogła to być jednak zasadzka, ona mogła nie być wcale tak niewinna jak się wydawało… Gdy jednak dziewczę zaczęło się z wyraźną boleścią gramolić z ziemi, z sylwetki szermierza powoli schodziło napięcie. Jego palce zaciśnięte na broni rozluźniły się, aż w końcu puścił. Podszedł i podał nieznajomej dłoń, oferując w niewerbalny i jednocześnie naturalnie szarmancki sposób pomoc przy wstawaniu.
        - Zapytać o drogę? - podłapał jej wytłumaczenie. - W środku lasu?
        Wątpił w jej wersję, ale ton głosu miał uprzejmy. Nie jemu oceniać, ale nie zamierzał też udawać, że łyka wszystko bezkrytycznie.
        - On cię na pewno nie napadł? - kontynuował ze szczerą, ale nie nadmierną troską. - Jesteś poturbowana…
        Mimo swego stanu dziewczyna wyglądała na twardą sztukę. Była drobna i poobijana, ale stała o własnych siłach i wyglądała na zdeterminowaną, by poradzić sobie tylko z niewielką pomocą szermierza, nawet nie przy wstawaniu tylko przez udzielenie odpowiedzi. On jednak nie był z tych, którzy zostawiliby ranną kobietę w środku lasu tylko przez to, że ona nie poprosiła go o pomoc.
        - Wskazać drogę? - podłapał, jakby nie dowierzał w jej pytanie. - Wykluczone. Nie zostawię rannej dziewczyny by sobie sama radziła. Tym bardziej, że do cywilizacji stąd daleko. Pozwolisz, że cię odprowadzę? Mam konia, będzie łatwiej się przemieszczać, przecież ledwo stoisz… - Szermierz zbliżył się, jakby chciał ją asekurować, ale zaraz wrócił na poprzednią odległość. - Nie obawiaj się, nie jestem żadnym zbirem, nie uprowadzę cię. Nazywam się Jorge. Jorge z Wyspy Lodowego Wraku.
        Jak to mówi stara ludowa mądrość, lepszy diabeł znany niż nieznany, dlatego jej się przedstawił. Nosił tytuł jak typowy błędny rycerz, co powinno chyba działać na jego korzyść, a czy skojarzyłaby go z kultem Wiecznej Zimy… W to akurat wątpił. Na razie więc swoją przynależność do sekty zachował dla siebie.
Zablokowany

Wróć do „Szepczący Las”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości