Szepczący Las[Chata Azalii] Gdy wąż spotka węża...

Utopijna kraina druidów, zwierząt i wszystkich baśniowych istnień. Miejsce przyjazne dla każdego stworzenia. Ogromny las położony w górskiej dolinie, gdzie nic nie jest takie jak się wydaje.
Awatar użytkownika
Azalia
Szukający drogi
Posty: 35
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Eugona
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Azalia »

- Nie ma sprawy, słońce – odpowiedziała wesoło i nim odpowiedziała na kolejne pytanie, zastanowiła się chwilę. – Hmm… A jak dużego?
Choć w sumie skupiałam się głównie na kwiatach… Ale myślę, że mogłybyśmy sporo zaoszczędzić na farbie, gdybym chciała zmienić barwę chaty. W sumie… a gdyby tak ją pokolorować na wszystkie kolory tęczy? – zachwyciła się Azalia, już widząc w myślach swoją wizję. – Albo na niebiesko! I by okrążała cały domek piękna tęcza! Ah! Co ty myślisz?

Naturianka mocno myślała nad podróżą tak daleką, co chwilę spoglądała na swoje kochane kwiatki, o soczystych barwach i niezwykle zdrowym wyglądzie. Miała wątpliwości, czy udałoby im się znaleźć kogoś, kto mógłby im dać tyle samo miłości, opieki i troski.

- To musiałby być ktoś naprawdę zaufany i odpowiedni – myślała, ale nie mogła znaleźć jakoś nikogo, tyle ludzi się przewijało w Danae, z tyloma rozmawiała, a godnego jej ogrodu ogrodnika nie spotkała.

Po chwili jednak zmartwienia odpłynęły gdzieś w dal, by ustąpić miejsca wygłupom i śmiechom do rozpuku. Dodatkowo jeszcze obie sobie podśpiewywały. Eugona zastanawiała się, jak mogła wcześniej wytrzymać tyle w samotności, teraz czuła się znacznie szczęśliwsza.

- No pewnie! – Nauka… cóż, również skończyła się garstką wygłupów, żadnej z dziewczyn to jakoś nie przeszkadzało. Ponadto praca im minęła tak szybko niczym świetna zabawa, a zaciekawienie Eliae potraktowała jak swego rodzaju wyzwanie i sprawiła, iż jej skora przybrała odcień śniegu, tak samo, jak włosy oraz oczy, nie tylko tęczówki, ale także źrenice co nadało jej nieco upiornego wyglądu, choć sama nie zdawała sobie z tego sprawy. – I jak?

Rozpadał się deszczyk, dla nich niegroźny, ale drewno trzeba było schować. Ogrodniczka zachichotała, słysząc to, co powiedziała jej przyjaciółka. Później w chacie przywróciła się już do normy, lubiła swoją tęczę na głowie.

- Nie spływają, tylko ja mogę przywrócić je do normy, a przynajmniej nigdy nie spotkałam nikogo, kto także miałby taką zdolność. – Po chwili dodała. — Zrobię wszystko, co w mojej mocy — po czym ukradkiem ziewnęła i zawędrowała do łóżka.

Powietrze było rześkie, więc eugonom spało się bardzo dobrze, dodatkowo delikatnie stukające o szybę krople deszczu tworzyły usypiającą kołysankę. Azalia śniła o marzeniach, o tym, jak się spełniają, uśmiechała się przez sen. Widziała swoje gospodarstwo, piękną stodołę, gdzie trzyma zwierzęta i razem z Eliae mają nawet konie, a wokół biega wesoło szczekający pies, na dachu wyleguje się zaś pręgowany kot. Może i większość marzy o życiu w pałacu, o bogactwie, ale naturianka akurat chciała właśnie takiego prostego życia.
Gdy się zbudziła, jej towarzyszka wciąż spała, więc poszła delikatnie ją zbudzić z objęć Morfeusza. Chwyciła ją za ramię i potrząsnęła.

- Hej, hej, zbudź się, śpiąca królewno, mamy piękną gwieździstą noc, a po deszczowych chmurach ani śladu! – powiedziała zafascynowana. – Ah… I czas na lekcje, czyż nie? Będę na zewnątrz, przyjdź, jak będziesz gotowa. – Pobiegła nadzwyczaj uradowana, ta radość biła od niej tak mocno, niczym światło popołudniowego słońca.

Na zewnątrz było troszkę chłodno, wiał przyjemny wietrzyk i burzył włosy Azalii, która po chwili usiadła na trawę, by się położyć i patrzeć w jaśniejące gwiazdy. Drzewa rosły tu wysokie, ale wokół chaty było więcej kwiatów, dlatego też mogło się zdawać, jakby roślinność w swej hojności i wdzięczności wydzieliła naturiance prywatny fragment nieba. Nawet gdzieś tam wyraźnie świecił księżyc w pełni.
Wtem dało się słyszeć, jak ktoś stawia kroki na trawie, eugona przyjęła, że to jej przyjaciółka, ale nie leżała aż tak daleko od chaty, by trwało to tak długo, wstała i się rozejrzała. Podeszła po leżącą przy fundamentach motykę do samoobrony i zaczęła szukać intruza. Omal Eliae nie oberwała po głowie, gdy jej głos wywołał nagły obrót tęczowowłosej.

- Rety… Przyznam, że nieco mnie wystraszyłaś – odetchnęła, ciesząc się że nie zrobiła jej krzywdy. – Wydawało mi się, że ktoś tu był…

Wtem za krzakami róży herbacianej coś się poruszyło, coś, co nie należało do drobnych szkodników. Wyraźnie próbowało się ukryć.

- No dobra… lekcja pierwsza, weź głęboki oddech i pomyśl, że jesteś w pełni wężem, nie myśl, że na tym nie panujesz, zaciekaw się, jak będziesz widzieć w tej formie świat, nie ta zła ty, tylko ty, ta prawdziwa. I najważniejsze, nie bój się. – Spojrzała jej w oczy i się uśmiechnęła, po czym po dziewczynie ślad zaginął a na trawie leżał zielono-żółty wąż. Sunął bardzo zgrabnie i bezszelestnie w stronę róż, aż w końcu zniknął pod nimi. Dało się słyszeć dziewczęcy pisk. Spomiędzy roślin wyskoczyła drobna dziewczyna o zielonych oczkach i kruczoczarnych włosach

Zaraz za nią wypełzł wąż, który po chwili znów stał się tą samą poczciwą ogrodniczką. Azalia sprawdziła, jak się miewa Eliae, po czym spojrzała na dziewczynę pytającym wzrokiem, jednak ona spuściła głowę i uparcie nie chciała nic mówić. W takiej sytuacji naturianka postanowiła zacząć.

- Hej, nic ci nie jest?

Zielonooka szybko spojrzała na boki, nadal milczała. Wyglądała, jakby czegoś się bardzo obawiała.

- Jesteś tu sama? – Nie zaprzeczyła w żaden sposób, również nieco podejrzane. Azalia chciała do niej podejść, ale ta cofnęła się o parę kroków, w sumie nic dziwnego, w końcu widziała przemianę. – Nie musisz się bać…
- Potrzebuje pomocy… - w końcu odważyła się cokolwiek powiedzieć.
- Słuchamy cię – uśmiechnęła się przyjaźnie.
- Ja… Ja szukałam was... Chyba… Ciebie i tej… blondynki, gdzie ona jest? – Oczywiście nie rozpoznała Eliae w jej czarnoskórej odsłonie. – Moja mama… Proszę… to musi być teraz… Szybko… Do Danae proszę… - Była strasznie roztrzęsiona i bliska płaczu.
Awatar użytkownika
Eliae
Szukający drogi
Posty: 45
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Eugona
Profesje: Uzdrowiciel , Włóczęga , Artysta
Kontakt:

Post autor: Eliae »

        Eliae nie przestawała się uśmiechać.
        - Na przykład taki zamek? Jak myślisz, byłabyś w stanie? - dopytywała eugona. Zdolności jej koleżanki naprawdę ją fascynowały. Naturianka sama nie mogła się pochwalić czymś wyjątkowym. Potrafiła leczyć, to prawda, rysować też, aczkolwiek to mógł robić każdy Alarańczyk. Eliae natomiast nie potrafiła robić nic, co mogłoby wzbudzić podziw u innych, co byłoby tylko jej, co byłoby wyjątkowe…
        - To zapewne wyglądałoby wspaniale! - Radość Azalii udzieliła się również naszej bohaterce, a więc z uśmiechem wyobraziła sobie tak kolorowy domek. Tyle kwiatów, które dodają mu uroku, tylko wzbogaci cały efekt. Tyle szczęścia, tyle kolorów jednym miejscu… - Piękne - powiedziała Eliae, niby to do przyjaciółki, ciągle myśląc nad wyglądem jej chatki. Ludzie, których tutaj przyprowadzi, będą zachwyceni ilością pracy, jaką włożyła eugona, lecz potem okaże się, że tak naprawdę tylko pstryknęła palcami i zamieniła swój domek w majestatyczny zamek. A inni ludzie musieliby zakupić kilka kubełków farb, malować, planować… Niekoniecznie w tej kolejności.
Eliae kiwnęła głową. Rozumiała, że Azalia nie będzie chętna pozostawić swojego ogrodu komuś, komu nie ufa. Kiedyś może im się uda i wyruszą w większą podróż, ale na pewno nie teraz. Nie w tym momencie. Miały coś większego na głowie.
        - Może kiedyś kogoś takiego znajdziemy - zapewniła Eliae, lecz nie mogła nic obiecać. Jej słowa rozwiał wiatr, jakby chciał wszystkim oznajmić, że eugony pragną znaleźć kogoś, komu mogą zaufać. Na tę chwilę mają tylko siebie.

        Nauka piosenek minęła im na zabawie i pracy. Ilość gałęzi powoli stawała się spora, aż eugona zaczęła rozmyślać, jak one to doniosą do chatki (nawet razem z taczką). Na szczęście wszystko wszędzie pomieściły, a powrót do domku odbył się w radości i śmiechu. Azalia mogła odczuć, jak bardzo Eliae się przed nią otworzyła. Młoda, zabójcza eugona nie zawierała wielu znajomości. Zawsze obawiała się, że swojego potencjalnego kolegę zabije w okrutny sposób. Przyjaźń jest wspaniałą sprawą, lecz nigdy nie obejdzie się bez jakiejś sprzeczki. Ile lat trwa przyjaźń, tak musi się trafić kłótnia bądź coś, co sprawi, że Eliae przemieni się w węża pod wpływem emocji. A wtedy już koniec, mogłaby zabić swojego przyjaciela albo on by ją znienawidził. Które uczucie byłoby gorsze? Eliae nie mogła tego stwierdzić. Dawno temu prawie zabiła brata, który był jej bliski, ale nienawidził jej odkąd została członkiem jego rodziny, ponieważ była potworem. On to potrafił dostrzec. Widział, jak skóra jego przyszywanej siostry łuszczy się, widział, że jest inna. W miejscach złuszczeń powstawały łuski, paskudne, białe i oślizgłe. Wyrywał je za każdym razem, aż przestały rosnąć…
        - Wyglądasz majestatycznie, milady - rzekła wyniośle Eliae, odgarniając swoje czarne loki prostym gestem, jak wychwalająca się królowa, po czym zaśmiała się i stanęła obok białej Azalii. Wszystkie złe i smutne wspomnienia ponownie odeszły w niepamięć, do zakurzonej, rzadko odkopywanej części dzieciństwa Eliae.

        - Dziękuję. - Eliae udała się do pokoju, który wcześniej dostała. Tam chwilę przespała, myśląc, jak będzie wyglądać jej nauka. Denerwowała się. Czy to trudne utrzymać taką bestię w garści? Te myśli sprowadziły na nią szybki sen.

        Pierwszą rzeczą, jaką zobaczyła Eliae po przebudzeniu, była przyjazna twarz Azalii.
        - Jeszcze pięć minutek… - Eugona przewróciła się na drugi bok, wypinając dolną partię kręgosłupa do koleżanki. Jej drzemka nie trwała długo, gdyż Azalia wspomniała o nauce. To sprawiło, że czarnoskóra zerwała się z łóżka i ogarnęła w pięć minut swoje jakże niesforne loki. Ta fryzura to koszmar, ale stanowiła swój urok, jeśli chodziło o wygląd eugony. Eliae w podskokach wyszła z mieszkania i pisnęła, widząc motykę przed oczami.
        - Więc cieszmy się, że to ja, bo ten biedny intruz skończyłby z dziurą w głowie - zaśmiała się nieco, by rozluźnić atmosferę. Jednakże wieści o tajemniczym, nieproszonym gościu zaniepokoiły naturiankę. - Ktoś tutaj był? - zapytała głupio, jakby nie zrozumiała przekazu. Zmarszczyła brwi, po czym ukradkiem rozejrzała się. Szelest liści krzewów dawały znak, że ktoś uparcie nie chce zostać zauważony.
        Eliae jednym uchem słuchała słów Azalii, która tłumaczyła jej, jak okiełznać wilka, wówczas drugim uchem wyraźnie nasłuchiwała zmian i podejrzanych dźwięków. Eugona spojrzała w oczy przyjaciółki, która cały czas ją pocieszała. Która dawała jej wiarę we własne siły. Naturianka kiwnęła głową, po czym zamknęła oczy. Nie widziała, jak Azalia wpełza pod krzak, skupiła się bardziej na tym, co wcześniej powiedziała. Eliae czuła, jak jej krew wrze. Za wszelką cenę starała się zachować trzeźwość umysłu. Chciała być sobą, chciała wiedzieć, jak będzie wyglądać radość, kiedy to silna postać eugony będzie pod kontrolą naturianki. Jednak niespodziewany pisk małej dziewczynki przerwał przemianę, Eliae otworzyła oczy i spojrzała w kierunku, z którego dochodził dźwięk. Nasza bohaterka nawet nie zdawała sobie sprawy, jak teraz wygląda; przerwana przemiana zostawiła po sobie ślady. Kilka widocznych (na ciemnej skórze okazały się wręcz rażące) białych łusek odznaczyło się na twarzy i dłoniach Eli. Źrenice zwężyły się. Całość jednak zniknęła po jakimś czasie, co sprawiło, że tajemnicza dziewczynka nawet nie zdążyła się wystraszyć.
Azalia podchodziła do małej bardzo delikatnie. Widać, że czarnowłosa zgubiła się, poszukując ich. Eliae zaczęła się zastanawiać, po co. Dlaczego są jej tak potrzebne.
        - Co się z nią stało? Z twoją mamą? - zapytała pośpiesznie, ukradkiem zerkając na przyjaciółkę. - Zaczekaj, pójdziemy po tę… Tę jasnowłosą. - Dała znak ogrodniczce, by ruszyła za nią. Nie dotarły do domu, jedynie zniknęły z pola widzenia dziewczynki, więc Eliae poprosiła o swoje wcześniejsze barwy. Gdy ponownie stała się bladą sobą, obie kobiety wróciły do młodej dziewczynki.
        - Prowadź - ponagliła eugona, po czym wszystkie ruszyły za “intruzem”. W formie węża byłoby szybciej, lecz nie mogły aż tak ryzykować, więc pobiegły do Danae o własnych siłach.

        Domek, do którego zaprowadziła je dziewczynka, znajdował się na obrzeżach miasta. Drewniany i zadbany zachwycał wysokością. Musiał mieć kilka pięter.
Awatar użytkownika
Azalia
Szukający drogi
Posty: 35
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Eugona
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Azalia »

- Zamek? Myślę że tak, choć mogłabym być po tym nieco zmęczona… Czy ty planujesz zrobić psikusa i tak komuś zamek przekolorować? – zachichotała Azalia, wyobrażając sobie miny jego wysoko postawionych mieszkańców, gdyby zobaczyli że ich pałac jest nagle tęczowy albo czarny jak smoła, albo w jakieś śmieszne ciapki. Teraz jednak trzeba było się zająć chatą i eugona podbiegła do niej, bo przez dotyk łatwiej niż na odległość. I od jej rąk przykładanych do drewnianych ścian wylała się tęczowa plama pełznąca po całej chacie, póki ta całkiem nie straci typowo brązowych odcieni, natomiast dach przybrał barwę nieba – Tamtaratam! – zanuciła, gdy proces malowania się zakończył.

Azalia myślała jeszcze chwilę nad zastępczym ogrodnikiem. Nie dość że ktoś zaufany to jeszcze z umiejętnościami. Ktoś, kto się na tych sprawach zna mógłby z zazdrości zniszczyć na przykład. Natomiast bez odpowiednio doświadczonej osoby ogród by nie przetrwał.
Później zaś, po pracy, po śpiewaniu nadszedł czas na powrót do domku. Dobrze jest mieć przyjaciółkę, wreszcie nie trzeba gadać do samej siebie. Dziewczyny się trochę powygłupiały, bo czymże jest praca bez zabawnych przerywników. Kolejny dzień minął zakończony błogim snem. Jednakże noc szykowała niespodziankę.
Naturianka zbudziła Eliae jednak ta nie od razu wstała, czasem po prostu ciężko się zbudzić, gdy łózko takie wygodne. Jednakże, gdy ciemnoskóra przybiegła, tęczowowłosa dzierżyła już w dłoniach improwizowany oręż. Eugona również zachichotała słysząc słowa koleżanki, jednak słychać było lekki niepokój w jej głosie.

- Najwyraźniej, ale nie podoba mi się to, że się ukrywa…

Azalia, choć była zajęta intruzem starała się jak mogła, by wyjaśnić swej towarzyszce co i jak. Naprawdę chciała jej pomóc, ale nie umiała się jeszcze rozdwoić. Nieco martwiła się, czy nie powinnam tego przesunąć, tak blisko było… No ale trudno, nikt nie mógł przewidzieć niespodziewanego gościa. Jeszcze musiała przyjąć formę węża, zawsze tak robiła, jak po ogrodzie pałętał się jakiś szkodnik więc tak z przyzwyczajenia więc dobrze że ciemnoskóra tego nie widziała, kto wie, czy to by jej nie przeszkodziło.
Jednak ten dziecięcy pisk w miarę uspokoił, ale równocześnie zmartwił, bo co robi dzieciak i to dziewczynka sama w nocy błądząc w lesie? Azalia podeszła do niej jednak z pytaniem wyprzedziła ją Eliae.

- Jest chora… bardzo – odpowiedziała drżącym ze strachu i zmęczenia głosem.

Na chwilę jednak eugony musiały pozostawić dziewczynę samą, by po kryjomu przywrócić ciemnoskórej dawny wygląd. Poszło bardzo szybko, oczy, włosy, karnacja wróciły do normy i powróciły do dzieciaka.
Młoda zaprowadziła je do Danae a strach jakby dodawał jej siły by mogła biec i biec choć dyszała strasznie ze zmęczenia i cała już była mokra. Gdy stanęli przed drewnianym domem, młoda ściszyła głos.

- Tylko po cichutku błagam… By ojca nie zbudzić, bo on… - zawahała się bliska płaczu i nie dała rady dokończyć – Mama jest w pokoju na górze, proszę – otworzyła ostrożnie drzwi i weszła.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

Skąd przybywa

        Dni mijały jak szalone, w większości spędzone na grzbiecie demona prowadzącego go... No właśnie. Aldaren nie miał pojęcia, dlaczego przybyli do Danae. Dziwiło go też, dlaczego Zabor przez całą drogę niósł go na swoim grzbiecie, jak jakiś koń, bez najmniejszego mruknięcia. Wielokrotnie również pytał, czemu piekielny ogar nie przybierze postaci zwykłego wilka jak wcześniej, na co jedynie odpowiadał: "Zawszyj gębę". Za którymś razem wampir już po prostu odpuścił, domyślając, że jego towarzysz nie może zmienić swojej formy i jest zły za to co nieumarły zrobił nim uciekł w pośpiechu przed żniwiarzem, który pragnął go zabić. Wciąż nie rozumiał, czy naprawdę widział łzy w jego oczach, czy naprawdę słyszał krzyk niebianina. Cały czas to wszystko wypełniało jego myśli, ale im dłużej starał się to zrozumieć, tym większy mętlik miał w głowie. Czuł się okropnie i wiele razy miał ochotę zawrócić, spróbować jakoś wyjaśnić Gregeviusowi to co się stało, ale za bardzo bał się, że po tym już nigdy nie będzie mu dane zobaczyć wschodu słońca.

        - Który to już dzień oblega twoją piwnicę? - spytał Zabor, przewracając się w stodole na brzuch i spojrzał na starego grabarza.
        - Odkąd przybyliście nie wychodził z niej ani na moment. Co wyście znów najlepszego zrobili? - westchnął poirytowany. Aldaren uratował mu kiedyś życie, kiedy jeden z jego martwych klientów, gotowych do pochowania postanowił jednak wrócić do żywych. Odtrącony przez społeczeństwo z racji wykonywanej profesji, starzec nie miał zbyt wielu znajomych i nikt go nigdy nie odwiedzał... O ile ktoś w mieście nie umarł. Wampir wychodząc na przekór przesądom i zdaniu innych nie tylko go ocalił, ale przez cały swój pobyt w Danae robił dla niego zakupy, a na koniec zostawił samotnemu mężczyźnie sakiewkę z trzydziestoma złotymi gryfami i nawet znalazł mu małego pomocnika, któremu mógłby przekazać po swojej śmierci opiekę nad cmentarzem i nowymi pochówkami. O tak, Derim wiele zawdzięczał młodemu krwiopijcy. - Wiem, że jest nieumarły, ale rozchoruje się jeśli jego samopoczucie się nie poprawi i nie będzie chciał... Się najeść.
        - Może ty mu to uświadomisz, mnie i tak nigdy nie słuchał. - Wielka kościana szczęka się rozwarła, kiedy znudzony demon ziewnął i ułożył się na drugim boku, aby pójść spać skoro nie miał nic do roboty. W sumie nawet nie miał możliwości wyjścia z ukrycia, bo zaraz znalazłby się ktoś, kto chciałby zgładzić potwora.
        - Wujku Derimie... - przyszła do nich młoda dziewczyna, która z przestrachem w oczach spojrzała na monstrum drzemiące spokojnie na rozsypanym po stodole sianie. Przełknęła jednak z obawą ślinę i zebrała w sobie odwagę. - Nie ma naszego gościa z piwnicy i mojego Lekro. - Wydusiła z siebie w końcu z niepokojem, a zaskoczony tym starzec zaraz za nią wyszedł i oboje udali się na poszukiwania.

        Tymczasem obaj mężczyźni spacerowali ulicami miasta gawędząc o wszystkim i o niczym. Wampir gratulował chłopakowi, którego kiedyś przyprowadził do domu grabarza, nadchodzącego ślubu i chciał wyprawić mu coś na wzór wieczoru kawalerskiego. Może i obejmowało to tylko wyjście do karczmy i zapłacenie za wszystkie wypite kolejki, ale i tak obaj się świetnie bawili. Nawet Aldarenowi się humor poprawił widząc radość na twarzy przyjaciela. Czując na sobie ciekawskie spojrzenia, choć siedzieli na uboczu, aby nie rzucać się w oczy, rozejrzał się po przybytku i napotkał wzrok kilku kobiet, które od razu się zarumieniły i skupiły swoją uwagę na czymś innym, niż młody, nieumarły szlachcic.
        - Bowiez mi jag do jezd, sze niemal gaszda zie zzza dobą ogląda? Nie wyoszobraszasz zobie przyz dzo ja muzziłem brzychudzić ubigując zie o wzgl... wzgle... glo... uwagę Mili, a dy...
        - To nie tak jak ci się wydaje, Lekru. Widzisz, kiedy weszliśmy spojrzało z obojętnością w moją stronę tylko kilka par oczu, uwagę zacząłem na sobie skupiać dopiero kiedy moja sakwa zabrzęczała i wyjąłem z niej złotego gryfa, aby zapłacić karczmarzowi za to by co chwila przynosił nam piwa. - Wyjaśnił ze wzruszeniem ramion.
        - Nooo tag, ale...
        - Nie ma ale. Spójrz na nie, część z nich pracuje w zamtuzie na piętrze, pozostałe bez namysłu zostawiłyby swojego ukochanego dla swojego bogacza, bo kobiety są jak sroki - uwielbiają błyskotki. - Dopił do końca swój kufel i się przeciągnął. - Starczy już tobie przyjacielu na dziś. Wracajmy do staruszka. - Poklepał pijanego po ramieniu i wstał od stołu.

        W karczmie było bardzo głośno, a przy skocznej muzyce i unoszącym się w powietrzu zapachu alkoholu, dało się wyczuć nadciągające kłopoty. Poza tym to było kwestią czasu, nim ktoś w końcu zdzieli innemu klientowi w mordę. Nim jednak wyszedł skupił swoją uwagę na kiwającym się w stanie nietrzeźwości, nieprzyjemnym typie bredzącym coś o swojej żonie. Niby nie ma się czym przejmować, ale wnioskując po jego stanie fizycznym, jak i psychicznym sprawa nie zasługiwała na obojętne przejście obok.
        - Zostaniesz dzisiaj na noc tutaj, bo nie pozwolę abyś sam wracał do domu. Tylko nie narób głupstw. Wiem, że jesteś pijany, ale pamiętaj, że będziesz się żenił. - Zwrócił się do przyjaciela i zerkając w stronę karczmarza, pokazał mu tylko, aby zaprowadził jego pijanego towarzysza do pokoju, a przez rzucenie mu ostrzegającego spojrzenia dał jasno do zrozumienia, że młody chłopak ma być w pokoju sam.

        Kiedy już został sam, usiadł obok mamroczącego faceta i zaoferował swoją pomoc. Nie było łatwo przekonać go do siebie, a ubezwłasnowolnianie jego myśli nie należało go kulturalnych i humanitarnych zachowań. W końcu jednak udało mu się opuścić lokal, wraz z pijanym mężczyzną i podtrzymując go skierował się do jego domu. Przymrużył z podejrzliwością oczy, ponieważ drzwi nie były domknięte jakby ktoś w pośpiechu zapomniał o ich zamknięciu i zdawało mu się, że słyszy stłumione przez ściany głosy.

        - Ktoś jeszcze z panem mieszka? - spytał z rosnącą czujnością. Spotykanie w cudzych domach obce osoby "pożyczające" sobie kilka rzeczy, wielokrotnie się zdarzało w obecnych czasach, dlatego Aldaren wolał wiedzieć na co się przygotować i jak zareagować, kiedy okaże się, że w środku ktoś, oprócz chorej kobiety, jest.
        - Dzuruchnę jedno mom, ale łona źbi - wysapał, a podtrzymujący go skrzypek skrzywił się czując alkoholowy wyziew wydobywający się od pijaka.

        Wprowadził go do środka i posadził na lichym fotelu w skromnym saloniku na parterze, połączonym z kuchnią. Kiedy pozbył się balastu, który zaraz usnął, rozejrzał się i cicho zaczął wchodzić po schodach na górę. Nie wiedział czego się spodziewać i żałował, że jedyną jego bronią był wielki miecz, który zostawił w domu grabarza. Zawahał się przy wstąpieniu do sypialni na piętrze, nie chciał zakończyć swojego żywota, zaskoczony przez jakiegoś bandytę. Wziął kilka głębokich wdechów i stanął w drzwiach patrząc na dziewczynkę i dwie młode kobiety, niezwykłej urody. Jedna miała długie kolorowe włosy, przypominające tęczę, a druga miała bardzo jasne kosmyki. Odchrząknął teatralnie, chcąc zwrócić na siebie ich uwagę, aby nie wystraszyć nagłym odezwaniem się.
Awatar użytkownika
Eliae
Szukający drogi
Posty: 45
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Eugona
Profesje: Uzdrowiciel , Włóczęga , Artysta
Kontakt:

Post autor: Eliae »

        Eliae zaśmiała się cichutko, słysząc żart przyjaciółki. Oczywiście wspomniany jegomość mógłby się nieźle wkurzyć na nowinkę, że jego mroczny zamek stał się różowy i ocieka słodkością.
        - Ależ skąd, ja nic nigdy nie planuję. Samo wychodzi w praniu - rzekła, uśmiechając się szeroko. Klasnęła w dłonie, widząc popis Azalii, która jednym dotykiem zamieniła swój dom w wesołą chatkę. Eliae zachwyciła się dziełem eugony i z jej ust wydobyło się ciche “niezwykłe”. Chciała za wszelką cenę posiadać coś tak niesamowitego, coś, co wyróżniłoby ją spośród innych naturianek.
A przecież już była potworem. Czy to nie wystarczy?

***

        Eliae kiwnęła głową, dając znać koleżance, że rozumie. Intruz najwyraźniej miał do kobiet jakiś interes, niecne zamiary, kij wie co jeszcze, skoro zakradł się do ogrodu Azalii. A zapewne oczywistym jest, że nikt, ale to nikt nie pragnie zostać ofiarą zamordowaną w swoim własnym domku. W domu, w miejscu, które wszystkim kojarzy się z bezpieczeństwem, cichym zakątkiem. Z ciepłym ogniskiem. Z rodziną…
Eugonie na wspomnienie tego zrobiło się smutno. Jej rodzina chciała ją zabić za to, kim jest i jaka jest. Więc czym może być dom, skoro nawet tam czyha niebezpieczeństwo?
        Kobieta zaczęła się zastanawiać, czy nie lepiej teraz dać się ponieść… Ochroni Azalię, jeśli się przemieni w eugonę i przepędzi intruza? Może przecież też niechcący zranić także przyjaciółkę…
Sytuację uratował dziewczęcy pisk. Mała dziewczynka, która poszukiwała pomocy, zakradła się do ogrodu eugony. Kobiety zareagowały od razu, ruszając na pomoc. Przecież Eliae, która pragnęła ratować życia, leczyć ludzi, nie mogła tak po prostu tego wszystkiego zignorować.
Mimo że była potworem.

        Domek wyglądał naprawdę ładnie. Mimo że zawiasy w drzwiach pozostawiały wiele do życzenia (cicho nie dało się wejść do mieszkania), meble i pozostałe wyposażenie mieszkania wyglądało na bardzo zadbane. Eliae rozejrzała się niemal od razu, jak tylko przekroczyła próg. Wszystko wydawało się takie… Miłe. Zdjęcie rodzinne, wywieszone na ścianie, przedstawiało szczęśliwych ludzi. Nawet dziewczynka, która przyprowadziła tutaj eugony, wydawała się radosna. Wówczas kiedy w swoim domu, przed eugonami, wyglądała, jakby miała się zaraz rozpłakać.
        - Co się dzieje twojej mamie? - zapytała szeptem Eliae, biorąc pod uwagę słowa małej. - I… co z twoim ojcem? - Ponownie spojrzała na zdjęcie przedstawiające szczęśliwą rodzinę. Radość aż raziła w oczy. Eugona zmartwiła się, co się mogło takiego wydarzyć.
Westchnęła tylko. Bo cóż niby ona może poradzić? Tylko pomóc uleczyć jej matkę. Chociaż tyle jest w stanie zrobić dla dziewczynki.
        - Prowadź nas do swojej mamy - rzekła Eliae. Pierwszy raz od bardzo długiego czasu w głosie kobiety słychać było tę nutę determinacji, pewności siebie. Bo pierwszy raz Eliae czuła się jak w domu.
U siebie w domu, gdzie wszyscy chcą cię zabić.
        Dziewczynka zaprowadziła obie eugony do pomieszczenia na górze. Tam w pokoju leżała kobieta o czekoladowych włosach i porcelanowej twarzy. Biała jak trup, chciałoby się rzec. Eliae przeraził ten widok.
A jeszcze bardziej przestraszyła się zgrzytu zawiasów.
        Odwróciła powoli głowę w stronę drzwi. Ktoś na pewno wszedł do domu, nie były same. Co jeśli to ojciec dziewczynki zbudził się i teraz zmierza do pokoju żony? Mogą wyniknąć z tego niemiłe konsekwencje. Eliae nabrała powietrza, po czym wypuściła je z lekkim świstem i podeszła do drzwi. Sięgnęła za klamkę, gdy nagle do pokoju wszedł mężczyzna. Eugona zbladła, myśląc, że to ojciec dziewczynki. Zbieg okoliczności sprawiły, że Eliae stała bardzo blisko niego. Cofnęła się odrobinę, chowając twarz za Azalią i w jednej chwili rumieniąc się jak świeżo zerwana truskawka. Zmierzyła gościa wzrokiem zza pleców koleżanki.
        - Przepraszamy za najście… - Kątem oka spojrzała na dziewczynkę, która zaprzeczała ruchem głowy.
        - To nie ojciec - powiedziała. - Kim pan jest…? - zadała to pytanie tak cichutko, że trzeba by absolutnej ciszy, aby to usłyszeć. Eliae tym bardziej się speszyła, ale natychmiast przypomniała sobie, po co tutaj się znajduje. Obejrzała się na leżącą w łóżku kobietę, po czym podeszła do niej i uklękła obok.
        - Co jej jest? - zapytała dziewczynki. Eugona nie czekała jednak na żadną odpowiedź, tylko zajęła się poszukiwaniem jakichkolwiek wskazówek o stanie zdrowia kobiety. Brązowowłosa oddychała ciężko, pot lał się z jej czoła. - Możesz przynieść zimną wodę i jakiś ręcznik? Jest cała rozgrzana… - powiedziała Eliae, kierując te słowa do… w sumie, nikogo konkretnego.
Awatar użytkownika
Azalia
Szukający drogi
Posty: 35
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Eugona
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Azalia »

Azalia skrzywiła się, gdy drzwi zaskrzypiały, a dziewczynka prawie podskoczyła ze strachu, najwyraźniej okropnie się bała ojca i tego, że mógłby przyłapać ją o tej porze poza łóżkiem i to z obcymi!
Tęczowowłosa spojrzała na ciemne meble i z trudem przezwyciężyła pokusę, by ich nie pokolorować. Obrazy na ścianie zachwycały Azalie, ah, gdyby tylko ktoś mógłby namalować ją i jej ojca, miałaby cudowną pamiątkę, szkoda, że o tym nie pomyśleli.

- Moja mama jest bardzo chora, nie może wstać z łóżka, dużo kaszle, ma gorączkę i takie dziwne bąble na skórze… - powiedziała zmartwiona, na pytanie o ojca mała zwiesiła głowę i skryła twarz za czarnymi kosmykami.

Ogrodniczka położyła jej rękę na ramieniu i przykucnęła, by móc spojrzeć młodej w oczy. Uśmiechnęła się do niej pokrzepiająco.

- Nie bój się kochanie, wszystko będzie dobrze, tylko musimy wiedzieć…
- Tato… On lubi pić i czasem nas bije i się go bardzo boję… - powiedziała szybko i głowa jej jeszcze bardziej opadła.
- Oh, kochanie, ludzie czasem… popełniają błędy, tatuś ma problem, ale mogę z nim pogadać, jeśli zechcesz, bo jestem pewna, że ciebie i twoją mamusię kocha i zrobi wszystko dla was…
- Nie prawda, wy go nie znacie, jest okropny i nie zmieni się, bo już nas nie kocha, on kocha pić rzeczy dla dorosłych, a my mu wadzimy, dlatego właśnie nie chciał sprowadzić dla mamy lekarza, chce byśmy umarły…! – wykrzyczała z siebie, na szczęście niezbyt głośno i zaczęła płakać.

Tęczowowłosa naturianka aż zaniemówiła, słysząc to wyznanie. Nie wiedziała co odpowiedzieć, po prostu jeszcze raz przytuliła małą.

- Pomożemy twojej mamie – stwierdziła tylko i ruszyły w stronę pokoju kobiety, spoglądając wymownie na Eliae, miała nadzieję, że poradzi ona sobie ze swym talentem do leczenia.

Dotarły całkiem sprawnie i szybko, i jak myślały, nie zwracając niczyjej uwagi. Gdy zobaczyły matkę dziewczynki, nie sposób było nie posmutnieć przy takim widoku, biedaczka ledwo żywa. W ciszy przerywanej od czasu do czasu atakiem kaszlu. Azalia, słysząc skrzypnięcie, odwróciła się natychmiastowo gotowa na przemianę i obronę w razie czego. Jeśli ojciec małej był faktycznie taki zły, to nie da przecież mu skrzywdzić niewinnej kobiety i dziecka. Jasnowłosa poszła to sprawdzić, szybko jednak znalazła się za plecami ogrodniczki, która teraz stała naprzeciwko intruza z bojową miną, choć nigdy nie walczyła, ale teraz była gotowa, choćby pazurami.
Jednak młoda zaprzeczyła, to nie wyrachowany tatuś, na szczęście. Tylko w takim razie… kto? Jej przyjaciółka spytała co prawda, ale mógł jej nie dosłyszeć, więc eugona poleciła jej iść do matki, sama zaś powtórzyła pytanie wyraźnie.

- Kim jesteś? – nie bała się, ale nie ufała też mu do końca.

Tymczasem matka zakaszlała i trawiła ją gorączka. Łapała się za głowę, musiała ją boleć, ledwo rękę podnosiła. Jednakże, gdy uniosła to dzięki temu, że miała koszulę nocną, dało się zauważyć pachy pokryte ciemnymi dymienicami.

- Nie wiem, co jej jest… Już lecę! – powiedziała i ruszyła szukać wody i ręcznika. Wróciła po niedługiej chwili z wiaderkiem wody i ręcznikiem przewieszonym przez ramię. Szła szybko, więc niestety zostawiła za sobą trop z kropelek wody.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Starał się iść najciszej jak potrafił, aby nikogo nie wystraszyć, nie sprowokować prawdopodobnych rabusiów do zaatakowania go, ani nie obudzić pijanej głowy domu, jednakże skrzypiące, zwilgotniałe miejscami, drewniane schody nie były przyjacielem wampira w obecnej sytuacji. Po otworzeniu drzwi na piętrze prowadzących do sypialni właściciela i jego żony, sam był zaskoczony widząc jasnowłosą dziewczynę, na którą omal o włos nie wpadł. Choć światło nie było najlepsze, on zdołał dostrzec rumieniec nieznajomej, na co się lekko uśmiechnął. Był to jednak nieco stłumiony grymas, gdyż Aldaren nie chciał wystraszyć zgromadzonych swoimi kłami. W końcu przyszedł tu jedynie by pomóc chorej małżonce pijaczyny z karczmy.

        Spojrzał pytająco na jasnowłosą, a po tym na dziewczynkę, gdy został wzięty za ojca małej i zaraz kiedy dorosłe kobiety zaczęły domagać się wyjaśnień, skłonił się z gracją i szacunkiem jakby znajdował się na jakimś uroczystym balu, a nie w skromnej, pozostawiającej wiele do życzenia kamienicy, która niemal na staję błagała o jakiś mały remoncik lub chociaż częściowe odświeżenie. Postanowił nie trzymać nieznajomych dłużej w niepewności, nawet jeśli to kim jest i co tu robił było najmniej ważną sprawą w danej chwili.

        - Aldaren van der Leuuw, do usług - zaczął łagodnym tonem i delikatnym uśmiechem. - Zostałem poproszony o pomoc dla tej kobiety przez pana tego domu - odparł prostując się i już z poważniejszą miną omiótł spojrzeniem kobiety i dziewczynkę, ale jego lazurowy wzrok zatrzymał się na dłużej na chorej matce.

        - Pora już nie jest odpowiednia dla takiej małej panienki jak ty - zwrócił się do dziewczynki, posyłając jej jeden ze swoich przyjaznych, ciepłych uśmiechów. Według niego dziecina w niczym im nie pomoże i nie chodziło o to, że będzie mu przeszkadzała, nawet jeśli w pokoju zrobiło się tłoczno, przede wszystkim nie chciał, aby dziewczynka się zaraziła.
        - Wy też lepiej żebyście stąd wyszły drogie panie... - mruknął przykucając obok zarażonej i uważniej ją oglądając dla upewnienia się, że pierwsze jego założenie było trafną diagnozą. Doskonale pamiętał jak Mistrz mu opowiadał o chorobie, która potrafiła zabijać całe wioski, zwierzęta i ludzie padali jak równie sobie istoty, a nieumarli pod wodzą lichy i nekromantów żerowały na zwłokach zmarłych, aby zapobiec rozprzestrzenianiu się zarazy, tym bardziej, że działo się to niebezpiecznie blisko jego kochanej Maurii.

        - Morowa zaraza jeśli się nie mylę... - powiedział cicho z niepokojem na twarzy. Z wyleczeniem kobiety nie miałby problemu, ale martwił się o to, że miasto było zagrożone epidemią, właśnie dlatego bardzo, ale to bardzo chciał się mylić. Nie mógł jednak tak tego zostawić i po prostu sobie pójść, jakby nigdy nic, nie chciał przede wszystkim zawieść dziecka bojącego się o zdrowie kochanego rodzica.

        Cofnął się po chwili od chorej, dając jasnowłosej zrobić jej zimne okłady dla zbicia gorączki. Musiał pomyśleć co poradzić aby zapewnić bezpieczeństwo domownikom i najbliższej okolicy, a także przypomnieć sobie czym zacząć leczyć matkę dziewczynki. Oczywiście mógłby pójść na skróty i zmienić kobietę w wampira, pozbawiając ją po przemianie kłów, by nie mogła nikogo skrzywdzić, ale jako nieśmiertelna przeżyła by własne dziecko, a biorąc pod uwagę własne doświadczenie - nie życzył tego żadnemu rodzicowi. Choć w jego przypadku było inaczej, gdyż to on musiał zabić własnego syna, który już jako dorosły mężczyzna postanowił zostać łowcą wampirów i zaatakował niebieskookiego i jego mistrza.

        - Orientujecie się czy jest jeszcze otwarty sklep zielarski? - zapytał w ogóle nie dopuszczając do wiadomości informacji o tym, że w takim mieście jak Danae, mogłoby nie być zielarza, a on sam niestety nie zwykł zbierać po drodze roślin leczniczych, kiedy był w podróży, mu one nie były potrzebne, tak samo jak Zaborowi, a oboje rzadko natrafiali na kogoś potrzebującego lekarstw, częściej zdarzali się tacy, których trzeba dobić, albo wystarczy opatrzyć prowizorycznym opatrunkiem.

        Spojrzał na obie kobiety nieziemskiej urody, z którymi może udałoby mu się zaprzyjaźnić, jednakże obecna pora nie była odpowiednią, tym bardziej, że obie nieznajome zapewne przybyły tu z tego samego powodu co on - wyleczyć chorą matkę i żonę.
Awatar użytkownika
Eliae
Szukający drogi
Posty: 45
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Eugona
Profesje: Uzdrowiciel , Włóczęga , Artysta
Kontakt:

Post autor: Eliae »

        Eliae zmartwiła się. Tak bardzo bolało ją spojrzenie dziewczynki, która obawiała się utraty matki; swego jedynego wsparcia na tym świecie. Ojciec pije, matka chora, nikogo, kto może się zaopiekować młodą. Eugona przełknęła ślinę. Nie ma czasu na zastanawianie się. Trzeba pomóc tej kobiecie. Jej życie spoczywa w rękach Eliae. Tylko.
Czyżby, wężyku?
        Jasnowłosa zacisnęła pięści, aż paznokcie wbiły się jej w dłonie. Ból otrzeźwił umysł kobiety, przywracając na ziemię. Świat tak właśnie funkcjonuje, tego wyleczyć nie może.
Na głupotę ludzką nie ma lekarstwa.

        Eliae wstrzymała oddech, widząc przybysza. Przedstawił się tak, jakby należał do wysoko urodzonego mieszczaństwa tego miasta, nawet szlachty. Eugona czuła się przez to taka malutka, nic niewarta dla społeczeństwa.
Morderczyni!
        Chciała leczyć ludzi, których nie było stać na wizyty u wyspecjalizowanych medyków. Pragnęła, choć to samolubne, by to do niej ludzie przychodzili w potrzebie.
        - Eliae - wymamrotała cichutko jak myszka, szara i nikomu niepotrzebna.
Zabójczyni!
        - Tatuś…? - Dziewczynka widocznie się rozpromieniła, ale po chwili jej uśmiech zgasł. Przypomniała sobie widocznie coś, co nie mogło wywołać radości na ślicznej, dziewczęcej twarzyczce. Eliae aż posmutniała.
        - Również zostałyśmy tutaj przyprowadzone w prośbie o pomoc. Nie wyjdę, póki jej nie pomogę. - Wzrokiem eugona wskazała na leżącą w łóżku kobietę, której stan pogarszał się z każdą sekundą.
A oni sobie tutaj tak swobodnie rozmawiali. Zegar tykał. Mojra już szykuje swe nożyce. Eliae momentalnie znalazła się przy chorej. Kątem oka dostrzegła to, co widocznie było znakiem dla niej. Słowa Aldarena tylko potwierdziły jej przypuszczenia. Kobieta zbladła, przez co teraz mogła również zostać uznana za chorą. Strach paraliżował ciało Eliae. Jedna osoba chora na dżumę. Na chorobę mocno zaraźliwą. Co z resztą miasta? Jeśli już wszyscy są…
Jej uwagę zwrócił mężczyzna obok.
        - Znasz się na lecznictwie? - zapytała zaciekawiona. Zmarszczyła brwi, chcąc dać jakiekolwiek pozory, że nie ufa obcym. Bo nie ufa. Ale tak bardzo teraz pragnęła czegoś pewnego, zaufania. Kogoś, kto nie załamie się jak ona. Wyleczę ją, myślała.

        - Azalio, pilnuj jej. - Eugona odskoczyła od łoża chorej. - Nie ma tutaj dobrych sklepów zielarskich. Zioła znajdę w lesie. Potrzebuję tylko kilku minut, a wrócę tutaj z lekiem. - Zerknęła na mężczyznę. Nic więcej nie powiedziała, tylko wybiegła z pomieszczenia.
        Zauważyła, że za drzwiami cały czas stała dziewczynka. Zmartwiona nie poszła do swojego pokoju. A może to ze strachu przed ojcem? Eli uśmiechnęła się do niej czule i pogłaskała małą po główce. Tylko tyle mogła zrobić.
Gdyby coś powiedziała, głos by jej zadrżał. I wyszłoby na jaw, jak bardzo również się martwi.

        Eliae wybiegła z domu niczym strzała, pędząc do lasu jak ku piersi najemnika. Nie pozwoliła się zatrzymać. Za wszelką cenę musiała działać szybko. Nie wolno jej pozwolić na rozprzestrzenienie się zarazy.
Eugona wbiegła w las. Zimno nocy raniło jej płuca, natomiast bose stopy co chwilę natrafiały na mniej przyjemne podłoże. W ciemności nic nie widzisz, wszystko jest niebezpieczne. Nawet pozornie niewinna kobieta, biegnąca boso przez las pełen zła.
Okaleczyła sobie stopy, ale i tak znalazła to, czego potrzebowała. Wyczulone oko Eliae nawet w ciemności potrafi dostrzec różne gatunki roślin. Kobieta od dawna zgłębia tajniki zielarstwa i jest dumna ze swoich obecnych umiejętności.

        Gdy tylko wróciła, wbiegła do pomieszczenia jak szalona. Uprzednio wzięła płaską miseczkę na jednej z półek przy wejściu i tam włożyła zioła, wcześniej ugniatając je widelcem. Trzeba sobie jakoś radzić, nic innego nie znalazła. Po dolaniu wody z mieszanki roślin zrobiła się dość płynna papka.
Eliae liczyła każdy składnik. Czytała i słyszała o morowej zarazie, ale jak dotąd się z takową nie spotkała. Nie miała pojęcia, jak ją wyleczyć, mogła tylko próbować.
        - Masz... Chyba wszystko jest gotowe - rzekła Eliae, podając miseczkę Azalii. Ukradkiem obserwowała mężczyznę. Nadal grała nieufność, co wychodziło jej średnio.
Awatar użytkownika
Azalia
Szukający drogi
Posty: 35
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Eugona
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Azalia »

Azalia uniosła brew zdziwiona zachowaniem mężczyzny, może faktycznie nic złego nie zamierzał… Ponadto przedstawił się, więc chyba nic nie ukrywał, chyba.

- Azalia – również się przedstawiła i odpowiedziała uśmiechem na uśmiech.

Mina jej jednak zrzedła, gdy usłyszała, iż ten okrutny mężczyzna wysłał go by… pomógł jego żonie? Coś tu się nie zgadzało. No, chyba że mężczyzna zgrywał takiego opiekuńczego na pokaz, tak, nieraz słyszała, że tacy to najczęściej ci pozornie najgrzeczniejsi i najmilsi.
Dziewczynka obawiała się nieznajomego, nic mu nie odpowiedziała. Po prostu wyszła na zewnątrz, rzucając Eliae spojrzenie zawierające prośbę. Zaufała jasnowłosej naturiance, z nadzieją oddała życie swojej ukochanej mamusi w jej ręce.

- Nigdzie stąd nie pójdziemy – zmrużyła oczy, podejrzliwie spoglądając na nieumarłego, skinęła głową na to, co powiedziała jej przyjaciółka – I to dziewczynka nas poprosiła o pomoc, sama przeszła kawał lasu… w nocy, sama! Więc nie myśl sobie nawet, że przegoni nas stąd choćby i taki hrabia jak ty – mówiła, łagodnie, aczkolwiek stanowczo, a wręcz uparcie.

Gdy padło słowo „morowa zaraza” nastała chwila mrożącej krew w żyłach ciszy. To było jak wyrok apokalipsy. Azalia była prostą ogrodniczką, ale… Przy jej gadulstwie już nie raz słyszała jak to ludzie mówili, iż musieli uciekać z wiosek, miast, nawet całych królestw przed straszliwą chorobą. Nie wiedziała co powiedzieć, to Eliae się znała na leczeniu, a strach w jej oczach wcale nie napawał nadzieją tęczowowłosej.

- Ja… hoduje między innymi zioła, jestem ogrodniczką, mam ogród niedaleko od miasta. Jakich potrzebujesz?

Po chwili blondynka poprosiła ją o przysługę, oczywiście zgodziła się bez wahania, że też sama na to nie wpadła. Gdy Eliae wybiegła jak burza, nawet nie zdołała poradzić, by poszukała w jej ogródku, no cóż, w sumie może uda jej się znaleźć coś bliżej.
Dziewczynka, widząc to, nawet mimo przyjaznego gestu, który miał ją uspokoić, zmartwiła się, dorośli, zawsze tak robią, gdy jest bardzo źle. Posmutniała. Wtedy podeszła do niej Azalia.

- Hej… nie martw się, właściwie jak masz na imię?
- Kira… - wyszeptała, ledwo powstrzymując atak płaczu.
- Posłuchaj Kira, może to wygląda strasznie, ale Eliae pobiegła tylko po lekarstwo, gdy twoja mama go dostanie, poczuje się lepiej. Zobaczysz – mówiła z pełnym przekonaniem, które nieco pocieszyło dziewczynkę.

Młoda nawet się uśmiechnęła, jednak nie trwało to długo, bo jej wzrok wychwyciło coś okropnego i pisnęła wystraszona, natychmiast wtulając się w Azalie. Pokazała swym drobnym paluszkiem w miejsce, gdzie spostrzegła owe „coś”.
To był martwy szczur. Czyżby zaraza trwała już od jakiegoś czasu? I czy to właśnie teraz zaczynała swe żniwa wśród ludzi? Az poleciła dziewczynce iść szybko do pokoju, obiecała się tym zająć. Wtem wróciła Eliae, strasznie zmachana, ale z lekarstwem. Wzięła miseczkę od przyjaciółki, gdy jej podała i gdy była chwila postanowiła się wtrącić.

- Nie chce was martwić, ale widziałam szczura… martwego. Miał dziwne kropki na skórze, podobne do tych o matki Kiry… - powiedziała ostrożnie, nie była wszak pewna czy to aby ta sama choroba.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Gdy przybył do Danae nie brał pod uwagę tego, że będzie musiał komuś pomagać, a tym bardziej leczyć morowej zarazy, której nie wiadomo czy to są zalążki, czy już zdołała zebrać swoje okrutne żniwa. Gdyby wcześniej miał takie podejrzenia o chorobie w mieście, wypytałby starego grabarza, u którego się zatrzymał, w jakim stadium panuje w grodzie. W obecnej chwili nie wiedział nic oprócz tego, że chora jest jedna osoba, a nawet umierająca. Oni natomiast gawędzili jakby nigdy nic. Wampir rozumiał nieufność tęczowowłosej i strach dziewczynki o życie matki, ale on również nie chciał dać za wygraną, bo w tej sytuacji nie liczyło się nic prócz pomocą dla konającej i zapewnieniem bezpieczeństwa innym. Cieszył się w duchu, że chociaż blondynka, która przedstawiła się imieniem Eliae była skora odłożyć na bok wszelkie pytania i wątpliwość i z nim współpracować.

        - Podziwiam twoją nieufność, pani, jednakże co jest ważniejsze? Życie tej kobiety i bezpieczeństwo, przede wszystkim dziecka, czy to z jakiego tu jestem powodu i za na czyje wezwanie? - zapytał patrząc poważnie na kobietę o niezwykłej barwie swoich kosmyków. Pytań, owszem było sporo, a zwłaszcza na temat zarazy i na razie to powinno ich wszystkich obchodzić najbardziej. - Mogę stać z boku i się jedynie przyglądać, ale wtedy ona umrze... - znów z przejęciem podjął dialog, jednakże zaraz urwał i westchnął ciężko zaciskając z poddenerwowaniem zęby, ukazując w mroku bardziej wyostrzonym oczom swoje nieludzkie kły, a po tym dłonią zgarnął do tyłu włosy spadające mu na oczy. Nie mieli czasu na bezsensowne kłótnie, w które on dał się przez moment wciągnąć, na szczęście szybko się opanował i postanowił w ostateczności ignorować Azalię jeśli miałaby dalej się tak zachowywać. Odwrócił się do niej plecami i rozejrzał po pokoju, po czym bez żadnego wahania podszedł do szafy i zaczął w niej grzebać szukając dla chorej kobiety czystego ubrania.

        - Niech jedna z was zabierze stąd małą panienkę, lepiej żeby dziecina się nie zaraziła. Druga będzie mi potrzebna do pomocy w przebraniu jej matki i przeniesienie do innego alkierza. Dobrze by też było się rozeznać czy nie ma innych chorych, bo jeśli są to władze miasta powinni zostać niezwłocznie poinformowani, aby objąć gród kwarantanną. - Powiedział znajdując pozbawioną pcheł, przynajmniej na pierwszy rzut oka, koszulę i poszedł rozejrzeć się po domu w poszukiwaniu w miarę bezpiecznego pomieszczenia.

        Wrócił jednak szybko do alkierza rodziców dziewczynki po usłyszeniu jej przerażonego pisku. Aldaren wytężył wzrok i nagle spostrzegł to co było powodem pisku dziecka. Teraz przynajmniej wiadomo było na pewno skąd się wzięła choroba, ale z drugiej strony znalezienie martwego szczura z wciąż żerującymi na nim pchłami nie wróżyło niczego dobrego, zwłaszcza dla wszystkich obecnych w domu, poza nim bo morowa zaraza już mu nie groziła skoro był martwy. Chciał z gniewem raz jeszcze polecić wyprowadzenie dziewczynki, ale za słowem tęczowowłosej, ta sama się oddaliła, niestety tylko do swojego pokoju.

        - Na jednego widzianego szczura średnio przypada pięć siedzących w ukryciu, to nie jest bezpieczne miejsce dla żadnej z was, a zwłaszcza dla dziecka. Zabierzcie ją chociaż na jedną noc do siebie, a jeśli nie jesteście stąd udajcie się do miejskiego grabarza. To mój przyjaciel, więc z pewnością was przenocuje po tym jak powiecie, że to ja was przysłałem. Obiecuję, że wszystko wyjaśnię i odpowiem na każde pytanie kiedy tylko ten koszmar się skończy. - Jego ton zdradzał szczere zmartwienie i niepokój. Zdarzyło mu się kiedyś czytać zniszczone zapiski z wioski, którą spustoszyła choroba, a udawanie, że wszystko będzie dobrze i nie ma się czym martwić, było wbrew jego naturze. Brzydził się kłamstwem, wolał już ukrywać prawdę w ogóle o niej nie mówić, poza tym był arystokratą spod skrzydeł swojego Mistrza, a arystokracie nie przystoi łgać.

        Czuł na sobie ostrożne spojrzenia kobiet, jednakże nic nie powiedział dając w spokoju Azalii pracować z przygotowaniem ziół do podania matce Kiry. Poszedł na moment do pokoju dziewczynki i przykucnął przy niej siedzącej na łóżku z podciągniętymi pod brodę kolanami. Uśmiechnął się skromnie, ale przyjaźnie i pogładził ją lekko po główce. Może nie przypominała mu jego syna, ale była dzieckiem, które potrzebowało choć trochę uwagi w tej ciężkiej sytuacji, aby promienny i niewinny, dziecięcy uśmiech nie zgasł z jej buzi przedwcześnie, bo na zamartwianie się miała jeszcze co najmniej z dziesięć lat.
        - Twoja mama wyzdrowieje, a jeśli kłamię będę ci winien wielką figurkę jednorożca z czekolady. Co ty na to? - starał się zachować dystans odległości do dziewczynki, by ta się nie przeraziła i nie poczuła w żaden sposób osaczona. Chciał nawiązać dobry kontakt, gdyż wtedy wszystko byłoby o wiele łatwiejsze. - Jeśli chcesz możesz nam pomóc. Twoją mamę trzeba porządnie umyć i przebrać w czyste ubranie. Jak rozumiem ty się dobrze czujesz tak? Kiedy coś będzie cię swędzieć, albo poczujesz się źle poinformuj o tym chociaż jedną z tych pań, które z tobą przyszły, dobrze? - spytał łagodnie, a po dłuższej chwili wrócił do Azalii i Eliae. Do tej drugiej podszedł i położył lekko schowaną w rękawiczce dłoń na jej ramieniu.

        - Nie będę się wtrącał do czynności pielęgnacyjnych matki dziewczynki, zajmę się tym szczurem i zobaczę czy nigdzie nie ma innych. Proszę cię, pani, abyś razem z małą umyła jej matkę i ją przebrała, a po tym umieściła w pokoju dziewczynki. Nie widziałem by były tam ślady szczurów czy pech. - Zwrócił się uprzejmie do blondynki, posyłając jej przyjazny uśmiech, kiedy napotkał jej spojrzenie. Informacja o tym, że przy łóżku dziecka czuł zapach wrotycza pospolitego, była akurat najmniej ważna, liczył się efekt, iż przez to pokój córki chorej był pozbawiony i chroniony przed tymi pasożytami.

        Miał nadzieję, że Eliae bez szemrania wykona polecone przez niego zadanie, dlatego nie poświęcił jej więcej uwagi na tę chwilę i biorąc jakąś starą szmatę z kąta, zawinął w nią zdechłego gryzonia, wraz z urzędującymi na nim pchłami i omijając wszystkich wyszedł z cuchnącym i roznoszącym zarazę zawiniątkiem na tył domu, gdzie pozbył się zagrożenia za pomocą ognia. Następnie tak jak zapowiedział, rozejrzał się po domu w poszukiwaniu innych zarażonych intruzów, a przy okazji pobieżnie obejrzał pijanego w sztok pana domu. Gdyby on miał objawy choroby, cała karczma mogła zostać zarażona, a wraz z innymi osobami będącymi w oberży, także Lekro. Odetchnął głęboko chcąc wziąć się w garść i nie myśleć zawczasu o najgorszym scenariuszu. Znalazł jeszcze trzy inne zdechłe szczury, które potraktował tak jak poprzednie, a kolonię mieszkającą w piwniczce skutecznie przepłoszył swoją kruczą postacią. Niestety stracił przy tym wszystkim sporo energii i oprócz ogromnego zmęczenia, poczuł również niewyobrażalny głód krwi, jednakże nie zamierzał tak łatwo zrezygnować ze swojego postanowienia, o tym, że już nigdy jej nie spożyje, nawet jeśli miałby przez to umrzeć. Chwila, w której osuszył całkowicie małe ciałko chłopca, była potwornym wspomnieniem, o którym chciał zapomnieć, choć udało mu się uratować malca przemieniając go w wampira, a następnie pozbawiając go jego kłów. Z całego serca pragnął by to się już więcej nie powtórzyło.
Awatar użytkownika
Eliae
Szukający drogi
Posty: 45
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Eugona
Profesje: Uzdrowiciel , Włóczęga , Artysta
Kontakt:

Post autor: Eliae »

        Morowa zaraza. Choroba śmiertelna oraz bardzo zaraźliwa. Przez głowę Eliae krążyły same mroczne myśli, opętane przez Czarną Śmierć. Jak długo już ta kobieta jest chora? Ile minie, nim nastanie świt a z nim epidemia?
Czy córka tej kobiety także już…?
Eugona potrząsnęła głową. Musi się pospieszyć. Musi ich ocalić.
“Nie pozwolę nikomu zginąć!”

        Mogła tylko patrzeć, jak matka Kiry cierpi. Eliae westchnęła, kładąc miseczkę z przyszykowanym lekarstwem na kastliku nocnym kobiety. Spojrzała na Aldarena, po czym kiwnęła głową i momentalnie ruszyła, aby wykonać jego polecenie. Udowodnił, że nie ma złych zamiarów. Albo to Eli jest zbyt ufna?
Mój niewinny wężyk.
Eugona podeszła do chorej i pomogła jej wstać. Kobieta była bardzo osłabiona, ale dała radę i przeszła z nią na korytarz.
        - Kira, pomożesz mi? - zapytała naturianka, uśmiechając się wesoło do dziewczynki. Mała nic nie odpowiedziała, tylko pobiegła razem z eugoną do łaźni, wskazując tym samym drogę blondynce.
Eliae szybko obejrzała się na towarzyszkę. Posłała Azalii blady uśmiech.
        - Ciekawa jestem, jak czuje się pan tego domu. Az, mogłabyś…? - zasugerowała cicho. Mała Kira spoglądała na nią wielkimi oczami, jakby właśnie naturianka przeklęła całą jej rodzinę. Jednakże Eliae zależało na spokoju, a z opowieści dziewczynki wynikało, że mężczyzna może go zakłócić.

        Eliae pomogła kobiecie wejść do balii z wodą, natomiast Kira przygotowała ubranie dla matki, które dał jej Aldaren. Eugona martwiła się o wszystkich wokół. Nie mogła dopuścić do siebie myśli, że coś pójdzie nie tak i Kira pozostanie sama z ojcem. Prasmok jeden wie, co on może jej zrobić.
        - Zaśpiewasz mi? - usłyszała nagle. Głos małej dziewczynki skutecznie wyrwał ją z zamyśleń, lecz wtedy zorientowała się, że to chora kobieta na nią spogląda. - Chciałabym usłyszeć coś wesołego dla odmiany…
        - Oczywiście. - Eliae potaknęła, uśmiechając się. Spojrzała na Kirę, która siedziała naprzeciwko niej. Wzrok dziewczynki był utkwiony w matce. Przez ułamek sekundy przez oczy małej przemknęła ciemność. Tego nie da się inaczej opisać, po prostu czysta ciemność. - Kira, zaśpiewasz ze mną? - zapytała eugona. Dziewczynka z zaskoczeniem odwróciła wzrok od swej rodzicielki i kiwnęła głową. Zdawało się, że radość błyszczała na jej słodkiej twarzy.
        - Hej, lubego mam. Lubego grubego co czeka tam - zaczęła naturianka. Pozwoliła, by Kira powtórzyła tekst. Głos dziewczynki brzmiał pięknie, melodyjnie. Eliae rozpromieniła się. - Hej, mój luby daje nogę, a bez niego żyć nie mogę.
        Śpiewały tak przez dłuższy czas. Eugona uczyła Kirę kolejnych piosenek, a dziewczynka z radością śpiewała je swojej matce. Naturianka cieszyła się, gdy udało jej się pozbyć zmartwień i rozluźnić atmosferę.

        Kobieta, już czysta i ubrana, została zaprowadzona do pokoju dziewczynki. Kira trzymała się blisko matki, gdy Eliae pomagała jej położyć się do łóżka.
        - Dziękuję… - szepnęła. Eugona uśmiechnęła się łagodnie. Chora dopiero teraz otworzyła oczy, rozglądając się po pomieszczeniu. - Pokój mojej córki…
        - Tak. Tutaj będzie pani lepiej - oświadczyła Eli, jednakże zamilkła, kiedy matka dziewczynki chwyciła ją za rękę i spojrzała na nią ze łzami w oczach. - Coś się stało? Jak się pani czuje? - Blondynka pozwoliła sobie na chwilę paniki, lecz nie okazała jej w tonie, w jakim wypowiadała te zdania.
        - Moja mała Kira też mi tak śpiewała, jak ty… - rzekła chora. W tej chwili niewidzialny kamień spadł na eugonę, przytłaczając wszystkie jej myśli. Serce naturianki przyspieszyło w miarę do tego, jak czas wokół spowalniał.

Co?

        - Ona… już dla pani nie śpiewa? - Eliae spojrzała na dziewczynkę pytająco.
        - Osiem lat temu przestała… Zabrała ją czarna śmierć.
        Szloch kobiety wypełniał pomieszczenie tak długo, dopóty ta nie zasnęła z wycieńczenia. Ciągle trawiła ją gorączka, więc odpoczynek był wskazany. Jednakże słowa chorej odbijały się w głowie Eliae tak długo, aż nie spojrzała na Kirę.
Teraz dopiero dostrzegła czarne plamy na szyi dziewczynki. Kira to duch.
        - Uratujesz moją mamę? - zapytała mała, podchodząc do eugony i ocierając pojedynczą łzę z jej policzka. Naturianka prawie wybuchła płaczem, ale potaknęła głową.
        - Zrobię wszystko, by ją uzdrowić. Obiecuję - odparła łamliwym głosem naturianka. Kira podziękowała jej.
I zniknęła, pozwalając Eli zanieść się płaczem. Po raz pierwszy aż tak się załamała. Zwykle powstrzymywała swoje negatywne emocje.

        Kiedy kobieta spała spokojnie, eugona wróciła do pomieszczenia, w którym powinna znajdować się jej cudowna ekipa do ratowania ludzi. Eliae jednak nikogo nie spostrzegła. Otarła ponownie oczy, aby się nie rozpłakać. Wzięła lekarstwo z kastlika i westchnęła. Zamknęła oczy i cicho pomodliła się do Prasmoka i Pana, a także do wszystkich duchów tego świata, aby dały jej siłę i pomogły spełnić życzenie zmarłej dziewczynki.
Awatar użytkownika
Azalia
Szukający drogi
Posty: 35
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Eugona
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Azalia »

Azalia się skrzywiła, nieumarły miał trochę racji. Wzięła głęboki wdech i wydech. Po czym postarała się, by wyraz jej twarzy złagodniał.

- Przepraszam, po prostu trochę się ciebie obawiałam, to dlatego tak. Jeszcze ta cała sytuacja jest odrobinkę stresująca, najlepiej będzie połączyć siły — stwierdziła.

Mimo niemałego zamieszania spostrzegła jego kły. Znów miała mieszane uczucia, wampir. No ale chciał pomóc, może faktycznie będzie dobrze mu zaufać, a wszystkie niepokoje zostawić do rozwiania na później.
Wyprowadziła dziewczynkę i poleciła zostać w swoim pokoju, musiała ją wpierw porządnie uspokoić, trochę to potrwało, dobrze, że Eliae została do pomocy. Gdy wróciła, by też pomóc, miała nieciekawe wieści.

- Myślę, że młoda będzie się lepiej czuła u mnie w chacie niż u grabarza. Przenocuje ją, ile będzie trzeba. Myślisz, że to jest jeszcze do powstrzymania? Ta zaraza…? – spytała z niepokojem. - To byłby ogromny cios dla miasta, dla ludzi nawet tych niezarażonych. A co jeśli dżuma ogarnęłaby cały kontynent? - spytała, pomagając w przygotowaniu specjalnych ziół.

Po chwili mężczyzna wyszedł, jakby nastała jego kolej, by wesprzeć na duchu Kirę, co również było bardzo ważne. Mówią, że śmiech to zdrowie, więc smutek i przygnębienie, idąc drogą dedukcji, sprzyjają chorobom.

- … - uśmiechnęła się słabo do mężczyzny, chciała coś powiedzieć, ale musiała zebrać na to siły. – Nawet najmagiczniejszy jednorożec nie zastąpiłby mi mamy… Dobrze, jak się źle poczuje, to będę krzyczeć.

Tymczasem Eliae, tak jak powiedział nieumarły, zajęła się chorą z pomocą Kiry. Azalia natomiast posłusznie i ostrożnie zeszła na dół zobaczyć, co z ojcem. Stanęła w mroku, przed wejściem do pomieszczenia, gdzie ów mężczyzna siedział sobie wygodnie na krześle i dopijał kolejny kufel złotego trunku, chyba chciał dorównać krasnoludom, ale zapomniał, że nie ma tak mocnej głowy. Było tu sporo innych gości, równie średnio trzeźwych. Azalię naprawdę to wkurzyło, na górze rozgrywał się dramat, walka ze śmiercią, wyścig z czasem a tu… weseli pijacy, śpiewający pieśni pełne fałszu i niewyraźnych słów.
Weszła, ukazując się wszystkim, ale poza podrywaniem jej żaden z nich nie miał na nic siły, więc byli praktycznie nieszkodliwi. Nie omieszkała jednak przywalić w twarz ojcowi roku, gdy tylko ten zaczął wołać Kirę i swą żonę, by dolały mu piwa, ale coś tu nie grało. Karczmarz zniknął? Naturianka rozejrzała się szybko i znalazła go leżącego na podłodze i drżącego z gorączki. Rozprzestrzeniało się niesłychanie szybko.

- O nie… - Pobiegła na górę do reszty i wpadła jak burza do pomieszczenia, gdzie cicho popłakiwała Eliae. – ELIAE! Tam... co... co się stało? Jak matka Kiry? Jak Kira… Tam... – Tęczowowołosa chciała zawiadomić o odkryciu, chciała pytać jak sytuacja, ale widok przyjaciółki w takim stanie…

Przyklękła obok niej i położyła dłoń na ramieniu jasnowłosej. Przytuliła ją, musiała jakoś wesprzeć, by ta się nie załamała, była uzdrowicielką, nie mogła teraz wszystkiego zaprzepaścić.

- Hej, będzie dobrze, nie płacz. Musisz wstać i wziąć się w garść, ja nie znam się tak na leczeniu, jesteś jedyną nadzieją tej kobiety, Kiry i kto wie, czy nie ogromną szansą dla uratowania miasta! – Pomogła jej wstać. – Musimy się pośpieszyć, karczmarz na dole ma już gorączkę, leży na podłodze. Nie wiem, czy to to, ale prawdopodobieństwo jest niestety wysokie…
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Nie odpowiedział nic Azalii, ale na jej słowa skinął głową. Odetchnął w duchu z ulgą, że dziewczyna zachowała się racjonalnie i postanowiła, chociażby na ten moment zakopać ten tworzący się topór wojenny. Kiedy Aldaren został na moment sam na sam z przygotowywanym lekarstwem, nie zamierzał tracić ani chwili. Może i zioła same w sobie pomogłyby kobiecie w pokonaniu choroby, w końcu takie właściwości miały przyniesione rośliny, ale nieumarły wiedział, że każdy organizm jest inny i przygotowany wywar mógłby nie zadziałać. Nie miał co do tego pewności i dlatego wolał dmuchać na zimne. Odrobina wampirzej krwi nie zaszkodzi chorej, a nawet pomoże jej w mgnieniu oka stanąć na nogi. Oczywiście, upuszczenie sobie kilku kropel jedynie bardziej pobudzi jego głód, ale woli to przecierpieć niż patrzeć jak biedna kobieta umiera na oczach swojego dziecka. Tym bardziej, że w przeszłości sam pozwolił by jego syn patrzył, na nieumyślną śmierć swojej matki właśnie z winy krwiopijcy, który nie umiał się pohamować i osuszył ją całkowicie.

        Będąc samemu w pokoju, podszedł do miseczki z utartymi ziołami i unosząc nadgarstek do ust, przebił jednym kłem schowaną pod skórą żyłę, z której pociągnął niewielką ilość szkarłatnego płynu, a następnie wypluł go do naczynia od razu mieszając juhę z roślinami. Kiedy skończył wrócił na swoje miejsce zostawiając wszystko tak jak było, również po jego ranie nie było już śladu. Jedynym dowodem na to, że coś podczas nieobecności kobiet, coś się zdarzyło w tym pomieszczeniu, były nieco lśniące czerwienią, oczy mężczyzny.

        - Słuszna uwaga, cmentarz to nie miejsce dla dziecka. - Zgodził się z tęczowowłosą, a słysząc jej kolejne słowa nieco się zasępił. - Źle, że tak myślisz, pani. - Pokręcił głową, przez moment zastanawiając się czy nie uspokoić jej magią, ale to nie byłoby etyczne. Zamiast tego postanowił do niej nieco podejść i dla otuchy uścisnąć jej dłoń, posyłając w jej stronę spokojny, przyjacielski uśmiech. - Zaraza się nie rozprzestrzeni jeśli na to nie pozwolimy i tak długo jak będziemy z nią walczyć.

        Po tych słowach wyszedł do pokoju dziewczynki, aby ją również spróbować jakoś uspokoić, ale zaraz po tym jak mu odpowiedziała zwątpił w swoje próby i po prostu zostawił ją w spokoju. Przecież jeszcze tyle było do zrobienia, aby chociaż minimalne bezpieczeństwo zapewnić wszystkim osobom znajdującym się w domu. Wrócił do pokoju i od razu zajął się zdechłym gryzoniem.

        - Proszę, dajcie mamie Kiry lekarstwo i zaopiekujcie się nimi, ja idę sprawdzić czy nie ma nigdzie więcej martwych szczurów. - Poinformował opanowanym tonem i wyszedł pozbyć się truchła.

        Przechodząc przez dzienny pokój gdzie zostawił pana domu, zerknął na chrapiącego w fotelu mężczyznę i tylko pokręcił głową. Nie pojmował, jak można być tak okropnym gospodarzem i ojcem. Nic dobrego mu nie przyszło z zastanawiania się nad tym, ponieważ sam nie był lepszy jeśli chodziło o to drugie, przecież on spowodował rozpad swojej rodziny. Nawet nie mógł obarczyć winą Fausta, bo to przecież Aldaren się go nie posłuchał i wymykał z zamku na przekór zakazom ojczyma.

        Nie miał przyjemnego zadania - szukanie szczurzych trupów, wynoszenie przed dom, używanie magi do spalenia ich, wracanie do środka, szukanie dalej, przeganianie znalezionych szczurzych kolonii, szukanie, palenie, przeganianie. W którymś momencie nie zwrócił uwagi na to, że w fotelu nie ma już pijaka. Kiedy skończył był całkowicie wymęczony, a nawet sam jego wygląd się pogorszył. Powoli przestawał przypominać energicznego i pełnego dobroci, przystojnego, młodego mężczyznę, ale chorego, starzejącego się człowieka. Niewiele mu brakowało, by jego zapadająca się i pergaminowa skóra na twarzy zaczęła wyglądać jak ta na licu zarażonej kobiety. Chciał pójść na górę i sprawdzić czy wszystko jest dobrze, by następnie zejść na dół, albo do piwnicy i nieco odpocząć, może nawet posilić się krwią tych rozsiewających zarazę gryzoni. Postanowił jednak przed tym jeszcze raz obejść dom wewnątrz i na zewnątrz w poszukiwaniu niedobitków.

        - Jeszcze chyba nigdy w życiu nie widziałem cię takim pięknym. - Mruknął znajomy, nieprzyjemny dla ucha głos, a w mroku pobliskiego zaułka zabłysło czerwone ślepie, kiedy tylko wampir wyszedł przed chałupę i powędrował wzrokiem w stronę widmowego rozmówcy. - Po pierwsze powinieneś już wracać, bo w takim stanie napytasz sobie jedynie biedy, a po drugie...
        - ...Powinienem w końcu się pożywić. Tak, tak. - Aldaren dokończył za towarzysza i przysiadł na progu. Zabor miał sporo racji i bez jego słów nieumarły nie czuł się najlepiej, ale nie mógł tak zostawić kobiet i walczącej o życie matki dziewczynki. Postanowił najpierw zająć się tą sprawą, a dopiero po tym wrócić do grabarza. Może poprosi go wtedy o ładny kamienny grób z pomnikiem, albo niewielkie mauzoleum. - Domyślam się, że Derim cię po mnie przysłał? Nie powinien się o mnie martwić bardziej, niż o swojego syna. - Westchnął zmęczony. W tej chwili również samo rozmawianie było dla niego ogromnym wysiłkiem.
        - Nie drażnij mnie i rób co mówię. Wciąż jesteś tylko pyskatym, głupim i lekkomyślnym dzieciakiem z przerośniętymi ambicjami i ego. Rzygać mi się chce jak na ciebie patrzę i już dawno bym się ciebie pozbył, gdyby nie Faust, który właśnie przez takie twoje zachowanie został zabity. Weź się w końcu w garść szczeniaku i przestań bawić się w pielgrzyma, czy nawet męczennika. - Warknął na niego wytrącony z równowagi wilczy demon, jednakże nie wyszedł z cienia i szybko się opanował. - Tu również nie masz racji, bo Lekro już od kilku godzin trzeźwieje pod naporem setek tysięcy różnego rodzaju reprymend, którymi uraczyła go Mila jak tylko przywlokłem jego zachlane cielsko do domu. Jeśli nie pójdziesz zaraz po dobroci sam cię tam zaprowadzę we własnych szczękach. - Zagroził i wyłonił swój łeb kłapiąc przed krwiopijcą szczękami. Głowa zwierzęcia była nagą czaszką z błyskającym czerwienią światełkiem w wypełnionymi mrokiem oczodołami.
        - Wrócę, tylko mam tu jeszcze coś do załatwienia. - Odparł spokojnie, po części ignorując wypowiedź demona.
        - Tu? Przecież to tylko opuszczona przez życie i Prasmoka, niszczejąca rudera. - Zdziwił się i przyjrzał uważniej chłopakowi, czy ten czasem z głodu nie postradał zmysłów.
        - To prawda, może nie jest tak okazała jak dwór Fausta - zaczął z gniewem Aldaren, - ale mieszka tu potrzebująca rodzina, której matka zachorowała na morową zarazę. Nie mogę ich od tak zostawić tym bardziej, że są tam jeszcze dwie dziewczyny, które również przybyły pomóc.
        - Jak mówię, że nic tu nie ma, to nic tu nie ma jełopie. - Zabor również zaczął się odnosić ze złością. - Na twoim miejscu wziąłbym obie na ząb i wynosił się z tego przeklętego miejsca. Od kilku lat nic tu nie ma, nawet bezdomni, ani szkodniki tu nie przychodzą.
        - Wrócę przed wschodem słońca, nie czekaj na mnie i przestańcie się o mnie martwić. Nie jestem już dzieckiem i gdybym miał umrzeć, umarłbym już dawno temu. - Tym przyjaznym akcentem, wampir postanowił zakończyć dyskusję, porządnie wyprowadzony z równowagi. Wstał na równe nogi i nie czekając na reakcję wilka zniknął wewnątrz walącego się domu, który oboje widzieli inaczej. Zabor takim jakim był w rzeczywistości, czyli rozwalającą się chałupą, a Aldaren, jako skromną, nieco zaniedbaną kamieniczkę.
        - Zdziwiłbyś się, gdybyś tylko znał prawdę. - Burknął ogar pod nosem z niezadowoleniem i nie mając nic innego do roboty po prostu począł wracać w stronę chaty grabarza unikając wzroku przechodniów.

        Wampir wdrapał się po schodach na górę, podtrzymując się poręczy i bez pośpiechu zaszedł do pokoju dziewczynki słysząc dochodzące z niego głosy kobiet.
        - Jaki karczmarz? Ktoś tu był? Kiedy? Przecież byłem tam prawie cały czas i nic tam nie ma... - Odezwał się z zaskoczeniem, trzymając się cienia by nie wystraszyć towarzyszek i zorientował się właśnie, że gdzieś zniknął pan domu. Nie podobało mu się to, ale wciąż uważał słowa Zabora za zwykłe złośliwości i pełne kłamstwa próby zmuszenia nieumarłego do powrotu.
Awatar użytkownika
Eliae
Szukający drogi
Posty: 45
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Eugona
Profesje: Uzdrowiciel , Włóczęga , Artysta
Kontakt:

Post autor: Eliae »

        Sekundy zwolniły, jakby na złość wydłużając uczucie żalu i smutku Eliae, jednocześnie dając więcej czasu na działanie. Chwila zdawała się nie zabierać tych cennych sekund, które eugona mogłaby wykorzystać na ocalenie chorej kobiety. Niestety smutek dosięgnął jej biedne serce i zakorzenił się mocno. Empatyczna naturianka nie potrafiła tak po prostu stanąć prosto, uśmiechnąć się i z pewnością w głosie powiedzieć “damy sobie radę, więc już! Do dzieła, towarzysze!”. Eliae bardzo przeżywa wszystko, co dzieje się dookoła niej. Jest wrażliwa i delikatna pod postacią prostej dziewczyny.
Gdyby tylko mogła być tak silna, jak ta eugona w niej.

        Azalia niespodziewanie pojawiła się w pokoju i zaczęła coś mówić. W tym czasie Eliae powoli się uspokajała, lecz zaczerwienione oczy zdradzały jej uczucia. Kobieta westchnęła i odwzajemniła uścisk przyjaciółki, chowając twarz.
        - Wszystko w porządku. Matka Kiry śpi. - Eugona przełknęła głośno ślinę nim wypowiedziała imię dziewczynki. - Zaniosę jej lekarstwo do pokoju.
Eliae osłupiała, kiedy usłyszała informację od Azalii na temat nijakiego karczmarza. Zdziwiła się, że w tym małym mieszkaniu znajdowało się więcej osób. To oznacza, że zwiększyła się liczba potencjalnych ofiar morowej zarazy. A więc nasi bohaterowie mieli coraz mniej czasu.
        - Az… - zaczęła cicho. Pragnęła powiedzieć, że to prawda; Kira na nich liczy, ale nie może być obok. Że do schorowanej kobiety przyprowadził obie eugony duch. - Kira… Nie ma jej… - Eliae poczuła rosnącą w gardle gulę, narastające uczucie żalu i ogromnego smutku. Czuła się jak na chmurze; delikatnie oplatający jej ciało obłok pozornie powinien dawać poczucie bezpieczeństwa, ale on sprowadzał na nią tylko ciężkie otępienie i mgłę. Zanim eugona zdążyła opowiedzieć przyjaciółce o Kirze, pojawił się Aldaren.
        - Pójdźcie to sprawdzić, ja zaraz do was dołączę - powiedziała Eli z poważnym wyrazem twarzy i szybkim krokiem wyszła z pomieszczenia. Stopy nadal bardzo ją piekły po nocnym spacerze w lesie. To lekarstwo musiało wystarczyć. Eliae gotowa była wrócić do lasu i poszukać więcej, jeśli to okaże się konieczne.
        Eugona wbiegła do pokoju kobiety. Jej stan wydawał się stabilny, więc naturianka poczuła ulgę. “Zdążę”. Podeszła do łóżka, a chora od razu się obudziła, zapewne świadoma obecności uzdrowicielki w pokoju.
        - Proszę, niech pani się nie boi - powiedziała powoli Eliae. - Chcę pomóc. Proszę to wypić… - Kobieta nie mogła się podnieść, więc eugona pomogła jej. Przytrzymała miskę z lekarstwem przy chorej. Uczucie ulgi ponownie zalało ciało Eliae, która liczyła, że to wystarczy. Kiedy tylko miska została w większości pusta, naturianka ułożyła kobietę na łóżku i okryła. Czuła, że nie powinna jej teraz zostawiać, ale musi wiedzieć, co się dzieje w głównym pomieszczeniu.
        Eliae odwróciła się, gdy kobieta znowu zasnęła, i ruszyła w stronę drzwi. Niespodziewanie znowu poczuła się jak uderzona obuchem.
Tęskniłaś za sobą, słodziutka?
Uzdrowicielka upadła na kolana i przyłożyła dłoń do ust. Ciągły stres, zmieniające się co chwilę emocje spowodowały u niej częściową przemianę. Włosy blondynki, choć ciągle pozostawały bladozłotymi kosmykami, wiły się wokół jej twarzy, drażniąc oczy o zwężonych źrenicach. Nie może się teraz przemienić, powtarzała. Eliae nieświadomie się poruszyła i spojrzała na spokojnie śpiącą kobietę. Klatka piersiowa chorej unosiła się rytmicznie.
A gdyby tak zatrzymać ten rytm…?
Eugona wstała i wyprostowała się. Podeszła z powrotem do łóżka i przystanęła nad śpiącą kobietą. Ponownie chmurka zabrała umysł naszej bohaterki do innego wymiaru, w którym mogła latać. Czuła się taka lekka, zupełnie jak piórko. Uniosła dłoń, po czym z impetem ją opuściła, kierując pazury w ciało kobiety. Następnym, co się wydarzyło, był chwilowy przebłysk świadomości.
I krew. Krew Eliae.
        Naturianka otworzyła usta w niemym krzyku i zgięła się z grymasem bólu na twarzy. Kobiecie nic się nie stało, na całe szczęście. W przypływie świadomości Eliae skierowała pazury na swoje przedramię. Nic wielkiego się nie stało, poza widocznymi ranami ciętymi, które wyglądały jak zadrapanie dzikiego zwierzęcia.

        Eugona, nim zeszła do towarzyszy, szybko dostała się do łaźni i obmyła rękę. Rany piekły niemiłosiernie, ale teraz nie mogła nic poradzić. Musi znaleźć jeszcze coś, czym mogła obwiązać przedramię.
Gdy tylko znalazła się przy Azalii i Aldarenie, spojrzała na scenerię w głównym pomieszczeniu mieszkania. Oddech naturianki przyspieszył.
        - Co tutaj się dzieje? - Popijawa i radosne przyśpiewki nie pasowały do tego domu. Nie teraz. Jeden z mężczyzn leżał i wił się w spazmatycznych atakach gorączki, co nie wyglądało jak zwykła choroba.
Morowa zaraza zaatakowała ten dom.
        - Znalazłeś te szczury? - zapytała Aldarena, nawet nie spoglądając na mężczyznę. Rana na przedramieniu ponownie zapiekła, gdy eugona objęła się rękoma, aby opanować drżenie ciała. Bała się.
Wszystko będzie dobrze, wężyku. Oni sobie spokojnie wykitują, a my odejdziemy jak gdyby nigdy nic.
Niespodziewanie gospodarz domu zrozumiał, że ma gości. Spojrzał na eugony i jego mina natychmiast przyjęła nieprzyjemny grymas. Nic nie powiedział, tylko wstał, zatoczył się i zamachnął, starając się zapewne odgonić kobiety flaszką. O Aldarenie pewnie wiedział, sam w końcu go sprowadził, ale dwie tajemnicze damy mógł uznać za intruzów.
Awatar użytkownika
Azalia
Szukający drogi
Posty: 35
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Eugona
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Azalia »

Słowa wampira ponownie podbudowały Azalię na duchu, a jej motywacja do działania znacznie wzrosła. Skinęła głową w jego stronę i również się uśmiechnęła, bo kto by pomyślał, lekkie wygięcie ust, a tak wiele daje i tak wiele znaczy.
Musiała zresztą choć spróbować przekazać trochę swoich sił swej przyjaciółce.
Jednakże sprawy zaczęły się komplikować, gdy eugona wróciła obwieścić nieprzyjemną wieść o chorych na dole, stwierdzenie nieumarłego sprawiło, iż na moment zaniemówiła.

- Jak… Jak to nie ma? – Spojrzała na Eliae i podeszła do niej, obejmując ją delikatnie, wtem wszedł Aldaren. — Jak to nikogo? Mnóstwo tam ludzi, pospijanych, których właśnie zaczęła trawić choroba… - Patrzyła zdziwiona na krwiopijcę, odpowiedzi coraz mniej, natomiast pytań wprost proporcjonalnie więcej. – Na pewno? – Nie bardzo chciała zostawiać przyjaciółkę, ale to ona się najlepiej znała na leczeniu, więc ostatecznie przystanęła na propozycję i poszła z mężczyzną na dół.

Gdy schodzili po schodach, ogrodniczka wykorzystała chwilę, by bardziej się przyjrzeć nieznajomemu, zdołała uchwycić dziwny blask w jego oczach. Nie wiedziała zbytnio, czy coś powiedzieć, czy nie. W końcu i tak zeszli i Azalia zaprowadziła mężczyznę w miejsce, gdzie wcześniej widziała tych wszystkich ludzi.
Nadal tu byli i nie zniknęli, więc naturianka nie zwariowała. Popatrzyła na Aldarena, udowodniła mu, że jednak tu są, aczkolwiek poczuła coś dziwnego.

- Trochę tu chłodno… - Chwyciła się za ramiona i przejechała po nich dłońmi w celu rozgrzania, w tej chwili spostrzegła też kominek z ogniem, który płonął już pewnie od jakiegoś czasu, powinno być ciepło.

Nie chciała jednak tylko stać i patrzeć, natychmiast podeszła i próbowała jakoś pomóc, ułożyć ludzi jakoś tak, by nie zrobili sobie krzywdy, gdyby przybrała formę eugony mogłaby ich nawet podnieść, jednak właśnie przyszła Eliae i to nie mogło mieć miejsca, nie przy niej.

- Spokojnie, proszę pana. – Az podbiegła do gospodarza i posadziła go na podłodze tak, by nie zrobił sobie krzywdy. Może nie był najmilszy, ale każde życie jest cenne.

Podeszła do jasnowłosej i zauważyła krew na ręce, nie udawała, że nie widzi, ale też nie pytała. Znów objęła przyjaciółkę, by ją wesprzeć i przy okazji obie się ogrzały nieco.
Ogień tańcował w piecyku tak żywo, a jednak było w nim coś nienaturalnego i ten niepasujący wszechobecny chłód, który narastał…
Nagle rozległ się trzask, ewidentnie dochodził z góry, jakby jakaś belka pękła i faktycznie tak było. Zaczęła spadać, wszystko działo się tak szybko, Azalia trzymała już Eliae i odwróciła ją natychmiast, tak by ta na pewno nie oberwała, tylko tyle mogła zrobić w tym ułamku chwili.
Wszędzie podniosły się tumany kurzu. A pomarańczowa aura bijąca od kominka zniknęła, pewnie zgasł od podmuchu, ale… Ludzie! Ich nie było, nie było nikogo, kompletnie nic! W ogóle jakoś to pomieszczenie wyglądało inaczej, jakoś tak starzej niż wcześniej, jakby jeszcze przed chwilą naprawdę nikogo tu nie było.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        - Z całym szacunkiem panno Azalio, ale powtarzam: nikogo tam na dole nie ma - odpowiedział tęczowowłosej zachowując absolutny spokój, nie mógł się jednak zmusić do przyjaznej łagodności, gdyż wciąż targał nim gniew po rozmowie z Zaborem, aczkolwiek sprzeczne informacje na temat ilości mieszkańców tej kamienicy powoli zaczynały wydawać mu się podejrzane, przez co podjął się przeanalizowania słów wypowiedzianych przez wilka. "Czy zbiorowa halucynacja jest możliwa i mogłaby się przytrafić w takim miejscu? Jak?" Im dłużej się zastanawiał, tym mniej racjonalnych odpowiedzi był wstanie sobie dostarczyć i w końcu porzucił te działania na rzecz spraw dużo ważniejszych.

        Słysząc polecenie blondynki, spojrzał na nią i pokiwał głową ruszając na dół wraz z Azalią, aby udowodnić jej, że nic tam nie ma i ostatecznie rozwiać wszelkie wątpliwości.
        - Widzisz? Nikogo nie ma - mruknął stając kawałek za nią pod ścianą. Nie czuł się najlepiej przez głód, ale nie miało to obecnie żadnego znaczenia. Dla zapewnienia dziewczyny o prawdziwości swoich słów, przeszedł się po całym pomieszczeniu nawet w miejscach gdzie ona widziała ludzi, przez których po prostu przechodził jak zjawa. Przystanął kiedy się odezwała i spojrzał na nią z troską w lśniących w mroku oczach. Sam nie do końca zwracał uwagę na panujący tu chłód, ale jemu również wydało się dziwne, że mimo trzaskającego wesoło ognia w kominku w salonie było zimno. Zdjął swój płaszcz i bez ociągania okrył nim tęczowowłosą.
        - Teraz powinno ci być cieplej - powiedział cicho przez osłabienie jakie zaczynało brać nad nim górę, po czym przypatrywał się z dużą dawką ciekawości poczynaniom kobiety, która wyglądała jakby starała się pomóc leżącemu na ziemi... powietrzu. Chciał ją zganić za to, że się wygłupia, jednakże zrezygnował i sam podjął się pomocy kiedy dostrzegł gospodarza. Ten nie był zadowolony widząc nieproszonych gości i dlatego Aldaren postanowił zainterweniować osobiście.
        - Te panie przybyły do pomocy na prośbę pańskiej córki, proszę się uspokoić i nie przeszkadzać, inaczej będę zmuszony pana wyprosić, choćby i siłą. - Zagroził krwiopijca ze spokojnym tonem głosu. Był bardzo poważny w swoim oświadczeniu, nawet jeśli nie miał prawa do podjęcia takich działań skoro to był dom tego mężczyzny, ale wampir mógłby nie mieć innego wyboru gdyby ten zaczął uniemożliwiać im uratowanie jego żony, a może również uchronienia miasta przez straszliwą zarazą. - Proszę pomyśleć o dobru pańskiej córki i żony. - Dodał łagodniej.

        Pijany gospodarz nie bardzo był zadowolony z tego wszystkiego co się działo i jakich kłopotów mogłoby to przysporzyć, ale oprócz mruczenia pod nosem kilku niezbyt przyjemnych uwag, nie zrobił nic co mogłoby zaszkodzić gościom. To ucieszyło nieumarłego, który nie starał się zatuszować westchnienia ulgi. Kiedy Aldaren się wyprostował i postanowił wrócić z Azalią do Eliae, ta zeszła do nich z wyraźnym zdenerwowaniem, przez które od razu domyślił się, że również musiała widzieć podejrzany tłum ludzi w pokoju, czego on nie był w stanie z jakiegoś powodu dostrzec. Coraz mniej mu się to wszystko podobało, ponieważ wychodziło na to, że to on zwariował i nie widzi tego co widzi większość z nim przybyła. Nie podjął się jednak kłótni i spojrzał na obie kobiety, aż nagle uderzyła w niego unosząca się w powietrzu woń krwi.
        - Wszystkie... są już spalone... - wydukał z trudem, a po chwili skrzywił się potwornie cofając się w cień, gdzie jego oczy zalśniły czerwienią. Niestety był tak wygłodniały, że całkowicie stracił nad sobą kontrolę i drapieżnym krokiem zaczął się zbliżać do towarzyszek przyciągany zapachem szkarłatnego życia. Kiedy był już raptem o włos od nich, wyszczerzył swoje kły w groźnym uśmiechu, ale zaraz nagle przystanął i podniósł głowę do góry po usłyszeniu dziwacznego trzasku. Na jego twarzy wykwitł grymas wielkiego zaskoczenia, ale stanowczo zbyt późno pojął co się dzieje, kobiety w przeciwieństwie do niego szybko zareagowały i były w stanie się mniej lub bardziej osłonić przed walącym się sufitem, on niestety nie dostał tej szansy.

        Zabor drepcząc leniwie w cieniu budynków ulicami miasta, przystanął w pewnym momencie słysząc huk i odwrócił się w stronę, z której dochodził. Nie potrzebował tyle czasu co jego "pan" na zorientowanie co się zdarzyło i nie zważając już na to, że ktoś mógłby go zobaczyć, ruszył galopem z powrotem do chałupy.
        - Przeklęty szczeniak, przecież go ostrzegałem... - warknął z wściekłością widząc zawaloną w połowie kamienicę i od razu wskoczył na ruiny rozgarniając łapami gruzy.

        Widząc po jakimś czasie znajomy materiał płaszcza, obecnie bardzo zakurzony od starego pyłu ze zniszczonego domostwa, poczuł niewyobrażalną ulgę, a nawet radość, jednakże kiedy wyjął spod rozwalonych ścian i belek nieznaną sobie osobę, całe szczęście zniknęło w jednej chwili. Zawarczał cicho i z nienawiścią upuścił kobietę na wierzch gruzów, wyciągając po chwili również drugą, wcześniej zabierając tej pierwszej płaszcz swojego przyjaciela.
        - Zeżrę was jeśli go nie znajdę - burknął z niezadowoleniem i podjął się przeszukiwania ruin w jego poszukiwaniu. Trochę mu to zajęło, gdyż wampir leżał przygnieciony ścianą podporową i schodami. Nie wyglądał najlepiej, ale Zabor był pewien, że dwa łyki świeżej krwi wystarczyłyby, aby podnieść go na nogi.
        - Może się przez to nauczycie nie łazić po walących się domach. - Rzucił w przestrzeń co miało być skierowane do całej trójki i chwycił nieprzytomnego krwiopijcę w swoje wielkie kościste szczęki, po czym zarzucił go sobie na grzbiet i ruszył ile sił w łapach do bezpiecznego domu grabarza nim zaczęli schodzić się zaciekawieni gapie.

        Po dotarciu do domu, wampirem od razu zajął się Derim wraz z narzeczoną swojego syna. Co prawda ta nie wiele mogła zrobić przy nieumarłym oprócz pomocy teściowi podczas obmywania nieprzytomnego z krwi, ale i tak starała się jak tylko mogła. Po jej wyjściu staruszek naciął sobie lekko nadgarstek i pozwolił by czerwona posoka zaczęła spływać leniwie do nieznacznie rozwartych ust przyjaciela, postąpił tak jak nakazał mu Zabor i poważnie się zmartwił kiedy nie dostrzegł natychmiastowej poprawy. Siedział przy łóżku Aldarena do momentu aż rana nie przestała krwawić, po czym z przygnębieniem poszedł do kuchni, aby ją odpowiednio zdezynfekować i opatrzyć tak jak pokazał mu to za młodu wampir.
        - Daj mu czas. Dość długo pościł, więc te obrażenia mogą się leczyć znacznie dłużej, ale powinien się z tego wylizać. - Mruknął wilk kładąc się przed domem pod oknem od kuchni.
        - Skoro tak mówisz, nie zmieni to jednak faktu, że i tak się o niego martwię, bo wiele mu zawdzięczam. Jest dla mnie jak ojciec choć biorąc pod uwagę to na ile oboje wyglądamy powinno być raczej na odwrót. - Zaśmiał się nerwowo, chcąc się w jakiś sposób rozluźnić, jednakże było to ciężkie zadanie do wykonania. - Powiedz mi Zabor, co się w ogóle stało? - zapytał poważniejąc od razu, podczas gdy demon zaczął mu opowiadać o starym domu i bzdurach zasłyszanych od wampira na temat mieszkającej tam rodziny w potrzebie.
        - To w jego stylu. - Westchnął grabarz, po skończonym raporcie ogara. - Dla niego pomoc innym jest największym priorytetem, przez który potrafi być ślepy i głuchy na wszystko inne, nawet dobre rady od przyjaciela.
        - Od razu przyjaciela... - prychnął z pogardą drapieżnik, przeciągając się leniwie, po czym położył brodę na wyciągniętych przednich łapach. - Nie przesadzajmy może zgoda? Lepiej powiedz co z tym domem, twoje westchnięcie mnie zaciekawiło.
        - Oboje jesteście siebie warci - zaśmiał się krótko z rozbawieniem, ale przystał na prośbę wilka. - Ostatnia zaraza jaka przetoczyła się przez to miasto miała miejsce osiem lat temu, od tamtej pory ta chałupa stała pusta i niszczała. W mieście krążyły pogłoski, że tam straszy. - Odpowiedział Derim, wstając by zjeść kawałek chleba.
        - Jakieś szczególne powody, aby tak sądzić? - zapytał Zabor.
        - Źle się tam działo, ojciec pijaczyna znęcał się nad żoną i córką. Dziewczynka zmarła przez chorobę, z czym matka nie mogła się pogodzić i cały czas opiekowała się jej ciałem gnijącym powoli w dziecięcym pokoju. Facet, któregoś dnia pobił żonę na śmierć, a obawiając się jej zemsty zza grobu oraz konsekwencji za popełnienie morderstwa, spalił oba ciała i sam się powiesił. Jedno wielkie szaleństwo, ale coraz częściej się takie zdarzają, aż strach pomyśleć co będzie za dwadzieścia lat.
        - O to akurat nie powinieneś się martwić, bo nie doczekasz tych dwudziestu lat. - Mruknął bez zastanowienia demon.
        - Cieszy mnie, że przynajmniej dla Aldarena potrafisz być milszy. - Znów się cicho zaśmiał i wbił przytępione smutkiem spojrzenie w płomień tańczący w skromnym palenisku. - Ale masz rację, tylko czekać aż dopadnie mnie choroba, z którego z grzebanych przeze mnie ludzi, albo rozszarpią mnie przeklęte martwiaki podczas jakiegoś nocnego obchodu.

Ciąg dalszy: Aldaren
Zablokowany

Wróć do „Szepczący Las”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości