Szepczący Las[Szczyt Wieży] Wieża i Mag.

Utopijna kraina druidów, zwierząt i wszystkich baśniowych istnień. Miejsce przyjazne dla każdego stworzenia. Ogromny las położony w górskiej dolinie, gdzie nic nie jest takie jak się wydaje.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Anzhela
Szukający drogi
Posty: 25
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Cz�owiek
Profesje:
Ranga: Imperialny Metalurg

[Szczyt Wieży] Wieża i Mag.

Post autor: Anzhela »

- Tak?
Wyraźnie zaakcentowała dziewczyna, unosząc głowę wysoko niczym łabędzica. Reakcja była nietypowa, mag nic sobie nie zrobił z próby zamachu na jego życie. Czeladnicy popełnili karygodny błąd w sztuce celując w krtań, atak, który dla normalnej istoty humanoidalnej był śmiertelny, dla wypaczeńca bawiącego się magią był aż i zaledwie bolesną raną. Będzie z tego nauczka, następnym razem od razu w głowę celować - roztrzaskać łeb - tego żadne ciało nie zdoła wytrzymać. Póki mag był świadom swojego ciała, stanowił zagrożenie, by zapewnić sobie i innym bezpieczeństwo trzeba było sprowadzić maga do stanu nieprzytomności. Błękitnooka naciągnęła ponownie cięciwę, jednak nie strzeliła. Sytuacja lekko się wymknęła z pod kontroli. Wydarzyło się to tak szybko. Leucaspis został trafiony przez osobowtóra, a następnie razem zostali wyniesieni do góry. Tamten mag, również został objęty mocą zaklęcia. Właśnie... Coś jej w nim nie pasowało. Starzec nie wykazywał chęci walki przynajmniej w jej sprawie. Ten czarownik nie był znajomym Arathaina. W takim razie po co przybył pod tą wieżę? Jeśli byłby jego przyjacielem, z pewnością wiedziałby, że dziewczyna jest intruzem na terytorium czarodzieja. Może był przypadkowym wędrowcem? Małe prawdopodobieństwo, magowie to nie jacyś bezdomni pchlarze wałęsający się to tu to tam bez żadnego celu. Przeważnie podróżują w celu zdobycia wiedzy z której czerpią moc. Ta czysto egoistyczna pobudka sprawia, że osoby parającą się magią nie mają żadnych oporów przed tym by wydrzeć innemu magowi jego tajemnice. Wrogiem? Ta możliwość najbardziej pasowała dziewczynie. Starzec mógł być kimś kto chce okraść Arathaina z jego zasobów albo pragnie wyrównać z nim rachunki.
- Czego tu szukasz?- warknęła dziewczyna, gdy tuż obok niej leciał Leucaspis, jednak nie podjął żadnego gwałtownego ruchu. Po prostu nie zdążył. Przysunęła białowłosego chłopaka do siebie.

Cechował ją spokój. Popatrzyła na czarownika i zwrócił się w stronę maga, jak po chwili także w pewnym stopniu Anzhela. Jednak nowy przybysz mógł zobaczyć tylko smukłe nogi dziewczyny i połę płaszcza. Resztę przesłaniał opierający się na jej ramieniu Anzheli Leucapsis. Podobnie dziewczyna - widziała tylko jego nogi, jednak twarz była nieznana, ale miała pewność że to ten którego miała zlikwidować wraz ze swoim towarzyszem. Jednak nic jeszcze nie powiedziała - żadnych wyjaśnień. Jeszcze raz nacisnęła na czarownika, którego jako pierwszego spotkała.
- No czego?
Jej wzrok agresywnie przeleciał od oblicza tego któremu zadała pytanie do celu jaki miała pozbawić życia.
Ostatnio edytowane przez Anzhela 13 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
A maiden dressed in white
With copper hair

Restless for adventure
She don't care

That the wolf is in disguise
She's been ensnared

He got the devil in his eyes
and stylish flair
Awatar użytkownika
Trenaas
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 112
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Trenaas »

Czarodziej był nieco zaszokowany całą sytuacją i jeszcze ten ból w żołądku... czyżby to było ostrzeżenie? Ten mężczyzna... Spojrzał na starca w bogato zdobionych szatach. Biła od niego magia... silna magia. "Musi posiadać ogromną wiedzę" - pomyślał. Bo przecież po to przybył do tych krain. Jego celem w życiu było zdobywanie wiedzy, nawet kosztem innych. Przenosił się z miejsca na miejsce szukając mądrości. Był na wielu wyprawach, mających na celu zdobywanie jakichś zapomnianych artefaktów, lecz nie szukał ich dla zwiększenia swojej potęgi, a raczej z czystej chęci poznania. By korzystać z magii trzeba mieć odpowiednia wiedzę, a to z kolei prowadzi do powiększenia swojej mocy. Stąd się wzięła cała jego potęga. Nie z czystej chęci zwiększenia swoich, tylko z głodu wiedzy. Wstał i rozejrzał się dookoła. Wygląda na to, że był na tej wieży którą obserwował z ziemi, krajobraz który był stąd widoczny prezentował się niesamowicie. Lekko zakręciło mu się jednak w głowie, więc postanowił już nie podziwiać widoków. Zauważył też tych ludzi, z którymi się mierzył. Ten co próbował poderżnąć mu gardło i kobieta, a właściwie jej nogi. "Ardi." - Przywołał mentalnie ducha. - "Bądź gotów."

Nagle usłyszał głos dziewczyny, to go wyrwało z zadumy. Zorientował się, że nadal trzyma sztylet. Chowając go z powrotem do rękawa, pomimo wrogości jaką darzyła go Anzhela, spokojnie odpowiedział.
- Czego ja szukam? To dobre pytanie i szczerze mówiąc nie mam pojęcia. Tyle jest na tym świecie do odkrycia... tyle wiedzy do zgłębienia. A może ty mi powiesz, dlaczego tutaj przybyłaś? - spytał. Nie czekając na odpowiedź zagaił do czarodzieja.
- Wydaje mi się, że nie jest to odpowiednie miejsce na rozmowy. - Wymownie spojrzał w dół wieży. - Gdyby ktoś z nas stracił panowanie nad sobą, to mogłoby dojść do nieszczęścia... a tego nie chcemy. Tak w ogóle zanim zaczniemy konwersację, należy się zgodnie z manierami przedstawić, a więc nazywam się Trenaas... Trenaas Harson. - Na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech, co w połączeniu z jego wyglądem było nieco groteskowym widokiem.
Wierzę w jednego Krula, Stworzyciela prawicy i w Wiplera, Syna Jego Niejedynego, Pana naszego, który z Krula jest zrodzony przed wszystkimi kucami, umęczon przez policjantów, skopan i zgazowan, wstąpił na izbę, drugiego dnia zmartwychwstał, siedzi po lewicy Krula. Wierzę w Wolny Rynek, Niewidzialną Jego Rękę, kuców obcowanie, Unii rozwiązanie, lewaków zaoranie, Wolną Polskę. Amen.
Awatar użytkownika
Cillian
Szukający Snów
Posty: 179
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:

Post autor: Cillian »

        Na szczęście się tam nie pozabijali... czy to jest jakiś spisek? Nikt nie miał nic przeciwko, kiedy budowałem Wieżę, a teraz wszyscy się tu biją! Mam dość... - pokrzepiające, czyż nie? Kto jednak nie zdenerwowałby się, gdyby wszyscy wokół napadali na na jego dom? Wyprowadzenie irytacji na zewnątrz mogłoby się źle skończyć, choćby z powodu miejsca, w którym aktualnie wszyscy się znaleźli.

        Czarodziej musiał wypuścić Demencję. Działając samodzielnie mógłby narazić kogoś na śmierć. Ta... kobieta... pewnie leży właśnie na sofie! - dumał sobie, ale przecież się nie mylił. Całkowicie zapomniał o Aileen. Pewnie by mu to wybaczyła, gdyby wiedziała, że właśnie stoi obok osoby, która miała zamiar go "uciszyć". Arathain jednak nie mógł sobie jakoś przypomnieć, żeby planował swój własny pogrzeb w najbliższym czasie. Zdecydowanie jego śmierć musiała poczekać...

        - Miło mi Panie Harson, Arathain, proszę mówić mi Arathain - odparł Trenaasowi, ignorując wzrok Anzheli. Jednak jej zachowanie wciąż budziło niepokój. W każdym momencie mogła zrobić krzywdę i sobie, i wszystkim w jej pobliżu. Nie można było do tego dopuścić... Agresję, która wręcz wypływała z jej ust, Czarownik skwitował ukryciem twarzy w dłoniach, co po prostu miało zademonstrować, że jest zażenowany całą tą sytuacją.

        - Wydaje mi się, że powinniśmy porozmawiać gdzieś indziej - zwrócił się do Trenaasa. - Panią zaś proszę o dokładne przemyślenie własnych działań. Nie zamierzam nikogo krzywdzić. Proszę jednak nie zmuszać mnie, bym złamał dane słowo... - zakończył z wyraźną ulgą. Spojrzał gdzieś w górę, po czym zręcznie złapał za ramię Szarowłosego, stuknął kosturem w ziemię i zniknął...

        Nie dłużej niż kilka sekund później, na szczycie Wieży pojawił się Sobowtór. Wyglądał zupełnie, jak Anzhela, co zmusiło pierwowzór do zmarszczenia brwi...
- Proszę dać znać, gdyby Pani zdanie się zmieniło. Będę tu czekał - Sobowtór przemówił spokojnie, po czym natychmiastowo zamienił się we właściciela Wieży.

Ciąg dalszy: Trenaas, Arathain
*Bryza* "I don't know half of you half as well as I should like, and I like less than half of you half as well as you deserve..."
Awatar użytkownika
Anzhela
Szukający drogi
Posty: 25
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Cz�owiek
Profesje:
Ranga: Imperialny Metalurg

Post autor: Anzhela »

Co za arogancja i tchórzostwo. Magowie to naprawdę niecne i podstępne kreatury. Na drodze dziewczyny po raz kolejny pojawiło się to odrażające stworzenie nie mające własnego kształtu i osobowości. Będące zaledwie kopią wszystkiego co żywe, mogące tylko imitować, jednak w żadnym stopniu nie mogło osiągnąć tego co naturalne i prawdziwe. Potwór będący prawdziwym majstersztykiem, ale jednocześnie przesycony niedoskonałością. Człowiek zawsze pragnął stworzyć istotę na swoje podobieństwo, jednak nie posiadając boskiego pierwiastka tworzył stworzenia będące tylko odwzorowaniem, tym był sobowtór i tym byli nieumarli oraz konstrukty. Jednak istniał wyjątek, jedyny w swoim rodzaju. Choć na świecie czarodziejski fałsz świecił teraz triumf, grzebiąc w otchłani niewiedzy pierwowzór tego co magowie zwali istotą stworzoną na swoje podobieństwo, nieliczni znali prawdziwy sekret życia. Rósł on głęboko, zakorzeniony w najstarszej twierdzy jaka istniała na tej ziemi. Jednak to nie mury stanowiły o jej wiekowości, a wiedza jaka trzymana była w jej bibliotekach. Mistycy kolektywu, bo tak zwała się ta kasta byli prawdziwymi powiernikami światła. Studiując tajemne inskrypcje - czerpiąc wiedzę na temat istoty świata, niektórzy z nich otrzymali od Boga cząstkę jego mocy, aby mogli stworzyć istotę poniekąd równą sobie. Trzeba znać kombinacje liter, tworzących Boskie Imiona, mieć glinę dziewiczą - z miejsca, które nie było nigdy uprawiane - i czyste serce, jest to jedyna rzecz jakiej nie mogą posiąść magowie.
Błekitnowłosej daleko było od stworzenia takiej istoty, zaledwie dwóm spośród dwunastu czeladników udaje się to zrobić. Reszta nigdy nie jest w stanie tego osiągnąć. Jednak jej to nie przeszkadzało, była metalurgiem jej zadaniem było okiełznać siłę metalu i skierować ją
przeciwko istotom zakłócającym wiekuisty spokój wszechświata...

To było ohydne... patrzenie w oczy własnej imitacji. Była ona i chwiejący się na nogach Leucapsis.
- Dam radę, to nie była groźna rana.
Zapewniał, jednak Anzhela widziała jego stan. Ledwo się trzymał. Jej twarz - bezbarwna, nie wyrażała żadnego uczucia. Zupełnie nic, żadnej reakcji. W głowie układał się piekielny plan, zabicia owego stworzenia. Analiza, dedukcja, idea i jej realizacja. Niebezpieczeństwo tylko podsycało gorejące ognisko wewnątrz kamiennego serca panny Stein.
Przeciwnik mógł upozorować każdy ruch jaki tylko wyprowadziła Anzhela. Zawsze sprowadzając sytuacje do ponurego remisu. Cóż mogła zrobić dziewczyna w takiej sytuacji?
Powiadają, że ogień powinno zwalczać się ogniem, podobne leczyć podobnym i w tym przypadku ta reguła również się sprawdzała, przynajmniej w pewnym stopniu. Ta istota mogła skopiować jej ciało i osobowość, ale nie mogła skopiować jedynej cząstki Anzheli, która nie była integralną częścią jej osobowości. Łuk... tak brak łuku świadczył o tym, że nie może skopiować protezy, części zastępczej jej ciała - lewej reki. Choć istota ta mogła odwzorować skazę Etherium, która nadała dziewczynie anormalną barwę włosów, oczu i powoli nawet ust. Nie była w stanie zrozumieć jej sekretu. Kopia była idealna, ale nie była w istocie tym czym była. A wszystko przez łuk - rękę, którego nie posiadała.

To było nagłe, naciągnięcie łuku i strzał, potem kolejny, bieg, wydobycie kolejnej strzały i kopniak. Wyjęła miecz. Sobowtór uniknął każdej strzały nie pozwalając doskoczyć do siebie. Gdy doszło do zwarcia zranił ją nawet tnąc po prawym boku, popłynęła krew. Choć przez moment stał się panem tego przybytku, gdy Anzhela doskoczyła do niego stał się na powrót tym samym ciałem co ona. Miecze zderzały się co chwila, aż oryginał musiał się cofnąć pod natłokiem siły sobowtóra. Jednak wtedy nastąpiło to na co czekała dziewczyna. Przeciwnik uderzył w pozornie niebronioną lewą flankę Anzheli. Ostrze falsyfikatu przemknęło przez zwartą gardę dziewczyny celując prosto w jej szyję... I zatrzymało się na tej samej ręce, która zdawała się być przyszłą przyczyną śmierci dziewczyny. Niebieski łuk spoił się z dłonią jednocześnie łapiąc szare ostrze sobowtóra. To było dopiero preludium zagłady jaka miała nadejść. Ręka pochłonęła kawałek stali i wybuchła serią odłamków skierowanym w tors sojusznika maga. Cztery srebrnobłekitne kolce przebiły płuca istoty. Dziewczyna pchnęła swoim ostrzem prosto w serce spychając stworzenie na skraj wieży. Zastanawiacie się pewnie czemu nie zrobiła tego wcześniej? Ta istota zbyt szybko mogła się zregenerować jeśli otrzymała by parę tak drobnym ran. Słychać było brzękanie metalowych łusek o kamień i ryk rozkręcających się ostrzy. Ochydna metaliczna paszcza rozchyliła się wciągając w siebie chwilowo oszołomione ciało. Słychać było dźwięk łamanych kości i krew, która wypływała strumieniami z metalicznych łusek. Istota na moment została odparta. Znów pozostała tylko Wieża i Mag.

Kolejna partia


[jeszcze to dokończę...]
A maiden dressed in white
With copper hair

Restless for adventure
She don't care

That the wolf is in disguise
She's been ensnared

He got the devil in his eyes
and stylish flair
Zablokowany

Wróć do „Szepczący Las”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości