- Tak naprawdę, to noc jeszcze się nawet nie zaczęła, więc zawsze można wyruszyć w środku nocy, wtedy, gdy rany nie będą tak dokuczać - powiedział po chwili. Nie musiał rozglądać się po placu, na którym leżało przynajmniej dwadzieścia ciał łowców, bo już wystarczająco się na to napatrzył, a nie był osobą, która lubiła podziwiać zwłoki.
Już chciał coś odpowiedzieć i od razu pójść za Tressą, jednak nie dała mu czasu na odpowiedź i niemalże od razu pociągnęła za sobą. Vergil poczuł, że złapała go pokrytą łuskami dłonią, jednak nie przeszkadzało mu to, więc nawet nie zwracał na to uwagi, jednak zrobiła to wampirzyca i szybko zabrała swoją rękę. Krwiopijca podszedł do Tressy i nie patrząc na to, jak zareaguje, ponownie złapał ją za smoczą część ciała tak, że wyglądało to, jakby ponownie ciągnęła go za sobą. Gdy się do niego odwróciła, uśmiechnął się tylko, a następnie poszedł za wampirzycą do budynku, w którym czekali na zakończenie ulewy, bo właśnie on równie dobrze nadawał się na tymczasowe schronienie, w którym mogą poczekać na to, aż rany się zagoją. Nawet gdyby ponownie zabrała swoją smoczą dłoń, to i tak by za nią poszedł. To, że znowu złapał za jej rękę pokrytą łuskami, świadczyło o tym, że w ogóle mu ona nie przeszkadza i właśnie to miał zamiar przekazać towarzyszce.
Usiadł w fotelu naprzeciw wampirzycy, gdy już weszli do budynku. Zauważył, że Sorley zaczął latać wokół opiekunki, a ją to zdenerwowało. W końcu zatrzymał się, a Vergil myślał, że duszek rzeczywiście posłucha się wampirzycy i poleci wypatrywać łowców wampirów, jednak ten podleciał do niego i usiadł na jego ramieniu. Tyle dobrego, że nie zaczął latać wokół siedzącego krwiopijcy, bo po pewnym czasie jego pewnie też udałoby mu się zdenerwować. Póki spokojnie siedział, Vergilowi nie przeszkadzało to, że jego ramię służy nietoperzowi za miejsce, w którym odpoczywa.
- A ja jestem w trakcie drogi powrotnej do posiadłości - odparł po tym, jak rozmówczyni powiedziała, że nie posiada celu podróży.
- Wiem, że może zabrzmieć to dziwnie, patrząc na to, że niedawno się poznaliśmy, ale... może wybierzesz się ze mną do mojej posiadłości? - zapytał w końcu. Prawdą było to, że mają jeszcze trochę czasu na poznanie się, porozmawianie, wymienienie się informacjami o sobie, zadawanie pytań i tak dalej, w końcu musieli jakiś czas poczekać na to, aż ich rany się zagoją.