Strona 4 z 6

Re: Kuźnia dobrych manier.

: Pon Lip 17, 2017 10:52 am
autor: Feyla
        - Ha, od początku czułam że razem będziemy niepokonane! – Triumfalnie wykrzyknęła Feyla, a chcąc odwzajemnić uścisk, objęła przyjaciółkę w kleszcze i lekko uniosła ku górze. Kowalka wciąż nie mogła oprzeć się fascynacji jaką wzbudzało u niej ciało elfki. Runy wtopione w mięsnie wyglądały niczym idealna zbroja. Wygodna, dopasowana a przy tym mocna, ujawniająca swoje działanie wtedy gdy jej właścicielka najbardziej tego potrzebuje, a nade wszystko taka, której nigdy nie stracisz.
        Powyższe rozwiązanie miało same zalety, chociaż Feylę nurtował również problem czy jeśli Tarunn wpadnie do wody, to machinalnie pójdzie na dno.
        - Tak, wygrałyśmy. A teraz czas na świętowanie. Chodź. Postawię ci kolację. Mają tu rewelacyjne żeberka. – Wyjaśniła Feyla. – A do beczułki i jego kanciastego braciszka dobierzemy się nieco później. Takie już prawa rynku. Przynajmniej zdążę ci wyjaśnić na czym polega ten cały bieg i może dogadamy jakąś strategię.
        O ile sam turniej często zawiązywany był nagle, często zupełnie niespodziewanie i pod wpływem impulsu, o tyle rzucenie wyzwania obecnie panującym Zderzakowi i Burcie, było zbyt dużym wydarzeniem, aby w tym przypadku pozwolić sobie na spontan. Zwłaszcza w oczach karczmarza, który instynktownie liczył zyski, jakie da mu specjalnie na tą okoliczność wypełniona po brzegi gospoda.
Kowalka pociągnęła elfkę w kierunku wolnego stołu, gdy nieoczekiwanie drogę zagrodził im sędzia zawodów.
        - Moje gratulację. – Powiedział nord o siwej brodzie. – Przyznam iż z początku nie dawałem wam zbyt wielkich szans. Kro by przypuszczał iż będziecie tak zawzięte by dopiąć celu. Hym, khym, khym … no brawo. A teraz oddajcie pieczęcie uczestników.
Krasnolud wyciągnął swoją masywną rękę z zamiarem odebrania talizmanu który Tioyoa wyciągnęła z rozgrzanego paleniska.
        - Nie! Jeszcze nie skończyłyśmy. – Zaprotestowała Feyla. – My się dopiero rozkręcamy.
        Odmowa zwrotu pieczęci oznaczał kontynuację zawodów poprzez rzucenie wyzwania Triumfatorom, chociaż w tym konkretnym przypadku, nawet tak dobrze obeznamy z regułami sędzia, miał problem aby przetrawić szaleństwio wynikające z owej decyzji.
        - Postradałyście zmysły. Na pieczarę pełna smoków, przecież ty jesteś pijana, a ona ledwo się trzyma na nogach po razach które zebrała. Nie macie szans. Zamiast szukać śmierci, lepiej cieszcie się zwycięstwem i korzystajcie z należnych wam dziś przywilejów.
        - Nie ma mowy. Widok napuszonej Zderzakowej gęby po prostu odbiera mi apetyt, a mam zamiar zaprosić Tarunn na ucztę.
Nord z politowaniem pokręcił głową, po czym zgodnie z swoimi obowiązkami zakomunikował na całą salę.
        - Krasnoludzkie córy będą walczyć o tytuł!
        Oczy wszystkich zebranych niemal odruchowo zwróciły się w stronę Zderzaka, wyczekując na jego reakcję, jednocześnie kilku posłańców wypaliło z karczmy, poinformować zainteresowanych iż dzisiejszy wieczór warto spędzić w Smoczym Zadku.
        - Śmieciu z Tarigornu, zetrę cię w pył! – Splunął wywołany do działania krasnolud.
        Po sali niemal natychmiast zaczęły roznosić się okrzyki zadowolenia, ekscytacji i zainteresowania zbliżającym się starciem. Od razu otwarto również zakłady, a mimo iż do samej walki miało dojść znacznie później, kto tylko mógł już zaczął zajmować dogodne miejsce na widowni. Gospodarz zacierał ręce, kłośno wykrzykując, iż kto nie zamawia, nie ma prawa rozsiadywać się miedzy stołami. Nieoczekiwanie całą atmosferę popsuł pojawiający się na arenie Burta.
        - Nie! – Jeśli Zderzak swoim wyglądał przypominał kule, to jego brat bardziej wpisywał się w odwrócony stożek. Drugi z obecnych Tryumfatorów miał potężne bary i ramiona niemal tak szerokie jak jego obwód w pasie. – Walki nie będzie!
        Krasnolud na chwile przerwał, dostojnym krokiem zmierzając na środek sali, a jednocześnie upewniając się że uwaga wszystkich jest skupiona na jego osobie. Dopiero wówczas nord wyciągnął klucz, identyczny do tego jakie posiadały Tarunn i Feyla, po czym uniósł go wysoko, tak aby zaprezentować zgromadzonym.
        - Babsztyle niech czekają na swoją kolej! Ja i brat mamy dziś spotkanie z lordem Srebnikiem. Ponoć ma nową broń, którą to właśnie my dla niego przetestujemy. Plebskie zabawy musimy odłożyć.
        - Po co czekać? Rozwalmy je tu i teraz. – Nie dawał się przekonać Zderzak.
        - Nie rozumiesz brat. Jesteśmy teraz gośćmi Srebnika, co oznacza iż znajdujemy się kilka poziomów wyżej niż ta hołota. Nie musimy się do nich zniżać. – Wyjaśnił Burta, zupełnie ignorując pomruki zebranych.

Re: Kuźnia dobrych manier.

: Pon Lip 24, 2017 6:02 pm
autor: Tioyoa
        - Świętowanie? Już?
        Tarunn była ewidentnie zaskoczona - dopiero zaczynała się rozgrzewać i dobrze bawić, a tu już po zawodach. Nic to, że Orrander rozkwasił jej nos i przywalił tak skutecznie, że na moment straciła przytomność, a na dodatek wypite w jednej z poprzednich konkurencji piwo nadal dzielnie plątało jej nogi i język. Ona chciała dalej konkurować z miejscowymi kowalami! Była jeszcze pełna energii i chęci udowodnienia, że nie ma znaczenia to, czy może rodzić dzieci czy nie - jak jest się kowalem, to jest się zbudowanym ze stali i koniec. No ale skoro Feyla powiedziała, że koniec, to koniec. W sumie i tak udowodniła to o co jej chodziło, więc mogła być zadowolona z siebie, iść się napić i najeść solidnej krasnoludzkiej kuchni, którą zadziwiająco wiele osób myliło z jakiegoś powodu ze sztuką z pogranicza trucicielstwa i budownictwa...
        - Chodźmy w takim razie! - zgodziła się z Feylą, obejmując ją ramieniem i gestem wolnej ręki zapraszając, by wskazała kierunek marszu. - Wytłumaczysz mi przy okazji, kto im napluł do brzeczki, że wymyślili takie wkurzające reguły gry. Niech to, dzień jeszcze młody, można to było załatwić od ręki!
        Mimo słów nacechowanych irytacją, elfia kowalka nie była wściekła, jedynie trochę zawiedziona. Wiedziała jednak, że co się odwlecze to nie uciecze i tak dalej - ona była długowieczna i miała czas, a w czekaniu była prawdziwym mistrzem, o czym mógł poświadczyć jej mistrz Tagrin, który często nazywał ją "upartą suką", w czym było oczywiście znacznie mniej negatywnego wydźwięku, niż na to wyglądało. Krasnoludzki mistrz kowalstwa posługiwał się po prostu zwykłym ciągiem logicznym, że na Tioyoę woła się kundel, a kundel to pies, a samica psa to suka... Chociaż czasami, gdy kobieta zalazła mu za skórę, chodziło też o ten drugi epitet.
        - Hm... dobra, kupuję to twoje tłumaczenie - zgodziła się Tarunn, gdy Feyla wyłuszczyła jej w końcu zasady funkcjonowania walki o pierścień dominatora. - Kupuję, ale nie popieram, bo to jednak trochę przykre, że mamona wygrywa z dobrą, uczciwą bitką. W Tarigornie by ci to za święte gacie Króla Gór nie przeszło, tam każdy co ma jaja nie pozwoli sobie czekać na coś, co można załatwić od ręki... Ale powiem ci, ma to też swój plus: zdążę wytrzeźwieć i wtedy mają przesrane jak w publicznej łaźni.
        Kowalka sama zaśmiała się ze swoich słów. Uspokoił ją dopiero widok sędziego, który przyszedł im złożyć gratulacje. A przynajmniej tak to w pierwszej chwili wyglądało, bo Nord powiedział o jedno zdanie za dużo, każąc im oddać pieczęcie. Tioyoa nie wiedziała jakie to ma znaczenie i nawet sięgnęła do kieszeni po swój symbol, całe szczęście jednak Feyla ją uprzedziła i nie zgodziła się na rozstanie z symbolem uczestnictwa w zawodach. Tarunn dzielnie jej wtórowała.
        - Ej, ej, wolnego, mnie nic nie jest - obruszyła się, gdy sędzia zasugerował jakoby nie była w stanie ustać na nogach po mancie, jakie spuścił jej Orrander. Pomówienie! - Walka trwa, my się nie cofniemy!
        Niektórym ze zgromadzonych na widok Feyli i Tioyoi walczących o możliwość toczenia dalszych bojów o tytuł Tryumfatora przeszło przez myśl, że właśnie takich dzielnych i nieustraszonych wojów potrzebowałaby królewska armia - z takim duchem walki wystarczyłaby jedna trzecia tego, co w tym momencie siedziało w koszarach i trzęsło portkami na sam dźwięk słowa "wojna".
        Sędzia w końcu uległ - bardzo słusznie. Tarunn skinęła w tym momencie z zadowoleniem głową i rozejrzała się po zebranych, oczekując aplauzu z ich strony. Grymas zadowolenia został jednak momentalnie starty z jej twarzy, gdy usłyszała gniewny okrzyk Zderzaka. Widać było, jak mina elfiej kowalki rzednie, a potem jak ściąga brwi w wyrazie gniewu.
        - Nie boję się ciebie, chędożony konusie! - odpowiedziała mu krzykiem, podkasując rękawy, jakby nie zamierzała czekać do wieczora i starcia na belce, tylko chciała załatwić to tu i teraz. Ta wymiana zdań podgrzewała widownię do czerwoności, wszyscy spodziewali się, że czeka ich walka stulecia i winszowali sobie w duchu, że będą tego naocznymi świadkami. Kto wie, może nawet na tym zarobią, gdyż zaraz otwarto zakłady i w odległych kątach karczmy dało się słyszeć brzęk przesypujących się monet. Atmosferę świętowania przerwał jednak drugi z Tryumfatorów.
        - Jakie "walki nie będzie", kurza bladź?! - zirytowała się Tarunn, a jej krzyk niósł się nad ogólną wrzawą tak wyraźnie, że każdy go słyszał, nawet obrażani bracia. Jeden aż gotował się przez to ze złości, a drugi uważał najwyraźniej, że jest "ponad to". Niedoczekanie!
        Sytuacja jednak zmieniła się dramatycznie, gdy Burta pochwalił się charakterystycznym kluczem od Srebnika. Tarunn zaklęła sobie w myślach, bo na głos nie była w stanie - dosłownie ją zatkało. Ocknęła się dopiero, gdy zamiast puszącego się Burty, przemówił Zderzak, którego tok rozumowania był znacznie bliższy jej filozofii życia.
        - Dokładnie, po co czekać! - zakrzyknęła, już rwąc się do walki, lecz niestety stożkowaty brat znowu wszedł im w paradę. Co za parszywa menda - Tarunn była na niego tak zła, że aż widać było buchającą jej z uszu parę i można było mieć pewność, że przywali mu gdy tylko będzie ku temu okazja.
        - Ty miękka pało! - nie wytrzymała w końcu elfia kowalka. - Tchórzysz, bo wiesz, że spuścimy wam taki łomot, że aż Prasmokowi się w kiszkach odbije od tego, a waszych zębów, to się będzie na firmamencie szukało! - perorowała zawzięcie. - Wielka mi rzecz, klucz od Srebnika, też taki dostałyśmy, identyczny, więc nie wciskaj kitu, że tacy jesteście bardziej zicher od nas. Boisz się po prostu, że tak cię stłukę, że nawet ten klucz ci nie pomoże, gdy przefasonuję ci gębę i nawet rodzony brat nie będzie umiał cię poznać!
        Tioyoa oczywiście była tak zacietrzewiona, że nawet nie zastanowiła się czy powinna mówić o kluczu, w którego posiadanie weszły, czy też nie - jej nadrzędnym celem było w tym momencie doprowadzenie do bójki z braćmi Tryumfatorami, a wyzwiska był najlepszą ku temu drogą, a w każdym razie na Zderzaka działały bardzo dobrze. Tarunn wnioskowała więc, że wystarczy go odpowiednio sprowokować, by i Burta nie miał nic do gadania i musiał się przyłączyć bez względu na te wszystkie proszone przyjęcia, którymi się zasłaniał.

Re: Kuźnia dobrych manier.

: Pon Lip 31, 2017 12:07 pm
autor: Feyla
        Rozsądek podpowiadał aby spróbować wykorzystać informację przekazane przez Burtę i prowadząc zręcznie rozmowę, pociągnąć krasnoluda za język, tak aby dowiedzieć się czegoś o posiadanym przez siebie kluczu i zbliżającym się balu u lorda Srebnika. Dobra zabawa to jedno, ale nawet najlepsza bitka nie powinna przysłaniać celu, dla którego dwie kowalki zawiązały współpracę. Z drugiej strony duma rzemieślniczki, kazała Feyli murem stanąć za przyjaciółką, trzymając sztamę z Tarunn bez względu na okoliczności, a ponieważ dziewczynę uczono że godność kowalska idzie przed wszystkim, Feyla nie wahała się ani na moment, z hukiem kładąc na blacie klucz o którym wspomniała elfka. Uznała że po wszystkich rzuconych tu obelgach i tak jest za późno na jakikolwiek odwrót.
        - Proszę. Mam jeszcze kilka takich od kuźni, ale nie robię z tego dymu, spinając poślady z powodu posiadania jakiegoś kluczyka. – Zakomunikowała kowalka stajać u boku partnerki. Zderzak i Burta prawdopodobnie górowali nad nimi siłą, jednak szybkość była zdecydowanym atutem dziewczyn. Gdy tylko ten ostatni spróbował wyciągnąć grube łapsko po niewielki przedmiot, Feyla błyskawicznie chwyciła klucz i przewieszając go sobie przez szyję, ukryła zdobycz za tuniką.
        - Chcę go zobaczyć!
        - Łapy przy sobie!
        - Zresztą, po cóż lord Srebnik miałby zapraszać takie babsztyle jak wy. – Burta zaśmiał się ironicznie. - Pewnie tylko temu by umilić czas zacniejszym gościom. Swoja drogą myślałem że posiada lepszy gust. Drągala nawet nie ma cycków, a obie wyglądacie jakby wam gęby ciosano toporem. Będziemy musieli sporo pić brat, zanim pozwolę którejś takiej usiąść na swoich kolanach.
        Zderzak zarechotał głośno przyłączając się do swojego brata, natomiast Feyla czuła iż przy każdym wydechu, para idzie jej z nozdrzy. Miała ochotę natychmiast skończyć tą dyskusję, przechodząc do argumentów w postaci pięści, jednak widok karykaturalnych sylwetek krasnoludzkich braci, sprawił iż sama kowalka również gotowa była się zaśmiać. Kto jak kto, ale te brzydale powinny trzymać się na końcu kolejki do wypowiadania innym niedoskonałości w wyglądzie. Zabawnym wydawał się również fakt, iż jeszcze przed chwilą sam Burta wspomniał iż oni dwoje również udają się na przyjęcie w charakterze atrakcji na planowanym pokazie.
        - A więc twoim zdaniem Srebnik rozdaje takie kluczyki byle komu? – szybko zareagowała kowalka obawiając się iż Tarunn wybuchnie i ruszy z kopyta, a wówczas cała gospoda pójdzie w strzępy. Kowalka chwyciła partnerkę za nadgarstek, mając nadzieję iż elfka ograniczy się do wylewnego komentarza słownego. Zresztą bitka wisiała już w powietrzu i nawet przemiana Tarunn w potulną damę dworu mogła nie zatrzymać nadciągającej katastrofy. Tryumfator obraził wszystkich w skutek czego w karczmie wrzało, a póki co tylko gospodarz był osobą starającym się załagodzić strony konfliktu. Jeszcze przed chwilą karczmarz liczył olbrzymie zyski, a teraz modlił się tylko o to by nazajurz ściany jego gospody nadal stały w pionie.
        Burta szybko zorientował się iż został podpuszczony. Nie mógł otwarcie przyznać że byle śmieć może wejść w posiadanie takiego klucza, nie podkopując przy tym swojej pozycji, a że według własnego mniemania, zaliczał się do dyplomatów, postanowił zręcznie zmienić temat.
        -Dość gadania. Zakończymy turniej tu i teraz. Damy wam fory, by wasze mordy nie wyglądały gorzej niż u gnoma, a po wszystkim powiecie nam skąd macie klucz i po cóż maiłby prosić was Srebnik.
        - I każda z was zeżre miskę śrutu! – Podbił stawkę Zderzak.
        Feyla wzruszyła ramionami. Nigdy nie zakładała porażki, toteż podobne groźby nie robiły na niej większego wrażenia. Oczywiście one same nie mogły pozostać dłużne i również powinny przystąpić do licytacji tego co mogłoby pogłębić upadek pary krasnoludów. Publiczne przyznanie się do bycia miękką pałą było dość upokarzające, a jednocześnie kowalka widziała siebie jak podąża do Srebnika w lektyce którą niesie para butnych nordów. Jednak w kwestii wymyślenia wisienki na torcie jaką miało być ich zwycięstwo, pierwszeństwo należało się Tarunn. Raz że elfka była tu gościem, a dwa już wcześniej ustaliły iż to właśnie Tioyoa jest lepszym mówcą. Przynajmniej wtedy gdy nie kipi.

Re: Kuźnia dobrych manier.

: Pon Sie 14, 2017 8:48 pm
autor: Tioyoa
        Faktem było, iż Tarunn zdecydowanie poniosło i w jednej chwili szlag trafił całe jej strategiczne myślenie - dała się sprowokować... jak to ona. Do picia i do bitki nie trzeba było jej nigdy zbyt długo namawiać, a ci dwaj wybitnie prosili się o guza. Porażkę jednak nadal dało się przekuć w zwycięstwo, trzeba było się tylko opanować i już trochę subtelniej prowadzić rozmowę, nawet jeśli miało być znacznie trudniej niż na początku. W okiełznaniu własnego temperamentu Tioyoi pomogła Feyla - jej ton głosu był zdecydowany, ale też odrobinę nonszalancki, jakby naprawdę nie było o czym mówić, bo przecież zaproszenie od Srebnika było tak szalenie oczywistą rzeczą. Wspomnienie o tym, że ma kilka podobnych kluczy do kuźni bardzo spodobało się Tarunn przez swą uszczypliwość, która na pewno podniosła trochę ciśnienie mniej opanowanemu z braci - Zderzakowi. Sprowokowanie go do rozwiązania kwestii tytułu tu i teraz, nawet bez kłopotania się wchodzeniem na belkę, byłoby proste jak odebranie dziecku lizaka... Ale rozmowa toczyła się innym torem, który wytyczały bardziej przytomne na ten moment polówki obu duetów - Feyla i Burta. Nie, by ich rozmowa przebiegała w przyjaznym i rzeczowym tonie, gdyż składała się głównie z oskarżeń i dosrywajek, ale przynajmniej jeszcze nie zakasywali rękawów, by załatwić sprawę jak kowale.
        - Phi! - parsknęła elfia kowalka, gdy Zderzak próbował je obrazić i wykpić. Dumnie wypięła pierś i zaplotła na niej przedramiona, stukając o siebie runami. - Żebym ci usiadła na kolanach, najpierw musiałbyś je mieć, bo spod tego brzuszyska widać tylko stopy. Aż taka zdesperowana nigdy w życiu nie będę.
        Wyglądało na to, że Tioyoi udało się odzyskać chociaż odrobinę spokoju, bo jeszcze przed chwilą była w stanie rzucić się na krasnoluda i wybić mu zęby za taką zniewagę - teraz zaś wolała odpowiedzieć na kpinę w podobnym tonie. Co więcej błyskawiczna riposta czujnej Feyli bardzo poprawiła jej humor i gdy dziewczyna złapała elfkę za nadgarstek w ramach asekuracji, Tarunn parsknęła i delikatnie oswobodziła rękę.
        - W punkt, siostrzyczko - poparła ją, słowa uznania popierając poklepywaniem po ramieniu. Mimo to cały czas czujnie zerkała na Burtę i Zderzaka, bo teraz to oni musieli poradzić sobie z przełknięciem celnie wymierzonej obelgi. I z irytacją tłumu. Swoją drogą, ciekawe podejście - lżąc całe środowisko krasnoludzcy bracia spalili za sobą kilka mostów, czy naprawdę wizyta u Srebnika była aż tyle warta? Tarunn miała na ten temat swoje zdanie: sztama to sztama. Zawsze jest się ze swoimi i przeciw komuś - kowale kontra handlarze, krasnoludy kontra ludzie, baby przeciw chłopom. Bracia chyba wybrali najbardziej radykalną wersję: my kontra reszta świata. Ciekawe co zrobią, gdy ten "cały świat" rzuci się na nich z pięściami?
        Niestety Burta miał zdecydowanie zbyt szybko działającą makówkę i gdy tylko zorientował się w sytuacji, stanowczo zbyt zgrabnie wybrnął z podbramkowej sytuacji. Niech szlag go trafi na miejscu.
        - Ależ proszę bardzo, proście o co chcecie. I tak nie dacie nam rady - oświadczyła z wyjątkową nonszalancją. - Ale w takim razie jak my wygramy, to ubieracie kiecki i tak idziecie do Srebnika. A my razem z wami, bo przecież my dziewczyny musimy trzymać się razem, czyż nie? - dodała jakby faktycznie nie miała nic złośliwego na myśli, lecz jej spojrzenie mówiło za siebie. I jeszcze to jak bezczelnie się pochyliła, by spojrzeć Zderzakowi w oczy, uśmiechając się przy tym z wyższością.

Re: Kuźnia dobrych manier.

: Pią Sie 18, 2017 10:00 am
autor: Feyla
        Feyla przez chwilę usiłowała zachować kamienną twarz, jednak wyobraźnia podsuwająca jej widok Zderzaka, z gęstą brodą w obcisłej balowej sukni, sprawiła iż kowalka prychnęła głośno, opluwając norda solidną porcją flegmy. Dziewczyna musiała wesprzeć się na ramieniu przyjaciółki, aby nie zacząć turlać się po podłodze. Była niezmiernie ciekawa czy Tryumfator ma świadomość że posiadanie największych piersi w tym towarzystwie, nie koniecznie jest powodem do dumy. Przez swoją groteskową budowę ciała, Zderzak przypominał obecnie pojemny szybkowar, z którego pod wpływem ciśnienia, para uchodziła przez wszystkie możliwe otwory. Powietrze wokół krasnoluda drżało w skutek podniesionej temperatury. Było oczywiste iż katastrofa wisi w powietrzu.
        Tymczasem Burta spojrzał na Tarunn z niedowierzaniem. Sama groźba nie robiła na nim wielkiego wrażenia ponieważ nie dopuszczał do siebie myśli o porażce, jednak ni w ząb nie mógł zrozumieć, dlaczego ktoś, kto w przypadku sukcesu będzie miał w dłoni złotą rybkę, myśli tylko o tym by dosrać ogranej konkurencji?
        - Macie możliwość żądać czegokolwiek, a chcecie czegoś takiego?
        - Właśnie tak. – Śmiała się Feyla.
        Dalszą dyskusję przerwała awantura jaka wybuchła za plecami Tryumfatorów. Początkowo toczące się z boku spory, ograniczały się do głośnych pretensji i dosadnego akcentowania własnych racji, jednak w przybytkach takich jak „Smoczy zadek” drobne konflikty szybko przybierały na sile. Uczestnicy kłótni spierali się wzajemnie w bliżej nieokreślonej sprawie.
        - Oczywiście że wyścig. Jeden z zawodników bierze drugiego na plecy i biegnie przez wiadra…
        - Chciałeś powiedzieć przez kolce…
        - Nie!
        - Bzdura. Dobrze pamiętam że chodziło o walkę!
        - A kowalskie młoty? Po co tu są, jeśli nie do burzenia ścian.
        W powyższej sytuacji najbardziej zakłopotany był sędzia, który jeszcze przed chwilą polecił przygotować arenę finałowego starcia. Zmieszany krasnolud stanął przed burtą zgniatając w dłoniach swój beret.
        - Mamy problem, mości Tryumfatorze. Od lat nikt nie miał odwagi rzucić wam wyzwania, przez co powstał spór jak właściwie powinna wyglądać ta konkurencja. Starszyzna pamięta jeno tyle, że w czasie ostatniej batalii była zbyt pijana aby cokolwiek zostało im we łbach.
        - Na zawszone brody! Niekompetentne matoły! A gdzie jest ten cymbał którego zadaniem jest opieka nad turniejową księgą? – Ryknął Burta. W odpowiedzi sędzia wskazał wiszącego pod sufitem Orrandera.
        Na szczęście Zderzak z właściwą sobie gracją, szybko znalazł rozwiązanie.
        - Po co tyle dumać? – Zaczął Nord wskazując na Tarunn. - Walnę ją w ryło, a jeśli ustoi to potem ona strzeli mi w gębę. I tak do czasu aż któreś padnie.
        - Nie możemy. – Zaprotestował sędzia. – Są zasady.
        - Od początku turnieju nie robimy nic innego tylko szukamy okazji by je łamać. Nie rozumiem dlaczego nagle zasady stają się takie ważne? – Spytała Feyla, samej nie dowierzając iż po części zgadza się z Zderzakiem.
        - Ponieważ… khmm… zasady są po to aby móc ustalić stawki i kursy. Bez tego nie ma zakładów, a to one są przecież solą turnieju.
        - Parszywa ekonomia. – Burknęła kowalka, czując jak bardzo elfka będzie niezadowolona słysząc iż wszystko w Fargioth ocenia się poprzez rueny.
        Nadzieja że zebrane w karczmie towarzystwo chyżo dojdzie do konsensusu szybko bledła. Debatujący przeszli właśnie do rękoczynów, a po izbie znów zaczęły latać kawałki wyposażenia i podręczna broń. W pewien sposób było to zastanawiające, iż do zwykłej awantury, grupa krasnoludów nie potrzebowała ni zasad ni hazardu. Z całej tej sytuacji jedynie Burta wyglądał na zadowolonego.
        - Korzystając z wyczekiwania, może usiądziemy i wrócimy do tematu kluczy? – Zaproponował barczysty Nord.

Re: Kuźnia dobrych manier.

: Czw Sie 31, 2017 7:34 pm
autor: Tioyoa
        Nie, Tarunn nie żałowała, że nie przemyślała lepiej swojej decyzji i nie zażądała złotych gór i bóg wie czego jeszcze - nie pomogło nawet to wymowne spojrzenie, jakie posłał jej Burta. Wiedziała, że mogła prosić o wszystko, nawet o to by bracia zebrali swoje manele i wypieprzali z Fargoth przed nastaniem kolejnego dnia, ale po co? To była tylko zabawa, rozrywka. Zrobienie z przeciwników pośmiewiska było wystarczającą nagrodą. No i wystarczyło spojrzeć na to jak Zderzaka trafiał szlag, no i na zadowoloną minę Feyli - to było warte każdych pieniędzy. Tioyoa z pełnym zadowolenia uśmiechem użyczyła jej swego ramienia i posłała Nordom spojrzenie wyrażające pewność siebie - dokładnie taki efekt chciała osiągnąć. Lecz co dobre szybko się kończy - gdzieś w tle rozgorzała kolejna kłótnia. Tarunn zmarszczyła brwi i wychyliła się lekko do przodu nasłuchując.
        - A tym o co znowu chodzi? - dopytywała się. Dotarło do niej, że dyskutowano nad kolejną konkurencją, ale czy chodziło o kolejność czy wybór jednej z nich to tego już nie wiedziała. Powoli zaczynała się przychylać do tej drugiej opcji, bo jednak wariantów zawodów było stanowczo za dużo i dnia bym im nie starczyło by to wszystko zrobić, a jak wiadomo każda zbyt długa walka jest nużąca dla widzów.
        - Jeszcze raz, o co znowu chodzi? - zapytała po raz kolejny, tym razem napastliwym spojrzeniem wyznaczając sędziego do odpowiedzi. Ten już się kajał jak pies, który nasikał na dywan i w te pędy zaczął się tłumaczyć przed krasnoludami. Tioyoa słuchała jego słów z rozbawieniem i niedowierzaniem. Zaśmiała się szczerze, klepiąc Feylę po ramieniu, jakby Nord z beretem opowiedział właśnie świetny dowcip.
        - Na marmurowe jaja Króla Gór, takiego cyrku dawno nie widziałam, rewelacja - skomentowała, po czym widząc nieszczególnie przychylne jej spojrzenia Tryumfatorów odchrząknęła i zamilkła. Nie no, faktycznie, całej czwórce się spieszyło by to zakończyć przed wieczorem, bo mieli umówione spotkanie. A na dodatek chłopcy musieli się przebrać!
        - Pierdzielisz… - wyrwało się nagle Tioyoi, gdy dowiedziała się, że znokautowała jedyną osobę, która mogła pamiętać jak powinna wyglądać finałowa walka. Spojrzała w górę, gdzie z belki zwisały smętnie nogi nieprzytomnego Orrandera i trochę sobie wyrzucała, że jednak mogła lepiej celować, by go albo zabić, albo chociaż dorzucić w miejsce, skąd byłoby go łatwiej ściągnąć.
        - O, moment! - elfka zaraz zabrała głos w dyskusji, gdy Zderzak zaproponował lanie się po pysku aż do nokautu. Było to oczywiście rozwiązanie, które ona w normalnych warunkach bardzo by popierała, ale te warunki nie były normalne, trzeba było więc reagować inaczej.
        - Najpierw sami stwierdziliście, że musicie się godnie prezentować u Srebnika, więc teraz nie proponuj konkurencji, w której zrobię ci dupę z gęby - odpowiedziała Tarunn. Nawet jej ręka nie drgnęła by podwinąć rękawy, tak dobrze nad sobą zapanowała.
        - Korzystając z okazji, weź pomóż mi ten stół przestawić - rozkazała nagle Tioyoa, podchodząc do solidnej ławy, która była zbyt wielka, by wykorzystywać ją jako broń improwizowaną. W jej głowie zrodził się pomysł i zamierzała go zrealizować, z pomocą Nordów albo bez. Gdy więc udało jej się przesunąć wskazany stół o parę kroków, dokładnie pod filar, nad którym dyndał Orrander, nie czekała ani chwili i nie bawiła się w zbędne tłumaczenia, tylko zaraz się wspięła, by ściągnąć tego amanta od siedmiu boleści na ziemię. Problem polegał jednak na tym, że nawet stojąc na tym stole i mając znacznie więcej wzrostu niż przeciętny bywalec tego miejsce, Tarunn i tak nie sięgała… Ale było już blisko. Elfia kowalka poprawiła więc pas, by jej spodnie nie spadły, przykucnęła, odwiodła ramiona w tył i podskoczyła jak wysoko tylko mogła. Chybiła. Ale było blisko! Powtórzyła więc skok i tym razem udało jej się złapać Orrandera za kostkę. Uczepiła się go z całych sił, krasnolud jednak siedział mocno w konstrukcji dachu i wcale nie chciał zejść po dobroci. Tioyoa zaklęła więc w swoim pięknym ojczystym języku, zaparła się nogami o filar i jeszcze raz szarpnęła. Po chwili takiego mocowania się zniewieściały krasnolud w końcu został uwolniony i spadł całym swoim dorodnym ciężarem na elfią kowalkę. Fakt, że stół się pod nimi nie zarwał, świadczył o potędze krasnoludzkiej myśli inżynieryjnej, którą wykorzystywano nawet do budowania tak prozaicznych konstrukcji codziennego użytku.
        - Jasna cholera, budź się, pindo! - irytowała się Tioyoa, gramoląc się spod swego adoratora. Orrander jednak twardo pozostawał nieprzytomny, więc Tarunn zdecydowała się solidnie nim potrząsnąć. A gdy i to nie pomogło dała mu jeszcze w pysk i zaraz poprawiła w drugą stronę.
        - Że też teraz ci się zebrało na odstawianie śpiącej królewny!

Re: Kuźnia dobrych manier.

: Pon Wrz 04, 2017 9:48 pm
autor: Feyla
        Feyla śmiała się do rozpuku. Ludzkiej kowalce udzielał się dobry humor Tarunn, chociaż ani trochę nie pojmowała, co wprawiło elfkę w tak wyśmienity nastrój. Nieustanne kłótnie krasnoludów, bójki z byle powodów, Orrander dyndający pod sufitem, czy rozpaczliwe próby Burty podejmowane w celu nakierowania rozmowy na temat kluczy, Srebnika i czekającego ich przyjęcia, wszystko to bledło w obliczu tego jak Tarunn i Zderzak zaczęli z sobą współpracować, tylko po to by móc oficjalnie dać sobie po gębach.
        Tryumfator bez słowa sprzeciwu pomógł elfce przesunąć ciężką ławę, użyczył jej nawet swojego ramienia by kowalce łatwiej było wgramolić się na blat, cały czas zachęcając dziewczynę do działania. W pewnym momencie Zderzak zaproponował, aby zamiast ściągać Orrandera, chwycić za belkę i wypchnąć chudzielca górą. Na szczęście Tioyoa sama osiągnęła sukces, dzięki czemu ten makabryczny plan nie miał okazji zostać wprowadzony w życie.
        - Utkwił jak drzazga w tyłku. Na moje, cudem okaże się jeśli po wszystkim nasz amant będzie pamiętał jak się nazywał. O księgach i konkurencjach nie wspominając. – Powątpiewała Feyla.
        - A może zamiast tych głupot, porozmawiamy o rzeczach naprawdę ważnych. – Wtrącił Burta cały czas wymachując przed nosem kompanów, trzymanym przez siebie kluczem.
        - Trzeba na nim usiąść. – Stwierdził Zderzak. - Tak żeby cała krew płynęła tylko do głowy. Wtedy się ocknie.
        Nie czekając na opinie innych, krasnolud przystąpił do realizacji swojego pomysłu. Teoretycznie, każdy kto potrafił ocenić wielkość i masę stojących przed nim przedmiotów, powinien od razu zawyrokować, iż podobna operacja nie może skończyć się inaczej niż uduszeniem pacjenta, jednak Nordowie słabo znali się na sztuce uzdrawiania. Zdaniem większości zgromadzonych w gospodzie, w leczeniu ran, najlepsza metodą jest pozwolenie im goić się samoistnie.
        Poza tym była to idealna okazja by rozpocząć zakłady, mówiące o tym czy Orrander zejdzie z tego świata w skutek powolnego uduszenia, czy z spektakularnych „chrup” od połamanych kości.
        - Sama zaproponowałabym kubeł chłodnej wody, ale zawsze uważałam że należy wdrażać w życie kreatywne rozwiązania. – Śmiała się Feyla, będąc ciekawą czy Tarunn zajdzie w sobie tyle rozsądku by nie dopuścić do tak okrutnych scen. Ostatecznie to był jej „ukochany” więc powinna o niego walczyć.
I nagle stało się coś nieoczekiwanego.
        - Złodziej! – Wrzasnął Burta, dostrzegłszy iż w dłoni w której dumnie prezentował swoje zaproszenie od lorda Srebnika, apelując przy tym o zachowanie rozsądku, nie ma już niczego. Przez chwile na sali zapanowała cisza, którą przerwał trzask otwieranych i zamykanych drzwi. – Nasz klucz! Zderzak! Szybko. Za nim!
        Kowalka wymownie spojrzała na swoją partnerkę. Przy swojej posturze Zderzak nadawał się do wielu rzeczy, ale na pewno nie do tego by prowadzić pościg. O ile los braci nie specjalnie interesował rzemieślniczkę, o tyle samo przerwanie dobrej zabawy, Feyla traktowała jako zbrodnię.

Re: Kuźnia dobrych manier.

: Śro Wrz 06, 2017 1:13 pm
autor: Tioyoa
        Zderzak pomógł Tioyoi z dostaniem się do Orrandera - dobrze, zuch chłopak! Widać było, że to nie jest aż taki buc jak jego brat, któremu tylko układziki i polityka w głowie. Tarunn nawet skorzystała z jego pomocy w dostaniu się na ławę, później jednak już radziła sobie sama, bo jego pomysły, jakkolwiek niezwykle spektakularne, mogły przynieść więcej szkód niż pożytku. Jeszcze kazaliby im płacić za naprawdę rozwalonego dachu, a co więcej, wypchnięcie Orry mogło nie być wcale takie proste, bo skoro karczmę budowały krasnoludy, dach mogły pokryć grubą na palec blachą, tak by na pewno wytrzymał wszelkie obciążenie. Wtedy zamiast wypchnąć tę pindę na dwór, rozgnietliby ją pod powałą na krwawy naleśnik. Dlatego Tarunn wolała zastosować swoją metodę, całe szczęście z pozytywnym skutkiem. Szkoda tylko, że Orrander cały czas robił im pod górkę, pozostając nieprzytomnym.
        - Nie no, psia krew, jak się usiądzie na takim zdechlaku to mu gały z orbit wyjdą - mruknęła z niezadowoleniem Tioyoa, gdy Zderzak zaproponował rozwiązanie godne medycyny krasnoludzkiej. Gdyby leżał przed nimi ktokolwiek z pozostałych gości karczmy, pewnie mogliby spróbować tej metody, ale Orrander nie wyglądał na kogoś, kto mógłby przeżyć takie metody reanimacji. Co za zakała własnego gatunku, doprawdy…
        - Postawimy go na nogi gorzałką! - uznała w końcu Tioyoa, z wdzięcznością spoglądając na Feylę, która zaproponowała to rozwiązanie. Elfka musiała je oczywiście zmodyfikować, bo może i Orra był herlawy, ale nadal należał do dumnej nordyckiej rasy, więc woda mogła tu niczemu nie zaradzić. A taka paląca krasnoludzka wódka wlana prosto do gardła… Tak, to mogło obudzić nawet martwego. Z tą myślą Tarunn już zbierała się, by skombinować skądś flaszkę, lecz gwałtowny zwrot akcji w postaci kradzieży klucza należącego do braci skutecznie ją od tego powstrzymał. Stała przez moment w miejscu, analizując czy aby na pewno dobrze usłyszała co się wydarzyło, okazało się jednak, że niestety się nie przesłyszała - ktoś podprowadził Burcie jego bezcenny skarb. A to oznaczało zupełną zmianę priorytetów, bo krasnoludy pewnie zechcą odzyskać straconą wejściówkę przed walką o tytuł Tryumfatora…
        - No żesz psia mać, chyba nie! - zirytowała się Tarunn i nie zawracając sobie głowy subtelnościami, rzuciła się w pościg. Nie kłopotała się przy tym schodzeniem ze stołu, tylko tak jak stała, zaczęła przeskakiwać z ławy na ławę, szybko skracając dystans do drzwi… Aż nie wywinęła spektakularnego orła na przypadkowo rozlanym piwie. Tylko jej nogi w powietrzu zafurgały, gdy z łomotem spadła na ziemię, ale co tam, taki upadek nie mógł zatrzymać baby o jej wytrzymałości. Klnąc lekko (naprawdę lekko!) pod nosem pozbierała się i już klucząc między biegającymi bez ładu i składu krasnoludami przedzierała się dalej.
        - Fey, chodź, bo nigdy nie wygramy tego cholernego konkursu! - zawołała swoją wspólniczkę, łapiąc ją za rękę i wyszarpując z tłumu, by dalej mogły już biec razem. Wierzyła, że ludzka kowalka będzie szybsza od każdego obecnego w karczmie krasnoluda chociażby przez to, że miała dłuższe nogi. Oj biedny złodziej, który przez swoje lepkie łapy i zupełny brak pomyślunku naraził się temu duetowi. Nie od dziś wszak wiadomo, że wściekła kobieta to najgorszy wróg jakiego można spotkać na swojej drodze, a gdy nie jest to kobieta, tylko z natury krasnoludzka baba, to można już pisać nieszczęśnikowi nekrolog.
        Złodziej miał pewną przewagę, bo zdążył wydostać się z karczmy nim ktokolwiek zaczął go gonić, nie zdołał jednak oddalić się na tyle, by Tioyoa i Feyla nie wypatrzyły go jak znika za zakrętem na końcu ulicy.
        - Stój, ty synu matki niepewnej! - ryknęła za nim Tarunn rzucając się w absurdalny pościg ulicami Fargoth.

Re: Kuźnia dobrych manier.

: Pią Wrz 08, 2017 11:15 pm
autor: Feyla
        Pchana złością, Feyla biegła tuż za Tarunn, w myślach powtarzając sobie wszystkie znane formy tortur jakie zamierzała zastosować na uciekającym przed nimi łajdakiem. Pal licho straconą dobrą zabawę, czy te kilka miedziaków które postawiła na rychłe roztrzaskanie kości Orrandera. To co napawało kowalkę prawdziwym gniewem była kradzież dokonana w „Smoczym Zadku”. Awantury, bójki czy pobicia były tam na porządku dziennym. Często zdarzało się też to, że pod koniec imprezy towarzystwo było tak podchmielone, iż poszczególni gości opuszczali lokal nie w swoim płaszczach, jednak obecność złodzieja kładła się cieniem na dobre imię lokalu.
        Rzemieślniczka zastanawiała się kto mógł być tak głupi aby ryzykując wszystko, dokonać najcięższej z możliwych zbrodni, a dodatkowo narażać się Tryumfatorom. Niestety w każdym większym towarzystwie nie trudno o błazna.
        Nieoczekiwanie ich pościg zakończył się równie szybko jak zaczął. Zostawiając daleko w tyle zarówno Zderzaka jak i Burtę, kowalki wbiegły w jeden z pobocznych zaułków, gdzie czekała na nich śmiejąca się szyderczo madame Pellvalier. Kobieta trzymała w dłoniach srebnikowy klucz, a niewielki ryneczek otaczała banda jej sługusów uzbrojonych w pałki.
        - Para i popiół, co tu robi ta ropucha?
        - Głupie pindy. Łatwo was podejść, rozgryźć i wyprowadzić w pole. Odzyskałam już co swoje, a teraz czas abyście zapłaciły za zadzieranie z sprytniejszymi od siebie. – Śmiała się podstarzała aktorka.
        - Byłam pewna ze przyłożyłaś jej ostatnio. Ale jak widać trzeba będzie poprawić. – Nie zrażona powagą sytuacji, Feyla zwróciła się do przyjaciółki.
        - Nie umiesz liczyć brudasko? Mam ze sobą tuzin chłopa, które oklepią wam te pewne siebie mordy. – Irytowała się Pellvalier.
        - No właśnie, trzeba było zabrać z sobą dwa razy tyle. Byłoby więcej zabawy. – Drwiła Feyla.
        - Zobaczymy jak będziecie śpiewały za chwilę.
        - Łapy precz od klucza, kupo zmarszczek! – Wrzasnął Burta, który wraz z bratem pojawił się na placu.
        Pellvalier nie kryła swojego zaskoczenia. Cały czas była przekonana że odzyskała swoją własność, skradzioną przez Tarunn i Feylę. Obecność dwójki krasnoludów nieco zbiła ją z tropu, ponieważ ni w ząb nie mogła zrozumieć czego para brodaczy mogła chcieć. Podejrzewała że kowalki kupiły sobie ich pomoc, albo co bardziej wątpliwe, uwiodły ich swoimi miernymi wdziękami. Bez względu na to jak było naprawdę, Pellvalier czuła że może spróbować przeciągnąć Tryumfatorów na swoją stronę. Poza tym wciąż miała trzy razy więcej swoich ludzi niż potencjalnych przeciwników.
        Jednak Zderzak nie miał zamiaru prowadzić jakichkolwiek negocjacji.
        - Koniec tego ględzenia! Uważaj jak będziesz wywijać, aby przypadkiem twoja morda nie znalazła się zbyt blisko tej pięści. - Krasnolud krótko ostrzegł Terunn, po czym nie zważając na protesty Burty, ruszył do ataku.
        Pierwszy z sługusów Pellvalier zdzielił Zderzaka pałą przez łeb, wywołując u krasnoluda jedynie głośny rechot, tak jakby zamiast drewnianego kija, mężczyzna użył gęsiego pióra. Następny ruch należał do Norda, a po nim nie było już co zbierać. Przeciwnik Tryumfatora nawet nie zdał sobie sprawy, w jaki sposób znalazł się po drugiej stronie placu i dlaczego ktoś zgasił światło. Kolejnych oponentów Zderzak łamał niczym zapałki, dając kompanom czytelny sygnał, że jeśli się nie pospieszą, nic dla nich nie zostawi.
        - Ta stara sekutnica jest moja! – Oznajmiła Feyla, widząc jak Pellvalier rzuca się do ucieczki. W szpilkach i falbaniastej sukni, kobieta nie miała szans długo umykać przed kowalką. Rzemieślniczkę od rana świerzbiły ręce, by pociągnąć za gniazdo na głowie aktorki i zniszczyć ową finezyjną kompozycję. Feyla spodziewała się ze starucha może krzyczeć z bólu, ale w najbardziej drastycznych wyobrażeniach nie brała pod uwagę tego co się stało. Ledwie szarpnęła, by z trzaskiem podobnym do odgłosu dartych gaci, zostać trzymając w dłoniach pęk bujnych włosów, będącym niegdyś chlubą aktorki.
        - No bez jaj. Peruka? – Zdziwiła się Feyla, a tymczasem Pellvalier wrzeszczała jakby jej przypalano pięty.

Re: Kuźnia dobrych manier.

: Śro Wrz 13, 2017 7:32 pm
autor: Tioyoa
        Tioyoa nie do końca zdawała sobie sprawę z tego jak wielką strefą sacrum był “Smoczy Zadek” - dla niej to była po prostu krasnoludzka karczma, gdzie stali bywalcy określają reguły, prawo i definiują dobre maniery. I z pewnością w żadnym tego typu przybytku nie tolerowano kradzieży, a psucie dobrej zabawy Nordom… Kto był aż tak niespełna rozumu? Jakiś samobójca, który chciał odejść z tego padołu łez w sposób jak najbardziej spektakularny? No to się doczeka - Tarunn już czuła, że jak mu przysoli to nie będzie już czego z niego zbierać, chyba, że komuś będzie się chciało szukać ochłapów po całym Fargoth.
        Tioyoa wypadła zza zakrętu kurczowo łapiąc za odstające w rogu mijanego budynku kamienie, by utrzymać się jakoś w torze, a nie rozbić o ścianę. To ją trochę wyhamowało i tylko dzięki temu nie stratowała Pellvalier, która stała jej na drodze z tym prowokacyjnym uśmiechem na gębie.
        - A ty tu czego do jasnej… - zaczęła kowalka nim zwróciła uwagę na zebranych wokół sługusów starej pudernicy. - Aha - mruknęła z pełnym zrozumieniem, domyślając się, że dała się razem z Feylą wmanewrować w najstarszą pułapkę na świecie. Nie by ją to jakoś specjalnie obeszło, bo w tym tłumie nie widziała nikogo, kto byłby dla niej godnym przeciwnikiem. Co więcej, żaden nie był też na tyle sprytny by zaopatrzyć się w miecz albo najlepiej w kuszę - wtedy może daliby radę krewkim kowalkom, ale z pałkami? Wolne żarty! Tarunn mogła im pozabierać te zabawki i połamać je w rękach jak suche szczapy bez żadnego wysiłku! Ech, niektórzy naprawdę nie wiedzieli jak się zachować…
        - No przyłożyłam, tylko widać za słabo - przyznała Tioyoa Feyli nic sobie nie robiąc z tego, że stara pudernica próbowała im grozić. Uznała jednak, że można spróbować jeszcze załatwić sprawę polubownie. - Ja przepraszam, ale ten klucz to nie jest… Oj, no dobra, damy wam czas na ucieczkę! - zmieniła momentalnie ton, gdy aktorzyna próbowała ich zastraszyć ilością przeciwników. No to koniec dyplomacji, sama tego chciała!
        Pojawienie się krasnoludzkich braci… wbrew pozorom ucieszyło Tarunn. Bo to oznaczało piękną, grubą rozróbę w nordyckim stylu! Szkoda tylko, że przeciwników nie było tak ze trzy razy tyle. Dziewięciu na łebka - to by była odpowiednia ilość. Mówi się jednak trudno, trzeba będzie się dzielić.
        - No mówisz w moim języku, grubasku - oświadczyła z zadowoleniem, gdy Zderzak ustalił reguły gry. Ona już podwijała rękawy, a wszelkie komentarze Burty ignorowała. Posłuchała jedynie Feyli, gdy ta zaklepała sobie sklepanie pyska Pelavary.
        - Miłej zabawy, siostro! - odpowiedziała jej zaraz Tioyoa, łapiąc w locie wymierzoną w swój łeb pałkę. Wyrwała ją właścicielowi z ręki, podrzuciła by złapać za uchwyt i rąbnęła tamtego w żebra aż coś chrupnęło, a on poleciał na swojego kolegę. Przed kolejnym uderzeniem Tarunn osłoniła się przedramieniem. Zaklęła, gdy runy wbiły jej się w kość, ale jej przeciwnicy byli raczej pod wrażeniem brzęku metalu wkutego w ciało niż jej słownictwa. Na chwilę zaniemówili i to był ich błąd, gdyż elfia kowalka złapała dwóch chłoptasiów za włosy na głowie i zderzyła ich czołami z takim impetem, że ci osunęli się na ziemię jak wory kartofli. Gdzieś obok siebie dostrzegła kolejny ruch i bez zastanowienia rąbnęła pięścią w głowę kolejnego przydupasa Pelvary, który z jakiegoś powodu próbował złapać równowagę…
        - Ten był mój, kudłaty pasztecie! - oburzył się zza jej pleców Zderzak.
        - Przepraszam! - odpowiedziała bardzo kulturalnie Tarunn, nim złapała za frak pierwszego lepszego zbira i rzuciła go krasnoludowi jak gałgan. - Masz tego w zamian… Ale lot! - pochwaliła z uznaniem, gdy krewki Nord prawym sierpowym posłał swoją nową ofiarę w powietrze jeszcze nim ta spadła na ziemię.
        Nagły wrzask starej pudernicy dopadniętej przez Feylę ściągnął w tamtą stronę wszystkie spojrzenia i na moment zatrzymał całą walkę. Tarunn - trzymając za kołnierz i spodnie gościa, którym zamierzała rzucić w jego kolegów - najpierw zaniemówiła, po czym ryknęła gromkim śmiechem.
        - Fey, ktoś oskalpował tę starą wiedźmę przed tobą! - skomentowała zanosząc się śmiechem. Ten moment wykorzystał jeden z zakapiorów upokorzonej aktorki, by zdzielić Tioyoę pałą w łeb. Tej z zaskoczenia wypadła ofiara z rąk, a szok na twarzy szybko zastąpił gniew widocznym zwłaszcza w postaci pionowej bruzdy między brwiami.
        - Boga w sercu nie masz? - syknęła, po czym wzięła zamach. W tym momencie runa w jej mostku rozbłysnęła jasnym światłem i delikwent stał się prawdopodobnie pierwszą osobą, która bez pomocy skrzydeł wzbiła się na wysokość trzystu stóp… Albo coś koło tego, bo Tioyoa akurat nie liczyła - bójka rozgorzała na nowo. Niestety, równie szybko się skończyła, bo ledwo rąbnęła kolejnego gnojka, który napatoczył się jej pod rękę, niedobitki rzuciły się do ucieczki.
        Tymczasem Pellvalier - na zmianę sina i czerwona ze złości - sięgnęła po bardzo skuteczną babską broń. Gdy tylko Feyla się do niej zbliżyła, stara pudernica wyciągnęła… starą pudernicę i ile tylko miała sił w płucach, dmuchnęła pyłem prosto w twarz kowalki, po czym bez chwili namysłu rzuciła się do ucieczki.
        - Ta łysa franca ma nasz klucz! - ryknął w tym momencie Zderzak i ruszył w pogoń, przypominając przez swoje rozmiary i imponujący pęd kudłatą kulę armatnią.

Re: Kuźnia dobrych manier.

: Nie Wrz 17, 2017 9:53 am
autor: Feyla
        Zbirów najętych przez Pellvalier cechowało nie tylko kiepskie uzbrojenie, ale również brak doświadczenia w ulicznych bójkach, a nade wszystko wyjątkowo słaba waleczność. Być może był to efekt tego iż stara aktorka nie grzeszyła hojnością. W każdym razie gdy tylko Tarunn i Zderzak ruszyli do boju, kompania łotrów szybko poszła w rozsypkę, a niski morale sprawiło iż wielu z nich rzuciło się do ucieczki, na długo przed tym nim wynik starcia został ostatecznie rozstrzygnięty.
        W odróżnieniu od swojego porywczego brata, Burta nie ustawał w wysiłkach podjęcia się jakichkolwiek negocjacji. W błędzie był jednak ten, który z powyższego powodu uznał krasnoluda za łatwą ofiarę. Przekonało się o tym kilku mniej roztropnych śmiałków, dla których kontakt z pięścią Triumfatora związany był z błyskawiczną utratą przytomności oraz późniejszym przerażającym odkryciem, że ich nos znajduje się zdecydowanie dalej od miejsca w którym spodziewaliby się go ujrzeć.
        Z całego starcia jedynie Feyla pozostawała niezadowolona. Pelwara po raz drugi nabrała ją na pospolitą sztuczkę. Rzecz jasna nie udałoby się to jej gdyby nie element zaskoczenia w postaci peruki, wciąż pozostającej w rękach rzemieślniczki. Mimo licznych starań kowalka nie była w stanie zniwelować działania tajemniczej substancji znajdującej się w pudernicy. Im bardziej tarła oczy, tym większą mgłą zachodził jej wzrok.
        - Nic nie widzę! Para i popiół! Parchata wiedźma i jej skundlone zagrywki. Tarunn, pomóż mi, znajdź jakaś baryłkę gdzie mogłabym utopić łepetynę. – Poprosiła Feyla.
        Zanim rozpoczęła się walka, kowalka zdążyła z grubsza zlustrować miejsce w którym się znaleźli. Był to położony na uboczu magazyn, gdzie przechowywano beczki z okolicznych winnic. Tuż przy wejściu do budynku wciąż stał wóz, załadowany bo brzegi ostatnim transportem, szczęśliwie wciąż niewyładowanym.
        Tymczasem Pellvalier szybko została dopędzona przez zderzaka. W falbaniastej sukni, gorsecie, szpilkach i z mizerna kondycją, aktorka okazała się być słabym przeciwnikiem nawet dla tak wątpliwego biegacza jakim był krasnolud. Upokorzona, a nade wszystko śmiertelnie wystraszona kobieta, sięgnęła po ostatnia z swoich broni, chowając klucz głęboko w zakamarkach własnego dekoltu.
        - Ani mi się waż mnie dotknąć! Jestem damą i zacznę krzyczeć! – Zagroziła Pellvalier, za sprawą Burty osiągając nieoczekiwany sukces.
        - Zderzak stój! Nie dotykaj jej! Jesteśmy dżentelmenami. – Oświadczył starszy z braci.
        - Czym takim? I niby od kiedy?
        - Od tedy kiedy mamy klucz Srebnikowy. Nie posuwamy się do gwałtów i przemocy. A teraz grzecznie poproszę panią o zwrot naszej własności. Potem chętnie dowiedzielibyśmy się, co takiego pchnęło panienkę do tak haniebnego czynu.
        - Nigdy! – Żachnęła się aktorka. – Nic wam nie dam i nic się ode mnie nie dowiecie.
        W prawdzie Feyla nie widziała całej tej sytuacji, wciąż mając problemy z wzrokiem, jednak sama wymiana zdań miedzy zainteresowanymi, wystarczyła by wyprowadzić kowalkę z równowagi.
        - Do licha Tarunn, zabierz jej ten klucz, a potem weźmiemy ropuchę tam gdzie nauczy się śpiewać. – Rzemieślniczka wyciągnęła rękę ku górze, wskazując elfce jaki ma plan. – Jak obiecałam wcześniej pokażę ci najciekawsze miejsca w mieście.
        Fortyfikację Fargoth cechowały cztery olbrzymie wieże, tak wysokie iż spadając z ich szczytu, nim walnęło się o ziemię, człowiek spokojnie mógł wyrecytować wszystkie państwa Alaranii oraz ich władców. Budowle te wzniesiono w zamierzchłych czasach, celem ochrony miasta przed smokami. Na każdej z nich znajdowała się olbrzymia krasnoludzka kusza i rząd włóczni stanowiących amunicję do śmiercionośnego mechanizmu. Po załadowaniu, grot włóczni wystawał poza obręb wieży. Feyla w myślach widziała Pelwarę dyndającą na takiej właśnie broni. Jeśli łysa pierduśnica nie zacznie gadać, zrzucą ją na dół, albo jeszcze lepiej, wystrzelą ja na dziesiątki staj. Najważniejsze w tym wszystkim było to iż Nurdin miał wyłączność na konserwacje owego działa, a co za tym idzie ona i jej towarzysze mogli bez przeszkód skorzystać z miejskich systemów obronnych.
        Najwyraźniej Pellvalier sama zorientowała się jaki czeka ją los, ponieważ z miejsca zaczęła krzyczeć.
        - Ucisz ją Zderzak i wpakuj do beczki, aby nie wzbudzała podejrzeń gdy będziemy zmierzali na górę. – Zaproponowała kowalka.
        - Podoba mi się to bycie dżentelmenem. – Oznajmił Zderzak z zapałem biorąc się do pracy.
        Czując iż za chwile zostanie przegłosowany, Burta wymownie spojrzał na Tarunn, szukając u elfki zrozumienia dla swoich racji.

Re: Kuźnia dobrych manier.

: Wto Wrz 19, 2017 11:23 pm
autor: Tioyoa
        To, że banda starej pudernicy nie była specjalnie skora do bójki - czy też konkretniej do zbierania łomotu - niespecjalnie dziwiło Tarunn. Podejrzewała, że była to kwestia pieniędzy: gdy to sobie przekalkulowali okazało się, że koszty leczenia złamań, stłuczeń i całej rzeszy innych urazów przewyższą to, co za tę akcję miała im wypłacić pracodawczyni. W tym układzie kowalka również dwa razy by się nie zastanawiała tylko dała drapaka, oczywiście o ile ktoś by jej wcześniej solidnie nie podpuścił. Skoro jednak zbiry wzięły nogi za pas, Tioyoa mogła im tylko na odchodnym sprzedać kopa w tyłek (dosłownie) i skupić się na głównej prowokatorce tego całego zamieszania.
        Tarunn rzuciła się w pogoń zaraz za Zderzakiem, lecz babska solidarność kazała jej zatrzymać się przy Feyli, gdy tylko spostrzegła się, że ludzka kowalka ma jakiś problem ze wzrokiem i nieustannie pociera oczy.
        - Pudruje się franca jakimś tanim gównem i oto efekt - sarknęła, łapiąc tymczasowo oślepioną koleżankę po fachu pod ramię i prowadząc ją na bok. - Ej, nie trzyj tak, bo jeszcze sobie to wetrzesz, a Przodkowie tylko wiedzą, czym ta stara raszpla szpachluje sobie gębę. Zaraz to sobie przemyjesz, stój tylko chwilę i nie uciekaj mi.
        Tarunn podeszła z Feylą do wozu z beczkami, by się jedną poczęstować i ulżyć dziewczynie w cierpieniu. Gdy jednak elfka sięgnęła po pierwszą stojącą na wozie beczkę i szarpnęła, by zdjąć ją na ziemię, ta okazała się tak lekka, że Tioyoa prawie się przewróciła, przygotowana do dźwigania czegoś znacznie cięższego - beczka okazała się być pusta. Tak jak zresztą wszystkie pozostałe znajdujące się na wozie.
        - No niech mi broda wyrośnie, czemu nic nie może iść łatwo? - zirytowała się. - Czekaj jeszcze chwilunię.
        Tarunn zaczęła niestrudzenie szukać wśród ustawionych pod ścianą beczek chociaż jednej pełnej. Znalazła - była to jedna z tych ustawionych pod samą ścianą, pokrytych już solidną warstwą brudu i kurzu, co jasno świadczyło o tym, że mogły w tym miejscu stać kilka miesięcy jak nie lat. Nie było jednak sensu wydziwiać - wszak im wino starsze tym lepsze ponoć, dlatego też Tioyoa bez zastanowienia wydobyła jedną z beczek i stawiając ją obok Feyli rozbiła deski na jej wierzchu.
        - O szlag! - syknęła, gdy do jej nosa dotarła niezbyt przyjemna woń. Wino nie zamieniło się jeszcze w ocet, nie było jednak najlepszej jakości i pewnie dlatego stało tu takie zapomniane - żaden, nawet najbardziej złośliwy, karczmarz nie zaryzykowałby serwowania takiego dziadostwa gościom, bo ci puściliby mu wyszynk z dymem, a jego samego utopili w jednej z beczek.
        - No dobra, Fey, pić tego nie będziesz, wytrzymasz. Nachyl się i najwyżej wstrzymaj oddech - zarządziła Tioyoa, łapiąc koleżankę za szyję jak kociaka i pochylając ją nad beczką. Nabrała w dłoń tego taniego sikacza i chlusnęła nim w oczy oślepionej dziewczyny. Po dwóch takich chluśnięciach zostawiła ją, by dalej radziła sobie sama. Akurat trafiła na moment, gdy po bardzo krótkim pościgu krasnoludy osaczyły Pelvallier i podjęli jakże komiczne negocjacje. Nie wiedziała co brzmi mniej wiarygodnie: ona jak dama czy oni jako dżentelmeni.
        - A ja jestem kowalem, kurza twarz, i koło dupy mi dynda czy będziesz się drzeć czy nie - oświadczyła, zachęcona dodatkowo komentarzem Feyli. - Oddajesz klucz po dobroci albo przemocą, twój wybór.
        Tioyoa podkasała rękawy, napięła mięśnie i ruszyła pewnym krokiem w stronę starej pudernicy, z zainteresowaniem obserwując, jak z każdym jej krokiem właścicielka teatru robi się coraz mniejsza.
        - Szkoda czasu na wlekanie się z tą pulcherią po mieście! - oświadczyła, gdy Feyla ze Zderzakiem zaczęli snuć jakiś mroczny plan nauki latania. - Ja to załatwię na miejscu.
        Pelvara chciała uciekać, lecz nie miała dokąd. Gdy próbowała śmignąć bokiem, Tarunn złapała ją w pasie i zaraz rzuciła nią o ścianę. By zdusić krzyki aktorki, Tioyoa zaraz zakryła jej usta dłonia.
        - Mogłaś po dobroci, więc teraz nie rób scen - skarciła ją. Z kieszeni wyciągnęła ścierę, którą zawsze nosiła ze sobą by móc wytrzeć ręce ze smaru, przetrzeć buty czy wysmarkać nos. Jak więc nietrudno się domyślić nie była ona najczystsza, niemniej kowalka zamierzała wykorzystać ją w kategorii knebla. To obudziło w Pelvallier nowe pokłady sił, bo zaczęła miotać się z ogromnym zaangażowaniem byle tylko nie pozwolić włożyć sobie tego do ust. Nie miała jednak z elfką szans.
        - Spokojnie, macać cię przecież nie będę, aż takim barbarzyńcą nie jestem - zakpiła, gdy pudernica zaraz po zakneblowaniu zaczęła z trwogą osłaniać swój dekolt. Tarunn miała znacznie lepszy pomysł na odzyskanie klucza niż pchanie łap tam gdzie nie trzeba - raz dwa złapała kobietę w pasie, dociskając jej ręce do ciała, po czym obróciła ją do góry nogami i zaczęła nią rytmicznie potrząsać, by klucz sam wypadł. Nawet kilka razy podskoczyła, by impet był większy.

Re: Kuźnia dobrych manier.

: Sob Wrz 23, 2017 10:42 pm
autor: Feyla
        - Co to z szczyny? Para i popiół, Tarunn. Nie było nic innego? – Feyla nie potrafiła zrozumieć dlaczego ktoś miałby marnować dobrą beczkę na takie pomyje. Nie zamierzała zresztą rozwodzić się specjalnie nad tym tematem. Zamiast tego kowalka wzięła głęboki wdech, o mało co nie osuwając się przy tym na ziemię, jako że opary fermentacyjne zwykle bywają dużo bardziej niebezpieczne niż sama ciecz, po czym bez wahania zanurzyła głowę w ohydnej brei. Rzemieślniczka pomyślała że równie dobrze mogłaby oblać się kwasem, a już z cała pewnością stała się właśnie najbardziej „wyczuwalną” personą w mieście.
        Pozytywnym efektem tej jakże brutalnej kuracji było to że dziewczyna na powrót odzyskała wzrok. Przynajmniej przez chwilę tak jej się wydawało, ponieważ to co ujrzała, w żaden sposób nie mogło dziać się naprawdę. Feyla dostrzegła elfkę obejmującą Pelwarę w zapaśniczych kleszczach, powszechnie nazywanych techniką „na gwoździa”. Tarunn była jednak zbyt wysoka, by skutecznie wybijać rytmy łysiną Pellvalier o kamienny bruk. Zamiast tego regularnie udawało jej się wytrząsnąć z swojej przeciwniczki najdziwniejsze rekwizyty, większości których kowalka nawet nie potrafiła nazwać.
        Było tam wszystko. Od szpilek, lustra, puzderka i drobnych monet, po grzebienie, pędzle a nawet wytrychy. Patrząc na pokaźny arsenał usypanych przedmiotów, rzemieślniczka zastanawiała się jak to możliwe że Pelwara nie dzwoni przy każdym wykonywanym kroku. W przypadku aktorki mówienie o głębokim dekolcie, nagle nabierało zupełnie nowego znaczenia.
        - Co ty wyprawiasz!? – Irytował się Burta. – Jak ktoś nas tu zobaczy będziemy mieli przesrane. Przecież oddałaby klucz po dobroci.
Tymczasem Zderzak podszedł do sprawy dużo bardziej zadaniowo.
        - Niżej kolana. – Wtrącił swoją uwagę pulchny krasnolud.
        Wsłuchując się w paplaninę tego z dwójki Tryumfatorów, który w powszechnym mniemaniu uchodził za rozsądniejszego, Feyla już wcześniej doszła do wniosku że para Nordów jest dokładnie w tej samej sytuacji co one dwie. Burta i Zderzak stali się posiadaczami klucza otwierającego przed nimi Srebnikowe salony, ale nie mieli bladego pojęcia jak należało go użyć. Wszystko wskazywała na to iż zasuszona wiedźma z którą zmagała się elfka, mogła być dla nich jedynym źródłem informacji, a co za tym idzie, fakt ten stawał się ważnym argumentem by przekonać Tarunn iż jednak warto pofatygować się na wieże strzelniczą. Rzecz jasna dużo ważniejsze było to iż Feyla naprawdę miała ochotę wystrzelić Pelwarę w powietrze, chociażby po to by zobaczyć ile pudru spadnie przy tym na miasto. Prawdopodobnie większość mieszkańców Fargoth byłoby zaskoczonych że zima przyszła w tym roku wcześniej.
        - Tar, to jest po prostu genialne. – Śmiała się kowalka, aż po jej policzkach spływały łzy rozbawienia. – Zdradź mi tylko w jaki sposób Pelwara miałaby nam cokolwiek powiedzieć z kneblem w ustach?

Re: Kuźnia dobrych manier.

: Nie Wrz 24, 2017 3:14 pm
autor: Tioyoa
        - Pozostałe były puste, nie zrzędź, od tego się nie umiera - uznała beztrosko Tioyoa, poklepując koleżankę po ramieniu. Oczywiście, że nic się jej nie mogło stać, była wszak silną kowalką, a nie jakąś pindą bawiącą się w teatrzyk… No bo gdyby tak chcieć wytaplać w tym Pelvallier, to pewnie by się rozpuściła.
        Tioyoa co chwilę musiała się przesuwać, by podczas podskakiwania z ofiarą w ramionach nie przewrócić się na tych wszystkich fantach, które wypadały jej z zakamarków kiecki.
        - O żesz, a to co? - zapytała w pewnym momencie, przestając potrząsać wybałuszającą oczy starą puderniką i trącając butem przedmiot, który tak przykuł jej uwagę. - Kamerton? Spinka? Psiakrew, kto nosi ze sobą takie dziwactwa, poważnie…
        I z tą myślą Tioyoa zaczęła dalej wytrząsać z aktorki skarby, przy akompaniamencie jej zduszonych kneblem wrzasków. Irytowała się, bo mimo wytrząśnięcia z niej czterech tuzinów damskich bibelotów, nie dała rady wydostać srebnikowego klucza, chociaż ten teoretycznie powinien być “na wierzchu”. Może o coś się zahaczył? Wtedy jak nic trzeba będzie wsadzić Pelwarze łapę w dekolt… Brrrr, niech to zrobi Zderzak albo Burta, Tioyoa jakoś nie miała ochoty, a w końcu to do nich należała zguba.
        - Ale moje kolana czy jej? - zapytała brzuchatego krasnoluda, gdy ten udzielał jej fachowych rad. Drugiego brata nie słuchała, bo jego filozofia życia do niej nie przemawiała, niestety dla niego. Czekając na dalsze instrukcje Zderzaka poprawiła sobie chwyt wokół pasa aktorki, bo ta zaczęła jej się powoli wyślizgiwać. Nim jednak ustalili o czyje kolana chodzi i co jeszcze poprawić w technice elfiej kowalki, w rozmowę zainterweniowała Feyla, sprytnie wprowadzając małą dywersję. Tioyoa spojrzała na nią najpierw z uśmiechem, bo pierwsze zdanie uznała za komplement, lecz przy drugim miała już wątpliwości. Z pewną konsternacją dalej trzymała Pelwarę głową w dół, podrzucając ją tylko co jakiś czas, by jej się nie wyślizgnęła na bruk.
        - Na razie plan był, aby zabrać jej klucz i by się przy tym za mocno nie darła - odpowiedziałą w końcu bez owijania w bawełnę. - Tylko się francowaty zaklinował chyba gdzieś w środku, trzeba wymyślić coś innego…
        Aktorka słysząc, że jej oprawczyni zamierza puścić w ruch swoją kreatywność, zaczęła drzeć się przez knebel ze ścierki i wywijać nogami, lecz próba wyrwania się nie odniosła żadnego rezultatu - Tarunn wolną ręką przytrzymała łydki Pelvallier przy ramieniu, przez co ta mogła co najwyżej majtać stopami nad jej głową.
        - Hola, paniusiu, bez takich, bo cię na łeb spuszczę - zagroziła elfka, co przyniosło o tyle pozytywny efekt, że przerażona aktorka faktycznie przestała się miotać. - To co, Fey, ropuchę do beczki i gdzieś na osobności sobie pogadamy? I na spokojnie odzyskamy ten chędożony klucz. Tylko jakiś kawałek sznura albo łańcucha by się przydał… - dodała, nie zważając na protesty swojej ofiary.
        - Można jej dać w łeb - podpowiedział usłużnie Zderzak.
        - Nieee, tego mogłaby już chyba nie przeżyć - uznała Tioyoa, a w protestach popierała ją Pelwara. Przynajmniej w jednej kwestii się zgadzały.

Re: Kuźnia dobrych manier.

: Czw Wrz 28, 2017 10:53 am
autor: Feyla
        Feyla usiłowała zrozumieć jak to się dzieje, że zarówno ona jak i Tarunn, pomimo iż na co dzień bez wahania wyciągają rozgrzany metal z kowalskiego pieca, nagle czują opory by wsadzić łapska za gorset Pelvallier. Dziewczyna gotowa była podać dziesiątki powodów dla których to nie ona powinna być tą, która założy rękawice i przeprowadzi rewizję aktorki. Jednocześnie, jako dobry rzemieślnik, czuła się w obowiązku zaproponować kilka alternatywnych rozwiązań zanim przejdą do tego ostatecznego i najbardziej brutalnego.
        Póki co pozostawało jej dopingować elfkę i Zderzaka. Nord co prawda nie uczestniczył w przeszukaniu bezpośrednio, ale stojąc obok Tarunn, wykonywał cała serię głębokich przysiadów, co zważywszy na gabaryty krasnoluda dało się zauważyć jedynie poprzez kiwającą się brodę i wyciągnięte do przodu ręce, tłumacząc przy tym jak należy potrząsać Pelwarą, tak aby amplituda drgań była jak największa. Feyla zastanawiała się kiedy oboje dojdą do wniosku, że jeśli każde z nich chwyci za odpowiednią parę kończyn, efekt mógłby być bardziej znaczący. Z drugiej strony na podstawie dotychczasowych starań, prędzej można było się spodziewać iż Tarunn wytrząśnie żołądek kobiety, zamiast chędożonego klucza.
        Nieszczęsna aktorka już kilkukrotnie chciała się poddać, oddając swoja zdobycz dobrowolnie, jednak przez knebel w ustach, nie była w stanie zakomunikować elfce swojej decyzji, tym samym skazując się na dalsze męki.
        - Jest tylko jedna beczka która może się do tego nadać. – Zdecydowała kowalka gdy tylko Tioyoa zaakceptowała jej plan. Nie czekając aż ktokolwiek zaprotestuje Feyla opróżniła zawartość tej w której sama przed chwilą nurkowała, wylewając kwaśne pomyje bezpośrednio na ulicę. Poza oczywistą złośliwością i chęcią uprzykrzenia Pelwarze żywota, rzemieślniczka chciała w ten sposób zaplanować mała dywersję w sprawie ewentualnego śledztwa, które mogło się przeciw nim toczyć. Intensywny smród jaki rozniósł się po ciasnym zaułku miał za zadanie dodatkowo zniechęcić ciekawskie oczy, do zainteresowania się rozróbą w mrocznej części miasta.
        Przyglądając się poczynaniom obu kowalek, Burta z rezygnacją kręcił głową. Gdyby nie chęć odzyskania klucza, już dawno poszedłby swoją drogą, udając iż nie ma z tymi babami nic wspólnego. Za to Zderzak okazywał się nader pomocny, bardzo sprawnie lokując pudernicę w jej tymczasowym powozie, przybijając wieko i biorąc beczkę na ramię, ruszając za dziewczynami.
        - Teraz szybko na wieżę aby nam się Pelwara nie ukisiła.
        Feyla ruszyła pewnym krokiem, zadowolona z faktu że wszystko posuwa się zgodnie z planem. Niestety pierwsze komplikację pojawiły się już przed samym wejściem do baszty. Teoretycznie pilnująca go dwójka strażników nie powinna się do niczego wtrącać, a pałacowe pozwolenie na wykonywanie konserwacji, stanowić bezpieczną przepustkę na szczyt obronnej wieży. Niestety okazało się iż pełnienie tak monotonnej funkcji, jak straż przy budynku w którym i tak nie było czego ukraść, a poza dzieciarnią nikt nie maił potrzeby by doń przychodzić, potrafiło nawet z największego obiboka uczynić dociekliwego śledczego. Wysoki strażnik, zaczął zadawać dziesiątki pytań, uznając je za szansę zabicia nudy. Interesowało go czemu robotników jest tak dużo? Gdzie mają narzędzia? Po co im beczka i czemu cuchną jak zgniłe jajo?
        - To siarka. W każdej kuźni jest jej na pęczki. – Wyjaśniła poirytowana Feyla. – A narzędzia mamy właśnie w środku, bo lepiej je w ten sposób wnieść po schodach.
        - Jesteście pijani. – Niespodziewanie wydedukował strażnik. – Któryś z was spadnie mi stamtąd na łeb i będę musiał pisać raport.

Re: Kuźnia dobrych manier.

: Pon Paź 02, 2017 11:40 pm
autor: Tioyoa
        Tarunn ze Zderzakiem dogadywali się jak stare dobre małżeństwo w obliczu kryzysu - nie tak dawno chcieli sobie powybijać wszystkie zęby i porachować gnaty, a teraz dzielnie ustalali co należy zrobić, by dostać klucz od Pelvallier bez naruszania własnej godności osobistej. Oboje czuliby się okropnie, gdyby kiedyś na wierzch wyszedł niewygodny fakt, że macali tę starą raszplę, nawet jeśli robili to w szczytnym celu. No bo przecież nie o jej godność osobistą się rozchodziło…
        - A jakby tak… - Tioyoa zaczęła pracować ramionami na boki, tak by również aktorka kiwała się na boki jak wahadło. Kolejny zduszony krzyk jasno świadczył o tym, że pomysł był z gruntu rzeczy niezły, lecz niestety nieskuteczny tak jak i cała reszta.
        - No pewnie się cholerny zahaczył o jakąś nitkę w środku - mruknęła kowalka na moment przerywając swoje tortury. Pelwara próbowała w tym momencie coś bardzo sugestywnie zawyć przez knebel, lecz jej się to nie powiodło, Tarunn nie załapała aluzji, trudno jednak orzec czy było to działanie umyślne, czy po prostu nie była aż tak bystra jak chciałaby być.
        - Która beczka… Ahahaha, Feyla, jesteś genialna! - ucieszyła się elfka widząc w którą stronę zmierzała jej koleżanka po fachu. Zaraz dziarsko zarzuciła sobie aktorkę na ramię, by jedną rękę mieć wolną, i ruszyła za drugą kowalką. Przystanęła, by kwaśne wino nie zalało jej butów, do wszystkich zgromadzonych dotarł jednak smród tego sikacza, a Pelvallier czując tę nieprzyjemną woń zakwilila żałośnie. Tioyoa poczuła się nawet przez moment trochę nie w porządku na myśl, że tak męczy tę kobietę, ale cóż począć, to ona zaczęła. Może nawet taki argument zadziałałby przed ewentualnym sądem, kto wie, kto wie…
        - Cha! - zakrzyknęła radośnie. - To się nazywa dobre przygotowanie, Zderzak! - pochwaliła krasnoluda, gdy dostrzegła, że ten czeka już w pogotowiu z denkiem i gwoździami. We trójkę mogli naprawdę fachowo załadować aktorkę do jej niekonwencjonalnego środka transportu, choć ciężko było ją tam upchnąć razem z tymi wszystkimi warstwami kiecki. A na dodatek Tarunn nie mogła sobie darować i na koniec dopchnęła jeszcze wszystko jej peruką.
        - Ukisi albo udusi - dopowiedziała usłużnie ruszając w tym barwnym pochodzie w stronę wieży, na której mialo się odbyć ich przesłuchanie, niekonwencjonalne w takim samym stopniu jak cała reszta tego przedsięwzięcia. To, że zdołali już pięknie dopiec aktorce i byli praktycznie o krok od rozwiązania bardzo poprawiło jej humor, a spacer odrobinę ukoił jej nerwy, a z tego stanu nie mógł wyprowadzić ją byle wścibski strażnik. Z początku kowalka stała z rękami założonymi na piersi i dawała wykazać się swojej koleżance w pertraktacjach z lokalnym wymiarem sprawiedliwości, lecz uznała, że nie może wszystkiego zostawić na głowie Feyli. Z lekkim uśmiechem opuściła swoje miejsce w drugim rzędzie i stanęła ramię w ramię z ludzką kowalką, by ją wesprzeć.
        - Mój drogi - spoufaliła się z miejsca. - Nie jesteśmy pijani, skoro język się nam nie plącze i nie kiwamy się na stojąco. Spójrz, jakie mam pewne ręce - zachęciła, wyciągając przed siebie dłonie, które faktycznie nie drgały nawet o włos. - A nawet jeśli któreś z nas by spadło, to przecież żadne z nas się nie zabije, za twardzi jesteśmy, co najwyżej wgłębienie w bruku będzie… Nie wierzysz to się przekonaj. Zróbmy tak, mały zakład - możesz mnie zdzielić tą swoją pałką ile tylko bozia ci siły w łapach dała i jak się nie przewrócę to nas puścisz, co? Jak ty wygrasz to wyląduję w szpitalu i tak czy siak na tę wieżę nie wlezę, więc wyjdzie na twoje. Co, umowa stoi? - zapytała na koniec podając mu grabę do uściśnięcia, z bardzo pewnym uśmiechem przyklejonym do twarzy.