FargothSekrety lordów.

Miasto położone na granicy Równiny Drivii i Wschodnich Pustkowi, jedno z głównych miast środkowej Alarani, położone na szlaku handlowym, prowadzącym przez Opuszczone Królestwo aż do Wybrzeża Cienia.
Awatar użytkownika
Cerau
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 74
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Przemytnik , Zabójca
Kontakt:

Post autor: Cerau »

        Przechylił łebek, lustrując kruczym spojrzeniem Crewana. Nie lubił go. Nie znali się osobiście, ale lord juz jakiś czas temu uznał za swój cel honoru przeszkadzanie w interesach Cerau. Ten nie wiedział oczywiście, czy ten robił to specjalnie, czy też nie, jednakże bez względu na prawdziwe intencje tegoż jegomościa nie miał zamiaru pozwolić, żeby tak się działo. Interesy rzecz święta.
        Jego ludzie próbowali dostać się do uzbrojonej kuźni na wiele sposobów, próbowali forsować drzwi, niszczyć jakieś mechanizmy w ścianach budynku, jednakże widział bardzo dobrze, że robili to co najmniej nieudolnie. Drugą opcją było to, że nie byli w stanie sobie z tym poradzić - jakby nie patrzeć, było to czymś bardzo prawdopodobnym. Zresztą podejrzewał, że sam miałby z tym problem. Mechanizmy to zdecydowanie nie coś na czym się znał. Miał wiele talentów, wiedział dość sporo... jednakże, to nie w tej dziedzinie się specjalizował.
        W końcu "bandyci" Cerewara z jego rozkazu sobie odpuścili i razem z nimi opuścili miejsce zbrodni. Skrytobójca czekał nadal cierpliwie, będąc niemalże całkowicie nieruchomym. Po chwili i elf pojawił się na dachu. Wampir bardzo dokładnie widział w którym dokładnie miejscu było wyjście, z którego Yorick skorzystał. Spostrzegł swoim kruczym ślepiem miejsce, w którym pojawiła się dwójka jego ludzi. Widział też, gdzie poszedł elf. Zatrzepotał skrzydłami i po chwili zleciał do swoich ludzi, zmieniając się w człowieka i wychodząc następnie z cienia - nie chwalił się nadal swoją nową naturą. Nie było takiej potrzeby. Wiedziały o tym tylko dwie osoby.
        - Lee, weź Brana i pójdźcie w kierunku sklepu Crafta, wiecie gdzie, idzie tam Crewar ze swoimi ludźmi, a zaraz za nimi podąża elf. Macie go pilnować. Tylko uważajcie, macie się nie spalić. Lee, ty wiem, że dasz sobie radę, bo skradasz się lepiej ode mnie. Bran... śledź Lee. Jakby wpadł, pomagasz mu. Wybacz. No, a teraz w drogę bo wam zwieje - rzucił. Obaj młodzi mężczyźni tylko kiwnęli głowami, a jeden z nich podał wampirowi jego laskę i kapelusz, a następnie ruszyli gdzie nakazał im Cerau, robiąc dokładnie to co im przykazał. Przez chwilę obserwował jak zmierzają w tamtym kierunku, miał nadzieję, że zgadną o kogo chodzi. Ale tylko jedna osoba powinna podążać za tą ekipą i pozostawać niezauważonym. Kiedy zgubił ich wzrokiem, zerknął w kierunku kuźni Nurdina. Czas na złożenie tam wizyty. Znał Nurdina osobiście, krasnolud raz zajrzał do jego antykwariatu, nawet nie wiedział, że wchodził niemalże do jaskini lwa. Nie wiedział, że rozmawiał z tym słynnym człowiekiem-widmem. Nie dowie się też o tym, bo skąd?
         Poprawił czarny aksamitny płaszcz i założył na głowę swój kapelusz, który otrzymał przed chwilą od Lee. Spojrzał ku niebu, jeszcze chwilę czasu do świtu było, miał czas. Przeszedł spokojnie przez wyczyszczoną już ulicę i znalazł się przed wejściem do kuźni. Bezceremonialnie otworzył drzwi. Obstawił, że skoro zagrożenie już przeszło, to pułapki były wyłączone - w pewnym sensie miał rację. Wszedł do środka. Zrobił zdziwioną minę, co mu wyszło bardzo dobrze - był niezłym aktorem.
        - Na Prasmoka! Cóż się tu stało? Nic się panience nie stało?! Napad, czy co za cholera? - paplał, rozglądając się po pomieszczeniu, szukając względnych zagrożeń. - Ja przepraszam, że tak z nagła wchodzę, ale widzę przez rozbitą witrynę, że panienka stoi a tu taka tragedia! Gdzie straż! Ach, no i ja przepraszam jeszcze raz najmocniej za najście, ale dopiero przybyłem do miasta... potrzebuję kowala, gdzie ten krasnolud o szerokich ramionach, długich włosach i równie długiej, białej brodzie? - kontynuował swoją szopkę, nawet nie dając się odezwać Feyli - jeżeli ta próbowała się wtrącić to mówił głośniejszym i bardziej stanowczym głosem, nie dając jej dojść do słowa.

Tymczasem Lee złapał trop i chociaż było to bardzo ciężkie - udawało mu się śledzić Yoricka i pozostać niezauważonym. Młodziak był jednym z najlepszych - o ile nie najlepszym w tym zakresie - z ludzi Cerau. Chociaż ten oczywiście nigdy mu tego nie powiedział. A Bran? Cóż... miał możliwości, ale brak doświadczenia, dlatego tez podążał w bezpiecznej odległości za Lee, gdyby ten wpadł w kłopoty. Obaj byli wyposażeni w sztylety i na średnim poziomie potrafili nimi się posłużyć w obliczu zagrożenia i w miarę bezpośredniej walce. Ale na szczęście jak na razie nie było to potrzebne.
Awatar użytkownika
Yorick
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 63
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Mroczny elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Yorick »

         Yorick przemykał przez ciemne ulice Fargoth. Przez większość czasu przemierzał tereny tak cicho, jak tylko się dało, ale gdy tylko wychodził na mniej zamieszkaną aleję, pozwalał sobie na trucht. Biegnąc, z radością wciągał zimne, nocne powietrze. Był mrocznym elfem, a noc była jego żywiołem. Czuł się panem sytuacji.
         Gdy dotarł do okolicy Narąbanego Drwala zdjął maskę, ale pozostał w kapturze. Spokojnym tempem podszedł do stajni, która była w równie opłakanym stanie co gospoda. Yorick otworzył skrzypiące drzwi i wszedł do środka. Jedynymi mieszkającymi w stajni byli Mortem oraz biała klacz, która jeszcze nie dostała imienia. Elf przyjrzał się koniowi. Wierzchowiec, który należał wcześniej do strażnika Thomasa, wyglądał na silnego konia, a poza tym ta klacz była dobrze wytresowana. "Jeśli nic nie zarobię na Cerewarze, przynajmniej dostanę cokolwiek, sprzedając ją" - pomyślał skrytobójca.
         Elf podszedł do boksu, w którym spał Mortem. Zabójca lekko poklepał zwierzę po pysku, aby obudzić konia. Zero reakcji. Yorick włożył jeszcze więcej siły w uderzenie. Wciąż to samo. Mroczny odsunął się od zagrody.
         - "Dobrze wiem, że nie śpisz" - przekazał telepatycznie swojemu wierzchowcowi.
         - "Dałeś się wkręcić, prawda?" - spytał Mortem, otwierając oczy.
         - "Nigdy bym się tego nie spodziewał, teraz wstawaj! Mamy robotę do wykonania."
         - "Dobra, dobra. Tylko daj mi chwilę."
         Yorick wyszedł ze stajni. I zaczął chodzić w kółka słupa z informacjami. W ciągu kilku minut czytania dowiedział się, że krawiec poszukiwał nowego czeladnika, towary kupca Freinera były bardzo słabej jakości (a dokładniej mówiąc biegunko-twórcze) i Cyrina to "kurwa jakich mało, ale przynajmniej tanio się liczy". Była też krótka nota o ciężkiej zbrodni jakiegoś rycerza Bulgila z Demary. Nic wartego uwagi.
         Po chwili ze stajni wyszedł Mortem. Koń parsknął po cichu, a potem pokręcił głową. Następnie, stukając o kostkę brukową, podszedł do skrytobójcy.
         - "Gotowy? Idziemy zabić Cerewara" - przekazał mu Yorick.
         - "Wiem, zapomniałeś, że umiem czytać w myślach? A propos, wiedziałeś, że obserwuje cię człowiek miejscowego półświatku? Wydaje mi się, że gdzieś obok niego może być drugi, ale nie mam pewności, za dużo tu ludzi. Nienawidzę miast."
         Elf podziękował w myślach za dary Mortema. Nigdy nie przyznał tego otwarcie, ale gdy nie umiejętności rumaka, to już dawno byłby martwy.
         - "W takim razie musimy zmienić plany. Z doświadczenia wiem, że kiedy władza patrzy ci na ręce, samemu nic nie zrobisz" - powiedział wierzchowcu. - "Nie mogę pozwolić, żeby mi przeszkodzili. Muszę się z nimi dogadać. Ubezpieczaj mnie."
         - "Nie mogę. Muszę iść do Feyli" - odrzekł koń.
         - "Co? Dlaczego?" - zdziwił się elf.
         - "Skoro znaleźli ciebie, ją też znajdą. Może jej coś grozić, a ja czuję się zadłużony. Ona uratowała mi życie. Czas żebym jej odpłacił."
         - "Nie będę cię zatrzymywać. Tylko zostań w zasięgu kontaktu" - powiedział po chwili Yorick.
         - "Dasz sobie radę?"
         - "Mam sto siedemnaście lat. Jestem już dużym chłopcem. Tylko powiedz mi, gdzie dokładnie są śledzący."
         Mortem ruszył kłusem w stronę domu Feyli. Yorick przeszedł na stronę, którą przekazał mu rumak. Zdjął kaptur i lekko podniósł ręce.
         - Wiem, że tam jesteście - powiedział. - Możemy tu stać jak te ciecie i udawać, że się nie widzimy. Możecie też wyjść, wtedy porozmawiamy, jak przystało na cywilizowane istoty. Którą opcje wybieracie?
Feyla
Kroczący w Snach
Posty: 246
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Rzemieślnik , Kupiec
Kontakt:

Post autor: Feyla »

Ledwo zdążyła założyć na siebie codzienne odzienie i chwycić za miotłę celem ogarnięcia powstałego zamieszania, a już musiała zmierzyć się z pierwszym interesantem. Wprawdzie Feyla spodziewała się ujrzeć w drzwiach kuźni potencjalnych klientów, ale nie miała pojęcia, że nastąpi to tak szybko. Nocne wizyty kogoś kto potrzebował usługi kowalskiej zdarzały się niezwykle rzadko, a biorąc pod uwagę wydarzenia z ostatnich godzin, spotkanie z nieznajomym w znacznym stopniu wzbudziło podejrzenia rzemieślniczki. Skoro lordowi nie udał się frontalny atak, to logicznym było, iż spróbuje czegoś innego, na przykład odwołać się do podstępu. Podstępu w postaci osobnik w fraku i cylindrze.
Mężczyzna, który wtargnął do wnętrza warsztatu zapewne nawet nie zdawał sobie sprawy jak niewiele dzieliło go od wdepnięcia w śmiertelną pułapkę. Wyglądał dość komicznie, jakby na siłę starał się wpasować w warstwę społeczną, do której nie należał albo po prostu miał pewność, że nawet najbardziej ekstrawagancki styl nie byłby w stanie podważyć jego pozycji. Niewinny, łagodny i pospolity wyraz twarzy budził zaufanie, jednak Feyla miała w pamięci, że podobnie oceniła wygląd zewnętrzny Yoricka, dlatego też zdecydowała się nie wypuszczać trzymanej w dłoniach miotły. Uznała, że lepsza taka broń niż żadna.
- Wiosenne porządki – odpowiedziała na pytanie mężczyzny. – A poza tym spodziewam się wizyty kogoś ważnego – dodała. Kowalka zdawała sobie sprawę, że jest marnym kłamcą, dlatego nie siliła się na wymyślanie abstrakcyjnych wyjaśnień lecz starała się odpowiadać zgodnie z rzeczywistością, a przy tym w taki sposób aby nie udzielać rozmówcy żadnych informacji. Najważniejsze to trzymać się faktów i mówić zgodnie z prawdą. Nie miała pojęcia kogo też sprowadzi jej elf, ale z całą pewnością będzie to „gruba ryba”.
- Nurdin nie przyjmuje żadnych zleceń przed południem. Do tego czasu zwykle śpi – kontynuowała swoje wyjaśnienia. Miała nadzieję, że nieznajomy uwierzy w obecność krasnoluda w warsztacie i straci tym samym coś z pewności siebie. Z drugiej strony, mimo wszystkich wątpliwości Feyla zobowiązana była dbać o reputację zakładu i przyszłe interesy, a to z kolei sprawiało iż nie mogła wedle własnego uznania, wyrzucać klientów za drzwi. – Co oczywiście nie oznacza, że kuźnia nie jest w stanie poradzić sobie bez jego obecności. Zatem czego ci potrzeba, dobry człowieku?
Awatar użytkownika
Cerau
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 74
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Przemytnik , Zabójca
Kontakt:

Post autor: Cerau »

        Musiał przyznać, że gdyby był kimś, kto nie wiedział co tu się działo, to byłby w stanie dać się jej okłamać z tymi wiosennymi porządkami. Mogło tak być... Ale nie było, bo mimo wszystko to on rozdawał w tej sytuacji karty i był pewien, że w tej chwili nie ma się co martwić powrotem Yoricka, bo ktoś z jego ludzi by go o tym poinformował, dzięki temu mógł się bawić z Feylą ile by tylko zapragnął. Chociaż wiedział też, że nie może tego ciągnąć w nieskończoność.
        - Ach, skoro wiosenne porządki, to wszystko w porządku! - zaśmiał się, machając przy tym ręką, jakby odganiał muchę. Nonszalanckimi ruchami znalazł się przy stoliku, przy którym znajdowało się krzesło i rozsiadł się na nim bez pytania.
        - Obawiam się panienko, że nie będziesz w stanie mi pomóc... nie wątpię w twoje umiejętności kowalskie, jednak tutaj mi jest potrzebny Nurdin i to niekoniecznie do celów kowalskich. Wiele o nim panienka nie wie. - Pokiwał po tych słowach głową, żeby nadać swoim słowom dodatkowego animuszu.
        - Ach, więc ten stary imbecyl śpi! Zwlec mi go z łóżka proszę! Powiedz mu, że przybył do niego Kapelusznik, obiecał mi, że o każdej porze dnia i nocy będzie w stanie wypełnić swój obowiązek, więc jestem pewien, że co najwyżej rzuci kilka przekleństw i w końcu się ten stary cap tu dowlecze tymi swoimi śmiesznymi krótkimi nóżkami! - Ponownie zaśmiał się po swoich słowach a następnie zdjął kapelusz, odkładając go na stolik.

        Lee wyszedł z cienia. Również trzymał ręce na widoku. Nie miał zamiaru walczyć, zwłaszcza, że nie był w tym zakresie specjalistą i nie chciał wszczynać burd w takim miejscu. Otaksował elfa wzrokiem od stóp do głowy. Uszy, czyli to jednak naprawdę jest elf.
        - Niezły jesteś, skoro mnie widziałeś - zagra na zwłokę, a co. Bran tymczasem znajdował się tam gdzie się cały czas znajdował, trochę dalej i po drugiej stronie ulicy, słyszał każde słowo wypowiedziane przez Yoricka jak i te wypowiedziane przez swojego towarzysza.
Awatar użytkownika
Yorick
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 63
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Mroczny elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Yorick »

         Yorick ponownie zaciągnął kaptur na twarz. Popatrzył na swojego rozmówcę. Dzięki elfim oczom widział wyraźnie, kto stał przed nim. Człowiek, dość chudy, średniego wzrostu. Skrytobójca zakładał, że tak samo wyglądała większość członków półświatka. Młodzi, głupi chłopcy, którzy chcieli przeżyć trochę akcji. Jednak, myśląc z drugiej strony, mroczny miał pewien szacunek do chłopaka. Młodzian dobrze śledził, to wymaga niebanalnych umiejętności. "Jeśli dobrze to rozegram, będę w stanie i przehandlować księgę, i zemścić się na Cerewarze. Wystarczy, że przypadkowo nie wydam miejsca, w którym ukryłem wolumin. Powinno się udać" - pomyślał elf.
         - Chcę rozmawiać z waszym szefem. Mam dla niego propozycję - powiedział w stronę człowieka.

***

         Mortem kłusował przez nocne Fargoth. Dwa razy przeklinał w duchu, ponieważ zmylił drogę. Denerwowało go to, bo jako koń powinien być zorientowany w terenie. Jednak nie miał czasu zbytnio się tym przejmować, miał własną misję. Musiał sprawdzić, co działo się z Feylą i zamierzał temu podołać.
         Skręcił w wąską uliczkę i biegł nią, nie przejmując się zdziwionymi widokami dwóch żebraków, którzy najwyraźniej nigdy nie widzieli luźno biegającego konia. Mortem nawet nie udawał typowego wierzchowca. Miał na głowie ważniejsze sprawy niż skradanie się i zostawanie uznawanym za zwykłego zjadacza siana.
        Minął zakład bednarza, rozejrzał się, a potem ruszył kłusem przed siebie. Rana w boku kuła niemiłosiernie, ale wierzchowiec starał się nie myśleć o tym jak o słabości, a jak o przypomnieniu. Feyla go uratowała i teraz sama mogła potrzebować pomocy. Mortem przyspieszył, potrącając jakiegoś człowieka, który zaczął rzucać przekleństwa w stronę pędzącego ulicami miasta rumaka, nie zastanawiając się nad niemożliwością danej sytuacji.
         W końcu koń dotarł do ulicy, przy której znajdowała się kuźnia. Przystanął kawałek dalej w cieniu i zaczął sondować myśli, aby dowiedzieć się jak najwięcej. Pomijał okolicznych mieszkańców, tylko pobieżnie czytając zawartości ich głów. Po chwili natrafił na Feylę. Dziewczyna rozmawiała z jakimś przybyszem, który nosił frak oraz cylinder. Kowalce jegomość nie przypadł do gustu, ba, w myślach otwarcie oskarżyła go o kłamstwo. Wystarczy o niej, Mortem zaczął sondować umysł niespodziewanego gościa.
         Poczuł blokadę. A właściwie coś innego. Blokadę umysłu potrafi tworzyć każdy, kto odbył odpowiednie szkolenie, niektórzy robią to lepiej, inni gorzej. Jednak w tym przypadku koń nie miał kontaktu z barierą. Poczuł się, jakby uderzył kopytami w nicość. Tylko jedna grupa tak na niego działała - trupy.
         Mortem przypominał sobie, co wiedział na temat nieumarłych. Kojarzył trzy gatunki: wampiry, liche i zjawy. Dwa ostatnie wyglądały tak, że Feyla zareagowałaby głębokim strachem. Został wampir. Koń wiedział, że to niedobrze. Pijawki rzadko kiedy zachowują się nieegoistycznie.
         Rumak uznał, że najlepszą możliwością, byłoby wyprowadzenie kowalki w jakieś bezpieczniejsze miejsce. Powoli opracowywał plan, stwierdził, że akcja zacznie się od dywersji.
         Mortem pobiegł do ściany przeciwległego budynku i złapał wiszącą pochodnię w zęby, odpowiednim ruchem głowy zdjął żagiew. Następnie pobiegł do domu leżącego naprzeciwko kuźni. Wybił szybę i wrzucił pochodnię na biurko, które znajdowało się obok okna. Pergaminy zajęły się ogniem, a zaraz potem dołączyły meble, ściany strop. Mieszkańcy tego zabudowania i tych, które były ustawione obok niego, zaczęli uciekać, a poza tym na ulicę schodzili się gapie. Koń ukrył się w cieniu, czekając na rozwój wydarzeń. Miał nadzieję, że Feyla wyjdzie z kuźni, a jemu uda się zniknąć razem z nią.
Feyla
Kroczący w Snach
Posty: 246
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Rzemieślnik , Kupiec
Kontakt:

Post autor: Feyla »

Ciekawość tajemniczego gościa zdawała się wypełniać całą kuźnię. Kimkolwiek był ów Kapelusznik, najwyraźniej wykazywał dużą odporność na wszelkiego rodzaju aluzje, natrętnie drążąc temat i zupełnie przy tym nie zwracając uwagi iż wpędza swoją gospodynię w coraz to większe zakłopotanie. Feyla odniosła wrażenie, że nieznajomy albo robił to celowo, albo był najbardziej irytującym typem na świecie. Miała świadomość, że im dużej pociągnie tą farsę, tym bardziej zacznie się plątać w swoich opowieściach. Odruchowo wytarła w spodnie spocone dłonie. Mimo wszystko nie zamierzała się poddawać.
- Rzeczywiście masz rację. Być może nie wiem wszystkiego o tym, jak to ładnie nazwałeś, "starym capie". Podług mojej wiedzy, jedyną osobą na widok której powinnam wbiec na górę i niezwłocznie przerwać krasnoludowi drzemkę, jest jego żona. Nadmienię tylko iż ów środek zapobiegawczy nie jest po to by sprowadzić imć Nurdina do głównej sali, lecz po to by umożliwić mu natychmiastową ucieczkę przez okno nim szanowna małżonka go dopadnie - zaczęła Feyla. Zawsze uważała się za dobrego mówcę i specjalistkę od drażnienia innych. Jeśli Kapelusznik okaże się na tyle uparty by podjąć ową grę, będzie go czekało niełatwe zadanie. - Poza tym, mimo wielu słusznie przypisywanych mu wad, brodaty pijaczyna drzemiący teraz na górze, ma też jedną zaletę. Potrafi dostrzec talent i prawdziwe rzemiosło, a przy tym wie kiedy mistrz winien jest ustąpić miejsca uczniowi. Tak się składa iż uczynił mnie głównym kowalem w tym warsztacie, który de facto należy obecnie do mnie. - Nie była to do końca prawda. Owszem, w przypływie słabości, a nadto w stanie głębokiego upojenia alkoholowego, Nurdin wręczył Feyli akt własności kuźni, jednak gdy tylko otrzeźwiał natychmiast domagał się jego zwrotu. Kowalka zarzucona została oskarżeniami o napad, wyłudzenie, gwałt i kradzież jednocześnie, a sam krasnolud do dziś w tajemnicy przeszukuje jej pokoje, w nadziei odzyskania swoich praw.
- Co za tym idzie - kontynuowała Feyla. - Nie zamierzam biegać po moczymordę niczym jakiś praktykujący czeladnik. Możesz go panie sam zawołać lub udać się na górę i narazić na gniew przerwanych rozmyślań. Z drugiej strony, wraz z kuźnią przejęłam wszystkie zobowiązania krasnoluda, więc jeśli był ci on coś winien, możesz z tym śmiało zwrócić się do mnie - zakończyła kowalka z nadzieją iż kapelusznik wydusi wreszcie z siebie cel owej wizyty.
W całej tej historii cały czas coś jej nie pasowało. Nawet przeciętny skrytobójca dawno już wykorzystałby którąś z nadarzających się okazji i przypuścił atak, zamiast nieustannie się uśmiechać i prowadzić jałowe spory. Tymczasem Kapelusznikowi nigdzie się nie spieszyło. Nie dość że zamierzał ją zabić, to jeszcze dręczył ją psychicznie swoją obecnością. Na szczęście męki Feyli zostały przerwane w skutek zamieszania jakie powstało na zewnątrz. Do uszu kowalki najpierw dotarły pojedyncze okrzyki. "Pożar". "Pali się". "Pomocy". Kowalce zdawało się właśnie iż pouczyła zapach dymu, gdy nagle zakapturzona postać z impetem wpadła przez okno do wnętrza warsztatu, a trzymany przez nieznajomego sztylet, potoczył się swobodnie po podłodze. Niewiele się zastanawiając Feyla chwyciła za łopatę od węgla i zdzieliła skrytobójcę przez łeb.
Kowalka nie miała pojęcia o wydarzeniach rozgrywanych przed kuźnią. Zabójcy lorda Crewara, obserwując dywersję przeprowadzoną przez Mortema, uznali owe działania za próbę wykurzenia kowalki z jej posiadłości i przypuścili atak. W ogólnym zamieszaniu i wrzaskach nikt z postronnych nie zorientowałby się kiedy dziewczyna zostałaby pchnięta nożem, a wzniecony pożar stanowił doskonałą przykrywkę do pozbycia się zwłok. Wierzchowiec Yoricka gdy tylko zorientował się w niezamierzonych skutkach swoich działań, natychmiast przystąpił do próby odkręcenia tego co nieopacznie uczynił, częstując kolejnych skrytobójców solidnymi kopniakami.
Mężczyzna wrzucony przez Mortema do wnętrza kuźni, był półprzytomny już w momencie samego lotu, lecz mimo oszołomienia i zawrotów głowy do końca zamierzał zachować się jak profesjonalista, usiłując wstać i zakończyć powierzoną mu misję. Widząc to, Feyla jeszcze trzykrotnie zdzieliła go trzymaną łopatą. "No z tego to już na pewno nie zdołam się wytłumaczyć" - pomyślała, uśmiechając się tępo w stronę Kapelusznika.
Awatar użytkownika
Cerau
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 74
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Przemytnik , Zabójca
Kontakt:

Post autor: Cerau »

        Odporny na aluzje? Ależ oczywiście, jako że często za swoją najlepszą broń uznawał swój umysł - co było odrobinę nieskromne z jego strony to lubił sytuacje, w których właśnie umysłem należało pokonać swojego rywala, bądź rywalkę jak w tej sytuacji. On sam również wiedział, że im dłużej będą tak dyskutować, to Feyla zacznie plątać się w swoich zeznaniach. Wiedział przecież, że nie ma tutaj Nurdina, który oczywiście obudziłby się słysząc co się działo wcześniej. No ale to na wszystko miała przyjść pora, był niemalże pewien, że miał sporo czasu, żeby się tu z nią bawić.
        Uniósł wyżej brwi słysząc jej wypowiedź. Teoretycznie utrudniła mu teraz tę sytuację, mózg zaczął mu pracować na wyższych obrotach, układając nowy scenariusz rozmowy. Tak, jej słowa były teraz trochę problematyczne. Jeżeli nadal miał grać kogoś, kto z pewnością nie był niebezpieczny to nie mógł od razu powiedzieć, że jej nie wierzy. Także tak, utrudniła mu to, ale czy wystarczająco? Na szczęście Feyla uznała, że to nie koniec jej wypowiedzi i nadal kontynuowała swój potok słów, to dawało mu tylko więcej czasu, chociaż teraz już obmyślał dalsze słowa, nadal jej słuchając oczywiście.
        Jednak w chwili kiedy przyszła okazja, żeby jej odpowiedzieć, a miał całkiem niezły pomysł, rozległy się krzyki na zewnątrz oraz poczuł swąd dymu. Zaraz potem przez okno wręcz wleciał zakapturzony osobnik, którego Feyla dzielnie zdzieliła łopatą w głowę. W tej samej chwili Cerau już stał na wyprostowanych nogach. Wierzchowiec Yoricka nie był w stanie wszystkich zatrzymać i poza jednym osobnikiem, który tu znalazł się dzięki jego delikatnej pomocy, przez okno przeszedł i jeden zabójca więcej. Tym już jednak sprawnie zajął się Kapelusznik. Jego przeciwnik bardziej skupił się na Feyli niż na niepozornie wyglądającym jegomościu, co wampir skrupulatnie wykorzystał. W idealnym momencie znalazł się przy jego boku, błysnęło odbite światło płomieni na zewnątrz od sztyletu, którego sprawnie dobył i trysnęła krew z gardła zabójcy. Który powoli osunął się na kolana, żeby ostatecznie wylądować na podłodze. Cerau zerknął w dół na siebie.
        - Wspaniale, tylko upaprałem się krwią tego śmiecia... - rzucił beznamiętnym głosem i głośno westchnął. Rzucił spojrzenie na wierzchowca, który radził sobie właśnie z ostatnim zabójcą. A Cerau? Nie zwracając niemalże uwagi na to co robiła kowalka na jej oczach schował sztylet, by następnie unieść wzrok i spojrzeć jej w twarz.
        - Ty lub twój elfi przyjaciel macie coś należącego do Crewara co chciałbym, żeby wpadło w moje ręce. Jako, że jestem gentlemanem, to nikomu krzywda się nie stanie, a nawet wam dobrze za tę książkę zapłacę. Wszyscy będziemy zadowoleni. - Uśmiechnął się do niej, w ten sam sposób, jak robił to parę minut wcześniej - uśmiechem mającym na celu wzbudzenie zaufania. Jej ruch, skoro i tak się już zdemaskował. Chociaż teraz stwierdził, że zrobił to pochopnie.

        - Z moim szefem? No... wszystko byłoby fajnie, tylko nie mam szefa, śledziłem cię bo dziwnie się zachowywałeś, nic więcej - rzucił Lee po jakiejś sekundzie od wypowiedzi elfa. Nie podobała mu się ta sytuacja, zdecydowanie nie, no i niepotrzebnie się denerwował. Na czoło wypełzła mu kropelka potu. A Bran? A Bran nadal obserwował, bo nie wiedział co ma robić i czuł się odrobinę bezradnie.
Awatar użytkownika
Yorick
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 63
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Mroczny elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Yorick »

         - "Yorick!"
         - Powinieneś popracować nad kłamaniem - powiedział elf w stronę zestresowanego młodziana. - Wiesz, zbytnio się denerwujesz. A ten pot na czole w taką chłodną noc?
         - "Yorick!"
         Skrytobójca powoli naciągnął kaptur i założył maskę. Następnie wyjął jeden z noży do rzucania i zaczął nim podrzucać, przez cały czas wpatrywał się w chłopaka. Był ciekawy, jak młody odpowie.
         - "Yorick!"
         - "Czego chcesz?"
         - "Powinieneś podejść do warsztatu Feyli" - powiedział wyraźnie zdenerwowany Mortem.
         - "Po co?"
         - "W dużym skrócie? Feyla rozmawia z jakimś wampirem, w domu naprzeciwko jest pożar, a przed chwilą kilku zabójców nasłanych przez Cerewara spróbowało zabić kowalkę. Przyjdziesz?"
         - Złożyło się, że muszę sobie iść. Zobaczymy się kiedy indziej, poćwicz kłamanie - powiedział mroczny w stronę młodego członka półświatka.
         Yorick schował niewielki nóż i zaczął truchtać w kierunku domu Feyli. Przechodząc przez monotonne ulice Fargoth, spojrzał na nocne niebo. Zbliżał się wschód. Ten fakt nie był przyjemny dla elfa, światło słoneczne działało na niego osłabiająco. "To zlecenie mnie wykończy" - pomyślał, mijając zakład kuśnierza. Gdy szedł jedną z większych ulic, minął go szereg biegnących mężczyzn. Nieśli drabiny, łopaty, wiadra i jakieś paczki. Yorick zaśmiał się po cichu z ludzkiej hipokryzji. Wiedział, że ludzie to bestie, które nie mają żadnego problemu z zabijaniem, gwałtem, czy grabieżą, jednak z jakiegoś powodu udawali skłonnych do pomocy aniołów. Był już niedaleko kuźni, wkroczył w drogę pomiędzy budynkami. Jeden z nich się palił. Elf szedł spokojnie, gdy podbiegła do niego zdyszana kobieta.
         - Pomóż, panie! Błagam! Moje dziecko utknęło, sama go nie wyciągnę - mówiła, krzyczała i łkała jednocześnie.
         - Zejdź mi z drogi.
         - Proszę, to moje jedyne dziecko. Oddam ci wszystko, co mam. Błagam.
         - Zejdź mi z drogi.
         - Nie... Błagam!
         Yorick miał dość. Złapał kobietę i uderzył kilkukrotnie jej głową o ścianę budynku. Krew polała się po elewacji, brudząc lekko ubranie skrytobójcy. "Niedobrze, będę musiał wyprać stój" - pomyślał, wrzucając bezwładne ciało w płomienie. Gdy matka wpadła do wypełnionego ogniem budynku, elf ruszył dalej.
         - "Powinienem o czymś wiedzieć?" - spytał Mortema.
         - "Ten wampir powiedział Feyli, że chce książkę."
         - "No i bardzo dobrze."
         - "Naprawdę?"
         Yorick nie odpowiedział. Minął grupę ludzi, która była całkiem zajęta ratowanie wszystkiego z ogarniętych pożarem domów. Skrytobójca zobaczył ukrywającego się w cieniu Mortema. Obok konia leżały poturbowane zwłoki jednego z zabójców. Elf minął wierzchowca i wszedł do zakładu Feyli. Zobaczył młodą kowalkę i dziwnego mężczyznę w kapeluszu. Według Mortema był to ów wampir.
         - Ja ukryłem księgę. Zdradzę jej położenie, gdy wynegocjujemy odpowiednie warunki - powiedział Yorick, zamykając drzwi.
Feyla
Kroczący w Snach
Posty: 246
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Rzemieślnik , Kupiec
Kontakt:

Post autor: Feyla »

Feyla nie potrafiła ogarnąć całości wydarzeń rozgrywanych w kuźni ani w jakikolwiek sposób poukładać sobie kolejno zdobywanych informacji. Nic tu nie pasowało. Cudaczny Kapelusznik w tajemniczy sposób nie chciał wpasować się w żądną z koncepcji jakie zdołała wymyślić kowalka. Wprawdzie dał się poznać jako sprawny zabójca, ale wbrew logice za swoją ofiarę wybrał jednego z napastników przysłanych tu przez Crewara, dając tym samym do zrozumienia, że nie jest po stronie lorda. Tylko co z tego? Po stronie Feyli również nie był, a zatem podostawała jedyna możliwość, iż Kapelusznik napatoczył się tu celem rozegrania własnej gry. Przyznanie się gościa do rozległej wiedzy na temat Feyli, elfa, księgi i wszystkich spraw związanych z lordem, również niewiele wyjaśniało. Zasugerowało to kowalce, że ma przed sobą kupca o którym wspominał wcześniej Yorick, jako że trudno jej było wyobrazić sobie, aby ktokolwiek inny mógł w tak krótkim czasie zdobyć tyle informacji. Równie ciężko przychodziło Feyli wskazanie kogoś kto mógłby być zainteresowany całością sprawy przy tym chętnym do maczania swoich rąk w tak niebezpiecznej substancji jaką stanowiła polityka i świat przestępczy. Elf wspominał również o tym, że potencjalny nabywca księgi będzie na nich czekał w ukryciu, co dziwnie nie pasowało z wizytą "cudaka w fraku" w jej kuźni. Dało się to jednak wytłumaczyć biorąc pod uwagę treści zawarte w księdze. Kowalka założyła, że Kapelusznikowi zaczęło się spieszyć i właśnie dlatego przylazł do jej warsztatu z zamiarem odegrania swojego teatrzyku.
Nic z tego. W chwili gdy wszystko zaczynało nabierać sensownych kształtów, Yorick spojrzał na nieznajomego z miną jednoznacznie sugerującą, iż Kapelusznik jest mu zupełnie obcy. Cała budowana przez Feylę koncepcja momentalnie się załamała.
- Para i popiół. Kim ty do cholery jesteś?! Czy ktoś może mi, na rozgrzane miechy, wyjaśnić w co wy tu pogrywacie?! - zirytowała się kowalka. Miała serdecznie dość wszelakich tropów i analizowania sytuacji. Była zdesperowana by wyciągnąć od obu mężczyzn niezbędne informacje nawet jeśli będzie musiała wytłuc z nich słowa używając w tym celu trzymanej przez siebie szypy. - Po jakie licho uparliście się na mój warsztat?!
Sytuacja Feyli wcale nie wyglądała dobrze. Yorick miał księgę, którą Kapelusznik pragnął zdobyć. Mógł sam negocjować warunki oddania łupu, a o kowalce w ogóle nie wspominać. Poza tym dziewczyna nie miała wątpliwości, iż elf pryśnie z miasta gdy tylko chwyci w swe łapska brzęczące monety. Nic go tu nie trzymało i nic nie było w stanie zagrozić jego pozycji. Tymczasem sama Feyla stawała się jedynie kłopotliwym świadkiem przyszłej transakcji, nie mając w swoim reku żadnych atutów. Prawie żądnych. Na szczęście dla kowalki istniało jeszcze coś co mogło nieco poprawić jej marne położenie.
- W każdym razie miałabym do was jedną jedyną prośbę. Jak już dojdziecie do porozumienia i wymienicie się kosztownościami, byłabym zobowiązana gdybyś ty. - Feyla wskazała na Kapelusznika. - Raczył wstrzymać się z otwarciem księgi zanim opuścisz to pomieszczenie. To co pokrywa ten stary papier, a co na pierwszy rzut oka przypomina stertę kurzu, jest w rzeczywistości sproszkowaną, łatwopalną i wybuchową odmianą pewnego nieprzyjemnego metalu. Natomiast okładka ma w sobie mechanizm wywołujący iskrę. Lord najwyraźniej wolał się upewnić, że nikt niepowołany nie będzie pchał nosa do wnętrza - wyjaśniła w pośpiechu, mając nadzieję, iż obaj mężczyźni rozważą w ten sposób użyteczność pozostawienia Feyli przy życiu. Wprawdzie mechanizm pułapki bardzo łatwo było pominąć jednak żaden z mężczyzn nie wydawał się szczególnie obeznany z techniką, a zarówno Yorick jak i Kapelusznik wyglądali na kogoś kto ceni własne życie i nie ryzykuje bez powodu.
Awatar użytkownika
Cerau
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 74
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Przemytnik , Zabójca
Kontakt:

Post autor: Cerau »

        Lee był trochę zmieszany tym, co sie właśnie stalo. Dlatego zwlekał też z odpowiedzią na słowa elfa. Na szczęście ten jednak stwierdził, że musi iść i... poszedł. Chłopak odetchnął z ulgą a chwilę później głośno zaklął. Rozejrzał się, dał znak Branowi, który wyszedł do niego.
        - Idziemy za nim. Nie podoba mi się to, że tak nagle poszedł. Zwłaszcza, że zawrócił w kierunku kuźni.

        Jako że Yorick wcale się nie skradał wchodząc do zakładu, to Cerau już wcześniej patrzył w kierunku drzwi. Kiedy wszedł do środka, na sekundę wypełzł mu na ustach zalążek uśmiechu. "Czyli przyszli wszyscy, którzy byli mi potrzebni...".
        - Witaj, elfie. Negocjacje! - Cerau klasnął i znowu przywołał ten miły uśmiech na twarz. W tej chwili wtrąciła się Feyla, odwrócił głowę w jej kierunku.
        - Droga kowalko, przykro mi, że nie znasz mojej tożsamości, ale to nawet dla ciebie lepiej. Mów mi po prostu Kapeluszniku, lubię ten tytuł. Pasuje mi... zresztą, niepotrzebne ci moje imię. Naprawdę. A kim jestem? Powiedzmy, że biznesmenem. Tak, to też pasuje. A teraz pozwól, negocjacje... - Delikatnie się jej ukłonił i zwrócił się znowu ku Yorickowi.
        - Wracając do naszego tematu... ciesze się, że chcesz rozwiązać tę sprawę w ten sposób. I mam nawet ofertę nie do odrzucenia. 9000 ruenów. To jest 18 złotych gryfów. - Po tych słowach znowu wtrąciła się Feyla. Obrzucił ją uważnym spojrzeniem. Blef, prawda... nie wiedział, które to. Obdarzył ją świdrującym spojrzeniem.
        - Rozumiem... Cena spadła do 7500. - Wrócił spojrzeniem do elfa i znowu na jego twarzy pojawił się uśmiech. Zostawiał sobie ciągle margines do negocjacji, dość spory. No ale mimo wszystko... Nie miał zamiaru przepłacić w pewnym zakresie, a ta księga była dla niego baaaardzo dużo warta. I wiele zysków mogła przynieść, szybko się zwróci, o taak.
Awatar użytkownika
Yorick
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 63
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Mroczny elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Yorick »

         - Siedem i pół tysiąca to wystarczająco - powiedział Yorick. Elf nie chciał się targować, samo przebywanie kilka kroków od stworzenia mogącego skręcić mu kark od niechcenia i wyssać krew, było, lekko opisując, nieznośne. Powiedział wcześniej o negocjacjach, bo chciał jak najszybciej przejść do tematu pieniędzy.
         - Daj mi kwadrans - kontynuował skrytobójca. - Wrócę z księgą. - Po wypowiedzeniu tego zdania otworzył drzwi. Tuż przed wyjściem odwrócił się w stronę wampira. - A, jeszcze jedno - powiedział. - Niech twoi ludzie poćwiczą kłamanie. Nie idzie im najlepiej.
        Yorick rzucił okien na zbiegowisko. Pożar dobiegał końca, na bruku cała chmara ludzi pomagała rannym, którzy leżeli na szybko i byle jak zbitych pryczach. Szedł dalej. Minął warsztat Feyli od boku. Idąc, próbował nawiązać kontakt z Mortemem, ale koń nie odpowiadał. Spacer nie trwał długo. Po niedługim czasie elf znalazł się przy swoim celu.
        Warsztacie pani Bretlyn.
        Yorick otworzył drzwi i wszedł do środka. Zamknął wejście i podszedł do własnoręcznie stworzonego schowka. Wyjął sztylet i włożył go pomiędzy deski tworzące podłogę. Podważył drewno, a następnie wyjął księgę Cerewara. Przypiął wolumin do paska i już zaczął iść w stronę drzwi, gdy dostał nagłego ataku silnego bólu głowy. Skrytobójca nigdy nie czuł czegoś takiego, oparł się o parapet i głęboko oddychał, chcąc pozbyć się bólu. Po niecałej minucie atak ustał tak samo nagle, jak się pojawił. Mroczny był zdziwiony, nigdy czegoś takiego nie doświadczył.
         Yorick opuścił warsztat pani Bretlyn i skierował się w stronę domu Feyli. Niemal od razu po wyjściu coś przykuło jego uwagę. Na środku drogi znajdował się duży, kwadratowy kształt, był całkiem przykryty jasnym płótnem. Elf rozejrzał się, podejrzewał, że czekała na niego akcja.
         "Trudno", pomyślał, "co ma być, to będzie". Skrytobójca złapał łuk w lewą rękę. W razie potrzeby był gotowy do szybkiego strzału. Szedł w stronę kwadratu powoli, bezszelestnie. Cały czas się rozglądał, ale nie widział napastników. Ten fakt go nie uspokajał. Może i doskonale widział w ciemności, ale nie potrafił wykryć żyjących osób. W przeciwieństwie do Mortema. Który wciąż nie odpowiadał na wołania.
        Yorick dotarł do swojego celu. Położył Obscurum na brukowanej drodze i wziął kilka głębokich wdechów. Następnie gwałtownym ruchem zdjął cały materiał.
        Pod płótnem była kwadratowa ramka z wysokich na metr skrzyń.
        [/t A w środku niej leżał Mortem.
        Naszpikowany strzałami Mortem.
        Wtedy wyszli z ukrycia. Czterech stanęło na drodze od strony kuźni. Trzech z każdej strony pilnowało bocznych uliczek. W kierunku pracowni pani Bretlyn stało kolejnych pięciu zbirów. A na ich czoło wysunął się chudy człowiek, wspomagający się laską. Yorick rozpoznał go od razu.
        - Wpadłeś, Atelstimm! - krzyknął Urmo Pijawka. - Mogłeś mnie dobić po tym, jak zrzuciłeś mnie z dachu.
        - Zabiłeś mojego konia!- odkrzyknął mu elf.
        - Owszem, a teraz zabiję ciebie - zaczął mówić informator-kapuś. - Chyba, że chcesz uratować życie, Yoricku. Wystarczy, że oddasz mi księgę, którą masz przy pasie. Wiesz, dość wpływowe osoby jej poszukują, ja się wzbogacę, ty przeżyjesz. To chyba uczci...
         Elfi skrytobójca nie dał mu dokończyć. Zanim ktokolwiek zdążył się spostrzec, Yorick podniósł łuk, wycelował i wystrzelił. Strzała z czarnymi piórami przeleciała dwadzieścia stóp i wbiła się w czoło Urma Pijawki.
         - Za Mortema, skurwysynu - powiedział mroczny, uspokajając się. Następnie pomyślał, że "najemnicy nie umierają ze starości".
         Pierwszy bełt trafił go w prawą kostkę. Skrytobójca mimowolnie przykucnął. Później poczuł kujący ból w lewym boku, trochę ponad biodrem. Trzeci pocisk rozorał mu ramię. Wtedy dobiegła reszta zbirów. Nastąpiły trzy ciosy pałką i dwa mieczem. A potem nastała ciemność.
         Przyjemna, bezkresna ciemność.
Feyla
Kroczący w Snach
Posty: 246
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Rzemieślnik , Kupiec
Kontakt:

Post autor: Feyla »

Feyla była przekonana, że Kapelusznik od razu uda się za elfem celem sfinalizowania transakcji. Niestety nic takiego nie nastąpiło. Jej tajemniczy gość nadal siedział przy stole z miną jakby cały czas był u siebie. Kowalka nie miała pojęcia, co jeszcze mogła zrobić by pozbyć się natręta. Wspomniany przez Yoricka kwadrans dłużył się niemiłosiernie, a z każdą kolejna minutą atmosfera w warsztacie wydawała się bardziej napięta. Feyla uznała, że najlepiej zrobi jeśli zacznie ignorować swojego gościa lub otwarcie da mu do zrozumienia co myśli o takiej wizycie.
- Może zamiast tak siedzieć bezczynnie pomógłbyś mi usunąć stąd te zwłoki? – Nie wytrzymała wreszcie kowalka chwytając za nogi jednego ze zbójców. Kapelusznik jakoś specjalnie nie poczuwał się do winy za zamordowanie człowieka, ani też nie przeszkadzała mu obecność ciała pod nogami. – Raz że zafajdałeś mi całą podłogę, a dwa to jeśli ktoś zobaczy ten bałagan, obydwoje skończymy w zamkowych lochach.
Plan kowalki był nader prosty. Na zewnątrz znajdowało się znacznie więcej ofiar, których nie dało się bezpośrednio powiązać z jej kuźnią, a ona zamierzała dorzucić swoje do ogólne panującej pożogi. Jeśli będzie miała szczęście nikt nie zauważy, że zamiast spełnić sąsiedzki obowiązek i uczestniczyć w wspólnym gaszeniu ognia, Feyla zajmowała się czymś zgoła innym. Gdy tylko otworzyła drzwi, zorientowała się, że pożar już opanowano, a na miejscu pojawili się przedstawiciele straży.
- Jak zwykle za późno i w chwili, w której są najmniej potrzebni – skomentowała kowalka. – Jednego z nich wrzucono mi do środka! – dodała głośno na widok wpatrzonych w nią żołnierzy.
Okazało się, że po zapanowaniu nad żywiołem, chaos panujący na ulicy ani odrobinę nie przycichnął. Strażnicy krzyczeli na miejscowych usiłując zapanować nad bałaganem i znaleźć winnych wywołanych zamieszek, tymczasem rzemieślnicy oskarżali władze o nieobecność w czasie gdy sami musieli ratować swój dobytek.
- Koń?! Chcesz mi wmówić łysa pało, że jakaś szalona szkapa bez jeźdźca była w stanie ubić siedmiu chłopa? W życiu nie słyszałem większych bredni. A może smok? Gadać mi tu prawdę, kto jest odpowiedzialny za tą burdę albo aresztuję wszystkich! – wrzeszczał kapitan.
- Trzeba było ruszyć swoja grubą dupę, gdy coś się działo, a nie snuć teraz pierdolone domysły! – odburknął tęgi piekarz, który na widok Feyli i kolejnych zbierających się wokół niego mieszkańców wyraźnie nabrał rezonu. – Nie było was gdy szalał ogień, więc do cholery przynajmniej teraz nie przeszkadzajcie gdy chcemy zrobić tu porządek.
- Mówisz do przedstawiciela władzy! Mamy tu wielokrotne zabójstwo, za które uczynię cię odpowiedzialnym!
- Zabieraj się stąd albo powycieram twoją mordą krwawe plamy!
- Kapitanie – wtrącił się jeden z żołnierzy przerywając awanturę. - Kolejny prostak w błazeńskim kapeluszu chowa się w kuźni.
- Dawać tu gnojka. Przesłuchamy wszystkich.
Awatar użytkownika
Cerau
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 74
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Przemytnik , Zabójca
Kontakt:

Post autor: Cerau »

        Zdziwił się łatwą akceptacją kwoty przez elfa, zwłaszcza zgody po jej obniżeniu, bo uznał, że to było po prostu zbyt łatwe. Chociaż też wcale mało nie oferował. Za te pieniądze można było się naprawdę nieźle obkupić, czy spędzić spory kawał czasu w karczmie czy jakiejś tawernie z pokojem, jedzeniem i piciem i przez jakiś czas prowadzić życie w taki sposób. Dlaczego Cerau nie udał się z Yorickiem? Dla Kapelusznika było to dość oczywiste. Yorick i tak nie miał możliwości opuszczenia miasta tak, żeby on się o tym nie dowiedział, w końcu miał swoich ludzi praktycznie wszędzie. W straży, wśród kupców, czy nawet bezdomnych, którzy dla niego za grosze wręcz stawali się wiernymi i lojalnymi ludźmi. A przecież bezdomni są wszędzie, wystarczy kilku, którzy tylko będą pamiętali, żeby odpowiednim osobom opowiedzieć co widzieli i wszystko będzie w najlepszym porządku. Zresztą to i tak nie wszyscy, do jego ludzi należeli też karczmarze, czy po prostu najzwyklejsi rzemieślnicy. Tak, Cerau zdecydowanie mógł się czuć w mieście bezkarnie i stale zwiększać swój majątek czy władzę. Przy odpowiednim postępowaniu mógł nawet wpłynąć na władcę, ale na dobrą sprawę nie miał teraz jeszcze możliwości zrobienia z niego marionetkowego władcy, do tego poziomu wiele mu brakowało, ale jak dobrze wiedział, już nie był zwykłym człowiekiem i czas jego życia się zdecydowanie wydłużył... ciekawe na ile. Musiał się skądś dowiedzieć, ale to kiedy indziej.
        - Wiesz co, nie wydaje mi się, żeby to był mój problem. To twoja kuźnia, a zwłoki leżą w tej kuźni... czyli tak jakby to twój problem - uśmiechnął się nonszalancko. - Ja tu tylko przyszedłem na zakupy.
        - W zamkowych lochach? Gdyby ktoś miał tam trafić, to na pewno nie ja. No ale cóż, tak to już jest w tym niesprawiedliwym świecie - wyrzucił z siebie i wzruszył ramionami.
        Kiedy Feyla otworzyła drzwi to dokładniej teraz ujrzał co się działo na zewnątrz - wszystko się trochę uspokoiło, pożar został ugaszony i pojawiła się straż miejska. Cerau zaraz po słowach o nim samym również wyszedł na zewnątrz i wśród ludzi wokół zobaczył Lee. Był blady. Czyli coś się stało. Wspaniale.
        - Hej, ty! W kapeluszu, nigdzie nie idź, przesłuchamy cię. Wszystkich was przesłuchamy i się dowiemy co tu się wydarzyło, a nie jakieś bajki o koniu, który sam położył kilku mężczyzn. Nie z nami takie numery! - Podczas tej przemowy przywódcy grupy strażników Lee znalazł się obok swojego szefa, wśród tłumy gapiów pojawił się również Bran. Pokiwał tylko głową. A Cerau obdarzył Lee pytającym spojrzeniem. Ten szybko mu zrelacjonował co się wydarzyło przed chwilą z Yorickiem. Mózg kapelusznika zaczął szybko pracować. Rozejrzał się, obdarzył dziwnym spojrzeniem Feylę.
        - Zostajecie na przesłuchanie. Nasza wersja jest taka: doszło tu do porachunków jakichś bandytów. Tutaj najpierw zaczęli walczyć, później przenieśli się tam gdzie zabili Yoricka. Dalej nie wiecie. Ja to samo - powiedział do Lee, który dobrze wiedział, że miał to samo przekazać swojemu młodszemu koledze. Cerau zbliżył się do Feyli.
        - Yorick nie żyje, nie mam z tym nic wspólnego. Księga przepadła, a ty mi pomożesz ją odzyskać. Będą nas przesłuchiwać, nasza wersja jest taka, doszło tu do porachunków jakichś bandytów, najpierw walczyli tutaj, później przenieśli się w tamtą stronę. - Kiwnięciem głowy wskazał ulicę, która prowadziła do miejsca w którym zamordowali elfa. - Więcej nie wiesz. Powiesz tak to zapewnię ci bezpieczeństwo i dobrze zapłacę za pomoc przy odzyskaniu księgi, możesz się przydać, tylko jeszcze nie wiem do czego.
        - Hej, ty, kowalko. Chodź tu, opowiedz co widziałaś - rzucił do niej jeden ze strażników, który przed chwilą skończył przesłuchiwać Brana. Cerau się rozejrzał. "Hmm... odpuścić? W końcu i tak go dopadnę, ale byłem już tak blisko... nawet nie wiem kto i gdzie to zabrał, szlag by to..."
Feyla
Kroczący w Snach
Posty: 246
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Rzemieślnik , Kupiec
Kontakt:

Post autor: Feyla »

Atmosfera na dziedzińcu gęstniała z każda minutą, a wysiłki wkładane przez strażników by opanować sytuację przynosiły zgoła odmienne rezultaty. Wprawdzie kilku z mieszkańców pokornie poddało się procesowi przesłuchań, jednak większość gotowa była prędzej rozpętać gigantyczna awanturę, niż stosować się do polecenia władzy. Sądząc po aktualnym układzie sił przynajmniej to pierwsze starcie powinno zakończyć się po myśli wzburzonych rzemieślników, natomiast chłodna kalkulacja podpowiadała kowalce, iż angażowanie się w obecne spory źle się skończy. Władze miejskie nie przepadały za sytuacjami, w których motłoch garbuje skórę dostojnym urzędnikom.
Informacja o śmierci Yoricka niemal powaliła Feylę z nóg. W pierwszym odruchu kowalka chciała uciekać jak najdalej od miejsca zbrodni. Była przekonana, że jeśli Crewar dopadł elfa, to nic go nie zatrzyma przed pozbyciem się kolejnego niewygodnego świadka. Świadka w jej osobie. Pytanie tylko czy powinna dawać wiarę słowom kapelusznika? Niby skąd ów jegomość miałby posiąść taką wiedzę, skoro przez cały czas panoszył się w jej izbie? Jedynym logicznym wyjaśnieniem był fakt, że to jej gość sam zlecił zabójstwo Yoricka, ale nawet wówczas Kapelusznik nie mógł mieć pewności czy jego rozkaz został należycie wykonany. Feyla mogła więc założyć, iż cała sytuacja jest zmyślona tylko po to by pozbyć się jej z miasta. Tak naprawdę nie liczyła, że zobaczy chociaż gram złota z sprzedaży księgi Crewara, a jego los był kowalce obojętny. Natomiast zupełnie czym innym była walka o jej kuźnię.
- Daj mi coś więcej – odpowiedziała kapelusznikowi. – Arogancki styl bycia, natręctwo i patrzenie na wszystkich z góry, to trochę za mało bym uwierzyła, że rzeczywiście jesteś w stanie zapewnić mi to czego potrzebuję. Tylko nie wmawiaj mi, że zamierzasz powstrzymać Crewara swoim urokiem osobistym. Akurat w tej sprawie potrzebuję bardzo jednoznacznych konkretów.
Feyla raz jeszcze rozejrzała się po twarzach zgromadzonych na placu. Napięcie miedzy rzemieślnikami a strażą nie zmalało ani odrobinę. Oczywiście irytujący kapelusznik udawał, że nic nie dostrzega. Kowalka była przekonana, że jej towarzysz powie, iż wszystko jest w porządku nawet wówczas gdy ludzie zaczną się prać po mordach.
- Poza tym jestem gotowa zeznać co tylko zechcesz. Mam tę przewagę nad nimi, że tak naprawdę wcale nie muszę kłamać, twierdząc iż nie mam pojęcia co się tu dzieje – zastanawiała się Feyla. – Powiedz mi tylko czy mam swoje oświadczenie wygłosić przed czy po tym jak dojdzie tu do rękoczynów? A może zrobić to w czasie bójki?

Kilka minut później było po wszystkim. Kapelusznik pokazał pełnię swoich możliwości. Wystarczyło kilka szeptów i dyskretnych gestów z jego strony, by rozpędzić ciekawski tłum, a nawet wścibskich przedstawicieli władzy. Feyla nie miała pojęcia kim jest nieznajomy co nie przeszkadzało jej zawrzeć z nim dość tajemniczego porozumienia. Kowalka zyskała bezpieczeństwo i swobodę działalności, a w zamian złożyła deklaracje spełnienia w przyszłości dość enigmatycznej prośby. Coś w stylu „zwrócę się do ciebie gdy będę tego potrzebował”. Feyla nie rozwodziła się nad tym problemem. Dla dziewczyny liczyło się tu i teraz, a w kwestii zobowiązań na przyszłość, jakiekolwiek by one nie były, zawsze znajdzie się rada.
Ciąg dalszy Feyla
Zablokowany

Wróć do „Fargoth”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości