Fargoth[Fargoth] Zakaz konkurencji

Miasto położone na granicy Równiny Drivii i Wschodnich Pustkowi, jedno z głównych miast środkowej Alarani, położone na szlaku handlowym, prowadzącym przez Opuszczone Królestwo aż do Wybrzeża Cienia.
Awatar użytkownika
Ragnex
Błądzący na granicy światów
Posty: 20
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Piekielny - Łowca Dusz
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ragnex »

        Jasny popiół frunął na dachach co jakiś czas omijając kominy czy inne przeszkody. Ragnex jeszcze nigdy tak szybko nie biegał za kobietą, ba! Nie byle jaką, bo nie dość że nagą, to jeszcze kotołaczką.
        "Jakim pieprzonym cudem jej piersi nie wybiły jej zębów." przez chwile ta myśl zaprzątała głowę łowcy. No właśnie, przez krótką chwilę, bo nim się obejrzał, walnął głową w komin. "Kurna! Moja głowa! Jak będę myślał o cyckach nie skończę dobrze.". Sai otrzepał się z kurzu i zaczął ponownie szukać dziewczyny.
        To nie było trudne zadanie, naga panna z kocimi uszkami i ogonkiem wyróżniała się z tłumu. Zresztą, wspomniana osóbka zaczęła z kimś walczyć. Parę zwinnych ruchów załatwiło "ochroniarza" na czas długi. Teoretycznie Piekielny chciał jej pomóc, praktycznie wolał popatrzeć się (nie tylko na jej atrybuty) z daleka. Jedynie co zrobił to skomentował jego zachowanie mówiąc, że nie warto używać drugiego mózgu, miał nadzieje że martwy koleżka weźmie to sobie do serca, które nie biło już od dobrych paru minut. Znowu zamienił się w popiół wracając na dachy budynków. Z gracją pokonywał każdy budynek oraz każdą przeszkodę, tym razem jego mózg nie miał żadnej brudnej myśli. Wiedział że jeśli zrobi jeden niewłaściwy krok może zwrócić na siebie uwagę kotki i jej ostrza. A na razie widok gołej damulki nieźle go rozpraszał, więc walka byłaby nie równa.
         "...opady stali. Radzimy wziąć ze sobą parasole." Po ty słowach dama zanurzyła ostrze w cielsku grubasa. Jaquze obserwował całe zajście z daleka, to była prywatna sprawa, świadczyły o tym słowa "zemsta się dokonała", więc nie chciał ingerować w to zdarzenie.
        Damulka po zabójstwie ruszyła w stronę z której przybiegła. Skrytobójca cały czas z nią podążał. Na szczęście (bądź nieszczęście, ponieważ piekielnemu spodobał się biust śledzonej osoby) zmiennokształtna ubrała na siebie co nieco. No właśnie! Co nieco, bo biust wciąż był wyeksponowany, a spódniczka wciąż była za krótka. "Cholera, bądź tu poważny!". Obiekt zainteresowania Łowcy zatrzymała się przy znanym mu już Lokstarze oraz szermierzu. Sai stanął na krańcu dachu, tak by wystarczył jedne krok aby znaleźć się za plecami Kéythy.
        - Lepiej wyglądałaś bez ubrań. - Ragnex zeskoczył z dachu, ściągnął kaptur i pokazał swój uśmiech. - Chociaż nawet w tym stroju ci do twarzy.
        Kocica, o dziwo, uśmiechnęła się do niego, po czym podziękowała mu za komplement. Na początku nie wierzył własnym uszom, więc dla pewności sprawdził jej emocje, które nie różniły się od tych okazanych. Jaquze spodziewał się reakcji typu: obcasem w twarz. Cóż, świat lubił go zaskakiwać, a tym bardziej kobiety.
        - Jesteś dobra w walce wręcz, jednakże - Zabójca powoli zbliżał się do niej. - przelotne opady stali, oprócz na tego grubasa, mogły spaść na ciebie. Wystarczyłby mi jeden skok kiedy dokonywałaś zabójstwa, byś sama padła swojej prognozie. Lecz trzeba ci przyznać, że oprócz zgrabnej sylwetki, posiadasz niezłe umiejętności skrytobójcze.
        Uśmiech na twarzy mężczyzny zniknął.
        - Mógłby mi ktoś wytłumaczyć, o co do jasnego barda się ta dwójka napierdala? Jeden z nich na tym ucierpi, ba! Nie ucierpi co nawet zginie. Wiem że ty Lokstarze - piekielny wskazał na demona - znasz się z zamaskowanym, powiesz mi jego powody?
        Wtedy cała gromada usłyszała "głośno" powiedziane "GIŃ!". Mężczyzna wiedział że jest to głos Vaxena i że dopiero teraz prawdziwa walka się rozpoczyna.
        - Wybaczcie mili państwo - Sai znowu znalazł się na budynku, dzięki formie popiołu. - Ja się stąd zmywam, nie wiem jak wy. A, kotołaczko, mam dla ciebie ciekawą ofertę, może masz ochotę jej wysłuchać.
        Ragnex nie spojrzał się w tył, jeśli będzie chciała pójdzie za nim, miał dosyć tego całego Fargoth więc czym prędzej się ulotni.
"Baldrughanie, ty skurwysynie, dopadnę cię następnym razem, Upadłe Ścierwo, moje ostrze przebije twą lodowatą czaszkę!".
Awatar użytkownika
Arc
Szukający drogi
Posty: 29
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Półelf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Arc »

Iluzjonista nie musiał szermierzowi dwa razy powtarzać. Gdy Loki ruszył na pierwszego golema on sam ruszył na drugiego, w biegu skrzyżował ramiona, ustawiając katany pionowo w górze, po czym natarł na lodowego stwora tnąc wszystkimi ostrzami. Wszystkie ostrza trafiły idealne w lodowe ciało. Blaze nie czekał jednak na ewentualny kontratak. Uniósł trzymane ostrza nad kataną, którą miał w zębach i zadał kolejne cięcie wszystkimi mieczami. Kątem oka dostrzegł że Lokstar dał mu znak by odskoczył co zrobił natychmiastowo nie będąc pewnym co tamten zamierza. Gdy tylko odskoczył nastąpiła eksplozja, która zmusiła golema o klęku, dając Archerowi idealną możliwość do ataku. Trzy ostrza z niesamowitą dokładnością odcięły trzy głowy golema
- Jeden z głowy - pomyślał odwracając się do bezgłowego potwora... albo raczej prawie bezgłowego bo w miejscu obciętych głów pojawiły się nowe. Drugi z potworów również się zregenerował.
- Regeneracja eh? To już coś ciekawego. - mruknął szykując kolejny atak. Tym razem musiał naprawdę się postarać i użyć najpotężniejszej techniki jaką opracował. Lokstar zniknął w karczmie mówiąc że ma "coś specjalnego" dla golemów.
- Tylko się sprężaj do cholery. Jestem wytrzymały, ale nawet ja nie wiem czy dam temu radę! - krzykną za znikającym w wyrwie iluzjonistą. Tym czasem golemy ruszyły ponownie do ataku.
- Teraz albo nigdy - pomyślał Blaze, wyciągając ręce z mieczami przed siebie. Rękojeści ustawił ze sobą w taki sposób, by klingi tworzyły kąt prosty, następnie zaczął nimi obracać niczym śmigłami wiatraka, nadając im szybkości.
- Sekretna Technika Trzech Mieczy: Cięcie Trzech Tysięcy Światów! - wykrzyknął nacierając na stwory. Atak powiódł się perfekcyjnie. Oba golemy zostały przecięte na wskroś a ich ciała rozbiły się o grunt. Golemy jednak znowu zaczęły się regenerować wracając do poprzedniego stanu.
- Na wszystkie pie*rzone demony. Jak ja nienawidzę magii - warknął szermierz. Miał nadzieję że iluzjonista coś wymyśli bo na pewno długo tak nie potrzyma. W pewnym momencie dostrzegł kobietę o dziwo tę która była naga. Teraz co prawda miała ubranie, ale i tak zasłaniało ono niewiele. Arc nie miał jednak czasu na podziwianie kobiecych wdzięków ponieważ golemy znowu ruszyły do ataku.
- Ku*wa... - pomyślał tylko, przechodząc do defensywy. Drugi z golemów minął go jednak i rzucił się na skąpo ubraną kobietę. Szermierz odepchnął pierwszego stwora, po czym rzucił się na drugiego. Monstrum jednak szybko zareagowało i jednym uderzeniem posłało go na przeciwległą ścianę.
- Cholerne golemy... przerobię was na kosteczki do lodu... - wycharczał Blaze powoli podnosząc się z ziemi. Oba golemy zaszarżowały na niego. Nie był w stanie zrobić uniku mógł tylko przyjąć kolejny cios. Nagle ktoś popchnął szermierza ratując mu tym samym życie, poświęcając, jednak siebie gdyż golemy uderzyły w tą osobę. Tą osobą ta sama szlachcianka, którą uratował. Jej ciało przeleciało parę metrów, po czym opadło bezwładnie na ziemię. Blaze był w szoku. Nagle otwarły się mentalne rany z przeszłości przypominając mu o śmierci najlepszej przyjaciółki.
- Pie*rzone ścierwa... - powiedział szermierz podnosząc się. Kipiał wręcz gniewem i rządzą zemsty tak silnymi że nie obchodziło go czy umrze czy nie. Na pewno nie przegra tej walki.
- Demon Dziewięciu Mieczy: Asura - wyszeptał robiąc coś czego nigdy jeszcze nie zrobił. Mianowicie po raz pierwszy stworzył materialny obraz swojej duży, dzięki czemu zyskał dodatkowe cztery ręce i dwie głowy również wyposażone w miecze. Wokół Archera pojawiła się mroczna aura. Zdezorientowane sytuacją golemy zwolniły nieco szarżę, jednak nie zatrzymały się.
- Idioci... - powiedział Blaze kierując ostrza w stronę przeciwników, następnie skoczył w ich stronę i zaatakował wszystkimi dziewięcioma ostrzami. O dziwo te miecze, które były widmami jego duszy były równie ostre jak prawdziwe ostrza i z dziecinną łatwością przecinały lód jak masło.
- Asura: Cięcie Srebrnej Mgły - powiedział szermierz lądując na ziemi. Golemy z miejsca rozpadły się na kawałki, jednak Blaze wiedział że niedługo potrwa zanim znowu się zregenerują. Jego widmowe miecze rozpłynęły się a sam Arc upadł na jedno kolano.
- Co to było do cholery? Jeszcze nigdy nie zrobiłem czegoś podobnego... - pomyślał oddychając ciężko. Zauważył Lokstara, który niósł coś w bukłaku. Powiedział coś o stopieniu golemów.
- Jak masz zamiar je stopić to się pośpiesz zanim się zregenerują i to szybko! - krzyknął ostatkiem sił, po czym padł bezwładnie na ziemię. Był ledwo żywy ale przytomny. Zauważył kątem oka towarzysza Lodzika rozmawiającego ze skąpo ubraną kobietą. Choć był dosyć daleko wyraźnie usłyszał że facet chcę dać nogę
- Żałosny tchórz... - wycharczał, ledwo dysząc. Bardzo woli podniósł się i usiadł na ziemi. Wciąż był słaby. Za słaby, by się z nim mierzyć. Za słaby, by walczyć z najsilniejszym szermierzem świata.
- Muszę stać się silniejszy... - pomyślał odpoczywając
Awatar użytkownika
Lokstar
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 56
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lokstar »

        Usłyszał słowa Szermierza dotyczące topienia golemów. Spojrzał na niego z politowaniem. Zastanawiał się, co go tak zmęczyło. Miał się tylko nie dać zabić i przytrzymać golema na miejscu. Zamiast tego zaczął wykrzykiwać jakieś dziwne wiązanki słowne, które w gruncie rzeczy dla Lokstara nie miały żadnego sensu. Wylewał w tym czasie resztę alkoholu na golema. Zeskoczył przed wojownika i obrócił się przodem do swojego lodowego celu. Kątem oka zauważył przebiegającą nagą kobietę. Jakby mógł przepuścić taki widok. "Chyba jestem za stary na takie zabawy." Spojrzał w dół jednoznacznie na swoje spodnie. "Nie. Nie jestem."
         - Mam nadzieje, że lubisz schłodzone. - Zacytował sprzed kilkunastu chwil lodowego anioła. W sumie zebrało mu się na więcej cytatów zakrapianych ironią w jego głosie. - Pokażę temu palantowi jak się przyrządza drinki. Stylowy Drink:.. - Wykonał obrót ramionami jakby rzucał potężne zaklęcie. - ...Lodowy Pajac! - Zaśmiał się w głos. Rzucił Kilkoma taliami przed siebie nie skupiając się na miejscach, w których karty się powbijały. Kilka z nich wbiło się w golema inne w losowych miejscach w budynki i podłoże. - A teraz specjalny trik bez użycia magii. - Pstryknął, a poszczególne karty po kolei zaczęły spalać się błękitno-czarnym płomieniem. - Żartowałem. - Alkohol, rozlany dookoła zaczął płonąć w charakterystyczny dla siebie sposób. Ukłonił się i pozwolił sobie na dopełnienie dzieła kilkoma dodatkowymi wybuchami dookoła zasypując płonące, lodowe cielsko odłamkami budynków. - Dziękuje za uwagę. Możecie mnie spotkać na każdym spotkaniu arystokracji i w dobrych pubach. - Włożył ręce do kieszeni i wtedy ujrzał tę samą kobietę co wcześniej tym razem ubraną... Prawie ubraną jeśli tak skąpy strój można nazwać ubraniem. Kompletnie nie zainteresował się siedzącym obok miecznikiem. Siedział zmęczony. "Pewnie wykrzykiwanie na cały głos swoich technik musiało go wykończyć. Zdarza się."

        Teraz stał lekko na biodrze, z rękoma w kieszeni i wykałaczką w zębach. Lekko pochylony, wyglądem przypominając typa spod ciemniej gwiazdy, spoglądał spod kapelusza na dziewczynę.
         - Witam ponownie! - uśmiechnęła się stając pomiędzy dwójką mężczyzn i łącząc dłonie z tyłu delikatnie wypinając pierś przed siebie. Opuścił jednoznacznie okulary. Dziewczyna była bardzo atrakcyjna. A z racji swojej natury kusiła jeszcze bardziej do bliższego poznania. Tak, dawno już nie miał kobiety. "Co ty odwalasz. Skup się." Ujrzał jeszcze gdzieś niedaleko byłego współpracownika Lodowego. Nie wiedząc czemu był dla Yallana równie irytujący co sam pan lodu. "Chyba go przypilnuje. Tacy jak oni na bank będą chcieli dobrać się do dziewczyny choćby dla zasady."
         - Witaj, piękna. Co Cię tutaj sprowadza? - Spytał kulturalnie z uśmiechem. Zastanawiał się szczerze. - Tak młoda, dziewczyna pojawiła się w takim miejscu? Łatwo tutaj zrobić sobie krzywdę. - Pokazał dyskretnie palcem w kierunku, gdzie widział zakapturzonego. - Ktoś cię obserwuje. - Szepnął. Odwrócił się na pięcie i spokojnym krokiem ruszył w stronę spokojniejszej dzielnicy powoli wyrzucając z dłoni płatki róży. Białej. Taki kaprys. Czasem gdy jakaś kobieta mu się spodobała lubił się zabawić w osobę "inną". Cały czas obserwował, czy nie dzieje się nic w co zostałby zmuszony się zaangażować.

        "Każdy, kto będzie coś ode mnie chciał znajdzie mnie. Nie mam zamiaru mieszać się więcej w nie swoje porachunki. Zabiją mnie albo zginę w inny sposób. Nie mam najmniejszego zamiaru bawić się w te bzdury..." Szedł w stronę Innej karczmy. Postanowił się zmienić lekko dla niepoznaki. Skrócił włosy, lekko się postarzył i poprawił na mocniejszy zarost. Przechodząc ulicą uskakiwał z lekkością przed spadającymi odłamkami lodu. Teraz mimo wszystko opad zelżał i miał się ku końcowi. W powietrzu nadal wrzało między skrzydlatymi. Coś się nie zgadzało w tym obrazku. "Biedna syrena." Pomyślał, gdy zobaczył jej brak w ramionach Baldrughana. Przeszedł kilka następnych kroków i skręcił w boczną ulicę. Posadził sobie na ramieniu królika i usiadł na ławce po drugiej stronie kamienicy.
         - To nie moja walka. - Zganił się. - Prawda? - Spojrzał na swoją towarzyszkę i zaczął ją głaskać. - Tak malutka, nasiedziałaś się ukryta. - No choć na kolana. - Miał dość tej całej zabawy dookoła. Miał nadzieję, że w końcu będzie mógł odpocząć i wrócić do swojego ulubionego trybu życia. - Chciałbym ci pokazać, gdzie się uczyłem. Te wszystkie zapiski, księgi, zwoje. Wiele mógłbym się jeszcze z nich nauczyć i wiele sobie przypomnieć. - Siedział na ławce w swej lekko zmienionej formie. Po chwili jednak zmęczenie wzięło górę. Położył się na ławce razem ze swym królikiem. Chwilę nasłuchiwał odgłosów walki, jednak chyba był zbyt daleko. - Mogę tu umrzeć. Będą plotkować "Starzec zamarzł na ławce." Nikt nie będzie dociekał. Dobranoc malutka. - Pogłaskał ostatni raz po głowie Mythie i zasnął. Królik jeszcze chwilę kręcił się dookoła. Stwierdził jednak, że nie da rady zeskoczyć. Poszedł spać również grzejąc się od swego pana zwinięta w kłębek. Po chwili Loki trochę się przebudził i tylko czekał. Czekał i był gotowy. Tylko na co...
Awatar użytkownika
Kathleen
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 53
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kathleen »

        Ocknęła się. Tak po prostu. Otworzyła oczy i wtedy otaczająca ją woda straciła swoją stałość i lunęła na ziemię, powoli w nią wsiąkając. Ona zaś upadła na twarde podłoże swoimi szanownymi i jakże delikatnymi czterema literami. Już się nawet nie przejmowała, że pozostałości po jej sukience były całe w błocie. Ten materiał i tak nie nadawał się już do noszenia. Rudowłosa mimowolnie podniosła głowę i i zmrużonymi oczyma zaczęła poszukiwać dwóch sylwetek. Nie było to trudne zadanie, znajdywali się bowiem tuż nad jej głową. Już chciała wstawać, ale wtedy ponownie została otoczona przez wodę. "No nie, to znowu pułapka Baldrughana?!", krzyczała zrozpaczona w myślach. Nie było to jednak nic bardziej mylnego - ciesz "postąpiła" tak, jeśli to oczywiście dobre określenie na zachowanie czegoś martwego, ponieważ chciała uchronić Syrenę przed lecącymi na nią odłamkami lodu. Dziewczyna zrozumiała to dopiero wtedy, gdy jeden z nich wylądował obok niej. "Dostanę kiedyś zawału. Albo nawet zaraz", westchnęła cicho i gdy znów była wolna, wstała i ruszyła biegiem przed siebie. Chciała być jak najdalej od tego miejsca. Nie uśmiechała jej się śmierć poprzez zgniecenie lub wbicie w jakąś część ciała ogromnego sopla. Poza tym, co jeśli Puchacz przegra? Nie chciała podzielić jego losu tylko jak najszybciej dostać się do domu. Miała dość tej przygody. Jeszcze nigdy nie przeżyła tyle w ciągu jednego wyjścia na powierzchnię.Gdyby teraz wymienić te najgorsze... widziała śmierć kilkudziesięciu ludzi, trafiła na pustkowie pełne umarlaków, została uprowadzona przez Lodowego, a co najgorsze to podczas tej wyprawy mogła zginąć chyba ze trzy razy. To nie było normalne.
        Biegła tak szybko jak tylko potrafiła, a trzeba było przyznać, że należała do tych zwinnych i sprytnych syren. Najsmutniejsze w tym wszystkim było to, że nie miała pojęcia dokąd tak naprawdę się śpieszy. Miała jeszcze swoje dwanaście godzin,a i tak nie posiadała informacji, w którą stronę do morza, do domu. Zwolniła. Teraz ze smutkiem i spuszczoną głową szła w stronę najbliższego straganu. Staruszek był naprawdę miły, a ona była w stanie go uszczęśliwić. Tak, kiedyś wygrała na jakiejś ulicznej zabawie mieszek pełen ruenów. Najdziwniejsze było to, że one wcale się nie kończyły! Darowanej rybie nie zagląda się w zęby, czy jakoś tak... W każdym razie, postanowiła znaleźć dla siebie coś do ubrania.
        - Dzień dobry, szukam... - I na tym skończyła się jej przemowa, bowiem kupiec zaczął zasypywać ją milionem rzeczy, które niekoniecznie przydałyby się jej do przetrwania.
        Ubrana w podobną sukienkę, co wcześniej i czarną pelerynę z kapturem szła dalej przed siebie. Wolała się teraz nie rzucać w oczy, a charakterystyczny kolor włosów pozwalał jej na zostanie idealnym celem do wszystkiego. Zakupiła również mały plecaczek, do którego wrzuciła jakiś koc, bochenek chleba, bukłak z wodą i nie wiedzieć czemu, dwie marchewki. Nigdy czegoś takiego nie jadła, a staruszek zapewniał, że jest to przepyszne. Wzięła dwie, zje jak zgłodnieje.
        - Chcę do domu... boję się... - szeptała do siebie, rozglądając się dookoła. Wyglądała na wystraszoną i do tego zagubioną. Nie chciała miec z nikim do czynienia, nie chciała, aby ktokolwiek ją teraz zaczepiał. W pewnym momencie, potknęła się i ponownie wylądowała na ziemi. - Cholera... - mruknęła i gdy podniosła głowę, to zdała sobie sprawę, że wylądowała przy jakiejś ławce, na której to leżał Loki, zaś na nim dziwne stworzonko... a jakie słodkie! Sprawdziła czy mężczyznę oddycha i na szczęście żył. Czyżby spał? Teraz postanowił sobie uciąć drzemkę? Naprawdę? Westchnęła ciężko i wyciągnęła z plecaka koc, którym okryła ciemnowłosego i jego maluśkiego przyjaciela, tak, aby ten drugi miał dostęp do tlenu. Nie wiedziała, ile ma zamiar tak spać, a robiło się naprawdę chłodno.Przecież nie chciała jego krzywdy, to dość logiczne. Koło jego głowy położyła też jedną marchewkę i pół bochenka chleba. Ona sama wiele nie jadła, więc jedzenie z pewnością by się przy niej zmarnowało.
        - Sama powinnam odpocząć, chociaż chwilkę - powiedziała cicho do siebie i usiadła pod drzewem znajdującym się gdzieś w pobliżu. Naciągnęła kaptur na głowę i czekała. Na co? - Chyba na zbawienie - odpowiedziała na zadane w myślach pytanie i skuliła się w kłębek.
Awatar użytkownika
Baldrughan
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 74
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Baldrughan »

Baldrughan wykorzystał moment, który otrzymał od Vaxena i odleciał kawałek od niego.
Rysy na jego lodowej zbroi samoistnie zaczęły znikać, z powrotem wracając do pierwotnego kształtu. Denerwowała go pewność siebie Przemienionego, a coraz dziwniej pewne stawało się dla Lodowego Upadłego, że może nie wygrać tej walki.
" Potrzebuję wsparcia... I to nie zwyczajnych osób, czy podłych zdrajców..."- wychwycił tą myśl z potoku tych zalewających jego umysł niczym lodowata woda. W jego głowie zaczął formować się plan.
Gdy zbroja była już odnowiona, Baldrughan rozłożył obie ręce. W jednej z nich trzymał swą runiczną włócznię, a druga pozostawała pusta.
Wtem w drugiej z jego lodowych dłoni zaczęły formować się masy zimnego powietrza i wody, po chwili zamarzając i przybierając formę lodowych oszczepów i okrągłej tarczy, przymocowanej do lodowego karwasza. Baldrughan zmierzył spojrzeniem swego nemesis.
- Powiedz mi. Co taki żałosny, mały demon może wiedzieć o uczuciach? Nie mówiąc już o miłości?- Gdy to zdanie padło, Upadły zaczął krążyć wokół Vaxena. Jego śnieżne skrzydła ułożyły się pod dziwnym kątem, co pozwalało mu na zataczanie okręgów wokół Przemienionego. Lodowy przyśpieszał coraz bardziej, wciąż mówiąc.- Jesteś tylko plugawym cieniem dawnego siebie, żałosną wersją prawdziwego wojownika. Ryzykujesz życie innych.- Mówiąc to, Baldrughan rzucił w Vaxena oszczepem, przyśpieszając swój kolisty lot.- Nic nie wiesz o miłości! O wzajemnym szacunku i uczuciach do drugiej istoty, jakie może żywić prawdziwa istota, a nie taka zakłamana, parszywa kanali, padlinożerca, dbający o własne ego.- Głos Baldrughana był zimny i wyprany z emocji, a z każdym kolejnym zdaniem rzucał oszczep w kierunku zdezorientowanego Przemienionego.
Wiatr przybierał na sile, a Upadły nie zwalniał. Nie intersowało go, czy oszczepy trafiały do celu czy leciały w nieznanym kierunku. Wciąż ciskał nimi w Vaxena i wciąż tworzył nowe.
- Nic nie wiesz o miłości. Ale pozwolę Ci o nią walczyć.- Wyszeptał Baldrughan i zatrzymał się, wznosząc gardę i wystawiając włócznię przed siebie.
Ruszył w powietrznej szarży na swego wroga, niczym lodowa strzała wystrzelona z elfickiego łuku.
Vaxen był tak zdezorientowany szybkimi atakami z dystansu, że nie miał szans na obronę runicznego sztychu, a przynajmniej tak się wydawało Baldrughanowi. Mógł teraz zrobić z serca Demona, idealny, lodowy szaszłyk, tak jak to uczynił z Lichem, na w podziemach, pod pustynią Nanher.
Grot magicznej włóczni nieubłagalnie zbliżał się do klatki piersiowej Przmienionego. Słychać było syk przecinanego powietrza, mieszającego się z odgłosami deszczu i huku wiatru uderzającego o ściany zniszczonych domów.
- NIE WIESZ NIC O MIŁOŚCI, WIĘC WALCZ O NIĄ!- Krzyknął Baldrughan, a jego głos odbił się po murach całego miasta, niczym huk grzmotu.
Wtedy...
Upadły, niczym strzała, minął swego przeciwnika, muskając ostrzem włóczni jedynie prawy bok jego klatki piersiowej, zostawiając na niej zimną, zamrożoną, krwistą szramę. Lodowy pędził w kierunku ulic, szukając aury Syreny. Nie była ona trudna do odnalezienia, gdyż była miła i ciepła, wręcz kojąca dla zimnej aury Upadłego.
Isophielion uderzył w ziemię stopami, rozpryskując wokół siebie odłamki zamrożonego granitu, z którego zrobione były ulice miasta.
Rozejrzał się dookoła i ujrzał starszego człowieka, leżącego spokojnie na ławce. Baldrughan prychnął, zdziwiony, że chłód nie zakończył życia mężczyzny podczas snu. Rozglądał się dalej i wtedy ujrzał swój cel, siedzący pod pobliskim drzewem. Choć zmieniła strój, to właśnie od niej biła nie unikalna, niezwykła aura.
Lodowy uniósł dłoń do góry.
Wtedy właśnie rozpętało się zimne piekło. Z nieba zaczął sypać śnieg, tak gęsty, że można było w parę minut, stojąc w miejscu, stać się żywym bałwanem. Oprócz wciąż spadających, olbrzymich brył lodu, pojawił się też mały, drobny grad, spadający z góry niczym ulewa uciążliwych igiełek. Zimny wicher tak przybrał na sile, że omal nie wyrwał drzewa pod którym siedziała Syrena.
Baldrughan, odporny na efekty własnej magii, wniósł się w powietrze i runął w kierunku dziewczyny. Chwycił ją w swe ramiona w locie i od razu otulił wodnym płaszczem o odpowiedniej, ciepłej temperaturze. Nie za mocno, a jednak hardo, ją ściskając, z szybkością wiejącego wichru, poszybował w kierunku murów miasta. Miał nadzieję, że śnieżyca na dość długo zatrzyma jego nemesis. W końcu trudno jest latać w taką pogodę, nawet jak dla Vaxena. Baldrughan z szybkością wiatru minął obsypane śniegiem mury miasta i nie zwalniając, poszybował przed siebie.
- Lecimy do twego domu, moja droga. Każda tragedia musi mieć odpowiedni finał.- Wyszeptał do Syreny i w akompaniamencie śnieżnej burzy opuścił Fargoth.
" Walcz o Miłość, Vaxenie."

Ciąg dalszy: Kathleen i Baldrughan
Awatar użytkownika
Kéytha
Błądzący na granicy światów
Posty: 17
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Kurtyzana
Kontakt:

Post autor: Kéytha »

        Okazało się, że o wiele bardziej interesującą postacią był nie karciany szuler, który zaczynał powoli nudzić kotkę, a zakapturzony nieznajomy. Wygadany, w dodatku dobrze władał żartem zgrabnie nawiązując do jej własnych słów. "Nie zauważyłam go, ani nie usłyszałam... Aż tak byłam skupiona na zemście?" zdziwiła się Hikaru. Ragnex nagle stwierdził, że się ulotni.
        Kéytha jeszcze chwilę spojrzała w górę, gdzie walczył nieznany jej Upadły i nieznany Zamaskowany. Obaj mieli skrzydła, więc obaj musieli być przedstawicielami niebiańskich ras. Anioły - jakiekolwiek by to nie były - zdecydowanie jej nie interesowały. No, chyba że jako ptaszki do upolowania. Ale "za dużo kości w takich..." zastanowiła się, zaś jej wzrok wrócił do Lokstara. Zmierzyła go od góry do dołu przykładając sobie palec do ust i uwodzicielsko trzepocząc rzęsami.
        - Chyba jednak dam ci spooookóóóój... - mrugnęła do przemienionego oczkiem i dodała - Nyaa~ - po czym odwróciła się. Choć był to zwyczajny żart, reakcja mężczyzny jej się spodobała. "Może faceci lubią, jak kobiety miauczą? Gdybym była pokusą mogłabym to wiedzieć od razu po spojrzeniu na takiego..." naburmuszyła się, wydęła policzki i ruszyła biegiem. Gdzie?
        Po prostu szybciutko wspięła się po drewnianym rusztowaniu na dach najbliższego budynku. Tak, tego samego, na którym przed chwilą zniknął nieznajomy zakapturzony osobnik. Jej węch szybko złapał jego trop. Okazało się to jednak niepotrzebne - facet czekał najwyraźniej na nią, kilkaset łokci dalej, na krawędzi dachu, przykucnął najwyraźniej i zadumał się.
        Kéytha bezceremonialnie podbiegła do niego, nachyliła się nad siedzącym piekielnym zdecydowanie za bardzo ukazując mu swój dekolt. Jakby nie starczyło, że biały podkoszulek i tak nie zakrywał biustu dziewczyny...
        - Co wiesz o mnie i o moich celach? - zapytała bez zbędnych ogródek, a jej twarz nie pokazywała tak wiele jak koszulka. mimika Ayaki była mocno ograniczona do groźnego spojrzenia powiązanego z zainteresowaniem. W oczach jednak Ragnex mógł dostrzec coś, co świadczyło z pewnością, że Natsuki nie zrobi mu krzywdy. Tylko pytanie - czy patrzył we właściwe oczy...?
Ciąg dalszy: Kéytha oraz Ragnex
Ostatnio edytowane przez Kéytha 8 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Vaxen
Szukający Snów
Posty: 153
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Zabójca , Wojownik , Szlachcic
Kontakt:

Post autor: Vaxen »

        Przez chwilę mierzyli się wzrokiem. Po słowach Vaxena zapadła dłuższa chwila ciszy, nikt się nie poruszał poza opierzonymi kutym lodem kończynami Baldrughana. Czy wypowiedź Zamaskowanego, jego pełen gniewu wzrok i wypełnione furią ostrza skutecznie zniechęciły Rożka? Czarny Żniwiarz nawet nie brał takiej opcji pod uwagę. Isophielon, może i słabszy fizycznie, na pewno nie ustąpiłby pola swemu wrogowi.
        I faktycznie. Wyczarował tarczę oraz oszczepy, którymi wkrótce zaczął ciskać w Demona. Ten jednak, nic sobie nie robiąc z tej całej gadaniny o uczuciach, a tym bardziej z pocisków miotanych w jego kierunku, zamknął oczy. "O czym on pierdoli?! Jaka miłość, do cholery?!" zaśmiał się Vaxen we własnym umyśle. Dobre sobie. Czyżby Lodowy sądził, że Vaxa i Kathleen coś łączy? Po chwili Przemieniony faktycznie wybuchł śmiechem. Czy to z powodu słów rzucanych przez Lodzika na wiatr, czy przez zabawne ułożenie skrzydeł - tylko on sam wiedział. Część z tego, co zarzucał mu Baldrughan się zgadzała, przede wszystkim to, co mówił o "ryzykującym życie innych, nic nie wiedzącym o miłości, o wzajemnym szacunku i uczuciach do drugiej istoty, jakie może żywić prawdziwa istota, a nie taka zakłamana, parszywa kanalia, padlinożerca, dbający o własne ego.". "Tak, to się zgadza". Jednocześnie rzucane włócznie były jednak tak proste do uniknięcia, że nawet się nie starał ich blokować. Po prostu, ciągle z zamkniętymi powiekami, nasłuchiwał kiedy taka zacznie rozcinać powietrze zbyt blisko jego ciała i zgrabnie wymijał takową. Skupiał się natomiast na czymś innym - aura syreny właśnie się oddalała, by wreszcie zniknąć poza horyzont zmysłu magicznego Czarnego. "Teraz jest w miarę bezpieczna" pomyślał były upadły z nieukrywaną ulgą. Spłacił dług.
        Wtem jednak głos oponenta się zmienił, przeszedł z tonu wyrzucającego na ton nienawistny. Zmusiło to Demona do otworzenia oczu. Dezorientacja tym spowodowana nie chciała minąć wcale tak szybko, jak szybko leciał żywy pocisk Baldrughan. Vax dostrzegł go dopiero, gdy ten był zbyt blisko. Próba uniku uratowała mu życie, choć lodowa włócznia przeciwnika go zraniła. Zamaskowany syknął, ale nie przejął się tym specjalnie.
        Isophielon zaczął uciekać w nieznanym Vaxenowi kierunku. Demon tylko prychnął. "Chędożony w tyłek tchórz. Wygrałem. On uciekł." zaśmiał się otwarcie wojownik, sprawdził jeszcze, czy aura Baldrughana również się oddala, a gdy był już tego pewny, schował hebanowe klingi do say, poprawił maskę i złożył skrzydła do lądowania.
        Po chwili był już na ziemi, zaś lodowe sople przestały lecieć z nieba. Vaxen uznał, że czas na lepszą prognozę pogody i rozpierzchł szare chmury odkrywając dzienne oko Prasmoka. Rozejrzał się jeszcze gdzie się znalazł. Wokół walały się odłamki kutego lodu.
        - Co tu się...? - zwrócił się do nicości. Okazało się jednak, że ktoś tu był: leżący z wycieńczenia elf, a obok niego trzy katany. - Chyba nie tylko ja miałem ciężki dzień... Ej, a gdzie ten karciany sztukmistrz? Gdzie przydupas Pogodynki? Gdzie wszyscy się...? - w tym momencie przerwał, bowiem z kamienic zaczęli wychodzić mieszkańcy miasta. Uzbrojeni. Zazwyczaj w sztylety, miecze, lekkie meble, czasem pochodnie i widły. "Oho, wściekły tłum..." pomyślał Demon i uśmiechnął się - Radujcie się mieszkańcy Fargoth, oto ja, Vaxen van Qualn'ryne uratowałem wasze nędz... ekhm - chrząknął chcąc zamaskować nieodpowiednie do sytuacji słowo. - Miasto i życia! Lodowy skurczybyk już wam nie zagraża. - Jego słowa chyba jednak nic nie wskórały, bowiem ludność wyraźnie zamierzała go zlinczować.
        "Jeszcze czego... Bo was wymorduję jak..." nie skończył myśli, bowiem tłum zalał już całą szerokość ulicy. "Cholera, ile was?!", zawahał się Czarny Żniwiarz i cofnął o krok.
        - Nic do ciebie nie mam elfie - zwrócił się do Arca. - Ale musisz sobie radzić sam. Ja mam wolne, dość już pobohaterzyłem na dziś. I na kolejne najbliższe pięćset lat... - ostatnie zdanie dodał ciszej, prawie szeptem, po czym rozłożył szeroko ogromne skrzydła przewracając tych, co stali zbyt blisko i wzniósł się w przestworza.
        Miał następny cel. Lokstar. Vaxen wciąż był mu dłużny obiecaną zapłatę. Żart z jabłkiem, choć miał nieoczekiwane zakończenie, nie był równowartością tego, co Loki musiał zrobić. Przez następne paręnaście minut Zamaskowany kręcił koła nad miastem szukając aury swojego pobratymca. Gdy wreszcie na nią trafił, poszybował w tamtym kierunku.
        Wylądował obok ławki, na której spał jakiś bezdomny, a na jego klatce piersiowej... Królik. Jednak nie to było najdziwniejsze, a to, że aura iluzjonisty pochodziła właśnie od tego staruszka. "Ki czort...?!". Gdyby nie to, że Vax znał aurę demona, na pewno by nie rozpoznał ani samej emanacji, ani jej właściciela. Po prostu genialna umiejętność!
        - Ej, Loki, zapłata dla ciebie - powiedział głosem wypranym z emocji i rzucił mieszek z drobnymi. 500 Ruenów, a co ma żałować? - Kupisz sobie za to wioskę. Albo tysiące talii kart i nowy kapelusz dla królika - zażartował czekając, aż rozmówca coś wykrztusi.
Awatar użytkownika
Arc
Szukający drogi
Posty: 29
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Półelf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Arc »

Sytuacja zaczęła się powoli uspokajać. Wszyscy, których Blaze poznał, poszli swoją drogą. Tylko zamaskowany Vaxen pozostał na placu boju.
- Cóż, nie zawsze wszystko idzie tak jak być powinno. A co do Lokstara to polazł gdzieś w tamtą stronę - powiedział ze swoim typowym uśmieszkiem, powoli stając na nogi, po czym wskazał zamaskowanemu kierunek. Częściowo odzyskał siły, ale i tak było mu daleko do jego zwykłej sprawności. Dalszą dyskusję przerwało pojawienie się wściekłej tłuszczy, która postanowiła sobie urządzić lincz ich kosztem. "No pięknie tylko tego mi brakowało" - pomyślał nie będąc zadowolonym z tego faktu. Vaxen próbował coś wskórać, ale nie wiele to dało więc wziął nogi za pas. W obecnej sytuacji szermierz nie miał szans z tak dużą ilością ludzi i pewnie skończył by marnie. Bogowie mieli go jednak w opiece.
- Stójcie! - krzyknął kobiecy głos. Tłum zaczął się zatrzymywać się zdezorientowany, co zaskoczyło Archera, który odwrócił się chcąc zobaczyć kto ma taką władzę. Okazało się, że to ta sama kobieta, która obroniła go przed golemem i którą wcześniej uratował.
- Panienko Lilac. Ten człowiek jest winny zrujnowania naszych domów. Zasłużył na karę i my mu ją damy - powiedział jeden z mieszczan wymachując swoją bronią.
- Ten człowiek uratował mnie gdy byłam w niebezpieczeństwie. Nie pozwolę wam go skrzywdzić. - Słowa panienki wywołały wśród tłumu niemałe zamieszanie i częściowo odebrały mordercze zapędy. Panienka Lilac podeszła do szermierza oglądając go przez chwilę dokładnie.
- Nie ruszaj się przez chwilę - przykazała kładąc mu rękę na klatce piersiowej. Arcowi wydawało się, że kobieta się rumieni, ale mogła to być jego wyobraźnia. Po chwili poczuł jak po całym ciele rozchodzi się przyjemne ciepło, jak jego siły całkowicie powróciły, a rany zagoiły się. Był zdrów.
- Dziękuję - powiedział sprawdzając sprawność ramienia. Schylił się następnie po miecze i włożył je z powrotem do pochew, po czym zdjął bandanę i zawiązał ją na ramieniu. Ucieszył go fakt, że jego nowy nabytek wytrzymał w ferworze walki. Szermierz ruszył przed siebie a tłum zaczął rozstępować się przed nim.
- Poczekaj, gdzie idziesz? - spytała Lilac za odchodzącym Archerem. Ten zatrzymał się. Wszyscy wyczekiwała na odpowiedź szermierza co wydawało się trwać wieczność.
- Mam pewne rachunki do wyrównania. Jestem jednak wdzięczny za pomoc - powiedział w końcu nie odwracając się i ruszył przed siebie, zostawiając całkowicie skonfundowany tłum.
Awatar użytkownika
Lokstar
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 56
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lokstar »

        Leżał na ławce bez większego celu. Jego puszysta przyjaciółka również odpoczywała. Dookoła nic się nie działo. Do czasu. W pewnym momencie przeszła koło niego dziewczyna, którą dobrze rozpoznawał. Była to ta syrena, o którą walczyli skrzydlaci. A przynajmniej takie sprawiali wrażenie. Czy miało to w ogóle jakiś większy sens? Nikt nie wiedział chyba poza nimi samymi. Pozwolił się sobie zapomnieć w rozmyślaniach. Wtedy to wyrwała go z tego stanu marchewka chrupana przez królika. Pewnie to ta rudowłosa położyła ją obok. Siedziała teraz nieopodal pod drzewem. W sumie nic w tym specjalnie dziwnego nie było. Była zmęczona w sumie jak każdy na tym pokręconym polu bitwy o "nic"? Siedzieli tak przez dłuższy moment. Nic się nie działo. Cieszyło to Yallana. Nie musiał już się niepotrzebnie narażać. Wiedział, że daleko mu do tych wojowników, którzy władają magią tak jak potrzebują, do tego mogą poruszać się nie tylko po ziemi. Dawało im to nie lada przewagę nad nim. W starciu kto wie, czy miałby jakiekolwiek szanse choćby z jednym z nich. Dobrym przykładem były wydarzenia sprzed kilku dni, gdzie to jego przeciwnik go uratował. Tylko czy celowo? Teraz w sumie nieważne. Wróg, to wróg. Poza tym, jeśli by miał się za każdym razem rozczulać nad swoją przeszłością zniszczyło by go to. Za dużo przeszedł, by teraz mógł sobie na to pozwolić.

        Z mantry wyrwał go nagły powiew zimnego wiatru. Spojrzał w tamtym kierunku i ujrzał Baldrughana. Praktycznie bez większego zwrócenia uwagi na iluzjonistę przeszedł obok w kierunku syreny. Tylko prychną. Nie było to miłe, ale lepsze to niż śmierć z jego ręki. Podszedł do rudowłosej. Nim Loki zdążył się zorientować, a tym bardziej zareagować, Lodowy razem z syreną wystartował i zmierzał już w powietrzu w kierunku murów... W momencie gdy zniknęli z pola widzenia obok nadal leżącego Lokstara pojawiła się kolejna postać. Tym razem czuł, że owa osoba jest tutaj z jego przyczyny... Wymruczał coś pod nosem. Sam nawet nie wiedział co a tym bardziej nie dało się tego dosłyszeć. Bardziej brzmiało to jak stęknięcia starego człowieka.
        - Ej Loki, zapłata dla ciebie - rzucił mężczyzna w masce. "A ten tu czego?" W tym samym momencie tuż przed nim wylądował mieszek z monetami. Całkiem okazały.
        - Widzę, że nie jesteś takim egoistą i masz coś chociaż z krzty honoru. - Uśmiechnął się. - Dzięki, szanuje cię za to. - Podniósł się i posadził królika na kolanach. Sięgnął po sakiewkę z ruenami i podrzucił ją nad dłonią. Już chciał ją umieścić w torbie, gdy nagle coś go oświeciło. - Rozumiem, że nie puścisz mu tego płazem? Mam dla ciebie propozycję. - Królik wskoczył na ramię, a sam Loki przyjął bardziej pewną siebie pozycję. Oparł się łokciem o kolano i lekko pochylony na ławce obserwował swojego rozmówcę. - Myślę, że możemy sobie pomóc na wzajem. - W tym momencie jego twarz zaczęła wracać do oryginalnej postaci, tak samo jak włosy i reszta jego ciała. - Mam propozycję. - Wstał i wyprostował się. W dłoni stworzył kartę i począł przekładać ją w palcach. - Z tego co zdążyłem zaobserwować twoim, chyba, jedynym celem jest moc. Prawda? Popraw mnie jeśli się mylę. - Bacznie obserwował reakcje Vaxena stojącego przed nim. - Co byś powiedział na to, że jestem ci w stanie zaoferować moc w postaci wiedzy? Jest tylko jeden warunek. Muszę lecieć z tobą i też muszę coś z tego mieć. Nie wiem... Pokażesz mi kilka swoich sztuczek. Na miejscu oczywiście. Jeśli chodzi o dużą stawkę jestem fair. "Przynajmniej dopóki mi to na rękę..." Nie oczekuję, że się zgodzisz na podróż ze mną. - Już miał odchodzić gdy spojrzał przez ramie. - Weź te pieniądze. Potraktuj je jako zapłata za transport. - Jednoznacznie spojrzał na skrzydła zamaskowanego. - Będę w najbliższej karczmie. Znajdziesz mnie jeśli się zdecydujesz. - Założył kapelusz i ruszył przed siebie.

        Powoli dreptał noga za nogą. Nie śpieszyło mu się. Przeczuwał, że nawet nie zdąży znaleźć żadnej karczmy a podróż się zacznie. Liczył, że sporo zyska na tej wyprawie. Wiedział, że już wiele zapomniał z zapisków, które pozwalały mu skutecznie walczyć z upadłymi i innymi demonami jak i piekielnymi. Pamiętał natomiast, że jest jeszcze wiele miejsc, których nie przejrzał i miał zamiar do nich wrócić. Nie powiedział Vaxenowi o możliwym zrównaniu z ziemią klasztoru. Wszak nie odwiedził go już od ponad siedmiuset lat. Wszystko tam mogło się zdarzyć. Nawet wyspa mogła zniknąć. Choć znając anomalie czasowe występujące w tym świecie mogło się też nic nie zmienić i wygląda jakby wyszedł z niego wczoraj. Wspominał co gdzie było, do czego służyło. Szło mu nieźle... Jego celem w tej wyprawie było wzmocnić swoje umiejętności, zdobyć nowe i odkryć jak pokonać swoich wrogów. Chciał znaleźć słabości, które zaważyły by na jego korzyść. Wszystko wydawało się być idealne.

        "Jeżeli dobrze to rozegram, będę miał po swojej stronie tego szermierza, zyskam moc i już żaden nędzny lich czy inne plugastwo na tym świecie mi nie zagrozi. Znajdę plany broni magicznej oraz zapiski starych zaklęć oraz rytuałów, które pozwolą mi zwiększyć swoje wpływy. Niedługo będę ważną figurą na tej arenie i trzeba się będzie ze mną liczyć.." Minę miał zaciętą i niema przegryzł wykałaczkę.

Ciąg dalszy: Lokstar
Ostatnio edytowane przez Lokstar 8 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Vaxen
Szukający Snów
Posty: 153
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Zabójca , Wojownik , Szlachcic
Kontakt:

Post autor: Vaxen »

        — Co ty mi zarzucasz? — udawał oburzonego Demon, co wychodziło mu celowo komicznie — Mam swój honor. Obiecałem zapłatę - i masz — dodał już zupełnie poważnie zerkając na pobratymca. Loki wykonał robotę, o którą poprosił "grzecznie" Vaxen - dostarczył Kathleen do Fargoth. Gdzie ona teraz była? Nie obchodziło go to specjalnie. Nie wyczuwał jej aury w najbliższym ani najdalszym możliwym dla jego zmysłu magicznego otoczeniu, czyli wyruszyła gdzieś na własną rękę. "Szkoda, liczyłem na dobry seks, a przynajmniej na zwyczajne "dziękuję"..." pomyślał były upadły nie wiedząc, że to Baldrughan porwał dziewczynę. Bo skąd miał to wiedzieć?
        Czarny Szermierz nie bardzo wiedział co Lokstar ma na myśli mówiąc "nie puścisz mu tego płazem", uznał jednak, że chyba go to nie interesuje. Czuł podskórnie, że jeszcze się z Śnieżkiem spotkają, a wtedy na pewno jeden z nich zginie. Ale ta walka... Była zbyt wyrównana. Vax dawno już nie toczył bitwy z kimś równym sobie. I choć czuł, że przewyższa potencjałem bojowym swego nemezis - jakimś cudem nie udało mu się zwyciężyć. Taka bitwa mogłaby się ciągnąć jeszcze i wiele dni, ale już wystarczająco zniszczyli okoliczne domostwa.
        Dalej z zainteresowaniem wysłuchał tego, co iluzjonista z króliczkiem na kolanach miał mu do zaoferowania. Wtem rozmówca wstał i powiedział coś, co spowodowało w czarnych oczach Vaxa błysk.
        — Co byś powiedział na to, że jestem ci w stanie zaoferować moc w postaci wiedzy? Jest tylko jeden warunek. Muszę lecieć z tobą i też muszę coś z tego mieć — rzekł spokojnie Loki, a Vaxen nawet nie ukrywał zainteresowania.
        "Wiedza? Chyba sobie żartuje! Chociaż w sumie... To może być przydatne... Nie, to BĘDZIE przydatne! Zwłaszcza w potyczce z Pogodynką".
        — Cena dla mnie nie gra roli — odpowiedział mu Zamaskowany wyraźnie dając do zrozumienia, że zgadza się na warunki pobratymca.
        Mieszek ze złotem wylądował przed nim, Vaxen go — w niesamowicie rozrzutny sposób — kopnął w bok. Materiał rozpruł się, zaś jego zawartość z brzdękiem rozsypała po ulicy. Naprawdę było tego sporo. Vaxena jednak to nie obchodziło. "Niech sobie mieszkańcy uznają to za rekompensatę strat..." uśmiechnął się pod maską do samego siebie w perfidny sposób czyszcząc swój honor. Wiedział, że było to mocno naciągane, jednak wystarczyło mu za sposób na wybielenie samego siebie.
        Lokstar odmaszerował do pobliskiej karczmy zostawiając za sobą przerażająco uśmiechniętego Vaxena. Przemieniony nawet nie myślał o trudności lotu — bez problemu da radę ponieść siebie i Lokiego gdziekolwiek chcą. W najgorszym wypadku będzie potrzebować dwóch - trzech dni drogi i jednego - dwóch postojów. Liczył się z tym. Jednak zyski zdecydowanie mogły przewyższyć koszty. Choć Vaxen jeszcze nie wiedział, o czym mówił iluzjonista, bo nie zdradził szczegółów, Czarnooki już podjął decyzję. Poleci wraz z nim tam, gdzie on chce, pokaże mu to, co chciałby wiedzieć, po czym sam zacznie zgłębiać wiedzę. Skąd? Jeszcze nie było to dla niego jasne.

***


        Wszystko wyjaśniło się już w karczmie, gdzie Lokstar wyjaśnił pewne nieścisłości, zdradził kilka szczegółów (choć nie wszystkie, zawsze warto mieć asa w rękawie). Zamaskowany zaś wysłuchał go uważnie, nie przerywając mu ani jednym słowem, tylko czasem kiwał głową dając do wiadomości kapelusznika, że słucha i rozumie albo, rzadziej, że z czymś się zgadza.
        Gdy obaj wypili po trzy kufle dobrego, lokalnego piwa, i wyjaśnili sobie ewentualne nieścisłości w planie — wstali, nie płacąc za trunek, i wyszli na zewnątrz. Karczmarz wybiegł za nimi, jednak przed drzwiami karczmy już ich nie było. Spojrzał w prawo, potem w lewo, a gdy nie dostrzegł postaci, które zbiegły z jego pieniędzmi za piwo, spojrzał do góry.
        Ujrzał jedynie oddalający się, czarny punkt z ogromnymi skrzydłami.
        Vaxen i Lokstar zmierzali już w kierunku wyspy, z której to dawny egzorcysta pochodził. Jeden demon utrzymywał na skrzydłach ciężar obu osób, drugi, przywiązany liną za pas, dyndał pod swoim "transportowcem".

Ciąg dalszy: Vaxen i Lokstar

Awatar użytkownika
Arc
Szukający drogi
Posty: 29
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Półelf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Arc »

Długo chodził po ulicach Fargoth, próbując odnaleźć wyjście z miasta, jednak znowu się zgubił. Dziwnym trafem dotarł pod karczmę, w której jeszcze wcześniej przebywali. Przybytek ów był doszczętnie zrujnowany i otoczony przez ludzi. Wśród nich dostrzegł chłopaka, który był jego przewodnikiem. Młodzieniec też zauważył szermierza i od razu do niego podszedł.
- Nic ci nie jest? - spytał chłopaka. Po upewnieniu się, że nic mu się nie stało, wyciągnął mieszek i wyjął z niego trzy gryfy, rzucając je chłopakowi
- To dla ciebie za fatygę. Nie wpadaj więcej w kłopoty - powiedział chowając sakiewkę. - Wskaż mi jeszcze, w którą stronę mam się udać, by opuścić to miasto - powiedział patrząc na to co zostało z karczmy. Chłopak wskazał Archerowi odpowiedni kierunek, w którym się natychmiast udał. Nie zaszedł jednak daleko jak po prostu znowu zboczył ze swej drogi ponownie błądząc po mieście.
- Co jest nie tak z tym miastem? - warknął nie mogąc się połapać gdzie jest. Ruszył ponownie przed siebie szukając drogi wyjścia.

Ciąg dalszy Arc
Zablokowany

Wróć do „Fargoth”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości