Fargoth[Fargoth] Zakaz konkurencji

Miasto położone na granicy Równiny Drivii i Wschodnich Pustkowi, jedno z głównych miast środkowej Alarani, położone na szlaku handlowym, prowadzącym przez Opuszczone Królestwo aż do Wybrzeża Cienia.
Awatar użytkownika
Cerau
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 74
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Przemytnik , Zabójca
Kontakt:

Post autor: Cerau »

        Wydarzenia znacznie wykraczały poza jego możliwości. Nawet jakby chciał cokolwiek zrobić, przeciwdziałać temu do czego się to wszystko sprowadzało, to i tak nie mógłby nic zrobić. Smutne, ale prawdziwe. Cerau chociaż skrytobójcą był dość zdolnym, to w takiej sytuacji jego umiejętności zakrawały o bezużyteczność. W końcu... skrytobójca, który rzuca się na pole walki, gdzie jest kilku potencjalnych przeciwników skrytobójcą nie jest. Jest idiotą, któremu widocznie życie niemiłe. Ten przemytnik co prawda już nie żyje, bo jest wampirem, które poniekąd są nieumarłe, ale nadal myślał o sobie w tych kategoriach życia.
        Przysłuchiwał się ich rozmowie, starając się chociaż trochę połapać w sytuacji i poniekąd mu to wychodziło. Anioł trzymający piękną kobietę w ramionach był jeden miał ze sobą jakichś ludzi, reszta była przeciwko niemu. Ale kobieta była zakładniczką i nie mogli nic zrobić, bo najwidoczniej nie chcieli zrobić jej krzywdy... A Akarsana... najwidoczniej nie była po niczyjej stronie. Znaczy, była prędzej przeciwko Lodowemu - jak już go ochrzcił w głowie Cerau - niźli z nim.
        Sytuacja była po prostu nieciekawa. Już w głowie przeszły mu myśli, w związku z tym, co się tu teraz dzieje i ewentualne szkody, które może przynieść ich potyczka, on też może ponieść szkody... albo raczej straty, tak, to odpowiednie słowo. Jeżeli miasto będzie w jakimś stopniu zniszczone, to takie warunki nigdy nie sprzyjają owocnym interesom. Cóż... suma summarum może sobie pozwolić teraz na jakieś straty. W końcu od tylu lat ma pieniądze w nadmiarze, że teraz krótki okres czasu, kiedy wcale wielkich zysków jego "interesy" nie będą generować, to znowu wiele na tym nie straci. Ah... otrząsnął się po chwili z tego swoistego zamyślenia. Zdał sobie sprawę, jaki to materialista się z niego zrobił ostatnio. Chociaż w sumie od zawsze przykładał dużą rolę pieniądzom. Dobra, nieważne. Przyjrzał się sytuacji ponownie.
        Widać akcja toczyła się szybko, bo teraz wszyscy chcieli się wynieść poza karczmę i załatwić swoje porachunki. No i dobrze, może opuszczą miasto - chociaż akurat na to za bardzo nie liczył. Kiedy demon zaprosił wszystkich do wyjścia z karczmy, Baldrughan jak został nazwany zaczął swoją własną premowę.
        - Sukinsyn. - Mruknął wampir pod nosem i dostrzegł ruch Akarsany, która najwidoczniej wolała zmyć się z karczmy by nie uczestniczyć w tym konflikcie. I bardzo dobrze, popierał jej decyzję i obserwował jak ruszyła ku tylnemu wyjściu, gdzie on sam był. W tej samej chwili rozpętało się coś dziwnego - potężny wiatr zaczął dąć w karczmie, demolując ją i wyrzucajac stoły i krzesła poza budynek. A Akarsana, no najwidoczniej wiatr pchnął ją w jego stronę. Odszedł krok od ściany, starając się utrzymać równowagę - bo w tym miejscu już wiatr tak bardzo nie dął, bo za winklem... ale nadal mocno! - i lisołaczka dosłownie wpadła na niego. Ledwo utrzymał przy tym równowagę.
        - Spadamy. - Rzucił krótko, nadal mając na głowie kaptur, więc mogła go po tym nie poznać. Ale w sumie głos znajomy. Wiec może jednak? W każdym razie wyciągnął ją - trochę siłą co prawda, ale jednak - z karczmy i dopiero wtedy ją puścił.
        - Idziemy do kwatery, później mi będziesz mogła wszystko wyjaśnić. To nas nie dotyczy, zresztą nie ma sensu byśmy się w to mieszali. Chodź. - I ruszył ku najbliższemu "tajemnemu" zejściu ku kwaterze. No a lisołaczka prawdopodobnie ruszyła za nim. Ba, nawet na pewno...

[Ciąg dalszy : Cerau, Akarsana...]
Awatar użytkownika
Vaxen
Szukający Snów
Posty: 153
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Zabójca , Wojownik , Szlachcic
Kontakt:

Post autor: Vaxen »

        Ściana wyleciała w powietrze ukazując konkretną wyrwę na drogę. Kurz i dym unosił się jeszcze chwilę w pomieszczeniu, nie przeszkadzało to jednak w wyczuwaniu aur. A te szybko się przemieszczały. Z karczmy nie zostało już zbyt wiele, więc nazewnictwo używanie przez Vaxena w jego głowie płynnie przeszło z "gospoda" na "ruina". A ową ruinę właśnie opuściły dwie osoby. W pośpiechu. Pier... Nienawidzę tchórzy..." przeklął Vax mając przez chwilę ochotę podążyć za tamtą parką. Szybko jego plany jednak uległy zmianom.
        Lokstar z przesadzoną uprzejmością i ogromną dawką sarkazmu zaprosił wszystkich na zewnątrz, by walczyli tam. Tylko po co?! Przecież z karczmy nie zostało już niemal nic! A wyglądało na to, że drugi demon pragnie ograniczyć straty architektoniczne. "Hipokryta" zaśmiał się Czarny dobywając drugiego ostrza. Dalej jedynie obserwował wydarzenia. Groźby, cięte uwagi - norma. Żaden z obecnych jednak nie chciał wykonać żadnego ruchu, obie strony były w sytuacji patowej. Na całe szczęście Baldrughan chyba znalazł rozwiązanie z tej nudnej sytuacji.
        Jedynym problemem, czy też raczej przyczyną dla panicza Qualn'ryne, była syrena. Gdyby tylko Lodowy jej nie zabrał ze sobą, Zamaskowany za nic miałby sobie groźby, idiotyczne potyczki bez celu czy cięte spojrzenia. Nikt nie będzie nim pomiatał, fakt, ale zupełnie durne pogróżki oraz walki bez celu nie przynosiły żadnych korzyści. Vaxen uwielbiał walczyć, ale tylko ze świadomością, że zwycięstwo coś mu da. Po co poświęcać cenny czas, cenne siły i cenne życie by sobie pomachać mieczykiem?
        Najwyraźniej nie wszyscy to rozumieli. Przede wszystkim Upadły. "Ten pieprzony sukinkot... Rozumiem brak emocji, rozumiem chęć walki, rozumiem pragnienie mocy. Ale deptanie własnego i cudzego honoru...?! Tego nie daruję! Godność ma każdy, nawet taki popapraniec jak ty!".
        - Godność ma każdy, nawet taki popapraniec jak ty! - krzyknął, powtarzając swoją myśl na głos. Oczywiście kierował ją w stronę odlatującego Piekielnego. Z nieba zaczęły spadać lodowe bryły, robiło się to wszystko zbyt niebezpieczne. Na taką myśl Demon uśmiechnął się i przywdział maskę.
        Rozsunął skrzydła w obie strony. Chłodny wiatr nabierał na sile coraz pewniej smagając miasto swoim lodowym oddechem. Kolejny hipokryta... przeleciało Vaxenowi przez myśl. Najpierw pan Pogodynka chce pokojowo załatwiać sprawę, a potem nagle mu się "odwiduje". "A może nie pan Pogodynka, a pani Pogodynka? Wahania nastrojów prawie jak u kobiety...".
        - Czy ktoś z obecnych potrafi latać? - zapytał przeskakując spojrzeniem po pozostałych przed karczmą towarzyszach. Było to jednak bardziej pytanie retoryczne. - Ehh, kogo ja oszukuję. Siedzieć grzecznie i nie przeszkadzać! - rzucił do reszty istot i wzbił się w powietrze w dzikiej pogoni za aurą Baldrughana i Kathleen. "Trzymaj się, mała, daj mu popalić, zaraz tam będę" myślał o syrenie Czarny. Leciał szybko, chodź wiatr skutecznie go hamował. dodatkowo raz za razem zmuszony był do wykonywania uników przed olbrzymimi soplami z twardego lodu. Lodowy był zły, to było jasne. "A wściekła kobieta to nic, co może dobrze wróżyć..." zaśmiał się jeszcze raz.
        Wtem zza kłębu szarawej chmury Czarnooki dostrzegł śnieżne skrzydła. Były potężne, wielkie i łatwo zauważalne we wszechogarniającej szarości. Dodatkowo pomogło mu wyczuwanie aur, bez tego trudno byłoby namierzyć kogokolwiek wysoko ponad miastem. Na szczęście dla Przemienionego, jego własna aura była na tyle słabo dostrzegalna, że Anioł nie mógł jej zauważyć, a ponieważ leciał plecami do Vaxa, również go nie widział.
        Były Piekielny nie widział, co wyczynia Kathleen, miał jednak nadzieję, że skutecznie utrudnia Baldrughanowi jego plany. "Graj na czas" myślał wiedząc, że ona nie usłyszy jego słów. Telepatia, o ile istniała, leżała poza zasięgiem jego zdolności, podobnie jak teleportacja i wiele obszernych dziedzin magii. "Właśnie, magia!" obudził się Czarny Szermierz zaciskając mocniej dłonie na rękojeściach ostrzy.
        Od jakiegoś czasu nie zbliżał się zupełnie do sylwetki Lodowego, lecieli podobnym tempem, jednak Upadły był w zasięgu działania zdolności Vaxena. Zamaskowany postanowił działać. "Niech czuje ból jak moja matka. Niech jego pierś przeszywają dwa, hebanowe, zatrute ostrza. Niech w jego żyłach płynie zatruty płyn powodujący konwulsje. Niech trzęsie się z paniki i bólu. Jego tors niech krwawi nieistniejącą krwią!" myślał Demon, a jego myśli przeradzały się w doskonałe, precyzyjne i świetnie mierzone zaklęcia. Strumyk magii poszybował z prędkością światła uderzając Lodowego. To musiało wytrącić go z rytmu, musiał stracić kontrolę choć na chwilę, bo jego ciało nie mogło mieć aż takiej wytrzymałości. I choć to nie było najgorsze, co dlań Vax przygotował, było dobrą przystawką, doskonałym początkiem ich niedługiej potyczki.
        Zaklęcia, o ile miały jakikolwiek efekt, na pewno wskórały choć minimalne zwolnienie Anioła, jego szybkość musiała zmaleć na tyle, aby zamaskowany mógł ich dogonić. Pierwsze, co planował, było odebranie Baldrughanowi "karty przetargowej". Odbicie Kath. Jeśli to się uda, reszta może być nieważna.
        Vaxen pojawił się nagle przed torturowanym magią Aniołem, ostrza kierując na jego przedramiona. Cel był prosty - miał wypuścić dziewczynę z (dosłownie) mrożących krew w żyłach objęć. Jeśli cios się powiedzie, Vax, zwiększając natężenie bólu odczuwanego przez Upadłego, ruszy za spadającą syreną, chwytając ją i starając się w miarę bezpiecznie wylądować. Jednocześnie zakrywa się niejaką tarczą z ognia - tuż za nim, kilka łokci od wrażliwych piór, płonąć ma gruba ściana tego żywiołu chroniąca Demona przed ewentualnym atakiem wiatru, wody lub lodu. Przynajmniej częściowo. Przemieniony jednak zdecydowanie liczy, że jego potężna dziedzina działająca obecnie na Śnieżynkę - Zła - wywoła taki ból, że przeciwnik nie będzie w stanie funkcjonować z pełnią swoich sił. "Trzeba było się mnie pozbyć, jak miałeś okazję!".
Awatar użytkownika
Arc
Szukający drogi
Posty: 29
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Półelf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Arc »

No i stało się to co prędzej czy później stać się musiało. Szermierz ledwo wkroczył do karczmy a już wdał się w walkę. Kto go nie znał mógłby pomyśleć, że na siłę szuka zguby. Ci co z nim jednak dłużej przebywali wiedzieli, że nie wdaje się w walki od tak dla kaprysu i zna swoje możliwości. Gdy anioł machnął skrzydłami Blaze dobył Smoczego Zabójcy, jednak na niewiele mu się to zdało gdyż wraz z pozostałymi osobami i resztkami tego co pozostało z karczmy zostali zdmuchnięci na zewnątrz. Szermierz szybko wbił wyciągnięte ostrze w brukowane podłoże dzięki czemu natychmiastowo się zatrzymał i mógł stanąć w miarę pewnie na nagach. Nie zdążył jednak w połowie wykonać tej czynności gdy coś a raczej ktoś zwalił się na niego przez co leżał teraz na ziemi. Okazało się, że to Lokstar wpadł na niego skutkiem czego tak teraz leżeli.
- Złaź ze mnie z łaski swojej... - mruknął przez zęby, zrzucając iluzjonistę, po czym wstał. Zauważył, że prócz niego i Lokiego na zewnątrz znaleźli się zamaskowany nieznajomy oraz sam lodowy z porwaną dziewczyną. Towarzysza Śnieżynki i Akarsany nigdzie nie było widać. Na zewnątrz zaczęło wiać i mocno śnieżyć.
-A ten co? Chce nas zasypać na śmierć? - pomyślał Arc, rozwiązując swoją bandanę z ramienia, następnie założył ją na głowie. Był to jego mały rytuał, który wykonywał zawsze gdy zamierzał walczyć z silnym przeciwnikiem. Zamaskowany zapytał ich czy umieją latać. Pytanie było zapewne retoryczne jednak szermierz pozwolił sobie na nie odpowiedzieć.
- Wyglądam na takiego co ma skrzydła? - powiedział podchodząc do wbitej w ziemię katany by ją wyciągnąć. W tym momencie coś zagrzmiało a z nieba posypały się ogromne bryły lodu.
- W końcu coś ciekawego - mruknął do siebie dobywając Jesienny Deszcz i Pożeracza Demonów, rękojeść tej pierwszej wkładając do ust, następnie lewą ręką wyciągnął Smoczego Zabójcę. Gdy bryły lodu były już bardzo blisko, rozpędził się skoczył w ich stronę rozcinając kilka najbliższych ich towarzystwu, Rozpadły się w drobny mak gdy Blaze wylądował na ziemi.
- Jeśli mamy pokonać tego bydlaka i jego ego, musimy współpracować przynajmniej do czasu, aż rozprawimy się ze Śnieżynką. Skoro umiesz latać to droga wolna ja zajmę się tymi tutaj. - powiedział do zamaskowanego, wskazując lodowe golemy, które powstały z brył lodu, którym udało się spaść na ziemię.
- Zaczyna się robić ciekawie - pomyślał odwracając się do lodowych stworów, po czym natarł na nie rozpoczynając największą walkę w swoim życiu
Awatar użytkownika
Lokstar
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 56
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lokstar »

        Spojrzał po wszystkich przy wyrwie. W tym momencie poczuł zimno na skórze a jego broda i włosy pokryły się białym nalotem zimna. Obejrzał się i ujrzał jak Lodowy anioł zbiera się jakby do startu. Było to mylne stwierdzenie gdyż zanim to zrobił, trzymając nadal w ramionach syrenę potężne skrzydła wzbudziły potężne uderzenie powietrza, które bezceremonialnie wypchnęło wszystkich na brukowaną aleję przed karczmą. Loki, jeszcze przez moment opierał się silnemu podmuchowi dzięki ścianie przy której stał, a raczej jej resztkach. Większość obecnych w pomieszczeniu zdążyła już opuścić lokal w przymuszonym pośpiechu. Niestety ostatni podmuch skutecznie osłabił konstrukcję ściany i sam demon również poszybował rzucony niczym lalka. Dzięki swej, jak nad wiek dużej sprawności fizycznej, zdołał się przygotować do lądowania na nierównej nawierzchni. Niestety, zanim to nastąpiło wpadł na coś, a raczej na kogoś. Przetoczyli się kilka razy. Nie wiedział kiedy lodowy opuścił pomieszczenie nie mówiąc już o zamaskowanym Vaxenie i reszcie, która zniknęła mu z oczu przed chwilą. Leżał natomiast na szermierzu, który kilka minut temu jadł spokojnie obiad. Co ciekawe nigdzie nie było widać jego towarzysza. Może i lepiej zważywszy na sytuację obecną i tą która mogła przybrać niekontrolowany obrót.
         - Złaź ze mnie z łaski swojej... - Mruknął szermierz przygnieciony osobą Lokiego, przy okazji zrzucając go z siebie i wstając. Loki przez moment jeszcze na ziemi podniósł się bez zbędnych ozdobników i szybko przeczesał wzrokiem okolicę w poszukiwaniu... Właśnie kogo? Po co i kogo szuka... To nie on przecież jest tutaj zagrożeniem, ani atakowanym. W sumie to jest w tej całej walce nikim. "Jestem słaby..." Stwierdził gdy kątem oka dostrzegł dwie postacie ścigające się na niebie nad Fargoth. Nie dostrzegł, że niebo poczerniało, a z chmur zaczęły spadać drobinki lodu. Najpierw w postaci śniegu a z czasem potężne masywne bryły lodu wielkości człowieka. Jedna z takich brył leciała prosto na niego.
         - Psiakrew! - Zaklął i w tym samym momencie w odciągniętej do zamachu dłoni pojawiła się karta. Po chwili powędrowała ona pionowo w górę wbijając się w bryłę lodu. Sekundę później rozerwało lód na miliardy skrzących się drobinek. - Co to ma być? - Zaśmiał się. Istoty go otaczające były znacznie potężniejsze od większości stworzeń, które spotkał do tej pory.

        Spojrzał na swoje dłonie. Stworzył znów całą talię kart. Rozłożył je w powietrzu. Obrócił, podpalił i nakazał poruszać się wokół niego. "Co ja właściwie wyprawiam? To się nie może udać." Faktycznie, tylko przez moment działało to tak jak zaplanował. Nie posiadał umiejętności kontrolowania ruchu przedmiotów. Potrafił tylko przez chwilę je utrzymywać lub nadać im konkretny kierunek jak przy rzucie. W tym momencie potężna bryła lodu spadła kilka metrów za nim. "Starczy tej zabawy. Zagrajmy w coś poważniejszego." Poprawił kapelusz i znów wypatrzył w powietrzu dwie skrzydlate postacie. "Po co ja go atakuję? Ah tak... Ta dziewczyna." Uśmiech zagościł na jego twarzy. Wykałaczka pojawiła się w dłoni i powędrowała do ust tylko po to, by zostać przegryzioną i wyplutą na ziemie w gniewie.
         - Wielka moc a rozsądku za grosz. Zabiją ją... - W czasie tego zdania zaczął biec w kierunku latających stworzeń omijając co jakiś czas szumiącą groźnie bryłę lodu. Nie przejmował się specjalnie resztą towarzystwa. Obrał sobie cel i tylko on się liczył. "Straty wliczone."

Nabrał rozpędu. Materializując kartę za kartą ciskał nimi w powietrze celując jak najbliżej skrzydlatego trzymającego dziewczynę. Wiedząc, że z tej odległości nie wiele może zrobić starał się tylko, maksymalnie jak to tylko możliwe zdekoncentrować upadłego i demona w powietrzu. Jeśli przypadkiem by trafił choć jedną kartą w skrzydło lub cokolwiek innego, zamaskowany mógłby go dogonić i odebrać dziewczynę. Niestety nie liczył na to, a miał tylko nadzieję. Karta, jedna za drugą, wybuchały raz z lewej, raz prawej, z góry, z tyłu w niebieskim płomieniu i donośnym huku. Rzucanie w pełnym biegu i uważanie by na nic nie wpaść było wyczynem samym w sobie, nie mówiąc już o celności, która mimo warunków nie była wcale taka zła. Nagle, gdy skręcił w jedną z uliczek niedaleko poczuł chłód, ból i że traci grunt pod stopami. Gdy jego oczy znów mogły zebrać ostrość ujrzał wielką, błękitno-białą sylwetkę golema.
         - A ty tu cze...? - Nie skończył zdania, gdyż po raz kolejny w tym tygodniu przeleciał uderzony czymś kolejne metry lądując niczym zaprawiony wojownik na kolanie podpierając się dłonią i podnosząc wzrok na golema wychodzącego z ulicy. - Chyba powinni z tego zrobić zawody. Rzut iluzjonistą na odległość - sposób dowolny, liczy się tylko... Co ja wygaduję?! - Zganił się i wstał otrzepując płaszcz oraz wypuszczając parę z ust. Było chłodno. Ból, który towarzyszył uderzeniu zniknął, a pióro w piersi zadrżało. - No tak. To sprawka upadłego... To pióro... - Uśmiechnął się gładząc miejsce, gdzie zatopiony w nim był artefakt. - No choć paskudo! - Golem jak na zawołanie ruszył pędem z ewidentnym zamiarem staranowania Lokstara. Demon niemal w ostatniej chwili uchylił się przed zlodowaciałą pięścią. Loki odskoczył na bok i rzucił kolejną kartą, która się wbiła, delikatnie ale jednak. "Z czego ty jesteś? Nie ważne." Kolejny unik, przeskok miedzy nogami potwora i karta w plecy.
         - A może by tak... - Zamiast karty wykreował sztylet. Wbił się ostrzem w okolicach kręgosłupa golema. - No patrzcie. To jeszcze raz. - Już ostrze leciało ale zostało odbite przez rękę szkarady i powędrowało w powietrze. - Tak się bawimy? - Pstryknął palcami i karta wbita w okolicy uda wybuchła. Na nieszczęście nie czyniąc większej szkody. Jedynie niewielki fragment lodu się ukruszył. - Twardziel z ciebie. - Kątem oka zauważył walczącego nieopodal szermierza. Nie zdołał ocenić jak mu idzie, gdyż musiał uskoczyć przed kolejnym ciosem lodowego golema. Ten ponawiał ataki rękoma jeden za drugim. W pewnym momencie znów zaszarżował i wbiegł prosto w scianę budynku tworząc w nim ogromną wyrwę. - Pogięło cię?! - Rzucił ironicznie i powietrze przeciął kolejny sztylet wbijając się nieco głębiej. Loki nie czekając aż ogromne cielsko się zbierze, ruszył z zamiarem uwieszenia się na rękojeści. "Nie pęknij, błagam!" Loki zdołał dosięgnąć ostrza jedną ręką. W tym samym momencie potwór zaczął próbować go z zrzucić z siebie. Yallan zaliczył najdziksze rodeo jakie do tej pory miał okazję. Ciężko było się utrzymać ale drugi nóż skutecznie to ułatwił. Tworząc kolejne ostrza i wbijając je w lodowe cielsko Lokstar wspiął się aż do szyi potwora. Objął szyję nogami, w jednej ręce zmaterializował już trzecią talię tego dnia i chwilę walcząc by nie spaść, wepchnął ją golemowi do gardła.
         - Masz nażryj się tym! - Po tych słowach odskoczył saltem lądując na ziemi. Spojrzał na swojego przeciwnika. Ten, chwilę próbują jakby zrozumieć co się stało, niemiło został zaskoczony. Jego głowa zwyczajnie zniknęła pod wpływem kolejnego wybuchu.

        Stracił z oczu wszystkich pozostałych. W okolicy przyglądało się tylko jego zmaganiom kilkoro gapiów. Sylwetka bezgłowego potwora nadal stała tam gdzie wcześniej. "Padniesz czy dalej będziemy się bawić?" Nie zamierzał tego sprawdzać. Ruszył pędem w kierunku gdzie, prawdopodobnie mógł znajdować się szermierz. "Może potrzebować pomocy. Choć może nie?" Wybiegł na plac gdzie wcześniej miała stać karczma. Tak przynajmniej myślał. "Zgubiłem się? Nie może być." Spojrzał w niebo. Nie widział stąd sylwetek latających.
         - Muszę wejść wyżej. - Wyważył pierwsze drzwi jakie napotkał w budynku i wbiegł przez nie kierując się prosto na schody. Przebiegł korytarzem i z okna w szczycie budynku przedostał się na dach. Przeskoczył na kolejny budynek nad ulicą z dala od lodowych odmieńców. "Teraz gdzie?" Rozejrzał się i usłyszał szczęk stali. "Aha, mam cię." Ruszył pędem w tamtym kierunku. Przeskakiwał nad uliczkami. Pod sobą zauważył dwa kolejne golemy zmierzające za nim.
         - Którędy, którędy!? - Ześlizgnął się na nierównej powierzchni dachu i zaczął się zsuwać z niego. W tym samym momencie w miejsce gdzie był moment temu spadła bryła lodu. "Szczęście dopisuje. Przynajmniej tyle." Za szybko się ucieszył. Budynek zaczął się walić. Udało się jeszcze Lokiemu odskoczyć na bok i wylądować twardo na ziemi. Syknął gdy chciał wstać ale z radością odkrył, że najwyżej skończy się siniakiem. Pobiegł dalej na pamięć, w kierunku gdzie usłyszał dźwięki walki. Liczył, że spotka szermierza niżeli skrzydlatych. Miał szczęście. wybiegł prosto na kończącego prawdopodobnie swój bój szermierz. Na pierwszy rzut oka radził sobie nieźle. Na pewno lepiej niż Loki.
         - Nie chce narzekać, ale między budynkami jest ich więcej. - Wskazał za siebie w pełnym biegu Lokstar. Obiegł walczących i nawet podobało mu się walczenie u boku kogoś. - To jak, mówiłeś o współpracy. Myślę, że to dobra pora! Szykuje się niezła batalia. - Loki przygotował już wachlarz kart gotowych do ataku i wyszukiwał odpowiedniego momentu i celu. Czas trochę inaczej to rozegrać.
Awatar użytkownika
Kathleen
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 53
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kathleen »

        Na początku mogłoby się wydawać, że Syrena zemdlała, w końcu jej bezwładne ciało na to wskazywało. Poza tym, nie darła się wniebogłosy, co również mogłoby wskazywać na to, że została po prostu ogłuszona. Była to jednak błędna teza, bowiem Kathleen próbowała się maksymalnie skupić. Jeden... dwa... trzy... pięćdziesiąt.... Od kiedy tylko znalazła się pod wodną otoczką Lodowego, zaczęła liczyć w myślach sekundy, a że w takim zamieszaniu, jakie panowało w karczmie, łatwo o pomyłkę, musiała się najzwyczajniej w świecie wyłączyć. Do najłatwiejszych to nie należało, ale dała radę, walczyła w końcu o własne życie.
        Jeszcze tylko dziesięć minut, wytrzymaj, pomyślała, kiedy to wybiła tysiąc dwusetna sekunda. Podróżowanie w objęciach Baldrughana nie należało do najprzyjemniejszych. Cóż, należało powiedzieć jasno - spełnienie marzeń to to nie było. Musiała być jednak cierpliwa, dlatego cały czas liczyła.

        Tysiąc osiemset!, krzyknęła w myślach i w tym momencie otworzyła oczy. Na dłuższy czas straciła kontakt z otoczeniem, więc aby wiedzieć, co się dookoła niej dzieje, została zmuszona do rozejrzenia się. Niewiele się zmieniło, nadal była w objęciach Śnieżynki - różnice polegały na tym, że teraz unosiła się w powietrzu, a za nimi leciał Puchacz. Nic wielkiego. Zaraz, zaraz.
        - Vaxen? - Nawet nie zdawała sobie sprawy, że właśnie wypowiedziała swoje myśli na głos. Nie dość, że właśnie leciał jej na ratunek - przynajmniej taką miała nadzieję - to jeszcze miał krótkie włosy! Dobrze, że coś zrobił z tamtymi kłakami, bo w tej fryzurze wyglądał o wiele lepiej.
        - Mógłbyś mnie postawić na ziemie? - zapytała na razie spokojnie, jednak Lodowy był zbyt zajęty walką z Demonem, więc istniało prawdopodobieństwo, że po prostu jej nie słyszał. - Przepraszam, czy Ty jesteś głuchy? Powiedziałam, że chcę na dół. Latająca syrena to nie jest coś normalnego. - Ponownie próbowała załatwić sprawę pokojowo, ale po raz kolejny została zignorowana. Nie miała zamiaru płaszczyć się przed nim. Chciała być miła, tak jak na prawdziwą kobietę przystało, ale najwyraźniej to nie działało i musiała wrócić do starych metod. - POWIEDZIAŁAM, NA DÓŁ, POPAPRAŃCU! - wrzasnęła, a rzucając w niego obelgą, zacisnęła mocno pięści, co spowodowało, że ze wszystkich studni w najbliższym otoczeniu woda wybuchła jak z gejzerów. Tak, zdenerwował ją i to nie na żarty.
        Oczy Syreny przybrały teraz barwę zachmurzonego nieba, domieszkę granaty można było dostrzec tylko po dokładnym przyjrzeniu się, ale większość obserwatorów i tak by uznała, że są one w odcieniu czerni. Od Baldrughana była słabsza i to o wiele, ale kto powiedział, że nie można pomóc szczęściu? Kathleen ze wszystkich sił próbowała manipulować wodą, która ją otaczała i choć nie miała żadnych szans z magia Lodowego, to musiała mu trochę przeszkodzić w koncentracji. W końcu unikanie ataków Vaxa, latanie i kontrolowanie osłony było niemożliwe, przynajmniej każdej z tych rzeczy nie można było robić perfekcyjnie. Nikt tego nie potrafił, nawet on. Dlatego kiedy tylko magia Puchacza dotknęła upadłego, dziewczyna od razy przybrała postać syreny przez co z łatwością mu się wyślizgnęła. W połowie lotu na ziemię na nowo stała się człowiekiem, jednak jej sukienka wyglądała jak szmata. Zakrywała już niewiele i najzwyczajniej nie nadawała się do niczego.
        Upadek mógłby być naprawdę bolesny, dlatego podczas spadania, wyciągnęła rękę przed siebie, skupiając całą swoją uwagę na rozchlapanej po ziemi wodzie. Mam nadzieję, że zdążę...
Awatar użytkownika
Baldrughan
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 74
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Baldrughan »

Sprawy przybrały zaiste niekorzystny obrót. Mimo, że Baldrughan był nieco szybszy w powietrzu od Demona, to lot znacznie utrudniała mu syrena, która po jakichś dziesięciu minutach od porwania wróciła do "żywych", co objawiło się w postaci jej spokojnych rozkazów i gniewnych wrzasków, które Upadły musiał ignorować.
Walka na ulicach również nie przebiegła po myśli Isophielona. Iluzjonista i szermierz całkiem nieźle radzili sobie z jego golemami, więc Upadły musiał mieć nadzieję, że pokona ich liczebność jego pionków.
W pewnym momencie lotu Baldrughan poczuł jak dawka niezwykle uciążliwego bólu zaczęła rozlewać się po jego klatce piersiowej. Z każdym machnięciem skrzydeł dawka bólu się zwiększała. Baldrughan nie miał wątpliwości, że była to sprawka Vaxena. Na nieszczęście Przemienionego, ból który mu zadawał magią był niczym w porównaniu z cierpieniem jakie Baldrughan odczuwał codziennie na skutek klątwy rzuconej na niego tuż przed Upadkiem. Dzięki temu Upadłemu po chwili udało się przyzwyczaić do efektów magii Przemienionego co pozwoliło mu wyprowadzić swoją ofensywę. Atak okazał się jednak dość trudny, ze względu na ciągłe wybuchy pocisków, ciskanych na niego z ziemi przez Lokstara. Dodatkowo, Upadły miał do dyspozycji tylko jedno ramię i tylko nim mógł bronić się przed atakami fizycznymi Demona, co nawet dobrze mu wychodziło, dzięki mistrzowskiemu opanowaniu walki swoją włócznią. Po chwili jednak i ten problem zniknął, gdyż wykorzystując jego nieuwagę, Syrena wyślizgnęła się z ramion Upadłego i poszybowała w kierunku miasta. Upadły liczył, że się rozbije, jednakże dostrzegł kumulujące się już masy wody w miejscu jej lądowania.

Vaxen zaprzestał ataków fizycznych i poszybował za Kath. Isophielion również chciał tak postąpić, jednakże poczuł że ból w jego klatce piersiowej jeszcze bardziej się zwiększa, stając się coraz bardziej uciążliwym dla Baldrughana. Nie było więc mowy, że Upadły dogoni Vaxena, nim ten złapie Syrenę. Dodatkowo, Przemionony otoczył się tarczą stworzoną z demonicznego ognia, co uniemożliwiło Upadłemu atak z dystansu. Jednakże Upadły miał jeszcze jedną kartę w zanadrzu.
- Nie tylko ty możesz osłabiać z dystansu, mój drogi Bracie...- Wyszeptał Upadły i poszybował w kierunku chmur, wciąż miotających lodowymi bryłami. Zbliżając się do granatowych obłoków, Baldrughan wysyłał swą magiczną moc by połączyć się z wodą którą wypełnił Syrenę. Było to dość trudne zadanie, ze względu na zaklęcia Demona, jednakże po dłuższej chwili udało mi się przejąć kontrolę nad wodą którą wypełnił organizm Kathleen. Mamrocząc zaklęcia pod nosem, Upadły zaczął podwyższać temperaturę wody w organizmie Syreny, powoli wprowadzając ją w stan wrzenia. Nawet jeśli nie zdąży odparować wszystkich cieczy z ciała Kath, to mógł przygotować jej jeszcze jedną niespodziankę, której na razie jednak postanowił nie ujawniać.
Gdy woda w ciele Syreny zaczęła powoli parować, Baldrughan wysłał swój szept za Vaxenem wraz z podmuchem wiatru:
- Bracie... Stańmy do prawdziwej, epickiej walki, tu ponad murami Fargoth. Bez magii Bólu i manipulacji płynami w twoim organizmie. Cofnij swoje zaklęce... Arghhh! Albo syrena obróci się w proch, nim ją złapiesz!- W momencie ostatniego słowa z chmur wystrzeliły błękitne błyskawice, uderzając w zbroje Lodowego, tworząc wokół niego coś na kształt bariery. Obrona i atak w jednym. Zbierając kolejny podmuch wiatru wokół siebie, Baldrughan poszybował za Vaxenem, wystawiając sztych swej włóczni przed siebie.
Awatar użytkownika
Kéytha
Błądzący na granicy światów
Posty: 17
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Kurtyzana
Kontakt:

Post autor: Kéytha »

        Wybiegła spomiędzy zabudowań na szerszą drogę, przypominającą nieco mniejszy rynek albo jakiś plac. Temperatura zaczęła gwałtownie spadać, zapewne na wskutek jakiejś magii. Miasto również nagle opróżniło się, żywej duszy nie było widać nawet w oknach. Kéytha zwolniła kroku. Spodziewała się teraz niemal każdego, nawet jakiegoś pieprzonego iluzjonisty. Trafiła za zapachem Urlusa do części Fargoth, której jeszcze nie znała.
        Nagle drogę przeciął jej dziwny facet w podeszłym wieku rzucający przed siebie kartami i krzyczący coś, co nie miało sensu. "Jakie konkurencje?! Jakie rzucanie kimkolwiek?!" zdziwiła się. Przed chwilą zdążyła pomyśleć o iluzjoniście i chyba akurat na takowego trafiła. Na jej nieszczęście zapach ściganego przez nią skurwysyna kierował się w tę samą stronę, co kapelusznik z kartami. "Nie, Urlus ma zginąć z mojej, nie niczyjej innej ręki!" zaparła się w sobie i ruszyła za nieznajomym, przybierając swoją naturalną, półkocią postać dziewczyny z uszami i ogonem. Była naga, ale poszukiwania ubrań zeszły na dalszy plan, do zrealizowania wkrótce lub przy okazji.
        Ruszyła pędem chcąc zrównać się z kapelusznikiem. Wydawało się, że z kimś walczył... "Mam nadzieję, że nie zabijesz mi go!" wyrzuciła do nieznajomego w myślach. To ona ma być morderczynią Urlusa. należy jej się zemsta po tym wszystkim, co ją spotkało. Tylko ona może sobie pozwolić na brak litości. nikt inny.
        Niebo pokryły gęste, szare chmury, z których, o zgrozo, zaczęły spadać ogromne bryły lodu!
        - Co to, kurwa, ma być?! - krzyknęła bez śladu jakiejkolwiek ogłady równając się z iluzjonistą.
        Jej zdumienie zaś sięgnęło zenitu, gdy zobaczyła... Olbrzyma z kutego lodu. I nie byłoby to AŻ TAK dziwne (zważywszy, że było lato, znajdowali się w centrum miasta, było ciepło...), gdyby nie fakt, że golem poruszał się i wyraźnie walczył z... Facetem po jej prawej. "Jak?! co?!" nie rozumiała. Na jej nieszczęście ścieżka zapachu Urlusa biegła za golema.
        Po chwili jednak przeciwnik "karcianego rzut-mistrza" został zniszczony w drobne kawałki lodu, idealne do jakiegoś drinka. W tym momencie Kéytha zamarzyła o dobrym trunku, mocnym i przyjemnie rozgrzewającym. Miała jednak ważniejsze rzeczy na głowie. Najpierw zemsta. Potem przyjemności. Czuła zapach swojej ofiary. Nie wiedziała, że ten wynajął sobie kogoś do obrony, ale wiedziała, że jest blisko celu. Smród skurwysyna się nasilał.
Awatar użytkownika
Vaxen
Szukający Snów
Posty: 153
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Zabójca , Wojownik , Szlachcic
Kontakt:

Post autor: Vaxen »

        "Kurwa!" - przemknęło niczym błyskawica przez myśl Zamaskowanego, gdy Syrena minęła się z jego ramionami. Nie zdołał jej złapać, więc ruszył pędem na spotkanie z jej bezwładnym ciałem. Był szybszy. Leciał z tak ogromnym tempem, że nawet nie zauważył, jak Baldrughan przygotowywał natarcie. Dla Vaxena liczyło się jedno, tylko ku jednemu zmierzał i tylko z jednego powodu gonił Śnieżynkę - by uratować Kathleen. Był jej to winny za to wszystko, przez co przeszła razem z nim.
        Los jednak chciał inaczej. Lodowy wyraźnie żądał potyczki z Demonem. Mimo iż nie miał już kontaktu z Kath, i tak nadal była jego zakładniczką. "Psiakrew!" przeklął w momencie, gdy łapał w powietrzu rozgrzaną dziewczynę. Stwierdzenie, że była gorąca nie wystarczało. Vax musiał wybierać.
        - Ląduj miękko tak, jak chciałaś to zrobić - wyszeptał szybko i wypuścił ją z rąk. Nie byli już na dużej wysokości, liczył więc, że rudowłosa skutecznie wykorzysta taflę wody na ziemi. Jej plan był dobry, niestety w jej obecnym stanie mogło być to ciężkie.
        Były Upadły wiedział, że musi zgodzić się na wyzwanie nim Syrena dosięgnie gruntu. Wtedy Baldrughan zwolni magię wiążącą dziewczynę z mianem "zakładnik" i skupi się na nim samym. Choć, czy liczenie na honor kogoś takiego było dobrym posunięciem? Vaxen - mimo całego swojego zła, okrutności i chęci mordu - kierował się zawsze swoim honorem. Tym razem również postanowił tak zrobić. Czy będzie tego żałować? "Ja nie. Ten suczisyn - na pewno" pomyślał i uśmiechnął się. Uśmiech ten był najgorszym z możliwych, niczym twarz psychopaty z wyciągniętym nożem nad ofiarą. Radość z nadchodzącego mordu. Na całe szczęście maska stale zakrywała twarz Przemienionego.
        Równie błyskawicznie znalazł się ponad chmurami. Zaufał Kath, wierzył w jej umiejętności. ale teraz miał coś ciekawszego do roboty niż ratowanie dam w opałach. Unosili się naprzeciw siebie - on i Lodowy Upadły. Dzieliła ich dosyć spora odległość, ale na tej wysokości wszystko wydawało się dużo bliższe, niż w praktyce było. Władcę zimy spowijały błękitne pioruny.
        - Tak, jak chciałeś! - krzyknął Vaxen wiedząc, że przeciwnik go słyszy - Jestem. Zgodnie z honorem. - po każdym zdaniu robił krótką przerwę, aby słowa dotarły do umysłu wroga. Zastanawiało Czarnego, ile zajmuje temu idiocie zrozumienie jego słów - Bez magii - dodał, faktycznie porzucając męczące zaklęcia kierowane w stronę Piekielnego. Siły wszak miał dość, jednak już wcześniej, gdy łapał Syrenę, miał problem z utrzymaniem magii, skutecznie utrudniał to wtedy dystans ich dzielący. - Pozwól jednak - zaczął ponownie Vax - że upublicznię naszą potyczkę - powiedział z wyraźnym rozbawieniem nasyconym jadem tak toksycznym, że Włócznik się skrzywił.
        Mierzyli się wzrokiem, nieruchomo. żaden chyba nie chciał uczynić pierwszego kroku, a może raczej badał, czego może się spodziewać po oponencie. Vaxen wiedział, że skrzydlaty ma dużą siłę fizyczną, choć ze wstępnych oględzin skłaniał się ku refleksji, że w potyczce vis-a-vis ma większe szanse. Baldrughan jednak nie będzie chciał przegrać. Jak zobaczy za dużą przewagę Vaxa nad sobą, użyje nieczystych zagrań. Wtedy Czarny Szermierz będzie musiał się bronić. Ale czy zdąży?
        Niebo przecięła potężna błyskawica
        - Bez magii! - krzyknął jeszcze raz Hebanowy Wojownik, jakby chcąc się upewnić, że Lodowy go usłyszał, że przyjął do wiadomości założenie walki. Czarnooki tymczasem, zgodnie ze swoimi słowami, odsłonił ich arenę walki - za pomocą magii pustki rozproszył chmury pod nimi, dzięki czemu widzieli oni ziemię, a istoty na ziemi mogły widzieć ich. "gotów?" zapytał samego siebie w głowie dawny Piekielny, natychmiast sobie odpowiadając "Jak cholera jasna, czas posiekać trochę żywego i zamarzniętego mięsa!" i roześmiał się w głos.
Awatar użytkownika
Ragnex
Błądzący na granicy światów
Posty: 20
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Piekielny - Łowca Dusz
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ragnex »

        Ragnex był niezadowolony obrotem sytuacji. No cóż, nie było na to rady. Łowca zorientował się, że delikwent, który chował się przed nimi „uciekł” razem z pierwszą rudowłosą. Stwierdził też, że druga kobieta wciąż jest zakładniczką „Lodowej Księżniczki”. Oczywiście Sai’a interesował Vaxen, który najwidoczniej miał ochotę wyrównać rachunki z Baldrughanem. Spadające bryły lodu przeszkadzały podczas przemieszczania się. A piekielnemu zależało, by znaleźć się jak najbliżej walczącej dwójki. Zamieniając się co chwile w popiół omijał trudności, wtem niespodziewanie, szare niebo zaczęło przybierać barwę błękitu. Wielkie „kostki lodu” zaprzestały spadania, a Demon oraz Upadły zniżali się do poziomu gruntu. „Psiakrew! Muszę się do nich jak najszybciej dostać”. Jaquze szybko wspiął się na najbliższy budynek. Wypatrując za swoim celem jego oczy dostrzegły szermierza z karczmy, Lokstara oraz kobietę, która najwidoczniej przyplątała się po drodze. Wydawało mu się jakby za czymś węszyła i nie przejmowała się zbytnio sytuacją panującą wokół niej, raczej chciał dotrzeć do kogoś, możliwe najszybszą drogą. „Warto sprawdzić czego szuka, może też poluje na tych idiotów”.I tak, Ragnex, zaczął śledzić tajemniczą osóbkę.
Awatar użytkownika
Arc
Szukający drogi
Posty: 29
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Półelf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Arc »

Pierwsze trzy golemy zostały rozcięte na pół a ich ciała roztrzaskały się o ziemię.
- To tyle? - mruknął zawiedziony szermierz biegnąc dalej przed siebie, przez jakiś czas nie natrafił na żadnego ze stworów Śnieżka co mu mocno się nie zgadzało. Odpowiedź znalazła się szybciej niż się tego spodziewał bowiem wpadł w zasadzkę. Pierwsze co poczuł to silne uderzenie w brzuch, następnie otrzymał potężne kopnięcie, które posłało go na pobliską ścianę.
- K*rwa... chyba ich nie doceniłem... - wychrypiał z kataną w zębach, powoli się podnosząc. Mówienie z bronią w ustach po ponad stu latach praktyki nie było niczym ciężkim a dzięki ciężkim treningom był odporny na ból, jednak nawet jemu wszystkie kosteczki zagrały po czymś takim. Mimo tego uśmiechnął się demonicznie
- W takim razie będę musiał się przyłożyć - pomyślał chwytając pewniej trzymane w rękach ostrza, po czym zaszarżował w stronę czwórki lodowych stworów, które go zaskoczyły. Cała czwórka rzuciła się na na Blaze'a, który musiał przejść do defensywy. Zablokował ciosy golemów jednak musiał przyklęknąć pod naporem siły potworów. Arc zaparł się mocniej nogami, po czym wykonał szybki obrót w wyniku którego golemy zostały odepchnięte, a następnie uniesione przez wywołany obrotem wir tnący monstra na kawałki. To co z nich zostało rozbiło się o ziemię.
- Dobra teraz następne - pomyślał ruszając biegiem dalej. Daleko jednak nie uszedł, gdyż coś z zwróciło jego uwagę. Albo raczej ktoś bo była to...
- Ej, ej... naga kobieta?! - powiedział zatrzymując się, by spojrzeć jeszcze raz w miejsce gdzie zdawało mu się, że widział ową kobietę. Nikogo jednak nie zauważył.
- Chyba oberwałem mocniej niż zakładałem. Jeszcze trochę a zacznę widzieć różowe smoki - pomyślał dalej wpatrując się w przestrzeń. Nagły okrzyk wyrwał go z zamyślenia. Pędem ruszył w stronę skąd dobiegał. Na miejscu zauważył kolejną kobietę otoczoną przez trzy golemy. Jeden z nich wyróżniał się większym wzrostem, parą dodatkowych rąk i drugą głową. Arc miał szczęście i zaszedł stwory od tyłu, dzięki czemu te mniejsze załatwił na miejscu. Czteroręki zdążył jednak zauważyć szermierza i zaatakował go. Ten podbiegł do lodowego stwora i zaczął blokować ciosy potwora obracając się w czymś na wzór tańca.
- Mam cię! - pomyślał Arc w momencie gdy lodowy się odsłonił. Z mściwą satysfakcją rozpłatał mu brzuch, a kolejne "zimne ciało" roztrzaskało się o ziemię.
- Nic ci się nie stało? - spytał Blaze chowając trzymane w dłoniach katany do pochw, a tą trzymaną w ustach biorąc do lewej ręki. Aktualnie było bezpiecznie i nic im na razie nie zagrażało. Przestraszona kobieta kiwnęła głową, po czym zaczęła dziękować wybawcy. Szermierza uderzyło niesamowite podobieństwo do kogoś z jego przeszłości. Jedyna różnica była w ubiorze, bo uratowana kobieta wyglądała na szlachciankę. Z szoku wyrwał go Loki, który w biegł na miejsce w towarzystwie kilku golemów. Kiedy przebiegł koło niego Blaze sieknął mieczem zbliżającego stwora, który podzielił los swoich braci. Kolejne machnięcie i cała reszta golemów została zmieciona z powierzchni ziemi a w miejscu zaułka z którego wybiegły zionęła teraz niewielka dziura.
- Hmmm.... wygląda to nieźle, ale to jeszcze nie jest to - pomyślał, przyglądając się efektowi ostatniego ataku. Nowa technika uczyniła niemałe spustoszenia jednak efekty nie do końca go zadowoliły. Nie miał jednak czasu o tym myśleć w tej chwili.
- Ten sk*rwysyn rozesłał je pewnie po całym mieście. Sami im nie damy rady. Musimy jednak pozałatwiać ich jak najwięcej w miarę możliwości i mieć nadzieję, że twój szkrzydlaty przyjaciel w masce załatwi Śnieżną Księżniczkę. Zabicie tego pajaca powinno zakończyć żywot golemów a przynajmniej mam taką nadzieję. - powiedział do Lokstara, następnie zwrócił się do kobiety, by się schowała w bezpieczniejsze miejsce. Coś zwróciło jego uwagę. Dwa naprawdę duże lodowe stwory z trzema parami rąk i trzema głowami zmierzały właśnie w ich kierunku.
- Lodzik się zaczyna w końcu starać - stwierdził tylko z rozbawieniem, wkładając Jesienny Dzeszcz do ust, po czym dobył pozostałe katany.
- Mam nadzieję że posiadasz jakieś ciekawe sztuczki w zanadrzu bo mogą się przydać - mruknął tylko do iluzjonisty zanim przygotował się do walki.
Awatar użytkownika
Lokstar
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 56
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lokstar »

        Lokstar nie skupił się specjalnie na przebiegającej nieopodal nagiej dziewczynie. Nie mógł natomiast, gdyż było by to dyshonorem dla każdego mężczyzny, przeoczyć jej ciała. Fakt iż w jego pamięci wirował jej obraz nie zmniejszył jego skupienia na celu. Stojąc obok szermierza miał przed sobą ogromne cielsko lodowego golema. Zdecydowanie trójgłowy potwór o sześciu rękach szykował sie do ataku. Wskazywało na to choćby pozycja jaką przyjął. Uniesione pięści, każda zdolna zgnieść konia.
        - Zawsze mam asa w rękawie. - Odpowiedział na pytanie wojownika. Do ust włożył wykałaczkę, w lewej ręce, z eterycznej torby dobył ostrze zdobyte jakiś czas temu, z kolei w prawej cała talia kart o złotych awersach. "Pokażmy temu zmarzluchowi z czego jeśteśmy ulepieni." Loki wziął zamach dłonią, w której trzymał karty. Większość z nich wbiła sie w nogi olbrzyma, a pozostała cześć w ziemię dookoła niego. Chwile po tym skoczył do przodu dając znak towarzyszowi by uczynił to samo. Widać było, że nawet bez tego zaproszenia dzierżący trzy ostrza ruszyłby za nim. Gdy tyko Yallan przedostał sie na drugą stronę zdetonował karty. Potwór został zmuszony do klęku. Dało to niemal wolną rękę miecznikowi. Miał możliwość uderzenia gdzie chciał. Niestety musiał się sprężać. Ten egzemplarz okazał sie znacznie twardszy od wszystkich pozostałych. Więcej ucierpiał grunt niż sam zainteresowany. "Psiakrew! Twarde diabelstwo!" Nieczekając na ruch Arca, a raczej próbując kupić mi kolejne ułamki sekund, mieczem uderzył na wysokości kolan golema. Ten po raz kolejny został zmuszony do upadku. Kolanem wybił ogromną dziurę w ulicy. Po kolejnym cięciu Loki postanowił coś wypróbować. Skupił się na ramieniu Golema. Miał ich w prawdzie sześć ale wybrał jedno. Za pierwszym razem nic się nie wydarzylo. "Szlag!" przy drugim podejściu dotknął przedramienia potwora swoją dłonią. Po kolejnej próbie dotknięty fragment wybuchł. Ramię odpadło i rozbiło się o ziemię. Szybko jednak okruchy lodu scaliły się i przeciwnik znów był kompletny.
         - Zajmij go przez chwile! Mam dla niego coś specjalnego. - Rzucił się pędem w stronę karczmy.

        Loki wbiegł do karczmy przez wyrwę niczym wiatr. Przeskoczył ladę i chwycił butelki z najmocniejszym alkoholem jaki znalazł. "Rozpuszczę cię ty pokrako." Zlał wszystko co znalazł do jednego dużego naczynia. W zasadzie był to bukłak zdolny pomieścić pokaźną ilość trunku. Powąchał mieszaninę i wybiegł. "Powaliłoby konia." Biegł na miejsce mając nadzieję, że albo szermierz już sobie poradził a w przeciwnym wypadku, że "mikstura" zadziała. Plan był prosty, wbiec do kamienicy. Rozlać alkohol na golema i podpalić. Doskonały odmrażacz. "Niech to zadziała."
         - Hej! Mam plan jak sobie z nimi radzić!. - Rzucił szybko do wojownika pokazując na bukłak. - Stopimy to paskudztwo! - Uśmiechnął się pod nosem. Komicznie musiał wyglądać dziadek, znany jako Loki, biegający z bukłakiem alkoholu i drąc się coś. Trochę nieracjonalny widok. Ktoś o zdrowych zmysłach wziąłby go za szaleńca, a po powąchaniu zawartości torby za zdrowo wstawionego.
Awatar użytkownika
Kathleen
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 53
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kathleen »

        Syrena w pewnym momencie poczuła się naprawdę dziwnie. Najpierw zaczęło jej dokuczać okropne pulsowanie w głowie, które nie pozwalało jej się skupić na wodzie będącej jej jedynym ratunkiem. Nie miała bowiem pojęcia, że Puchacz ma zamiar bawić się w rycerza w srebrnej zbroi i nie pozwolić jej zderzyć się z twardym podłożem Fargoth. Kiedy minęła się z jego ramionami, stan rudowłosej znacznie się pogorszył. Wrzała. Dosłownie. Lodowy nie miał dla niej litości, bo najwyraźniej postanowił ugotować sobie rybkę, zaczynając od jej płynów ustrojowych i wody, która stanowiła o tym jakiej rasy była. Wszystko ją bolało, czuła, jak cała wrze.
        - AAGH! - krzyczała. Darła się. I to wszystko z bólu. Miały być one próbą błagania o litość, ale na Baldrughanie nie robiło to najmniejszego wrażenia. Gdyby mogła racjonalnie myśleć, z pewnością odwróciłaby się w jego stronę, oczekując na jego ustach chytrego, wrednego i pełnego nienawiści uśmieszku. Odgłosy pełne bólu były aktualnie jej jedyną formą obrony przed tym cholernym uczuciem. Ten sukinsyn właśnie gotował ją żywcem!
        Nie zareagowała, kiedy była już w ramionach Vaxena. W tym momencie nie myślała, nie miała nawet jak, bo chyba szare komórki już dawno jej się przegrzały. Nie potrafiła wydusić z siebie najmniejszego poprawnego słowa. Jedynie krzyczała jak opętana. Takie niewinne, małe dziecko, które nie było w stanie powiedzieć rodzicom co im dolega. Miało tylko i wyłącznie swój krzyk. I nikt go nie rozumiał. Nic więc dziwnego, że nie słyszała słów Puchacza. Teraz juz tylko runęła w dół.
        Otoczona hektolitrami wody, unosiła się, nieprzytomna w postaci syreny, kilkanaście centymetrów nad ziemią. Już nie krzyczała, wszystko było w porządku. To nie była zasługa Lodowego, nie. On pewnie nadal próbował namieszać w jej organizmie. Nie byłoby również zaskoczeniem, gdyby chciał zamrozić bądź wyparować "tarczę" syreny.Na szczęście, tego akurat nie byłby w stanie zrobić. Kolejnym szczęśliwym punktem tego całego przedstawienia był fakt, że Kathleen kontroluje żywioł poprzez emocje, a skoro darła się wniebogłosy, to woda sama zareagowała i postanowiła ją ocalić. Gdy dziewczynie nie groziło już rozpłaszczenie na ziemi, ciecz wsiąkła w jej ciało, łamiąc zaklęcie Baldrughana.
        Pozostała jeszcze tylko jedna zagadka do rozwiązania. Dlaczego Upadły uwziął się akurat na nią? Przecież osobiście nic mu nie zrobiła. Dla Vaxena była jedynie przypadkowo spotkaną syreną w karczmie, która sobie ubzdurała... nie. Vaxen nawet nie zapytał jej o zdanie tylko wziął na ręce i poszedł w stronę pustyni. To, co tam robiła, robiła głównie z myślą o sobie i Shy. A mimo to, w tym momencie cierpi najbardziej. Jak jej nie porywają, to gotują żywcem. I to w imię czego? Przyjaźni? Ekhm... czego?
Awatar użytkownika
Baldrughan
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 74
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Baldrughan »

Zabawa nie toczyła się po jego myśli. Stracił swoją marionetkę, a zaklęcie, które pozwalało na zawołanie zrobić z niej śliczne sushi zostało w miarę szybko przełamane. Nie była to zasługa syreny, tylko sprytnego układu, który zawarł z Czarnoskrzydłym. Tylko on i Baldrughan. Bez magii. Tu, nad murami Fargoth. To też nie było Lodowemu na rękę. Może i opanował walkę włócznią do perfekcji, ale Vaxen wyglądał na urodzonego szermierza, poza tym, to właśnie dzięki szermierce były Upadł przedarł się przez szeregi nieumarłych i kontrolujących ich Liszów.
Baldrughan był wtedy zwycięzcą, tylko i wyłącznie dzięki magii. A teraz nie mógł jej używać. Chyba, że...
Chyba, że cały czas miał złą strategię...
Jego rozmyślania przerwał atak Zamaskowanego. Czarny atakował, tak jak spodziewał się Lodowy, czyli szybko i bez litości. Zepchnął Baldrughana do dość wymuszonej defensywy, gdyż Lodowy najzwyczajniej nie miał czasu, by wyprowadzić odpowiedni kontratak. W pewnym momencie ostrze jednej z katan Przemienionego uderzyło w lodowy napierśnik Upadłego, co nie było dosyć przyjemny doświadczeniem dźwiękowym. Okruchy lodu lodu posypały się na ziemię, a zaczęła wydobywać się para. Baldurghan musiał działać szybko.
Praktycznie nie musiał się przejmować zniszczeniem zbroi, gdyż amulet od razu rozpoczął jej naprawę, tak, że po chwili nie było śladu po cięciu. Jednak Lodowy wiedział, że długo tak nie pociągnie. Następna może być jego ręka.
Ispohielion, widząc nadchodzące ostrze Vaxena, wystawił rękę i złamał zasadę. Chwycił ostrze i przymroził je do swej dłoni. Długi atak zablokował zamrożonym drzewcem swej runicznej włóczni. Zamarli w tej pozycji, Vaxen napierający na niego z furią w oczach, a Baldrughan, broniący się, z determinacją godną lodowego głazu.
- Nie musimy w sumie walczyć, Vaxenie. Zobacz...- wskazał głową na miasto w dole.- Zobacz, jakiego zniszczenia i chaosu dokonaliśmy, razem, lecz naprzeciw siebie. A pomyśl, co moglibyśmy osiągnąć razem. Świat mógłby być u naszych stóp. Mogę pójść na wiele kompromisów. Pomogę ci zająć się Kathleen, ze mną nie będzie musiała lękać się o brak wody. Pomyśl tylko, Vaxenie, świat i jego moc w naszych rękach...- Uśmiechnął się, a burza śnieżna przybrała na sile.
Awatar użytkownika
Kéytha
Błądzący na granicy światów
Posty: 17
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Kurtyzana
Kontakt:

Post autor: Kéytha »

        Kotka uniknęła roztrzaskanych kawałków golema, w duchu dziękując kapelusznikowi i jego towarzyszowi. Mężczyzna dzierżący, w niecodzienny sposób, trzy miecze wyraźnie dobrze się bawił i miał niemałą radość z walki przeciwko zmutowanym kostkom do alkoholu. Dziękowała mu tylko w duchu, ponieważ nie miała czasu się zatrzymywać, poza tym jej głęboko zakopany honor, choć dogorywał, zdecydowanie by na to jej nie pozwolił.
        Na całe szczęście - znowu - inna kobieta podziękowała mu. Kéytha uznała jej słowa jak równe ze swoimi i minęła resztę drobinek lodu biegnąc w stronę, skąd czuła smród lorda von Marmetika. Nikt nie cuchnął gorzej, poza jej rodzonym ojcem ("niech mu ziemia ciężką będzie, o ile już zdechł"). Siedem żon. siedem kochanek. Siedem zabójstw. Tylko ktoś, kto za rueny wykorzystywał siedmiolatkę mógł dokonać takiej zbrodni. A Urlus był w tym dobry, zyskał kosztowności, renomę, ale i mnóstwo wrogów. "A najgorszym z nich będę ja" niezbyt skromnie myślała kotka wyraźnie zbliżając się do celu.
        Minęła kolejny róg ulic, oddaliła się nieco od iluzjonisty i elfa, choć nadal była w ich zasięgu wzroku. Gdy tylko się odwracała z ulgą dostrzegała, że obaj nadal żyją, walczą i nie mieszają się w jej sprawy. I choć biegła na tyle szybko, że powinna się martwić, czy cycki jej nie wybiją zębów, minęła kolejną przecznicę.
        Nagle zza rogu mignęło jej żelazo. Cudem, ale i wyrafinowaną techniką, uniknęła ostrza wykonując zgrabny przewrót w tył. Kolejne cięcie było gorzej mierzone, choć nadal silne. To nie był Urlus, ale miał na sobie zapach tego skurczybyka. "A więc wynająłeś kogoś do ochrony? Przynajmniej wiem, że jesteś w pobliżu, zdechlaku" myślała ogoniasta podczas wykonywania kolejnej akrobacji odskakując na następne łokcie od przeciwnika. Twarz faceta, choć skryta w mroku, wyraźnie łypała z pożądaniem na nagie ciało unikającej ciosów dziewczyny. Wróg wyprowadzał ataki coraz mniej mierzone, jakby nie chciał uszkodzić "towaru". Jasne było, co mu krąży po głowie. Widać to było w jego mieniących się oczach z pionowymi źrenicami. Na pewno nie mógł być zwyczajnym człowiekiem.
        Tym razem jednak Kéytha skutecznie przeturlała się obok oponenta bez trudu wymijając ostrze. Facet, choć silny i doświadczony w walce mieczem, nie potrafił trafić w kogoś tak ruchliwego jak zmiennokształtna. Hikaru odbiegła kawałek i zatrzymała się odwracając twarz do przeciwnika. By go sprowokować wypięła ponętnie tyłeczek i oplotła sobie ogon dookoła uda. Najemnik ruszył biegiem, niemal dławiąc się pianą, którą toczył z podniecenia. Urlus źle zrobił wybierając na swojego obrońcę mężczyznę.
        Kolejne sekundy minęły niczym strzała. Dziewczyna z rozpędu wbiegła na ścianę pokonując po niej kilkanaście łokci. Miecznik się tego nie spodziewał, zaś kotka prawie się z nim minęła. Gdy znalazła się ponad nim runęła w dół przygniatając gościa do ziemi. Oponent nie utrzymał broni, teraz zaś leżał przygnieciony ciałem Ayaki, która to siedziała na nim okrakiem. Uśmiechnęła się słodko, trzymając jego nadgarstki ponad jego głową, po czym chwyciła go za włosy i, uderzając raz za razem potylicą w ulicę, rozbryzgała mu mózg dookoła. Zajęło jej to trochę, ale oponent był na tyle omdlały przez lądowanie nagiej kobiety na nim, że nie potrafił stawić najmniejszego oporu.
        Natsuki równie szybko stanęła na nogi i ruszyła pędem za zapachem swojego celu. Po drodze jedynie złapała miecz mężczyzny, którego właśnie zabiła. "To było zbyt proste... Czyżby ten patafian oszczędzał? Będzie go to kosztowało życie..." zdążyła pomyśleć, gdy nagle zza drzwi ktoś wykopał krągłego faceta, lat czterdzieści, lekko podsiwiałego, z zakolami jak u łysego, krzycząc:
        - Wynocha z mojej izby, nieproszonym won!
        Oczywiście krągły pan wylądował pośladkami na posadzce przed drzwiami, wprost pod nogami Kéythy. Szczęscie dla kotki, a pech dla niego, że był to nikt inny, jak Urlus von Marmetik.
        - Dzień dobry. Ładną mamy pogodę - rzuciła od niechcenia ogoniasta podnosząc ostrze ponad głowę. Jej głos ociekał trudnym do niezauważenia sarkazmem, bowiem pogoda była na prawdę lodowata (dosłownie!) - Uwaga na przelotne opady stali. Radzimy wziąć ze sobą parasole - dodała, zaś broń runęła w dół niczym okoliczne lodowe odłamki.
        Trysnęła krew, zemsta się dokonała.
        - Jeden z głowy. Ale lista jest długa - powiedziała na głos do samej siebie Ayaka i uśmiechnęła się słodko. Postanowiła wrócić do iluzjonisty, wydawał się osobą ciekawą poznania.
        Biegnąc z powrotem do wcześniej miniętych uliczek wpadła do ceglanej kamieniczki, gdzie na parterze mieścił się sklep z ubraniami. Narzuciła to, co pierwsze wpadło jej w ręce i wybiegła, odziana w mocno wycięte, czerwone majtki, za krótką spódniczkę koloru granatowego i białą podkoszulkę, spod której zdecydowanie za mocno widoczny był jej biust. Wracała dużo szybciej, znała już bowiem drogę, poza tym nie musiała skupiać się na zapachu, po prostu widziała obu walczących - karcianego szulera i miecznika z kataną w zębach ("jaki idiota walczy z kataną w zębach?!") przeciwko kolejnym partiom odłamków skalnych poruszanych nieznaną Kéycie magią.
        - Witam ponownie! - uśmiechnęła się stając pomiędzy dwójką mężczyzn i łącząc dłonie z tyłu delikatnie wypinając pierś przed siebie.
Awatar użytkownika
Vaxen
Szukający Snów
Posty: 153
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Zabójca , Wojownik , Szlachcic
Kontakt:

Post autor: Vaxen »

        Lodowa księżniczka chyba zrobiła sobie przerwę na rozmyślanie. Nad czym? Może nad sensem życia? "Jakiego życia?! Zaraz mu je skrócę!". Ruszył pędem wprost na Upadłego, prawą dłoń kierując w bok oponenta. Lodzik na patyku musiał jakoś zareagować, atak był potężny i niesamowicie szybki. Śnieżnobiałe skrzydła uderzyły w powietrze w tym samym momencie, co skutecznie zablokowany, hebanowy miecz Demona. Vaxen, przepełniony furią i bitewną radością, uśmiechnął się. Jego mroczne, przerażające głębokością, matowoczarne oczy świdrowały powietrze, gardę Baldrughana i rejon dookoła nich. Skrzydlaty widział tysiące różnych ścieżek, którymi powinien się aktualnie poruszać. W ułamku sekundy dostrzegał wszelkie ruchy, gdzie mógłby zaatakować, gdzie zostanie zablokowany, gdzie opuści swoją obronę, gdzie odsłoni część swojego ciała. Z szybkością pioruna analizował wszelkie możliwości wybierając najbardziej odpowiednią.
        Tym razem zakładał, że honor Upadłego jest dla niego równie ważny, co dla Przemienionego. To podstawowe założenie już na początku zgubiło Zamaskowanego. Pomimo iż jego zmysły wyostrzyły się do apogeum i jego umysł pracował na najwyższych obrotach, zaś zmysł walki wyznaczał kolejne możliwości i kierunki lotu, ataki Hebanowego był zdane na porażkę, bowiem uwierzył on swojemu przeciwnikowi na słowo. Uznał, że honorowy pojedynek będzie bardziej interesujący i usatysfakcjonuje Baldrughana. Ale doskonale przewidział wcześniej przecież, że Lodowy może zagrać nieczysto. Wiedział, że oponent w potyczce bezpośredniej traci przewagę i ucieknie się do nieczystych zagrań. Mimo to uznał, że warto. Że sama walka i podjęcie ryzyka, nawet tak wysokiego, może przynieść korzyści.
        Kolejne uderzenia spadały na Piekielnego niczym grad z nieba, raz za razem miotając nim i jego włócznią, którą (co trzeba mu przyznać!) blokował się znakomicie. I choć większość z tych defensywnych zagrań była czystym szczęściem, albo chociaż była nim przyprawiona, to defensywa Baldrughana nie była łatwa do przebicia. "Chyba się nie spodziewałem, że to będzie łatwe!" - ganił siebie w myślach Czarny Szermierz - "Nie mógłbym założyć, że rozwiążę ten pojedynek jednym uderzeniem!" - roześmiał się odpychając Śnieżka do tyłu. Garda wroga wyraźnie była dziurawa, ale ruchoma.
        Kolejne czarne błyskawice miotane rękoma Vaxa we włócznię Rożka z Lodami wykonywały cięcia niesamowicie szybkie, niemal niezauważalne dla oka śmiertelnika. Tymi błyskawicami były miecze Zamaskowanego, które, choć naprawdę olbrzymie, w jego dłoniach zdawały się ważyć mniej niż powietrze. Wreszcie jeden z ataków, ten którego nikt by się nie spodziewał, dosięgnął celu. Niestety! Mimo dużej siły odbił się od pancerza. Ukruszony kawałek lodu pofrunął zgodnie z nakazem grawitacji, ale na jego miejsce już pojawiał się następny. "Cholera, jego zbroja się odbudowuje!" przeklął w myślach kontynuując natarcie. Gdy tylko się ścierali, odskakiwał. Od kiedy stał się demonem jego skrzydła okazały się silniejsze, nie przeszkadzały, nie musiał nawet skupiać mięśni, by nimi poruszać. Co za tym szło - był lżejszy, szybszy i mniej się męczył podczas walki w powietrzu. Już wcześniej był doskonały w starciach w przestworzach. Teraz jednak mógł się uważać za mistrza!.
        Vaxen wykonał szybkie wyliczenie korzyści, po czym z całą swoją masą, całą prędkością i siłą wykonał zamach z prawej ręki zmuszając Upadłego do obrony jego lewego boku. W tym samym momencie Przemieniony zaatakował lewą ręką w szyję oponenta. Pierwsze cięcie z prawej dłoni było bowiem jedynie zmyłką. W dodatku skuteczną!
        Ostrze w żółwim tempie przecinało kolejne fałdy powietrza zbliżając się cal za calem do ciała Baldrughana. Jeszcze stopa albo i mniej, a wróg runie w dół pozbawiony głowy. I choć trwało to mniej niż ułamek sekundy, to adrenalina w żyłach obu walczących spowolniła dla nich czas wystarczająco, by ten atak trwał niemal wieczność.
        Wtem jednak ostrze nie dosięgło celu, zablokowane przez coś, co nie miało prawa się tam znajdować. Mrocznie hebanowe ostrze utknęło niczym w głazie! Baldrughan istotnie złamał dane słowo używając magii do ratowania swojego nędznego życia. "Twe dni są policzone, zakało! Zginiesz, nim zdążysz wymówić me imię, rozpieprzę cię na tak drobne kawałki, że nawet ten amulet nie nadąży z regeneracją!" przeklinał Vaxen, zaś w jego czarnych oczach płonęła niemal żywym ogniem furia. Aż dziw, że Śnieżynka nie roztapiał się od samego spojrzenia.
         -"Nie musimy w sumie walczyć"?! - przedrzeźniał Isophieliona szermierz, dając upust wściekłości w postaci słów - Skąd mam pewność, ty ścierwie, że nie zdradzisz mnie przy pierwszej lepszej okazji?! - i choć mimo swych chłodnych słów spojrzał w dół, i mimo iż nawet pomyślał o takiej wizji ich dwóch jako kompanów władających całą Alaranią, nawet nie śmiał o tym mówić. Nigdy nie podzieliłby się z nikim władzą. A już na pewno nie z tym bydlakiem. - Złamałeś dane słowo! Nie masz ni krzty honoru! Takie robactwo zostanie wyplewione, nawet z mojej własnej ręki! Brzydzę się takimi istotkami! Groziłeś kobiecie! Próbowałeś ją, bezbronną, zabić! Bestialstwo! - krzyczał pełen wściekłości, zaś wokół jego oczodołów w masce rozpalał się prawdziwy, błękitny płomyk, który z każdym słowem zyskiwał na sile. Jednocześnie również ostrza rozgrzewały się pod wpływem wściekłości Vaxena i jego magii ognia. Jedynej, która teraz wymsknęła się spod kontroli Przemienionego, działając nie zgodnie z jego wolą, a zgodnie z jego emocjami. Tymi, których tak usilnie się często wypierał. - Próbowałeś zniszczyć miasto, choć wcześniej nie miałeś takiego zamiaru! Zbierałeś armię tylko po to, by zabić MNIE! - ostatnie słowo wykrzyczał tak potężnie, że poniosło się echem po całym Fargoth. - Wiem, że byłeś już w Otchłani. Byłem tam i ja. Nikomu do tej pory nie życzyłem powrotu w tamte strony. Jesteś pierwszym, którego tam poślę z dziką satysfakcją! - nieustannie darł się Czarny Szermierz mając wciąż zablokowane oba ostrza. Jeszcze chwila i będą jednak wyswobodzone pod wpływem płomienia. - GIŃ!!! - gdy to słowo padło z jego ust miecze Zamaskowanego uwolniły się, zaś w stronę Isophielona pofrunęła gorąca chmura ognistego płomienia.
        Zaklęcie nie było wcale silne ani trudne do powstrzymania, była to bowiem jedynie zmaterializowana furia, a raczej jej część. Tymczasem Vaxen odbił się i odskoczył od Baldrughana zwiększając między nimi dystans. Powietrze gęstniało nie od temperatury czy od lodu, a od ciężkich oddechów obu. Bądź co bądź - natarcie pełnią siły w potyczce stricte fizycznej było zdecydowanie nadwyrężające. Fizycznie, mimo iż Vaxen był sporo silniejszy oraz miał szerszą wiedzę w walce, o praktyce nawet nie wspominając, doskonała defensywa Lodowego oraz jego pancerz nadrabiały tę różnicę między nimi. Dopóki Vax pozostawał w ataku, dopóty Śnieżek nie miał szans na przejęcie inicjatywy. Teraz jednak wszystko się zmieniło. Honorowa obietnica została złamana, Czarny jednak nadal postanawiał pozostać przy danym słowie. Zbierając siły na kolejne natarcie, wykrzyczał do przeciwnika:
        - Dam ci jeszcze jedną szansę! - Vaxen wiedział, że Baldrughan ponownie użyje magii przeciw niemu. Nie chciał jednak pozostawiać na swoim honorze ani najmniejszej rysy, dlatego uznał, że do końca będzie walczyć ostrzami. Starał się nawet hamować emocje, by okiełznać magię ognia - Ostatnią! Słyszysz?! - nie czekał jednak na odpowiedź - Puszczę to złamanie zasad w niepamięć i pozwolę ci zregenerować zbroję, włócznię oraz, jeżeli chcesz, drugą broń do lewej ręki! Ja mam dwa miecze, czemu ty masz mieć jedną włócznię? W zamian chcę tylko jednego: honorowej walki BEZ UŻYCIA MAGII - "oraz twojej głowy, lodowy skurwysynie dodał w myślach, wcześniej zdecydowanie akcentując ostatnie słowa wypowiedzi.
        Teraz pozostało jedynie czekać. Na całe szczęście osiągnął cel: Kathleen była cała i zdrowa na dole, o czym świadczyła jej ciepła i przyjemnie kojąca aura. W tym momencie, nie wiedząc dlaczego, Vaxen walczył dla niej. Skoro teraz była poza zasięgiem jego magii, to magia Isophielona nie dosięgała jej tym bardziej. Czyli nie mogła być jego zakładniczką, kartą przetargową ani niczym podobnym. "Jak tylko ruszy w tamtym kierunku, wyrwę mu głowę wraz z kręgosłupem!" planował Czarnooki wyobrażając sobie co zrobi z lecącym Śnieżkiem za pomocą magii zła. "na pewno nawet w Otchłani, ani za życia, ani po śmierci nie doznał takich cierpień, jakie mu przyszykuję! Będzie błagać, by go wysłać do cholernych piekieł!".
Awatar użytkownika
Ragnex
Błądzący na granicy światów
Posty: 20
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Piekielny - Łowca Dusz
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ragnex »

        Jasny popiół frunął na dachach co jakiś czas omijając kominy czy inne przeszkody. Ragnex jeszcze nigdy tak szybko nie biegał za kobietą, ba! Nie byle jaką, bo nie dość że nagą, to jeszcze kotołaczką.
        "Jakim pieprzonym cudem jej piersi nie wybiły jej zębów." przez chwile ta myśl zaprzątała głowę łowcy. No właśnie, przez krótką chwilę, bo nim się obejrzał, walnął głową w komin. "Kurna! Moja głowa! Jak będę myślał o cyckach nie skończę dobrze.". Sai otrzepał się z kurzu i zaczął ponownie szukać dziewczyny.
        To nie było trudne zadanie, naga panna z kocimi uszkami i ogonkiem wyróżniała się z tłumu. Zresztą, wspomniana osóbka zaczęła z kimś walczyć. Parę zwinnych ruchów załatwiło "ochroniarza" na czas długi. Teoretycznie Piekielny chciał jej pomóc, praktycznie wolał popatrzeć się (nie tylko na jej atrybuty) z daleka. Jedynie co zrobił to skomentował jego zachowanie mówiąc, że nie warto używać drugiego mózgu, miał nadzieje że martwy koleżka weźmie to sobie do serca, które nie biło już od dobrych paru minut. Znowu zamienił się w popiół wracając na dachy budynków. Z gracją pokonywał każdy budynek oraz każdą przeszkodę, tym razem jego mózg nie miał żadnej brudnej myśli. Wiedział że jeśli zrobi jeden niewłaściwy krok może zwrócić na siebie uwagę kotki i jej ostrza. A na razie widok gołej damulki nieźle go rozpraszał, więc walka byłaby nie równa.
         "...opady stali. Radzimy wziąć ze sobą parasole." Po ty słowach dama zanurzyła ostrze w cielsku grubasa. Jaquze obserwował całe zajście z daleka, to była prywatna sprawa, świadczyły o tym słowa "zemsta się dokonała", więc nie chciał ingerować w to zdarzenie.
        Damulka po zabójstwie ruszyła w stronę z której przybiegła. Skrytobójca cały czas z nią podążał. Na szczęście (bądź nieszczęście, ponieważ piekielnemu spodobał się biust śledzonej osoby) zmiennokształtna ubrała na siebie co nieco. No właśnie! Co nieco, bo biust wciąż był wyeksponowany, a spódniczka wciąż była za krótka. "Cholera, bądź tu poważny!". Obiekt zainteresowania Łowcy zatrzymała się przy znanym mu już Lokstarze oraz szermierzu. Sai stanął na krańcu dachu, tak by wystarczył jedne krok aby znaleźć się za plecami Kéythy.
        - Lepiej wyglądałaś bez ubrań. - Ragnex zeskoczył z dachu, ściągnął kaptur i pokazał swój uśmiech. - Chociaż nawet w tym stroju ci do twarzy.
        Kocica, o dziwo, uśmiechnęła się do niego, po czym podziękowała mu za komplement. Na początku nie wierzył własnym uszom, więc dla pewności sprawdził jej emocje, które nie różniły się od tych okazanych. Jaquze spodziewał się reakcji typu: obcasem w twarz. Cóż, świat lubił go zaskakiwać, a tym bardziej kobiety.
        - Jesteś dobra w walce wręcz, jednakże - Zabójca powoli zbliżał się do niej. - przelotne opady stali, oprócz na tego grubasa, mogły spaść na ciebie. Wystarczyłby mi jeden skok kiedy dokonywałaś zabójstwa, byś sama padła swojej prognozie. Lecz trzeba ci przyznać, że oprócz zgrabnej sylwetki, posiadasz niezłe umiejętności skrytobójcze.
        Uśmiech na twarzy mężczyzny zniknął.
        - Mógłby mi ktoś wytłumaczyć, o co do jasnego barda się ta dwójka napierdala? Jeden z nich na tym ucierpi, ba! Nie ucierpi co nawet zginie. Wiem że ty Lokstarze - piekielny wskazał na demona - znasz się z zamaskowanym, powiesz mi jego powody?
        Wtedy cała gromada usłyszała "głośno" powiedziane "GIŃ!". Mężczyzna wiedział że jest to głos Vaxena i że dopiero teraz prawdziwa walka się rozpoczyna.
        - Wybaczcie mili państwo - Sai znowu znalazł się na budynku, dzięki formie popiołu. - Ja się stąd zmywam, nie wiem jak wy. A, kotołaczko, mam dla ciebie ciekawą ofertę, może masz ochotę jej wysłuchać.
        Ragnex nie spojrzał się w tył, jeśli będzie chciała pójdzie za nim, miał dosyć tego całego Fargoth więc czym prędzej się ulotni.
"Baldrughanie, ty skurwysynie, dopadnę cię następnym razem, Upadłe Ścierwo, moje ostrze przebije twą lodowatą czaszkę!".
Zablokowany

Wróć do „Fargoth”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 10 gości