Fargoth[Fargoth] Zakaz konkurencji

Miasto położone na granicy Równiny Drivii i Wschodnich Pustkowi, jedno z głównych miast środkowej Alarani, położone na szlaku handlowym, prowadzącym przez Opuszczone Królestwo aż do Wybrzeża Cienia.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Vaxen
Szukający Snów
Posty: 153
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Zabójca , Wojownik , Szlachcic
Kontakt:

Post autor: Vaxen »

        Przez chwilę mierzyli się wzrokiem. Po słowach Vaxena zapadła dłuższa chwila ciszy, nikt się nie poruszał poza opierzonymi kutym lodem kończynami Baldrughana. Czy wypowiedź Zamaskowanego, jego pełen gniewu wzrok i wypełnione furią ostrza skutecznie zniechęciły Rożka? Czarny Żniwiarz nawet nie brał takiej opcji pod uwagę. Isophielon, może i słabszy fizycznie, na pewno nie ustąpiłby pola swemu wrogowi.
        I faktycznie. Wyczarował tarczę oraz oszczepy, którymi wkrótce zaczął ciskać w Demona. Ten jednak, nic sobie nie robiąc z tej całej gadaniny o uczuciach, a tym bardziej z pocisków miotanych w jego kierunku, zamknął oczy. "O czym on pierdoli?! Jaka miłość, do cholery?!" zaśmiał się Vaxen we własnym umyśle. Dobre sobie. Czyżby Lodowy sądził, że Vaxa i Kathleen coś łączy? Po chwili Przemieniony faktycznie wybuchł śmiechem. Czy to z powodu słów rzucanych przez Lodzika na wiatr, czy przez zabawne ułożenie skrzydeł - tylko on sam wiedział. Część z tego, co zarzucał mu Baldrughan się zgadzała, przede wszystkim to, co mówił o "ryzykującym życie innych, nic nie wiedzącym o miłości, o wzajemnym szacunku i uczuciach do drugiej istoty, jakie może żywić prawdziwa istota, a nie taka zakłamana, parszywa kanalia, padlinożerca, dbający o własne ego.". "Tak, to się zgadza". Jednocześnie rzucane włócznie były jednak tak proste do uniknięcia, że nawet się nie starał ich blokować. Po prostu, ciągle z zamkniętymi powiekami, nasłuchiwał kiedy taka zacznie rozcinać powietrze zbyt blisko jego ciała i zgrabnie wymijał takową. Skupiał się natomiast na czymś innym - aura syreny właśnie się oddalała, by wreszcie zniknąć poza horyzont zmysłu magicznego Czarnego. "Teraz jest w miarę bezpieczna" pomyślał były upadły z nieukrywaną ulgą. Spłacił dług.
        Wtem jednak głos oponenta się zmienił, przeszedł z tonu wyrzucającego na ton nienawistny. Zmusiło to Demona do otworzenia oczu. Dezorientacja tym spowodowana nie chciała minąć wcale tak szybko, jak szybko leciał żywy pocisk Baldrughan. Vax dostrzegł go dopiero, gdy ten był zbyt blisko. Próba uniku uratowała mu życie, choć lodowa włócznia przeciwnika go zraniła. Zamaskowany syknął, ale nie przejął się tym specjalnie.
        Isophielon zaczął uciekać w nieznanym Vaxenowi kierunku. Demon tylko prychnął. "Chędożony w tyłek tchórz. Wygrałem. On uciekł." zaśmiał się otwarcie wojownik, sprawdził jeszcze, czy aura Baldrughana również się oddala, a gdy był już tego pewny, schował hebanowe klingi do say, poprawił maskę i złożył skrzydła do lądowania.
        Po chwili był już na ziemi, zaś lodowe sople przestały lecieć z nieba. Vaxen uznał, że czas na lepszą prognozę pogody i rozpierzchł szare chmury odkrywając dzienne oko Prasmoka. Rozejrzał się jeszcze gdzie się znalazł. Wokół walały się odłamki kutego lodu.
        - Co tu się...? - zwrócił się do nicości. Okazało się jednak, że ktoś tu był: leżący z wycieńczenia elf, a obok niego trzy katany. - Chyba nie tylko ja miałem ciężki dzień... Ej, a gdzie ten karciany sztukmistrz? Gdzie przydupas Pogodynki? Gdzie wszyscy się...? - w tym momencie przerwał, bowiem z kamienic zaczęli wychodzić mieszkańcy miasta. Uzbrojeni. Zazwyczaj w sztylety, miecze, lekkie meble, czasem pochodnie i widły. "Oho, wściekły tłum..." pomyślał Demon i uśmiechnął się - Radujcie się mieszkańcy Fargoth, oto ja, Vaxen van Qualn'ryne uratowałem wasze nędz... ekhm - chrząknął chcąc zamaskować nieodpowiednie do sytuacji słowo. - Miasto i życia! Lodowy skurczybyk już wam nie zagraża. - Jego słowa chyba jednak nic nie wskórały, bowiem ludność wyraźnie zamierzała go zlinczować.
        "Jeszcze czego... Bo was wymorduję jak..." nie skończył myśli, bowiem tłum zalał już całą szerokość ulicy. "Cholera, ile was?!", zawahał się Czarny Żniwiarz i cofnął o krok.
        - Nic do ciebie nie mam elfie - zwrócił się do Arca. - Ale musisz sobie radzić sam. Ja mam wolne, dość już pobohaterzyłem na dziś. I na kolejne najbliższe pięćset lat... - ostatnie zdanie dodał ciszej, prawie szeptem, po czym rozłożył szeroko ogromne skrzydła przewracając tych, co stali zbyt blisko i wzniósł się w przestworza.
        Miał następny cel. Lokstar. Vaxen wciąż był mu dłużny obiecaną zapłatę. Żart z jabłkiem, choć miał nieoczekiwane zakończenie, nie był równowartością tego, co Loki musiał zrobić. Przez następne paręnaście minut Zamaskowany kręcił koła nad miastem szukając aury swojego pobratymca. Gdy wreszcie na nią trafił, poszybował w tamtym kierunku.
        Wylądował obok ławki, na której spał jakiś bezdomny, a na jego klatce piersiowej... Królik. Jednak nie to było najdziwniejsze, a to, że aura iluzjonisty pochodziła właśnie od tego staruszka. "Ki czort...?!". Gdyby nie to, że Vax znał aurę demona, na pewno by nie rozpoznał ani samej emanacji, ani jej właściciela. Po prostu genialna umiejętność!
        - Ej, Loki, zapłata dla ciebie - powiedział głosem wypranym z emocji i rzucił mieszek z drobnymi. 500 Ruenów, a co ma żałować? - Kupisz sobie za to wioskę. Albo tysiące talii kart i nowy kapelusz dla królika - zażartował czekając, aż rozmówca coś wykrztusi.
Awatar użytkownika
Arc
Szukający drogi
Posty: 29
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Półelf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Arc »

Sytuacja zaczęła się powoli uspokajać. Wszyscy, których Blaze poznał, poszli swoją drogą. Tylko zamaskowany Vaxen pozostał na placu boju.
- Cóż, nie zawsze wszystko idzie tak jak być powinno. A co do Lokstara to polazł gdzieś w tamtą stronę - powiedział ze swoim typowym uśmieszkiem, powoli stając na nogi, po czym wskazał zamaskowanemu kierunek. Częściowo odzyskał siły, ale i tak było mu daleko do jego zwykłej sprawności. Dalszą dyskusję przerwało pojawienie się wściekłej tłuszczy, która postanowiła sobie urządzić lincz ich kosztem. "No pięknie tylko tego mi brakowało" - pomyślał nie będąc zadowolonym z tego faktu. Vaxen próbował coś wskórać, ale nie wiele to dało więc wziął nogi za pas. W obecnej sytuacji szermierz nie miał szans z tak dużą ilością ludzi i pewnie skończył by marnie. Bogowie mieli go jednak w opiece.
- Stójcie! - krzyknął kobiecy głos. Tłum zaczął się zatrzymywać się zdezorientowany, co zaskoczyło Archera, który odwrócił się chcąc zobaczyć kto ma taką władzę. Okazało się, że to ta sama kobieta, która obroniła go przed golemem i którą wcześniej uratował.
- Panienko Lilac. Ten człowiek jest winny zrujnowania naszych domów. Zasłużył na karę i my mu ją damy - powiedział jeden z mieszczan wymachując swoją bronią.
- Ten człowiek uratował mnie gdy byłam w niebezpieczeństwie. Nie pozwolę wam go skrzywdzić. - Słowa panienki wywołały wśród tłumu niemałe zamieszanie i częściowo odebrały mordercze zapędy. Panienka Lilac podeszła do szermierza oglądając go przez chwilę dokładnie.
- Nie ruszaj się przez chwilę - przykazała kładąc mu rękę na klatce piersiowej. Arcowi wydawało się, że kobieta się rumieni, ale mogła to być jego wyobraźnia. Po chwili poczuł jak po całym ciele rozchodzi się przyjemne ciepło, jak jego siły całkowicie powróciły, a rany zagoiły się. Był zdrów.
- Dziękuję - powiedział sprawdzając sprawność ramienia. Schylił się następnie po miecze i włożył je z powrotem do pochew, po czym zdjął bandanę i zawiązał ją na ramieniu. Ucieszył go fakt, że jego nowy nabytek wytrzymał w ferworze walki. Szermierz ruszył przed siebie a tłum zaczął rozstępować się przed nim.
- Poczekaj, gdzie idziesz? - spytała Lilac za odchodzącym Archerem. Ten zatrzymał się. Wszyscy wyczekiwała na odpowiedź szermierza co wydawało się trwać wieczność.
- Mam pewne rachunki do wyrównania. Jestem jednak wdzięczny za pomoc - powiedział w końcu nie odwracając się i ruszył przed siebie, zostawiając całkowicie skonfundowany tłum.
Awatar użytkownika
Lokstar
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 56
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lokstar »

        Leżał na ławce bez większego celu. Jego puszysta przyjaciółka również odpoczywała. Dookoła nic się nie działo. Do czasu. W pewnym momencie przeszła koło niego dziewczyna, którą dobrze rozpoznawał. Była to ta syrena, o którą walczyli skrzydlaci. A przynajmniej takie sprawiali wrażenie. Czy miało to w ogóle jakiś większy sens? Nikt nie wiedział chyba poza nimi samymi. Pozwolił się sobie zapomnieć w rozmyślaniach. Wtedy to wyrwała go z tego stanu marchewka chrupana przez królika. Pewnie to ta rudowłosa położyła ją obok. Siedziała teraz nieopodal pod drzewem. W sumie nic w tym specjalnie dziwnego nie było. Była zmęczona w sumie jak każdy na tym pokręconym polu bitwy o "nic"? Siedzieli tak przez dłuższy moment. Nic się nie działo. Cieszyło to Yallana. Nie musiał już się niepotrzebnie narażać. Wiedział, że daleko mu do tych wojowników, którzy władają magią tak jak potrzebują, do tego mogą poruszać się nie tylko po ziemi. Dawało im to nie lada przewagę nad nim. W starciu kto wie, czy miałby jakiekolwiek szanse choćby z jednym z nich. Dobrym przykładem były wydarzenia sprzed kilku dni, gdzie to jego przeciwnik go uratował. Tylko czy celowo? Teraz w sumie nieważne. Wróg, to wróg. Poza tym, jeśli by miał się za każdym razem rozczulać nad swoją przeszłością zniszczyło by go to. Za dużo przeszedł, by teraz mógł sobie na to pozwolić.

        Z mantry wyrwał go nagły powiew zimnego wiatru. Spojrzał w tamtym kierunku i ujrzał Baldrughana. Praktycznie bez większego zwrócenia uwagi na iluzjonistę przeszedł obok w kierunku syreny. Tylko prychną. Nie było to miłe, ale lepsze to niż śmierć z jego ręki. Podszedł do rudowłosej. Nim Loki zdążył się zorientować, a tym bardziej zareagować, Lodowy razem z syreną wystartował i zmierzał już w powietrzu w kierunku murów... W momencie gdy zniknęli z pola widzenia obok nadal leżącego Lokstara pojawiła się kolejna postać. Tym razem czuł, że owa osoba jest tutaj z jego przyczyny... Wymruczał coś pod nosem. Sam nawet nie wiedział co a tym bardziej nie dało się tego dosłyszeć. Bardziej brzmiało to jak stęknięcia starego człowieka.
        - Ej Loki, zapłata dla ciebie - rzucił mężczyzna w masce. "A ten tu czego?" W tym samym momencie tuż przed nim wylądował mieszek z monetami. Całkiem okazały.
        - Widzę, że nie jesteś takim egoistą i masz coś chociaż z krzty honoru. - Uśmiechnął się. - Dzięki, szanuje cię za to. - Podniósł się i posadził królika na kolanach. Sięgnął po sakiewkę z ruenami i podrzucił ją nad dłonią. Już chciał ją umieścić w torbie, gdy nagle coś go oświeciło. - Rozumiem, że nie puścisz mu tego płazem? Mam dla ciebie propozycję. - Królik wskoczył na ramię, a sam Loki przyjął bardziej pewną siebie pozycję. Oparł się łokciem o kolano i lekko pochylony na ławce obserwował swojego rozmówcę. - Myślę, że możemy sobie pomóc na wzajem. - W tym momencie jego twarz zaczęła wracać do oryginalnej postaci, tak samo jak włosy i reszta jego ciała. - Mam propozycję. - Wstał i wyprostował się. W dłoni stworzył kartę i począł przekładać ją w palcach. - Z tego co zdążyłem zaobserwować twoim, chyba, jedynym celem jest moc. Prawda? Popraw mnie jeśli się mylę. - Bacznie obserwował reakcje Vaxena stojącego przed nim. - Co byś powiedział na to, że jestem ci w stanie zaoferować moc w postaci wiedzy? Jest tylko jeden warunek. Muszę lecieć z tobą i też muszę coś z tego mieć. Nie wiem... Pokażesz mi kilka swoich sztuczek. Na miejscu oczywiście. Jeśli chodzi o dużą stawkę jestem fair. "Przynajmniej dopóki mi to na rękę..." Nie oczekuję, że się zgodzisz na podróż ze mną. - Już miał odchodzić gdy spojrzał przez ramie. - Weź te pieniądze. Potraktuj je jako zapłata za transport. - Jednoznacznie spojrzał na skrzydła zamaskowanego. - Będę w najbliższej karczmie. Znajdziesz mnie jeśli się zdecydujesz. - Założył kapelusz i ruszył przed siebie.

        Powoli dreptał noga za nogą. Nie śpieszyło mu się. Przeczuwał, że nawet nie zdąży znaleźć żadnej karczmy a podróż się zacznie. Liczył, że sporo zyska na tej wyprawie. Wiedział, że już wiele zapomniał z zapisków, które pozwalały mu skutecznie walczyć z upadłymi i innymi demonami jak i piekielnymi. Pamiętał natomiast, że jest jeszcze wiele miejsc, których nie przejrzał i miał zamiar do nich wrócić. Nie powiedział Vaxenowi o możliwym zrównaniu z ziemią klasztoru. Wszak nie odwiedził go już od ponad siedmiuset lat. Wszystko tam mogło się zdarzyć. Nawet wyspa mogła zniknąć. Choć znając anomalie czasowe występujące w tym świecie mogło się też nic nie zmienić i wygląda jakby wyszedł z niego wczoraj. Wspominał co gdzie było, do czego służyło. Szło mu nieźle... Jego celem w tej wyprawie było wzmocnić swoje umiejętności, zdobyć nowe i odkryć jak pokonać swoich wrogów. Chciał znaleźć słabości, które zaważyły by na jego korzyść. Wszystko wydawało się być idealne.

        "Jeżeli dobrze to rozegram, będę miał po swojej stronie tego szermierza, zyskam moc i już żaden nędzny lich czy inne plugastwo na tym świecie mi nie zagrozi. Znajdę plany broni magicznej oraz zapiski starych zaklęć oraz rytuałów, które pozwolą mi zwiększyć swoje wpływy. Niedługo będę ważną figurą na tej arenie i trzeba się będzie ze mną liczyć.." Minę miał zaciętą i niema przegryzł wykałaczkę.

Ciąg dalszy: Lokstar
Ostatnio edytowane przez Lokstar 8 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Vaxen
Szukający Snów
Posty: 153
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Zabójca , Wojownik , Szlachcic
Kontakt:

Post autor: Vaxen »

        — Co ty mi zarzucasz? — udawał oburzonego Demon, co wychodziło mu celowo komicznie — Mam swój honor. Obiecałem zapłatę - i masz — dodał już zupełnie poważnie zerkając na pobratymca. Loki wykonał robotę, o którą poprosił "grzecznie" Vaxen - dostarczył Kathleen do Fargoth. Gdzie ona teraz była? Nie obchodziło go to specjalnie. Nie wyczuwał jej aury w najbliższym ani najdalszym możliwym dla jego zmysłu magicznego otoczeniu, czyli wyruszyła gdzieś na własną rękę. "Szkoda, liczyłem na dobry seks, a przynajmniej na zwyczajne "dziękuję"..." pomyślał były upadły nie wiedząc, że to Baldrughan porwał dziewczynę. Bo skąd miał to wiedzieć?
        Czarny Szermierz nie bardzo wiedział co Lokstar ma na myśli mówiąc "nie puścisz mu tego płazem", uznał jednak, że chyba go to nie interesuje. Czuł podskórnie, że jeszcze się z Śnieżkiem spotkają, a wtedy na pewno jeden z nich zginie. Ale ta walka... Była zbyt wyrównana. Vax dawno już nie toczył bitwy z kimś równym sobie. I choć czuł, że przewyższa potencjałem bojowym swego nemezis - jakimś cudem nie udało mu się zwyciężyć. Taka bitwa mogłaby się ciągnąć jeszcze i wiele dni, ale już wystarczająco zniszczyli okoliczne domostwa.
        Dalej z zainteresowaniem wysłuchał tego, co iluzjonista z króliczkiem na kolanach miał mu do zaoferowania. Wtem rozmówca wstał i powiedział coś, co spowodowało w czarnych oczach Vaxa błysk.
        — Co byś powiedział na to, że jestem ci w stanie zaoferować moc w postaci wiedzy? Jest tylko jeden warunek. Muszę lecieć z tobą i też muszę coś z tego mieć — rzekł spokojnie Loki, a Vaxen nawet nie ukrywał zainteresowania.
        "Wiedza? Chyba sobie żartuje! Chociaż w sumie... To może być przydatne... Nie, to BĘDZIE przydatne! Zwłaszcza w potyczce z Pogodynką".
        — Cena dla mnie nie gra roli — odpowiedział mu Zamaskowany wyraźnie dając do zrozumienia, że zgadza się na warunki pobratymca.
        Mieszek ze złotem wylądował przed nim, Vaxen go — w niesamowicie rozrzutny sposób — kopnął w bok. Materiał rozpruł się, zaś jego zawartość z brzdękiem rozsypała po ulicy. Naprawdę było tego sporo. Vaxena jednak to nie obchodziło. "Niech sobie mieszkańcy uznają to za rekompensatę strat..." uśmiechnął się pod maską do samego siebie w perfidny sposób czyszcząc swój honor. Wiedział, że było to mocno naciągane, jednak wystarczyło mu za sposób na wybielenie samego siebie.
        Lokstar odmaszerował do pobliskiej karczmy zostawiając za sobą przerażająco uśmiechniętego Vaxena. Przemieniony nawet nie myślał o trudności lotu — bez problemu da radę ponieść siebie i Lokiego gdziekolwiek chcą. W najgorszym wypadku będzie potrzebować dwóch - trzech dni drogi i jednego - dwóch postojów. Liczył się z tym. Jednak zyski zdecydowanie mogły przewyższyć koszty. Choć Vaxen jeszcze nie wiedział, o czym mówił iluzjonista, bo nie zdradził szczegółów, Czarnooki już podjął decyzję. Poleci wraz z nim tam, gdzie on chce, pokaże mu to, co chciałby wiedzieć, po czym sam zacznie zgłębiać wiedzę. Skąd? Jeszcze nie było to dla niego jasne.

***


        Wszystko wyjaśniło się już w karczmie, gdzie Lokstar wyjaśnił pewne nieścisłości, zdradził kilka szczegółów (choć nie wszystkie, zawsze warto mieć asa w rękawie). Zamaskowany zaś wysłuchał go uważnie, nie przerywając mu ani jednym słowem, tylko czasem kiwał głową dając do wiadomości kapelusznika, że słucha i rozumie albo, rzadziej, że z czymś się zgadza.
        Gdy obaj wypili po trzy kufle dobrego, lokalnego piwa, i wyjaśnili sobie ewentualne nieścisłości w planie — wstali, nie płacąc za trunek, i wyszli na zewnątrz. Karczmarz wybiegł za nimi, jednak przed drzwiami karczmy już ich nie było. Spojrzał w prawo, potem w lewo, a gdy nie dostrzegł postaci, które zbiegły z jego pieniędzmi za piwo, spojrzał do góry.
        Ujrzał jedynie oddalający się, czarny punkt z ogromnymi skrzydłami.
        Vaxen i Lokstar zmierzali już w kierunku wyspy, z której to dawny egzorcysta pochodził. Jeden demon utrzymywał na skrzydłach ciężar obu osób, drugi, przywiązany liną za pas, dyndał pod swoim "transportowcem".

Ciąg dalszy: Vaxen i Lokstar

Awatar użytkownika
Arc
Szukający drogi
Posty: 29
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Półelf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Arc »

Długo chodził po ulicach Fargoth, próbując odnaleźć wyjście z miasta, jednak znowu się zgubił. Dziwnym trafem dotarł pod karczmę, w której jeszcze wcześniej przebywali. Przybytek ów był doszczętnie zrujnowany i otoczony przez ludzi. Wśród nich dostrzegł chłopaka, który był jego przewodnikiem. Młodzieniec też zauważył szermierza i od razu do niego podszedł.
- Nic ci nie jest? - spytał chłopaka. Po upewnieniu się, że nic mu się nie stało, wyciągnął mieszek i wyjął z niego trzy gryfy, rzucając je chłopakowi
- To dla ciebie za fatygę. Nie wpadaj więcej w kłopoty - powiedział chowając sakiewkę. - Wskaż mi jeszcze, w którą stronę mam się udać, by opuścić to miasto - powiedział patrząc na to co zostało z karczmy. Chłopak wskazał Archerowi odpowiedni kierunek, w którym się natychmiast udał. Nie zaszedł jednak daleko jak po prostu znowu zboczył ze swej drogi ponownie błądząc po mieście.
- Co jest nie tak z tym miastem? - warknął nie mogąc się połapać gdzie jest. Ruszył ponownie przed siebie szukając drogi wyjścia.

Ciąg dalszy Arc
Zablokowany

Wróć do „Fargoth”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 8 gości