Fargoth[Centrum] Kurze ziarna

Miasto położone na granicy Równiny Drivii i Wschodnich Pustkowi, jedno z głównych miast środkowej Alarani, położone na szlaku handlowym, prowadzącym przez Opuszczone Królestwo aż do Wybrzeża Cienia.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Quarraena
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 145
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

[Centrum] Kurze ziarna

Post autor: Quarraena »

Kura niepokojąco gdakała i machała skrzydłami, na wszystkie strony rozpryskując krople deszczu. Jej właścicielka spojrzała na nią nieprzychylnie, oberwawszy wodą. Starła wilgoć z twarzy, przeklinając, na czym świat stoi, bo sama też i nie wyglądała lepiej niż ptak. Obie już dość długo wlokły się w deszczu, zwłaszcza że Kokoszka panicznie bała się koni, więc jakakolwiek przejażdżka odpadała. Trzeba było iść pieszo, na własnych nóżkach, ewentualnie poprosić o przewóz jakąś furmankę, którą od biedy kura tolerowała. Nie, żeby miała coś przeciwko, była wytrzymała, zresztą nie takie trudy już znosiła. Tylko… nie lubiła deszczu. Nie lubiła moknąć. Zwłaszcza gdy pod stopami chlupało nieprzyjemnie błocko. Odruchowo się skrzywiła. Nie wiedziała, dokąd właściwie zmierza. Szukała chyba po prostu jakiegoś większego miasta, w którym będzie mogła trochę zabawić, może znajdzie w nim pracę, może spotka kogoś interesującego… Wiedziała, że nie będzie mogła się tak włóczyć w nieskończoność, tym bardziej, że nie miała pojęcia, gdzie właściwie się teraz znajduje.
Na całe szczęście dostrzegła na skrzyżowaniu słup z przybitymi do niego drewnianymi tabliczkami, w których czyjaś niewprawna ręka wydłubała nazwy najbliższych miast wraz z odległością, jaka do nich została. Z ciekawością się przyjrzała drogowskazom, zastanawiając się, dokąd powinna iść. Zmrużyła oczy, przypominając sobie mapę, a raczej – próbując sobie przypomnieć. Na chwilę wypuściła z objęć kurę i położyła ją na ziemi, ciągnąc za rzemień, przymocowany do jej szyi. Większość deseczek ukazywała jakieś bliżej Kurze nieznane miejscowości, pewnie pobliskie wioski. Dopiero nazwa „Fargoth” jej coś więcej powiedziała. Było to, zdaje się, największe miasto z tutaj zapisanych. Piętnaście staj, przeczytała. Daleko. Jednak i tak nie miała wyjścia, mogła jedynie zatrzymać się po drodze w jakiejś wiosce i trochę odpocząć.

***

Wymęczona, bo wymęczona, ale dotarła w końcu do Fargoth, czując, że jeszcze dalej, i by padła na miejscu. Czuła się wycieńczona. Naprawdę nie wiedziała, co w ogóle ją czeka w mieście, czy w ogóle był sens, żeby do niego szła – tak daleko! – ale stwierdziła, że najrozsądniej będzie znaleźć karczmę, przespać się i trochę zregenerować utracone siły, zaś dopiero potem zastanawiać się, co w ogóle ze sobą zrobić.
Aradisa
Szukający drogi
Posty: 43
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Smok Solarny
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Aradisa »

Fargoth... Miasto jak wiele innych tego typu, mogła tam liczyć na zarobek pochodzący z hazardu. Jak to w karczmach bywało - ludzie czy elfy lubiły pod wpływem alkoholu trwonić swoje majątki. Zarówno te większe, jak i mniejsze. Czy smoczyca pod ludzką postacią się tym przejmowała? Szczerze mówiąc, nie brała na to żadnej korekty. Po prostu zarabiała, jak to w myślach nazywała. Nigdy jednak nie przesadzała, była w tym dość dobra, a jej smoczy wzrok pomagał w kantowaniu. Jednakże nie wykorzystywała tego w stu procentach. Wystarczyło jej zdobyć pieniądze, które miały wystarczyć na najpotrzebniejsze wydatki - jedzenie, pokój, ogólnie przeżycie. Zbyt duża ilość złota sprowadzała niepotrzebne zainteresowanie na jej osobę. W końcu Aradisa nie wyglądała na najemniczkę czy osobę, która potrafiła się bronić. A więcej złota, jej wygląd, to kłopoty. Pewnie by sobie poradziła - jest smokiem, co nie? Ale nie potrzeba stwarzać więcej problemów, niż to konieczne, żadnego pożytku z tego nie ma.

***

Późnym popołudniem, niemalże już wieczorem, dotarła do karczmy. Od razu bez większych problemów znalazła kompanów do gry - jak zawsze, niechętnie zgodzili się na udział kobiety w grze, ale ostatecznie jej pozwolili. Z pomocą jej słów uznali, że urozmaici to rozgrywkę i będzie po prostu ciekawiej. Gra się toczyła powoli, nie było jakichś większych wydarzeń. Raz zyskiwała, raz traciła... Ogólny bilans miała jednak dodatni - w ostatecznym rozrachunku więcej zyskała niż straciła. Była to dla niej idealna sytuacja. Nie zwracała na siebie uwagi, na to liczyła.

Był wieczór, drzwi do karczmy się otworzyły, wpuszczając chłodnego wieczornego powietrza, a w drzwiach pojawiła się średniego wzrostu kobieta. Aradisa w tej chwili akurat chciała się jakoś wymigać od dalszej gry, chociaż towarzystwo ją zatrzymywało. Wykorzystała więc okazję. Przy akompaniamencie muzyki którą raczyła ich jakaś kobieta, grając na harfie, smoczyca rzuciła do mężczyzn:
- O, przyszła moja znajoma. Muszę was opuścić, miłej gry! - rzuciła i pospiesznie wstała, ruszając w stronę nieznajomej. Oczywiście było to kłamstwo. Zbliżyła się do niej i kompletnie ignorując jej jakikolwiek protest czy reakcję, po prostu ją przytuliła. Zbliżyła usta do jej ucha i szepnęła:
- Spokojnie, musiałam się pozbyć towarzystwa. Chodź do lady, napijemy się. Ja stawiam. Zachowuj się, jakbyśmy się znały. Proszę - szeptała na tyle cicho, by być pewną, że jedynie ta ją usłyszy. To proszę było użyte tylko po to, by nie postawić ją przed żądaniem, ot złudne poczucie pewności i możliwości wyboru dla nieznajomej. Nadal nie czekając na jej odzew czy sprzeciw, który rzecz jasna by zignorowała. Przestała ją przytulać i powiedziała teraz głośniej.
- No, co tam u ciebie słychać! Dawno się nie widziałyśmy, opowiadaj, opowiadaj. - Dla osoby, która siedziała metr obok, byłoby to kompletnie naturalnym zachowaniem ze strony kobiety. Chwyciła dłoń nieznajomej i pociągnęła ją w stronę baru czy też lady.
Awatar użytkownika
Tirra
Szukający drogi
Posty: 42
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Człowiek - Bard
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Tirra »

        Miasto Fargoth... Tirra nienawidziła przepełnionych miast, dlatego chciała zarobić trochę złota, grając tu i ówdzie i jak najszybciej wybyć z tego miejsca. Zaczęła od grania na ulicy, jednak przechodnie nie zwracali na nią uwagi. Spróbowała swych sił przy targu, lecz również bez rezultatu. ~ To będzie ciężki dzień - pomyślała, chodząc od karczmy do karczmy i szukając miejsca, w którym mogłaby zarobić szybko sporą sumę pieniędzy. Jednak wszędzie panowały pustki, zapewne z powodu tak wczesnej pory. Karczmy mają to do siebie, że odżywają w nocy, zaś w dzień praktycznie nikt się nimi nie interesuje. Tirra miała dość łażenia w tę i z powrotem bez celu i wszedłszy do pierwszej lepszej z karczm, zamówiła coś do picia i spokojnie czekała, aż zapadnie zmrok.
         Im na zewnątrz robiło się ciemniej, tym więcej osób pojawiało się w karczmie. W większości były to podejrzane osobniki, z którymi nie warto było zadzierać. Dziewczyna jednak była przyzwyczajona do swojej pracy i wiedziała, że wiąże się to z niebezpieczeństwem. Kilkanaście razy podczas jej występów opluto ją, zwyzywano lub nawet próbowano podnieść rękę czy zgwałcić. Tirra jednak nie dawała sobie w kaszę dmuchać i radziła sobie z takimi zachowaniami. Czasami musiał ingerować w to karczmarz, jednak jak dotąd nic się jej nie stało. Czy tej nocy coś mogłoby pójść źle?
         Szybko zlustrowała wzrokiem obszerne pomieszczenie i wyciągnąwszy swoje instrumenty, podeszła do palącego się kominka, postawiła obok niego krzesło i usiadła na nim. Zaczęła od lutni, jednak nikt nie zwracał uwagi na jej 'pobrzękiwania'. Skandal! Te padalce nie mają zielonego pojęcia czym jest piękna muzyka! - pomyślała, ale nie dała za wygraną i chwyciła za harfę. Zaczęła na niej grać i głośno śpiewać, ażeby jej głos przedarł się przez harmider, który tu panował. Kątem oka zauważyła dwie kobiety stojące przy ladzie karczmarza. Zwróciła na nie uwagę tylko dlatego, iż były to jedyne kobiety, oprócz niej samej, które znajdowały się w karczmie. Nagle ktoś chwycił ją za ramię. Był to jeden z hazardzistów, którzy grali przy jednym ze stołów. Tirra oczekiwała jakiejś obelgi...
- Suko! Śpiewaj trochę ciszej, bo przeszkadzasz nam grze. Na coś tu przylazła, nikt cię tu nie chce - usłyszała. Co za prymityw! Nikt nie będzie jej obrażał, nigdy sobie na to nie pozwoli! - pomyślała, po czym wstała i splunęła mu prosto w twarz. Tak! Niech poczują się tak samo jak ja, kiedy mnie tak traktowano! - uśmiechnęła się w głębi ducha, lecz nie przewidziała konsekwencji swych czynów. Opluty mężczyzna wytarł rękawem koszuli twarz, po czym uśmiechnął się dziko i krzyknął:
- Chłopaki! Ta pani chce się zabawić. Dajmy jej trochę rozrywki!
To powiedziawszy, rzucił się w jej stronę i zaczął ją obmacywać po piersiach, do niego podchodzili już kolejni z mężczyzn.
- Łapy precz! - Krzycząc próbowała wyswobodzić się z rąk tego natarczywego dziada, jednak nie miała tyle sił, by się mu przeciwstawić. Jej harfa spadła na ziemię i połamała się. O nie!
- Pomocy - krzyknęła, modląc się w duchu, aby ktoś uratował ją z łapsk tego bydlaka. W akcie desperacji kopnęła go z całej siły w krocze i czekała na rozwój wypadków...
Awatar użytkownika
Quarraena
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 145
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Quarraena »

Stwierdziła, że nie ma innego wyboru, jak udać się do karczmy, żeby zdobyć jakieś miejsce na nocleg i coś zjeść. Musiała odpocząć. Nawet ona się męczyła – zresztą po takim czasie kto by się nie zmęczył? Kokoszka też już najwyraźniej miała dosyć, bo patrzyła tylko smętnie, nie mając siły na przebieranie nóżkami, większość drogi spędziła więc na ramieniu swojej właścicielki, nieco zaplątana w jej włosy. Przynajmniej było jej ciepło, czego nie można powiedzieć o zmarzniętej Kurze. Nie, żeby zimno aż tak bardzo jej przeszkadzało, ale wolała raczej cieplejsze klimaty.
Dlatego, gdy wchodziła do karczmy, ciepłej, przytulnej i obiecującej odpoczynek, poczuła się od razu lepiej. Miała ochotę wypić coś porządniejszego, jakiś alkohol, żeby się rozgrzać. Nim jednak zdołała w ogóle zwrócić na siebie uwagę karczmarza, rzuciła się na nią jakaś kobieta, z miejsca przytulając. Niezadowolona z tego Kura zesztywniała i szybko wyswobodziła się z uścisku.
– Puść mnie, kobieto! Nie znam cię nawet!
Gdy tamta wypuściła z siebie z prędkością światła kolejne słowa, jedynie spojrzała na nią ze zdumieniem. Co niby miała mówić? Rozmawianie z nieznajomymi nie przychodziło jej najłatwiej. Kobieta pociągnęła elfkę w stronę kontuaru, nie zwracając uwagi na pierzastą (niegdyś białą, teraz w kolorze błota) kulkę na jej ramieniu, która skwitowała to cichym wyrzutem.
– Czyś ty oszalała… – mruknęła Kura, mimowolnie stając przy nowopoznanej kobiecie. Dopiero teraz zlustrowała ją wzrokiem, oceniając pobieżnie blond loki, typowo kobiecą sylwetkę i niebieskie oczy. Wyglądała dość sympatycznie, jednak zaufania elfki nie zdobywały osoby, które się na nią znienacka rzucały, a których w ogóle nie znała i widziała pierwszy raz na oczy. – Co ty wyprawiasz?
Zanim kobieta zdążyła odpowiedzieć, kątem oka dostrzegła, że w karczmie narasta harmider, chyba szykowała się jakaś awantura. Odwróciła się błyskawicznie, dostrzegając, w czym rzecz. Napaleni, pijani, pomyślała z niesmakiem o mężczyznach napastujących śpiewaczkę. Nie, żeby specjalnie przepadała za ludźmi, ale uważała, że gdy ktoś jest w opałach, z których sam się nie wydostanie, należy mu pomóc.
– Hola, hola, panowie. – Jak gdyby nic, weszła do kręgu, który utworzyli wokół śpiewaczki. – To chyba nie miejsce na takie wygłupy.
– Odwal się, mała dziwko! Kolejna się znalazła! Obrończyni! – Ten sam mężczyzna, który wcześniej obmacywał kobietę, teraz starł z twarzy ślinę i zamierzył się na Quarrę, rozjuszony jej nagłym wtargnięciem. Ta jednak szybko się uchyliła, wykonując zgrabny piruet i sprawiając, że jego pięść złapała jedynie powietrze, a on sam stracił równowagę. Wykorzystała to, żeby kucnąć, odłożyć Kokoszkę na ziemię i obdarować draba kopniakiem. Zwalił się z hukiem na stół, zrzucając z niego kufle piwa i łamiąc go. Jak na komendę, pozostali również rzucili się na Kurę, która przyjmowała to z dziwnym spokojem i kpiącym uśmiechem, który się poszerzył, gdy jeden z napastników nagle wrzasnął. Tylko kilka sekund zabrało jej zrozumienie, co się stało: mądra Kokoszka dziabnęła go w kostkę. I to najwyraźniej dość mocno. To też dało możliwość jej pani szybszego rozprawienia się z nim, bo jego uwagę rozproszyły krew i boląca noga. Uśmiechając się z satysfakcją, zamachnęła się i uderzyła go mocno, powalając na ziemię.
– No, panowie – zaczęła – ktoś jeszcze chce się ze mną zmierzyć?
Tymczasem kura spokojnie wydziobywała z zakurzonej podłogi ziarna, które wypadły Kurze z kieszeni podczas walki.
Aradisa
Szukający drogi
Posty: 43
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Smok Solarny
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Aradisa »

Rozumiała reakcję nieznajomej elfki, ale rzecz jasna nie odpowiadało jej to. W końcu robiła niepotrzebnie problem. Dobrze, że nie krzyczała. Wzbudziłaby niepotrzebne zainteresowanie wśród byłych towarzyszy smoczycy, którzy i tak pewnie już coś podejrzewali.
- Pomocy! - Usłyszała krzyk ze strony dającej koncertu kobiety na scenie. Jak zdała sobie sprawę, jej gra i śpiew nie sprawiał przyjemności obecnym w karczmie osobnikom. Ale czego można się było po nich spodziewać... Motłoch! Nic więcej, zwykły motłoch.
Rzecz jasna sama Aradisa nie miała zamiaru zareagować. Ale kiedy jej nowa tymczasowa towarzyszka zdecydowała się pomóc pani bard, smoczyca się trochę zmieszała. Ostatecznie po prostu zastygła w bezruchu, obserwując sytuację. Bez problemu poradziła sobie z pierwszym mężczyzną, a przy drugim pomogła jej... Kura. Otworzyła szerzej oczy, zdziwiona, takich rzeczy się często nie widuje.
Dobra, czas wkroczyć. Zgrabnie wskoczyła na scenę, na której znajdowały się obie kobiety.
- Wystarczy - rzuciła spokojnie. - Na co komu te bójki, idźcie sobie tam grajcie dalej i będzie spokój - dodała. Mężczyznom oczywiście ten pomysł się średnio podobał, ale nie byli pewni co do pomysłu walki z kobietami. A zwłaszcza z elfką, która już zademonstrowała to, że bez problemu sobie może z nimi poradzić.
- Zostawcie ich, wracamy do gry. - Niechętnie się wycofali, rzucali oczywiście krzywe spojrzenia, ale nikt nie odważył się powiedzieć czegoś na głos czy ich zaatakować.
Westchnęła i pokręciła głową. No, z nimi już nie zagra. A szkoda, łatwo było ich oszukać... Zbliżyła się do nieznajomej pani bard.
- Nic ci nie jest? - zapytała, przyklękając lekko koło niej. Oczywiście, że tak naprawdę jej to nie obchodziło, była na to zbyt wielką egoistką, ale w takiej sytuacji tak jakby wypadało zapytać.
Awatar użytkownika
Quarraena
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 145
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Quarraena »

Kura jeszcze raz rozejrzała się po rozchodzących się mężczyznach, spodziewając się ataku. Czasem znajdowali się tacy szaleńcy, którym wciąż było mało, i gdy wszyscy rezygnowali z dalszej walki, a dotychczasowi zwycięzcy wyzbywali się wszelkiej ostrożności, znienacka atakowali. Słyszała opowieści o karczemnych legendach, które w ten sposób zginęły – nie w otwartej walce, ale od noża przypadkowej osoby.
        Oceniwszy, że zagrożenia już nie ma, beztrosko odsunęła z szurgotem najbliższe krzesło i usiadła na nim, natychmiast kładąc nogi na stole. Przy okazji strąciła kufel piwa, który w wyniku bójki znalazł się na krawędzi blatu. Rozbił się na drobny mak, a brązowa, spieniona ciecz rozlała się leniwie po zakurzonej podłodze.
        – Jakiś problem? – spytała Kura, widząc zdziwione spojrzenia kilku bywalców karczmy, w tym i kobiet, z którymi rozmawiała. W duchu jednak westchnęła. Ta banda nie była żadnymi przeciwnikami, nie musiała nawet wyciągać miecza czy sztyletu, żeby ich pokonać. Z jednej strony to miła odmiana po uzbrojonych po zęby rycerzach i miotających kulami ognia magach, ale z drugiej strony… Poszło za łatwo. Zdecydowanie za… łatwo.
        Ziarna na podłodze bardzo szybko zniknęły w żołądku kury i nie została po nich nawet okruszynka, więc zwierzak niechętnie przywlókł się do nogi Kury. Ta nawet nie zwróciła na niego uwagi, pomimo że przechylił łepek i patrzył na nią z niemym wyrzutem w oczach. Postanowiła więc coś w tym kierunku zrobić. Zatrzepotała bezradnie skrzydełkami; gdyby mogła, dostałaby się na kolana swej pani. Nie mogła jednak, więc jedynie zagdakała.
        – Zapłacisz, kobito, za te szkody! – Przy stoliku Kury pojawił się znienacka chuderlawy barman i trzasnął pięścią w blat stołu, co w jego wydaniu wyglądało i zabrzmiało dosyć śmiesznie. – Tyle kufli zbitych, stoły połamane… Psia twoja krew!
        – I co jeszcze? Nie do mnie z rachunkiem za szkody, lecz do tych panów, o, tam, w kącie… – Wskazała nożem, który znikąd pojawił się w jej dłoni, właściwych mężczyzn. Na ostrzu zalśniło światło karczemnych świec, lecz zaraz zgasło, gdy nóż powędrował do pochwy, a sama Kura założyła ręce za głowę. – Nie jestem za nie odpowiedzialna.
        – Psia wasza mać! Powinniście załatwiać swoje porachunki na dworze, a nie tutaj! Powinien istnieć zakaz walk w miejscach publicznych!
        – Już tak się nie pluj, nudzisz mnie – stwierdziła, patrząc na barmana z wyraźną niechęcią.
        - Jak śmie… AUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUA!!!
        Tak głośnego wrzasku Kura już dawno nie słyszała. Zupełnie jakby kogoś żywcem przypiekali… Zanim się zdążyła zorientować, co właściwie robi, odruchowo zerwała się z miejsca i stała spięta, lekko przygarbiona, gotowa do odparcia ataku. Gdy jednak spojrzała na karczmarza, nie zauważyła niczego dziwnego, poza tym, że w gospodzie zapadła nagle cisza, wszyscy przerwali rozmowy i spojrzeli na sprawcę zamieszania. Ona sama nie wiedziała, o co w ogóle chodzi, zdębiała lekko.
        – Co się stało?
        – Ta cholerna… pieprzona… kura… mnie… ugryzła…!!! – Czerwony z wściekłości mężczyzna podskakiwał teraz, usiłując strząsnąć Kokoszkę wgryzioną w jego nogę.
        Kura nie wytrzymała. Roześmiała się tak, jak nie śmiała się nigdy wcześniej.
        Nie mogła przestać się śmiać nawet wtedy, gdy wraz z kurą i ze złamaną miotłą, która poleciała w jej stronę, została wywalona za drzwi. Zresztą jej wyrzuceniu towarzyszyły chóralne wybuchy śmiechu ze strony tych, którzy się znajdowali w karczmie.
        Warto było, pomyślała z szerokim uśmiechem, kucając i głaszcząc Kokoszkę po biało-szarych piórkach.
        – Jestem z ciebie bardzo dumna, moja mała. Pójdziemy na targ i kupimy ci jakieś ziarenka, nawet jeżeli teraz nie mamy dachu nad głową na tę noc… Ale było warto. – Roześmiała się ponownie.
        W oczach kury dostrzegła wyraźną aprobatę dla jej słów.
        - Koko!
Aradisa
Szukający drogi
Posty: 43
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Smok Solarny
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Aradisa »

Kobieta która szybko się jej przedstawiła jako Tirra była wyraźnie roztrzęsiona. Nie mogła się uspokoić widząc elfkę walczącą z kolejnymi napastnikami.
- Chodź, wyprowadzę Cię ona się nimi zajmie. - Rzuciła dość suchym tonem Aradisa. Czemu to robiła? Kobieca solidarność? Może. Albo po prostu było jej szkoda. Albo też to, że uznała jej byłych współgraczy za kompletnych debili? Możliwe. Albo obie opcje naraz? No w tym przypadku to wszystko jest tak na prawdę możliwe.
- Dziękuję, nie wiem jak Ci sie odwdzięczę! - Mówiła Tirra, trzymając smoczycę w ludzkiej postaci za rękę. Wyrwała ją.
- Nie dziękuj, nie odwdzięczaj się. - No tak, wróciła cała smoczyca. Marny człowiek, nawet nie wiedziało to z kim miało do czynienia. No w sumie, nie mogła mieć. Ale to nie zmieniało tego, że o to smoczyca nie polubiła Tirry, bo ta sprawiła problemy. W pewnym sensie oczywiście. A jak smoczyca kogoś nie lubiła, to wcale nie miała zmiaru być miłą. A już chwilę żyła, więc mimo tego, ze często nadal zachowywała się jak dziecko to... Trochę obycia, nawet chamskiego, zyskała.
- Po prostu idź, to nie jest miejsce dla Ciebie. Będą dalej się rzucać. - W miarę logicznie jej to wytłumaczyła. Nie chciała ostatecznie - sama nie wiedziała dlaczego - powiedzieć, żeby po prostu spadała. No może dlatego, że jej odrobinę pomogła? No może.
- Dziękuję Ci jeszcze raz. Bardzo. - Już trochę spokojniejsza była, jak to mówiła. Ale smoczyca nawet nie chciała już tego słuchać nawet. Była niecierpliwa.
- Dobra, nie ma za co. Cześć. - Zatrzasnęła jej drzwi od zaplecza przed nosem i wróciła z powrotem do pomieszczenia. A tam? Tam właśnie elfka dyskutowała z barmanem. Znaczy, dyskutowała to może było za dużo powiedziane. Ona go zbywała. Hm, smoczycę ewidentnie zaciekawiła ta postać. Umiała walczyć, to na pewno. No i była elfką. Elfy z reguły były... Fajne. Lubiły smoki. A Aradisa lubi jak ktoś ją lubi. A jak to prawią jej jeszcze jakieś komplementy? Ah, jaka to ona piękna, idealna, "smocza"? No po prostu uwielbiała to. Ah, mogłaby coś takiego słuchać godzinami, dniami, latami... Nie znudziłoby się to jej. Nagle rozległ się wrzask barmana. A czym był spowodowany? Kura, która... Smoczyca sama nie wiedziała skąd się tu wzięła kura. I dlaczego ona dziabnęła barmana? Nieważne. Wybuchnęła głośnym śmiechem - jak prawie cała karczma zresztą. Poszła w ruch miotła która się złamała zresztą, no i w końcu barman wyrzucił na zewnątrz elfkę. Pokręciła głową. Rozejrzała się. Lekko zdemolowane wnętrze, barman który na pewno połączy ją z elfką... Nie, nic tu po niej. Dobrze, że nie wynajęła jeszcze pokoju. No nic. Zresztą... Nie została by tu. Wyszła na zewnątrz. Zastała elfkę kucającą przy kurze. Czy to był jej chowaniec? Eh, dziwna... Ale to elfka. Elfy są dziwne. Nie rozumiała ich. Ale to nie ważne.
- Przez Ciebie już tu nic nie wygram. Dzięki. - Rzuciła niby to sucho... Ale w głosie była wyraźna nutka sympatii.
- Przez Ciebie - znowu zaczęła tak samo jak przed chwilą - muszę sobie znaleźć inną karczmę w której przenocuję. Gdzie indziej będę musiała się napić. No i gdzie indziej będę musiała... - Tutaj się zawahała, po czym machnęła ręką. Dzisiaj już nie będzie grać.
Westchnęła.
- Chodź, nie będę przecież piła sama, a jesteśmy przecież w mieście, na pewno znajdziemy jakąś karczmę. - Po tych słowach wzruszyła ramionami i ruszyła przed siebie.
Awatar użytkownika
Quarraena
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 145
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Quarraena »

        Kura z zaskoczeniem spojrzała na nieznajomą kobietę i podniosła się. To była ta sama, która wcześniej pod byle pretekstem zaczepiła ją w karczmie. Przez chwilę mrużyła oczy, oceniając, czy mówi prawdę, czy kłamie. W zasadzie nie wiedziała, czego się po niej spodziewać. Uznała jednak, że skorzysta z zaproszenia, wszakże nie miała niczego lepszego do roboty, a gdzieś musiała spędzić noc.
        – Poczekaj chwilę – mruknęła.
        Musiała założyć Kokoszce smycz, żeby się nie zgubiła i nie pałętała tam, gdzie nie trzeba. Na całe szczęście sznurek kury nie zginął w szale bitewnym, lecz omotał się wokół złamanej teraz miotły.
        Sprawnie założyła Kokoszce smycz, co ta skwitowała wyrzutem w oczach. Dlaczego mi się tak odwdzięczasz, zdawała się pytać.
        – Nic ci nie poradzę, Kokoszko. Taka kurza dola. Jesteśmy biedne. – Uśmiechnęła się leciutko, biorąc kurę na ręce i pozwalając jej się usadowić na ramieniu, trzymając przy tym w dłoni wolny koniec sznurka. Dopiero wtedy podążyła za kobietą, starannie lawirując w tłumie przechodniów i osłaniając ramieniem kurę, żeby nie zleciała ani nie oberwała łokciem od nikogo. Z początku trzymała wzrok utkwiony w plecach przewodniczki kroczącej z przodu, szybko jednak dostosowała się do jej kroków i wyłapywała je z tłumu. Jako skrytobójczyni posiadała tę umiejętność, nigdy nie miała problemów z lokalizacją kogokolwiek. Lub czegokolwiek.
        Kokoszka nagle zagdakała, jej uwagę przykuł niebieski błysk na jednym ze straganów, obok których właśnie przechodziły.
        Quarra również spojrzała w tamtą stronę i zrozumiała zainteresowanie swojej podopiecznej. Na dębowym stoliku wyłożonym brudnym, czerwonym suknem leżała niebieska, błyszcząca bransoletka, wykonana prawdopodobnie z jakiegoś elfiego materiału, ponieważ składała się z delikatnych, nakładających się na siebie splotów. Była piękna, temu Kura nie mogła zaprzeczyć.
        – Po co ci ta błyskotka, Kokoszko? – zaśmiała się, patrząc na ptaka. – Nie potrzebujesz przecież. Ja też nie. Nie noszę takich rzeczy.
        – Może w czymś pani pomóc? – zagadnął ją chudy, kościsty wręcz sprzedawca, widząc, że przystanęła niedaleko jego straganu. – Ach, patrzy pani na bransoletkę? – Podniósł przedmiot do oczu. – To doprawdy prześliczna rzecz. Elfowie ją wykonali.
        Tyle to wiem, człowieku.
        Promienie zachodzącego słońca zatańczyły na niebieskim metalu, sprawiając, że przedmiot zaświecił hipnotyzującym blaskiem.
        – Skąd pochodzi? – zapytała, podchodząc jeszcze bliżej. Kokoszka zatrzepotała skrzydełkami.
        – Żebym to ja wiedział… Pewnie w jakichś górach ją wykuto, tam, gdzie elfowie mają swe osady. Nie znam się na tym zbyt dobrze.
        Widać.
        – Ile za to bierzesz?
        – Pięćdziesiąt ruenów.
        Powstrzymała cisnący się jej na usta okrzyk zaskoczenia. Tak mało? Elfie wyroby zawsze szły w setki, jeśli nie w tysiące! No chyba że to była podróbka. Nie wiedziała, co gorsze: falsyfikat czy kompletne nieobeznanie sprzedawcy.
        – Biorę – oznajmiła zdecydowanie. Los chciał, że akurat miała tyle monet w sakiewce; wiedziała, że starczy jej jeszcze na kilka dni, ale powinna rozejrzeć się w końcu za jakąś robotą, w przeciwnym razie szybko skona z głodu.
Podała sprzedawcy odpowiednią kwotę i już sekundę później bransoletka spoczywała na jej nadgarstku. Myślała, że będzie nieco zbyt duża, jednak sama w magiczny sposób dostosowała się do ręki.
        Kura jeszcze nie wiedziała, przez co będzie musiała przejść z powodu bransoletki… Gdyby wiedziała, rzuciłaby ją w błoto.
        Ale tego nie zrobiła.
        Metal był ciepły, pulsował.
Aradisa
Szukający drogi
Posty: 43
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Smok Solarny
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Aradisa »

        Nie zwróciła tak naprawdę większej uwagi na to, jak badawczym spojrzeniem elfka przypatrywała się jej, oceniając ją. Szczerze mówiąc, nie zwróciła na to nawet najmniejszej uwagi, po prostu zbyła to, uznając za coś nieistotnego. Tak! Bo to przecież nie było istotne. Zatrzymała się jednak, kiedy powiedziała, żeby chwilę poczekała. Z nieukrywaną ciekawością odwróciła się w jej stronę i uniosła brwi, widząc, co robi. Czy elfka właśnie zakładała smycz Kokoszce, jak ją nazwała? Dobra, wiele w życiu widziała. Ale... kury na smyczy nigdy. Widocznie, nadal nie widziała wszystkiego. No ale tego to się mogła przecież spodziewać. Nieważne, jak długo będzie żyć, wszystkiego zobaczyć nie zdoła, zawsze coś umknie. Były w tej chwili koło jakiegoś straganu, przy którym elfka razem ze swoim chowańcem zdecydowały się zatrzymać. Mimowolnie zatrzymała się, cofając odrobinę, żeby zobaczyć, czemu tym razem się zatrzymała. Podeszła do stoiska, zerkając niedyskretnie na błyszczącą bransoletkę. BŁYSZCZAŁA. No tak, smoki solarne miały to do siebie, że baardzo lubiły błyskotki. Aradisa nie była pod tym względem wyjątkiem, więc przypatrywała się tej błyskotce dość intensywnie. Nim zdążyła coś powiedzieć, to elfka już zapłaciła, niemalże od razu. To pewnie dlatego, że smoczyca była zajęta bardziej przyglądaniem się bransoletce, niźli samą chęcią kupna jej. Chociaż... Stać ją na to było.
         Obserwowała, jak elfka zakłada sobie bransoletkę na nadgarstek, nie umknęło uwadze smoczycy to, jak ta dostosowała się w magiczny sposób do jej ręki. Zmrużyła oczy i ciągle patrząc na bransoletkę, wreszcie się odezwała.
- Odkupię tę bransoletkę, dam więcej, ile chcesz? - Mówiła to dość powoli, jakby ważąc każde kolejne słowo. A tak naprawdę mówiła tak dlatego, że po prostu była skupiona na bransolecie, od której czuła pulsującą magię. Była wyczulona pod tym względem i na chwilę obecną sama nie wiedziała, dlaczego nie może oderwać wzroku od błyskotki. Dlatego, że się jej podobała, czy przez tę magię? Nieważne. Po prostu chciała ją mieć i na tym się skupiła.
Awatar użytkownika
Quarraena
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 145
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Quarraena »

– Naprawdę chcesz ją kupić? – Zaskoczona usłyszała słowa nieznajomej kobiety i odruchowo spojrzała na bransoletkę. Dopiero co ją nabyła, poza tym była bardzo piękna… Chciała się nią nacieszyć. Najlepiej w samotności. Rzadko kiedy kupowała coś, co miało tylko funkcję estetyczną… Owszem, mogła sprzedać bransoletkę za podwójną jej wartość i zyskać pieniądze właściwie za jedną błyskotkę… Ale jednak nie chciała to zrobić. Bransoletka ją zaczarowała. – Przykro mi, ale ci jej nie sprzedam.
Ucięła wszelkie próby dyskusji, zwyczajnie wymijając kobietę i ruszając dalej z kurą na ramieniu. Zręcznie wmieszała się w tłum, lawirowała pomiędzy przedstawicielami chyba wszystkich możliwych ras i wymknęła się ewentualnej pogoni. Ta kobieta była naprawdę dziwna, instynkt podpowiadał Kurze, żeby jak najszybciej się pozbyła niechcianego ogona. Wolała podróżować sama, samotność sprzyjała skupieniu i ukrywaniu się. Była skrytobójczynią, tego ją nauczono. Musiała jedynie znaleźć jakiś nocleg, po czym najlepiej opuścić to miasto i udać się dokądś… Jeszcze nie wiedziała dokładnie, dokąd, ale na pewno tam, gdzie znajdzie jakieś dobre zlecenia. Najlepiej sowicie płatne, żeby miała za co przeżyć przez jakiś czas. A potem się pomyśli… Może zabicie jakiegoś czarodzieja czy arystokraty? Za to można naprawdę dużo zarobić. Uśmiechnęła się na samą myśl. Kokoszka, jakby wyczuwając zadowolenie swej pani, cicho zagdakała, natomiast bransoletka na nadgarstku mrocznej elfki delikatnie pulsowała.
Spędziła noc w karczmie i następnego dnia opuściła miasto, udając się na poszukiwanie zlecenia.


[Ciąg dalszy: Quarraena]
Zablokowany

Wróć do „Fargoth”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 7 gości