FargothFargoth w cieniach skąpane

Miasto położone na granicy Równiny Drivii i Wschodnich Pustkowi, jedno z głównych miast środkowej Alarani, położone na szlaku handlowym, prowadzącym przez Opuszczone Królestwo aż do Wybrzeża Cienia.
Awatar użytkownika
Sekiel
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 105
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:

Fargoth w cieniach skąpane

Post autor: Sekiel »

        Kap, kap, kapały krople wody, ściekające z wilgotnego sufitu nisko sklepionego lochu. Kap, kap, wtórowały im krople krwi, zbierając się w zagłębieniach między kamieniami posadzki.
        Krew ściekała wzdłuż przedramienia i po palcach nieboszczyka, ułożonego na dębowym, nieoheblowanym stole. Był rozdziany niemal do naga – biała szmata skrywała tylko przyrodzenie - dzięki czemu można było zobaczyć rany, pokrywające ciało. Tych zaś było sporo, najróżniejszej wielkości i najróżniejszych rozmiarów.
        Ranom przyglądało się dwóch ludzi. Jeden niski, łysiejący, w skórzanym fartuchu, grzebał niewielkimi szczypcami w głębokim cięciu na przedramieniu. Drugi stał nieco z tyłu - wysoki, zadbany, w podbitym płaszczu narzuconym na kolczugę i z mieczem przy boku. Na jego twarzy nie malowały się żadne emocje - znać, do widoków tego typu był przyzwyczajony.
        - Znalazłeś coś? - zapytał po chwili. Grzebacz grzebać przestał, pokręcił głową.
        - Prócz tego kawałka ostrza, nic - odparł. - Fachowa robota.
        - Fachowa? Nie wygląda... Ile on ma dziur, ze trzydzieści?
        - Trzydzieści dwie dodatkowe, ale żadna nie wygląda na zadaną w ślepej furii. Przeciwnie, wszystkie są dość precyzyjne, no, może za wyjątkiem tych na piersi... Właśnie. Zabił go cios w serce, pozostałe dwanaście zostały chyba zdane później - są dość równe, nieboszczyk nie szarpał się. Wcześniej na pewno był w stanie, spójrz tutaj - koroner, bo nim był mężczyzna w fartuchu, wskazał na przedramiona trupa - wszystko pokaleczone, czyli zasłaniał się przed ostrzami. Co do brzucha, to pewnie tortury, napastnicy bili, kopali, jest tu także kilka płytkich cięć. No i wreszcie to - koroner uniósł prawą dłoń denata - z małego palca zdarli mu skórę.
        - A ten odłamek ostrza?
        - Został w kości. Dam go do badań, ale nie sądzę, żebyśmy dowiedzieli się cokolwiek... Pewnie zwykłe porachunki w półświatku, a do takich nie używa się dziwnej, magicznej na przykład, stali. Szukanie wyszczerbionego sztyletu to pewnie też nie najlepszy pomysł...
        - Nie. Nie najlepszy. W krojeniu nie będę ci asystował, jakbyś dowiedział się czegoś jeszcze, daj znać. Chłopaki badają dobytek nieboszczyka?
        - Zaczęli jakieś pół godziny temu, niedługo pewnie spiszą raport.
        - Dobra, niech ktoś przyśle mi go do biura razem z wynikami sekcji. Tylko żebym do zmierzchu miał go na biurku! Sprawę trzeba załatwić szybko, mam naciski, a później jestem zajęty.
        Mężczyzna w płaszczu wyszedł z lochu, żegnając koronera skinięciem głowy. Nie udał się jednak prosto do swojego biura, mieszczącego się w wewnętrznej części fargothańskiej twierdzy, miał bowiem inne sprawy do załatwienia. Nieboszczyk zaniepokoił go, Bryden Trauton postanowił więc uruchomić swoje kontakty w mieście i dowiedzieć się czegoś więcej, niż mógł mu powiedzieć koroner czy śledczy z jego oddziału.

***


        Los lubi płatać figle, więcej bowiem dowódca fargothańskich łuczników dowiedziałby się, gdyby postanowił zostać na sekcji jeszcze przez chwilę.
        Do baszty, w której urzędował koroner, weszło trzech ludzi, z rodzaju tych, którym lepiej ustępować z drogi w ciemnych zaułkach. Wszyscy pod bronią, twarze zasłaniali chustami i kapturami, a spod ich opończ przebłyskiwały kolczugi. Wprawne oko kapitana mogłoby zauważyć, że kolczugi te podobne są do ekwipunku wojskowego, głowice mieczów też zresztą wyglądały znajomo. Zakapiory dobrze wiedziały, czego szukają - skierowali się od razu na dół. Na schodach ściągnęli kaptury i zsunęli chusty.
        - Jakieś wieści o trupie? - zapytał jeden z nich, kiedy znaleźli się w lochu. Koroner poderwał wzrok znad ciała.
        - Nie znam was - odparł. - Kto pyta?
        - Trauton nas przysłał. Koniecznie potrzebuje raportu z sekcji.
        Kłamią, stwierdził mężczyzna w skórzanym fartuchu. Kapitan nie miał w zwyczaju wysyłać posłańców, podobnie jak zmieniać zdania co pięć minut.
        - A papier od niego macie? - zapytał znów. - Bez niego nie mogę udostępnić raportu.
        - Oho, mądrala - jeden z zakapiorów szturchnął tego, który wcześniej mówił. Widzisz, po dobroci nic nie wskóramy...
        Jak na komendę cała trójka rzuciła się na koronera. Nie stawiał oporu, bo i nie bardzo miał jak - ogłuszony został niemal od razu. Nie mógł więc widzieć, jak jeden z napastników rozkrawa brzuch nieboszczyka i wyjmuje zeń niewielką tulejkę. Jej zawartość została sprawdzona - wewnątrz tkwił zwitek pergaminu.
        - To to - oświadczył chirurg - amator. - Pryskamy.
        W chwilę później jednymi śladami po intruzach był wielki guz na potylicy koronera oraz niezbyt fachowa dziura w brzuchu biedaka, leżącego na dębowym, nieoheblowanym stole...

***


        Po drugim ataku bandytów Sekiel przestał uważać, że ma pecha. Uznał, że ktoś na niego poluje i cholernie mu się to nie spodobało.
        Gospodę na Ósmej Stai opuścił wcześnie rano, wzdłuż Szepczącego Lasu ruszając na wschód, dopiero przy Eriss nieco się od puszczy oddalając - wolał nie korzystać z promu, bardziej po drodze było mu przebyć Cyron brodem i dalej jechać gościńcem na Zamek Czarodziejek. Tyle tylko, że ten bród nie był wcale dobrym pomysłem - gdy tylko kopyta jego kasztanka dotknęły drugiego brzegu, obok ucha świsnęła mu strzała. Zabójca nie zastanawiał się nawet, skąd nadleciała - spiął konia i pognał przed siebie.
        Pogoni umknął tylko dzięki pomocy jakiejś pradawnej, spotkanej na gościńcu a udającej się do Zamku Czarodziejek. Przegnała ona bandytów, za co Sekiel grzecznie podziękował. Dalszą część dnia spędził w jej towarzystwie, zabawiając ją rozmową.
        Drugi atak był niezwykle podejrzany. Skrytobójca ledwie zdążył opuścić Nandan-Ther, nie stracił nawet miasta z oczu, gdy spośród drzew wyłoniło się trzech jeźdźców. I znów w stronę Sekiela poleciała strzała, czy może miała polecieć - łucznik zupełnie nie znał się na strzelaniu z siodła. Tym razem nikt zabójcy nie pomógł, ale ścigający go zostali w tyle już po paru minutach, ich konie były zmęczone. To właśnie, w połączeniu z miejscem ataku tak bardzo go zaniepokoiło.
        Wszelako jednak dalsza jego droga do Fargoth minęła mu spokojnie, pewnie dzięki licznym patrolom na Równinach Drivii. Swoim zwyczajem zatrzymał się w zajeździe ,,Pod Kasztanami" - mimo złego pierwszego wrażenia, jakie wywarła nań gospoda, szybko odkrył jej niewątpliwe zalety, takie jak położenie na uboczu i bezpieczeństwo, jakie zapewniała gościom.
        Tyle tylko, że tej nocy bezpieczeństwa Pod Kasztanami nie zaznał. Obudził się, kiedy osiłek z wielkim nożem był metr od jego posłania - to jest na czas, by kopnąć napastnika w goleń, wykręcić mu rękę, wyrwać ostrze i poderżnąć mu gardło, kiedy mięśniak sięgał po sztylet, tkwiący za jego pasem. Niedobrze się stało, że musiał zabijać, wolałby się dowiedzieć, kto nasłał mordercę.
        Z tego też właśnie powodu Sekiel nie udał się, jak wcześniej planował, do kapitana Trautona. Miast tego odnalazł w mieście kogoś, kogo znał jako Archiwistę, człowieka w pewnych kręgach znanego z tego, że zawsze wiedział sporo i zawsze był skłonny swoją wiedzą się podzielić z każdym, kto przyniósł odpowiednio wypchany trzos.
        - Co zatem chcesz wiedzieć? - zapytał Archiwista, siadając w wyściełanym fotelu. Trzos Sekiela został uznany za wypchany odpowiednio.
        - Niedyskretne pytanie - odparł Sekiel. - Potrzebne mi informacje o kimś, kto działałby na rynku artefaktów, osiągając zyski dość duże, by wysyłać za mną najpierw jakieś imitacje bandytów, a później zabójcę. Nadmienię, zabójcę bliżej mi nieznanego, wyglądającego raczej na marynarza czy kowala, chcącego się szybko dorobić.
        - Pytanie rzeczywiście niedyskretne - Archiwista uśmiechnął się. - Tacy ludzie często bywają drażliwi i nie lubią, jak się o nich za dużo opowiada.
        - Dlatego przychodzę do ciebie. Doświadczenie uczy, że na drażliwych ludzi oficjalnie sobie bimbasz, Archiwisto.
        - Rzeczywiście. Potraktuję to jako komplement... No dobrze. Konkretnych informacji nie posiadam. Wszelako jednak...
        Informator wstał z fotela, podszedł do jednego z kredensów, stojących pod ścianami przestronnego pokoju i wyciągął z niego skórzaną teczkę.
        - Faktycznie, do Faargoth zaczęły spływać artefakty. Nikt się tym specjalnie nie przejął, Meot mamy po sąsiedzku, a przez nie właśnie elfy z Kryształowego Królestwa eksportują sporą część swoich wyrobów. Ja jednak zadałem sobie nieco trudu, by dowiedzieć się, że niektóre z tych świecidełek trafiły do nas nie z Meot, a z Seranaay, zatem niekoniecznie pochodzą od elfów. Kolejna rzecz, razem z artefaktami na rynek trafiły różne, całkiem udane falsyfikaty, tak na przykład jeden z kapłanów Pana odkrył dawno zaginiony Aspekt Czystej Wiary, kupując go za sporą sumkę.
        - Wiesz, kto za tym stoi?
        - Za całym procederem? Nie. Jeśli zaś pytasz o Fargoth... wiem. Normalnie bym ci nie powiedział, dopóki byś nie dopłacił, masz jednak szczęście... albo i nie. Człowiek ów nazywał się Zyndram, dla przyjaciół Krupa, parał się handlem i lichwą. Zauważ, mówię o nim w czasie przeszłym, nie dalej bowiem jak wczoraj został znaleziony przez straż, czy może ściślej - przez ludzi Trautona. Martwy, rzecz jasna.
        - Bywały wcześniej takie procedery? Oprócz mnie, ktoś jeszcze im przeszkadza?
        - Zaczęło się jakieś - tu tylko moje domysły - trzy tygodnie temu. A czy ktoś im przeszkadza... A tak. Jest parę takich osób...
Ostatnio edytowane przez Theotar 10 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Powód: Polowanie na babole:)
Awatar użytkownika
Carmilla
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 94
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Pokusa
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Carmilla »

Deszcz padał już kolejny dzień z rzędu. Carmilla jechała wozem z jakimś przemiłym, gadatliwym wieśniakiem w stronę Fargoth. Była całkiem mokra i do tego trzęsła się z zimna.
- I tak właśnie, moja panienko, trzy lata temu straciłem całe zbiory. Straszne, nieprawdaż? - chłop skończył już opowiadać po raz trzynasty swoją jakże przejmującą historię o pszenicy.
- Cholerny deszcz. Cholerny Uriel. Cholerny kielich. - mówiła do siebie Pokusa, w ogóle nie zwracając uwagi na mężczyznę.
- Co tam mamroczesz, panienko?
- Tak, tak, to na prawdę straszne, ale niech się szanowny pan zamknie...
Wieśniak już więcej nie odezwał się podczas podróży, wiec Carmilla mogła w spokoju zająć się swoimi myślami. Kiedy była jeszcze w Rapsodii, dowiedziała się, że tamtejszy mag, przyjaciel Uriela, okłamał ją. Ten kłamliwy dziadek miał jej zaginiony kielich. Niestety, Piekielna zorientowała się trochę za późno i staruch zdążył już sprzedać Calicema. Wróciła do kramu, w którym pracował mag i... Cóż, zbyt wiele z człeka nie zostało. Jedynie głowa przybita do drzwi wejściowych z pięknym, wykaligrafowanym krwią podpisem:
Mnie się nie okłamuje.

Gdyby nie deszcz, Carmilla zapewne wciąż miałaby na sobie krew starca. Na myśl o jego zimnym truchle Piekielna lekko się uśmiechnęła. Lubiła widok cierpiących ludzi. Mag miał szczęście, że nie miała ochoty na tortury i od razu odrąbała mu głowę. Pokusa przeszukała kram maga bardzo dokładnie i znalazła w nim kilka przydatnych rzeczy. Monety, mikstury, trucizny, a także krótką notkę.
Kielich. Działanie - przywraca energię. Dostarczyć do Fargoth. Kupiec - Zyndram.

Była pewna, że owym kielichem był jej Calicem. W ten właśnie sposób dowiedziała się, gdzie musi się dostać. Jej celem było Fargoth. Co prawda upraszczało to jej poszukiwania, lecz wciąż nie wiedziała kim jest tajemniczy Zyndram.

Po kilku kolejnych, mokrych godzinach drogi Carmilla poczuła, że ktoś lub coś lekko nią potrząsa.
- Panienko, wstawaj. Dalej będziesz musiała pójść sama. - powiedział chrypliwym, acz przyjemnym głosem chłop. Pokusa ziewnęła i przetarła oczy. Musiała spać dobrych kilka godzin, bo deszcz już nie padał, a jej ubranie zdążyło przeschnąć.
- Proszę, to za fatygę. - Carmilla zeskoczyła z wozu i podała wieśniakowi kilka monet, na których widok mężczyzna uśmiechnął się pokazując żółte zęby. Kobieta wzięła swój niewielki dobytek i poszła w stronę widniejącego już na horyzoncie Fargoth. Miała wielką nadzieję, że w końcu odnajdzie Calicema. Szła wyjątkowo szybko. Nie chciała stracić cennego czasu, bo im dłużej zwlekała, tym dalej była od ukochanego kielicha. Nagle coś ją zaniepokoiło. Wyczuła źródło słabej magii gdzieś niedaleko. Spojrzała na nieduży las po prawej stronie i wtedy tuż koło jej głowy przeleciała strzała. Zdecydowanie nie była to zwykła strzała, bo pozostawiła po sobie delikatną, niebieską poświatę. Nie było czasu na rozmyślanie, więc Pokusa wyciągnęła swój łuk, po czym podrzuciła go lekko w górę. Ręką wskazała kierunek, z którego wyleciała magiczna strzała i wypowiedziała jedno słowo - zabij. W mgnieniu oka odskoczyła na bok, bo kolejny niebieski pocisk zbliżał się do niej wyjątkowo szybko. Chwilę potem usłyszała cichy jęk. Przeciwnik padł. Jej łuk nigdy nie pudłuje.

Przeciwnik nie miał przy sobie niczego ciekawego, nie licząc łuku z pojawiającymi się znikąd wiązkami energii magicznej w kształcie strzał. Tkwił w nim nieduży, błękitny kamień. Widocznie to on był źródłem magii, bo gdy Carmilla wyciągnęła go, broń straciła wszelkie właściwości.
- "Może dałoby się to świecidełko osadzić w moim łuku? To zdecydowanie ułatwiłoby walkę. I nie musiałabym taszczyć ze sobą strzał" - rozmyślała przekraczając bramy Fargoth. - "Ciekawe kto wysłał tego zabójcę... Czyżby Uriel chciał się mnie pozbyć? Bardzo prawdopodobne."

Po dwóch, trzech godzinach spędzonych na chodzeniu po karczmach i kramach z magicznymi przedmiotami Carmilla szła w stronę kwatery mężczyzny znanego powszechnie jako Archiwista. Od jednego mocno pijanego, acz bardzo przyjacielskiego człowieka dowiedziała się, że właśnie u Archiwisty może dowiedzieć się, gdzie jest jej kielich. Ów człek wiedział wszystko o wszystkich, więc zapewne znał również Zyndrama. Kilka minut później weszła do czystego i ładnie urządzonego pomieszczenia, czego się nie spodziewała. Myślała, że znajdzie się w jakiejś obskurnej melinie, bo w takich miejscach najczęściej znajdowała potrzebne jej informacje. Miła niespodzianka. Przy stole siedział mężczyzna, zapewne pan Archiwista. Po drugiej stronie zaś stał jakiś nieznany osobnik. Obrócił się tyłem do Carmilli, lecz po aurze wywnioskowała, że to człowiek. Pokusa podeszła bliżej i położyła przed Archiwistą sporawy mieszek złota.
- Potrzebuję informacji na temat Zyndrama z Fargoth. Szybko, to pilne. - powiedziała nie zwracając uwagi na innego "klienta". Spojrzała na niego kątem oka i uśmiechnęła się uwodzicielsko. - Damom się ustępuje.
Ostatnio edytowane przez Theotar 10 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Powód: Polowanie na babole:)
Awatar użytkownika
Requie
Błądzący na granicy światów
Posty: 18
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Pradawny Smok
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Requie »

         Wiatr poniósł smoczycę na północ. Zatrzymała się nad jeziorem o wdzięcznej nazwie Doren, aby nieco odpocząć. Najwłaściwszym miejscem wydała jej się położona w pobliżu jeziora grota. Była ona raczej trudno dostępna dla wszelkich istot, które mogłyby zechcieć przerwać smoku sen.
         Requie dumnie wkroczyła do jaskini i nie zwracając szczególnej uwagi na fakt, iż ta w dalszej części znacznie się zagłębia, położyła się i zasnęła. Niedługo jednak jaszczur rozkoszować mógł się spokojem, gdyż z mrocznych odmętów groty dało się słyszeć szepty i szelest przesypywanego złota. Zawsze zainteresowanego bogactwami gada nie trzeba było zapraszać. Natychmiast począł skradać się ku nieznajomym.
         Niedługo też Requierettene ujrzała liche światło pochodni. Zbliżyła się do jego źródła na tyle, by móc obserwować dwóch ubranych w czarne płaszcze mężczyzn, ale tak, alby nie mogli oni wyczuć jej obecności. Byli zajęci pakowaniem do worków małych, owiniętych w tkaninę przedmiotów, które oczywiście wydały się smokowi wyjątkowo atrakcyjne. Część z nich powędrowała w stronę drugiego wyjścia z groty, przy którym stały dwa muskularne perszerony zaprzęgnięte do obszernego, prostego wozu. Smoczyca poczuła nieodpartą chęć wejścia w posiadanie jednej z tajemniczych paczuszek - nieszczelnie owiniętej płótnem, sączącej krwistoczerwone światło. Kiedy więc nadarzyła się okazja, że mężczyźni oddalili się w stronę koni, smok wsunął w jeden z pozostawionych worów pazurzaste łapsko i wydobył zeń upatrzony obiekt. Przezornie, aby zapewnić nowej zdobyczy bezpieczeństwo, zdecydował się ją połknąć. Wtedy też gadzina poczuła nieopanowany głód.
         Zaraz w szmaragdowych ślepiach pojawił się żywy blask. Rozdwojony jęzor wysunął się z paszczy, a rozszerzone nozdrza rwały się do apetycznych siwków. W tym celu smoczyca wróciła do otworu, którym weszła do jaskini i zbliżyła się do koni z zewnątrz. Zionęła gorącą wiązką energii w kierunku groty, uniemożliwiając tym samym wydostanie się z niej najemników. Zwierzęta pociągnęły wóz, z zadziwiającą szybkością zostawiając jaskinię daleko w tyle.
         Gdy smoczyca kończyła konsumpcję ciepłego mięsa, postanowiła obejrzeć, uprzednio wykrztuszony, skradziony przedmiot. Była to mała figurka, wykonana z czarnego kamienia, przedstawiająca wilka z rubinowymi, emanującymi światłem oczami. Requie czuła dość silną energię płynącą od przedmiotu, ale nie wiedziała, jak może ją w obecnej chwili spożytkować.
         Nagle tuż koło jej skrzydła śmignęła strzała, na moment pozostawiając w powietrzu błękitną smugę. Najedzony, ociężały smok nie miał najmniejszej ochoty na pojedynek, dlatego też wzbił się w powietrze i starał się w miarę możliwości jak najszybciej czmychnąć ze swoim skarbem. Gdy wzbił się już wysoko, w jego stronę poleciał kolejny pocisk, tym razem zaklęcie, które trafiło centralnie w korpus gada, przyprawiając go o lekkie zawroty głowy. Lot jednak pozostał w miarę stabilny.
         Podczas dalszej podróży smoczyca czuła się coraz gorzej. Miała wrażenie, jakby wewnątrz jej ciała przelewała się wrząca ciecz i niemiłosiernie ją mdliło. Do Fargoth doleciała ostatkiem sił. Z łoskotem uderzyła o ziemię spadając tuż przy otwartej bramie miasta. Po chwili zdała sobie sprawę z tego, że czołgając się po kamiennej ulicy do krwi zdziera swoje zupełnie ludzkie kolana...
         Wstała, otrzepała śnieżnobiałą suknię i wycieńczona powlokła się do najbliższej karczmy, w której zamówiła porządny kufel piwa. Postanowiła tu trochę odpocząć. Miała nadzieję, że w Fargoth dowie się więcej o nielegalnym przemycaniu przedmiotów magicznych.
Awatar użytkownika
Sekiel
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 105
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:

Post autor: Sekiel »

        - Przygotowania niemal się zakończyły. Obecnie...
        - Niemal? Mieliście być gotowi na dzisiaj. Skąd więc ta zwłoka? Czyżby mistrzowi czegoś jeszcze brakowało?
        - Mistrz otrzymał plany, materiały oraz raport. Narzędzi, jak twierdzi, nie potrzebuje od nas, wszelako do wykonania matrycy potrzebuje pomocnika. Kogoś o... podstawowych kwalifikacjach, jak się wyraził.
        - Znajdziesz mu kogoś takiego. Straż zainteresowała się już koronerem?
        - Jeszcze nie, przynajmniej mi nic o tym nie wiadomo. Jednakowoż... na pewno będziemy wiedzieli, zgodnie z procedurą, dopiero pojutrze.
        - Doskonale. Co z resztą naszych działań?
        - Artefakty wciąż przynoszą stały dochód. Wiadomość o śmierci Zyndrama dotarła do wszystkich tych, którzy mają o niej wiedzieć. Hamil nawrócił się na drogę roztropności, owoce tego już zbieramy. Zakaresh nie będzie więcej stanowił problemu, a zależni od niego ludzie trafiają pod nasze skrzydła. Muły kursują sprawnie, handlarze nie narzekają na brak towaru, opóźnień odnotowujemy niewiele.
        - Mordnar, Nawein, Sekiel, Kyrelia?
        - Mordnar i Kyrelia na żalniku. Nawein ukrywa się, Sekiela obserwujemy.
        - Zlikwiduj obu. Czasu masz niewiele, jeśli szybko nie odnotujesz postępów, wynajmę Osta. Wiesz, że tego nie chcę... idź już zatem. Najpierw zajmij się pomocnikiem dla mistrza, później resztą powierzonych ci zadań. Ufam, że gdy wrócisz, nasze problemy nie będą już istnieć.

***


        Archiwista uniósł spojrzenie na ułamek sekundy, napotkał wzrok Sekiela, zobaczył jego, ledwie dostrzegalny, przeczący ruch głową. Zrozumiał. Z kamienną twarzą opuścił głowę, począł pisać coś na skrawku pergaminu. Po chwili wstał, sięgnął po kolejną teczkę i przeczytał, kierując swe słowa do kobiety:
        - Zyndram z Fargoth. Dość zamożny kupiec, operuje artefaktami od przeszło sześciu lat. Jego towary trafiają do niego z Meot, są więc produkowane przez elfy. Głównie biżuteria, rzadziej broń. Rysopis: średniego wzrostu, łysy, masywny. Mięsiste wargi, prosty, szeroki nos, karnacja nieco ciemniejsza, niż zwykle u Fargothańczyków, szare oczy. Afiszuje się z majątkiem, ubiera się bogato, nosi drogą biżuterię. Cechy charakterystyczne: znamię na lewym policzku. Mieszka w kamienicy w rynku, dom o białych ścianach, przed nim stale wystawiony kram, nad drzwiami szyld z ośmioramienną gwiazdą i nazwą ,,Cudowności świata tajemnego". Brak konfliktów z prawem. Wrogowie: konkurencja na rynku artefaktów, głównie Hamil Gwiazdooki. Powiązania: gildia kupiecka, zawodowe.
        Teczka powędrowała z powrotem na regał, Archiwista zasiadł zaś na powrót w swoim fotelu.
        - Czy to wszystkie informacje, jakich potrzebuje dama? - zapytał, chowając mieszek do szuflady biurka.

***


        Najbliższa karczma, to jest ,,Wesoły Podróżny", była lokalem całkiem porządnym. Piwo, które dostała smoczyca, było całkiem smaczne, niezbyt rozwodnione i pozbawione wszelakiego śmiecia, jaki to lubi pływać w kuflach, a i reszta klienteli była raczej w porządku. Nikt co prawda do panienki w wyraźnie złym stanie nie podszedł, nie zapytał, co się stało, ale w tych niespokojnych czasach było to zrozumiałe.
        To znaczy, nikt do panienki nie podszedł od razu. Minęło bowiem kilka minut, gdy drzwi gospody otwarły się. Mężczyzna, który wszedł do środka, nie wyróżniał się niczym szczególnym, wyglądał na jakiegoś wędrownego handlarza. Ten, w przeciwieństwie do reszty gości ,,Podróżnego", smoczycę zauważył i zainteresował się nią od razu. Skierował się prosto do stolika, przy którym siedziała, a mały nóż, ukryty w szerokim rękawie jego koszuli, był całkiem niewidoczny dla otoczenia.
        Requierettene, mimo swojego osłabienia, wyraźnie poczuła zimne ostrze na swoich plecach.
        - Pójdziesz teraz ze mną - usłyszała szept przy uchu. - Spokojnie, bez sztuczek, bez uciekania, a nie stanie ci się krzywda. Pewni ludzie zauważyli smoka, spadającego z nieba... i pewni ludzie chcą się z tym smokiem rozmówić. Wstawaj i ruszaj, jestem zaraz za tobą... a wierzaj, nie będę się wahał, gdy zajdzie potrzeba.
Ostatnio edytowane przez Theotar 10 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Powód: Polowanie na babole:)
Awatar użytkownika
Cealia
Szukający drogi
Posty: 38
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Nemorianka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Cealia »

        Cealia jechała sobie spokojnie w niewiadomym kierunku, kiedy usłyszała za sobą tentent kopyt. Wtem tuż nad lewym jej ramieniem przeleciała strzała.
        - Cholera, mamy ją wziąć żywcem!-usłyszała za sobą chropowaty głos. Demonica przywaliła łydkami w bok konia, kątem oka zerkając na napastników. Byli to trzej mężczyźni, tylko tyle zdołała zobaczyć, bowiem koń potknął się i Cealia polaciała przez głowę na ziemię. Nim zdążyła się podnieść, ktoś skrępował jej ręce. Po paru chwilach dziewczyna siedziała oparta o wielki dąb, do którego przywiązali jej wierzchowca. Mężczyźni siedzieli na trawie z radosnymi minami.
        - Teraz zdobędziemy ten naszyjnik. - zaśmiał się jeden.
         - Ha, taki zarobek trafia się raz na milion.-
        - Jakie jeszcze artefakty mamy na liście?-
"A więc o to im idzie. Jeszcze zobaczymy, kto z kim wygra." Demonica lekko uśmiechnęła się, po czym wypowiedziała kilka słów, które sprawiły, że w stronę mężczyzn poleciała kula energii. Nim ci zdołali wyjść z oszołomienia, Cealia gnała na rumaku.
        - Jeszcze cię dorwiemy, zapłacisz nam za to!- usłyszała za sobą głos. Znikła i pojawiła się w Otchłani, gdzie przygotowała się do wyprawy. Następnego dnia kroczyła ulicami Fargoth szukając pewnego budynku, który ku jej szczęściu znalazła dość szybko. Zeskoczyła z wozu i bez wcześniejszej zapowiedzi wkroczyła do komnaty Archiwisty
        - Co wiesz na temat handlarzy artefaktów?- powiedziała niezbyt zwracając uwagę na innych.
Ostatnio edytowane przez Theotar 10 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Powód: Polowanie na babole:)
Awatar użytkownika
Reynette
Błądzący na granicy światów
Posty: 10
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Anioł Światłości
Profesje:

Post autor: Reynette »

        Montar przechadzał się niecierpliwie po swoim pokoju w Wiecznym Pałacu mrucząc coś pod nosem. Drzwi otwarły się gwałtownie sprawiając, że serafin podskoczył wyrwany z zamyślenia. Do pomieszczenia weszła wysoka anielica w srebrzystej zbroi.
- Wzywałeś mnie, Montarze.
- Zgadza się. Doszły mnie wieści, iż sytuacja w Fargoth wymyka się spod kontroli. Niewielka do tej pory grupka przemytników stała się poważnym zagrożeniem. Zabójstwa i napaści w biały dzień, włamania, a nawet gwałty. Nie wiadomo, jak daleko posuną się tamtejsi bandyci. Twoim zadaniem byłoby dokładne zbadanie sytuacji i przyczynienie się do wstrzymania tych niecnych procederów. Nie rób takiej zdziwionej miny. - serafin uśmiechnął się - Wybrałem Cię, gdyż należysz do aniołów obdarzonych przeze mnie największym zaufaniem. Przyznam Ci się, że jesteś moją ulubienicą - Montar mrugnął wesoło, niewiele robiąc sobie z tego, że tak wysoko postawionej osobistości nie przystoi.
- Kiedy miałabym wyruszyć?
- Tak szybko jak zdołasz.
- Zatem wyruszę już dzisiaj.
***

        Plamka majacząca na horyzoncie z każdą minutą stawała się większa. Fargoth było już blisko. Reynette pozwoliła Callatowi zwolnić do kłusa. Z obliczeń niebianki wynikało, że do miasta dotrze już niedługo. Miała nadzieję, że przed zmierzchem uda jej się zrobić rozeznanie i znaleźć miejsce na nocleg.
        Po przekroczeniu bram miasta Reynette od razu wyczuła nieprzyjemną atmosferę. Zmierzchało i z każdą chwilą ulice pustoszały.
"Faktycznie nieprzyjemnie tu. Lepiej znajdę nocleg. Może dowiem się czegoś od ludzi w karczmie?"
        Najbliższa i wyglądająca całkiem przyzwoicie karczma nosiła nazwę ,,Wesoły Podróżny". Reynette oddała Callata w ręce młodziutkiego chłopaka stajennego, który z troską zabrał się za oporządzanie zmęczonego podróżą konia. Następnie anielica weszła do gospody. Wewnątrz panowała zdecydowanie przyjemniejsza atmosfera, niż na zewnątrz, ale i tu, wśród roześmianych gości przybytku, dało się wyczuć napięcie. Niebianka zapłaciła za pokój i zostawiwszy dobytek w niewielkim pomieszczeniu wróciła do izby karczemnej.
- Wydaje mi się, że w tym mieście panuje swego rodzaju niepokój. - rzuciła lekko do karczmarza. - Jaka jest jego przyczyna?
Mężczyzna rozejrzał się niespokojnie po swoich gościach.
- Lepiej nie poruszać tego tematu, panienko. Tutaj ściany mają uszy. Nie warto się narażać. - Gospodarz zajął się innymi gośćmi pozostawiając Reynette samą sobie.
        Dziewczyna nie musiała długo czekać, aby upewnić się, że sytuacja w Fargoth wygląda bardzo źle. Jej uwagę przykuła nowo przybyła ciemnowłosa kobieta. Chwilę po tym, jak usiadła przy swoim stoliku, podszedł do niej podejrzany typ i zaczął mówić jej coś na ucho. Obecni w karczmie ludzie nie przestawali pić, rozmawiać i żartować, gdy facet wyprowadzał ofiarę z budynku. Reynette zareagowała za późno. Gdy podwerwała się z krzesła i wyjrzała na zewnątrz ulica była pusta. Porywacz rozpłynął się w mroku.
Ostatnio edytowane przez Theotar 10 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Powód: Polowanie na babole:)
Awatar użytkownika
Carmilla
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 94
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Pokusa
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Carmilla »

Pokusa uważnie słuchała słów Archiwisty, chciała zapamiętać każdą informację. Powinna szukać łysego, bogatego buca. Z rysopisu wynika, że nie powinien być szczególnie trudny w odnalezieniu. Carmilla uznała, że najpierw powinna udać się do jego konkurencji, Hamila Gwiazdookiego. Łatwiej kogoś pokonać, jeśli ma się po swojej stronie jego wrogów. Następnym krokiem będzie znalezienie jego pobratymców z gildii kupieckiej. Może któryś z nich da się przekupić i powie, gdzie ów Zyndram mieszka. Potem będzie już z górki.
- To tyle, więcej informacji nie potrzebuję. - powiedziała Carmilla i uśmiechnęła się do Archiwisty. - Serdecznie dziękuję, drogi panie.

Kilka minut później Piekielna szła przez Fargoth szukając jakiejś przyzwoitej karczmy. Jedyne, czego potrzebowała, to trochę wina i miękkie łoże. Chwilę potem weszła do gospody "Wesoły Podróżny". W środku było sporo ludzi, wszędzie unosił się przyjemny zapach grzańca. Carmilla podeszła do właściciela przecierającego kufle.
- Poproszę pokój na jedną noc. I wino, dużo, dużo wina. - powiedziała kładąc na blacie mieszek z pieniędzmi. - Reszty nie trzeba.
Zadowolony karczmarz wręczył jej klucz do pokoju i dwie spore butelki bordowej cieczy. Carmilla usiadła przy wolnym stoliku i położyła na nim nogi. Cieszyła się smakiem lekko owocowego trunku i obserwowała wszystkich gości. Kilku rosłych mężczyzn grało w kości głośno pokrzykując, jakaś młoda para migdaliła się przy oknie. Urocze miejsce. Uwagę Pokusy przykuła dziewczyna przy barze. Jej aura trochę zaniepokoiła Carmillę. Smród mirry drażnił nozdrza, co wcale jej się nie podobało.
- Niebiańska szuja, tylko tego brakowało... Musze jej pilnować, bo będą kłopoty - stwierdziła w myślach. Poczuła też coś innego, niż aurę Niebianki. Czyjś wzrok. W kącie karczmy siedział tajemniczy człowiek, wpatrywał się w Carmillę. Kiedy ich wzrok się spotkał, mężczyzna wstał i powoli skierował się w stronę, trzymając rękę za plecami. Kobieta wyczuła w tym jakiś podstęp, to zapewne kolejny zabójca...
Awatar użytkownika
Requie
Błądzący na granicy światów
Posty: 18
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Pradawny Smok
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Requie »

         Zmęczona kobieta, poczuwszy ostrze noża dotykające jej pleców, nieco się ożywiła. Naturalny dla niej stan rzeczy został zaburzony. Normalnie przecież przyjmowało się takiego nieogolonego faceta w charakterze przekąski pomiędzy posiłkami. Ten stanowczo na zbyt wiele sobie pozwalał i należało go sprowadzić do porządku. Tymczasem dała się niedelikatnie, lecz bez wzbudzania większej afery, wyprowadzić z karczmy na ułożoną z szarawych kamieni ulicę.
         Wykonała gwałtowny obrót, oswobadzając się z uchwytu mężczyzny i wytrącając mu z dłoni nóż. Na ułamek sekundy zamknęła oczy i nieznacznie zmarszczyła brwi. Niedoszły napastnik szeroko otworzył oczy - jedynie oczy, ponieważ jego usta zniknęły, a nos wypełniła substancja konsystencji gliny, która w niedługim czasie stopiła się zupełnie z jego skórą i skutecznie uniemożliwiała mu nabranie powietrza. Przerażone oczy skierowały swe źrenice ku podłożu. Stamtąd, spomiędzy szczelin drogi wypełzały języki ognia i namiętnie lgnąc do ciała nieznajomego powoli zamieniały je w popiół.
         Wtem ludzka postać smoczycy spostrzegła na horyzoncie czterech jeźdźców, wyglądających na oficerów. Ich płowe wierzchowce ruszyły w stronę uciekającej dziewczyny, by zgubić ją, gdy skryła się w najbliższym zaułku. Nie był to bynajmniej koniec. Tuż za nią zabrzmiał szmer sznura, który po chwili oplatał całe jej ciało. Następnie postać zaciskająca linę donośnie gwizdnęła na palcach. Pogoń zawróciła.
         - Jesteśmy zainteresowani, jak można się spodziewać, przyczyną pojawienia się smoka w mieście. Mamy obowiązek dbać tu o bezpieczeństwo, a spadanie w okolicach murów nie należy do codzienności i ludność nie przywykła do takich widoków. - powiedział jeden z oficerów, nie oczekując odpowiedzi.
Zsiadł z konia i zbliżył się do dziewczyny. Przyjrzał jej się uważnie, po czym nakazał swoim podwładnym dokonanie rewizji.
- Dobrze, zatem orzekam, iż na obecną chwilę nie mamy pani nic do zarzucenia. Życzyłbym sobie jednak, by pamiętała pani, że jakikolwiek występek nie pozostanie bez naszego odzewu. - wygłosił, wsiadłszy na konia.
Bez dalszej zwłoki jeźdźcy odwrócili się i spięli konie.
         Requierettene, co najmniej podirytowana, postanowiła wrócić do ,,Wesołego Podróżnego", by poprawić sobie humor jakimś trunkiem. Od samego progu wyczuła dwie, wyraźnie kontrastujące ze sobą aury. Zamówiła butelkę słodkiego wina i wynajęła pokój. Udała się do pustego stolika niedaleko baru. Popijając wino przyglądała się anielicy, zastanawiając się, jakie mogą być jej interesy w takim miejscu. Chwilę później już spała, opierając głowę na rozłożonych na stole ramionach...
Awatar użytkownika
Sekiel
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 105
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:

Post autor: Sekiel »

        - Pieprzone Patrole Prewencyjne! - wściekle wrzasnął Bryden Trauton, przypadkiem przytaczając nieoficjalną interpretację służbowego symbolu owego wyskokowego wydziału frywolnej fargothańskiej straży miejskiej, na którym widniały trzy splecione litery ,,P". Wiedziałem, że Allister to idiota, ale to przechodzi wszelkie znane mi miary skretynienia... Powtórz, Szczygiełek, jak to wyglądało?
        Piętnastoletni chłopak w płóciennej koszuli, ciemnych nogawicach i łykowych łapciach na nogach pasował do biura kapitana jak niepełnosprawna wróżka do plutonu egzekucyjnego krasnoludzkiej armii. Twarz miał niemiłosiernie umorusaną, włosy w nieładzie, jego bezczelny uśmiech przeczył wszelkim zasadom salonowej etykiety, a małe, zwinne dłonie kojarzyły się raczej z drobnym złodziejem, niźli sympatykiem straży. Był jednak diablo inteligentny, a ze sporządzania raportów dla Trautona czerpał spore - jak na jego perspektywy - zyski.
        - Mówiłem już - odparł. - Jakiś majcher wyprowadził smoczycę z karczmy. Na zewnątrz obiekt wyswobodził się i spalił porywacza na popiół. Wkrótce potem do czynności proceduralnych przystąpili...
        - Szczygiełek, mówże normalnie - wtrącił się kapitan. - Gdzieś ty się nauczył tego bełkotu?
        - Wmieszały się pieprzone Patrole Prewencyjne - kontynuował chłopak, uśmiechając się złośliwie. - Smoczyca zauważyła tych idiotów, zaczęła uciekać, dogonili ją, wzięli na powróz i obszukali. Odjechali chwilę potem, a ona wróciła do ,,Podróżnego".
        - Ktoś widział zajście?
        - Nikogo w okolicy nie było, a z dachu widok miałem dobry.
        - Dobra, będzie trzeba posprzątać. Naści - Trauton rzucił Szczyglicowi małą sakiewkę. - Kup coś ładnego tej twojej, jak jej tam...
        - Elien. Dzięki, kapitanie.

***


        Troje to już tłok, stwierdził Sekiel udając, że przygląda się teczkom na jednym z regałów. Że też wszyscy zainteresowali się tymi handlarzami... Gdzieś musiał być przeciek, a to stwarzało najlepszą okazję do działania. Przeciek bowiem trzeba było zatkać, to zaś wymagało kilku dni prywatnego śledztwa wewnątrz organizacji, wzajemnych podejrzeń, w końcu chaosu. Wystarczyło wiedzieć, gdzie nacisnąć... Przede wszystkim jednak trzeba było zachować incognito wobec tych, którzy mogli mu się na coś przydać, a zatem tych, którzy coś wiedzieli. Skrytobójca dostrzegł boczny stolik, a na nim kawałek pergaminu i przybory do pisania. Gdy rogata jęła zbierać się do wyjścia, krótka notka była już gotowa.
        - Na dzisiaj skończyłem, proszę pana - odezwał się dotychczas milczący Sekiel. - Jutro przyjdę wcześniej i dokończę inwentaryzację, wtedy też uregulujemy rachunek. Pańskie pokwitowanie...
        Archiwista przebiegł wzrokiem po karteczce, z kamienną twarzą schował ją do szuflady.
        - Do jutra zatem, panie Kindle - odparł. - Biuro będzie gotowe trzy godziny po wschodzie słońca.
        Zabójca opuścił dom chwilę po pokusie, wypatrując jej w tłumie. Znalezienie jej nie było trudne, podobnie jak podążanie za nią do ,,Wesołego Podróżnego". Do karczmy nie wszedł od razu, najpierw obejrzał ją, w myślach tworząc rozkład pomieszczeń wewnątrz.
        Gospoda, wciśnięta w zwartą zabudowę Fargoth, wyróżniała się nieco spośród sąsiadujących z nią budynków - choć bowiem była to gorsza, zewnętrzna część miasta, pełniła niejako funkcję reprezentatywną z racji sąsiadowania z bramami. ,,Podróżny" szczycił się dwoma skrzydłami, a wzniesiony został na wysokość trzech pięter z jasnego drewna, sprowadzonego aż z Szepczącego Lasu. Fasadę budynku zdobiły płaskorzeźby, dzieło mistrzów również pochodzących z tej puszczy. Jednakże militarny charakter fargothańskiego budownictwa odcisnął swój ślad i na karczmie - ściany były grube, okna wyposażone w okiennice, a by wyważyć drzwi, trzeba by było chyba tarana. Co więcej, wejście było tylko jedno, czemu skrytobójca wielce był kontent.
        Dopiero po zakończeniu oględzin Sekiel wszedł do środka, uprzednio ściągając z grzbietu opończę. Szybko omiótł wzrokiem sporą salę i bez problemu wypatrzył pokusę. Nie zbliżył się do zajmowanego przez nią stolika, ominął go tak, by kobieta nie mogła dostrzec jego twarzy. Chwilę później był przy barze, a trzy srebrne orły znalazły się w jego dłoni.
        - Piwa, przyjacielu - rzekł, napotykając pytający wzrok karczmarza. Kiedy znalazł się przed nim gliniany kufel ociekający pianą, odezwał się znowu.
        - Mam tu trzy monety - stwierdził. - Jedną zapłacę za piwo, dwoma kolejnymi - za przysługę. Umówiłem się tu z piękną panią, przyjacielu. Dama ta zawładnęła mym sercem, ale okrutna z niej istota... Każe mi czekać na spotkanie. Nakazała, bym przybył tu o północy i spytał karczmarza o pokój, który zajmuje, cierpiąc jednak katusze rozstania nie mogłem usiedzieć na miejscu i jestem przed czasem. Chciałbym zrobić niespodziankę damie mego serca. Gdybym dowiedział się tylko... za którymi drzwiami znajdę moją miłość... byłbym...
        - Nie mogę udzielać takich informacji, panie - przerwał gospodarz. - To naraziłoby mnie na straty, tak materialne, jak i zaufania klientów.
        Do trzech monet dołączyła czwarta.
        - Z drugiej strony... - rzekł znów karczmarz - nie wydaje mi się, byś mógł, panie, zaszkodzić swej wybrance. Jak wygląda?
        - To najpiękniejsze stworzenie na świecie - na twarzy Sekiela wykwitł głupkowaty uśmiech. - Łatwo ją rozpoznać. Ma długie, czarne włosy, piękne rogi...
        - Rogi? Hm... Wiem, o kim mówisz, panie, ale ta pani jest częstym gościem mojego lokalu. Narażenie na szwank jej zaufania wymaga co najmniej pięciu monet.
        Piąta moneta potoczyła się po blacie.
        - Trzecia izba po lewej na drugim piętrze, panie.

***


        Zamek ustąpił łatwo, a drzwi otwarły się bezszelestnie - zawiasy były dobrze naoliwione. Sekiel wślizgnął się do środka i zaryglował drzwi za sobą. Trzecia izba po lewej na drugim piętrze była pomieszczeniem całkiem przestronnym. Składała się z dwóch części, przedzielonych zasłoną: w pierwszej stało masywne łoże, obok niego szafka, a na niej miska z parującą wodą i biały ręcznik, druga zapewne mieściła coś w rodzaju garderoby, względnie jakieś biurko z przyborami do pisania. Dwuskrzydłowe okna były dość duże, by światło słońca, wpadające przez półprzezroczyste rybie błony, rozjaśniło wnętrze, okiennice bowiem były otwarte, a podmuch zza kotary zdradzał, że ktoś postanowił przewietrzyć garderobę przed przybyciem gościa. Widoki co prawda nie były najlepsze - poniżej znajdowała się typowa zabudowa gorszej części Fargoth, to jest kilka niskich, drewnianych, krytych strzechą domów, wyrastających jeden obok drugiego w ciemnym zaułku. Skrytobójca zbliżył się do szafki, położył na niej wydobyty z sakwy kawałek pergaminu. Treść wiadomości skreślił na szybko w sali wspólnej, przybory pisarskie pożyczając od jakiegoś uczynnego kapłana. Była to krótka i zwięzła propozycja.
        ,,Masz pewne informacje, których potrzebuję. Ktoś chce cię zabić z ich powodu. Podziel się nimi ze mną, a zagwarantuję ci bezpieczeństwo. Instrukcje przekaże Archiwista". Za podpis posłużyła runa, która widniała nad drzwiami domostwa informatora.
        Sekiel, mając nadzieję, że piekielna umie czytać, wrócił na dół.

***


        Kąt wspólnej sali karczmy przesłaniały kłęby gęstego, siwego dymu do tego stopnia, że z trudnością dało się dojrzeć zarys stolika i sylwetki mężczyzny przy nim siedzącego. Jakiś bystrooki elf mógłby może dojrzeć, że pali on fajkę o szerokim cybuchu, w którym rozżarzający się co jakiś czas tytoń wydobywał z cienia oczy, skryte pod kapturem. Po co mu kaptur, nie z zimna chyba? To musiał być jakiś tajemniczy typ, jako że w gospodzie płonęło potężne palenisko, przyjemnie rozgrzewające pomieszczenie.
        Zachowywał się też nieco dziwnie. Chwilę wcześniej co chwilę mruczał coś pod nosem, pochylał się, usypywał jakieś symbole z okruszków chleba, które zaraz zmiatał z blatu niecierpliwym ruchem. Od jakiegoś czasu siedział jednak nieruchomo, wgapiając się w jedną osobę. Fakt, Reynette mogła przyciągać spojrzenia, ale żeby aż tak?
        Wtem mężczyzna wstał gwałtownie, nieomal przewracając krzesło - a dziwnie zbiegło się to w czasie z pytaniami anielicy o ,,swego rodzaju niepokój". Gdy zajęła się ona obserwacją ulicy, zakapturzony znalazł się tuż za nią.
        - Zwracasz na siebie zdecydowanie zbyt dużo uwagi, skrzydlata - syknął. - Idziemy.
        Teraz to niebianka znalazła się w roli ofiary, choć obyło się bez noża. Facet był silny, jego uścisk na przedramieniu panienki Karistus przyrównać można było do solidnego imadła, toteż bez problemów pociągnął za sobą zaskoczoną kobietę. Pewnym krokiem przemaszerował z nią przez całą salę, nic sobie nie robiąc ze spojrzeń zaskoczonych nieco gości, lewą ręką nacisnął klamkę i otworzywszy drzwi do mniejszego alkierza, wepchnął Reynette do środka. Kobieta wylądowała na przyjemnie miękkiej, wyściełanej sofie, napastnik zaś stanął nad nią.
        - Tylko się nie rzucaj - uprzedził. - Zdaje się, oddałem ci przysługę. Odwdzięczysz się - nie była to prośba. - Za kim i dlaczego węszysz?

***


        Kobieta, która weszła do karczmy, zdecydowanie zwracała na siebie uwagę - co było nie lada sztuką w ,,Wesołym Podróżnym", przez którego każdego tygodnia przewijały się istoty wszelkich możliwych stanów, profesji i proweniencji. Była niewysoka, na oko jakieś pięć i pół stopy wzrostu, w przeciwieństwie do różdżki zwieńczonej kryształową gałką, dzierżoną przez panienkę w prawej dłoni. Spowita była w błękitną szatę, która ciągnęłaby się po ziemi, gdyby nie fakt, że jej rąbek lewitował gdzieś w okolicy kostek właścicielki, odsłaniając zgrabne, czerwone trzewiczki ze srebrnymi sprzążkami. Srebro zresztą musiało być bodaj najulubieńszym metalem nowoprzybyłej - w jej uszach dyndały srebrne kolczyki, na przedramionach, ukrytych w szerokich rękawach, podzwaniały srebrne bransolety, a ognistorude włosy, okalające drobną, całkiem przyjemną twarzyczkę, zdobił srebrny diademik z rubinami. I jeszcze te cekiny - wszechobecne cekiny, błyskające na szacie przy każdym, najlżejszym nawet ruchu kobiety.
        Zlustrowała ona wzrokiem salę, jak to miała w zwyczaju, oceniając, czy aby na pewno wrażenie wywarte na gościach ,,Podróżnego" było odpowiednie, przy okazji badając aury zebranych w sali. Kilka było ciekawych - pokusa, piekielna, szaman, mag - kapłan, demon. Jedna wyróżniała się jednak i na ich tle. Artefakt maskujący, który z jakiegoś powodu nie działa tak, jak trzeba? Aura ta - należąca do śpiącej na stole smoczycy - była dziwnie rozchwiana, falowała jakby. Tak to strojnisię zaciekawiło, że aż zapomniała o niezrównanym udźcu z dzika w marynacie imbirowo-jałowcowej, serwowanym w karczmie, na którego konsumpcję miała nadzieję przez całą drogę z Zamku Czarodziejek do Fargoth, to jest przez ostatnie półtorej minuty. Miast do gospodarza, podeszła zatem do stolika przy barze.
        Requierettene zbudziła się pod dotknięciem nieznajomej, która tymczasem usiadła przy stoliku - rzecz dziwna, zważywszy na to, jak bardzo smoczyca była zmęczona.
        - Jestem mistrzyni Cindrianella Tal'Guar Ysprin-Hendrys Mirmindalle, dla przyjaciółek Cindri, dla kochanków ,,łaskawa pani" - przedstawiła się kobieta w błękitnej szacie, uśmiechając się delikatnie i przekrzywiając głowę na lewą stronę. - Przed chwilą zobaczyłam twoją aurę i pomyślałam sobie, że możesz wymagać pomocy kogoś uczonego w Sztuce, kochanie. Widzisz, ta aura... jest jakby nierówna, faluje, pulsuje i mieni się w oczętach. Co gorsza, wyczuwam w niej wpływ Chaosu, ale nie taki, jakbyś to ty nim władała. Bardziej, hm, zewnętrzny. Nie podpadłaś może jakiejś wiedźmie, złociutka?

***


        Tymczasem u Archiwisty pozostała tylko nemorianka. Informator mocno był zaniepokojony pytaniami tak jej, jak i pokusy, czy raczej tym, że pytania te kobiety zadały właśnie jemu. Sekiel mógł do niego trafić, korzystając z własnych kontaktów, obecność tych dwóch oznaczała jednak coś innego - ktoś miał za długi język... i ktoś musiał język stracić. Kolejny powód, by spełnić prośbę zabójcy, zapisaną na karce w jednym, krótkim zdaniu. ,,Nie spuść jej z oczu". Archiwista bynajmniej nie myślał spuszczać z oczu kogoś, kto może zaprowadzić go do owego gaduły. Swoje myśli ukrył jednak doskonale, by po chwili odpowiedzieć na postawione mu pytanie.
        - Temat - rzeka - mówił. - Pełen gróźb, wymuszeń, napaści, przekrętów, bezlitosnej konkurencji. Mniemam jednak, że pytasz, pani, o ostatnią ich aktywność? No dobrze - kolejna teczka znalazła się w dłoni informatora. - Doszły mnie wieści o różnorakich napadach - typowo bandyckich, wyglądających na takie, pozorowanych na konfiskaty mienia przez wojsko i będących takimi konfiskatami w istocie... Nieważne zresztą. Prześledziłem szlak tych skradzionych dóbr, niemal bez wyjątku stanowiących magiczne przedmioty. Trafiły na rynek, a właściwie w ręce pośredników na rynku, stamtąd do handlarzy artefaktami właśnie - w szczególności do dwóch z nich, Zyndrama oraz Hamila Gwiazdookiego. Ich kramy łatwo znaleźć, wystarczy popytać na placu centralnym. Jeśli to wszystko, poproszę o należne mi złoto.
Awatar użytkownika
Carmilla
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 94
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Pokusa
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Carmilla »

Przyjemnie spędzało się czas w "Wesołym Podróżnym". Nikt nie zawracał głowy głupimi sprawami, można było się spokojnie napić i wypocząć. Carmilla zaczęła nawet ignorować zapach mirry, który bił od Niebianki. Piekielna dokończyła pierwszą butelkę wina i zamknęła na chwilę oczy, by dać im odpocząć. Przysnęła na kilka minut, zmęczenie i alkohol dawały się we znaki. Kiedy uniosła powieki, coś się zmieniło. Nie czuła już aury anielicy, nie widziała jej też w karczmie.
- I dobrze. - pomyślała Carmilla uśmiechając się - Smród tej skrzydlatej przyprawiał mnie o mdłości.
Chwilę potem Rogata wstała i podniosła ze stołu pełną butelkę wina, natomiast tą pustą rzuciła w ścianę, roztrzaskując ją na kawałki nad głową jakiegoś mężczyzny. Wtedy też na chwilę w całym "Podróżnym" zapadła cisza, a wzrok gości skierował się na Pokusę. Kobieta zignorowała to jednak i trochę chwiejnym krokiem skierowała się po skrzypiących schodach na górę. Jej powieki same opadały, a nogi stawały się dziwnie ciężkie. Cramilla wdrapała się jakoś na drugie piętro, a potem do swojego pokoju, zamykając drzwi od środka. Rogata padła na łóżko i pociągnęła kilka łyków wina z butelki. Coś jest nie tak. Po pomieszczeniu rozległ się dźwięk tłuczonego o podłogę szkła. Coś jest nie tak. Pokusa uniosła głowę i rozejrzała się dookoła. Wszystko stało na swoim miejscu, dookoła żadnej aury. Ażurowa kotara przedzielająca komnatę na pół lekko kołysała się przez przeciąg. Czy tam ktoś jest...? Carmilla wstała z łóżka i najciszej jak mogła przeszłą do drugiej części pokoju. Szafa stojąca przy oknie była lekko uchylona, wystawał z niej rąbek czarnej sukni. Rogata była częstą klientką "Wesołego Podróżnego", więc już dawno temu postanowiła zostawić tu trochę ubrań, które karczmarz szykował dla niej w razie potrzeby. Lecz to nie szafa zainteresowała Carmillę, a biurko. Podeszła do niego i zauważyła wiadomość.
- Kto tu był, do cholery?! - ryknęła głośno. Kobieta nie szukała kłopotów. Miała ich już wystarczająco dużo. Wręcz za dużo. Szybko chwyciła swój topór, łuk i sztylet oraz kilka innych, najpotrzebniejszych rzeczy. Linijka tekstu nabazgrana na pergaminie i jej zmęczenie nagle zniknęło. Wyleciała z komnaty i w kilka sekund znalazła się przy barze, tuż przed karczmarzem.
- Jeszcze raz wpuścisz mi kogokolwiek do pokoju, a spalę tę twoją nędzna ruderę wraz z tobą! - krzyknęła do niego na ostrzeżenie, po czym wybiegła z "Podróżnego".

Jej bose stópki szybko dreptały po wilgotnych kamieniach, którymi były wyłożone ulice Fargoth. Jej serduszko biło szybko, może ze zmęczenia, a może z nerwów. Nie zastanawiała się nad tym bynajmniej. Szybko znalazła się z powrotem u Archiwisty. Wbiegła go jego komnaty i zwinnym susem wskoczyła na jego wielkie biurko. Przykucnęła na nim tak, by w razie czego mieć możliwość ataku lub ucieczki.
- O co chodzi? Z kim jesteś w zmowie? Kto chce mnie zabić? Czego wy wszyscy ode mnie chcecie?! - krzyczała wymachując rękami, jak to miała w zwyczaju, gdy emocje brały górę. Kiedy już sobie trochę pokrzyczała, uspokoiła się. Lekko się uśmiechnęła i spojrzała Archiwiście w oczy. Większość ludzi widziałaby w tym tylko niewinny uśmiech, lecz co sprytniejszy osobnik mógłby zauważyć, co kombinowała Pokusa. Szperała w głowie mężczyzny. Szukała najkrótszej choćby myśli, która mogłaby zdradzić jakiś podstęp czy cokolwiek, przez co straciłaby głowę.
Awatar użytkownika
Requie
Błądzący na granicy światów
Posty: 18
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Pradawny Smok
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Requie »

         Obudziła się, czując na swym rozgrzanym policzku twarde wypukłości stołu. Gdy nieco podniosła swój wzrok, przed jej oczyma pojawiło się napełnione do połowy, szklane naczynie, a za nim... Requierettene szeroko otworzyła oczy. Czy miała omamy? Naprzeciw niej siedziała aż nazbyt urocza kobieta z różdżką i przyglądała jej się jakby z troską.
- Tak... Moja aura.. Wiedźma? ...nie sądzę. Potrafisz pomóc? - reakcja na potok słów, jakim zaatakowała ją wróżka, była i tak dość trzeźwa.

        Ubrana w niebieską szatę istotka kiwnęła głową na znak, że podejmie próbę i zaczęła coś tłumaczyć. Nieaktywny jeszcze umysł nakazał smoczycy co pewien czas potaknąć, lub ubrać minę zapewniającą, że wszystko rozumie, choć nie pokrywało się to z rzeczywistym stanem rzeczy. Kiedy znalazły się w głębszym zakamarku karczmy wróżka zamruczała coś pod nosem i wykonała lekki ruch różdżką. Requierettene poczuła mrowienie, jakby przez jej ciało przeszedł prąd. Poczuła ciepło rozchodzące się w jej tkankach, czemu towarzyszyło intensywne uczucie wewnętrznej równowagi. Fizycznie jednak nadal pozostała kruchym stworzeniem o temperaturze bliskiej trzydziestu sześciu stopni. Wróżka załamała ręce.
- Nic chyba więcej nie mogę zrobić. Nie wiem, dlaczego nie zadziałało całościowo... - powiedziała niechętnie.

         Podziękowawszy za chęci i zmarnowany czas, co prawda tylko w myśli, pożegnała się z istotką o wybitnie skomplikowanym nazwisku i niepostrzeżenie ruszyła za pewnym mężczyzną, z którego rozmowy z barmanem wyłapała ,,trzecią izbę po lewej na drugim piętrze". Od samego początku zaciekawiło ją, co tu robi. Teraz miała okazję się przekonać. Ostrożnie, zachowując odpowiednią odległość, weszła na górę. Gdy Sekiel zniknął za drzwiami, Requierettene skryła się za ogromnym kufrem, zdobiącym korytarz. Niedługo minęło, aż wyszedł.

         Gadzina nie zdążyła jednak wślizgnąć się do pokoju. Uprzedziła ją rogata, która także zwróciła jej uwagę na dole. Najpierw słychać było szelest pergaminu, później nerwowe kroki. Trzask drzwi poniósł się echem na korytarzu. Postać, z wyraźnie zagniewaną miną, wybiegła na palcach z pokoju i zniknęła.

         Requierettene cicho przeszukiwała izbę, bacznie nasłuchując ewentualnego powrotu aktualnego właściciela. Nie znalazła jednak niczego, co mogłoby udzielić jej jakichkolwiek informacji na temat tajemniczej dwójki. Rozczarowana wróciła do głównej izby karczmy i zamówiła coś do picia. Z uwagą obserwowała wszystko, co działo się w karczmie, pilnując jednocześnie by swą ciekawością nie zwracać na siebie uwagi.
Awatar użytkownika
Sekiel
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 105
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:

Post autor: Sekiel »

        Rzeczywiście, smoczyca ciekawością uwagi nie zwracała - ot, zwykła panienka, co to z nudów i braku towarzystwa - nawet karczmarz nie był zbyt rozmowny po tym, jak został skrzyczany przez pokusę - rozgląda się po karczmie. Nikogo to nie dziwiło, podobnie jak i to, że ktoś postanowił z tego skorzystać i towarzystwo zapewnić.
        - Deski na górze strasznie skrzypią, nieprawdaż? - rzucił Sekiel lekkim tonem, przysiadając się do Requie. - I jeszcze to oświetlenie. Gospodarz oszczędza na lampach, wszędzie kładą się cienie, aż strach po korytarzu chodzić, bo i nigdy nie wiadomo, czy ktoś się w nich nie czai. No, chyba, że taki ktoś ubrałby, ja wiem, białą suknię na przykład, taką, która wystawałaby zza kufra. Kiepsko się skradasz, panienko. Jakbym był trochę bardziej nerwowy z natury, tobym pomyślał, żeś mnie śledziła, ale to pewnie miała być tylko taka zabawa - bo gdyby ktoś kazałby ci mnie śledzić, z pewnością robiłabyś to bardziej umiejętnie, prawda? Jedno, co mnie ciekawi, to czemu akurat ja padłem ofiarą tej, jakże wyszukanej, krotochwili. Doprawdy, bardzo ciekawe. Jestem przekonany, że zechce panienka moją ciekawość zaspo...
        BUM.

***


        Archiwista zdumiał się niepomiernie. Rzadko się zdarzało, żeby jakiś klient był niezadowolony z jego usług, informacje były zawsze sprawdzone, dokładne i pewne. O co więc chodziło rogatej, nie bardzo wiedział, ale rozumiał jedno. Właśnie został napadnięty jakby. Nie lubił być napadany.
        - Niszczy pani papiery - zwrócił uprzejmie uwagę napastniczce, jednocześnie pocierając czerwony kamień w sygnecie na jego palcu. - I grzebie mi pani w umyśle, naiwnie myśląc, że nie jestem przed takimi atakami zabezpieczony. O ile to pierwsze można wytłumaczyć emocjami, bitewnym szałem i ogólnym podnieceniem, tak to drugie jest ewidentnym brakiem elementarnej kultury, ogłady czy dobrego wychowania, a także, jeśli pamięć mnie nie myli, naruszeniem prawa Fargoth. Magiczne ataki podlegają tej samej karze, co napaść na obywatela, co znaczy, że ląduje się za nie w lochu. A w takim wypadku... - informator podszedł do okna, otworzył grube okiennice. - Straż! - wrzasnął na całe gardło. - Ratunku!
        Następnie zwinnie schylił się, spod parapetu wydobył krótki dziryt, po czym stanął pod ścianą, mierząc w nim w piekielną.
        - Wolałbym, żeby nie wykonywała pani zbyt gwałtownych ruchów - dodał jeszcze, bardzo spokojnie. - Grot potrafi przebić człowieka na wylot, a z diablicami nie jest chyba inaczej.

***


        - To chyba stamtąd - funkcjonariusz Otoczak trącił swojego kolegę, razem z którym odbywał patrol. - Nie, Chudy?
        - No - elokwentnie stwierdził drugi strażnik, wyglądający i woniejący jak baryłka piwa. To co, zgodnie z tą, procedurą?
        - Taa - w głosie funkcjonariusza Otoczaka wyraźnie dało się wyczuć niechęć do procedury. Wcześniej była zabawa, Chudy potrafił tak walnąć w drzwi, że wlatywał razem z nimi do środka. Ale skargi były, że drzwi się niszczą, góra zmieniła przepisy i teraz trzeba było sprawdzać, czy jest otwarte. Strażnik nacisnął klamkę i drzwi otworzyły się. Funkcjonariusz Otoczak westchnął. Dzielni strażnicy wpadli na górę, zastając piekielną i informatora. Coś takiego, trafili do właściwego domu.
        - To tak - zaczął Otoczak. - Pan krzyczał, bo kobieta pana napadła?
        - Tak - odparł Archiwista, a Chudy nieudolnie próbował zamaskować śmiech imitacją kichnięcia.
        - To co się tu stało? - nudne procedury kazały zapytać, choć funkcjonariusz Otoczak wolałby sprawę załatwić klasycznie, to znaczy od razu wziąć podejrzaną na powróz i zaprowadzić do loszku.
        - Ta pani włamała się do mojego domu, zagroziła mi bronią, nawrzeszczała na mnie i próbowała zaatakować mnie mentalnie...
        - Mentalnie, to znaczy magią, tak?
        - ...tak. Na szczęście zachowałem zimną krew i wezwałem pomoc, i...
        - Dobra, starczy. Pójdzie pani z nami, próby ucieczki są głupie i bolesne. Przysługują pani normalne prawa, znaczy, może się pani nie odzywać i pewnie stanie pani przed sądem. Ponoć sprawiedliwym. Chudy, zabierz jej żelastwo.

***


        BUM.
        Drzwi wyleciały z zawiasów, przefrunęły nad głowami siedzących w karczmie gości i rozbiły się o ścianę naprzeciwko. Zebrani we wspólnej izbie w pierwszej chwili nie wiedzieli, co się dzieje i jak się zachować. Później do środka wpadli ludzie o twarzach zasłoniętych chustami, ściskający w dłoniach krótkie miecze i zaczęli ciachać wszystko, co się pod rękę nawinęło. Wtedy zgromadzeni zaczęli wrzeszczeć.
        Sekiel nie tracił czasu na jakąkolwiek ocenę sytuacji, po prostu złapał kobietę w bieli za rękę i pociągnął za sobą.
        - Ruszaj się! - krzyknął prosto do jej ucha. - Na górę i do izby rogatej!
        Z impetem wpadli na drugie piętro, stamtąd do trzeciego pomieszczenia po lewej. Zabójca wyjrzał przez okno w dół. Trochę za wysoko, żeby skakać, chyba w ostateczności... zaraz. Trochę na prawo od okna o ścianę opierała się drewniana konstrukcja, kratka, po której miała wspinać się winorośl. Dla niego żaden problem, ale co do kobiety nie miał pewności.
        - Mam nadzieję, że nie masz lęku wysokości - rzekł. - Zejdziesz po tym na dół, tam zaczekasz na mnie. Tak coś czuję, że możemy sobie nawzajem pomóc, a i krzywdy nie chcę ci robić. Ruszaj!

***


        W alkierzu huk drzwi i wrzaski przerażonych gości były słyszalne bardzo dobrze. Mężczyzna w kapturze momentalnie jakby stracił zainteresowanie anielicą i wydobył z pochwy miecz, długi półtorak, noszący ślady długiego użytkowania.
        - Kłopoty - mruknął. - Skrzydlata, co cię podkusiło, żeby pytać karczmarza o ten cały ,,pewien niepokój"? Na smoka czuć, o co ci chodzi. Ktoś usłyszał, doniósł, komu trzeba i teraz mamy na głowie kilkunastu rębajłów. Co tak leżysz? Jeśli ten kosior nie od parady dynda ci u pasa, to go wyciągaj i stawaj przy mnie. Zaraz może być nieprzyjemnie.
        Cóż, było w istocie. Jeden z napastników zauważył boczne drzwi i rzucił się w ich kierunku, z pewnością mając nadzieję na udane szabrownictwo. Marzenie ściętej głowy! Dosłownie, bo półtorak zakapiora gładko zdekapitował bandziora. Krew ochlapała wszystko dookoła.
        - Wcześniej jakoś nie było okazji - mężczyzna otarł krew z twarzy i uśmiechnął się do Reynette. - Jestem N'roghara ze Stepów i chyba mam na pieńku z tymi samymi ludźmi, co i ty, anielico. Dlatego też zaciągnąłem cię tutaj, pogadać chciałem w spokoju. Chyba nie bardzo wyszło...

***


        Sekiel i Requierettene biegli ulicą przed siebie, byle dalej od karczmy. Zabójca, miarkując tempo tak, by smoczyca mogła nadążyć, miał chwilę czasu na rozmyślania. Ten napad na karczmę mógł nie mieć związku z nim czy organizacją, z drugiej jednak strony ciężko było mu sobie wyobrazić, żeby jakieś tam zwykłe, niezwiązane z nikim bandziory poważyły się otwarcie napadać na ,,Podróżnego" - to nie miało sensu, straż z pewnością zareaguje szybko i skutecznie. Na rabunek raczej nie będzie czasu, ale już zabicie kilku osób i próba ucieczki... To wchodziło w rachubę. Informacje jednak musiały być bardzo dokładne, a to znaczy, że byli śledzeni, w innym razie nie byłoby czasu na zmontowanie całej akcji. Ciekawe, czy i teraz śledził ich jakiś ogon?
        Nim jednak Sekiel zdążył pomyśleć o jakiejś próbie zgubienia ewentualnego szpiona, znalazł się wraz ze smoczycą na szerokim placu, a tuż przed nimi wyrosły sylwetki dwóch ludzi, odzianych w szare płaszcze.
        - Z karczmy? - spytał jeden z nich. Sekielowi zdało się, że go poznaje.
        - Z karczmy - odparł krótko. - Uciekliśmy, kiedy to wszystko się zaczęło.
        - Nie jesteście ranni? - kobiecy głos. - Możemy was opatrzyć na miejscu, później zabierzemy was na przesłuchanie, musimy zadać wam parę pytań... Zaraz. Znamy się skądś?
        - Może, jeśli jesteście od Trautona. Sprawa mauryjskiego ambasadora...
        - Pamiętam - wtrącił się mężczyzna. - No dobrze, jak nic wam nie jest, to zabieramy was do kapitana. Chodźcie.

***


        - A kogóż to ze sobą prowadzicie, funkcjonariuszu? - piekielna, idąca między dwoma strażnikami, ujrzała przed sobą postawnego mężczyznę w szarym płaszczu.
        - A co cię to, kurw.... znaczy, więźnia - poprawił się Otoczak, dostrzegając symbol na piersi tamtego.
        - Więźnia? A procedury znacie?
        Tylko nie znowu te procedury. Otoczak wyprężył się w regulaminowym salucie.
        - Melduję, że zostaliśmy przeszkoleni!
        - Pytam, czy znacie, durniu, nie czy byliście szkoleni.
        - Melduję, że znamy!
        - Tak? A rogów na głowie tej pani to nie widzisz?
        Funkcjonariusz Otoczak spojrzał na głowę pani. Faktycznie, były tam rogi, piękne, lśniące i kręcone.
        - Melduję, że widzę!
        - No właśnie. Na pierwszy rzut oka widać, że ta pani jest przedstawicielką rasy z tak zwanych Planów Zewnętrznych i jako taka podlega specjalnej jurysdykcji. To znaczy - naszej jurysdykcji. Funkcjonariuszu, od tej chwili ja zajmę się więźniem. Możecie odejść.
        - Tak jest! - cholerne procedury!
        Funkcjonariusze Otoczak i Chudy odeszli, zaś ten w szarym płaszczu odezwał się do pokusy:
        - Jestem Alric, strażnik miejski Fargoth ze... specjalnego wydziału. Nasz człowiek poinformował mnie, że była pani w ,,Wesołym Podróżnym", zajmiemy się tym najpierw. Później, rzecz jasna, o ile popełniła pani przestępstwo, wymierzona zostanie sprawiedliwość... ale tak między nami, sprawiedliwość lubi tych, którzy pomagają nam. Proszę ze mną.

***


        Zamieszanie w karczmie właściwie już ustało, straż zajęła się sprawą szybko i metodycznie. Rannym została udzielona pomoc, świadków przesłuchiwano, sprzątano bałagan i szacowano szkody. Napastnicy ulegli bardzo szybko, choć nie bez walki - przeżył tylko jeden, który w tym momencie leżał skrępowany pod ścianą. Obok stało dwóch ludzi w szarych płaszczach, bynajmniej nie dlatego, że rozbrojony i związany bandzior stanowił jakiekolwiek zagrożenie. To wściekły tłum stanowił zagrożenie dla niego.
        N'roghara usiekł jeszcze jednego przeciwnika. Z miejsca zostało mu to przebaczone, loch go nie czekał, był zatem całkiem zadowolony i chętny do współpracy. Wkrótce zostały wyselekcjonowane trzy osoby, których zeznania mogły być na tyle składne, by się na coś przydać - N'roghara właśnie, anielica Reynette oraz czarodziejka o niezwykle długim i trudnym do zapamiętania nazwisku. Cała trójka została zabrana do siedziby szarych płaszczów.

***


        Był to spory budynek w kręgu murów twierdzy Fargoth. Jak wszystkie tutaj, miał małe okna, grube mury i w całości wykonany był z kamienia. Obok znajdowały się stajnie straży, plac musztry i studnia, całość kompleksu otaczał zaś spory mur. Budynek miał dwa poziomy nad ziemią i głębokie lochy pod nią: górę zajmowali wysocy rangą funkcjonariusze, na dole była spora sala, w której prowadzono co zwyklejsze przesłuchania, oraz kwatery szeregowców, jeśli o takich można mówić w odniesieniu do elitarnej Sekcji Trzeciej, oddziału straży pod wodzą kapitana Bryndena Trautona, w skład którego wchodzili najlepsi ludzie z całej straży.
        Teraz w sali przesłuchań znajdowało się siedem osób: Sekiel, Reynette, Requierettene, Carmilla, N'roghara, mistrzyni Cindrianella (bo to nie do pomyślenia, by była po prostu Cindrianellą), w końcu sam kapitan. On to zabrał głos jako pierwszy.
        - Siedzicie w gównie po uszy, za przeproszeniem pań - stwierdził. - Może z wyłączeniem łaskawej czarodziejki, ale po karczmie niczego nie mogę być pewien. Sekiel, co cię, do ciężkiej cholery podkusiło, żeby plątać się po mieście, zamiast od razu przyjść do mnie? Nieważne zresztą, widzisz sam, co z tego wynikło.
        - Taa - odparł Sekiel, nieporuszony. - Tak jakbyś mógł jakoś temu zapobiec.
        - A żebyś wiedział, że mogłem. Myślisz, że nie mam ludzi, środków? Zamknij się lepiej i słuchaj. Postaram się wam pomóc, taka już moja praca i obowiązek. Ale muszę wiedzieć wszystko, dokładnie wszystko o tym, co to za ludzie chcą was zabić i dlaczego. Sekiel, ty na końcu, chcę porównać wnioski. No to... kto zacznie? Ewentualne pomysły rozwiązania tej sytuacji, plany na przyszłość i tak dalej mile widziane.
Awatar użytkownika
Cealia
Szukający drogi
Posty: 38
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Nemorianka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Cealia »

        Dziewczyna kiwnęła głową i nic nie mówiąc wyszła z budynku, zostawiając jedynie na biurku archiwisty kilka należnych monet. Włóczyła się długo po mieście. Pilnie obserwowała otoczenie, nie mogła oprzeć się wrażeniu, że w każdej chwili, jakiś opryszek przyłoży jej sztylet do pleców, bądź szyi. "Muszę się uspokoić, jestem w mieście... dość bezpiecznym miejscu... jest dużo ludzi. Tylko głupiec odważyłby się publicznie zaatakować." Demonica starała się w ten sposób uspokoić, co chwila przerywając ten tok myślenia głębokim oddechem. Niestety, nie pomagało to wcale. Cealia nerwowo reagowała nawet na najcichszy dźwięk. Właśnie tym sposobem wpadła w pewnego mężczyznę w czarnym kapturze, który zasłaniał mu prawie całą twarz. Demonica chciała już przepraszać, ale on jedynie wstał i pobiegł dalej nie zauważając jej. Dziewczyna przez chwilę obejrzała się za nim dopóki nie zniknął na zakrętem. Zdziwiło ją to niezmiernie, gdyż mogłaby przysiąc, że właśnie ta uliczka, gdzie wbiegł nieznajomy była zaułkiem. W pierwszym odruchu chciała ruszyć za nim, żeby to sprawdzić. ale coś ją powstrzymało, intuicja podpowiadała jej, żeby jak najszybciej opuściła to miejsce. Ruszyła szybkim krokiem w stronę najbliższej karczmy. Zatrzymał ją strażnik.
        -Niestety, musi pani poczekać, na razie karczma jest nieczynna. - rzucił jej od niechcenia i ruszył w stronę pary, która również chciała skorzystać z gościnności karczmarza. Demonica wściekła kopnęła kamień i usiadła pod pobliskim drzewem, nie tracąc przy tym czujności.
Awatar użytkownika
Carmilla
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 94
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Pokusa
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Carmilla »

Wszystko działo się wyjątkowo szybko. Za szybko. Carmilla nie spodziewała się tak prężnie działającej straży w Fargoth. Już chwilę po tym, gdy Archiwista wezwał pomoc, dwaj strażnicy stawili się w drzwiach. Rogata nie stawiała oporu, nie była aż tak lekkomyślna. Postanowiła przyjąć postawę niewinnej, słabiutkiej panienki.
- Panowie, to je-est po-omyłka. - mówiła przez łzy. - Ja nie-e chciałam zrani-ić tego mężczyzny, przy-ysięgam. Pro-oszę, nie wtrąca-ajcie mnie do lochów. Co ja tam po-ocznę?
Niestety, Otoczak i Chudy wcale nie słuchali słów biednej, małej, zapłakanej Rogatej. Od czasu do czasu tylko któryś z nich spojrzał na Carmillę z obleśnym uśmieszkiem. Wtedy też dołączył do nich tajemniczy mężczyzna w płaszczu. Jak się okazało, przyszedł on specjalnie po nią. Nie do końca wiedziała o co chodziło mu z "Wesołym Podróżnym", bo chyba nie o to, że nakrzyczała na karczmarza. Po kilku minutach szybkiego marszu dotarli do dużego, kamiennego budynku. Alric wprowadził Pokusę do sporej sali, w której było już kilka innych osób, a twarze większości z nich były jej znane. Kobieta od razu wyrwała się strażnikowi i usiadła przy ścianie, dając odpocząć nogom. Przy okazji wybrała miejsce jak najbardziej oddalone od Anielicy. Jej aura wciąż męczyła Rogatą.
- To może ja wypowiem się jako pierwsza, dobrze? - powiedziała, gdy tylko kapitan skończył mówić. - Przybyłam do Fargoth w poszukiwaniu pewnego mężczyzny, który posiada przedmiot, który mi skradziono już pewien czas temu przez członków jakiejś sekty. Zapewne to oni próbują mnie zabić... Zatrzymałam się w "Wesołym Podróżnym", jak zresztą za każdym razem, gdy się tu zjawiam. Udałam się do swojej komnaty, by odpocząć po podróży i oto co znalazłam na sekretarzyku. - wstała i podeszłą do kapitana, podając mu kawałek pergaminu. - Gdy to zobaczyłam, od razu udałam się do owego Archiwisty. Byłam trochę zdenerwowana tym, że ktoś bezkarnie wtargnął do mojego pokoju, dlatego zaatakowałam tego mężczyznę. Bynajmniej nie chciałam go skrzywdzić, po prostu byłam przekonana, że jest on w jakimś stopniu związany ze sprawą kradzieży. Potem mnie aresztowano i tak znalazłam się tutaj. Ah, byłabym zapomniała. W drodze do Fargoth zostałam napadnięta. Co do przyszłych planów... O ile nie zamkniecie mnie w lochach, chcę odnaleźć swoją zgubę i wrócić do normalnego życia.
Awatar użytkownika
Reynette
Błądzący na granicy światów
Posty: 10
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Anioł Światłości
Profesje:

Post autor: Reynette »

        Reynette wpatrywała się w mrok. Była na siebie zła, ze nie zareagowała w porę i nie udało jej się pomóc porwanej kobiecie. Nie spodziewała się, że sama za chwilę stanie się ofiarą. Gdy została schwytana przez obcego mężczyznę, była tak zaskoczona, że nie stawiła oporu. Zanim zdążyła zareagować, znalazła się w niewielkim, ciemnym pomieszczeniu. Nieznajomy pchnął ją na sofę i powiedział coś o odwdzięczaniu się za przysługi. Skrzydlata wzdrygnęła się zerkając na sofę i myśląc, co z reguły odbywa się w tym miejscu, gdy trafi tam jakaś nietrzeźwa para. Można więc powiedzieć, że ucieszyła się z faktu, że napastnik chce tylko informacji. Zanim jednak niebianka powiedziała cokolwiek, rozległ się głośny huk, po którym nastąpiły paniczne wrzaski klientów "Wesołego Podróżnego".
        Nieznajomy natychmiast wyciągnął broń i jął pouczać anielicę, co do dyskrecji. Oburzona niebianka także dobyła broni i stanęła u boku mężczyzny. Po chwili do pomieszczenia wpadł uzbrojony człowiek. Po chwili jego głowa leżała na ziemi. Reynette spojrzała ze wstrętem na odrąbany czerep.
- Jestem Reynette Rubella Karistus i przybyłam tu w celu wypełnienia powierzonej mi przez Pana misji... Szczegółów nie mam zamiaru ujawniać. I tak nie mamy na to czasu - dodała ogłuszając następnego napastnika płazem miecza. Mężczyzna osunął się bezwładnie na ziemię.
- Wolę jak najmniej krwawe rozwiązania - uśmiechnęła się.
        Wkrótce było po wszystkim. Do akcji wkroczyła straż miejska i sytuacja została szybko opanowana. Z napastników przeżył jedynie ogłuszony przez niebiankę delikwent. Sama anielica wraz z N'rogharą oraz barwną i błyszczącą kobietką niskiego wzrostu, zostali zabrani do siedziby szarych płaszczów, a dokładnie do sali przesłuchań.
        Gdy cała trójka została wprowadzona do sali, Reynette od razu zwróciła uwagę na piekielną, którą zauważyła w karczmie. Zmarszczyła nos, czując zapach pokusy. W sali obecna była też kobieta, którą niebianka chciała wcześniej uratować, nieznany dziewczynie śniady mężczyzna oraz oczywiście kapitan.
Jako pierwsza zaczęła tłumaczyć się diablica. Piekielna udawała niewiniątko i opowiadała coś na temat zaginionego kielicha. Reynette niespecjalnie zwracała uwagę na tę opowieść podejrzewając, że jest to jedno wielkie kłamstwo. Gdy ślicznotka skończyła swój wywód, skrzydlata postanowiła zabrać głos.
- Szanowny panie kapitanie - zaczęła. - Jak pan zapewne się domyśla jestem tu, gdyż została mi powierzona misja. Dodam, że sam Pan zlecił mi wykonanie jej. Oczywiste jest więc, że nie mogę zdradzić, na czym ma ona polegać. Nie jestem w stanie orzec nic na temat zbójów z karczmy, więc nie mogę wam pomóc. Bardzo mi przykro z tego powodu... Liczę na to, że zostanę wypuszczona jak najszybciej.
Awatar użytkownika
Requie
Błądzący na granicy światów
Posty: 18
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Pradawny Smok
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Requie »

         Siedziba szarych płaszczów i cały ten teatrzyk wcale nie wzbudził zaufania smoczycy. Pierwszym, co zrobił, znalazłszy się w sali przesłuchań, było zlokalizowanie wszelkich możliwych dróg ucieczki i ewentualnych przedmiotów, mogących ową ucieczkę ułatwić. Nie miała ochoty niczego mówić, bo i sensu w tym nie dostrzegała żadnego, co więcej, niekorzystnym dla niej byłoby tłumaczenie się z uprowadzenia czyichś koni. Milczała więc i czekała na to, jak sprawa się potoczy.
         - Ja także w drodze tu zostałam napadnięta. - wtrąciła, gdy Rogata piękność wspominała coś o swojej podróży do Fargoth, jakimś mało wiarygodnym zaginionym kielichu, oraz doświadczonej napaści.
Nie pamiętała już nawet ilu ich było. Dostała skrzącą się błękitem strzałą, ale to definitywnie należało zostawić dla siebie. Słuchała więc tylko i niecierpliwie kręciła stopą kółka na podłożu.
Zablokowany

Wróć do „Fargoth”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości