FargothFargoth w cieniach skąpane

Miasto położone na granicy Równiny Drivii i Wschodnich Pustkowi, jedno z głównych miast środkowej Alarani, położone na szlaku handlowym, prowadzącym przez Opuszczone Królestwo aż do Wybrzeża Cienia.
Awatar użytkownika
Requie
Błądzący na granicy światów
Posty: 18
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Pradawny Smok
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Requie »

         Siedziba szarych płaszczów i cały ten teatrzyk wcale nie wzbudził zaufania smoczycy. Pierwszym, co zrobił, znalazłszy się w sali przesłuchań, było zlokalizowanie wszelkich możliwych dróg ucieczki i ewentualnych przedmiotów, mogących ową ucieczkę ułatwić. Nie miała ochoty niczego mówić, bo i sensu w tym nie dostrzegała żadnego, co więcej, niekorzystnym dla niej byłoby tłumaczenie się z uprowadzenia czyichś koni. Milczała więc i czekała na to, jak sprawa się potoczy.
         - Ja także w drodze tu zostałam napadnięta. - wtrąciła, gdy Rogata piękność wspominała coś o swojej podróży do Fargoth, jakimś mało wiarygodnym zaginionym kielichu, oraz doświadczonej napaści.
Nie pamiętała już nawet ilu ich było. Dostała skrzącą się błękitem strzałą, ale to definitywnie należało zostawić dla siebie. Słuchała więc tylko i niecierpliwie kręciła stopą kółka na podłożu.
Awatar użytkownika
Sekiel
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 105
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:

Post autor: Sekiel »

        - Już już, anielico - mruknął Trauton. - Nie wywyższaj się tak, chcę tylko pomóc. Hmf. Zbirami z karczmy zajmują się nasi ludzie, wyciągną z nich tyle, ile będzie można, choć na wiele nie liczę. Nie, tak nie dojdziemy do źródła waszych problemów. Zapewniam: nie interesuje mnie ta misja, to znaczy nie interesuje mnie do momentu, do którego nie narusza praw Fargoth. Spytam więc tylko o jedno - czy to zadanie może mieć jakikolwiek związek z napaścią na ,,Wesołego Podróżnego"?
        - Kapitanie - odezwał się milczący dotychczas N'roghara. Ściągnął kaptur, widać więc było, że jest nietutejszy, o czym świadczyła jego ciemniejsza karnacja i oczy, których kąciki uniesione były lekko ku górze. Mówił też dziwnie, z nosowym akcentem. - Przyjrzałem się napastnikom w karczmie, oni, jeśli chcieli dorwać niebiankę, nie wiedzieli o tym. To byli wasi, miejscowi, ale miejscowi pozgarniani z ulic, widziałem, jak się bili. Mieli wprawę w robieniu mieczem w budynkach i głowę daję, że w wąskich uliczkach też. To się zgadza. Wszystko poprzednie tacy sami robili.
        Zauważając pytające spojrzenie Trautona, mężczyzna westchnął.
        - Pochodzę z Opuszczonego Królestwa - oznajmił. - Do Fargoth przyszedłem za nimi, po tym, jak napadli na wioskę, która była mi przyjazna. Zgrabili, spalili do cna, ludzi wzięli w niewolę, sprzedali ich jeszcze na szlaku. Dwa dni drogi od miasta zgubiłem ich i nie zdołałem odnaleźć znowu, ale nie miałem wątpliwości, gdzie się kierują. To było dwa miesiące temu, przez ten czas nie udało mi się wyśledzić tych, których szukam, ale słuchałem plotek i wiem, że działają tutaj. Jak dokładnie... nie wiem.
        - Artefakty - wtrąciła nagle mistrzyni Cindrianella. - Napady, także magiczne, porwania, handel ludźmi. Co jeszcze?
        - Broń - odparł krótko kapitan. - Z kontrabandy, tak bez wchodzenia w szczegóły.
        - I broń - powtórzyła kobieta. - Z czym mamy do czynienia, nie muszę chyba nikomu tłumaczyć? Grupa ludzi postanowiła się dorobić i bardzo jest zdeterminowana.
        Oczy czarodziejki błysnęły, kiedy spojrzała krótko na Requie.
        - Pomogę wam - oświadczyła nagle. - Muszę wyznać, jestem dość utalentowana w Sztukach, mam też potężnych przyjaciół i...
        - Trauton - Sekiel przerwał jej w pół słowa. - Chciałeś wniosków. Możemy pogadać?
        - Pewnie - kapitan zmierzył skrytobójcę badawczym spojrzeniem. - Chodź. Vika, zajmij się naszymi gośćmi.


***



        Sekiel poprowadzony został na piętro, do prywatnego gabinetu Trautona. Był to pokój urządzony gustownie, choć surowo - postawiono na minimalizm, przeto znalazły się tu tylko regały pod ścianą, biurko, trzy fotele oraz wąskie łóżko.
        - Tu możemy porozmawiać spokojnie - oznajmił kapitan, wskazując swojemu gościowi jedno z siedzeń. - Zatem?
        - Wiesz, czemu chciałem rozmawiać na osobności? - zapytał zabójca.
        - Domyślam się. Ci na dole mają nic o tobie nie wiedzieć, a zamierzasz poopowiadać mi o urokach swojej pracy?
        - To też, poza tym, informacje są w cenie. Trauton, śledziłeś kiedyś szlaki, którymi do Fargoth przywędrowują artefakty?
        - Nie musiałem, każdy wie, że są elfickie, sprowadzane z Meot. To znaczy, te, o których mi wiadomo, z zeznań diablicy wnoszę, że ci, co was tak nie lubią, są zainteresowani różnymi świecidełkami i zbierają je po całej Alaranii.
        - Tak, ale zostańmy na razie przy elfach. Jakiś czas temu chciałem zaszyć się na chwilę w Adrionie. Rozumiesz, odpoczynek taki. Nie bardzo wyszło, bo ktoś mnie tam namierzył i dał zlecenie na elfa, o tyle dziwne, że w ogóle mi nieznanego. Jak się okazało, złodziej, zwinął jakiemuś magowi pierścień. Ze zleceniodawcami się nie widziałem, przesłali mi notkę, w której dali mi do zrozumienia, że cokolwiek o mnie wiedzą, zapłatę przekazali przez pośrednika w karczmie na szlaku. Mniejsza. Spod Szepczącego Lasu udałem się prosto do Fargoth, tyle tylko, że po drodze napadli na mnie bandyci... masz tu mapę?
        - Jasne - kapitan pogrzebał w biurku, wydobył z niego rulon pergaminu, rozwinął go, ukazując mapę Alaranii. - I?
        - Napady były tu i tu - Sekiel wskazał kolejno okolice jeziora Eriss i Nandan-Ther. - Bacz, później przebyłem dwie równiny, tam było spokojnie.
        - Co znaczy że... bandyci lubią atakować pod lasem?
        - Akurat - parsknął zabójca. - Pod lasem. Pół godziny drogi od miasta?
        - Więc co?
        - Ano to, że sprawa nie dotyczy tylko Fargoth. Ta organizacja ma komórki w Szepczącym Lesie, może w Nandan-Ther i tutaj. Tak sobie myślałem, co im daje taka lokalizacja...
        - Szlaki handlowe - Trauton domyślił się od razu. - Artefakty, konie... zarabiają, to pewne. Masz pomysł, jak to wykorzystać?
        - To zależy, jakie są twoje cele. Jeśli chcesz uderzyć w górę, dostać się do przywódców, są sposoby. Pieniądz zawsze zostawia ślady, a musi wędrować do szefów.
        - Nasze cele.
        - Co?
        - Pomożesz mi i ta reszta też. Sekiel, masz pojęcie, jak oni muszą być zakonspirowani? To jest potężna, dobrze zorganizowana i dowodzona organizacja, a wasze pojawienie się namieszało im bardzo. Teraz będą, cóż, powiem szczerze, próbować was zabić. Zdemaskują się.
        - Mam więc robić za przynętę. A jeśli nie zechcę?
        - Puszczę cię wolno. Może nawet będzie mi smutno, jak następni bandyci sobie poradzą. I to samo tyczy się reszty...
        - Chcesz wciągać w to tamtych? Zrobimy sobie wesołą kompanię i ruszymy na poszukiwanie przygód? Jasne, czemu nie! Niebianka, piekielna, tajemniczy wędrowiec i czarodziejka. To brzmi...
        - Wystarczy. Sekiel, jeśli twierdzę, że się przydadzą, to się przydadzą, potrafię ich wykorzystać. Zresztą nie w tym rzecz. Ktoś na górze chce wyciszyć sprawę.
        - Co? Macie tu... to się w ogóle da wyciszyć?
        - Da się, jeśli są chęci, a jak nie, to straż może nie reagować i udawać, że się nic nie dzieje. Żaden problem. Tyle tylko, że ja na to pójść nie chcę.
        - I dlatego mamy odwalić za ciebie robotę?
        - Dokładnie. Nie wyobrażasz sobie nawet, jaki na mnie naciskają. Kończ to szybciej, Trauton, bo porządek w mieście się burzy. Zwiń z ulicy kogokolwiek, ogłoś, że on jest winien, tamci, o ile są mądrzy, przestaną działać w mieście. Nie, oni też w to nie wierzą, ale ktoś jest podkupiony, pewien jestem.
        - A nie chodzi tylko o famę skuteczności waszej straży?
        - Nie. Gdyby chodziło, nie paradowaliby z naszymi mieczami przy bokach. Mówiłem, że cały czas oglądamy tych z karczmy. Nie kłamałem, ale to stwierdziłem na miejscu. I nie jest to kontrabanda, pytałem u źródeł.
        - Cholera... nie mam wyjścia, co? Albo pomogę, albo czeka mnie kopczyk przy trakcie? Ech... mam nadzieję, że wiesz, co robić.
        - O tak - Trauton uśmiechnął się. - Wiem.
        - Jest jeszcze coś. U mojego informatora pojawiła się taka jedna... pytała o handlarzy artefaktami, raczej nie dlatego, że chciała iść na zakupy. Wysoka, szczupła, czarniawa, w jakiejś wytartej sukience, na tym pasek z czaszką. To chyba nie była normalna kobieta... oczy miała jakieś takie... błękitne, zdawało by się, świecące. Zajmij się nią, chcę mieć bezpieczne tyły.
        - Jasne, poślę ludzi. Tymczasem... zobaczmy, czy Vika potrafi przekonywać.


***



        - On chce wam pomóc - oświadczyła Vika, gdy tylko kapitan i zabójca zniknęli za drzwiami. - Nie zaszkodzić. Zaufajcie mu, bo bez niego nie poradzicie sobie. To znaczy... Słyszałam trochę z waszej rozmowy i wiem, że ci, którzy chcą was skrzywdzić, nie odpuszczą, będą was ścigać, w końcu - zabiją. Straż miejska Fargoth nie pozwoli na to! W tym mieście wciąż istnieje sprawiedliwość, chcę w to wierzyć i wierzę, ale by móc zaprowadzić sprawiedliwość, musicie zechcieć współpracować. Pomóżmy sobie nawzajem... proszę. Muszę ich dopaść.
        Vika odwróciła się, jej gęste, kasztanowe włosy przesłoniły twarz.
        - To nie zemsta - powiedziała po chwili cicho. - Chcę dla nich sprawiedliwości, nic więcej... Nie zemsty. Nie, nie! Ich trzeba powstrzymać, zdusić zło w zarodku, nie dopuścić, by krzywdzili innych! Ty! - zwróciła się do niebianki. - Czy nie masz pomagać ludziom? Czy chcesz patrzeć, jak szerzy się tu zło? A jeśli twoja misją jest jego powstrzymanie... uwierz, nie ma lepszej drogi! Nawet piekielna mogłaby odnaleźć w tym swoją korzyść. Proszę - Vika zwróciła się z kolei do Pokusy. - Jeśli chcesz odnaleźć swoją zgubę, współpracuj z nami, jeśli chcesz być bezpieczna, pomóż nam, jeśli chcesz mieć swoją zemstę... Pomóż! I ty... - spojrzenie na smoczycę. - Nie jesteś złą osobą, widzę to. Jeśli masz możliwość pomocy...
        Głos Viki załamał się. Pokręciła głową, wzięła kilka głębszych oddechów.
        - Przepraszam - powiedziała po chwili już spokojnie. - Nie powinnam była, poniosło mnie. To się więcej nie powtórzy.
        I rzeczywiście, nie powtórzyło się, bo i nie miało kiedy. Do pomieszczenia wrócił kapitan wraz z Sekielem, który przeszedł tylko do jakichś bocznych drzwi i zniknął za nimi bez słowa. Trauton nawet na niego nie spojrzał, widać wszystko ustalili po drodze.
        - Ktoś chciałby dodać coś jeszcze do swoich zeznań? - zapytał. - Jeśli nie, mam... propozycję rozwiązania waszych problemów. Nikogo nie zmuszę do wzięcia w tym udziału, bo nie mogę, zresztą, będzie niebezpiecznie... co zresztą będę gadał po próżnicy. Ściga was banda zbirów, raczej nie przestanie. Wy chcecie się bandy zbirów pozbyć, ja też, pomożemy więc sobie nawzajem. W skrócie: zbiry was złapią, ale krzywdy wyrządzić nie zdążą, bo interweniuje straż miejska i wtrąci wszystkich do loszków, a później zadyndają na placu ku uciesze gawiedzi. Więcej powiem, jeśli w to wejdziecie. Ten tam - kapitan machnął dłonią w kierunku bocznych drzwi - już się zgodził, tak swoją drogą. Zaraz do nas dołączy, w żelastwie tylko trochę poprzebiera.


***



        Choć zamieszanie w karczmie ustało, wokół kręciło się sporo straży, najwyraźniej nie tracącej zainteresowania okolicą. Strażnicy przeczesywali uliczki i zaułki, pewnie szukając poszlak, choć tego trzeba było się domyślać, bo na pytania raczej nie odpowiadali, woląc zadawać je napotykanym przechodniom. Nie dziwiło zatem, że dwaj mężczyźni w szarych podeszli do Cealii, siedzącej pod drzewem.
        - Bądź zdrowa, pani! - przywitał się jeden z nich. - Jestem Flinn, to jest Laek, obydwaj należymy do straży miejskiej Fargoth, chcieliśmy zadać kilka pytań... może nie tutaj, raczej w miejscu trochę wygodniejszym. Zechce pani pójść z nami?
Awatar użytkownika
Sekiel
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 105
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:

Post autor: Sekiel »

        Sekiel wyszedł z cekhauzu, w drzwiach chowając sztylet do pochewki przy pasie. Wraz z krótkim mieczem stanowił on jedyną widoczną broń, ale zabójca znalazł w zbrojowni i inne, ciekawsze żelastwo, do którego przywykł w pracy - to pochował, ot, żeby jego nowi kompanioni nie zaczęli snuć domysłów. Wkroczył do sali przesłuchań i pewnym krokiem skierował się... ku wyjściu.
        - No, to do jutra - rzucił lekkim tonem, mijając Trautona.
        - Do jutra...? - zapytał kapitan dość niepewnie.
        - Do jutra - Sekiel uśmiechnął się promiennie. - Zamierzam godnie przygotować się do czekającej mnie misji, wznieść modły, poskładać ofiary, popościć trochę, żeby lepiej wpasować się w poszukiwanie przygód.
        - Se... A, zresztą. Masz czas do południa, jeśli nie przyjdziesz sam, moi ludzie przywleką cię na powrozie. Chwilowo są państwo wolni - strażnik zwrócił się ku reszcie zgromadzonych. - Na razie proszę nie opuszczać miasta i również stawić się tutaj jutro w południe, celem... ukończenia czynności proceduralnych.
        Zabójca posłał kapitanowi jeszcze jeden promienny uśmiech i wyszedł z budynku.


***



        - Sekiel.
        Skrytobójca przystanął raptownie. Znajdował się w wąskiej uliczce w drugim pierścieniu miasta, szybko oszacował więc prawdopodobieństwo przypadkowego spotkania na tak ograniczonej przestrzeni kogoś, kto znałby jego imię. Wyszło małe, co mogło oznaczać kłopoty, jeśli nawet nie ze strony niepozornej postaci w burym płaszczu z kapturem, to jej potencjalnych przyjaciół, potencjalnie tarasujących przejście między budynkami z tyłu. Zabójca odwrócił się. O dziwo, droga była wolna.
        - Spokojnie - prychnęła niepozorna postać. - Jestem sam.
        - Powiedzmy, że wierzę - Sekiel zmrużył oczy. - Chwilowo. Czego chcesz i kim jesteś, skoro najwyraźniej znasz mnie?
        - Jestem Nawein, wybacz, że nie podam ci dłoni. Być może słyszałeś coś o mnie. Czego chcę? Pomóc tobie i sobie przy okazji.
Rzeczywiście, Nawein był postacią dość rozpoznawalną w odpowiednich kręgach. Cieszył się sławą, najprościej rzecz ujmując, skutecznego dziwaka. Był nietutejszy, ponoć pochodził spoza Alaranii i właściwie niewiele więcej było o nim wiadomo - należało się jednak domyślać, że w fachu był wprawiony jeszcze przed przybyciem do Fargoth, inaczej nie zyskałby swojej famy dość szybko.
        - Mógłbym się zacząć obawiać, że chcesz mi pomóc w opuszczeniu tego niedobrego świata - odparł Sekiel. - I sobie, zarabiając na tym. Ale nie sądzę, żebyś stawał przede mną, gdyby takie były twoje zamiary. Zatem?
        - Dowiedziałem się, że ty też masz... pewien problem. Ty zaś pewnie jeszcze nie wiesz, że do jego rozwiązania konieczne są dwie zdolne osoby... Niemniej jednak, nie będziemy rozmawiać o tym tutaj. Słuchaj, mam niedaleko stąd kryjówkę...
        - I myślisz, że od tak po prostu pójdę z tobą? Zapomnij, Nawein.
        - Zatem karczma, chociaż wolałbym tego uniknąć. Parę kroków stąd jest...
        - Wiem, ,,Zielone Pióro". Chodźmy więc.
        - Zdajesz sobie sprawę jak bardzo paskudny masz nawyk przerywania w połowie zdania, prawda?


***



        - Ta hydra ma wiele głów - zaczął Nawein. - Jeśli jednak urwiemy dwie, reszta odpadnie sama. Zaczną się wewnętrzne walki, powstanie kilkanaście mniejszych gangów, czyli wszystko po staremu. Nie będą kultywowały tradycji szefów.
        - Skąd ta pewność? - Sekiel wyraźnie nie dowierzał. - Z pewnością masz jakieś źródła informacji, ale w życiu bym nie pomyślał, że korzystasz z usług wróżbity.
        - Po prostu umiem myśleć - Nawein wzruszył ramionami. - Obserwuję ich, odkąd spróbowali mnie oszukać. Mam sporo informacji, wystarczyło tylko połączyć fakty.
        - I jakie fakty połączyłeś, że wyszły takie rewelacje?
        - Różne. Udziały, wpływy, wewnętrzną strukturę tych tam, ba, nawet wiarę i inne poglądy. I wiesz, co mi wyszło? Ci dwaj, o których mówię, to pieprzeni dyplomaci. Skupili wokół siebie bandę normalnie skaczących sobie do gardeł oprychów, a mimo to utrzymują spokój i porządek - prośbami, groźbami, obietnicami, łapówkami. Dyplomaci.
        - Znowu dyplomaci - mruknął Sekiel pod nosem.
        - Co?
        - Nieważne, mów dalej.
        - Dobra. O czym to ja... Aha. No, właściwie jeden faktycznie jest dyplomatą. Tutejszym, choć emerytowanym. Nie to, żeby był szczególnie stary, zwyczajnie nadepnął kiedyś na odcisk staremu Wizenodowi. Nazywa się Arth Nautus, prawdziwy spec od kontaktów z Meot i dalej z elfami. Przypomina ci to coś?
        - Artefakty, oczywiście, ale wnioski na końcu. Kontynuuj.
        - No, drugi właściwie dyplomatą nie jest, choć w rządzeniu ma wprawę. Udgerast. Tak, Sekiel, ten Udgerast. Ciemnicznik.
        - Rwa! - warknął Sekiel. Czyli Trauton miał rację, tylko nie przewidział konsekwencji. Przełożony każdego jednego strażnika w Fargoth zamieszany w taką działalność? To co prawda sporo wyjaśniało, niemniej jednak...
        - A temu co? - zapytał po chwili, już spokojny.
        - Sam nie wiem. Może po prostu stwierdził, że za mało mu złota?
        - Doskonale wiesz, w jakim mieszka pałacu. Mniejsza. Co mamy zrobić, to oczywiste. Dlaczego potrzebujesz do tego mnie?
        - Bo trzeba to zrobić w jednym czasie, w jedną noc, zanim zdążą się połapać, co się dzieje, zanim jeden przejmie schedę po drugim. Ściśle mówiąc, trzeba to zrobić jutro.
        - Jutro?
        - Ano tak, zanim pieprznie cały porządek Fargoth i okolic. Widzisz, oni mają królewską pieczęć, nie oryginał, ale cholernie dobrą podróbkę. Z tym... możliwości mają przeogromne.
        - Ty im umożliwiłeś jej zdobycie, prawda? Inaczej byś nie wiedział.
        - Twoja domyślność mnie przeraża, Sekiel. To ma zostać między nami, oczywiście. Żadnego planu nie uzgadniamy, bo każdy będzie działał na własną rękę, ufam w twoje możliwości. Znasz niejakiego Pismaka? Zgłoś się do niego jak najszybciej, powołaj się na mnie, dostaniesz wszystko, czego ci trzeba. To tyle. Bywaj.
        Nawein wstał i wyszedł, nie odwracając się za siebie.


***



        Posiadłość była spora i dobrze strzeżona, a Sekiel miał ledwie parę godzin na zapoznanie się z informacjami dostarczonymi mu przez Pismaka i dalsze planowanie. Nie miał czasu na przeniknięcie do posiadłości. Nie miał czasu na subtelną truciznę. Do tego z pewnością szukali go ludzie Trautona, być może zaalarmowali i inne sekcje straży. Cóż. To był raczej problem Naweina, niźli jego, niemniej jednak zabójca niemalże się ucieszył, gdy znalazł się w sypialni Nautusa. Dyplomata musiał świętować swój wielki sukces i przyszłą potęgę, leżał bowiem zalany w trupa. Sekiel wydobył zza pasa niewielką fiolkę, wlał jej zawartość do ust ofiary. Czekał, powoli liczył do stu, nasłuchując, czy nikt nie nadchodzi korytarzem.
        Sto.
        Dyplomata zbudził się. Aha, serce zaczynało kurcze. Źrenice? Nienaturalnie zwężone, zgadza się. Teraz zaczynało się pewnie widzenie na żółto bądź fioletowo. Sekiel nie musiał mieć nawet zasłoniętej twarzy, Nautus i tak go nie widział. Ale miał, bo był profesjonalistą.
        Raz, dwa, trzy...
        Trzydzieści. Drgawki. Wargi? Sinieją. Zabójca nie czekał dłużej, wyszedł z pomieszczenia, zagłębił się w korytarze pałacu.
        To miło ze strony strofantu, że działał tak podobnie do zwykłej, niebudzącej podejrzeń choroby.


***



        Pod drzwiami znalazł list, krótki i treściwy, z którego jak zwykle wyczytał znacznie więcej, niż było napisane.

Kapitanie!
        Nasze problemy to przeszłość, załatwiłem to na własną rękę. Tak jest lepiej, ty nie mógłbyś pomóc. Zachowaj to w tajemnicy. Wyjeżdżam z miasta, w razie czego, szukaj mnie na północy. Odwołaj ludzi.
S.


        Był nawet zadowolony z takiego obrotu sprawy - choć tą należało jeszcze zbadać. Zajmie się tym osobiście, jak najszybciej, nim wybiorą kogoś na miejsce Ciemnicznika. Sekiel, bylebyś nigdy nie wycelował zbyt wysoko.


Ciąg dalszy: Sekiel
Awatar użytkownika
Cealia
Szukający drogi
Posty: 38
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Nemorianka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Cealia »

        Dziewczynę otumaniła jakaś mgła i po chwili zapomniała, co tutaj robi. Zauważyła swojego rumaka. Wsiadła na niego i pojechała przed siebie. Co za dziwne odczucie, nie pamiętać tych paru chwil. Jakby wypiła beczkę dobrego wina. Z tym wyjątkiem, że nie miała żadnych skutków ubocznych. Z ciekawością spoglądała przed siebie i na wolność, która otaczała ją z każdej strony. Powinna wracać do domu, ale nie dziś. Postanowiła zostać tutaj jeszcze jedną noc. Dodała łydki, koń jej popędził i zmierzyła ku najbliższej karczmie. (Ciąg dalszy Ceali: http://granica-pbf.pl/viewtopic.php?f=138&t=2402 )
Awatar użytkownika
Carmilla
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 94
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Pokusa
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Carmilla »

Słowa, słowa, słowa. Cały czas ktoś gadał. Szkoda tylko, że niewiele z tych przemówień interesowało Carmillę. Jedyne, czego teraz potrzebowała to wyrwać się spomiędzy tych zimnych murów i odnaleźć swój kielich. Odnaleźć tego, kto ukradł jej skarb. Gdy tylko kapitan powiedział, że świadkowie są chwilowo wolni, Carmilla udała się do wyjścia.

- Jutro w południe. Będę, oczywiście, że będę! - powiedziała do Traurona z uśmiechem. Po opuszczeniu siedziby szarych płaszczów Carmilla ruszyła na poszukiwania domu, o którym powiedział jej Archiwista - domu Zyndrama. Musiała zmienić swoje początkowe plany, bo zatrzymanie pochłonęło sporo czasu. Bratanie się z wrogami owego kupca byłoby zbyt pracochłonne, a jeśli poszukuje się przedmiotu, który co chwila zmienia właściciela, to czas jest najcenniejszy.

Błądzenie po Fargoth nie wpływało dobrze na humor Carmilli. O mało co nie odrąbała głowy ślepemu starcowi, który przypadkowo na nią wpadł. Miała też wielką ochotę zamknąć usta ulicznego grajka na wieki. Im szybciej znajdzie Zyndrama, tym lepiej dla wszystkich. I oto wyrósł przed nią dom z białymi ścianami, a koło niego kram. Tuż obok stał łysy, spasiony facet z blizną na policzku. To on, napewno.
- Dzień dobry! - powiedziała Piekielna do Zyndrama ze sztucznym uśmiechem na twarzy. - Potrzebuję jakiegoś przedmiotu, który mógłby mi pomóc w szybkim odzyskiwaniu energii. Czy ma pan coś takiego? Oczywiście, że pan ma. Radzę nie kłamać.
- Miałem. Dosłownie kilka chwil temu pewna kobieta kupiła u mnie kielich z takimi właściwościami. Ma panienka pecha. - powiedział kupiec, po czym wybuchnął drażniącym rechotem. Pokusie jednak nie było do śmiechu.
- A może mi pan powiedzieć jak ona wyglądała? Może uda mi się odkupić ten kielich.
- To była wysoka i smukła dama, miała na sobie kaptur i długie szaty. Podejrzewam, że może należeć do jakiegoś zakonu.
- A mówiła może skąd jest lub gdzie się wybiera?
- Niech pomyślę... Pamięć już nie najlepsza, ale coś mi świta...
- To zapewne poprawi pamięć. - Carmilla wyciągnęła mieszek ze złotem i podała do kupcowi.
- Ah tak, już wiem. Mówiła coś o podróży do Rapsodii, a potem gdzieś w góry.
Piekielna odeszła od kramu bez słowa. Brawo, nikogo nie zamordowałaś. - pomyślała. Miała podejrzenia, że owa kobieta, która kupiła Calicema może być częścią świty Uriela. Carmilla dość szybko znalazła woźnicę, który za niedużą kwotę zaproponował jej podróż w stronę Rapsodii. Cóż, kapitan szarych szeregów będzie musiał pogodzić się z tym, że już więcej nie zobaczy Rogatej.

Ciąg dalszy: Carmilla
Zablokowany

Wróć do „Fargoth”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości