FargothKaer Natherini

Miasto położone na granicy Równiny Drivii i Wschodnich Pustkowi, jedno z głównych miast środkowej Alarani, położone na szlaku handlowym, prowadzącym przez Opuszczone Królestwo aż do Wybrzeża Cienia.
Feyla
Kroczący w Snach
Posty: 246
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Rzemieślnik , Kupiec
Kontakt:

Kaer Natherini

Post autor: Feyla »

        Feyla w skupieniu obserwowała lot strzały. Miała nadzieję, że tym razem nastąpi przełom. Od rana testowała kolejne rodzaje łuków, w nadziei uzyskania odpowiedniego efektu. Sprawdzała jaki wpływ na ich działanie ma gatunek użytego drzewa, od cisów przez wiąz i modrzew, co zmienia promień ugięcia, pozycja strzelecka oraz materiał stosowany jako cięciwa. Dodatkowo eksperymentowała również w budowie samych strzał, kolejno zmieniając groty i lotki. A wszystko przez osławiony wśród rzemieślników Fargoth, turniej Mota. W zmaganiach tych chodziło o to aby uzyskać jak największy zasięg broni miotających. W zasadzie bez znaczenia był jej rodzaj. Dopuszczano łuki, kuszę, procę a nawet trebusze, pod warunkiem, że uczestnik był w stanie samemu go przenosić i obsługiwać. Celność pocisku, w tym przypadku bełtu, strzały, kulki, dysku, kamienia czy czegokolwiek, nie miała tu żadnego wpływu na ostateczny werdykt. Podobnie zresztą jak szybkość posługiwania się bronią. Liczyła się tylko uzyskana odległość, a co najzabawniejsze, zwycięzca zyskiwał sobie miano wybitnego twórcy i mistrza rzemiosła. Dziwnym trafem nikt nie brał pod uwagę faktu, że dany kowal mógł wygrać tylko dlatego, że posiada ramiona jak pień, a na swoją cięciwę zamiast strzał mógłby naciągać kłody. Siłą rzeczy taka chudzina jak Feyla musiała solidnie się przyłożyć jeśli nie chciała skrewić całej rywalizacji.
        Poza samymi testami, kowalka zmuszona została wprowadzić jakiś system analizy uzyskiwanych wyników, w czym wymiernie pomagała jej czeladniczka w osobie brązowej sowy. Każda wystrzelona strzała uprzednio została znakowana odpowiednim kolorem farby, podobnie jak zestaw kamieni znajdujący się obok stanowiska łuczniczki. Po zakończonej próbie, ptak leciał sprawdzić gdzie znalazł się dany kolor, a następnie wracał i przesuwał kamyki na planszy. Dzięki temu Feyla wiedziała, iż obecnie prowadzi żółty, tuż przed pomarańczowym, jednocześnie nie musząc za każdym razem pokonywać kilkuset kroków by sprawdzać efekty swojej pracy.
        Dziewczyny w branży kowalskiej zdarzały się niezwykle rzadko, ale właśnie to pozwalało Feyli pozbyć się uprzedzeń odnośnie tego jak powinien prezentować się typowy rzemieślnik. Skoro ona mogła być mistrzem w swoim fachu, to sowa mogła być idealnym pomocnikiem, a opinia pozostałych przedstawicieli branży niewiele ją interesowała. Nie jej winą było iż większość kowali miała konserwatywne poglądy, niechętnie podchodząc do jakichkolwiek nowinek w swojej pracy. Tymczasem ptak w swojej roli odnajdywał się doskonale, a obecne zadanie było tego najlepszym dowodem. Przynajmniej jak do tej pory.
Kowalka liczyła na jakaś diametralną zmianę jak chodzi o uzyskiwane wyniki, jednak to co się wydarzyło przerosło jej oczekiwania. Swobodnie szybująca strzała nagle rozpłynęła się w powietrzu, przepadając bez wieści.
        - Sprawdź. – Poleciła Feyla, przekonana że przez słońce i upał, w wyniku którego powietrze drgało jakby było cieniutką taflą wody, ona sama mogła przegapić moment w którym strzała wylądowała na ziemi.
        Sowa natychmiast poderwała się do lotu. Jednak tym razem przeprowadzona przez nią weryfikacja wyniku wyglądała zupełnie inaczej. Ptak kilkukrotnie zatoczył koło wokół polany, po czym zawrócił do łuczniczki, a zielony kamyk zamiast przesunąć się do przodu, został przez niego strącony z planszy.
        - Jak to nie ma?! – Domyśliła się Feyla. – Niemożliwe. Nabijasz się ze mnie. Wiedz, że jeśli to ja ją znajdę, bierzesz moje trzy kolejki przy zmywaniu naczyń.
        Przerzucając sobie łuk przez ramię, dziewczyna ruszyła na poszukiwanie zguby. Sowa trzymała się tuż za nią, wyraźnie obrażona sugestią iż ktoś może podważać jej wzrok. Szybko zresztą okazało się że miała rację, ponieważ mimo intensywnych starań, Feyla nie była w stanie odnaleźć zielonej strzały. Kolejne powiększanie obszaru poszukiwań również nie przynosiło spodziewanych rezultatów.
        - Para i popiół. – Zaklęła kowalka. - Musi gdzieś tu być. Cholerny zielony. Łajza musiała nie wbić się w ziemię tylko się po niej ślizgać, a jak leży w trawie to jej nie widzimy.
        - Hu. – Zaprotestowała sowa siadając na ramieniu łuczniczki, wyraźnie chcąc podkreślić, że nie ma czegoś takiego jak „niewidzenie”.
        Tymczasem zapatrzona w ziemie Feyla, zupełnie nie zdawała sobie sprawy z faktu co ma przed sobą. To co wcześniej przyjęła za drgania gorącego powietrza, teraz coraz wyraźniej przypominało zwierciadło. Co więcej nie było to już tylko i wyłącznie stacjonarne zjawisko. Tajemniczy, niewyraźny kształt nagle przesunął się przenikając przez dziewczynę. Kowalka poczuła jedynie delikatne mrowienie, jednak gdy po raz kolejny rozejrzała się wokół siebie, zdała sobie sprawę że jest w zupełnie innym miejscu.
Awatar użytkownika
Quarantio
Błądzący na granicy światów
Posty: 11
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Kaer Natherin
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Quarantio »

        Ta pora roku była doskonała do polowań w Otchłani – nie żeby to miejsce posiadało wiosnę czy jesień, ale magia wypełniająca tę krainę zdawała się podlegać okresowym zmianom. Okresy, w których niszczycielskie magiczne burze były wszechobecne. Okresy, w których trudno było je uraczyć. Okresy, w których świat był bardziej agresywny i te, w których zdawał się spokojny – oczywiście jak na demoniczne standardy. Ten ostatni właśnie był w trakcie, dlatego Kaer Natherini z twierdzy na skraju wymiaru o wiele chętniej wyruszali na polowania, na których musieli się znacznie mniej obawiać o własne życie; był to też czas, w którym Quarantio znacznie więcej czasu spędzała w mrocznym terenie – podczas nasilania się magicznych burz z reguły odwiedzała Alaranię, wykorzystując złe okoliczności tak, jak tylko mogła.
        Teraz jednak od kilku godzin podążała śladami wyjątkowego stworzenia. Ich kształt był charakterystyczny dla gadów, jednak nasilenie sugerowało, że istota posiada znacznie więcej niż dwie pary odnóży. Także rozmiar był nadzwyczaj imponujący. Średnica dwóch trzecich stopy to było naprawdę coś, szczególnie zważywszy na okrągły kształt, a nie podłużny, jak u humanoidów. Obiekt musiał być wielki. Niebezpieczny? Pewnie tak, ale przez to nadzwyczaj interesujący. W końcu Natherini go zauważyła.
        Stało się to w pobliżu starego mostu, kruszącego, ale wciąż trzymającego się dzięki magii – prowadził przez rzekę, w której teraz płynęła substancja przemieniona z wody – energetyczna ciecz o fioletowym zabarwieniu i lekkim połysku, która jednak była gotowa zabić wszystko, co nawiąże z nią kontakt. Most był dosyć sporych rozmiarów i prowadził do wielkiego miasta, które znajdowało się w ruinie, smagane magicznymi burzami przez tysiąclecia. Czarne, pokruszone budynki na tle czarnego nieba, rozświetlanego czasem jedynie rozbłyskami magii. Teren po tej stronie mostu był jednak równiną, pozbawioną roślin, zbudowaną tylko z ziemi o szarej barwie. Stwór odpoczywał tutaj, zwinięty w kłębek. Przypominał jaszczura, jedynie o blisko dziesięciu stóp wysokości oraz kilkudziesięciu długości, obdarzony był ośmioma kończynami. Posiadał także ostro zakończone łuski, a nawet kilka kolców.
        Quarantio podkradała się do niego na trybie pancerza przeznaczonego właśnie do dyskretnych działań, a Iskierka jej towarzyszyła, szybując tuż nad ziemią, cicho, poruszając się w sposób charakterystyczny dla węży. W dłoni dzierżyła włócznię – jedną z wielu, które zabrała ze sobą w pokrowcu na plecach. W razie walki potrafiła stworzyć własna, magiczną broń, ale problem pojawiał się, gdy potrzeba było nią ciskać – jej rodzaj magii sprawiał, że im dalej taka wyczarowana włócznia by się znalazła, tym więcej mocy by czerpała. Dlatego też używała fizycznych, choć nie pozbawionych wyjątkowych właściwości.
        Była już blisko, kiedy nagle rozległ się świst, a po chwili wściekły ryk gigantycznego jaszczura. Zaskoczona Quarantio natychmiast opuściła tryb niewidzialności i cisnęła włócznią, wiedząc, że musi działać szybko. Stwór syknął, po czym zerknął w jej stronę, ale jego spojrzenie skupiło się na Iskierce, w której kierunku zaszarżował. Energetyczna istota bez trudu uniknęła szarży, a Kaer Natherini zaatakowała od boku, ciskając w przeciwnika kolejną włócznią. Ich wyjątkowość polegała na tym, że zostawiały po sobie magiczną linę, której jeden koniec przymocowywał się do gruntu. Teraz jeszcze bardzo elastyczne i rozciągliwe, ale Quarantio jedną myślą mogła sprawić, aby się napięły, unieruchamiając stwora. O ile będzie ich dostatecznie dużo, aby ich nie zerwał...
        Po tym ataku jaszczur ponownie rzucił łbem w stronę Natherini, ale jego oczy prześlizgnęły się po niej bez żadnego błysku; Quarantio zaczęła podejrzewać, że widzi jedynie ciepło, a Iskierka emanowała go całkiem sporo. Jej własna zbroja tłumiła wszelką temperaturę, która mogła wynikać z wypełnienia jej magiczną energią. Była zimna. Niewidoczna. Idealnie. Dzięki temu mogła swobodnie manewrować wokół wielgachnego gada, uważając jedynie, aby ten przypadkowo jej nie zmiażdżył, gdy próbował dopaść Iskierkę, która to zwinnie unikała jego ataków. Coraz więcej błękitnie jarzących się lin łączyło ciało jaszczura z gruntem, tylko czekając na jedno polecenie, aby się zacisnąć. Kaer czekała, chcąc mieć pewność, że to wystarczy, przy okazji obawiając się, aby nie przesadzić i nie doprowadzić do śmierci istoty. Wtedy nagle...
        Oczy stwora się rozszerzyły, gdy spojrzał w nowym kierunku, po czym ruszył biegiem. Zdziwiona Quarantio także tam skierowała wzrok i ze zdumieniem dostrzegła... człowieka. Kobietę w dodatku. Tak po prostu stojącą sobie kilka sążni od jaszczura. Ją już mógł doskonale dostrzec. Natherini działała szybko i bez większego zastanowienia. Wysłała impuls, przez który wszystkie magiczne liny przestały się rozciągać. Stworem szarpnęło i ten padł na ziemię z rykiem, ale próbował walczyć. Jedna z lin pękła. Quarantio skoczyła, wybijając się mocniej dzięki magii sił, w locie wyciągając dwie włócznie, po jednej na każdą dłoń. Następnie wbiła je w kark stworzenia, a liny napięły się jeszcze bardziej, przyciskając go do podłoża mocniej. Znajdując się na grzebiecie jaszczura i próbując utrzymać równowagę, wbiła jeszcze kilka włóczni w kolejne części jego ciała, aż w końcu stwierdziła, że wystarczy. Zeskoczyła na ziemię i rozejrzała się. Iskierka krążyła wokół bestii na wypadek, gdyby udało jej się uciec. Natherini ze zdziwieniem spojrzała teraz na to, co wywołało szaleństwo bestii. Strzała, wbita pomiędzy jego łuski. Quarantio wyciągnęła ją z ciała potwora i przyjrzała się jej. Zabrudzona była teraz po części krwią, ale zielona farba była wciąż łatwo dostrzegalna.
        Natherini przeniosła spojrzenie na człowieka i ruszyła w jego stronę. Podeszła, spoglądając na kobietę z góry i wyciągnęła w jej kierunku strzałę.
        - Myślę, że to należy do ciebie – telepatyczny głos rozległ się w umyśle kobiety, brzmiąc głęboko, z pogłosem, ale mimo to wyraźnie posiadając przy tym żeński ton. - Skąd się tu wzięłaś? Co tutaj robisz? To zdecydowanie nie jest bezpieczne miejsce dla istot z twojego świata. Jak pewnie mogłaś przed chwilą zauważyć, fauna nie jest zbyt przyjazna. Z florą jest niewiele lepiej. Radzę ci szybko wracać do Alaranii. Bo stamtąd jesteś, prawda?
        Iskierka krążyła wokół nich w bezpiecznej odległości, czasem się nieco zbliżając. Szczególnie zainteresowana była sową, do której to z zaciekawieniem zbliżała "łebek".
Feyla
Kroczący w Snach
Posty: 246
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Rzemieślnik , Kupiec
Kontakt:

Post autor: Feyla »

        Feyla z zdziwienia przecierała oczy. Usiłowała zrozumieć co się stało, że świat wokół niej nagle się zmienił? Niby wszystko pozostało na swoim miejscu, a jednak całość wyglądała jakoś inaczej. Tak jakby patrzyła na otoczenie przez jakieś olbrzymie soczewki zniekształcające rzeczywistość. Kolory, światła, dźwięki, zapachy i reszta tych rzeczy, z istnienia których na co dzień nawet nie zdawała sobie sprawy, obecnie zdawały się krzyczeć, dopominając się o uwagę. Tak jakby usiłowały podkreślić swoją przemianę. Co prawda kowalka wciąż miała niebo nad sobą i ziemię pod swoimi stopami, tyle że to pierwsze stało się teraz jakby brunatne, nie dało się na nim dostrzec chmur, jak również słońca, chociaż z całą pewnością była to pora dnia, natomiast to co powinno być trawą, okazało się suche i sztywne, bardziej przypominając włosie od szczotki, niż element flory.
        Kowalce od razu przyszła do głowy jedna myśl. Magia. Nie przepadała za czarami, jak również za osobami parającymi się ową sztuką. Miała nadzieje, że ten który obecnie zabawiał się jej kosztem, czyni to dlatego iż jest do niej nieprzychylnie nastawiony. Jeśli bowiem ktoś próbował w ten sposób zaimponować Feyli, oznaczałoby to, że ma do czynienia z głupcem, samodzielnie pakującym się w kłopoty. Z wrogiem można było się jakoś dogadać, natomiast dojść do porozumienia z błaznem byłoby ciężko. Plusem tej dziwnej sytuacji był fakt, iż jej sprawca nie kazał na siebie długo czekać. Oczywiście ponieważ wszystko wokół niej wyglądało nienormalnie, trudno było się spodziewać iż prowodyr całego zajścia będzie prezentował się przeciętnie. I rzeczywiście dziewczyna nie pomyliła się ani drobinę.
        Nagle stanęła oko w oko (pomijając rzecz jasna fakt iż z racji hełmu na głowie, oczy jej rozmówczyni pozostawały ukryte), z najdziwaczniejszym osobnikiem jakiego kiedykolwiek widziała w pobliżu Fargoth. Wysoka, szczupła, żeby nie powiedzieć wychudzona postać, odziana od stóp po czubek głowy w mieniąca się zbroję, na pierwszy rzut oka karykaturalnie pasującą do polowania w lesie, uzbrojona była w coś, co po części przypominało włócznie, trochę miecz, a co za daleka równie dobrze można było uznać za bicz. Kowalka ironicznie podsumowała iż prawdopodobnie przegapiła gdzieś informację o rozgrywającym się w mieście turnieju dziwolągów. Od razu tego pożałowała, jako że takim dało się wcisnąć byle co, uprzednio sugerując iż ma się na sprzedaż prawdziwe dzieło sztuki.
        Sposób komunikacji jakim posługiwała się nieznajoma, okazał się być równie irytujący co wywołany przez nią magiczny pokaz. Feyla nie przywykła do sytuacji w której ktoś siłą wdziera się do jej głowy, z naruszeniem prywatności bawiąc się w jakieś telepatyczne sztuczki. Może i sama była bliżej z kulturą do krasnoludów niż elfów, jednak nie przeszkadzało jej to wytykać błędy innym. W normalnych okolicznościach od razu podniosła by raban, robiąc awanturę o wszystkie te kuglarskie sztuczki, iluzje i śmieszne popisy, ale tym razem zdecydowała, iż zniesie pewne niedogodności w imię osiągnięcia założonego celu.
        - Dzień dobry, rycerzanko. – Przywitała się grzecznie, starając się dostrzec w nieznajomej jakieś pozytywne cechy. Na przykład zbroja. Kowalka musiała przyznać że ta była imponująca. Nawet pomimo ewidentnych niedociągnięć związanych z hełmem, przez który nie tylko nie dało się mówić, ale nawet oddychać. Feyla uznała że wystarczy kilka poprawek i całość mogła być jeszcze wspanialsza. Poza tym wrażenie zrobił na niej również sposób w jaki kobieta polowała na te dziwaczne kreatury. Dziewczyna nie wiedziała co to za gatunek. Pierwszy raz widziała takie stworzenia. Co prawda nie dostrzegała ich pysków, ale sądząc po ilości odnóży, nieznajomej udało się schwytać w sieć od razu dwie sztuki, co samo w sobie musiało być wyczynem.
        - Strzała rzeczywiście jest moja. Możesz mi wskazać miejsce w którym upadła? Potrzebuję zrobić pomiar. To ważne. Chodzi o turniej Mota. – Feyla nie uznała za stosowne tłumaczyć nieznajomej o jakieich zawodach mówi. Wszyscy w Fargoth je znali, więc śmiało mogła założyć że i ta tutaj zrozumie w czym rzecz. Jednocześnie kowalka daleka była od tego aby przejąć się ostrzeżeniem o niebezpieczeństwie związanym z miejscowymi drapieżnikami. Od czasu jak spotkała smoka, a mówiąc precyzyjniej zaprzyjaźniła się z smokiem (przynajmniej sama kowalka tak twierdziła, z racji tego iż smoki raczej nie ofiarowują swoich łusek przypadkowym osobom), potrzeba było znacznie więcej aby wzbudzić w niej strach. Na pewno te dwa małe gady tego nie zrobiły.
        - Ta pułapka? Sama ją zrobiłaś? Fiu, fiu.. przyznaję że wygląda na całkiem zręczną. Gratulację. – Pochwaliła dziewczyna. Feyla stała nieruchomo jako że cały czas w głowie miała liczbę sto sześć oznaczającą ilość kroków jaką zrobiła od stanowiska strzeleckiego, a ponieważ ostatnia próba najpewniej miała okazać się ta rekordową, rzemieślniczka nie chciała przerywać pomiaru. .
        Tymczasem towarzysząc jej sowa skupiła swoją uwagę na Iskierce. Nie podobało jej się to, że coś co najwyraźniej nie ma oczu, łypie na nią złowrogo. Ptaszysko uznało że bezpieczniej będzie pozostać na ramieniu swojej właścicielki i stamtąd obserwować poczynania przeciwnika. Przynajmniej w starciu na spojrzenia, sowa mogła czuć się pewnie.
Awatar użytkownika
Quarantio
Błądzący na granicy światów
Posty: 11
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Kaer Natherin
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Quarantio »

        ”Rycerzanka”... doprawdy było to osobliwe przywitanie. Ale Quarantio była przyzwyczajona do dziwniejszych; w sumie nic dziwnego. Jednakże nawet ton głosu człowieka wyraźnie wskazywał, iż ów znajdował się zdecydowanie nie tam, gdzie powinien być. Cała jego postawa krzyczała „nie mam pojęcia, w co się wpakuję, zjedźcie mnie”. Kaer Natherini rozejrzała się zaniepokojona, czy już teraz coś nie zbliżało się do ich pozycji; wpadnięcie na grupę innych łowców z twierdzy byłoby teraz straszliwe w skutkach. Nie dość, że człowiek skończyłby na stole operacyjnym, to w dodatku ona sama zostałaby poddana pewnemu śledztwu.
        - Witaj, człowieku. – Quarantio zdała sobie sprawę, że sama się nie przywitała, tylko zaczęła od bardzo konkretnych informacji oraz pytań; zdecydowanie nie najlepsze pierwsze wrażenie. -Turniej Mota, cóż... nie wiem, o czym mówisz, ale rozumiem, jak bardzo ważna potrafi byś rywalizacja, zarówno w procesie udoskonalania wcześniejszych osiągnięć własnych oraz świata, jak i dla wywołania satysfakcji oraz innych emocji pchających do przodu, jednak jestem przekonana, że testowanie czegoś takiego tutaj nie jest najmądrzejszą myślą dla kogoś takiego jak ty.
        Kaer Natherini zmrużyła oczy; kobieta zdecydowanie nie zachowywała się tak, jakby obawiała się tego całego miejsca – po części sprawiała wrażenie, jakby jej tutaj obecność była czymś naturalnym. Coś takiego mogło być tylko sztuczką, a przesadna pewność siebie bywała zgubna, jednakże... Quarantio nie była w stanie pozbyć się uczucia zawahania, tak znajomego ludziom w podobnych chwilach. Tak czy owak... człowiek spytał o miejsce wylądowania strzały, dlatego demonica odsunęła się i wskazała jej podniszczony most, za którym wznosiło się upiorne miasto. Błękitny rozbłysk rozświetlił właśnie niebo, a w powietrzu rozniósł się dźwięk nieprzypominający żadnego grzmotu, jakiego można by się spodziewać w Alaranii.
        - Strzała trafiła to stworzenie, które udało mi się schwytać. – Mimo wszystko Quarantio rozumiała, jak ważne potrafią być podobne pomiary i nie miała zamiarów ich utrudniać; szczególnie, gdy miały się okazać bardziej kłopotliwe. - Spało bądź odpoczywało właśnie w tym miejscu, tuż przed mostem. Trafiło w nie, dokładniej w szyję, od boku. Problem w tym, że nie jestem w stanie stwierdzić, po jakim kątem względem gruntu znajdowała się w chwili uderzenia, dlatego obawiam się, że określenie dokładnej odległości nie będzie zbyt możliwe. Ewentualnie mogłabyś zbliżyć się do niego i obejrzeć ranę, po czym spróbować odtworzyć w głowie, w jaki sposób mogło leżeć na ziemi, ale to nic pewnego. Plus nie radzę zbytnio blisko podchodzić, nie jestem w stanie zapewnić, że liny zdołają utrzymać go w spokoju, gdy wyczuje twój zapach tak blisko. Desperacja schwytanych okazów czyni je jeszcze niebezpieczniejszymi niż przebywających na wolności. Jeżeli zdecydujesz się... ISKIERKA, NIE.
        Magiczne stworzenie po chwili krążenia wokół sowy zdecydowała się zbliżyć jeszcze bardziej swój łebek, na którego końcu pojawiły się magiczne iskry. Kiedy tylko jednak usłyszała reprymendę, Iskierka szybkim ruchem oddaliła się od zwierzęcia oraz jej właścicielki i wyprostowała się w powietrzu, spoglądając pytająco na swoją przyjaciółkę.
        -Zostaw sowę. Zamiast tego lepiej przypilnuj, czy nic się do nas nie zbliża, mała.
        Magiczny wąż zaiskrzył kilka razy wesoło, po czym odpłynął w powietrzu, zaczynając krążyć w promieniu kilkudziesięciu stóp od rozmawiających, wypatrując wszelkiego niebezpieczeństwa. Gdyby miała usta, Quarantio westchnęłaby, ale zamiast tego przeniosła wzrok z powrotem na człowieka.
        - Pułapka? Ach, mówisz o włóczniach? Tak, zrobiłam je sama. Dziękuję. Cóż... - Kaer Natherini czuła się teraz niezręcznie. Nie była przyzwyczajona do takich pochwał i niespecjalnie wiedziała, co takiego ma teraz powiedzieć; doszła do wniosku, że chyba powinna zrobić podobnie. Odpowiedzieć reakcją na akcję. Tylko... niezbyt wiedziała, co takiego mogłaby w nieznajomej pochwalić. - Ten turniej to jakieś wyjątkowe wydarzenie? Co takiego właściwie testujesz? Kształt pocisku wyklucza balistę czy kuszę... łuk? Pytałaś, gdzie wylądowała... interesuje cię odległość? Czy to tylko jeden z kilku współczynników. Jak właściwie idzie ci testowanie? Wyniki zadowalające?
        Pytania wychodziły Quarantio dziwnie i brzmiały niepewnie oraz nieswojo w umyśle Feyli, która była w stanie doskonale wyczuć, że przekaz niósł ze sobą także emocje pewnego zagubienia nieznajomej – przez to ostatnie słowa nabierały nieco niezręcznego i sztucznego wybrzmienia.
Feyla
Kroczący w Snach
Posty: 246
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Rzemieślnik , Kupiec
Kontakt:

Post autor: Feyla »

        Kowalka zdawała sobie sprawę że coś jest nie tak, jednak chwilowo odsuwała od siebie te rzeczy, koncentrując się na sprawach jej zdaniem najważniejszych. W pracy zwykła podchodzić do tematów zadaniowo. Układała je według priorytetów, zabierając się za kolejny dopiero wówczas gdy jego poprzednik został ukończony. Iskrzące węże bez kształtu i formy, dziwne zwierzęta w które na pewno nie celowała, a które jednak trafiła, kobieta mówiąca jej w głowie i oddychające przez metal, a w końcu również zmiana otoczenia i nienaturalne pioruny biorące się nie wiadomo skąd, wszystko to musiało poczekać na swoją kolej. Obecnie dla Feyli liczyło się przede wszystkim to, iż nieznajoma, będąca najprawdopodobniej elfką, znała się na rzeczy, to znaczy widać było iż nie obce są jej bojowe wynalazki, jak również prowadzenie istotnych pomiarów związanych z określeniem ich parametrów.
        - Więc mówisz że ten dziwny stwór oberwał w czasie snu? I wciąż leży w tym samym miejscu? A nie biegał potem jak oszalały ciskając się na wszystkie strony? – Kowalka miała świadomość że jeśli w skutek rany zwierzę się spłoszyło, to cały jej pomiar szlag trafił. Dlatego tez naoczny świadek całego zajścia mógł okazać się bezcenny. – Stałam tam i …
        Feyla nagle zorientowała się że nie jest w stanie wskazać miejsca gdzie usytuowała swoją strzelnicę. Tego to już było zdecydowanie za wiele. Dziewczyna nie miała nic przeciwko żartom, o ile te nie przeszkadzały jej w pracy. Przez chwilę pomyślała że być może przysnęła na polanie, a spotkanie z rycerzanką i tajemnica zmiana otoczenia jest jakimś wytworem jej wyobraźni, jednak zdecydowanie dziobnięcie sowy, mające znaczyć „broń mnie przed tym świecącym”, wykluczyło taką możliwość. A to dlatego iż bolało jak cholera.
Pozostawała zatem druga możliwość. Feyla uznała iż znalazła się w jakimś dziwnym wymiarze … za sprawą podłego oszustwa. Od razu też znalazła winnego całego zajścia. Oczywistym stało się dla niej iż parszywy Dimdulin gotów był zrobiłby wszystko byle by tylko nie dopuścić do jej udziału w turnieju. Krasnolud doskonale zdawał sobie sprawę, że w zawodach Mota Feyla jest dla niego jedyną poważną konkurencją, a że był przesiąknięty chęcią wygrania za wszelka cenę, tak jak jego broda była nasiąknięta tłuszczem, jasnym stawał się fakt iż nie cofnie się przed niczym, na czele z próbą wysłania kowalki choćby i do Otchłani.
        - A więc kantujemy, tak. Niedoczekanie gagatku. Chcesz grać nieczysto to proszę bardzo. – Stwierdzała Feyla, kierując te słowa do samej siebie. Skoro Dimdulin pierwszy sięgnął po zagrywki poniżej pasa, to równie dobrze ona może poprosić o pomoc tą tutaj twórczynie dziwnych włóczni. Postać w zbroi mówiła strasznie dużo, szybko i po części niezrozumiale, co najpewniej wynikało z faktu iż nie musiała tracić czasu na wypowiadanie słów, ale widać było że dokładnie zdaje sobie sprawę z powagi czegoś takiego jak rzemieślnicza rywalizacja. Nawet jeśli jakimś cudem ten konkretny turniej był jej nieznany. Nie tracąc więc czasu kowalka zwróciła się do nieznajomej.
        - Nie uszło mojej uwagi że zna się panienka na rzeczy. Może chciałabyś rzucić okiem na moje prototypy? Chętnie przyjmę każdą cenną wskazówkę. A tak w ogóle jestem Feyla, a to jest sowa. – Dziewczyna wyciągnęła dłoń w kierunku rycerzanki. Przy okazji doszła do wniosku że powinna nazwać jakoś te swoje ptaszysko, inaczej niż „ej ty” czy „huu hu” – Znaczy się mój czeladnik. Tylko jedna sprawa. Właściwie to nie wiem gdzie one teraz są.
        Tymczasem przedstawiona przed chwilą sowa poderwała się do lotu. Pośrednio ona również odebrała informację iż powinna wypatrywać zagrożenia, a ponieważ za największe z nich uznawała iskrzącego węża, zdecydowała się nie spuszczać go z oczu. Iskierka krążyła wokół rozmawiających, natomiast sowa latała nad jej głową, szybko dochodząc do wniosku iż jest to świetna zabawa.
Awatar użytkownika
Quarantio
Błądzący na granicy światów
Posty: 11
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Kaer Natherin
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Quarantio »

        - Nie, mówię, że właśnie miotał się dookoła, próbując dopaść naszą dwójkę. Najprawdopodobniej w celu konsumpcji. Ale po części z pewnością kierowały nim instynkty przetrwania. Jakby nie patrzeć to on został zaatakowany – odparła delikatnie zirytowana Natherini. Całe polowanie mogło pójść o wiele łatwiej, gdyby nie strzała znikąd. - Jednak mogę ci pokazać miejsce, w którym spał. To powinno pozwolić przynajmniej mniej więcej określić, jak daleko strzała przeleciała.
        Nagle jednak nieznajoma najwyraźniej zorientowała się, że coś jest nie tak. W sumie najwyższa pora. Quarantio nie umknęła pewna zmiana w sposobie zachowania kobiety, zresztą poddawała podobne mechanizmy analizie w Twierdzy. Okazywało się więc, iż nie wszystko było na swoim miejscu. No, w końcu demonica znalazła się w sytuacji, w której wiedziała, jak mniej więcej rzeczy się układają; wyglądało na to, że w przeciwieństwie do kobiety. Natherini przechyliła głowę, przysłuchując się nietypowym słowom; wyglądało na to, iż nieznajoma ma już podejrzanego tego, co się właściwie stało. Kaer postanowiła jednak podejść do sprawy nieco bardziej pragmatycznie; skupiła się na swoim magicznym zmyśle oraz przepływie energii w otoczeniu i... owszem, ujrzała swoistą dziurę, tuż za plecami człowieka, zdającą się pochłaniać wszystko, co tylko znajdzie się w jej pobliżu. Gdyby kobieta nie zagradzała jej drogi, demonica wyciągnęłaby dłoń i spróbowałaby do niego sięgnąć. ”Wygląda jak samorzutny portal. Niezwykłe. Nietypowa rzecz. Warto by poddać ją badaniom, ale...” Quarantio otrząsnęła się. Póki co miała inne poważne rzeczy, którymi powinna się zająć. Dokładniej dwie. Trzy, jeżeli liczyć sowę
        Propozycja kobiety rzeczywiście była interesująca. Kaer Natherini chętnie wykorzystałaby możliwość, aby zobaczyć coś, czego jeszcze nie miała okazji, a słowo „prototyp” było nadzwyczaj obiecujące. Quarantio jednak obniżyła wzrok, wpatrując się ze zdziwieniem w wyciągniętą rękę, nie do końca wiedząc, co takiego ma to oznaczać. Dobrą chwilę zajęło jej zorientowanie się, że w ten sposób istoty z Alaranii zwykły się witać – a przynajmniej te dwunożne, obdarzone inteligencją na odpowiednim poziomie. Nieco speszona demonica wyciągnęła rękę obleczoną w kryształową, gładką rękawicę, po czym zacisnęła palce na dłoni Feyli, potrząsając ją przy tym niepewnie.
        - Jestem Quarantio, a to jest... cóż, to jest Iskierka, ale to pewnie już wiesz. – Kaer wskazała dłonią na magicznego węża, który krążył wokół; dopiero teraz zauważyła, że „sowa” postanowiła mu towarzyszyć, ale chyba bardziej zainteresowana Iskierką niż jakimkolwiek potencjalnym niebezpieczeństwem. - Chętnie na nie zerknę. Ach, nie niepokój się, to dosyć łatwa złożona sprawa. W geście wyjaśnień, znajdujesz się teraz w Otchłani. W geście wyjaśnień, to zupełnie alternatywny wymiar, zupełnie różny od twojego, oddalony od niego fizycznie i magicznie o astronomiczne odległości – choć jak na wymiary całkiem bliski – będący miejscem narodzin przeróżnych abominacji, które pragną wydostać się do niego i z tego powodu przenikają do waszego świata, pragnąc na nim pasożytować. Pomosty pomiędzy naszymi światami nazywane są portalami, a jeden masz za swoimi plecami. Ale... to niewiarygodne. Trafiłaś strzałą zupełnie przypadkowo w naturalny portal. W dodatku trafiłaś nim coś... całkiem spore stworzenie, ale tak czy owak... w dodatku akurat w chwili, gdy na nie polowałam. Statystyczny cud, bym powiedziała. Chyba naprawdę potrafisz pakować...
        Nagle rozległ się trzask dziesiątek magicznych lin, a bestia zaryczała, kiedy udało jej się zerwać krępujące ją więzy. Quarantio obejrzała się, a Iskierka wypuściła z siebie garść miniaturowych piorunów, których trzask przypominał nieco elektroniczny pisk ptaków. Energetyczna włócznia pojawiła się w dłoni Kaer Natherini, gdy stworzenie skierowało swój pysk w stronę ich dwójki, dostrzegając jednak jedynie Feylę; to wystarczyło, aby uznało ją za bardziej wartościową zdobycz – rozpędziło się na swoich dziesięciu kończynach, z wielką prędkością zbliżając się do kobiety. Quarantio warknęłaby, gdyby miała usta – widok zbliżającej się z taką szybkością góry mięśni nie był zbyt przyjemny, w dodatku gdy ta rozwarła paszczę i ukazała rząd ostrych zębów, gotowych pociąć człowieka na maleńkie kawałki. Demonica zdecydowała.
        Popchnęła Feylę, wpychając ją prosto do portalu; sylwetka kobiety zamigotała, po czym zupełnie zniknęła, przeniesiona z powrotem do Alaranii. Quarantio obróciła się – dostrzegła, że bestia się zawahała, ale z takim pędem nie była w stanie szybko wyhamować; Kaer Natherini uniosła włócznię, gotowa przyjąć uderzenie.
        Kryształowa wojowniczka wypadła z portalu, w który przed chwilą wepchnęła człowieka; jej włócznia trzasnęła i rozpadła się, a ona sama o mało nie przewróciła się na plecy po przyjęciu takiej siły – gdyby nie jej magiczne zdolności, bez wątpienia właśnie tak by się stało. Dzięki temu jednak teraz Quarantio jedynie przyklęknęła, jednym ramieniem opierając się o ziemię, aby nie stracić równowagi. Stwór cisnął ją do portalu, ale sam był zbyt wielki, aby przez niego przejść. Dwójka była teraz bezpieczna po drugiej, świetlistej stronie, w której trawa była zielona. Po chwili powietrze zamigotało i z portalu wypadła Iskierka w towarzystwie sowy. Wyglądało na to, że wszyscy dostali się bezpiecznie na drugą stronę.
        - Jesteś jakkolwiek uszkodzona?- rzuciła w stronę Feyli.- Chyba widzę twoją strzelnicę. Och, a co to za miasto? Nie wspominałaś, że pracujesz nad tym w pobliżu skupiska twojej rasy. Ale pewnie wybrałaś miejsce na tyle na uboczu, aby nie musieć się kłopotać ze zbyt wieloma osobnikami?
Feyla
Kroczący w Snach
Posty: 246
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Rzemieślnik , Kupiec
Kontakt:

Post autor: Feyla »

        Feyla nie zdążyła zareagować. Wszystko działo się dla niej zbyt szybko. Nagła zmiana otoczenia wpływała na percepcję kowalki. Im dłużej przebywała w Otchłani, tym bardziej odbijało się to na jej nastroju. Miała zawroty głowy, problemy z równowagą, przytępione reakcję i ograniczoną zdolność do analizowania faktów. Cały czas wydawało jej się iż nowa znajoma mówi zbyt szybko i bez sensu, ale obecnie nie mogła wykluczyć że przyczyna leży po jej stronie. Kowalka nie chciała tego przyznać, ale czuła się źle. Być może nie tylko świat widzialny wyglądał teraz inaczej, ale również w samym powietrzu było coś nie tak. A może to skutek tego że ktoś gada ci bezpośrednio w głowie? Na szczęście za sprawą Quarantio i starego, sprawdzonego pierdalnięcia przez łeb, lub jak w tym przypadku pierdalniecia łbem o twardą ziemię, wszystko wróciło do normy. Nie licząc bólu w plecach, poniekąd naturalnej konsekwencji stosowania krasnoludzkiej medycyny, dziewczyna od razu poczuła się lepiej. Świat również wrócił do formy.
        - Auć, tego mi było trzeba. Dzięki. – Podsumowała kowalka powoli podnosząc się z ziemi, jednocześnie z zadowoleniem rejestrując fakt, iż wszystko na powrót znalazło się na swoim miejscu. Odnalazła się nie tylko jej strzelnica, chmury, drzewa, ale nawet całe Fargoth. Dziewczyna nie przypuszczała nigdy że widok miasta może tak bardzo ją ucieszyć. Z drugiej strony doskonale zdawała sobie sprawę że nie lubi podróżować, wobec czego tęsknota za kuźnią nie powinna być aż tak zaskakująca.
        Próbując ustalić czy rzekomy portal aby na pewno nie będzie jej ponownie nękał, przez ułamek sekundy Feyla dostrzegła walczącą Quarantio. Szybkość i płynność ruchów wysokiej kobiety zrobiła na kowalce duże wrażenie. Wyglądało to tak jakby „gadająca w głowie” zupełnie nie przejmowała się faktem iż ma na sobie zbroję. Albo być może udało jej się opracować pancerz na tyle lekki i elastyczny, że zachowywał się niczym zwykła skóra, jednoczenie nie tracąc nic z wytrzymałości przypisanej jedynie metalom. Feyla koniecznie chciała to sprawdzić. Zamierzała też pomóc znajomej w toczonym pojedynku, jednak zanim zdążyła podjąć jakiekolwiek działania, ten ostatni rozstrzygnął się naturalnie. Może to i dobrze ponieważ kowalka nie miała przy sobie żadnej broni. Posiadała co prawda łuk, ale ten się nie liczył. Dziewczyna traktowała go wyłącznie jako sprzęt mający zapewnić jej zwycięstwo w turnieju, a nie coś czym można skutecznie posłużyć się w walce. Gdyby faktycznie próbowała trafić w wybrany przez siebie cel, szanse na sukces byłyby niewielkie. Łuk w żaden sposób nie umywał się do mota bojowego.
        - Tylko dobrze go zamknij i najlepiej od razu wyrzuć klucz. – Doradziła Feyla widząc jak sowa i iskierka materializują się z przypominającego wodną taflę zwierciadła, które po chwili samo rozpłynęło się w powietrzu. Co prawda Quarantio nie wspominała że w jakikolwiek sposób potrafi neutralizować portale, ale skoro miała o nich taką wiedzę, to nie należało tego wykluczyć. Dziewczyna zanotowała sobie w pamięci aby zapytać później po co ktoś miałby tworzyć rzeczy które niczemu nie służą.
        - Zgrabny taniec. – Pochwaliła kowalka. – Pierwszy raz widzę by ktoś poruszał się w zbroi z taką gracją. Jak ty to robisz? Mogłabym ją przymierzyć? A jeśli chodzi o moje projekty, te tutaj to tylko namiastka wszystkiego nad czym pracuje. Jak to możliwe że znalazłaś się tak blisko Fargoth a nie wiesz czym jest turniej Mota? Każde dziecko go zna. Podobno sam Cerau ma objąć go swoim patronatem, co jeszcze bardziej podnosi jego nie mały prestiż. Znaczy się ja tam gościa nie znam, ale jak wszyscy ci mówią że ktoś jest szychą, to najczęściej musi tak być. Chodź zaprowadzę cię do kuźni. Jest tylko jeden problem. Bo widzisz ludzie nie przepadają za wężami, a nie przypuszczam żeby te świecące były tu wyjątkiem. Będzie go trzeba jakoś przemycić. Mam tu wózek którym przywiozłam sprzęt. Nic wielkiego, zwykły samopchaj, ale myślę ze nada się do tego by ukryć ją na dnie?
        Dziewczyna nie wspomniała nic że sama Quarantio również wyglądała dość niestandardowo w swojej pełnej zbroi. Pełnej w dosłownym tego słowa znaczeniu. A może po prostu była nieśmiała? Albo brzydka?
Awatar użytkownika
Cerau
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 74
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Przemytnik , Zabójca
Kontakt:

Post autor: Cerau »

Na jedną ważną rzecz trzeba zwrócić uwagę, kto jak kto, ale Cerau w swoim zawodzie musiał dbać o swoją prywatność. No, nazwać to można prywatnością, nawet w sytuacji, kiedy jest dość rozpoznawalny. Albo raczej, to jego imię jest dość rozpoznawalne. Bo tak naprawdę większość ludzi mówiąca o nim w życiu nie widziała go na oczy. No, albo raczej nie zdawała sobie nawet z tego sprawy. W zasadzie, to jak on wygląda wiedzą przede wszystkim ludzie, którzy go znali osobiście jeszcze zanim stał się „ważny”, no i tacy, którym ufa, a to zazwyczaj idzie w parze. Takich osób nie jest zbyt wiele, co trzeba zauważyć. Z kilku powodów, bo rzadko kiedy znajdują się ludzie, którym mógłby na tyle zaufać, drugim będzie chociażby to, że kilka takich osób nie żyje. Cóż… skrytobójstwo, kradzieże, przemyt i inne tego typu zajęcia nie sprzyjają długiemu życiu. Powiedzmy, że nie jest to zbyt zdrowe zajęcie. Cerau naprawdę się dobrze trzyma, bo też działa bardzo konsekwentnie i nie zdradza swojej tożsamości każdej napotkanej osobie. Nawet teraz, kiedy zorganizował ten turniej, który oficjalnie nie miał być przez niego wspierany, ani organizowany, to i tak finalnie okazało się, że jakoś wyszła informacja, że stoi za tym on. Finalnie stwierdził jednak, że nie wyszło tak źle. Nie musiał co prawda się martwić tym, czy jego pozycja jest tutaj pewna, bo… wiedział, że tak jest. Długo na to pracował przecież.
Po co w ogóle był zorganizowany ten turniej? Takie okazje sprzyjały interesom, spotkaniom biznesowym. No, ale też był inny tego aspekt. Cerau szukał na swój sposób też osób o zdolnościach, które mogłyby mu się przydać. A oficjalnie? No cóż, gawiedź lub turnieje, nawet jeżeli nie są one zbyt efektowne. Nawet takie coś sprzyja obstawianiu i innym zabawom praktykowanym przez normalnych mieszczan. No, a przecież też będą ludzie, chcący się wykazać, wybić przy tej okazji.
Poza tym, gdyby ktoś chciał jakoś zaszkodzić okolicznemu panu półświatka, to to byłaby też okazja dla niego. Okazja na bycie złapanym na gorącym uczynku i wyeliminowanie przez Cerau, lub jakichś jego podwładnych. Bardzo dużo spraw można było przy tej okazji załatwić, a kto jak kto, ale ten pan cenił sobie efektywność swoich działań. W końcu czas to pieniądz. Sam nie wiedział, kiedy zaczął tak liczyć na pieniądze, ale jego nastawienie w ciągu ostatnich kilku, kilkunastu lat się zmieniło i teraz faktycznie pieniądz odgrywał większą rolę. Nie największą, ale jednak zawsze patrzył też przez jego pryzmat.
Awatar użytkownika
Quarantio
Błądzący na granicy światów
Posty: 11
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Kaer Natherin
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Quarantio »

        Po upewnieniu się, że dziewczynie nic się nie stało, Quarantio przeniosła wzrok na portal, który wciąż potrafiła wyczuć swoimi zmysłami, jednak ludzkie bez problemu mógł oszukiwać, jawiąc się jedynie jako migające powietrze, zupełnie jakby spod ziemi wydobywały się gorące opary. Coś tak niepozornego, a tak groźnego. ”Tylko dobrze go zamknij i najlepiej od razu wyrzuć klucz...” Nikt nie potrafił dokładnie powiedzieć, dlaczego właściwie Alarania wraz z Otchłanią na siebie nachodzą i dlaczego powstają takie portale. Jeżeli jednak Kaer Natherini mogłaby, nie zamknęłaby tego tutaj – potrzebowała go, aby móc powrócić do domu. Jakikolwiek by nie był... ona nie pasowała do tej krainy słońca.
        - Nie potrafię go zamknąć. Zniknie samoistnie po jakimś czasie. Trudno określić, jakim. W międzyczasie pewnie możecie mieć gości. Nie wiem, od jak dawna tu jest, ale skoro jeszcze go nie zauważyliście... wątpię, aby sprawiał dużo więcej problemów. Znajduje się na terytorium tamtej bestii i chyba skutecznie odstrasza wszystkich intruzów.
        Początkowo Quarantio spojrzała na kobietę z konsternacją, nie rozumiejąc, o jaki taniec jej chodzi – znała to słowo, to, co się za nim kryło, nie było nazbyt popularne pośród jej rasy, dlatego też Kaer miała trudności z pojęciem sensu jej słów. Przecież zdecydowanie nie bawiła się dobrze w czyimś towarzystwie, w dodatku nie było żadnej muzyki... po chwili jednak temat zszedł na lepsze tematy, dlatego też Natherini nieco się uspokoiła.
        - Magia wraz z wprawą pozwala pokonać wiele ograniczeń, także tych dotyczących zbroi. Wasz gatunek chyba jednak nieco o tym wie? Wykazujecie zaskakującą zdolność udoskonalania wszelakiej broni. Wybacz, ale nie ma takiej możliwości. Jest przystosowana specjalnie do mnie i do specyficznych aspektów mojego ciała. W dodatku byłaby na ciebie zdecydowanie za duża. No i nie testowałam wypełniającej ją magii na ludziach. Mogłyby się zdarzyć pewne efekty uboczne, których raczej wolałybyśmy uniknąć. Fargoth, mówisz? Nie byłam jeszcze w jego okolicy. Ledwo właściwie kojarzę tę nazwę. Raczej staram się unikać zbyt dużych skupisk organizmów inteligentnych. Znaczna część z nich ma tendencję do uważania nieznanego za niebezpieczne. Zrozumiałe, choć krótkowzroczne podejście. Wiesz, technicznie w pobliże Fargoth się nie udawałam. Nie byłam. Jednak skoro teraz jestem... turniej Mota... Hmm, ludzie często plotą nicie z iluzji. Całkiem naturalnych. Tak, masz rację. Iskierka potrafi sprawić nieco kłopotów, ale to tylko dlatego, że jest tak niezwykła. Choć mała, musisz się ukryć na jakiś czas.
        Magiczny wąż niechętnie opuścił towarzystwo sowy i zbliżył się do swojej właścicielki, zaglądając i starając się ujrzeć, o co takiego jej chodzi. Rozległy się oburzone wyładowania, gdy stworzenie zrozumiało, czego się od niego wymaga. Quarantio posłała towarzyszce kraczące spojrzenie, a ta zakręciła się w powietrzu, demonstrując, co jej najbardziej odpowiada. Kaer Natherini założyła ręce na klatce piersiowej, a Iskierka machnęła głową, odsuwając ją od demonicy. Wygadała zupełnie, jakby była obrażona. Po kilku sekundach jednak zaiskrzyła zirytowana i jakby prychnęła, po czym prześlizgnęła się pomiędzy ich dwójką, lądując w wózku kowalki. Zakopała się w jej sprzęcie, po chwili wychylając głowę, na której leżał młotek, rozglądając się po raz ostatni i rzucając pogardliwe spojrzenie w stronę Quarantio. W końcu jednak zanurkowała z powrotem, zupełnie niewidoczna.
        - Kierujemy się w stronę miasta? Cóż... w porządku. Skoro ten portal jest aktywny... lepiej, abym cię odprowadziła chociaż. Daj, ja się tym zajmę.
        Quarantio chwyciła wózek i zaczęła go pchać; dzięki magii siły nie stanowiło to dla niej żadnego wysiłku, a uważała, że taki gest powinien być „miły”. Po tym, co przeszła kowalka... w sumie zachowywała się nadzwyczaj dobrze. Żadnej traumy. Nawet najmniejszej. Było w niej coś, co fascynowało Natherini. Anomalia. Wiele z działań Feyli demonica nie mogła logicznie wytłumaczyć, pomimo posiadanej wiedzy o ludziach. To sprawiało, że budziła się w niej fascynacja. Chęć poznania. Chęć...
        Człowiek. Samica. Wiek: dwadzieścia siedem lat. Czarne włosy, niebieskie oczy. Typ etniczny: A. Sekcja została przeprowadzona w trzydzieści siedem minut po zgonie – mózg przez ten czas obumarł zbyt mocno, aby móc wyciągnąć jakieś wnioski. Na przyszłość należy dokonywać badań szybciej. Możliwa potrzeba rozłupania czaszki żyjącego osobnika w przyszłości.
        Widok kobiety z pozbawioną lewą połową głowy stanął przed Quarantio – zjawa spoglądała na nią swoim pustym okiem, wychylając się znad ramienia Feyli. Pozwijane zwoje mózgowe były doskonale widoczne, wzory definiujące całą ludzką istotę na wyciągnięcie ręki. Martwe... zastygłe... bez możliwości powrotu...
        Quarantio się otrząsnęła, blokując napływ obrazów. Uśmiechnęłaby się do Feyli niezręcznie, ale hełm... no i brak ust – obie te rzeczy były problematyczne. Dlatego tylko skupiła się na dalszej drodze. A niedługo dotarły do miasta. Strażnicy zdecydowanie byli zaskoczeni widokiem kryształowej zbroi, górującej nad nimi, ale nie sprawiali zbyt wielu problemów – w porę dostrzegli wielki miecz przyczepiony do boku Quarantio. Wkrótce znalazły się wewnątrz miasta, a Kaer Natherini dalej pchała wózek, wspomagając się wskazówkami Feyli co do kierunku, przy okazji próbując się uspokoić. Dużo ludzi. Naprawdę dużo. Wszędzie. Na szczęście przez turniej Mota w Fargoth ostatnio gościło więcej indywiduów, dlatego też nie wzbudzała aż takiej sensacji. Mimo to niemal na każdym kroku dostrzegała szare sylwetki tych, którzy zostali poświęceni w imię nauki. Między innymi dlatego unikała skupisk ludzkich. Na szczęście się nie pociła, bo pewnie ugotowałaby się w tej zbroi. Na szczęście szybko dotarli do kuźni, w której... słychać było odgłosy krzątaniny i dało się dostrzec dwójkę ludzi gorączkowo przerzucających najrozmaitsze rzeczy. Odziani byli w ubrania dosyć słabej jakości, co zdziwiło Quarantio.
        - To twoi asystenci? Uczniowie? Nie wyglądają jakby... emm... byli zbyt delikatni dla... emm, twoich dzieł?
Feyla
Kroczący w Snach
Posty: 246
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Rzemieślnik , Kupiec
Kontakt:

Post autor: Feyla »

        Odmowa udostępnienia jej wielce intrygującej zbroi, tylko w niewielkim stopniu zmartwiła Feylę. Kowalka nie traktowała sprawy jako ostateczną. Była przekonana, że jeśli bliżej się poznają, prawdopodobnie Quarantio zmieni zdanie. W końcu ona sama też nie pozwalała dotykać swoich młotów osobom którym nie ufała. Co prawda rozwinięcie tej znajomości nie zapowiadało się na rzecz łatwą, ponieważ wysoka elfka reprezentowała bardzo odmienną kulturę, ale dziewczyna nie zamierzała się poddawać. Ostatecznie kufel dobrego piwa potrafił zalać nawet największe podziały, więc Feyla postanowiła jak najszybciej wdrożyć w czyn plan wspólnej biesiady. Im szybciej tym lepiej, gdyż niezwykła zbroja nie dawała jej spokoju.
        Kowalka obejrzała swoja towarzyszkę z każdej możliwej strony, nawet przez chwilę nie kryjąc się z swoim zainteresowaniem. Nurtował ją pewien problem techniczny, który koniecznie musiała rozgryźć. W tym przypadku chodziło o brak jakichkolwiek widocznych zapięć, klamr, spinek czy wiązań, a co za tym idzie, pojawiła się tajemnica w jaki sposób owe cudo jest zdejmowane. Bo przecież chyba nie odlewali jej na żywej Quarantio? Nieznajoma musiała jakoś spać, o bardziej przyziemnych sprawach nie wspominając. A każdy kto kiedykolwiek zajmował się wyrabianiem pancerzy, doskonale zdawał sobie sprawę że elementy scalające poszczególne płyty, stanowią najsłabszą cześć stworzonej zbroi. W przypadku elfki tych słabych punktów w ogóle nie było widać.
        Ostatecznie Feyla nie wytrzymała i postanowiła zapytać wprost.
        - Gdybym chciała się do ciebie dobrać, jak powinnam się za to zabrać? – Dociekała kowalka. Niestety zamiast odpowiedzi w wskazanym temacie, nowa znajoma zwróciła uwagę na zupełnie inny aspekt sprawy. – Nie, nie mam asystentów. Moim jedyny pomocnikiem jest sową i tak też ma na imię. O rzesz! Para i popiół. Dimdulinowe łajzy!
        Feyla dopiero teraz dostrzegła wandali w swoim warsztacie. Dwójka opryszków niszczyła co popadnie, wszystko po to aby wyeliminować jej udział w turnieju. Niestety podnosząc głos, gospodyni straciła element zaskoczenia, a na widok rozjuszonej kowalki i towarzyszącej jej wysokiej zbrojnej, obaj mężczyźni natychmiast rzucili się do ucieczki, przezornie wybierając dla siebie przeciwne kierunki.
        - Bierz tego brodatego! – Krzyknęła Feyla, samej rzucając się w pogoń, przy okazji po drodze chwytając jeden z swoich bojowych młotów. – Już ja was nauczę hultaje że nie wkłada się gęby w cudze palenisko!
        Zbrodniarz którego ścigała dziewczyna próbował zgubić swój ogon kierując się na plac targowy. Liczył na to, że w gęstym tłumie kowalka szybko straci orientację. Na swoje nieszczęście uciekinier cały czas miał nad swoją głową sowę, która wskazywała Feyli właściwy kierunek pościgu. Mężczyzna siłą przepychał się przez tłum, odtrącając na boki tych którzy sami w porę nie raczyli usunąć się z drogi, a jednocześnie przewracając za sobą kolejne stragany, tak aby maksymalnie skomplikować bieg ścigającej go kowalki. Sama Feyla powodowała zresztą równie dużo, jeśli nie więcej zniszczeń, ponieważ rzeczy których nie mogła ominąć czy przeskoczyć, rozbijała w drzazgi uderzeniem swojej broni. Mimo starań nie była jednak w stanie zmniejszyć odległości dzielącej ją od swojego celu. Musiała czekać, aż ścigany zrobi jakiś błąd, bo przecież nikt nie był w stanie biegać tak bez końca.
        Wandal postanowił się ukryć, starannie wybierając taki budynek, co do którego miał podejrzenie iż ścigająca go kowalka nie odważy się wejść. Ekskluzywny dom uciech, należący do samego Cerau wydawał się w tym przypadku idealną kryjówką. Bez chwili wahania, opryszek wtargnął do środka, a ścigająca go Feyla oraz sowa, ruszyły za nim. Dziewczyna nie miała pojęcia gdzie jest. Panowały tu półmrok, mieszanina dziwnych aromatów, masa firan kojarzących się kowalce z pajęczymi sieciami, stosy luźnych poduszek porozrzucanych po podłodze, oraz liczne grono skąpo odzianych piszczących panienek.
        - Gdzie ten bydlak? – Spytała kowalka kierując się w wskazanym kierunku, tylko po to by po chwili dostrzec zbiega na schodach. To była jej szansa. Biorąc potężny zamach, Feyla rzuciła młot celując nim w stopnie w środkowej części całej konstrukcji. Podejrzewała ze ta ostatnia nie będzie zbyt solidna. Miała nadzieje trafić przeciwnika bezpośrednio, ale ostatecznie musiała zadowolić się zniszczeniem poprzecznej belki na której osadzono poszczególne deski, dzięki czemu cała struktura runęła w dół, wraz z tym który w danej chwili stał na jej stopniach.
        - Teraz mi się nie wymkniesz, gnojku! – Tryumfowała Feyla.
        - Stój, ani kroku bo poderznę jej gardło! – Niespodziewanie wandal zmieni ł strategię, biorąc sobie za zakładniczkę jedną z pracujących tu dziewcząt. Tak jakby w opinii kowalki to cokolwiek zmieniało. W tej chwili interesowała ją jedynie zemsta. – Powiedziałem, zatrzymaj się!
Mężczyzna nie zdążył zrobić nic więcej. Najpierw jego włosy zostały zaatakowane przez nadlatującą z góry sowę, a gdy tylko próbował odpędzić się od ptaka, na jego szczęce wylądował potężny cios wymierzony przez pieść Feyli. Pozbawiony przytomności, zbój osunął się na ziemię.
        -To było na tyle. Przepraszam za najście. Naprawdę nie wiedziałam że mamy tu w Fargoth takie interesujące miejsca. Może jeszcze kiedyś do was zajrzę dziewczyny. – Powiedziała kowalka ciągnąc swoja ofiarę za kołnierz, w kierunku wyjścia.
        - Nie tak szybko panienko! Kto zapłaci za wyrządzone szkody! – Usłyszała za sobą donośny głos właścicielki lokalu, srożącej się pulchnej kobiety w asyście dwóch wielkoludów.
Awatar użytkownika
Cerau
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 74
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Przemytnik , Zabójca
Kontakt:

Post autor: Cerau »

        Cerau jako w zasadzie głowa swojego biznesu rzadko kiedy zajmował się osobiście swoimi sprawami. Wszystko opierało się właściwie na sprytnie ułożonej sieci ludzi, którzy mieli swoich ludzi. Dlaczego? Cóż, im bardziej rozbudowana siatka, tym ciężej dotrzeć do samego końca. Z drugiej strony, w sytuacji, kiedy cała ta hierarchia i struktura jest zaawansowana, tak łatwiej znaleźć w niej słabe ogniwo. Taki system miał zarówno swoje mocniejsze, jak i słabsze strony, ciężko znaleźć idealne rozwiązanie, które nie przysporzyłoby problemów. On sam uważał, że minus obecnej budowy był rewanżowany tym, że ciężko będzie dojść do samej góry hierarchii. Co prawda jego imię nie było tajemnicą. Natomiast osób, które wiedziały kim jest on naprawdę? Cóż, niewiele. Finalnie jednak jeżeli ktoś chciałby dotrzeć do niego po nitce, których jednak kilka było w końcu spotkałby się ze ścianą nie do przejścia. W końcu faktycznie słabe ogniwo pozwoli zrobić krok do kolejnej osoby, a ta do kolejnej i tak dalej. Oczywiście - nie w nieskończoność, kilka takich szczebli było. Cerau miał prawie absolutną pewność, że zawsze w końcu znajdzie się ta ściana blokująca te ryzyko.
        Czy były sytuacje, kiedy Cerau był zagrożony? Tak. Przecież kiedyś nawet jego najbliższy współpracownik John umarł w jego obronie, kiedy weszli w zasadzkę. Jaka jest różnica między dziś, a wtedy? Osoby, które mogłyby stworzyć zagrożenie tego pokroju były po prostu martwe. Przecież swoją pozycję budował przez tyle lat, że... eliminował wszystkie zagrożenia czy to swoimi, czy zaufanymi rękoma bez zająknięcia, patrząc na kompletną dominację i zmonopolizowanie tego rynku w tej okolicy.
        Gdzie był teraz? Akurat załatwiał sprawy w imieniu pana Cerau, będąc kimś innym. Co to znaczy? Że załatwiał swoje sprawy, ale nie pozwolił myśleć swojemu rozmówcy, że to on sam. Nie cierpiał bezczynności, więc w dni takie jak ten po prostu załatwiał swoje sprawy. Może trochę ryzykowne, ale on nigdy od niego nie stronił.
        Dzisiaj był w jednym ze swoich droższych przybytków, znaczy, budynków nad którymi to on stanowił pieczę. On osobiście raczej z tego miejsc nie korzystał, co nie zmieniało faktu, że nadal przynosiły mu zyski i to niemałe. Czy "właścicielka" tego lokalu zdawała sobie sprawę, że rozmawia właśnie z nim? Oczywiście, że nie. Przedstawił się jako Carlo, pokazał dowód na to, że przychodzi w interesach Cerau i tylko w taki sposób mogła zweryfikować jego tożsamość, która oczywiście była nieprawdziwa. Nie był tutaj pierwszy raz, więc była również przyzwyczajona do tego, że przedstawił się jak zawsze innym imieniem. Zawsze jednak miała pewność, że faktycznie jest tutaj jako rzeczywisty pośrednik.
        Pech chciał, że akurat był tutaj, kiedy do lokalu wpadł najpierw jakiś mężczyzna o wątpliwej chęci skorzystania z usług obecnych w budynku, a niewiele potem wparowała tam kowalka, którą Cerau właściwie kojarzył. Jakoś tak spodziewał się, że ta wizyta nie skończy się najlepiej, dla tego przybytku. I niewiele minęło, a została uszkodzona część wystroju, tj. schody, ale również i jedna z dziewczyn tu pracujących została wzięta za zakładniczkę. Nie wyglądało to za kolorowo... dla mężczyzny, który odważył się to zrobić. Z jednej strony niegłupi ruch, z drugiej... nic nie znaczący. Bo jak wszyscy widzieli, kobieta, która go ścigała nie zamierzała się ograniczać w tej sytuacji. Znienacka bandyta został zaatakowany przez... sowę? Cerau aż się skrzywił, kiedy zobaczył i, przede wszystkim, usłyszał ten cios w jego szczękę. Nie chciałby być na jego miejscu. Aż poruszył szczęką i popatrzył z wyrzutem na opiekunkę lokalu. Zero reakcji? Chyba się trochę zagubiła w tym wszystkim, bo dopiero wtedy wyszła z półmroku w towarzystwie swoich dwóch "asystentów" i odezwała się w kierunku współwinnej całego zamieszania. Nim jednak ta zdążyła się opamiętać, to prawdziwy właściciel tego miejsca pozwolił sobie tylko wtrącić.
        - Szef nie będzie zadowolony z tak działającej ochrony. - Powiedział głośno, i zbliżył się do nieprzytomnego mężczyzny, szturchnął go czubkiem buta, jakby brzydząc się nim i pokręcił głową.
        - Piękny rzut ten młotem, ale chyba nie trafiłaś tak jak chciałaś? - Zapytał, lustrując ją badawczym spojrzeniem, cały czas jakby kątem oka obserwując pulchną partnerkę od interesów.
        - Weszła tu jak do siebie, zdemolowała schody, pobiła faceta... dobrze, że ten tam nie nakrwawił na dywan. Pochylił się lekko, jakby upewniając się, czy faktycznie z ust na przykład nie pociekła mu krew. - Szlag. Jednak nakrwawił. Wiesz jak ciężko będzie to usunąć? - Odezwał się teraz do Feyli. W tym samym momencie mogła usłyszeć, jak drzwi do lokalu, które do tej były uchylone się zamknęły z cichym trzaskiem.
        Ważna sprawa. W interesach lepiej nie podróżować samemu, dlatego Cerau towarzyszył jeden z jego najbardziej zaufanych ludzi, no i przy okazji jeden z najlepiej się skradających - Lee. Z jednej strony młody, z drugiej naprawdę utalentowany chłopak. W sumie już nie chłopak, tylko mężczyzna, no nieważne. Przez tę chwilę nieuwagi, a właściwie skupienia uwagi na Cerau, kiedy ten się odezwał zdążył przemknąć ukradkiem do drzwi i je zamknąć. Półmrok, lekko duszący i drażniący w nos zapach w budynku działał jakby tępiąco na zmysły i sprzyjał takim zagrywkom, a tutaj nawet nie musieli się właściwie obaj porozumiewać, żeby Lee wiedział co zrobić w tej sytuacji.
        - Cerau jest właścicielem tego lokalu. - Powiedział, albo raczej oświadczył coś, czego ktoś mógł nie wiedzieć, w tym przypadku Feyla. - Jak myślisz, będzie zadowolony jak się dowie, że ktoś mu niszczy reputację, lokal i wszczyna bójki? - Musiał przyznać, bardzo lubił tę rolę. Rolę, w której nie był sobą, ale mówił o sobie. Takie mówienie o sobie w trzeciej osobie, w dodatku robienie z siebie kogoś ważnego - kim poniekąd był... To była kolejna z kilku, jak nie kilkunastu rzeczy, które uwielbiał.
Awatar użytkownika
Quarantio
Błądzący na granicy światów
Posty: 11
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Kaer Natherin
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Quarantio »

        Quarantio była przyzwyczajona do tego, że w tym świecie jego mieszkańcy nie byli przyzwyczajeni do aż tak wielkich niezwykłości – w końcu nawet teraz wzbudzała powszechne zainteresowanie – ale fascynacja kowalki zdawała się znacząco przekraczać normę. Kaer Natherini czuła się pochlebiana jako twórczyni, której dzieło znalazło aż tak wielkie docenienie, a wzrok Feyli, która co chwila zmieniała kąt spojrzenia, był naprawdę czymś rozczulającym, choć nieco krępującym. W końcu padło nietypowe pytanie, na które Quarantio była nawet w stanie odpowiedzieć bez większego zastanowienia, ale wtedy dostrzegła zamieszanie we wnętrzu warsztatu kowalki, na które zdecydowała się zwrócić uwagę.
        Demonica zamarła, kiedy usłyszała nietypową odpowiedź; kowalka czym prędzej pognała za jednym z wandali, ale Quarantio tkwiła w miejscu jeszcze sekundę, zdziwiona, niepewnie wpatrując się to na pozostawiony budynek wraz z wózkiem z przyrządami kowalki, to na miejsce, w którym ostatni raz widziała brodatego.
        - Iskierka, pilnuj wózka i warsztatu!
        Po wysłaniu polecenia, Quarantio czym prędzej ruszyła za mężczyzną, w biegu uruchamiając za pomocą magicznego rozkazu drugi tryb działania swojej zbroi. Wielka demonica nagle zniknęła całkowicie z oczu wszystkich gapiów, którzy zareagowali na odgłosy zamieszania. Niewidoczna Kaer Natherini, ze zwiększoną szybkością oraz zwinnością, czym prędzej ich wyminęła, po czym ostro wzięła zakręt, dostrzegając mężczyznę daleko, na drugim końcu ulicy.
        Tymczasem Iskierka wypadła spomiędzy przedmiotów zgromadzonych w wózku, przewracając przy tym część nich, a kilka nawet wypadło na ziemię przez tak gwałtowny ruch. Magiczny wąż zakręcił się w powietrzu, po czym zatrzymał pionowo, spoglądając groźnie na przechodniów, których zgromadziło się jeszcze więcej. Z czubka jej pyska trzaskały iskry, wydając ostrzegawcze dźwięki, ale ludzie nie byli w stanie szczególnie czytelnie ich odczytać. Szczególnie dzieci, które zaraz się zjawiły i widocznie postrzegały kryształowe, lewitujące stworzenie jako jakąś zabawkę. Krzyki i odgłosy biegu wypełniły ulicę, kiedy zirytowana Iskierka zaczęła pieścić ciekawskie łapy elektrycznością. Cóż, przynajmniej była pewność, że nikt nie odważy się niczego zabrać kowalce.
        Tymczasem Quarantio wzbiła się w powietrze. To jest prawie... Szybko zrezygnowała z poruszania się ulicą, bo ciągle wpadała na ludzi, nie zdających sobie sprawy z jej obecności – była to jednak konieczność, bo gdyby była widoczna, od razu zwróciłaby na siebie uwagę straży, a szczególnie nie chciała wpakować nową znajomą w tarapaty. Po tak kiepskim początku znajomości zdecydowanie chciała jakoś jej to nagrodzić... Złapanie brodatego to była dobra możliwość... Kaer Natherini wykonywała skoki wzmacniane magią sił, przelatując nad głowami tłumu i odbijając się od kolejnych kładek sił, także stworzonych dzięki tej nadzwyczaj przydatnej dziedzinie. Raz tylko źle wyczuła chwilę i trafiła stopą w głowę wyjątkowo wysokiego elfa. Na szczęście chybiona kładka zdołała przynajmniej mocno osłabić siłę uderzenia, dzięki czemu zamiast roztrzaskanej głowy skończy się tylko na niewielkim guzie.
        - Przepraszam – powiedziała Quarantio w głowie jedynie tego oszołomionego elfa, który rozejrzał się z dezorientacją.
        Brodaty mężczyzna był coraz bliżej, demonica oszukiwała straszliwie, dlatego dogonienie go nie mogło stanowić większego problemu; jednakże nie było aż tak łatwo, jak podejrzewała. Spodziewała się, że nie widzący śladu pościgu wandal się uspokoi, ale zamiast tego ten biegł ciągle równie szybko, co chwila rozglądając się z niepokojem. Cwaniak nawet widocznie pamiętał rozmiary Kaer Natherini, bo wbiegł w niewielką uliczkę, w której ona nie mogła się nijak zmieścić. Quarantio zacisnęłaby zęby, gdyby jakiekolwiek miała, ale zamiast tego po prostu odbiła się w górę, przelatując nad budynkami. W momencie, w którym osiągnęła maksymalną wysokość, zawisła na chwilę nad dachami i wzrokiem odnalazła ściganego mężczyznę, uciekającego przez pusty plac. Spadając, nakierowała swój lot tak, aby trafić w niego, a po chwili uderzyła w jego plecy, powalając na ziemię. Osłabiła swoją prędkość przy lądowaniu – w końcu nie chciała mu złamać kręgosłupa.
        Podniosła się, a przerażony mężczyzna wykorzystał tę chwilę, aby wstać na nogi i spróbować uciekać dalej, ale wtedy nagle zorientował się, że przebiera nogami w powietrzu. Sekundę później jego wszystkie kończyny przywarły do jego ciała i w tym stanie zaczął przesuwać się w powietrzu, lewitując „na baczność” pomiędzy zdumionymi ludźmi.
        - Co... co się dzieje?!
        - Doświadczasz tak zwanych konsekwencji. Nie wrzeszcz, bo zwrócisz na nas uwagę.
        - Ludzie, pomóż... auć!
        Mężczyzna wzdrygnął się, kiedy jego ciało przeszyła niewielka fala energii. Próbował kilka razy jeszcze się przeciwstawiać, ale Quarantio magią skutecznie doprowadziła go porządku. Następnie rozejrzała się, wkraczając w świat aur. Odnalezienie tej należącej do kowalki zajęło chwilę, ale w końcu ją dostrzegła, w oddali. Pośpiesznie ruszyła w tamtym kierunku, czując, jak pancerz zużywa coraz więcej energii w nim zgromadzonej, ale nie mogła wyłączyć tego trybu – na widok jej wraz z lewitującym bezradnie mężczyzną miejscowe służby porządkowe z pewnością by zareagowały, a tak... Kaer Natherini dostrzegła dwóch strażników przed karczmą, którzy popijali po kuflu piwa. Ich wzrok skupił się na lecącym przed ich oczami mężczyzną, a następnie skierował się na ich napitek ze zdumieniem. No tak, przygotowania do turnieju towarzyszą ogólnej wesołości...
        Dotarli w końcu przed drzwi budynku i Quarantio spróbowała je otworzyć, ale ze zdumieniem przyjęła fakt, że są zamknięte. Rozejrzała się po ulicy, po czym uniosła wzrok, odczytując szyld. O ile dobrze się orientowała, było to miejsce zapotrzebowania jednej z potrzeb typowych dla znacznej większości istot żywych. Wątpiła, aby kowalka w takiej sytuacji miała ochotę na coś takiego... no i te drzwi raczej nie powinny być zamknięte, w końcu potrzebowali w środku klientów... zaniepokojona Kaer Natherini użyła po raz kolejny magii sił. Gdyby znała się nieco na zamkach, mogłaby go pewnie z łatwością otworzyć, ale w tej sytuacji pozostawało jej tylko go wyłamać.
        Drzwi otworzyły się z odgłosem pękającego metalu, a do środka wleciał mężczyzna, który następnie opadł na podłodze, tuż u stóp kowalki, wciąż bez możliwości zbytniego ruchu, ściskany ze wszystkich stron przez napierającą, magiczną siłę. Następnie w wejściu pojawiła się Quarantio, od której odbijał się blask słońca; zginając plecy, weszła do środka, po czym omiotła pomieszczenie spojrzeniem.
        - Złapałam go i dostarczyłam- powiedziała jedynie w głowie Feyli, ale następną wiadomość skierowała do wszystkich obecnych w pomieszczeniu. - Co się właściwie tutaj dzieje?
        Wiele osób wzdrygnęło się, kiedy doświadczyli tej formy komunikacji – szczególnie mocno działała na tych o słabych umysłach lub tych, którzy wcześniej nigdy czegoś podobnego nie uświadczyli. W połączeniu efekt był dosyć oszałamiający.
        - Ach, no tak, wybaczcie...
        Jedną myślą demonica ponownie zamknęła drzwi, jednak teraz półmrok pomieszczenia rozpraszany był przez lekkie połyskiwanie jej zbroi. Kaer Natherini w oczekiwaniu spoglądała to na kowalkę, to na resztę zgromadzonych ludzi.
Feyla
Kroczący w Snach
Posty: 246
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Rzemieślnik , Kupiec
Kontakt:

Post autor: Feyla »

        Feyla postanowiła zachować spokój. Informacja iż nadepnęło się na odcisk samemu Cerau, dla większości mieszkańców Fargoth brzmiała jak wyrok. Niejeden od razu z strachu narobił by w spodnie, skomląc o wybaczenie, ale kowalka była na to zbyt bezczelna. Była tez wściekła, a gorąca krew sprawiała, że prędzej rzuci się do walki z całym tabunem ochroniarzy, niż przyzna do jakiejkolwiek winy. Ci ostatni, wywołani przez tajemniczego mówcę, również palili się do bitki, choćby po to aby zmazać zarzuconą im wcześniej niedbałość, w skutek czego lokal cierpiał straty. Jatka wydawała się nieunikniona, a chociaż doskonale czuła, że dostanie w niej po pysku, kowalka nie zamierzała się cofać. Zamiast tego mocniej chwyciła rękojeść trzymanego młota, czekając aż wszystko się zacznie.
        Teoretycznie dziewczynę mogła uratować przynależność do Gildi Rzemieślników. Jako jej członkini miała specjalny status, ponieważ to właśnie handlarze i wykonawcy wszelkiej maści dóbr sprawiali że miasto kwitło, nawet jeśli w porównaniu do sąsiednich osad, nie dysponowało wielkimi zasobami surowców. Gildia ta trzymała się z dala od polityki, ograniczając się do tego by rządzący dali im warunki do pracy, a w zamian za to oni napełnią skarbiec, ściągną tu ludzi, jednocześnie sprawiając że Fargoth stanie się ważnym punktem na mapie Alarani. Sedno w tym, że demolowanie kowalskich warsztatów i brutalne pobicie twórców, z całą pewnością nie przekładało się na owe sprzyjające warunki dla grupy rzemieślniczej i chociaż na co dzień kowale skakali sobie do gardeł, mając wspólnego wroga, wszyscy gotowi byli przenieść się gdzie indziej, a wówczas po wielkim Fargoth zostałyby jedynie mury i hulający w nich wiatr.
Oczywiście dziewczyna nie rozumowała w ten sposób. Na chwilę obecną całe swoje nadzieje pokładała jedynie w młocie, własnych pięściach i sprycie.
        - Ta szelma wtargnął do mojej kuźni i zdemolował ją, wyrządzając tym samym znacznie większe straty niż jakieś głupie schody. Po tym jak już otrzeźwieje i dam mu drugi raz w mordę, zamierzałam dowiedzieć się z czyjego polecenia działał, wyegzekwować zadośćuczynienie, a następnie przekazać gnidę miejskiej straży. – Oświadczyła kowalka. - Ale skoro szukał schronienia właśnie tu, to chyba moje dochodzenie nie będzie potrzebne, ponieważ oczywistym jest kto stoi za poczynioną szkodą. A póki co uważam że nawet nie jesteśmy kwita.
        - Jak śmiesz obrażać lorda, ty wywłoko! – Wrzasnęła pulchna kobieta zarządzająca domem uciech.
        Ochroniarze natychmiast ruszyli do ataku, dokładnie w tym samym momencie w którym Quarantio wtargnęła do pomieszczenia, rozbijając przy okazji drzwi. Feyla uśmiechnęła się złośliwie. W jej opinii właśnie wyrównywał się nie tylko rachunek krzywd, ale i stosunek sił w zapowiadającej się bijatyce. Mając świeżo w pamięci jak kobieta w masce radziła sobie z pokraczną bestią, kowalka nabierała przekonania że konflikt z piątką mężczyzn bez szyi również nie zakończy się szybko.
        - Właśnie wychodziłam. Świetnie że go masz. I że wciąż pozostał w jednym kawałku. – Odpowiedziała Feyla, z uwagą obserwując otaczających ją ochroniarzy, najwyraźniej nie będących teraz pewnymi jak powinni zareagować w takim przypadku, a w związku z tym oczekującymi na decyzję tego który swoim przedstawieniem wywołał cały chaos. – Przykro mi miłe panie, ale zmieniłam zdanie. Jednak nie odwiedzę was tak szybko, ale gdyby któraś była zainteresowana, to zapraszam do mojej kuźni.
        Wykorzystując wahanie miejscowych osiłków, Feyli udało się podejść do swojej towarzyszki.
        - Będziesz mi musiała później powiedzieć jak ty to robisz. – Zauważyła kowalka. – To całe gadanie w głowie. A potrafisz też czytać w myślach? Brzmi obrzydliwie, ale z drugiej strony znacznie ułatwiłoby przesłuchanie tych łajdaków.
Awatar użytkownika
Cerau
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 74
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Przemytnik , Zabójca
Kontakt:

Post autor: Cerau »

        Ludzie, którzy narażali się Cerau w Fargoth należeli do kilku grup: albo byli bardzo odważni, a ta odwaga to już nie ukrywajmy, zakrawała na głupotę. Drugą opcją, byli właśnie głupcy. Trzecią? Trzecią grupą byli ci, którzy nie wiedzieli o tym, jak wszystko tu w mieście funkcjonuje. Czyli w znacznym stopniu przyjezdni, bo raczej każdy mieszkający w Fargoth chcąc nie chcąc coś o nim słyszał, a jak zapytał, o co chodzi, to nikt nie chciał za dużo wyjaśniać. Na pytanie, kim jest Cerau niewielu znało odpowiedź w 100% zgodną z prawdą, natomiast większość przezornie po prostu uciekała od odpowiedzi, lub odpowiadała, jak najogólniej tylko potrafiła. Jak jest w rzeczywistości? Przede wszystkim to nie działa tak, że nawet gdyby ktoś wyszedł na ulicę i bez strachu powiedział, że Cerau to... tutaj wstawmy sobie jakiekolwiek określenie o pejoratywnym wydźwięku, to od razu by zniknął. Nie, Cerau rządził poniekąd twardą ręką na swoim terytorium, ale... nie przejmował się takimi rzeczami. Raczej starał się nie mieszać w zbyt duże rzeczy, chociaż nie zawsze się dało. Jeżeli ktoś mu donosił o takiej sytuacji, to po prostu wzruszał ramionami. Tacy ludzie byli nieroztropni, ale... nic złego mi się z tego tytułu nie działo - do momentu, póki nie narażali go na rzeczywiste straty. Natomiast Feyla... do której grupy można by ją było zaliczyć? Czy była odważna? Głupia? Przyjezdna? Trzecią opcję z góry można sobie odznaczyć. Kowalka w tej sytuacji zdaniem samego wampira wykazywała się czymś na pograniczu właśnie takiej odwagi i głupoty. Tylko że w tym przypadku... w pewnym stopniu na straty go narażała, ba nawet lepiej (albo raczej gorzej) - już te straty spowodowała i to... nie mogło mu się podobać. No i w tej sytuacji miał zamiar się napawać swoimi możliwościami - po to je w końcu ma, żeby z nich korzystać. Jednak... kowalka była też członkinią Gildii Rzemieślników, w tej sytuacji... miała trochę lepszą pozycję, niż pierwsza lepsza osoba z ulicy, która członkiem tego ugrupowania nie była. Jednakże to nie było też tak, że wszyscy podopieczni tej grupy byli bezkarni, bo tak nie było. Cerau niejednokrotnie wchodził pośrednio w jakies nieporozumienie między jakimś rzemieślnikiem a nim samym, w takich sytuacjach, o ile tylko mógł, wywierał pewien nacisk na tę gildię, by wynieść z tego jakieś korzyści - i niejednokrotnie mu się tu udawało. Mimo że Gildia nie chciała mieszać się w politykę, to samo jej istnienie w tę politykę ją mieszało, tak to niestety działa. Oczywiście nasz samozwańczy władca podziemia korzystał z takich nacisków tylko w wyjątkowych sytuacjach, starając się utrzymać jak najlepsze relacje między nim a przedstawicielami tego ugrupowania - bo zawsze współpraca, w której obie strony są zadowolone, daje lepsze efekty. Bo to jest właśnie to, rzemieślnicy mają tutaj swoje warsztaty, czy są to kowale, czy osoby wykonujące inne zawody, ale zawsze mogą się przenieść, w tej sytuacji, jeżeli oni pracowali i im się dobrze powodziło, to automatycznie gospodarka w mieście lepiej działała, a to pośrednio przekładało się też na zarobki Cerau i na to, ilu ma klientów. W tej sytuacji jednak nie działo się za dobrze.
        Sytuacja rozwijała się w kierunku, którego chciał uniknąć, czyli jakiegokolwiek rozlewu krwi, czy braku porozumienia. Dlatego, kiedy kowalka odpowiedziała... w sposób, w jaki odpowiedziała, to zdążył tylko unieść rękę, bo zarówno opiekunka tego przybytku i ochroniarze zareagowali gwałtowniej, niż tego oczekiwał.
        - Hej, hej! - Zdążył tylko powiedzieć, bo następnie drzwi z hukiem się otworzyły, a na ziemię bardzo blisko padł kolejny mężczyzna, obdarzył go tylko i wyłącznie przelotnym spojrzeniem, bo następnie jego wzrok od razu przykuła nowa postać w lokalu. A czegoś, to znaczy, kogoś takiego jeszcze nie widział!
         Kiedy usłyszał w głowie cudze słowa, to tylko zmarszczył brwi, natomiast większość złapała się za głowy, lub wydała jakieś dziwne odgłosy, od okrzyków zaskoczenia, strachu po piski kończąc - te ostatnie, to raczej kobiety i dziewczyny tu pracujące, które gdzieś się chowały. Ochroniarze w większości zostali w pewnym stopniu oszołomieni i nie wiedzieli co się właściwie dzieje, poza Cerau odpowiednio zareagował chyba tylko Lee oraz opiekunka tego lokalu, chociaż ci dwaj ostatni też lekko byli zamroczeni. Tylko wampir stał pewnie na nogach, bacznie lustrując nowo przybyłą. Zamrugał kilka razy, kiedy drzwi się zamknęły. Szybka analiza: włada magią, mało prawdopodobne, żeby była człowiekiem. Wampir? Niee, raczej nie. Elf? Możliwe, w końcu wysokie.
        - Kim, czym jesteś? - Zadał pytanie, kierowany czystą ciekawością, spotkaniem czegoś nieznanego, równocześnie w niewielkim stopniu próbował rozpoznać aurę tej istoty i skupiając się na chwilę na tym, ale z taką aurą... się jeszcze nie spotkał. Z ludzką aurą miała niewiele wspólnego, wampirem - jak już wcześniej wywnioskował, też nie była, elfem... chyba też nie. Coś nowego, no proszę bardzo. Był zaskoczony i nie potrafił ocenić możliwości tej postaci, dlatego też pierwszy raz od dawna czuł się zwyczajnie nieswojo. Ugh, dobrze, że nie był tu jako on sam, bo zrobiłby sobie wstydu! Musi dowiedzieć się czegoś więcej!
        - Kowalko, jeżeli to ci mężczyźni sprawili Ci problemy, to bardzo chętnie pomogę Ci przy wyciągnięciu z nich jakichś informacji i jakoś się dogadamy. - Zasugerował. Skoro tajemnicza istota była razem z kowalką, to się znały, mógł podejrzewać, że zatrzymanie kobiety tu, lub gdziekolwiek na dłużej da mu więcej możliwości wybadania, zapytania kim jest ta istota. Tak, był aż za bardzo ciekawski i wręcz potrzebował, by sprawdzić ten temat. Nie cierpiał czegoś nie wiedzieć.
        - Ale... - wtrąciła się tu tylko kobieta, ale Cerau od razu zareagował podnosząc dłoń i obdarzając ją krótkim spojrzeniem. Ta machinalnie od razu zamknęła usta i nic więcej nie dodała. Wampir nie myślał, że Feyla od razu się zgodzi na jego propozycję, ale w ten sposób zyska chociaż odrobinę czasu, żeby wymyślić jakieś rozwiązanie, sposób, by dowiedzieć się czegoś więcej.
Awatar użytkownika
Quarantio
Błądzący na granicy światów
Posty: 11
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Kaer Natherin
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Quarantio »

        Quarantio poniewczasie zorientowała się, że coś naprawdę nie gra – przywykanie do kulturowych różnic było dostatecznie dużym wyzwaniem, aby znacznie obniżyć jej możliwości analizy sytuacji; dostrzegła ludzi, których pozy wyraźnie świadczyły o zmieszaniu – bojowym zmieszaniu. Zupełnie, jak drapieżniki, które napotkały niespodziewanego przeciwnika. ”Och, tym przeciwnikiem jestem ja...” Kaer Natherini postanowiła nie podejmować pochopnych decyzji, ale przygotowała kilka zaklęć, gotowa do zareagowania na ewentualne zagrożenie – powoli zaczynała mieć dość konfliktów tego dnia. Wizja zaszycia się przed oczami świata w kuźni kowalki wyglądała teraz naprawdę kusząco i demonica stwierdziła, że to dobry cel do osiągnięcia.
        - Cieszę się, że i ty jesteś w jednym kawałku – powiedziała Quarantio tak, aby mogła ją usłyszeć tylko kowalka; Kaer pamiętała, że musi uczyć się emocjonalnych zwyczajów istot żywych. Pomyślała, że przydałby się jakiś komplement. -Dobrze sobie poradziłaś ze złapaniem go. Musisz mieć dobre uwarunkowania fizyczne i dobrze wyrobione mięśnie nóg, jak i instynkt drapieżnika. Nie pochodzisz z jakichś prymitywniejszych cywilizacji? Ach, nie, nie potrafię odczytywać myśli, a ani twoich, ani ich. Przynajmniej w tej kwestii nie musisz się czuć nieswojo.
        Kiedy demonica zajęła się najistotniejszą – przynajmniej w jej mniemaniu – osobą w pomieszczeniu, mogła przenieść uwagę na mężczyznę, któremu jako jedynemu nie odebrało mowy, a którego to wcześniej zbyła milczeniem. Szybka inspekcja ujawniła, że posiada znacznie więcej cech, niż mógłby chcieć przyznać. Quarantio zawahała się; wampiry były jednym z ciekawszych obiektów do badań i zawsze fascynowały ją tajemnice, które drzemały w ich wnętrzu. Naturalna ciekawość Kaer sprawiła, że stanęło przed nią kuszące zadanie, jednak szybko odrzuciła to od siebie – porywanie mężczyzny, nawet dla dosyć ogólnych badań, nie było dobrym pomysłem. Zwłaszcza, że ten roztaczał wobec siebie aurę autorytetu. Sposób, w jaki uciszył kobietę zbytnio przypominał metodę, w jaki samce alfa dominowały w stadzie, dlatego demonicy nie mógł umknąć ten szczegół. Może miał władzę, może jedynie ukrywał się w jej cieniu, a może po prostu wierzył na tyle ślepo w to, że innych do tego też przekonywał. Quarantio wolała nie ryzykować i jeszcze bardziej komplikować sytuacji dla kowalki.
        - Zwykła pasjonatką niezwykłości – odpowiedziała na pytanie mężczyzny, tym razem odzywając się tylko w jego głowie. - Formalniej, Quarantio. Kim jesteś ty? Nie ma potrzeby na imię.
        Oferta mężczyzny brzmiała, interesująco, to na pewno. Quarantio obróciła swoją zamaskowaną twarz w stronę kowalki, w której kierunku padła ta propozycja; Kaer sama nie wiedziała, czy mężczyzna szczerze oferował pomoc, czy tylko chciał zatuszować tym jakieś ciemne sprawki i wolała jednak pozostawić ostateczną decyzję Feyli. Co nie oznaczało jednak, że nie miała zamiaru czegoś doradzić, skoro i tak mogła rozmawiać z nią w sposób, który uniemożliwiał podsłuchiwanie.
        - Nie wiem, na czym polega ta „pomoc”. Wiem, że mi powinno się raczej udać coś z nich wyciągnąć, a wierzę, że i ty posiadasz umiejętności wywoływania presji na ludziach, wnioskując po twoim dotychczasowym zachowaniu i temperamencie. Nie radziłabym jednak posiadać długów. Wszelkiego rodzaju. Choć obawiam się, że jeden możemy mieć już teraz – wątpię, aby ci mężczyźni mieli z nimi związek. Ten uciekał w stronę zupełnie innej części miasta. Jeżeli zaatakują teraz, nie powinni być wielkim problemem, ale w środku społeczeństwa rozlew krwi przez istotę mojego pokroju zdecydowanie wywoła jeszcze więcej zamieszania. Chciałabym w końcu wejść do twojej kuźni, tam mogłybyśmy bez problemu się tym wszystkim zająć.”
Feyla
Kroczący w Snach
Posty: 246
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Rzemieślnik , Kupiec
Kontakt:

Post autor: Feyla »

        Niemalże bezczelnie, a już na pewno bez cienia zażenowania, Feyla przyglądała się osobnikowi który zarządzał Domem Uciech. Była przekonana że skądś kojarzy tego mężczyznę, jednak pamięć nie chciała przyjść jej z pomocą. Sytuacja powyższa była tyleż samo dziwna co irytująca. Nieznajomy na pewno nie zaliczał się do klientów jej kuźni. Tych ostatnich kowalka nie miała w zwyczaju zapominać, ponieważ kontakty z kupującymi, jak również z dostawcami surowców, traktowała bardzo poważnie. Jednocześnie spotkania z kimkolwiek poza pracą, również nie należały do jej nawyków, a tym bardziej nie miała w zwyczaju wikłać się w nie z męską częścią ludzkiej populacji, wobec czego mogła wykluczyć fakt, że ów jegomość znany jest jej na stopie towarzyskiej. Z drugiej strony przeczucie że skądś zna tą gębę nie chciało jej opuścić.
        Z całą pewnością kowalce byłoby łatwiej zidentyfikować burdel – tatę, gdyby nieznajomy posiadał bardziej charakterystyczne rysy. Tymczasem jedyne co było w nim zadziwiające, to fakt iż cały jest tak przeciętny. Typowa sylwetka, średni wzrost, żadnej arogancji w uczesaniu, najzwyklejszy w świecie ubiór, wszystko zwykłe, pospolite i nie rzucające się w oczy. Tak jakby właściciel tych cech postawił sobie za cel zniknąć w tłumie. Feyla była niemalże przekonana, że gdyby nagle w Fargotch połowa mieszkańców postanowiła ogolić się na łyso, fryzura niepozornego człowieczka również uległaby przerzedzeniu, dopasowując się do mediany populacji.
W każdym razie Feyli się to nie podobało, a co za tym idzie postanowiła skorzystać z rady swojej nowej towarzyszki i nie ufać właścicielowi egzotycznego przybytku.
        - Dziękuję za propozycje ale poradzimy sobie same. – Po krótkim namyśle zakomunikowała kowalka. – W zasadzie para tych oprychów nie będzie nam już do niczego potrzebna. Wiem kto za nimi stoi. Wyciśniecie z nich zeznań, oskarżenie łajzy i wyrzucenie tejże zakały z kowalskiej gildii, byłoby pewnie słuszną karą, ale domyślam się, że gadzinie dużo bardziej wejdzie w tyłek to, jeśli mimo jego żałosnych machinacji, zjawię się na jutrzejszym konkursie z swoim miotaczem. Zostawię więc ich panu, na wypadek gdyby chciał pan dochodzić własnych należności. Zależy mi tylko na tym aby przeżyli i przekazali imć Dimdulinowi moja wiadomość. A teraz przepraszamy, mamy turniej do wygrania.
        Wygłosiwszy oświadczenie, Feyla dała znak Quarantio że obie nią maja tu czego szukać i powinny czym prędzej wyjść. Zagwizdała na sowę, a ta natychmiast wzbiła się w powietrze i poleciała za swoją wspólniczką, bystrym wzrokiem poszukując błyszczącej koleżanki, która była tu z nimi wcześniej. Ptaszysko powoli oswajało się z obecnością Iskierki, a tymczasem kowalka odetchnęła z ulgą na myśl iż udało jej się zażegnać konflikt. Nie to aby miała coś przeciwko bitce, ale z racji że zawody zaczynały się lada chwila, a ona wciąż była z ręką w wychodku, każda minuta miała znaczenie. Z względu na zbliżające się zawody, towarzystwo nieznajomego mężczyzny tym bardzie było jej nie na rękę. Większość startujących starała się trzymać swoje wynalazki w tajemnicy przed konkurencją, w obawie iż stracą element zaskoczenia, który dałby im przewagę, a Feyla nie stanowiła w tym przypadku wyjątku, chociaż póki co jej sekret polegał na tym iż niewiele wymyśliła.
        - Chodź pokaże ci kilka swoich prototypów, a ty powiesz mi co o nich myślisz. – Zaproponowała dziewczyna. - Niektóre mogą wydawać ci się szalone, ale same zawody Mota właśnie takie są. Ich jedynym celem jest wystrzelenie czegokolwiek, na jak największą odległość. W historii turnieju znaleźli się na przykład tacy, którzy jako pocisków próbowali używać ptaków. Wyobraź sobie kurę naciąganą na kuszę. Potrafisz? - Śmiała się Feyla wspominając tamtą próbę. - Z założenia pomysłodawcy, jeśli skrzydlata odzyska rozum, wciąż będąc w powietrzu, to dalej już pofrunie sama, co więcej zrobi to w właściwym kierunku, bo przecież nagle nie wyhamuje aby nagle awrócić. Ale to tylko teoria.
Zablokowany

Wróć do „Fargoth”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości