Las Driad[Las Driad]W poszukiwaniu domu

Kraina baśniowych stworzeń, gdzie mgliste polany i rozległe lasy zamieszkują majestatyczne pegazy i jednorożce, a gdzieś w głębokimi lesie spotkać możesz cudownie piękne, leśne Driady. To właśnie w tym lesie położony jest wielki Jadeitowy Pałac Królowej Driad i ich święte miasto ze Źródłem Nadziei i Ołtarzem Nocy.
Awatar użytkownika
Isambre
Kroczący w Snach
Posty: 211
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Smoczyca
Profesje:
Kontakt:

[Las Driad]W poszukiwaniu domu

Post autor: Isambre »

Skąd przybyli Isambre i River

- Najpierw polecimy na południe do Lasu Driad - postanowiła Isambre przeobrażając się w smoczycę i dołączając do ukochanego. Sakwę z drobiazgami i drzemiącym Chibim przewiesiła sobie przez jeden z kolców na pysku, by podczas podróży nie rzucało ani nią, ani jej zawartością. - Chibi uwielbia drzewa, więc nie chcę go zmuszać do mieszkania w górach. Po za tym będzie tam spokojniej, wiem, że niewiele ludzi, a tym bardziej smoków zapuszcza się w tamte rejony, a lasu pilnują druidzi, nimfy, driady i elfy. Nic nam tam nie będzie zagrażać.
Większa część podróży minęła im na spokojnym szybowaniu, ciepłe prądy poniosły ich ku południowo-zachodnim częściom kontynentu, zapewniając wspaniałe widoki. Isambre przez cały czas trzymała się blisko Rivera, rzucając mu pełne miłości spojrzenia w przerwach między kolejnymi zachwytami światem, migającym im pod skrzydłami. Morze zieleni naprzemiennie ustępowało ciemniejszym lasom, przecinały je rzeki, jeziora oraz wyspy, będące w rzeczywistości ludzkimi wioskami i miastami. Ekradon, Valladon i wiele innych pojawiały się i znikały, wytyczając swoją obecnością trasę ich przelotu w poszukiwaniu nowego domu.

Postoje organizowali wieczorami, kiedy słońce powoli chowało się za horyzontem, napełniając gadzie powieki snem. Isa zawsze lądowała pierwsza, uprzednio dwa razy kołując nad miejscem, by sprawdzić czy jest bezpiecznie. Dawała tym wyraźny sygnał, że chce odpocząć i zebrać siły przed kolejnym etapem. Podczas przerw w podróży Chibi niemal nie odstępował jej na krok. Smoczyca bardzo chętnie się z nim bawiła i zalewała go lawiną pieszczot, ku ogromnej uciesze białego stworka, który chichotał i śmiał się do rozpuku. Nie omijało to także Rivera. Przed każdym snem Isambre wtulała się w swojego narzeczonego i zasypywała go pocałunkami. Przynajmniej w momentach, kiedy rozmowa nie była potrzebna. W przeciwnym razie czarnołuska opierała głowę na jego piersi i obserwując gwiazdy, dzieliła się z wybrankiem wszystkimi emocjami, obawami i marzeniami, szczęśliwa, że ma go przy sobie.

- To tutaj? - zapytała, któregoś dnia, kiedy dwa smoki wyleciały spomiędzy chmur, a im oczom ukazał się skraj bujnego lasu w fazie rozkwitu. Smoczyca ostatni raz widziała Las Driad ze dwa wieki temu i to przelotnie od strony morza, więc jej wiedza o tym miejscu ograniczała się do opowieści innych. Mimo to optymizm jej nie opuszczał i gdy tylko pierwsza linia drzew znalazła się w zasięgu zionięcia ogniem, Isambre gładko wylądowała i zasłoniła się iluzją, przybierając postać pięknej, ludzkiej dziewczyny o smoliście czarnych włosach, odzianą jedynie w białą bluzkę i czarną spódnicę z rozcięciem z prawej strony. Tak ubrana zaczekała aż River do niej dołączy, a gdy ten to zrobił Isa wzięła Chibiego na ręce i tuląc go, stanęła przed ukochanym.
Awatar użytkownika
River
Zsyłający Sny
Posty: 315
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Wędrowiec , Rozbójnik , Najemnik
Kontakt:

Post autor: River »

        - Masz rację - zgodził się z partnerką na temat tego, gdzie ich biały podopieczny czuje się najlepiej. Doskonale pamiętał jak wiele razy maluch niemalże gasnął w oczach, kiedy pijany gad przedłużał swój pobyt w mieście z dala od leśnych jagód, aury i powietrza. Choć musiał przyznać, że za każdym razem zwierzak coraz to lepiej znosił dłuższe postoje w stworzonych przez człowieka, kamiennych osadach. - On nie jest stworzony do życia w górach. Cięższe powietrze, mroźne wiatry i przytłaczające ciśnienie... Jestem zaskoczony, że tak dobrze zniósł pobyt u twoich rodziców. - Lekko uśmiechnął się do niej i wzbijając się ponad warstwę chmur poszybował wraz z ukochaną w stronę ich nowego domu. - Dobrze, że chociaż znalazł sposób jak znosić podróże lotnicze. - Zaśmiał się cicho zerkając na biały, wystający z sakwy towarzyszki, łepek.

        - Tak, będziecie tam bezpieczni - mruknął cicho i skupił się na locie.
        Musiał jej przyznać całkowitą rację. Wcześniej nawet nie przeszło mu to przez głowę, myślał jedynie o miejscu podobnym do tego, o którym ona marzyła, nie biorąc pod uwagę czy okolica byłaby bezpieczna czy nie. Był na siebie zły za to, ale nic po sobie nie pokazał, aby nie martwić ukochanej. Nie mówił jej też, że obecność nimf i driad w bliskiej odległości od ich przyszłej kryjówki mogła nie być taka dobra jak jej się wydawało, w szczególności dla niego jako mężczyzny, jednakże i ten fakt przemilczał, nie chcąc dawać powodów do kłótni. I tak miał szczęście, że spotkali jedynie jego wampirzą kochankę, a nie jedną centaurzycę, która była mu niezwykle bliska, ale... Z tej znajomości wolał się partnerce nie tłumaczyć by nie zostać wyśmianym. Smok uprawiający seks z pół-koniem pół-kobietą, no jak to brzmi?!

        Nie bronił Isambre obniżania lotu, aby móc podziwiać widoki rozciągające się pod nimi, ale nakazywał skrycie się ponad chmurami kiedy przelatywali nad większymi, bardziej rozwiniętymi pod względem broni, miastami. Nie chciał ryzykować trafienia przez zatrutą strzałę, lub przeszycia ciała, któregoś z nich na wylot pociskiem z balisty. Poza tym wzbudziliby jedynie niepotrzebną sensację i zwiększyliby prawdopodobieństwo natknięcia się na łowców smoków, którzy rzucili by w diabły obecne profesje by się wzbogacić i otrzymać miano Smokobójcy lub Pogromcy, a to zakochanym gadom w niczym by nie pomogło.

        Na samym początku kiedy Isambre spiralą kierowała się w stronę ziemi, kilka razy krążąc nad upatrzonym przez siebie miejscem, River myślał, że to jakaś zabawa, albo zaproszenie do podniebnego tańca. Szybko się dowiedział, że chodziło o zwykły odpoczynek i doskonale ją w tej kwestii rozumiał, w końcu nie tak dawno temu doznała poważnych obrażeń skrzydeł i grzbietu, dlatego nie chciał nadwyrężać jej sił. Kiedy wylądował obok niej chciał powiedzieć, że mogła go poinformować o chęci zrobienia przerwy i wtedy sam sprawdziłby okolicę, ewentualnie przegonił zagrożenie, ale przypomniał sobie słowa Olineii. Nie wiedział czy jego wybranka była by szczęśliwsza gdyby siedziała tylko w jaskini i zajmowała się typowo kobiecymi sprawami, podczas gdy on chodziłby na polowania, sprawdzał teren i odstraszał, bądź pozbywał się niebezpieczeństwa w ochronie jego bliskich. Na ten czas jednak nie chciał w niczym ograniczać partnerki, dlatego milczeniem zgodził się by to ona zarządzała postoje i sprawdzała teren, za to on w rewanżu udawał się w gęstwinę na polowanie. Nie tylko było to sprawiedliwym podzieleniem się obowiązkami, ale także mógł się bardziej przyzwyczaić do niesprawnego w pełni wzroku. Musiał jednak przyznać, że nowa percepcja niezwykle ułatwiała poszukiwanie zdobyczy nocą (która trwała dla niego cały czas), przez stygnące ślady kończyn i aury zostawione w okolicy. Dlatego nie było dla niego problemem szybkie zdobycie czegoś na kolację.

        Wracając z polowań i zastając towarzyszkę bawiącą się w najlepsze z najmniejszym członkiem ich grupy, posyłał w ich stronę ciepły, przyjazny uśmiech i zajmował się przyrządzeniem dla siebie i wybranki, a zwłaszcza dla niej, posiłku. Ciężko mu było sobie wyobrazić smoczycę umazaną krwią przez to, że jadła na surowo upolowaną przez Jednookiego sarnę. Dla niego tak mięso smakowało najlepiej, ale głupio się czuł posilając się w ten sposób, więc piekł i sobie kawał sarniny nad ogniskiem. Zazwyczaj gdy miał wolniejszą chwilę, od przyszykowywania im wygodnego spania, bądź względnie smacznej strawy, dołączał do ich zabawy śmiejąc się razem z nimi, choć nie tracił czujności. Odwzajemniał także wszelkie czułości jakie później posyłała mu Isambre, gdy wszyscy już byli najedzeni, a Chibi smacznie spał. W momentach pozbawionych namiętności bez żadnego niezadowolenia czy skrępowania, brał czynny udział w rozmowie z nią jeśli tego wymagał temat, jednakże gdy przede wszystkim ona dzieliła się z nim swoimi wątpliwościami i obawami, po prostu uważnie ją słuchał w milczeniu, okazując jej wsparcie przez tulenie do siebie i głaskanie po włosach, ramieniu lub plecach. Wydawało mu się to lepszą odpowiedzią w tych kwestiach, niż powtarzanie w kółko bezmyślnie: "Wszystko będzie dobrze". Nie chciał wyjść na kłamcę jeśli spotkałoby ich się coś przykrego.

        - Tak to tu. Nie wiem tylko czy za wodospadem jest jakaś jaskinia, przez mój... - zaciął się i głęboko zamyślił, zastanawiając się jak najlepiej ubrać w słowa stary lęk przed wodą, nie przyznając się jednocześnie otwarcie do tego. Wylądował obok niej i również przybrał ludzką postać... No prawie ludzką, gdyby mnie prawa ręka i okolica prawego oka otoczone jego czarnymi, wulkanicznymi łuskami. - Przez mój głeboko-wodowstręt. - Dokończył nagle z pełnym satysfakcji uśmiechem, gdyż udało mu się osiągnąć swój mały cel. - Jeśli chcesz możesz to sprawdzić, a ja przejrzę okolice, upoluję coś i przypilnuję Chibiego kiedy będzie sobie szukał jakiś jagód. Chyba, że ja mam to zrobić, ale wtedy na kolację dostaniesz ryby, jak wrócicie. - Zaśmiał się z rozbawieniem jakby to miała być groźba. On osobiście wolał jeść normalne mięso, zawierające kości, nie ości, ale dał ukochanej wybór, które z zadań wolała by sobie wziąć.
Awatar użytkownika
Isambre
Kroczący w Snach
Posty: 211
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Smoczyca
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Isambre »

- O nie - powiedziała Isambre, podrzucając radośnie Chibiego, który wylazł z sakwy i zaczął rozglądać się dookoła, próbując zrozumieć o czym smoki rozmawiają. - Chibi i ja pójdziemy popływać, a ty możesz coś upolować i nazbierać dla niego jagód. Później do nas dołączysz. Chyba, że twój wodowstręt jest silniejszy, niż twoja chęć wykąpania się ze mną - dodała uśmiechając się i przesyłając ukochanemu całusa, a następnie odwracając i kierując się w stronę stawu. Maluch, którego ucieszył fakt zabawy w wodzie z czarnołuską, ochoczo wdrapał się na jej ramię i pomachał Riverowi, choć wcale nie żegnali się na długo. Wszystko zależało od tego jak szybko Jednooki uwinie się ze swoim zadaniem i wróci do członków swojej nowej rodziny.

Tymczasem Isambre pozbywała się iluzjonistycznych warstw ubrań na swoim ciele. Chciała zachować ludzki wygląd, by nie wystraszyć zwierząt, których nagła ucieczka mogłaby dać do myślenia mieszkającym w lesie nimfom. Drugim powodem był rozmiar stawu, przypominający wydrążony lej, z jednej strony porośnięty krzewami i trawą, a z drugiej wchodzący w skład górskiej ściany i załamujący się wraz z obecnym tu wodospadem. Kiedy z garderoby smoczycy zniknęło wszystko oprócz bielizny, z radością wskoczyła do zbiornika, ciągnąc za sobą równie roześmianego stworka. Należała im się chwila relaksu po wielogodzinnych lotach i spaniu na ziemi. Chibi wykorzystywał czas pływając, uczepiony łapkami karku dziewczyny, która razem z nim nurkowała i beztrosko się chlapała, chichocząc z tą samą energią, która towarzyszyła jej w Efne podczas spotkania z Miriam. Później maluch sam już próbował pływać, a nawet gonić małe ławice rybek, przemykające mu pod nogami, podczas gdy Isa wylegiwała się na słońcu, unoszona na wodzie. Szum wodospadu w ogóle im nie przeszkadzał, oboje przestali zwracać na niego uwagę, zajęci zabawą.

- Podoba ci się tu? - zapytała po chwili smoczyca, na co biały stworek wdrapał się na jej brzuch i pokiwał potwierdzająco główką, strzygąc długimi uszami. - To dobrze, bo chyba tu zamieszkamy - dodała, drapiąc małego po grzbiecie.
Nie chciała co prawda robić mu wielkiej nadziei, ale szczęście, które ją ogarnęło przysłoniło na moment zdrowy rozsądek. Isambre zdawała sobie sprawę z tego, że zagrożenie istnieje, nawet jeśli szansa na jego spotkanie obecnie równała się zeru. Mimo to smoczyca była dobrej myśli i tego samego oczekiwała od swojego narzeczonego i pupila.

- Chodź, sprawdzimy czy za wodospadem jest jaskinia - powiedziała do malca, podchodząc do spienionej ściany spadającej wody. Wodospad z lewej i z prawej otoczony był skalnymi, porośniętymi mchem półkami, które pod ostrym kątem znikały za wodą i łączyły się z litą częścią góry. Ciek wodny nie miał tu żadnych odskoków, spadał w jednej, prostej linii, tworząc nieprzenikniony mur. Isambre powoli przyłożyła do niego rękę, pozwalając białej pianie zakryć ją do końca, a następnie wsadziła ją głębiej, cały czas czując opór spadającej wody.
Chibi przyglądał się jej z dużym zainteresowaniem i sam od czasu do czasu próbował powtórzyć jej ruchy, lecz miał za małe łapki i szybko je chował w obawie przed zrobieniem sobie krzywdy.
- Chyba coś tam jest - powiedziała, czując powiew wiatru na wilgotnej dłoni. - Zaczekamy na Rivera i sprawdzimy to razem - zarządziła i wyszła z Chibim na brzeg, by wysuszyć się na słońcu.
Awatar użytkownika
River
Zsyłający Sny
Posty: 315
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Wędrowiec , Rozbójnik , Najemnik
Kontakt:

Post autor: River »

        - Nie dość, że iluzjonistka to jeszcze podstępna manipulantka. - Pochwycił z rozbawieniem przesłanego przez nią buziaka i ze śmiechem umknął w las, aby przypadkiem my się nie oberwało przez ta uwagę.

        Wiedział, że to była jawna prowokacja z jej strony, ponieważ sama widziała jak pływał w jadeitowych wodach bez żadnego strachu. Dodatkowo nie miał pojęcia czy jej słowa miały być dla niego motywacją, aby szybko wrócił czy też nie. Nie zastanawiał się jednak nad tym długo i już po chwili szedł niepewnie po obcym terenie dotykając dłonią drzew, w które by wszedł gdyby nie poczuł ich lekko wyciągniętą do przodu ręką. Nie miał łatwego zadania, ale cieszył się z takiej decyzji smoczycy, gdyż miał okazję znaleźć sposób na odnalezienie się w tej sytuacji. Już wcześniej lubił sobie podnosić poprzeczkę i doskonalić się ponad własne możliwości tylko po to by stawać się coraz to silniejszym. W tym przypadku było inaczej, bo musiał się nauczyć samodzielnie funkcjonować w świecie. Fakt, że miał u swojego boku Isambre niczego nie zmieniał, a obecna chwila była najlepszym tego dowodem, że nie zawsze będą w swoim pobliżu.

        Szedł bez pośpiechu i ostrożnie przez las starając się wykryć jakieś zwierze, które mogli by zjeść na obiad. Mimo to potknął się w pewnym momencie o wystający korzeń i westchnął ciężko, a przez myśl przeszło mu, że przecież zawsze może wypić tajemniczą miksturę podarowaną mu przez Conana. Spojrzał na smoczą rękę nie podnosząc się z ziemi i zacisnął ją w pięść marszcząc z gniewem nos. Nie zamierzał nikomu, a zwłaszcza teściowi dawać tej satysfakcji pokonania wulkanicznego, czy to fizycznie, czy psychicznie, dlatego Riverowi ani się śniło, aby skorzystać z tego prezentu. Skoro eliksir był taki cudowny, wolał go zostawić na czarną godzinę, jeśli sytuacja go zmusi do jego użycia. Odetchnął głęboko, aby utrzymać nerwy na wodzy i wstał. Otrzepał nagą pierś i spodnie z leśnej ściółki i poszedł dalej tym razem bardziej się skupiając na wszystkim co go otacza, a nie chcąc dać się oszukać niewyraźnym zarysom kształtów pobliskich drzew, zamknął gadzie oko bez źrenicy i białka, wyglądające jak serce płomieni i wznowił polowanie.

        Po przejściu kilku kolejnych sążni wgłąb lasku poczuł zapach jakiś zapach. Wdrapał się na drzewo i skrył w jego koronie czekając na odpowiedni moment do ataku. Czekał i czekał. Miał nadzieję, że się nie pomylił i wybrał dobre miejsce na zaczajenie się na zwierzynę. Wciąż czekał. Zaczął się niecierpliwić i zastanawiać nad powrotem z pustymi rękami. Wolał się przyznać do porażki i zniżyć się do tego poziomu by prosić o pomoc, niż zostawiać Isambre i Chibiego długo samych i narażonych na niebezpieczeństwo. Na szczęście nie musiał się do tego posuwać.

        Znów usłyszał szmer, coraz głośniejszy wskazujący na to, że zdobycz się do niego zbliżała. Otworzył oko i zobaczył pod sobą zarys przypominający kształtem samicę łosia. Lepszej okazji mógł nie mieć i nie zamierzał jej zmarnować. Bez wahania zeskoczył z gałęzi na grzbiet zwierzęcia wbijając pazury prawej ręki w bok szyi rogacza, orząc ją szponami od góry do dołu i wbijając głęboko, aby wierzgająca i rycząca z przerażeniem zdobyć nie dała rady go z siebie zrzucić. Szybko jednak pożałował tego posunięcia, ponieważ przez intensywnie cieknącą krew coraz bardziej tracił swoją przyczepność właśnie przez ten czerwony i śliski płyn. Nie miał czego się pewniej złapać więc doskoczył z grzbietu, kiedy czuł, że zaraz spadnie. Przyszykował się do walki z rozjuszoną samicą, ale nim ta do niego podbiegła, padła osłabiona na ziemię z powodu utraty dużej ilości posoki. Jednooki się do niej zbliżył chcąc zaciągnąć bydle w pobliże wodospadu, ale łosica miała jeszcze siłę by się bronić i wierzgać. Nie chciało mu się czekać cierpliwie, aż ta w końcu padnie, dlatego co jakiś czas przeciągał ją o kilka prętów w powrotną stronę do Isambre i Chibiego. Nie przejął się idącymi za nią młodymi konającej samicy, choć co jakiś czas starał się je przegonić, jednakże to nie dawało żadnych efektów. Nie chciał zabijać więcej niżby on i jego partnerka potrzebowali, przede wszystkim dlatego, że nie chciał jej sprawiać tym przykrości. Postanowił więc ignorować obecność dwójki małych łosi i poradzić się w ich sprawie tej, która lepiej od niego zna się na zwierzętach, o ile one dotrą za nim aż do wodospadu.

        Wrócił po półtorej godzinie od opuszczenia partnerki i włochatego przyjaciela, których zastał leżących na brzegu grzejących się w słońcu. Zostawił kilka kroków od niej martwe ciało kopytnej, do której zbliżyły się młode i podszedł do swojej wybranki. Pochylił się nad nią i pocałował czule ujmując jej policzek gadzią ręką, mimo że był w ludzkiej postaci. Nie zważał na to, że może ją przez to pobrudzić krwią zwierzęcia, a może nawet tego chciał, ujrzeć ją chociaż trochę przyozdobioną cudzym szkarłatem.
        - Wróciłem - szepnął z przyjemnością i zaraz polizał ją po policzku, ścierając tym krwawy ślad jaki na nim pozostawił. - Znalazłem ci też zadanie do wykonania. - Zaśmiał się uwalniając ją, ponieważ usiadł obok i się już nie pochylał. Spojrzał w stronę potomstwa zabitej łosicy, aby smoczyca zrozumiałą co miał na myśli.
        - I co z tym wodospadem? - spytał dodatkowo, nie chcąc z tym zwlekać, aż czarnołuska zajmie się sprawą małych łosi, jednocześnie pogłaskał Chibiego po głowie. Ten z niezadowoleniem zawarczał na gada i popędził szybko w stronę wody, aby wyczyścić swoje śnieżnobiałe futerko z rdzawej posoki.
Awatar użytkownika
Isambre
Kroczący w Snach
Posty: 211
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Smoczyca
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Isambre »

Nawet nie spostrzegła kiedy wrócił, a poinformowało ją o tym jedynie ciche westchnięcie, które wydał pochylając się nad nią. Twarz Rivera przysłoniła słoneczną tarczę, oblewając jej policzki cieniem, w którym ukryła swoje rumieńce. Nie zdążyła się jednak uśmiechnąć, ani poruszyć, kiedy jego usta odszukały jej i zamknęły je w namiętnym pocałunku. Isambre nawet nie drgnęła, w milczeniu oddała tę pieszczotę, smakując każdy skrawek pełnych ust swojego kochanka. Przekazywała mu tym tę samą miłość, którą on okazywał jej na każdym kroku i jeszcze więcej. Trwali tak przez jakiś czas, nie zważając na otoczenie i delektując się sobą. W pewnym momencie Isambre była już gotowa mu się oddać, jej dłoń powędrowała nad głowę i po torsie smoka aż smukłe palce zatrzymały się na sprzączce od paska. Nie zdążyły jednak nic zrobić, bo w tej samej chwili River uciekł jej i zaległ obok na trawie.

- Specjalnie się ubrudziłeś, prawda? - zapytała zaczepnie, splatając palce z jego, nie zważając na ślady krwi. - Przecież i tak bym się z tobą wykąpała - dodała, unosząc się na łokciu, by spojrzeć mu w oczy.
Jego słowa sprawiły jednak, że Isambre odwróciła głowę w stronę młodych łosi, które przyszły tu za smokiem i upolowaną przez niego łanią. Była to zdrowa parka, zdolna już do samodzielnego życia w lesie, lecz najwyraźniej wciąż silnie związanych z rodzicielką. Smoczyca rozumiała to bardzo dobrze, sama ciężko zniosła rozłąkę z matką, ale jej odejście było nieuniknione, jeśli kobiety nie chciały się nawzajem krzywdzić.
- Poczekaj - szepnęła mu do ucha, wstając z miękkiej trawy. Wciąż miała na sobie tylko bieliznę.

Wychowywana na pół-naturiankę, czarnołuska rozumiała potrzeby zwierząt, choć języka ani trochę nie znała. Nie był jej nawet potrzebny. Zazwyczaj rozumiała je bez słów, ale tylko wtedy gdy była pod iluzjonistycznym płaszczem, gdyż w przeciwnym razie wszystkie żywe istoty uciekłby od aury ziejącej ogniem jaszczurzycy. Isambre, kątem oka zerkając na dystans, jaki zachował River, powoli podeszła do małych łosi i pogłaskała podłużne pyski, wskazując im ścianę zielonych drzew. Te, jakby zamierzały pomóc kobiecie, wesoło zaszeleściły, trącane wiatrem, zachęcając kopytne do powrotu do domu.

- Załatwione - powiedziała, kiedy krótkie, brązowe ogonki zniknęły w zaroślach, a smoczyca znów stała przed narzeczonym. - A teraz... - nie dokończyła, pociągając go w stronę strumienia, do którego ponownie wskoczyła z dziewczęcym piskiem. Chłodna woda na nowo otuliła jej ciało, przeganiając zmartwienia i wszelkie troski. Wodospad mógł na nich trochę zaczekać, nigdzie im się przecież nie śpieszyło.
Isambre chichotała jak podlotek, pływając wokół ukochanego bez krępujących ją zasłon. Ciało, choć było ono tylko iluzją, świetnie znosiło tę formę aktywności, nie rozrywało się, a magiczne wiązania nie pękały, po za jaśniejszymi przebłyskami piegów na radosnej buzi smoczycy. Czarnołuska co rusz rzucała się ukochanemu w ramiona i uciekała z nich równie szybko, zachęcając go do zabawy. Może nie było to zbyt dojrzałe zachowanie, ale Isambre nie chciała być dojrzała. Przynajmniej w tej chwili.
Awatar użytkownika
River
Zsyłający Sny
Posty: 315
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Wędrowiec , Rozbójnik , Najemnik
Kontakt:

Post autor: River »

        To jak wielkie szczęście czuł przy niej i przy beztroskim futrzaku, było nie do opisania. Nigdy nie podejrzewał, że przytrafi mu się kiedyś coś tak dobrego, tym bardziej po tym jaki był w przeszłości i jaki wtedy pech za nim chodził. Całował partnerkę zapamiętale, tak jakby jutro miałby już jej nigdy nie zobaczyć. Nie przerywając pieszczoty jego kąciki ust uniosły się nieco do góry w rozbawionym uśmiechu, kiedy poczuł jej chłodne palce na swoim torsie i ich powolny ruch w stronę jego spodni. Samo spojrzenie na nią wywoływało w nim ogromne pożądanie ciała i bliskości partnerki, a co dopiero jej dotyk. Nie inaczej było w tej chwili, jednakże mieli inne sprawy na głowie, nawet ważniejsze, choć dla niego to ona była najważniejsza, więc nie mogli sobie jeszcze pozwolić na oddanie się rozkoszy i namiętności. Rezygnacja z kontynuowania pieszczot i ich przedłużania, była dla niego istną katorgą, ale tłumaczył to sobie odwetem na niej za to, że przy grocie Conana i Olineii to czarnołuska najpierw narobiła mu ochoty, a po tym uciekła. Przerwał pocałunek przesuwając szorstką, smoczą ręką po jej boku i pośladku, a następnie usiadł obok z twarzą rozpromienioną przez uśmiech, patrząc na nią czule ognistym okiem, które dokoła pokrywały czarne łuski.

        - Wiem, ale lubię ten kolor. Jest moim drugim ulubionym - odparł pogodnie na jej zaczepkę, a po tym poinformował ją o nieplanowanym towarzystwie, którym były dwa młode łosie.
        Mruknął cicho patrząc jak jego narzeczona odchodzi w stronę zwierząt kusząco kołysząc biodrami krępowanymi jedynie przez lichej jakości materiał bielizny, która aż sama się prosiła o to by ją zerwać z kobiety, uwalniając jej powabne ciało od szorstkiego materiału. Niestety było to tylko stworzoną przez smoczycę iluzją i bardzo żałował, że mógł nigdy już nie mieć okazji do zerwania z kochanki ubrań. Jednakże nie było miłości bez poświęceń.

        Nie ruszył się nawet o milimetr z miejsca, aby nie spłoszyć zwierząt i utrudnić tym zadanie Isambre. Dodatkowo zamiast cały czas się w nią bezmyślnie wpatrywać i zapewne ją tym zawstydzać, skupił spojrzenie na białym duszku, który siedząc przy dużej czarnej plamie na ziemi, rozpaczliwie starał się pozbyć krwi ze swojego śnieżnobiałego futerka. Warczał z niezadowoleniem i piszczał rozpaczliwie kiedy po długich wysiłkach wciąż był brudny, a od mocnego szorowania zaczynała boleć go już głowa. Usiadł bezradnie na brzegu i zaczął wydawać z siebie takie dźwięki jakby płakał. Szybko się jednak uspokoił i doskoczył do śmiejącego się z niego smoka drapiąc swoimi niewielkimi pazurkami jego klatę, a nawet ugryzł go w prawe ramię. Nie był to najlepszy pomysł, gdyż zaraz pisnął z bólem oblizując obolałe ząbki. Twarde łuski przyjaciela były jak kamień, więc oczywiście i efekt był podobny do tego jakby się gryzło zwykła skałę.
        - Nie ładnie tak łatwo się denerwować, musisz lepiej panować nad emocjami. - Powiedział z niewinnym uśmiechem i zerknął jak tak sobie radzi jego Isa.

        Akurat wracała w jego stronę i nim zdążył zareagować by sprowadzić ją do swojego poziomu, ta wzięła go pociągnęła do góry, a po tym w stronę akwenu. Westchnął ciężko kręcąc głową, ale uśmiechnął się i poddał się jej. Zatrzymał się jednak na brzegu i wcale nie ze strachu, co zostało udowodnione przez to, że zdjął buty, a po tym wygodne spodnie i dopiero w samej bieliźnie zaczął wchodzić do, jak dla niego, za bardzo zimnej wody. Jego ciało szybko stężało przez niską temperaturę, a dalszemu wchodzeniu na głębiny towarzyszył dźwięk szczękających zębów. Nie wiedział jak można się bawić w takich warunkach, dlatego szybko użył swojej mocy i powoli podgrzewał sadzawkę, w ogóle nie przejmując się stworzeniami w niej żyjącymi. Obserwował dziecinne zachowanie partnerki pływającej dokoła niego, po której plecach lekko przesuwał pazurami smoczej łapy kiedy tylko znalazła się w jego zasięgu. Po chwili jednak dołączył do jej harców, gdy tylko jego ciało przyzwyczaiło się do chłodnej, acz podgrzewającej się wody. Chlapał się z nią, rzucał na nią, by wylądować wspólnie pod powierzchnią, a nawet się ścigał z dziewczyną cały czas śmiejąc się jak dziecko. Ostatecznie kiedy się zmęczył, po prostu położył się na tafli plecami i dryfował wpatrując się w zachodzące ołowianymi chmurami niebo.

        Po kilku godzinach beztroski wyszedł na brzeg i zarzucając na jedno ramię upolowane truchło, do którego zaczęły się zlatywać muchy, a na drugim swoje spodnie i trzymając w dłoni buty skierował się pewnie w stronę ściany wodospadu myśląc, że Chibi i Isambre już dawno sprawdzili czy jest tam jakaś jaskinia. Nie popędzał towarzyszy i nie zmuszał do pomocy mu w urządzeniu ich schronienia przed burzą i jednocześnie przyszłego domu. Wchodząc do jaskini czuł pewnego rodzaju melancholię, która spowodowana była wspomnieniami jego wieży. Wraz z tym napadły go obawy, przez które spojrzał na smoczą rękę, zaciskając ją kilka razy. Wiedział, że to głupie, ale bał się, że i to schronienie zamieni się w gruzowisko kiedy tylko nazwie je domem. Martwił się, że już nigdy, żadnego miejsca nie będzie mógł tak nazwać, nawet jeśli przy smoku będzie jego partnerka.

        Za zewnątrz zagrzmiało groźnie, co zmusiło Rivera do zerknięcia w stronę szumiącej, spadającej z góry wody. Wstał od porcjowanej łosicy i skierował się do wyjścia by rozeznać się co z okolicą i zawołać swoich towarzyszy. Cieszył się, że wcześniej pomyślał o tym, by zebrać suchego drewna na ognisko, a nawet przytargać do groty cały pień, z którego później mógłby jedynie odcinać kawałki i dorzucać do paleniska, a to już się rozpaliło i tylko czekało by zacząć przypiekać kawałki upolowanego zwierzęcia.
        - Chibi, Isa chodźcie bo zapowiada się na silną wichurę. - Powiedział patrząc z niepokojem w czerniejące niebo i zrywający się wiatr. Niby to wzniesienie wydawało się stabilniejsze niż zbudowana z kwadratowych kamieni wieża, ale wciąż się bał, co było nawet po nim widać, przez napięte pod skórą mięśnie.
Awatar użytkownika
Isambre
Kroczący w Snach
Posty: 211
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Smoczyca
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Isambre »

Wpadając w objęcia ukochanego, Isambre przylegała do niego z całych sił, zasypując go tymi samymi pieszczotami. Były w tym nie tylko pocałunki, ale też niewinne uszczypnięcia i śmielsze napory na pewne części jego ciała, będące odpowiedzią na dotyk jego łapy, która nie zawsze zatrzymywała się tylko na smukłych plecach dziewczyny. Chęć kolejnego spożytkowania ich związku i tym samym zbliżenia się do siebie jeszcze bardziej była silna, lecz ona dzielnie z nią walczyła, mówiąc sobie, że lepiej będzie zaczekać na odpowiedni moment. Najlepiej taki, w którym Chibi pójdzie spać i nie zbudzi go nawet grom z jasnego nieba. Po za tym częstsze stosunki mogły przybliżyć ich do wypalenia i rutyny, której czarnołuska nie chciała osiągać, a raczej korzystać do utraty tchu. Swojego lub partnera. Oboje byli bowiem jeszcze bardzo młodzi.
Na to, iż woda zaczęła robić się cieplejsza, Isambre nawet nie zwróciła uwagi. Jej ciało samo się dostosowało, niwelując uczucie gęsiej skórki i przyjemnie otulając jej sylwetkę kłębkami pary wodnej, kiedy tylko wynurzała się na powierzchnię. Smoczyca wykorzystała ten stan i podpływając do ukochanego gada, gestem nakazała mu się zanurzyć, a następnie pomogła mu zmyć resztki zwierzęcej krwi, która zaczynała krzepnąć na przegubie dłoni i między palcami. Była przy tym bardzo delikatna i czujna. Dbając o jedną kończynę Rivera, pilnowała drugiej, która miała w zwyczaju uciekać na jej biodro i pośladki, wykorzystując moment, w którym pradawna była zupełnie naga, czy też raczej okryta nagim wyobrażeniem ciała, jakie chciałaby kiedyś posiadać. Z tego powodu nie było już w niej skrępowania, które towarzyszyło jej na początku znajomości z Jednookim.

Kiedy ten zdecydował się jednak wyjść z wody, Isambre przelała część pieszczot na Chibiego, któremu również pomogła się domyć i popływała z nim jeszcze, tarmosząc każdy kawałek jego futerka. Malec piszczał ze szczęścia i harcował razem z nią, co jakiś czas zerkając w stronę przyjaciela, który postanowił zabrać się za przygotowywanie posiłku. Jego zniknięcie za wodospadem też nie zostało niezauważone. Pamiętając, że sprawdzenie jaskini było ich zadaniem, czarnołuska straciła na moment radosny uśmiech i postąpiła o krok w stronę groty. Na reprymendę ze strony kochanka raczej nie mogła liczyć, River i tak wszystko by jej wybaczył, ale jednak nieprzyjemne uczucie, że nie wywiązała się z obowiązku na rzecz zabawy z maluchem pozostało w niej na jakiś czas.

Zaraz potem niebo znacznie pociemniało, słońce ustąpiło chmurom, a przyjemny wiaterek zmienił się w wichurę. Z nieba spadł siekający deszcz, który z głuchym pluskiem uderzał w taflę sadzawki, mieszając się z szumem wodospadu. Kilka błyskawic przedarło nieboskłon i oświetliło korony drzew, nadając im lekko upiornego wyglądu.
- Już idziemy! - zawołała między kolejnymi grzmotami, słysząc głos narzeczonego. Nie trzeba jej było dwa razy powtarzać, jak burze bywają niebezpieczne. Zwłaszcza dla ludzi stojących pośrodku niczego oraz dla smoków w przestworzach.
Przybierając smoczą formę chwyciła Chibiego ząbkami i przeniosła przez ścianę wody, dołączając do Rivera we względnie suchej jaskini.

W rzeczywistości grota przypominała bardziej długi korytarz z półokrągłą niszą po lewej stronie, który został wydrążony, jakby ktoś chciał tam ukryć jakieś skarby. Zewsząd piętrzyły się stalaktyty i stalagmity, ociekające błyszczącymi w mroku kropelkami, wydającymi drażniące uszy: kap-kap-kap. Mimo wszystko było tu jednak ładnie, a dwie posłane przez Isambre kule ognia szybko rozświetliły miejsce. Przynajmniej na kilka uderzeń serca.
- I co powiesz? - zapytała ukochanego, podchodząc do niego w naturalnej formie, z białym duszkiem uczepionym rogów na łbie. - W końcu własny kącik. Nie jest może tak wielka, jak moich rodziców, ale tamta nisza na pewno pomieści twoje rozochocone ciała - mruknęła rozbawiona i nie dając mu tego skomentować, usiadła w środku półokrągłej wnęki, jasno dając do zrozumienia, gdzie chciałaby, aby wznieść wspólne łoże, na którym mogłaby się mu bez opamiętania oddawać.
Pozostało jedynie wybrać miejsce na posłanie dla Chibiego i podzielić się ścianami. Isambre nie wykluczała, że River nie będzie chciał urządzić z nią jaskini, wręcz oczekiwała, że sam coś tu wstawi, zacznie zbierać lub kolekcjonować, tym samym znajdując sobie hobby poza polowaniami i braniem jej w objęcia.
Awatar użytkownika
River
Zsyłający Sny
Posty: 315
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Wędrowiec , Rozbójnik , Najemnik
Kontakt:

Post autor: River »

        Po raz pierwszy od ich znajomości, a tym bardziej tego, że są razem jako para, River miał okazję popływać wspólnie z Isambre i przy okazji się wykąpać. Nie podejrzewał, że chwila ta będzie dla niego taka przyjemna, dlatego postanowił się nią rozkoszować jak najdłużej. W przeszłości zdarzały mu się sytuacje podobne, lecz zamiast dzikiego leśnego jeziorka była większa balia z wodą, a zamiast kobiety, której bez wahania oddał swoje serce - jakaś przypadkowa kurtyzana, która wcale nie żądała dużo za dogodzenie przez chwilę kalece. Smok wcale nie tęsknił za takim stylem życia i był bardzo szczęśliwy mając przy boku jedną partnerkę, dla której zrobiłby wszystko. Z tego też powodu, zanurzył się kiedy tylko mu to poleciła i bez żadnych sprzeciwów dał się umyć ze zwierzęcej krwi. Mógłby powiedzieć, że przy szykowaniu posiłku i tak się nią pobrudzi, ale widząc jaką przyjemność jej sprawiała ta pełna czułości i troski czynność, powstrzymał się od dyskutowania na ten temat.

        Tych kilka chwil beztroski, spędzonych razem sprawiło, że jeszcze bardziej się do siebie zbliżyli, o ile to było w ogóle możliwe. Gdy nie było już na nim ani jednej rdzawej plamki, uniósł dłoń smoczej łapy i delikatnie pogładził policzek swojej ukochanej, patrząc na nią z czułością, choć okaleczone, płomienne oko nie mogło już tego okazać, jednakże uśmiech jaki pojawił się na jego twarzy był wyraźną oznaką tego uczucia jakie rozsadzało mu pierś, gdy tylko jego Isa była przy nim. Wolną rękę schował pod taflą wody by objąć narzeczoną w talii, podnieść ją lekko i przycisnąć do siebie, przytulając i jednocześnie łącząc ich usta razem w pełnym miłości pocałunku.
        - Nie mógłbym wyobrazić sobie piękniejszej okolicy na założenie domu i rodziny - szepnął spokojnym głosem, w którym euforia była aż za dobrze słyszalna. Był naprawdę szczęśliwy. Zaraz wyszczerzył się łobuzersko i z radosnym okrzykiem rzucił się na wodę razem z nią, znikając pod odbijającą chmurzące się niebo powierzchnią sadzawki. Nim całkowicie zniknęły małe fale jakie przez to powstały, River wynurzył się ze śmiechem trzęsąc na boki energicznie głową, jak jakiś pies, a po tym położył się płasko na plecach unosząc się na wodzie, zamykając gadzie oko.

        - Jeszcze długa droga przed nami, ale mamy siebie i idealne miejsce na schronienie. - Mruknął dryfując leniwie. Zdawało się jakby Jednooki wstrzymywał się od użycia słowa "bezpieczny", nad którym się jeszcze chwilę zastanawiał.

        Po zrelaksowaniu się i względnym zaaklimatyzowaniu w okolicy, postanowił zająć się przyrządzeniem strawy, a przede wszystkim wyjściu z wody, której chłodniejsza temperatura zaczęła oddziaływać na jego ciało, powodując osowienie i senność. Nie mógł sobie pozwolić na zaśnięcie aż nie zrobi mu się cieplej, ponieważ mieli jeszcze sporo spraw do załatwienia, a zrywający się wiatr i ciche pomruki nieboskłonu zwiastujące nadchodzącą burzę, mogły im niewątpliwie pokrzyżować plany. River wyszedł z wody, a wilgoć zaczęła od razu z niego wyparowywać tak, że po kilku sekundach był już całkowicie suchy. Ubrał się i zostawiając towarzyszy jeszcze na trochę samych wszedł do jaskini bez najmniejszego wahania, w końcu gdyby za wodnym murem niczego nie było Isambre i Chibi od razu by mu o tym powiedzieli i wtedy musieli by lecieć dalej w poszukiwaniu nowego domu.

        Ciemność jaka go przywitała nie była dla niego zaskoczeniem, a odgłos kapania jaki dało się wychwycić przy monotonnym szumie jedynie utwierdził go w jego założeniach. Wnętrze było bardzo wilgotne i chłodne przez co gad miał problemy w zauważeniu choćby konturów przeszkód w postaci nierówności, pozostałości skał walających się po ziemi i oczywiście wyrastających z nich stalagmitów, od których aż się roiło. Zrobienie porządku było pierwszym punktem na ich nieistniejącej liście zadań, jednakże nie można było się zabrać do jakiejkolwiek pracy o pustym żołądku. Rozpalenia ogniska dla smoka nie było problemem, nawet w ludzkiej postaci, za to oskórowanie łosicy było dla na wpół ślepego znacznie trudniejsze. Ostatecznie skóra nie nadawała się do żadnego użytku, nawet na zrobienie z niej małej sakwy, ale jaszczur się nie zrażał, wiedział, że z czasem na nowo opanuje i tę umiejętność.

        Sztuki mięsa się powoli piekły nad ogniskiem wypełniając jaskinię zapachem, od którego aż ślinka ciekła, a do tego sam ogień przyjemnie ogrzewał wnętrze, nawet jeśli na zewnątrz burza zdawała się zawisać powoli nad ich nowym domem. Niby bawiąca się w jeziorze kobieta i zwierzak byli już na tyle duzi, że wiedzieli o zagrożeniu jakie niosła taka pogoda, ale przez ociąganie się z ukryciem przed deszczem i piorunami mężczyzna postanowił ich pogonić do schowania się w grocie. Przeciągnął się po tym i skierował spojrzenie w stronę wodnej ściany, przez którą zaraz do niego przyszła jego ukochana czarnołuska narzeczona, wraz z białym przyjacielem, na których widok się uśmiechnął lekko, po czym również przybrał naturalną postać.
        Na jej słowa o jego rozochoconym ciele przycisnął skrzydła bardziej do swoich boków i uszykował się do skoku na nią jak dziki kot na swoją ofiarę, ale nie dała mu czasu na odezwanie się w tej kwestii. Poszedł w ślad za nią machając zamaszyście silnym ogonem po ziemi, niczym wielką miotłą niszczącą na swojej drodze stalagmity i rozgarniającej na boki pod ściany kamienie, a jeden z nich zamienił się w kupkę pyłu pod łapą jaszczura przystającego obok partnerki.

        - Nie jest źle - mruknął zrywając ze sklepienia jeden z większych nacieków skalnych, który zaraz wyrzucił na zewnątrz. - Wystarczy trochę pozmieniać tu i ówdzie by nic nie przebiło Chibiego na wylot przyszpilając do ziemi... - na te słowa futrzak pisnął z przestrachem i prędko schował się między łapami smoczycy przestając podziwiać nowy dom, a przez to co powiedział przyjaciel, bał się odchodzić od wielkich cielsk, które mogłyby go uchronić przed tą przerażającą wizją końca swojego życia. - ...Ale do da się zrobić. - Polizał po pysku Isambe i odszedł od niej, aby zaraz przynieść jej upieczonego łosia. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że jeden rogacz może nie wystarczyć dla ich obojga i bardzo żałował, iż nie zabił dodatkowo tamtych młodych, ale niestety czasu już nie cofnie.

        - Jedz na zdrowie, ja tu trochę ogarnę. - Trącił ją swoim pyskiem i zabrał się do usuwania ze sklepienia wszelkich niebezpiecznych skał, tak samo z podłoża i wyrzucał cały gruz poza jaskinię, która zrobiła się znacznie większa i przestronniejsza. Wciąż nie była tak ogromna, jak ta Conana i Olineii, ale River i Isambre nie należeli do wielkich smoków, dlatego to co mieli obecnie miało odpowiednią wielkość by czuli się komfortowo w naturalnych postaciach, nawet jeśli pojawi się z czasem u nich potomek.

        W niektórych miejscach rozkopywał bardziej ziemię, jeśli gdzieś było za nisko, a przy pomocy swojej magii ziemi udało mu się nawet wydrążyć kilka dodatkowych "pomieszczeń" bardziej w dół. Bał się, że przebiłby się na wylot gdyby cały czas, "kopał" na tym samym poziomie. Nie była to najprzyjemniejsza i najłatwiejsza praca, przez którą spod pazurów zaczęła mu lekko cieknąć krew, a same jego łapy były potwornie obolałe, ale robił to dla wygody ukochanej i jej bezpieczeństwa, jak również Chibiego i przyszłego potomstwa. Był bardzo zmęczony, ale efekt zapierał dech w piersi. Na koniec jednooki jaszczur przeszedł się całym korytarzem nadwyrężając swoje siły ziejąc po ścianach i "suficie" ogniem oraz lawą, dzięki którym znacznie się wewnątrz ociepliło i ustało uciążliwe kapanie, a wilgoć wyparowała. Miejsce, które Isambre wybrała sobie na legowisko potraktował tak samo, zmieniając zimne i zakurzone podłoże w wulkaniczną ciepłą skałę. Ryjąc pazurami w ścianie ich "sypialni" wyrył niewielką, poziomą rynienkę, w której umieścił figurkę jelenia na żelaznej sztabce. Zaraz stopił podest, tak jak ona życzyła sobie i przez to na dobre przytwierdził jej prezent od niego, do ich wspólnego domu. Miał nadzieję, że jego praca nie poszła na marne i efekt końcowy się narzeczonej spodoba.
Awatar użytkownika
Isambre
Kroczący w Snach
Posty: 211
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Smoczyca
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Isambre »

Na jej twarzy zastygł szeroki uśmiech, kiedy River postanowił zanurkować z nią w objęciach, wzburzając jeszcze bardziej płaską powierzchnię stawu. Splecione ciała gadów "zniknęły" pod krystalicznie czystą wodą, przepędzając drobne rybki i stworzonka, które kręciły się wokół nich. W tym szaleństwie usta smoczycy ani na moment nie oderwały się od ust partnera, nawet wtedy, gdy woda nieprzyjemnie wlewała się jej do nosa, przekazując mu w tym pocałunku wszystko, od uległości jego działaniom po chęć zdobycia nad nim dominacji. Po raz pierwszy, i chyba jedyny raz w całym swoim życiu Isambre czuła się, jak mała dziewczynka i kobieta jednocześnie. Odkąd pierwszy raz spotkała Rivera i Chibiego nad jeziorem w Szepczącym Lesie, jej charakter diametralnie się zmienił. Nie była już tylko oazą spokoju, potrafiła stać się burzą z piorunami, którą ukoić może tylko ciepły głos jej ukochanego. Obecnie zaś zapominała o całym świecie.

W jaskini również nie pozostawała Riverowi dłużna i odpowiadała na każdą jego pieszczotę, tuląc się do niego, podgryzając długą szyję lub skubiąc wargi, za których ciepłem i słodyczą tak przepadała. Już dawno do niej dotarło, że stawała się bardzo pobudzona, gdy tylko znajdowała się blisko Jednookiego i nic nie mogła na to poradzić. Jedynym wyjściem byłaby kolejna konsumpcja ich związku, a potem następna i tak dalej, lecz Isa nie na tym chciała zbudować trwałą relację z Riverem, nawet jeśli jemu odpowiadałby taki stan rzeczy. A na to, że tak właśnie by było smoczyca gotowa była zaryzykować znaczne pieniądze.

- Wystarczy tylko urządzić wnętrze i nie będzie widać, że to jaskinia - powiedziała z zadowoleniem w głosie, zamiatając ogonem po kamiennym podłożu i rozglądając się. - Cieszę się na wspólną przyszłość u twojego boku i mam nadzieję, że będę dobrą żoną - dodała, wtuliwszy się w bok narzeczonego i podając mu usta do pocałunku.

Łoś był dobry w smaku, choć przyrządzony w dość surowych warunkach i przy braku większych środków, nie mniej Isambre zajadała ze smakiem, rwąc i przełykając kolejne kawałki mięsa. Kątem oka obserwowała też poczynania swojego partnera, zwłaszcza w kwestii oczyszczenia sufitu i wydrążenia dodatkowych nisz w ich nowym domu. Skalne odłamki co rusz przecinały ścianę spadającej wody i z pluskiem znikały w stawie, udostępniając smokom coraz więcej miejsca. Jaskinia wciąż pozostawała jednak wilgotna i ciemna, o czym, jak się okazało River również pomyślał. Bijące po ścianach łuny zwróciły całą uwagę Chibiego, który zapominając o ukrywaniu się pod skrzydłami czarnołuskiej, zaczął skakać przy przyjacielu, obserwując jego działania. Isa nie zabraniała mu tego, ale cały czas miała go na oku, by w razie wypadku zareagować. Wypalanie ścian nie było bowiem mądrym pomysłem, kiedy obok przebywa malec, ale smoczyca nie chciała zmieniać się w nadopiekuńczą niańkę, która stałaby nad Chibim, cokolwiek by on nie zrobił. Kilka minut później z jaskini uleciały resztki wilgoci, a opalone ogniem ściany dawały przyjemne ciepło.

- Jak miło - mruknęła smoczyca, gdy skończyła się posilać i padła grzbietem na posłanie, które z litej skały stało się poprzecinanym ogniem materacem, który miał za zadanie pomieścić oba łuskowate gady. Następnie Isa wyciągnęła szyję i przyciągnęła resztę łosia, podsuwając jego mięso pod łapy ukochanego.
- Ty też zjedz. Musisz mieć siłę - powiedziała i spojrzała na statuetkę jelenia, na stale przyczepioną do skalnej półki obok ich łoża.
- Jest idealnie - skomentowała, na chwilę przybierając ludzką postać, by zawiesić na porożu figurki klucz od ojca.
Awatar użytkownika
River
Zsyłający Sny
Posty: 315
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Wędrowiec , Rozbójnik , Najemnik
Kontakt:

Post autor: River »

        Strasznie się namęczył sprawiając, by ich jaskinia była bardziej przytulna, jednakże mógłby tak ciężko pracować aż nie padłby wyczerpany na ziemię, tylko po to by dziewczyna była szczęśliwa. Na szczęście nie musiał się akurat w tej sytuacji tak poświęcać, gdyż efekt końcowy usatysfakcjonował nawet wulkanicznego gada, który przy opalaniu ścian groty miał na uwadze bezpieczeństwo białego duszka i posadził go sobie na grzbiecie, dla większej pewności, że nic mu się nie stanie. Chibi był zachwycony pracą przyjaciela i tym jakiego uroku nabrał ich nowy dom. W pewnym momencie wspiął się też na łeb gada usadawiając mu się między rogami i wyobrażając sobie jakby to on był ziejącym ogniem jaszczurem.

        Jeden z kącików pyska Rivera się podniósł i po skończonej pracy potrząsnął głową, na której wciąż siedział zwierzak, jakby chciał go z niej strzepać. Futrzak był z początku przerażony i trzymał się rozpaczliwie czarnych rogów nie wiedząc czym sobie zasłużył na takie traktowanie. Na szczęście zaraz się uspokoił, słysząc rozbawiony śmiech przyjaciela. Chibi sam zaczął wydawać z siebie dźwięk przypominający śmiech i wariował przeszczęśliwy nie tylko na łbie wulkanicznego, ale także między jego kolcami i skrzydłami wykorzystując jego ciało jako najlepszy plac zabaw na świecie, razem ze zjeżdżalnia z szyi, bądź ogona, i huśtawką z tego ostatniego, albo skrzydeł. River nie miał mu tego za złe, poza tym sam do tego doprowadził i nie zamierzał psuć zabawy futrzakowi, wiedząc, że mało mu poświęcał uwagi ostatnio.

        Wszystko jednak musi się kiedyś skończyć. Zmęczony jeszcze bardziej, niż wcześniej, pradawny, nie dając oczywiście nic po sobie poznać dotarł do wnęki, którą jego partnerka wybrała na ich wspólne leże i ułożył się obok niej nie pragnąc o niczym innym, niż tylko zaśnięciu z nią przy boku. Jego plan został niecnie udaremniony przez podsunięcie przez smoczycę w jego stronę pozostałości po spożywanej przez nią łosicy. Jaszczur podniósł na nią wzrok z lekkim zaskoczeniem, ale zaraz się uśmiechnął i wtulił swój pysk w jej.
        - Będę miał siłę tak długo jak ty będziesz przy mnie - mruknął z czułością w głosie i okrywając ją swoim skrzydłem polizał ukochaną po policzku. - Najedz się do syta i się mną nie przejmuj... Jadłem kiedy byłem na polowaniu. - Skłamał z tym ostatnim i nie był z tego dumny, ale prędzej odgryzłby sobie łapę, niż pozwolił by dziewczyna chodziła przez niego głodna.

        Przeciągnął się sennie, składając z powrotem skrzydło, którym otaczał Isambre, po tym jak zmieniła się w człowieka, i położył swoją brodę na wyciągniętych do przodu łapach, obok których leżało truchło rogacza, zamykając przy tym na moment ogniste oko. Był tak zmordowany, że chwila moment zapadł w twardy sen i nawet skaczący mu po grzbiecie Chibi nie był w stanie go zbudzić. Niestety nie było to zamiarem Rivera, który chciał przeczekać burzę, a po niej udać się do lasu po sporych grubości części gałęzi, idealnych na pochodnie, które mógłby przyczepić do ścian ich gniazdka i podpalić, niestety widocznie jego ciało było słabsze niż chęci, które nie mogły się przebić przez zmęczenie i spowodować, że Jednooki wytrwałby tak długo dopóki nie wykonałby do końca narzuconego sobie zadania.
Awatar użytkownika
Isambre
Kroczący w Snach
Posty: 211
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Smoczyca
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Isambre »

Isambre niechętnie zjadła porcję swojego partnera, nie uwierzyła też w jego słowa o posileniu się podczas polowania, ponieważ jego usta nie smakowały krwią, którą w tym przypadku ciężko by mu było zmyć. Niemniej smoczyca nie chciała robić mu awantur z tego powodu, wyszłaby tylko na nadopiekuńczą wariatkę, która nie ma lepszych zajęć, niż stanie nad głową partnera. W końcu River sam umiał o siebie zadbać, a za dodatkową misję obrał sobie opiekowanie się czarnołuską, więc Isa nie chciała wchodzić mu w drogę. Postanowiła pozwolić mu działać. Przynajmniej do czasu, kiedy nie odbija się to na jego zdrowiu, które z kolei może szybko podupaść, jeśli Jednooki będzie odmawiać sobie posiłków.
Kiedy skończyła, ogonem zmiotła resztki kości, usypując z nich mały kopiec przy wejściu. Fakt, iż smoczy żołądek był w stanie strawić nawet rycerza w pełnej zbroi wraz z koniem, nie znaczył od razu, że Isambre miałaby pożerać wszystko razem z kośćmi, które nie miały dla niej żadnego smaku. Tak więc, po wydłubaniu zębiskami całego mięsa, Isambre sprzątnęła kości i napiła się wprost z wodospadu, oblewając sobie zimną wodą tors i przednie łapy. Następnie udała się na spacer wzdłuż jaskini, podziwiając zmiany, które zaprowadził jej ukochany.

Chibi towarzyszył jej przez cały ten czas, było to dla niego lepsze zajęcie, niż skakanie po grzbiecie Rivera, pogrążonego w tak głębokim śnie, że nawet świątynny dzwon go nie obudzi. Biały stworek łaził sobie w tę i z powrotem po smoczej szyi, wieszając się na kolcach lub biegając pod smoczymi łapami, ze śmiechem unikając udawanego zgniecenia, jakim groziła mu przyjaciółka. Była to dla niego o tyle dobra zabawa, że malec zapomniał już o ostrych stalaktytach z sufitu groty, połamanych i wyrzuconych przez Jednookiego w celu zapewnienia mu bezpieczeństwa. Nowy dom podobał mu się z każdą kolejną minutą, podobnie z resztą jak Isambre, gdy ta oglądała nowe nisze i osmalone wykończenia ścian. River spisał się w tym temacie na medal, pozbawiając ich gryzącej i nieprzyjemnej wilgoci, która zazwyczaj towarzyszyła podobnym miejscom. Tam, gdzie jeszcze do niedawna rosły przegniłe mchy, ziały czarne plamy po ogniu, dające poczucie bezpieczeństwa. W powietrzu nie unosił się już zapach przegniłych roślin, niemal w całości wyrzucił go lekki odór siarki, tak nieodłącznej od smoczej rasy, jak tylko można sobie wyobrazić.

W drodze powrotnej Isambre zastanawiała się, jak urządzić pewne miejsca, by zerwać z tanimi bajkami, głoszącymi, że każda smocza jaskinia to brudna nora pełna stęchlizny i gór złota, na których sypiają wspomniane gadziny. Jak się nad tym zastanowić to czarnołuska nawet nie brała pod uwagę tego, czy kiedykolwiek będzie chciała mieć ogromne bogactwo. Nie widziała zastosowania dla kufrów z rubinami i pagórkami monet jej wielkości, a w mity, że jakoby aura złota wpływa pozytywnie na smoki i ich potomstwo po prostu nie wierzyła. Za długo przebywała wśród ludzi, a i wychowanie przez matkę dało swoje. Olinea również źle znosiła stany swego męża, gdy ten przynosił do legowiska kolejne skrzynie. Nic jednak nie mówiła, bo dyskusja z barbarzyńcą, jak to ujęła, zawsze kończy się tak samo. Przyniesie, warknie, że jego i uśnie na tym do czasu, aż żona nie wyrazi zgody. Isambre uśmiechnęła się do pięknych wspomnień z matką w roli głównej, po czy popatrzyła na śpiącego kochanka.

- Jak zacznie w tajemnicy przynosić do domu złoto - szepnęła do Chibiego. - To mu je wyrzucaj do stawu.
Następnie Isa złożyła swoje skrzydła i ponownie weszła pod te ukochanego, przytulając się do niego jak najmocniej, jednocześnie próbując go nie obudzić. Twardy sen snem, ale smoczyca mogłaby się założyć, że gdyby szepnęła mu do ucha coś sprośnego, River natychmiast poderwałby łeb i zaczął działać. Zwinięty w piramidkę ogon dziewczyna udostępniła stworkowi, który też momentalnie usnął, mrucząc i łasząc się do ciepłych łusek. Ona sama jednak nie zorientowała się, kiedy zapadła w sen, ale musiało się to stać chwilę później, bo obraz spadającego wodospadu szybko zasłoniły sylwetki dwóch smoków, jednego wulkanicznego i jednego czarnego, pogrążonych w tańcu.
Awatar użytkownika
River
Zsyłający Sny
Posty: 315
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Wędrowiec , Rozbójnik , Najemnik
Kontakt:

Post autor: River »

        Kiedy ułożył się obok niej, pragnął wytrwale ją obserwować dopóki smoczyca nie położy się obok niego, ale niestety, im bardziej się starał, tym częściej blask w zregenerowanym, ognistym oku, przygasał co mogłoby być odpowiednikiem opadającej ze zmęczenia powieki, której gad dzięki sztyletowi łowców, już nie miał. Z początku leżał sztywno na brzuchu, z ogonem przyklejonym do jednego z boków ciała i brodą opierającą się na przednich łapach, ale dość szybko się rozluźnił, przenosząc ciężar bardziej na prawą stronę czarno-czerwonego cielska, z którego odpadające, kamienne łuski ukazywały światu delikatniejsze fragmenty skóry nie tylko przypominające odcieniem prawdziwą lawę, ale także emanujące jej blaskiem, w jednych miejscach tak "gorąca", że niemal biała, a w innych soczyście czerwona. Teraz jego łeb leżał policzkiem na ziemi, a lewe skrzydło rozłożyło się luźno przykrywając lewy bok jaszczura. Był naprawdę szczęśliwy bo w końcu miał największy skarb jaki tylko życie mogłoby mu ofiarować - własny dom i wspaniałą rodzinę złożoną z Chibiego i Isy. Był spełniony i nie potrzebował już niczego więcej.

        Pogoda na zewnątrz wciąż się nie poprawiała, a narastające grzmoty dawały jasno do zrozumienia, że nadchodzi kolejna burza, albo ta pierwsza postanowiła się cofnąć. Co prawda sen wulkanicznego nie został przez to zakłócony, jednakże głośne huki spowodowały, że śpiący głęboko pradawny nieświadomie przywołał chyba jedno z jego najgorszych wspomnień.
        Gorący, letni wieczór. Po środku jałowego i strawionego przez ogień pustkowia cisza i spokój, jak makiem zasiał. Stała tam jedynie stara acz dość solidnie wzniesiona wieża, która posłużyła młodemu jaszczurowi o lśniących, czerwonych łuskach, za najlepsze leże jakie tylko mógłby w stanie sobie wyobrazić na tym opustoszałym i martwym terenie, który niedawno przejął ze wszystkich sześciu łap jakiegoś ziemnego smoka, ze trzy razy większego i starszego od samego młokosa. Rzadko ktoś mu zakłócał spokój, okazyjnie tylko musiał odpędzać bandy ludzkich zbrojnych łasych na bogactwa zostawione tu przez pokonanego poprzednika, podobnie też było w stosunku do innych gadów odwiedzających te tereny, ale młody zawsze sobie jakoś radził, choć ze starć z pobratymcami nie wychodził bez szwanku. Pomijając te drobne niedogodności było to idealne miejsce. Miał blisko do ludzkich farm, gdzie strasząc wieśniaków mógł się nieco rozerwać i odstresować kiedy miał gorszy dzień, a przede wszystkim nie musiał daleko szukać czegoś do jedzenia, które w głównej mierze stanowiły dla niego zwierzęta hodowlane, z rzadka sami ludzie. Z resztą tylko z tego powodu opuszczał bezpieczne i przytulne mury swojego ukochanego azylu, w którym uwielbiał oddawać się zajmującej lekturze starych ksiąg, albo nawet tych nowszych. Niestety z czasem coraz częściej zbrojni ludzie zaczęli go nękać z rozkazu ich króla, który kierowany chciwością chciał pozbyć się "groźnej, dla bezpieczeństwa poddanych, bestii". W końcu nastał taki dzień, w którym cała sielanka została zniszczona, podobnie jak wieża starszego już o setkę lat, smoka, który pogrzebany żywcem i na skraju śmierci, słyszał jedynie rozbijające się o kamienne bloki krople deszczu i ogłuszające grzmoty szalejącej na zewnątrz burzy. Nie pamiętał jak się zdołał wygrzebać spod ruin swojego domu, ale ten "powrót do żywych" przypłacił utratą prawej łapy, trującą nienawiścią do rodzaju ludzkiego i równie niebezpieczną dla niego, jak i całego otoczenia, depresją.

        River wiercił się niespokojnie z boku na bok, starając się jedynie nie zsuwać ciepłego skrzydła z delikatnego i gładkiego (pomijając kolce) ciała obok siebie. Nie było to proste zadanie, ale nie miało to już większego znaczenia, gdyż poddenerwowany zaraz się obudził, dysząc ciężko i szybko jakby właśnie przebiegł maraton na jednej nodze. Zdezorientowany rozejrzał się po jaskini tyle, na ile pozwalała mu "wada" wzroku. Odetchnął głęboko, wypuszczając z paszczy charakterystyczne dla wzburzonego stanu emocjonalnego, obłoki dymu. Z ponurym wyrazem pyska, zwrócił łeb w stronę opierającej się o niego, szafirowej aury, którą z czule polizał po czubku łba, a po chwili wstał uważając, by jej nie zbudzić. Na zewnątrz wciąż grzmiało, ale mało go to obchodziło. Zionął przed siebie ogniem chcąc ogrzać, a tym samym zrobić dla siebie widocznymi, prawdopodobne przeszkody na swojej drodze, jednakże żadnych nie dostrzegł. Nieco bardziej pewny otoczenia, wyszedł z niszy, robiącej gadom oraz białemu duszkowi za sypialnię i wystawił łeb z jaskini, wkładając go bezpośrednio pod wodną ścianę wodospadu. Choć zimna woda szybko zaczęła ochładzać jego ciało, sprawiając, że robił się coraz bardziej osowiały i senny, a do tego głowa zaczynała go boleć, musiał przyznać, iż była bardzo kojąca i pomagała się uspokoić.

        Po niedługim czasie schował pysk z powrotem do ciemni panującej w jaskini i potrząsnął nim energicznie, jak futrzak pozbywający się nadmiaru wody. Odchodząc od wejścia do groty, pod jego łapą znalazło się coś dziwnego i twardego, coś co zaraz chrupnęło znajomo, kiedy tylko naparł na to mocniej. Zaciekawiony znaleziskiem podniósł dłoń, powąchał ostrożnie, a po chwili polizał niepewnie jej wewnętrzną stronę. Smak pożywnego szpiku od razu obudził jego nadal śpiący żołądek, którego burczenie odbiło się echem od ścian nowego legowiska, ale szybko został zagłuszony chrupaniem jedzonych przez wulkanicznego, kości. Po uprzątnięciu tego, co jego partnerka zostawiła, a co było bez wątpienia najlepszą częścią z całego organizmu, wrócił do niszy sypialnej i ułożył się na poprzednio zajmowanym przez siebie miejscu, zasypiając już spokojniejszy, acz obawiając się kolejnych nieprzyjemnych snów, wtulił się bardziej w wybrankę swojego serca. Spał już bez problemowo do samego rana.

        Wyszedł z jaskini skoro świt i w pierwszej kolejności obadał całą okolicę, dla pewności, że nic im nie zagraża. Dopiero po tym udał się na polowanie i nazbierał grubych gałęzi, które później zamocuje w ich jaskini do ścian w formie pochodni. Dodatkowo kiedy był sam poza schronieniem przyszło mu do głowy, czy nie znaleźć sobie jakiegoś zajęcia, może pracy w dużym mieście praktycznie niedaleko ich domu. Nie zamierzał jednak podejmować tej decyzji samodzielnie, w końcu Isambre była jego narzeczoną i powinna wiedzieć o jego planach, a on powinien liczyć się również z jej zdaniem, na tematy dotyczące ich wspólnej przyszłości. Na razie jednak tylko o tym myślał i w ludzkiej postaci oprawiał schwytane sarny, które następnie zaczął opiekać nad ogniem, nie mając serca, aby budzić swoją kochankę.
Awatar użytkownika
Paulina
Szukający drogi
Posty: 42
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Paulina »

Biegła przed siebie, a u jej boku zawsze wierny Kieł, który nigdy nie odstępował dziewczyny na krok, nawet w przypadku ekstremalnych sytuacji, takich jak ta, kiedy są ścigani przez pluton mutantów. Pogoń cały czas siedziała im na ogonie, mimo tego, że biegli przez gęsty las ograniczający mocno widoczność. Paulina wraz ze swoim towarzyszem starała się unikać wszelkich drzew, czy wystających korzeni, lecz i tak czasem kończyło się to potknięciem - na szczęście nie upadkiem, co mogło by sprawić, że wrogowie by ich dogonili, jednakże gęstwiny nie pozostawiały ścigających bez strat, gdyż ci nie byli zbyt inteligentni i gdy jeden upadł, to reszta przebiegała przez niego, zostawiając jedynie konającego towarzysza, któremu była pisana śmierć.

Po wielogodzinnej pogoni Paulina odczuła znużenie, czego nie można było powiedzieć o jej przyjacielu, czy potworach, ale nie mogła pozwolić sobie na odpoczynek, bo mimo, że ją i przeciwników dzieliło dobre pół stai, to i tak nie była w stanie ich zgubić, a ich okrzyki wzbudzały w niej przerażenie. W biegu wyjęła z torby eliksir skradziony z laboratorium, które splądrowała tuż po zabiciu naukowców. Na samej butelce było napisane "Smoczy ryk", lecz nie miała pewności w jaki sposób, mogłoby to na nią zadziałać, a najważniejszym pytaniem było, czy ona byłaby w stanie przeżyć działanie mikstury. Dobrze wiedziała, że ci, którzy ją dawniej porwali zajmowali się ulepszeniami rasy ludzkiej, ale wiele preparatów, które przygotowali było śmiertelnie niebezpiecznych, a nawet nieskutecznych, dlatego pokładanie nadziei w jednym z ich wytworów nie wzbudzało w niej optymizmu. Musiała jednak tego spróbować, zwłaszcza, że nie widziała innej opcji dla siebie, by przetrwać, czy poradzić sobie z nadchodzącym wrogiem. Dlatego ustała nagle i spojrzała się w oczy wilka:

- Biegnij i szukaj pomocy - powiedziała stanowczo, a zwierz ruszył dalej przed siebie z nadzieją, że odnajdzie kogoś, kto pomoże uratować jego najdroższą przyjaciółkę i wychowankę.

Kiedy tylko wilk zniknął z pola widzenia Pauliny, ta odwróciła się w stronę, z której miały nadejść mutanty i wyjęła korek z buteleczki, po czym powąchała substancję. Śmierdziała ona strasznie, jakby ogr chuchnął jej prosto w twarz, po zjedzeniu całej skrzyni cebuli, a brązowy kolor nie zachęcał dziewczyny do pociągnięcia choćby łyka, ale sytuacja nie pozostawiała jej wiele do wyboru. Mogła zdać się na łaskę tworu osób, których nienawidziła z całego serca i narazić się na długą i bolesną śmierć, albo rzucić się w wir samobójczej walki z ogromną liczbą potworów. Wybór nie był zbyt oczywisty, lecz Paulina postanowiła postawić wszystko na jedną kartę. Przystawiła buteleczkę do ust i wypiła całą zawartość za jednym razem. Najpierw odczuła obrzydliwy smak, a następnie ciepło rozlewające się po jej ciele, które nie zapowiadało ogromnego bólu, który miał zaraz nadejść. Każdy jej mięsień płonął, każda kość wysyłała sygnały do mózgu, że jest dosłownie miażdżona. Jej struny głosowe z ledwością wytrzymywały kobiecy krzyk, który stawał się co raz to bardziej basowy, aż w końcu przerodził się w smoczy ryk. Jej skóra miejscami rozerwała się nie wytrzymując tępa rozrostu tkanki mięśniowej, ale powstałe rany szybko pokrywały się nową warstwą skóry, która przypominała smoczą, jej ryk był co raz głośniejszy, gdy nagle ustał, a jej głowa opadła w dół. Jedyne co teraz czuła to wściekłość i niepohamowaną chęć zniszczenia.

Po kilku minutach pogoń dobiegła do niej uboższa o dwa tuziny, które nie były w stanie utrzymać na tyle długo równowagi, bądź były za słabe, by kontynuować pościg i zostały z tyłu konając, lecz to co zastali, sprawiło, że część z nich cofnęła się. Paulina stała w rozerwanym ubraniu, dzierżąc miecz w jednej dłoni, a w drugiej tarczę. Spojrzała prosto na nich, po czym z jej gardła wydobył się kolejny ryk, ryk nienawiści, który był tak głośny, iż część oponentów upadła na ziemię zasłaniając swoje uszy, gdy reszta uciekła w popłochu. Paulina wykorzystując tą sytuację rzuciła się do ataku na ogłuszonych przeciwników i zaczęła ich ciąć swoim mieczem, Dwóch spośród nich szybko chwyciła za swoją broń i rzuciła się w jej kierunku, lecz szybkość z jaką poruszała się kobieta, była po za ich percepcją. Ich oczy nie były w stanie przekazać informacji o ruchach przeciwniczki w dostatecznie szybkim czasie, aby zareagować. Jej ostrze, które było niedawno ostrzone wbijało się w ich ciała jak masło. Nie mieli szans na żadną reakcję. Ostatnie co zobaczył umierający mutant, to odpadające kawałki skóry imitujące łuski. Następnie miecz wbił się w jego czaszkę.

Kieł biegł przed siebie cały czas, nawet w momencie, gdy usłyszał ryk niewiadomego pochodzenia. Wiedział dobrze, że cokolwiek to mogło być, to nie mógł pomóc przyjaciółce sam, musiał znaleźć pomoc, nawet gdyby miał za to przypłacić życiem. Po długim biegu usiadł na brzegu niewielkiego jeziora i zaczął wyć w nadziei, że ktoś go usłyszy, może jakiś pustelnik mieszkający nieopodal, albo istoty, których te tereny były domem, i od których wzięła się nazwa tej gęstwiny.
Awatar użytkownika
Isambre
Kroczący w Snach
Posty: 211
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Smoczyca
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Isambre »

Wirujące w rytm niesłyszalnej muzyki smocze ciała przyśpieszały z każdym obrotem, kierując się do punktu kulminacyjnego. Tafla jeziora pod ich łapami marszczyła się we wszystkie strony, a powstałe fale rozchodziły się niczym tsunami, ich szczyty zdobiła śnieżnobiała piana. Jednak żadna z nich nie opuszczała granic okręgu. Gdy któraś próbowała, opadała nagle i stawała się czarną przestrzenią, w której przeglądały się gwiazdy. W ich świetle wszystko wyglądało, jak namalowane. Parkiet, woda i sylwetki tancerzy. Pierwsza - masywniejsza w barkach i pociętej ognistymi żyłami skórze przyciskała do siebie drugą, nieco mniejszą, o łuskach gładkich, jak powierzchnia liści i srebrzystych kolcach, odbijających światło. I choć wokół nich woda piętrzyła się i opadała, smoczy tancerze byli jak zahipnotyzowani. Nagle ich taniec zakończyła eksplozja barw, wielkie fajerwerki, które posypały się z nieba niczym deszcz iskier w różnych barwach. To były gwiazdy, które zgasły i wybuchły wszystkimi kolorami tęczy, oblewając kochanków pośrodku stawu. Świat dla nich przestał istnieć. Tylko on, ona i zapach... sarny?

Isambre prychnęła przez sen, przerywając najpiękniejszą wizję, jaka ją spotkała. W okamgnieniu zniknął staw, gwiazdy i kolorowe iskry, a panujący dookoła mrok zastąpiły czarne od sadzy ściany jaskini. Nie było już błogiej ciszy, a jedynie szumiący nieopodal wodospad. Zniknął też ukochany, zamiast niego łapy smoczycy muskały kamienną płytę, na której zasnęła poprzedniego wieczoru. Leniwie unosząc swój łeb odkryła jednak, że to ostatnie wcale nie zniknęło, a przeniosło się bliżej wejścia. Wtedy też do smoczycy dotarło, że rzeczywistość, w której się obudziła jest o wiele piękniejsza niż senne wizje.

- Ładnie pachnie - wyszeptała nad uchem ukochanego, zachodząc go od tyłu i rozdmuchując mu włosy parą z nozdrzy. Następnie pochwyciła jeden udziec w zęby i połknęła z szyderczym uśmieszkiem na twarzy. Po chwili też przybrała ludzką skórę i przytuliła się do Rivera, zarzucając mu ręce na szyję i przylegając do jego pleców, jakby chciała go dosiąść na barana. - Ciężka, pierwsza noc w nowym miejscu? - zapytała, czując dziwne spięcie. Doskonale jednak rozumiała swojego narzeczonego. Ile to było nocy, gdy Isa sama nie mogła zasnąć lub spała źle, martwiąc się otoczeniem, w którym przyszło jej spędzić noc. Wtedy jednak wiodła życie podróżniczki, która zatrzymywała się w miastach na dłużej. Ta noc była pierwszą, którą smoczyca spędziła bez kłopotów, za to odebrała z niej nie małą przyjemność, czując bliskość ukochanego. - Może chcesz porozmawiać?

Isambre nie zdołała jednak dodać nic więcej, ponieważ przez szum wodospadu przedarł się dziki ryk, a zaraz po nim drugi, znacznie bliższy i należący do wilka. Dziewczyna rozpoznała go niemal natychmiast, lata życia w lesie nauczyły ją rozróżniać podobne sygnały. Nie ważne, czy rozbrzmiewały blisko czy daleko.
Nie wiedząc co o tym myśleć, Isa nieznacznie odsunęła się od ukochanego i podeszła do wyjścia.
Awatar użytkownika
River
Zsyłający Sny
Posty: 315
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Wędrowiec , Rozbójnik , Najemnik
Kontakt:

Post autor: River »

        Cisza przecinana szumem wodospadu oraz miarowym oddechem jego rodziny i względna samotność nie przynosiły Jednookiemu spokoju ducha, a nawet działały wręcz odwrotnie, gdyż im dłużej wpatrywał się z zadumą w płomienie ogniska, tym większy mętlik miał w głowie odnośnie przyszłości i przeszłości, o której zamierzał zapomnieć. Koszmary zeszłej nocy miały w tym swój udział, rodząc w gadzie obawę, że znów straci swój dom i zostanie pogrzebany pod jego gruzami. Przez tę myśl zdawało mu się, że czuje ból promieniujący w całej ręce od prawego ramienia, co sprawiło, że się złapał za bark i kilka razy nim pokręcił, jakby chciał rozgrzać zesztywniałe mięśnie, ścięgna i stawy. Po tym nabrał powietrza przymykając oko i dmuchnął w ognisko, z którego płomieni wzmogły się i swoimi ramionami zaczęły lizać sklepienie jaskini. Szybko jednak wróciły do poprzedniego stanu kiedy mężczyzna usłyszał, iż jego ukochana się zbudziła.

        Otworzył oko i z delikatnym uśmiechem zerknął przez ramię na podchodzącą do niego, jednocześnie zebrał się w sobie i przegnał poprzednie myśli za gruby mur w jego umyśle, dzięki czemu oznaki zadumy szybko uciekły mu z twarzy.
        - Witaj księżniczko. - Przywitał się czule i pogłaskał ją delikatnie smoczą łapą po jej chrapach po tym jak dmuchnęła mu we włosy. Nie odwracając wzroku od szafirowej postaci za sobą, pozwolił jej się "przebrać" w ludzką skórę, a następnie odchylił do tyłu głowę i ucałował ją w policzek, gdy się do niego przytuliła. Nie podnosił czarnej czupryny, która opierała się o ramię dziewczyny. Zamknął smocze oko rozkoszując się jej spokojną aurą i zapachem lasu jaki wokół siebie roztaczała, ciemne kosmyki jego przydługich już włosów zasłoniły jego ślepia.
        - Aż tak to po mnie widać? - zaśmiał się krótko, nie zaprzeczając jej słowom. Nie widział powodów by ją okłamywać, ale nie wiedział też co miałby jej odpowiedzieć i jak się wytłumaczyć tak, aby nie musiała się o niego martwić.

        Na szczęście biały duszek po raz kolejny okazał się niezastąpionym przyjacielem, który nie znając tematu rozmowy skutecznie zapobiegł jej kontynuowaniu domagając się uwagi ze strony pary towarzyszy. Najpierw zaczął się łasić o plecy i bok Isambre, a po chwili wskoczył Riverowi między nogi, by następnie wdrapać się na jego ramię i wcisnąć między zakochanych. Zaraz jednak, podobnie jak reszta, skupił swój wzrok na ścianie wody zasłaniającej wejście do ich domu i nadstawił czujnie swoje duże uszy, do których doszedł teraz, nie dziwaczny ryk, ale wilcze wycie. Ciekawość i strach były u niego równie silne w tej sytuacji, ale to drugie stanowczo zwyciężyło, przez co Chibi położył po sobie swoje radary i nieco nastroszył futerko między łopatkami.
        - Pewnie przyciągnął go tu zapach martwych saren i teraz woła resztę stada na śniadanie - wyjaśnił chłopak, wstając z miejsca i pocałował partnerkę tym razem w usta, po czym przyjął smoczą postać i odwrócił się do niej tyłem z zamiarem przegonienia drapieżnika z ich okolicy. - Za moment wrócę, jedz na zdrowie. - Nim zniknął za szumiącym murem, uśmiechnął się przez ramię do towarzyszki.

        Na zewnątrz, dostrzegając ciepłotę ciała zwierzęcia siedzącego nad brzegiem stawu oraz stygnące ślady wychodzące z lasu, smok nie mógł się powstrzymać od popisów i zaraz po wyjściu z groty stanął na tylnych łapach, prostując się potężnie i rozpościerając skrzydła na pełną szerokość przez co mógł się wydawać wielki jak góra. Nie wiedział tylko, że zaciekawiony Chibi czmychnął za nim z jaskini i wspiął się na jego grzbiet. Jaszczur wyszczerzył szereg białych i ostrych zębów, zbliżając się do wilka i zaryczał donośnie chcąc go skutecznie odstraszyć, a nawet opadł ciężko na przednie łapy kilka kroków od niechcianego gościa, zostawiając w tym miejscu wgniecione ślady. Jeśli to by nie zostało zrozumiane przez durnego zwierza, zamierzał go po prostu zjeść albo walnąć ogonem. Zainteresowanie Jednookiego dzikim futrzakiem szybko odeszło na drugi plan kiedy usłyszał dziwne dźwięki wypełniające las. To go poważnie zaniepokoiło.
        - Zajmij się nimi oboma! - Rzucił do kochanku strzepując ze swojego grzbietu białego przyjaciela, który po ześliźnięciu z jego ogona, przeturlał się niewielki kawałek w stronę jaskini.

        Wulkaniczny pradawny szybko wzbił się w przestworza ponad chmury i zaczął przeszukiwać wzrokiem najbliższy przylegający do ich schronienia teren. Nie musiał daleko odlecieć by w końcu dostrzec zbieraninę ciał i ludzką aurę w kolorze żelaza. To nie wróżyło niczego dobrego bo kształtów tych drugich istot w ogóle nie rozpoznawał. Krążył przez chwilę wysoko w górze nad tym miejscem rozważając co powinien zrobić. Wciąż nie darzył ludzi sympatią, choć znajomość z Akim była interesująca, dlatego wahał się czy zainterweniować, czy zignorować całą sprawę. Gdyby miał Isambre u boku, nawrzeszczałaby pewnie na niego za to, że się zastanawia nad tym. Z tą myślą i zatrzymał się w powietrzu i składając skrzydła zapikował głową w dół wprawiając swoje ciało w ruch obrotowy, jak wiertło. Z nieba posypał się grad pełen płonących, czarnych kamieni o zaostrzonych krawędziach i raczej płaskich, przypominających kształtem łuski. Pociski gęsto powbijały się w ciała mutantów nękających młodą dziewczynę, przed którą pradawny zaraz wylądował miażdżąc pod łapami tych co uniknęli jego poprzedniego ataku. Spod przednich jego kończyn z ziemi wystrzeliły skalne kolce nabijające na ziemie martwe już jak i jeszcze dychające ciała kreatur. Z przyjemnością by spalił napastników na popiół, ale przez to mógłby się las zająć niekontrolowanym pożarem, a tego River nie chciał.

        Kiedy było już po wszystkim, zerknął z pogardą przez ramię na ludzką aurę, parząc na nią z gniewem, gdyż przez nią musiał odstąpić od wspólnego śniadania z ukochaną. Prychnął donośnie wypuszczając z nozdrzy obłoki czarnego dymu i wbijając tumany kurzu oraz silny podmuch wiatru przez potężne machnięcie skrzydłami, znalazł się ponownie w powietrzu i skierował się w stronę swojego wodospadu nieopodal Larii.
Awatar użytkownika
Paulina
Szukający drogi
Posty: 42
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Paulina »

Kiedy Paulina odcięła głowę mutantowi, zorientowała się, że siły ją opuściły, a moc, która ją wypełniała skończyła się i została jej już tylko jej własna kondycja fizyczna, nie wspierana przez działanie mikstury. Oczywiście mogła wypić drugą, lecz nie chciała sprawdzać, czy jej organizm wytrzyma drugą dawkę obciążenia, które zmieniło jej ciało, co prawda nieznacznie, ale jednak. Teraz, gdy miała już spokój, musiała zacząć się zajmować ranami, które pojawiły się w miejscach, w których znajdowała się dziwna, utwardzana skóra. Wyciągnęła bandaż i zaczęła opatrywać swoje ręce, gdy mutanci, którzy wcześniej uciekli, powrócili, z widoczną żądzą mordu w swoich oczach. Nie pozostało jej nic innego, jak rozpocząć na nowo walkę z wrogiem.

Kieł spoglądał na smoka wylatującego z jaskini, lecz nie wzruszyło to nim, a dało nadzieję, na ratunek dla jego przyjaciółki, która była obecnie w poważnych tarapatach. Spoglądał więc na niego z wyczekiwaniem, na zakończenie jego popisów. Nie ruszył się nawet, gdy smok uderzył swoimi masywnymi łapami o ziemię, a wpatrywał się jedynie w jego oczy, czekając na jakąkolwiek reakcję, gdy z lasu wydobył się kolejny ryk. Najprawdopodobniej ryk Pauliny będącej pod wpływem mikstury, którą wypiła zaraz po odesłaniu go do szukania pomocy. Ucieszyło to wilka, głównie dlatego, że zwróciło to uwagę gada, który nie wyglądał na zadowolonego z wycia wilka. Kiedy ten tylko wzbił się w powietrze i poleciał w kierunku Pauliny, ten ruszył za nim, by pomóc w razie, gdyby coś miało się stać.

Paulinie udało powalić się kolejnego mutanta, lecz dwóch kolejnych zdążyło zadać jej rany, co prawda niezbyt poważne, ale jednak oznaczało to, iż zaczyna tracić powoli siły i jej szanse na przetrwanie zaczynają drastycznie spadać. Kolejne uniki sprawiały, że zaczynała się chwiać, a po wykonaniu kilku na raz, miała problem, by utrzymać równowagę. Miała już jedynie nadzieję, że Kieł zdąży przybyć z pomocą, bo inaczej nie miała by szans, by dokonać w pełni swojej zemsty.

Po kolejnym zadanym jej ciosie zaczynała tracić nadzieję, na ujrzenie jutra, gdy z nieba spadły dziesiątki małych pocisków, przypominających ogniste kamienie, które zmasakrowały pozostałe przy życiu mutanty. Spojrzała się w górę, gdy spostrzegła, że przed nią wylądował okazały, czarno łuski smok, bez jednego oka. Spoglądała na niego z podziwem. Postura jaszczura przyprawiała ją o zdumienie, nigdy w życiu nie widziała tak ogromnej istoty, a na pewno nie tak potężnej. Wpatrywała się w niego z podziwem, gdy pod jej wolną dłoń podbiegł Kieł, żądny pieszczot za dobrze wykonane zadanie. W momencie, w którym gad odleciał, ta spojrzała się na wilka i powiedziała zachrypniętym głosem:

-Dobra robota przyjacielu, ocaliłeś mi skórę. Należy ci się ogromy stek.

Kieł na te słowa podskoczył uradowany i zaczął biegać wokół niej z radości, że udało mu się uratować jego najlepszą przyjaciółkę. Paulina spojrzała się na Kła:

-Nie było tam może po drodze jakiegoś jeziorka? - spytała cicho, masując delikatnie gardło, na co Kieł odpowiedział kiwnięciem łba. Paulina na tą reakcję ruszyła w stronę, z której przybiegł wilk, a on za nią.

Kiedy dotarła nad jezioro, które kończyło się wodospadem, zrzuciła z siebie zniszczone ubranie, po czym weszła do wody, by popływać i dać wodzie możliwość odprężenia jej obolałych mięśni. Kieł w tym czasie położył się przy jej rzeczach i zamknął oczy, będąc jednocześnie czujnym w tym opustoszałym miejscu.

Paulina pływała w niewielkim jeziorku, rozkoszując się wodą, która koiła płonący ból w jej mięśniach. Czuła się jak odprężona, mimo że jej mięśnie wciąż pracowały, to czuła, że powoli się regenerują, jak wtedy, gdy naukowcy wsadzali ją do ogromnej bali z zimną wodą. Szybko dogoniła od siebie, tę niezbyt przyjemną myśl, po czym popłynęła powoli w stronę wodospadu, chcąc poczuć uderzenie wody na swoim ciele, które przyjemnie kojarzyło jej się z dawnymi wypadami z przyjaciółmi w pobliże miejscowego wodospadu. W momencie, w którym udało jej się dopłynąć do pionowej tafli wody, wyciągnęła przed siebie ręce, by oprzeć się o kamienną ścianę, lecz to co spotkała, zaskoczyło ją, a mianowicie pusta przestrzeń, której nie spodziewała się spotkać. Zaintrygowana tym niecodziennym zjawiskiem, przebiła się przez ,ścianę wody i rozejrzała się po przestrzeni za wodospadem. Wyszła powoli z zimnej wody na kamienny próg jaskini, której wejście było całkowicie zasłonięte przez spadającą ciecz. Weszła powoli w głąb jaskini zaciskając dłonie, a także przygotowując się do ewentualnej ucieczki. Nie spodziewała się jednego, że w jaskini zobaczy smoka, który jej pomógł.
Zablokowany

Wróć do „Las Driad”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości