-Ta chata to siedziba... - nie zdążyła dokończyć, przerwał jej huk, a potem potężny wstrząs, który omal nie zwalił jej i towarzyszy z nóg. Sufit zaczął walić się na głowę. Ktoś najwyraźniej chciał pogrzebać odkrywców razem z ich odkryciem. O ucieczce nie było mowy. Głazy spadające z sufitu zatarasowały przejście do poprzedniej sali. Istoty były w pułapce. W całym tym zamieszaniu nemorianka zorientowała się, że pokusa upuściła księgę. Szybko podniosła ją i pod stołem chroniąc się przed gruzem spadającym ze sklepienia zaczęła wertować strony w pośpiechu. Słowa zapisane starannie czarnym atramentem pochodziły z dobrze jej znanego języka - języka śmierci. Była to z całą pewnością księga należąca do nekromanty lub demona, żywiącego się ludzkim życiem (jak niegdyś ona). Eloise zawahała się przez chwilę, pamiętała czym skończyły się ostatnie zabawy z magią śmierci. Potrafiła poprawnie odczytać symbole, ale nie umiała zapanować nad mocą jaką dawały. Nie widziała jednak innego wyjścia. Wyinkantowała pierwsze znaki i poczuła jak niesamowita energia księgi wypełnia ją od środka, jak daje jej siłę. Przyswajała chciwie kolejne linijki, poczuła euforię i smutek jednocześnie. Ciepło i zimno, gorycz i słodycz... wszystko działo się tak szybko - musiała działać, nie było czasu do stracenia.
-Vis'ah ihxisi akher...fovia - wykrzyczała ostatnie słowa zaklęcia. Całą wewnętrzna moc, którą udało jej się zgromadzić skoncentrowała i przelała na czar. Wszystko dookoła rozbłysnęło barwami, których Eloise nie była w stanie zidentyfikować, potem był już tylko chłód i nieprzeniknione ciemności.
Kiedy kobieta otworzyła oczy ujrzała błękitne niebo, po którym leniwie sunęły małe obłoczki. Leżała na mięciutkiej trawie. Na klatce piersiowej kurczowo trzymała księgę. Jej włosy rozwiewał chłodny wietrzyk, słońce grzało przyjemnie.
-A jednak się udało! Magia śmierci pomogła nam się wydostać... - pomyślała. Usłyszała głosy pokusy i runicznego. Chciała podnieść się i pójść do nich, jednak nic z tego. Była pusta, tak pusta, że nie miała siły nawet odwrócić wzroku, nawet otworzyć ust i wydać jakikolwiek dźwięk. Jedyną oznaką życia była leciutko drgająca klatka piersiowa i otwarte oczy. Potrzebowała natychmiast energii magicznej, którą mogłaby się pożywić. By zaspokoić to pragnienie musiałaby zabić żyjącą istotę i za pomocą kamienia dusz odebrać jej moc, albo odnaleźć źródło - miejsce, gdzie rodzi się magia, można je rozpoznać po bardzo intensywnej aurze roztaczającej się w ich pobliżu. Była jednak zbyt wyczerpana, aby zrobić cokolwiek, więc czekała...