Las DriadPełnia chaosu

Kraina baśniowych stworzeń, gdzie mgliste polany i rozległe lasy zamieszkują majestatyczne pegazy i jednorożce, a gdzieś w głębokimi lesie spotkać możesz cudownie piękne, leśne Driady. To właśnie w tym lesie położony jest wielki Jadeitowy Pałac Królowej Driad i ich święte miasto ze Źródłem Nadziei i Ołtarzem Nocy.
Awatar użytkownika
Haxam
Błądzący na granicy światów
Posty: 24
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Runiczny
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Haxam »

Haxam, jak już przed chwilą powiedział, wiele w swoim marnym, króciutkim życiu widział. Mało rzeczy było w stanie wyzwolić w nim jakiekolwiek emocje poza chęcią zrozumienia wszystkiego, co tylko istnieje. Ale gdy nagle pojawił się naprawdę olbrzymi pająk, po raz pierwszy od jakiegoś czasu w runicznym wyzwoliło się coś na kształt uczucia. Zmierzył spojrzeniem wielką bestię. Była na tyle wielka, że Pan Skoczysław, który jeszcze przed chwilą radośnie gaworzył w znanym jedynie sobie języku, skulił się i zaczął drżeć ze strachu, a jako iż wykonany był ze sztućców, w powietrzu rozległ się bolesny dla uszu dźwięk. Na szczęście dla Haxama ten nie miał uszu.
- Wygląda jak varterral! - wrzasnął nieświadomie runiczny, samemu nie zdając sobie sprawy z tego, co mówi. - A to niedobrze... chyba.
        Kiedy pokusa krzyknęła, aby uciekali, Haxam jeszcze przez chwilę stał w miejscu. Przyzwyczaił się do tego, że mało rzeczy jest w stanie zrobić mu jakąkolwiek krzywdę, poza tym bieganie było naprawdę męczące. Dopiero kiedy olbrzym był już naprawdę blisko, runiczny zdał sobie sprawę z tego, że te szczęki powinny bez trudu oddzielić jego głowę od reszty ciała. Odwrócił się i ruszył biegiem. Od olbrzyma dzieliło go tylko kilka stóp, ale na szczęście pająk nie poruszał się zbyt szybko, Haxamowi udawało się utrzymać niewielki dystans, ale jednak. Najbardziej przerażony zdawał się być Pan Skoczysław. Kiedy Naoki odłączył się od grupy, pajączek wykonał niesamowity skok i wylądował na ubraniu kotołaka, mocno uczepiając się do niego swoimi sztućcowatowymi odnóżami.
        Gdy Naoki wyleciał w powietrze, ciśnięty przez pająka, Haxam zasłonił głowę rękami i wrzasnął „ciska kotami!”, a Pan Skoczysław wydał z siebie przeraźliwy pisk. Mały pajączek z całych sił trzymał się ubrania. Puścił je dopiero wtedy, kiedy przemieniony podniósł kotołaka. Wówczas pomknął po ręce demona i ukrył się za jego ramieniem, byle jak najdalej od latającego koto-człeka.
        Tymczasem Haxam wciąż uciekał, niemal czuł na plecach oddech pająka. A zapewne czułby, gdyby nie miał pleców z kamienia. Zauważył, że Eloise także próbowała zrobić olbrzymowi krzywdę. Chciał ją zachęcić do dalszych prób, ale nagle poczuł, że ta właśnie zrobiła coś magicznego, więc jego zamiary całkowicie się odwróciły. Zanim jednak zdołał powiedzieć kobiecie, aby tego nie robiła, ta to zrobiła. Wielki pająk wybuchł. Magia jednak nie zrobiła tylko to, przed Haxamem nagle zniknęła ziemia, przez co runiczny wpadł do niewielkiego rowu. Zaczął machać rozpaczliwie rękami. Czasami odnosił wrażenie, że jego ciało jest tak odrobinkę, troszkę niezdarne, na przykład właśnie w tej chwili. Nie potrafił nijak się podnieść na równe nogi, nie mógł znaleźć rękami żadnego oparcia.
- Pomocy! - wrzasnął. - Niech ktoś mi pomoże! Potrzebuję pomocy!
        Właśnie dlatego ostrzegał ludzi przed używaniem czarów. Teraz na szczęście coś się stało jedynie jemu, ale następnym razem mogą nie mieć tyle szczęścia. Zniknęła jedynie ziemia. ”No to sobie tak poleżę. Przynajmniej mam towarzysza mojej niedoli. Ale zaraz, gdzie tak właściwie jest pan Skoczysław? Nie widzę go nigdzie wokół!”
- Panie Skoczysławie?! - spytał z nadzieją runiczny, ale gdy nie otrzymał żadnej odpowiedzi, naprawdę zaczął się denerwować. - O nie! Pan Skoczysław zniknął! Dlaczego? Dlaczego on? Czemu to nie mogłem być ja? Czemu ta podła magia zabrała jego? Mojego jedynego przyjaciela, który naprawdę mnie rozumiał, który wiedział, co to znaczy być ulepionym z twardej gliny? Czemu?
        Tymczasem Pan Skoczysław miał się całkiem dobrze. Gdy usłyszał głos Eloise, wychylił się zza ramienia demona i wesoło do niej zamachał, wydając z siebie dźwięki przypominające nieco rechot żaby, ale bardziej metaliczne.
Awatar użytkownika
Rozalie
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 74
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Pokusa
Profesje: Kurtyzana , Mag , Włóczęga
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Rozalie »

Rozalie machała skrzydłami uciekając i miała nadzieję, iż jej towarzysze postąpią podobnie, czyli uciekną. Jednakże im się zachciało walki. W takim wypadku piekielna zatrzymała się i ze strachem spojrzała jak wielki pająk odrzuca kotołaka gdzieś między drzewa. Chciała mu lecieć pomóc, ale teraz Eloise miała zamiar pokonać pająka, co zaciekawiło pokusę na tyle, iż znów się zatrzymała. Nemorianka użyła czarów i Roza mimowolnie spojrzała na Haxama, przed którym znikła ziemia. "Niedobrze!" – pomyślała, lecąc mu pomóc. Była dość wysoko więc złożyła skrzydła, oddając się spokojnemu i szybkiemu spadaniu. Niemal przy samym gruncie rozłożyła je pośpiesznie, co uniosło ją gwałtownie do góry, lecz już nie tak wysoko. Zbliżyła się do runicznego z myślą jak mu pomóc. Na początek chwyciła go za ręce i zaczęła się cofać, robiąc mocne ślady w ziemi i brudząc sobie buty. Widząc to skrzywiła się lekko.

- Wezwę resztę, bo sama nie dam rady. Nigdzie się stąd nie ruszaj! – Poleciała, nawet nie zdając sobie sprawy, jakie głupstwo palnęła.
Szybciutko zbliżyła się do reszty i w pierwszej chwili nawet nie zauważyła nowej osoby.

- Szybko! Haxam! Wpadł do dziury przez te czary! Nie mogę go sama wyciągnąć! Za ciężki! Naoki, pomóż! – mówiła jak najszybciej i wtem zobaczyła sztućcowego pająka. Zaśmiała się przypominając sobie panikę golema na myśl, że nie zobaczy już swojego zwierzaczka. Podeszła więc do pająka i wzięła go na ręce.

- No wiesz Panie Skoczysławie! Twój pan się o ciebie martwił! Nie możesz tak uciekać – powiedziała karcąco, choć z uśmiechem. Po tym puściła nietypową istotę by biegła do swego pana. Teraz spojrzała na nieznajomego. Wpatrywała mu się w oczy. I całkowicie zamilkła, nawet jej zmienny nastrój jakby przestał się zmieniać. Wiedziała, że w tym mężczyźnie jest coś znajomego, tylko nie wiedziała co. Przeklęła w myślach, nie znalazłszy żadnych wspomnień a jedynie ciemność i pustkę. Czuła, iż to ktoś, kogo powinna pamiętać, ale nie mogła.

- Hej… - udało jej się wypowiedzieć. – Czy…czy my się znamy? Nic nie pamiętam… - Ostatnie słowa powiedziała nieco ciszej, jakby godząc się z przegraną. Czekała tylko na odpowiedź, nie wiedziała, jaka będzie ani nawet, jaką chce usłyszeć.
Awatar użytkownika
Naoki
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 116
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Naoki »

Po otrzymaniu potężnego ciosu od pająka-giganta Naoki odleciał hen w las i właściwie już w locie stracił przytomność, więc nie miał pojęcia że wylądował na czyjejś głowie. Gdy się ocknął, jakiś nieznajomy trzymał go za kołnierz. Był to niestety błąd, bardzo duży błąd, gdyż w tym momencie Naokim kierowały jedynie zwierzęce instynkty. Jako że poczuł się zagrożony, błyskawicznym ruchem zostawił na policzku trzymającego go demona cztery krwawiące rany po pazurach. Właściwie to mężczyzna miał szczęście, bo kotołak celował w tętnicę szyjną, a do tego był osłabiony, więc rany nie były aż tak głębokie. Mimo to cholernie piekły i Naoki wykorzystał zaskoczenie Avarro by się uwolnić. Jednak gdy tylko stanął o własnych siłach, zrobił się siny na twarzy, chwycił się za brzuch i padł na ziemię. Przez chwilę leżał skulony, oddychając ciężko. Powoli wracały do niego "ludzkie" cechy osobowości, więc zdołał się uspokoić i przeanalizować sytuację. Podwinął ubranie i spojrzał na swój brzuch, na którym widniała fioletowo-czarna pręga, ślad po ciosie od pająka. Nao leżał dłuższą chwilę, starając się wybadać jak zły jest jego stan. Nie pluł krwią, była więc nadzieja, że narządy wewnętrzne były całe. Nie mógł się jednak ruszać, gdyż każda próba kończyła się ostrym bólem brzucha. Pozostawało mu więc jedynie leżeć i czekać aż jego nadzwyczajna regeneracja załatwi sprawę. W międzyczasie pojawiły się Eloise i Rozalie, która coś tam krzyczała o pomocy.
- Jak widzisz, ja też potrzebuję pomocy. Zgaduje, że żadne z was nie jest uzdrowicielem? - Nawet gdyby któreś z nich nim było, Nao i tak nie ufał żadnemu na tyle by dać się opatrzyć, a magii przy Haxamie używać nie mogli. - A gdzie jest ten gadający kamień? Nigdzie go nie widzę.
Gdy kobiety podjęły rozmowę z przybyszem, Naoki podczołgał się powoli do jakiegoś przewróconego drzewa, które znajdowało się parę metrów dalej, aby móc się wygodnie oprzeć i opatrzyć rany. Poza tym miał z tego miejsca dobrą widoczność na teren wokół nich.
Awatar użytkownika
Avarro
Błądzący na granicy światów
Posty: 10
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony - z człowieka
Profesje:

Post autor: Avarro »

Gdzie jeden latający kotołak tam... Dużo dziwnych rzeczy się dzieje. W sumie nie znał takiego przysłowia, ale zdecydowanie musiało mieć jakiś sens. Bez względu na to, że wymyślił je dosłownie przed chwilą. Gdy tylko złapał chłopaka zeskoczyło z niego dziwne stworzenie, przypominające pająka, tyle że złożonego ze sztućców.
- Jakiś nowy rodzaj wszy? Przeklęci magowie ciągle tworzą nowe gatunki... - Nim jednak zdążył strząsnąć z siebie stworzonko, dojrzał kątem oka ruch i tylko zrządzenie losu pozwoliło mu nie wyruszyć do świata duchów. Zmiennokształtny w jednej chwili był spokojny, a w następnej rozorał mu twarz.
Avarro odruchowo puścił kota i złapał się za twarz, przy okazji robiąc krok do tyłu. Ułamek sekundy później odsunął dłoń tak by ją widzieć, po palcach spływała mu posoka, szkarłatnymi kropkami zdobiąc ściółkę. Choć rana nie była głęboka, nie mógł tego w tej chwili sprawdzić. Zaraz też podeszła do niego ciemnowłosa kobieta, już na pierwszy rzut oka można było wywnioskować, że pochodzi ze szlacheckiego rodu. Sposób poruszania się, to jak formowała zdania - nie budziło większych wątpliwości. Za to jej aura... Mówiła coś zupełnie przeciwnego, dziewczyna była wojowniczką i to najpewniej pokroju tej, która nigdy nie zatrzymuje się dłużej w jednym miejscu. Patrząc na nią miał wrażenie, że spada w czeluści, z których nie ma już powrotu. Odruchowo odwrócił wzrok. A mimo to wciąż słyszał ginący w nienaturalnej ciszy szept... Choć słów nie szło zrozumieć.
- Avarro. Podróżnik i odkrywca. Miło Cię poznać, Eloise... - Co ciekawe kobieta rozmawiała z nim jak gdyby nigdy nic, nie zważając za bardzo na to, że przemieniony został ranny. Przeniósł spojrzenie na kotołaka, który powoli wycofał się na bezpieczną odległość.
- To twój kot? Dosyć niewychowany jeśli mogę rzec. - Jeśli wychowany jest człowiek, który początek znajomości zaczyna od trzymania kogoś za kołnierz... Jego uwagę zwrócił ruch, tym razem trochę wyżej. Jakaś kobieta wylądowała obok nich i od razu zaczęła gadać. Wpatrywał się w nią w kompletnym szoku, nawet nie zdając sobie sprawy z tego, że ma nie zamknięte usta. Nie przeszkadzała mu ani kakofonia dźwięków, ani uczucie zagrożenia. Jej aura nie miała teraz znaczenia... Te włosy, które tyle razy dotykał, usta, które każdego dnia całował, piersi, które pieścił nocą... Ciało, które oglądał tak wiele razy, którego każdy zakamarek pamiętał. Choć wiele się zmieniło, to mogła być tylko jedna osoba. Mimo czerwieni oczu, czy ognistych wręcz skrzydeł. Nie robiły mu różnicy niewielkie rogi ani ogon.
Patrząc na nią miał wrażenie, że ktoś sobie z niego żartuje. Jego ukochana, jego miłość... Osoba, dla której odzyskania poświęcił życie stała przed nim. Cała i zdrowa... Choć czemu do stu diabłów była pokusą?!
- Rozalie? To naprawdę ty? - Miał wrażenie, że nogi się pod nim ugięły. Szok czy też ten kocur go czymś przytruł? Zachwiał się nieznacznie, w tej chwili nie ufał już swoim nogom. Ani zmysłom w zasadzie... Rozejrzał się za czymś na czym mógłby usiąść, jego uwagę zwrócił przewrócony konar. Ostrożnie zbliżył się do niego i prawie się nie asekurując opadł na niego. To był błąd, bo drewno okazało się spróchniałe i przemieniony zamiast wygodnie na nim usiąść, przebił się przez nie pośladkami. Nie robiło mu to jednak większej różnicy. Siedział tak i gapił się na swoją żonę. Na szczęście zdążył już zamknąć usta, więc nie wyglądał już jak upośledzony.
- Ty żyjesz... Jak? - Pytanie zawisło w powietrzu...
Awatar użytkownika
Eloise
Błądzący na granicy światów
Posty: 11
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje: Skrytobójca
Kontakt:

Post autor: Eloise »

- Ciebie również. Naoki nie jest moim kotem - powiedziała i spojrzała na zranioną twarz. - O, rany... nic ci nie jest?
Po chwili przyleciała Rozalie. Wylądowała tuż obok i zaczęła krzyczeć, że Hexamowi coś się stało.
- To pewnie przeze mnie... - wyszeptała. W myślach przeklęła codzienne lekcje magii z dzieciństwa. Używanie mocy stało się jej odruchem. Nie bardzo mogła cokolwiek na to poradzić. - Następnym razem trzeba się pilnować - dodała jeszcze ciszej.
Podróżnik stanął jak wryty wpatrując się w pokusę z otwartymi ustami. Po chwili zwrócił się do niej nie kryjąc zdziwienia. Postanowił usiąść, ale konar, który wybrał był spróchniały, więc runął w dół. Jej towarzysze najwyraźniej zapomnieli o runicznym, który tkwił gdzieś całkiem sam i to z jej winy. Kotołak siedział gdzieś z boku opatrując rany, a pozostała dwójka pozostawała w bezruchu wpatrzona w siebie. W tej chwili ujrzała Pana Skoczysława przebierającego widelcowymi odnóżami w stronę, z której przyleciała Rozalie. Nie mówiąc już nic więcej ruszyła za nim. Szybko wróciła do miejsca, gdzie na ściółce leżały rozrzucone części olbrzymiego pająka. Znów poczuła ten okropny zapach. Kamień dusz zadziałał dopiero teraz. Nieopodal znajdował się rów. Gdy Nemorianka się zbliżyła ujrzała Hexamana na dnie.
- Nic ci nie jest? Przepraszam, znowu użyłam magii. Nie chciałam, żeby coś takiego się stało. Zaraz jakoś cię wyciągnę...
Awatar użytkownika
Haxam
Błądzący na granicy światów
Posty: 24
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Runiczny
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Haxam »

Pan Skoczysław pędził przez mroki lasu, mając zamiar biec tak długo, aż nie dotrze do oceanu, który będzie mógł przepłynąć i dostrzec do miejsca, w którym pieprz rośnie, a mieszkańcy tańczą nago wokół olbrzymich ognisk ku czci pradawnych duchów – jednym słowem tam, gdzie jest normalnie. Nie miał zdecydowanie zamiaru wracać do Haxama, kiedy pokusa puściła go na ziemię, popędził w losowo wybrany kierunek, byle tylko biec przed siebie. W końcu kiedyś i tak dotrze do celu. W jego małym, widelcowatym móżdżku nie powstawały może filozoficzne teorie na temat kształtu oraz natury świata, ale jedno Pan Skoczysław wiedział – sztućce nie umierają. Zaniepokoiło go trochę, że jakaś wielka istota postanowiła za nim podążać. Wobec tego przyspieszył jeszcze bardziej. Gdy ujrzał przed sobą dół z runicznym, przeraził się. Nie zwalniając, przeskoczył nad ciałem Haxama i ruszył pędem w dalszą drogę, szybko znikając w gęstwinie leśnej.
        Tymczasem Haxam nadal lamentował. Mógł to robić przez niemal nieograniczony czas, można by więc podejrzewać, że wnuki wnuków osób przebywających teraz w lesie wybiorą się do niego kiedyś i nagle usłyszą dziwny głos wołający za Panem Skoczysławem. Oczywiście przeraziłby się, ludzie niedługo potem spróbowaliby spalić runicznego, co by się im rzecz jasna nie udało, a następnie rozbiliby go kilofami, czym wyzwoliliby potężną falę energii i zniszczyliby las oraz siebie. Ten scenariusz byłby całkiem prawdopodobny, gdyby nie Eloise. Słysząc głos nemorianki, Haxam przestał lamentować i ucieszył się.
- Pani z Otchłani! - zrymował. ”Pani z Otchłani przyszła po mnie. Pani z Otchłani wierzy, że wyjdę z tej dziury. Ha, po co komu Pan Skoczysław? Sam mogę stać się legendą! Żebym tylko wyszedł z tej dziury!” Haxam położył kamienne dłonie na miękkiej ziemi wokół niewielkiego otworu. Napiąłby mięśnie, ale ich nie miał, więc po prostu spróbował się podnieść. Jak zawsze, ciężar jego ciała był zbyt wielki dla jego małej siły. Nie czuł może bólu w rękach, ale czuł bezradność. Spróbował kolejny raz. I kolejny. I kolejny. I jeszcze kolejny. Zacisnąłby zęby, ale ich także nie miał. Mógł tylko myśleć. Myślał o tym, jak wielki może się stać nieograniczony żałosnymi, przyziemnymi sprawami Pana Skoczysława. W pewnym momencie jego runy zaczęły świecić jasnym, skoordynowanym światłem, tańczącym na wszystkie strony. Jego ciało się ruszyło. Powoli, ale pewnie podniósł się do przyklęku i uniósł w górę ręce w geście zwycięstwa.
- Jestem wielki! - zakrzyknął. - Bo już nic mnie nie ogranicza!
        Nagle runy zgasły. Runiczny tkwił w pozycji „chwała” jeszcze przez kilka minut, aż rozległ się jego zduszony głosik.
- Nie mogę się ruszyć.
        W następnej chwili jego ciało zachwiało się, po czym przewróciło do tyłu. Z wrzaskiem Haxam wylądował na plecach. Jego nogi nadal pozostawały w tej samej pozycji, co wtedy kiedy klękał. Głowa runicznego wylądowała tuż pod nogami nemorianki.
- Pani z Otchłani, mamy ambaras – powiedział.
Awatar użytkownika
Rozalie
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 74
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Pokusa
Profesje: Kurtyzana , Mag , Włóczęga
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Rozalie »

Rozalie spojrzała na rannego kotołaka. Zastanowiła się chwilę nad jego pytaniem. Przypomniała sobie, że przecież za pomocą dziedziny dobra mogłaby spróbować go uzdrowić.

- Ja mogłabym ci pomóc! Ale to magia więc chyba nie powinnam – zastanowiła się. Jednak słowa nowo przybyłego zbiły ją z tropu. Znał ją. Jakże teraz pokusa żałowała, że kompletnie nic nie pamięta. Dodatkowo przewrócił się i piekielna uznała, że się jej wystraszył. Po chwili zadał kolejne pytanie.

- Nie bój się mnie, powiedz skąd znasz moje imię? No i jak to jak żyje? Jestem więc… jestem – zachichotała. – Twierdzisz, że byłam martwa? To możliwe? – Jej uśmiech znikł z twarzy i ustąpił lekkiemu przerażeniu.

Rozalie zauważyła, iż Pan Skoczysław uciekł, zasmuciła się, wiedziała jak ważny był dla golema. Mogła zawsze stworzyć nowego, oczywiście odsuwając się uprzednio bardzo na bok. Nagle coś stało się Haxowi. Piekielna chciała mu pomóc, ale i pogadać z Avarrem.

- Em… Avarro, możesz pójść ze mną pomóc memu przyjacielowi? Potem koniecznie musimy porozmawiać! Koniecznie! – Wyciągnęła do niego rękę pomagając wstać. Wtedy stało się coś niezwykłego. Rozalie nie mogła się powstrzymać, po prostu przytuliła przemienionego i obdarowała całusem. Zarumieniła się lekko.

- To… chodźmy – powiedziała ciągnąc go w stronę runicznego.

Tymczasem do zmiennokształtnego podbiegło krzesełko z kopytami. Chciało się chyba przywitać, lecz rozpoznało Naokiego i uciekło nieco dalej. Przypadkowo wpadło na Eloise, przez co dziewczyna usiadła mimowolnie na tym wybryku magii Rozalie. Spłoszone nie wiedziało co się dzieje i zapewniło nemoriance niezapomniane rodeo.

- Krzesełko! Spokojnie! Stój! CZEKAJ! – krzyczała pokusa do swego tworu. Jednak to nie chciało jej słuchać i prawie przewróciło swą stwórczynię przebiegając obok. Zaczęło wierzgać przez co przemieniony oberwał w kolano. Gdy pozbyło się Eloise, Rozalie rozłożyła skrzydła i poleciała za nim. Udało jej się złapać krzesełko choć nim zostało obezwładnione musiała stoczyć z nim widowiskową walkę. Bo przecież nieczęsto widzi się diablicę walczącą z krzesłem o końskich nogach.

- Nareszcie cię mam!!! – Jej twór pokornie usiadł na trawię. – Grzeczny… Krzesełek – piekielna postanowiła mu nadać nazwę.

Tam gdzie regenerował się kotołak sunęło coś niebezpiecznego. Naoki nawet nie zdawał sobie sprawy, że jedna z tych krwiożerczych roślin, które Roza przypadkiem stworzyła przy chatce, przetrwała. Niczym wąż pełzła po ziemi, niezauważenie. Można by stwierdzić iż posiadała pewną inteligencje skoro potrafiła tak perfekcyjnie zbliżyć się do ofiary. Oplotła się wokół nóg zmiennokształtnego uniemożliwiając mu ucieczkę. Jej łodyga stawała się grubsza w miarę unieruchamiania kota. Otworzyła paszcze i zasyczała na niego zupełnie jak wąż.
Rozalie nic nie widziała i nagle ogarnęła ją wielka złość. Tupnęła noga w ziemię i zrobiła oburzoną minę.

- Jak ja nienawidzę nic nie pamiętać! Czemu mi nie przypomnisz?! – uderzyła Avarra w policzek, raczej krzywdy mu nie zrobiła jednakże po chwili rozpłakała się i zaczęła go za to przepraszać. Przytulała się do niego, obejmując nie tylko rękami ale także skrzydłami, tłumaczyła się, że sama już nie wie dlaczego to zrobiła. Przy tym wszystkim nerwowo machała ogonkiem na wszystkie możliwe strony.

Na Haxama zaś wlazł jeden z tych magicznie zmutowanych pająków. Rozdwoił się i teraz były dwa, następnie powstały cztery potem osiem i tak to coraz większe liczby aż golem został pokryty niemal cały przez te czarne maleństwa. Starały się one go kąsać lecz to im wcale nie wychodziło. Najciekawsze jest to iż w ogóle nie zwracały uwagi na resztę, runiczny musiał je niebywale zaintrygować.

- Co za bałagan… - stwierdziła pokusa, jej słowa nie były skierowane do nikogo, po prostu głośno myślała.
Awatar użytkownika
Naoki
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 116
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Naoki »

Kotołak siedział pod zwalonym drzewem i opatrywał swoją ranę. Na początku pozbył się górnej części odzienia, następnie zaczął szperać w swej torbie. Wyciągnął z niej jakąś białą maść o mocnym duszącym zapachu, którą rozsmarował sobie po brzuchu. Następnie przyłożył sobie do niego jakieś dziwne, wysuszone liście po czym obwiązał się delikatnie pasmami materiału które służyły mu za bandaże. Skąd miał to wszystko, ktoś mógłby zapytać? Cóż, gdy wybierał się w podróż na daleką północ dobrze się przygotował. Szkoda tylko, że ktoś go stamtąd teleportował. I to przez magiczny twór tego kogoś był teraz ranny. Nao przysiągł sobie w duchu, że gdy tylko wyzdrowieje, da jej za karę lekcję, którą Rozalie zapamięta sobie do końca życia. O ile w ogóle ją przeżyje. Zerknął w jej stronę akurat gdy walczyła z krzesłem i dopiero w tym momencie zauważył, że wokół jego nóg owinęło się coś wyglądającego jak żywe korzenie. No tak, był to kolejny twór Rozalie. Instynktownie sięgnął po miecz, jednak gdy dłoń trafiła w pustkę, przypomniał sobie, że stracił go w walce z gigantem. Chwycił więc samą pochwę i kilka razy zdzielił nią syczący na niego korzeń, a jednocześnie drugą ręką wyjął z kieszeni nóż do rzucania i cisnął nim w miejsce, które było chyba głową stwora. Z jego ciała poleciała ciemnozielona posoka, i choć wydawało się to za mało by zabić stwora, kolejne dwa noże i kilka ciosów pochwą miecza sprawiły, że roślina padła na ziemię a ucisk na nogach kotołaka zelżał. Jednak gdy tylko minęła adrenalina, powrócił silny, rwący ból brzucha.
Awatar użytkownika
Avarro
Błądzący na granicy światów
Posty: 10
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony - z człowieka
Profesje:

Post autor: Avarro »

Wszystko działo się tak szybko... A z drugiej strony miał wrażenie, że czas co chwilę zwalniał. Jakby jakiś pradawny bóg postanowił zażartować z tej sytuacji. Potrzebował ciszy i spokoju, najlepiej w swoim własnym domu. Spokoju! Czy to aż takie trudne, czy aż o tak dużo prosi? Ale nie było mu to dane... Jedyne co mógł dostać to chaos w pełnym tego słowa znaczeniu. Latające kotołaki, demonice, piekielna żona i do tego ten cholerny pech. Co dalej świecie? A no tak... Prawie zapomniał o sztućcowym krzesełku i pewnie innych wybrykach magii, które gdzieś się pałętały w pobliżu. Tak czy inaczej trzeba się było podnieść, bo w tym miejscu próba porozmawiania z Rozalie nijak nie miała racji bytu. Szczególnie, że rudowłosa już, natychmiast, na wczoraj chciała lecieć komuś pomóc. "Ciekawe kogo mają jeszcze w tej kompanii. Anioła?"
- Nie mógłbym się ciebie bać. Mimo wszystko... - Chętnie przyjął wyciągniętą dłoń pokusy. Ale nawet on nie spodziewał się tego co dziewczyna zrobi chwilę później. Gdy ich usta się spotkały, na tą krótką chwilę, miał wrażenie, że serce wyskoczy mu z piersi. Przecież go nie pamiętała, więc czemu? To nie miało teraz jednak znaczenia. Był szczęśliwy. Tak jak nie był od bardzo dawna. Od wielu, wielu lat.
Bez najmniejszych oporów dał jej się poprowadzić. I nic, a nic mu nie przeszkadzało. Nawet to, że oberwał od nadzwyczaj ruchliwego meble w kolano. I pewnie mógłby w tym stanie pochodzić jeszcze dłużej, gdyby Rozalie nie postanowiła go zdzielić w pysk. Było to tak niespodziewane i tak sprzeczne z poprzednim pocałunkiem, że przemieniony natychmiast wrócił do rzeczywistości. Na jakieś pół minuty, póki piekielna nie postanowiła go przytulić i zacząć przepraszać... No i jak tu się na taką gniewać?
- Ciii... Cichutko... Już dobrze. Jestem przy tobie. I nigdy więcej cię nie stracę... - Lewą ręką obejmował ją w pasie, a prawą delikatnie głaskał po głowie. - Wszystko sobie przypomnisz, a ja ci w tym pomogę, szczęście.
Gdy Rozalie trochę się uspokoiła i wypuściła go z objęć, demon skierował swoją uwagę na istotę, która ponoć wcześniej potrzebowała pomocy. Jednak nieznajomy pokryty był taką ilością pająków, że nie sposób było dojrzeć jak wygląda. Przemieniony niewiele myśląc postanowił spróbować uratować Haxama, choć tylko i wyłącznie przez wzgląd na to, że Rozalie wydawała się go lubić. Złapał jednego z pająków od ciała mężczyzny (a przynajmniej sądził, że z przedstawicielem płci męskiej ma do czynienia). Gdy zamiast skóry, czy zbroi ujrzał kawał skały oraz fragment run, z ust Avarro wydobył się okrzyk zaskoczenia. Zawtórował mu trzymany przez demona pająk, wydobywając z siebie dźwięk przypominający połączenie rechotu żaby z grą świerszcza - po czym zwierzę w rozbłysku różowych iskier zniknęło. A w zasadzie rozpadło się na identyczną objętościowo ilość motyli, które jak gdyby nigdy nic zajęły swoje miejsce na golemie.
- Ciekawe zaklęcie... Nie ma co.
Awatar użytkownika
Haxam
Błądzący na granicy światów
Posty: 24
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Runiczny
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Haxam »

Haxam niezbyt się przejmował pająkiem, który postanowił go zaatakować. Tak po prawdzie, to runiczny nie zwracał większej uwagi na jakiekolwiek rzeczy, które dla zwykłego człowieka stanowiłyby zagrożenie. W jego umyśle po prostu nie było czegoś takiego, jak strach czy instynkt samozachowawczy, coś takiego potrzebowały te stworzenia, które miały po co przeżyć. Ich umysły kształtowały się tysiącami lat, a świadomość Haxama powstała nagle, w dodatku przez kogoś, kto nie do końca wiedział, co robi. Nic więc dziwnego, że nie posiadał żadnych odruchów obronnych. Poza tym w obecnej sytuacji nie miał zbytnio co zrobić.
- Kolejny pajączek? - spytał tonem, który miał być rozczulający. - A skąd się tutaj wziąłeś? Nie powinieneś teraz szukać czegoś do jedzenia i być razem z pozostałymi?
        Szybko się jednak okazało, że pająk jednak jest ze swoimi towarzyszami. Haxam doskonale widział wszystko wokół, dlatego nie było mowy, aby drugi pajęczak mógł się przemknąć gdzieś poza zasięgiem jego oczu i nagle na niego wskoczyć. Runiczny doskonale widział, jak kolejne pajączki pojawiają się znikąd. Początkowo dosyć go to radowało, jednak prędko zdał sobie sprawę z tego, że zaczyna widzieć coraz mniej, a pająki nie przestają się pojawiać.
- Hej, jesteście śliczne, ale przez was nic nie widzę. Moglibyście trochę się posunąć albo przestać się pojawiać?
        Stworzenia jednak nic nie robiły sobie z jego słów. Kilka z nich nawet wpadło do jego oczodołów. Haxam miał chęć się wzdrygnąć, ale teraz nie mógł kompletnie się poruszać. Moment, w którym coś dostawało się do jego wnętrza, był naprawdę nieprzyjemny, pomimo faktu, iż było niemal natychmiast niszczone. Nagle runiczny nabrał dziwnej chęci na to, aby zacząć się tarzać i pozabijać te wszystkie małe istotki.
- Pani z Otchłani? - spytał, pająki pokryły go już całego, coraz więcej dostawało się do jego wnętrza, przez co Haxam czuł się, jakby jego charakter ciągle się zmieniał. Nie usłyszał jednak żadnej odpowiedzi, co go zaniepokoiło. ”Może i ją oblazły pająki i powchodziły do jej wnętrza? Ponoć innym nie mogą się dostawać niektóre przedmioty do wnętrza ciała. Och nie!”
        Nagle w jednym miejscu znowu dostrzegł blask słońca – coś zabrało jednego z pająków. Dostrzegł mężczyznę, którego nie miał jeszcze okazji widzieć oraz usłyszał jego krzyk. Pająk, którego ten zabrał, niemal natychmiast zamienił się w motyle. Te także usiadły na Haxamie. Gdy to zrobiły, pozostałe widocznie uznały, że muszą zrobić to samo. Po chwil na całym runicznym znajdowały się motyle, równie skutecznie zasłaniające mu świat.
- Hej, jestem Haxamandurimanderar, dla przyjaciół Haxam – przedstawił się. Uznał, że nawet w tej sytuacji należy dochować pewnych zasad zachowania się. - Czy pozbędziesz się tych... czyś? Cosiów? Ładne są, ale nic nie widzę.
        Runiczny może i widział już wcześniej motyle, jednak nigdy nikt nie powiedział mu, jak się właściwie nazywają. Dlatego też pozostały w jego pamięci jako „cosie”.
Awatar użytkownika
Rozalie
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 74
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Pokusa
Profesje: Kurtyzana , Mag , Włóczęga
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Rozalie »

Roślina, teoretycznie martwa po obronie kotołaka, ukradkiem się wycofała. Korzenie niepostrzeżenie zniknęły z pola widzenia. Ten twór chaotycznej magii miał swój rozum i wiedział co robić i do kogo zwrócić się o pomoc. Niemal oczywiste było, że ściągnie tu… driady. Wkurzone, gotowe do walki za las, driady. Nad całą grupą zawisło niebezpieczeństwo, mogące się pojawić w każdej chwili, nagle, niespodziewanie. Natomiast po pocałunku Rozalie czuła się jakoś tak dziwnie, niby smutna, niby szczęśliwa…
Pająki, które zmieniły się w motyle, obsiadły każdego po trochu. Po czym jakby czymś spłoszone po prostu odleciały hen daleko. Po chwili wszyscy widzieli nadciągającą armię uzbrojonych driadek. Niestety, za nimi szło coś jeszcze. Całkiem spory, człekokształtny osobnik, stworzony całkowicie z poskręcanych gałęzi i korzeni. W środku był pusty, nie posiadał ust, uszu czy nawet oczu. Za to, gdy stawiał krok, ziemia drżała. Naturianki szły przy nim równo, każda przyodziana w barwy wojenne z jednym celem – pozbyć się intruzów. Pokusa aż rozdziawiła usta. Śmignęła na swych skrzydłach po krzesełko i przyniosła je do Naokiego. Zdołała posadzić rannego zmiennokształtnego na niesfornym meblu, które tym razem posłusznie poszło wraz z jeźdźcem do reszty. Choć drżało przy tym ze strachu, co musiało nieźle irytować kotołaka.

- Zdaje się, że zniknęła nam Eloise! – krzyknęła z przerażeniem piekielna. Z faktu, iż stała obok Avarra, jej ogonek oplótł się wokół jego dłoni. Sama Roz udawała, że tego nie zrobiła, patrząc w kompletnie inną stronę. Jakby kompletnie zapomniała o tym, co się wokół dzieje, a działo się naprawdę dużo. Roślinny olbrzym pochylił się, podniósł dość spory głaz i rzucił w stronę grupy. Kurz, osiadł na wszystkich tu obecnych, mieli wielkie szczęście, że nikt nie został zgnieciony. Piekielna zaczęła chodzić w kółko, ciągnąc za sobą przemienionego, którego wciąż trzymała ogonkiem.

- WIEM! WIEM! WIEM! – wykrzyknęła uradowana, a następnie wykrzyknęła coś, co musiało brzmieć naprawdę absurdalnie – OBIAD!
Jednakże był w tym jakiś sens, na dźwięk tego słowa coś zabłysło w oddali. Wyglądało jak jakaś srebrna, lśniąca w słońcu fala czegoś, co dziwnie stuka. To cała, mała armia sztućcowych pająków, biegła na driady, niespodziewające się czegoś takiego.

- Haxam, czy jeśli użyję mojej magii, by cię wyciągnąć, nic się nie stanie? – zapytała z podejrzanym uśmieszkiem.

Tymczasem pajęczy „żołnierze chaosu” atakowali naturianki, kroiły je swoim nożo–nogami, lub wbijały widelec prosto w serce. Oczywiście nie zjadały kobiet. Po prostu je kroiły do łatwiejszego spożycia. Te małe kreaturki naprawdę się spodziewały, że ktoś będzie jadł te istoty. Gigant natomiast zawahał się, co ma teraz czynić. Wziął martwe ciało, przyłożył je do siebie, po czym ono znikło a temu potworowi wyrosła kolejna gałąź o funkcji ręki. "No i jak tu bez magii…" - pomyślała zirytowana Roz.
Awatar użytkownika
Haxam
Błądzący na granicy światów
Posty: 24
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Runiczny
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Haxam »

W końcu stało się coś, co przepędziło motyle z ciała Haxama. Runiczny był bardzo zadowolony, że znowu mógł wszystko widzieć. No i miał okazję lepiej przyjrzeć się nowo przybyłemu. Wyglądał na człowieka, ale mogła to być błędna opinia, dla Haxama wszystkie miękkie stworzenia wyglądały bardzo do siebie podobnie. Nieraz potrzebował naprawdę dużo czasu, aby je odróżnić. Zauważył też, że w ich stronę zmierza cała armia innych stworzeń, z którymi szło coś wielkiego, bynajmniejtn nie miękkiego. ”I takie stwory to można odróżnić! Te małe to wyglądają identycznie, za to ten olbrzym! Po prostu jakby wziąć takiego mnie, powiększyć i zamienić w drewno! Na pewno jakoś się dogadamy! Nawet pomimo tych wszystkich małych stworów, które pewnie będą chciały nam przeszkodzić!”
        Szybko jednak okazało się, że driady nie zdołają w jakikolwiek sposób zatrzymać spotkanie Haxama z drewnianym stworzeniem. Armia niewielkich Panów Skoczysławów zaatakowała te stworzonka, tnąc je na kawałki. A przynajmniej istot podobnych do Pana Skoczysława, ponieważ tego pająka nie było pośród nich. ”I po co on komu? Tylko czas zabierał. I ograniczał mnie! Teraz te stworzonka poczują się tak samo!” Pokusa zapytała go, czy mogłaby użyć magii do wyciągnięcia go. Haxam nawet nie zwrócił na to uwagi. Zafascynowany był czymś innym. Jak gdyby nigdy nic wstał, po czym ruszył w stronę driad siekanych na kawałki, a może raczej wielkiego, ruszającego się kawałka drewna. Wpatrywał się w niego z zafascynowaniem, skupiał wszelką uwagę jedynie na nim.
- Wielkie, drzewonośne coś! - zakrzyknął Haxam, ciągle idąc w jego stronę pomiędzy umierającymi driadami. Mógłby obserwować śmierć każdej jednocześnie, ale teraz to nie one się liczyły. - Jesteśmy identyczni! Może i jesteśmy z innego kamulca, może i różnimy się rozmiarami, ale to nie ważne. Przeeeeeemów do mnie.
        Olbrzym, jak można się było tego spodziewać, nie odezwał się. Był zbyt zajęty zdobywaniem kolejnej kończyny. ”Hej! To niesprawiedliwe! Ja tak nie mogę! A może i mogę? Nigdy nie próbowałem. W sumie...” Podniósł odciętą dłoń jednej z driad, którą chciały ciąć pająki uciekające teraz na wszystkie strony od kamiennej istoty, po czym przyłożył sobie do ramienia. Nic się nie stało. ”Meh.”
        Tymczasem jedna z driad, którą właśnie dopadły pająki, najwyraźniej spanikowała. Zaczęła krzyczeć coś w języku, który Haxam poznałby, gdyby tylko słyszał. Gdyby tak było, krzyknąłby zapewne: „żadnej magii!”, ale nie słuchał. Pojawił się błysk, po czym wszystko w promieniu kilkunastu stóp od rzucającej zaklęcie driady zamieniło się w kamień. Łącznie z drewnianym gigantem. I Haxamem.
- Aaaaaaa! - krzyknął runiczny i zaczął machać rękami, biegając wokół tak szybko, jak tylko mógł. Czyli niezbyt. - Zamieniły mnie w kamień! Zamieniły mnie w kamień!
        Nagle przystanął i, jako że był nad wyraz inteligentny, zaczął się zastanawiać. W końcu doszedł do wniosku, że już wcześniej był z kamienia i nie było się czego obawiać. Spojrzał na giganta i zaniemówił. Jako skała był jeszcze bardziej niesamowity. Haxam podszedł do niego i przytulił go w pasie. Ten stał nieruchomo, aż nagle drgnął i obrócił głowokształtną część ciała w stronę towarzyszy Haxama, jego samego ignorując.
Awatar użytkownika
Rozalie
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 74
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Pokusa
Profesje: Kurtyzana , Mag , Włóczęga
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Rozalie »

Rozalie niemal się obraziła widząc, iż Haxam zignorował jej pytanie, a potem ot, tak sobie wyszedł. Już miała się pozłościć i pokrzyczeć na kamiennego stwora, ale coś odwróciło jej uwagę. Był to oczywiście zbliżający się olbrzym. Nie słyszał on i nawet nie zwracał uwagi na runicznego. Nagle jakaś driada zaczęła wykrzykiwać jakieś zaklęcie.

- A JEJ TO WOLNO?! – zdenerwowała się pokusa, po czym posmutniała, też chciała sobie poczarować.

Gigant, resztki driad i sztućcowe pająki znajdujące się najbliżej leśnej czarodziejki zmieniły się w kamień. Piekielna zaniemówiła. Z jej twarzy dało się odczytać zaskoczenie i podziw. "Muszę zapamiętać tę sztuczkę, o tak!" – pomyślała i zachichotała.

Wcześniej drewniany a teraz kamienny olbrzym przekręcił głowę. Wyglądało na to, że tylko to zdołał jeszcze zrobić. Po czym padł z hukiem na ziemie. Podniósł się kurz. Przez chwile ograniczył widoczność. Nastała cisza, zwykła, aż podejrzana cisza. Pajączki, które przetrwały, uciekły. Natomiast krzesło z siedzącym na nim Naokim usiadło na trawie.

- Będziemy mieć trochę spokoju. – Uśmiechnęła się Roza, ścisnęła dłoń Avarro swym ogonkiem jeszcze mocniej. – To powiedz mi wszystko, czego nie wiem! Tak bardzo chcę wiedzieć, co skrywa mrok mych wspomnień! Kim właściwie jestem? Kim ty właściwie jesteś? Tyle pytań bez odpowiedzi! Wydajesz mi się taki bliski… - Zbliżyła usta do jego ust, przymknęła oczy i wszystko wskazywało na pocałunek. Jednak w ostatniej chwili odwróciła głowę w stronę Haxama.

- Jak to sam sobie wyszedłeś?! Dlaczego nie zrobiłeś tego wcześniej?! A my wszyscy się głowimy jak cię wyciągnąć! – zdenerwowała się, po czym w jednej chwili uspokoiła. – Ale mam nadzieję, że już wszystko w porządku, co, Hax?

Nie czekając na odpowiedź podleciała do Naokiego ciągnąc za sobą przemienionego. Przyjrzała się krzesłu groźnie, na co te wstało. Potem jej wzrok zatrzymał się na zmiennokształtnym.

- Nadal cię boli? Może jest choć trochę lepiej? Pomóc jakoś?

Pokusa unosiła się lekko nad ziemią i rozmyślała nad tą sytuacją. Zataczała dość szybkie kółka w powietrzu, kręcąc przy tym niebieskookim mężczyzną. Zapewne już mu się kręciło w głowie.

- A co jeśli znikniemy? Zniknęła już Eloise! I ten wilkołak Chors! Naoki też, ale wrócił! Nie chcę znikać! – wystraszyła się, zleciała na dół i przytuliła się do Avarra. – Lubię twoje ciepło, jest znajome… - stwierdziła już bez śladu wcześniejszego przerażenia. Zagwizdała, przybiegło kolejne krzesełko. Posadziła przemienionego na nim, nie licząc się z jego wolą. Po czym bezceremonialnie wpakowała mu się na kolana. – No to słucham! Opowiadaj! – Uśmiechnęła się szeroko, odsłaniając śnieżnobiałe kiełki do złudzenia podobne do tych wampirzych.

Skamieniałe resztki naturiańskiej armii i sztućcowych tworów pokusy w pewnym momencie rozkruszyły się i zamieniły w pył, który wiatr poniósł gdzieś hen daleko. Zza drzew wyszła mała, nieco zagubiona driada. W jej oczach malowało się przerażenie.

- Co wyście zrobili? Kim jesteście? Co tu się stało?! – pytała niemal ze łzami w oczach.

- Czeeeść! Mam nadzieję, że nie jesteś jak tamte złe driady? – Pokusa spojrzała groźnie na zielono skórą dziewczynkę, która zaniemówiła – No nie milcz tak! Dużo jest tu jeszcze was? – patrzyła podejrzliwie.

- Nie, ja się spóźniłam i teraz przyszłam a tu… ZMIENNOKSZTAŁTNY! – Podbiegła do Naokiego i go przytuliła. – A ty czym jesteś panie kamienny? – Zerknęła na Haxama.
Awatar użytkownika
Pani Losu
Splatający Przeznaczenie
Posty: 637
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Pani Losu »

        Podczas gdy Naoki został bezceremonialnie przytulony przez obcą jemu driadę, poczuć można było, jak ziemia drży. Kotołak już miał spytać, czy inni też to czują, gdy nagle potężny niedźwiedź, który został zbudzony hałasem, wyłonił się z pobliskich krzaków, po czym ryknął i ruszył na najbliższą osobę - na Naokiego.

        Mała driada przemówiła stanowczo w mowie niedźwiedzi, co - o dziwo - uspokoiło zwierzę, które w ramach przeprosin podeszło do Naokiego i objęło go łapami w akcie przytulenia na zgodę. W tym jednak momencie, wiwerna, która akurat przelatywała nad tym terenem, ujrzała obiad w postaci niedźwiedzia. Ruszyła w dół, przedzierając się przez korony drzew, po czym złapała niedźwiedzia, który wciąż trzymał kotołaka. Gdy wzleciała, uniosła tę dwójkę w powietrze. W akcie desperacji, kotołak złapał się czego tylko mógł i akurat była to Rozalie.

        Daleko jednak owa wiwerna nie poleciała, została ona bowiem obiadem dla ogromnego smoka, który chwycił ją w paszczę, gdy tylko przeleciał obok niej. W ten sposób, Naoki oraz Rozalie polecieli w nieznane, trzymani przez niedźwiedzia, który został złapany przez wiwernę, którą zaś złapał smok. Aż chce się rzec "cóż za dziwny zbieg okoliczności".

        To jeszcze nie koniec. Avarro próbował jakoś zareagować, pomóc uprowadzonym Naokiemu i Rozalie, ale wszystko działo się zbyt szybko - przemieniony gonił za wiwerną kawałek, ale w końcu musiał się zatrzymać, gdyż ściganie z ziemi latającego stworzenia nie miało najmniejszego sensu. Ledwo jednak się zatrzymał, usłyszał za sobą przerażony, kobiecy wrzask. Nie zdążył się obrócić, by zobaczyć kto krzyczał, bo zaledwie chwilę później stracił przytomność po niezwykle silnym ciosie w potylicę.
        Trudno stwierdzić kiedy odzyskał świadomość. Gdy to mu się jednak udało, był już w zupełnie innej części lasu, a nad nim pochylała się zielonoskóra kobieta, kurczowo trzymająca w rękach sporych rozmiarów gałąź. Z jej oczu dało się odczytać, że chyba po raz pierwszy widzi ludzkiego mężczyznę, gdyż była jednocześnie zaniepokojona i zaintrygowana. Ledwo jednak Avarro rozchylił powieki, driada znowu wrzasnęła i zdzieliła demona gałęzią w głowę, ponownie posyłając go do krainy snu.
        Przy kolejnym przebudzeniu Avarro był już sam. Leżał na skraju lasu pod krzakiem jeżyn, nie miał butów i kurczowo tulił do siebie pusty gąsiorek po winie, a całą widoczną powierzchnię jego ciała zdobiły esy-floresy namalowane zielonkawym błotem, od którego strasznie swędziała skóra. Jego cenny grimuar robił mu za poduszkę.
Zablokowany

Wróć do „Las Driad”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości