Strona 1 z 2

Re: [Południowy skraj lasu] Strach przed nieznanym.

: Śro Lip 29, 2015 1:43 am
autor: Feanturi
Fëantúri nie bał się bólu. Rzecz jasna nie przepadał za nim, nauczony był jednak jak z nim walczyć i jak go przetrwać. Choć istniały różne rodzaje bólu i elf szczerze wątpił czy poznał i umiał pokonać je wszystkie. Kto wie jakie cierpienia przyniesie mu ta rana? Może zabierze go w całkiem nowe i nieodkryte obszary uczuć? Wolałby, żeby jednak tak się nie stało.

- Dam radę - próbował przekonać driadę, nie wyglądało jednak na to, by mu się to udało. Zresztą samego siebie także nie udało mu się przekonać. Co innego zwykła rana odniesiona w walce, co innego natomiast taka zadana przez jakąś mroczną istotę. Cóż, i tak mógł tylko czekać.

- Jakoś przekonanie, iż całe to zdarzenie było z góry przewidziane nie napawa mnie zbytnim optymizmem - rzekł kierując swoje myśli na inne tory. - Strach pomyśleć co innego jeszcze może być mi "pisane". Nie, wolę myśleć, że to po prostu konsekwencja moich czynów. Gdybym był bardziej uważny, gdybym był szybszy nie doszłoby do tego. Następnym razem to nie ja będę broczył krwią... o ile to coś ma krew. Niemniej, cieszę się, że cię spotkałem - dodał uśmiechając się słabo.

Re: [Południowy skraj lasu] Strach przed nieznanym.

: Śro Lip 29, 2015 2:57 am
autor: Modrin
- Nie obwiniaj się. To nie ma sensu. Może mogłeś być szybszy, tak jak mogłeś skręcić w inną stronę. Nie ma sensu tego roztrząsać. Analizować. Co się stało to się nie odstanie - skwitowała. Jeszcze przez dłuższą chwilę siedziała przy osłabionym elfie, jednak kiedy woda w kociołku zaczęła wrzeć, wstała. Musiała zalać zioła i odczekać aż się zaparzą. W czasie, gdy zioła się zaparzały, Modrin krzątała się po obozowisku, udała się też po kolejną porcję wody. Gdy wróciła, zioła były już gotowe. Nim jednak zdecydowała się podać je choremu zrobiła coś jeszcze.
Feanturi był na tyle słaby, że nie mógł protestować. Przynajmniej nie fizycznie. Chwyciła więc za płaszcz, na którym leżał i przeciągnęła go w stronę wielkiego dębu, który rósł na brzegu polany. Nie odzywała się, gdy elf mówił, że ma tego nie robić. Ona doskonale wiedziała dlaczego postępuje tak, a nie inaczej.

- Masz może dodatkowe spodnie w swoim ekwipunku? - zapytała nagle, bez żadnego skrępowania, jakby pytała o to, jak minął mu dzień.
- Mam - odpowiedział krótko.
- Mogę je pożyczyć?
Elf przytaknął, próbując wyobrazić sobie jak driada wyglądałaby w jego spodniach, choć najwyraźniej nie miała zamiaru ich zakładać.

Feanturi mylił się jednak, bo driada miała dokładnie taki zamiar. Gdy się zgodził, odeszła na moment i zaczęła szukać w jego ekwipunku rzeczonych spodni. Kiedy je znalazła, szybko wsunęła je na siebie. Mężczyzna był smukły, więc spodnie pasowały na driadę jak ulał. No, może w pasie były trochę zbyt luźne, ale poza tym Modrin, choć nie lubiła nosić ubrań opinających jej nogi, było w nich całkiem wygodnie. W jej ekwipunku były tylko dwie sukienki, jedna spódnica, jedna bluzka i jedna tunika. Wygrzebała z tobołków tę ostatnią, odwróciwszy się tyłem do elfa zdjęła z siebie suknię, a nałożyła ładną, białą tunikę. W normalnych warunkach uciekłaby w las, by mężczyzna nie zobaczył ani jednego kawałka jej skóry, ale sytuacja była wyjątkowa. Nie miała czasu na zabawy w chowanie się po krzakach. Przebrawszy się, szybko zaplotła swoje piękne, rude włosy w długi warkocz i zawiązała je na końcu rzemieniem. Teraz wyglądała zupełnie inaczej. W spodniach i w koszuli, wyglądała niesamowicie szczupło. Wyraźnie widać było kształt jej figury. Bardzo wąską talię, niezbyt szerokie biodra, ale przede wszystkim, długie, smukłe i umięśnione nogi, niczym u nandantherskiej klaczy. Włosy zaczesane na tył głowy odsłaniały całą jej twarz. Nagle Modrin zmieniła się w zupełnie inną kobietę.
Przebrana i uczesana ruszyła w stronę elfa, po drodze zabierając kubek z ziołami. Usiadła za mężczyzną w rozkroku, opierając plecy o pień dębu i uginając nogi w kolanach. Odłożyła kubek na trawę i chwyciła mężczyznę pod pachy.
- Teraz cię przesunę - odezwała się. - Pociągnę do góry, żebyś oparł się o mnie plecami. Jeśli dasz radę, możesz mi trochę pomóc - poprosiła. Pociągnęła go mocno ku górze, aż elf skrzywił się z bólu.
- Nie ruszaj proszę ręką - rzekła łagodnie. - Po prostu leża, a ja napoję cię ziołami.

Re: [Południowy skraj lasu] Strach przed nieznanym.

: Śro Lip 29, 2015 11:48 pm
autor: Feanturi
Fëantúri pierwszy raz widział driadę w spodniach, co było na tyle niecodziennym widokiem, że zapewne parsknąłby śmiechem gdyby nie sytuacja, w której aktualnie się znajdował. Trzeba było jednak przyznać, iż ten niecodzienny strój wcale nie ujmował uroku kobiecie, a w pewnym stopniu uwydatniał nawet jej wdzięki. Gdy driada skończyła się przebierać i odwróciła się w jego stronę, przeniósł swój wzrok w inne miejsce, zganiając się w myślach, że gapił się na nią. Miał nadzieję, że Modrin nie zauważyła tego, chodź nie był tego wcale pewien.

- Nie jest ze mną jeszcze tak źle, bym nie mógł się ruszać - rzekł, gdy pomagała mu się przesunąć. Nie uważał, iż potrzebuje aż takiej troski ze strony driady, bo może i był w kiepskim stanie, jednak zwiadowcą nie zostawało się jeśli nie miało się dobrej odporności. Z drugiej jednak strony nie zamierzał protestować. W tej chwili nie pozostawało mu i tak nic innego niż odpoczywanie, a jeśli miał do wyboru sen na ziemia, oraz sen w ciepłych objęciach pięknej driady, oczywistym było, że wybrał to drugie. Jego utkany przy pomocy magii płaszcz mógł służyć za niemal doskonałe posłanie, jednak i tak nie mógł się równać z miękkim oparciem jakie zapewniły mu jędrne piersi driady.

Elf po raz kolejny zarumienił się, na szczęście driada ze swej pozycji nie mogła tego dostrzec. Jednak z ukryciem innych rzeczy Fëantúri może mieć już problem... na szczęście gorzkie zioła, które podała mu kobieta, odwróciły uwagę zarówno jej jak i jego. Twarz zwiadowcy wykrzywiła się z powodu cierpkiego smaku, a organizm spróbował zaprotestować przed spożywaniem tego ohydztwa, jednak elf szybko pokonał odruch wymiotny i dzielnie wypił przygotowane mu przez Modrin zioła.

Re: [Południowy skraj lasu] Strach przed nieznanym.

: Czw Lip 30, 2015 12:50 am
autor: Modrin
Driada oczywiście niczego nie zauważyła, zbyt była zaaprobowana opieką nad chorym. Ona po prostu taka była: dobra, opiekuńcza, czuła. W chwili, kiedy miała o kogoś dbać nie miało znaczenia, czy to kobieta, czy mężczyzna. Zajmowała się chorą istotą i dawała jej całą siebie. Czułe gesty, objęcia, śpiew, opowieści - tak opiekowały się sobą driady. Tego była nauczona i taka była z charakteru. Pewnie byłoby inaczej, gdyby na jej drodze stanęła osoba, którą uznałaby za groźną. Ale tak się nie stało. Fenaturi był miły i dobry. Przynajmniej tak sądziła i miała nadzieję, że się nie myli.

Zioła, które podała elfowi miały okropny smak, to prawda, i były trudne do przełknięcia. Jednak nie znała innego sposobu by oczyścić organizm mężczyzny. Nie powiedziała mu, ale dodała do nich kilka listków rośliny działającej na uspokojenie. Wiedziała, że dzięki temu elf zaśnie. Kiedy wypił cały kubek, Modrin spróbowała pomóc mu zasnąć, nucąc cichą, leśną piosenkę, której nauczono ją w dzieciństwie. Chwilę trwało nim mężczyzna zasnął, ale kiedy to się stało, rudowłosa zaczęła powoli zdejmować z jego rany larwy i pijawki. Gdy zasnął na dobre, wysunęła się spod jego ramion i wstała. Zaparzyła kolejne zioła. Tym razem takie, które miały pomóc w gojeniu się rany. Gdy wystygły wyciągnęła sparzone liście, utarła je i w postaci zielonej papki ułożyła na ranie. Miała w swoich bagażach płócienny bandaż, opatrzyła więc ranę elfa, zabezpieczając ją przed zabrudzeniami. Feanturi nadal spał, miała więc czas zająć się obozowiskiem i zwierzętami. Konwalia odeszła dosyć daleko od polany by się najeść, Listek jednak coraz bardziej nerwowo kręcił się wokół pakunków Modrin. Dziewczyna wyjęła z nich jedzenie, które najbardziej lubił borsuk i nakarmiła go. Nie zapomniała jednak o Orzeszku. Ruda wiewiórka cały czas siedziała i pilnował swojego pana. Modrin wiedziała, że zwierzątko nic nie jadło. Miała w swoich zapasach sporo suszonych owoców, wyjęła więc z lnianego woreczka garstkę suszonych jagód i podeszła do zwierzątka. Orzeszek w pierwszej chwili wystraszyła się, a potem nastroszyła bojowo.
- Nic ci nie zrobię, malutka - odezwała się do stworzonka, wyciągając rękę z garścią jagód. - Zobacz, przyniosłam ci coś smacznego. Wiewiórka wciągnęła powietrze i gdy tylko poczuła zapach borówek, wesoło podbiegła do dłoni Modrin i zaczęła wyjadać z niej smaczne owoce.
- Widzisz, nic ci nie grozi, maleńka - mówiła.

Nakarmiwszy wiewiórkę Modrin zajęła się przygasającym ogniskiem. Naniosła z lasu sporą ilość drewna, tak by starczyło do rana. Potem już po raz wtóry udała się po wodę. Musiała zrobić kilka spacerów by mieć jej odpowiednią ilość. Napełniła nie tylko swoje bukłaki, ale też bukłak elfa, przyniosła też świeżą wodę w kociołku i we wszystkich naczyniach, które się do tego nadawały. Potem sama usiadła na chwilę i zjadła trochę owoców i korzonków.
Modrin usiadła obok chorego, gdy tylko zjadła. Zapadł zmrok. Ognisko nadal paliło się mocno i dawało dużo ciepła. Konwalia wróciła z lasu i położyła się na skraju polany. Listek położył się przy siedzące ze skrzyżowanymi nogami Modrin i przytulił do jej uda. Ognistowłosa nuciła cicho kołysanki, które śpiewały jej siostry, by zabić czas. Nie mogła iść spać, zresztą na razie nie była jeszcze zbyt zmęczona. Poza tym obiecała, że przejdzie przez tą noc razem z Feanturim i nie zamierzała tej obietnicy złamać.

Re: [Południowy skraj lasu] Strach przed nieznanym.

: Pią Lip 31, 2015 1:41 am
autor: Feanturi
Jak się okazało, driada wcale nie przesadzała twierdząc, iż czeka go trudna noc. Po początkowym, stosunkowo spokojnym śnie, w okolicach północy nadciągnęły nudności. Elf obudził się nagle i zwymiotował, w ostatniej chwili obracając się na bok, tak by nie ufajdać kobiety i siebie. Jego ciałem targnął spazm, po czym organizm się uspokoił. Modrin pomogła mu otrzeć usta i podała kolejną porcję ziół, na szczęście te smakowały lepiej i pomogły pozbyć się cierpkiego posmaku z ust.

Zwiadowca wymiotował jeszcze kilka razy, a pomimo żaru jaki bił od ogniska było mu to na przemian zimno, to znów zlewał się potem, tak że po kilku godzinach jego koszula była całkiem mokra. Tuż przed świtem przebrał się, a właściwie dał się przebrać, w nową koszulę i po kolejnej porcji ziół znów zasnął. Tym razem sen trwał dłużej i obudził się dopiero w okolicach południa. Gorączka minęła, natomiast w ręce czuł tępy ból, który na szczęście nie był na tyle dokuczliwy, by nie mógł zebrać myśli. Rozejrzał się wokół, jednak driady nie było nigdzie widać, jednak jej łania skubała nieopodal trawę, tak więc najwyraźniej nie porzuciła go i zamierzała wrócić.

Fëantúri spróbował podnieść się na zdrowej ręce i niemal od razu tego pożałował. W głowie mu zawirowało i musiał położyć się z powrotem by znów nie zwymiotować. Wziął kilka głębokich oddechów, po czym spróbował ponownie - tym razem powoli. Udało się. Oblizał w zamyśleniu usta i zdał sobie w tym momencie sprawę z tego, jak bardzo są spierzchnięte. Jego organizm musiał stracić mnóstwo wody w nocy i to mimo tego, że driada dbała o jego nawodnienie. Rozejrzał się wokół i uśmiechnął się do siebie. Zadbała również o to by miał czego się napić po przebudzeniu - nieopodal stała bowiem drewniana misa wypełniona świeżą wodą. Skwapliwie z niej skorzystał.

Zastanawiał się, gdzie udała się jego wybawicielka, nie miał jednak na tyle siły by iść się za nią rozejrzeć. Zamiast tego odchylił głowę do tyłu, zmrużył oczy i jął się wygrzewać w promieniach słońca. Dawno już nie miał czasu na spędzenie dłuższej chwili na bezczynności.

Re: [Południowy skraj lasu] Strach przed nieznanym.

: Pią Lip 31, 2015 2:39 am
autor: Modrin
To była długa i prawdziwie koszmarna noc. Elf wymiotował, pocił się, czasem nawet jęczał z bólu. Godziny mijały niezwykle powoli. Driada dbała o ciemnowłosego najlepiej jak potrafiła. Poiła, ocierała pot, przykrywała, gdy marzł i odkrywała, gdy była mu gorąco. Nad ranem przebrała go i mniej więcej umyła. Kiedy spał zaplotła mu też włosy, jego kucyk bowiem już dawno się rozwiązał. Dwa razy zaparzyła mu łagodnych ziół by zmniejszyć jego ból. Niestety wody nie wystarczyło, więc nad ranem Modrin musiała ruszyć po raz kolejny nad strumień. Prawie przez cały czas siedziała jednak przy elfie. Gładziła go po włosach gdy spał, przytrzymywała, gdy wymiotował. Kładła na czoło i nadgarstki zimne kompresy. Tak jak obiecała, była przy nim cała noc i robiła wszystko, by tylko mu pomóc. Czuwała przy Feanturim tak długo jak miała siłę.
Jednak krótko przed południem była ledwie żywa. Postanowiła na chwilę się położyć. W dole polanki rósł duży krzak porzeczek, Modrin wiedziała, że Listek położył się pod nim i śpi. Pomyślała, że zrobi podobnie. Rosła tam wysoka, miękka trawa i było to idealne miejsce, żeby chwilę odpocząć. Ognistowłosa ułożyła się wygodnie na trawie, za zielonym, gęstym krzakiem. Listek zobaczywszy swoją panią wygrzebał się spod gałęzi i podreptał do driady. Dziewczyna zwinęła się w kłębek, przytulając do brzucha swojego pupila i zamknęła oczy. Nie chciała spać, ale sen zmorzył ją prawie natychmiast.

Re: [Południowy skraj lasu] Strach przed nieznanym.

: Pią Lip 31, 2015 8:38 pm
autor: Feanturi
Fëantúri cieszył się południowym słońcem w oczekiwaniu na driadę, jednakże ta długo nie wracała. W końcu elf zebrał siły i postanowił jednak się za nią rozejrzeć. Podniesienie się z ziemi było nie lada problemem i dopiero gdy wpadł na to by wesprzeć się na swojej włóczni, udało mu się stanąć na równe nogi. Choć to może powiedziane nieco na wyrost, w pierwszej chwili łydki trzęsły mu się niczym galareta. Zadziwiające, jak szybko stracił siły. Ciekawe co by się stało gdyby nie trafił na Modrin. Brrr... po plecach przeszły mu ciarki. Wyglądało na to że spotkał ją w ostatniej chwili.

Elf zrobił kilkanaście kroków zbliżając się do łani, ta uniosła nieufnie łeb i potrząsnęła nim dając mu znak żeby nie zbliżał się bardziej. Najwidoczniej wciąż miała mu za złe to, że wystraszył ją na skraju lasu. Zwiadowca zatrzymał się, po czym zebrał się w sobie i zapytał ją gdzie też podziewa się jej pani. Jelonka przyglądała mu się dłuższą chwilę, po czym w końcu wskazała łbem pobliskie zarośla i wróciła do skubania trawy. Podziękowawszy jej, zwiadowca udał się we wskazanym kierunku.

Na miejscu zastał zwiniętą w kulkę driadę z wtulonym w nią borsukiem. Zwierzę przebudziło się gdy tylko poczuło jego obecność, natomiast kobieta spała twardym snem. Przekazał gestem Listkowi, iż nie ma złych zamiarów i klapnął nieopodal. Krótka wędrówka zmęczyła go bardziej niż można by się spodziewać. Nie pozostawało mu nic innego, jak czekać, aż dziewczyna się obudzi. Wolałby wprawdzie poszukać jakiegoś jedzenia, by Modrin mogła coś zjeść po przebudzeniu, jednak naprawdę nie miał na to siły. Westchnął tylko na swoją bezsilność. Wyjął skądś uschnięty kawałek drewna i zaczął w nim dłubać swoim nożem, usiłując wydobyć z drewna figurkę borsuka, który czujnie mu się przyglądał z objęć driady.

Re: [Południowy skraj lasu] Strach przed nieznanym.

: Pią Lip 31, 2015 10:48 pm
autor: Modrin
Listek nie był stworzeniem szczególnie nieufnym, nie miał gdzie się nauczyć nieufności wobec istot ludzkopodobnych. Wśród driad żył jak wśród swoich. Ponad wszystko jednak był stworzeniem ciekawskim. Przybycie elfa nie dało mu więc spać. Chwilę jeszcze leżał wtulony w swoją panią, jednak czujnym okiem obserwował poczynania ciemnowłosej istoty. W końcu zaczął się wiercić, próbując wyswobodzić z objęć driady. Czując, że poruszającego się borsuka Modrin zaczęła się przebudzać. Listek szybko wysunął się z rąk Modrin i podreptał w stronę elfa. Jego czuły, ciemny nosek powąchał powietrze unoszące się wokół mężczyzny. Zrobił jeszcze kilka kroków, aż znalazł się tuż przy nodze obiektu swojego zainteresowania. Powąchał tkaninę, w którą obleczona była istota, ta najwidoczniej pachniała bardzo smacznie, bo stworzonko zaczęło ją lizać. Czyli innymi słowy, Listek zaczął ze smakiem "wcinać" spodnie Feanturiego.

W tym czasie Modrin przebudziła się na dobre. Jednak jeszcze przez chwilę leżała i wpatrywała się brązowe gałązki, rosnącej przed nią porzeczki. Była bardzo, bardzo zmęczona. Wiedziała jednak, że musi wstać, że musi iść sprawdzić co z elfem. Jeszcze przez moment nie była w stanie się ruszyć. W końcu jednak rozprostowała nogi i podniosła się do pozycji siedzącej. Jakież było jej zdziwienie, kiedy zobaczyła ciemnowłosego siedzącego niedaleko od niej.
- Co ty tu... robisz? - powiedziała od razu i natychmiast usłyszała jak słabo i zachryple brzmi jej głos. Odkaszlnęła kilka razy.
- Nie śpisz? - zapytała, a jej głos brzmiał już nieco lepiej.
- Jak się czujesz?

Re: [Południowy skraj lasu] Strach przed nieznanym.

: Nie Sie 02, 2015 3:32 pm
autor: Feanturi
Elf przyglądał się z uniesioną brwią poczynaniom borsuka. Po chwili na jego usta wypełznął uśmiech - zupełnie jakby widział Orzeszka. Wiewiórka zachowywała się dokładnie tak samo i sporo czasu minęło, nim udało mu się jej tego oduczyć. Sporą zasługę miały w tym duże ilości smakołyków, które dostawała w zamian. Zwiadowca przesunął nogę z dala od borsuka, ten jednak nie zraził się tym i podreptał w ślad za nią, po czym zabrał się do dalszego pałaszowania nogawki. Fëantúri westchnął, po czym sięgnął do sakiewki, w której nosił zawsze kilka orzechów dla Orzeszka i dał jedną zwierzątku. Na chwilę miał spokój, a w międzyczasie driada przebudziła się.

- Osłabiony - odpowiedział na jej ostatnie pytanie. - Pomyślałem, że dotrzymam ci towarzystwa, ja się już porządnie wyspałem. Ja... gdyby nie ty, chyba bym nie przetrwał tej nocy. Mam u ciebie ogromny dług i postaram się spłacić go najlepiej jak potrafię, pierw jednak muszę coś zrobić w sprawie bestii, która mi się wymknęła. - Elf uciszył driadę nim ta zdążyła zaprotestować, iż jest na to za słaby. - Spokojnie, nie zamierzam za nim gonić. Muszę jednak poinformować kogoś o mojej porażce. Sądzisz, że twoje siostry pomogą mi wysłać wiadomość?

Re: [Południowy skraj lasu] Strach przed nieznanym.

: Nie Sie 02, 2015 5:17 pm
autor: Modrin
- Jesteś zbyt uparty - rzekła.
- Uparty jak... jak żółw. Żółw nawet jeśli nie ma przejścia to prze na przód, chociaż ciągle tkwi w tym samym miejscu. Czy ty kiedyś odpuszczasz? - zapytała, ale właściwie to nie liczyła na odpowiedź.
- Nie odpuszczasz - odpowiedziała sama sobie, ale zaraz potem uśmiechnęła się pogodnie do elfa.
- Moje siostry mieszkają daleko stąd, a inne driady, raczej nie będą chętne by opuszczać nasz las. Ale znam inny sposób by wysłać gdzieś wiadomość. To znaczy, jeśli mi się uda.
- Widzisz, odziedziczyłam po matce pewien dar, choć jeszcze do końca nie umiem go wykorzystywać. Wiem, że to we mnie tkwi i być może uda mi się go użyć. Umiem przywoływać zwierzęta siłą woli, a właściwie powinnam umieć. Wystarczy, że uda mi się przywołać jakiegoś ptaka, wtedy poproszę go, żeby zaniósł dla ciebie wiadomość dokąd chcesz.

Re: [Południowy skraj lasu] Strach przed nieznanym.

: Pon Sie 31, 2015 12:19 am
autor: Feanturi
- To nie kwestia mojej upartości - odparł elf robiąc przy tym poważną minę. - Powierzono mi zadanie i chcę je wykonać do końca, a przynajmniej zadbać o to, by ktoś inny zajął się tym problemem, skoro ja w moim obecnym stanie nie potrafię mu podołać. Mój lud mógłby zapomnieć o bestii i moglibyśmy uznać, że to nie nasza sprawa, skoro stwór opuścił nasze lasy. Uczynił jednak wiele zła, za które to zło musi odpowiedzieć. No i ktoś musi go powstrzymać przed dalszą destrukcja. Chciałabyś, żeby którąś z twoich sióstr spotkało to samo co mnie?

Zwiadowca rozchmurzył się po chwili i rzekł pocieszająco:
- Nie martw się, nic się im nie stanie. Myślę, że powietrzny posłaniec w zupełności wystarczy. Nie trzeba wielu słów, wystarczy prosta wiadomość. Moi krewniacy zadbają o to by odesłać bestię tam, skąd przybyła, lub jeszcze lepiej, zadbają by pozbyć się jej na zawsze. Przywołaj proszę jakiegoś chętnego kuriera, moi bracia wynagrodzą go za jego trud. A potem możemy zająć się czymś przyjemniejszym, w końcu zapowiada się bardzo piękny dzień, nieprawdaż?

Re: [Południowy skraj lasu] Strach przed nieznanym.

: Czw Wrz 24, 2015 12:51 am
autor: Modrin
- Jesteś... ciekawą istotą - uśmiechnęła się.
- Ale powinieneś się więcej śmiać - dodała pogodnie.
- Spróbuje znaleźć dla ciebie odpowiedniego posłańca. Ale... tak szczerze. - Wyraz jej twarzy zmienił się na bardziej niepewny. - To tak właściwie... Nie do końca mam opanowaną tą umiejętność, tak jak mówiłam. Bardzo, bardzo się postaram, ale... Jeśli coś nie wyjdzie będziemy musieli znaleźć inny sposób, by przekazać twoim braciom wiadomość. I chyba lepiej będzie jeśli na chwilę zniknę w lesie. Trochę... trochę się wstydzę - Zarumieniła się i spuściła wzrok. - Przy obcych.
Nawet nie czekała na odpowiedź, miała wrażenie, że zaraz spali się ze wstydu. Wstała i niczym młoda łania czmychnęła do lasu, chowając się przed wzrokiem ciemnowłosego. Zostawiając na polanie elfa wraz ze swoim borsukiem. Listek był zaspany, zupełnie nie wiedział co się dzieje. Jego przyjaciółka nagle zniknęła, borsuczek podniósł głowę, spojrzał na Feanturiego i zapiszczał smutno, jakby chciał powiedzieć "Gdzie Modri?". Długo nie trwało, a zdezorientowany zwierzak wstał i przydreptał pod nogi elfa. Już nie zamierzał gryźć jego ubrań, wręcz przeciwnie. Wgramolił mu się na kolana i wyginając do góry łepek, położył go na brzuchu mężczyzny i zaczął wpatrywać mu się w twarz.

Re: [Południowy skraj lasu] Strach przed nieznanym.

: Sob Paź 24, 2015 8:20 pm
autor: Feanturi
Fëantúri powiódł skonsternowanym wzrokiem za kobietą. Jak na driadę wydawała się strasznie płochliwa. Spojrzał na Listka, który postanowił się na niego wgramolić i wzruszył bezradnie ramionami, po czym delikatnie pogładził zwierzaka po grzbiecie.
- Nic się nie martw, mały przyjacielu. Modrin na pewno zaraz wróci. Nie martw się. - Elf sięgnął do sakiewki w której zawsze trzymał kilka przysmaków dla wiewiórki i wydobył z niej orzech, którym podzielił się teraz z zwierzątkiem. - Tylko nic nie mów Orzeszkowi, bo będzie zazdrosna. Swoją drogą, ciekawe gdzie podreptała? - Zwiadowca rozejrzał się wokół, ale nigdzie nie dostrzegł rudej kity. Najwidoczniej poszła się rozejrzeć po okolicy. Wyglądało na to, że z czasem przejęła od niego część zachowań i teraz zawsze starała się mieć rozeznanie w sytuacji. Fëantúri uśmiechnął się na tą myśl.

Re: [Południowy skraj lasu] Strach przed nieznanym.

: Wto Gru 22, 2015 2:31 pm
autor: Modrin
Modrin bała się wykorzystywać nie do końca opanowane umiejętności przy obcych. A co jeśli by się nie udało? Zapadłaby się pod ziemię, że zawiodła. Samej w lesie było łatwiej. Choć i tak nie miała pewności, że uda jej się przywołać jakieś zwierzę, które mogłoby zanieść wiadomość.

Gdy była już na tyle daleko, że elf nie mógł jej widzieć ani słyszeć, znalazła niedużą polankę pomiędzy drzewami i tam się udała. Usiadła na środku, krzyżują nogi i zamykając oczy.
- Głęboki wdech... i wydech. - Musiała skupić wszystkie swoje myśli na jednej rzeczy, na zaklęciu przywołania.
- Wdech i wydech - powtarzała. Rozłożyła ręce na kolanach i starała się rozluźnić. Musiało się udać, przecież nie mogła zrobić z siebie głupiej przed nowym towarzyszem. Chwilę trwało nim zapadła w trans, a jej myśli uspokoiły się i zaczęły krążyć wyłącznie wokół zaklęcia. Wiatr szumiący dookoła zamilkł, nie było słychać śpiewających ptaków, drzewa przestały się kołysać. Rośliny przestały rosnąć. Poczuła pustkę wokół siebie, wiedziała, że musi się udać.

Nagle nieprzeniknioną ciszę przerwał głośny szelest. Modrin nie otwarła jednak oczu. Szum zbliżał się do niej niebezpiecznie szybko. Nagle coś z impetem uderzył w jej ramię i wczepiło się pazurami w tkaninę jej sukni. Otwarła oczy...
- Sowa... - Nie mogła uwierzyć własnym oczom. Udało jej się przyzwać sowę! Najprawdziwszą sowę!
- Och! Jesteś taka piękna! - Patrzyła na szlachetnego ptaka i nadal nie mogła uwierzyć.
- Chodź, musimy iść, jesteś bardzo potrzebna. - Sowa ze stoickim spokojem siedziała na ramieniu driady. Ta wstała i ruszyła w pośpiechu w stronę obozu.

- Mam posłańca - powiedziała natychmiast widząc Feanturiego i uśmiechnęła się szczerze.

Re: [Południowy skraj lasu] Strach przed nieznanym.

: Wto Gru 22, 2015 4:06 pm
autor: Feanturi
Na widok sowy borsuk pisnął cicho, po czym czmychnął czym prędzej w pobliskie zarośla, skutecznie uciekając przed wzrokiem przybysza. Sowa przestąpiła z nogi na nogę, jakby nie mogła się zdecydować co zrobić, ostatecznie jednak została na ramieniu Modrin. Fëantúri natomiast pokiwał głową:
- Sowa będzie doskonałym posłańcem.

Fëantúri wyjął zaostrzony kawałek węgla drzewnego oraz mały zwitek papieru i skreślił na nim kilka rzędów znaków, które z grubsza przypominały bazgroły małego dziecka, a w rzeczywistości były alfabetem, którym posługiwali się zwiadowcy. Pismo wyglądało koszmarnie i w porównaniu z typowymi elfickimi literami wołało o pomstę do nieba, jednak było znacząco bardziej spójne i potrafiło przekazać więcej precyzyjnej treści niż tradycyjny język. Cóż, wierszy nie dało się dzięki niemu układać, nie do tego jednak zostało stworzone.

Elf zwinął wiadomość w bardzo ciasny rulonik, po czym ostrożnie zbliżył się do sowy i przywiązał wiadomość do jej stopy. Razem z Modrin poinstruowali ją gdzie ma polecieć. Zwierzę rozłożyło swoje skrzydła i kilkoma silnymi uderzeniami wzbiło się w powietrze po czym zniknęło im z oczu za koronami drzew. Fëantúri jeszcze długą chwilę wpatrywał się w ślad za ptakiem.

- Piękne stworzenie – powiedział w końcu przenosząc wzrok na driadę. - Nie martw się, moi bracia z pewnością wynagrodzą je za trud. Tymczasem... - Zwiadowca nie dokończył, ponieważ nagle przeszył go ostry ból płynący z ramienia, który aż zaparł mu dech w płucach. Zawirowało mu przed oczami i stracił na chwilę przytomność, upadając wprost na Modrin, która przewróciła się razem z nim na plecy. Gdy ocknął się parę oddechów później jego twarz była zaledwie kilka centymetrów od twarzy driady.

- Ja... przepraszam – wymamrotał pośpiesznie po czym podparł się na ręce próbując wstać, dopiero poniewczasie zdając sobie sprawę, że próbuje się odepchnąć od prawej piersi towarzyszki. Jego twarz momentalnie zrobiła się czerwona, przeturlał się na bok, odwracając się plecami od kobiety i wymamrotał z siebie pośpieszne i bardzo nieskładne przeprosiny.

Re: [Południowy skraj lasu] Strach przed nieznanym.

: Sob Sty 02, 2016 7:52 pm
autor: Modrin
Gdyby miała opisać co właśnie się stało zapewne jedyny co mogłaby powiedzieć to wymowne "Em...". W jednej chwili elf wysyłał sowę z wiadomością a w drugiej leżał na niej rozwalony jak pijany wieśniak. Driada zapiszczała i zamiast martwić się o jego zdrowie zaczęła go z siebie spychać. Nie rozumiała co właśnie się stało i ani trochę nie wierzyła, że elf zrobił to przypadkiem.
- Ty... Ty... Ty zboczeńcu! - wrzasnęła.
- To ja ratuję ci życie a ty... ty! - nie potrafiła się wysłowić.
- Oj, siostry ostrzegały mnie przed takimi! - krzyczała. Widząc zdenerwowaną panią, Listek natychmiast przybiegł do jej nóg i zaczął warczeć na elfa. Modrin podniosła się z ziemi oburzona. W mgnieniu oka obok niej zjawiła się też Konwalia, gotowa bronić driady za wszelką cenę.
- Aaaaa! - krzyknęła jeszcze bardziej zła, w przypływie emocji rzucając zaklęcie na wszystkie pobliskie krzaki. Młode gałęzie zaczęły rosnąć, wić się i splatać ze sobą. Jedne sięgały drugich, plątały się i unosiły ku górze, coraz wyżej i wyżej. Oplatały pobliskie drzewa, mieszały się z trawą, wiązały wokół szerokich pni. Małe gałązki łączyły się tworząc ze sobą grube sploty i pięły się ku górze jak niebezpieczny, trujący bluszcz. Wokół elfka wyrosło nagle ogrodzenie, z gęstych gałęzi i liści, sięgające mniej więcej dwóch metrów.
- Nie waż się do mnie zbliżać! - wrzeszczała driada. Elf i tak nie miał w tej chwili jak się zbliżyć. Od rudowłosej dzieliła go gruba warstwa splatanych ze sobą gałązek, nad którymi władze miała tylko ona.