Las Driad[Zarośnięte drogi] Nie ma to, jak się zgubić

Kraina baśniowych stworzeń, gdzie mgliste polany i rozległe lasy zamieszkują majestatyczne pegazy i jednorożce, a gdzieś w głębokimi lesie spotkać możesz cudownie piękne, leśne Driady. To właśnie w tym lesie położony jest wielki Jadeitowy Pałac Królowej Driad i ich święte miasto ze Źródłem Nadziei i Ołtarzem Nocy.
Zablokowany
Lorcan
Błądzący na granicy światów
Posty: 10
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

[Zarośnięte drogi] Nie ma to, jak się zgubić

Post autor: Lorcan »

        Lorcan zaklął cicho, kiedy nieprzyjemnie szarpnęło jego ciałem. Na chwilę stracił równowagę i poleciał na szyję swojego wierzchowca, który przed sekundą się porządnie potknął. Klacz stuliła niezadowolona uszy i zaraz zadarła łeb, przez co prawie obiła nos mężczyzny.
        - Podnoś trochę nogi, bo sobie krzywdę zrobisz? - spytał się, choć wiedział, że słownej odpowiedzi nie dostanie. Jednakże w jakiś sposób kara go rozumiała. Także i teraz zastrzygła uszami i machnęła parokrotnie głową, jakby chciała powiedzieć "nie martw się! Dam sobie radę!". Lorcan westchnął cicho i rozejrzał się wokół. Wszystko tutaj wyglądało identycznie. Nie mógł zorientować się w ogóle w terenie, co zwykle nie sprawiało mu problemów, ale teraz? Nieuczęszczane leśne drogi, dróżki czy dukty porosły chaszczami, pełne były przeszkód w postaci wystających korzeni, które tylko czekały na nieuwagę wędrowca, który miał się o nie potknąć i zaryć nosem w ziemię. Na dodatek podróż uprzykrzał półmrok, jaki tutaj panował. To już nie był idealnie czysty las, a były to knieje zarośnięte krzakami, mniejszymi drzewkami. Zdecydowanie w oczy rzucał się brak ruchu w tych stronach. Wędrowcy musieli tędy nie uczęszczać, bo zapewne oni się nie gubili, jak to właśnie zrobił ten młody człowiek jadący na koniu. A niby potrafił się orientować w mapach i charakterystycznych punktach. Tylko tutaj ich w ogóle nie było, psia jego mać.
        Lorcan wstrzymał Elestren, która polecenie przyjęła z cichym parsknięciem i zeskoczył z niej. Bez jego ciężaru powinna sobie lepiej radzić z tymi leśnymi przeszkodami. On sam natomiast zainteresował się tobołkami, które miał przypięte do jej siodła. Stamtąd wyciągnął mapę i ją rozłożył chcąc dowiedzieć się, gdzie jest. Problem polegał na tym, że nie miał pojęcia, jak swoje aktualne położenie przenieść na ten kawał papieru. No masz ci los!
        A mogłeś pojechać inaczej, ale nie... skrótów ci się zachciało - skarcił się w myślach i musiał przyznać przed samym sobą, że chyba przyjdzie mu tutaj nocować, a nie miał na to najmniejszej ochoty! Ten zarośnięty las nie wyglądał zbyt przyjaźnie i raczej nie przyjdzie mu spać we względnie przyzwoitym łóżku w jednej z karczm w Valladonie. Westchnął i nie widząc sensownego rozwiązania postanowił iść dalej prosto tą ścieżką, a przynajmniej dopóki się da. Może kiedyś trafi na jakieś rozwidlenie, albo skończy się ta przeklęta okolica. Elestren obdarzyła swojego właściciela spojrzeniem pełnym wyrzutu i zarazem współczucia. No jak on mógł tak zbłądzić, a ona chciała iść jasną i przyjemniejszą częścią lasu. Co za uparty człowiek! Szkoda, że nie umiała mówić, bo pewnie wygarnęłaby mu od dołu do góry, co o tym myśli. Nigdy więcej skrótów. Sam Lorcan chyba również za szybko nie skorzysta z ich pomocy, jeśli nie będzie pewny, że się nie zgubi.
        - No dobra... chodźmy dalej. Nie ma sensu tu stać i czekać na cud - mruknął, zwinął mapę i wepchnął ją do tobołków. Sam naciągnął na głowę kaptur od swojego płaszcza i ujął w dłoń wodze klaczy, które ściągnął z jej szyi. Skoro on ich w to wpakował, to on też będzie maszerował przez te korzenie i chaszcze, jakie pokryły drogę. Przynajmniej oszczędzi nogi klaczy, a sama bez jego ciężaru łatwiej będzie się poruszała.
        Niech się stanie cud i wskaże mi drogę do Valladonu - pomyślał sobie i stwierdził, że w takim odludnym miejscu nie ma co liczyć nawet na pomocny paznokieć.
Awatar użytkownika
Kelisha
Szukający Snów
Posty: 178
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kelisha »

Kelisha miała wyjątkowo dobry humor. Sprzedała korzystnie wszystkie skóry, zęby, rogi i całą resztę zwierzęcych części, które ktokolwiek chciał kupić. Co więcej, nie zdążyła jeszcze zużyć wszystkiego, na co przepuściła zdobyte pieniądze. W plecaku przyjemnie ciążyły podstawowe zapasy na przynajmniej kilka dni oraz dwie butelki wina. Szła przez las, zastanawiając się, gdzie mogłaby w spokoju oddać się rozkoszom samotnego posiłku. To, co dla innych było ledwie widocznymi ścieżynkami i chaszczami, dla niej było całkiem wygodną drogą, wydeptaną przez zwierzynę. Przewalone pnie przeskakiwała bez problemu, zdradzieckie dziury omijała leciutkim łukiem, prawie nie patrząc pod nogi. I wszystko to, jak zwykle, niezwykle cicho. W dłoni podrzucała skórzaną obrożę ze srebrnymi ćwiekami, co do której nadal nie mogła się zdecydować. Sprzedać ją, czy zostawić sobie? Z rozmyślań wyrwało ją podzwanianie uprzęży.
- Uprząż? Koń? Tutaj? Jeździec! - Panterołaczka szepnęła do siebie, zdając sobie nagle sprawę z całej sytuacji. Omal nie przecięła minimalnie szerszej ścieżynki, wychodząc zza szerokiego drzewa. Gwałtownie szarpnęła się w tył, przywierając do pnia. Nie była pewna, czy wędrowiec jej nie zauważył, więc na wszelki wypadek zaczęła szykować łuk i doprowadzać się do ogólnego porządku. Nie spodziewała się w takiej głuszy towarzystwa, nie miała więc założonego kaptura, a ogon zwisał swobodnie, zasłonięty jedynie płaszczem. Pospiesznie wepchnęła zdradziecki ogon pod koszulę, a tą wcisnęła w spodnie, narzuciła kaptur na głowę, po czym chwyciła łuk oraz cięciwę, którą miała właśnie założyć. Gdy tylko to zrobiła i sięgała już po strzałę, wychyliła się ze swojej kryjówki, by sprawdzić, czy została zauważona.
Lorcan
Błądzący na granicy światów
Posty: 10
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lorcan »

        Lorcan był bardziej zajęty nie przewróceniem się o wystające konary niż tym, co działo się wokół. Postępował nieco nieroztropnie, ale ufał swojej klaczy, która była znacznie bardziej spostrzegawcza od niego. Zazdrościł jej, że o wiele łatwiej jej było się poruszać po tych ścieżkach. Zresztą miała cztery nogi i znacznie lepiej łapała równowagę niż ludzie.
        Zupełnie niczego się nie spodziewający młody mag maszerował dalej, więc niczego nie dostrzegł ani nie usłyszał. Jego tęczówki skierowane były pod stopy, którymi uważnie obserwował teren, by nie wyrżnąć na ziemię. Dlatego nic dziwnego, że mocno się zdziwił, gdy Elestren zatrzymała się gwałtownie. Kara wbiła kopyta w ziemię, zadarła łeb o wiele wyżej i rozszerzyła chrapy wciągając ogromne ilości powietrza. Jej uszy poruszały się na każdą stronę, a brązowe ślepia wbiła w jedno z drzew. Zaraz jednak narządy słuchu przykleiła ciasno do czaszki. Ona w przeciwieństwie do Lorcana usłyszała i wyczuła czyjąś obecność.
        - Co jest? - sapnął, gdy poczuł lekkie szarpnięcie, bo jego ukochana towarzyszka nie raczyła się ruszyć z miejsca. Mag popatrzył na nią przez chwilę nic nie rozumiejąc z jej zachowania, ponieważ był nieco zdziwiony. - Elestren? - spytał jeszcze i cmoknął na klacz, by ta łaskawie się ruszyła, ale ona smagnęła się czarnym ogonem po równie czarnym boku i nawet nie drgnęła w jego stronę. Parsknęła jedynie ostrzegawczo wciąż wpatrując się w obrany przez siebie punkt.
        - Ktoś tam jest, moja droga? - spytał cicho i cofnął się do karej, by dłonią pogładzić jej łabędzią szyję. - Ktoś tam jest!? - zapytał podnosząc głos. Nie był pewien czy dobrze robi, ale spróbować warto, tak? Wiedział, że potrafił się posługiwać magią, a także nie najgorzej machać sztyletem. Tylko czy mu to coś da? A może to coś lub ktoś nie jest złowrogo nastawione?
        Nie musiał czekać na jakąkolwiek odpowiedź, bo zza drzewa zauważył ruch, jakby ktoś się wychylał, ale może mu się przewidziało? Nie mogło, bo Elestren kogoś tam wyczuwała i była pewna, że nie są sami. Już dawno się nauczył, że podejrzeń karej się nie ignoruje. Żeby to raz uratowała mu życie.
         - Kimkolwiek jesteś, pokaż się! - poprosił lekko rozkazującym tonem. Wolał wiedzieć z kim ma do czynienia i liczył, że nie zostanie nagle zaatakowany. Gotów był na uniki.
Awatar użytkownika
Kelisha
Szukający Snów
Posty: 178
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kelisha »

Po drugim zawołaniu Kelisha wyszła zza drzewa, w korzeniach którego ukryła swój bagaż. Ukazała się tylko z kołczanem na plecach i łukiem w dłoni. Jedna ze strzał była nałożona na naciągniętą cięciwę i wycelowana w konia. Panterołaczka zasadniczo nie miała nic do wierzchowców, ale wiedziała, że niektóre potrafiły wpaść w panikę z powodu jej zapachu i nawet próbować ją stratować.
- Kogo to niesie w takie dzikie ostępy? Z pewnością nie łowcę, to widzę. Zgubiliśmy się, czy szukamy kłopotów? Jesteśmy sami, czy ktoś zaraz wyskoczy mi za plecami? - Rzuciła niezbyt głośno, zmieniając na chwilę cel na mężczyznę. Miała przy tym nadzieję, że nie przeoczyła żadnego szczegółu, który mógłby zdradzić jej rasę. Nie wiedziała, czemu ale nawet w dziczy, gdzie mogłaby bez problemu uciec, albo zastrzelić rozmówcę, niczego nie pragnęła tak bardzo, jak ukrycia swojej tożsamości. - Radzę odpowiedzieć szybko i na temat, nie mam ochoty sterczeć tu dłużej, niż to konieczne. I trzymaj mocno chabetę, bo inaczej będę miała nowe buty z końskiej skóry.
Łuczniczka może i nie była specjalistką w zastraszaniu i właściwie sama nie wiedziała, po co dorzuciła tą groźbę. Chyba sama szukała kłopotów, czy może raczej rozrywki. Ostrożnie rozejrzała się po okolicy, stawiając czujnie uszy tak dla pewności. Po prawdzie czuła tylko zapach mężczyzny oraz konia, oprócz zwykłych zapachów lasu, oczywiście, ale ostrożności nigdy zbyt wiele.
Lorcan
Błądzący na granicy światów
Posty: 10
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lorcan »

        Szczerze powiedziawszy, to Lorcan nie spodziewał się, że ktokolwiek, albo cokolwiek zareaguje na jego zawołanie, a już szczególnie, że wyjdzie tak spokojnie i tylko będzie celował w niego łukiem. Prędzej liczył na to, że ten ktoś go zaatakuje, a tu proszę! Nie było wcale tak źle. No, nie licząc tego, że nieznajoma mierzyła strzałą w jego klacz. Z tego też powodu przesunął się o dwa kroki do przodu i jeden w bok, by zasłonić karą swoim ciałem. Ktoś mógłby powiedzieć, że głupi, bo osłania zwierzę, a nie ratuje siebie, ale on nie zamierzał pozwolić skrzywdzić swojej podopiecznej.
        - Ładnie to mierzyć z łuku w nieuzbrojonego podróżnika, a raczej do jego konia? - spytał z niejakim przekąsem i pokazał dłonie, w których nie tkwiła żadna broń. Z tym jego 'nieuzbrojeniem' to różnie bywa, bo może i po sztylet nie sięgnął, ale był magiem, czego właściwie nie ujawniał. Z drugiej strony nie ciskał w nią zaklęć, więc był bez jakiejkolwiek obrony, teoretycznie. Elestren parsknęła z niezadowoleniem, kiedy jej właściciel zasłonił ją ciałem. Spróbowała go złapać za płaszcz i przesunąć, ale tylko spowodowała, że kaptur spadł z jego głowy odsłaniając rozczochrane białe włosy i szare tęczówki, które przenikliwie wpatrywały się w nieznajomą. Sam Lorcan nic sobie nie zrobił z poczynań swojej ukochanej klaczy.
        Uniósł wysoko jedną brew, gdy nieznajoma zadała mu kilka pytań pod rząd i zażądała wyjaśnień.
        - Tyle agresywnych pytań i słów, jakbym specjalnie wlazł na czyjś teren prywatny - stwierdził nieco chłodno. Wprawdzie sam chwilę temu żądał, by nieznajoma się pokazała, a teraz jej wypominał zadawanie pytań. Co za hipokryta. Słyszał, jak Elestren nerwowo grzebie kopytem w ziemi, a czasem kątem oka dostrzegał, jak wyglądała zza jego pleców i łypała wyjątkowo nieprzyjemnie na nieznajomą. Przywykł, że kara jest aspołeczna i nie toleruje nikogo w swoim towarzystwie, ani ludzi, ani innych zwierząt. Także nie wziął jej zachowania za szczególnie sugerujące, że miałby do czynienia z kimś innym niż człowiekiem.
        - A może w tych chaszczach nie zauważyłem tabliczki z napisem "wstęp wzbroniony"? - zapytał prowadząc do konfrontacji słownej. W gruncie rzeczy nic mu ta nieznajoma nie zrobiła, ale celowała do Elestren, a to już dość istotny powód, dla którego mógł się z nią skonfrontować słownie. Wpływ pewnie na to miał także jego charakter, bo młody mag nie był zwykle przyjaźnie nastawiony i nie witał obcych, jak najlepszych przyjaciół. Z drugiej strony był zagubiony w zarośniętym lesie, a ta kobieta mogła znać drogę do Valladonu i mogła mu wskazać stąd wyjście. Była jedyną osobą, która mogła mu w tej chwili pomóc, jeśli w ogóle, więc mógł zachować się nieco milej, ale nie. Bo po co?
Awatar użytkownika
Kelisha
Szukający Snów
Posty: 178
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kelisha »

Kelisha wydawała się uosobieniem spokoju. Wyprostowana jak struna, w lekkim rozkroku, jakby od niechcenia trzymała łuk pod kątem, celując w nieznajomego. Jej humor za to szybko się pogarszał. Nie po to znalazła się tak głęboko w dziczy, by teraz musieć znosić czyjeś towarzystwo. Pod osłoną kaptura uniosła lekko górną wargę w grymasie niezadowolenia, błyskając nieco zbyt ostrymi kłami. Zaraz potem uśmiechnęła się krzywo, przesuwając minimalnie grot i puszczając cięciwę. Strzała wbiła się w najbliższy pień na lewo od mężczyzny, na wysokości głowy. Pióra na jej końcu drgały jeszcze przez chwilę.
- Masz swoją tabliczkę. Następną znajdziesz w oku. - Niemal warknęła pod nosem, nakładając drugą strzałę na cięciwę. - A teraz won mi stąd!
Panterołaczka liczyła, że dotrze już do polany i będzie właśnie wybierać najlepsze miejsce na wylegiwanie się. Ale pod żadnym pozorem nie zamierzała tego robić z tym przeklętym człowiekiem w pobliżu. Po krótkiej chwili rozmyślań, poluźniła cięciwę i schowała nowy pocisk do kołczanu. Machnęła ręką, jakby odganiała uporczywą muchę i wydobyła spomiędzy korzeni starego drzewa swój plecak. Wymamrotała jeszcze kilka przekleństw i zagłębiła się w zarośla, zdecydowana zniknąć z oczu intruza i przenieść się w inną okolicę. A niech sobie dureń zdycha w tej głuszy! Czy co tam planował robić.
Lorcan
Błądzący na granicy światów
Posty: 10
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lorcan »

        I masz Lorcanie swoje cudowne zachowanie. Powinieneś być nieco milszy, a tak... końcówka strzały drgała jeszcze nerwowo tuż obok Twojego ucha. Zamrugał parokrotnie ze zdumienia i dopiero po chwili dotarło do niego, że kolejny pocisk jest wystawiony w jego stronę. To Elestren złapała w zęby jego płaszcz i pociągnęła w bok, gdzie przez ten prosty ruch prawie stracił równowagę i wyrznął nosem o ziemię. Kiedy już odzyskał pion, to nieznajoma zaniechała kolejnego ataku i odwróciła się, by najprawdopodobniej odejść.
        Warto wspomnieć, że panujący tutaj półcień utrudniał widoczność, więc chłopak nie miał jak ujrzeć cech, które świadczyłyby, że kobieta jest innej rasy niż ludzkiej, jeśli można to w ten sposób uznać. Normalnie zapewne, by mu to nie przeszkadzało, teraz też nie, bo wbrew swojemu nastawieniu był tolerancyjnym typkiem.
        - E-eej! Zaczekaj! - zawołał za nią, gdy zaczęła się oddalać. Mógł sobie tylko pogratulować. Zapewne właśnie jedyna deska ratunku jego osoby oddalała się i nie zamierzała więcej z nim rozmawiać. No czego chcieć więcej? Miodzio! Rzucił się za nią w pościg, bo jednak chciał się stąd wydostać, a ona chyba znała te okolice. - Musisz mi... ał! - zaczął, ale zaraz dostał jakąś gałęzią po policzku. - Musisz mi wybaczyć, ale nie lubię, jak ktoś grozi Elestren - powiedział, choć z niejakim trudem, gdy pokonywał zarośla. Klacz wpierw nie wiedziała, co się dzieje, a później podążyła szybkim krokiem za swoim właścicielem wciąż mając uszy przyklejone do czaszki. Jaki on był nierozsądny czasem!
        - Cholera... teraz, to już na pewno stąd nie wyjdę - mruknął, kiedy za nieznajomą zapuścił się wgłąb leśnych zarośli, a jego klacz parsknęła poirytowana, że musi się przedzierać przez nieprzyjemny teren. Już ścieżka była zła, a teraz to miała horror. Niech go tylko dogoni, to ugryzie go w tę jego szanowną d... w miejsce, na którym nie usiądzie przez najbliższy tydzień.
Awatar użytkownika
Kelisha
Szukający Snów
Posty: 178
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kelisha »

Kelisha westchnęła ciężko słysząc za sobą krzyki. Pięknie. Po prostu wspaniale. A tak marzył jej się przyjemny, spokojny wieczór. Może nawet zwabiłaby później na swój trop jakieś wilki i sprawdziła, czy nadal jest w stanie w razie czego poradzić sobie z watahą. Ale nie, musiała trafić na jakiegoś durnia z koniem, którzy robili więcej hałasu, niż stado dzików. Znów westchnęła ciężko, gdy okazało się, że nadal miała sumienie. Czasem. Niestety. Nie zmieniając rytmu kroków skręciła za najbliższe drzewo i bezczelnie ominęła parkę sporym łukiem.
- Czyli jednak szukamy kłopotów. Trzeba mieć tupet, żeby samotnie zagłębiać się w takie zarośla nie mając broni ani nie znając okolicy. - Panterołaczka odezwała się zza pleców mężczyzny, opierając się plecami o brzozę i krzyżując ręce na piersi. - Albo trzeba być głupim.
Nie bez powodu łuczniczka wybrała właśnie to miejsce, aby się pokazać. Aby spróbować podejść choć o krok, pechowy wędrowiec musiał wyminąć swojego wierzchowca, a tym samym stracić ją na chwilę z oczu. Gdyby tego nie zrobił, nic właściwie to nie zmieniało. Krzaki jeżyn, za którymi znów zniknęła były dostatecznie wysokie, by ją zasłonić. Coś jednak było jeszcze pozytywnego w tym dniu. Ta rozrywka zaczynała przypadać łowczyni do gustu. Parę metrów dalej wspięła się na buk, uważając, aby pień ją zasłaniał. Odezwała się ponownie dopiero z gałęzi.
- Zabawne, jak łatwo się zgubić w takim ciemnym, gęstym lesie, prawda?
Lorcan
Błądzący na granicy światów
Posty: 10
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lorcan »

        Być może Lorcan czuł się na tyle pewnie, że nie zwracał uwagi na to, że hałasuje bardziej niż stado rozszalałych dzików. Trzeba przyznać, że kiedyś takie nastawienie go zgubi, albo wpakuje w dość ciężkie tarapaty, co nie powinno nikogo dziwić, tak naprawdę, a już szczególnie jego samego.
        Zaklął w myślach, gdy zgubił dziewczynę z oczu, a już szczególnie przestał ją słyszeć (jakby w ogóle ją słyszał) i zatrzymał się pośród drzew, chaszczy, krzewów, jeżyn i Stwórca wie pośród czego jeszcze. Tylko Elestren rozglądała się czujnie i rozchylała chrapy, gdy wciągała powietrza do płuc rozpoznając zapachy. Do tego nerwowo smagała ogonem swoje czarne boki. Oboje właściwie drgnęli, gdy kobiecy głos doszedł zza ich pleców. Kara przysiadła nieco na zadzie na moment okręcając uszy za siebie, by zaraz znowu je stulić i obrócić łeb w stronę nieznajomej. Lorcan natomiast wzdrygnął się i doszedł do wniosku, że zbyt łatwo się daje zaskakiwać, a to wcale nie wróżyło dobrze. Odwrócił się na pięcie i uśmiechnął się z przekąsem.
        - Mam za towarzysza konia, który nie lubi wszystkiego co oddycha, rusza się i wydaje dźwięki, a to już coś - zaczął. - To raczej kłopoty szukają mnie, a nie ja ich. Zabawne, jak bardzo mnie lubią. - Rozejrzał się po okolicy, z której już nic nie wiedział To było niezwykle epickie w jego wykonaniu. Brawo Lorcan za zgubienie się. Tego jeszcze nie grało. Uwagi o braku broni nie skomentował, jak i powstrzymał się od stwierdzenia, że "książek nie ocenia się po okładce", ale sobie darował. Kiedy ponownie spojrzał w stronę kobiety, tej już... nie było? Uniósł brew ku górze i już chciał stwierdzić, że ma strasznego pecha i przyjdzie im tu umrzeć chyba, kiedy słowa nieznajomej dotarły z... góry? Zdumiony podniósł stalowe tęczówki na gałęzie drzew i z trudem cokolwiek dojrzał.
        - Cóż... to miał być... skrót, ale nie wyszło - przyznał całkiem szczerze jednocześnie sobie przypominając, że zna taką sztuczkę, jak odczytywanie aur innych. Ciekawe czym emanowała nieznajoma. Dlatego przez moment zainteresował się jej aurą, która jej większość miała swój kolor, twardość czy smak, ale zawsze się czymś różniły. W tym wypadku była to woń. Woń mokrej sierści. Ciekawe.
Awatar użytkownika
Kelisha
Szukający Snów
Posty: 178
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kelisha »

- Skrót? - Kelisha powtórzyła ironicznie, siadając na gałęzi okrakiem. Po chwili powoli, niemal leniwie położyła się na brzuchu, policzek opierając na splecionych dłoniach. Stopy wciąż zwisały swobodnie po różnych stronach konaru. - A wiesz, że tą drogą dojdziesz aż do morza? I takie paniczyki nie powinny w ogóle schodzić z traktu? Na różne paskudztwa można trafić w dziczy. Jak chociażby... na mnie.
Ostatnie słowa łuczniczka powiedziała niskim głosem pozbawionym choćby odrobiny wesołości. Właściwie niemal je wypluła. W i tak ciemnym lesie niedługo miał zapaść zmrok, co dawało zmiennokształtnej nowe możliwości. Ani człowiek, ani koń nie widział w ciemności aż tak dobrze, jak ona. I jedynym, co mogło wtedy zdradzić jej położenie były błyszczące oczy spoglądające spod kaptura.
- Ojej! Nie zdążycie wyjść z lasu przed zmierzchem! Cśśś! Słyszysz? Taka cisza... żadnych ludzi. Niemal można usłyszeć skradające się w oddali wilki... A może wilkołaki? Albo jeszcze inne potwory polujące w nocy. Na ziemi nie jest najbezpieczniej, prawda? - Dawniej panterołaczka zapewne po prostu zignorowałaby wędrowca, może nawet zaproponowała ochronę za odpowiednią opłatą. Ale od czasu wydarzeń w Maurii, które wydawały się rozgrywać całe wieki temu, a potem tak długiego przebywania w ciele zwierzęcia, zdziczała. Znaczy jeszcze bardziej, niż wcześniej. Sama nie wiedziała, czy chciałaby oglądać jak mężczyzna radziłby sobie w pogrążonej w mroku głuszy. Ale absolutnie nie miała ochoty schodzić na dół, aby zaprowadzić go w bezpieczniejsze miejsce, choćby na polanę, która przecież była tak blisko. Jeśli znało się drogę.
Lorcan
Błądzący na granicy światów
Posty: 10
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lorcan »

        - Dlaczego uważasz się za paskudztwo? - spytał unosząc ku górze brew. Póki nie zapadł zmrok, to widział tę kobietę, choć i tak zlewała się z otoczeniem. Jednakże nie zauważył w niej niczego, co mogłoby zostać uznane za paskudztwo. Tylko z drugiej strony... kiedy miał jej się przyjrzeć, jak cały czas skryta była pod kapturem i w półmroku.
        Określanie go mianem 'paniczyka' było... dość dziwne, bo Lorcan nie pochodził z żadnej arystokratycznej rodziny. Swoje maniery miał, choć zwykle zachowywał się ironicznie. Nie był może wyrafinowany w swym zachowaniu, ale gburem też nie można było go nazwać. Kiedy chciał być dżentelmenem, to nim był, a kiedy nie, to nie. To żadna dziedzina aktorstwa, a dobre wychowanie. W końcu każda kobieta lubi, jak ją się przepuści w drzwiach, podaruje kwiatka bez powodu, albo przyniesie drinka, by nie musiała sama brnąć do lady przez rozochocony tłum w tawernie.
        - Mógłbym spróbować wleźć na drzewo dla bezpieczeństwa, ale nie zostawię Elestren na pastwę losu - stwierdził, jakby to była oczywista oczywistość. - A z potworami będę musiał sobie poradzić, jeśli przyjdzie mi tu tkwić. Chyba że mi pomożesz. - Lorcan wpatrywał się cały czas w miejsce, w którym znajdowała się kobieta. On sam coraz bardziej przekonywał się, że nieznajoma ma coś ze zwierzęcia i być może jest zwierzołakiem. Interesujące.
        Z ciemnościami po zapadnięciu zmroku mógłby sobie jakoś poradzić. Wyczarowanie kulki ognia, która rozjaśniłaby okolicę, to nie problem, ale staje się nim, bo młody mag wraz z klaczą stają się dziecinnie łatwi do odnalezienia. No kto przeoczy kulkę światła, którą widać w mrokach już z daleka? Wolał czary pozostawić na ostatnią chwilę i nie ujawniać się z nimi. Nie było sensu wykładać na stół wszystkich kart. Białowłosy zdecydowanie wolał zachowywać w tajemnicy takie rzeczy, a najwyraźniej wyglądało na to, że nieznajoma ma go za kompletne beztalencie w kierunku pojedynków czy walki.
Awatar użytkownika
Kelisha
Szukający Snów
Posty: 178
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kelisha »

- Dlaczego nie miałabym Cię ustrzelić, jak jakiś drób? - Kelisha wycedziła przez zęby w ramach prywatnej zasady "każdego prowokatora można najpierw zwymyślać, a potem zabić". Nienawidziła swojej rasy, a tym samym siebie i własnego ciała. Uważała się za dziwaczny wybryk natury i nawet w samotności wolała ukrywać wszelkie charakterystyczne cechy, takie jak ogon. Dopiero, gdy zaczynał drętwieć i boleć, odwiązywała go od brzucha. Tym razem był po prawdzie tylko upchnięty pod koszula, więc powinna unikać zdenerwowania, kiedy to najpierw końcówka zaczynała nerwowo drgać, a potem już mimowolnie poruszała gwałtownie całym ogonem.
Po prawdzie jako najemnik rozróżniała tytuły grafów, hrabiów, lordów i reszty arystokratycznego tałatajstwa, potrafiła nawet rozpoznać parę herbów. Ale gdy ta wiedza nie była jej potrzebna, aby dostać zlecenie, każdy z koniem przystosowanym do jazdy wierzchem zamiast pracy w polu, był dla niej paniskiem, paniczykiem, a czasem nawet panienką. Niekoniecznie dotyczyło to właśnie kobiety.
A absolutnie każdy, kto wchodził w las tak głęboko, że gubił drogę, był dla niej głupim paniczykiem. Nawet niezależnie od posiadania, bądź też nie, wierzchowca.
- Jak drogie jest Ci wasze życie? - Zmiennokształtna zadając to pytanie, powolutku podniosła się do pozycji siedzącej. Dłonie wciąż opierała na gałęzi, więc w miarę zmieniania pozycji, przesuwała palcami po korze. Czuła w kościach, że do nowiu zostało mniej, niż tydzień. Miała przez to piekielną ochotę przeciągnąć kilkakrotnie rękami po całej długości szerokiego konaru. Z tą drobną różnicą, że wolałaby mieć wtedy wysunięte pazury. I cztery łapy.
Kelisha wiedziała doskonale, że nie każdy nosił przy sobie wystarczającą ilość ruenów, żeby zapłacić za własne życie. Mogła też zawsze po prostu zaczekać, aż zwierzęta rozprawią się z mężczyzną i potem zabrać sobie jego sakiewkę. Za to bardzo ceniła sobie handel przysługami i informacjami, a tego od trupa nie mogła dostać.
- Jak chciałbyś mnie przekonać, że chcę Ci pomóc? Jak mógłbyś mnie zapewnić, że nie warto czekać, aż rozszarpią Cię wilki?
Lorcan
Błądzący na granicy światów
Posty: 10
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lorcan »

- Bo nie jestem drobiem? – odpowiedział jej szybciej niż zamierzał i uniósł ku górze brew zdumiony własną… błyskotliwością (albo jej brakiem). On sam nie miał do końca pojęcia z jakimś stworzeniem miał do czynienia, a już szczególnie nie mógł wiedzieć, co się właściwie dzieje w głowie kobiety. Raczej nie spotykał na swojej drodze osób, które nie znoszą się za swoje pochodzenie. On sam był niezwykle tolerancyjny, więc na pewno nie przeszkadzałby mu jej ogon, ba, uznałby to nawet za… interesujące. Z natury był ciekawską osobą, choć zaciekawienie potrafił utrzymywać w ryzach i nie wciskać nosa tam, gdzie nie powinien, a wyglądało na to, że tutaj nie wolno. Nieznajoma musiała być wrażliwa na punkcie swojej osoby. Nie był pewien dokładnie o co chodziło, ale tak wywnioskował skoro zagroziła mu ustrzeleniem.
Lorcan zamyślił się krótką chwilę, jakby rozważał każde za i przeciw nim zamierzał udzielić odpowiedzi nieznajomej na jej kolejne pytanie. Mimowolnie przeniósł spojrzenie na swoją przyjaciółkę, którą była kara klacz. Ona też wbijała teraz uważne spojrzenie w swojego właściciela, a potem zwyczajnie parsknęła i skierowała brązowe oczy na nieznajomą. Uszy miała postawione na sztorc, które co chwilę poruszały się na boki wychwytując najmniejsze odgłosy. W końcu młody mag odwrócił wzrok od Elestren i spojrzał tam, gdzie powinna być kobieta, a że zaczynało robić się ciemno, to musiał przymrużyć oczy.
- Zginę, jeśli moja klacz znajdzie się w niebezpieczeństwie i spalę każdego kto odważy się na nią zapolować – odparł ze stoickim spokojem, ale coś w jego głosie mówiło, że wcale nie żartował. – Jej życie jest ważniejsze dla mnie od mojego, więc jeśli oboje będziemy w niebezpieczeństwie, to ją pierwszą będę ratował. – Uniósł dumnie głowę. Zdecydowanie taka była prawda. Cenił własne życie i stanie w jego obronie, ale nie zawaha się skoczyć na ratunek Elestren. Nie zamierzał tracić tak wiernej kompanki, z którą podróżuje już całe pięć lat.
Pomimo nieciekawej sytuacji, on uśmiechnął się kącikiem ust. Może i się zgubił w gęstym i mało przyjaznym lesie, ale trafił na intrygującą kobietę. Wpierw mu wygrażała i prawie przestrzeliła głowę, a teraz była gotowa z nim handlować i targować się. No proszę. Kobiety jednak potrafiły być zmiennymi istotami.
- W zamian może mogłyby ci się przydać moje… drobne sztuczki – stwierdził i zastanowił się czy warto zdradzić się, co też potrafi, ale doszedł do wniosku, że poczeka z tym. Nie było sensu się od razu odsłaniać, a nie musiał też na początku pokazywać swojej całej mocy. – Albo pieniądze. – Lorcan już dawno wiedział, że waluta jest silną monetą przetargową. Ciekaw był tylko, co nieznajoma wybierze, ale w tej samej chwili z głośnym łoskotem i trzaskiem gałęzi w górę wzbiła się sowa (albo inne ptaszysko), a Elestren parsknęła niespokojnie, ugięła się na nogach i odskoczyła pół metra w bok, dość gwałtownie, by i sam mag wzdrygnął się silnie. Wymruczał kilka uspokajających słów w kierunku klaczy i pogłaskał ją po czarnych aksamitnych chrapach.
Już znalazł pierwszy błąd – oboje za bardzo skupili się na swojej rozmówczyni, a nie na tym, co działo się wokół. Musi to naprawić, bo łatwo go będzie zaskoczyć, nawet dzikim zwierzętom.
Awatar użytkownika
Kelisha
Szukający Snów
Posty: 178
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kelisha »

Kelisha słuchała uważnie, przekrzywiwszy głowę na bok. Ze swojego miejsca obserwowała też las dookoła, oraz nasłuchiwała odgłosów towarzyszących nadchodzącej nocy. W pewnej chwili zmieniła pozycję, przerzucając jedną nogę nad gałęzią, dzięki czemu obie zwisały z jednej strony. Przesunęła się bliżej pnia i oparła na nim rękę, by z jego pomocą wstać. W brązowych ubraniach musiała przynajmniej częściowo zlewać się z korą przy słabym oświetleniu. Za to, gdy wstała, jej sylwetka odcinała się częściowo na tle nieba. Nie była znowu aż tak wysoko. Najwyżej dwa, dwa i pół metra, ale to wystarczyło, by parka musiała patrzeć na nią pod kątem, od dołu.
- Spalić? Sztuczki? Czyżby mag? Przynajmniej konia lubi... - Zmiennokształtna mruknęła do siebie, kładąc po sobie uszy pod kapturem. Ogólnie osoby zajmujące się czarami nie przeszkadzały jej aż tak. W przeciwieństwie do alchemików. Swojego czasu uważała naginanie świata do własnej woli za nawet interesujące. Ale od niedawna jakoś mniej przepadała za czarodziejami. Dlatego nagły hałas był dla niej istnym błogosławieństwem, szczególnie, jeśli wziąć pod uwagę zamieszanie, jakie potem narobiła klacz. Panterołaczka bez zastanowienia skoczyła z gałęzi, prezentując w przy lądowaniu odrobinę kociej gracji. Najpierw ziemi dotknęły palce stóp, kolana ugięły się, potem oparcie znalazły dłonie, potem wystarczyło wypuścić trzymane w garści bagaż oraz broń i przetoczyć się w bok dla wytracenia pędu. Gdy tylko znów była na nogach, uznała, że noc była zbyt młoda i piękna, by tracić czas na przypadkowo spotkanego człowieczka. Miała piekielną ochotę zapolować, a potem się upić. Albo odwrotnie. Dlatego, korzystając z zamieszania, puściła się pędem między zaroślami, by już po chwili zniknąć w mroku.
Kelisha
Zablokowany

Wróć do „Las Driad”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości