Adrion[Centrum Miasta Adrion] Toksssyczni Ludzie

Królestwo Elfów, jedno z trzech położonych w Szepczącym Lesie. Siedziba tkaczy zaklęć, uzdrowicieli i białych kapłanek. Schronienia dla wszelkich podróżnych, miejsce przyjazne, choć zamknięta na wojny i konflikty.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Galanoth
Zsyłający Sny
Posty: 328
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje:
Kontakt:

[Centrum Miasta Adrion] Toksssyczni Ludzie

Post autor: Galanoth »

Drogę do miasta stanowił szeroki trakt kupiecki, a jego żółte kamienie jak ścieżka ze starej bajki wskazywała drogę do Adrion. Była to droga wytarta latami użytkowania, o czym dawały świadectwo kamienie milowe - ociosane słupy wielkości dorosłego człowieka, pisane jeszcze starodawnym językiem, znanym głównie tutejszym Elfom. Ruiny mijane po drodze od zapomnianych lat cieszyły się świętym spokojem pustki. Różnobarwne kwiaty i rośliny pokrywały siwo-żółte kamienie, chwasty z uporem narwanych władców przejmowały połacie dachów, ścian. Powybijane okna służyły za wejście dla zwierząt wędrujących, czających się w mroku chat.

Para śmiałków mijała starożytne wspomnienia, to rozkruszone młotem chytrych budowniczych, to pożarte przez Matkę Naturę. Ogołocone z bogactw ruiny nie wskazywały natomiast na działalność jakichkolwiek złodziei lub hien cmentarnych. Nikt o zdrowym umyśle nie położyłby na szali łakomstwa swoje własne życie - zwłaszcza tutaj, w Szepczącym Lesie. Regularne patrole dzielnej straży podpatrywały głównej drogi handlowej, zbójecki najm nie miałby żadnych szans w starciu z gwardią poruszającą się konno. Okoliczni farmerzy i druidzi zazwyczaj działali razem- Towarzystwo Sierpa i Wideł broniło interesów obu grup społecznych, co cieszyło się aprobatą ze strony miast zaangażowanych w rozwój życia w Lesie. O przeważającej sile Dobra zwyciężającego plagę Zła niech stanowi również przykład z ostatniego obrotu księżyca, kiedy to rabusia uciekającego z Danae, zaraz po udanym napadzie na jeden z większych domów szlacheckich, zaatakowały dzikie jelenie. Na nic zdał się brawurowy popis akrobatyki, skok przez wysoki mur, czy zmylenie straży miejskiej. Zaraz po wypłynięciu z fosy okalającej twierdzę, na brzegu czekała trójka zwierząt gotowych pochwycić kradzieja. Co prawda nie skończyło się to dla niego dobrze, lecz czego oczekiwać od sprawiedliwości wymierzanej stratowaniem, licznymi ugryzieniami i śmiertelnym rozsadzeniem rzyci. Jelenie w Szepczącym Lesie zachowują się prawie jak obrażone Czarodziejki.

Dotarcie do centrum Adrion wymagało połowy dnia spędzonej na spokojnym, jednostajnym marszu. Galanoth nie pokazywał po sobie zażenowania sytuacją, w której czuł się trochę jak zdecydowanie zbyt stara niania opiekująca się młodą panną gotową iść na zakupy. Łał, magia wydawania pieniędzy. Poniekąd było to całkiem zabawne. Nikt o zdrowym umyśle nie powierzałby mu dziecka, ani tym bardziej nie zostawiał pociechy sam na sam z jednym z największych awanturników w imię prawa.

Niewiele wiedział o przeszłości Kharginei. Dociekł prawdy, wywnioskował - więzienną przeszłość można tłumaczyć na milion sposobów. Sam przecież gnił w łańcuchach długi, długi czas, a przecież nie było to więzienie skazujące faktycznie winnych... Ciekawe, czy znała swoich rodziców... myślał w duchu. Ktoś przecież musiał ją wychować, pokazać jak przeżyć, co zrobić w nagłej sytuacji, gdy niebezpieczeństwo nakazuje działać. Ma problemy z przemienianiem form i kontrolowaniem mocy. Mogłaby być moją wnuczką... no, gdyby nie te lisie geny widoczne gołym okiem.

Rynek Adrion składał się z czterech bloków, każdy z nich ustawiony rzędami budek i pomniejszych stoisk, każdy z nich postawiony równolegle do murowanych ścian osady. Każda ściana reprezentowała odmienny kram kupiecki, kategorię towarów i produktów do znalezienia wśród kramarzy. Przykładowo, ściana północna ukazywała kapłana odzianego w białą niczym mleko szatę, z kapturem naciągniętym na nieznajomą twarz, trzymający w poskręcanych nienaturalnie dłoniach płonący krzew i nóż. Inna z kolei ściana, ta skierowana na zachód, prezentowała malunek przyczajonego na kamieniu łowcy, naprężającego długi łuk myśliwski, a strzała skierowana ku górze ściany punktowała stworzenie - coś na podobieństwo byka, lecz z oślizgłymi wężami zamiast rogów, i dymem buchającym z przerażającej paszczy.
- Proszę. Jesteśmy na miejscu. - oznajmił z zadowoleniem Galanoth. - Jest coś, czego faktycznie potrzebujesz?
Kątem oka uchwycił linię kramów oferującą medykamenty i odtrutki, zioła, kwiaty, lekarstwa, eliksiry... uff, sporo by tego wymieniać. Wyczulone zmysły dwójki bohaterów pozwoliły wyczuć harmonię, porządek, dobro płynące z cymesów sprzedawanych na rynku. Lisołaczka mogła również podsłuchać przypadkowe rozmowy, dowiedzieć się nowości oraz plotek płynących spod jęzora bardziej gadatliwych mieszkańców, jak również wycenić tkaniny sprzedawane między bramą zachodnią, a południową.
- Tylko pamiętaj... Nie rób problemów, dobrze? Wiem, że wy, zmiennokształtni, rządzicie się swoimi prawami, ale to miejsce wręcz kipi od konserwatywnych idealistów zapatrzonych w cud medycyny, magii dobra czy rytuałów uzdrawiających. Jeden dowód wskazujący, że lubisz od czasu do czasu czytać na czym polega wymiana dusz w Piekle czy przedłużanie życia nekromancją, a powędrujesz na stryczek. Ekhm.
Awatar użytkownika
Kharginei
Szukający drogi
Posty: 30
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje: Włóczęga , Szpieg
Kontakt:

Post autor: Kharginei »

        Gdyby nie to, że lata temu, będąc jeszcze w poprzednim wcieleniu, straciła sporo ze swego węchu, mogłaby w tej chwili rozkoszować się licznymi zapachami pochodzącymi z kramów. Ktoś właśnie podpiekał kiełbasę, ktoś inny wędził ryby czy sprzedawał swoje wyroby - sery, warzywa, owoce, cokolwiek, co nadawało się do spieniężenia. Sporo było też kupców, którzy chcieli opchnąć jakieś rarytasowe świecidełka, ale czy faktycznie było na co patrzeć? W większości to podróbki, acz sprytni handlarze wiedzieli w jaki sposób zamaskować fakt swojego małego oszustwa. Imali się wszelkich metod, by zachęcić klientelę do zerknięcia choć na chwilę okiem na kamyczki, biżuterię, muszelki i inne specyfiki, które reklamowali jako magiczne, uzdrawiające czy jedyne w swoim rodzaju.

        - Chodź, pani, do mnie. No chodź. - Jakaś stara baba z dwoma podbródkami pociągnęła ją za rękę. Kharginei potulnie udała się do kobieciny i jej skarbów, bo - jak radził Gal - miała nie robić problemów.

        Nie robić problemów... Łatwo powiedzieć! Przecież ja jestem istnym magnesem na problemy. A czy Galanathowi nie zdarzyło się sprawić problemów?, myślała, gdy popatrzyła na elfa, który z rozbawieniem przyglądał się występowi młodej kotołaczki przeskakującej przez obręcze. Występu tego rodzaju to chleb powszedni na rynkach, jak również parady czy pokazy miejskich cyrkowców z wykorzystaniem zwierząt. Niedługo miał przyjechać znany cyrk do miasta, aby zebrać zaciekawione rodziny z małymi dziećmi, które chciały popatrzeć na odbijające piłeczki foki czy dorodne słonie stające na pniaku i inne niesłychane rzeczy. Kharginei na samą myśl, że miałaby patrzeć na taki spektakl, skrzywiła się mocno i wzniosła oczy ku niebu. Nikt jej nie zachęci do oglądania takich występów.
        - No idę już. Co tam pani ma? – spytała udając zaciekawienie.

        Kiedy handlarka oprowadzała ją po swoich produktach, myślała, że za chwilę komuś mocno przysoli. Baba irytowała ją swoim piskliwym głosem oraz tym, że za wszelką cenę chciała jej wcisnąć swoje świecidełka, a właściwie ich marną imitację.
- A buty ma pani?
Fakt, potrzebowała czegoś do ubrania i to bardzo. Te jej buciory dawno straciły na świeżości i czuła się w nich jak żebraczka. Stara natomiast pokręciła głową ze smutkiem, ale po sekundzie na powrót gorliwie przekonywała do kupna jej pierścioneczków czy bransoletek. Lisołaczka nic na to nie odpowiedziała, nie chcąc poświęcać cennego czasu na jakieś kłótnie, a przekonywanie baby, że nie zamierza nic od niej kupować mijało się z celem – do handlarki to nie docierało najwyraźniej, bo nie przyjmowała do wiadomości żadnej odmowy.
- Widzi pani tę kobietę w blond włosach? Jestem pewna, że lubi błyskotki. – Mówiąc te słowa, szła w zupełnie innym kierunku tak, że z sukcesem pozbyła się natrętnej baby i mogła rozejrzeć się po innych sklepikach.

        Chwilę jej zajęło aż znalazła sklep z ubraniami. Podeszła i poczęła z zafascynowaniem patrzeć na te piękne i błyszczące materiały. Na ladzie stało kilka par butów. Przymierzyła dwie z nich wyglądające na wygodne i eleganckie zarazem, wykonane ze skóry botki w kolorze brunatnym oraz czarnym.
- Bardzo ładne, ale ma pan inne kolory? – zagaiła sprzedawcę i spojrzała nań z nadzieją.
- A nu mom… mom… - odparł roztargniony. – Niech pani popatrzy na te! – Zaprezentował jej dość ładne buty z cholewką w kolorze ciemnoniebieskim i zielonkawym. Pochwyciła te drugie i, wspierając się na ladzie, ubrała je ochoczo. Pasowały jak ulał, więc niedługo potem wyciągnęła dwanaście ruenów, gdyż tyle były warte i odeszła zadowolona.
Zamierzała pochwalić się Galanothowi swoim nowym zakupem, jednak elfa nigdzie w pobliżu nie było. Zastanawiała się co się mogło z nim stać?
Może po prostu szuka czegoś do zakupienia…? Ale dlaczego nic nie powiedział? Mógł chociaż dać znać, że na chwilę się oddali czy coś…

        Trochę przeszkadzało jej to w jaki sposób Gal się do niej odnosi, a bardziej ta jego opiekuńczość. Nie musiał jej niańczyć. Przecież była już dużą dziewczynką. Postanowiła, że powie mu o swoich odczuciach, gdy tylko się spotkają. Ciekawa była jego reakcji. A właściwie… co to znaczy nie sprawiać problemów? To siedzieć cicho na tyłku i pokornie wykonywać polecenia? Nie z Kharginei takie numery! Nie żeby ją ta uwaga rozzłościła, ale nie mogła o niej zapomnieć.

        Gdy tak chodziła sobie zamyślona po rynku, nie zauważyła jak wpadła niechcący na szczupłego szatyna wyglądającego na kogoś wysoko urodzonego. Miał na sobie długą atłasową szatę w barwach purpury i czerwieni, a na nogach eleganckie lakierki. Głowę przyozdabiał mu czarny beret, a twarz długi i zadbany wąs. Nie mógł być młody, ale nie wyglądał staro, dawała mu czterdzieści kilka lat, nie więcej.
- Ej ty! Uważaj jak łazisz… psia mać!
- A może tak grzeczniej? – Wzięła się pod boki i stanęła w pół kroku. Nie znosiła, gdy ktoś obcy zwraca się do niej w ten sposób. I ten ton… jakby jegomość wszystkie rozumy pozjadał.
- Głupia baba! Rozum ci odjęło? Nie wiesz z kim rozmawiasz, e?
- No nie wiem. Ale mógłby pan spuścić z tonu…
        Mężczyzna prychnął i oddalił się. Miała ochotę pójść za nim i powiedzieć do słuchu, ale zrezygnowała z tego pomysłu, a powodów było kilka. Po pierwsze, miała przecież nie stwarzać problemów, a takie posunięcie tylko spowodowałoby zbędne zamieszanie wokół niej. Po drugie, z niewiadomych przyczyn więzienie osłabiło jej moc w taki sposób, że nie kontrolowała swojej mocy przemiany w hybrydę i człowieka. Nie mogła ryzykować, skąd miała wiedzieć w jaki sposób zachowa się w momencie zdenerwowania? Po trzecie, biorąc pod uwagę jej amnezję, po chwili zapomniałaby co właściwie chciała od faceta i zrobiłaby tylko z siebie kretynkę. Amnezja włączała się zazwyczaj w sytuacjach stresowych, a ta do takich należała.

        Podobnie jak to, że nie wiedziała zupełnie gdzie jest Galanoth, ani nawet gdzie go szukać. Co mi pozostało?. Pomyślała, że podpyta o siwowłosego ludzi wokół, a nuż uda się go odnaleźć. Było też wysoce prawdopodobne, że elf gdzieś w pobliżu krążył, a po prostu Kharginei nie dość mocno się rozglądała.

        Po chwili zrezygnowała z pomysłu podpytania o Galanotha innych ludzi. Nie wiedziała na kogo się nadzieje, a wokół nie widziała nikogo przyjaznego. Jakieś inne elfy krążyły wokół witryn sklepowych i chwilami sprawiały wrażenie zagubionych. Dzieciaki w wieku kilku lat goniły się po placu ku uciesze beztroskich rodziców, natomiast kilka parek szło trzymając się za ręce i chichocząc pod nosem na sam dźwięk imienia drugiego z kochanków. A co miała zrobić ze sobą Kharginei? Nie pozostało jej nic innego jak zrobić zwiad po okolicy i poobserwować tutejszą społeczność. Wolała nie ufać obcym ani nikogo nie zaczepiać. Wokół rynku znajdowało się kilka kamienic, więc poszła w ich kierunku, licząc, że natrafi na karczmę czy inną ciekawą atrakcję. Występy akrobatyczne jej nie pasjonowały, a często o tej porze w gospodach szło spotkać bardów czy tancerki. Zatarła ręce ochoczo i dziarskim krokiem ruszyła w stronę kamienic, kierując się zgodnie ze wskazówkami na drewnianych tabliczkach. Jedna z nich głosiła dużymi literami: „KARCZMA – 2 KILOMETRY DALEJ”. Wydawało jej się, że to nie jest spora odległość, ale żeby iść dalej, musiała najpierw odnaleźć Galanotha, który zniknął jej z pola widzenia w momencie gdy stara baba pociągnęła ją za rękę, zachęcając do kupienia świecidełek. Z tego, co sobie przypominała, elf był zainteresowany kupieniem kilku szpargałów… a może tylko jej się to przyśniło, że mówi coś na ten temat?
Wtem przypomniało jej się, co mu powiedziała z chwilą, gdy się oddaliła z handlarką.

        - Wiesz co, Gal? Nie musisz mnie pilnować jak oka w głowie. Nic mi nie będzie, ani nie ściągnę problemów. Obiecuję. Spotkamy się tu za jakiś czas, ja idę się rozejrzeć za butami. W końcu nie jesteśmy związani sznurkiem i możemy udać się w swoje strony, prawda?
W ten sposób ustalili, że o określonej godzinie spotkają się w konkretnym miejscu. Problem w tym, że Kharginei za nic nie mogła sobie przypomnieć miejsca ich spotkania. Usiadła na kamieniu i podrapała się po głowie. Co to mogło być za miejsce? Gdzie mieliśmy się spotkać? Galanoth pewnie się wścieka i mnie szuka. Czemu nie pamiętam? Czemu moja pamięć znów mnie zawodzi? Oszaleć idzie!
- Dzień dobry, pani. – Usłyszała nad sobą spokojny i głęboki męski głos. – Czy mogę w czymś pomóc? Zgubiła się pani?
Podniosła oczy do góry i ujrzała przystojną, dostojną twarz młodego mężczyzny wpatrującego się w nią błękitnymi dużymi oczyma…
Awatar użytkownika
Pani Losu
Splatający Przeznaczenie
Posty: 637
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Pani Losu »

Z czasem, jak mijały kolejne minuty, tak nigdzie nie było widać śladów elfa. Choć osobnicy tej długouchej rasy co rusz pokazywali się i znikali w tłumie, żaden nie był tym dwumetrowym osiłkiem o platynowych włosach, imieniem Galanoth. Lisołaczka zaczynała powoli tracić nadzieję na odnalezienie go. Rynek robił się coraz bardziej tłoczny, a jej pamięć wogóle nie szła w kierunku poprawy. Ciągle była dziurawa i niepewna w sprawie ostatnich wydarzeń.
No i gdzie on jest? Mieliśmy się spotkać za godzinę, a minęły już ze dwie. Chyba. Sama niewiem. A to ja miałam się nie zgubić i nie narobić kłopotów. Też mi coś...
Jej rozmyślania przerwało nagłe pojawienie się błękitnookiego przystojniaka, który wyłonił się z tłumu niczym duch. Na oko mógł mieć nie więcej niż dwadzieścia cztery, pięć lat, twarz o ostrych rysach i zaczesanych do tyłu brązowych włosach. Nosił obszyty srebrnymi nićmi kaftan i szare, zamszowe spodnie znikające w cholewach brązowych butów. Zachowywał się równie przyzwoicie, co wyglądał, nie dało się nie zauważyć, że odbył solidne lekcje w wychowaniu i etykiecie.
- Ja się nigdy nie gubię - odpowiedziała hardo Kharginei, po czym zerknęła na tłum i ponownie na młodzieńca. - W przeciwieństwie do niektórych. Czekam tu na mojego towarzysza, który najwyraźniej sam potrzebuje pomocy w odnalezieniu drogi.
- Jeśli jest na rynku to przepadł między straganami - zażartował z uśmieszkiem młodzieniec i podał dłoń lisołaczce, by pomóc jej wstać. - Ale może będę w stanie temu zaradzić. Dla umilenia czasu oczekiwania zapraszam panią na obiad do "Kwiatu Lotosu", najlepszej karczmy w mieście. Serwują tam najpyszniejszą kaczkę z jabłkami po tej stronie świata. Jeśli pani towarzysz rzeczywiście się zgubił, a ma choć trochę oleju w głowie, to zacznie poszukiwania właśnie od karczm i tawern, których mamy tu w sumie dziesięć. Prędzej czy później musi trafić na tę jedną.
Choć dużo gadał, lisołaczka nie mogła oprzeć się logice jego słowom i z wdźięcznością w oczach przyjęła zaproszenie od nieznajomego młodzieńca.
Zablokowany

Wróć do „Adrion”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości