Danae[Danae i okolice] Wodorosty i orchidee

Jedno z trzech elfich królestw znajdujących się w szepczącym lesie. Otoczone murami rozległe miasto wtopione w leśną gęstwinę magicznego lasu.
Awatar użytkownika
Rubinento
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 73
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Tryton
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Rubinento »

Dość szybko, mimo uciążliwego wirowania świata w rybich oczach, doszli do kamienicy medyka. Mężczyzna był niski i niezbyt trafiał w gusta estetyczne Rubina, ale przyszli tu nie dla flirtu, a pomocy, która szybko nadeszła. Nieznajomy, o imieniu Faerien jak się okazało, błyskawicznie ułożył naturianina w pozycji leżącej. Tryton przewracał oczami i rzucał głową. Nie chciał spotkać spojrzenia lekarza. Nie chciał dać sobie wmówić, że jest chorym psychicznie kaleką.
- Nie jestem wariatem - powiedział stanowczo, po raz kolejny tego wieczoru. Był przerażony. Co ten dziwny mężczyzna mu zrobi? Czy można mu zaufać? - Dym - dopowiedział szybko i zacisnął wargi. Nie czuł się dobrze, czując na sobie wzrok Faeriena. Tak właściwie każdy wzrok. Wszystko to przewiercało go na wylot. Czyniło go tak bezbronnym jak dawniej. Jak za dawnych czasów, kiedy mieszkał z sadystycznym ojcem.
- Nie, dziękuję. Nie boli mnie tak bardzo - powiedział cichym głosem, dodając w myślach "Powinienem czuć ten ból. Gdybym czynił inaczej, nic by się nie stało. Teraz muszę to przecierpieć, żeby już nigdy nie zapomnieć.".

Z wdzięcznością przyjął płótno, które odgradzało go od świata. Gorąco mógł znieść. W sumie to nawet zapach tego czegoś był przyjemny. Taki ziołowy i dobrze mu znany. Naturianin szybko spojrzał w wodę, starając się wypatrzeć znajome liście. Podobne niegdyś dostał od tajemniczego starca - przewodnika naturiańskiego rytuału maie. Jeśli dobrze pamiętał, miały silne właściwości antystresowe i blokujące złe wpływy. Jednak wtedy nie miał szans przeprowadzić dokładniejszych badań. A poza tym zawsze istniała ogromna szansa, że się pomyli...
Czuł się coraz lepiej, ale przez głowę ciągle przenikała mu uporczywa myśl. Na tyle uporczywa, że musiał ją na głos wypowiedzieć
- Śmierć na zawsze go zabrała. W oceanie pochowała.
Jego głos brzmiał potężnie i majestatycznie, jak głos wieszczów w transie. Słowa, które wypowiedział, nawet nie do końca świadomie, mogły odnosić się do niego samego, ale czy na pewno? Czy może to tylko ćpuńskie majaczenie?

Słysząc pytanie kobiety, zachichotał głośno. Zaczerpnął głębiej powietrza i zwykłym, cichym tonem odpowiedział:
- Och, oczywiście. Żyję w rzece, okazyjnie w jeziorze, które jest tu piękne swoją drogą. Niedawno też spałem u Barabasza. Gdyby tylko była ze mną Yve... Do niczego złego by nie doszło... Ale zgubiłem ją w lesie i został mi po niej tylko medalion, który... Który... Nie...
Z autentycznym przerażeniem przypomniał sobie pewną bardzo ważną rzecz. A mianowicie to, że jego torba z medalionem Yve i jego pamiątką rodową leżała ukryta pod łóżkiem mężczyzny. Ściągnął tkaninę z głowy jednym ruchem. Gwałtownie i szybko wstał, tym razem nie tracąc równowagi. Odruchowo rysował w powietrzu kółka palcami. Czasem tak robił, kiedy się denerwował. Woda w misce podnosiła się, tworząc idealny walec.
- To były ważne dla mnie rzeczy. Są cenne materialnie i emocjonalnie. Muszę je stamtąd jak najszybciej zabrać.
Awatar użytkownika
Kinalali
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 75
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Maie
Profesje: Artysta
Kontakt:

Post autor: Kinalali »

        - Jasne, że nie jesteś - odpowiedział medyk i choć brzmiał, jakby go to nie obchodziło i tłumaczenia trytona były dla niego jedynie stratą czasu, w rzeczywistości zwrócił uwagę na tę deklarację i brał ją pod uwagę podczas obdukcji… Głównie wykorzystując wszystkie pokłady delikatności, jakie posiadał, bo chłopak wyglądał na naprawdę przerażonego i mimo wszystko trochę niepoczytalnego. To wszystko można było jednak zrzucić na karb narkotyków, które wziął, przypadkiem czy też z rozmysłem, bo skoro faktycznie był to dym, równie dobrze mógł się nim zaciągnąć przypadkiem. On był jednak tylko lekarzem, a nie niańką ani stróżem prawa, by dochodzić okoliczności, on musiał go tylko opatrzyć i odtruć.
        - Jak zmienisz zdanie to mów - zastrzegł. - Spokojnie, nie rzucaj się, już kończę…
        Medyk taki jak Faerien miał doświadczenie z wieloma typami pacjentów, nawet z takimi opornymi czy agresywnymi i nawet jeśli ci nie chcieli współpracować, on potrafił ich do tego zmusić prośbą, groźbą czy po prostu zdecydowaniem. I tym razem sobie poradził.

        Cała rozmawiająca na uboczu trójka usłyszała jak inhalujący się naturianin coś mówił, lecz całe szczęście go nie dosłyszeli, bo to mogłoby zrodzić krępujące pytania i poddać w wątpliwość jego zapewnienia, że dobrze się czuje i wszystko z jego głową jest w porządku. Oni pozostawali jednak w błogiej nieświadomości majaków chłopaka i przez to Fiora tak bez oporów do niego podeszła, by porozmawiać. Widać było jednak zaskoczenie malujące się na jej twarzy, gdy zamiast normalnej odpowiedzi usłyszała dość niepokojący chichot. Chciała mu odpowiedzieć i dopytać co miał na myśli, ale on z pytania o miejsce do spania zaraz przeszedł do zupełnie innego tematu.
        Gdy naturianin zerwał się ze swojego miejsca zaraz doskoczyli do niego obaj obecni w pomieszczeniu mężczyźni. Aturien stanął przy swojej żonie, na wypadek gdy sprawy miały przyjąć wyjątkowo nieprzyjemny obrót, a Faerien skupił się na swoim pacjencie.
        - Nie wstawaj tak gwałtownie - upomniał go. - Siadaj, bo możesz zemdleć. Siadaj, mówię - powtórzył z naciskiem, nawet lekko napierając na ramiona chłopaka, by ten naprawdę wrócił do swojego miejsca na kozetce.
        - Rozumiem, że to było dla ciebie cenne, ale twoje zdrowie jest ważniejsze - oświadczył.
        - Ale gdzie to zostawiłeś? - dopytywał Fiora, przejęta gwałtowną reakcją trytona, gdyż rozumiała, że to impulsywne działanie było potwierdzeniem tego jak bardzo zależało mu na tych rzeczach. - “Stamtąd” to znaczy skąd? Faerien ma rację, najważniejsze jest twoje zdrowie, więc może będziemy mogli pójść po nie z tobą, gdy lepiej się poczujesz? Usiądź, proszę, dokończ inhalację, jesteś taki blady… - poprosiła go z prawdziwie matczyną troską.
        - Ta Yve to twoja rodzina? - upewnił się jeszcze Aturien, upatrując w tym imieniu rozwiązania problemów biednego chłopaka.

        Tymczasem Kinalali w swojej sypialni rozmyślał. Już dawno odłożył swoje przyrządy piśmiennicze, a liczne zapisane przezeń w dzień kartki walały się po podłodze, bo żadna z nich nie zawierała na tyle ciekawej treści, by ją zachować i odłożyć na biurko. A mimo to zapisał ich tuziny. Źle się z tym czuł - rzadko zdarzało się, by aż tak bardzo nie umiał się wysłowić. Z reguły była to kwestia zmęczenia albo rozkojarzenia, które było krótkotrwałe, bo wystarczyło, że przemienił się w złoty pył i dał się ponieść wiatrowi, by oczyścić myśli i dalej tworzyć… Ale tym razem to nie pomagało. Nie znał słów na tyle pięknych, by pozwoliły mu wyrazić to co czuł. Zdesperowany spędził prawie cały wieczór w biblioteczce domu artysty, gdzie znajdowało się wiele prac innych twórców, ale również słowników i leksykonów, w których miał nadzieję znaleźć środek wyrazu, który pozwoli mu przekazać światu to co czuł. Ślęczał nad księgami aż nie rozbolał go od tego kark i niestety okazało się, że był to czas absolutnie stracony, bo nie znalazł nic. Zaczynał się zastanawiać, czy w jakimkolwiek języku istniały słowa, które pozwoliłyby jego sercu mówić… I czy to przypadkiem nie strach był tym, co go blokowało, a brak narzędzi stanowił jedynie praktyczną wymówkę.
        - Któż by pomyślał, że walka z samym sobą może być taka trudna? - zapytał księżyc, który patrzył na niego z bezchmurnego nieba. - Czyż takie starcie można wygrać? Proszę, daj mi znak, jakikolwiek znak…
        Lecz księżyc milczał i noc również milczała, jakby z niezadowoleniem kazała poecie samemu radzić sobie ze swoimi problemami. Bo w istocie nie było nikogo, kto mógłby podjąć decyzję za niego, kto mógłby wskazać mu drogę, bo tylko on wiedział, gdzie tak naprawdę podąża.
Awatar użytkownika
Rubinento
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 73
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Tryton
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Rubinento »

Kiedy wszyscy nagle zmienili położenie, Rubin przez chwilę był zdezorientowany. Wystarczyło zaledwie kilka przebytych przez mężczyzn kroków, aby tryton poczuł się całkowicie zagubiony. Nawet woda przestała się unosić i drżeć. Zesztywniał i spiął się. Wyglądało to jakby ignorował cały świat, jednak otumaniony, potrzebował więcej czasu na ułożenie sobie w głowie tak prostej czynności. Nie zareagował na słowa medyka, a pod jego naporem, stał się zimnym głazem. Dopiero po chwili opierania się, zajął swoje miejsce.
- Ja... Em... U Barabasza w domu, pod łóżkiem. A ja czuję się świetnie. To znaczy prawie - dodał czując zawroty głowy. We wzroku Fiory było coś takiego, że naturianin czuł, że może jej zaufać. Postanowił być dla niej uprzejmym i odpowiadać grzecznie na jej pytania.

Mimo faktu, że Aturien Fiorą nie był, Rubin odpowiedział mu. Jednocześnie do jego pamięci przywędrowały wspomnienia, które tak usilnie starał się tłumić.
- Rodzina - powtórzył głosem wyzutym z jakichkolwiek emocji. - Wierzysz, że istnieje coś takiego? Ja nie wierzę. A od prawie trzydziestu lat nie mam choćby jej cienia. Życie to dżungla. Rodzina to drapieżnik, który poluje sam na siebie. Bo najtrudniej porozumieć się samemu ze sobą.
Powiedziawszy to zamilknął, dając się zatracić w ciemnościach własnego umysłu i przeszłości. Po chwili jednak wyrwała go stamtąd myśl o wspomnianej lisołaczce. Dodał więc prędko:
- Yve nie jest moją rodziną. I nie była i nie będzie, a szczególnie teraz, kiedy ją zgubiłem. Była moją przyjaciółką, pierwszą prawdziwą i jedyną. Opiekowała się mną i była blisko. A teraz jej nie ma... Jest tylko medalion.

Tymczasem do speluny dotarł Barabasz z Charlotte u boku. Dzika szybko skupiła się na odszukiwaniu Maggie. Kiedy jej się to udało, wciągnęła mężczyznę do lokalu i szybko pociągnęła w odpowiednią stronę. Blondyn stwierdził, że musi doprowadzić ją do porządku, zanim dym zawładnie jego ciałem.
- Gdzie on jest?! - krzyknął jej prosto do ucha. Ta w odpowiedzi odwróciła się tylko. Zlustrowała go całego wzrokiem, jego gniewną minę, niedbale narzuconą koszulę... Po czym złapała go za nos i zaczęła się śmiać. Barabasz uderzył ją w policzek, aż dziewczyna się zatoczyła.
- Teee... Spokojnie - odpowiedziała, ciągle się śmiejąc. - Jest w dobrych rękach, dosłownie.
- Co to, do jasnej cholery znaczy?
- No... Nabywa doświadczenie. Co ty myślałeś? Że tylko ty możesz się bawić w takich klubach? Jestem pewna, że Rubin świetnie sobie radzi. I wiesz co? Na pewno jak pozna trochę możliwości niektórych panów stąd, to zostanie stałym bywalcem.
Dziewczyna przypłaciła te słowa następnym uderzeniem, ale zareagowała tylko śmiechem. Natomiast przyglądająca się rozmowie Charlotte postanowiła wykorzystać sytuację na swoją korzyść. W końcu jeśli ten dziwny chłopak Barabasza ignoruje, to ona mogła szybko poprawić mu humor, a jednocześnie poprawić go też sobie. Zarzuciła mu więc ręce na szyję i powiodła wgłąb tłumu...
Awatar użytkownika
Kinalali
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 75
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Maie
Profesje: Artysta
Kontakt:

Post autor: Kinalali »

        Medyka nie dało się tak łatwo oszukać - spojrzał na trytona wzrokiem, który wyrażał wszystkie jego wątpliwości. Widział przecież, że chłopak nadal był blady jak wapno, miał sine wargi i podkrążone oczy, a toksyny, których się pozbywał, wydobyły się przez pory jego skóry w postaci perlistego potu. Jeszcze przez pewien czas musiał poddać się odtruwaniu, bo może i na jego obłęd by to pomogło.
        - Siadaj - powtórzył więc z naciskiem Faerion, gdy chłopak stawił mu opór i nie dał się posadzić. - Musisz dokończyć leczenie, bo inaczej to nie będzie miało sensu. Siadaj, mówię - powiedział jeszcze raz i tym razem pacjent nareszcie posłuchał. Niestety inhalacji nie podjął, a dalej dyskutował z Fiorą i Aturienem. Medyk był już na nich trochę zły, że go zagadywali i nawet spoglądał na nich wymownie, ale nie osiągnął w ten sposób żadnego efektu.

        Elfie małżeństwo spojrzało na siebie porozumiewawczo: chłopak brzmiał jakby był w amoku i musieli zdecydować jak dalej z nim rozmawiać i choć on był skłonny by temat uciąć, Fiora samym spojrzeniem nalegała, by biedaka pocieszyć. Mąż uległ jej namowom.
        - Wierzę – odpowiedział z przekonaniem na wyrażane przez chłopaka wątpliwości. – Od setek lat mam własną rodzinę i jest ona dla mnie centrum mojego świata – dodał, zerkając przelotnie ale za to z wielką czułością na żonę, później jednak skupił się zaraz na naturianinie. – Ale to nie znaczy, że zawsze tak było… Nigdy nie wiemy ile jeszcze lat życia jest przed nami i co nas jeszcze spotka, nie można tracić nadziei – zauważył elf.
        - Biedaku… - rozczuliła się nad nim momentalnie Fiora, która miała bardzo czułe serce, znacznie czulsze niż jej mąż. – To takie smutne.
        Artystka nie zauważyła spojrzenia, które posłał jej Faerion - on by temu chłopakowi nie współczuł, a prędzej wysłał do specjalisty, bo coś było z nim ewidentnie nie tak. Sam jednak nie wyrywał się z propozycją pomocy: nie był organizacją charytatywną i już teraz pomagał tylko przez wzgląd na swoją przyjaźń z Aturienem, każda sympatia miała jednak swoje granice.
        - Nie wypuszczę cię tak długo, jak długo nie skończysz tej inhalacji - oświadczył twardo. - Bez przesady, byś nie mógł wytrzymać jeszcze chwili bez tego naszyjnika.
        - Faerion ma rację - zgodził się z nim drugi elf. - Twoje zdrowie jest najważniejsze.
        - Gdy skończysz, pójdziemy z tobą do domu twojego przyjaciela i odzyskamy medalion - dodała Fiora nie zamierzając nawet konsultować tego pomysłu z mężem. On i tak by na to przystał po krótkich namowach.
Awatar użytkownika
Rubinento
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 73
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Tryton
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Rubinento »

Rubin był zaskoczony tonem Faeriena, lecz wahanie na jego twarzy, nie było długo widoczne. Wyprostował się i wbił w medyka spojrzenie zimnej tafli swoich oczu. Mimo obecnego stanu zdrowia, wyglądał bardzo dostojnie i majestatycznie, niczym władca. Być może taką zachowywałby postawę przez całe życie, gdyby to od początku nie ściągało go na dno. Tak i teraz przygarbił się lekko i spuścił wzrok, a jego oczy na powrót pokryła mgła.
- Oczywiście - powiedział i nachylił się nad miską. Podniósł z podłogi płótno i wytrzepawszy, zarzucił sobie na głowę.

Nie wiedział ile czasu spędził na głębokim oddychaniu, w tym cieple. Zapadł w letarg i gdyby nie jego ciężki oddech, można by pomyśleć, że to trup, ewentualnie forma upiększająca pokój. Zastanawiał się nad intencjami tych ludzi. Czy oni bezinteresownie, z dobroci serca, tak po prostu chcieli mu pomóc? Czy naprawdę można dobrze żyć? Czy i dla niego i jego obłędu jest nadzieja? Tryton pozostawał tak nieruchomo, po czym nerwowo zamrugał. Obserwował kroplę potu, która łagodnie spływała z włosów, spadała na nos i ostatecznie uformowana, wpadała do miski. Zrozumiał jakie to może mieć konsekwencje dopiero wtedy, gdy ścierpła mu ręka i poczuł jeszcze większe osłabienie i zaduch. Spróbował coś powiedzieć, ale język zamienił się w suchą, nieposłuszną kłodę. Jęknął tylko głośno. Powoli i nieporęcznie, nieco mniej sprawnymi rękami, ściągnął szorstki materiał i odsłonił jeszcze bledszą niż przed rozpoczęciem kuracji twarz. Rozbieganym wzrokiem namierzył rozmazujące się elfy. Wyciągnął w ich stronę ramię i wycharczał tak starannie jak tylko zdołał:
- Wody... Potrzebuję wody... - Po czym dużo mniej zrozumiale dodał. - Proszę.

Gdy ci podali mu niewielkie naczynie z wodą, tryton tylko skrzywił się i warknął cicho. Wykorzystał resztę intelektu i rozumu, który mu pozostał i wylał trochę na dłoń, aby przywrócić jej przynajmniej odrobinę posłuszeństwa. Tak jak się spodziewał, ciecz szybko się wchłonęła. Przebrał szybko palcami i nasmarował sobie kark, po czym nabrał trochę wody w usta, by odblokować język, przynajmniej na chwilę. Jak dziwny był fakt, że niedobór wody mógł działać tak wyniszczająco. Naturianin odetchnął tylko, przeniósł wzrok na twarz Fiory, żeby się skupić.
- Rzeka. Pójdźmy proszę nad rzekę. Potrzebuję więcej wody.
Awatar użytkownika
Kinalali
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 75
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Maie
Profesje: Artysta
Kontakt:

Post autor: Kinalali »

        - Co chcecie z nim zrobić? - zapytał szeptem Fearion, gdy już nabrał pewności, że jego pacjent będzie siedział pod kocem i skończy tę inhalację.
        - Odprowadzić do domu - oświadczył Fiora, jakby to było oczywiste. - Przecież nie możemy go zostawić…
        - Ale jego dom jest u chłopaka, który się nad nim znęca - podsunął ze zjadliwą uprzejmością medyk.
        - No tak… Ale może ma inne miejsce. Nie możemy go przecież tak zostawić.
        - Jesteście za dobrzy, wiecie o tym? - upewnił się Faerion, ale w gruncie rzeczy nie był to zarzut. Gdyby ktoś zapytał go o zdanie, wolałby, aby wszyscy byli tacy, jak jego artystyczni znajomi, a tymczasem na świecie chodziło tyle kanalii… Jak właśnie wspomniany w rozmowie chłopak tego biednego naturianina.
        Poruszenie pacjenta Faerion dostrzegł dość późno, bo gdy ten już stał. Zaraz zbliżył się do niego szybkim krokiem, by lepiej móc słyszeć o co chodzi. Dostrzegł jak blady był chłopak i jak nagle złej kondycji nabrała jego skóra - jakby nie trzymał twarzy nad parą a nad ogniskiem, które wysuszyło ją na pergamin. Elfa aż przeszły dreszcze na ten widok. Zaświtała mu myśl, że domyślał się powodów jego nagłego i bardzo dramatycznego odwodnienia, a w podejrzeniach utwierdziła go desperacka prośba o wodę, wypowiedziana jednak nie ze strachem jak “o Prasmoku, co się ze mną dzieje?!” tylko z pewną świadomością przyczyny swego stanu.
        - Już - odparł z typową dla niego pewnością w głosie. Zaraz poszedł do kranu i podstawił pod niego wulgarnie wiaderko, po czym odkręcił kurek ile tylko mógł, by jak najszybciej napełnić kubeł. W pomocy ubiegła go jednak Fiora, przynosząc chłopakowi szklaneczkę wody. Faerion prychnął, choć nie miał jej za złe takiego zachowania - chciała pomóc, a że nie do końca wiedziała jak, to nie była jej wina.
        - To nie wystarczy - powiedział jej, ale sama wkrótce się o tym przekonała, gdy ten zamiast wypić całość, najpierw oblał się większością zawartości szklanki.
        - On jest trytonem - oświadczył Fearion, zakręcając kran. - Ej, chłopcze, orientuj się! - zawołał do niego, żwawym tempem zbliżając się do niego z wiaderkiem. Bez chwili wahania, za to z akompaniamentem okrzyku zaskoczenia Fiory, medyk wylał całą wodę na głowę pacjenta, nie zważając na to, że wokół niego wytworzyła się spora kałuża.
        - Lepiej? - upewnił się, odstawiając wiaderko na ziemię. - Aturien, chodź, zaprowadzimy go nad tę rzekę, bo to tylko krótkotrwała poprawa, on musi się porządnie nawilżyć… Ale żeś się urządził, chłopie - westchnął medyk, po czym złapał trytona za ramię, by stanowić dla niego podporę i poszedł razem z nim najpierw do przedpokoju, a później na dwór, instruując po drodze Fiorę, by wzięła klucze i zamknęła dom, bo on i jej mąż byli zajęci słaniającym się chłopakiem.
        Rzeka całe szczęście nie była aż tak daleko, choć lepszym określeniem w tej sytuacji byłby “strumień” - szeroki na jakieś dwa sążnie, w najgłębszym miejscu sięgający nad kolana. Niemniej można było się w nim całkowicie zanurzyć, w czym naturianinowi pomagał jedynie Fearion. To ustalili po drodze: Aturien był za dobrze ubrany, by ryzykować gorsze zniszczenie swojej odzieży, medyk zaś był w swoich bardzo codziennych ubraniach, którym woda zaszkodzić w żaden sposób nie mogła. Sam był przy tym osobą dobrego zdrowia i nie było obaw, że się przeziębi.
        - No, chłopie, asekuruję cię - zapewnił trytona, zzuwając buty na brzegu, po czym razem z nim wszedł w chłodny nurt. Nie wiedział jak gwałtowna w tym przypadku będzie przemiana i czy nagle utraciwszy stopy na rzecz ogona jego pacjent się nie przewróci, dlatego trzymał go na wszelki wypadek mocno.
Awatar użytkownika
Rubinento
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 73
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Tryton
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Rubinento »

Potężny strumień wody oblał ciało trytona. Życiodajna energia, pochodząca z płynu, pozwoliła mu przynajmniej na jakiś czas odzyskać pełnię sprawności. Jednak tego typu "kąpiel" nie pozwoliła na odpowiednie wchłonięcie wody, przez co efekty były raczej krótkotrwałe.
- Dużo lepiej.
Jednak mimo lepszego stanu i samopoczucia, jego zdolności ruchu, a także wszystkie inne zdolności, były nieco ograniczone. Co w sumie nie było dziwne, gdyż niedługo prawdopodobnie by umarł, niezauważony przez nikogo.

Droga do strumienia pozostała w głowie mężczyzny tylko bardzo mglistym wspomnieniem. Jednak kiedy zobaczył cel ich wędrówki, niemal nim telepało z podniecenia. Nie przejmując się i bezwstydnie wykorzystując medyka, położył się w wodzie. Nigdy nie miał problemów z przemienianiem się, ale czemu nie miałby skorzystać z tak chętnie ofiarowanej pomocy? Zarzucił elfowi ramiona na szyję i powoli się opuszczał. Nie baczył na swoje ubranie, którego prawdopodobnie już nie odzyska, gdyż po przemianie całkowicie zniknie.

Zanurzył głowę, ciągle patrząc w oczy elfa. Szum wody wypełnił jego uszy, a oczy odzyskały ich pierwotny blask. Woda obmywała go spokojnie, unosząc włosy naturianina. Jego stopy powoli złączyły się, aż powstał z nich ogon. Zielone zwykle łuski, w świetle księżyca błyszczały srebrem. Skóra, koloru porcelany, przypominająca fakturą kamienie, nabierała zdrowego koloru i naturalnej gładkości. Kiedy chłopak nabrał nieco sił, postanowił poczuć się bardziej komfortowo, przy okazji podnosząc jakość strumyka. Jego dłonie zaczęły wydzielać magiczną energię, która objawiała się zielono-niebieskim światłem. Poziom wody podniósł się, a i sama ciecz wydawała się czystsza.

Po jakimś czasie regeneracji, wciąż jednak zbyt krótkim, Rubin poczuł na sobie dziwną presję. Kiedy on się kąpał, mężczyźni siedzieli i zapewne nudzili się, a on był tego powodem. Marnował ich czas swoją egzystencją. Zawsze był źródłem kłopotów. Odkąd tylko pamiętał. Matka, ojciec, elf opiekun, Verden, Yve, Zilvah, Barabasz, Maggie, Kinalali, Aturien i Faerion... tyle osób już zawiódł, a lista ta wraz z jego wiekiem będzie stale rosnąć. Jeśli dobrze pamiętał, to właśnie przy tym strumieniu stał dom jego chłopaka. Chociaż... Czy to był jego chłopak? Co z poetą z listu? Dlaczego życie się tak komplikuje?

Tryton doskonale wyczuł jakiś ruch w okolicy. Właściwie nie było to trudne, gdyż głośne śmiechy można było słyszeć z odległości kilkudziesięciu staj. Te głosy były jednak zbyt znajome. Rubin ukształtował wodę w taki sposób, aby podeprzeć się na niej i utrzymać w pozycji prawie pionowej. Wtedy zobaczył coś, co niemal zmiażdżyło jego dziecięce serce. Mianowicie JEGO chłopak obściskiwał się z jakąś blondynką (konkretniej Charlotte). Punktem kulminacyjnym całej obserwowanej przez niego akcji był dość długi pocałunek. Naturianin zaczął głośno szlochać, wzbudzając prawdopodobnie uwagę towarzyszy, jednak nie zwracał na nich uwagi. Jego oczy zaszły gęstą mgłą, po czym stały się całe czarne. W nikłym świetle księżyca ciężko było dostrzec te subtelne zmiany. Pozbawiony amuletu ochronnego Rubinento wpadł w trans, a potem furię. W ciągu jednego uderzenia - bijącego szybciej niż najszybszy biegacz Alaranii - serca dokonał transformacji, niemalże w locie, gdyż wychodził z rzeki. Tym razem nie przejmował się brakiem ubrań, z powodu rządzącego nim gniewu. Niemal odruchowo stworzył wodny bicz. Szybko skracał odległość między nim a parą, nieświadomie ciągnąc za sobą zawartość strumienia. W połowie drogi wydał głośny, ciężki do określenia odgłos, znajdujący się między krzykiem a piskiem. Kręcił wokół siebie ogromnym biczem, niczym tancerka wstęgą. Nawet pragnąc śmierci był pełen gracji. Zamachnął się mocno, po czym trafił w plecy blondyna.
- Jak śmiałeś?! Jak mogłeś mi to zrobić?! Obyś zdychał w męczarniach! - wykrzyknął w pijaną twarz Barabasza. Dziewczyna wiedząc, że ona będzie następnym celem trytona, zaczęła uciekać, jednak została zatrzymana cięciem po nogach.
- To twoja wina, suko!
Rubin powoli gubił się w słowach, tak samo demon, który zyskiwał siłę, ale wciąż był w pewnym stopniu uzależniony od żywiciela. Następnie w wyrazie nieskończonego cierpienia, wściekłości i strachu, naturianin zaczął na oślep machać swoją bronią, niszcząc otaczającą go roślinność, uciekającą parę, ale przede wszystkim siebie, tworząc kolejne nacięcia na całym ciele.
Następnie skulił się w swojej kałuży, nie mogąc powstrzymać łez i ogromnego bólu psychicznego i emocjonalnego. Ostatecznie jednak, winę za zdradę Barabasza przyjął na siebie. Może gdyby nie opierał się tak bardzo, byłoby lepiej?
- Ja nie chcę! Dalej! Ranić! - krzyczał do siebie i do całego nieszczęsnego świata, po czym wybuchnął płaczem.

Ciąg Dalszy: Rubinento
Awatar użytkownika
Kinalali
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 75
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Maie
Profesje: Artysta
Kontakt:

Post autor: Kinalali »

        Fiora dreptała za mężczyznami podziwiając zarówno swojego męża za to jaki był silny i troskliwy, jak i Faeriona za to, że wykazał się takim zdecydowaniem i trzeźwym myśleniem. Prywatnie nie przepadała za lekarzem, choć ten był naprawdę dobrym przyjacielem Aturiena, medyka cechowała jednak pewna oschłość granicząca z brakiem wychowania. Kiedyś, gdy zostało mu to wytknięte, usprawiedliwił się, że to przyzwyczajenie, którego nabrał właśnie w szpitalu położonym przy wojskowej akademii jednego z państw ościennych - tam nie mógł troszczyć się o każdego pacjenta, bo liczyła się wydajność, pacjentów było sporo i czas na ewentualne leczenie ich zranionych dusz znajdował się dopiero na nocnych dyżurach, gdy większość spała. W ciągu dnia najważniejszy był sprawny wywiad i szybko zaaplikowane leczenie, aby się nie wykrwawili albo w inny sposób nie uszkodzili na stałe swoich ciał. Dopiero teraz Fiora zrozumiała, że czasami to faktycznie było jedyne wyjście, bo gdyby nie zdecydowanie Faeriona, może chłopak już dawno leżałby omdlały albo co gorsza martwy… Aż strach pomyśleć.

        W końcu dotarli nad potok i tam Aturien musiał oddać całą władzę w ręce Faeriona i tylko obserwować z brzegu jak jego przyjaciel z takim zaangażowaniem zajmuje się trudnym pacjentem. Był moment, że trochę żałował, że go w to wmieszał, ale widział przy tym, że lekarz nigdy mu tego na poważnie nie wypomni, bo mimo swej szorstkości miał wielką potrzebę niesienia pomocy.

        Tymczasem medyk zupełnie nie zdawał sobie sprawy z tego, że zyskał w oczach żony swojego przyjaciela i również w jego samego oczach. Wiedział o jej antypatii do samego siebie, lecz nic sobie z tego nie robił. Jego matka zwykła mawiać, że nie jest zupą pomidorową, by go wszyscy lubili i on się tego trzymał.
        - Spokojnie - upomniał łagodnym głosem naturianina, gdy ten objął go za szyję podczas zanurzenia. Patrzyli sobie w oczy i medyk nie zamierzał uciekać wzrokiem. Sytuacja nie była dla niego krępująca, w jego spojrzeniu widać było zdecydowanie i bardzo stanowcze zapewnienie “będzie dobrze”. Faerion cały czas obserwował naturianina, nawet gdy ten już całkowicie się zanurzył. Skończył dopiero, gdy dojrzał, że ten wyraźnie się rozluźnia pod powierzchnią, a jego nogi już dawno zmieniły się w rybi ogon. Medyk przyglądał mu się chwilę - miał do czynienia z kilkoma syrenami i trytonami, ale nigdy nie miał dość widoku ich ogonów i tych pięknych łusek. W końcu jednak musiał dać spokój, bo poziom wody zaczął się podnosić, a jemu zaczynało robić się zimno. Wrócił szybko na brzeg.
        - Ale mi przyprowadziliście ewenement - parsknął, próbując jakoś dłońmi osuszyć sobie łydki.
        - Wybacz, byłeś najbliżej…
        - Nie no, spokojnie, nie mam żalu. Ale nie wezmę go na swojego pacjenta - zastrzegł. - Pomogłem doraźnie, ale z tym na co choruje powinien walczyć kto inny, ja mogę tylko zaszkodzić.
        - Ale kto… - mruknęła niepewnie Fiora.
        - Tego nie wiem. Może nikt. Albo uzdrowiciel, wiecie, mag…
        Trójka elfów po chwili przeszła z rozmów o namaczającym się w strumieniu trytonie do kwestii tego jak artystycznemu małżeństwu minął wieczór - w końcu nie mogli cały czas załamywać rąk, skoro najwyraźniej wszystko mogło się dobrze skończyć. Chłopak został odtruty, wykąpał się, jakoś sobie poradzi, nic mu już w każdym razie nie groziło. Stał się jednak groźny dla innych, o czym jeszcze ta trójka nie wiedziała. Niemniej zaraz zwrócili uwagę na to, że wynurzył się z wody i w jego postawie było coś takiego, co sprawiło, że Aturien od razu cofnął się osłaniając sobą Fiorę, a Faerion spiął się, jakby tylko czekał na sygnał do ataku. Ten jednak nie nadszedł - naturianin był zajęty czymś po drugiej stronie strumienia. Czym - tego cała trójka dowiedziała się za późno. Gdy jednak spostrzegli do czego to zmierza, medyk zareagował błyskawicznie, na samym wstępie bardzo dobitnie przeklinając.
        - Zabierz stąd Fiorę! - zawołał do Aturiena, bo przeczuwał duże kłopoty zważywszy, że tryton uformował bicz z wody, którym chłostał wszystko, co stanęło na jego drodze. Wbrew zdrowemu rozsądkowi medyk poszedł za nim - przeszedł przez strumień nie zważając na to, że już cały był mokry, a gdy znalazł się na drugim brzegu, w biegu schylił się i złapał za luźną grudę ziemi.
        - Straż! Straż! - zawołał na całe gardło, bo chłopak już zaatakował tamtych przechodniów. Nie obchodził go specjalnie powody tego ataku, ten wariat był po prostu niebezpieczny i nie można było mu pobłażać.
        - Zostaw ich! - huknął Faerion, rzucając grudą ziemi w trytona. Nie chciał go skrzywdzić, chciał go tylko zdekoncentrować, on jednak był jak w amoku. Medyk nie podszedł do niego, nie był wariatem, obserwował go tylko na odległość i przeklinał, gdy jego wodny bicz powodował co poważniejsze zniszczenia, nie tylko w otoczeniu, ale również na ciele trytona. Raz magiczna broń prawie trafiła również jego.
        - Do jasne cholery opamiętaj się! - krzyknął na naturianina. Przeczesał włosy dłońmi gestem, który zdradzał wielką nerwowość. Co on miał do wszystkich diabłów zrobić?!

        - Może poczekasz chociaż aż matka wróci?
        - Ależ mój drogi Isteranie, oczywiście, że poczekam na jej powrót, cóż to by był bowiem za nietakt, by tak odejść nie pożegnawszy się z osobą, która udzieliła mi tak troskliwej gościny, wysłuchiwała mych żali, dylematów i udzielała mi takiego wsparcia? Ty również, oczywiście, byłeś dla mnie nieocenionym wsparciem...
        - Drobiazg - przerwał mu skromnie tancerz.
        - Jak sobie życzysz - zapewnił Kinalali, pojmując, że zaczął zbyt wiele mówić na raz. - Jednakże istotnie poczekam, aż Fiora wróci i dopiero pożegnawszy się z nią odejdę. Siedząc w miejscu nigdy nie odnajdę mej drugiej połowy.
        - Powodzenia w poszukiwaniach, mistrzu - odparł taktownie Isteran. - Gdzie teraz zamierzasz się udać?
        - Jak zawsze polecę wraz z wiatrem tam, gdzie on mnie zaniesie, to wszak nie jest pierwszy lepszy podmuch, a tchnienie samej Matki Natury, która i mnie dała życie, więc i ona ma prawo nim kierować.
        Elf pokiwał głową, nie wnikając już w sposób podejmowania decyzji przez poetę, choć uważał go za dość nieroztropny. Skoro jednak maie uważał, że to najlepszy sposób, niech będzie po jego myśli. To jego poszukiwania.
        I szkoda tylko, że nie wiedział jak blisko był swego celu i jak bardzo się teraz od niego oddali...

Ciąg dalszy: Kinalali
Zablokowany

Wróć do „Danae”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 5 gości