Jezioro CzarodziejekJezioro przeczuć.

Piękne, lśniące jezioro leżące we wschodniej cześć Równiny Theryjskiej, w bezpośrednim sąsiedztwie Zamku Czarodziejek. Wody owego jeziora są od tysięcy lat zaklęte i posiadają niezliczone magiczne właściwości, a to za sprawą zamku Czarodziejek, w którym młode dziewczęta uczą się magii.
Awatar użytkownika
Pliszka
Błądzący na granicy światów
Posty: 13
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Leśny elf
Profesje:
Kontakt:

Jezioro przeczuć.

Post autor: Pliszka »

        Pliszka przewędrował kolejny spory kawał ziemi Alarańskiej by zaszczuć się w innych krzewach. Jeżeli jakiekolwiek oczy dostrzegły go przemierzającego kresy to mogły wybałuszyć się na wierzch widząc, że bestia prowadzi bestie. Obwieszony kupą materiału z mnóstwem frędzli, o ile ktoś się nazbyt nie przyglądał. Inaczej widziałby przedziwnego rodzaju amuletu i wszelkie możliwe części zwierząt, które miały przynieść szczęście, a wokół niego stado przeróżnych stworów zmieszanych nawet z zainteresowanymi zwierzętami. I tak też dotarł w miejsce, które bardzo mu przypasowało i chociaż z początku nikt nie zwracał na niego uwagi to niestety po raz kolejny dorobił się mało przychylnych sąsiadów… A raczej sąsiadek, bo mowa była o uczących się nieopodal czarodziejkach.
        Fakt faktem, właściwie znajdował się od nich naprawdę spory kawał drogi, ale nie było to przeszkodą dla jego stworzeń. Dziewczęta choć rzadko spotykały nieznane im bestie to jednak bały się, że któraś z nich pewnego dnia je pożre. Miał zaledwie dwa, nieco większe incydenty z tym związane, a one i tak się czepiały. Poza tym ich szczęście, że trafiły na roślinożerców. Zamiast machać rękoma i rzucać czarami powinny odrobinę się uspokoić, a następnie przywitać nieznajomych. One też by się obraziły za brak dogodnego potraktowania. Działały mało logicznie. Sprawowały nie tylko sobie, lecz i problem Pliszce. Właściwie aż tak mu żal nie było własnych bestii. Stanowiły one idealny program treningowy dla zgrabnych dłoni kobiet, a on z chęcią właściwie by popatrzył, co też można zrobić z jego towarzyszami. Tworząc potwory nigdy do końca nie wiedział jak umierają… Niezwykłą zagwostkę miał ze stworzonymi prototypami. Nazwa mówi sama przez siebie, że rytualista nie miał zielonego pojęcia w jaki sposób je zabijać, bo w końcu nie był nawet do końca pewien mechanizmu ich tworzenia. Tak czy siak, jego sąsiadki mogły okazać się chociaż przydatne, a tu taki kaprys.
        Przeprowadził się jednak tutaj i nie tak szybko zamiar się zbierać manatki. Już na pewno nie po tym, gdy prędko zakwitły jego żagwiny. Ten fakt stanowił dobry argument na to by tym bardziej pozostać, gdzie się przeniósł. Pomyśleć, że ta cała potyczka z czarodziejkami rozpoczęło się jakieś pięć lat temu. Elf nie liczył czasu i drapał się po policzku chropowatym pazurem nie mogąc sobie przypomnieć, co działo się na przestrzeni chociażby dziesięciu lat. Czas szybko mu mijał, a zwolnił tempo dopiero nad Jeziorem Czarodziejek, że też wcześniej nie pomyślał o tym by tu zamieszkać. Do jeziora miał około pół godziny drogi, jeżeli szedł swoim luzackim tempem więc często odwiedzał zachody słońca tuż nad wodą wpatrując się w rozmazany obraz na tafli wody. Przypominało to malowany na płótnie pejzaż. Chociaż z natury Pliszka nie był artystą to jakieś upodobania tam miał.
Obraz mógł wzburzyć ogon ryby albo jego palec, co przywoływało w głowie mężczyzny jedną myśl – łamane linie przypominały, jak kruchy jest świat. Ktoś by stwierdził, że obarcza jego duszę smutek, ale grubo by się pomylił. Pliszkę fascynowała ta kruchość i krótkość życia. To przyczynia się do wielkich czynów. Ludzie żyją najkrócej ze wszystkich, a chyba są w stanie poświęcić najwięcej, bo nie mają nic do stracenia. Ich życie jest za krótkie by marnować czas, a takie na przykład elfy wrażliwe na naturę starają się utrzymać w długowieczności by i las mógł żyć wiecznie. Zazwyczaj spokojne nie podejmują pochopnych decyzji, bo przecież… mają na to czas. Stąd sprzeczność między dwoma jednostkami. Ludzie nie obchodzi nazbyt co będzie działo się wiek później, a uszaci opiekuni Matki Natury patrzą na nich ze zgrozą, bo będą żyć wśród wyciętych drzew przez kolejne kilkaset lat. Długowieczność jednakże mu nie przeszkadzała, bo z takim zapasem magii wokół siebie mógł spokojnie przesiedzieć całe życie w jednym miejscu, a ludzie przeganiają i tak jego bestie więc nikt mu drzewa nie wytnie.
        Obliczenie ogólnie jest proste. Zamek Czarodziejek plus Jezioro Czarodziejek równa się czarowanie, a do rzucania zaklęć potrzebne są złoża energii, które pierwotnie można odnaleźć w naturze. Naprawdę potrzebował 120 lat by to zajarzyć? No niespełna 120 lat! Jakąś… tylko połowę!
        To była jedna z późniejszych letnich nocy, mocno sprzyjającą rytuałom. Pliszcze obiło się o uszy, że w tym czasie odbywa się naprawdę wiele świąt w miastach i wsiach więc i on nie pozostał obojętny na wszak dogodne warunki. Komary uszczypliwe dla podróżników omijały wielkim kołem rytualistę, gdyż wysmarował się jakimś mało przyjemnie pachnącym mazidłem. Musiał jednak uważać, by nie zetrzeć run wymalowanych na ciele. Dzisiaj rano specjalnie zmył z siebie wszystko bardzo dokładnie by na suchej skórze ponownie wykreślić inne kształty. To był wyjątkowy wieczór, ponieważ, jak co miesiąc, Pliszka odbywał rytuał, który uratował jego żagwiny. Bujda czy nie, jedna noc w miesiącu na modlenie się o faunę i florę go nie zabije, a profilaktyka lepsza niż leczenie.
Dzisiejszy dzień poświęcił lenistwu więc do przygotowań podszedł naprawdę z wielką lekkością. Kilka przeciągających się godzin zajęło mu wyrysowanie kręgu, kilku linii i zasypianie ich jasnych prochem. Poobcinał odpowiednio trawę by w razie czego nie zaburzyła mu obrazu podczas podróży poza faktyczną rzeczywistością. Zbadał najbliższe drzewa i ich korzenie, czy też są zdrowe. Przygotował drewnianą skrzynkę z ziołami w razie, gdyby znowu chciało go gdzieś wywalić. Już miał dosyć bezczynnego leżeniu w cierpieniu na kilku dni po nieudanym rytuale. Nauczył się już, żeby w zasięgu mieć nieszkodliwe rośliny do spożycia mogące przyspieszyć gojenie się rany lub też po prostu go uśpić by organizm się zregenerował. Najlepiej przeco pracuje w spoczynku, jeśli rzecz jasna leży odpowiednio długo by się napracować w środku i odpowiednio krótko by nie dostać odleżyn, albo jakiś zastojów żylnych.
        Postawił cztery pochodnie. Dwie bliżej siebie i dwie mocno rozstawione na boki, nieco wyższe, jakby ich kształt wyznaczał kąt padania światła przez okno. On znajdował się na krawędzi kręgu o szerszym wymiarze. Słońce pozostawiło na niebie tylko jaśniejszy błysk błękitu wybijając zbliżającą się godzinę rozpoczęcia rytuału. Pliszka podciągnął rękawy i rozczepił część dłoniową swoich w połowie futrzanych, a w połowie skórzanych rękawic. Zamoczył ręce aż do łokci we krwi, przy czym palce pozostały najbardziej obfite w barwę czerwieni. U swojego boku zostawił książkę z jakimiś czarami, której swoją drogą ukradł jakiejś czarodziejce. Był ciekawy działania niektórych spisanych zaklęć i znalazł kilka przydatnych w razie porażki. Nie był przewrażliwiony na punkcie wpadki podczas modłów, a bardziej zainteresowany tym co stanie się później przy zastosowaniu innych wyjść z sytuacji.
        Ściągnął maskę w dół, ale nie odczepił jej od futra na głowie. Jego twarz ochraniała czaszka łani z krótkimi rogami, które przyciemnił barwiącą oliwą. Na przód magicznego przedmiotu również naniósł wzory z krwi w postaci leżącego pół księżyca i kropki, która oznaczała słońce, ale tego mógł domyśleć się jedynie Pliszka.
        Poczuł, jak wypełniła go energia. Maska zapłonęła na bokach niebieskim płomieniem unosząc nieznacznie także część futra, z którą była połączona. Elf jednym mrugnięciem oka przeniósł się do świata energetycznego. Przyjrzał się narysowanemu okręgu na ziemi, po czym doszlifował wszelkie niedogodności, jak na przykład zbyt duża ilość prochu na jednym z boków. Mógłby skupić na sobie większą część energii, a Pliszka nie lubił tracić jej niepotrzebnie. Lubił rzeczy spożytkowane umyślnie, chociaż wokół siebie przecież posiadał dużo zasobów.
        Gdy już dopieścił wszystko tak, jak trzeba, uklęknął. Wtopił dłonie w ziemię koncentrując się w jednym punkcie jaki wyznaczył na ziemi. Spożywał energię bardzo powoli, gromadził spokojnie w swoją stronę tak by wypełnić wszystkie braki, a gdy wyczuł moment dotarcia ostatniej kropli płynnie przeszedł do innej rzeczywistości. Z prochów uleciały białe pasma przypominające smugi dymu tylko ozdobionego lśniącymi drobinkami niczym drobne gwiazdki. On zaś przebił się przez te mleczną płachtę i przystawił głowę do ziemi mamrocząc mantrę. Stężona sieć dumy rozrzedziła się po kilku minutach powtarzanych słów tworząc mgłę. Nie rozproszyła się one jednakże od korzeni po sam czubek korony. Gdyby Pliszka teraz stanął zapewne byłaby mu na szerokość tułowia tylko ustawiona trochę niżej, bliżej bioder. Obecnie znajdował się pod nią, chroniony głównie przez oczy bestii, chociaż rytuał ten nie wymagał na tyle wysiłku by stracić całkowity kontakt z rzeczywistością. Oczywiście, że nie byłby w stanie usłyszeć kogoś skradającego się w okolicy, ale z pewnością wyczułby poruszenie się jego stworzeń. Szczególnie ufał Drzewnym Jeleniom. Nie wykazywały one nadmiernej pomysłowości ,ulegały jednej funkcji, która nigdy go nie zawiodła, a dokładniej rzecz biorąc – chęć wyprowadzenia podróżnika poza obręb obszaru dotykający w jakiś sposób Pliszkę. Ta nadmierna chęć spełnienia obowiązku sprawiła, że nie nastawiał się nigdy ani wrogo, ani przyjaźnie na przybyłych, bo na przykład taka Efilio zrywała się momentalnie do paniki. Ptaszyna była bardzo oporna na wszelką tresurę, ale kilka wypadków podczas rytuałów sprawiły, że elf był na tyle mocno zirytowany, że nie dał za wygraną i wreszcie ją czegoś nauczył. Wstrzymania swoich trzepoczących skrzydełek na czas jego modlitwy. Obecnie więc siedziała na niewielkim kamieniu nieopodal i trzęsła się, jakby za chwilę miała wybuchnąć. Co za kara by kazać jej tak tkwić w miejscu, gdy rozsadza ją energia od środka. Drżała wpatrując się w ten sam punk, który elf wyznaczył jako środek jakby próbując skupić się tylko i wyłącznie na tym jednym zadaniu będącym tak trudnym dla małego stworka.
Ostatnio edytowane przez Pliszka 7 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Ratri
Błądzący na granicy światów
Posty: 11
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Maie
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ratri »

        Zwiedzanie świata wcale nie było takie łatwe jak myślała. Spodziewała się zupełnie innych problemów, niż te z którymi się zetknęła. Bała się, że szybko się zgubi, że się zmęczy albo będzie się czuła samotna. Drogę jednak zawsze odnajdywała instynktownie, to była chyba jedna z tych cech, o których mówił Faran, przyjaciel Bjorna. W każdym razie ani razu jeszcze nie błąkała się beznadziejnie po lesie, szukając z niego wyjścia, lub trafiając dwa razy do tego samego miasta. To było bardzo ciekawe. Koniecznie musi sprawić sobie duży pergamin i kawałek węgla w najbliższym mieście i zacząć rysować przebytą drogę. Może i do tej pory udało jej się trafiać od miasta do miasta, jednak warto by sporządzić sobie chociaż najprostszą mapę. Mogłaby później wrócić do domu i zabrać Bjorna do tych najpiękniejszych miejsc, które widziała!
        Droga jej nie męczyła, mimo że cały czas podróżowała pieszo. Obcy niechętnie zabierali ją na wozy, a ona czuła się coraz bardziej niezręcznie prosząc o to i w końcu postanowiła, że będzie wędrować samotnie. Nie teleportowała się prawie w ogóle, nie wiedząc w końcu gdzie chciałaby dotrzeć i tylko raz wracając w ten sposób ze szlaku do ostatniego odwiedzonego miasta i z powrotem, by sprawdzić czy dobrze pamięta miejsca i czy jej magia działa jak należy. Nie ma co ukrywać, że po utracie większości swoich umiejętności bardzo obawiała się o pozostałe i raz na jakiś czas trenowała, by nie pozwolić na ich zniknięcie.
        Co do samotności.. tęskniła jedynie za Bjornem, w końcu nikogo innego nie znała. Wymieniała jednak z nim listy za pośrednictwem ptaków i swoimi koślawymi zdaniami starała się opowiedzieć mu wszystko, co zdążyła zobaczyć i się nauczyć. A w drodze towarzyszyły jej zawsze zwierzęta, dzięki którym nie czuła się osamotniona. Mrukliwy Sole nie odstępował jej na krok, a mimo iż znała mowę zwierząt, nie umiała dotrzeć do niego na tyle, by zrozumieć przesłanki, które kierowały basiorem, gdy porzucił on swoje terytorium i ruszył z nią w podróż. Chociaż i tak miała wrażenie, że jego inteligencja rozwija się w zastraszającym tempie, a ich rozmowy nabierały treści i kształtu.
        - Co..?! – Ratri stanęła jak wryta pośrodku lasu, czując jak jej ciało pokrywa się gęstą skórką. Sole minął ją i teraz zatrzymał się kawałek dalej, spoglądając za dziewczyną zdziwioy. Maie otworzyła szeroko oczy i zamknęła je zaraz, obejmując się ramionami i oddychając ciężko przez nos. Próbowała uspokoić skołatany organizm, który nagle szarpnął się, jakby ktoś dziewczynę uderzył w każdy jej fragment ciała jednocześnie. A po chwili było po wszystkim.
        Znała to uczucie. Chociaż zazwyczaj odczuwała je nieco inaczej, bardziej intensywnie i jednoznacznie, jako moc bardziej godzącą w jej jestestwo. Teraz były to raczej.. wibracje? Delikatne, lecz wyraźnie wskazujące na to, że gdzieś niedaleko ktoś odprawiał rytuał i to nie byle jaki. Dała się jednak ponieść nadziei, która rozkwitała w jej sercu, nie zważając na gwałtowne protesty rozumu, usiłującego dojść do głosu i wyjaśnić poruszonej Maie, że już nie jest tak jak kiedyś, że wszystko się zmieniło, nie jest już tym kim była. Lecz białowłosa nie słuchała. Zamknęła oczy i zniknęła, teleportując się śladem magicznych wibracji. Nie była daleko.
        Była już noc i okolicę powinien rozświetlać jedynie blask księżyca. Od jej oczu odbijało się jednak jeszcze dodatkowe światło pochodni, rozstawionych kawałek przed nią, po lewej i prawej stronie. Ratri rozejrzała się powoli, śledząc wysypane prochem ścieżki. Jej bose stopy stały zaledwie o odległość palca od wysypanego w trawie kręgu. Miała na sobie długą grafitową spódnicę z rozcięciem z lejącego się materiału i krótki top z tej samej tkaniny. Sole w końcu ją dogonił i stał teraz z wywieszonym ze zmęczenia jęzorem przy jej nodze, przyglądając się podejrzliwie obcym stworom. Ratri prawdopodobnie poświęciłaby im więcej uwagi, gdyby jej spojrzenie nie było skupione na istocie znajdującej się po przeciwnej. Sylwetka skąpana była w cieniu, od padającego za jej plecami księżyca i zniekształcona warstwami odzienia. Na dziewczynie nie zrobiła wrażenia ani maska, ani malowane krwią symbole, widziała takie rzeczy ni raz.
        - Helo ffyddlon. Diolch i chi am eich rhoddion ar ran ei hun a natur – powiedziała w swojej mowie, z zadowoleniem stwierdzając, że głos nie drży jej tak jak serce. Czy to było możliwe? Czy to był jeden z tych, którzy ściągnęli ją tutaj z Terranii? Przyglądała się mężyźnie ze spokojem, chociaż najchętniej podbiegłaby, zarzucając go mnustwem pytań i natarczywie domagając się odpowiedzi i wyjaśnień. Znała bowiem ten rytułał, znała magię, przepływającą w powietrzu i wibrującą pod jej stopami. Nie ingerowała jednak swoją mocą, pozwolając mężczyźnie dopełnić czynności.
Awatar użytkownika
Pliszka
Błądzący na granicy światów
Posty: 13
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Leśny elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Pliszka »

        Pliszka szeptem wiernie powtarzał mantrę. Sadził, że tego dnia po raz kolejny odbębni rytuał dla uspokojenia własnego sumienia nie będąc do końca pewien czy powinien wierzyć w kogoś ponad jednostki śmiertelne. Poczuł jednak niepokojące uderzenie energii, które gładko rozpłynęło się falą po trawie. Zmarszczył nos. Był nieco zbity z tropu, bo ten delikatny akcent spowodował, że zgubił się w słowach i zapomniał gdzie skończył zdanie. Aj, wyszły skutki chęci szybkiego przebrnięcia przez rytuał, a przecież każdemu trzeba się całkowicie poświęcić.
        Poczuł, jak wokół niego nastąpiło poruszenie. Kilka istot schowało się w zaroślach, inne wpatrywały się w nieznajomą, ale dopiero Drzewny Jeleń pobudził elfa. Drzewko nieopodal Ratri poczęło się kiwać. Mogła dokładnie widzieć, jak gałęzie gną się tworząc grzbiet, a korzenie wypruwają spod ziemi wytwarzając nogi. Głowa wyrosła ze środka pnia rozplatając poroże. Można by rzec, że z malutkiego drzewa rozkwitł piękny jeleń, który po przybraniu odpowiedniej formy zalśnił od środka zielonym płomieniem. Nie był on rażący, chociaż pierwszy błysk mógł tak wyglądać. Szybko jednak przygasł i przedostawał się jedynie przez szczeliny mniej dokładnych połączeń. Nie zawył, nie wydał z siebie żadnego głosu. Jedynie dźwięk poruszającej się roślinności nastąpił, gdy tylko podjął się pierwszego kroku, jakby stary osłupiały dąb teraz wyruszył w wielką podróż. Jeleń wlekł się wolno chcąc rozruszać swoje ciało i oczywiście automatycznie zbliżał się do maie.
        W tym samym momencie, gdy bestia zradzała się z drzewka, Pliszka ocucony jej działaniem, jakby stracił orientację. Poczuł się bardzo, ale to bardzo dziwnie. Serce zdusiło go w klatce piersiowej i nie umiał sobie wytłumaczyć dlaczego. Nawet w gardle mu utknęła tajemnicza gula i przez chwilę zastanawiał się, co powinien zrobić. Zostać w obecnym położeniu czy może zerwać się na nogi. Wybrał te drugą opcję, tylko zdecydowanie w łagodniejszej formie.
        Zacisnął powieki i wsparł się na zgiętych rękach, po czym z całej siły wyrwał z rytuału, który tak gwałtownie przerwał. To zmusiło go do stanięcia na nogi, a maie mogła dostrzec, że spowita wokół mgła ciągnie się za jego postacią, jakby krąg go ssał do środka, ale on mu się sprzeciwił. Nie stracił równowagi, a wbił w nią swój wzrok. Mgła spływała po nim dążąc do ziemi, energia teraz nie roznosiła się ku górze, ale wracała do gleby. Stali oboje, jakby w chaosie bieli i delikatnej mgiełki, która stopniowo, lecz niebywale wolno opadała.
Utkwił w niej spojrzenie i mimo, że dzieliła go maska mogła to wyraźnie czuć. Widział ją. Energetyczną postać. Widzi cząsteczki przez czaszkę łani i nie dowierza. Nie dowierza w jej istnienie i nie dowierza we własne niedowierzanie. Co za skomplikowana sytuacja.
Ta postać, wywołuje w nim niespotykane mu zmiany fizjologiczne w ciele. Upomniał się o oddychanie, bo chyba na chwilę przestał czerpać powietrze. Próbował uspokoić wzrok, ale oczy miał wciąż rozwarte z paraliżującego go zaskoczenia. Wyczuł ją już kiedyś… Kojarzy to zdarzenie. To było kilka lat wstecz, gdy walczył o swoje kwiaty porastające ściany chatki. Ten dotyk, który zniewolił jego duszę już na zawsze, chociaż on tak nieposłuszny był każdemu. To przełamanie bariery między światami, jakby dążyli do siebie. Trwało to wybitnie krótką chwilę i całkiem z przypadku, ale przecież modlił się do niej zdecydowanie wcześniej.
        Modlił się?
        Czy ona istnieje naprawdę?
        Pliszka stał zamurowany. Miał totalną pustkę w głowie. Jeszcze przez kolejne sekundy zastanawiał się czy aby nie oszalał, ale prędzej by stawiał na to, że coś wypił nietęgiego. Szybko przeleciał listę swoich dzisiejszych trunków, która była uboga i mało szkodząca. Może o czymś zapomniał? Trwa ścięta, drzewa zdrowe, prochy dopiero co spalone, księżyc jest czysty bez chmur, komary trzymają się od niego z daleka, pochodnie zapalone, obcięte co do cala… Może źle wykreślił runę na swoim ciele? Odtwarzał w głowie wszelkie malunki, ręka ani razu nie poślizgnęła mu się na skórze.
        Gdyby wywołał ducha wyglądałby on zupełnie inaczej. Ta postać jest utkana z czystej energii. Tak wierzył w swoją Panią podświadomie, że ją sobie wyczarował? Jeżeli podniesie maskę to może okaże się jakimś stworem, nie wiadomo skąd ani po co. Nie atakuje go więc może to faktycznie bestia?
        Pliszka w ciągu jednej sekundy znalazł tysiące wytłumaczeń, mniej lub bardziej realnych, ale gdy tylko Ratri się poruszyła on momentalnie padł klękiem na jedną nogę niczym oddany rycerz. Tak gwałtowne zachowanie sprawiło, że już niemalże rozsadzona do granic możliwości Efilio w końcu wystartowała niczym petarda brzęcząc głośniej niż komar i dosłownie szalejąc okręgami w powietrzu. On jednak pozostawał głęboko niewzruszony zachowanie ptaszyny pochylając mocno głowę. Oszalał czy nie i nawet jeżeli to zwidy, wolał nie ryzykować gniewem swojej Bogini. Pytał się w głębi ducha czy to wszystko to prawda, ale zachował na tyle rozumu by działać zapobiegawczo. Nie zdjął maski więc może to jakiś kaprys mu ktoś sprawia? Na przykład te zołzowate czarodziejki. Już był zły, gdy o tym myślał. Niech się okaże, że to jakiś numer a da im popalić. Oj, da im popalić…
        Ale jeżeli to prawda? Kłuła go ta nadzieja w sercu. W końcu nawet słyszał jej głos, ale otumaniony nic nie zrozumiał. Wzniósł na nią wzrok i ponownie wpatrywał. Mogła już swobodnie przejść przez jego krąg bez żadnych konsekwencji. Czekał właściwie aż postąpi w jego stronę, ale był jeden ważniejszy aspekt od innych. Jej odpowiedź na okazany szacunek. Uważnie spoglądał na energetyczną postać. Miała palce, ręce i nogi… Z sylwetki człowiek, chociaż odrobinę za długie te palce, ostro zakończone.
        Poczuł, że wreszcie oddycha normalnie. Koło ucha świstała mu rozszalała Efilio. Podniósł więc rękę na wysokość swojej głowy i w odpowiedni momencie zacisnął pięść. Znał ją już na pamięć, jej trasy w powietrzu i łapał tyle razy, że ścian by mu w więzieniu na wykreślanie kresek nie starczyło. Zdusił podrobionego kolibra w dłoni. Niemalże oczy wyszły ptaszynie na wierzch, ale ostatecznie Efilio drżała między palcami, jakby za chwilę miała zejść z tego świata i trafić do tego zmarłych. Milczał jednak, gdyż gardło miał wciąż zduszone.
Awatar użytkownika
Ratri
Błądzący na granicy światów
Posty: 11
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Maie
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ratri »

        Ratri pozwoliła sobie na chwilę dekoncentracji, gdy drzewo nieopodal niej poruszyło się nagle, o wiele mocniej niż wygięłoby się jedynie pod wpływem wiatru, którego zresztą nie odczuwała. Słysząc gardłowy warkot obok siebie, położyła dłoń na zjeżonym grzbiecie Sole, w uspokajającym geście. Pod tym dotykiem zwierzę dosłownie połknęło agresję, warczenie ucichło, sierść położyła się łagodnie, a wilk oblizał obnażone kły i schował je z mlaśnięciem w pysku. Oboje jednak nie spuszczali przez chwilę wzroku z drzewa, obserwując wyłaniającą się z niego istotę, basior z wyraźnym niezadowoleniem, Ratri z konsternacją. Cóż to był za twór? Ożywieniec? Maie szybko odrzuciła wersję, iż jest to prawdziwy jeleń, jednak mimo wszystko wyciągnęła spokojnie ramię i otwartą dłoń w stronę drzewnego tworu. Sole przebrał łapami w miejscu, pochylając łeb i widocznie tłumiąc chęć ataku, gdy jeleń zbliżył się do nich i stanął kawałek od maie. Ratri obróciła dłoń, wierzchem w stronę istoty, a ta dotknęła jej pyskiem ostrożnie, wywołując słaby uśmiech na ustach dziewczyny. Prawdopodobnie, gdyby jeleń był prawdziwy, poczułaby powietrze z chrap, uderzające w jej dłoń. Teraz jednak jej skórę otarła jedynie szorstka kora i musnął liść, który zapodział się gdzieś przy pysku „zwierzęcia”.
        Czując szarpnięcie magii, odwróciła się gwałtownie w stronę rytualisty, na co jeleń zareagował równie nagłym cofnięciem się od niej o krok. Ratri rzuciła tworowi ostatnie spojrzenie, po czym ruszyła po łuku okręgu w stronę mężczyzny. Drgnęła zaskoczona, gdy tak gwałtownie upadł na kolano, chyląc głowę, w tak znajomym, a jednak odległym wyrazie szacunku. Kiedy ostatni raz ktoś przed nią klękał? Gdy zbliżała się do rytualisty przez jej głowę przelatywały obrazy z jej poprzedniego życia, wszyscy wierni, wszystkie ofiary, każdy rytuał. Wszyscy różnili się od siebie tym kim byli, tym jak wierzyli i jak to okazywali, ale łączyła ich właśnie wiara w jej osobę i ten szacunek. Dziewczyna zacisnęła lekko usta, gdy w kontraście do poprzednich wspomnień, przypomniała sobie reakcje ludzi w Alaranii na jej widok. Obojętność, nieufność, niechęć. Te uczucia, chociaż nieprzyjemne, pomagały jej pamiętać, że nie jest już tym kim była, że stała się kimś innym, nowym. Że nie ma powrotu do tego co było. Nawet gdyby udało jej się jakimś cudem teleportować spowrotem do Terranii, a zwierzęta lasu jej świadkiem, że o tym myślała, prawdopodobnie nie przeżyłaby tam chwili, obdarta z magii.
        Wydarła się gwałtownie z rozmyślań, gdy stanęła przed klęczącą postacią, która w międzyczasie zdążyła upolować latającego jej wokół głowy niewielkiego ptaszka. Ratri skrzywiła się lekko, słysząc pisk zwierzęcia, jednak nie odebrała go mężczyźnie. Jeszcze nie teraz. Rytualista wciąż nie odpowiedział na jej powitanie, uznała więc, że jej mowa nie jest mu znana, a to z kolei oddaliło nieco jej nadzieję na to, że spotkała właśnie swojego wyznawcę, jej ffyddlon. Ale to i lepiej. Musiała nabrać dystansu i nie dać się unieść. W końcu, nawet jeśli jej serce miało rację i trafiła na kogoś, kto był świadom jej istnienia, zachowanie zimnej krwi było tym bardziej wskazane.
        - Natura dziękuje za twą ofiarę, ffyddlon. Wstań – powiedziała w końcu wyjątkowo łagodnym głosem, lecz z silnym akcentem, jasno wskazującym na to, że wspólna mowa nie jest jej ojczystym językiem. W odruchowym geście skrzyżowała ramiona na piersi, dotykając palcami ramion, i schyliła się minimalnie w stronę mężczyzny, prostując zaraz i opuszczając ręce.
        W Terranii Ratri miała w zwyczaju obdarowywanie wiernych, z którymi nawiązała kontakt i była to tradycja, której chciałaby dotrzymać również tutaj. Niestety zdolność wytwarzania przedmiotów z nicości opuściła ją w Alaranii, pozostawiając po sobie jedynie możliwość ich kształtowania. Maie lubowała się w manipulowaniu metalem i najchętniej również dla rytualisty stworzyłaby taki upominek, jednak w środku lasu szanse na zdobycie tego surowca nie były wysokie. Chociaż.. dziewczyna rozejrzała się, napotykając w końcu wzrokiem na pochodnie, a widząc zdobiące je metalowe pierścienie, uśmiechnęła się pod nosem. Uniosła lekko dłoń w ich stronę, a jedna z obręczy na najbliżej pochodni zatrzeszczała i pękła, nie spadając jednak na ziemię, lecz dryfując w powietrzu, przyleciała jak po sznurku w stronę Maie. Lewitowała pomiędzy jej dłońmi, gdy dziewczyna poruszając szybko pazurami w pewnej odległości, formowała materiał z taką szybkością i łatwością, jakby była to plecionka z muliny. Obręcz wyprostowała się gwałtownie i rozciągnęła, przypominając teraz niekończącą się nitkę makaronu. Ratri szybko obracała kruszcem w powietrzu, a ten zawijał się i plątał, a to co z początku przypominało zlepek metalowych nitek, zaczęło nabierać kształtu. Unosząc się jednak wciąż pomiędzy szponami Maie, ukrywał nieumyślnie swój prawdziwy wygląd, przez co rytualista nie dojrzał przedwcześnie swojego upominku. Dziewczyna jedynie raz rzuciła w niego spojrzeniem czerwonych oczu, próbując na podstawie tej krótkiej oceny stwierdzić, co najbardziej pasowałoby mężczyźnie. I chociaż jej zdaniem idealny dla niego byłby właśnie surowy metal, nie chciała obdarowywać go jedynie poskręcanym pasmem żelaza. Przesunęła dłonią nad drobnym kształtem, którego kolor zamigotał, a po chwili przeszedł cały, niby przeszyty prądem, srebrno-białym blaskiem.
        Minęło ledwie kilka uderzeń serca, nim dziewczyna uchyliła dłoń, a w stronę mężczyzny pofrunęła drobna ozdoba w kształcie jeleniej czaszki. Cała broszka składała się z cienkich platynowych nici, splatających się ze sobą odpowiednio, by oddać budowę kości ssaka, pozostawić dziury na oczodoły i wybiec w boki, tworząc bujne, drobiazgowo oddane poroże. Ratri nie wiedziała, jak jej prezent zostanie odebrany, ale nawet obawa przed porażką nie powstrzymała jej od dochowania swojej tradycji. W końcu jeśli on nie jest tym, kim ona myśli, że jest, uzna po prostu podarek za dziwactwo nieznajomej.
Awatar użytkownika
Pliszka
Błądzący na granicy światów
Posty: 13
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Leśny elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Pliszka »

        Miał wrażenie, że płynie do niego krokami. Ta postać wydawała się zupełnie inna od tych wszystkich, jakie zdołał ujrzeć w swoim życiu. Wokół niej ulatywały drobne cząsteczki, niby pyłek, hipnotyzująca magia rozpraszała się co jakiś czas minimalistycznym wyrzutem. Szczególnie działo się tak wokół jej włosów, a może wmawia sobie te małe niuanse, bo tak głęboko w nią wierzy?
I nagle się odezwała. Jej głos był tak czysty… Tak klarowny. To ten sam dźwięk z kilku chwil wcześniej, ona naprawdę stoi tuż przed nim. Oddycha, rusza się, posiada funkcje życiowe. Odrobinę różne od jego organizmu, ale żyje. A właściwie istnieje.
Bestie wlepiły wzrok w Pliszkę niczym widzowie na sali. Cóż takiego zrobi ich towarzysz? Co to za istota? Pierwszy raz widzą go w takiej sytuacji. Nieco zdezorientowane czuły odrobinę lęku obecnością kobiety, ale ślepo wpatrywały się w rytualistę nie mogąc się powstrzymać od obserwacji.
        On sam jednak popadł w konsternację. Rozumiał, co do niego mówi, ale wciąż przygwożdżony był do ziemi niegodzien wstać w jej towarzystwie. Prześledził wzrokiem ruchy energetycznej postaci. Z jego perspektywy wydawało się, że obserwował nagromadzone się gwiazdy, które przemieszczają się z punktu do punktu. Nieco ciemniejsze i jaśniejsze barwy cząsteczek poruszały się między dłońmi Bogini, a on wpatrywał się w to z milczeniem bojąc się, że rozburzy obraz. Poczuł nawet na sobie jej wzrok i delikatnie drgnął nie będąc pewnym właściwie, co robi. Był tak otumaniony widokiem dziewczyny. Gdy ukończony przedmiot wzniósł się między dwojgiem on widział, jak magia gaśnie i odsłania broszkę. Przerzucił spojrzenie kilka razy, to z kobiety, to na … prezent?
        Pliszka przemielił myśli. Łapiąc nagle łagodny oddech w końcu wybudził się z murującego go szoku. Powoli wstał, chociaż w pierwszym uniesieniu się na nogach widać było odrobinę niepewności. Pliszka niepewny? Chyba właśnie poznał definicję tego słowa.
Gdy już się wyprostował wcisnął Efilio w kieszeń. Dosłownie ubił ją kilkoma ruchami dłoni i zapiął, a ona zbuntowana chwilę się miotała. Ptaszyna jednak głęboko westchnęła rozumiejąc, że tak ma być, że teraz musi opanować machanie skrzydłami by znowu wylecieć na wolność.
        Mężczyzna uniósł rękę, ale zamiast pochwycić przedmiot ujął w dłoń maskę. Podniósł ją odkrywając wymalowaną czernią i bielą, chociaż przede wszystkim brzydką, twarz. Lewitujące delikatnie futro opadło pod naporem braku aktywności maski. Las powoli wracał do normy. Stawał się ciemny i szeleszczący liśćmi, dziki tak samo jak jeszcze przed rytuałem, lecz przepleciony również nicią spokoju.
Objął ją wzrokiem. Owalna buzia otoczona lśniącymi pasmami księżyca, perfekcyjna w jego odczuciu skóra oraz krwista barwa tęczówek, które się na nim skupiły. Jego wzrok delikatnie zszedł niżej, na broszkę. W tle ujrzał szpony Bogini, ale kompletnie je zignorował. Teraz jeszcze nie myślał, że jest to mało naturalny aspekt. Nie potrafił otoczony własnymi potworami.
        Jego palce powoli przeniosły się w przestrzeń odrywając się od maski. Na chwilę zawiesiły się w powietrzu, a już po chwili ujął przedmiot pełną dłonią. Zbliżył ją do siebie i otworzył przyglądając się jeszcze raz dokładnie podarowanej ozdobie. Nigdy nie dostał czegoś tak… Po prostu. To było dla niego obce, dostać prezent. Owszem, jakieś fanty zawsze dało się uzbierać, ale nic za darmo. Wśród Przyjaciół uzyskiwał dane rzeczy za pracę. Prywatnie… Na jego prywatność nie było, co liczyć. Nie aby właściwie nigdy nie otrzymał podarunku z wdzięczności, ale on nie potrzebował tych wszystkich bzdur. Amulety i nie amulety, to była tylko wymiana, pewien znak od wdzięcznych mu ludzi. Wszystko leciało kosztem czegoś, ta jednak broszka trochę go zdezorientowała. Wcale nie czuł, że to taki perfidny prezent za „coś”, w tym przypadku - za wykonany rytuał, ale też chował w sobie tajemniczy sekret. Albo znowu sobie wmawia jakieś dodatki.
        - Dziękuję… - odezwał się, wreszcie przełamując własną, wewnętrzną ciszę.
        Czy nie powinien do niej jakoś konkretnie się zwrócić?
        - … o Pani – dodał po kolejnej, krótkiej dawce milczenia zaciskając przy tym dłoń i ponownie nieznacznie pochylając ku niej głowę.
        Pliszka nie działał impulsywnie, a raczej starał się być dosyć ostrożny. Miał wrażenie, że stąpa po niebywale cienkim lodzie. Nie wyobrażał sobie by okazać Bogini zwątpienie. Nie bał się jej gniewu czy też klątw, to byłoby… kompletnie nie na miejscu. Gorsza prześladowała go jednakże myśl, że brał ją całkowicie na poważnie i jeżeli teraz sknoci ten obraz ona już nigdy mu nie uwierzy. W jego wierność i oddanie.
         A bardzo chciał... Bardzo chciał ją dotknąć, poczuć fizycznie. Jeżeli będzie mu dane napotkać taką okazję to wiedział, że już nigdy nie ustąpi.
Awatar użytkownika
Ratri
Błądzący na granicy światów
Posty: 11
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Maie
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ratri »

        Maie przyglądała się mężczyźnie, gdy podnosił maskę, odkrywając pokryta runami twarz. Ratri nigdy nie przywiązywała uwagi do wyglądu zewnętrznego, więc nawet przez myśl jej nie przeszła ocena atrakcyjności mężczyzny. Bardziej zafascynowała ją nagła zmiana w otoczeniu, gdy magia powoli opadała i gasła, pozostawiając po sobie jedynie ciemny, uśpiony las i dwójkę nietypowych istot, wpatrujących się w siebie z podobnym zaciekawieniem. Gdzieś w oddali rozległo się hukanie sowy, które rozpoczęło koncert nocnych zwierząt, siedzących do tej pory cichutko w swoich norkach i jamach, kryjąc się przed przepływającą wszędzie magią i, cóż tu ukrywać, specyficznymi towarzyszami elfa. Tak, Maie teraz dostrzegła jego spiczaste uszy, kryjące się w kapturze, oraz spłoszone spojrzenie oczu o nietypowym kolorze, którego nie umiała określić. Ale z pewnością wyglądały inaczej niż te, które zazwyczaj widywała u ludzi i elfów, co momentalnie zaowocowało większą sympatią do nieznajomego rytualisty.
        Z uwagą i ledwo skrywanym napięciem obserwowała jego reakcję na jej podarek. W końcu zupełnie go nie znała i nie wiedziała, czy na pewno jest tym, za kogo go ma. Poza tym wolała obdarowywać kobiety. Dla nich każdy prezent w postaci elementu biżuterii urastał do rangi niemalże nowego bóstwa, a sama Ratri do cudotwórczyni, zwłaszcza gdy podarek był dodatkowo amuletem. Czasem robiła to umyślnie, a czasem cząstka jej magii zupełnym przypadkiem zakotwiczała się w przedmiocie, czyniąc go o wiele bardziej wartościowym niż początkowo sądziły obie strony.
        Uśmiechnęła się w końcu łagodnie, słysząc podziękowania, a zwłaszcza dodany zwrot. Maie była niemalże pewna, że w końcu trafiła na kogoś, kto wiedział kim jest. Tylko skąd? To było pytanie, które z pewnością wkrótce padnie, lecz w tej chwili nie był to czas ani miejsce na religijne dysputy. Poza tym niekoniecznie chciała od razu zdradzać, że wcale nie jest pewna charakteru tego spotkania ani w ogóle okoliczności, w jakich trafiła do Alaranii. Dopóki nie dowie się czegoś więcej o rytualiście stojącym przed nią z pochyloną głową, wolała zostawić część faktów dla siebie. Ale przede wszystkim i tak chciała dowiedzieć się o nim jak najwięcej!
        - Jak masz na imię? – zapytała wprost, sama się jednak nie przedstawiając. Zrobiła to zupełnie nie świadomie, przyzwyczajona do tego, że jej imię jest rozmówcom znane, lub zaraz zostanie nadane jej nowe. Zaraz po swoich słowach przesunęła wzrokiem po sylwetce mężczyzny, zatrzymując spojrzenie na pewnym punkcie z boku jego szaty, który podrygiwał lekko i popiskiwał okazjonalnie. Ratri już wcześniej niemalże wstrzymała oddech widząc beztroskę, z jaką mężczyzna wpychał zwierzę do kieszeni. Nie zwykła jednak od razu miotać piorunami na takie traktowanie, więc zwróciła się jedynie z prośbą do elfa.
        - I czy mógłbyś wypuścić tego biednego ptaszka ze swojej kieszeni? Nie wydaje mi się, by było to dla niego odpowiednie miejsce – powiedziała nawet nie karcącym, a jedynie nieco poważniejszym niż zwykle tonem. Poza tym była zainteresowana zwierzęciem również z czysto prywatnych pobudek, gdyż przez tą chwilę, którą miała na dostrzeżenie ptaka, zauważyła, że nie jest to żaden z tych, które zdążyła poznać tutaj, w Alaranii. Więc jeśli miała okazję poznać nowy gatunek, chciała ją wykorzystać.
        Spuściła nagle wzrok, czując dotknięcie mokrego nosa na udzie. Sole ciągle stał przy jej nodze, a ona czuła jego nerwowość, gdy błądził wzrokiem od swojej towarzyszki do obcego. Dziewczyna skinęła lekko głową w bok, dając wilkowi sygnał, że nie musi tak wiernie trwać przy jej boku, na co basior rzucił ostatni raz nieufnym spojrzeniem w stronę elfa i oddalił się kilka kroków. Zachowując odpowiedni dystans od wszelkich nietypowych istot jakie dojrzał, legł na trawie kilka metrów dalej, czujnie obserwując Maie i rytualistę. Drzewny jeleń usiłował podejść do niego, pochylając ciekawsko łeb, lecz wilk odpędził go nerwowym warknięciem. Ratri obserwowała go chwilę, upewniając się, że wszystko jest w porządku, po czym wróciła wzrokiem do elfa.
Awatar użytkownika
Pliszka
Błądzący na granicy światów
Posty: 13
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Leśny elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Pliszka »

        Pliszka przetoczył spojrzenie na ten sam punkt, który określiła kobieta. Gdy tylko Efilio poczuła wzrok elfa momentalnie zamarła w bezruchu udając całkowite posłuszeństwo. Chyba nawet straciła dech w piersiach i odruchowo spoglądała na boki kryjąc się przed swoim własnym bożkiem. Ojoj, ona tak bardzo się starała!
        - Oczywiście – odparł spokojną tonacją głosu rozpinając guziki kieszeni.
        Ptaszyna, podobna do kolibra, uniosła niewinne łepek zwracając się do rytualisty. Skuliła się słodko, ale to nie wzruszyło tęgiej miny uszatego. Niemniej jednak nie miał zamiaru wchodzić w spór ze swoją małą współtowarzyszką w obecności kogoś tak zacnego. Kiedy indziej się rozmówią.
        Efilio wyleciała niczym torpeda, prostą linią do samego nieba, a później świdrowała opętana korzystając z wolności, której miała aż w nadmiarze, ale nie mogli o tym wiedzieć żadni obcy. Była niczym irytujący komar, tak szybko miotła swoimi skrzydełkami, trochę ciesząc się, że teraz wykorzysta pojawienie się białowłosej, bo najwidoczniej tylko ona posiadała moc uwalniania z kieszonki.
        Pliszka zaś kompletnie zignorował tę radość. Przy swoim stworzeniu wyglądał, jak kłoda bez uczuć. Oczy miał niewyraźne, jakby zaćpane jakimś specyfikiem, nieco znużone i ignoranckie, a Efilio… Efilio była napakowana jakimś tajemniczym detoksem, bardzo szkodliwym dla środowiska. Trucicielowi wyraźnie z niczym się nie spieszyło. Teraz już nie był ostrożny, ale też nie potrafił być nerwowy, stąd też zrodziło się w nim nadmierne opanowanie. Zupełnie jak w tedy, gdy z własnym wyczuciem tak sobie czekał ukryty pod dachami wysokich budowli i samodzielnie wyznaczał kiedy nareszcie łaskawie wbić komuś lotkę z trucizną.
        - Nazywają mnie Pliszka – przedstawił się z delikatnym ukłonem przykładając dłoń do klatki piersiowej.
        Oczami wyłapał basiora u boku Bogini i odruchowo pogłębił ukłon, tym razem względem wilczura. Dostrzegł to nieufne spojrzenie zwierzęcia, ale doskonale zdawał sobie sprawę, że na takie powiązania trzeba sobie zasłużyć. Elf przecież wymagał czegoś podobnego. Ostatecznie więc i z ta znajomością nie było mu śpiesznie.
        - Twój towarzysz nie musi się obawiać zamieszkujących tu bestii. Przynajmniej dopóki nie nadepnie na czyiś ogon – dodał unosząc nieznacznie kącik ust, który momentalnie opadł na widok upartości Drzewnego Jelenia.
        Pliszka prychnął nosem. Czy Drzewny Jeleń naprawdę ma zamiar wyprowadzić basiora by zmusić ładnie kobietę do podążania za nim? Ta jedyna funkcja jest czasem zbyt nachalna. Tak pomyślał na początku, ale jego bestia pochylała się ku wilkowi w zupełnie inny sposób niż zazwyczaj. Zielony kłębek dymu uleciał z nozdrzy istoty rozpraszając się w powietrzu i Pliszka aż przechylił głowę z zaciekawieniem. Jeleń go wąchał? Zapamiętywanie zapachów mogło oznaczać chęć poznania. Jego korzenny jelonek nigdy nie kwapił się do zbierania nowych znajomych.
        Elf wydał z siebie dziwny dźwięk porównywalny do „kszy, kszy”, po czym konkretnymi uderzeniami dłonią o dłoń lub palcami o dłoń wydał informację. Oczywiście mając jeszcze większy wgląd na broszkę, by nie uszkodzić podarunku. Nie było to nic innego, jak język migowy, ale jeleń najwidoczniej coś zrozumiał, bo na niego spojrzał, a później ostrożnie gibnął się na zgięte nogi i przypatrywał basiorowi. Jego bestia była po prostu ciekawa zwierzęcia.
        - Proszę wybaczyć, czasem bywają nieco zbyt wścibskie. Chyba przypadł im twój zapach do gustu… - zauważył dyskretnie.
Głos elfa nie należał na pewno do głośnych. W tłumie i w środku miasta trudno byłoby go usłyszeć, ale w otoczeniu natury współgrał z lasem nadając kolejnej nuty nadmiernego opanowania, zapewne do czasu, bo przecież żywioły potrafią zerwać się w niejednym, zaskakującym zamachu.
        - Nie sądziłem, że kiedykolwiek będzie mi dane cię spotkać – wyznał paskudnie szczerze.
        - Myślałem, że to tylko moje własne złudzenie przekarmione wiarą, ale… Nie potrafię pomylić tego dotyku z żadnym innym. Wyczuwam od ciebie tę samą energię, co sprzed kilku lat wcześniej i próbuję sobie odpowiedzieć na pytanie czy ty to rzeczywiście ty. Nie dlatego, że wątpię w twoją boskość lub istnienie, a dlatego, że nie wiedziałem czy faktycznie trafiłaś do naszego świata. Jesteś Panią Natury. Panią ziemi, roślin, wody, powietrza i ognia… Twoja obecność to wielki zaszczyt – dokończył dosyć oficjalnie, ale podtrzymując szczerość.
Awatar użytkownika
Ratri
Błądzący na granicy światów
Posty: 11
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Maie
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ratri »

        Ratri nie była pewna, czy elf jest niezadowolony z jej prośby, jednak ważne było, że ją spełnił. Do jego nieprzeniknionej miny musiała się chyba powoli przyzwyczajać, gdyż to co wcześniej uznawała za maskę z farby uniemożliwiając mięśniom twarzy mężczyzny odpowiednią pracę, okazało się po prostu jego naturalnym wyrazem. Głowa Maie powędrowała do góry, śledząc z niemałym trudem tor lotu uwolnionej ptaszyny, która wyglądała na tak radosną, że i na ustach dziewczyny pojawił się uśmiech. Poczekała aż zwierzątko zniży lot, po czym wyciągnęła lekko rękę do góry, jakby sięgając czarnymi szponami w stronę ruchliwej ptaszyny. Ta w pierwszej chwili odbiła jeszcze bardziej w górę, jakby w strachu przed pazurami dziewczyny, jednak zaraz zdało się, że ciekawość wygrała i mała wariatka zniżyła lot, zatrzymując się w powietrzu przy dłoni Ratri, która z podziwem obserwowała jak ptak niemalże zawisł w bezruchu, nie licząc szaleńczego tempa bijących skrzydeł.
        - Jesteś przesłodka – szepnęła z uśmiechem, na co puchata kulka zakwiliła cicho i zamiast usiąść na jej dłoni, jak się tego spodziewała, pofrunęła w stronę Maie, zatrzymując się dopiero uderzeniem w zagłębieniu przy jej szyi i obojczyku. Rozbawiona białowłosa pogłaskała miotającą się w szczęściu ptaszynę, po czym przeniosła ją ostrożnie na swoją koronę, gdzie zwierzątko rozpoczęło nowe harce. Dziewczyna natomiast zwróciła spojrzenie ponownie na elfa, zastanawiając się jednocześnie, co kierowało nim, że trzymał swojego pupila w kieszeni.
        - Pliszka? Jak ten ptak? – uśmiechnęła się, zadowolona że rozpoznała nazwę rasy, po czym zaraz skinęła głową – Możesz mówić mi Ratri.. albo jak chcesz – dodała, lekko wzruszając ramionami i uśmiechem odpowiadając na lekki żart elfa. Spoglądała jak próbuje odgonić nietypową istotę od Sole, który przełączył się już jednak na tryb „jest mi wszystko jedno dopóki się nie zbliżasz”. Wówczas zauważyła też, że zza drzew powoli wychylają się inne leśne zwierzęta, z zainteresowaniem przyglądając się ich dwójce. Maie już się przyzwyczaiła, że zawsze gdy zatrzyma się na dłużej w jednym miejscu, jakimś cudem ściąga do siebie zwierzęcych mieszkańców tej okolicy. Również teraz przykicał pod jej nogi jakiś zagubiony zając, a koło basiora pojawiły się jeszcze dwa wilki i zagubiona sarna, która zaczęła wykazywać nadmierne zainteresowanie drzewnym jeleniem. Cała ta hałastra jednak zupełnie nie zwracała na siebie nawzajem uwagi, jakby wszelkie instynkty łowcze drapieżników i obronne roślinożernych, gasły w obecności Ratri, która przyglądała się zwierzętom z zamyślonym uśmiechem na ustach, dopóki cichy głos elfa jej nie przyciągnął.
        Jej oczy nigdy nie wyrażały żadnych emocji i w tym momencie była za to wdzięczna, gdyż nie chciała okazywać, że jest chyba jeszcze bardziej podekscytowania tym spotkaniem niż Pliszka. W końcu od pierwszej sugestii Farana, że w Alaranii również mogą znajdować się jej wyznawcy, nie mogła przestać myśleć o niczym innym, jak o tym, że to oni ją tutaj ściągnęli. Kto wie, co by się z nią stało, gdyby nie ten nowy świat. Może i straciła wiele, swoją boskość między innymi, ale wciąż żyła. No i poznała Bjorna.
        - Jestem w Alaranii od kilku lat – skinęła głową, chociaż jej serce drgnęło lekko, gdy nie mogła potwierdzić wszystkich słów elfa. To co mówił było racją.. w większości. Wszak nie była już boginią, a tą.. Maie, a ponadto utraciła wiele ze swojej mocy, a niektóre jej umiejętności zaniknęły zupełnie. Nie było to jednak w tej chwili coś, czym chciałaby się podzielić z pierwszym wierzącym w nią człowiekiem, jakiego spotkała. Pierwszy raz spotkała się z tą drobną niepewnością w sobie, że mógłby ją odtrącić, gdyby poznał prawdę. Oczywiście i tak mu ją zdradzi, jednak nie zaraz po tym jak się sobie przedstawili. Ale nie była przyzwyczajona do tego, by odczuwać wątpliwości przy czczących ją osobach, zazwyczaj była pewna siebie i władcza. Teraz może nie trzęsła się z niepewności, ale na pewno nie była tak dumna jak kiedyś. Zmiana istoty nauczyła ją nieco pokory. Pogłaskała Efilio, która znowu zleciała na jej ramię, tuląc się do szyi.
        - Wiesz skąd pochodzę? – zapytała Pliszkę, przechylając lekko głowę i przyglądając się elfowi z uwagą. Na razie powstrzymała się od dodania – „i jak się tu znalazłam?”.
Awatar użytkownika
Pliszka
Błądzący na granicy światów
Posty: 13
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Leśny elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Pliszka »

        Wargi Pliszki rozsunęły się na boki przybierając swój długi, zbyt pewny siebie uśmiech.
        - Jak ten ptak – potwierdził.
        Sytuacja wokół, dla wielu, mogła stawać się z każdą chwila dziwniejsza, ale w oczach elfa obecność Bogini mogła przeco zmienić wszystko. Wcale nie był zdziwiony zmianą zachowania w środowisku fauny. W końcu jest Panią Natury, mogła robić z umysłami zwierząt, co tylko zechciała, a bynajmniej w takim przeświadczeniu tkwił rytualista. Poza tym, sam posiadał specyficzną więź z bestiami. Racja, że, musiał się o to postarać, ale bogowie nie muszą się ubiegać. Oni rodzą się dla takich funkcji. Poczuł zmieszanie nieco inną kwestią. Pani Natury przedstawiła mu się imieniem. Jakoś wcześniej o tym nie myślał, ale faktycznie… W wielu wierzeniach bogowie posiadają imiona. Czy jednak to nie za duże spoufalenie się z jego strony? Nawet jeżeli sama mu na to pozwoliła to nie był nastawiony na taką opcję. Pliszka po prostu znał pewne hierarchie, których nie chciał zaburzać. Truciciel nie śmiał sobie wyobrażać, że mogło by być inaczej, chociaż ta historia miała jeszcze wiele zmienić w życiu Pliszki…
        Nie odpowiedział więc nic nie chcą urazić rozmówczyni, ani też nie chcąc się deklarować. Właściwie elf nie jest osobą rozmowną. Potrafił milczeć godzinami u czyjegoś boku. Dla niego trwanie w bezwzględnej ciszy nie stanowiło problemu, nie wprawiało w zażenowanie, nie wywoływało krępacji, nie stresował się brakiem zdań, bo sam nie mówił. Nigdy nie oczekiwał rozmowy, nigdy nie wymagał dialogów, a był dobrym słuchaczem, chociaż zbędnego pieprzenia i paplania nie lubił. Takie gaduły gasił odzywkami albo szedł najprostszą drogą – wstawał i odchodził (zazwyczaj bez słowa).
        - Pani, a skąd mogą pochodzić Bogowie? – spytał dosyć luźno.
        - Odwiedziłem wiele światów, widziałem wiele przestrzeni, ale Ciebie poczułem tylko przez chwilę, gdy przechwytywałem Cię między wymiarami. – Wyznał swobodnie nie odrywając od niej oczu. Miała wyjątkowo przesycone krwią tęczówki.
        - Nie chcę wyjść na wścibskiego elfa, aczkolwiek to ja winien spytać gdzie też leży Twój świat i czy posiadasz stałe miejsce. Czy Bogowie istnieją w przestrzeni nieosiągalnej dla zwykłych śmiertelników, jak ja, czy też zasiadają na tronie jednej wymiaru? A może każdy Bóg rządzi się własnymi prawami? A może szukasz swojego świata i trafiłaś tu z przypadku? – pytał i pytał, ale im dalej brnął tym znajdował się coraz bliżej swojej chaty.
        Uchylił drzwi, a jeżeli Ratri była skłonna mu odpowiedzieć słuchał jej uważnie. Mogła zauważyć, że sięgnął po jakieś drobnostki, ale nie wchodził do środka. Tylko wychylił się po swój cel, po czym ze skrzypnięciem zamknął domostwo. Pliszka skierował się w konkretna stronę lasu rzucając Bogini wymowne spojrzenie.
        - Mówiłaś, że jesteś tu od kilku lat – zauważył. – Pokaże Ci więc ładniejsze okolice tego świata.

***

        Pliszka wcale się nie śpieszył. Odpowiadał na zadawane mu pytania, chociaż on sam nie wykazał się nadmierną wścibskością… A właściwie to nie pytał o nic. Jeszcze.
Lubił noc, nie gardził dniem, ale wygodniej czuł się po zmroku. Nikt nieciekawy nie kręci się wokół jego rejonu. Nieważne czy z przestrachu przed nim czy też przed lasem, nie zawracano mu głowy. Szkoda mu było jedynie ptaków, które w dużej przewadze chowały się w gniazdach, by żaden niechciany drapieżnik czasem ich nie wyłapał. Delikatnie rekompensowały mu nocne marki oraz rozmowne sowy, ale to nie były te same dźwięki. Pod płachtą gwiazd rodzą się tajemnicze melodie, a czysty błękit wykazuje prawdziwie tętniące życie.
        Musieli się odrobinę pochylić, gdy zaczęli zbliżać się do wyznaczonego przez truciciela miejsca. Utknęli gdzieś w gąszczu, nie na długo, gdyż nie był on trudny do przebrnięcia. Elf, mimo mało funkcjonalnego odzienia, zdawał się doskonale poruszać, pochylać, uginać, stawiać swobodnie kroki. Spojrzał na Ratri dając jej niemy znak, że wystarczy jeden gest by ujrzała to gdzie ją prowadził. Zagłębił dłoń w ścianie krzewów. To mogła i na swój sposób była wzniosła chwila, chociaż Pliszka wydawał się być… beznamiętny. Szelest liści brzmiał, jak zaklęcie gdy powoli zaczęły przebijać się jaśniejsze prześwity. Rozsunięte boki niestety nie ukazały pięknego widoku jeziora, a kobietę, która oglądała mapę.
        Pliszka spojrzał z westchnieniem na TEN widok. Elegancki, rudy koczek był ciasno związany. Miała na sobie równie mocno przylegające odzienie, kwadratową twarz, zaróżowiałe policzki i cienki nos, który przyozdabiały fioletowe oczy. Skąd wiedział? Bo nieznajoma słysząc ciężkie sapnięcie rytualisty obróciła się w ich stronę.
        Rudowłosa pisnęła początkowo zaciskając w pięściach skrawek papieru, ale momentalnie przywołała się do porządku pożerając wzrokiem truciciela.
        - Ty! – wezwała Pliszkę wskazaniem palca, a on tylko uniósł pytająco brew.
        - Ty i te twoje paskudne bestie! Aiii!
        Pisnęła po raz kolejny, gdy wariacka Efilio wyleciała w jej stronę i śmignęła tuż koło okrągłego ucha nieznajomej. Dziewczyna machnęła kilka razy rękoma w powietrzu, jakby odganiała komara, a gdy świst skrzydełek ucichł rozejrzała się dookoła w panice. Pliszka wcale nie chcąc wniknąć w sytuację puścił krzaki, które przysłoniły jego i Boginię, ale na nic się zdała próba wycofania. Ruda wparowała agresywnie we wcześniej wytworzoną dziurę.
        - Gdzie spieprzasz?! Przecież mówię do ciebie! – wrzasnęła, chociaż znajdował się tak blisko niej. Elf aż przetarł ucho nieco ogłuszony tym irytującym dla niego dźwiękiem jej tonacji.
        - Ach, doprawdy? Nie usłyszałem „dobry wieczór” ani „jak się miewasz towarzyszu?” więc zignorowałem taki… nieopanowany szał macicy.
        - Agrrr! – wnerwiła się jeszcze bardziej ruda, gdy Pliszka ponownie obrócił się do niej plecami i chciał odejść. Ona prawie, że capnęła go w rękach, ale Efilio skutecznie pstryknęła rudą w nos swoim długim dziobem.
        - Ała! Ach! Ejej!
        Cofała się wciąż w tył dziewczyna, gdy nagle upadła lądując tyłkiem w jeziorze. Ruda była tak wściekła, że skierowała w stronę ptaszyny rękę próbując rzucić jakiś czar, który dosłownie zgasł na opuszku palca. To już zdecydowanie nie spodobało się rytualiście i tym razem ruszył się, ale w stronę irytującego go punktu.
        Przepuścił elegancko Ratri przodem, by nie dostała gałązkami po twarzy. Elf zbliżył się kilka kroków do wciąż siedzącej w jeziorze, a jego twarz okryła się w cieniu maski, futra i koron drzew.
        - Słuchaj no… niezdaro, nie wiem czego tu szukasz, ale bestie potrafią się odwdzięczyć takim jak ty. – Powiedział dosyć groźnie, ale raczej w sposób szaleńczy niż paskudny.
        - Nie nazywaj mnie tak! – krzyknęła zbierając się na nogi. – Pozbędę się ciebie! Ktoś to w końcu musi zrobić! Jak nie one, to ja!
        - Daruj so…
        Przerwał, gdy nagle, ów w mniemaniu elfa, wariatka rzuciła jakieś krótkie słowo a z jej ciała wydobyła się potężna dawka magii. Rytualista aż zacisnął powieki i spiął ciało pod naporem rozchodzącej się fali, a gdy otworzył oczy z rąk rudej buchnął fioletowy pył. Bardzo gęsty i niemalże brokatowy, na pewno oślepiający. Gdzieś w tym chaosie dokończyła jakieś słowa.
        Elf zakręcił nosem czekając aż wreszcie obraz nabierze lepszej widoczności. Magia wchłonęła się bardzo szybko, chociaż nie w smak mu było patrzeć na swoje buro barwne odzienie oblepione różowawo-fioletową warstwą. Na jego twarzy wymalowała się złość, cokolwiek próbowała zrobić teraz nie miał zamiaru odpuścić.
        Zdecydowanie postąpił kilka kroków w przód, ale wariatka jęknęła i ponownie lekkomyślnie rzuciła niecelny czar. To niestety spowodowało, że zarówno ona, Pliszka i Ratri poczuli bardzo mocne pociągnięcie. Na tyle silne by każdego zmusić do zgięcia się. Elf podniósł wzrok, gdy usłyszał, że i Efilio zaświergoliła boleśnie. Syknął, bo wyczuł bestię, której niestety nie spodobała się pobudka. Z lasu nie wiedzieć kiedy wyłonił się ogromny wilczur, a ruda niewiele (ponownie) myśląc znowu w panice rzuciła mało sprawne zaklęcie. Czwórka znowu mogła jęknąć z bólu, ale na trzeci raz rytualista nie pozwolił. Doskoczył, gdy ta chciała machnąć rękoma i wolał nie wiedzieć czy chce bronić się jakimś arkanem. Chwycił ją mocno za nadgarstki i szarpnął, tak by zwrócić ją ku sobie.
        - Opanuj się! – uniósł głos, a ona miała niemalże już łzy w oczach ze strachu.
        Wilk warknął. Jego oczy były zaropiałe złotem, patrzył wściekle, ale elf cichym, lecz zwierzęcym warknięciem ustawił go do pionu. Potwór pomruczał z niezadowolenia, zakręcił się, ostatecznie jednakże stanął grzecznie.
        - Przestań rzucać czary na prawo i lewo – mruknął groźnie Pliszka.
        - Ale… ja jestem czarodziejką… - wybroniła się kłótliwym, szepczącym tonem
        - Zawsze musisz mieć ostatnie zdanie? – prychnął, a Efilio niedawno co świdrująca ledwo już unosiła się na skrzydełkach. Próbowała i próbowała się wznieść, ale poddała się. Niemalże bez życia podfrunęła do Ratri.
Awatar użytkownika
Ratri
Błądzący na granicy światów
Posty: 11
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Maie
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ratri »

        Uśmiechnęła się mimowolnie, gdy poruszony został jeden z niewielu tematów, o których miała pojęcie. Dawno nie dzieliła się z nikim swoją wiedzą, zazwyczaj to ona uczyła się tutaj od podstaw wszystkiego, co można było wiedzieć o tym świecie.
        - Bogowie… cóż… wszyscy różni się od siebie na tak wiele różnych sposobów, jak odmienni są ludzie. Pochodzą z różnych miejsc, światów materialnych i niematerialnych. Ja znalazła się w Alaranii przypadkiem.. - zawiesiła głos, dochodząc do ważnego dla niej punktu.
Dopiero przy jej dłuższych wypowiedziach można było zwrócić uwagę, jak trudna jest jeszcze dla niej wspólna mowa. Czasem przekręcała słowa lub szyk zdania, miała problemy z odmianą lub połykała w ogóle całe wyrazy. Jej głos był jednak lekki i melodyjny, brzmiąc jakby był przyzwyczajony do o wiele bardziej śpiewnego języka i z trudem urywał się na szorstkich i szeleszczących słowach wspólnej mowy.
        - Podróżujesz między wymiarami? – zapytała, z zaskoczeniem spoglądając na elfa. Jeśli mówił prawdę, jego umiejętności były wyjątkowe, gdyż w jej świecie taka zdolność była nieosiągalna dla śmiertelnych, a i z tego co słyszała, w Alaranii również nie było to na porządku dziennym. Jak silny był jej ffyddlon? Czy inni również posiadali taką moc? Brała pod uwagę możliwość, że tylko jej zdaniem taka podróż była wymagająca pod względem magicznym, jednak miała w pamięci swoje własne doświadczenie i to jak wpłynęło na nią przeniesienie się do innego wymiaru, innego świata. Gdy nadarzy się okazja, zapyta Pliszkę, czy umie zlokalizować jej ojczyznę, względem położenia Alaranii. W międzyczasie dała się prowadzić w jakimś kierunku, a kilka kroków za nią podążały zwierzęta, z Sole na czele, kontynuując dawanie odpowiedzi na pytania elfa.
        - Każde bóstwo jest inne, w zależności od swojego wieku, siły, rodzaju wierzenia, liczby wyznawców, kultury.. – wymieniała spokojnie wszystkie aspekty, a po tonie jej głosu można było stwierdzić, ze to tylko niektóre z nich. – Bywały istoty silne.. umm.. wszechpotężne, zdolne do przemieszczania się pomiędzy wymiarami, światami i całymi ich układami. Były też bóstwa niezdolne do przemieszczania się, ubierania formy niematerialnej, czy wręcz śmiertelne, gdyż i takie wyznawano. Myśli, że każda planeta ma swoje własne byty, w które wierzy, ja jest w stanie stwierdzić jedynie, jak wyglądało to w Terranii, tam skąd pochodzę. Do waszego świata trafiłam przez przypadek, masz rację – spojrzała na niego krótko, zastanawiając się, czy był to przypadek. W końcu gdyby to on ją tutaj ściągnął, chyba by o tym wiedział? Kolejna jej teoria runęła więc jak domek z kart, ale Ratri machnęła na to w duchu ręką. Spotkała przecież swojego ffyddlon! To nie było bez znaczenia, i na tym powinna się skupić.
        Z zainteresowaniem przyjrzała się chacie, przy której się zatrzymali, jednak Pliszka tylko sięgnął po coś do środka, nie wchodząc nawet przez próg, po czym zamknął z powrotem zamknął drzwi. Gdy usłyszała z jego ust deklarację oprowadzenia jej po co ładniejszych zakątkach, rozpromieniła się cała, ukazując w uśmiechu równe białe ząbki. Tak bardzo chciałaby wszystko zwiedzić i zobaczyć, a teraz miała przewodnika! Cudnie!

        W milczeniu już podążała za Pliszką przez zarośla, słysząc za sobą dodatkowo ciężkie łapy Sole, który najwyraźniej pozbył się już towarzystwa i sam podążał za swoją towarzyszką. Chociaż boso poruszała się równie bezszelestnie jak elf, jej długa spódnica haczyła się czasem o wystające gałązki, ale z tym radził sobie basior, zębami odczepiając materiał. Widząc znaczący gest mężczyzny, Ratri zbliżyła się przyjemnie podekscytowana, wyczekując odsłonięcia się listowia i przenosząc później spojrzenie na… kobietę. Maie przechyliła lekko głowę, skonsternowana. Czy to ją chciał jej pokazać? Nawet nie mogła stwierdzić, czy rzeczywiście jest ona „ładniejszą okolicą tego świata”, gdyż była zwrócona do niej tyłem. Sądząc jednak po ciężkim westchnieniu mężczyzny, nie spodziewał się on zastać tu tej kobiety, która teraz odwróciła się w ich stronę, wyraźnie niezadowolona. Zmieszanie dziewczyny jedynie pogłębiło się, gdy okazało się, że Pliszka i owa kobieta nie tylko się znają, lecz dodatkowo za sobą nie przepadają, a taki wniosek wysnuła, gdy jej przewodnik po prostu odwrócił się od wrzeszczącej nieznajomej i ukrył ich znowu w krzakach. Nawet to jednak nie powstrzymało agresywnej kobiety, która ruszyła za nimi, nic sobie nie robiąc z wyraźnego niezadowolenia elfa, ani też ptaszyny latającej jej szaleńczo wokół głowy. Ratri nawet nie zorientowała się, kiedy puchata kulka opuściła jej ramię, ale teraz nie mogła powstrzymać się od cichego śmiechu, gdy widziała z jakim zapałem zwierzątko broni swojego właściciela, atakując wściekle nos kobiety. Ruda upadła tyłkiem w wodę, na co Maie już się nie powstrzymała i parsknęła cichym śmiechem, który urwał się jednak jak cięty nożem, gdy zobaczyła, że kobieta celuje zaklęciem w ptaszka. Zmrużyła niebezpiecznie oczy i natychmiast ruszyła przodem, gdy Pliszka przepuścił ją przez krzaki. Zacisnęła lekko zęby, powstrzymując się od posłania kobiety magią na dno jeziora. W końcu nie wypadało tak z buta (lub boso) pakować się w cudze zwady. Niespokojnie więc czekała na rozwój wydarzeń.
        Pożałowała swojej cierpliwości w momencie, gdy kobieta, która chyba była jakąś czarodziejką lub magiem, rzuciła w elfa zaklęciem. O co to to nie, kochana, to jest mój ffyddlon!, pomyślała i już unosiła rękę, gdy poczuła mocne szarpnięcie, jakby ktoś pociągnął ją za brzuch. Sapnęła zaskoczona, a w tym czasie Pliszka zdążył już opanować pseudo-magiczne zapędy kobiety, jednocześnie uspokajając basiora obok, na którego czaił się już Sole. Widząc, że obcy wilk nie stanowił już jednak zagrożenia, usiadł swobodnie obok niego, przyglądając się z zaciekawieniem całej trójce. Ratri widziała jednak, jak strzela czasem spojrzeniem do swojego wilczego brata, gotów powstrzymać go w każdej chwili, gdyby ten znów okazał agresję.
        Kwilenie drobnej ptaszyny zwróciło nagle uwagę Maie, która odruchowo wyciągnęła przed siebie dłonie, łapiąc opierzoną kuleczkę, która wręcz opadła na nie bez sił. Efilio – usłyszała nagle w głowie cieniutki głosik i drgnęła, przytulając do siebie ptaszynę.
        - Bydd popeth yn iawn, Efilio – szepnęła do małej, przykładając dwa palce do jej brzuszka, z których błysnęło światło i wstrząsnęło zwierzątkiem. Ptaszyna zakwiliła nagle, a Maie otworzyła szerzej oczy zdziwiona. W żadnym wypadku nie powinno jej to boleć, jednak Efilio wciąż piszczała cienkim głosikiem. Białowłosa zacisnęła usta z niezadowoleniem. Coś było nie tak, coś skrzywiało jej magię. Zamknęła ptaszynę w dłoniach i przytuliła do serca, szepcząc coś pod nosem, aż kwilenie ustało, a o jej dłonie rozbiły się opierzone skrzydełka. Rozwinęła szpony i spojrzała na stojącą dzielnie o własnych nogach ptaszynę, która zaraz zaczęła podskakiwać radośnie, a w końcu wzbiła się w powietrze i zaczęła latać jak szalona wokół głowy Maie. No, to chyba była zdrowa. Ale co było nie tak z jej magią?
        - Co uczyniłaś, kobieto o płomiennych włosach? – zapytała surowym tonem, mierząc czarodziejkę spojrzeniem czerwonych tęczówek.
Awatar użytkownika
Pliszka
Błądzący na granicy światów
Posty: 13
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Leśny elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Pliszka »

        Pliszka spojrzał na Boginię przez ramię wciąż trzymając czarodziejkę za nadgarstki. Jego twarz zalał tajemniczy wysiłek, gdy Ratri próbowała uleczyć Efilio. Czuł także, że i rudowłosa pannica nabiera głębszego wdechu. Dziewczyna schowała głowę między ramiona widząc, że zdenerwowała nieznajomą, a nie wyglądała na taką pierwszą lepszą słabą kobiecinę.
        - Ja… To jego wina! – żachnęła się po raz kolejny, na co elf mocniej wpił w nią swój już i tak nad wyraż rozłoszczony wzrok.
        - Nie przyszłabym tutaj i nie rzucała czarami, gdyby te jego bestie trzymały się z daleko od Zamku Czarodziejek! – wściekała się patrząc prześladowcy prosto w oczy.
        - Przychodzą, wkradają się za nasze mury, wyżerają kwiaty, straszą i przeszkadzają!
        - Nie takie pytanie ci zadała – zauważył Pliszka niskim, ale już opanowanym tonem. – Co za czar rzuciłaś?
        Czarodziejka nieco się speszyła. Uciekała wzrokiem na boki, a to zapowiadało coś naprawdę mało rozsądnego. Truciciel zdał sobie doskonale z tego sprawę i uniósł brew, jakby był gotowy na wszystko. Chwila ciszy trwała bardzo długo, ale czekał cierpliwie widząc, że usta dziewczyny drżą.
        - Nie wiem… - odparła, a Pliszka głośno westchnął wywracając oczami.
        - Jak to nie wiesz?
        - Rzuciłam czar z Księgi Terytoriusza – bąknęła pod nosem.
        Mężczyzna opuścił ręce czarodziejki i powoli je puścił, jakby próbował nabrać odrobinę powietrza w płuca, a i też musiał wytłumaczyć swojej Bogini co też oznacza wypowiedziane przez rudą hasło. Zmarszczył brwi w zastanowieniu. Czy istnieją tak potężne czary, które są w stanie obezwładnić nawet same bóstwo? Z Księgą Terytoriusza wiązało się wiele zagadek oraz mnóstwo niedomówień czy niewyjaśnionych spraw więc chociaż Pliszka zasiał się wątpliwościami to był w stanie uwierzyć we wszystko na obecną chwilę.
        - Pani – zwrócił się do Ratri. – Wyjaśnię po krótce… Spis Terytoriusza należy do ksiąg ZAKAZANYCH – nacisnął spoglądając na czarodziejkę kątem oka, ale ponownie skupił wzrok na Bogini. – Powiadają, że Terytoriusz był potężnym magiem, który zapuścił się w odmętach podziemi i tam też sporządził wiele zaklęć z dziedziny chaosu. Następnie wyszedł na światło dzienne, a z zemsty począł wprowadzać chaos w świecie. Niestety brak harmonii ma to do siebie, że szybko popada się w szaleństwo. Terytoriusz zachował jedynie odrobinę rozsądku w tym, że spisał wszystko do jednej księgi, lecz idiota zginął z powodu własnych zaklęć, a gdy nierozsądni odnaleźli jego zapiski to i oni poczęli iść w jego ślady. Pojawił się więc inny, jakże szlachetny czarodziej, który chcąc odwrócić skutki czarów sporządził własne zaklęcia mające na celu przywołać porządek.
        Podrapał się po policzku niezgrabnym pazurem. Dawno już nie mówił takiego monologu.
        Rudowłosa próbowała dyskretnie umknąć z okręgu nieprzyjaznego towarzystwa, ale jęknęła i wróciła na swoje miejsce, gdy tylko wilcza bestia warknęła w jej stronę. Podobnie pewnie i Sole był w stanie upilnować dziewczynę by nie oddaliła się zbyt daleko.
        - Krótko mówiąc… - podjął z triumfalnym uśmieszkiem Pliszka. – Nasza nowa koleżanka będzie musiała nas zaprowadzić do Zamku Czarodziejek i tam odnajdziemy księgę tego szlachetnego. Nie pamiętam jak się nazywał… - mruknął.
        Po części szczerze bawiła go sytuacja. Tak bardzo czarodziejki chciały go wygnać z tych ziem, że teraz nie mają wyboru by go tam nie wpuścić do własnego zamczyska.
        - NIE! – zaprotestowała ruda, a elfa tylko spojrzał na nią z uniesieniem brwi.
        - N-nie możecie! To jest Zamek Czarodziejek, a nie miejsce dla takich…dla takich… dla takiego jak ty! Ona może by jeszcze weszła z tymi krzakami na głowie, ale ciebie to od razu pogonią! – groziła dziecinnie.
Awatar użytkownika
Ratri
Błądzący na granicy światów
Posty: 11
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Maie
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ratri »

Maie przyglądała się w zdumieniu kobiecie, która coraz bardziej zaskakiwała ją zarówno poziomem swojej agresji, jak i głupotą stwierdzeń. Zbliżyła się do niej o krok i pochyliła w jej stronę twarz.
        - Chcesz powiedzieć, że jesteś obdarzona darem magii, a mimo to korzystasz z tego tak nierozsądnie i zupełnie nieświadomie? Mówisz, że odzywasz się atakiem, bo przeszkadza ci towarzystwo stworzeń natury? Rzucasz zaklęciami, których znaczenia nawet nie znasz, bo coś cię zirytowało? Czy ty jesteś nienormalna?
        Ratri przechyliła głowę zdziwiona, a chociaż jej początek jej wypowiedzi mógł wyglądać nieco jak atak i reprymenda, ostatnie pytanie zadała zupełnie szczerze, przekonana, że być może kobieta o płomiennych włosach w istocie nie jest w najlepszym zdrowiu psychicznym. W takim wypadku z pewnością należało jej pomóc, nim swoją niekontrolowaną mocą dokona jeszcze większych zniszczeń. Później jednak padła kolejna informacja, a Maie krążyła pytającym spojrzeniem od Pliszki do czarodziejki, gdyż dostrzegła od razu, że na pewno nie jest to nic dobrego. Kobieta o płomiennych włosach wydawała się zawstydzona, a elf… on był raczej w szoku.
        - Co to Księga Tortusza? – zapytała, z trudem wymawiając obce słowo, jednak i tak je przekręciła. Gdy Pliszka jej odpowiadał, to na nim spoczęło nieme spojrzenie czerwonych oczu, a dziewczyna zacisnęła usta w niezadowoleniu, gdy coraz to nowe fakty spływały z ust elfa.
        - Nieprawdopodobne – pokręciła głową. – Zły boski przedmiot w rękach ludzi, to się zawsze źle kończy – jej twarz strapiło na moment zmartwienie, nim zniknęło tak szybko, jak się pojawiło, zastąpione przez determinację.
        - W takim razie, tak jak mówi ffydlon, zaprowadzisz nas do swojego Zamku, tak? – upewniła się u Pliszki, który skinął jej głową z tajemniczym uśmiechem na ustach. – Tam rozwiążemy zaklęcie i rozejdziemy się w pokoju - powróciła spojrzeniem do dziewczyny, kiwając głową również w jej stronę, jakby wszystko zostało postanowione. Jej twarz jednak ścięła się groźnie, gdy usłyszała donośny protest. Nie przyzwyczajona do tego, że się jej odmawia, Ratri zbliżyła się znów o krok do czarodziejki, która cofnęła się lękliwie, mimo, że przewyższała Maie wzrostem.
        - Zaprowadzisz nas do zamku – powtórzyła powoli, a wokół nich pojawił się nagle silny wiatr, wzbijając z ziemi liście i zagubione źdźbła trawy i szarpiąc szatami obecnych. Ratri doskonale kontrolowała swoje moce, nie pozwalając im na wybudzanie się, gdy tylko targnęły nią silniejsze emocje, znała jednak potęgę zrobienia odpowiedniego wrażenia. Przez tysiące lat, chcąc nie chcąc, praktykowała efektowne wejścia, wyjścia i wydawanie rozkazów. A nic tak nie pomaga podjąć ludziom decyzji, jak mała igiełka niepokoju o własne zdrowie, w tym wypadku w postaci żywiołów posłusznych wezwaniu białowłosej kobiety. Ku ukrytemu skrzętnie zadowoleniu Maie, rudowłosa czarodziejka zaczęła zdawać sobie powoli sprawę ze swojego nieciekawego położenia, lecz najwyraźniej jej charakter był na tyle paskudny, że musiała wciąż mielić językiem.
        - No mogę was zaprowadzić, ale naprawdę nie wiem czy nas wpuszczą, oj!
        Ratri uniosła lekko brwi, uśmiechając się miło i obserwując jak czarodziejka z przerażeniem śledzi ogromnego węża, którego pojawienie się jej umknęło, a który piął się nagle po szczupłej łydce rudowłosej. Kobieta zamarła w bezruchu, wydając z siebie jedynie jakieś dziwne dźwięki przez zamknięte usta.
        - Nie tylko zaprowadzisz nas do Zamku, ale również zaprosisz nas do środka i w cywilizowanej metodzie rozwiążemy ten problem, prawda?
        - Tak, dobrze już! Tylko zabierz to ze mnie! – piszczała już otwarcie, próbując strząsnąć żółtego węża ze swojej nogi, lecz ten tylko zasyczał i oplótł swoje ciało mocniej wokół jej uda, by nie spaść. Maie uśmiechnęła się lekko.
        - Dewch i me, ffrind – powiedziała cicho, wyciągając dłoń w stronę kobiety, która odchyliła się od niej odruchowo, jednak wąż wygiął się od niej i oplótł wyciągnięte ramię Ratri, przechodząc po nim na jej barki i pełzając po nich spokojnie, a dziewczyna przesunęła czule szponami po głowie gada, mrucząc coś do niego w obcym języku. Rudowłosa wytrzeszczyła na Maie oczy, po czym w przypływie nagłego wrażenia solidarności nachyliła się w stronę Pliszki, pytając go konspiracyjnym szeptem:
        - Co to jest za wariatka?
Awatar użytkownika
Pliszka
Błądzący na granicy światów
Posty: 13
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Leśny elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Pliszka »

        „Literówki” w ustach Bogini były nawet słodkie. Po Ratri niestety bardzo szybko dało się zauważyć, że albo pochodzi z buszu lub z innego świata, ale dla elfa nie było to przeszkodą. Niestety to mogło mocno wpłynąć na przyjęcie białogłowej do Zamku Czarodziejek, szczególnie, że będzie u boku ich zmaterializowanego utrapienia w postaci Pliszki. Niemniej jednak, on sam nie miał w planach wybitnie się tym przejmować. Ich uczennica narozrabiała więc teraz nie mają wyboru, jak rozwikłać ten problem. Poza tym, pokaz sił ze stroni jego Pani wyraźnie go zadowolił. Nie da sobie w kasze dmuchać. Pliszka lubił takich Bogów, zdecydowanych, ale nie niszczycielskich i nie rozgotowanych kluch o bezgranicznie czystym, dobrym serduszku. Miał ochotę zaśmiać się w głos widząc, że ruda płoszy się oraz poci na twarzy, ale pozostał w tle niczym zmora, która była chętna do spełnienia każdego zalecenia czerwonookiej. I właściwie tak faktycznie było. Jeżeli mógł zadowolić w jakiś sposób swoją Panią to był skłonny podjąć się działania, o ile nie naruszałoby to w jakiś sposób jego zasad czy godności, a już nie mówiąc o tym, że chętnie upaćkałby dłonie w czyjejś krwi.
         Gdy wściekła Bogini wzbudziła wiatr za pomocą magii, Pliszka od razu poczuł ingerencję we własne ciało. Zupełnie jakby życie wyciągane było z niego siłą. Czarodziejka także to odczuła, ale będąc przerażona nie zdołała wyłapać niczego więcej prócz mierzących ją tęczówek w mało zachęcającej barwie.
         Truciciel nie był zadowolony z powodu nietypowych doznań, ale rozkapryszony rudzielec miał utartego nosa więc trochę sytuacja mu rekompensowała ów niezadowolenie.
         - Ahahaha! – buchnął brzydko śmiechem widząc jak dziewczyna walczy z wężem.
         Odruchowo zatkał usta próbując się powstrzymać, ale taaaa… Przedstawicielka Zamku Czarodziejek, jakże wysoko postawionych, boi się węża. To był satysfakcjonujący widok.
         Truciciel wyprostował się i otrzepał pochopnie swoją narzutę, jakby chciał przywołać się do porządku, chociaż na jego twarzy wciąż widniało niezgaszone rozbawienie. Swoją drogą, Ratri do twarzy było z wężami… i z ptakami wokół, wilkiem u nogi, skaczącymi gdzieś w tle wiewiórkami. Chociaż… Nie oszukujmy się. W mniemaniu Pliszki Ratri we wszystkim było dobrze.
         Gdy więc otarł już łzę był niemało zdziwiony, że rudzielec potrafi być tak skrajny w swoich decyzjach. Pochylona do niego dziewczyna oczekiwała chyba jakiegoś wyjaśnienia, ale nie miała co liczyć na wyrozumiałość Pliszki.
         - Nie większa niż ty – odparł ruszając krok do przodu, na co oczywiście policzki rudej spiekły się na nowo.
         - Tylko się tak nie denerwuj, bo ci nowe piegi wyskoczą. Dobra, chodź niezdaro, idziemy do tych twoich czarodziejek.
         - Nie nazywaj mnie tak! Posiadam imię, a nawet nazwisko!
         - To się nim przedstaw a nie krzycz.
         Czarodziejka zacisnęła usta, jakby za chwilę miała podjąć najgorszą decyzję swojego życia. Spoufalać się z tym wariatem, a w dodatku jeszcze ta białogłowa ze szponami… Może ona też jest bestią? Albo ją zmodyfikował! Co za okrucieństwo!
         - Mergot… Mergot Lubow z Rapsodii… - odpowiedziała cicho.
         - Bardzo ładnie – pochwalił, nie wiedzieć czy jej imię czy tez może zachowanie, albo cichy ton? – Pliszka. Po prostu Pliszka. – Powiedział delikatnie kłaniając się czarodziejce. Ta w pierwszej chwili spięła całe swoje ciało, nieco spłoszona odwzajemniła gest. Ukłoniła się także zawczasu Ratri. Zbyt się jej bała by pominąć maie, nawet jeżeli nie zechciała zdradzić swego imienia.
         - Pójdziemy wzdłuż jeziora, pozwiedzamy sobie przy okazji okolicę – zarządził uśmiechając się nonszalancko do Bogini. W końcu obiecał jej piękne widoki.
         Mergot ruszyła posłusznie, niczym zbity pies, za napotkaną parą. Wzrok czarodziejki utknął w butach, do momentu gdy kątem oka nie dojrzała skrawka futra. Dziewczyna podniosła nieco wyżej spojrzenie i od razu pisnęła widząc tego wielkiego, potworzastego wilczura!
         - No przecież nic nie robię! – broniła się podnosząc ręce do góry w poddańczym stylu.
         Wilk zbliżył się ciężkimi łapami do Mergot, której niemalże oczy wyszły z orbit. Nie chciała patrzeć na swoją śmierć więc zamknęła oczy i zazgrzytała zębami, chapnie po czym przełknie jednym ruchem paszczy. Jednak ani śmierć, ani ślina nie przychodziły. Lubow delikatnie uniosła powiekę, a złote oczy przeszywały ją na wskroś. Trącił ją pyskiem, Mergot ledwie trzymała się na nogach, czuła, że zemdleje.
         - Radziłbym ci to przyjąć – podpowiedział Pliszka.
         Przyjąć? Ale co? Że jak?
         Mergot błądziła wzrokiem po całym towarzystwie. I tym strasznym wężu! Przeszył ją kolejny dreszcz. Matko, w co ona się wpakowała? Nie sądziła, że zastanie tego szamana w takiej obstawie! Postanowiła posłużyć się instynktem. On nie był normalny, ona nie była normalna, bestie też były paranormalne, a zwierzęta zostały nawiedzone/opętane przez te dwójkę nienormalnych. Musiała więc poddać się naturze.
         Czarodziejka wyciągnęła dłoń. Delikatnie klepnęła wilka po głowie. Spodziewała się szorstkiej sierści i nie została w żaden sposób zawiedziona. Czarne futro oblepione jakimś… czymś! Fuj! Ale bestia zdawała się złagodnieć pod wpływem jej dotyku. Palce rudowłosej spłynęły po boku łepetyny basiora. Przymknął oczy. Mergot myślała, że zaśnie w przeciągu jednej minuty po czym zwali się cielskiem na ściółkę, ale wnet bestia spojrzała na nią ponownie, a z kącika oczu spłynęła złota łza. Sparaliżowana do granic możliwości, ruda wpatrywała się w lśniącą łzę, jaka wylądowała w wewnętrznej części jej dłoni. Wyglądała jak ozdóbka, którą należało przepleść łańcuszkiem. Lubow patrzyła i patrzyła… Ciemne plamki gromadziły się w polu widzenia dziewczyny. Po chwili cały obraz przykryła klarowna czerń. Czarodziejka padła na ziemię niczym worek ziemniaków tracąc przytomność, a rytualista ciężko westchnął przecierając twarz.
         - Niby taki ze mnie wariat a czuję, że przy niej oszaleję – mruknął.
         Wilk zaś wycofał się zgrabnie na łapach. Przypominał dzieciaka, który coś nabroił, ale przecież nic złego nie zrobił! Spojrzał tylko przelotnie na Pliszkę i Ratri, po czym bez chęci tłumaczenia się z czegokolwiek prychnął i ruszył w stronę lasu by skryć się w zaroślach.
Awatar użytkownika
Ratri
Błądzący na granicy światów
Posty: 11
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Maie
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ratri »

        Słysząc tak gromki wybuch śmiechu elfa, Ratri ledwo powstrzymała się przed tym, by samej się uśmiechnąć. Nie chciała jednak rozbawieniem psuć tego efektu powagi, który wywołała, a tym samym zasugerować czarodziejce, że łatwo jest wpłynąć na jej emocje. Dlatego zerknęła jedynie krótko w stronę Pliszki, a jej oczy pewnie błysnęłyby rozbawieniem, gdyby spojrzenie Maie nie było zawsze tak martwe i puste. Trochę czasu jednak będzie musiało upłynąć, nim elf przyzwyczai się do specyficznej mimiki dziewczyny i zacznie dostrzegać subtelne zmiany na jej twarzy, które zamiast spojrzenia zdradzają jej nastrój.
        Z zainteresowaniem obserwowała jednak wymianę zdań między dwójką towarzyszy, starając się za wszelką cenę zrozumieć sens tych słownych przepychanek. Bo chociaż nie miała dużego doświadczenia w relacjach międzyludzkich, elf i czarodziejka, mimo rzucania wciąż sobie wzajemnie gróźb i obelg, zdawali się przedstawiać pewnego rodzaju zażyłość. Może to widać po prostu jak ludzie się dłużej znają, nawet jeśli za sobą nie przepadają? Maie nie dołączała się do rozmowy, uznając temat wycieczki za zakończony i odezwała się dopiero, gdy płomiennowłosa kobieta zdradziła im w końcu swoje imię. Co zaskakujące, chyba również Pliszka usłyszał je po raz pierwszy.
        - Ratri – skinęła kobiecie głową, gdy spoczęło na niej jej spojrzenie, jednocześnie próbując zapamiętać imię, nazwisko i pochodzenie Mergot. Nie przypominała sobie, by Bjorn przedstawił jej się podobnie rozwlekle, podobnie jak Pliszka, który zdradził jedynie swoje imię, identyczne jak nazwa ptaka swoją drogą. Może niektórzy nie mają nazwisk? Ale przecież każdy jest skądś, więc dodatek do prezentacji w postaci miasta rodzinnego powinien zaleźć się w każdym powitaniu. Czy nie? Czy powinna przedstawiać się „Ratri z Terranii”? Nie, to wywołałoby chyba zbyt wiele pytań, na które nie chciałaby lub może czasem nawet nie umiała odpowiedzieć. Pozostanie przy samym imieniu. Przecież nawet ono nie jest pełne.
        Gdy w końcu Pliszka zarządził wymarsz, skinęła mu głową z lekkim uśmiechem. Chętnie zwiedzi kolejny zakątek tej pięknej krainy, zwłaszcza z przewodnikiem! Po cichu też zastanawiała się, czymże właściwie jest ten zamek, do którego zmierzają? Czy przetrzymują wszystkie czarodziejki w jednym miejscu? Wówczas byłoby to niezwykle silne magicznie miejsce, nie dziw, że nie wpuszczają tam byle kogo. Oczywiście oni nie są byle kim, więc nie będzie problemu.
        Szła ramię w ramię z elfem, rozglądając się wokoło, jakby wszystko widziała po raz pierwszy. Po części tak było, gdyż dla niej nawet tak zwyczajne krajobrazy jak jeziora czy lasy były tak różnorodne, że chłonęła je wzrokiem, napawając się bogactwem Alaranii. Jezioro było tak rozległe, że skręcając lekko, znikało gdzieś za drzewami. Czuła jego wiekowość i płynącą w nim magię. Sole maszerował przy jej nodze nie czując się najwyraźniej zbyt komfortowo w towarzystwie swojego wilczego brata. Ratri również nie bardzo mogła rozwikłać to zwierzę, gdyż chociaż wyglądał jak zwyczajny basior, było w nim coś innego, czego nie rozumiała. Podążając wzrokiem za swoimi myślami zerknęła przez ramię na zwierzę. O ile Maie była nim zaciekawiona, Margot wyraźnie się go bała, odsuwając się od niego coraz bardziej, aż w końcu za namową elfa położyła drżącą dłoń na sierści wilka.
        Białowłosa zatrzymała się nagle, z ciekawością obserwując nietypową scenę. Jeśli wzrok jej nie mylił, basior właśnie zapłakał, upuszczając jedną jedyną złotą łzę, wprost na dłoń czarodziejki. Tylko dlatego, że Ratri przyglądała się tej dwójce jak oczarowana, zauważyła, że kobieta zachwiała się lekko. Zrobiła krok w jej stronę, wyciągając niepewnie rękę, lecz nie zdążyła podtrzymać czarodziejki, która runęła bezgłośnie jak długa na trawę. Zbliżyła się do Margot, wyczuwając jej energię życiową i orientując się, że po prostu zemdlała. Nie rozumiała jednak przyczyny takiego stanu, czy stało się coś, czego nie widziała? Może to nadmiar wrażeń? Zerknęła w stronę Pliszki, jakby spodziewała się usłyszeć od niego jakieś wyjaśnienie, jednak ten tylko zirytował się niedogodnością, która w ten sposób powstała, a jego wilk wycofał się dyplomatycznie, znikając im z oczu. Sole podążył za nim spojrzeniem, lecz nie ruszył się z miejsca. Zawsze był samotnikiem i nad własne towarzystwo tolerował jedynie Ratri, więc tym bardziej mało prawdopodobne było, by ruszył za obcą bestią.
        - No nic, trzeba ją zabrać z nami. Może tym lepiej nas wpuszczą do tego zamku – powiedziała wzruszając ramionami i uniosła dłoń lekkim gestem, jakby dzierżyła na niej tacę. W tym samym momencie ciało czarodziejki podniosło się na wysokość dwóch łokci nad ziemią i pozostało tam nieruchomo, nawet gdy Maie opuściła dłoń.
        - Chodźmy więc – powiedziała, jak gdyby nigdy nic i ruszyła przodem, kierując się wzdłuż jeziora, zgodnie z wcześniejszymi zaleceniami elfa.
        Nieprzytomna czarodziejka unosiła się w powietrzu, dryfując posłusznie za Ratri, która nawet już na nią nie spoglądała. Wyszli bowiem właśnie zza drzew i ich oczom ukazał się widok, który tak urzekł dziewczynę, że zatrzymała się na moment. W błyszczącej tafli jeziora odbijał się wielki biały kompleks pałacowy, który przycupnął na niewielkim wzniesieniu nad wodą. Zdaniem Maie był to zamek godny władcy lub stanowiący świątynię ku czci bóstwa. W jej świecie magia była zarezerwowana jedynie dla bóstw, stanowiąc tym samym przedmiot kultu, jako rzecz niedostępna dla śmiertelników. Przed sobą jednak miała, jeśli wierzyć słowom czarodziejki i elfa, budynek mieszczący w sobie mrowie osób uzdolnionych magicznie, chociaż miała nadzieję, że pozostali obdarzeni lepiej kontrolują swoje moce, niż poznana Margot. Ruszyła znów w stronę zamku, a ciało nieprzytomnej rudowłosej popłynęło za nią. Alarania zaskakiwała ją na każdym kroku.
Awatar użytkownika
Pliszka
Błądzący na granicy światów
Posty: 13
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Leśny elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Pliszka »

        Ratri zgrabnie rozwiązała istniejący wszak problem. Pliszce trudno było sobie wyobrazić taszczenie czarodziejki, chociaż gdyby musiał to użyłby siły. Magia jednak sama w sobie stanowiła rozwiązanie więc elf nie miał zamiaru sprzeciwiać się swojej Pani. Pochylił się tylko po to by zebrać złotą łzę. Gdy wariatka się ocknie to ponownie otrzyma ją w ręce.
        Szli więc tak początkowo w milczeniu. Pliszka długo w palcach macał podarunek wilka, ale skrył ręce pod lekką narzutą i szedł dziarskim krokiem przed siebie niewiele przejmując się sytuacją. Czuł się jednakże dziwnie nieswojo, co jakiś czas wyostrzał wzrok na okolicę, ale źródło niepokoju nie ujawniało się.
        - Nie lubią mnie tam – przyznał spokojnie, a właściwie nieco olewając swoją pozycję społeczną, gdy tylko zamek ujawnił się na horyzoncie.
        - Powód? – wyprzedził pytanie maie. – Mają tysiące ku temu powodów, a zarazem żaden nie jest rozsądny. Marudzą na moje bestie, marudzą na mnie samego, za bycie bezczelnym, aroganckim... Nie ukrywam, taki jestem – uśmiechnął się zadziornie - a najbardziej boli ich moja praktyka. Wyznam szczerze, że głosy o mnie chodzą mało pochlebne. Praktykujący ze mnie rytualista, co najwidoczniej nie godzi się ze wszystkimi etykietami na ziemi Alarańskiej. Nie chcę jednakże zbrudzić twego mienia Pani… - spojrzał na naturiankę znacznie poważniej już mówił.
        Rzeczywiście tak właśnie było. Czy nie wezmę jego Bogini za kogoś niższego rangą? Czy nie zostaną rzucone niewybaczalne zwroty? Pliszka nie należał do osób, które wybaczają. Dużo wyrzutów puszczał mimochodem. Czasem sam się zastanawiał czy nie jest po części ścianą, od której odbijały się słowa. Istniały jednakże granicę nie do przekroczenia, a rytualista był w stanie przekroczyć inne linie w ramach zemsty. Choćby miał stracić za to głowę.
        - Wolałbym aby Mergot była przy nas przytomna. Nie wygląda na zrównoważoną psychicznie, ale może do poranku nawiążesz z nią rozsądną więź. Będziesz mogła się na nią powołać... Nie możemy stanąć przed bramą z ich uczennicą w takim stanie– zauważył.
        Pliszka nabrał głębszego wdechu. Miał wrażenie, że każdy krok go niemiłosiernie męczy. Serce szybciej pije, dopada go rzadko spotykana migrena. Może dopadło go zmęczenie? A może i Mergot była wycieńczona? Skoro rzucała tak nierozsądnie czarami, o różnej mocy, to z pewnością szybciej utraciła siły. Pliszka przypatrywał się Bogini. Nie spoczywała na niej żadna kropla potu. Jest istotą ponad takie jak elfy czy czarodzieje.
        - Prześpijmy się – zaproponował wskazując dogodne miejsce przy jeziorze. - Nieopodal jest ścieżka prowadząca do Zamku Czarodziejek. Nie wiem czy Bogowie śnią… Ale śmiertelnym przyda się wypoczynek – zagaił po czym zbliżył się do lewitującej Marget.
        Gestem skinienia dał znać maie by opuściła ją do rąk Pliszki. Podobno owinięci magią gorzej śpią – tak zawsze mawiano więc do snu należy się kłaść czystym pod każdym względem.
        Ułożył Mergot zadziwiająco ostrożnie, tak by wtuliła się w pień drzewa. Zbadał ją pobieżnie. Z omdlenia przeszła do krainy snu. Miała wyrównane tętno, marszczyła delikatnie nos, gdy tylko ktoś nawiedził ją w wyobraźni. Dziewczyna skuliła się w bezpiecznych ramionach drzewa, a sam Pliszka usiadł dosyć blisko czarodziejki by nie rozdzielać grupy na zbyt dalekie części. Noc była wyjątkowa ciepła, a pobłyskująca tafla wody wydzielała kojący zapach i rozbrzmiewała jednostajnym dźwiękiem cieczy uderzającej o brzeg. Pliszka nabrał głębszego wdechu, po czym puścił powietrze nosem. Siedział niezgrabnie, zgarbiony, ale jego twarz była zawsze tak spokojna.
        - Ffyddlon? – próbował powtórzyć – Czy tak nazywasz osoby ci wierne?
        Pliszka jeszcze raz spojrzał na Ratri. Jego sylwetka malowała się w ciemnych barwach, a brzegi oświecał księżyc oraz mgiełka błysków na wodzie jaka wytwarzała się od blasku jasnej kuli na niebie oraz gwiazd. Jedynie oczy miał lśniące w złocie, nie rzucały się one tak niewyobrażalnie na pierwszy punkt, ale stanowiły najwyraźniejszy zarys. Gdy Bogini zbliżyła się by usiąść, on bez głębszego namysłu zsunął z siebie narzutę i skierował w stronę maie. Oczywiście jednym ruchem zdołał odczepić maskę od reszty stroju.
        - Jeśli będzie ci zimno… - mruknął, ale nie nieśmiało. To noc prosiła się o spokojniejszy ton rozmów.
         Nie musiała koniecznie teraz okrywać się szczelnie, na oczach elfa. Gdy organizm zasypia to zewnętrzna temperatura spada. Czy Bogowie odczuwają podobne stany? Pliszka nagle zdał sobie sprawę ile pytań miałby względem swej Pani, ale szacunek nie pozwalał mu na zadawanie głupich pytań.
        Jeżeli przyjęła płaszcz to oddał go w ręce Bogini, jeżeli odmówiła to na upartego ułożył narzutę na posłaniu trawy, tuż przed nią. Jeżeli zaś chodzi o jego strój… To pod narzutą kryła się kolejny, niezdarnie narzucony łachman. Trudno to było w jakiś konkretny sposób określić. Luźna koszulka, która była mocno podarta, wyglądała bardziej jak pancho niż jak koszulka. Brakowało jej wielu skrawków, ale dzięki temu dało się zauważyć namiastkę bardziej codziennego stroju. Przynajmniej w górnych partiach. Ciemniejszy od reszty, krótki rękawek ujawniał szczupłą szyję elfa a także zapowiadał masę kolejnych wisiorków i zdobień na ubraniach. Co do spodni… nie było ich widać. Na biodrach znajdował się pas mocujący zwisające skrawki materiałów szczelnie kryjących nogi aż do kolan.
        - Jak wyglądają wschody słońca w Terranii? – spytał nagle.
Awatar użytkownika
Ratri
Błądzący na granicy światów
Posty: 11
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Maie
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ratri »

        Obróciła lekko głowę w stronę elfa, gdy zaczął mówić, lecz nie przerywała mu. Słuchała uważnie, skupiając się na każdym słowie i marszcząc czasem brwi, gdy jakiegoś nie do końca rozumiała. Większość znaczeń wyłapała z kontekstu, jednak przy jednym się zatrzymała, a poważna mina Pliszki kazała jej uznać to za ważne. Zbruździć?
        -Sully – rozległ się cichy szept w jej głowie, a ona skinęła niezauważalnie głową. Martwił się, że jej imię może zostać skalane. Niepotrzebnie. Uśmiechnęła się lekko.
        - W moim świecie nie byłam jedynym bóstwem – powiedziała, by nieco uspokoić swojego towarzysza. Nie wiedziała, jak wiele o niej wie, więc wolała utwierdzić go w jakimś przekonaniu niż narażać ich na zbędne nieporozumienia. – Nie będę obnażona, jeśli osoby, które spotkamy, nie będą wiedziały kim jestem – wyjaśniła, nieświadoma swojej językowej pomyłki i spojrzała za jego wzrokiem na dryfującą Margot. Zmarszczyła brwi, zastanawiając się, jak najbezpieczniej wybudzić dziewczynę, gdy elf zaproponował inne rozwiązanie. Wzruszyła ramionami.
        - Nie muszę spać. Ale możemy się zatrzymać, chętnie pooglądam widoki – powiedziała i podała lewitującą czarodziejkę prosto w dłonie Pliszki, który umościł jej całkiem wygodne posłanie w objęciach korzeni drzew.
        Usiadła na ziemi obok elfa, spoglądając za jego wzrokiem na jezioro. Było nie tylko piękne, ale też pomocne. Ratri czuła płynącą z niego magię, którą czerpała ostrożnie, by uzupełnić braki w swoich pokładach energii. Słysząc znajome słowo znów spojrzała na swojego towarzysza, a jej twarz rozjaśnił uśmiech.
        - Tak, w moim języku to oznacza wierny, wierzący. Czasem ja przypadkiem używa słów ze swojego ojczystego języka, ciągle się jeszcze uczę waszej wspólnej mowy - mówiąc to, przyjęła jednocześnie podane jej okrycie, uznając odmowę za niegrzeczną, nawet jeśli teraz nie czuła chłodu. Narzuta spoczęła na razie na jej zgiętych lekko kolanach, zamotanych w luźną suknię.

        Przez chwilę siedzieli oboje w milczeniu, przyglądając się wywołanym lekkim wiatrem śladom na wodzie, dopóki Pliszka nie przerwał milczenia. Chociaż pytanie padło znienacka, nietrudno było zauważyć nagły entuzjazm u jego rozmówczyni. Ratri ciąge poznawała Alaranię, uczyła się o niej, starała korzystać poprawnie z używanego tu języka i dostosować się do norm tutaj panujących. Wciąż też odkrywała zagadki własnej nowej istoty, rasy, jak tutaj mówią. I chociaż Bjorn sprawił, że ta nowa kraina stała się jej domem, trudno było jej zapomnieć, że niemal 3 milenia spędziła w innym świecie i kochała go przez cały ten czas. Z radością odpowiedziała więc na pytanie związane, dla odmiany, z czymś co tak dobrze zna.
        - Och, są przepiękne - powiedziała z widocznym wspomnieniem na wygiętych w uśmiechu ustach - Wyglądają zupełnie inne, bo u nas były trzy słońca, a u was tylko jedno. Bo to było tak, że trzy boginie słońca mieliśmy, każda chciała mieć swoja gwiazda. Pierwsze dwie były przede mną jeszcze, i jak ja powstała to były już dwa słońca. Ale jakiś tysiąc lat po mnie powstała inna bogini i też chciała mieć swoja gwiazda, bo mówi, że inaczej ludzie w nią nie uwierzą. No i nagle Terrania ma trzy słońca - zaśmiała się i spojrzała na Pliszkę, ciekawa jego reakcji, zaraz jednak kontynuując.
        - No i to tak pięknie wygląda, jak każde słońce się po kolei chowa za hozorynt. I ciemnieje niebo powoli i wchodzą księżyce. One też piękne, bo pięć aż i każde innej wielkości. Ale tam nie było kłótni, bo rodzeństwo. Chociaż nie, raz się pokłócili i jeden księżyc jest ułamany, nie idealnie okrągły, zabrali mu kawałek. Ale to i tak ładnie wygląda. Nie mówię za dużo? - zapytała nagle, spoglądając na niego, a jej dobry humor jakby zawiesił się na moment, czekając na pozwolenie, by dalej się rozwinąć.
Zablokowany

Wróć do „Jezioro Czarodziejek”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości