Szli równomiernym krokiem spod bramy. Gdy znaleźli się wystarczająco daleko odetchnęli z ulgą. Najtrudniejsza część zdawała się być za nimi. Prawdę mówiąc nadal byli blisko Nandan-Theru, ale nie na tyle, aby obawiać się obławy. To na pewno napełniało myśli optymizmem.
Znamienne było pytanie, które zaczęło nasuwać się na pierwszy plan zapewne nie tylko u Serminy. Pytanie z serii: co teraz? Postanowiła jednak nie trapić młodziana. Wolała najpierw wysłuchać tę historio-legendę o której wcześnie tak zawzięcie prawił, a brzeg jeziora nadawał się idealnie na miejsce odpoczynku. Może nawet założą tutaj pierwszy obóz? Kto wie? Słońcu jeszcze nie było spieszno do zajścia, ale nic nie stało na przeszkodzie, aby tu trochę pobyć. Tym bardziej, że znała dobrze tą okolicę i wiedziała, że lasy w pobliżu jeziora są urodzajne w zwierzęta. O bogactwie roślin nie wspominając. Nie umrą z głodu. Mogliby nawet trochę powybrzydzać. Fakt, nie miała może (oprócz sztyletu) żadnego sprzętu do zabijania, ale nic nie stało na przeszkodzie, aby skorzystać z magii. Przy okazji poćwiczyłaby trochę te dziedziny, które sprawiały jej trudność... Ale to potem. Najpierw opowieści!
Weszli w dziewiczy las, który rósł wokół jeziora prawdopodobnie od samego początku. W lesie było przyjemnie chłodno. Zapach żywicy unosił się w powietrzu po jakimś czasie można było zwietrzyć również delikatny zapach wody. Zbliżali się coraz bardziej, a gościniec wił się wśród niskich paproci i krzewów jagodowych. Sermina patrzyła w lewą stronę wypatrując wzrokiem wody. Nie musiała długo czekać na ten widok. Skręciła w lewo z gościńca ku lazurowemu wybrzeżu. Szli chwilę wzdłuż jeziora, przez las, gdy natknęli się na osłoniętą dużymi kamieniami zatoczkę. Kamienie były ułożone na kształt małej groty. Były wręcz stworzone do osłaniania pleców od strony lasu. Sama zatoczka była pokryta drobnym piaskiem zmieszanym z żwirem. Dzięki temu przybrzeżne wody mieniły się odcieniami błękitu. Brzegi jeziora były po bokach zatoczki zarośnięte tatarakiem i strzałką wodną. Na wodzie sunęły majestatyczne łabędzie i gromadki łysek. Od strony lasu za to dochodziły śpiewy ptaków: słowików, kosów, dziwogonów (zwanych drogno) i innych, mniej znanych, które były uznawane za magiczne.
- Możemy się tutaj zatrzymać - uznała. Zrzuciła z barków plecak i położyła płaszcze podróżne na ziemi przy kamieniach. Wyjęła dwa suchary z plecaka i manierki z wodą. Wręczyła suchara i manierkę towarzyszowi. Następnie usiadła na jednym z płaszczów i zrobiła też miejsce dla Vertana.
- Pogadajmy - uśmiechnęła się - dlaczego chciałeś uciec?
Dziewczyna zaczęła gryźć suchar i przeżuwać go, aby nie musieć mówić pierwsza. Wyczekująco patrzyła na chłopca w nadziei na dobrą historię.