Rapsodia[w mieście] Niewyjawione tajemnice

Mówi się o niej Miasto Elfów. Owe osiedle nie zostało jednak założone przez elfy, a przez ludzi, pierwszym jego królem był człowiek, niestety jego dość niefortunne rządy doprowadziły do konfliktu pomiędzy władzą a ludem, wtedy to władzę obijał pierwszy elfi król, od tego czasu co raz więcej efów zaczęło przybywać do miasta, mimo, że oddalone o wiele dni drogi od głównych elfich osiedli ściągało do niego mnóstwo elfich braci, a zwłaszcza tkaczy zaklęć. Miasto położone nad legendarnymi wodospadami, w pięknej i... magicznej okolicy nie mogło zostać nie zauważone przez magów, czarodziejów i elfich tkaczy zaklęć...
Satoria
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 66
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: przemieniona
Profesje:
Kontakt:

[w mieście] Niewyjawione tajemnice

Post autor: Satoria »

– Całkiem zapomniałam, że też potrafisz latać, ale dziękuję… – odpowiedziała na komplement speszona, a na jej twarzy wykwitł rumieniec. Miała zamiar dodać coś jeszcze, jednak piekielny zmaterializował skrzydła i odleciał. Nieco jeszcze zdezorientowana, siedziała we względnym bezruchu.

Minęło kilka minut, nim wrócił, ale gdy tylko pojawił się z powrotem wiedziała, że warto było czekać - miał jej sakwę. Owszem, nie była w idealnym stanie, ale ważniejsza była zawartość, która raczej była kompletna - zapięcia trzymały bardzo dobrze, więc niewiele rzeczy mogło wylecieć, ale coś mogło zostać uszkodzone przy upadku.

– Ja… nie wiem co powiedzieć. Nie musiałeś, naprawdę – powiedziała, odbierając torbę. Otworzyła ją i wyjęła z niej białą koszulę, podobną do tej, która się potargała i założyła ją na siebie, uprzednio dematerializując parę swoich skrzydeł. – Ale dziękuję ci za to, że to zrobiłeś – odpowiedziała i przeciągnęła się.

Te kilka minut odpoczynku pozwoliło zregenerować siły, ale przy okazji czuła się znacznie bardziej śpiąca - adrenalina działająca podczas całej tej brawurowej akcji teraz żądała spłacanie długów, które zaciągnęło ciało. Mimo wszystko wstała - nieco chwiejnie, ale jednak - na ramię z powrotem założyła torbę i zaczęła iść na wschód, w stronę miasta.

– Im szybciej wyruszymy, tym szybciej dotrzemy do miasta – podzieliła się swoją dość oczywistą myślą, narzucając tempo.

Spójrz na czas – powiedziała anielica, skupiając na sobie całą uwagę przemienionej.

No, co z nim? – zapytała tamta, nie do końca rozumiejąc o co chodzi towarzyszce - słońce właśnie zdobyło środek nieboskołnu i powoli zaczynało swoją dostojną drogę powrotną.

Nie uważasz, że to dziwne, skoro wyruszyliście wczesnym rankiem, a szliście góra półtorej godziny? – Dopiero po tych słowach Satorię uderzył ten fakt, ale zaraz odezwała się jeszcze Tepala, dorzucając swoje trzy brązowe.

W dodatku zauważ, gdzie jesteśmy; góra dwie godziny spokojnym krokiem od Rapsodii, a w tunelu przeszliście zaledwie ułamek drogi pomiędzy tym miejscem a polaną. – Nagle jednak, wszystkie elementy układanki wskoczyły na miejsce.

A co, jeśli czas który spędziliśmy idąc jaskiniami nie był czasem, który naprawdę minął? Szczególnie pod koniec, kiedy wszystko zaczęło być znacznie dynamiczniejsze, a my biegliśmy – wysnuła teorię i zaczęła ją wyjaśniać. – Wcześniej mogliśmy kontrolować jego upływ, bo widzieliśmy księżyc, słońce i inne rzeczy tego pomoce wskazujące porę dnia… Potem jednak jedyną wskazówką była pochodnia, która skończyła się nader szybko.

A czujesz się, jakbyś była po dwóch dniach forsownego marszu?

Te dwa dni mogły minąć w ciągu… no, godziny.

W ten sposób do nieczego nie dojdziemy. W mieście będziemy musiały zapytać się kogoś o datę. Chyba, że takie proste rozwiązanie wam nie wystarcza.


––––––––––


Pod mury dotarli raczej szybko i w ciszy - Satoria wraz z Malaiką i Tepalą próbowała zrozumieć działanie tamtego miejsca, a piekielny nie był zbyt skory do rozmowy.

Miasto zmieniło się znacznie odkąd ostatni raz w nim były - budynki były bardziej majestatyczne, w dodatku dało się ich zauważyć zdecydowanie więcej. Kiedy przechodzili przez magiczną barierę poczuła znajome wyrażenie zanurzania się w zimnej wodzie.

– Zastanawiałam się właśnie, czy będziesz w stanie przez nią przejść. Barierę, znaczy. Nie od dziś ciekawi mnie, w jaki sposób działa, ale w mieście to chyba pilna strzeżona tajemnica, bo nikt nigdy nie był skory do odpowiedzi na moje pytania. – Westchnęła i ruszyła naprzód, w stronę coraz większej bramy miasta. – Ale obawiam się, że kiedyś te zaklęcia nie spełnią swojego zadania i zawiodą, a wówczas cała ta utopia stanie się kupą dymiących zgliszcz. Nie wszystko można powierzać magii, czasem przydaje się choć najcieńsza stalowa tarcza.

Przy bramie kręciło się kilku strażników - co raczej było niecodzienne dla tego miasta. Była świadoma, że przejście może ją nieco kosztować, bo nie miała zamiaru pozbywać się swoich broni - pomijając już fakt bycia bezbronną, nie spodziewała się, aby strażnicy byli w stanie przechować taką ilość oręża w jakichś godnych tego warunkach.

Sięgnęła do sakwy - mieszek nadal tam był, a te kilka monet odbijało się od siebie ze smutno-metalicznym odgłosem; z jakiegoś powodu, woreczek wypełniony pieniędzmi po brzegi zawsze brzmiał znacznie weselej, ale ona starała się nie sprawiać pozorów, że ma przy sobie większą ilość gotówki - co było raczej rozsądnym zachowaniem.

– Te, ruda! Cho no tu! Właź do środka, kontrola – wskazał jej wejście do przybramnej strażnicy. To chyba ta ręka w torbie sprawiła, że strażnik postanowił zaszczycić ją kontrolą. Westchnęła głośno i zaczęła iść w jego stronę ignorując rubaszny śmiech jego kompanów, wywołany zapewne jakąś nieprzyzwoitą uwagą na jej temat. Miała nadzieję, że Jon nie postanowi wejść tutaj za nią, a wejdzie do miasta i poczeka już po drugiej stronie wrót.

Chciałabym tylko powiedzieć, że nie będzie miłą jeśli to zakończy się rzezią jak w Fargoth.

Chciałabym tylko przypomnieć która z nas nazwała wtedy strażnika infantylnym bucem, który cały czas gapi jej się na tyłek, a potem zaczęła kłócić się z resztą komendy.

A co, miałam zostawić to tak bez komentarza? Był bezczelny – odpowiedziała lodowato anielica.

I to daje ci prawo, żeby okaleczać kilkanaście osób, aż nie udało im się cię obezwładnić – skontrowała wampirzyca.

Oni przynajmniej zginęli w walce, a nie półprzytomni od ziół i afrodyzjaków w twoim łóżku, oddając ci swoją krew.

Co w was do jasnej cholery wstąpiło?! Dziewczyny, to było trzysta lat temu, a teraz jesteście innymi ludź… istotami!

Obie odburknęły coś cicho i odizolowały się od niej. Na ten moment jej to wystarczyło, ale wiedziała, że będzie musiała zainterweniować, bo inaczej w jej umyśle wybuchnie wojna domowa.

W budynku było ciemno, a jej źrenicom zajęło chwilę, zanim zaakomodowały się do takiego otoczenia. rok wywołany zasłoniętymi oknami rozświetlała pojedyncza świeca, stojąca na biurku i oświetlająca twarz wartownika. Stanęła przed nim i starała się unikać krzyżowania spojrzeń - zbyt wyzywająca postawa mogła całkowicie uniemożliwić jej wejście do Rapsodii.

– Wnosi jakieś nielegalne towary, lewy alkohol? – spojrzał na nią pogardliwym wzrokiem.

– Nie, jestem w granicach prawa.

– Zobaczymy – rzucił tamten i sięgnął po jakąś grubą księgę oprawianą w tanią skórę, pełną niewprawnego pisma stróżów prawa. Przewrócił kilka stron, uważnie studiując zawartość każdej z nich i kilka razy wyglądał jakby zastanawiał się nad czymś. W końcu sapnął głośno, zatrzasnął wolumen i schował go z powrotem. Satoria coraz bardziej obawiała się, że trafiła na służbistę i będzie musiała spróbować jeszcze raz, ale w innej bramie. – Położy sakwę na stole i odsunie się kilka stóp.

Karnie wykonała polecenie, starajac za bardzo nie zginać aby nie uwydatniać widocznych na koszuli delikatnych obrysów szabel. W międzyczasie mężczyzna przekopywał się przez zawartość jej torby, szukając czegoś, co mogłoby świadczyć o jej winie - jakakolwiek by ona nie była. Kilka razy cmoknął, jakby wyrażając swoją niemą dezaprobatę, a potem z powrotem zanurzał się w tym co miała. Gdy w końcu cała zawartość torby wylądowała w niej z powrotem, padło następne pytanie.

– Broń ma?

– Ma – odpowiedziała odruchowo, nie zdając sobie sprawy, że przejęła manierę mówienia tego człowieka. Zmierzył ją od stóp do głów, tym razem znacznie uważniej; zauważył, kiwnął głową na zgodę, ale jakby delikatnie niezadowolony.

– Zdać w magazynie i odebrać na wszystko kwity. Przy wyjeździe odebrać.

– Wolałaby… Ekhm, wolałabym zostać uzbrojona – ta uwaga spotkała się tylko z ostrym spojrzeniem zapowiadającym równie ostrą odpowiedź.

– Po co? Wszyscy rozbrojeni.

No tak, to jeden z tych – pomyślała przemieniona i odpowiedziała. – Jestem kobietą, zawsze ktoś może mnie zaatakować.

– Hm… – Strażnik wyraźnie musiał przeanalizować ten koncept. – Przed takimi chro…

– Zapłacę – na dźwięk tego słowa mężczyzna zapowietrzył się i zaczął wstawać, ale kobieta błysnęła trzymaną w ręce złotą monetą, co zdecydowanie usadziło go na miejscu i wywołało szeroki uśmiech na jego twarzy. Niewiele jest miejsc, do których złoto nie da dostępu, a miasta na pewno do nich nie należą.

– No panienko, trzeba było tak od razu! – wyciągnął wyczekująco dłoń, jednocześnie podając torbę. – Straż na pewno nie będzie spawiała problemów.

Oddała mu pieniądze i zabrała swoje rzeczy, wychodząc z posterunku. Przez chwilę oślepiło ją ostre światło zachodzącego słońca, ale w następnym momencie już była po drugiej stronie wrót i wypatrywała piekielnego.
Awatar użytkownika
Jon
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje: Wojownik , Mag , Łowca
Kontakt:

Post autor: Jon »

Uśmiechnął się lekko, gdy zobaczył rumieniec na twarzy Satorii. Przypomniał sobie o tym, że wie, gdzie wylądowała sakwa należąca do rudowłosej, przywołał swoje skrzydła i poleciał jej szukać. Wydawało mu się, że Satoria chciała dodać coś jeszcze, jednak nie zdążyła tego zrobić właśnie przez to, że wzbił się w górę. Trudno.

- Potraktuj to jako rekompensatę za uratowanie życia — odparł, chwilę po tym, jak oddał jej sakwę.
Nawet nie myślał o tym, żeby odwrócić się plecami do przemienionej, gdy zakładała na siebie koszulę, a jej skrzydła znikły. Przez chwilę mógł spojrzeć na to, co kryje się pod górnym ubraniem rudowłosej. Mimo że trwało to bardzo krótko, to męskie oko i tak zarejestrowało dość interesujące rzeczy.
Zostali jeszcze chwilę na polanie, aby kobieta mogła zregenerować siły.
- Wydaje mi się, że przyda ci się odpoczynek w normalnych warunkach — powiedział po chwili. Oczywiście miał na myśli najzwyklejsze łóżko i pokój w jakiejś karczmie. On nie odczuwał takiego zmęczenia, bo to Satoria zadbała o to, żeby bezpiecznie wylądowali na ziemi, chociaż nie musiała tego robić, bo, jak już Jon wspomniał wcześniej, sam posiadał skrzydła i mógł się nimi wspomóc równie dobrze, co przemieniona swoimi.

Ruszyli w stronę Rapsodii.

*******************

Droga przebiegła w ciszy, co może nawet nie było takie złe, bo przynajmniej mógł pomyśleć nad tym, co będzie dalej, gdzie się uda, co zrobi i tak dalej.

Wyczuł moment, w którym przeszli przez magiczną barierę.
- A dlaczego miałbym przez nią nie przejść? - zapytał po chwili.
- Może bariera w jakiś sposób sprawdza, czy osoba przez nią przechodząca ma zdolności magiczne, czy coś... - dodał. On także próbował dowiedzieć się czegoś więcej na temat bariery, gdy ostatnio był w tym mieście, jednak nikt nie chciał odpowiedzieć na jego pytania. Poza tym, jeśli bariera odczytywałaby zdolności magiczne lub aury istot przez nią przechodzących, to całkiem możliwe, że dostrzegałby także aurę jego miecza, w końcu jest on artefaktem.

Spojrzał na strażników kręcących się w pobliżu bramy, nie było mowy o tym, żeby udało mu się przejść bez kontroli, a co za tym idzie, bez przekupywania strażników. Ze swoją bronią nie miał zamiaru się rozstawać, bo była zbyt cenna, i nie chodzi tu tylko o kwestię finansową. Nie miał pustej sakiewki, więc przekupienie strażników nie powinno być problemem.
Strażnicy najpierw zauważyli Satorię, co nie było niczym dziwnym. Po chwili jeden z nich spojrzał na niego i zaczął iść w jego stronę.
- Ładny miecz, tylko musisz go zostawić u nas, zanim wejdziesz do miasta — odparł chwilę po tym, jak wymienili ze sobą uprzejmości.
- Co do tego, to nie sądzę, żebym miał rozstawać się z mieczem — powiedział łowca dusz pewny siebie.
- Oczywiście, nie będziesz chciał się na to zgodzić, bo to niezgodnie z prawem, a ja powiem, że możemy to rozwiązać inaczej i przekażę ci złotego gryfa, a ty przestaniesz mieć z tym problem i mnie przepuścisz — dopowiedział i, przy okazji, wyciągnął wspomnianą monetę, a po chwili przekazał ją strażnikowi. Następnie wyminął mężczyznę i ruszył przed siebie.
Strażnik powiódł wzrokiem za piekielnym, następnie spojrzał na monetę, którą trzymał w dłoni, wzruszył ramionami i wrócił na miejsce, z którego odszedł.

Przeszedł przez wrota i oficjalnie znajdował się w Rapsodii. Oparł się plecami o ścianę najbliższego budynku i czekał na moment, w którym bramę przekroczy Satoria.
Nie czekał długo, bo dwie lub trzy minuty później, zobaczył przemienioną. Uśmiechnął się lekko, odbił się plecami od ściany, o którą się opierał i podszedł do niej. Specjalnie podszedł tak, aby wyjść za plecami rudowłosej.
- To gdzie teraz? Chcesz odpocząć, zjeść, przejść się po mieście czy jak? - zapytał, stając obok niej.
Satoria
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 66
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: przemieniona
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Satoria »

Mimo tego, że słyszała kroki piekielnego, to wzdrygnęła się delikatnie na dźwięk jego głosu.

– Najpierw coś zjeść, bo jednak przy ognisku tej ryby nie wzięłam za dużo. Potem chciałabym znaleźć szewca, źle czuję się bez płaszcza. Przydałyby mi się jeszcze pałeczki węgla, te które były w torbie zupełnie się połamały i do niczego się nie nadają. – Przystanęła na chwilę, próbując zebrać wszystko co powinna mieć przy sobie na jakąś sensowną listę. – Resztą mogę przejmować się wtedy, gdy znajdziemy nocleg. Powinnam zdążyć ze wszystkim przed nocą.

Znowu zaczęła iść, dopiero po chwili orientując się, że nie zmierza w żadnym konkretnym kierunku. W taki sposób to nie załatwię nic aż do końca świata – skarciła się w myślach, jednocześnie próbując przypomnieć sobie wszystkie wizyty w Rapsodii. W końcu wyłowiła wspomnienie, które mogło ją na coś nakierować.

– Kilka lat temu tutaj w mieście była taka gospoda, spałam tam, w dodatku karmili nienajgorzej… Chodź, poszukamy jej – powiedziała i ruszyła naprzód, w stronę zachodniej części Rapsodii.

Jeśli nie liczyć kilkukrotnych pomyłek, to możnaby powiedzieć iż trafiła bezbłędnie - po pewnym czasie stali przed wejściem do budynku, którego ściana była delikatnie ustylizowana na obrośniętą pnączami, wśród których wprawne oko mogłoby wyłowić kilka znaków elfickiego alfabetu ogłaszających wszem wobec nazwę lokalu: Zielone grono. Może nie było to coś szczególnie orginalnego, ale przemieniona musiałaby solidnie upaść na głowę, aby wybierać miejsce na nocleg po jego nazwie.

Miała szczęście - gospoda pozostała taka sama na zewnątrz jak i wewnątrz, a goście wyrażali swoją postawą ten sam niewerbalny komunikat: dopóki mi nie przeszkadzasz, nie obchodzi mnie kim jesteś. Ta ostatnia cecha była szczególnie przyciągająca do lokalu - elfy potrafiły być bardzo nietolerancyjne w kwestii przebywania z innymi rasami, a nimfy ogólnie były pod tym względem delikatnie… skrzywione; tutaj nikogo nie obchodził kształt klienta, ale jego pieniądze i szanowanie wydawanych pieniędzy innych.

Satoria machnęła w stronę właściciela, który wysłał w jej stronę jedną ze swoich pomocnic.

– Słucham.

– Będziemy potrzebować dwoch pokoi na powiedzmy… trzy noce. Teraz jeszcze chcielibyśmy coś zjeść, a potem z miłą chęcią skorzystałabym z usług jakiegoś przewodnika który będzie w stanie wskazać mi gdzie mogę kupić potrzebne mi rzeczy.

– Przewodnik, o tej godzinie? Zanim uda nam się kogoś takiego znaleźć, to większość sklepikarzy zamknie sklepy i zwinie stragany.

– No tak, racja. Zatem to jutro.

– Dobrze. Zjecie tu, na głównej sali, czy przynieść posiłki do wynajętych pomieszczeń?

– Jak wolisz? – przemieniona rzuciła w stronę piekielnego.
Awatar użytkownika
Jon
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje: Wojownik , Mag , Łowca
Kontakt:

Post autor: Jon »

Kiwnął głową, gdy Satoria przedstawiła mu swój plan. Znalezienie gospody skreśli dwa cele z jej listy- jedzenie i nocleg. Po chwili okazało się, że rudowłosa zna lokalizację gospody, w której dobrze zjedzą i odpoczną.
- Prowadź — rzucił krótko i ruszył za Satorią.
Po kilku pomyłkach związanych z dotarciem w miejsce, w którym stał budynek, o którym wspomniała przemieniona, udało im się do niego dotrzeć. Nie miał jej tego za złe, bo ona przynajmniej przypomniała sobie jakąś gospodę z czasów, gdy ostatnio była w tym mieście. Gdyby nie to, to pewnie poszukiwania takiego budynku zajęłyby im więcej czasu.

Piekielny przyjrzał się budynkowi. Wyglądał dość dobrze, razem ze ścianą pokrytą pnączami. Wszedł do lokalu za Satorią. Pomocnica karczmarza zaczęła rozmowę z rudowłosą, a on miał chwilę na to, aby przyjrzeć się wnętrzu budynku, a także rzucić okiem na gości, którzy zajmują już niektóre miejsca. Oczywiście słyszał rozmowę między przemienioną a dziewczyną, z którą rozmawiała.
- Nie widzę problemu w tym, żeby zjeść tutaj — odpowiedział po chwili.
Zawsze istniało ryzyko, nawet najmniejsze, że ktoś rozpozna jego lub Satorię i w dodatku będzie to osoba, która żałowała tego, że spotkała jedno lub drugie. Co prawda, taka szansa była bardzo mała, jednak zawsze istniała.
- Jednak najpierw chciałbym obejrzeć pokoje i dowiedzieć się, ile liczycie sobie za noc — powiedział, spoglądając na pomocnicę właściciela tej gospody. Dziewczyna mogłaby zlecić komuś przyrządzenie im posiłku, a później wrócić i pokazać im pokoje, które przez następne kilka dni posłużą im za miejsca odpoczynku. W międzyczasie kucharz przyrządziłby im coś do jedzenia, a oni mieliby już klucze do swoich pokoi.
Jon musiał przyznać przed samym sobą, że robił się głodny na myśl o ciepłej strawie.
Satoria
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 66
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: przemieniona
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Satoria »

Satoria tylko skinęła głową w stronę pracownicy dając jej znak, iż odpowiedź Jona jest tą ostateczną.

– Opłata za trzy doby od osoby tutaj, na dole wynosi dwa srebnre, jedzenie trzy razy na dzień to sto ruenów. Na piętrze zaś, to cztery orły bez jedzenia, a z nim sto czterdzieści brązowych – powiedziała tamta i spojrzała na mężczyznę, jakby oczekiwała odpowiedzi, na co przemieniona postanowiła się wtrącić.

– Ja wolę pokój na górze, ty raczej też go wybierz; rozmowy z parteru nie są takie głośne i denerwujące – doradziła piekielnemu, a potem dokończyła w myślach: łatwiej stamtąd odlecieć, a jeśli się nie da, to można się znacznie dłużej bronić przed napastnikami. – Poza tym, widok na miasto jest piękny.

Poczekała, aż piekielny podejmie decyzję a potem zapłaciła za swój nocleg i skierowała się za dziewczyną; wypadło jej spać w pomieszczeniu na końcu korytarza, po jego prawej stronie. Nie było tam wiele do oglądania - ot, łóżko, przypominajaca drewniany kloc szafka, duża na tyle, aby umieścić na niej kilka najpotrzebniejszych rzeczy i to w zasadzie tyle. Kobieta zostawiła sakwę na podłodze i wyszła, kierując się z powrotem do głównej sali, gdzie już niedługo powinna dostać coś do jedzenia.

Znalazłszy wolny stolik, usiadła przy nim wygodnie i zaczęła czekać, czy to na Jona, czy też posiłek, w zależności od tego, co trafi ją pierwsze. Przy okazji też zaczynała się czuć coraz bardziej nieswojo - dotychczas tego typu kłótnie z Malaiką i Tepalą jednocześnie zdarzały się bardzo rzadko i zawsze wtedy zadziwiała ją cisza, jaka potrafi zapaść w jej umyśle oraz sam fakt tego, iż obie potrafiły tak bardzo ukryć przed nią swoją obecność. Gdyby nie wiedza, że one gdzieś tam są, nawet by tego nie zauważała; były jak malutki kamyczek w bucie, na tyle niewielki, iż niewyczuwalny, ale większy od ziarenka piasku i delikatnie jednak uwierający stopę.

W pewnym momencie zauważyła piekielnego; pomachała do niego, żeby skupić na sobie jego uwagę i zaczęła rozglądać się po pomieszczeniu. Większość przebywających w gospodzie istot była ludźmi, ale szpiczaste uszy elfa, czy też niecodzienny kolor skóry nimfy nie były czymś szczególnym. Nawet jeśli właściciele nie byli gatunkistami, to widać było, że to ludzie mogą pozwolić sobie na najwięcej wygód w okolicy.

Gdy jej towarzysz dosiadł się do niej, zaczęła patrzeć się na niego; zastanawiało ją, co nadal trzymało go przy jej boku - nie wyglądał na kogoś, kto szczególnie poczuwa się do spłacania długów wdzięczności w taki sposób, raczej po prostu zapytałby się co może dla niej zrobić; jeszcze mniej prawdopodobne było to, że obdarzył ją jakąś sympatią, bo znał ją dopiero od niedawna, a przez prawie cały ten czas była mniej lub bardziej sprawczynią jego kłopotów. Chociaż, może lubi życie w niebezpieczeństwie i pociągają go wariatki z parą szabel?

– Jak ci się tutaj podoba? – zapytała, wyrywając się z zamyślenia, widząc jedną z pracownic, która zbliżała się do ich stolika z pysznie pachnącym mięsem.
Awatar użytkownika
Jon
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje: Wojownik , Mag , Łowca
Kontakt:

Post autor: Jon »

Zastanowił się chwilę nad wyborem pokoju. Miał sporo ruenów przy sobie, więc lepszym rozwiązaniem wydawał mu się pokój na górze. Już chciał powiedzieć pracownicy o tym, jaką decyzję podjął, jednak wyprzedziła go Satoria, która miała podobne zdanie na temat pokojów, które powinni wynająć.
- Również wezmę pokój na piętrze — odparł i również zapłacił za swój nocleg.
Oboje zapłacili za nocleg, więc dziewczyna zaprowadziła ich do pokoi, za które zapłacili przed chwilą. Akurat wypadło tak, że jego pokój znajdował się naprzeciw tego, który wynajęła Satoria. Zawsze to będą mieli bliżej do siebie, jeśli któreś z nich chciałoby porozmawiać czy coś...
Piekielny wszedł do swojego pokoju. Szczerze mówiąc, to spodziewał się czegoś więcej za cenę, którą zapłacili, a tak, to wyposażeniem jego pokoju było łóżko, szafa i niewielki stolik stojący obok łóżka. Dobrze, że pokój nie był mały, chociaż Jon nigdy nie narzekał na rozmiary pokoi w karczmach, jakoś nigdy nie lubił dużych pokoi.

Po oględzinach kwatery postanowił zejść na dół i poczekać tam na Satorię albo dołączyć do niej, jeśli rudowłosa zeszła na parter jako pierwsza i zajęła jeden z wolnych stolików. Nie było łatwo przeoczyć burzy rudych włosów, które należały do Satorii, więc łowca dusz zauważył ją niemalże od razu, a po chwili ruszył w jej stronę, przy okazji, uśmiechnął się lekko i odmachał jej.
Szybko dotarł do stolika, który zajęła przemieniona i usiadł naprzeciw niej. Spostrzegł, że rudowłosa przygląda mu się, jednak niczego nie mówi.
- O co chodzi? - zapytał z nieukrywaną nutą ciekawość w głosie, spoglądając na nią.

Zauważył jedną z pracownic, która szła w ich stronę i niosła ze sobą jedzenie. Posłał w jej stronę lekki uśmiech, jednak nie przyglądał się jej dłużej, bo przeniósł wzrok na Satorię, gdy usłyszał jej pytanie.
- Nie jest źle. Gospoda nie jest pusta, jednak nie czuć tu napięcia związanego z tym, że ktoś może być innej rasy albo z tym że niedługo może rozpocząć się bijatyka. Pracownicy wydają się mili. Jedyne, na co mógłbym narzekać to to, że spodziewałem się nieco większych pokoi za cenę, którą zapłaciliśmy, jednak najważniejsze, że są tam normalne łóżka, na których będzie można się wyspać — odpowiedział i spojrzał na towarzyszkę wzrokiem, który sugerował, że on także chciałby poznać jej opinię na temat tego miejsca.
Satoria
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 66
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: przemieniona
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Satoria »

– Hm? Nie, nic, po prostu się zamyśliłam – odpowiedziała na jego pytanie przemieniona. Gdzieś tam, wewnątrz umysłu powoli bydziła się dawno zagubiona umiejętność, która podpowiadała jej że powinna dodać coś jeszcze i ciągnąć tę rozmowę dalej. Niestety, na tej sugestii cała sprawa się zakończyła, bo nie miała żadnego pomyślu.
– Pokoje… no tak, cena jest wyższa niż normalnie, ale wszystko rekompensuje wybitne jedzenie. – W tym momencie, jak na zawołanie jedna z dziewczyn postawiła na stole trzy talerze. Ich przyniesienie do stolika musiało być prawdziwym pokazem zręczności i pewności siebie oraz strachu przed swoim pracodawcą. Na pierwszych dwóch była zupa; wprawny nos bez problemu wyczułby w niej wyraziste przyprawy - takie jak imbir - oraz delikatne sugestie kolejnych - szczypta soli tu, nutka goździka tam - razem tworzących harmoniczną woń. Ale nawet jeśli ktoś nie byłby obdarzony szczególnie czyłym węchem, to musiałby przyznać, iż wywar pachnie oszałamiająco dobrze i smakowicie.
Na trzecim, ostatnim spodku położony był chleb; dopisywało im szczęście, bo najwyraźniej był świeżo upieczony.
– Smacznego – dodała jeszcze, zanim zaczęła jeść.
Zanim przełknęła, przez chwilę przesuwała językiem po podniebieniu, starając się jak najlepiej wychwycić szczegóły potrawy; czuła mięso, wieprzowinę, sugestię pora oraz cebuli, charakterystyczną sugestię octu winnego i samego wina. Odłamała kawałek pieczywa i zanurzyła go w zupie, a potem odgryzła sporą jego część.
– To miejsce to taki jakby azyl. Wszyscy tutaj mają inne problemy, więc nie chcą sprowadzać sobie na głowę następnych. Ma to swoje plusy i minusy, nie zaprzeczam, ale przeważnie te pierwsze przeważają. – Chociaż to tych drugich boję się najbardziej - dokończyła w myślach. Niepokoiła ją cała sytuacja - nie dość, że niedawno anioł znalazł ją, gdy była - jak dotychczas sądziła - w idealnym ukryciu niedaleko Twierdzy Czarodziejów, przerywając ciąg długich miesęcy bez kłopotów, to jeszcze Malaika i Tepala zupełnie zamilkły, wprowadzając jej umysł w stan niespotykanej dotąd ciszy. Nie miała nic przeciwko temu, ale znów zaczynała uświadamiać sobie, jak bardzo polegała na ich opiniach, wiedzy i umiejętnościach - skoro samodzielnie miała problem z prowadzeniem prostej rozmowy, to w innych kwestiach mogło być znacznie gorzej. Pozostawało tylko liczyć na to, iż uda się wyjaśnić całą - jakże tajemniczą - sytuację pomiędzy anielicą a wampirzycą zanim na jej kark zwali się pościg, szczególnie, że po ostatnich wyczynach czuła się bardziej niż zmęczona, a ślady po jej czarach będą wyczuwalne jeszcze przez kilka długich godzin.
W dodatku, miała niejasne przeczucie, że obecność Jona może zaprzepaścić wszystkie plany ukrycia się; nawet jeśli dotychczasowo nie zdawał sobie sprawy z jej istnienia, a ich spotkanie było przypadkowe - w co przemieniona wierzyła coraz bardziej, biorąc pod uwagę jego zachowanie - to dla niebian piekielny był jak kompas, wskazujący drogę prosto do celu, jakim była zbiegła skrzydlata. Że też nie mogli sobie odpuścić…

– Jak długo chcesz zostać w Rapsodii? – zapytała, gdy skończyła już swój posiłek. – Rozumiem, że czekasz na Rakhszasę, ale nie sądzę, żebyś miał zamiar siedzieć tutaj do końca świata, aż do momentu kiedy ona sobie o tobie przypomni…
Awatar użytkownika
Jon
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje: Wojownik , Mag , Łowca
Kontakt:

Post autor: Jon »

- Zobaczymy... - odparł.
Mógłby powiedzieć coś jeszcze, jednak do ich stolika podeszła dziewczyna, która przyniosła smakowicie pachnące jedzenie. Okazało się, że przyniosła im po talerzu zupy, a także talerz, na którym leżał chleb. Jon wziął głęboki wdech i pozwolił parującej zupie dostać się do jego nozdrzy, dostarczając tam kilka zapachów, które były mniej lub bardziej wyraźne. Najprościej mówiąc, wszystko to pachniało smakowicie i piekielny był niemalże pewien, że smakuje dokładnie tak, jak pachnie. Chleb znajdujący się na trzecim talerzu wydawał się dość świeży, więc musiał być niedawno upieczony.
- Dziękuję. Również życzę smacznego — powiedział, spoglądając na przemienioną.
Najpierw sięgnął po łyżkę i spróbował samej zupy. Dało się w niej wyczuć mięso i kilka warzyw. Dopiero teraz odłamał kawałek pieczywa, jednak on najpierw odgryzał niewielki kawałek z pieczywa, które odłamał, dopiero po tym zanurzał łyżkę w talerzu z zupą i zjadał zawartość łyżki.
- Przy okazji mogliby sprawić problemy nie tylko sobie. Załóżmy, że ktoś zaczepiłby drugą osobę, bo coś tam mu się nie spodobało, w taki sposób zakłóca spokój innych gości tego lokalu, a także samego właściciela i pracowników, przy okazji może też coś zniszczyć i, oczywiście, musiałby za to płacić karczmarz. Chociaż myślę, że to i tak nie jest powód, dla którego ludzie starają się nie sprawiać tu problemów — powiedział do przemienionej i wrócił do jedzenia.

Ponownie, przez jakiś czas, siedzieli w ciszy i, głównie, zajmowali się swoim jedzeniem. Wydawało mu się, że Satoria nad czymś myśli, jednak nie miał zamiaru znowu pytać "O co chodzi?", bo pewnie i tak dostałby odpowiedź podobną do tej, którą usłyszał wcześniej. Już niemalże zjadł wszystko, co miał w swoim talerzu. Usłyszał pytanie rudowłosej.
- Kilka dni, nie więcej — odpowiedział szybko. Wyszło na to, że już wcześniej zaplanował sobie ilość dni, które spędzi w tym mieście.
- Nie jestem jej sługą czy coś, nie jest też jakąś ważną osobą w moim życiu, więc nie mam zamiaru czekać na nią, nie wiadomo ile — odparł, możliwe, że do tej wypowiedzi wkradła się nutka irytacji.
- Jeśli zjawi się w mieście, gdy ja też w nim będę, to mogę się z nią spotkać i porozmawiać. Jeśli zjawi się po tym, jak opuszczę Rapsodię, już mnie tu nie znajdzie — dodał. Oderwał kawałek pieczywa i zjadł, już bez zupy, bo ją zjadł wcześniej. Te kilka zdań wypowiedział możliwe, że nieco podniesionym głosem, co było tu w ogóle niepotrzebne.
- Co prawda, nie mam jakiejś życiowej misji do wypełnienia albo szczególnego miejsca, w które muszę się udać, jednak nie mam zamiaru siedzieć bezczynnie i czekać w tym mieście na osobę, która nawet mi nie ufa — powiedział po tym, jak przełknął odgryzioną część kawałka chleba, który oderwał przed chwilą.
Przymknął oczy na chwilę i spojrzał na rudowłosą.
- A ty? Jak długo zamierzasz zabawić w tym mieście? - zapytał, już spokojniej. Spodziewał się, że usłyszy odpowiedź związaną z ilością nocy, na które Satoria wynajęła pokoje, co mogłoby być dość oczywiste.
Ostatnio edytowane przez Jon 8 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Satoria
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 66
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: przemieniona
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Satoria »

Kilka dni. To nie była zbyt konkretna odpowiedź i niewiele jej dała. Ale kolejne słowa piekielnego pokazały przemienionej, że tak naprawdę jej towarzysz nie miał zamiaru czekać na czarodziejkę. Interesujący zatem był fakt, iż złożył jej taką, a nie inną propozycję - dlaczego zrobił coś wbrew sobie?
– Podejrzewam, że wyjedziesz stąd bez niej. Nanher jest niemalże na drugim końcu Alaranii, a ona najpewniej nie zna dziedziny przestrzenii, skoro poprosiła cię o portal z powrotem do ruin. – Po tych słowach zamyśliła się na chwilę, licząc. – Samo dojście do Nefari zajmie jej minimum trzy dni, a i to przy dobrych wiatrach, a potem co? Spływ nie wchodzi w grę, bo rzeka płynie na południe, nie wspominając już o zdobyciu łódki albo barki. Bardziej zastanawia mnie, w jaki sposób ma zamiar przeżyć na miejscu bez żadnych zapasów.
Także odłamała kawałek chleba i zaczęła jeść. Biorąc pod uwagę tempo, w jakim pieczywo znikało z talerza, już niedługo będą musieli zawołać kogoś, aby przyniósł następny bochen. Chwilę później jej rozmówca zadał jej pytanie, które - musiała to przyznać - było bardzo trafne, chociaż dotyczyło kwestii, która nie zależała od niej.
– Jak najkrócej. Uzupełnię prowiant, przybory i wyjeżdżam. Najdłużej potrwa kupno nowego płaszcza, ale podejrzewam że dobry szewc poradzi sobie z czymś takim w trzy, góra cztery dni. Mogłabym stworzyć sobie go sama, ale wolę nie wykorzystywać za wiele magii. Potem… może Adrion, Danae albo Leonia? Szczerze mówiąc to nie wiem, tak jak ty nie mam żadnego specjalnego celu w życiu, bo „przeżyć” jest raczej naturalne dla wszystkich. – Wolała nie dodawać, że dla niej coś takiego jest nie lada osiągnięciem, biorąc pod uwagę to, co się za nią ciągnie - nie wiedziała, jaką wywoła to reakcję i wolała nie ryzykować. – Mniejsza o większość, masz ochotę na małą wycieczkę po mieście? Z miłą chęcią powitam świadomość, że już niedługo będę miała co założyć na ramiona – powiedziała i wstała od stolika. – Przy okazji, może przypomnisz sobie o czymś, co jest ci potrzebne i od razu tego poszukamy.

Niezależnie od tego, czy Jon zgodzi się na jej propozycję, miała zamiar zawołać karczmarza lub którąś z dziewczyn i poprosić o kogoś, kto pomoże jej w odnalezieniu się w mieście. Jej pierwszym celem będzie dojście do szewca, potem, w zależności ile zostanie czasu albo powrót do karczmy, albo gdzieś, gdzie będzie w stanie kupić potrzebne jej przybory do rysowania.
Awatar użytkownika
Jon
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje: Wojownik , Mag , Łowca
Kontakt:

Post autor: Jon »

- Może być też tak, że nie chciała używać swojej magii, bo bała się, że aura doliny wpłynie na portal i sprawi, że przeniesie ją w miejsce, w które nie chciała się przenieść — odparł po chwili. Nie wiedział, jaka magią potrafi posługiwać się Rakhszasa. Znaczy, wiedział o jednym albo dwóch rodzajach, bo widział, jak się nimi posługuje, jednak wydawało mu się, że czarodziejka zna więcej arkan magicznych.
- Może zna jakieś inne sposoby na szybkie podróżowanie, a jeśli nie, to, tak jak już wcześniej wspomniałem, nie zastanie mnie w tym mieście — dodał. Satoria mogła mieć rację, tym bardziej że pradawna nie miała przy sobie zbyt wielu zapasów, a jeśli nie znała sposobu na szybką podróż, który podobny jest do teleportacji, to będzie musiała zatrzymać się w jakimś mieście, odpocząć tam i zakupić zapasy.
Zauważył, że rudowłosa również odłamała kawałek chleba, który już niemalże znikł z talerza, jednak wyglądało na to, że nie będą musieli wołać jakiejś pracownicy, żeby przyniosła drugi bochen, bo Satoria zaproponowała małą wycieczkę po mieście.

- Wydaje mi się, że mam wszystko, czego potrzebuję... Jedyne co mógłbym uzupełnić to prowiant, ale takie rzeczy kupuję dzień przed tym, jak opuszczam miasto albo nawet w tym samym dniu, w którym chcę opuścić mury miasta — odparł.
- Jednak nie odmówię wycieczki po mieście — dodał po chwili.
Zamyślił się chwilę.
- Czy nie było tak, że pracownica, z którą rozmawialiśmy jako pierwszą i, u której płaciliśmy za pokoje, powiedziała, że zanim znajdą nam jakiegoś przewodnika o tej porze dnia, to prawie wszystkie sklepy będą pozamykane, a stragany pozwijane? - zapytał dla pewności. Wydawało mu się, że dziewczyna powiedziała coś takiego, bo przemieniona wspomniała o przewodniku, gdy mówiła o tym, że będą wynajmować pokoje w tym budynku. Jeśli to, co powiedział, byłoby prawdą, to mieliby dwie możliwości do wyboru: albo wyszliby z gospody i poszukali krawca na własną rękę, albo zostaliby w środku i poczekali do jutra, a dzisiaj odpoczęli albo porozmawiali, ewentualnie zamówili kolejny posiłek.
Satoria
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 66
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: przemieniona
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Satoria »

– No tak, to też jest możliwe. Ale nie sądzę, żeby tak było, bo ona ci nie ufa i gdyby mogła, to zrobiłaby to wszystko sama. – Satoria liczyła na to, iż piekielny nie zapyta się, czy mu ufa, ponieważ jak na razie odpowiedź mogła być tylko jedna, a ona sama nie chciała go ani okłamywać, ani urazić. – Jedno jest pewne, jeśli chce się z tobą jeszcze zobaczyć, to będzie musiała się pospieszyć. – Wolała nie ujawniać swoich podejrzeń co do tego, iż ich podziemna wędrówka mogła trwać znacznie dłużej, niż im się wydawało.
Nie potrafiła orzec, czy wolałaby, aby jej domysły okazały się prawdą; z jednej strony, jeśli rzeczywiście straciła ten czas, to pogoń mogła znaleźć jej ślady już kilka dni temu, a potem przenieść poszukiwania w inne miejsce, z drugiej zaś mogli dopiero docierać do tej okolicy. Wiedziała jednak na pewno, że nie chce być teraz znaleziona przez nikogo, kto mógłby jej źle życzyć, bo samodzielne poradzenie sobie w tej sytuacji byłoby naprawdę trudne. Owszem, jest jeszcze Jon, ale wolała go nie uwzględniać w szacowaniu ryzyka z raczej oczywistych powodów…

Dopiero słowa Jona uświadomiły ją, że zupełnie zapomniała o tym, co powiedziała jej dziewczyna. Była pewna, że gdyby zapłaciła karczmarzowi, zgodziłby się na zabranie jednej z pracownic jako przewodniczki, ale przemieniona nie chciała wydawać więcej pieniędzy - nie miała ich przy sobie zbyt wiele, a nie zapowiadało się, żeby mogła niedługo zarobić coś więcej.
– Cholera, zupełnie o tym zapomniałam – powiedziała. – Wszystko przez to, że tak zależy mi na odzyskaniu tego płaszcza. – Westchnęła. Malaika albo Tepala zwróciłyby jej na to uwagę już wcześniej i na pewno nie zachowałaby się tak, jak przed chwilą. – No cóż, nie pozostaje mi nic więcej, niż tylko czekać na dzień jutrzejszy, więcj lepiej pójdę odpocząć. Do jutra.


––––––


Nie wytrzymała zbyt długo leżąc w łóżku - mimo zmęczenia, nie potrafiła zostać spokojnie na miejscu. Może dlatego, że nie byłą przyzwyczajona do takiej wygody? Sama nie wiedziała, ale jeśli już miała coś podejrzewać to fakt, iż zarówno anielica, jak i wampirzyca nie były tak blisko niej. Oczywiście, nadal siedziały w jej umyśle, czuła ich delikatną, niemalże niezauważalną obecność i gdyby chciała, to byłaby w stanie zmusić je do rozmowy, lecz jaki byłby tego cel? Nie dowiedziałaby się nic, a jedynie pogłębiłaby konflikt.
Początkowo siedziałą przy oknie i patrzała na dachy Rapsodii skąpane w świetle księżyca, jednak wystarczyło to tylko na jakiś czas. Potem, wzięła kilka pomiętych kartek, połamane węgliki i wleciała na dach. Ułożywszy się jak najwygodniej na pochyłej powierzchni, zaczęła rysować; to zawsze pozwalało jej ukoić myśli.
Nie inaczej było i tym razem - skupiając się na tym, co przelewała na papier, odeszły od niej wszystkie inne troski, oprócz tych dotyczących tego, co aktualnie tworzyła. Powoli, spod jej ręki wychodził szkic roztaczającego się przed nią widoku - fantazyjne budynki, w których widać było wiele elementów elfiej szkoły architektury; wszystko wybudowane z marmuru, który gdzieniegdzie wypolerowany był tak dobrze, że odbijał srebrną łunę księżyca.
Awatar użytkownika
Jon
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje: Wojownik , Mag , Łowca
Kontakt:

Post autor: Jon »

- Nie wykluczajmy możliwości, że postanowi zrobić to sama, a tym samym nawet nie pojawiać się w Rapsodii — odparł. Prawdę mówiąc, to nie robiło mu większej różnicy, czy Rakhszasa będzie pamiętać o tym, że może znaleźć ich w tym mieście i zjawi się tutaj, czy postanowi kontynuować swoje poszukiwania sama i na własną rękę albo z kimś innym, na przykład, z tym drugim łowcą dusz, którego spotkali w ruinach, i który zdawał się wiedzieć o nich więcej niż oni. Ten piekielny był też sprawcą kłótni, która później wybuchła między Jonem, a Rakh, bo oskarżyła go ona o to, że współpracuje z tym drugim i, że specjalnie sprowadził ją do pomieszczenia, w którym walczyli ze skorpionami. Znowu przypomniał sobie o całym wydarzeniu, niepotrzebnie. Zupełnie niepotrzebnie.
Nie miał zamiaru pytać o to, czy Satoria ufa jemu, bo podejrzewał, że ciężko było to stwierdzić, zarówno jemu, jak i jej.
- Właśnie... "Jeśli chce się ze mną jeszcze zobaczyć" - zwrócił uwagę na te słowa.
- Wiesz co? Wcale nie zdziwiłbym się, gdyby tego nie chciała. Może tak byłoby lepiej — dodał po chwili.

Dobrze zapamiętał słowa dziewczyny, bo rudowłosa przyznała mu rację po tym, jak zwrócił uwagę właśnie na te słowa. Owszem mogliby poprosić właściciela gospody o to, żeby jeden z jego pracowników zaprowadził ich w konkretne miejsca, jednak wiązałoby się to z opłatami, możliwe, że większymi niż za normalnego przewodnika.
- Ja jeszcze tu chwilę posiedzę i też udam się do swojego pokoju. Dobrej nocy — odpowiedział i wstał, gdy przemieniona odchodziła od stolika. Znowu zajął swoje miejsce.
Piekielny liczył na nieco dłuższą rozmowę z Satorią patrząc na to, że dzisiaj już raczej nigdzie się nie wybiorą, chyba że po prostu przejść się po mieście. Może liczył na coś jeszcze... właściwie to na co? Na to, że zaciągnie ją do łóżka w pierwszej karczmie, do której trafią? Chyba tak, patrząc na to, że jest piekielnym i mężczyzną, a jego towarzyszka jest bardzo ładną kobietą. Jednak coś sprawiało, że nie chciał tego zrobić, wydawało mu się, że Satoria ukrywa w sobie, w swoim umyśle, coś, o czym nie powiedziałaby nikomu. Wiadomo, że każdy ma jakieś tajemnice, jednak ta tajemnica była... inna. Drugą stroną medalu było to, że piekielny jeszcze bardziej chciał ją poznać, tajemnicę oczywiście, chociaż jej właścicielkę też, właśnie przez to, co wyczuwał.

********************

Przy stoliku siedział jeszcze kilka minut, a następnie wstał i udał się do pokoju, za który zapłacił wcześniej. Wszedł do środka i uśmiechnął się na widok łóżka, w którym już od jakiegoś czasu nie spał, bo ostatnimi czasy o wiele częściej spał pod drzewami lub na polanach, ewentualnie gdzieś niedaleko traktu, jednak takie miejsca też miały swoje uroki.
Najpierw zdjął miecz, który został obok łóżka. Płaszcz i napierśnik zostawił na szafie, a obok położył koszulę, tak że od pasa w górę był nagi. Podszedł do łóżka i zdjął buty, następnie położył się na nim, mając na sobie jedynie spodnie i bieliznę.

Wiercił się w łóżku i przewracał z jednego boku na drugi, jednak nie udało mu się zasnąć. Piekielny pomyślał, że odzwyczaił się od spania w łóżku, jednak wydawało mu się, że minęło za mało czasu od ostatniej nocy, którą spędził w zwykłym łóżku. Ostatecznie powiedział sobie, że jest to zwykła bezsenność.
W końcu wstał z łóżka, włożył buty i podszedł do okna, które otworzył. Przyjrzał się dachom budynków i miastu, które oświetlał księżyc. Nagle wyskoczył przez okno i niemalże od razu na jego plecach pojawiły się skrzydła, które wzniosły go w górę. Wysoko. Gdy uznał, że jest już na odpowiedniej wysokości, przestał się wznosić i zaczął swobodnie spadać. Spadał tak do momentu, w którym mógł dostrzec dachy budynków, a gdy je dostrzegł, znowu wprawił swoje skrzydła w ruch i wzniósł się na nich. Zaczął latać nad dachami domów, czasami przelatując między nimi, chociaż musiał uważać na to, żeby o nic nie zaczepić swoimi skrzydłami. Okrążył całe miasto i jedyne osoby, które mogły go widzieć, to strażnicy pełniący nocną wartę i osoby, które także nie mogły spać, chociaż leciał z taką prędkością, że obie grupy mogłyby uznać, iż po prostu "coś im się przewidziało". Oczywiście, przez cały czas miał na sobie tylko spodnie i buty, które założył, gdy wstawał.
W drodze powrotnej leciał z taką samą prędkością i dosłownie wpadł do swojego pokoju przez okno, które otworzył wcześniej. Wylądował na łóżko w pozycji leżącej. Uśmiechnął się do siebie. Czuł się o wiele lepiej po takim locie, poza tym trochę go to zmęczyło, więc powinien mieć mniej trudności z zaśnięciem. Przypomniał sobie, że, gdy wracał, wydawało mu się, że ktoś siedzi na dachu gospody, jednak możliwe, że jemu również coś się przewidziało.
Znowu usiadł na łóżku i spojrzał w stronę otwartego okna.
Satoria
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 66
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: przemieniona
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Satoria »

Kiedy usłyszała trzepot skrzydeł, przestraszyła się - w końcu osoba w jej sytuacji albo reaguje na taki dźwięk w ten sposób, albo szybko przestaje być żywa - ale po chwili dotarło do niej to, iż brzmiał skórzaście - czyli na pewno nie tak, jak brzmiałby wznoszący się do lotu anioł - i zapewne był sprawką Jona.
Rozglądając się zauważyła błyskawicznie wznoszącą się sylwetkę, która najprawdopodobniej przed chwilą wyleciała z karczmy. Obserwowała go krótki moment, a potem wróciła do swojego poprzedniego zajęcia.
Patrzała się na rysunek długi czas, dopóki nie podjęła decyzji; zmięła go i rzuciła na odległą o kilkanaście stóp ziemię, gdzie dołączył do kilku innych.
I to nie tak, że to co wyszło spod jej ręki było brzydkie, lub się jej nie podobało. Wręcz przeciwnie, udało jej się uchwycić cały widok w bardzo przyjemny i cieszący oko sposób. Problem był zupełnie inny - rysunek był… sama w zasadzie nie wiedziała jaki, ale już na pierwszy rzut oka zauważała brak… czegoś.
Spróbowała znowu - szybki szkic tego, co miała przed oczami, a potem powolne dopracowywanie szczegółów, jednak po pewnym czasie kolejna zgnieciona kulka wylądowała na ziemi; jutro pewnie będą przekomnięte, a poszczególne prace nie do odróżnienia, ale na razie były co najwyżej lekko przybrudzone.
Westchnęła głośno; wokół niej jasna, gwiaździsta noc z księżycem w pełni, ta trudna do określenia godzina, nie będąca ani bardzo późną nocą, ani bardzo wczesnym porankiem i nic, co przykułoby jej uwagę choć na krótką chwilę.
Głos Malaiki zaskoczył ją tak bardzo, że niemalże podskoczyła. Owszem, wcześniej też bywały momenty, w których żadna się nie odzywała, ale dotychczas zawsze czuła obecność anielicy i wampirzycy, a tak nagłe się wyłowienie z głębi umysłu wytrąciłoby z równowagi chyba każdego.
Emocje.
Co? O czym ty mówisz?
Brakuje ci w nich emocji. Tak skupiłaś się na tej kłótni, że rysowałaś mechanicznie i nie wkładałaś w to serca.
I mam rozumieć, że teraz zaspokoicie moją ciekawość?
Chodziło o Jona. Tepala… powiedzmy, że podeszła do jego osoby zbyt entuzjastycznie. – Po tym Satoria zrozumiała już istotę problemu - ich mały układ, co do którego to wampirzyca zawsze oponowała najwięcej, był źródłem paru sprzeczek, ale nigdy czegoś tak poważnego.
I wydaje mi się, że rzuciłyśmy się sobie do gardeł przez wpływ doliny. Pamiętacie, o czym wcześniej rozmawiałyśmy, jeszcze w górach? – zapytała Tepala, na co Satoria i Malaika jednocześnie przytaknęły. – Właśnie o to mi chodzi.
Czyli mówicie, że… – zaczęła przemieniona, ale anielica przerwała jej w połowie zdania.
Że powinnaś iść spać. Ile odpoczywałaś w ciągu ostatnich kilku dni? Jutro padniesz z nóg.
No cóż, chyba masz rację.


––––––


Obudziło ją pukanie; nie było głośne, tylko delikatne, ale miało taki charakter, że nawet nie widząc pukającej osoby, można było domyśleć się, iż będzie ona kontunyowała, dopóki nie ujrzy wynajmującego, bo w końcu za to jej płacą.
Zwlekając się z trudem z łóżka i rozcierając zaspane oczy, otworzyła drzwi, za którymi stała jedna z pracownic karczmy.
– Pytała pani wczoraj o przewodnika. Znaleźliśmy jednego chłopaka, pomocnik kupca który może pomóc. Zna miasto lepiej niż nieje…
– Dobrze. Dziękuję. Na kiedy mógłby się tu zjawić? – zapytała, chcąc zyskać jeszcze trochę snu.
– Już tu jest, czeka na dole. Pan Geroth radził, żeby się z tym pospieszyć.
Przemieniona przetarła powoli twarz dłońmi, powoli odzyskując przytomność umysłu. I tak udało jej się na długo odwlec skutki całej eskapady, ale teraz spadły na nią ze zdwojoną mocą.
– Tak. Dobrze. Niech czeka jeszcze trochę. Idź obudź Jona, to jego pokój – wskazała na drzwi naprzeciwko – ja zaraz zejdę na dół. I załatw jakieś śniadanie, cokolwiek.
Dopiero gdy drzwi się zamknęły, zorientowała się - za niemałą pomocą Tepali - że spała całkowicie nago i tak samo przywitała dziewczynę, która - co musiała przyznać - zachowała się całkowicie profesjonalnie, udając iż niczego nie zauważyła.

Kiedy schodziła po schodach, jej umysł pracował już na pełnych obrotach. Zajęła jeden z wolnych stolików, do którego jedna z pracownic - ta sama, która wyrwała ją ze snu swoim pukaniem - przyniosła do niego drewniany kubek, pełen jakiejś mętnej cieczy. Nie mogła nie zauważyć, że jej twarz ozdabiał lekki umieniec, a ona sama uciekała wzrokiem od swojej - bądź co bądź - klientki.
Zaciekawiona przemieniona wzięła w ręce naczynie i powąchała jego zawartość; uderzył ją kwaśny zapach cytryn. Nie mogła zorientować się, jaki był cel takiego napoju, ale wypiła go jednym haustem; oświeciła ją dopiero wampirzyca.
Sok z cytryny, niektórzy uważają że pomaga skacowanym.
Czy ty sugerujesz, że ta dziewczyna próbuje o mnie dbać?
Sugeruję, że dostałaś domniemane lekarstwo na kaca.
Domniemane? – swoje trzy grosze postanowiła wtrącić jeszcze anielica.
Nie działa – wyjaśniła nieumarła. – A już na pewno nie jest cudowne. Żadne nie jest cudowne.
Satoria nie wiedziała, co na to odpowiedzieć - owszem, piła niejednokrotnie, raz czy dwa nawet zalała się w trupa, ale z objawami „dnia-po” radziła sobie za pomocą magii kiedy tylko nauczyła się jej używać, więc nie była obeznana w tego typu specyfikach; wychodziło jednak, że Tepala była w jakimś stopniu naturialistką i uciekała się do mniej oczywistych rozwiązań swoich problemów - przynajmniej niektórych.

Kobieta siedziała przy stoliku, czekając.
Awatar użytkownika
Jon
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje: Wojownik , Mag , Łowca
Kontakt:

Post autor: Jon »

Szybko dotarło do niego, że potrzebował właśnie czegoś takiego, jak nocny lot nad miastem. Jeszcze przez chwilę wpatrywał się w obraz za otwartym oknem. Widział fragmenty dachów budynków, a także nocne niebo i księżyc. Postanowił, że zostawi otwarte okno i spróbuje zasnąć. Zdjął buty i położył się w łóżku, a sen przyszedł niespodziewanie szybko. Piekielny już będzie wiedział, co zrobić, gdy następnym razem będzie miał problemy z zaśnięciem.

********************

Zbudziło go pukanie do drzwi. Wyspał się, mimo iż nie przespał całej nocy. Podejrzewał, że niedługo i tak zbudziłby się sam z siebie, bo w końcu ile można spać, tym bardziej że nie jest się chorym, ani rannym. Wstał z łóżka i usiadł na nim, wkładając buty.
- Chwila — powiedział nieco podniesionym i jeszcze zaspanym głosem. Pukanie ustało, a łowca dusz podszedł do drzwi i otworzył je.
Zobaczył pracownicę gospody stojącej naprzeciw drzwi.
- O co chodzi? - zapytał. Widział, jak dziewczyna rumieni się lekko i równocześnie przygląda jego sylwetce. Nie czuł się z tego powodu urażony ani skrępowany, w końcu był piekielnym, jednak chciał wiedzieć, o co chodzi.
- Ekhm... - odchrząknął po chwili, zwracając na siebie jej uwagę.
- ... Znaleźliśmy dla was przewodnika, który czeka już na dole. Na dole powinna być też pańska towarzyszka, bo ją obudziłam jako pierwszą — poinformowała go.
- Dobrze, dziękuję. Ubiorę się i zejdę na dół — powiedział do niej i zamknął drzwi.
Jon ubrał się dość szybko, a na sam koniec założył na plecy pochwę z ukrytym w niej Pustoszycielem. Nie lubił rozstawać się z mieczem, a nigdy nie wiadomo kiedy będzie musiał go użyć. Po chwili rozmyślił się, zdjął pochwę z pleców i założył ją przy pasie, wydawało mu się, że tak będzie lepiej. Broń na plecach sprawdzała się w trakcie dłuższych wędrówek, a nie wtedy, gdy siedziało się w budynku albo w trakcie przechadzki po mieście.

Zszedł na dół po schodach, i tak jak poprzedniego dnia, szybko spostrzegł rude włosy Satorii i ruszył w stronę stolika, który zajęła.
- Dzień dobry — przywitał się i ponownie zajął miejsce naprzeciw kobiety.
- Jak się spało? - zapytał, żeby w jakikolwiek sposób rozpocząć rozmowę.
- Zamówiłaś już śniadanie? - zadał kolejne pytanie. Przemieniona siedziała tu troszkę dłużej niż on, więc może zdążyła już powiedzieć którejś z pracownic, aby przygotowali dla nich coś do jedzenia.
Satoria
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 66
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: przemieniona
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Satoria »

– Dzień dobry – powitała piekielnego. Była nieco zdziwiona faktem, że odezwał się w tak oficjalny sposób, ale postanowiła tego nie komentować, ani nie rozstrząsać - były bardziej naglące sprawy, a do tej mogła wrócić za jakiś czas.
– Miałam problem z zaśnięciem, ale w końcu mi się to udało i muszę przyznać, że nawet się wyspałam. A ty? Chyba widziałam cię, jak wylatujesz z karczmy – wspomniała o swoich podejrzeniach z poprzedniej nocy. Chociaż, była prawie pewna, że to właśnie Jon wybrał się na nocny lot po Rapsodii - pod Gronem takich osób jak oni nie było zbyt wiele, bo właściciel uważał - przeważnie słusznie - że awanturnicy ich rodzaju tylko przysparzają kłopotów, więc lepiej wystrzegać się ich towarzystwa. Zresztą, jego najlepszą obroną były wysokie ceny, które odstraszały wszystkich niemających żadnej stałej pracy.
– Tak. Zresztą, chyba nadchodzi – powiedziała przemieniona, zauważając idącą w ich stronę pracownicę, niosącą trzy talerze. Jak dzień wcześniej, na jednym z nich wyłożony był chleb - znów świeży, ale to normalne o wczesnej godzinie. Na dwóch pozostałych była solidna porcja jajecznicy na jakimś mięsie - pokrojone w drobną kostkę i podsmażone nie było zbyt łatwe do rozpoznania - przyprawiona dodatkowo szczypiorkiem. – Smacznego.
Wiedziała, że normalnie poranny posiłek powinien być lekki - chleb, trochę wędliny i warzyw - ale nie mogła zaprzeczyć, że kucharz idealnie utrafił w jej gust i pustość żołądka.
Szybko zabrała się za jedzenie, pochłaniając swoją porcję szybko, jakiś czas przed piekielnym; może i zbyt szybkie jedzenie jest oznaką złych manier i szczytem nieelegancji, ale ona była cholernie głodna, poza tym chciała rozmówić się z chłopakiem, którego obecność zagwarantował najprawdopodobniej właściciel karczmy.
– Zaraz wracam – poinformowała swojego towarzysza, wstając od stołu.
Największym problemem było znalezienie przewodnika wśród przebywających w tawernie ludzi - może nie wypełniały jej tłumy, ale i tak chcąc rozpytywać się o konkretną osobę, zajęłoby jej to zbyt dużo czasu. Na szczęście obok przechodziła dziewczyna, która ją obudziła; najprawdopodobniej wracała do kuchni, więc chcąc ją zatrzymać Satoria chwyciła ją za ramię. Chyba spodziewała się innej osoby, bo była wyraźnie zdziwiona.
– Gdzie mogę znaleźć tego przewodnika?
– Przewodnik? – przez chwilę stała skonfundowana, próbując zorientować się w sytuacji, ale w końcu połączyła wątki. – A, tak, czeka w kuchni i rozmawia z Gerothem. Zawołać go?
Dziewczyna poszła w stronę, którą przed chwilą wskazała zaraz po tym, gdy przemieniona kiwnęła głową. Nie musiała zbyt długo czekać, bo moment po zniknięciu pracownicy z pomieszczenia wyłonił się wysoki, na oko mający ponad sześć stóp blondwłosy młodzieniec, ubrany w prostą, brązową skórzaną kurtę, pod którą widać było niebieską lnianą koszulę, a na nogach szare materiałowe spodnie i buty z czarnej skóry. Niemalże natychmiast zauważył Satorię i skierował się w jej stronę. Już po chwili był przy niej.
– Nazywam się Lars, pomogę wam zorientować się w mieście.
– Satoria – powiedziała, ściskając jego dłoń, która była dwa razy większa od jej. Widziała, że starał się być delikatny. – Przy stoliku siedzi jeszcze Jon, ale to za chwilę.
– Dobrze. Jakieś konkretne życzenia?
– Tak. Chciałabym znaleźć szewca, który coś dla mnie uszyje. Najlepszy człowiek, najlepsze materiały – zaczęła iść w stronę piekielnego, chcąc zaoszczędzić trochę czasu, nadal wymieniając. – Chciałabym to gotowe w ciągu góra pięciu dni. Znasz kogoś, kto jest w stanie to zrobić?
– Jest kilku rzemieślników, którzy pasują, alecena takiej usługi będzie dosłownie zaporowa. Jest pani pewna, że nie chce pani poczekać trochę dłużej?
– Nie. Chcę zaoszczędzić na czasie możliwie jak najwięcej, bo to on gra tutaj największą rolę, a nie cena. – Kiedy skończyła mówić to zdanie, była już przy swoim towarzyszu. – Jon, to nasz przewodnik, Lars. Ja zaraz wrócę, tylko pójdę na górę po swoją sakwę.

Kilka minut później była już z powrotem na dole.
– No więc, prowadź.
Awatar użytkownika
Jon
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje: Wojownik , Mag , Łowca
Kontakt:

Post autor: Jon »

Na jego twarzy pojawił się niewielki uśmiech, jednak szybko zniknął.
        - Tak, to byłem ja... Nie mogłem zasnąć, więc postanowiłem polatać trochę nad miastem i poczuć zimniejsze, nocne powietrze na skórze, bo pomyślałem, że pomoże mi to w zaśnięciu i okazało się, że pomogło — odpowiedział, siedząc już naprzeciw rudowłosej.
        - A ty siedziałaś na dachu gospody, prawda? - zapytał, głównie dla pewności. Pamiętał, że jak wracał, to widział postać siedzącą na dachu i, na początku, wydawało mu się, że ma przewidzenia, jednak teraz zaczął podejrzewać, że była to Satoria, tym bardziej że również miała problemy ze snem.
Spojrzał w stronę pracownicy niosącej posiłek przeznaczony dla nich. Pachniało i wyglądało smakowicie. Na śniadanie dostali jajecznicę z mięsem pokrojonym w kostkę i szczypiorkiem, a do tego świeży chleb. Jon nagle poczuł jeszcze większy głód.
        - Smacznego — powiedział do przemienionej i zabrał się za jedzenie.
Najwidoczniej Satoria musiała być głodna, patrząc na to, jak szybko jadła. Piekielny jadł wolniej od niej, nigdy nie spieszył się z jedzeniem, bo wiedział, że nie jest to dobre dla zdrowia. Nie byli na jakimś wykwintnym śniadaniu w pałacu albo coś, więc mało ważne było to, że szybkie jedzenie jest także oznaką nie za dobrych manier.
        - Mhm. Będę tutaj, jakby co — powiedział do rudowłosej i wrócił do jedzenia chwilę po tym, jak oddaliła się od stolika.

Jon podejrzewał, że rudowłosa poszła poszukać przewodnika i, od razu, porozmawiać z nim, ustalić cenę za usługi i tak dalej. Piekielny zdążył zjeść śniadanie, a raczej dokończyć jego jedzenie, a przemienionej nie było nigdzie widać. Sięgnął do chleba, z którego został jeszcze kawałek i odłamał od niego mniejszy, który zaczął spożywać. W końcu zobaczył Satorię z jakimś młodzieńcem, który najprawdopodobniej będzie ich przewodnikiem. Oboje zaczęli iść w stronę stolika, przy którym siedział łowca dusz.
Jon wstał z krzesła i zauważył, że Lars jest podobnego wzrostu co on, a to znaczyło, że jest on wysokim młodzieńcem.
        - Jestem Jon, jak już wcześniej wspomniała Satoria — odparł piekielny i uścisnął dłoń przewodnika, gdy wyciągnął ją w jego stronę.
        - Jeśli chodzi o mnie, to nie mam specjalnych życzeń co do tego, gdzie możesz mnie zaprowadzić — poinformował Larsa. Owszem, mógłby zostać w gospodzie, jednak szybko znudziłby się, tym bardziej że zostałby tu sam... niby mógłby zacząć rozmawiać z jedną z pracownic albo z samym właścicielem gospody, jednak nie za bardzo chciał przeszkadzać im w pracy, chociaż i tak w budynku nie było takich tłumów, jak wczorajszego wieczora.
Ostatecznie postanowił, że pójdzie razem z Satorią i jej przewodnikiem, przyda mu się spacer, a przy okazji będzie mógł rozejrzeć się po mieście, w którym dość dawno był.
Zablokowany

Wróć do „Rapsodia”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości