Rapsodia[w mieście] Niewyjawione tajemnice

Mówi się o niej Miasto Elfów. Owe osiedle nie zostało jednak założone przez elfy, a przez ludzi, pierwszym jego królem był człowiek, niestety jego dość niefortunne rządy doprowadziły do konfliktu pomiędzy władzą a ludem, wtedy to władzę obijał pierwszy elfi król, od tego czasu co raz więcej efów zaczęło przybywać do miasta, mimo, że oddalone o wiele dni drogi od głównych elfich osiedli ściągało do niego mnóstwo elfich braci, a zwłaszcza tkaczy zaklęć. Miasto położone nad legendarnymi wodospadami, w pięknej i... magicznej okolicy nie mogło zostać nie zauważone przez magów, czarodziejów i elfich tkaczy zaklęć...
Awatar użytkownika
Jon
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje: Wojownik , Mag , Łowca
Kontakt:

Post autor: Jon »

Na jego twarzy pojawił się niewielki uśmiech, jednak szybko zniknął.
        - Tak, to byłem ja... Nie mogłem zasnąć, więc postanowiłem polatać trochę nad miastem i poczuć zimniejsze, nocne powietrze na skórze, bo pomyślałem, że pomoże mi to w zaśnięciu i okazało się, że pomogło — odpowiedział, siedząc już naprzeciw rudowłosej.
        - A ty siedziałaś na dachu gospody, prawda? - zapytał, głównie dla pewności. Pamiętał, że jak wracał, to widział postać siedzącą na dachu i, na początku, wydawało mu się, że ma przewidzenia, jednak teraz zaczął podejrzewać, że była to Satoria, tym bardziej że również miała problemy ze snem.
Spojrzał w stronę pracownicy niosącej posiłek przeznaczony dla nich. Pachniało i wyglądało smakowicie. Na śniadanie dostali jajecznicę z mięsem pokrojonym w kostkę i szczypiorkiem, a do tego świeży chleb. Jon nagle poczuł jeszcze większy głód.
        - Smacznego — powiedział do przemienionej i zabrał się za jedzenie.
Najwidoczniej Satoria musiała być głodna, patrząc na to, jak szybko jadła. Piekielny jadł wolniej od niej, nigdy nie spieszył się z jedzeniem, bo wiedział, że nie jest to dobre dla zdrowia. Nie byli na jakimś wykwintnym śniadaniu w pałacu albo coś, więc mało ważne było to, że szybkie jedzenie jest także oznaką nie za dobrych manier.
        - Mhm. Będę tutaj, jakby co — powiedział do rudowłosej i wrócił do jedzenia chwilę po tym, jak oddaliła się od stolika.

Jon podejrzewał, że rudowłosa poszła poszukać przewodnika i, od razu, porozmawiać z nim, ustalić cenę za usługi i tak dalej. Piekielny zdążył zjeść śniadanie, a raczej dokończyć jego jedzenie, a przemienionej nie było nigdzie widać. Sięgnął do chleba, z którego został jeszcze kawałek i odłamał od niego mniejszy, który zaczął spożywać. W końcu zobaczył Satorię z jakimś młodzieńcem, który najprawdopodobniej będzie ich przewodnikiem. Oboje zaczęli iść w stronę stolika, przy którym siedział łowca dusz.
Jon wstał z krzesła i zauważył, że Lars jest podobnego wzrostu co on, a to znaczyło, że jest on wysokim młodzieńcem.
        - Jestem Jon, jak już wcześniej wspomniała Satoria — odparł piekielny i uścisnął dłoń przewodnika, gdy wyciągnął ją w jego stronę.
        - Jeśli chodzi o mnie, to nie mam specjalnych życzeń co do tego, gdzie możesz mnie zaprowadzić — poinformował Larsa. Owszem, mógłby zostać w gospodzie, jednak szybko znudziłby się, tym bardziej że zostałby tu sam... niby mógłby zacząć rozmawiać z jedną z pracownic albo z samym właścicielem gospody, jednak nie za bardzo chciał przeszkadzać im w pracy, chociaż i tak w budynku nie było takich tłumów, jak wczorajszego wieczora.
Ostatecznie postanowił, że pójdzie razem z Satorią i jej przewodnikiem, przyda mu się spacer, a przy okazji będzie mógł rozejrzeć się po mieście, w którym dość dawno był.
Satoria
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 66
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: przemieniona
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Satoria »

– To byłam ja – odpowiedziała na pytanie piekielnego. – Tak jak mówisz, chłod nocy pomaga.

Lars najwyraźniej potraktował jej słowa jak rozkaz i ruszył do przodu. Było pusta - na całej długości alejki można było zauważyć ledwie kilka elfów, jedną czy dwie nimfy i kilkoro ludzi.
– Wybraliśmy chyba najlepszą możliwą porę na załatwianie takich spraw. – Przewodnik zaczął swój wykład chyba tylko dlatego, że niezręcznie czuł się w ciszy. – Dwa dni temu był dzień targowy, więc większość kupców już dawno wyjechało z miasta, na ulicach zostali tylko ci, którzy pracy nie mają, albo pracują nocą. Tłumów nie spotkamy nawet w dzielnicy portowej, bo biorąc pod uwagę towary eksportowe Rapsodii, czyli zioła i maści, eliksiry oraz marmur, to całkowicie nieopłacalne. Te pierwsze zanim dopłyną do Meot są już niezdatne do użycia, eliksiry najczęściej też, a kamienne bloki… Tak, to byłoby wygodne i opłacacalne, gdyby tylko gdzieś tam byli jacyś odbiorcy, a Meot nie jest zainteresowane takim towarem. W dodatku, liczne przyrzeczne ruiny to idealne miejsce na siedzibę bandytów, którzy tylko czekaliby na jakiś transport do obrabowania, nie mówiąc już nawet o potrzebie zabierania ze sobą ogromnej ilości zapasów…
– Czekaj czekaj – wtrąciła się Satoria, nagle w pewien sposób ekonomicznie oświecona. – Skoro sytuacja tak wygląda, to dlaczego ty i twój pracodawca jesteście w mieście? Przecież też zajmujecie się handlem.
– My sprzedajemy ubrania. – Zobaczywszy nieco zdziwione i zaskoczone spojrzenie przemienionej, zaczął wyjaśniać. – Takie ubrania, które kupują możni: wytworne suknie dla kobiet, wyszukane tuniki dla mężczyzn, rękawice, futra, biżuteria… Płaszcza nie znajdziemy. Poza tym, jesteśmy tutaj głównie dlatego, że już niedługo przesilenie letnie, wielkie elfie święto. Obchodzić je będą też arystokraci, a że chyba wszystkie kobiety będą chciały popisać się swoim wyglądem, może nawet dołączy do nich część mężczyzn… W tej części Alaranii nie ma lepszego miejsca, żeby ubić podobny interes. Wracając… – Lars znów podjął temat opłacalności handlu w Rapsodii, ale Satoria nie słuchała go, tylko liczyła dni - tak intensywnie zdarzało jej się to robić tylko kilka razy wcześniej w życiu, chociaż później raczej tego nie żałowała…
Półtora tygodnia – podpowiedziała wampirzyca.
Ale to przecież niewiarygodne! Czas nie może sobie od tak…
„Czas nie może”? A skąd o tym wiesz?
Dokładnie. Poza tym, to prawdę mówiąc żadna z nas nie jest specjalistką w tym temacie.
Przecież to wbrew jakiejkolwiek logice! Nie było żadnego momentu, w którym to mogło się stać…
A kiedy spaliście?
Raczej byście coś zauważyły… – Satoria wyraziła swoje niedowierzanie w teorię Malaiki.
Znowu zaczynasz. Nawet nie wiedziałyśmy, że mamy zwracać na cokolwiek uwagę, a co dopiero coś wyłapać.
Dobrze. Ale spróbuję jeszcze znaleźć kogoś, kto wytłumaczy to w jakiś racjonalny sposób. – Zakończenie rozmowy wymusił chłopak, który powiedział, iż są na miejscu.
Przemieniona uważnie przyjrzała się temu budynkowi; ceglane ściany nie wyglądały, jakby między nimi pracował mistrz szewskiego rzemiosła - szczególnie w Rapsodii, gdzie taki materiał na tle innych wypadał bardzo blado.
Lars powiedział im, żeby zaczekali chwilę tutaj, dopóki on nie porozmawia z właścicielem. Minęło kilka minut, zanim wyjrzał na zewnątrz i zawołał przemienioną.
– Pójdziesz ze mną, czy zostaniesz tutaj? – zapytała Jona.
Awatar użytkownika
Jon
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje: Wojownik , Mag , Łowca
Kontakt:

Post autor: Jon »

        - To chyba dobrze, przynajmniej nie będziemy musieli przeciskać się przez tłumy — odparł piekielny, podążając za Larsem i Satorią. Wykorzystał to, że rudowłosa nie ma na sobie płaszcza i rzucił okiem na jej tyłek, czego nie mógłby zrobić, gdyby przemieniona nosiła płaszcz. Znaczy... mógłby tam spojrzeć, jednak nie dostrzegłby niczego, na czym mógłby zawiesić oko. Co prawda, Satoria miała bardziej filigranową sylwetkę, która nie posiadała obwitych krągłości, jednak nieszczególnie przeszkadzało to jemu i jego oczom.

Jon, jak na razie, nie powiedział już nic więcej, bo ich przewodnik zaczął mówić, a gdy w głowie piekielnego pojawiły się jakieś pytania, to chwilę później znalazł odpowiedź w tym, co powiedział Lars. Przy okazji, dzięki jego opowiadaniu, można było zdobyć trochę informacji na temat miasta, chociaż głównie mówił o towarach, jakie oferuje Rapsodia i o handlu. Po jakimś czasie łowca dusz usłyszał inny głos, zamiast głosu przewodnika, była to Satoria, która przerwała mu i zadała pytanie, na które Lars szybko odpowiedział, a później wrócił do tego, o czym mówił wcześniej, czyli do handlu w Rapsodii. Z racji tego, iż Jon nie miał niczego innego do roboty, to słuchał Larsa. Ostatecznie, nie trwało to długo, bo dość szybko pogrążył się we własnych myślach i tylko część tego, co mówił Lars do niego docierała. Zaczął zastanawiać się nad tym, w jakie miejsce uda się po tym, jak opuści mury tego miasta. Przeszło mu przez myśl nawet to, żeby zaszyć się gdzieś na odludziu i tam żyć w spokoju, jednak szybko skarcił się za taką myśl, bo szybko znudziłoby mu się to i wyruszyłby w świat, a poza tym, był piekielnym łowcą dusz, więc nie dla niego zabawy w spokojne życie, a co dopiero w "dom" z jakąś kobietą, z którą mógłby spędzić więcej czasu niż jedną noc czy, góra, kilka dni.

W końcu dotarli na miejsce, a chłopak skończył opowiadać i oznajmił, że są na miejscu. Właśnie w tym momencie, Jon wyrwał się z zamyślenia, a dokładniej, to zrobił to głos Larsa oznajmujący, że dotarli w miejsce, do którego chciała trafić Satoria. Podejrzewał, że gdyby mieli poruszać się bez przewodnika, to nawet przy mniejszym ruchu w mieście, i tak musieliby poświęcić więcej czasu na odszukanie osoby, która zajmie się płaszczem dla przemienionej, niż teraz poświęcili. Piekielny przyjrzał się budynkowi, przy którym teraz stali. W międzyczasie Lars zniknął w środku, poszedł porozmawiać z właścicielem budynku.

Zastanowił się krótką chwilę nad decyzją, gdy został zapytany o to, czy wchodzi do środka, czy zostaje na zewnątrz.
        - Pójdę — odpowiedział i ruszył za rudowłosą.
Nie potrzebował nowych ubrań, jednak nie zaszkodzi zobaczyć, jak budynek ten wygląda w środku.
Satoria
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 66
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: przemieniona
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Satoria »

Otworzyła drzwi i weszła do środka. W pomieszczeniu było nieco ciemniej niż na zewnątrz, więc musiała dać chwilę swoim źrenicom do zaakomodowania się, ale kiedy była już w stanie dokładnie dostrzec poszczególne kształty, rozejrzała się.
Wnętrze wyglądało bardzo surowo - na dwóch szafkach leżały stosiki starannie ułożone różnokolorowych koszul i spodni. Nie było w nich nic specjalnego - bo w końcu jakie innowacje można wnieść do tak prostej konstrukcji, jaką jest para nogawic złączonych do góry, zapinana na guzik? Wzrok jednak przyciągało coś innego - manekiny wykonane z polerowanego drewna, na ramiona których założone zostały okrycia zdecydowanie bardziej wytworne - suknie, w talii ściśnięte gorsetami, tuniki i kurty ściągnięte zdobionymi skórzanymi pasami. Wystarczył rzut oka na te ubrania aby domyślić się, że klientelą tegoż sklepu są możni państwo i arystokracja - co w większości przypadków oznaczało jedno i to samo.
Oprócz tego, nie było tutaj żadnych ozdób - przy ścianie naprzeciw drzwi postawiona była masywna drewniana lada, za którą stał niski młodzieniec o nieco szczurowatym wyglądzie. To, co na sobie nosił nawet nie stało obok wytworności i przesadnej ozdobności, ale za to było piekielnie praktyczne - dla Satorii bardzo dobry znak.
Patrzył się na nią niecierpliwie, najwyraźniej chcąc aby jak najszybciej wyjaśniła dlaczego przerywa mu pracę i ile jest w stanie za to zapłacić.
Zanim wystąpiła do przodu, przekazała jeszcze kontrolę nad swoim ciałem w ręcę wampirzycy, która najlepiej znała się na tego typu sprawach - najlepiej ten fakt przedstawiała uwaga, którą wygłosiła od razu po zobaczeniu sprzedawcy: „on tylko jest pomocnikiem”.
Gdyby ktoś teraz ją obserwował, zauważyłby na pewno, jak zmienił się jej krok; zamiast ostrożnego i wyważonego, był znacznie bardziej zdecydowany, jak u osoby, która doskonale zna swoje miejsce - czyli ponad inymi. W dodatku nieumarła nie tyle kręciła biodrami, co przekornie dawała znać, iż może to zrobić, i mimo braku naturalnych predyspozycji, będzie wyglądać uwodzicielsko.
– Chciałabym płaszcz.
– Jakiś konkretny? – zapytał, mierząc ją wzrokiem, zupełnie jakby już teraz liczył, ile zużyje materiału.
– Nie. Chodzi mi o prosty i luźny, praktyczny krój. ez kaptura i z jakiejś trudnej do rozdarcia tkaniny.
– Zatem len – powiedział, spojrzał na obecnych mężczyzn i otworzył jej przejście. – Proszę tutaj, zdjemę miary.
Zaplecze było przestronne, a większą jego część zajmowały związane bele materiału. Chłopak odebrał od niej koszulę i zmierzył jej obwód barków, klatki piersiowej oraz talii, długość ramion, wzrost i przewidywaną długość płaszcza - mniej więcej za kolana - a następnie zapisał to wszystko na kartce, na której później przeprowadził kilka rachunków.
– Normalnie kosztowałby półtora tysiąca, ale ze względu na priorytet zlecenia policzymy dwa tysiące trzysta ruenów – powiedział, kiedy przechodzili przez drzwi do głównego pomieszczenia. – Zgadza się pani?
– A kiedy będzie gotowy?
– Za dwa dni, dokładnie tydzień przed przesileniem. Akonto to dwa gryfy.
– Dobrze. – Zaczęła szukać w swojej sakwie mieszka. Po krótkiej chwili podała pieniądze sprzedawcy.
– To już wszystko?
– Z mojej strony tak - powiedziała i spojrzała się na Larsa.
– Ja jeszcze chciałbym załatwić parę spraw.
– To ja zaczekam na zewnątrz. – Otworzyła drzwi. Na zewnątrz zaczynała zbierać się mgła, która najprawdopodobniej mocno ograniczy widoczność. Pochmurne niebo też nie pocieszało. Zwróciła się do Jona. – Idziesz ze mną?
Awatar użytkownika
Jon
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje: Wojownik , Mag , Łowca
Kontakt:

Post autor: Jon »

Do budynku wszedł tuż za Satorią. Oczy piekielnego nie pozwalały mu na widzenie w słabym świetle albo w ciemności, więc musiał im dać chwilę, aby przyzwyczaiły się do tego, iż w pomieszczeniu jest trochę ciemniej, niż na zewnątrz. Rozejrzał się chwilę po tym, jak narządy wzroku przywykły do słabszego oświetlenia i pozwoliły mu na normalną obserwację.
Piekielny pobieżnie spojrzał na szafki, na których leżały koszule i spodnie w różnych kolorach. Dopiero po tym, jego wzrok spoczął nieco dłużej na manekinach, na których powieszone były suknie, kurty i tuniki. Łatwo było domyślić się jakie osoby kupują tu ubrania i tego, że ceny sukni, tunik i kurt są odpowiednie co do klientów, czyli, prawdopodobnie, dość wysokie. Na sam koniec, wzrok łowcy dusz spoczął na młodzieńcu stojącym za ladą, Jon przyglądał mu się przez krótką chwilę. Następnie przeniósł wzrok na Satorię i zrobił to w momencie, w którym nastąpiła nagła zmiana w jej sposobie poruszania się, jej chód wydawał się bardziej zdecydowany, niż był wcześniej. W dodatku szła tak, że piekielny nie mógł nie zawiesić oka na jej biodrach, chociażby na chwilę.

Ogólnie, trzymał się gdzieś na uboczu, bo do środka wszedł z ciekawości zobaczenia tego, jak budynek wyglądał w środku. Nie miał żadnych spraw związanych z krawcem, nie potrzebował nowych ubrań.
Mężczyzna słyszał większość rozmowy między młodzieńcem o twarzy, które trochę przypomniała szczurzą, a Satorią, mimo że nie starał się podsłuchiwać. Usłyszał cenę płaszcza bez jakichkolwiek problemów. Ostatecznie wyszło na to, że rudowłosa będzie musiała zapłacić za to wszystko dwa tysiące i trzysta ruenów. Jon, aż uniósł brwi, czego i tak nikt nie widział, gdy usłyszał taką cenę, według niego było to dość sporo pieniędzy.
Wyszedł za przemienioną, gdy ta opuściła budynek.

Na zewnątrz pogoda widocznie pogorszyła się- niebo zachmurzyło się, a w powietrzu zaczęła zbierać się mgła, która będzie ograniczać widoczność. Wydawało mu się, że jeszcze dzisiaj będzie padał deszcz i miał nadzieję, że stanie się to wtedy, gdy już będą w gospodzie.
        - Pewnie, i tak nie mam nic ciekawszego do roboty — odpowiedział i nawet uśmiechnął się lekko.
        - To gdzie teraz? - zapytał po chwili i ponownie spojrzał w niebo.
Satoria
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 66
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: przemieniona
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Satoria »

Satoria oparła się o ścianę budynku i założyła rękę na rękę. Pytanie Jona było bardziej niż trafne, ale sama musiała zastanowić się nad kolejnym krokiem. Miała kwity, potwierdzające depozyt sporej sumki w krasnoludzim banku w Thenderionie i będzie zmuszona z nich skorzystać - tych pieniędzy, które miała przy sobie nie wystarczy na opłacenie płaszcza. Wiedziała, że duże pieniądze lubią ciszę, a ona wolała nie zwracać na siebie żadnej uwagi aż do ostatniego dnia, kiedy będzie gotowa zniknąć. Była też jednak świadoma, iż mało kto będzie w stanie powiedzieć jej, gdzie można takie zobowiązania zrealizować; tym razem dopisało im szczęście, bo przewodnik był pomocnikiem kupca, lecz domyślała si, że za kilka dni nie będzie już miał czasu na oprowadzanie nieznajomych po mieście.
Teoretycznie mogła po prostu się go o to zapytać i zacząć załatwiać wszystko później, ale wtedy ryzykowała podwójnie, bo ktoś mógł ją przez to znaleźć - wieści zawsze szybko się rozchodzą, w szczególności wtedy, gdy dotyczą kogoś potencjalnie bogatego - a ona nadal nie miałaby przy sobie żadnej gotówki. Uciekłaby… i wtedy cała gra zacznie się od nowa.
Tutaj obawiała się bardziej sekty, niż aniołów - te, które miały największe pojęcie o życiu śmiertelnych i zdawały sobie sprawę, że mogłyby ją tak wyśledzić rzadko kiedy były decyzyjne. Góra hierarchii bardzo często była oderwana od Alarańskiej rzeczywistości, bo nie schodziły do normalnego świata po to, aby ją poobserwować. Nie, oni mieli inne problemy - walczenie z <i>Wielkim Złem</i>, zupełnie nie zauważając, że to mniejsze powoli przejmuje cały świat i z nim nie będą mogli zrobić nic.
Postanowiła zaryzykować.
– Będę musiała znaleźć kogoś, który uznaje poświadczenia krasnoludów z Thenredionu i wypłaci mi pieniądze. Dalej może być problematycznie, bo potrzebuję kilku pałeczek węglowych i papieru… najłatwiej byłoby znaleźć jakiegoś skrybę, który odsprzeda mi swoje wyposażenie. – Znów milczała chwilę, zastanawiając się. – Potem chyba możemy wracać do gospody, bo na razie to wszystkie moje sprawy. Prowiant kupię jutro, a pojutrze dostanę płaszcz. Jak dobrze pójdzie, to skończą przed południem i będę mogła wyjechać jeszcze tego samego dnia. Jeśli nie, to albo opłacę dodatkowy dzień noclegu, albo zaryzykuję podróż nocą. W końcu, co może pójść nie tak?
W przeciwieństwe do tego, co powiedziała, była jednak cholernie świadoma tego, co może pójść nie tak. Wiedziała, że w chwili, gdy podejmie depozyt, najprawdopodobniej rozpocznie się wyścig, w którym ktoś może zginąć. Najgorsze i tak było to, iż jak zwykle pewnie na jej życie będzie czyhać najemny zabójca, a nie ktoś bezpośrednio z sekty. Oczywiście, domyślała się, że pracodawcy prawie zawsze są w pobliżu, ale tylko kilkukrotnie udało jej się ich znaleźć. Trudność polegała nie na ich świetnych umiejętnościach ukrywania się, lecz na szukaniu w momencie, gdy poluje na nią jakiś zbir, lub szuka jej straż. Owszem, była potężna, nigdy temu nie zaprzeczała. Jej wrogowie też o tym wiedzieli i prawie nigdy jej nie lekceważyli, więc najczęściej miała doczynienia z prawdziwymi maszynami do zabijania, a wtedy musiała salwować się ucieczką.
Na szczęście wychodzący ze sklepu młodzieniec przerwał jej snucie tych dystopijnych wizji.
– Przepraszam, że zajęło mi to tak długo, ale zawzięcie negocjowaliśmy ceny.
– Nic nie szkodzi, zdążyłam podjąć parę dycyzji – przemieniona odpowiedziała dość ogólnikowo. – Teraz znajdźmy kogoś, kto honoruje kwity z banku Krämur.
– Krämur? – chłopak zaczął się zastanawiać. Zajęło mu to dość długą chwilę, ale w końcu kontynuował. – Jest w mieście jubilerka, która na pewno ci to przyjmie.
– No więc prowadź.

Zaczęli iść. Tym razem nawet Lars nie próbował mówić nic specjalnego - chyba wyczuł, że nie są zbyt rozmowni. Satoria rozglądała się, ale widoczność była coraz gorsza i niewiele mogła zauważyć. Na ulicy było jeszcze mniej ludzi, niż przedtem, a ona sama wyczuwała w powietrzu jakaś znajoma, ale nieuchwytna woń wilogci pomieszanej wraz z… z czymś. Nie chcąc niepotrzebnie zajmować swojego umysłu błahostkami, zaczęła myśleć o czymś innym.
W końcu, po kilkunastu minutach chłopak zakomunikował im, że dotarli na miejsce; tym razem wysoki budynek dawał po sobie poznać, iż w środku pracuje - a także najprawdopodobniej mieszka - ktoś bogaty. Metalowy szyld przedstawiał napis „Lapis Lazuli” zapisany elfickimi runami i ozdobiony grawerunkiem diademu, który został wpasowny jako zakończenie jednego ze znaków.
– Pójdę sama – powiedziała Satoria i pchnęła skrzydło ciężkich drzwi. Owionęło ją ciepłe powietrze, w którym wyczuła szafranowy zapach, tak przypominający woń skoszonej trawy. Chwilę zajęło jej, zanim zorientowała się układzie pomieszczenia, oświetlonym blaskiem świec, których płomienie zaczęły swój niespokojny taniec gdy otworzyła drzwi i nadal jeszcze migotały. W końcu, z wzrokiem przyzwyczajonym do lekkiego półmroku zaczęła zauważać szczegóły, cały czas wyczuwając magię, bijącą od tego miejsca.
Pokój, zajmujący chyba całą powierzchnię parteru, wysoki na minimum dziesięć stóp. Trzy ściany pokryte były aż do samego sufitu półkami z księgami, oprawionymi w skórę, drewno, a czasem po prostu spiętymi różnorakimi sznurkami w całość. Na tej, w której były drzwi frontowe zawieszone były liczne szklane gabloty, także ciągnące się aż ku samej górze, zawierające różnorakie rzeczy - od biżuterii, przez sztylety, kusze i ozdobne sztućce czy talerze, aż po kawałki zbrój. Co zastanawiające, żadna z nich nie była zamknięta. Przmieniona, sama nie wiedząc czemu sięgnęła do jednej z nich i wyciągnęła srebrny naszyjnik z szafirem. Klejnot był mistrzowsko wręcz oszlifowany i włożony w ciasno trzymające je gniazdo. Przemieniona już miała go założyć, gdy gdzieś za nią odezwał się kobiecy głos.
– Jesteś pewna, że chcesz mieć to na szyi? Wyniosłam go z ruin na bagnach przy Maurii. – Kiedy tylko je usłyszała, błyskawicznie obróciła się wyciągając broń… nie, wróć, spróbowała wyciągnąć broń, bo zanim jej się to udało, nieznajoma chwyciła jej nadgarstek i ją powstrzymała. Kobieta była wysoka, miała krótko ścięte blond włosy i ubrana była zwiewną, lekko prześwitującą koszulę i spodnie z szerokimi nogawkami. – Spokojnie, nic nie chcę ci zrobić, jestem właścicielką.
– Ja… To był odruch, przepraszam.
– Nic się nie stało. Wchodząc tutaj nie wyglądałaś na osobę, która będzie w stanie dobyć broni w ułamku sekundy, więc postanowiłam się nieco zabawić twoim kosztem. Dałaś mi chyba najlepszą nauczę pod słońcem. – Odsunęła się od klientki. – Czego szuka u antykwariuszki awanturniczka twojego pokroju? Nie kłóćmy się o nazewnictwo – dodała jeszcze, gdy zauważyła, iż Satoria chce zaprotestować.
– No dobrze. Chciałam podjąć pieniądze.
– Pieniądze, powiadasz – rzekła tamta, zajmując miejsce za całkiem dużym stolikiem. Zresztą zaraz wskazała jej miejsce naprzeciw siebie. – Usiądź. Skąd masz papiery?
– Z banku Krämur.
– Ho, ho, dziewczyno, czego ty się spodziewasz? To elfie miasto, wojny ideologiczne nie pozwalają! Nie wychodź! – rzuciła, widząc że przemieniona zbiera się do wyjścia. – Wyglądam ci na kogoś, kogo obchodzi ideologia? Jeszcze niedawno sporo wędrowałam i zaznałam wielu przygód. Widzisz to choćby na ścianach, ale nie chodzi tylko o biżuterię. Potem… stałam się bardziej religijna, jeśli pozwolisz tak mi to ująć i zabrałam się za „uczciwą pracę” – w jej głosie było wręcz słychać opadające cudzysłowy. – Dawaj no co tam masz, zobaczę co z tym da się zrobić. – Wyciągnęła rękę, jakby zniecierpliwiona. Satoria, zdziwiona takim podejściem do jej osoby i trochę zahukana przekazała jej kwit i metalową kulkę, z której emanowała delikatna magia; był to swego rodzaju podpis, potwierdzający autentyczność dokumentu i pozwalający go odczytać - tak przynajmniej powiedzieli jej, kiedy deponowała pieniądze. Tamta wstała, wzięła kartę i amulecik i zniknęła w przejściu, którego przemieniona do tej pory nie zauważyła. Dopiero teraz udało jej się wyrwać z otumanienia, które opadło na nią gdy tylko pojawiła się kobieta. Wiedziała, że wpędziła ją ona w to swoim zachowaniem i bez użycia magii, ale i tak była lekko zaniepokojona. Zamieniła się miejscami wraz z nieumarłą, akurat w momencie, gdy właścicielka wyłoniła się z powrotem.
– Nie mogę zaprzeczyć, że zebrałaś u nich niemałą sumkę. Obawiam się, że to spory procent gotówki, którą posiadam. Zróbmy tak: dam ci część tego walutą, powiedzmy… pięć tysięcy, a ekwiwalent reszty otrzymasz do ręki w kamieniach szlachetnych.
– Skąd mam wiedzieć, że mnie nie oszukujesz? Nie mam jak ich sprawdzić.
– Mogę udostępnić ci swój umysł. A jeśli tego nie chcesz, to jestem gotowa dać słowo związane dziedziną dobra.
Tepala wiedziała, że kobieta nie może skłamać, będąc pod wpływem zaklęcia tego typu, więc kiwnęła tylko głową, zgadzając się na tę propozycję. Tamta znów wyszła i tym razem nie było jej kilkanaście minut. Wampirzyca słyszała, jak liczy, waży, przeklina i wytrwale szuka. W końcu, po długiej chwili sprawdzania obliczeń wyszła, trzymając dwie sakiewki - jedną pękątą i pobrzękującą metalicznie, i drugą, znacznie skromniejszą, w której słychać było głuche stuki.
– Wyszło mi nieco ponad cztery tysiące ruenów. Jedna czwarta w srebrnych. Tutaj reszta. Głównie szmaragdy i szafiry, ale znajdziesz tam kilka diamentów i brylantów które sama szlifowałam. Jeśli będziesz wytrwałą negocjatorką, to zarobisz na nich więcej, niż trzymałaś w banku. – Wyciągnęła dłonie, chcąc przekazać kobiecie woreczki.
– Najpierw obietnica.
– O niczym nie zapominasz, prawda? – uśmiechnęła się, odłożyła wszystko na stół, wypowiedziała kilka słów, które brzmiały obco, nawet dla obeznanych uszu całej trójki i wokół jej nadgarstka pojawiła się biała wstęga, która wiła się w górę ramienia, oplatając jej szyję i chyba tam się kończąc. – Dotknij. – Nieumarła nie omieszkała skorzystać z tego zaproszenia i ujęła w między palce eteryczny materiał, który natychmiast się do niej przyczepił; czuła bijącą od niego magię, niemożliwą do pomylenia z jakąkolwiek inną dziedziną.
– Kontynuuj – rzuciła.
– Nasza wymiana jest uczciwa. – Po tych słowach skinęła na mieszki, czekając aż jej klientka zapieczętuje zaklęcie. Kiedy Tepala wzięła je w ręce, pasek zacisnął się na chwilę i znikł.
– To wszystko?
– Tak – odpowiedziała wampirzyca i schowała wszystko do swojej sakwy.
– I pewnie nie zostaniesz, żeby porozmawiać? Dawno nie widziałam się z nikim, dla kogo słowo „przygoda” oznacza coś więcej, niż spontaniczną wycieczkę na środek jeziora.
– Z miłą chęcią. – Nieumarła doskonale wiedziała o czym mówi kobieta - życie w wyższych sferach to katorga, jeśli nie wie się jak rozruszać towarzystwo. – Ale nie dziś. Czekają na mnie dwie osoby, a ja muszę załatwić sobie kartki i węgiel do rysowania.
– Ha, mogę rozwiązać ten problem! Poczekaj momencik. – Znów zanurkowała do drugiego pomieszczenia, ale tym razem wyszła prawie natychmiast. – Jeśli obiecasz mi, że kiedyś jeszcze się zobaczymy, to oddam ci te.
Propozycja była z oczywistym zyskiem dla trójki, więc zgodziła się na nią.
– Dobrze. Ale nie potrafię używać magii do…
– Nic nie szkodzi. Uwierzę ci na słowo – uśmiechnęła się. – W końcu, chyba nic na tym nie stracę?
– Nie – zapewniła. – Więc… do następnego razu?
– Do następnego razu.

Dopiero wychodząc na świeże powietrze uświadomiła sobie, jak bardzo przyzwyczaiła się do szafranowego zapachu. Pewnie nawet była nim przesiąknięta. Teraz jej nozdrza znów uderzyła znajoma-nieznajoma woń.
– Wracajmy do karczmy – rzuciła do swoich towarzyszy.
Awatar użytkownika
Jon
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje: Wojownik , Mag , Łowca
Kontakt:

Post autor: Jon »

Stał oparty o ścianę budynku z rękoma skrzyżowanymi na klatce piersiowej. Jeśli mieli jeszcze gdzieś iść, to musieli poczekać na to, aż dołączy do nich Lars, bo inaczej będą krążyć po mieście, aż nie znajdą budynku, którego szukają. Satoria przez chwilę zastanawiała się nad tym, gdzie pójdą teraz i ostatecznie wyszło na to, że będą szukać osoby, która uznaje poświadczenia krasnoludów z Thenredionu i nie będzie sprawiała problemu z wypłaceniem pieniędzy, będą musieli też poszukać miejsca, w którym kupią papier i pałeczki węglowe. Skryba może nie być złym pomysłem, jednak nie wiadomo, czy będzie chciał odsprzedać jej swoje wyposażenie, chyba że będzie miał jakieś dodatkowe czy tam zapasowe, wtedy może być łatwiej. Tak czy inaczej, najpierw musieli poczekać na to, aż dołączy do nich chłopak, który zdecydował się być ich przewodnikiem.
        - W najgorszym wypadku, to wszystko może pójść nie tak — odparł po chwili. Skłamałby, gdyby powiedział, że nigdy nie znalazł się w sytuacji, w której wszystko poszło nie tak. Wydawało mu się, że każdy, chociaż raz w swoim życiu, musiał znaleźć się w takiej sytuacji.
Nie kontynuowali tej rozmowy i w ciszy poczekali na to, aż Lars do nich dołączy. Jon zaczął wpatrywać się w mgły, które coraz bardziej ograniczały widoczność, a Satoria, prawdopodobnie, zaczęła nad czymś rozmyślać.
Kilka chwil później, ze sklepu wyszedł Lars, a rudowłosa powiedziała mu, dokąd się teraz udadzą, chociaż, ostatecznie, to on powiedział, gdzie pójdą, bo okazało się, że tylko jedna osoba w mieście przyjmuje kwity z krasnoludzkiego banku, o którym wspomniała wcześniej. Ich kolejnym celem była jubilerka, o której wspomniał przewodnik.

Lars szedł pierwszy, jednak tym razem, nawet on nic nie mówił. Im gorsza była widoczność, a mgła gęściejsza, tym mniej ludzi było na ulicach, chociaż nawet przed tym, i tak nie było ich dużo. Wyglądało na to, że mieszkańcy Rapsodii nie lubią poruszać się ulicami miasta, gdy spowija je mgła. W sumie to nie było w tym nic dziwnego, bo jeśli ktoś nie potrafił się obronić, to we mgle mógł łatwiej paść ofiarą jakichś kieszonkowców albo ulicznych bandytów.
Po jakimś czasie dotarli pod budynek, który należał do jubilerki. Piekielny tylko kiwnął głową, gdy Satoria zakomunikowała, że pójdzie sama. Oparł się plecami o ścianę obok drzwi i skrzyżował ręce na klatce piersiowej, a następnie zaczął wpatrywać się w mgły, zupełnie jakby czegoś tam wypatrywał, a on po prostu przyglądał się mgłom i sylwetkom ludzi, które czasem tam widział. Tak jakby stracił rachubę czasu przez obserwowanie mgły, więc nie mógł stwierdzić ile czasu zajęło Satorii zrealizowanie kwitów, jednak gdy opuściła budynek, ich kolejnym celem była gospoda. Może to i dobrze, że już wracali do miejsca, z którego wyruszyli, bo Jon robił się głodny, więc z chęcią zjadłby coś dobrego, a patrząc na porę dnia, którą trudniej było stwierdzić przez mgły, może to być porządny kawałek mięsa.

Szli kilka minut i ponownie zrobili to w ciszy. Lars odprowadził ich do gospody, a następnie pożegnał się i opuścił budynek.
        - Nie wiem jak ty, ale ja jestem głodny — powiedział do rudowłosej.
Bez względu na to, jak była jej odpowiedź, Jon podszedł do najbliższej pracownicy i powiedział jej, żeby przyniosła im jakąś strawę do stolika, który po chwili wskazał. Zbiegiem okoliczności był to ten sam stolik, przy którym jedli śniadanie. Piekielny ruszył w stronę stolika, który wcześniej wskazał pracownicy i zajął przy nim miejsce. Może, jeśli nawet Satoria nie będzie głodna, to do niego dołączy i będą mogli porozmawiać, o ile oboje będą skorzy do rozmowy.
Satoria
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 66
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: przemieniona
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Satoria »

Zatrzymała się. Miała iść do swojego pokoju i zająć się ostrzeniem szabel, a potem przejrzeć to, co trzymała w sakwie i pozbyć się wszystkiego, co ucierpiało podczas upadku, ale postanowiła zostać na dole wraz z piekielnym - miała dość czasu, żeby zrobić to później, a teraz dostała szansę na poznanie swojego towarzysza nieco lepiej.
Nawet jeśli miała spędzić z nim jeszcze tylko dwa, góra trzy dni, to w pewien sposób przyzwyczaiła się do jego milczącej obecności. Nie mogła zaprzeczyć, że był kimś, z kim bez problemu mogłaby wędrować po całej Alaranii - nienachalny i rozumiejący znaczenie ciszy. Owszem, zauważyła kilkakrotnie, że jego wzrok lubił wędrować, ale nie miała za co go winić - był mężczyzną, a Tepala miałą w zwyczaju ostentacyjne zachowania, które nie można było nawet nazwać dwuznacznymi.
– Zostanę, ale nie będę jadła. Nie mam ochoty. – Usiadła przy stoliku, torbę układając pod stołem. Rzuciła jeszcze okiem po okolicy, szukając podejrzanie wyglądających twarzy, ale nie znalazła nikogo, kto wyróżniałby się w jakiś sposób. W końcu zwróciła się znów w stronę Jona. – Nie wydawało ci się to jakoś dziwne? Miasto było naprawdę opustoszałe, w dodatku ta mgła… zebrała się błyskawicznie.
W tym samym momencie właściciel przyniósł do stolika posiłek i postawił go na stole. Przemieniona poprosiła go o coś do picia, a potem rozsiadła się nieco wygodniej.

– W zasadzie, to co skłoniło cię do takiego życia? Do porzucenia zwyczajów swoich pobratymców? – zapytała, po krótkiej chwili ciszy, chcąc dowiedzieć się czegoś na temat piekielnego. W końcu, ta kwestia była naprawdę interesująca - jak to się stało, iż osoba jego pochodzenia zajęła się takim, a nie innym życiem? Nawet, jeśli na nic jej się to nie przyda, to nigdy nie zaszkodzi zapytać, w końcu może kiedyś w życiu spotka się z nim ponownie?
Awatar użytkownika
Jon
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje: Wojownik , Mag , Łowca
Kontakt:

Post autor: Jon »

Nie był pewien, czy Satoria do niego dołączy, w końcu, gdy tylko weszli do gospody, wyglądało na to, że uda się ona do swojego pokoju. Uśmiechnął się do rudowłosej, gdy ostatecznie postanowiła do niego dołączyć i usiadła naprzeciw. Kiwnął głową, kiedy oznajmiła, że nie będzie jadła. Nie przeszkadzało mu to, w końcu nie namawiał jej do tego, aby zjadła z nim, a to, że sam był głodny, nie oznaczało, iż ona także odczuwa głód. Sam rozejrzał się po pomieszczeniu, gdy Satoria robiła to samo. Nie to, żeby spodziewał się, że ktoś będzie sprawiał zagrożenie dla niego lub dla niej albo nagle wyskoczy i zacznie atakować innych gości, po prostu rozejrzał się... tak dla bezpieczeństwa.

        - Cały czas wydawało mi się to dziwne, jakby moje przeczucie wyczuwało jakąś "dziwną aurę" nad miastem, a pojawienie się mgieł spowodowało tylko to, że bardziej zacząłem wierzyć w to, co podpowiada mi przeczucie — odparł. Co prawda, mógł po prostu powiedzieć, że ma podobne przeczucia co Satoria, jednak nie zaszkodziło trochę rozwinąć swoje myśli.
        - Gdy byłaś i tej jubilerki, ja cały czas obserwowałem mgłę, zupełnie jakbym tylko czekał na to, aż coś z niej wyskoczy albo stanie się coś dziwnego, jednak nic takiego nie zaszło, a jedyne co widziałem to niewyraźnie sylwetki ludzkie — dodał po chwili. Dokładnie tak się czuł, gdy obserwował mgłę, która z minuty na minutę wydawała się coraz gęstsza i przez to widoczność w niej cały czas malała. Ta mgła sama w sobie wydawała się dziwnym zjawiskiem, tym bardziej w mieście i w dodatku, aż tak gęsta. Szczerze mówiąc, piekielnego nie zdziwi to, że będzie się ona utrzymywać dłużej niż zwyczajna mgła i ostatecznie okaże się, że jest ona jakaś magiczna czy coś.
Mogliby dalej rozmawiać o mgłach, które dzisiaj spowiły ulicy Rapsodii, jednak właściciel osobiście przyniósł posiłek do stolika Jona. Mięso z przyprawami i sosem pachniało i wyglądało smakowicie, jednak sos uniemożliwiał identyfikację mięsiwa. Łowca dusz także poprosił o coś do picia, gdy Satoria zrobiła to samo.

Przemieniona zadała mu... bardzo dobre pytanie, aż musiał poświęcić chwilę czasu nad zastanowieniem się nad odpowiedzią.
        - Sam do końca nie wiem, szczerze mówiąc. Wydaje mi się, że najlepszym argumentem będzie to, że bardziej ciągnęło mnie do przygód, wędrówek i poznawania świata, a nie do podstępów i intryg, chociaż czasem zdarza się, że do tego wracam. W kręgach swojej rasy jestem mało lubiany przez to, że nie robię tego, co powinienem i mam nieco inny charakter niż przykładowy łowca dusz, dlatego też w Piekle przebywał jak najmniej... - odpowiedział w końcu. Wydawało się, że chciał powiedzieć coś jeszcze, jednak powstrzymał się, bo i tak powiedział już trochę za dużo. Czasami zastanawiał się, jakby to było, gdyby urodził się jako przedstawiciel innej rasy, na przykład, jako człowiek, elf albo fellarianin, wtedy nie byłby potępiany za to, co robi.
Spróbował mięsa, gdy Satoria przyswajała to, co jej powiedział- było dobre, nawet bardzo i smakowało jak dziczyzna. Postanowił, że teraz to on ją o coś zapyta.
        - Chciałbym cię o coś zapytać, chociaż możliwe, że nie powinienem o to pytać z racji tego, że nie znamy się za długo — zakomunikował. "Wstęp" ten był trochę tajemniczy i mógł spowodować, że osoba, do której był skierowany, mogłaby pomyśleć sobie o jakichś dziwnych pytaniach, jednak nie taki był tego cel. Jon po prostu dał Satorii do zrozumienia, że jeśli nie będzie chciała odpowiadać, to nie musi tego robić.
        - Pamiętasz, jak na polanie w tej magicznej dolinie wspomniałaś, że są takie części ciebie, które nigdy nie śpią, a czuwają? Jest też kwestia tego, że u krawca w przeciągu mrugnięcia okiem twój krok, może nie tylko krok, zmienił się z ostrożnego na bardziej pewny siebie, może nawet aż za bardzo. O co tu chodzi, hmm? Wiem, że można to jakoś wytłumaczyć, jednak wydaje mi się, że chodzi tu o coś innego. Mam pewne podejrzenia, jednak twoja odpowiedź może sprawić, że albo się ich pozbędę, albo nadal pozostaną tylko podejrzeniami — pytanie było tylko na początku wypowiedzi, reszta to, praktycznie, obserwacje i przypomnienie jednego wydarzenia, a raczej słów, które wypowiedziała rudowłosa. Jon już, gdy zaczął mówić, to przerwał jedzenie i zaczął patrzeć się na Satorię, teraz nawet nie próbował przerywać kontaktu wzrokowego. Oczywiście, nie będzie się gniewał, jeśli nie usłyszy odpowiedzi na swoje pytanie, przecież wcześniej powiedział, że jeśli nie chce, to nie musi odpowiadać. W pewnym sensie ciekawiła go jej osoba, o czym myślał już wcześniej.
Satoria
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 66
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: przemieniona
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Satoria »

Podejrzenia Jona jak najbardziej potwierdzały się z jej własnymi. Tepala mówiła, iż taka pogoda może być wywołana przez nadchodzące solstycjum - symboliczny i silnie nacechowany magicznie dzień, jeden z najlepszych do przeprowadzania rytuałów, w którym naturalne tło jest równie silne, co to w zepsutych miejscach - ale Satoria wolała zachować zdrową dawkę nieufności. Wolała nieco się dodatkowo porozglądać i wyjść dla otoczenia na paranoiczną, niż skończyć z metaforycznym nożem między równie metaforycznymi łopatkami.
– Co jak co, ale Rapsodia to przeważnie słoneczne miasto i mieszkańcy chyba nie są przyzwyczajeni do takich warunków. Zresztą, ktokolwiek pałętałby się tak po ulicach, mógłby łatwo sprowadzić na siebie kłopoty. Mała widoczność, niewielu świadków… Każdy, kto może mieć przy sobie jakieś pieniądze jest łakomym kąskiem dla rzesimieszków. A kto wśród mgły zlokalizuje przytłumiony krzyk? Strażnicy, mimo że nieźle opłacani, też nie pójdą do niepewnej walki cieni, w której przewaga liczebna ma niewielkie znacznie.
Satoria nie musiała długo zastanawiać się, dlaczego oni nie mieli takich problemów - napaść na trójkę ludzi była już znacznie ryzykowniejsza, a na pewno odstraszający był widok rosłego Larsa. Miała nadzieję, że mgła nie będzie pojawiała się co codziennie rano; mimo tego, iż starała się zapamiętać całą trasę za wszelką cenę, to gdy będzie szła odebrać płaszcz przy takiej pogodzie, najprawdopodobniej zabłądzi gdzieś w licznych uliczkach miasta.
W dodatku, wolałaby nie zostawiać za sobą żadnych trupów. Nie chodziło już nawet o sam fakt, iż są wskazówkami co do jej aktualnego miejsca pobytu, a o to, że zabijała. Żadnej z nich nie sprawiało to przyjemności - w końcu trudno, aby tak było naprawdę - a w dodatku najczęściej takie osoby były zmuszone do swoich czynów swoją sytuacją życiową. Kiedy mogła, próbowała uciekać - chociaż zawsze starała się głównie o swoje bezpieczeństwo.

Z opowieści piekielnego jednoznaczne wynikało, że był wyrzutkiem - dokładnie tak jak ona, ale z innych powodów; cała trójka w ciele przemienionej była postawiona przed faktem dokonanym - rytuał się dokonał, a one już nigdy nie pasowały do żadnej ze swoich pierwotnych społeczności - w dodatku okazywało się, iż dwie z trzech są poszukiwane przez swoje dawne otoczenie, które ma z nimi do wyrównania jakieś warunki.
Oczywiście, nie mogła powiedzieć, że jej towarzysz miał jakiś szczególnie większy wybór - nie pasował charakterem, więc był odrzucany. Mimo wszystko, on był kowalem swojego losu od samego początku aż do najprawdopodobniej teraz i nikt nie podejmował za niego żadnych kluczowych dla jego życia decyzji.
„To niesprawiedliwe!” samo cisnęło się na usta, lecz rudowłosa wiedziała, że taki manifest byłby bezsensu; nikt - Prasmok, dowolny bóg lub bogini, czy też człowiek, który zmienił jej życie - nie przyszedłby z ugiętym karkiem, mówiąc „przepraszam”. Życie od samego początku uczyło ją, że jeśli chce sprawiedliwości, to musi o nią zawalczyć.
Niestety, na tym froncie także nie miała zbyt wielkiego szczęścia. Sekta, mimo iż momenty swojej najprężniejszej działalności miała już dawno za sobą, nadal miała duże wpływy i pozyskiwała nowych członków, którzy oddawali się wypaczonym wersjom wcześniejszych rytuałów. Do tej pory to w jakiś sposób działało i nic nie wskazywało na to, aby miało przestać.
Niebianie… tutaj plan był nie tyle karkołomny, co niewykonalny. Teoretycznie, mogłaby spróbować zabić tych z nich, którzy gonili za jej śmiercią, jednak aby dostać się do ich otoczenia, musiałaby przerąbać się przez całe ich hordy, co - pomijając sam fakt, iż to niewykonalne - na pewno nie sprawiłoby, że cała rasa zaczęłaby pałać do niej miłością. Najprawdopodobniej sprowadziłaby sobie na głowę więcej wrogów.
Nie dziwiła się, gdy odbił piłeczkę; chciał dowiedzieć się co nieco o niej i najprawdopodobniej kierowała nim motywy podobne do jej własnych. Już po tym, jak zaczął, mogła domyśleć się jakiej natury będzie pytanie. Jon nie był głupi, a one zachowywały się nadzwyczaj nieostrożnie podczas całej tej eskapady; gdy wreszcie padło, podejrzenia przemienionej tylko się potwierdziły.
Niezręczną sytuację na chwilę przerwał właściciel, który przyniósł kubki - sądząc po zapachu, napełnione jakimś winem. Żadne z nich nie zaszczyciło go nawet spojrzeniem. Postronny obserwator mógłby sądzić, iż dwójka jest w trakcie specyficznego, mentalnego pojedynku, czekając, aż któreś odwróci wzrok. Ale Satoria nie patrzała się tak naprawdę na piekielnego, tylko gdzieś za niego, w przestrzeń - zupełnie, jakby jej towarzysz był przezroczysty.
Początkowo rozważały odmowę odpowiedzi na to pytanie. Piekielny miał już pewne podejrzenia - tylko on sam wiedział jakie. Wiedziały, że jedynym sensownym strzałem była sytuacja, w której się znajdowały, lecz mimo wszystko nie chciały rozwiewać żadnych wątpliwości. I pewnie od razu podjęłyby taką decyzję, gdyby nie fakt, że piekielny był jedynym możliwym sojusznikiem w okolicy. Nie mogła zrezygnować z jego pomocy - nawet, jeśli ta ewentualna pomoc nie była do końca pewna.
Rudowłosa odezwała się w końcu po długiej chwili ciszy; po jej głosie dało wyczuć się, że odpowiedź jest ostateczna.
– Niestety, twoje podejrzenia muszą pozostać tylko podejrzeniami. To nie jest coś, co mogę powiedzieć osobie, którą tak naprawdę dopiero co poznałam. Wybacz.
Awatar użytkownika
Jon
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje: Wojownik , Mag , Łowca
Kontakt:

Post autor: Jon »

Z jednej strony ciekawiła go natura mgieł, a z drugiej możliwe, że lepiej by było, gdyby zniknęły, nie tylko dla mieszkańców Rapsodii, ale także dla osób, które przebywają w mieście tylko przejazdem. Oczywiście, były osoby, które mogły skorzystać na tym, iż mgła jest gęsta i mało kto ma tyle odwagi, żeby swobodnie się w niej poruszać, głównie chodziło tu o różnorakich bandytów, którzy mogli działać na terenie Rapsodii, a sam Jon mógłby się z kimś założyć, że gdyby teraz wyszedł na zewnątrz i zaczął przechadzać się zamglonymi ulicami miasta, to szybciej trafiłby na kogoś, kto chciałby go okraść albo zabić, albo jedno i drugie.
        - Chyba że ktoś potrafi się obronić, wtedy nie musi, aż tak, martwić się o swoje bezpieczeństwo we mgle, chociaż, wydaje mi się, że nawet takie osoby niechętnie wychodziłyby teraz na zewnątrz, chyba że miałyby do załatwienia coś naprawdę ważnego — odparł. Akurat zarówno on, jak i Satoria cały czas nosili przy sobie broń, a to już dostatecznie dobrze powinno świadczyć o tym, że mogą z niej skutecznie skorzystać, o ile będą musieli to zrobić. Poza tym wyszkolony wojownik spokojnie da sobie radę z bandą najzwyklejszych rzezimieszków, nawet we mgle. Oboje mieli też skrzydła, a gdy piekielny o tym pomyślał, to przyszedł mu do głowy pomysł, żeby wzbić się wysoko w górę i zobaczyć jak z góry wygląda Rapsodia z zamglonymi ulicami i jak wysoko sięga ta mgła.

Przemieniona mogła sobie teraz pomyśleć o nim, jak o jakimś wyrzutku własnej rasy i, w gruncie rzeczy, nie byłoby to daleko od prawdy, bo czasami właśnie tak się czuł, jednak był wyłącznie nielubiany, a znienawidzony przez zaledwie garstkę łowców, przez to, że miał inny charakter niż typowy, łowca dusz. Zresztą, i tak spędzał naprawdę mało czasu w towarzystwie jakiegokolwiek pobratymca, który go znał na tyle, że wiedział o tym, jaki Jon ma charakter, to samo tyczyło się kwestii przebywania w Piekle. Nie mógł sobie wybrać charakteru, jednak nie narzekał na to, że często jest na trakcie, przebywa w różnych miejscach i przeżywa różne przygody, a przy tym spotyka przeróżne osoby, z którymi niekiedy udaje się utrzymać coś więcej niż tylko przelotną znajomość.
Tym razem to on zadał pytanie i musiał chwilę poczekać na to, aż usłyszy jakąkolwiek odpowiedź. W pewnym momencie, do ich stolika podszedł gospodarz, przynosząc napitek, a dokładniej to kubki napełnione, prawdopodobnie, winem. Piekielny cały czas patrzył na rozmówczynię, czekał na to, aż w końcu się odezwie.
        - Jeśli mam być szczery, to spodziewał się takiej odpowiedzi, jednak i tak wolałem zadać to pytanie — odparł po chwili. Z Satorią rozstanie się najprawdopodobniej za dwa lub trzy dni i podejrzewał, że w tym czasie nie stanie się nic, co sprawiłoby, że zaufałaby mu na tyle, aby odpowiedzieć na pytanie, które zadał teraz. Może... ich drogi zejdą się kiedyś ponownie i wtedy, gdy jeszcze raz zapyta o tę tajemnicę, to usłyszy coś innego, a nie "to nie jest coś, co mogę powiedzieć osobie, którą tak naprawdę dopiero co poznałam".

        - To może powiesz mi o sobie coś, o czym możesz powiedzieć komuś, kogo "dopiero" poznałaś? - zaproponował. Dał jej dość spore pole do wyboru, bo nie powiedział o czym konkretnie chciałby usłyszeć i zdał się na nią.
Zjadł trochę mięsa z talerza w oczekiwaniu na odpowiedź Satorii, przy okazji skosztował trunku, który znajdował się w kubkach. W jego naczyniu znajdowało się czerwone wino, co nie było takie złe, patrząc na to, że głównym składnikiem jego posiłku było mięso. Wina różniły się od siebie smakiem, jeśli chodzi o białe, czerwone i tak dalej, więc jeśli ktoś był zaznajomiony ze smakami poszczególnych win i potrafił je dopasować do koloru lub znał składniki tych alkoholi, to po jednym łyku mógł stwierdzić, co pije, jeśli nie wcześniej nie był w stanie zauważyć koloru trunku.
Satoria
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 66
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: przemieniona
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Satoria »

Satoria wzięła mały łyk trunku. Wolała pić powoli, żeby się nie upić. W dodatku, może i nie była koneserką, ale potrafiła odróżnić kompletnego sikacza, od całkiem dobrego wina, jakie zostało im podane. Owszem, ten smak nie był najlepszym, z jakim się do tej pory spotykała… lecz czego mogła oczekiwać po - bądź co bądź - zwykłej karczmie? To nie winnice Thenderionu, wyrobami których swego czasu zapijała się Tepala, ani wytrawne, niewiadomego pochodzenia alkohole dostępne w Niebie.
Zastanawiała się, co mogłaby powiedzieć Jonowi. Nie dało się ukryć, że jest nią żywo zainteresowany; musiała przyznać, że jej to schlebiało, ale czuła się niezręcznie - dotychczas rzadko kiedy ktoś wyrażał takie zainteresowanie jej osobą. Oczywiście, duże znacznie w tej kwestii miało to, iż unikała ludzi, a w nawet wtedy rzadko kiedy spotykała kogoś, kto był w stanie przebić się przez jej górę niechęci do innych.
– Mam magiczny tatuaż na plecach, z którego mogę przywołać skrzydła – rzuciła, a potem zaśmiała się i znów łyknęła nieco z kubka. Czuła, jak powoli po jej ciele zaczyna rozprzestrzeniać się przyjemne, rozleniwiające ciepło. Pozwoliła przejąć Tepali kontrolę, co ta powitała z dość dużym entuzjazmem. – Naprawdę, nie wiem od której strony miałabym zabrać się za taką opowieść. Tylko uprzedzę, bo o ile dobrze wiem, to kobiety nie wypada pytać o wiek… Sama do końca nie jestem pewna, jakoś nigdy nie zwracałam uwagi na kalendarze, ale o ile dobrze szacuję, to coś w okolicach czternastu, góra piętnastu setek. Chociaż słyszałam wiele opowieści o dawnych czasach, trzeba to przyznać. – Na chwilę zapadła cisza, kiedy rudowłosa milczała, wyraźnie myśląc nad dalszymi słowami, przy okazji kręcąc kubkiem, jakby chciała jeszcze bardziej wymieszać wirującą już w nim ciecz. – O, mogę jeszcze powiedzieć, że lubię rysować. Zasadniczo, to w ten sposób zarabiam na wszystkie swoje wydatki. Potrafię całkiem nieźle walczyć szablą, znam się nieco na magii… To chyba tyle, ile potrafię z siebie wykrzesać. Pytaj, w końcu kto pyta, nie błądzi, prawda?
Awatar użytkownika
Jon
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje: Wojownik , Mag , Łowca
Kontakt:

Post autor: Jon »

        - I wygląda dokładnie tak, jak twoje skrzydła, prawda? - zapytał, chociaż bardziej było to pytanie retoryczne, gdyż w tonie, którym to powiedział, dało wyczuć się to, że zna odpowiedź na to pytanie i powiedział to tylko dlatego, że chciał, aby Satoria wiedziała, iż domyślił się, jak wygląda ten tatuaż.
        - I tak chciałbym zobaczyć go na własne oczy — dodał po chwili i uśmiechnął się, ten uśmiech obrócił te słowa w coś podobnego do żartobliwego komentarza, jednak można było wychwycić także to, że Jon mówił całkiem poważnie. Piekielny naprawdę pomyślał o tym, że z chęcią zobaczyłby tatuaż, który znajduje się na plecach Satorii, jednak miał szczerze wątpliwości co do tego, iż dojdzie do takiej sytuacji. Chociaż... spędzą w swoim towarzystwie jeszcze dwa lub trzy dni, więc nie można od razu zakładać tego, co się stanie, chyba że posiada się umiejętność przewidywania przyszłości.

Postanowił, że wróci do spokojnego pochłaniania posiłku, gdy przemieniona zacznie udzielać mu kilku informacji o sobie, jednak nie trwało to długo, bo zakrztusił się winem, w momencie, w którym powiedziała mu, jaki jest jej prawdopodobny wiek. Zakrył usta dłonią i zakaszlał, przy okazji przerywając jakiekolwiek czynności związane z jedzeniem.
        - Naprawdę żyjesz tak długo? - zapytał, nieco zaskoczony. Pierwszy raz spotkał osobę, która żyje ponad tysiąc lat.
        - Muszę ci powiedzieć, całkowicie szczerze, że świetnie wyglądasz jak na te czternaście albo piętnaście setek, które masz na karku — dodał i znowu się uśmiechnął. Oczywiście, że był to komplement, a jego założeniem było przyznanie kobiecie tego, że jest urodziwa, mimomimo że te słowa nie padły wprost.
Nastąpiła chwila ciszy, jednak Satoria znowu podjęła temat i powiedziała mu coś o sobie. Wiedział, że potrafi walczyć szablami, bo gdyby było inaczej, to nie nosiłaby ich przy sobie.
Zastanowił się chwilę nad tym, o co mógłby zapytać, przy okazji zjadł jeden z kawałków mięsa, które zostały na jego talerzu. Następnie wypił trochę wina z kubka.

Przechylił się lekko w stronę rudowłosej, tak, że ich twarze były nieco bliżej siebie. Spojrzał jej w oczy.
        - Przed kim uciekasz? - zapytał trochę ciszej. Gdyby siedział w normalnej pozycji to możliwe, że Satoria nie usłyszałaby tego pytania. Miał pewne wątpliwości co do tego, że usłyszy odpowiedź na swoje pytanie, jednak wolał zapytać, jak wtedy, gdy zapytał o swoje podejrzenia co do jej sekretu.
Satoria
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 66
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: przemieniona
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Satoria »

– Tak – potwierdziła jego podejrzenia. Po jego kolejnych słowach uśmiechnęła się, spojrzała mu w oczy i postanowiła dopowiedzieć coś więcej. – Może… może kiedyś. Kto wie?
Tepala nie miała zamiaru ani dawać, ani niszczyć żadnych nadziei - działała dokładnie tak, jak kiedyś. Przez cały ten czas, kiedy była uwięziona w ciele Satorii, tego typu okazje nie zdarzały się zbyt często, więc zawsze starała się wyciągnąć z nich tyle, ile tylko mogła. Owszem, anielica i przemieniona często powstrzymywały ją przed niektórymi czynami - w końcu na tym opierał się ich układ w tej kwestii - ale wystarczyła jej sama psychiczna przyjemność z uwiedzenia kogoś. Mimo, iż ta nie była tak silna, jak choćby ten ulotny i ekstatyczny smak krwi osoby oddającej swoje życiodajne krople dobrowolnie, zarówno pod względem sfery duchowej, jak i fizycznej, to i tak nauczyła się ją doceniać, kierując się starym przysłowiem „jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma”.
– Tak, naprawdę – odpowiedziała, a po usłyszeniu komplementu roześmiała się. – Dzięki! Mimo wszystko, to starzeję się. Proces jest bardzo spowolniony przez magię, ale nadal postępuje. To sprawka rytuału. Tego samego, w którym został zrobiony mi ten tatuaż. Mogłabym chyba nawet zaryzykować stwierdzenie, że jestem poniekąd zawieszona w czasie! – zażartowała i pociągnęła łyk wina, ostatni z kubka. – A ty? Ile masz lat? Wnioskuję, że mniej niż ja, ale ile dokładnie? Albo mniej więcej dokładnie, jeśli nie pamiętasz.
Wszystkie trzy zastanawiały się, ile mogą mu jeszcze powiedzieć. Opowiadanie o przeszłości raczej nie było problematyczne - zdarzyła się już tak dawno temu, że oprócz niej raczej niewielu chodziło po Alaranii istot, które mogły ją pamiętać, a podczas licznych mniejszych i większych wojenek wszystkie kroniki, które mogłyby prowadzić do ich tożsamości zostały już zniszczone. Wyjątkiem była Malaika - Niebianie spisywali każdą informację i potem pilnie strzegli swoich zapisków - ale nawet w jej przypadku dostęp do czegokolwiek był raczej niemożliwy, bo posiadali go tylko ważniejsi poplecznicy Pana. Wszystko to ze względu na to, iż była uważana za niebezpieczną - o czym aniołowie już dawno zdążyli się przekonać - i nie chcieli narażać tych bardziej nieodpowiedzialnych, na spotkanie z nią bez jakiegokolwiek przygotowania.
Nadal jednak pozostawały dwie kwestie - teraźniejszość i przyszłość. Ta pierwsza nie wiązała się z żadnymi większymi niebezpieczeństwami, ale opowiadania o tej drugiej wolały unikać; nawet jeśli piekielny nie miał zamiaru jej zdradzić, zawsze mógł wpaść na niego ktoś, kto akurat będzie ich szukał i zmusi go do wyjawienia tego, co wie.
I kiedy Jon zadał kolejne pytanie, oparła się jak najwygodniej o oparcie swego krzesła, czyniąc mu jednocześnie na przekór, odsuwając się od niego. Namyślała się, a przy okazji zaczęła bawić się metalową ozdobą, zwisającą jej z szyi; w pewnym momencie odpięła łańcuszek, chwyciła obły kształt w rękę i zaczęła go leniwie obracać.
Gdy wreszcie zapadła decyzja, minęła już całkiem długa chwila, ale zaczęła mówić, na powrót przybliżając się do niego.
– Anioły. Można powiedzieć, że przez to, iż ukradłam im parę skrzydeł. A raczej, dokładniej ujmując, jedno skrzydło. I pozostałości po sekcie religijnej, które do tej pory chyba nie potrafią poradzić sobie ze stratą przywódczyni… Masz jakichś wrogów, którzy z miłą chęcią zobaczyliby cię w trumnie?
Awatar użytkownika
Jon
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje: Wojownik , Mag , Łowca
Kontakt:

Post autor: Jon »

Nie robił sobie nadziei związanych z tatuażem i z tym że ich znajomość potoczy się w taki sposób, iż będzie mógł go zobaczyć na własne oczy, jednak wyglądało na to, że jest jakaś szansa. Jedyną odpowiedzią był cień uśmiechu, który na krótką chwilę pojawił się na twarzy łowcy dusz.
        - Nieco ponad trzy setki — odpowiedział po chwili namysłu. Skoro ona powiedziała mu, ile ma lat, to mógł odwdzięczyć się tym samym. Proces starzenia się jego rasy również był spowolniony, a przez w wieku tych trzystu dwunastu lat wyglądał na mężczyznę, którego wiek dobija do trzydziestki albo niedawno przekroczył granicę trzydziestu lat.
        - W pewnym sensie, czuję się przy tobie jak jakiś dzieciak, patrząc na to, że mój wiek to zaledwie ułamek twojego — dodał po chwili i zaśmiał się cicho i krótko.
Jon wrócił do jedzenia, chciał zjeść resztę mięsa, zanim całość ostygnie, po prostu nie lubił jeść zimnego jedzenia, skoro ciepłe smakowało o wiele lepiej. Wydawało mu się, że Satoria zastanawia się nad tym, co może mu o sobie powiedzieć, więc między dwójką siedzącą przy stole, ponownie zapadła cisza.

Piekielny zastanawiał się nad pytaniem, które mógłby zadać przemienionej i, przy okazji, zjadł z talerza wszystko to, co nadawało się do jedzenia. Następnie napił się wina i przechylił w stronę Satorii. Po chwili z jego ust padło pytanie, a rudowłosa odchyliła się do tyłu, zupełnie jakby chciała uciec od udzielenia odpowiedzi na pytanie, a przynajmniej takie wrażenie odniósł on sam.
O tym, że kobieta podjęła decyzję, dowiedział się, gdy ponownie przybliżyła się do niego, a później odpowiedziała na pytanie, które jej zadał.
        - Każdy ma jakichś wrogów, moja droga. "Wrogowie" to dość ogólne określenie, bo są osoby, które cię po prostu nie lubią na tyle, że wiążą z tobą negatywne odczucia, są osoby, które cię nienawidzą i z chęcią uszkodziłyby twoje ciało w mniejszym albo większym stopniu, a najlepiej to zabiły i zostawiły twoje ciało gdzieś w rowie lub na poboczu, gdzie ktoś mógłby je znaleźć albo w środku lasu czy na bezludziu, gdzie jedynymi osobnikami, którzy zajmą się twoim ciałem, są padlinożercy. Inny rodzaj wrogów to ci, którzy nie pałają do ciebie sympatią z powołania, w moim przypadku są to paladyni i aniołowie, albo z pobudek osobistych, bo, na przykład, jakiś piekielny zabił całą rodzinę danej osoby i przez to nienawidzi ona wszystkich przedstawicieli tej rasy, bez względu na to, czy mają coś wspólnego z osobnikiem, który był sprawcą wydarzenia, które przed chwilą podałem jako przykład — odpowiedział, jednak nie był to koniec jego wypowiedzi. Wydawało mu się, że powoli zaczyna filozofować i całkiem możliwe, iż wino albo alkohol jako ogół różnorakich płynów ma na to wpływ, a im więcej wypije, tym więcej mędrkuje. Nigdy tego nie potwierdził ani temu nie zaprzeczył, bo zdarzało się, że nie zmieniał się w filozofa pod wpływem różnych alkoholi, więc może tylko wino tak na niego działa.
        - Przepraszam cię, jeśli zobaczyłem z tematu i zacząłem filozofować... Co do moich wrogów, to można do nich zaliczyć pewną część moich pobratymców, którym nie podoba się to, iż mam wyjątkowy charakter i nie jestem przykładowym łowcą dusz. Część z nich mnie szczerze nienawidzi i nie zdziwiłbym się, gdyby było tak, iż chcą się mnie pozbyć. Poza tym starłem się kiedyś z pewnym paladynem, którego imienia nie mogę sobie teraz przypomnieć, i jego grupką "świętych" wojowników. Nie zabiłem ich, bo skończyło się tylko na walce słownej, czyli groźbach, obelgach i tak dalej, jednak jestem pewien, że gdyby mnie teraz spotkał, to rzuciłby się na mnie z tym swoim młotkiem, a jego kompani by mu pomogli... Szczerze mówiąc, to nie mam pojęcia, czy ten osobnik wciąż żyje. To by było na tyle, jeśli chodzi o osoby, które nie darzą mnie pozytywnymi uczuciami, przynajmniej na tę chwilę — dokończył swoją odpowiedź. Cóż... wino powodowało tak to, że stawał się bardziej rozgadany, co można było usłyszeć w jego dość długiej odpowiedzi, której udzielił Satorii.
Spojrzał na nią pytającym wzrokiem, który podpowiadał, że jeśli chce o coś zapytać, to śmiało może to zrobić.
Satoria
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 66
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: przemieniona
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Satoria »

Słysząc słowa Jona, rudowłosa również się zaśmiała.
– Na szczęście w pewnym momencie wiek przestaje mieć znaczenie.
Kiedy znów zaczął mówić, słychać było, iż alkohol dość szybko uderzył mu do głowy. Kobieta wiedziała, że sama tego nie uniknie, ale przynajmniej udało jej się nieco odwlec ten efekt nieco w czasie, pijąc wolniej od swojego rozmówcy.
Wywód Jona, był nieco przydługawy i trącący truizmatycznym filozofowaniem, ale wolała nie przerywać z nadzieją, iż mężczyzna powie o kilka słów za dużo. Niestety, takie oczekiwanie okazało się płonne - piekielny zauważył, iż jego dygresja sięga coraz głębiej i uciął ją od razu.
– Nie ma za co przepraszać - zapewniła szybko Tepala i pozwoliła Jonowi kontynuować.
Tym razem jego wypowiedź nie była aż tak oderwana kierunku rozmowy. Cała trójka przebywająca w ciele Satorii od razu zwróciła uwagę na wymienionego paladyna. Do tej pory starały się ich unikać, ale gdy to się nie udawało, przeważnie obywało się bez problemów. Tylko na początku Niebo stawiało ich życie na szali walki z upadłą anielicą. Dość szybko jednak nauczyli się, że w ten sposób tylko tracą cennych żołnierzy, a jeśli chcą coś osiągnąć, powinni wysłać jak najlepiej wyszkolone osoby.
Wtedy też dla uciekinierek zaczął się trudny czas - zabójcy często przewyższali je umiejętnościami walki, zarówno z użyciem, jak i bez magii, a one musiały wtedy próbować ucieczki. Potem, gdy Satoria nauczyła się już jak skutecznie walczyć i korzystać z magii zaczęło być nieco prościej, ale nadal nie była to sielanka. Mimo wszystko, czuła do paladynów awersję - nawet, jeśli nigdy nie stanowili dla niej żadnego zagrożenia.
Wampirzyca kolejną chwilę zastanawiała się nad tym, o co mogłaby teraz zapytać Jona. Decyzja nie była prosta, bo do tej pory nie ujawnił jej nic, czego mogłaby użyć jako punktu zaczepienia, więc postanowiła iść po jak njamniejszej linii oporu.
– A dlaczego w ogóle dyskutowałeś z tym paladynem? O co poszło?
Zablokowany

Wróć do „Rapsodia”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 7 gości