Rapsodia[Karczma Seledynowa Gęś]Tam i niekoniecznie z powrotem.

Mówi się o niej Miasto Elfów. Owe osiedle nie zostało jednak założone przez elfy, a przez ludzi, pierwszym jego królem był człowiek, niestety jego dość niefortunne rządy doprowadziły do konfliktu pomiędzy władzą a ludem, wtedy to władzę obijał pierwszy elfi król, od tego czasu co raz więcej efów zaczęło przybywać do miasta, mimo, że oddalone o wiele dni drogi od głównych elfich osiedli ściągało do niego mnóstwo elfich braci, a zwłaszcza tkaczy zaklęć. Miasto położone nad legendarnymi wodospadami, w pięknej i... magicznej okolicy nie mogło zostać nie zauważone przez magów, czarodziejów i elfich tkaczy zaklęć...
Awatar użytkownika
Urlyf
Błądzący na granicy światów
Posty: 10
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Krasnolud
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Urlyf »

Jak wiadomo żaden szanujący się krasnolud nie odmówi komuś gościnnemu. Tak nie wypada. "Jeżeli Pan doktor okazał się gościnny dając mi i mojemu towarzyszowi kufel trunku oraz schronienie- grzechem byłoby odmówić" . W takich okolicznościach nowy pracodawca zdał się Urlyfowi wielokrotnie bardziej przyjaznym typem. Bez zbędnego namysłu pochłonął obie porcje alkoholu usprawiedliwiając swoje poczynania brakiem reakcji ze strony Adelberta. Otarł pianę z brody i wąsów jednocześnie podnosząc na plecy nieprzytomnego towarzysza. W tym stanie szereg 10 schodków okazał się istną mordęgą. Po pokonaniu dystansu niezdarnie otworzył drzwi wskazanego pokoju zrzucając tam swój nieprzytomny balast. Sam z gracją odpowiednią dla jego osoby zarył twarzą o podłogę. Istoty z taką ilością alkoholu we krwi charakteryzuje wspólna irytująca cecha. Brak myślenia. Toteż kiedy do głowy przyszło mu pytanie "Ciekaw jestem co porabia mój przyszły szef" automatycznie podjął działanie. Zrzucił kolczugę, rozczesał brodę i chwycił toporek w zęby. Na odchodne warknął do zwłok przyjaciela.
-Adelbert... pilnuj mojej kolczugi... i nie uciekaj stąd. Zaraz wracam.
Prawdopodobnie, jeżeli jego towarzysz byłby choć trochę przytomny i tak nie usłyszałby ostatnich słów krasnoluda, ponieważ te padły kiedy Urlyf był już na korytarzu stawiając pierwszy krok na schodkach.

Cegła z brodą zgrabnie jak na siebie stoczyła się po wyjątkowo stromych oraz wydawałoby się wirujących schodach na dół. Rozejrzała się i ujrzawszy karczmarza zamiatającego wejście do karczmy przeskoczyła blat. Prawdopodobnie Urlyf lądując chciał wykonać przewrót, ale skończyło się na bliskim kontakcie twarz- klepisko. "Cholerne przeciągi" - burknął pod nosem podnosząc się po cichu. Gdzieś tu skrył się Ebenzer. Krasnolud chwycił za klamkę prawdopodobnie odpowiadająca drzwiom do piwnicy i najciszej jak potrafił pociągnął ją. Ten moment nastręczył Urlyfowi rozterki. "Po co właściwie mi ten toporek?" - Niestety na zmianę wyposażenia było już za późno, więc poderwał się i zaczął skradać po schodach cicho zamykając za sobą drzwi. Po pokonaniu trzech stopni zauważył, że jego po alkoholowy stan się pogarsza. Zmusiło go to do zajęcia strategicznej pozycji na jednym ze schodków. Pijany krasnolud upewnił się, że skrywa go cień jednocześnie począł rozglądać się.
Awatar użytkownika
Ebenezer
Szukający drogi
Posty: 31
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Lich
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ebenezer »

Zszedł po schodach do piwnicy.Pod pachą trzymał zawiniątko z rzeczami które zdobył w mieście.
Zchodził coraz głębiej w piwnice aż dotarł do nieużywanej części. Tu za beczką po winie znajdowało się przejście do jego części podziemi.
Wszedł do pokoju medycznego by wypakować medykamenty.
"Niech to..."pomyślał patrząc na dziurę w paczce po tartych bulwach kopytnika.
Za nim ciągnęła się smuga pomarańczowego proszku.
"Będę musiał posprzątać później."
Rozłożył resztę zakupów na półki. Przesunął ręką po łóżku zaopatrzonym w porządne pasy do podtrzymywania pacjentów.

Ruszył do pracowni.
"Czas pobawić się nową zabawką."uśmiechnął się w duchu.

Na środku okrągłego pomieszczenia wyłożonego czarnym marmurem stał piedestał.Położył na nim księgę którą zabrał przechodząc obok gabinetu.
Otworzył ją na ostatniej stronie.
"Zaczynamy próbę."

Zrzucił płaszcz. Rozpiął pasy spinające jego klatkę piersiową. Zdjął maskę i położył obok księgi.
Rozłożył ręce
-Excitatio-wokoło niego uniosły się czarne plamki.
W pomieszczeniu zadzwoniły głosy.
Gwar ludnego miasta przerywany krzykami agonii.
Awatar użytkownika
Urlyf
Błądzący na granicy światów
Posty: 10
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Krasnolud
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Urlyf »

Pijany w trupa krasnolud spoczął na schodku i nawet nie myślał, by teraz się stamtąd ruszać. Zachował jednak odsetek energii, aby obserwować Ebenezera. Z początku wszystko wydawało mu się w miarę normalne. Staruszek zamieszkujący podziemia karczmy skupujący jakieś alchemiczne towary, noszący maskę i płaszcz nie przysparzał podejrzeń Urlyfowi. Co więcej- w tym stanie wydało mu się to całkiem normalne. Ze stanu totalnej bezmyślności wyrwało go dziwne zachowanie obserwowanego typa. Doktor zdjął maskę, płaszcz wyciągnął ręce i począł zaklinać jakieś inkantacje magiczne. Takie zachowanie pobudziło adrenalinę we krwi krasnoluda. Ta sprawiła, że szeroko otworzył oczy, delikatnie wytrzeźwiał, a alkohol połączony ze zmęczeniem i głodem sprawiły, że zebrało mu się na wymioty. Urlyf chciał wyczołgać się z piwnicy ale zamiast tego wsparł się na poręczy i pozwolił żołądkowi wyrzucić swoje żale prosto na podłogę pomieszczenia. Następnie otarł pysk i potknął się usiłując wydusić z siebie słowa wytłumaczenia. Siedemdziesiąt pięć kilogramów obtłuszczonych mięśni z brodą po raz kolejny tego wieczoru wylądował na twardej posadzce. Nie całą chwilę później krasnolud zerwał się na równe nogi i zmieszany krzyknął.
-Witaj Ezeneberze... - po tych słowach nastąpiła sekunda nie zręcznej ciszy podczas, której Urlyf wymamrotał pod nosem kilka przekleństw w kierunku swojego pijaństwa.
-Co tu porabiasz...? Bo tak się składa, że szukam wyjścia... i zdaje mi się, że przypadkiem zszedłem piętro za nisko.
Po tych słowach poczuł watę w nogach i szum w głowie. To oznaczało jedno- zgon.
Awatar użytkownika
Ebenezer
Szukający drogi
Posty: 31
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Lich
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ebenezer »

Usłyszał za sobą gruchot ciała tłukącego o posadzkę.
"Co do..."
Rozproszył się magia w pomieszczeniu zawirowała i uderzyła w nagłym wybuchu.
Pomieszczenie przez chwilę rozjarzyło się blaskiem po czym wszystko zgasło.
Zwlókł się z podłogi i ubrał pospiesznie.
"Cóż za pech"pomyślał patrząc na leżącego na ziemi krasnoluda.
Jego ciało wydawało się martwe.Nie widział wewnątrz żadnego ruchu.
"Niemożliwe. Nie żyje ?"Obrócił krasnoluda laską na plecy.

W jego głowie na szczęście spostrzegł jednak malutkie wyładowania świadczące o działaniu mózgu.
Ciało norda też pomału zaczynało wracać do życia.
"Pewnie szok.. ale ciekawi mnie co zobaczył i co wie.No nieważne samemu sobie na razie nie poradzę."
Jego zmysł wzroku co chwila przesłaniały plamki wyładowań magicznych z powietrza.
"Tak nic nie zobaczę. Jak to szło.."
-hominis mentem-zebrał w sobie cześć z pozostałej mu energii.

Ujrzał świat tak jak za czasów gdy był normalnym człowiekiem. No prawie.Wzrok przesznurowała mu tafla przypominająca wodę przez co obraz był dosyć mętny.
Podszedł do ciężkich metalowych drzwi osadzonych w ścianie.
Na samym środku tuż nad nimi zatarty przez lata widniał napis.
Kostnica


Drzwi skrzypnęły gdy je otworzył.
Wewnątrz ciemnego oświetlonego tylko kilkoma świecami pomieszczenia, stał rząd skrzyń leżących w szafkach pod ścianami.
Podszedł do pierwszej napotkanej skrzyni i otworzył.Wewnątrz leżały szczątki człowieka, na gołych kościach poczerniałych od starości pająki usnuły sobie plątaninę sieci.

Szybko wyselekcjonował w swoim zbiorze właściwą duszę.Biedny chłop zachorował zeszłej zimy.Niestety Ebenezer jedyne co mógł zrobić to skrócić mu męki.
Teraz musiał jeszcze wpleść duszę w nowe ciało.Wiedział co musiał zrobić jednak to był jego debiut w sztuce tworzenia sług.
"Zacznijmy od wiązania wszystkiego ze sobą. Na szczęście to tylko kości."
Rozpoczął inkantację wtłaczając do zwłok cała energię jaką posiadał wtłaczając jednocześnie dusze.

Zamroczyło go. Obraz który widział dzięki magii zniknął zastąpiony zwyczajną ciemnością.
Upadł by gdyby nie laska na której się podtrzymywał.
Pomału przez mrok zaczął dostrzegać błyski ogni świec, strumienie magii w zaklętych murach. Oraz stojący przed nim ludzki szkielet który emanował złotą magią życia przetykaną czarnymi wstęgami magi śmierci.
"Udało się. Mój pierwszy nieżywy sługa."
Chciał zwrócić się go niego lecz z jego ust wydobyło się tylko.
-Ej ty eee-
"Chwila musi mieć imię. Hmmm... Stefan zawsze nazywają się Stefan."
-Stefanie choć za mną-Wyprostował się rzucił władczo i ruszył do drzwi.
Jednak gdy się obrócił spostrzegł iż jego nowy twór stoi dalej w miejscu.
"Coś poszło nie tak.Gdzie jest księga."
Dokuśtykał do piedestału. Pokój osmalony był od wybuchu a na ziemi obok wysychającej pomału kałuży wymiocin leżał krasnolud.
Jednak teraz najważniejsze było co zrobił nie tak.Przewertował księgę aż znalazł dział.Nekromancja dla zielonych.
Szybko spostrzegł ustęp o który mu chodziło.
Aby nazwać sługę można zastosować proste polecenie:TY po którym wypowiadamy imię.

"Chwila chwila."Dotarło do niego iż przez przypadek...
Spojrzał w stronę nowego sługi.
-Eee choć tu.-
Szkielet cicho klekocząc podszedł do niego.
"Lepsze to niż nic."
-Eee podnieś go.-wskazał na krasnoluda. Eee podszedł do wielkiego zwału cielska leżącego na ziemi, oczywiście wdeptując w stworzoną przez tamtego kałużę.Chwycił go i skrzypnął żałośnie próbując poderwać ciężar.
"Zaraz się złamie."ruszył pomóc swojemu tworowi i razem poderwali pijanego z ziemi.
-Eee choć-rzucił z trudem polecenie.Słysząc jak skrzypią jego wątłe zaschłe mięśnie.

Z tytanicznym wprost wysiłkiem wtaszczyli Urlyfa do gabinetu i położyli na łóżku. Eee zdążył stracić kilka palców rąk i stup oraz dolną szczękę jednak pomimo tych wad nie sprawiał się tak źle.
-Eee idź do skrzyni.-
Szkielet pomału gubiąc po drodze żebro odmaszerował w ciemne korytarze.
Usiadł skrzypiąc na taborecie koło łóżka.
"Jak się obudzi ten nord to będę musiał jakoś go uspokoić. Hmmm" spojrzał na pasy przy łóżku.
"Niee to głupi pomysł" Pomyślał i zapadł w przypominający płytką drzemkę letarg.
Awatar użytkownika
Adelbert
Szukający drogi
Posty: 27
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Adelbert »

Siedział na stołku przy dużym stole. Zapach zupy kalafiorowej mieszał się z silną wonią suszących się pod sufitem ziół. Ściany małego, bardzo przytulnego pomieszczenia, w którym się znajdował skonstruowane były z bali. Z jedynego okna, znajdującego się na prawo od niego, rozpościerał się widok na bezkresne równiny, łąki pokryte dywanem kwiatów i soczyście zielonej trawy. Na jedynym pagórku o łagodnych zboczach, wyrastającym na samym środku malowniczego krajobrazu pasła się śnieżnobiała owca, o wyjątkowo bujnym runie. Rozejrzał się dokładniej. Żadnej pajęczynki, ani ziarenka kurzu. Delikatny powiew wiatru dostał się do pomieszczenia, przeleciał przez nie wprowadzając pęczki ziół w ruch wahadłowy i opuścił je drzwiami, znajdującymi się po jego lewej. Poruszyły się.
Nie skrzypnęły.
Postarał się podrapać po nosie, cały świat lekko zawirował, kolory wymieszały się. Trafił palcem w oko, skulił się i jęknął. Pomieszczenie wybuchło kaskadą wielobarwnych plamek. Drzwi otworzyły się i do środka weszła podstarzała babuleńka. Przygarbiona, z zacnym zapasem tłuszczyku, w kraciastej, szaro-niebieskiej chuście na głowie. Wniosła gar pełen zupy. Umysł Adelberta wypełniła woń kalafiorówy. Ach...
Nie wiadomo skąd pojawiła się przed nim drewniana miska. Staruszka postawiła wielkie naczynie na stole i chochlą nalała mu po brzegi.
-Jedz kochaniutki, musisz rosnąć.
-Dobrze babciu- odpowiedział, kompletnie spontanicznie, nie wiedzieć czemu. Ta kobieta musiała być jego babcią, a nawet jeżeli nie, to właśnie ją sobie przywłaszczył. Kawałki warzyw rozpływały mu się w ustach. Zupa była przepyszna. Barwy znowu mocniej uderzyły w jego zmysły, niemal na chwilę go oślepiając.
Błysk.
Stara chata. Zbutwiałe ściany. Smród rozkładających się ciał.
Błysk.
Wypuścił łyżkę, przetarł oczy. Wszędzie znów pojawiły się tajemnicze plamki. Spostrzegł, że skończył już swoją zupę.
-Masz więcej słodziutki, nie krępuj się. Nabieraj sił.
-Dobrze babciu.
Trafił mu się większy kawałek kalafiora. Przegryzł go. Pękł w jego ustach uwalniając dziwny, słodkawy płyn. Całkiem smaczny, nie będzie narzekał.
Przez okno wleciała wielka końska mucha. Spojrzał jej prosto w oczy. Jego jaźń zatopiła się w nich po same uszy.
Błysk.
Drzwi, za nimi schody. Otwierają się i zamykają trzaskając. Raz po raz.
Błysk.
Zachłysnął się zupą, zaczął kaszleć. Staruszka cały czas stała koło niego, gotowa nakarmić go kolejną porcją zupy. Widział jej kartoflowaty nos wystający spod chusty, oraz usta o wysuszonych, spękanych wargach...
Błysk.
Kły, długi czerwony, rozwidlony na czubku język, opadający do końca brody.
Błysk.
Odskoczył, upadł na ziemię razem z krzesłem. Odepchnął się kilka razy opętańczo nogami i oparł plecami o ścianę. Babcia dalej była uśmiechnięta. Podniosła jego miskę, nalała do niej zupy. Odłożyła chochlę do gara, wzięła jego łyżkę, zbliżyła się. Podała mu naczynie wraz ze sztućcem.
-Jedz skarbeńku, nie rób babci przykrości. Smakuje ci, prawda?
-Dobrze babciu. Oczywiście babciu.
Nie chciał tej cholernej zupy. Chciał uciekać, jak najdalej stąd, w normalne miejsce, do normalnego jedzenia, do normalnych ludzi. Chciał uciec od plamek, od ziół, i od tej cholernej owcy. Po co komu jedna owca? Powinno paść się stadko! Gdzie są pająki? Gdzie kurz?
Nie kontrolował się jednak, podniósł łyżkę z zupą do ust.
Błysk.
Ściana w której stronę był zwrócony rozleciała się. Bele uleciały do nieba. Wszystko zaczęło momentalnie gnić, pokrywać się mchem, pajęczynami. Babcia zgarbiła się jeszcze mocniej, jej ręce poczęły się wydłużać. Niebo poczerwieniało a smakowity zapach zmienił się w metaliczną woń. Spojrzał na łyżkę. Ciemnobrunatna ciecz ściekała powoli w stronę jego dłoni, zaprzeczając prawom fizyki. Leżał w niej kawałek mięsa. Wcześniej był tam ziemniak. Dobrze go zapamiętał. Taki zwykły, żółtawy, lekko rozgotowany ziemniak. Nie mięso. Na pewno nie surowe. Wiedział, że jest... ludzkie. Wewnętrzne utwierdzenie.
Nad nimi uformował się wir powietrzny, znajdowali się w samym środku trąby. Zobaczył kątem oka owcę, wciąż beczącą, niesioną ku przestworzom. Kolejne elementy domku odpadały by ulecieć wzwyż.
Staruszka wyprostowała się nagle. Krew eksplodowała z jej pleców, zabryzgując posadzkę za nią. Rozpostarła wielkie, nietoperze skrzydła, z jej palców wyrosły nagle szpony. Uniosła swoje pokryte guzami cielsko i wydała z siebie przeraźliwy, piskliwy skowyt.
Zasłonił uszy. Plamki znów się pojawiły, zakrywając swoją wielobarwnością bardziej monokolorystyczne otoczenie piekielne.
Spojrzała mu prosto w oczy. Zajrzał w głąb czerwonych ślepi. Oblizała się.
Błysk.
Obudził się. Leżał na plecach, na drewnianej posadzce. Przywitał go kwaskowaty odór wymiocin, z resztą chyba jego własnych. Ręce i nogi miał szeroko rozpostarte, ciężko dyszał. Nie, nie wstanie. Poleży jeszcze trochę, upewni się, czy to koniec, pozostając profilaktycznie w bezruchu.
Głowa niemiłosiernie go bolała.
Jęknął cicho, zmarszczył się.
Pamiętał krasnoluda i na prawdę dużo alkoholu. Pamiętał też, że sporo trafiło prosto do jego gardzieli.
Nigdy więcej.
Przeklęty karzeł.
Usłyszał cichutki głosik: Smakowało skarbeńku?
Jęknął ponownie, głośniej i zacisnął mocno oczy.
Przeklęty alkohol.
Awatar użytkownika
Ebenezer
Szukający drogi
Posty: 31
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Lich
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ebenezer »

Ciemny tunel. Stare belki skrzypią.
Schody w dół.W ciemność.
Głębiej zimniej.
Krzyk ryk powiew chłodu.
I cicho wyszeptane.
-Choć.
Głębiej do dna do początku.Zimno martwych palców zaciskających się na szyi.

Z transu wyrwało go głośne beknięcie leżącego na stole krasnoluda.
"Z dwojga złego lepiej tą stroną. Mógł rozwalić stół."
Wstał i otrzepał ubranie z kurzu.
"Trzeba rozejrzeć się w sytuacji."
Ruszył w stronę korytarza wiodącego do karczmy.
"Ciekawe jaka pora dnia."

Szedł przez korytarz. Snop światła u jego końca oświetlał schody do piwnic karczmy.
Pomału dochodził do siebie po tej nieumarłej imitacji snu w jaką zapadł.
Wymówił formułę zaklęcia. Świat magicznych refleksów zniknął zastąpiony przez mętną rzeczywistość.
Może gdyby nie był taki zamyślony zauważył by a wtedy historia skończyła by się inaczej. Ale nie był.

Wszedł do głównego pomieszczenia w Karczmie.Nie zobaczył tam nikogo. Świerze jasne słońce poranka wpadało przez okno.
Usiadł przy kominku i czekał. Niedługo powinien pojawić się jego drugi towarzysz.
Awatar użytkownika
Adelbert
Szukający drogi
Posty: 27
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Adelbert »

Słońce przedostające się przez szczeliny w okiennicach padło prosto na jego oczy, wybudzając go z niespokojniej drzemki, w którą zapadł leżąc na podłodze. Przeciągnął się nie wstając, ziewnął.
Usiadł.
Przetarł oczy, głowa bolała go niemiłosiernie, nadszedł nieubłagany kac...kat. Chociaż ścięło go już wieczorem, czyli spotkanie z niedobrym odchaczył wcześniej.
Wstał powoli i ostrożnie, by nie poślizgnąć się na wymiocinach i nie wzmagać pulsowania w łepetynie. Wszystkie stawy chrupały i strzykały. Złapał się za lędźwia i pokuśtykał do drzwi.
Chciał złapać za klamkę, lecz powstrzymało go pukanie. Delikatne i nieśmiałe. Z drugiej strony doszedł go kobiecy głos:
-Czy pan już wstał? Przyniosłam panu wodę, żeby się pan obmył. I ręcznik, coby się wytarł puźniej, mogę wejść?
Otworzył całkiem niewysokiej blondynce. Tak jak zapowiedziała, trzymała zestaw do higieny porannej.
-Eee, dziękuję panience.
Zaprazentował się w brudnej od żółci koszuli. Mistrzowsko.
Przestraszona dziewczyna oddała mu misę i wyszła szybko zostawiając go samego. Obmył się, wytarł, przeprał nawet rękawy i nie czekając aż wyschną zszedł na dół.
Jego oczy padły na znajomą postać siedzącą w izbie. Przycupnął na stołku koło ebenezera, oparł łokcie o stół, a głowę na dłoniach.
-No muszę się przyznać Wędrownemu, że niezbyt wiele pamiętam z wieczora. Se popiłem trochę, nie?
Podniósł głowę i spojrzał na licha.
-To ja się miałem z tym, no, niskim ciągnąć do roboty, bo Wędrowny obiecywał i złoto, i piwko, i kobity, to jakby mógł Wędrowny przybliżyć, co, i ten tego, jak, to byłbym, no, wdzięczny.
Awatar użytkownika
Ebenezer
Szukający drogi
Posty: 31
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Lich
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ebenezer »

Dopatrywanie się człowieka w istocie która usiadła koło niego było dość naciągane. Adelbert bardziej przypominał wrak statku wyrzucony na brzeg morza.

Do pomieszczenia weszła młodsza z córek gospodarza.
"Strasznie krzyczała przy swoich narodzinach, a i jej matka miała z nią problem."
Dziewczyna jednak wyrosła na całkiem niewysoką blondynkę a pod jej ubraniem zaczynały pomału formować się kobiece krągłości.
"Ech gdyby człowiek był w lepszym stanie."pomyślał.
"I o jakieś osiemdziesiąt parę wiosen młodszy stary pierniku."skarcił w myślach sam siebie.

-Eloizo mogła byś przynieść czegoś do picia dla gościa? Zdaje się iż cierpi obecnie w rękach straszliwego i niezwykle niewidocznego dla naszych oczu kata, przywołanym przez jego wczorajsze pijaństwo.
Dziewka uśmiechnęła się do nich promieniście i zniknęła na zapleczu.
"Teraz trzeba naprawić pana kupca. W takim stanie nawet szczurołap był by z niego kiepski."
-Piwa i Kobit nie mogę zapewnić... A co do złota.-ściszył głos.
-Zapewniam praca dla mnie przyniesie panu profity.-

Na stole pojawił się wielki dzbanek z jakimś sokiem, oraz dwa drewniane kubki.
-finis-mruknął pod nosem a świat na powrót przybrał kolory czerni.
W ciele swojego towarzysza spostrzegł pozostałości wczorajszej zabawy.
"Nie zazdroszczę mu.Zobaczymy co będziemy mogli z tym zrobić."
-Proszę się napić panie Adelbercie. A następnie coś panu pokarzę, i objaśnię na czym będzie polegać praca.
Awatar użytkownika
Adelbert
Szukający drogi
Posty: 27
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Adelbert »

Ta sama blondyneczka, która podała mu wcześniej wodę i ręcznik, teraz postawiła przed nim napitek. Podniósł kubek i powąchał zawartość. Alkohol, a jakże, przecież picie wody z miejskich studni może być bardziej szkodliwe niźli wieczór spędzony na delektowaniu się rumem. Nawet płakać nad ranem można głośniej, gdy w żołądku zaczną pracować miliony malutkich organizmów, które, wydawałoby się, nie pragną niczego innego tak bardzo jak niestrawności biednego szczurołapa.
Łyknął solidnie, na szczęście sikacza, bo pożądnie go już suszyło.
-Zamieniam się w słuch... i ten, no, oczy.
Awatar użytkownika
Ebenezer
Szukający drogi
Posty: 31
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Lich
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ebenezer »

-Proszę wziąć ze sobą kubek pewnie pić się chce.A teraz proszę za mną.

Ruszył w stronę piwnic pomału schodząc po schodach.
-Widzisz tę karczmę postawiono na miejscu do którego zaglądam czasem, można je nazwać...
Wszedł do ostatniego pomieszczenia piwnic i otworzył przejście za beczką wpuszczając do środka człowieka.
-Moim domem tymczasowym.-Z mrocznego korytarza zawiał przeciąg, niósł za sobą odgłos pochrapywania krasnoluda i szurania miotłom.
"Dziwne pamiętam o Eeem ale przecież nie kazałem mu zamiatać."
-Proszę uważać pod nogi może być tu całkiem ciemnawo.
Zaprowadził swojego towarzysza do okrągłej sali dalej osmalonej po wczorajszym wybuchu.Na samym środku z miotłą stał Eeem.
Odwrócił się w ich stronę a jego dolna szczęka oderwała się i uderzyła o ziemię.
-Dawno nie widział innych ludzi. Aż mu szczęka opadła.
Awatar użytkownika
Adelbert
Szukający drogi
Posty: 27
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Adelbert »

Chłodna piwnica- nie ma sprawy.
Ukryte przejścia- jaasne, mają w każdej karczmie, szkoda tylko, że tam szczurów nie wyłapał.
Człowiek, któremu na twój widok opa...odpada szczęka- na każdym kroku, szczególnie z jego aparycją.
-Co to jest! Na bogów!
Upadł na pośladki, obił je sobie niemiłosiernie. Zaczął się odsuwać, przebierając desperacko nogami po płytkach podłogi.
-Dlaczego!? Matuluu, ratunku! Truposz na nogach!
Zbladł, jego ciało momentalnie pokrył zimny pot. Sięgnął do buta po stary nóż, wyszarpnął go i zerwał się na równe nogi. Wycelował sztychem w orzywieńca.
-Niech to coś się do mnie nie zbliża, bo zaszlachtuję, jakem tu stoję, leżeć będę i mordować, bo mi własne życie miłe.
Jego ręka drgała ze strachu, a on stał pochylony do przodu, z głową wciśniętą w barki.
Awatar użytkownika
Ebenezer
Szukający drogi
Posty: 31
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Lich
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ebenezer »

"Dlaczego nie siedzi w swojej trumnie?"
Eeem dalej zamiatał jak gdyby nigdy nic.
Adelbert siedział przy ścianie i wywijał nożem.

-Spokojnie Adelbercie. To tylko kupa kości którą nasycono magią. Nazywa się Eeem i jest szkieletem sługą.-miał nadzieję że zabrzmiało to...
"No właśnie jak. Pocieszająco?"
-Nie zrobi nikomu krzywdy-
-Eeem do pudełka! Straszysz gości!-
Szkielet klekocząc poszedł w stronę kostnicy.
-Zapomniałem pana uprzedzić. Jestem dość niecodziennie uzdolnionym medykiem.A co do kości rodzina nie zgłaszała pretensji.
Awatar użytkownika
Adelbert
Szukający drogi
Posty: 27
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Adelbert »

Opuścił nóż, jednak jego oczy pozostały wciąż szeroko otwarte. Dyszał ciężko.
-To...jak to? Przecież trup to trup. On, ono, ony, no, ten szkielet, on myśli? Je?
Wyobraził sobie w głowie kawałki chleba, oderwane chybotającymi się zębami od bochna, które spadają na podłogę mijając w locie bielące się żebra.
-I czerpie z tego satysfakcję? W sensie, no, z bycia martwym.
Spojrzał na Ebenezera i podniósł lewą brew.
-W jakim sensie uzdolnionym lekarzem? Kolega Wędrowny zechce się wytłumaczyć, bo mnie w kiszkach skręca, nie i wolałbym się uspokoić, tudzież, no, uspokojonym być.-głos wciąż mu z lekka drżał, a kostki w dłoni trzymającej nóż pobielały.
-No a robota, to też ma polegać na zabawach z truposzami?
Zawsze zastanawiał się co dzieje się z truchłami szczurów, które złapał. Jeżeli szczęście mu dopisuje, byćmoże nie biegają teraz po mieście świecąc nagimi koścmi i nie szukają zemsty. To by zepsuło jego dzień, na dobre.
Ba, to by zepsuło jego życie, oj tak, na dobre.
-A niskoludź?
Uświadomił sobie, że nie widział jeszcze swojego towarzysza od kufla, a podłoga podejrzanie wibrowała.
Awatar użytkownika
Ebenezer
Szukający drogi
Posty: 31
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Lich
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ebenezer »

-Nie pytałem ale Eeem zdaję się być bardzo szczęśliwy ze swojej roli.
-Co do norda śpi teraz na kozetce w moim gabinecie.
-A jeśli chodzi o moje uzdolnienia-poszedł do człowieka wyciągnął rękę końcówkami palców dotykając jego czoła.
Mruknął pod nosem i w tej chwili spostrzegł jak z głowy tamtego schodzi zaczerwienienie.
-Głowa już nie boli jak miewam? Nasza praca Adelbercie jest u końca tego korytarza-wskazał ręką na jedne ze spróchniałych drzwi.I nie wiem z czym przyjdzie nam się tam borykać.Drzwi są zapieczętowane od kiedy to odkryłem.
Awatar użytkownika
Adelbert
Szukający drogi
Posty: 27
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Adelbert »

Faktycznie, głowa przestała go boleć. Odsunął się krok od Ebenezera.
-Jesteś czarodziejem. Wędrownym. Wszystko się zgadza. Głupi byłem, że tego od razu nie zauważyłem, ale może i dobrze, może i dobrze! Jeszczebyś mnie przysolił, jakbym ci rzekł, że ja wiem, że ty jesteś magikiem.
Wysunął w stronę licha dłonie z rozłożonymi palcami, w prawej przy urzyciu małego palca i kciuka wciąż trzymał nóż.
-Tylko mnie, panie, w ropucha nie zmieniajcie, ja się źle czuć będę ze zjadaniem much! To nie dla mnie!
Ciekawe, co musi być za tymi drzwiami, że istota posiadająca magiczne zdolności musiała rozwieszać ogłoszenia, sciągać śmiałków do pomocy. Dreszcz przeszył jego ciało.
-Ale co tam jest, za tymi drzwiami?
Awatar użytkownika
Ebenezer
Szukający drogi
Posty: 31
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Lich
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ebenezer »

-Najpierw obudzimy naszego towarzysza.-odwrócił się i ruszył do gabinetu.
w środku dalej leżał krasnolud głośno chrapiąc.
Ebenezer chwycił wiadro z wodą którą miał tu do mycia narzędzi.
I bezceremonialnie wylał ją nordowi na twarz odsuwając się po tym zapobiegawczo poza zasięg ręki oraz toporka.
Zablokowany

Wróć do „Rapsodia”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość