Łatwo sobie wyobrazić, co czuła urażona Noelia po słowach Drake'a. Oddaliwszy się od traktu, na którym doszło do całego zajścia, oparła się o drzewo i zamknęła oczy. Miał rację, wiedziała to. Ale nie zamierzała go przepraszać, nie po tym, jak ją zjechał z góry na dół niczym burą sukę. Czuła się fatalnie i najchętniej zaszyłaby się w jakiejś pustelni. Odpoczęłaby od tego całego zgiełku miasta, od ludzi i od wścibskich gapiów. Stała pośrodku dębowego lasku, po czym rozejrzała się wokół. Po tym, jak już chwilę ochłonęła, podbiegła do ścieżki, na której się rozstali, ale Drake'a już tam nie było. O losie..., pomyślała zniechęcona. Nie dziwiła się łowcy, że wyłożył karty na stół. Fakt, zranił ją, ale ktoś musiał ją ustawić. Zachowywała się ostatnio fatalnie, sama nie wiedząc dlaczego. Chwilę spacerowała wzdłuż ścieżki, raz zawracając do miasta, raz udając się w kierunku lasu, nie potrafiąc się zdecydować. Może gdyby wiedziała, dokąd się udał, byłoby prościej. Na pewno by za nim poszła, chociażby po to, by się z niego ponabijać. Eh, ta... ponabijać.... Chociaż zapewne słowo "przepraszam" nie przeszłoby jej przez gardło w takich okolicznościach, to nie śmiałaby się z niego. Niby dlaczego miałaby to zrobić? Uświadomiła sobie, jaki błąd popełniła. Jedyna osoba, która chciała z nią rozmawiać, właśnie sobie poszła od niej precz, bo wampirzyca nie potrafiła myśleć o niczym innym, jak o sobie. Doszło do niej, że zaprzepaściła coś, z czego mogłaby się zrodzić głęboka przyjaźń. Ale kto mógłby zaprzyjaźnić się z tak wredną i snobistyczną istotą?
Idąc do Madlene, sporo rozmyślała. Po pierwsze, kierowała się tam, by ją przeprosić. Po drugie, planowała spytać ją, czy wie, gdzie udał się Drake. Być może było to irracjonalne myślenie, ale coś podpowiadało jej, że ona może to wiedzieć. A jeśli by nie wiedziała, to przynajmniej się komuś poużala... Zawsze to jakieś rozwiązanie. No i po trzecie, wyjaśni do końca sprawę związaną z Tomem. Nadal była ciekawa, dlaczego szlachcianka nie pisnęła słowem, co może ją spotkać.
Owe rozmyślania dotyczyły jej wnętrza. Kim właściwie był czy jest dla niej Drake? Nikim szczególnym, tak przynajmniej brzmiałaby odpowiedź wedle zasad logiki. Zadając sobie te pytanie, Noelia rzeczywiście tak pomyślała, kierując się tylko i wyłącznie rozumem. Sprawa komplikowała się, gdy do głosu doszło serce, jak zwykle przeciwstawne do racjonalności. Był jej bliski i nic tego nie zmieni, nawet gdyby przeklął ją sto razy, i tak nie potrafiłaby się na niego gniewać. Na tym polega pokrewieństwo dusz. Jej myśli były pochłonięte tym, dlaczego zachowywała się tak niestosownie i głupio, skoro w głębi duszy, Drake jest dla niej ważny? Nie potrafiła do tego dojść - z logicznego punktu widzenia było to niedorzeczne. Ale znając naturę Noelii, im bardziej kogoś lubiła, tym bardziej go odpychała od siebie. Pogubiła się w tym.
Niestety, czar rozmyślał rozpłynął się jak bańka mydlana, kiedy wkroczyła do miasta pełnego chłopstwa i pospolitej gawiedzi. Z niewiadomych przyczyn zaczęli się w nią wpatrywać. Próbowała nie zwracać na to uwagi, ale to było strasznie dokuczliwe. Jedne spojrzenia wyrażały po prostu podziw i lekkie uznanie względem niej, a inne mówiły: "Wynoś się stąd", stanowiły pogardę i nienawiść. Pytanie tylko, za co? Przecież nic im nie zrobiła. Zwyczajnie szła do karczmy, nie wadząc nikomu. Jako że posiadała czuły słuch, potrafiła wychwycić nawet szepty, które na nieszczęście, docierały do jej biednych uszu. A czegoż to się o sobie nasłuchała! Że taka, że owaka, że zbyt wystrojona... Już chciała stanąć na środku placu i wykrzyczeć tym ludziom prawdę o nich, ale uznała, że lepiej zrobi, zachowując resztki honoru. Uniosła wysoko głowę, nie dając im w ten sposób satysfakcji. Co dziwne, to jeszcze bardziej rozsierdziło mieszkańców, tak jakby zazdrościli jej tego, kim jest. "Doprawdy, nie macie czego", przemknęło jej przez myśl, robiąc zatroskaną minę.
Miarka przebrała się, kiedy już przekraczała próg karczmy, a ktoś jej podstawił nogę. Co jak co, ale nie zgadza się na bycie pomiataną. Poniżona, a zarazem niebywale dumna, krzyknęła w kierunku śmiejących się z niej mieszkańców. Jej reakcja wywołała u nich wstyd, nawet nie przypuszczała, że dotrze tym ludziom do sumień. Nie przewidziała jeszcze jednej rzeczy - jej wkroczenie do tej karczmy stanie się prowodyrem początku jej problemów...
Stało się to tak szybko, że nawet nie zdążyła mrugnąć. Straże pojmali ją jakoś krótko po tym, gdy drzwi pokoju otworzyła Madlene. Okazało się, że nie jest sama. Noelia obraziła ją do żywego, co młoda szlachcianka potraktowała jak policzek. Natychmiast powiadomiła kogo trzeba. Nie musiała nawet prosić o ich wstawiennictwo, bowiem goście doskonale słyszeli wyzwiska, jakie padły z ust wampirzycy.
Straże zbliżali się do niej, zaś ona nie miała pojęcia, co robić. Wzywać pomocy? Nic to nie da, gdyż goście nie byli do niej nastawieni pozytywnie. W okolicy pewnie się rozniosło o jej impertynenckich odzywkach względem Madlene, więc najgłupsze, co mogła zrobić, to zrobić z siebie ofiarę. Musiała walczyć. Nawet wiedziała, jakim sposobem. Wiedziała, że to co zrobi za chwilę, odbije się jej czkawką, ale miała inne wyjście? Toteż kiedy pierwszy z dwu strażników już był bliski założenia jej kajdan, kopnęła go w brzuch, używając do tego całej swojej siły. (Warto dodać, że miała na nogach pantofle z metalowym obcasikiem, więc to musiało boleć.) Do drugiego z kolei doskoczyła, biorąc niewielki rozpęd i powaliła go na ziemię. Ciężko nie miała, ponieważ mężczyzna nie ważył zbyt wiele, nie był też z tych silnych. Ot, zwykły początkujący wojak, który postanowił dorobić parę ruenów stojąc na straży. Strażnik zgłupiał. Próbował wstać, ale nie dał rady, bo Noelia siedziała na nim okrakiem, dociskając łokciem jego szyję. W każdej chwili mógł się udusić. Podniósł prawą dłoń w geście kapitulacji, krztusząc się z braku tlenu. Wampirzyca właśnie na to czekała. Jednym sprawnym ruchem zbliżyła usta do jego szyi, wgryzając się w tętnicę, powodując potok krwi. Pokazała drugiemu strażnikowi ostre i zakrwawione kły, w ramach ostrzeżenia. Jegomość krzyknął wniebogłosy i wziął nogi za pas. Podobnie uczyniła Madlene, która przyglądała się biernie całej scenie, drżąc na całym ciele. Uciekając, wrzasnęła do siedzących w pobliżu ludzi:
- Uciekajcie!!! Wampir!!! Wszystkich nas pozabija!
Noelia wytarła rękawem sukni usta i przejrzała się w lustrze. Jej wygląd nieznacznie się zmienił. Uśmiech stał się szaleńczy, jakby nawiedzony, twarz bielsza a włosy ciemniejsze. Przełknęła ślinę, wychodząc z pokoju, w którym do niedawna przebywała Madlene. Czuła do siebie wstręt, że po raz kolejny wykorzystała przewagę, jaką ma nad człowiekiem, jednak została postawiona w takiej sytuacji, że nie widziała innego rozwiązania. Zwłoki mężczyzny leżały krzywo na podłożu. Twarz miał całą w sińcach, nie wspominając o szyi, która prezentowała się wręcz makabrycznie. Noelię zemdliło, to było dla niej za wiele. Oczy byłego strażnika pozostały otwarte, było to wejrzenie kogoś, kto zginął ogromnie cierpiąc przerażony. Wampirzyca poczuła ucisk w sercu. Uklękła przy truchle i zamknęła mu oczy dłonią - chociaż tyle mogła dla niego zrobić. Następnie przykryła go prześcieradłem i chwilę tak siedziała zasmucona, zastanawiając się, jakim był człowiekiem. Wtem mała łza spłynęła po jej chudym policzku i wylądowała prosto na jego twarzy. Gdy zorientowała się, że płacze, szybko starła wierzchem dłoni dowód swej słabości. I właśnie wtedy zobaczyła Drake'a. Początkowo patrzyła na niego, jakby widziała ducha, ale po paru sekundach oszołomienie zniknęło i zdała sobie sprawę, kogo ma przed oczami. Nie wiedziała, co ma zrobić, była przygotowana na wszystko. W jednej chwili, chciała rzucić się mężczyźnie na szyję, sama nie wiedząc dlaczego. Może w ten sposób chciała odreagować napięcie, które w niej narosło. W drugiej zaś czuła, że musi go stąd przegonić, jest przecież złym i ohydnym potworem, który nie zasłużył sobie na znajomość z kimś takim jak Drake. Noelia nie zrobiła nic z tych rzeczy. Zamiast tego odwróciła głowę, co właściwie nie oznaczało niczego. Czuła dojmujący smutek, wręcz pustkę, która obezwładniła jej myśli i zanurzyła się w niej jak w głębokim jeziorze, nie potrafiąc weń pływać. Ostatnim razem była w takim stanie po śmierci swojej babki. Spuściła głowę i zakrywając twarz dłonią, po prostu wstała i pobiegła w kierunku tylnego wyjścia.
Spośród tych wszystkich rzeczy, jakie doświadczyła tego dnia, chyba najgorsze było to, że nie poznała prawdy. Świadomość, że prawdopodobnie nigdy nie przyjdzie jej dowiedzieć się o powodach nielojalności Madlene, całkowicie ją załamała. Poczuła, że coś w niej umarło na zawsze.
.