Jezioro Doren[Brzeg jeziora] Za nim!

Doren była "środkową" córką króla Filipa i najbardziej przez niego ukochaną, podobna do swego ojca, rudowłosa piękność, która według legendy przemieniła się w nimfę i po dziś dzień włada wodami jeziora nazwanego od jej imienia, a tafla wody mieni się tutaj zawsze kolorem czerwieni.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Rammi
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 53
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Pustynny Elf
Profesje: Badacz , Wędrowiec
Kontakt:

[Brzeg jeziora] Za nim!

Post autor: Rammi »

Pierwszy krok postawiony w Arturonie

        - Ach, ale widok, jak ja dawno tego nie widziałem!
        Trudno było się dziwić entuzjazmowi Rammona, bo widok był zaiste piękny. Dojechali nad jezioro Doren gdy słońce było w zenicie - w jego niesamowitej czerwonej wodzie odbijał się blask promieni słonecznych, sprawiając, że jego powierzchnia przypominała oszlifowaną taflę rubinu, a nie zbiornik z krwią. Do tego soczysta zieleń okolicznych roślin, błękitne niebo poznaczone chmurami przypominającymi strzępki waty… Raj.
        - Nic tylko wyłożyć się na trawie i poleżeć - ocenił elf z zadowoleniem. Bo faktycznie, należał im się jakiś odpoczynek. Od rana byli w siodle… I tak przez ostatnie kilka dni. Podróż nie była trudna, bo jechali szerokim, zadbanym, często uczęszczanym traktem, a noce do tej pory spędzali w karczmach, gdzie można było porządnie zjeść i wyspać się w łóżku. A Rammi mógł sobie pogadać. Ten podróżnik miał taką niezwykle magiczną cechę, że nie musiał wcale się starać, by albo zebrać wokół siebie wianuszek słuchaczy, albo wbić się w środek już gotowego kręgu. Po prostu gdy miał ochotę, podchodził i zaczynał rozmowę, a wszyscy słuchali go jak urzeczeni. Lubił to i to nawet nie przez to, że napawał się własną popularnością - cieszyło go raczej to, że po takiej rozmowie część osób odejdzie od niego z nową kroplą wiedzy w głowie, która być może zachęci ich do tego, aby samemu zgłębiać temat dalej… Tak, był pod tym względem idealistą: wierzył, że może zmienić świat. Może nie cały, ale jego niewielką część, sprawiając, że ludzie w końcu zaczną pojmować, że mimo iż są różni, mogą się między sobą dogadać, wystarczy chcieć.
        Z Nickiem również doskonale mu się rozmawiało. Bibliotekarz, zgodnie krążącymi o jego fachu stereotypami, był niezwykle oczytany i z natury inteligentny, przez co Rammiemu ani chwili się nie dłużyło. Nawet gdy milczeli, no bo ileż można gadać? Czasami wystarczyło cieszyć się pięknymi widokami - dokładnie tak jak teraz. Elf pozwolił, by jego konik dreptał sobie tempem spacerowym, a czasami nawet zatrzymywał się, by poszczypać soczystą, ciemnozieloną trawę, której kolor z pewnością miał coś wspólnego z bliskością tajemniczego czerwonego jeziora. Rammon oczywiście miałby do opowiedzenia wiele legend i plotek na temat tego przyrodniczego fenomenu, ale teraz nie miał na to ochoty - wystawiał wytatuowaną i ozdobioną szerokim uśmiechem twarz do słońca, a gdy czasami opuszczał głowę, rozglądał się po okolicy, nadal niezwykle zadowolony. Dawało o sobie znać jego w połowie pustynne pochodzenie, gdyż teraz, gdy czuł na sobie promienie słoneczne, miał niezwykle dobry nastrój, a i jego cera wyglądała na nieco zdrowszą.
        - Niedaleko stąd do Demary - zagaił Rammon. - Lecz moim skromnym zdaniem nie ma sensu tam zaglądać, bo czas nas goni.
        W istocie, nie mieli komfortu, by pozwolić sobie na zwiedzanie - byli na tropie i jeśli chcieli osiągnąć sukces, należało się spieszyć. Dzięki gadulstwu elfiego etnografa już dzień po opuszczeniu Arturonu dowiedzieli się, że poszukiwany przez nich jegomość z wąsem w istocie zmierzał w tym kierunku, a towarzyszyła mu egzotyczna mieszanina tragarzy, ochroniarzy i gryzipiórków w niepraktycznych ubraniach. Niewielka, bo trochę ponad pół tuzina osób, ale to dawało już Rammonowi obraz tego, że musieli mieć do czynienia z jakimś bogatym i mało doświadczonym w eskapadach jegomościem, który nie wiedział kiedy należy zacisnąć pasa, a kiedy pofolgować sobie w wydatkach i od razu szeroko otworzył sakiewkę.
        - Główny szlak oczywiście prowadzi do miasta - kontynuował Heike-Alsbeith, wskazując znajdujące się przed nimi rozwidlenie. - Ale tą boczną drogą pojedziemy jak z łuku strzelił, prosto w stronę Wrzosowisk, zyskując kilka dni. Nawet jeśli nasz uciekinier wybrał tę samą trasę, porusza się wolniej, więc nadal będzie się to dla nas opłacać. Nie wiem jak to będzie z noclegiem, ale co tam, najwyżej czeka nas namiot. Przy tak ładnej pogodzie i okolicznościach przyrody to będzie przyjemność - oświadczył, jakby nawet taka opcja go cieszyła.
        Dojechali do rozwidlenia traktu, gdzie na jednej tabliczce wskazującej prawo widniał napis “Demara”, a na tej drugiej, w lewo, “Saria”. Obie nazwy miast zostały okraszone schematycznymi rysunkami ich herbów.
Awatar użytkownika
Nick
Błądzący na granicy światów
Posty: 20
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna , Kolekcjoner , Badacz
Kontakt:

Post autor: Nick »

        Miejsce, do którego dotarli w pierwszym momencie skojarzyło mu się z Piekłem. Czerwona tafla jeziora przypominała morze płomieni, nad którym zwykł spacerować niekończącymi się nocami. Było w niej to samo hipnotyczne piękno, mimo skrajnie odmiennej natury. Zielone drzewa i błękitne niebo nie pasowały jednak do Planu, z którego pochodził diabeł - tam widnokres zasnuwała purpura, przeplatana okazjonalnymi pasmami ciemnofioletowych chmur.
        Nie mógł powiedzieć, że Piekło nie było piękne. Na swój odmienny, surowy sposób urzekało bezkresem pustyń zasypanych popiołem i krajobrazem śmiertelnie niebezpiecznych gór. Były tam miejsca martwe i tętniące życiem - trującym, morderczym, ale trwającym w idealnej symbiozie. Dla niego ostre jak brzytwa skały i ocean gęstej niczym smoła czerni był domem i wywoływał nostalgiczny uśmiech tęsknoty. Miejsce w którym teraz się znajdowali - choć piękne - było odległe i obce niczym ilustracja z książki. Książki w której niespodziewanie zarządca zaczął odgrywać główną rolę.
        Gdy dotarli do rozwidlenia, elf zawiesił w powietrzu skierowane do niego pytanie. Dzięki umiejętnościom interpersonalnym Rammiego szybko dowiedzieli się którędy i w jakiej obstawie poruszał się nowy właściciel zwoju. Póki co Nickowi udawało się dosyć zgrabnie unikać pytań dotyczących swoich poszukiwań, choć czuł, że jego towarzysza trawi ciekawość. Jeżeli chcieli jak najszybciej odnaleźć zgubę nie mieli czasu na wędrówki po Demarze.
- Kierujmy się na Wrzosowiska. Nie ma sensu wjeżdżać od razu do kolejnego miasta, a nocleg w namiocie nie brzmi jak wygórowana cena za kilka nadrobionych dni.
W Piekle Nick wielokrotnie sypiał pod gołym niebem, więc ta perspektywa nie była dla niego straszna. Nie mógł zmarznąć przy panujących tutaj temperaturach, a żaden owad nie wkłułby się w jego skórę. Poza tym towarzystwo Rammona odpowiadało mu coraz bardziej, więc wieczór spędzony na rozmowach przy ognisku brzmiał jak całkiem miła alternatywa.
- Niedługo będzie trzeba dać koniom odpocząć. Pan Oberek zrobił się już nieco marudny.
Po początkowych trudnościach dogadali się z koniem… można powiedzieć, że przyzwoicie. Wałach nie stawał już dęba, a Nick starał się nie trzymać gorących dłoni opartych zbyt długo o końską szyję. Zaczął dostrzegać gdy zwierzę było głodne lub zmęczone, a Oberek parę razy szturchnął go nawet zaczepnie nosem. Z całą pewnością było to lepsze niż próby podskubywania, więc stan między nimi można było określić jako względną zgodę.
        Uśmiechnął się i wrócił spojrzeniem do jeziora, lśniącego krwistą czerwienią. W tej chwili tęsknił za domem mocniej niż kiedykolwiek, a marmurowe ściany biblioteki i oświetlające półki płomienie głośno wołały w jego duszy. Alarania była piękna, jednak nie mógłby tu zamieszkać. To tam, w Piekielnej Bibliotece, był jego dom.
        To skierowało jego myśli na wspomnienie Castora. Ciekawe jak radzi sobie ten demon o móżdżku mniejszym niż łupinka orzecha? Był silny i wierny i na tym właśnie opierała się nadzieja Nicka, że diabły i sukkuby nie rozniosły jeszcze w pył jego cennych zbiorów. Obiecał sobie w duchu, że w nocy otworzy portal i zerknie - tylko zerknie - czy wszystko u niego w porządku.
- Piękne miejsce. Kojarzy mi się trochę z domem - powiedział, pozwalając by nagły podmuch wiatru potargał mu włosy. Takiego wiatru nie było w Piekle. Był orzeźwiający i aromatyczny, pachniał świeżymi ziołami i trawą. Przypominał, że czerwień jest tylko dziełem natury, a okolica jest stosunkowo przyjazna.
- Choć nie pachniało tam w taki sposób. Czy to mięta cytrynowa? Z chęcią zagotowałbym kubek, jeśli uda nam się ją znaleźć wśród traw.
Diabeł nie znał się na ziołach, jednak z miętą spotkał się już po wyruszeniu z Arturonu. Zaparzył mu ją spotkany w karczmie zielarz, z którym połączyła go zażarta dyskusja i od tego czasu piekielny zapałał do roślinki wyjątkową sympatią.
Awatar użytkownika
Rammi
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 53
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Pustynny Elf
Profesje: Badacz , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Rammi »

        - Słuszny wybór - pochwalił z zadowoleniem Rammi, gdy de Peyrac bez większego namysłu zdecydował się nie nadkładać drogi, aby zajechać do miasta. Podobało mu się to, jak układa się ich współpraca. Nie należał co prawda do osób, które za szybko wyciągały jakieś wnioski, ale po tym jak bibliotekarz przyznał mu się, że nie umie jeździć konno, obawiał się trochę czy też w innych kwestiach związanych z szeroko pojmowanym podróżowaniem nie pojawią się jakieś trudności. Tych jednak póki co nie napotkali, a nawet jeśli coś było nowością dla Nicka, dzielnie sobie z tym radził. Nie był wymuskanym paniczykiem, z którym taka droga byłaby istną udręką - mężczyzna z krwi i kości, który nie płakał nad przeciwnościami losu.

        - Hm… - Rammi wręcz jakby na pokaz pociągnął nosem, jakby próbował wyczuć wspomniany przez bibliotekarza zapach. - Chyba faktycznie… Mięta na pewno. Ale przyznam, że ja nie rozróżniam jej odmian. Chcesz się zatrzymać? Chodź, konie się trochę popasą, a my poszukamy tej mięty.
        Rammon nie czekał specjalnie na odpowiedź Nicka - od razu skierował się ze swoim wierzchowcem na pobocze i tam zsiadł. Zdążył już poznać Iryska na tyle, że nawet go nie pętał - to był tak spokojny koń, że można go było tak zostawić, a on się specjalnie nie oddali. Zresztą chyba się polubili przez te kilka dni podróży i być może dzięki temu nie był on tak chętny do ucieczki. Tak sobie to tłumaczył etnolog, który lepiej znał się jednak na ludziach niż na zwierzętach. Dzięki takiemu podejściu bez żadnych obaw dziarsko ruszył w głąb łąki. No, dziarsko gdy już się rozchodził, bo jednak po tylu godzinach siedzenia w siodle trochę mu się ścierpło i pierwsze kilka kroków wykonał jakby uciekał z kliniki geriatrycznej.
        - O jeny, ale się zastałem… - zaśmiał się sam z siebie. - No, to gdzie ta mięta? - zapytał zacierając ręce. Aż szkoda, że mimo tego jak wiele czasu spędzał w lesie nigdy nie nauczył się rozpoznawania roślin. Oczywiście nie było tak, by nie znał niczego, bo każdy dzieciak rozpozna miętę czy rozmaryn, ale z tymi rzadszymi i mniej charakterystycznymi roślinami był problem. No ale właśnie, jak się skupi, to miętę na pewno znajdzie. A reszta… Reszta łąki niestety stanowiła dla niego pociechę dla oczu. No i…
        - A, kurcze blade! Uwaga, pokrzywy! - ostrzegł Nicka, bo dla niego już było za późno: odgarniając sobie zielsko z drogi wraził dłoń prosto między parzące liście. Teraz cierpiał, ale nie wyglądał na rozzłoszczonego z tego powodu czy rozdrażnionego, raczej śmiał się sam z siebie, powtarzając co chwilę “ała” i mrucząc pod nosem coś o mieszczuchu, trochę zbyt krytycznie względem siebie, bo przecież w dziczy potrafił przeżyć całkiem nieźle.
        - Hej, chyba znalazłem! - oświadczył po chwili Rammi. Kucnął przy tym wśród traw, lecz i tak łatwo było go wypatrzyć dzięki jego płomiennorudym włosom. Nim bibliotekarz się do niego zbliżył, elf delikatnie potarł dłońmi liście i właśnie zaciągał się tym cudownym aromatem.
        - Uwielbiam ten zapach - westchnął z ukontentowaniem. - W Turmalii piłem kiedyś rum z miętą i limonką, niech mi pan wierzy, to najlepszy drink jaki istnieje, gdyby zdarzyło się panu zawędrować w tamte strony, polecam.
        Rammi jakoś przestał ignorować bąble, które utworzyły się na jego dłoni, a które wyglądały już dość dramatycznie - jakby poparzył się nie pokrzywą, a jakimś kwasem. Teraz, gdy trzymał ręce przy twarzy, poparzenia były tym bardziej widoczne.
        Rudowłosy elf wyciągnął z jednej z bocznych kieszeni spodni serwetkę, w którą z reguły zawijał sobie świeżą bułkę na drogę, aby móc jeść w siodle i nie musieć sięgać do plecaka. Teraz była ona pusta, wystarczyło strzepnąć okruszki i już można było zbierać na nią miętę.
        - Chce pan teraz robić postój i herbatę, czy jeszcze kawałek ujedziemy, póki słońce jest? - upewnił się, zrywając pojedyncze listki z różnych miejsc na łodyżkach, jakby nie chciał za bardzo przerzedzić rośliny i zburzyć jakiejś naturalnej kompozycji.
        - W tych stronach nie ma w sumie znaczenia gdzie się człowiek zatrzyma, bo wszędzie jest w miarę równo i podobnie bezpiecznie - kontynuował, jak zawsze wyjaśniając nim został o cokolwiek zapytany. - Pogoda też nie zmusza do tego, by szukać jakiegoś osłoniętego miejsca... Ta okolica jest urokliwa, ale wydaje mi się, że nie zaszkodzi pokonać jeszcze kawałek drogi, póki jest jasno.
        Wypowiedź Rammona przerwało rżenie jego wierzchowca, które brzmiało jak gwałtowny protest - oczywiście, że jemu tu się podobało, bo miał pod dostatkiem pysznych ziół, traw i kwiatów, więc nie było mu w smak ruszać się dalej. Etnolog zaśmiał się głośno słysząc ten sprzeciw.
        - Ależ Irysku, dalej na pewno będą równie pyszne roślinki, obiecuję! - zawołał do niego, tylko na moment się obracając.
Awatar użytkownika
Nick
Błądzący na granicy światów
Posty: 20
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna , Kolekcjoner , Badacz
Kontakt:

Post autor: Nick »

        Być może w innych okolicznościach Nick uznałby wspólne szukanie ziół za niemęskie lub nawet niegodne, jednak zachwyt nad wciąż poznawanymi smakami i zapachami Alaranii przeważył odzywający się w głębi duszy cichy, diabelski głos. ”Oj uśmialiby się w Piekle, widząc jak pochylony zbieram miętę. Choć nie, oni nawet nie wiedzieliby co to mięta”, pomyślał Nick, schodząc z konia i uwiązując go niedaleko Iryska. Nie miał tyle zaufania do Oberka co Rammi do swojego wierzchowca, jednak podejrzewał, że spokojniejszy koń ochoczo dotrzyma mu towarzystwa.
        Intensywny, orzeźwiający i lekko słodki zapach unosił się wyraźnie dookoła nich, gdy Rammi wrzasnął jak… dosłownie jak oparzony. Diabeł uśmiechnął się pod nosem, widząc jak figura retoryczna prezentuje dumnie swoje korzenie w rzeczywistości. Podszedł do elfa i wykazał spore zainteresowanie jego wzmianką na temat drinka z dodatkiem mięty. Połączenie tego zioła z alkoholem brzmiało wprost wybornie!
- Nie omieszkam skosztować - zapewnił, zastanawiając się czy po zdobyciu zwoju mógłby zrobić jeszcze krótki postój w Turmalii na zwycięski napitek.
Z niepokojem spojrzał na dłonie elfa, których cera szpetnie kontrastowała z czerwonymi poparzeniami. Co prawda wiedział jakie właściwości ma pokrzywa i że dla podróżnika na dłuższą metę wynikną z niej co najwyżej korzyści zdrowotne, jednak na pewno musiało szczypać. Jak diabli. Mimo wszystko Rammi niezrażony wyciągnął jasną chusteczkę i zaczął zbierać dumnie prezentującą się na ziemi miętę.
”Gdybym miał swoją prawdziwą formę nawet nie poczułbym oparzenia”, pomyślał z nostalgią Nick. Jego ludzkie ciało, choć cieplejsze niż przeciętnego śmiertelnika, nadal było bardziej wrażliwe na niedogodności przyrody. Mimo wszystko kucnął i również zaczął zrywać aromatyczne listki, choć zdecydowanie bardziej niż rudowłosy uważał na czające się tu i ówdzie pokrzywy.
- Myślę, że możemy zrobić postój na tamtym wzgórzu, pod drzewami. - Wskazał kępkę młodych brzózek, które szumiały zachęcająco na przeciwległym pagórku. Ze wzniesień rozciągał się zapierający dech w piersiach widok na jezioro Doren i ciągnącą się za nim Równinę. Wyglądało to jak dobre miejsce do snucia wieczornych opowieści.
        Musiał przyznać, że spanie pod rozgwieżdżonym niebem w ciepłe, alarańskie noce było bardzo przyjemnym doświadczeniem. A kubek naparu z mięty mógł to doznanie jeszcze umilić.
- Jeśli nie ma pan nic przeciwko, moglibyśmy podprowadzić tam nasze konie. Nie mam specjalnej ochoty znowu dosiadać Oberka, z całym szacunkiem dla rzeczonego.
Obejrzał się, słysząc zbuntowane rżenie Irysa. Najwidoczniej nie tylko on miał już dosyć podróży na dzisiaj. Ciężko się dziwić, w końcu to konie odwalały za nich najczarniejszą robotę. Obwiązał zerwaną miętę w gruby pęk i zapakował do torby. Uśmiechnął się lekko na myśl, że będzie ona pachniała nie tylko skórą i książkami, ale również ziołami, przynajmniej przez jakiś czas.
- Możemy rozbić tam obozowisko i zaparzyć miętę. Z chęcią wróciłbym również do tematu nawigacji, był wielce zajmujący - zauważył Nick, wracając wspomnieniami do prowadzonej przez nich dyskusji.
Awatar użytkownika
Rammi
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 53
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Pustynny Elf
Profesje: Badacz , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Rammi »

        Rammi w swej beztroskości nie zauważył nawet tych zaniepokojonych spojrzeń, które posyłał mu towarzysz. No fakt, trochę bolało i piekło, ale co tam, zagoi się, bo przecież to tylko zwykła pokrzywa. W gorsze rzeczy już w życiu łapę włożył, nawet do ogniska mu się zdarzyło… Choć może tym nie wypadało się chwalić. Był wtedy pijany.

        Rammi momentalnie się wyprostował i zerknął w stronę wskazanego wzgórza, a co więcej, zrobił to samo również Irysek, jakby jeźdźca z wierzchowcem łączyła jakaś bardzo szczególna więź. Elf uśmiechnął się z zadowoleniem i kiwnął głową.
        - Moim zdaniem świetne miejsce - przytaknął. - Pod brzozami naprawdę miło się wypoczywa, przynajmniej mnie, bo lubię szum tych drobnych listków. Zresztą, stamtąd będzie świetny widok. Chodźmy! Rozprostowanie nóg dobrze nam zrobi, a nasze wierzchowce na pewno się ucieszą, że nie będą musiały nas dźwigać. Prawda, Irysku? - zawołał do swojego konia Rammi. Odpowiedziało mu parsknięcie, choć raczej nie było ono związane z tym, że wiedział on o czym była mowa.
        - Dość - uznał głośno, składając swoją serwetkę z ziołami w schludny pakuneczek. - Zachłanność to zła cecha bez względu na miejsce na Łusce, więc ja więcej zbierać nie zamierzam. Pomóc? - zaoferował, gdyby Nick chciał zerwać trochę więcej liści. Nie bronił mu tego, bo każdy miał swoje potrzeby i dla każdego “wystarczająco” znaczyło co innego.
        - Chodźmy, panie de Peyrac - odezwał się w końcu elf, gdy oboje byli gotowi i wstali znad krzaczka mięty. Rammon idąc w stronę traktu nieustannie wąchał swoje dłonie, z ukontentowaniem przymykając przy tym oczy.
        - Cudowny zapach - westchnął, a gdy wyszedł na trakt, z jego zdaniem zgodził się również Irysek, gdyż z zainteresowaniem wąchał i trącał pyskiem dłonie swojego jeźdźca.
        - Nie mam tu nic niestety - usprawiedliwił się przed nim podróżnik, łapiąc za uzdę. - Podzielę się z tobą miętą, obiecuję, tylko dojdziemy na miejsce.
        Rammi przez swą gadatliwą naturę nawet z koniem potrafił próbować porozmawiać, choć ten raczej nie wydawał się tym razem zainteresowany. Wolał powęszyć sobie za smakowitymi ziółkami, których było pełno wkoło. Podróżnik jednak pociągnął go w drogę, a Irysek uznał, że nie ma co się sprzeczać, bo w sumie to już się najadł.

        Krótki spacerek w stronę wybranego brzozowego gaju minął panom bardzo przyjemnie, choć w ciszy - obaj napawali się pięknem przyrody. Rammon odezwał się dopiero, gdy dotarli na wskazany pagórek.
        - O, proszę spojrzeć, ktoś miał podobny pomysł na postój - zauważył, bo w trawie przed drzewami widać było czarny krąg po ognisku i wygniecione miejsca, gdzie spali wcześniejsi podróżnicy. Zostało nawet trochę drewna - nie tyle, by starczyło na całą noc, ale było od czego rozpalić.
        - Los nam sprzyja! - zawołał z zadowoleniem Rammi, luźno uwiązując Iryska i zdejmując z niego sakwy i całą resztę, by koń w końcu mógł sobie odpocząć. On sam zresztą poczuł, że wcale nie chce mu się zajmować jeszcze obozowiskiem, więc gdy skończył zajmować się wierzchowcem, spojrzał w stronę czarnego kręgu po ognisku i z westchnieniem obrócił się w stronę jeziora, po czym padł na plecy rozkładając szeroko ręce.
        - Dzień się jeszcze nie kończy, później pozbieram drewna! - zawołał na zaś, podkładając sobie dłonie pod głowę. Zaraz jednak syknął i jedną zabrał, bo miał na niej jeszcze bąble po pokrzywie.
        - Wie pan, panie de Peyrac, czego nauczyłem się w podróży to tego, że czasami warto się zatrzymać. Albo chociaż zwolnić. Inaczej wiele rzeczy może nam przemknąć koło nosa niezauważenie. Gdy jest się akurat przedstawicielem długowiecznej rasy można sobie nie zdawać z tego sprawy, ale gdy jest się dajmy na to człowiekiem, dobrze przyswoić sobie tę naukę. Ja wiem, to nie jest takie proste, ale naprawdę zbyt wiele obowiązków i za duży pośpiech nie służą zdrowiu ani ciała, ani duszy. Proszę spocząć koło mnie, spojrzeć na chmury. Pan również za dziecka odgadywał kształty obłoków? - zagaił elf nie zdając sobie sprawy, że tam gdzie wychował się Nick, nie było mowy o tego typu niewinnych zabawach.
Awatar użytkownika
Nick
Błądzący na granicy światów
Posty: 20
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna , Kolekcjoner , Badacz
Kontakt:

Post autor: Nick »

        Kiedy dotarli do wzgórza, słońce zaczęło chylić się ku zachodowi. Diabeł położył się obok elfa na trawie i spojrzał w górę. Obłoki, zabarwione z jednej strony na czerwono, przesuwały się leniwie nad nimi. Na wschodzie niebo przybierało już granatową barwę, jednak na zachodzie nadal mieniło się fioletem i złotem. Pojedyncze gwiazdy przebijały się gdzieniegdzie jasnymi punktami, mrugając do nich przyjaźnie.
- Nie jako dziecko, ale przyznam szczerze, że czasem mi się to zdarzało. W swoim domu mam taras, z którego rozciąga się przepiękny widok.
Od setek lat Nick mieszkał w Bibliotece, na tyłach której urządził sobie przytulne biuro, wypełnione pergaminami i księgami. Panował w nim wieczny bałagan, w którym diabeł doskonale się odnajdywał. Taras wychodził na olbrzymią, czerwoną równinę, wypełnioną głazami w kształcie kolumn ciągnącymi się setki stóp w górę i gładkim niczym stal, czarnym jeziorem. Z góry piekielny mógł patrzeć na równinę i w rozciągające się nad nią niebo.
- Ta tutaj kojarzy mi się z błędnym rycerzem, imć Don Kichotem. - Wskazał jedną, o wyjątkowo kuriozalnym kształcie. Jeden z zawijasów faktycznie przypominał wykrzywioną lancę, a inny konia o zwieszonej w zrezygnowaniu głowie.
- A ta wygląda jak paszcza jakiegoś pomniejszego demona…
Dziura pośrodku obłoku przybrała kształt wyszczerzonych zębów, a przeciemnienia - pustych oczodołów. Wrażenie podkreślał fakt, że chmura zabarwiona była krwistą czerwienią.
        Nick uśmiechnął się do towarzysza. Miło było tak razem odgadywać chmury.
- A pan co tam widzi, panie elfie?

        Gdy zaczęło się ściemniać i powiał chłodniejszy wiatr, przyszła pora na rozpalenie ogniska. Nick pomógł Rammiemu zgromadzić drewno na zapas i z zafascynowaniem przyglądał się wprawie, z jaką elf rozpalił ogień. On sam, władając magią ognia, nigdy nie zaprzątał sobie tym głowy. Rzadko kiedy bywało mu zresztą zimno, więc zazwyczaj nie było to jego zmartwieniem.
        Rozsiadł się wygodnie z ciepłym kubkiem w dłoniach i spojrzał w rozgwieżdżone niebo. Otaczał ich słodki zapach naparu miętowego, o lekko cytrynowej nucie. Konie stały spokojnie nieopodal, a płomienie oświetlały ich ciepłe, miękkie sylwetki. W oddali cykały świerszcze.
- To moja pierwsza wizyta w Alaranii, panie Rammonie. I mimo początkowej niechęci muszę przyznać, że cieszę się, że ruszyłem się z domu. To naprawdę urokliwe miejsce.
Nick nie zdawał sobie z tego sprawy, ale charakteryzował go głód wiedzy typowy dla wszystkich ludzi, którzy naprawdę lubią czytać. Ciekawość świata była nieodłącznym elementem tego głodu i powodowała, że wcale nie żałował opóźnień w swojej podróży. Zadowolony spojrzał na rozciągający się w dole krajobraz - rozrzucone tu i ówdzie wioseczki migotały delikatnym blaskiem zapalonych w oknach świec. Na swoim wzgórzu byli doskonale widoczni, ale diabeł nie obawiał się napaści - jak dotąd podróż przebiegała spokojnie i nikt ich nie niepokoił. Westchnął zadowolony i rozciągnął się wygodniej na kocu.
Awatar użytkownika
Rammi
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 53
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Pustynny Elf
Profesje: Badacz , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Rammi »

        Rammi nie komentował tego, że jego towarzysza minęła przyjemność interpretowania chmur, gdy był dzieckiem - w różnych rejonach Alaranii były inne zabawy i inne podejście do wychowania dzieci. Tymczasem elfi podróżnik tak naprawdę nie wiedział skąd pochodził Nick - rozmawiali ze sobą całkiem spoko i zdawać by się mogło, że były to rozmowy szczere, ale w sumie trudno było stwierdzić, gdzie znajdowała się Biblioteka i dom pana de Peyrac. Nawet po akcencie nie dało się niczego stwierdzić. Do tej pory Rammon nie zwracał na to specjalnie uwagi, ale teraz troszkę go to zaintrygowała. Nie jednak na tyle, by zapytał - wolał słuchać jak bibliotekarz interpretuje to co widzi i tak jak pierwszego rycerza z ledwością dostrzegał, tak demoni pysk zauważył bez trudu. Uśmiechnął się szeroko, mrucząc pod nosem słowa zrozumienia.

        Rammi jakby dopiero po zadaniu przez diabła pytania zaczął namierzać sobie “ofiarę” wśród chmur do zinterpretowania - rozejrzał się, kręcąc lekko głową. W końcu wskazał jedną z nich.
        - Tamta wygląda jak kot bawiący się kłębkiem - oświadczył. Jego “kot” był dość gruby i miał małą głowę, ale faktycznie wyglądał jakby leżał na plecach, a nad sobą miał małą, w miarę regularną chmurkę, którą się “bawił”. Zaskakujące mogło być to, że Rammon wybrał sobie dość prosty kształt, choć był inteligentny i miał sporą fantazję, ale przecież o to chodziło w tej grze, by się zrelaksować, a nie by komuś imponować.
        - O, tamten wygląda jak baran! - dodał, wskazując chmurę bardzo daleko, z wyraźną głową, bardzo skłębionym tułowiem i nawet z rogami, które jednak były tylko zagięte, a nie zakręcone, ale co tam, nie można mieć wszystkiego. Podobieństwo było wyraźne.
        I tak zabawa trwała jakąś chwilę - obu panom przypadła do gustu, Rammonowi głównie przez to, że była niezajmująca i wymagająca prawie zerowego wysiłku, nie zostawiając przy tym miejsca na zamartwianie się czy snucie planów.

        Już przed snem etnograf zobowiązał się do przygotowania ogniska. Nie był mistrzem przetrwania w dziczy, ale miał znacznie większe doświadczenie od bibliotekarza, rozpalanie ognia było zaś podstawą. Razem mogli jednak pozbierać drewno, bo Nick miał dość wyczucia, by wiedzieć, że potrzebują suchych gałęzi i podczas zbierania nie można niszczyć lokalnej flory. W atmosferze dobrej współpracy uwinęli się ze wszystkim bardzo szybko i znowu mogli oddać się relaksowi, tym razem siedząc przed trzaskającymi płomieniami i popijając napar ze świeżej mięty.
        Elf spojrzał na bibliotekarza z lekkim zaskoczeniem, które kryło się za uprzejmym uśmiechem z kategorii “miło mi, cała przyjemność po mojej stronie”. To był kolejny raz, gdy Rammon pomyślał o tym, że nie wie skąd pochodzi jego towarzysz i tym razem ciekawość okazała się być silniejsza niż takt. Heike-Alsbeith dał sobie jeszcze ostatnią szansę na ochłonięcie i upił solidny łyk herbaty, ale że mu nie przeszło, nie zamierzał tego dłużej dusić w swoim wnętrzu.
        - Panie Nicku… - zagaił. - Proszę wybaczyć moje dociekanie, ale cóż, bardzo dobrze mówi pan we wspólnym i na pewno zwrotu “pierwsza wizyta W ALARANII” nie użył pan przypadkowo. Mogę zapytać, skąd pan w takim razie pochodzi? Jakoś trudno mi to odgadnąć na podstawie dotychczasowych przesłanek - dodał, jakby tłumaczył się ze swojej niewiedzy, czynił to jednak jedynie dla samego siebie. W końcu jako etnograf i kulturoznawca miał bardzo duże doświadczenie i wydawało mu się, że naprawdę nie było nikogo, kogo nie byłby w stanie gdzieś umiejscowić. Tymczasem Nick właśnie stanowił dla niego zagadkę - był naturalny, oczywiście, ale pozbawiony cech jakiejkolwiek narodowości. Jego ubrania były wygodne, ale nie wskazywały na żadną konkretną modę, a jego urodę można było uznać za naturalną i ponadczasową, jakby był bohaterem jakiejś ilustrowanej powieści.
Awatar użytkownika
Nick
Błądzący na granicy światów
Posty: 20
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna , Kolekcjoner , Badacz
Kontakt:

Post autor: Nick »

        Nick przez chwilę milczał, zastanawiając się nad odpowiedzią. Odchylił głowę i wpatrzył się w gwiazdy - setki jasnych punktów tworzyły migotliwą siatkę na granatowym niebie. Rozpoznawał poszczególne konstelacje: łabędzia, hydrę, wagę... Piekło było dla zwyczajnego człowieka pojęciem równie odległym jak większość z nich. Mówiąc, że stamtąd pochodzi, mógłby równie dobrze powiedzieć, że mieszka w kosmosie. Nie, to nie wchodziło w rachubę.
- Jak powiedział jeden ze znamienitych filozofów: “Dom nasz jest zaledwie pyłem gwiazd, ich częścią i ich śladem na ziemi”. Czyż wszyscy nie jesteśmy dziećmi tych samych gwiazd, panie Rammonie? W tym kontekście pytanie o pochodzenie to jak pytanie, czy konstelacja niedźwiedzi jest częścią tego samego nieba co konstelacja panny. Moja konstelacja jest po prostu… znacznie dalej niż inne.
Zapatrzył się w płomienie kojarzące mu się z bezpiecznymi wnętrzami Biblioteki.
- Proszę wybaczyć brak bezpośredniości w moich słowach. Nie wynika on z braku dobrej woli, a jedynie z potrzeby zachowania pewnych informacji dla siebie. Miejsce, z którego pochodzę nie kojarzy się zbyt dobrze, choć dla mnie zawsze pozostanie domem. Być może kiedyś, jeśli poznamy się lepiej, opowiem panu o nim coś więcej.
Przez chwilę popijał aromatyczny napar, jednak nie mógł się pogodzić z tym, że tak zakończy ich rozmowę.
- A co z panem? Jak to się stało, że pustynny elf wyruszył na podbój nieznanych lądów? Wszakże nie jest pan okazem zdrowia, jeśli wolno mi zauważyć.
Diabeł, który nigdy nie miał nawet kataru, z łatwością zaobserwował, jak kruchy i zmienny jest stan układu immunologicznego podróżnika. Mimo to czerwonowłosy wędrowiec przemierzał kolejne krainy i zdawał się wiedzieć wszystko o wszystkich. A więc w każdym miejscu musiał być przynajmniej raz, jeśli nie więcej, skoro wszędzie był tak doskonale znany.

- Ja do niedawna nie wyobrażałem sobie życia poza murami Biblioteki. Młodość spędziłem w dosyć… brutalnym środowisku i gdy w końcu książki otworzyły mi oczy, wiedziałem, że za wszelką cenę muszę zmienić swój los. Własną pracą odtwarzałem księgozbiory i doprowadzałem je do porządku, czyniąc z biblioteki przy okazji także swój dom. Niech mi pan wierzy, w miejscu, z którego pochodzę to była nie lada sztuka. Większość moich pobratymców uciekłaby z krzykiem, słysząc taką propozycję. Dla mnie jednak było to rozwiązanie idealne. To były lata spokoju. Dopiero konieczność związana z odzyskaniem zwoju zmusiła mnie do opuszczenia wygodnego fotela. Cieszę się, że tak się stało, choć w chwilach takich jak ta dopada mnie tęsknota za domem. A pan ma jakiś dom? Tęskni pan za nim czasem?
Tęsknota była emocją opisywaną w księgach dosyć enigmatycznie - że przejmująca do szpiku kości, obezwładniająca, nostalgiczna… Dopiero teraz rozumiał co tak naprawdę znaczą te słowa. Po raz pierwszy w życiu miał coś, za czym faktycznie tęsknił. I był bardzo szczęśliwy, że jest obok niego ktoś, z kim może dzielić to dziwne zjawisko.

        Obok nich pan Oberek również oddawał się rozmyślaniom. Oswoił się już z tym dziwnym typem, śmierdzącym czymś strasznym i rogatym. Koń nie potrafił tego nazwać - nigdy w życiu nie spotkał diabła, jednak instynkt w pierwszym odruchu kazał mu uciekać. Nawet teraz, patrząc na sylwetkę swojego nowego opiekuna, odczuwał lekkie napięcie mięśni. Opiekun okazał się jednak spokojny i hojny w smakołyki, które kupiły… może nie zaufanie, ale akceptację wierzchowca.
        Przy ciepłym ognisku robiło się przyjemnie i sennie. Bliskość przysypiającego obok Iryska dodatkowo uspokajała i usypiała czujność. Wierzchowce stały ze spuszczonymi głowami, oddychając głęboko. Cisza, która ich otoczyła była jak bańka mydlana - idealna i odcinająca ich od reszty świata...
Awatar użytkownika
Rammi
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 53
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Pustynny Elf
Profesje: Badacz , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Rammi »

        Rammon głupi nie był - umiał czytać między wierszami i często domyślał się, gdy poruszony przez niego temat był z jakiegoś powodu niemiły jego rozmówcy. Tak było w tym przypadku - choć wydawało mu się, że o domu większość rozmawia chętnie, Nick wyraźnie krążył wokół tej kwestii nie zamierzając przejść do sedna. Rudzielec już chciał się ze swojego pytania wycofać, lecz bibliotekarz w tym momencie wyjaśnił, że po prostu w tym momencie nie odpowiedzi i koniec. I wbrew pozorom Heike-Alsbeith nie poczuł się wcale urażony.
        - Oczywiście - zapewnił łagodnie i okrasił swoje słowa przepraszającym uśmiechem. Cisza, jaka powstała między nimi po odmowie de Peyraca nie była dla niego krępująca, gdyż dla niego było to po prostu postawienie sprawy jasno. Może kiedyś dowie się czegoś więcej o swoim tajemniczym towarzyszu. Bardzo na to liczył, gdyż niewiadome zawsze podsycały jego pragnienie zdobywania wiedzy i pod tym względem Nick stawał się dla niego coraz bardziej atrakcyjny. Aż z trudem przychodziło mu utrzymanie języka za zębami, by nie wypytywać i nie wyjść na niegrzecznego. Całe szczęście bibliotekarz przypadkiem uratował go od popełnienia gafy, odbijając piłeczkę z pytaniem o pochodzenie i dom.
        - Nie do końca jestem pustynnym elfem… Ale to tam nieważne. – Rammon szybko uciął tę kwestię, by typowymi dla siebie dygresyjkami nie odejść za bardzo od sedna zadanego przez de Peyraca pytania.
        - Krótko mówiąc był to bardzo dziwny zbieg okoliczności – oświadczył, jakby był to dla niego powód do dumy. – Jechałem z dość słabo chronioną karawaną kupiecką i przez przypadek naraziliśmy się pewnego plemieniu, przez którego ziemie przejeżdżaliśmy. Latuki, może obiło się panu o uszy? – zagaił, choć szczerze wątpił, by Nick słyszał o plemieniu i jednocześnie nie wiedział nic o tym, który przyczynił się do poznania i rozpowszechnienia wiedzy o ich kulturze.
        - Polowaliśmy na ich ziemiach na ptaki, które dla nich są święte – kontynuował swoją historię. – Karą za coś takiego jest śmierć i faktycznie, część moich towarzyszy rytualnie zamordowano. Mnie zaś oszczędzono, bo mylnie zostałem uznany za nieletniego: byłem dość marnej budowy, a bariera języka trochę utrudniała zadanie pytania o mój wiek. Gdy zorientowałem się w ich pomyłce, cóż, nie wyprowadzałem ich z błędu, ale to chyba nic dziwnego, czyż nie? Prawda doprowadziłaby mnie na ołtarz, na którym moja głowa zostałaby roztrzaskana kamienną maczugą. No i tak zostałem ich jeńcem na kolejne lata… Na kolejne… Piętnaście? Dwadzieścia lat? No dobrze, niecałe, ale cóż, sporo czasu minęło nim wróciłem. Trudno wraca się do domu z takiej dziczy. Szybko jednak znudziła mi się cywilizacja, dotarło do mnie jaki kawał świata jest jeszcze nieodkryty… I jak bardzo chcę go poznać. Latuki nie byli wcale tacy źli jak ich wtedy przedstawiano i naprawdę mieli pięknie rozbudowaną kulturę i religię, po której poznaniu byłem w stanie zrozumieć ich święty gniew, który doprowadził do śmierci moich towarzyszy. Nie rozgrzeszam ich – zaznaczył wyraźnie. – Nie rozgrzeszam w sumie nikogo. I oni i my popełniliśmy błędy, które doprowadziły do tak nieszczęśliwego końca. Zapragnąłem poznać więcej takich społeczności, miejsc, kultur. I jestem pewien, że choć odkryłem wiele zakrytych wcześniej kart, sporo jeszcze zostało do odkrycia - zakończył z tajemniczym uśmiechem.
        Następujące po jego wywodzie wtrącenie Nicka o jego domu i Bibliotece - o której mówił z taką czcią, że Rammon wręcz słyszał tę wielką literę na początku słowa - znowu rozbudziło ciekawość elfa jego osobą. Odruchowo próbował dopasować te fragmenty informacji do wiedzy, którą posiadał. Zastanawiał się gdzie mogli żyć ludzie, którzy tak bardzo nienawidzili wiedzy i książek. Wbrew pozorom kandydatów było sporo, bo niestety wiedza w niejednych wywoływała strach, ale Nick nie pasował do żadnej z tych kultur. Cóż za zagadkowy, fascynujący jegomość…
        Pytanie o dom wywołało w Rammonie lekkie skonsternowanie – ten rozgadany z reguły elf zamilkł pod jego wpływem na czas znacznie dłuższy niż potrzebowałby na ułożenie sobie spójnej odpowiedzi.
        - Kwestia definicji – westchnął w końcu. – Nie ma chyba miejsca, które wywyższyłbym ponad inne i było tym, do którego pragnę wracać. Mam kilka miejsc w różnych zakątkach Łuski, które są moje, bo je nabyłem i tam znajdują się moje rzeczy, tam też zatrzymuję się gdy pracuję nad książkami. To byłoby chyba to, co najwięcej osób nazwałoby domem, ale nie tęsknię wcale za nimi – to raczej pracownie niż domy. Są miejsca, gdzie mieszkają moi bliscy i gdy o nich myślę czasami dopada mnie nostalgia, ale to raczej kwestia osób niż miejsc… Więc chyba najkrótsza odpowiedź brzmiałaby „nie”. Nie mam domu. Nie ma tego jednego miejsca, do którego pragnę wracać. Może właśnie dzięki temu z taką łatwością mogę oddawać się swoim badaniom – dodał z uśmiechem. Choć treść jego wypowiedzi pachniała nostalgią, ton jego głosu nie był smutny.
        - Nie wiem czy słyszał pan o tym kiedyś, ale w starej gwarze ludzi z Rododendronii istnieje rozróżnienie między domem jako budynkiem, a jego metafizycznym aspektem, tym wszystkim, z czym dom się kojarzy: ciepłem, bezpieczeństwem, bliskością. Dlatego do tej pory funkcjonuje tam powiedzenie "Można mieć dom, ale nie mieć domu", "Te halo dard, ne alamsa". Podoba mi się to rozróżnienie, uważam je za bardzo prawdziwe.
        Choć zdawało się, że Rammon wypluwa z siebie potok myśli nieważne jak luźny ma on związek z zadanym pytaniem, w rzeczywistości podróżnik sporo zachował dla siebie. Rozmowa o domu zawsze przywołała w nim wspomnienie okresu, gdy przeżył załamanie po kolejnej przygodzie, podczas której po raz kolejny otarł się o śmierć. Wtedy sporo myślał o tym, że jest sam na tym świecie, bo chociaż na jego pogrzeb z pewnością zjechałyby tłumy, gdy tygodniami leżał w ciężkim stanie w łóżku, nikt przy nim nie czuwał. Oczywiście nie miał o to do nikogo pretensji - sam wybrał takie życie i nigdy nie zamieniłby go na inne, ale każdy kiedyś przeżywa chwile zwątpienia.
        - Swoją drogą - zmienił nagle temat. - Przypomina mi pan trochę mojego bliskiego przyjaciela, również bibliotekarza z misją. On i jego siostra przez lata parali się ratowaniem cennych księgozbiorów od zapomnienia i zniszczenia, część ksiąg odkupywali od właścicieli, którzy nie mieli względem nich dość szacunku, a część wydobywali z pradawnych grobowców, niejednokrotnie narażając się na gniew tak żywych jak i martwych. Później jednak on mocno podupadł na zdrowiu i został bibliotekarzem, a ona nadal kontynuuje ich misję. Tareon i Miya Lumiveritas, może obiło się panu o uszy. Chociaż Miya to był chyba skrót, ale od czego... - zastanowił się na głos, choć widać było, że nie zamierza się nad tym głowić. Jeśli de Peyracowi nic nie powie samo nazwisko, to imię tu nie pomoże.
        Rammon dopił ostatni łyk swojego miętowego naparu. Spojrzał na kubek, jakby był zaskoczony tym, że ten jest pusty, po czym odwrócił go jeszcze do góry nogami, aby wylać na ziemię pojedyncze krople.
        - To chyba znak, że pora kłaść się na spoczynek - oświadczył elf, zbierając się faktycznie do snu. Będą mieli jeszcze sporo czasu, by sobie pogadać w kolejnych dniach wędrówki.

        - Gdzie on jest?!
        Był środek nocy, chyba dobiegała pora, gdy to Nick miał wziąć wartę po czuwającym jako pierwszy Rammonie. Bibliotekarza nie zbudziło jednak dotknięcie w ramię i ciche “Pańska kolej, panie de Peyrac”, jak zawsze budził go podróżnik, a tętent kopyt i wypowiedziane gromkim głosem pytanie. Po otwarciu oczu de Peyrac mógł dostrzec czterech jeźdźców, którzy wjechali do ich obozowiska niemal galopem - byli ubrani w zbroje i grube płaszcze, jakby stanowili straż pilnującą gościńców, nie nosili jednak symboli Demary, musieli więc służyć jakiemuś arystokracie albo być zwykłymi najemnikami. Przed nimi stał Rammi - rozczochrany, w swoich lekkich ubraniach, które nosił do snu, miotał się jakby nie wiedział czy stać czy uciekać, nieustannie wodził wzrokiem od jeźdźców do swojego towarzysza, zaniepokojonych wierzchowców i gdzieś dalej, w stronę ciemnej tafli jeziora.
        - A… Ale… - dukał jakby nie umiał znaleźć odpowiedniego słowa. Dziwne zważywszy jaki na co dzień był rozgadany.
        - Gdzie on uciekł!? Widziałem, że biegł w waszym kierunku!
        Rammon nie odpowiedział, wskazał tylko palcem jezioro, na które nieustannie spoglądał.
        Tymczasem zaś Nick mógł dostrzec, że w leżącym nieopodal niego śpiworze elfa zagnieździł się jakiś intruz. Co to było konkretnie, trudno było z początku stwierdzić - jedyne co było widać, to mały czarny nosek wystający spod poduszki. Czarny nosek na końcu biało-rudego pyszczka. Najpewniej lis… Który aż trząsł się ze strachu, ale nawet nie pisnął. Gdy jednak tak drżał, poduszka lekko się przesunęła i spojrzenia zwierzaka i bibliotekarza się spotkały. Dziwne, lecz w oczach rudzielca widać było wręcz ludzkie emocje i błaganie “proszę, nie mów im, że tu jestem”.
Awatar użytkownika
Nick
Błądzący na granicy światów
Posty: 20
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna , Kolekcjoner , Badacz
Kontakt:

Post autor: Nick »

        Gdy Nick się zbudził i ujrzał Rammiego stojącego bez broni przed nieznajomymi jeźdźcami, z trudem opanował ogień, który rozgorzał na wnętrzach jego dłoni. Momentalnie poderwał się w górę i stanął u boku swojego towarzysza, gotowy do rozpętania piekła na ziemi. Nawet w rozchełstanej koszuli i z poczochranymi włosami biło z niego dostojeństwo, które dawało najemnikom pewność, że nie spotkali na swojej drodze byle kupca.
- Czego chcecie? - zapytał ostro, napinając mięśnie, a w jego oczach błysnęły groźne, żółte ogniki. Dotychczas nikt ich nie niepokoił, ale gdyby ktokolwiek próbował, spotkałby się z takim właśnie odzewem.
        Mężczyźni spojrzeli po sobie, lecz nie odpowiedzieli. Na gest Rammona skinęli głowami i popędzili w stronę jeziora. Gdy się oddalili, małe, kudłate stworzonko wychynęło ze śpiwora piekielnego.
- To ciebie ścigali, maluchu? - zapytał Nick, patrząc jak lisek kiwnął im poważnie pyszczkiem i migając rudą kitą, zniknął między krzewami.
- Przedziwnie tu macie zwierzaki... - mruknął zaspany, układając się z powrotem na śpiworze. Wolał nie zakopywać się w środku, w obawie przed pchłami, które mógł zostawił uciekinier. - Miał bardzo inteligentny wyraz pyska... - dodał jeszcze, ponownie zapadając w sen.
        Kłębiące się w głowie myśli nie pozwoliły jednak Nickowi spać spokojnie. W snach pojawiała się twarz Rammiego, pełna zainteresowania i niepokoju. W końcu diabeł obudził się i zirytowany wyprostował na posłaniu. Obrócił się na bok i spojrzał na śpiącego po jego prawej podróżnika. Miarowy oddech elfa i lekkie pochrapywanie sugerowały, że ten śpi w najlepsze. Nick ponownie odwrócił się i spojrzał w gwiazdy. Za bardzo zżył się z tym ziemianinem. W jego obronie był gotów obnażyć swoją piekielną formę. A na dodatek martwił się, co ten sobie o nim pomyśli! Zirytowany fuknął na siebie i podniósł się najciszej jak potrafił. Powoli pozbierał swoje tobołki i jeszcze raz spojrzał na Rammiego. Nie mógł z nim dłużej zostać, ale nie chciał odchodzić bez słowa. Po chwili namysłu położyć na jego poduszce mały, czarny jak noc kamień, pochodzący z fundamentów piekielnej Biblioteki. Nosił go ze sobą, bo przypominał mu dom. Jego powierzchnia była gładka i ciepła w dotyku, jakby palił się od środka. Przecinały go drobne, czerwone żyłki, pulsujące delikatnym światłem. Uderzenie tym kamieniem wystarczyło, by bez problemu wykrzesać ogień.
- Żegnaj, przyjacielu - szepnął cicho i jednym, płynnym ruchem wyczarował portal, który pochłonął jego odzianą w płaszcz, rogatą sylwetkę. Po chwili noc stała się równie cicha i spokojna i jedynie piekielny kamień migotał delikatnym, czerwonawym blaskiem.

Dalsze poszukiwania zwoju
Awatar użytkownika
Rammi
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 53
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Pustynny Elf
Profesje: Badacz , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Rammi »

        Niejeden na miejscu Rammiego zląkłby się uzbrojonych jeźdźców wpadających tak nagle do obozu i błagał o litość, on jednak starał się mimo wszystko pozbierać i problem rozwiązać. Ręce mu nie drżały, nie panikował. Na bardzo krótką chwilę zaniepokoiła go postawa gwałtownie przebudzonego Nicka - na pewno nie przypominał w tej chwili bibliotekarza, prędzej gniewnego maga bitewnego. Nawet ta pościelowa fryzura nie wyglądała ciapowato a prędzej jak włosy potargane w bitewnym szale. Wzbudzał respekt, który przez krótką chwilę było nawet widać w oczach uzbrojonego jeźdźca. Ten wyraz został jednak szybko zastąpiony surowością - Nick trafił właśnie na pierwsze miejsce na liście osób utrudniających śledztwo. Całe szczęście rudy elf współpracował i nie trzeba było wprowadzać żadnych środków przymusu. Wznowili pościg, a zaniepokojeni podróżni zostali pozostawieni sami sobie i swoim domysłom.
        Rammon dramatycznie odetchnął, odprowadzając ich wzrokiem. Zaraz jednak przeniósł spojrzenie na Nicka i uśmiechnął się do niego.
        - Dziękuję za wsparcie - odezwał się najzupełniej szczerze. Ta zdecydowana postawa bibliotekarza znacznie poprawiła poczucie bezpieczeństwa etnografa.
        Teraz mogli przejść do przyczyny tego całego zdarzenia. Rammi ostrożnie zbliżył się do swojego śpiwora, nachylając się do niego.
        - Już w porządku, możesz wyjść - zwrócił się do siedzącego pod poduszką liska. Skrycie liczył, że dowie się komu pomógł i o co chodziło, lecz niestety zwierzątko nie było rozmowne. Skinęło Nickowi głową i czmychnęło, szybko znikając wśród zieleni.
        - Wydaje mi się, że to mógł być lisołak - wyjaśnił bibliotekarzowi. - Spotkałem ich kilku w trakcie swojej podróży, ta inteligencja w oczach zawsze przykuwa moją uwagę.
        Teraz były to już niestety czcze domysły, bo nie było jak sprawdzić prawdziwej natury tego rudego intruza. Rammon - nie mając tak naprawdę innego wyjścia - przeszedł nad tym do porządku dziennego i po prostu udał się na spoczynek. Uspokojenie się przyszło mu dość łatwo i dzięki temu zapadł w sen niemal tak szybko, jak po normalnym dniu spędzonym na świeżym powietrzu. Spał zdecydowanie snem sprawiedliwych, nie słysząc jak jego towarzysz szykuje się, by go opuścić...

        Rano Rammi obudził się, gdy promienie słońca zaczęły oświetlać jego twarz. Zamrugał, przeciągnął się. Wstając zerknął w stronę posłania swego towarzysza... Chwila. Nie było go. Podróżnikowi momentalnie zrobiło się zimno, ale gdy się rozejrzał, dostrzegł, że nie ma nigdzie żadnych rzeczy Nicka, a na ziemi nie widać żadnych śladów napaści czy działania czarnej magii... Czyli... Odszedł? Dlaczego? Przecież Rammon miał mu pomóc odnaleźć zwój. Heike-Alsbeith długo siedział, zastanawiając się nad naturą tego zdarzenia. Czuł pewną gorycz, lecz przypominając sobie ich dotychczasową znajomość uznał, że pan de Peyrac miał po prostu jakieś swoje sprawy, o których nie mógł z nim mówić. Do tej pory był bardzo tajemniczy, na pewno coś ukrywał. Może więc po prostu musiał odejść i nie mógł przy tym zdradzić się ze swoimi zamiarami? Szkoda... To była bardzo obiecująca znajomość.
        Rammon nie dąsał się zbyt długo ani nie rozpaczał. Stało się. Było mu trochę przykro, ale musiał nad tym przejść do porządku dziennego. Wyplątał się więc w końcu ze śpiwora, a gdy wstawał, dostrzegł leżący niedaleko głowy dziwny kamień. Domyślił się, że to od Nicka. Natychmiast pochylił się i podniósł to znalezisko. Kamień był bardzo nietypowy, kojarzył się trochę z jakąś skałą wulkaniczną, ale było w nim coś naprawdę wyjątkowego. Rammon gładził go palcami, postukał nawet paznokciem. Z zaskoczeniem spostrzegł, że to subtelne stuknięcie wystarczyło, aby skrzesać iskry. "Pamiątka", domyślił się od razu. Pewnie Nick zostawił to, by elf go nie zapomniał... Jak miło z jego strony. Rammonowi tym bardziej zrobiło się żal, że to musiało się tak skończyć. Westchnął ciężko, po czym zawinął magiczny kamień w jedną z czystych koszulek i schował go do swojej sakwy. Teraz mógł zająć się po prostu swoimi sprawami. Ale najpierw - śniadanie! Rammon ubrał się trochę cieplej i bez rozpalania ogniska - nie chciało mu się w to bawić - usiadł na śpiworze, przyciągnął sobie plecak i wyjął z niego ser i resztki ciężkiego chleba. Zaczął je żuć myśląc o tym, że będzie musiał się zaopatrzyć, nieważne gdzie dalej pojedzie. Demara zdawała się być teraz najbliżej. Zajedzie tam na targ, może też na jakiś porządny posiłek i nocleg w karczmie, bo miło jednak raz na jakiś czas spać pod dachem. W Niezapominajce mieli ładne pokoje…
        Niezapominajka…
        - O kurka wodna! - krzyknął, zrywając się z posłania. Prawie zadławił się okruchem. Odkaszlnął. - Nala! - dodał. Zupełnie o niej zapomniał!

        Nie minęła jedna modlitwa, gdy po obozowisku elfiego podróżnika został jedynie ślad w postaci wygniecionej trawy, a on w te pędy gonił do Demary, w której był umówiony z badaczką z Na’Zahiry. Tyle, że termin ich spotkania minął kilka dni temu…

Ciąg dalszy: Rammi
Zablokowany

Wróć do „Jezioro Doren”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość