Jezioro Doren[Rajski brzeg jeziora]Kot na głowie Elfa

Doren była "środkową" córką króla Filipa i najbardziej przez niego ukochaną, podobna do swego ojca, rudowłosa piękność, która według legendy przemieniła się w nimfę i po dziś dzień włada wodami jeziora nazwanego od jej imienia, a tafla wody mieni się tutaj zawsze kolorem czerwieni.
Awatar użytkownika
Galanoth
Zsyłający Sny
Posty: 328
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje:
Kontakt:

[Rajski brzeg jeziora]Kot na głowie Elfa

Post autor: Galanoth »

Galanoth przekroczył granicę Fargoth. Pozostawiając za sobą cudaczne miasto oraz przepiękną Czarodziejkę nie mógł oderwać wzroku od kosmyka włosów wręczonego mu w prezencie. Kruk na barku również patrzył na bezcenną pamiątkę, próbując dziobkiem złapać choćby jeden włos. Za każdym razem rycerz odganiał go karnym poklepaniem po głowie. Przyzwyczaił się do figlarnego charakteru Volatila, nie znudził. Dobrze kojarząc sobie rudy kosmyk w końcu otworzył jeden z pustych skórzanych woreczków uwiązanych przy pasie, przygotował a potem po prostu włożył prezent do środka. Sznureczek okalający wyjście mocno ścisnął do siebie, obwiązał dokładnie w pętelkę i supełek. Mieszek przywiązał do lewej części klatki piersiowej, tuż pod napierśnikiem chroniącym tors.

Mężczyzna po krótkiej wędrówce przez Równinę postanowił poszukać miejsca na dłuższy odpoczynek, może nawet przenocowanie. Przystanął na małym kamienistym pagórku, z którego rozciągał się widok na całą panoramę Drivii. Westchnął żałośnie, bo nie widział niczego prócz trawy, kwiatów i wszędobylskiej pustki.
Gdzieś daleko, prawie na samym krańcu ściany krajobrazu, Galanoth dostrzegł czerwone błyski. Mieniły się radośnie, stały w miejscu. Rycerz nie do końca był pewien, co właśnie zobaczył, ani też jak ma to potraktować. Postanowił zaufać niezwykłemu szczęściu. Zanim ruszył w dalszą drogę, nakarmił ptasiego przyjaciela kolejnymi smacznymi ziarenkami słonecznika zmieszanymi z małymi robakami znalezionymi po drodze, tuż u stóp bram Fargoth.

W końcu Thelas dotarł do przepięknego miejsca widzianego z daleka. Zszedł po głazach leżących u stóp wybrzeża, butami mocno wpił się w trawę miękką i wilgotną od wody jeziora. Gdzieniegdzie dostrzegł piasek, lecz nie było go za wiele w okolicy. W przedsionku czerwonego Doren rosły różne krzewy owoców, w tym maliny czy jagody. Wysokie strzeliste drzewa dawały cień zbłąkanym stworzeniom, a szukający schronienia mogli znaleźć chwilę dla siebie pomiędzy zwalonymi pniami starych dębów i wiecznych skał. Galanoth widząc to wszystko po prostu nie mógł wypowiedzieć ani jednego słowa. Z pleców zrzucił tarczę. Oparł ją o jabłoń rosnącą na okrągłym kamieniu niedaleko brzegu. Różyczka trafiła tuż obok wraz z napierśnikiem zbroi, nagolennikami, butami i zbędnym ciężarem ekwipunku mężczyzny. Rycerz postanowił tutaj zostać... na jakiś czas. W rodzimej krainie panował wyłącznie lód i ziąb, ale tutaj... tutaj jest zupełnie inaczej.

Prowizoryczne ognisko strzykało iskierkami. Otoczone kamieniami chroniło okolicę przed pożarem. Galanoth siedział oparty o twardy pień pinii. Na gałęziach ułożył poszczególne części uzbrojenia, lecz miecz i tarczę pozostawił tuż przy sobie. Volatil pilnował reszty z najniższej gałęzi drzewa. Spoglądał bacznie na ognisko wraz ze swoim przyjacielem-właścicielem.
- Zapowiada się ciekawy wieczór - rzucił wesoło Obrońca. - Brakuje tylko panienki, barda i jadła równie smacznego co ten widok...
Z rozmarzeniem spojrzał na panoramę tafli jeziora. Zakochał się w miejscu, co mógłby poświadczyć na piśmie.
Sulin
Zbłąkana Dusza
Posty: 5
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sulin »

Kotka dumnym krokiem wędrowała z bratem. Kot rzadko co mówił, wciąż lekko nadąsany po ostatniej sprzeczce. Poszło o to, że niby powinna częściej bywać w formie kota, niż tej ludzkiej. Kłótnia na tyle się rozpowszechniła, że każde wypowiedziane słowo było niczym obelga dla obu stron, i jako że żadne nie chciało odpuścić, wędrowali w milczeniu.
Dziewczyna nie martwiąc się ciekawskimi spojrzeniami zamiatała ogonem swoje własne kroki, nie dla bezpieczeństwa, lecz bardziej dla zabawy i zdunów. Bez rozmów z bliźniakiem wyprawy robiły się nudne. Niby mogła zaczepić inne zwierzęta, ale nie widziała w tym nic pożytecznego, bo i tak chciała rozmawiać z Tokuo.
- Czy to nie ten elf? - zagadnął nagle czarny kot, tym samym zatrzymując czerwonooką dziewczynę oraz zrywając okres milczenia. Dziewczyna miauknęła pytająco i wytężyła wzrok. Stali za daleko, by mógł dostrzec ich elf, ale wystarczająco, by kocie oczy mogły przeanalizować postać. - Tak to on.... Wszędzie bym go rozpoznał - zamruczał kocur siadając w miejscu, nie był specjalnie zadowolony z owego powodu. Spotkania z Galem jakoś nie wspominał dobrze, jedynie latanie Sulin z facetem. Zresztą on w ogóle nie lubił elfów i nie tylko .
Dziewczyna nic nie powiedziała tylko zadowolona i lekko zaintrygowana wpatrywała się w jego posturę zza drzewa. Jej entuzjazm dało się zauważyć nie tylko po oczach, ale i po ogonie, który niczym niespokojna huśtawka bujał się i stroszył na boki.

Obserwowała go z bezpiecznej odległości, nie potrafiła stłumić chichotu, gdy wszedł do wody. Rozległ się on niczym szmer po tafli jeziora. Woda i wiatr całkowicie zdeformowały rozbawiony śmiech. A kotka tak pragnęła zostać zauważona, nie chciała pierwsza zaczynać tego spotkania. Taki miała dziwny charakterek
Wieczorem szybkim i bezszelestnym krokiem wspięła się na drzewo i z gałęzi obserwowała poczynania swego dawnego znajomego. Ułożyła się wygodnie na jednym z ramion drzewa spuszczając ogon, sama oparła się o pień drzewa pozwalając jednej nodze wisieć równolegle do ogona, druga zaś podparta była o drzewo. Tokuo zniknął, nie mając zapewne ochoty słuchać ckliwych słów z obu stron, nigdy nie lubił wzruszających scen.
Przyglądała się Galowi tak po prostu z ciekawości, zbierając informacje i pewnie długo by tak siedziała, a może nawet śledziłaby go, gdyby nie odezwał się... a raczej poprosił. Nie był wymagający, a jako zwierzę miała dostęp do jedzenia, zwłaszcza że rozbił się pod jabłonią.
Zerwała jabłka i zrzuciła efowi na głowę, wracając do swojej poprzedniej pozycji. W dłoniach trzymała jeszcze jedno jabłuszko, podrzucała je, turlała, jakby było włóczką.
- Barda Ci tutaj nie znajdę, ale symfonia świerszczy jest równie romantyczna, jak nie bardziej romantyczna, niż jakieś pianie człowieczego gardła. - Uśmiechnęła się pod noskiem, biorąc gryza. Końcówka ogona zaczęła delikatnie się poruszać.
Awatar użytkownika
Galanoth
Zsyłający Sny
Posty: 328
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Galanoth »

Wpatrywanie się w taflę jeziora uspokajało wiecznego podróżnika. Małe diamenciki wetknięte w wodę lśniły czerwonym blaskiem. Migotały jak zaczarowane, pełne magii. Galanoth przypomniał sobie, że w okolicy są także dwa pozostałe jeziorka, że Doren nie jest w swoim pięknie osamotnione. Niesamowite, krystaliczne źródełko z pewnością łączy się z pozostałymi podziemnymi korytarzami. Elf wyciągnął taki wniosek po patrzeniu na okolicę. W sąsiedztwie znajdowały się Cara i Sitrina. One również emanowały różnymi barwami, głównie czerni i złota. Połączenie trzech jezior miałoby sens, ale tylko wtedy, gdyby kolor wody byłby niezmienny. A skoro było inaczej, to i własne zdanie pan Thelas zdanie zmienić musi.

Siedziałby sobie dłużej pod mocarnym pniem pinii, gdyby nie spadające jabłko i znajomy głos mu towarzyszący. Zanim okrągły owoc zdążył uderzyć go w głowę, Galanoth natychmiast sięgnął po rękojeść miecza. Różyczką nadział jabłko, ostrze podzieliło smaczny prezent na równe połówki. Do nozdrzy Elfa dostał się zapach owocowego soku wypuszczonego na kraniec miecza. Mimowolnie uśmiechnął się subtelnie, acz z miłością. W dłoniach trzymał połówki jabłka.
- Naprawdę musiałem czekać bardzo długo, abyś się w końcu odezwała - rzekł sięgając głową do góry, tam gdzie leżała prosta sylwetka Sulin.
- Już myślałem, że nie przestaniesz mnie obserwować. Uwielbiam twój wzrok, jest taki dziecięcy, dziewczęcy i niewinny, lecz po godzinie pomyślałem, że chcesz mnie chyba nim szykanować.
Powoli wstał z ziemi, otrzepał się z brudów. Ubrany w długą białą koszulę i małe skórzane portki odpoczywał po długiej wędrówce. Drivia jest bardzo wielka, a zrobienie sobie nocowania pod gołym niebem zawsze mu się podobało.

Szkoda tylko samej Sulin. Kotołaczka musiała patrzeć jak ten się kąpie, czesze włosy czy zbiera kamienie... oglądanie życia drugiej osoby chyba jest nudne, pomyślał. Niech wielkie dzięki będą tropieniu... bez niego w ogóle nie zauważyłbym Jej..
Galanoth ponownie skoncentrował wzrok na półkociej mordce dziewczyny. Z wszelką zapalczywością w ruchach uchwycił się drzewa, wspiął się na gałąź niżej od Sulin. Ucałował ją serdecznie w lewy policzek oraz wystającą dłoń, zaparł się o drzewo.
- Miło cię znowu widzieć, Sulin. Dawno się nie widzieliśmy... I trochę mnie to smuci. Twój nauczyciel... odszedł, prawda? - zapytał ze spokojem w głosie - Poczciwy był... i stary.
W mig przypomniał sobie czas spędzony wraz z medykiem-mentorem i Kotołaczką. Wspólnie bawili się i uczyli, spędzali czas razem nie tylko na nauce i figlach. Galanoth mógłby powiedzieć teraz wszystko o tamtych chwilach, gdyby nie przenikliwe kocie oczka patrzące się na niego jak na święty obrazek.
Bo i wtedy Galanoth zrozumiał, że rozpięta koszula prezentuje ślad po zabitym Drakoliszu. Pieczęć runiczna w kształcie czaszki smoka ciemiężyła na prawej piersi, przypominała tatuaż. Elf wolał tego nie ukrywać. Owszem, na początku bolało... zanim jeszcze smok ułożył się do śmierci, ale po dwóch dniach jest zdecydowanie lepiej. Dziedzictwo, które nie może zostać usunięte, przestało piec i swędzieć.
- I tak, masz rację. Wieczorny koncert mieszkańców traw jest zdecydowanie lepszy pod każdym względem od człowieczego gardła. Obawiam się jednak, że dzisiaj nie usłyszymy ani symfonii, ani śpiewu.
Sulin
Zbłąkana Dusza
Posty: 5
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sulin »

Nabite jabłuszko nie zrobiło na niej wrażenia, choć jego słowa zbiły ją nieco z tropu. Chciała być niewidzialna, chociaż mogła się domyślać, że elf, który sam nieco jej uczył tropienia, ją zauważy. Patrzyła przed siebie tym czerwonym wzrokiem, po części chcąc uniknąć zażenowania, a po części nie znalazłaby tam nic ciekawego, tylko ulubionego elfa... w końcu jej wzrok zatrzymał się na jego oczach.
- Nikt Ci nie zabrania wielbić mego wzroku, choć... Wybacz, to tylko wzrok. - Nie wyglądała na taką, która z chęcią zeskoczyłaby z drzewa i usiadła koło niego. Tu było jej wygodniej, a przez liście mogła obserwować piękne granatowe niebo obsypane złotym pyłem, jakim były gwiazdy. Z drugiej strony była również zbyt leniwa by zeskakiwać, bo a nuż musiałaby znów się podnosić i wchodzić na drzewo. Nie! Machnęła tylko ogonkiem, a dokładnie końcówką z zadowolenia. - Myślałam, że jesteś Elfem. Z tego co mi wiadomo, one nie wspinają się po drzewach - zauważyła przed jego pocałunkiem. Sulin już taka była, lubiła gadać, a już na pewno gdy w pobliżu była jego osoba. Nigdy mu nie powiedziała i nie zamierza powiedzieć mu, jak bardzo za nim tęskniła, jak bardzo do niego przywiązała się JEJ kocia natura. Niestety nigdy nie potrafiła panować nad rozczulonym wzrokiem.
Nie zareagowała na całusa, przecież była kotem... Dumnym, zwłaszcza, że dawno się z nim nie widziała. Chciała pokazać się z jak najlepszej strony, pokazać jak bardzo się zmieniła. Popisać się swoją personą. Uniosła brodę zerkając na wodę, mnóstwo wody i mimo iż nienawidziła jej szczerym sercem, to tego wieczoru była przepiękna. Księżyc który wymieniał się ze słońcem idealnie komponował się w tafli, przypominając tym samym jej wieczór kiedy zmarł Lekarz.
- Tak, odszedł. Jak każdy z nas kiedyś odejdzie. - Nie był to temat, na który chciała rozmawiać, a swoje uczucia skrycie chowała w najgłębszych zakamarkach jaźni. Staruszek zmarł po prostu, bo stwierdził że więcej na tym świecie nie zobaczy. Położył się i zapadł w sen, w którym nic go nie zbudzi o poranku. Kotka już więcej nie zainwestowała w uczucia w tak liche istoty jak ludzie. Zbyt wiele dała lekarzowi... Jednak roztrząsanie tego też nie było najlepszym pomysłem, zwłaszcza przy kotce.
Ogon kotki przejechał po elfiej bliźnie - czy też runicznym piśmie - gładząc jego skórę bardzo delikatnie. Najbardziej ze swego ciała kochała właśnie ogon, dbała i pieściła go codziennie rano, pilnując, by w dotyku był porównywalny do jedwabiu.
- Jak będziesz cicho to zagra.- Uniosła brew do góry, zgarniając grzywkę z oczu. - Świerszcze lubią, jak się ich słucha, nie wyobrażasz sobie jakie te małe robaki potrafią być wymagające.- Uśmiechnęła się po raz pierwszy, jak i spojrzała w jego twarz z bliska. - Gdzie się błąkałeś, mój mały elfie? - Czysty absurd, mógłby pomyśleć elf, lecz taki, który jej nie znał. Gale wiedział że lubiła udawać, że stała powyżej wszystkich.
Awatar użytkownika
Galanoth
Zsyłający Sny
Posty: 328
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Galanoth »

Natomiast gałąź utrzymywała ciężar wielkiego Elfa. Wojownik usiadł wygodnie tuż przy samym początku odrostu, oparł się plecami o pień. Spoglądając ciągle w górę nie mógł uwierzyć, że spotkał Sulin właśnie tutaj. Alarania jest wielka, niezmierzona okiem ani urządzeniami kartografów. Ma w sobie wiele sekretów i tajemnic, skarbów i przekleństw, a mimo to Thelas trafił na Kotołaczkę nigdzie indziej jak na brzegu jeziora.
Własny pociąg do Doren zrozumie. Mało razy widział miejsca równie piękne, rozczulające i pożyteczne jak to. Na dalekiej mroźnej północy raczej się nie spotyka romantycznych panoram, tylko lodowce, góry i śnieżne zaspy. To stamtąd Galanoth zabrał ze sobą odwagę, męstwo i zaradność przydatną w czasie namiętnie samotnych nocy. Własny cień potrafi czasem dobić, lecz w towarzystwie Volatila nigdy się nie nudził. Co prawda ptak nie jest człowiekiem, nie potrafi rozmawiać, trzymać czegoś przy pomocy kciuków, ale... zawsze to coś.

Dlatego też Obrońca jeszcze bardziej ucieszył się z widoku znajomej półkociej twarzy. Przenikliwym, lecz odrobinkę chłodnym wzrokiem hipnotyzera badał gęstą grzywkę włosów Sulin, jej czerwone obłoczki w oczach i kocie uszka wystające ponad cały schemat nierównie ułożonej fryzury. Znał je doskonale. Swojego czasu uwielbiał kłaść się na polanie tuż obok krępej Zmiennokształtnej i z zapomnieniem w dłoniach błądzić po nich palcami, drapać bez opamiętania i litości. Oczywiście wiedział, że Sulin od strony kociątka uwielbia takie zajęcia i z chęcią nakłaniała główkę ku dalszym pieszczotkom. Teraz niestety, kiedy dłoń mężczyzny ledwo co sięgała jej podbródkowi, raczej znów nie zacznie drapać. Chyba, że któreś z nich ustąpi dumie i zejdzie... lub wejdzie wyżej.

Na moment Galanoth zerwał nić konwersacji. Tak jak przeciął jabłuszko na pół, tak jednocząca ich rozmowa została... usunięta... przerwana. Elf z oddaniem wsłuchiwał się w strojenie instrumentów mieszkańców brzegu. Owady piszczały skrzypeczkami, szlifując smyczkami po instrumentach. Rycerz kiwnął w roztargnieniu głową, rzucił jabłko na spodnią szatę pod sobą, aby kruczy przyjaciel mógł na niej przysiąść i spróbować trochę owocu. To dziwne, ale nigdy nie uskarżał się na prowadzony wegetarianizm. Nie licząc zjadanych robaków rzecz jasna.

Po nieokreślonej czasowo przerwie w końcu ozwał się spokojnie, cicho... z pokorą i stanowczym upodobaniem w głosie.
- Elfy to z natury stworzenia leśne. Mieszkamy w nich, więc wspinanie się po drzewach nie jest nam obce. Wy, Kotołaki, pokazaliście nam jedynie, jak robić to sprawniej. My daliśmy wam ciepłe mleko i świecidełka.
Na samą myśl o błyskotkach wspomniał oderwany guzik podarowany Aphrael. Ciekawe, co teraz robi?

Oczywiście żartował, choć jak w każdym żarcie ziarenko prawdy znaleźć się musi... tylko gdzie je ukrył?
- Błąkałem się po świecie, jak zawsze. Błędni rycerze nigdy nie odpoczywają. Zawsze służą Alaranii, dobrej stronie życia i damom w potrzebie... Ratują księżniczki z wież pilnowanych przez smoki, niszczą pakty podpisywane z Mefistofelesem... spotykają się po nocach z urodziwymi Kotołaczkami.
Na dotyk ogonka zareagował przepoczwarzającym się uśmiechem: z subtelnego uwrażliwienia na obłąkańczą przyjemność. Końcówkę złapał wolną - prawą - dłonią i ucałował szarmancko.
- Zresztą sama widzisz... znalazłem ostatnio przypadek nekromanty zamienionego w Drakolisza. Siał zniszczenie w Meot. Jeśli potrzebowałabyś listu polecającego do tego miasta, zgłoś się do mnie, a ci pomogę - zapewnił.
Awatar użytkownika
Aphrael
Szukający Snów
Posty: 183
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Czarodziejka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Aphrael »

        Minęło już wiele dni, odkąd wyruszyła z Serenay. Przez cały ten czas starała się jak najmniej myśleć o wizji przyszłości i o tym, kim mogła się stać. Wiedziała, ze jeśli będzie roztrząsać ten problem, to nigdy nie uwolni się od strachu, który ciążył jej jak kamień na sercu. Potrzebowała czasu, żeby przekonać samą siebie że to, co widziała może, lecz nie musi się wydarzyć. Bała się sypiać - w snach powracał widok Kal Idrion i jej przyjaciela pośród setek zabitych. Ograniczała sen - zatrzymywała się późno w nocy, wyruszała wraz z świtem. Większość czasu poświęcała na rozmowy ze swoim pupilem - opowiadała mu wszystko, a on był najlepszym na świecie słuchaczem. Pozwalał jej powiedzieć wszystko, co chciała, a później przedstawiał swój jakże optymistyczny pogląd na wszystkie sprawy, poprawiając jej tym humor. Przez większość czasu podróżowała drogą, lecz pod koniec wędrówki zboczyła na wschód, kierując się do trzech jezior. Poprzedniej nocy obozowała przy Jeziorze Sitrina, dzisiaj zamierzała przenocować przy Doren.

        Dojechała wreszcie do jeziora. Nawet nie zauważyła obozowiska po drugiej stronie zbiornika wodnego; nie rozglądała się zbytnio. Zsiadła z konia i rozmasowała obolałe uda. Rozsiodłała zwierzę i uwiązała je na luźnym sznurze do drzewa, by mogło się paść. Pogrzebała przy jukach i znalazła koc, który rozłożyła na ziemi. Rozejrzała się dookoła w poszukiwaniu suchych patyków na ognisko, kiedy ujrzała dym z drugiego brzegu jeziora. Nie widziała nikogo, ale zbroja, którą zobaczyła, mówiła sama za siebie. Co więcej, obok leżała tarcza i miecz - Różyczka, była tego pewna. Ten sam miecz, który w przyszłości miał odebrać jej życie. A to oznaczać mogło tylko jedno. Galanoth tu był.

         Stała jak sparaliżowana, nie mogąc odwrócić wzroku od owych przedmiotów. Przez całą podróż usilnie starała się zapomnieć o wszystkim co widziała i o Elfie. A teraz go spotkała. Znów. Po raz trzeci w ciągu zaledwie kilku tygodni. Starała się myśleć racjonalnie. Prawdopodobnie jej nie rozpozna - wyglądała przecież inaczej. Kręcone blond włosy, zdecydowanie doroślejsza sylwetka... Może... Zaklęła w duchu. Było zbyt wiele rzeczy, które mógł rozpoznać - chociażby laska, z którą nigdy się nie rozstawała, czy nawet Silk siedzący na jej ramieniu. Nie było możliwości, by jej nie rozpoznał. Jakże jednak mogła rozmawiać z teraźniejszym Galanothem po rozmowie z przyszłym Galanothem? Jak mogłaby udawać, że nic się pomiędzy nimi nie zmieniło? Dla niego było jak dawniej, ale dla niej... dla niej był zupełnie inną osobą, ale jak mogła mu to wytłumaczyć? Nie wiedziała, czy by ją zrozumiał. W gruncie rzeczy znała go krótko. Poza tym, nie miałaby odwagi mu powiedzieć... To była tak delikatna sprawa... Chociaż, gdyby wiedział, może przyszłość wyglądałaby inaczej... Zbyt dużo pytań bez odpowiedzi. Znowu.

        Ale przecież nie mogła wiecznie uciekać od problemu. Nie będzie stać i czekać, aż on ją zauważy. Miała dość podróży - skupiła się i teleportowała niedaleko obozowiska. Wtedy usłyszała głosy i go zobaczyła, a raczej ich. Galanoth, w towarzystwie nieznanej kotołaczki, siedział na jednej z wyższych gałęzi drzewa, przy którym widziała obozowisko. Odeszła trochę od Elfa i wyszła z lasu z boku małej plaży, na której postanowił się zatrzymać. Oparła się o pień drzewa i czekała. Nie łudziła się, że nie wiedział, że tu jest. Czekała, by odezwał się pierwszy.
"Piękne rzeczy wypracować można dzięki długiej i uciążliwej nauce, złe natomiast owocują same bez trudu." Demokryt z Abdery
Awatar użytkownika
Galanoth
Zsyłający Sny
Posty: 328
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Galanoth »

Na drzewie wszystko było w porządku. Volatil wcinał dziobkiem kolejny kwaśny kęs soczystego jabłka, Sulin oglądała pierwowzór prawdziwego rycerza, a sam Galanoth nie mógł dojrzeć w niej choć jednej najmniejszej różnicy sprzed lat. Żadnej zmarszczki, żadnego siwego włoska na bujnej czuprynie bądź długiej kociej kicie. Nic, kompletnie nic! Łowca uciśnionych poniekąd się zdziwił, bo prawdę mówiąc uważał, że Sulin choć trochę pokaże po sobie zęba wieku. Skoro tak więc nie było, pozostało mu wyłącznie żałować, że sam nie jest równie młody, co dawniej. Thelas wielokrotnie wraca z utęsknieniem do lat dzieciństwa, kiedy to mając lat mniej więcej 50 nadal uważano go za nastolatka-kochane dziecię do rany przyłóż.
Obecnie jest starszy trzy razy i zdecydowanie będzie miał jeszcze więcej. Ponoć, według opinii badaczów gwiazd, czeka na Elfa długa przyszłość pełna miłości, przygód i sprawiedliwych osądów oraz bohaterskich czynów. Wprawdzie już teraz Galanoth uczynił wiele z wizjonerskich myśli, lecz... czy nie aby nie na tym polega cały haczyk? Skoro Astrolodzy przepowiadają jeszcze więcej swojskiego życia Obrońcy, to trzeba tylko uzbroić się w cierpliwość i czekać w przygotowaniu na nadejście nowego świtu.

I Galanoth czekał. Trwał na gałęzi spoglądając z dołu na drobne ciało rozciągnięte po odnodze drzewa. Sulin wyglądała prześmiesznie, czego rzecz jasna mężczyzna powiedzieć nie mógł, bo... bo to nie przystoi, bo to zawstydzające... i poniekąd wywodzące się z przeświadczenia, że Sulin do końca życia pozostanie niewinną panienką ze skłonnościami do wpadania w kochane kłopoty.
Oczekując odpowiedzi z jej strony Elf miał moment na ponowne spojrzenie w skórzany mały woreczek. Leniwym ruchem zrzucił się z gałęzi na ziemię, prawie jak kot na cztery łapy. Zgarbiony przy pancerzu grzebał w poszczególnych sznurach, aż w końcu z odpowiedniego mieszka wyciągnął kosmyk pięknych włosów. Nitki zmieniły kolor na jaśniejszy blond... właśnie teraz. Galanoth rozejrzał się po okolicy, wciągnął ustami duży haust powietrza koncentrując wzrok na małym zakamarku przy pobliskim drzewie. Zmrużył oczy w zagadkowym wyrazie twarzy, również brwi ściągnął tak mocno, by można było strzelać z nich jak z procy. Stanowczym krokiem obszedł drzewko dookoła i ku (nie)zdziwieniu dostrzegł za nim postać powszechnie już znaną.
- Panna Aphrael. To... to dość dziwne spotkanie, prawda? - spytał, wcale nie wstydząc się ubioru. Na sobie miał wyłącznie biało-szarą koszulę sięgającą połowy ud, w dodatku rozpiętą i pobrudzoną gdzieniegdzie korą pinii. Bielizna - małe kalesony również do ud - jako tako utrzymywały stan czystości. Zastanawiając się co takiego mogło przywieść Czarodziejkę do jeziora Doren, Galanoth powoli uniósł kąciki warg w miłym uśmiechu.
Awatar użytkownika
Aphrael
Szukający Snów
Posty: 183
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Czarodziejka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Aphrael »

        Przyszedł. Wiedziała, że przyjdzie i nie musiała długo czekać. Już po chwili wyłonił się zza drzewa. Na jego widok ledwo powstrzymała śmiech - jakże komicznie wyglądał w tej długiej, rozpiętej koszuli i krótkich kalesonach! Nawet jej się nie śniło, że dostojny Elf mógłby tak wyglądać. Uśmiechnęła się szeroko.

- Wierz mi, dla mnie jest ono tak samo niespodziewane, jak dla ciebie - powiedziała. Lustrowała Galanotha wzrokiem, który po chwili natrafił na pieczęć nieumarłego i prześliznął się na miejsce, w którym w przyszłości pojawi się jej imię. Przełknęła ślinę i z trudem spojrzała z powrotem na twarz Elfa.

- Chyba naszym przeznaczeniem jest wpadać na siebie - powiedziała i roześmiała się cicho. Nie pojmowała, dlaczego, ale czuła się w towarzystwie Galanotha dużo swobodniej niż wcześniej. Może to z powodu muru, który runął przy zderzeniu dwóch światów w odległej przyszłości? Była całkiem rozluźniona, a konwersacja z nim była dla niej jedynie przyjemnością.

        Odsunęła od siebie wszystkie wspomnienia związane z jego przyszłym ja, skupiła się na nim w teraźniejszości. To, co zrobił wtedy, teraz nie miało znaczenia - był młodszy, mniej doświadczony, inny. I, choć nie była tego do końca pewna, chyba takim go wolała. Nie miał na twarzy wypisanego smutku, żalu, w jego oczach nie było cierpienia. Nie zakończył jeszcze tylu istnień, wydawał jej się jakby czystszy, choć wiedziała, że jego czyny miały na celu pomoc, a nie szkodę.

- Nie przeszkadzałabym ci, ale skoro obozuję po drugiej stronie jeziora to pomyślałam, że należałoby się przywitać. Czekałam tu na ciebie. I przyszedłeś - obdarzyła go uroczym uśmiechem. Odgarnęła z twarzy niesforne loki, które zasłaniały jej postać przyjaciela. Nie wiedziała, czy spotka go jeszcze kiedyś przed swą śmiercią - zakładając, że wizja była prawdziwa - więc postanowiła korzystać z jego towarzystwa, póki miała taką możliwość. Uśmiechnęła się jeszcze raz, patrząc bystrymi, błękitnymi oczami prosto w jego, głębokie i piwne. Czekała na jego odpowiedź.
"Piękne rzeczy wypracować można dzięki długiej i uciążliwej nauce, złe natomiast owocują same bez trudu." Demokryt z Abdery
Awatar użytkownika
Galanoth
Zsyłający Sny
Posty: 328
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Galanoth »

Aphrael wydawała się być wyrwana z rzeczywistości, którą się otaczała. Oczka przeszklone i pełne wyrazu sympatii zdradzały powątpiewanie, głębokie zamyślenie i uczucie radości włożone między dyskomfort a strach. Galanoth nie zdawał sobie sprawy, o czym tak naprawdę mogłaby myśleć urocza kobieta. Nawet nie chciał jej osądzać. Zachwycony ponownym spotkaniem sympatycznej Czarodziejki kiwnął pobłażliwie głową, obydwiema dłońmi ujął prawą rękę kobiety. Poczuł nieopisaną przyjemność naciskając palcami na drobne kostki bądź nadgarstek Aphrael.

Dłoń przysunął sobie do ust, wargami dyskretnie zaznaczył; bez żadnego mlaśnięcia. Uśmiechał się przy tym figlarnie, tak jak dziecko, które znalazło garniec z ulubionymi słodkościami. Słowa towarzyszki bardzo mu się spodobały. Odpowiedział na nie prawie śpiewająco, bo aż poetycko.
- Przeznaczenie uwiodło nas na łono przyrody/ Czy jest coś lepszego od losu zmowy/ kiedy my idąc przez odmienne drogi/ patrząc na krajobraz, świat szeroki/ znów trafiamy na jedno miejsce... a ja ponownie patrzę w oczy panience.
Zaśmiał się, zachichotał. Delikatnym ruchem zwolnił uścisk dłoni Aphrael, ucałował je ponownie, pospiesznie... jakby obawiał się nie zobaczenia jej w przyszłości. Czując się bardzo dobrze w prywatnych szatach sypialnianych ujął pod bok Czarodziejkę wskazując jej dróżkę przez trawy do obozu. Minął zakrywające drzewo, w międzyczasie opowiadał.
- Ja również postanowiłem tutaj rozbić obóz. Cudem udało mi się znaleźć parę kamieni na ognisko. Region jezior praktycznie pozbawiony jest jakichkolwiek minerałów. Jedynie co mogłem liczyć albo na magię albo na pagórek usłany skałkami...
Wzrokiem powędrował z twarzy Aphrael na owo miejsce, gdzie liczne kamienie i kamyczki sypały się równolegle po linii wzgórza.
- Czy uczyniłabyś mi zaszczyt towarzystwa? Skoro już predestynacja nakazała nam znów żyć wspólnie... - Zamyślił się na moment, przystając pod legendarną już pinią. Palcami u prawej dłoni wskazał na Zmiennokształtną leżącą na najwyższej gałęzi.
- Musisz poznać Sulin, to moja dawna znajoma i obecnie - tak jak ty - przypadkowa kompanka. Sulin - uśmiechnął się do niej ciepło - poznaj Aphrael, Czarodziejkę. To ona pomogła mi zabić Drakolisza o którym ci mówiłem pokrótce.
A teraz zaczął zwracać się do obydwu pań.
- Zapraszam was na wspólną, smaczną ucztę przy ognisku. Płomienie żwawo tańczą, brakuje nam wyłącznie dobrego wina. Jedzenie przygotowałem osobiście.
Jak na potwierdzenie Volatil zakrzyczał radośnie. Chrypki głos kruka prędko zniknął w odmętach smacznego jabłuszka.
- Zachęcam, zachęcam... nieczęsto zdarza mi się okazja przebywać w towarzystwie dwóch równie pięknych, co mądrych niewiast.

Galanoth zachowywał się tak jakoś... inaczej, tak jakby wdychał z powietrza łupinki etosu rycerskiego i z sekundy na sekundę obrastał nim. Mimo otwartej na radość duszy, ciało nadal pozostawało harde i odporne na fizyczne znieważenia. Również sama postura Elfa pozostała bez żadnej zmiany. Ba, z pieczęcią nadaną przez moce wyglądał mężniej niż przedtem.
Awatar użytkownika
Aphrael
Szukający Snów
Posty: 183
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Czarodziejka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Aphrael »

        Powitał ją szarmanckim ucałowaniem dłoni i nie mogła powiedzieć, że jej się to nie podobało. Uśmiechnął się do niej, co bez wahania odwzajemniła, i śpiewnym głosem powitał ją kilkoma poetyckimi zdaniami. Zaciekawiło ją, czy wymyślił je na poczekaniu - czyżby był poetą? Jego śmiech, czy można nawet powiedzieć chichot, zupełnie nie pasował do dostojnego rycerza, choć w tym momencie Galanoth takiego nie przypominał. Pozwoliła prowadzić się Elfowi, przysłuchując się jego głosowi - brzmiał tak melodyjnie, tak radośnie... Przystanęli pod mocarnym drzewem pinii, a Galanoth wskazał na Zwierzołaczkę siedzącą na gałęzi i przedstawił ją jako Sulin. Aphrael skinęła jej głową na powitanie.

- Mhm, wino... - Pstryknęła palcami, a na leżącej niedaleko płaskiej skale pojawił się gliniany dzban i trzy kubki z tego samego tworzywa. - Mówisz - masz! - uśmiechnęła się promiennie. Spojrzała na Volatila. Kruk wydał jej się milszym kompanionem niż podczas ich pierwszego spotkania. Teraz wydał jej się nadzwyczaj rozumnym stworzeniem - wyglądało na to, że wie, o czym mówi Galanoth, mimo, iż nie mówi w jego języku. Fascynujące.

- Chętnie skosztuję twojej kuchni - stwierdziła. Od dłuższego czasu nie jadała nic, czego sama by nie ugotowała. I choć była do takiego stylu życia przyzwyczajona, miło było zjeść coś przygotowanego przez inną osobę. Zresztą, milej było zjeść posiłek w towarzystwie - i to jakim towarzystwie! - niż w samotności. Chociaż i tak nie mogła poczuć się zbyt pewnie - cały czas była ostrożna, żeby nie powiedzieć o jedno słowo za dużo, żeby nie musieć tłumaczyć się. Nie chciała myśleć o tym, co czeka ją w przyszłości, ani o tym opowiadać.

- Mam tylko nadzieję, że nie zabraknie ci jedzenia - zatroskała się. Nie mógł przecież przewidzieć, że będzie gościła u niego na kolacji. Nie chciała, by przez nią miał położyć się spać głodny. Miała przecież własne zapasy, które mogła migiem sprowadzić ze swego obozowiska. Dla magii odległość nie miała znaczenia.
"Piękne rzeczy wypracować można dzięki długiej i uciążliwej nauce, złe natomiast owocują same bez trudu." Demokryt z Abdery
Awatar użytkownika
Galanoth
Zsyłający Sny
Posty: 328
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Galanoth »

Uśmiechnął się radośnie na widok dzbanuszka wraz z kubkami. Spodziewałby się prędzej, że Aphrael pospiesznie wróci do swego obozu i z niego wyciągnie atrakcyjne dla smaku dary, lecz... cóż, zapomniał, że do czynienia ma z pełnoprawną Czarodziejką. Próbując ukryć zdziwienie odwrócił się nagle plecami do obydwu panien, przeszedł niewielki odcinek drogi między pinią, a ogniskiem świecącym w wieczornych ciemnościach. Z małego tobołka opartego o skałkę obok ogniska wyciągnął parę równie małych pakunków, każdy podłużny i okrągły. Odwiązał sznureczki trzymające świńską skórę w kupie, wyciągnął na pokaz ziemniaczki przekrojone na pół i pozbawione "mundurka". W każdym z nich jakiś zdolny kucharzyna wcisnął kawałek dziwnie wyglądającej - bo żółtej - sałaty. Tuż obok niej, w ziemniaczanej wnęce, drobne kawałki mięsa i marchewki gnieździły się ciasno. Całe warzywo natomiast posypane było czymś podejrzanie czerwonym i czarnym. Galanoth, pokazując parze kobiet ciekawe znalezisko, podstawił je do ognia na podłużnych patykach zakończonych ostrymi szpikulcami. Wyskrobał je niedawno z nudów. Czekanie na jakiekolwiek wydarzenie nad jeziorem Doren dobiło go kompletnie.

Nabił więc wszystkie trzy ziemniaczki na kijki, podparł o boki kamieni dookoła ogniska. Dla zaproszonych na ucztę dziewcząt przygotował płaskie, niskie kamienie, leżące masowo pod pagórkiem brzegu. Każdy z nich wcisnął w wilgotną od wody trawę w równych odległościach od siebie tak, by po odrysowaniu między nimi linii powstała figura trójkąta. Elf, zadowolony z siebie, złapał dzbanek z winem i do kubeczków zaczął nalewać czerwonego trunku. Krwisty alkohol szumiał już w uszach mężczyzny, jak i w samych naczynkach.
- Powiadam wam, moje drogie, że taka cudowna noc jak ta nie zdarza się często. Ba, mógłbym nawet powiedzieć, że to cud! W tym samym dniu spotkałem dawną przyjaciółkę z przeszłości i ciebie, Aphrael. - Spojrzał w jej kierunku. - Za twoje i Sulin zdrowie.
Podał kubeczki pannom, podniósł do góry rękę z własnym winem. Tryumfalny toast zderzył się z nieboskłonem i szczerym wyznaniem Galanotha, innego niż wtedy, gdy dzierży przy sobie Różyczkę oraz pancerz.
Dawno bowiem nie pił w przyjemnym towarzystwie ani też nie otaczał się istotami równie zmysłowymi fizycznie, jak i wewnętrznie. Elf, stworzony do podziwiania piękna Alaranii, zaprosił Sulin oraz Aphrael do kręgu przy ognisku, sam siadając na kamieniu najbliższym od pinii.
Awatar użytkownika
Aphrael
Szukający Snów
Posty: 183
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Czarodziejka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Aphrael »

        Elf nie odpowiedział. Odwrócił się, przeszedł niewielką odległość dzielącą ich od ogniska i zaczął rozpakowywać jedzenie. Oczom Czarodziejki ukazały się osobliwe, wydrążone w środku ziemniaki zapełnione mięsem, marchewką i żółtą kapustą. Elf podstawił je do ognia na ostro zakończonych patykach, które musiał wcześniej wystrugać. Galanoth przygotował trzy płaskie kamienie, układając je w trójkąt. Później zaczął rozlewać trunek, który przed chwilą stworzyła Aphrael. Elf wzniósł toast i do rąk Czarodziejki trafił kubek. Uśmiechnęła się i upiła odrobinę wina, rozkoszując się jego smakiem. Nie było idealne, ale nadzwyczaj dobre jak na wino prosto z Nicości. Chyba najlepsze, jakie udało jej się stworzyć. Z niechęcią odsunęła kubek od ust i zajęła kamień po prawej stronie Elfa. Spojrzała na niego, uśmiechnęła się i upiła jeszcze trochę wina. Tak, zdecydowanie najlepsze z wszystkich, które stworzyła.

        Spojrzała na jezioro. Woda cudownie migotała w świetle księżyca, mieniła się kolorami. Zaiste, przepiękny widok. Przy Jeziorze Sitrina jakoś nie zwróciła uwagi na widoki, a okolica była nadzwyczaj urokliwa. Lekki, przyjemny wietrzyk mierzwił jej włosy, na twarzy czuła miłe orzeźwienie. Nieliczne, wspaniale niekształtne chmury płynęły leniwie po rozgwieżdżonym niebie. Okrągła tarcza księżyca rozświetlała ciemność nocy sprawiając, że dookoła tańczyły dziwaczne cienie, a wszystko wydawało się tak tajemnicze... Przypomniała sobie krótki wierszyk, który ułożyła... - kiedy? Kilka wieków temu? Skupiła się, przypominając sobie słowa, które nie były szczególnie błyskotliwe, ale przypominały jej szczęśliwe chwile dzieciństwa.
Srebrne oko wśród granatu
popatruje w dal,
gwiazdy światłem tego oka
tkają srebrny szal.
On przemyka między nimi,
on przemyka pośród drzew,
biel rozbłyska, czerń umyka,

- ...pomiędzy drzewami cień - szepnęła cicho, zanim zorientowała się, że mówi na głos. Otrząsnęła się z zamyślenia i skoncentrowała wzrok na płonącym w ciemnościach ognisku. Ciekawe, kiedy będą gotowe - pomyślała, bo jej żołądek domagał się już jedzenia.
"Piękne rzeczy wypracować można dzięki długiej i uciążliwej nauce, złe natomiast owocują same bez trudu." Demokryt z Abdery
Sulin
Zbłąkana Dusza
Posty: 5
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sulin »

Kotka uwaliła się na wiszącej gałęzi na brzuchu, dłonie zwisały jej luźno do dołu. To było troszkę dziwna poza, jednak Sulin zawsze lubowała w nietypowych pozycjach. Ogon powoli bujał się na wietrze, jednak gdy w pobliżu kotka poczuła kogoś, podniosła się, robiąc tak zwaną foczkę. Zmrużyła oczy, a gdy uciekł jej elf, zaciekawionym wzrokiem powędrowała za nim. Widząc jak czule wita jakąś kobietę, usiadła na pieńku jak na trzepaku, czekając, aż raczy przedstawić tę kobietę. W międzyczasie znalazł się jej brat. Czarny kocur zeskoczył na równoległą gałąź przeciągając się, spojrzał na kobietę, a następnie na swoja siostrę.
- Co? - zaczął z cwaniackim akcentem w głosie. - Zazdrość zżera siostrzyczkę? - kot najwyraźniej był zadowolony z takiej kolei rzeczy, co innego Sulin, która nie dość że była zła za takowe przyzwanie, to jeszcze przez arogancje kobiety. Języka w ustach nie miała, by przywitać się z kotołakiem? A może uważała za kogoś mało istotnego?
Zwierzołaczka podniosła się i zgrabnym skokiem przeskoczyła na gałąź gdzie siedział czarny kocur. Zgoniła go z tej gałęzi, cały czas obserwując parę, słuchając jak ci sobie cukrzą.
Wskoczyła na dół dokładnie kolo elfa, obdarzając jedzenie stęsknionym wzrokiem. Zamruczała po cichutko i usiadła. Machnęła kilka razy ociem ogonem oczekując jedzenia.
- Jesteście słodsi niż miód. - wykrzywiła usteczka w przymuszony uśmiech, lecz w jej głosie wyraźnie rozbrzmiewała nutka irytacji. Potrafiła być urocza i uprzejma, ale była również mało elegancka i szczera... zwłaszcza mając na uwadze jej wybujałe ego.
Awatar użytkownika
Galanoth
Zsyłający Sny
Posty: 328
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Galanoth »

Długo nie posiedział na kamieniu. Gapiąc się pustawo w odmęty pomarańczowego piekła na stosie chrustu, słuchając w międzyczasie krótkiej poezji sentymentalnej ze strony Aphrael, wyobrażał sobie zupełnie inny świat niż Alarania. Tam nie trzeba pracować, aby mieć, ani podróżować, by zwiedzać piękne regiony. Wszystko jest na miejscu, tuż na wyciągnięcie ręki - pod pachą. W niewinnych wyobrażeniach Galanotha nie ma w ogóle zła; nie istnieje. Panuje wyłącznie dobro, przyjaźń i miłość między bliźnimi-mieszkańcami Doskonałego Raju.

Z całego rozmyślania mężczyznę wyrwały ostatnie dwa wersy liryki. Promiennie uśmiechnął się wtedy do dwójki dziewcząt, rozprostował kości powstając z siadu, a następnie podchodząc do ognicha. Ukucnął przed nim na jednym kolanie, nachylił się aby spojrzeć na rumiane okrągłe ziemniaki wbite w grube kije. Zdaniem Galanotha, jako takiego kucharza-piekarza, jedzenie było już gotowe. Chwycił wszystkie kijki w prawą dłoń, podmuchał w warzywa dodając do wydechu odrobinki lodowego wiatru. Ulotny chłód oziębił dokładnie ziemniaki pełne pyszności w środku. Sałata zmieszała się bowiem z marchewką, tworząc przyjemnie wyglądającą papkę, natomiast kawałki zmielonego mięsa komponowały się brunatnym odcieniem z resztą potrawki.

Lodowy Elf zatroszczył się o rozdanie przysmaków. Jedna "dzida" trafiła w ręce Sulin, druga natomiast do Aphrael. Przy każdej z nich Galanoth życzył smacznego.
- Uważajcie tylko na temperaturę - przestrzegł subtelnie, nalewając ponownie wina do kubeczków. - Nie wiem, jak bardzo moje wypieki na wolnym ogniu potrafią być diabelskie. W razie czego wskakujcie do wody.
Na samą myśl o podobnej drace uśmiechnął się iście łobuzersko. Jego twarz przez chwilę przypominała sumienie sprytnego lisa. Małe to, cwane... pospolicie uważane za bystre i egoistyczne. Cóż, widać kurką w polowaniu owego lisa okazała się być wizja panien kąpiących się w czystej wodzie jeziora Doren.

W dłoniach trzymając już tylko własny kubeł i kij z ziemniakiem na końcu, Thelas przysiadł z powrotem na miejscu. Spojrzał to raz na Sulin, to na Aphrael. Nie wiedząc do której odezwać się pierwej, rzucił:
- To było bardzo ładne, Aphrael. Często zanudzałem Sulin własnymi poezjami... które nie zawsze wychodziły według jej gustu. No cóż, musicie mi wybaczyć. Nie jestem zbyt dobry w wierszach. Otarłem się wyłącznie dwa razy o podręcznik liryczności... drobne elementarzyki o rymowaniu.
Awatar użytkownika
Aphrael
Szukający Snów
Posty: 183
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Czarodziejka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Aphrael »

        Uśmiechnęła się do kotołaczki, gdy ta zeskoczyła z drzewa. Słowa dziewczyny ją zaskoczyły - jak dla niej zachowanie Galanotha było jedynie uprzejmością, a tamta wydawała się być... zazdrosna? Powstrzymała się od parsknięcia i dalej się uśmiechała.

        Elf wstał i podszedł do ogniska. Strawa była gotowa. Na widok ziemniaczków Czarodziejka poczuła w ustach zwiększoną ilość śliny. Już nie mogła się doczekać, by zakosztować tego małego kucharskiego dzieła. Przyjęła od Galanotha kijek i przez chwilę upajała się zapachem jadła, który był iście nieziemski.

        Na słowa Elfa i łobuzerską minę, która pojawiła się na jego twarzy, Aphrael spojrzała na niego krzywo, ale nie umiała powstrzymać rozbawionego uśmiechu. Jeszcze nigdy nie widziała, żeby Galanoth był tak rozluźniony - żartował, bawił się swymi własnymi słowami nadając im drugie dno, a jej celem było je odszukać. Można powiedzieć, że prowadzili między sobą pewnego rodzaju grę polegającą na zgadywaniu myśli drugiej osoby. I ta gra bardzo jej się podobała.

        W jej kubku znów chlupał czerwony trunek. Miała więc jadło, napitek i dobre towarzystwo - czegóż więcej można chcieć od życia? Z cichym pomrukiem zadowolenia zatopiła białe zęby w ziemniaku. Mm, pycha. Przełknęła i odpowiedziała:

- Lepsze dwa razy niż żaden. Większość moich wierszy przypada na lata młodości. Układałam je z nudów - wzruszyła ramionami. - Przypominają mi moje dzieciństwo, kiedy byłam tak niewinna, jak to tylko możliwe, tak mało wiedziałam o świecie, a byłam tak szczęśliwa. - Napiła się wina i wzięła mały kęs ziemniaka. - To tylko głupia rymowanka, a jednak przywołuje miłe wspomnienia - uśmiechnęła się. Machnęła ręką, marszcząc brwi. - Zresztą, nieważne. Moja kiepska poezja nie opisze uroku tej nocy. - Mrugnęła i wymownie rozejrzała się dookoła.
"Piękne rzeczy wypracować można dzięki długiej i uciążliwej nauce, złe natomiast owocują same bez trudu." Demokryt z Abdery
Sulin
Zbłąkana Dusza
Posty: 5
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sulin »

Kotka dostała swój przydział jedzeniowy i nie delektowała się nim jak elfka, lecz od razu wzięła się do jedzenia. Jej zadowolenie zdradzał jej puchaty ogon, który kiwał się z boku na bok delikatnie ocierając się o ziemię oraz bok Gala. Jadła z zapałem, jednak nie była absolutnym egoistą. Przerwała w połowie, gdy Ci przystopowali słodkie słówka. Aż chciała się zapytać czemu to przewali te okrutne słodzenie, jednak była przyjaciółką Gala... a ten drugi elf był... aż przeszły ja ciarki, bo elfia kobieta była ładna.
-Tokuo- powiedziała spokojnie, nawet nie wymawiając tego imienia, co je wymiaukując. Czarny kocur, mimo iż został zepchnięty przez bliźniaczkę, pojawił się przy ognisku jak jakaś zmora. Na jasnym ogniu wyglądał jak zarys ciemnego tła. - Masz... i nie marudź, ciesz się że nie ja gotowałam. Wiesz, że ostatnio lubię korzonki? - Uśmiechała się wrednie do brata, po czym podniosła wzrok na towarzyszy.
- Tak, te twoje wiersze były czasem takie... nudne.- Kiwnęła głową, odkładając na chwilę mięso, by się rzucić elfowi na szyję. Złapała kiełkami delikatnie jego ucho. - Lubiłam za to twoje opowiadania o wielkich walkach jakie stoczyłeś... aaaa! A pamiętasz wtedy w pubie gdy byliśmy z Lekarzem. Ale zadyma! Krzesała latały... - Przerwała nagle prostując się, jej wzrok zatrzymał się na elfce. - To przynajmniej nie nudzi... - Uśmiechnęła się słodko. - A ty... Przeżyłaś jakąś historie zapierającą dech w piersiach? - Mrużąc oczy jakby ją wyzywała na pojedynek. Oparła się o głowę Gala.
Zablokowany

Wróć do „Jezioro Doren”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości