Jezioro Doren[Rajski brzeg jeziora]Kot na głowie Elfa

Doren była "środkową" córką króla Filipa i najbardziej przez niego ukochaną, podobna do swego ojca, rudowłosa piękność, która według legendy przemieniła się w nimfę i po dziś dzień włada wodami jeziora nazwanego od jej imienia, a tafla wody mieni się tutaj zawsze kolorem czerwieni.
Sulin
Zbłąkana Dusza
Posty: 5
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sulin »

Kotka dostała swój przydział jedzeniowy i nie delektowała się nim jak elfka, lecz od razu wzięła się do jedzenia. Jej zadowolenie zdradzał jej puchaty ogon, który kiwał się z boku na bok delikatnie ocierając się o ziemię oraz bok Gala. Jadła z zapałem, jednak nie była absolutnym egoistą. Przerwała w połowie, gdy Ci przystopowali słodkie słówka. Aż chciała się zapytać czemu to przewali te okrutne słodzenie, jednak była przyjaciółką Gala... a ten drugi elf był... aż przeszły ja ciarki, bo elfia kobieta była ładna.
-Tokuo- powiedziała spokojnie, nawet nie wymawiając tego imienia, co je wymiaukując. Czarny kocur, mimo iż został zepchnięty przez bliźniaczkę, pojawił się przy ognisku jak jakaś zmora. Na jasnym ogniu wyglądał jak zarys ciemnego tła. - Masz... i nie marudź, ciesz się że nie ja gotowałam. Wiesz, że ostatnio lubię korzonki? - Uśmiechała się wrednie do brata, po czym podniosła wzrok na towarzyszy.
- Tak, te twoje wiersze były czasem takie... nudne.- Kiwnęła głową, odkładając na chwilę mięso, by się rzucić elfowi na szyję. Złapała kiełkami delikatnie jego ucho. - Lubiłam za to twoje opowiadania o wielkich walkach jakie stoczyłeś... aaaa! A pamiętasz wtedy w pubie gdy byliśmy z Lekarzem. Ale zadyma! Krzesała latały... - Przerwała nagle prostując się, jej wzrok zatrzymał się na elfce. - To przynajmniej nie nudzi... - Uśmiechnęła się słodko. - A ty... Przeżyłaś jakąś historie zapierającą dech w piersiach? - Mrużąc oczy jakby ją wyzywała na pojedynek. Oparła się o głowę Gala.
Awatar użytkownika
Galanoth
Zsyłający Sny
Posty: 328
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Galanoth »

Wolał nie brodzić w tematy własnej poezji. Tworzył ją z zamiłowania, z przeszłości pełnej czarujących ksiąg, równie magicznych kobiet czy zwyczajnej ciekawości. Galanoth jako śmiały młodzieniec i wychowanek szkół rycerskich nierzadko spędzał popołudnia między wysokimi kolumnami szafek bibliotecznych. Zakopywał się w nich, znajdywał ciepły, wygodny kąt i z pasją oddawał się przyjemnościom czytania kolejnych tomików wierszy, ballad, historii, legend... haseł encyklopedycznych. Trzeba przyznać, że sporo czasu zajęło mu grzebanie wśród stronic. Teraz przynajmniej widać tego skutki. W miarę oczytany Obrońca sprawiedliwości dzięki własnej sile umysłu oraz mięśni mógł na spokojnie jeść pieczonego ziemniaczka z drobnymi dodatkami w środku warzywa. Gryząc kęs po kęsie przysłuchiwał się rozmowie, słowom wypowiadanym raz przez Aphrael, raz przez Sulin. Podobnie jak Pradawna Czarodziejka, i on także zauważył dziwne zachowanie Zmiennokształtnej. Przyzwyczaił się dawno do niego, więc osobiście, według samego Galanotha, nic w tym dziwnego. Mógł wyłącznie dać możliwość Aphrael do przystosowania się względem zachowania wiecznie chaotycznej lekarki z mokrą głową.
Odłożył na chwilę parujące warzywko. Gorący obłok unosił się hen daleko do nieba, przyciągał zapachem nawet Volatila zajętego skubaniem coraz mniejszego jabłka. Ptak przekrzywił łebek, otworzył dziób kracząc zazdrośnie w stronę biwakowiczów. Elf uciszył przyjaciela małym kawałkiem ziemniaka. Odciął rąbek szpikulcem od kija i cisnął nim w czarnego kruka. Zwierzak natychmiast się uspokoił. Zjedzone jabłko od razu zastąpił pożywnym ziemniakiem.

- Taaak... W bitce jestem zdecydowanie lepszy niż w wierszach... - rzekł w zadumie.
Na samą myśl o wspomnieniach związanych z pewną uroczą gospodą, Lekarzem i bandą opryszków, stanowczo się zarumienił. Machnął dłonią próbując odgonić zawstydzenie pisane na twarzy.
- Wiesz, że nie o to chodzi, by trzaskać krzesłami o kręgosłup... - spróbował ponownie zachować niewzruszenie. - Jeśli ktoś narusza prawo lokalne, jest niegrzeczny i niestosownie się zachowuje, należy go skarcić w duchu przyzwoitości i rozsądku. Jeśli odmówi, stanowczo naciskamy na owego jegomościa głosem. Jeśli to też nie zadziała, wtedy można zrobić wszystko. Na przykład walić krzesłami po kręgosłupach.
Na koniec zabrzmiał prostacko i brutalnie, lecz niestety - tak prezentuje się naga prawda salonów. Trudno przemówić do umysłów nikczemnych nicponi, zwłaszcza barbarzyńców, bandytów i miejscowych sfor kryminalistów. Wraz z Sulin sporo ich zwalczył, czego zapomnieć nie zapomniał.
Kiedy dziewczyna oparła się o bok torsu, Galanoth objął ją jednym ramieniem chroniąc przed chłodem. Może panna jest owłosiona bardziej od niego, lecz zawsze zasługuje na opiekę i troskę.
- Właśnie, Aphrael. Opowiedz nam o jednej ze swych przygód. Zrewanżuję się tym samym - zachęcił.
Awatar użytkownika
Aphrael
Szukający Snów
Posty: 183
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Czarodziejka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Aphrael »

- Hm, nie wiem, czy moje przygody was zaciekawią... Jak już opowiadałam Galanothowi, oboje próbujemy zaprowadzić ład na tym świecie, ale w inny sposób. On zajmuję się walką, redukowaniem zagrożenia. Ja pomagam ludziom w innym znaczeniu tego słowa - mruknęła coś niezrozumiale i ciągnęła: - Nudnym znaczeniu. Przez większość mojego życia jeżdżę i uzdrawiam chorych, pomagam potrzebującym... W takich sprawach jak klęski nieurodzaju, na przykład - kłamała. Nie chciała dużo o sobie mówić, ani o swojej przeszłości - taki już miała charakter. Uważała, że najlepiej jest wtedy, gdy nikt w okolicy nic o niej nie wie. A przynajmniej nic ważnego czy osobistego. - Zdarza mi się usuwać niebezpieczne stwory, zagrażające ludziom. Ale mnie nie będę opiewali w balladach - zwykle nie są to szczególnie groteskowe walki na śmierć i życie, które tak uwielbiają zwykli ludzie - roześmiała się cicho, zbliżając się nieco do prawdy.

        Słuchała krótkiej opowiastki Elfa. Nie wiedziała, że potrafił się rumienić - i to jak! Zawsze był taki zimny, jakby odcięty od wszystkich emocji. Teraz widziała go zupełnie innego - i ten 'inny' był stanowczo lepszym towarzyszem rozmowy. Cieszyła się, że go spotkała, że mogła go takiego poznać, ale jednocześnie każde spojrzenie na jego twarz wywoływało u niej ból - przeraźliwy ból wynikający ze strachu przed tym, co zrobi i przede wszystkim, dlaczego będzie musiał to zrobić. Nie życzyła mu takiej przyszłości. Próbowała się zganić - przecież to była jedna z możliwych wersji przyszłości. Ale nie potrafiła.

        On również namawiał ją do opowiadania. Westchnęła. Teraz już tego nie uniknie - mieli przewagę liczebną.
- Nie umiem dobrze opowiadać - stwierdziła z wyraźną niechęcią. - I nie lubię opowiadać o rzeczach, których dokonałam. Ale skoro tak bardzo prosicie, to coś tam opowiem... - Zamyśliła się. - To dowodzi jedynie głupoty ludzkiej. I mojej. Kilka wieków temu - zaczęła opornie. - Trytonia znalazła się w ogromnym niebezpieczeństwie. W ciągu kilku miesięcy zginęła prawie połowa mieszkańców miasta - reszta uciekała w popłochu. Tę część wybrzeża zaatakowało stado harpii - muszę przyznać, że nigdy więcej nie widziałam ich w takiej ilości. Przybyły dziesiątkami i mordowały niewinnych mieszkańców Trytonii. Czasami nie wiadomo, po której stronie leży wina. Byłam zbyt młoda, by to zrozumieć. Zobaczyłam rzeź, zabijanie i od razu opowiedziałam się po stronie ludzi. Błąd: nie znałam sytuacji, a włączyłam się do walki. Metodycznie wybijałam coraz to nowe harpie - magia Pustki i po krzyku. I szczęśliwym trafem dotarły do mnie pewne informacje.
        Kilka tygodni przed atakiem harpii powrócił podróżnik z Wyspy Syren. Przywiózł ze sobą wspaniały, złoty posążek. Jak się okazało, figurka miała dla harpii jakieś-tam szczególne znaczenie. Chciały ją odzyskać, zaatakowały więc mieszkańców, by ją zdobyć. Dowiedziałam się, gdzie jest nieszczęsny przedmiot i zażądałam, by mi go oddano. I musiałam patrzeć, jak przez następne tygodnie giną ludzie, bo odmówiono oddania figurki - westchnęła i pokręciła głową. - Wreszcie, w ostatnim akcie desperacji dali mi posążek. Pozostawiłam go na widoku i harpie wkrótce go odnalazły. Wierzcie lub nie, ale zebrały się i wróciły na swoją wyspę jeszcze tego samego popołudnia. - Milczała chwilę, bawiąc się kosmykiem włosów.

- Niezbyt interesująca historia. Moje życie nie jest pełne heroicznych czynów, tak jak niektórych. - Uśmiechnęła się i mrugnęła do pary. - Bez żadnych ekscytujących przygód - Boże, stanowczo powinna przestać tak kłamać. Postanowiła później nad tym popracować - teraz czekała na opowieść Elfa i reakcję Sulin. Nie oczekiwała aplauzu, chciała szybko odejść od tematu wiedząc, że jej opowieść była kompletną porażką. Miała im powiedzieć coś naprawdę ekscytującego? Te przygody wolała zatrzymać dla siebie z pewnych... osobistych powodów. Musiała by im powiedzieć zbyt dużo. O wiele, wiele za dużo. Prawdę mówiąc, nie ufała im. Nie wiedziała, skąd się brała ta nieufność - była zdecydowanie mniejsza niż przed podróżą do alternatywnej przyszłości, ale dalej istniała. Może to była wada - a może zaleta? - charakteru?
"Piękne rzeczy wypracować można dzięki długiej i uciążliwej nauce, złe natomiast owocują same bez trudu." Demokryt z Abdery
Awatar użytkownika
Galanoth
Zsyłający Sny
Posty: 328
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Galanoth »

W ciszy i skupieniu wysłuchał krótkiej, wcale nie nużącej przygody Aphrael. Chociaż nie wyjawiła szczegółowo ile miała lat za czasu ataku harpii ani też nie cieszyła się zbytnio z wyjawiania własnych sekretów, Galanoth dostrzegł w głębi kobiety niejakie zadowolenie. Mogłaby się przecież cieszyć z samego faktu siedzenia tuż przy ciepłym ognisku chroniącym przed chłodem nocy. Słońce zaszło już za horyzont nieboskłonu, mała księżycowa perełka górowała nad jeziorami i wyżynami wspomagając blaskiem gwiazdy w pobliżu. Elf przez moment wpatrywał się w górę, próbując uchwycić te najważniejsze konstelacje, jak Mały Pies, czy Wielki Wóz. Nic z tego. Kłęby szarych chmur ochraniały konstelacje przed wzrokiem śmiertelnego pospólstwa. Elf westchnął zatem żałośnie, idealnie komponując się z trzaskami drewna i patyków wrzuconych do rozpalonego ognia. Iskierki unosząc się porywczo odrzucały same siebie na boki, w tym także na kamienie ułożone dookoła ogniska. Galanoth poprawił jeden z nich - najbardziej wysunięty, jakby przypadkowo wytrącony kopnięciem. Odkładając skałkę odpowiedział:
- Mmm, jestem pod wrażeniem. Mało kiedy słyszy się o napaściach ze strony harpii. Te raczej bronią zajadle wyłącznie swoich gniazd i miejsc w których mieszkają, uważają za własne. Nic dziwnego, że tak zaciekle próbowały odebrać figurkę. Też walczyłbym o swoje.
Uśmiechnął się optymistycznie do Aphrael, chcąc dodać jej trochę własnej energii. Kiedy usiadł z powrotem na kamieniu, usłyszał za sobą szelest regularnie uderzanych skrzydeł. Volatil przysiadł zgarbiony na prawym barku mężczyzny, pochylił nisko łebek próbując zrównać się końcówką dzioba z ustami właściciela. Obrońca popatrzył kątem oka na ptaka, bez żadnego słowa informacji zaczął opowiadać.
- Teraz moja kolej. Otóż, jak obydwie wiecie, wędruję wraz z Volatilem od bardzo wielu lat. To dziwne, ale mimo mijających wieków mój przyjaciel w ogóle się nie postarzał. Nie jest bowiem zwyczajny jak pozostałe zwierzęta jego pokroju. Będąc kiedyś w Fargoth, natknąłem się na ślad bardzo groźnego maga, który porywa najuboższych, bezdomnych mieszkańców miasta. Wpierw myślałem, że to wyłącznie pogłoski, plotki przesycone zazdrością czy nienawiścią względem tego czarodzieja... ale na szczęście myliłem się. Po dłuższym śledztwie okazało się, że faktycznie ów mężczyzna, bodajże Rothret miał na imię, tak, chyba tak... w każdym razie: mężczyzna ten co tydzień usypiał zaklęciami śpiących obywateli i dzięki siłom magicznym porywał ich do swojego małego pałacyku na skraju osady. Na początku nie wiedziałem dokładnie po co, przecież powodów może mieć mnóstwo... od zwyczajnego porozmawiania z przymusu po kanibalizm i czarną magię. Dowiedziałem się jednak, że zabijał każdego po kolei tylko po to, by z organów ofiar uczynić sobie sztucznego człowieka, rozumiecie? - Przerwał na moment, dając sekundy do osobistego namysłu. - Szybko wybiłem mu to z głowy. Oczywiście w sposób o którym już Sulin zdążyła napomknąć...
Spojrzał ostentacyjnie na Zmiennokształtną.
- W laboratorium szalonego maga znalazłem klatkę, a w niej tego oto kompana.
Kruk zatrzepotał skrzydłami niczym zawadiaka popisujący się przed damami.
- Tuż na drzwiczkach od klatki wbita gwoździami tabliczka mówiła, że ptak zwie się Volatil. Coś kazało mi go uwolnić, po prostu. Nie mógłbym przecież skazać go na śmierć głodową. Nie byłbym ani sobą, ani rycerzem, ani tym bardziej Elfem. I cóż.. jakoś się stało tak, że kruczek ani na trochę nie odchodził do mnie. Nieprzyzwyczajony do latania podążał za mną pokracznie po podłodze, chodniku... aż w końcu postanowiłem się nim zająć na poważnie. Zawsze wierzyłem, i wierzę nadal,że Volatil to jakiś uzdolniony ptasior - podsumował. - Wykazuje się ciągle nieprzeciętną inteligencją i bystrością... jak sprytny człowiek.
Kruk również podsumował krótką historyjkę głośnym kłapnięciem. Odleciał na pinię, usiadł na niej tuż za małymi gałązkami na najniższej gałęzi. Elf ponownie popatrzył po twarzach kobiet, Sulin raz jeszcze pogłaskał po głowie, do Aphrael uśmiechnął się.
Awatar użytkownika
Aphrael
Szukający Snów
Posty: 183
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Czarodziejka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Aphrael »

        Milczała. Co mogła powiedzieć? Była wdzięczna Elfowi, że nie drążył tematu. Chyba zauważył, jak się czuła. Było - minęło. Nie sądziła, że Sulin tak łatwo odpuści - opowieść była wyzwaniem, Czarodziejka dobrze to wiedziała. Ale nie miała najmniejszej ochoty rywalizować z Kotołaczką - bo niby po co? Dlaczego tak się tym przejmowała? Nie miała ważniejszych problemów niż humory Sulin? Byłaby dużo szczęśliwsza, gdyby rzeczywiście tak było. Ale nie - miała swoje problemy, stanowczo za dużo problemów. Dręczyło ją tylko jedno pytanie: dlaczego to robiła?

        Wystarczyło jedno spojrzenie przed siebie i prawie udławiła się własnym językiem.

        Udała, że pije wino, żeby zamaskować swój wyraz twarzy. Drżała. Nie mogła się roześmiać, nie mogła... Uchwyciła się magii emocji, by uspokoić samą siebie. To, co wcześniej było jedynie domysłem, stało się faktem. Aphrael nie mieściło się w głowie, jak dziewczyna mogła coś takiego wymyślić. Chociaż, gdyby była na jej miejscu, pewnie zrobiłaby to samo...

        Gwałtownie wróciła do rzeczywistości, gdy Galanoth zaczął opowiadać. Pochodzenie Volatila było arcyciekawe - nie wiadomo, może posiadał jakieś nadnaturalne zdolności, których dotąd nie ujawnił? To aż się prosiło o odkrycie. Kruk był niezwykle rozumny - podkreślał opowieść ruchami, które wyglądały dla Czarodziejki komicznie. Znowu zachciało jej się śmiać.

- Zdecydowanie ciekawsza opowieść - stwierdziła. - Ale ten mag musiał być genialny, skoro - i jeśli - stworzył takiego ptaka jak Volatil - uśmiechnęła się, ni to do Elfa, ni to do zwierzęcia. Galanoth też się do niej uśmiechnął - i stwierdziła, że podoba jej się jego uśmiech. Ten z teraźniejszości, bez nuty bólu, smutku i samotności.
"Piękne rzeczy wypracować można dzięki długiej i uciążliwej nauce, złe natomiast owocują same bez trudu." Demokryt z Abdery
Awatar użytkownika
Galanoth
Zsyłający Sny
Posty: 328
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Galanoth »

Galanoth odłożył kijek na bok. Wystrugany idealnie szpikulec zniknął w gąszczu trawy pozbawiony warzywka, lecz z jego drobnymi pozostałościami na ostrzu. Elf szybko zjadł należą mu porcję, usta wytarł o małą czarną szmatę ciśniętą między nagolennikami, a butami. Porozrzucany osprzęt rycerza Thelasa wyglądał jak skarb umarłego magnata - błyszczał honorem i przyciągał blaskiem, zachęcał do sprawdzenia, dotknięcia... wypróbowania w boju. Mężczyzna, odpoczywając od wiecznego ciężaru noszonego na całym ciele, złapał się za krawędzie kołnierzyka brudnobiałej koszuli, wyprostował się jak struna na wygodnym kamieniu przytachanym prosto z górki wybrzeża. Wyglądał teraz niczym panicz w jeziorze Doren, król na swych własnych włościach. Elf rozkoszował się bowiem każdym wdechem powietrza, każdym mrugnięciem i szeptem rozmówczyń zaproszonych do wspólnej wieczerzy pod gołym niebem. Czuł pod stopami buchającą życiem planetę, nad głową wiatr smagający wolne od warkocza włosy. Sięgały co najmniej do połowy pleców - bardzo piękne, lśniące... platynowe. Idealnie komponowały się z atmosferą nocy oraz samym rycerzem, wielkim facetem wpatrującym się tylko i wyłącznie w lico Aphrael. Prawe ramię mężczyzny ciągle gładziło Sulin, wzroku nie spuszczał z poznanej Czarodziejki. Ba, miał jeszcze sporo do powiedzenia... o ile zostanie na dłużej, niż sam przypuszczał.

- Nie wiem, prawdopodobnie tak. Wśród wielu ksiąg maga nie znalazłem żadnej wzmianki o Volatilu. On po prostu już był, i tyle. Siedział w pozłacanej klatce z której patrzył się na mnie swoimi węgielkami... No, ale dzięki temu może ze mną podróżować i powiem ci szczerze, że to jeden z moich najwierniejszych, najlepszych przyjaciół. Nie znam mowy zwierząt, ale uważam, że on sądzi podobnie jak ja.
Galanoth po podsumowaniu ptasiego towarzysza, wstał z siedzenia i z dzbanem wina w dłoni przeszedł się dookoła ogniska. Czerwonego trunku nalał po brzegi kubeczka Aphrael, uśmiechał się do niej życzliwie i z pełnym szacunkiem - jak do damy królewskiego dworu.

Wrócił z powrotem na kamień, Sulin mogła znów ułożyć się i oczekiwać drapania za uszami, które tak uwielbia i wręcz kocha. Elf oparł naczynie z winem o napierśnik postawiony na ziemi, wyglądał na zadowolonego.
- Tak w ogóle, Aphrael... załatwiłaś wszystkie sprawy w Serenaa? Martwiłem się, że utkniesz w karczmie na wieki.
Awatar użytkownika
Aphrael
Szukający Snów
Posty: 183
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Czarodziejka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Aphrael »

        Jej kubek znów został napełniony po brzegi. Elf chyba chciał ją upić, ale wino było zbyt dobre, żeby odmówić. Napiła się czerwonego trunku powoli, smakując każdy łyk. Ach, wyborne. W życiu nie stworzyła lepszego. Jakaż była z siebie dumna! Stawała się coraz lepsza. Ktoś jej kiedyś powiedział: "Umiejętności przyjdą z czasem" - i chyba była to prawda.

        Gdy usłyszała pytanie, jej serce ścisnęła panika. Całą siłą woli starała się wyglądać normalnie.
- Karczmę w Fargoth opuściłam koło świtu następnego dnia - powiedziała. - Sprawy w Serenai... - Miała ściśnięte gardło, ale próbowała to ukryć. - ...załatwiłam szybko, spędziłam tam jedynie jedną noc. Nie oczekiwałam, że cię spotkam. Cóż, czasami los bywa łaskawy - roześmiała się, by poznał, że to żart. - Ale miło mi, że się o mnie martwiłeś - mrugnęła doń.

        Mówiła prawie swobodnym tonem, ale tak naprawdę toczyła ze sobą wewnętrzną walkę - powiedzieć - nie powiedzieć - powiedzieć - skłamać? Nie, nie mogła powiedzieć...To była... zbyt delikatna sprawa... Miała go poinformować, że prawdopodobnie ją zabije? Nie, nie, w życiu! Chciało jej się płakać. Niewiedza była straszna, ale czasami wiedza sprawiała cierpienie, ciążyła... tak ciążyła! Aphrael czuła ją niby kamień na sercu.

        Milczała przez chwilę, po czym do głowy wpadł jej pewien pomysł.
- Hm, Galanothie... Wiem, że to będzie dziwne pytanie, ale... Nie zauważyłeś niczego dziwnego na niebie w ostatnim czasie? Dziwnych konstelacji, gwiazd... - Przełknęła ślinę. - ...chmur?
Wiedziała, że Elf może coś podejrzewać, ale nie umiała powstrzymać ciekawości. Musiała wiedzieć, musiała... W razie czego już wymyśliła bajeczkę o tym, że uczyła się nowego czaru. Tak, to brzmiało wiarygodnie, prawda? Prawda?!
"Piękne rzeczy wypracować można dzięki długiej i uciążliwej nauce, złe natomiast owocują same bez trudu." Demokryt z Abdery
Awatar użytkownika
Galanoth
Zsyłający Sny
Posty: 328
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Galanoth »

Samo pytanie nie wywarło na Elfie zbytniego wrażenia. Potraktował je jako początek nowej, równie ciekawej co pozostałe rozmowy. Wpierw jednak zmarszczył brwi w zamyśleniu, ukradkiem skierował oczy ku niebu. Z położenia gwiazd i księżyca względem miejsca, gdzie razem przebywali, Galanoth spróbował znaleźć w nich odpowiedź. Niestety, astrologiem nie jest. Nikt nie wtajemniczył go w talent odczytywania przyszłości ani też patrzenia na nieboskłon pod względem wiecznej, charakterystycznej mapy Alaranii. Cóż zatem... jego odpowiedź brzmiała następująco:

- Nie... Niezbyt często patrzę na niebo, ot dla mnie to jedno z najpiękniejszych rzeczy na świecie, lecz ostatnio nie zauważyłem nic, co mogłoby być... podejrzane.
Z niejaką ciekawością zmierzył postać Aphrael. Nawet nie mrugał, co kobieta z pewnością zauważyła od samego spotkania przy feralnym drzewie.
- Niebo od mniej więcej trzech-czterech nocy jest bezchmurne, pełne gwiazd i konstelacji... Romantyczny to widok dla kogoś, kto lubi patrzeć w przestrzeń wszechświata. Rozumiem, że ty również należysz do takich osób.
Gawędę zakończył szczęściotwórczym uśmiechem. Obdarował nim Czarodziejkę wysilając się do tego stopnia, by wcisnąć się w przestrzeń między siedzeniem Sulin, a własnym kamieniem. Dzięki temu pozostało po jego lewej stronie jeszcze sporo wolnego miejsca. Zachęcającym gestem dłoni oraz ukłonami zapunktował lewicę.
- Chodź do nas, Aphrael. Nie powinnaś tak sama siedzieć... a razem jest o wiele lepiej.
Zresztą... któż by nie chciał przytulić się do siebie i trwać w uścisku rozmawiając na bardzo wysokim poziomie? Nocka spisywała się na medal, gwiazdy sprzyjały, a tafla jeziora Doren szumiała w oddali wypełniając olbrzymią pustkę dookoła.
Awatar użytkownika
Aphrael
Szukający Snów
Posty: 183
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Czarodziejka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Aphrael »

        Powoli wypuściła powietrze z płuc. Nie zauważyła nawet, że wstrzymuje oddech. Nic nie widział. Tylko czy to dobrze? Naszły ją wątpliwości. Przecież nie wyobraziła sobie tego wszystkiego, prawda? Czuła znajomy ciężar przy biodrze - w wewnętrznej kieszonce sukni znajdował się magiczny kamień. Nie wyobraziła sobie astrologa. Ale czy naprawdę była w przyszłości? Może mężczyzna zaczarował ją, by widziała to, co chciał, żeby zobaczyła? Chciało jej się krzyczeć z powodu swej bezsilności i niepewności.
        Teraz do swojej pokaźnej kolekcji dodała jeszcze jeden problem. Co miała zrobić, by nie rozdrażnić Sulin, nie urazić Galanotha i zadowolić samą siebie? Elf uśmiechnął się do niej i poczuła, że jej opór topnieje. Czemu miał taki śliczny uśmiech? Zrezygnowana podniosła się, przeszła kilka kroków i usiadła po lewej stronie Galanotha. Hm, tak właściwie... Może być niezła zabawa. Przysunęła się i położyła głowę na ramieniu Elfa. Emanowało od niego przyjemne ciepło... Przypomniała jej się ta chwila, gdy Galanoth z przyszłości ją przytulił. Z całej siły odcięła się od tych wspomnień, próbując zapomnieć, bo sprawiały jej ból. Pomyślała za to, że komicznie muszą teraz wyglądać. O, dobre duchy! Uśmiechnęła się.
- Tak... razem jest o wiele lepiej - powiedziała cicho.
- A ty, Galanothie? Co robiłeś od naszego rozstania w karczmie? - spytała. Była ciekawa, czy spotkał Kotołaczkę od razu, czy dopiero po jakimś czasie. Dlaczego przybył do Jeziora Doren? Choć, tak naprawdę... Chyba spytała o to tylko dlatego, żeby podtrzymać rozmowę.
"Piękne rzeczy wypracować można dzięki długiej i uciążliwej nauce, złe natomiast owocują same bez trudu." Demokryt z Abdery
Awatar użytkownika
Galanoth
Zsyłający Sny
Posty: 328
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Galanoth »

Elf z radością przyjął pod lewe skrzydło roztargnioną Czarodziejkę. Wyglądała teraz jakby błądziła między dwoma zupełnie innymi - skrajnymi światami. Maślane oczka pełne przerażenia i zamyślenia budziły w Galanoth'cie najczulsze emocje, te najbardziej podatne na rozczulające obrazy. Objął zatem Aphrael na poziomie barków wraz z karkiem, pozwolił palcom u dłoni dotykać opuszkami jej lewego ramienia. Tak wspólnie objęci we trójkę nagle legli na ciepłej od paleniska trawie. Rycerz nie musiał za bardzo się starać, by wraz z własnym ciężarem pociągnąć za sobą dwójkę zaproszonych dziewcząt. Nim jednak ich tyły głów dotknęły ziemi, Elf przetrzymał je. Nie chciał bowiem, by pannom stała się krzywda z tego powodu, że on sam podziałał na nie... bez żadnego przyzwolenia.

- Uch... tak. Teraz jest zdecydowanie lepiej - potwierdził głośno, w międzyczasie patrząc się to na Aphrael, a to na Sulin. Cieszył się z trzymania przy sobie dwóch osób, które najwyraźniej odbiły mocne piętno w jego szalenie samotnym życiu. Sponiewierany przez los, skazany na wieczną obronę Alaranii, wrzucony w garniec przeznaczenia bohatera, znalazł ukojenie w czuciu przy sobie Pradawnej i Zmiennokształtnej. Życzliwie uśmiechając się nie zdawał z tego sobie sprawy, ale do obydwu poczuł nie tylko wdzięczność, ale i pewnego rodzaju miłość.

- W momencie zostawienia cię na pastwę losu z tym dziwnym brzydko pachnącym mężczyzną, miałem do siebie żal... Przecież mogłem ci zaproponować dalszą wspólną podróż. Na szczęście przypomniałem sobie, że przecież miałaś sprawunki w Serenaa, a ja sam szedłem w zupełnie innym kierunku... Więc trafiłem tutaj, nie zamierzałem wędrować wieczorem, tym bardziej w nocy. Chciałem odwiedzić dawne cmentarzysko niedaleko Fargoth... była to kiedyś mieścina tętniąca życiem... osadka na uboczu. Ponoć w Kal Idrion kręciły się jakieś dziwne istoty... nieumarli, a może demony. Zamierzam to zbadać - wyznał. Ramionami bardziej opatulił Aphrael oraz Sulin, spróbował je okryć w ten sposób, by mogły czuć się pewniej... i bezpieczniej.
Awatar użytkownika
Aphrael
Szukający Snów
Posty: 183
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Czarodziejka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Aphrael »

        Poczuła palce Elfa na swoim ramieniu. Chwila - Czarodziejka nawet nie zorientowała się, co się dzieje - i leżeli na trawie. Roześmiała się, zaskoczona. Przytuliła się do Elfa - to było miłe. Uśmiechała się i słuchała jego melodyjnego głosu, który tak lubiła, prawie nie zwracając uwagi na sens słów. Do czasu.
        Kal Idrion, Kal Idrion, Kal Idrion... - nazwa dźwięczała jej w głowie raz po raz. Czarodziejka zlodowaciała. Pobladła. Szybko odwróciła twarz, by ukryć przerażenie, które zastąpiło uśmiech. Nie mogło się już zacząć, nie mogło... bo przecież miała być wtedy martwa. A wcześniej opętana przez demona. Zmusiła się do kilku głębokich oddechów.
- Kal Idrion? - Była z siebie dumna, bo głos jej nie zadrżał. Miała ochotę krzyczeć z paniki, ale nie leżało to w jej naturze, a już na pewno byłoby mocno podejrzane dla Galanotha i Sulin. - Naprawdę, wspaniałe miejsce - dodała. Co miała robić? - Może pojechałabym z tobą... - zamyśliła się. Tak, to był dobry pomysł - musiała wiedzieć.
        Wiedziała, że jej obawy są głupie, ale na samą myśl o Kal Idrion dostawała gęsiej skórki. Wiedziała, że wiele lat dzieli ich od zagłady, jeśli ta w ogóle nadejdzie, ale słowa "demony" i "nieumarli" w połączeniu z nazwą twierdzy napawały ją lękiem. Czuła się małą, bezbronną dziewczynką, ale nie mogla tego okazać.
        To było aż niewiarygodne, jak bezpiecznie czuła się przy Elfie. Obroniłby ją przed wszystkim, ale nie przed nią samą. Był jednak dla niej taką ostoją spokoju i sprawiał, że sama stawała się spokojniejsza. Lubiła otaczać się takimi ludźmi. Czuła się w jego towarzystwie nadzwyczaj dobrze. Ach, trzeba korzystać, póki ma się taką możliwość.
        Powoli się rozluźniła. Wtuliła się w Elfa, rozkoszując się przyjemnym ciepłem jego ciała. Spojrzała na rozgwieżdżone niebo. Zaprawdę, piękne... "Romantyczny to widok dla kogoś, kto lubi patrzeć w przestrzeń wszechświata". A ona się do nich zaliczała. Chyba.
"Piękne rzeczy wypracować można dzięki długiej i uciążliwej nauce, złe natomiast owocują same bez trudu." Demokryt z Abdery
Awatar użytkownika
Galanoth
Zsyłający Sny
Posty: 328
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Galanoth »

Wspólne leżenie na trawie przynosiło wiele korzyści. Galanoth nie tylko czuł się szczęśliwy z powodu trzymania przy sobie dwóch kochanych osób, ale także wpatrywał się w ich twarze, a także rozgwieżdżone niebo, talerz księżycowy... gdzieniegdzie kłębki chmur wetknięte nad koronami pobliskich drzew. Rycerz na moment poprzestał podziwiania widoków dzikiej natury. Zostawił nieboskłon w spokoju, bo choć interesujący i wiecznie wciągający, to umywał się do nikłego poziomu przy Sulin czy Aphrael. Zmiennokształtna od pewnego czasu milczy, zapewne drapanie po głowie i za uszami ukoiło ją do tego stopnia, że zasnęła. Galanoth ucałował jej czółko oraz czubek nosa, objął ramieniem tuż pod biodrami. Młoda uczennica medycyny pachniała wybornie... mieszanką trawy, drzew, krzewów i wiosny. Woń wyczuwał z głębi sierści Sulin oraz jej miękkiej, ludzkiej skóry.

Skoncentrowany głównie na rozmowie z Pradawną, Elf wpatrywał się na drobne paluszki leżące na jego klatce piersiowej. Tors unosił się powoli do góry i w tym samym tempie opadał w dół zgodnie z uregulowanym oddechem. Przytknięte ucho Aphrael mogło uczyć tętno serca Thelasa. Narząd swym rytmem przypominał starodawny artefakt Alaranii, samo serce krainy utrzymujące w skupieniu cały świat. Galanoth, nie obawiając się żadnego niebezpieczeństwa ze strony poznanej kobiety, uśmiechnął się cieplej i ją także ucałował w czoło i ciut niżej. Posmakowanie gładkiego ciała Aphrael spodobało się mężczyźnie. Trzymając Czarodziejkę tuż przy sobie, odpowiedział:

- Czy wspaniałe? Nie wiem. Mieścinka leży w gruzach od pięciuset lat. Jest stara, zakopana, rozkopana... pełna tajemnic i ciemności. Nekropolis takie jak w podziemiach Meot. Ale chyba nie natkniemy się na nekromantę... Mam nadzieję.
Zaśmiał się cicho, poprawiając uchwyt ramienia. Palcami nadal przejeżdżał przez odsłonięte ramię Aphrael, masował ją nawet o tym nie wiedząc.
- A skoro prosisz... zgadzam się. Towarzystwo doświadczonej Czarodziejki jest nieodzowne podczas wypadów do zaklętych miejsc... Zresztą, za bardzo cię polubiłem, bym miał teraz odmawiać. Sulin też będzie mogła pójść, jeśli chce..
Awatar użytkownika
Aphrael
Szukający Snów
Posty: 183
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Czarodziejka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Aphrael »

        Serce Galanotha biło tak spokojnie, równomiernie... Jednostajny rytm, który przechwyciło serce Czarodziejki, choć kobieta tego nie zauważyła. Poczuła ciepłe, miękkie usta Elfa na swoim czole, a później na czubku nosa. Mm, to był nowy poziom przyjemności. Zadrżała.
- Wspaniałe... wspaniałe swoimi tajemnicami, wspaniałe swymi zagadkami, wspaniałe wiedzą, którą skrywa - uśmiechnęła się. - Wspaniałe swoją przeszłością. - Aphrael czuła mieszane uczucie co do twierdzy: pamiętała ją jako tętniące życiem miasto i jako okropne pobojowisko.
        Palce, którymi Elf przebiegał po jej ramieniu, wywołały gęsią skórkę i miłe mrowienie. Zamruczała cicho. Co, tylko koty mogą mruczeć? A propos kotów, Czarodziejka przypomniała sobie o Sulin. Dziewczyna nie odzywała się już od pewnego czasu. Spała? Nie miała zamiaru się podnosić, by to sprawdzić. Zbyt przyjemnie jej się leżało.
- Ależ oczywiście - powiedziała. - Miałabym okazję lepiej ją poznać - gdyby mogła, a raczej: gdyby chciało jej się podnieść, to uśmiechnęłaby się do Kotołaczki. A tak, uśmiech został skierowany do Elfa. Nie ubolewała zbytnio nad tym. - Trudno zaprzyjaźnić się z kimś w jeden wieczór. - Wzruszyła ramionami, choć niezbyt jej to wyszło w uścisku Galanotha. Szczególnie, jeśli ten ktoś nie chce się z tobą zaprzyjaźniać - dodała w myślach, ale nie powiedziała tego na głos. A pokusa była wielka. Zamiast tego spojrzała prosto w oczy Galanotha swoimi jasnobłękitnymi teraz oczami. Zauważyła, że nie mrugał. Wydało jej się to dziwne, ale... Po co miała pytać? Jeśli będzie chciał, to sam jej opowie. Może to nie było nic ważnego.
"Piękne rzeczy wypracować można dzięki długiej i uciążliwej nauce, złe natomiast owocują same bez trudu." Demokryt z Abdery
Awatar użytkownika
Galanoth
Zsyłający Sny
Posty: 328
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Galanoth »

Rozkoszny był to widok, nieprzeciętny w swej wymowie i najwyraźniej krotochwilny. Leżący na trawie mężczyzna przypatrywał się miliardom gwiazd rozesłanych po głębokiej, ciemnej przestrzeni niebiańskiego sklepienia. Astrologiem wprawdzie nie był, nie odczytał niczym zakonny mędrzec gwiazd, ale bez trudności wskazałby od zaraz księżyc i Wielką Niedźwiedzicę. Tuż przed nosem okrągły połyskujący talerz zwisał pokracznie, niejednokrotnie ginął za ramieniem Aphrael czy wiecznymi płomieniami buchającymi z ogniska. Galanoth tonął powoli w jeziorze własnych, niekoniecznie grzecznych i poczciwych rozmyślań. Kołysany spokojem przez wodę z dna doreńskiego, szumem drzew i ciepłem dwóch kobiet, spojrzał kącikiem oka w dół, na mizernie chudziutką nóżkę Sulin, którą ta wplątała między jego własne nogi. Czuła się chyba bardzo dobrze, skoro pozwoliła sobie na odrobinkę rozciągnięcia i znalezienie odpowiedniej pozycji do leżenia na ziemi, wśród trawisk, pól męskiej koszuli czy zbrojnych akcesoriów. Wszystko dokładnie nasiąknięte mrocznym z charakteru Elfem aż prosiło się o dokładne poczucie, zbadanie... zabranie, tak na pamiątkę. Być może to przez zapach, jaki Obrońca roztaczał, może to przez jego (jeszcze aktualne) piękno. Mężczyzna w każdym razie nie zamierzał myśleć o własnych zaletach.
Ponownie odwrócił głowę w kierunku Aphrael, był tak blisko niej, że na ustach i podbródku czuć mógł jej ciepły oddech. Nie przerywając pociesznego głaskania Sulin po włosach, ani też Aphrael po ramieniu, rzekł:
- Też tak uważam. - Nagle ściszył ton głosu. - Sulin jest trochę nadwybuchowa, zazdrosna i namiętna w uczuciach, ale to dobre dziewczę. Na pewno ją polubisz. Pokażę ci tylko sposób... ah, i jakby co: drap ją za uszkami. To ją zawsze rozkleja - poradził, a następnie wrócił do pierwotnego stanu dźwięku. Chrząknął cichutko, zgrabnie.
- Cieszę się, że znów cię spotkałem, Aphrael. Ty i Sulin jesteście dla mnie skarbem prosto z niebios. Mogę was obydwie wielbić do końca mego rycerskiego żywota. Kocham was - wyznał wprost.
- I ślubuję wierność, poddanie i własne życie za cenę waszego.
Momentalnie odwrócił twarz na prawą stronę. Śpiącą słodko Sulin ucałował w odkryty policzek, bo przecież słowa tyczyły się także jej.
Awatar użytkownika
Aphrael
Szukający Snów
Posty: 183
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Czarodziejka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Aphrael »

        To, co mówił Elf nie było dla niej specjalną nowością. Rozumiała powody zachowania Sulin, a skoro była ona przyjaciółką Galanotha, to musiała być dobrą osobą. Ale uwagę o drapaniu za uszami zapamiętała na wypadek, gdyby kiedyś musiała Kotołaczkę uspokoić.
        Hm, jakby się zastanowić... Ona chyba czuła do Elfa coś podobnego. Kochała go, ale nie jak kochanka i nie jak brata. Kochała go jak... najbliższego przyjaciela, jak osobę, która ją rozumiała. Gdyby była w pełni trzeźwa, pewnie zastanowiłaby się nad wszystkim na spokojnie, rozważyła przyczyny i skutki, a tak...
- Ja też cię kocham, Galanothie - stwierdziła bez tchu. Sięgnęła jedną ręką i wyciągnęła zza dekoltu sukni guzik zawieszony na rzemyku okalającym jej szyję. Spojrzała znacząco na elfa, po czym uniosła liść do ust i złożyła na nim delikatny, pieszczotliwy pocałunek. Uśmiechnęła się. Delikatnie ujęła dłoń, którą gładził ją po ramieniu i położyła ją sobie na sercu, by mógł poczuć jego rytm. Przytuliła się mocniej do torsu Elfa, który był, jak zauważyła, wręcz zabójczo przystojny.
- Mam nadzieję, że to nie będzie konieczne - wyszeptała. Bo to ona miała zginąć, nie on. I to on miał ją zabić. Gdyby nie była to tak piękna chwila, zapewne pogrążyłaby się w ponurych rozmyślaniach. A tak, rozkoszowała się ciepłem bijącym od ciała mężczyzny, widokiem rozgwieżdżonego nieba, wesołym trzaskiem płomieni. Wszystko składało się w zaiste piękny obrazek. Nie zamierzała mącić tej szczęśliwej chwili ponurymi rozmyślaniami.
"Piękne rzeczy wypracować można dzięki długiej i uciążliwej nauce, złe natomiast owocują same bez trudu." Demokryt z Abdery
Awatar użytkownika
Galanoth
Zsyłający Sny
Posty: 328
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Galanoth »

Archetypy miłości przeplatały się ze sobą, łącząc w jedną niezmienną chwilę. Utkwiona między przyszłością, a przeszłością, mała lśniąca perełka spotkania przyświecała błogosławieństwem Galanothowi, Aphrael i śpiącej od niedawna Sulin. Elf nie mógł oczekiwać podobnego wyznania ze strony dziewcząt, zadowolił się własnym oddaniem sprawie i poświęceniu z jakim żył od dzieciństwa. Rycerz przyglądał się bacznie wszystkim ruchom Czarodziejki, jej szept za nocnych ciemności przypominał szmer poruszanej zefirkiem trawy. Uspokajał go i przekonywał, że znalazł się w odpowiednim miejscu i w odpowiednim czasie. Był tuż przy Aphrael. Opiekował się Sulin. Nie czuł się już samotny ani też skazany na wieczną banicję towarzyską. Przy sobie trzymał piękne niewiasty, mądre bohaterki Alaranii i radosną przyszłość krainy. Uśmiechały się, piły wino i dokazywały; dawno zrzuciły z siebie płaszczyk nieprzyjemności czy egoizmu. Tym zaplusowały w oczach Elfa.
Thelas, czując jak drobne palce Aphrael chwytają go za nadgarstek i ukierunkowują dłoń na piersi, swobodnie przytulił się do niej, pozwalając ręce osiąść tuż przy sercu. Dłonią powoli objął lewą pierś, nie zrobił tego ani zbyt delikatnie, ani też surowo. Tuż pod skórą liczył uderzenia serca Pradawnej; jedno po drugim jedynie utwierdzało Galanotha w przekonaniu, że dobrze postąpił oddając się pod służbę obydwu kobiet. Ich życie jest jego życiem; ich oddechy oddechem młodej Alaranii. Jeśli nie one przetrwają całą wojenną zawieruchę... to kto? Obrońca bez namysłu oddałby za nie swoje własne życie. Choćby teraz.

Uśmiechnął się ufnie, widząc drobny pocałunek złożony na małym dekoracyjnym liściu. Guzik dotknął warg Aphrael, co rycerz uznał jako swojego rodzaju zaszczyt. Przypomniał mu się w międzyczasie wiek zamków i lochów, przebywania na dworach królewskich i kontaktów z wieloma damami szlachetnie urodzonymi. Wszystkie te bajeczki i tradycje... picie szampana z ich szklanych bucików, turnieje na koniach, wieczne pojedynki ku uciesze licznej menażerii arystokratów... przy spotkaniu na łonie natury umywały się do zerowego poziomu.
- Nie, to nie będzie konieczne... obronię was. Nie dam skrzywdzić nikomu - obiecał sumiennie, leżąc na boku i podpierając się na jednym ramieniu. Na sobie nie miał już koszuli. Zdjął ją przed chwilą i opatulił Sulin. Leżała tuż obok przypominając drobną kuleczkę z kocim ogonem.
- Słyszałem kiedyś, że woda w jeziorze Doren jest wiecznie ciepła... Czy chciałabyś ze mną to sprawdzić? - spytał Aphrael nie odrywając się od niej. - Zawsze chciałem się przekonać, czy to faktycznie mit...
Dłoń nie zbaczała z piersi Aphrael, również tors Elfa trwał tuż przy kobiecie, pozwalając jej czuć się bezpiecznie i komfortowo.
Zablokowany

Wróć do „Jezioro Doren”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 6 gości