Jezioro Cara[Przybrzeżny fort] W poszukiwaniu odpowiedzi

To właśnie władczynią tego jezioro według legendy miała zostać księżniczka Cara, najmłodsza z trzech sióstr. Wody tego jeziora mienią się zawsze kolorem czerni.
Awatar użytkownika
Merithur
Szukający drogi
Posty: 47
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Merithur »

        Falechion był wariatem, co gorsza - niebezpiecznym. Po jego akcji Merithur był tego pewien. Bo jakie trzeba mieć umiejętności, by nagle zniknąć czy przyśpieszyć tak, by niemal rozmazać się w oczach elfa? Jaka zdrowa na umyśle istota zaczęłaby śpiewać w trakcie walki?
        Miało to jednak i dobrą stronę. Vizir był zdezorientowany, kiedy do ataku ruszył Leinard. Człowiek również w jakiś sposób zwiększył możliwości swojego ciała. Zdołał odciąć wampirowi dłoń, w której ten trzymał miecz. Oręż z brzękiem uderzył o posadzkę. Z ust krwiopijcy dobył się wrzask - głośny, pełen wściekłości, świdrujący w uszach okrzyk bólu. Leinard zerwał ścięgno, nie miał więc szans obronić się przed El-Cilithosem. Wąpierz chwycił go za gardło i uniósł w górę, niemal miażdżąc człowiekowi krtań. Jego jedyna ocalała dłoń zaczęła promieniować nieprzyjemnym, trupiobladym światłem.
        Elf zareagował równie błyskawicznie, jak jego towarzysze przed chwilą. Całe szkolenie, które odbył w oddziałach specjalnych Kryształowego Królestwa przypomniało mu się w tej jednej chwili. Ruszył na wampira po ciasnym łuku, maksymalnie wykorzystując swoją - niezwykłą nawet jak na elfa - szybkość. Ciął z szerokiego zamachu po ścięgnach podkolanowych wampira. Oczywiście - zregenerowały się one niemal natychmiast, jednak ta krótka chwila wystarczyła, by Leinard uwolnił się z morderczego uścisku.
        Merithur rzucił się po oręż El-Cilithosa. Kształtem i wagą był niemal identyczny z jego półtorakiem, tak samo dobrze leżał mu w dłoniach. Elf chwycił go oburącz, prawą dłonią tuż pod gardą i lekko pochylony, na ugiętych nogach czekał na atak Vizira. Bo ten musiał nastąpić - wampir był wyraźnie wściekły, zamierzał skończyć tę walkę, która przybrała dla niego niekorzystny obrót.
        Elf nie pomylił się w swojej ocenie. W dłoni wąpierza zmaterializował się topór o podwójnym ostrzu. Dla normalnego człowieka byłaby to ciężka i raczej powolna broń, dla niego jej masa nie stanowiła problemu. El-Cilithos popełnił jednak błąd - zaszarżował na Merithura. Ten wyczekał do odpowiedniego momentu, uskoczył w prawo, by utrudnić pozbawionemu dłoni wampirowi wyprowadzenie ciosu i wyprowadził potężne cięcie z góry. Brzeszczot wbił się skośnie w szyję Vizira, który nie zdołał zatrzymać się i sparować uderzenia.
        Wąpierz padł na posadzkę. Z szyi krew lała mu się wartkim strumieniem, ciałem wstrząsały drgawki agonii. Chwilę później wampir znieruchomiał. Było po wszystkim.
        Miecz wypadł z osłabłej nagle dłoni elfa. Merithur przycisnął ją do brzucha, z którego ciekło coraz więcej krwi. Przed oczami zawirowały mu czarne płatki. Mdlejąc z utraty krwi, zdążył jeszcze pochwycić czułym słuchem zbliżający się tupot wielu nóg w ciężkich, wojskowych butach.
        Zbliżały się kolejne kłopoty.
Awatar użytkownika
Leinard
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 56
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Leinard »

Człowiek wstał. Nadal odczuwał skutki złapania go przez wampira.
         - Do rzyci z tym - jego głos był ochrypły i słaby ale nadal można było wyczuć w nim zdenerwowanie. - Nie dość, że ta walka z Vizirem wyciągnęła z nas wiele sił, to jeszcze zaraz zlecą się jego żołdacy i rzucą się na nas jak sępy na padlinę.
        Leinard uspokoił się i przestał narzekać. Podszedł do ciała Vizira i przeszukał kieszenie, wyjął stamtąd zapieczętowany zwój, po czym skierował się do przyjaciela, kucnął przy nim i przyłożył rękę do jego czoła. Odwrócił głowę w stroną demona i rzekł:
         - Falechionie stań przy wejściu i eliminuj wrogów jakich spotkasz, ja muszę jemu - wskazując na elfa - pomóc. - To powiedziawszy wrócił do poprzednich czynności. Najpierw sprawdził tętno i puls - były w porządku. Następnie zebrał niewielką ilość energii i wysłał do ciała Merithura, by zadziałała niczym sonda i odnalazła wszystkie uszkodzenia ciała - jednak żadnych nie znalazła. Istniały więc dwie możliwości, albo został otruty - co odpadało od razu ponieważ nie było żadnej reakcji ciała lub po prostu został pozbawiony sił i zasnął.
        Leinard skrzyżował dłonie, przystawił do czoła elfa i wysłał trochę kojącej magii, (coś w stylu narkotyku z działaniem rozluźniającym).
         - Merithur na razie nam nie pomoże... Trzeba go stąd zabrać . - w tym momencie do sali wdarło się tuzin chłopa. Leinard szybko wstał, dobył miecza pozostawionego przez Vizira i uderzył na wroga. Udało mu się kilku zabić, ale niewiele to dało.
Na korytarzu roiło się od wrogów.
         - Musimy się przebić! Nie ma innego sposobu!
Awatar użytkownika
Falechion
Szukający drogi
Posty: 35
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Falechion »

Falechion z uśmiechem obserwował jak Vizir umiera... po raz drugi. Spodobało się mu towarzystwo człowieka i elfa... nie można było się przy nich nudzić. Właściwie nie miał pomysłu co zrobić, więc po prostu usiadł po turecku na podłodze obserwując poczynania Leinarda. Merithur leżał nieprzytomny. Jednak jego aura błyszczała nadal jednolicie, więc pewnie nic mu nie grozi. Nagle przypomniał coś sobie.
- No tak... diabelizacja... - mruczał z uśmiechem, patrząc na świeżo nieżywego wampira. Był to akt polegający na uśmierceniu wampira, nie cielesnym, bo to już się dokonało, ale zniszczenie samej jego esencji, duszy.
Demon podniósł się i już miał podejść do wampira by dokonać rytuały, gdy usłyszał tupot. Wielu ludzi (czy też nieludzi), co najmniej dwunastu.

W tym momencie Leinard powiedział do niego by stanął na czatach, ale było już za późno. Do komnaty wpadli ludzie, dokładnie dwunastu.
- Bingo. - Uśmiechnął się w duchu demon. - Jeszcze nie ogłuchłem...
Jemu też przypadło w udziale zabicie paru z nich. Wtedy Leinard wysunął swoja propozycję:
- Pysznie ! - Powiedział demon z aprobatą dla planu jego towarzysza. Chyba będzie podróżował z nimi przez jakiś czas... oj nie będzie się nudził.

Ich było ośmiu, a nas dwóch. Szaleństwo... To lubił Falechion. Uśmiechnął się diabolicznie, obnażył miecz, ustawił się w pozycji bojowej i zwrócił się do swoich przeciwników:
- Czy widzieliście kiedyś demona, tańczącego w blasku księżyca ? - W tym momencie w jakiś dziwny sposób odsłoniła się jedna z zasłon i łuna księżycowa oświetliła jego postać. I zaszarżował na swych przeciwników.

Tak! zemsta, zemsta, zemsta na wroga,
Z bogami i choćby mimo boga!
Awatar użytkownika
Merithur
Szukający drogi
Posty: 47
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Merithur »

        Błysk zabłąkanej myśli. Gdzie jest? Kolejny. Co się stało? Nie pamiętam...
        Mgła zasnuwająca umysł. I ból. Przeraźliwy ból, zdający się nie mieć określonego źródła w ciele. Kojąca magia, wlewająca się w jego organizm, rozluźniająca mięśnie, uśmierzająca cierpienie, przejaśniająca umysł.
        Leinard.
        Kroki były coraz bliżej. Elf z trudem odemknął powieki i zobaczył tuzin ludzi wpadających do komnaty. Leinard natychmiast skoczył, starł się z nimi, samotnie walcząc z grupą żołdaków. Falechion także dobył broni, nie spiesząc się.
        - Czy widzieliście kiedyś demona, tańczącego w blasku księżyca? - zapytał. Miało to pewnie zdezorientować i być może lekko przestraszyć jego przeciwników. Demon raczej nie spodziewał się tego, co nastąpiło chwilę później.
        - Ja widziałem - odezwał się cicho jeden z żołdaków, pochylając głowę. Nagi miecz, który dzierżył w dłoni, oparł o posadzkę, przyjmując postawę bohatera z ballady. - Widziałem demona, który zabił całą moją rodzinę... Zdychaj.
        Szybki był. W ułamku sekundy zebrał się w sobie i popędził wprost na Falechiona, wymijając Leinarda. Pęd przeniósł go obok demona, który, odwracając się na prawej nodze, ciął płasko końcem swojej klingi. Chwilę później człowiek słaniał się na nogach, a z lewego barku strumieniami lała mu się krew. Uśmiech przemienionego stał się jeszcze bardziej diaboliczny, o ile było to w ogóle możliwe. W oczach bohaterskiego żołdaka dał się widzieć strach. Zbyt długo wpatrywał się w twarz Falechiona, dlatego też nie zauważył, że Merithur ukradkiem podniósł się z posadzki. Zgięty wpół, z dłonią przyciśniętą do brzucha, chyłkiem zaszedł człowieka od tyłu. W mgnieniu oka wydobył sztylet i wbił mu go w kark.
        - Zaraz zemdleję znowu - syknął doFalechiona, który stał najbliżej niego. - Wolałbym, żeby nie stało wtedy nade mną dziesięciu siepaczy z mieczami. Postarajcie się ich pozabijać w czasie, kiedy ja będę próbował utrzymać się na nogach i robić groźną minę.
        Po tych słowach elf podniósł z podłogi swój miecz, leżący nieopodal i zajął pozycję pod ścianą, delikatnie opierając się o nią barkiem.
Awatar użytkownika
Falechion
Szukający drogi
Posty: 35
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Falechion »

Falechion ledwo zdążył uniknąć ciosu wojownika. Był w dogodnej pozycji, by wyprowadzić cięcie i tak też uczynił. Zranił człowieka w bok. Ten ze strachem spojrzał na demona... Falechion utonął w jego oczach...

Ujrzał człowieka, szczęśliwego, pełnego woli życia. I kobieta... jego żona, niosąca na ręce niemowle. Kochali się i dziecko. Ale wtedy nastał krwawy księżyc. Potwór... w świetle księżyca... niósł kobietę w ramionach... delektował się jej życiem... dziecko, pozbawione esencji... Szał... Nienawiść... Smutek... Wola zemsty... Bezradność... Poszukiwanie mocy... Wampir!

Dusza tego człowieka była pełna odwagi, determinacji i gniewu. Pragnął pomścić rodzinę, nawet za cenę służby u bestii jaką jest wampir. Życie uczyniło go takim jakim teraz był. Falechion współczuł mu, naprawdę... Dobrze wiedział jak to jest być opętany przez jedną myśl, jeden cel. Wtedy twarz wojownika skrzywiła się w cierpieniu. Zobaczył jak upada, jak na ubraniu na plecach zaczyna się powiększać plama krwi. Towarzysze nieboszczyka zawachali się widząc taką scenę. Falechion o to teraz nie dbał... tak samo jak nie dbał o narzekania elfa. Skierował na Merithura swoje teraz błękitne oczy i rzekł:
- Dlaczego to zrobiłeś? - Elfa uderzyło to, że w słowach demona nie było cienia wyrzutu, a jedynie jakiś dziwny nieopisany smutek.
Awatar użytkownika
Merithur
Szukający drogi
Posty: 47
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Merithur »

        Zbytnio był zmęczony, by dbać o zachowanie Falechiona. Bez cienia wyrzutów sumienia zabił żołdaka jednym sztychem w plecy. Tym bardziej nie miał więc nastroju na dysputy z przemienionym.
        - A jak ci się wydaje? - zapytał cichym głosem. - Chcę się stąd wydać a ci tutaj stoją mi na drodze. Tyle, żadnej w tym filozofii. Ja zabijam ich, bo oni chcą zabić mnie. Zadowolony? To rusz wreszcie rzyć i zrób coś przydatnego.
        Elf znowu ciężko oparł się o ścianę, przymknął na chwilę oczy, odetchnął głębiej. Zbierał siły. Zaraz będzie musiał biec, rzecz jasna - w miarę swoich możliwości. Tyle tylko, że mógł zemdleć lada chwila. Patowa sytuacja, można by rzec.
        Alarania jest jednak dziwnym miejscem, w którym działają niepojęte czasami siły. Motywy ich zachowań są nieraz niezwykle trudne do zrozumienia - ba, czasami wręcz ciężko przewidzieć, czy chcą one działać w dobrych czy w złych intencjach. Merithur jednak nie zastanawiał się nad tym, kiedy wyrosła przed nim delikatnie opalizująca wyrwa w przestrzeni. Mag dobry w swoim fachu rozpoznałby kawał solidnego rzemiosła, bardzo stabilną, bezpieczną strukturę, oferującą komfortową i niezwykle szybką podróż. Elf stwierdził tylko tyle, że ma przed sobą portal - i że wypadałoby skorzystać z tego niespodziewanego uśmiechu losu.
        Wahał się jednak, nie sądził bowiem, że ma jakichkolwiek sprzymierzeńców prócz swoich towarzyszy. Miejsce, do którego portal prowadził, mogło być stokroć niebezpieczniejsze, niźli ten fort na brzegu Jeziora Cara.
        Rusz dupę - usłyszał nagle, bezpośrednio w swoim umyśle. Nie będę tego trzymał w nieskończoność. Aha. I pozdrowienia od Tibaulda.
        - Do środka, migiem - ryknął Merithur, po czym sam wskoczył w świecącą dziurę. Pojawił się... tuż obok fortu, w zagajniku, w którym zostawili konie...? Coś było mocno nie tak, ale lepsze to, niż nic. Musiało wystarczyć. Elf oparł się o drzewo, zastanawiał się, co robić dalej. Z pewnością minie chwila, zanim załoga fortu zorientuje się w sytuacji. Do tego czasu powinni być daleko...
        Dalsze jego rozmyślania przerwało pojawienie się Falechiona i Leinarda. Chwilę potem portal się zamknął, zostawiając zagajnik pogrążony w cieniu. Nagle Merithur coś sobie przypomniał.
        - Leinard, ta kartka, którą znalazłeś przy Vizirze... Podaj mi ją - poprosił człowieka. Kiedy ten jego prośbę spełnił, elf zaczął czytać. Szczęściem nie przeszkadzał mu brak światła.
        - Jadę do Demary - oświadczył nagle. - Jeśli chcecie, jedźcie ze mną. Oczywiście nie będę miał wam za złe, jeśli mnie zostawicie... Zresztą, i tak musimy się stąd oddalić. Opowiem wam, jak się sprawy mają, wtedy zdecydujecie. A teraz... na koń - Merithur wskoczył na grzbiet swojego wierzchowca. Falechionie, siadaj za mną, ten dzianet jest silny, a ja nie ważę zbyt wiele. Później może znajdziesz jakiegoś dla siebie na własność... Gotowi? No, to w drogę.

Ciąg dalszy: Falechion, Leinard, Merithur
Zablokowany

Wróć do „Jezioro Cara”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości