Jezioro Sitrina[Mała plaża] Tajemnicze spotkanie

Jedno z trzech legendarnie zaklętych jezior, które swą nazę zawdzięcza księżniczce Sitrinie najstarszej córce króla Filipa, jest to największe z trzech jezior, a jego tafla zawsze mieni się kolorem złota.
Ren
Zbłąkana Dusza
Posty: 8
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ren »

Ren wytarł oczy z piasku. Tamten wampir nieźle go wkurzył, ale gdy Xander złapał go w swoją pułapkę, on stracił nim zainteresowanie. Usłyszał krzyki Joss. Znowu poczuł tą fale czegoś... Zebrał w sobie całą swoją silną wolę i po prostu to olał. Płynnym ruchem poprawił miecz na plecach i usiadł niedbale na ziemi. Wtedy, usłyszał co mówi Kanse’i. Uśmiechnął się z politowaniem. Tamten nie miał szans z nim i smokiem. Po prostu mówił tak, by uspokoić dziewczynę.
Jednak, choć bardzo chciał, nie odpowiedział na tamto. Po dzisiejszej scenie, doszedł do wniosku, że powinien pozostać neutralny. Nie mieszać się w żadne konflikty rasowe, rodzinne, a tym bardziej najbanalniejsze z tych wszystkich, czyli o Joss.
Ren powoli rozumiał, jak działa ten dar. W czasie walki praktycznie go nie wyczuwał, co oznaczało, że mała go nie kontroluje i w czasie silnych emocji on zanika. I można się mu czasami oprzeć. Duży wpływ na ten dar, ma też sposób jej bycia, poruszania się i mówienia. Ale każdy urok można odeprzeć.
Może jedna ze starych sztuczek Łowców tu się przyda.
Ren powoli złożył ręce w gniazdo. Z umysłu wyrzucił wszystkie myśli, wspomnienia. Pozwolił, by jego umysł zalała wola oporu, walki i przeciwstawienia się urokowi. Gdy wyczuł odpowiedni moment zamknął te uczucia w części swojego umysłu. Siedział tak jeszcze kilka minut, przyswajając i ucząc się z tego korzystać.
Uśmiech powoli wypełnij jego twarz. Ziarno oporu, które zasadził, wykiełkowało pozwalając na praktyczne zniwelowanie uroku. Jednak w ciąż nie całkowite, jednak na tą chwilę, to musiało mu wystarczyć. Odkrył też, że pomaga dziewczynie, bo może zdobyć jakiś artefakt, lub po prostu mieć okazję, by trochę powalczyć.
- Kiedy ruszamy? Ta okolica nie jest bezpieczna, a my narobiliśmy tu trochę hałasu. Lepiej, byśmy szybko stąd odeszli.
Awatar użytkownika
Orlando
Zbłąkana Dusza
Posty: 6
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Orlando »

Coś wciągnęło go pod ziemię i nie wiedział kompletnie co się dzieje. W mgnieniu oka został unieruchomiony. Zaczął się szamotać, próbował wykonać nawet najmniejszy ruch, ot chociażby poruszyć palcem, ale cały wysiłek spełzł na niczym. Uśmiechnął się tylko pod nosem, a wiedział że zdołali go już pokonać, ale wolał dalej zgrywać wojownika. Ze stoickiego spokoju wyrwała go przemowa Josette, która zaczęła "jęczeć" naokoło jak to zwykła robić w tym wieku, jak na dzieciucha przystało. Znał ją zbyt dobrze, ale z tym, że robiła się coraz bardziej zdecydowana.... to dobrze. Mniej jej będzie miał do przekazania jako brat, co ma robić itd. W końcu przecież musi umieć się o siebie zatroszczyć.
- A więc to tak? Po tym wszystkim co zrobiłem moja siostrzyczka się chce ode mnie odwrócić? *Na jego twarzy namalował się złowieszczy uśmieszek, wiedział bowiem że małej niedługo powinno przejść. Wkurzało go tylko, że postanowiła się z tym zwrócić do kogoś innego, niż poszukać go obydwoje, razem. Zwrócił się do całej reszty, która głupawo zaczęła pieprzyć triumfalnie od rzeczy.* - Puszczaj! To moja siostra, a nie twoja. Damy sobie radę i bez was.
Chociaż mówiąc to, wiedział jak wygląda sytuacja.... "dam sobie radę", a zagrzebany jest w ziemi po szyję. Zaśmiał się w duszy, ale dalej pozostawał wściekły. Sprawę postawił jasno, ale ze względu na zaistniałą sytuację będzie musiał z nimi pójść na ugodę.... ale pod jednym warunkiem.
- Jestem zdany na Josette, bo z nikim obcym nie zamierzam się zadawać.
Tego, co przed chwilą do niego powiedziała już raczej nie skomentował. Tkwił w bezruchu zakopany w ziemi. Pająk łażący mu po ciele wyszedł wreszcie na powierzchnię, ale zagwizdał cicho, by ten na razie nikogo i niczego nie atakował. Kazał mu się zatem schować, całą swoją uwagę zaś skupił na swojej siostrze.
Awatar użytkownika
Josette
Błądzący na granicy światów
Posty: 18
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Josette »

Nie miała zamiaru ani ustępować, ani reagować w jakikolwiek sposób. Albo się uspokoją, albo ona ich wszystkich zostawi. Bo co to jest?! Zachowują się jak rozkapryszone bachory. Gorzej od niej. Szczyt wszystkiego. Nic tylko ich wszystkich pozamykać za kare w swoich pokojach i kolacji nie dać.
Teraz jednak miała wielką ochotę odsunąć się i schować w ramionach Orlando, a to za sprawą dotyku obcego mężczyzny. Czuła się dziwnie i niekoniecznie dobrze. Póki co neutralnie, ale może się to zmienić. Jeden nieostrożny ruch. jak na razie jednak wiedziała, że tu jest najbezpieczniejsza. Jak oni zaatakują, to Kansei stanie w jej obronie, i oberwie tylko on i reszta. Ona będzie cała. Jednak co z tego, skoro nie zapowiadało się na kolejną walkę? Jak na razie wszyscy wydawali się być pochłonięci kontemplowaniem tego, czy dziewczyna nie ma przypadkiem racji. A miała i to było jasne.
A jeżeli ten pomruk z jego strony miał ją uspokoić, to się wampirek przeliczył. Tak się nie stało, a żeby było zabawniej miała ochotę znowu protestować. Zrobiłby to SIŁĄ. A o SIŁĘ się rozchodziło. Nie. Nie może tego zrobić.
W w tej chwili zobaczyła, że Demon wyrwał się spod jej uroku. Zobaczyła, bo wyczuć nie mogła, ale chytry uśmiech na jego twarzy utwierdził ją w tym przekonaniu. Westchnęła cicho. Idiota. Nie wie co robi. Po co mu to było? Może jej uwierzyć, że lepiej być pod działaniem jej uroku, bo tak jest po prostu bezpieczniej. No chyba że a wyjątkowo silną wole.
- Nie, braciszku. Wierz aż za dobrze, że jesteś co najmniej połową mojego świata, ale nie zniosę twojej dumy. Nie robię tego, bo się od ciebie odwracam. Robię to, bo uważam, ze ciągłe błądzenie w ciemności po omacku nie ma żadnego sensu. Poznałam osobę - tu spojrzała na Smoka- która znała dobrze tatę. Później dołączył do nas wampir, który był jego przyjacielem. PRZYJACIELEM, Orlando. Jeżeli wierz co oznacza to słowo, to powinieneś zdawać sobie sprawę z tego, że on jest w stanie oddać życie, za dzieci swojego druha. Za dzieci. A tymi dziećmi jesteśmy my. - odetchnęła przez chwilę. Po chwili, kiedy on zaczął znowu gadać coś o tym, że niby sobie poradzą, ponownie w niej rozkwitła żądza uciszenia go, choćby siłą. - Nie, bracie. Nie porazimy sobie. Ja jestem za słaba, żeby sama polować. A ty, spójrzmy prawdzie w oczy, nie nadajesz się do otwartej walki. To cud, że radziliśmy sobie do tej pory. - powiedziała. Mówiła spokojnym głosem, jakby tłumaczyła coś małemu dziecku.
Obserwowała jego reakcję, ale nie miała okazji rozpoznać o co mu chodzi. Ucieszyła się jednak, kiedy nie miał zamiaru dłużej walczyć i się zda na nią. Może w końcu zauważy, że dziewczyna jest lepszym negocjatorem od niego.
- Uwolnijcie go. Proszę. Nic nie zrobi. Mam nadzieję. - powiedziała, jednak ostatnie zdanie wymówiła niemal bezszelestnie i usłyszeć je mógł tylko Kansei. - A teraz. Ja muszę odpocząć. Wy też powinniście. Wszyscy. Zatem wszystko ustalcie siebie jak ja udam sie na spoczynek, albo jutro rano. Wyruszamy moim zdaniem jak najszybciej, ale nie ja tu się na tym znam. - zakończyła, wstając i nie zważając na wszystkich udała się w jak najdalsze miejsce, osłonięte od wiatru, aby w końcu odpocząć i się uspokoić.
"Wyruszam po tatę! Niedługo znów będziemy razem!"
Awatar użytkownika
Kansei
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kansei »

Kansei niemal natychmiastowo zdjął rękę z młodej wampirzycy, kiedy poczuł, że ta czuje się nieswojo i cóż.. w końcu Josette ma dopiero 15 lat, a nasz arystokrata 123. To taka trochę pedofilia, nie? Od tego momentu Kan postanowił nie dotykać dziewczyny, dopóki ta nie oswoi się z całą tą sytuacją. Gdy dziewczyna odeszła gdzieś na bok, by udać się na spoczynek, wampir pojawił się tuż przed Orlando. Jednym silnym ruchem wbił dłonie w ziemię i łapiąc brata Jos za ubranie, wyciągnął go siłą z ziemi. Postawił młodzieniaszka przed sobą i z uśmiechem na ustach zaczął lekko otrzepywać chłopaka z ziemi.
- No.. Tak o wiele lepiej, nieprawdaż, przyjacielu?
Mruknął.
- A teraz doprowadź się do porządku.. - zwrócił się ku Xanderowi - Nie wiem jak wy, ale ja uważam, że powinniśmy wziąć przykład z młodej damy i walnąć w kimę. A bynajmniej ja mam taki zamiar..
Kiwnął głową ku obu mężczyznom i niemal bezszelestnie udał się pod jedno z wielkich drzew. Nie miał zamiaru zakopywać się w ziemi, wdrapywać się na gałąź lub kombinować na różne sposoby, aby mu było wygodnie. Po prostu walnął swój arystokratyczny tyłek pod drzewem, plecami opierając się o nie. Zgiął nogi w kolanach i opierając na nich ręce, powoli przymknął oczy. Jednak nie miał zamiaru udać się do krainy Morfeusza.. O nie. Kansei udał się w sen raczej jakby medytacji. Słuchem i węchem ciągle obserwował otoczenie. Byłby głupcem, gdyby nie pilnował się w obcym i nowo poznanym towarzystwie..
Awatar użytkownika
Xander
Błądzący na granicy światów
Posty: 24
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Smok
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Xander »

Widząc jakim sposobem Kansei wyciąga braciszka Josette z ziemi, pop prostu chciał zaryczeć gromkim śmiechem. Przecież najnormalniej w świecie mógł anulować zaklęcie, lecz zamiast tego woleli cali się ubrudzić i posiłować.. Rozejrzał się dookoła gdzie spostrzegł małą wampirkę, którą mącił już sen, a zaraz potem usłyszał głos najstarszego z wampirów. Już miał mu odpowiedzieć, gdy w słowo wszedł mu Ren, który oświadczył, że dość ma wampirów i wynosi się z tej pokręconej brygady, bez słowa pożegnania po prostu odszedł w swoją stronę. Cóż, bywa, pomyślał Moran wracając do tematu sapania. Spojrzał po wampirach i rzekł po chwili zastanowienia:
- Wszyscy troje potrzebujecie snu. Idźcie spać ja obejmę całonocną wartę, nie potrzebuję takiego snu jak wy, więc się nie martwcie - dodał z uśmiechem, po czym poważnie skupił wzrok na chłopakach - Tylko proszę bez żadnych kłótni i bójek, to że nie potrzebuję snu, nie znaczy, że nie potrzebuje spokoju.. No, chyba, że wolicie spędzić noc zakopani po szyje w ziemi - powiedział z zadziornym uśmiechem i oddalił się do głazu stojącego w cieniu, z dobrym widokiem na całą polanę. Ponownie się rozejrzał, a stwierdziwszy, ze nic nie zapowiada kolejnych atrakcji oddał się ćwiczeniom trudnej sztuki zeza. Oczywiście wzrok, słuch i co najważniejsze zmysł magiczny dalej miał czujny.
Zablokowany

Wróć do „Jezioro Sitrina”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość