Strona 1 z 1

[Kamienice przy rynku] Pierwsza wspólna misja

: Sob Wrz 23, 2017 11:51 am
autor: Dafne
        Demara słynęła z tego, że dopiero późno wieczorem rozpoczynało się tu życie. Ludzie, elfy, zmiennokształtni i inne istoty wychodziły na ulice, na których tańczyły, śpiewały, odprawiały modły czy w ogólnym tego słowa znaczeniu, bawiły się. Jednak radosna atmosfera nie oznaczała, że w tych terenach nie istniało plugastwo czy złe stworzenia. O tym jeszcze Dafne nie wiedziała.

        Robiło się późno, gdy wychodziła z rynku w rząd szaro- żółtawych kamienic stojących wokół niego. Obeszła kilka z nich i skręciła w prawo, do wąskiej, dość ciemnej uliczki, gdzie w zagłębieniu muru stała mała kapliczka ze świeczką i obrazkiem pośrodku. Ktoś namalował na płótnie wizerunek anioła ze skrzydlatym dzieckiem na rękach i umieścił obok światełek. Pogrążona w rozmyślaniach, nie zauważyła, że ktoś się zbliża. Ufając, że nic jej nie grozi, uklękła lekko brudząc swoją jedwabną, białą szatę i pochyliła się, trzymając w ręku oliwną lampę z żelaznym łańcuchem.

        - Mmmm… Mmmmmm… - wydobyła z siebie początkowe dźwięki modlitwy. – Panie, składam ci ten dar w geście największej przyjaźni i oddania. Proszę, przyjmij je, o Panie…
Położyła lampę na ziemi, po czym w drugiej dłoni uniosła wysoko ku górze dar dla Najwyższego. Trzymała tajemniczy przedmiot szklący się w złocistych odcieniach. Wyciągnęła z torby kilka owoców, które całe szczęście, nie zdążyły się zepsuć.

        Słyszała coraz bliższe kroki. Skupiła się na ofierze, tej ostatecznej, dzięki której będzie możliwe zawarcie przymierza z Panem. Robiła to za każdym razem, gdy powierzał jej ważną misję. Tym razem zadanie będzie dość złożone. Pierwsze z nich dotyczyć ma opieki nad wysoko urodzoną rodziną. Słyszała, że jest niezwykle ważna w kręgach arystokracji, ma dojścia do króla i może przebywać na salonach kiedy tylko się im spodoba. Niestety, w obliczu pewnego nieszczęścia, żona popadła w depresję poporodową. Nie chce nic jeść, ani pić, natomiast dziecko urodziło się chore. Znajdowała się w połogu. Jej imię brzmiało Lidia, natomiast mężczyzna miał na imię Igor. Był szarmancki, sprawny fizycznie i wysoki. Dafne z pewnym zniecierpliwieniem oczekiwała na spotkanie z nimi.
- Panie? Ale czy mam się tej rodzinie objawić, czy tylko obserwować z ukrycia?
Nastała cisza. Na karku emisariuszki wystąpiły drobne kropki - typowa u niej wysypka pojawiająca się w momentach stresowych.
- Panie?
Nikt nie odpowiedział.

        Druga część misji polegała na ochranianiu Iliana, dawnego przyjaciela Dafne. Pamiętała go jako ciepłego i wrażliwego anioła, który nigdy nie był jej obojętny. Poprzednim razem zmarnowała okazję, by powiedzieć mu co tak naprawdę do niego czuje. To było jednak tak dawno, że pewnie nie miało to teraz większego znaczenia, ale zależało jej, by odnowić przyjaźń. Zadowoliłaby się tym. Chociaż tym... Zamknęła oczy i na krótką chwilę przeniosła do budynku, gdzie wszystko się zaczęło. Stała na dachu, odpoczywała po ciężkiej misji ratującej kobietę z rąk prześladowcy. Miała rzucić na niego urok pomieszania zmysłów i tak też uczyniła. Ofiara długo dziękowała jej a jej twarz szybko ociekła łzami. I wtedy zjawił się Ilian. Okazało się, że zna tę kobietę i również ją ochraniał z ukrycia. W ten sposób się poznali i zaprzyjaźnili. Ale serce Dafne czuło coś więcej i w tym tkwił problem. Nigdy nie wiedziała do końca, czy Ilian odwzajemniał jej uczucie. Postanowiła, że lepiej będzie, jeśli zniknie - ewentualny związek nie wchodził i tak w grę, bo to kłóciło się z etyką zawodową Dafne i, podejrzewała, że również Iliana. Nie wiedziała jaka byłaby reakcja na ich związek Najwyższego, ale sprawdzanie takiej opcji byłoby głupie z ich strony i nieodpowiedzialne. Wykonywała posługę kapłańską od wielu lat, pamiętała jak składała śluby czystości. Nie ograniczały się one jednak do celibatu, ale bardziej do czystości serca. Kochać mogła jedynie Najwyższego, zaś uczucie do innego mężczyzny nie mogło wyjść na światło dzienne.

No tak. Ale śluby czystości zakładały zakaz jakichkolwiek fizycznych relacji z człowiekiem, natomiast o miłości względem anioła nic nie mówiły. To jednak nie było teraz istotne, gdyż minęło sporo czasu odkąd owe uczucie w niej zakwitło. Zdążyło już opaść po ich latach rozłąki.

        Czy tego chciała, czy nie, druga misja dotyczyła ochraniania Iliana i zdawania raportów pod niewiedzą zainteresowanego do zastępów aniołów. Miała spisywać to, co zaobserwowała: jak czuje się Ilian, co planuje, z kim rozmawia a nawet o czym myśli. Dafne niezbyt odpowiadało takie bycie szpiegiem, lecz nie miała odwagi przeciwstawić się rozkazowi. Zresztą misja zakładała po prostu ochronę anioła, a nie coś podstępnego czy złego.

        - Panie? - ponowiła pytanie, gdy usłyszała szmery. Odwróciła się, ale nikogo nie zobaczyła, jednak wyraźnie z wszystkich odgłosów wokół niej wybrzmiewał szelest skrzydeł. Serce Dafne zabiło szybciej na widok znajomej twarzy.

Czas się dla niej zatrzymał i znów poczuła się jak pięć lat temu...

Re: [Kamienice przy rynku] Pierwsza wspólna misja

: Nie Wrz 24, 2017 10:35 pm
autor: Ilian
Równiny Drivii…

        Minęło sporo czasu od jego ostatniego pobytu w tych rejonach. Podróż przez Wschodnie Pustkowia zajęła mu dłużej niż przewidywał, jednakże był całkowicie świadomy, że nie będąc w pełni sił po ostatnich zdarzeniach, zajmie mu to trochę dłużej. Ostatni etap trasy, czyli pokonanie gór, którymi otoczone było Fargoth od zachodu, pokonał drogą powietrzną, wykorzystując do tego własne skrzydła, aby następnie szybować dzięki ich użyciu, przez długi okres czasu. W przeciągu dwóch dni w bardzo szybkim tempie pokonał Równiny Drivii, aż do samej Demary, do której to, otrzymał Wezwanie od Najwyższego. Chociaż początkowo jego plan polegał na udaniu się z Ruin Nemerii do Rododendronii oraz w późniejszym czasie do Rapsodii, bezzwłocznie udał się do wyznaczonego miejsca, odstawiając własny pomysł na dalszy plan.

        Słońce powoli ukrywało się za horyzontem tak, że nikt mieszkający weń w mieście, nie był w stanie zauważyć nadlatującego niebianina, który wylądował w tak ciasnej uliczce, że jego skrzydła ledwo mieściły się między budynkami. W swoistym krużganku, zauważył prowizoryczny ołtarzyk, mocną oliwną lampę, która oświetlała całe kapliczkowe wgłębienie, w której to klęczała jasnowłosa dziewczyna w białej szacie spoglądająca w jego stronę...

        Dobrze znał twarz, której oczy tak niewinnie na niego spoglądały. Choć było to kilka lat temu, kiedy poznał tę dziewczynę, w tym momencie stało się to niczym wczorajszy dzień. Na jego ustach momentalnie pojawił się uśmiech.
- Dafne…
W tym momencie jego skrzydła zaczęły zanikać, aż po kilku sekundach dziewczyna nie była w stanie ich spostrzec.
- Minęło sporo czasu od naszego ostatniego spotkania… - podszedł w jej kierunku oraz przyklęknął tuż obok niej, a dźwięk metalu rozbrzmiał w momencie zetknięcia się nagolennika z podłożem. Anioł spojrzał w stronę małego ołtarzyka.

        Dafne mogła mu się dokładnie przyjrzeć, wyglądał dokładnie tak samo jak wtedy, chociaż jego wzrok nieco się zmienił, można powiedzieć, bardziej spoważniał, choć być może, było to tylko chwilowe przypuszczenie… Natomiast jego odzienie było zdecydowanie inne niż z tego co zapamiętała, chociaż nie można się dziwić temu, po tak długim czasie rozłąki. Czarny, rozpięty płaszcz ochronny tylko w niewielkim stopniu zakrywał skrywające się pod nim czarno-złote części pancerza, niekiedy z dodatkiem wzmocnionej utwardzonej skóry, oraz cztery rękojeści wraz z pochwami, gdzie dwie znajdowały się za plecami, zaś dwie przy boku. Emisariuszka mogła tylko myśleć, jakich zadań podejmował się względnie młody niebianin oraz z czym musiał się zmierzyć w swojej podróży. Na jego twarzy mogła zobaczyć parę kropel potu, z czego łatwo mogła wywnioskować, że podróż do tego miejsca była dla niego nie tylko męcząca, ale także bardzo szybka.

        - Czy kontaktowałaś się już…? – zapytał po dłuższej chwili poświęconej na kapliczkę w łuku, przed którym klęczeli.
- Dostałem wezwanie od Najwyższego, aby przybyć tutaj, jednakże nie mam najmniejszego pojęcia jakiego zadania mamy się tutaj podjąć, więc przybyłem w szybkim tempie, będąc w najwyższej gotowości, co zresztą możesz zaobserwować… Nie miałem pojęcia z kim przyjdzie mi dzierżyć ciężar misji, więc jest to niemałe dla mnie zaskoczenie, że mogę się ponownie z tobą spotkać... - spojrzał się w stronę młodszej niebianki, poszerzając nieznacznie uśmiech.
- Cieszę się, że możemy razem podjąć się tego zadania…

Re: [Kamienice przy rynku] Pierwsza wspólna misja

: Pon Wrz 25, 2017 8:55 pm
autor: Dafne
        Ofiara okazała się szczególna, gdyż dotyczyła człowieka. Na małym ołtarzyku, gdzie stał obrazek obok świeczki położyła pukiel bardzo jasnych włosów, bransoletkę i pomarańcze. Pukiel ścięła nożem pewnej młodej dziewczynie - koniecznie dziewicy. Podejrzewała, że czternastolatka nie miała żadnych kontaktów seksualnych, więc zakradła się do odpowiedniego mieszkania i wykonała swoje zadanie.

        Dziewczyna była bardzo ładna, chociaż dość młoda, dziecko prawie. Dafne zatopiła się w rozmyślaniach - pamiętała siebie z okresu nastoletniego, pamiętała swoje pierwsze miłości i tęsknoty. Warkocz ważył sporo, niewiasta posiadała gęste i puszyste włosy, które chętnie plotła w warkocz. I właśnie ten warkocz leżał teraz na ołtarzu kapliczki.

        Uklękła. Modlitwa dobiegała powoli końca. Zmówiła zaklęcie, po czym ujrzała kilka złotych, migoczących światełek. Przymknęła na chwilę oczy. Ta chwila znaczyła dla niej wiele. Tylko ona i Pan. Nie istniało żadne lepsze uczucie do tego, które właśnie doznawała. Coś jakby słodycz zalewała jej serce oraz nadzieja, że jej pragnienia zostaną spełnione.
- Panie... - Pauza. - Spraw, by moja misja przebiegła pomyślnie.

         Modlitwa skończona. Wstała i rozejrzała się. Ponownie usłyszała kroki. Tym razem nie było innej opcji - przybysz zbliżał się do kapliczki i dzieliło go zaledwie kilkadziesiąt metrów od niej. Krok był pewny, ale zarazem spokojny, niezbyt szybki.

        Najpierw ujrzała czarne zwykłe buty ze skóry, a potem zgrabne i szczupłe łydki. Wyraźnie należały do mężczyzny. Podniosła wzrok wyżej, w okolicach torsu, a później szyi i wreszcie twarzy. Zorientowała się kogo ma przed sobą. Zarumieniła się. Minęły całe wieki odkąd się nie widzieli. Po tym jak modlitwa się skończyła i wstali z klęczek, objęła go delikatnie na przywitanie. Odsunęła się równie szybko lekko zawstydzona na bezpieczną odległość i skupiła wzrok na szyi dawnego przyjaciela, a następnie na oczach. Odwróciła wzrok cała czerwona na policzkach i czole. Serce biło jej jak oszalałe, chcąc wyskoczyć z piersi, nawet w brzuchu czuła łomotanie. Zapomniała wszystkich słów, które chciała wypowiedzieć, zamiast tego zaśmiała się i znów spojrzała na anioła. Było to spojrzenie tym razem dłuższe i głębsze. Studiowała każdy szczegół w jego twarzy, każdą bruzdę i najmniejszą zmarszczę.

        Ilian wyglądał bardzo młodo, dałaby mu z dwadzieścia dwa lata góra. Prezentował się przystojnie, niewiele zmienił się od czasu ich ostatniego spotkania... a z drugiej strony, pomiędzy nimi chyba zmieniło się wszystko. A może nie? Nie była pewna. Chciała zachować dystans, ale wzięły górę emocje.

- Miło cię widzieć. - Zbliżyła dłonie do twarzy jakby nie wierząc do końca, że się spotkali. Początek ich spotkania przebiegł trochę niezręcznie, oboje nie wiedzieli jak się zachować, w dodatku to, że znajdowali się tak blisko kapliczki nadawało temu specyficzny wymiar. Dafne złapała się na tym, że drży jej głos i ogólnie brzmi nienaturalnie.
- Tak, minęło tyle czasu... - przyznała i zamyśliła się. Kontakt przed laty urwał się z niezbyt jasnych przyczyn. Zamierzała o to spytać, ale na razie chciała wyjaśnić Ilianowi szczegóły misji.

        - Naszą misją będzie ochranianie pewnej zamożne rodziny Boner. To arystokraci o dużych wpływach na dworze królewskim. Dobrze żyją z królem oraz jego synami… Można powiedzieć, że łączy ich coś na kształt przyjaźni, a z racji swojego statusu mają trochę do powiedzenia w drobnych kwestiach dotyczących Demary. Na przykład niedawno otworzyli nową karczmę, gdzie co piątek występuje znany bard i tancerka. Przychodzą tam zamożni ludzie, by móc zetknąć się z kulturą. To jedyna taka karczma w okolicy. Ale państwo Boner mają o wiele więcej zasług, jednak nie starczyłoby nam dnia, by wszystko wymienić. Do rzeczy, bo się ściemnia… nie będziemy tu siedzieć do rana. Lidia Boner niedawno urodziła córkę, a razem z Igorem długo się o nią starali. Dziewczynka jest podobno śliczna, nie sprawia problemów, Igor bardzo lubi się z nią bawić i zabierać na spacery, chociaż dopiero co skończyła trzy miesiące. Niestety, coś zaczęło dziać się z Lidią. Od czasu narodzin małej nie ma z nią kontaktu. Zamyka się w swojej komnacie, godzinami śpi, nic nie je, nie odzywa się do nikogo i nie chce córki nawet wziąć na ręce. Sprawia wrażenie jakby wszystko wokół niej stało się dla niej obojętne, łącznie z dzieckiem. Bliscy pani Boner martwią się bardzo o nią, bo nigdy tak się nie zachowywała. Pamiętają ją jako osobę żywiołową i radosną. Igor wychodzi ze skóry, by poprawić żonie nastrój. Rozmyślał już o oddaniu małej Lisy komuś innemu... wiesz, w przypływie desperacji. – Emisariuszka poczuła, że musi zaczerpnąć oddechu. Chwyciła butelkę pełną wody i wypiła kilka łyków, by namoczyć gardło. Następnie usiadła na kamieniu i spojrzała z uwagą w stronę towarzysza. – Sprawa jest poważna, skoro sam Najwyższy nam ją powierzył. Lidia ma już obstawę, która całymi dniami pilnuje dokąd się wybiera i co robi, aby nic sobie nie zrobiła. A z tym różnie bywa w takich sytuacjach. Igor bierze pod uwagę wezwanie medyka, by mógł zbadać żonę. Ma być też zwołany zielarz. Być może zioła pomogą Lidii. Na razie jednak musimy skupić się na naszym zadaniu. Wynajmiemy blisko państwa Boner jeden pokój w karczmie tak, by móc obserwować ich z ukrycia. Ale to nie wszystko. Najwyższy powierzył mi srebrną kulę, która będzie nam pokazywać co w tej chwili robi Lidia, jak się czuje a nawet co myśli. Nasz Pan jest zdania, że póki co wystarczy ukryta obserwacja, a z czasem, jeśli zajdzie taka potrzeba, zapoznamy się z nimi i zdobędziemy zaufanie.

        Kiedy blondwłosa skończyła, spytała jeszcze, czy Ilian wszystko zrozumiał, a jeśli nie, to teraz nastał czas na ewentualne pytania. Zwróciła też uwagę, że Najwyższemu zależało na tym, by zaangażować konkretnych Niebian do tego zadania - musieli przede wszystkim władać Magią Dobra.
- To bardzo ważne - zwróciła uwagę. - Magia Dobra posłuży nam do wysyłania pozytywnej energii w stronę rodziny, ale nie musimy naszych decyzji związanych z magią konsultować z Najwyższym. On nam daje pełną swobodę. Musimy działać rozważnie i delikatnie, ale najważniejsze jest to, byśmy tworzyli drużynę. Możemy na przykład zsyłać dobre sny Lidii i polepszać jej nastrój. Pan ma nadzieję, że z naszą pomocą Lidii się poprawi.
- Jeśli wszystko jest jasne, chodźmy. Trzeba wynająć pokój w karczmie i nieco odpocząć. - Uśmiechnęła się zachęcająco. - Musisz mi opowiedzieć co porabiałeś przez te pięć lat. Pięć... prawda? To aż pięć lat? Niewiarygodne!
        Mieli sobie bardzo wiele do powiedzenia. Zastanawiała się co działo się z Ilianem przez ten czas...

Re: [Kamienice przy rynku] Pierwsza wspólna misja

: Pią Wrz 29, 2017 11:41 pm
autor: Ilian
        Gdy Dafne objęła go delikatnie, stał przez chwilę zaskoczony, nie wiedząc dokładnie w jaki sposób zareagować. To prawda, że dziewczyna, która przed nimi stała, była dla niego kimś niezwykle specjalnym, osobą, której mógł zaufać w każdej sytuacji, jednak... minęło już pięć lat od ich ostatniego spotkania. Nie miał najmniejszego pojęcia, czy Dafne jest nadal taka sama... Czy nie jest zdenerwowana z powodu jego długiej podróży, aby wypełniać zadania Pana... Czuł się nieco winny, zaprzestania ich kontaktu, jednak polecenie Pana zawsze było dla niego czymś, czego nie był w stanie nigdy zignorować. W taki sposób rozeszły się ich ścieżki, podążyli własną, niezależną od siebie drogą...

        Teraz jednak, tuż po jej ciepłym przywitaniu, przypomniał sobie wszystko, każdą najmniejszą rzecz, która w przeszłości ich łączyła. Gdy oboje obdarzyli się dłuższym i głębszym spojrzeniem, dokładnie poczuł, że to wciąż ta sama jasnowłosa sprzed pięciu lat. Gdy sięgnęła dłońmi do jego twarzy, on objął jej dłoń swoją własną, chociaż z początku zawahał się, a jego ręka nieco drżała do momentu wspólnego dotyku. Drżenie jej przyjemnego głosu tylko spotęgowało tą ważną chwilę, a on uśmiechnął się ciepło w odpowiedzi...

        Wkrótce jednak Dafne zaczęła przedstawiać mu misję, którą powierzył im Najwyższy. Jeszcze przez chwilę trwał w odrętwieniu po prostu spoglądając, jak dziewczyna z lekkim uśmiechem oraz rumieńcem opowiada na temat zadania. Po krótkim momencie otrząsnął się, skupiając się na słowach jasnowłosej. O ile często zdarzało mu się spotykać lub zaznajamiać z przeróżnymi rodami szlacheckimi czy rodami królewskimi w Alaranii, tak jednak Demara była miejscem, w którym przebywał tylko dwa razy i to przez bardzo krótki okres czasu. Cała sytuacja jednak wygląda nieco dziwacznie i paradoksalnie. Jeśli rzeczywiście coś złego zaczęło się dziać z Lidią Boner, dlaczego to trwa aż trzy miesiące? I dlaczego tak długo zwlekali z wezwaniem pomocy, choćby zielarzy czy czarodziejów? Być może ukrywali to przez długi czas, jednak... Jaki byłby tego cel? Pytania zaczęły nachodzić jego umysł, jednak zbyt mało wiedział, aby był w stanie cokolwiek wywnioskować. Jedno jest natomiast bardzo prawdopodobne, wygląda na to, że problem z Lidią Boner przyszedł z zewnątrz... O ile z początku nie był do końca pewien, dlaczego został wezwany do takiego zadania przez Najwyższego, tak teraz powoli zaczyna rozumieć kryjący się za tym powód. Był aniołem, który w szczególności zwalczał wszelkie zło, wręcz został do tego wyszkolony w Planach Niebiańskich, jeśli gdzieś były demony czy diabły i miały one plugawe plany polegające na wprowadzeniu chaosu w życie zwykłych ludzi, to właśnie on był wtedy wzywany do takich spraw. Innymi słowy, zawsze lądował w największe możliwe bagno. Cóż, była jeszcze możliwość, że Najwyższy chciał dać odpoczynek Ilianowi po ostatnich zajściach. Jeśli on sam wiedział, że nie odzyskał jeszcze pełni sił, to z pewnością wiedział to także Najwyższy. Z pewnością gdyby nie stojąca przed nim dziewczyna, pogrążyłby się w przemyśleniach jeszcze bardziej, jednak to właśnie ona wyrwała go z tych, prawdopodobnie niepotrzebnych już rozmyślań.

        - Nie wiem czy starczy nocy na opowiadanie ostatnich pięciu lat, pamiętaj, że jutro musimy być wypoczęci. - przerwał na chwilę. - I nie jestem tu jedyną osobą, która ma do opowiedzenia, co robiła przez ostatnie pięć lat. Z chęcią posłucham, co ciebie spotkało przez taki czas. Najpierw jednak, powinniśmy wynająć pokój w karczmie... Im szybciej to zrobimy, tym większa szansa na to, że będą wolne pokoje, a te bardzo szybko zostają wynajmowane przez innych, aby spędzić spokojną noc. - na końcu dodał - Pośpieszmy się.

        Założył kaptur od płaszczu na głowę i wspólnie z emisariuszką ruszył w kierunku karczmy. Wspólnie przebyli kilkanaście dzielnic, by trafić na jeden z głównych handlowych traktów. Po przebyciu kilkuset kroków, z prawej strony ukazała im się rezydencja państwa Boner, której ogrodzenie było długie na przynajmniej 200 kroków. Samo ogrodzenie, było niewysokim murem, jednak wciąż niemożliwym do przeskoczenia dla pojedynczych ludzi, wejście stanowiła niewielka brama przy której obecnie czuwało sześcioro strażników. Masywna budowla w środku posesji, otoczona była sporym i zadbanym ogrodem z wieloma przeróżnymi roślinami, z lewej strony budynku, rośliny były nieco wyższe, prawdopodobnie znajdowała się tam jakaś altanka, rodowy grób lub kapliczka, natomiast z drugiej strony spory ceglany budynek, który niemal na pewno stanowił budynek straży oraz pomieszczenie dla pracujących służących. Po wielkości budynku, można było wywnioskować przynajmniej kilkadziesiąt strażników, oraz prawdopodobnie około setki służących, w tym ogrodników, pokojówek, kucharzy, sprzątaczek oraz innych, którzy usługiwali temu rodowi. Cóż... tyle mógł zobaczyć, przez strzeżoną bramę w ciągu kilku sekund podczas przechodzenia obok. Równie dobrze, z tyłu rezydencji, mogą znajdować się kolejne budynki, a sami strażnicy, mogą pochodzić też z miasta, co nie było by niczym dziwnym, gdyż takie rody, normalnie zatrudniały osoby z samego miasta do pracy. Prawdopodobnie, sami strażnicy przed bramą pochodzili z zewnątrz, być może byli nawet gwardzistami pochodzącymi z straży miastowej. Wkrótce też zakończyło się ogrodzenie posesji rodu Boner i ponownie zaczęły się ceglane kamienice stanowiące sklepy czy domostwa. Nie musieli iść dalej, gdyż czwarty budynek z kolei, okazał się być karczmą.

        Wspólnie przekroczyli próg gospody, zaś Ilian zdjął kaptur z głowy. W środku było już bardzo gwarno, chociaż sama oberża mogłaby przyjąć jeszcze trochę ludzi. Wewnątrz, zauważył przynajmniej dziewięć długich dębowych ław z ławkami przy nich, oraz ze dwadzieścia stolików, większych i mniejszych. Ruszyli przez środek tawerny, między dębowymi ławami, zwracając na siebie średnie zainteresowanie, aby przedostać się do lady przy której urzędowali właściciele tegoż Kabaka. Po krótkiej chwili, do lady podeszła krępej budowy kobieta.

- W czym mogę pomóc? - zapytała, a w tym samym czasie czyściła kufel.
- Chcemy wynająć pokój dla dwóch podróżników, być może na parę dni. Pani właścicielem szynku? - odpowiedział, jednocześnie zwracając się z pytaniem do kobiety.
- Zgadza się, ja i mój chłop, tam możecie go zobaczyć. - wskazała oczami równie krępego faceta przy ladzie, który właśnie obsługiwał innych gości w piwo. - Dobrze trafiliście! - wykrzyknęła nagle - I to w ostatnim momencie! Bo to ostatni pokój dla takiej ślicznej parki jak wy... Dla was za dwa srebrne orły z porannym i wieczornym posiłkiem, z zarezerwowanym dwu-osobowym stolikiem idealnym do romantycznego posiedzenia... To jak, zainteresowani? - zapytała z uśmiechem.

        Z początku Ilian chciał jakby odnieść się do słów kobiety odnośnie pary, jednak stwierdził, że to nie miałoby sensu. Przykrywka jako para i tak jest o wiele lepsza, niż dwóch niebian krążących się w okolicy. Ostatecznie... Któż zaprzeczyłby tworzenia pary z tak urodziwą dziewczyną, jaką była Dafne. No i zwrócili by na siebie zbyt dużo uwagi.
- Dwa srebrne orły? - udawał zastanawianie się - Co o tym sądzisz? - zapytał retorycznie w kierunku emisariuszki, aby następnie zwrócić się do kobiety za ladą - Może by tak jeszcze kufel piwa w cenie? - zapytał
- Kufel? Mmm... Niech będzie przystojniaku, kufel dla ciebie - przerwała na chwilę - w cenie!

Ilian odwzajemnił się szerokim uśmiechem i podał właścicielce gospody złotego orła, wyciągając go z wewnętrznej kieszeni płaszcza.
- Na dwa dni póki co, potem być może w trasę trzeba będzie ruszać. Tymczasem, dziękujemy.

Kobieta nalała pełny kufel piwa i podała w jego stronę razem z kluczem do pokoju na piętrze.
- Życzę udanego pobytu oraz pierwszej nocy w Demarze!

        Po krótkim dialogu, ruszyli w stronę pokoju, który przed chwilą wynajęli, zaś niebianin otworzył solidne dębowe drzwi kluczem od gospodyni, a następnie wspólnie weszli do środka. Pokój był w dobrym stanie, zadbany i względnie przestronny. Po lewej stronie znajdowały się drewniane meble oraz stojący wieszak. Dalej, drewniana stojąca zasłona, posiadająca swego rodzaju niewielkie prześwity. Za zasłoną znajdowała się metalowa wanienka, w której można się było położyć podczas kąpieli. Zaś z prawej strony...

Ilian przykrył dłonią oczy na widok pojedynczego łóżka, które było zaledwie trochę większe od normalnego dla jednej osoby. Już dobrze wiedział, co spowodowało uśmiech gospodyni... Z pewnością, był to pokój dla dwojga.
- Wiedziałem... - skwitował krótko w myślach i nieco mocniej złapał uchwyt od kufla pełnego demarskiego piwa.

Re: [Kamienice przy rynku] Pierwsza wspólna misja

: Sob Wrz 30, 2017 2:43 pm
autor: Dafne
        Wieczór był dość chłodny, co nie oznacza, że nieprzyjemny. Wyraźnie się ściemniało. Świeczki zgasły po modlitwie. Czuła obecność Najwyższego, gdy przytuliła Iliana. Trwało to niezbyt długo, podobnie jak samo objęcie anioła, jednak wzbudziło w niej uczucie błogości i spokoju. Odetchnęła. Zanim zaczęła wyjaśniać o tym, na czym polega ich misja, ich spojrzenia się skrzyżowały. Te pięć lat to nic. Ilian dalej jest taki sam, przemknęło jej przez myśl. Kąciki ust uniosły się a twarz nagle jej wyszlachetniała. Wewnątrz nie posiadała się z radości na widok starego druha.

        Jego włosy powielały na wietrze. W oczach tkwiły dawne lekko szalone ogniki, w których się zadurzyła.

        Pięć lat. Zarazem tak wiele, a tak mało. Biorąc pod uwagę okoliczności, nie miała pretensji do Iliana, że się nie odzywał. Ale mógł chociaż dać jakiś znak życia! Ukłucie żalu zagościło w jej sercu. Spochmurniała.

        - Dlaczego się nie odzywałeś tyle czasu? – spytała bez ogródek, gdy przekroczyli próg pokoju w karczmie. Podwójne łóżko nie zdziwiło jej. Mogła się spodziewać, że otrzymają pokój dla małżeństwa. Nie było czasu, by tłumaczyć właścicielce przybytku, iż nim nie są. W oknach wisiały kremowe zasłony.

        Karczma nie przypadła jej do gustu, podobnie jak skromny pokoik. Brakowało w nim toaletki czy chociażby lustra. No i ta wanienka… czemu nie znajdowała się w osobnym pomieszczeniu? Przedzielający materiał nie zapewniał grama prywatności, a nie zamierzała narażać Iliana na skrępowanie czy zawstydzenie. Musiała pomyśleć o innym miejscu, w którym się umyje.

        - Chętnie posłucham co się u ciebie wydarzyło… moje życie przez te pięć lat wyglądało pospolicie, a każdy dzień był podobny do poprzedniego. Dużo zwiedzałam i podróżowałam, poznałam sporo osób, część z nich to moi przyjaciele. Odbyłam trzy odpowiedzialne misje, a nawet spotkałam jednego Piekielnego. Diabeł z krwi i kości, nie znaleźliśmy porozumienia. Długo się wahałam, czy z nim w ogóle porozmawiać…

        Dafne mówiła i mówiła. Jej opowieść zajęła pół godziny, nim dała aniołowi dojść do słowa. Zorientowała się, że mówi za wiele i w tym momencie zatkała uroczo buzię dłonią.

        - Ups… rozgadałam się. – Jej chichot z pewnością usłyszano na dole. Zamarła. Co tu więcej powiedzieć? Mówiła trzy po trzy, tak naprawdę jednak zależało jej, by usłyszeć co przydarzyło się Ilianowi.

        - Słyszałam o tobie wiele rzeczy… - ciągnęła. – Podobno walczyłeś z jakimś potworem, czy to prawda? Spotkało cię coś złego? Wiesz, że branża Niebian jest dość mała, wieści szybko się roznoszą. – Wypowiedziawszy słowo „branża”, wykonała w powietrzu ruch zginania dwoma palcami na znak, że to metafora.

        Do jej nozdrzy, które zazwyczaj słabo odbierają bodźce, dotarł zapach wanilii. Usiadła na łóżku i wyprostowała gołe nogi na białej kołdrze.
- Czujesz jak pięknie pachnie?
Wstała z łóżka i otworzyła ciekawsko brązowo- szarą szafę. Jej oczom ukazał się niewysoki stołeczek, a na nim kilka ubrań – bluzki, spodnie, jedna sukienka, chodaki i zwykłe skórzane buty do kolan. Piszczała z zachwytu, gdy wzięła do rąk co ciekawsze fatałaszki. To od nich tak pachniało!
- Jakie cudowne… - zachwyciła się. Weszła do szafy i rozebrała to, co miała na sobie, następnie włożyła miękką jedwabną bluzkę z bufiastymi rękawami koloru żółtego i dopasowaną czarną spódnicę.
- Jak wyglądam? – spytała, gdy wyszła z szafy. Spojrzała w głąb niej, znajdowało się tam lusterko, grzebień, przybory do szycia i wieszaki.
Zastanowiła się przez chwilę. Czy wypadało ot tak po prostu wziąć te ubrania? Może do kogoś należały? Nie wiedząc co zrobić, stanęła na środku pokoju i podrapała się po podbródku. Wtem usłyszeli ciche stukanie do drzwi.

        - Proszę wejść – zachęcił Ilian.
W progu stała tęga kobiecina – ta sama, która uszykowała dla nich pokój.
- I jak, podobają się ubrania? - spytała, spoglądając radośnie na dwójkę.

Re: [Kamienice przy rynku] Pierwsza wspólna misja

: Pon Paź 02, 2017 1:39 am
autor: Ilian
        Dobrze wiedział, że nadejdzie czas, gdy Dafne zada to pytanie. Jednak odpowiedź przyszła niebianinowi znacznie prościej, niż początkowo myślał.

        - Pytasz mnie, dlaczego tak długo się nie odzywałem... Otóż, odpowiedź jest prosta. W ciągu ostatnich pięciu lat, cały niemal czas poświęcałem zadaniom i poleceniom Najwyższego. Gdy miałem chwilę wolnego czasu tuż po zakończonym zadaniu, najczęściej moje ciało potrzebowało odpoczynku lub natychmiast następnego dnia musiałem wyruszać w inne miejsce. Prawda, zdarzało się również tak, że przez dwa lub trzy dni nie miałem żadnego większego zajęcia, ale odszukanie ciebie czy innych przyjaciół w ciągu tak krótkiego czasu po całej Alaranii było poza zasięgiem. Nawet jeśli udałoby mi się kogokolwiek znaleźć po dalekosiężnym wyczuciu aury, przybycie do tej osoby zajęłoby dłużej, niż mógłbym sobie pozwolić. Skontaktować się, nie było jak... Dobrze wiesz, że nie podróżowałem z nikim, ani nie miałem żadnego towarzysza, który mógłby zanieść wiadomość... Cóż, aż do teraz... - spojrzał na pierścień, w którym prawdopodobnie Elaris cały czas wypoczywała. - Z drugiej strony, ty również nie odezwałaś się od tam tej pory... Rozumiem, że byłem ciężki do uchwycenia, ale... - westchnął, to nie był najlepszy pomysł, aby wspólnie sobie wypominać zaległe problemy, w końcu mieli razem współpracować. - Cóż, oboje mieliśmy swoje problemy i obowiązki - uśmiechnął się w jej stronę, starając się, aby spochmurnienie zniknęło z jej twarzy. - Tęskniłem. - dodał.

        Z ciekawością wsłuchiwał się w opowieść Dafne, dużo przeszła jak na prostą Emisariuszkę, chociaż prawdopodobnie znacznie mniej niż Ilian. Z drugiej strony, nic dziwnego. Jej zadania polegały na pomaganiu ludziom i innym dobrym istotom, nie były one też śmiertelnie niebezpieczne, choć spotkanie z Piekielnym dla niej, było prawdopodobnie cięższe, niż dla niebianina, który stawał przed czymś takim znacznie częściej... i dłużej. Jeśli Dafne odbyła w ciągu tak długiego czasu tylko trzy specjalnie wyznaczone misje, to z pewnością Najwyższy nie oszczędzał Iliana w tym aspekcie. Gdy przez chwilę próbował zliczyć dodatkowe zadania, skończył rachubę na przynajmniej dwudziestu, a dobrze wiedział, że było ich jeszcze trochę. Z innej strony, anioł posiadał coś w formie przykazania, które Najwyższy nadał mu tuż przed opuszczeniem Planów Niebiańskich. Nawet jeśli nie było dla niego odpowiedniego zadania do wykonania, wciąż obowiązywało go przykazanie, które wykonywał, wykonuje i będzie wykonywał prawdopodobnie do końca swojego życia.

        Chroń życie prawych. Dobrze pamięta te słowa, skierowane do niego przez Pana. Jego ścieżka wydawała się o wiele trudniejsza, niż ta, którą podążała Dafne. Nie raz musiał dokonać wyboru, przy której szalą były ludzkie istnienia. Nie raz, musiał widzieć śmierć i zniszczenie. Nie raz, musiał zadecydować o życiu, które tak pilnie starał się chronić. Nie tylko przed demonami, diabłami i innymi potworami, ale także przed ludźmi, elfami i innymi rasami. Przez tak długi czas, czasami nie był w stanie zrozumieć tego faktu, nierzadko dobre istoty dokonywały rzeczy znacznie gorszych niż sami piekielni. Handlarze ludzi, przeraźliwi okrutnicy, masowi mordercy oraz ludzie, którzy torturowali innych z czystej przyjemności. Zdarzało się, przelać krew innych istot, choć zawsze było to dla niego niezwykle trudne... Zbyt długo musiałby jednak opowiadać, zaś z drugiej strony nigdy nie chciał i nie będzie chciał o tym opowiadać. Z tych przypadków, spowiadał się tylko Najwyższemu.

        Gdy emisariuszka w słodki sposób przestała mówić o swoich przygodach, niebianin zareagował.
- To nic złego, z miłą chęcią posłucham więcej twoich przygód, ciekawi mnie też jak potoczyła się sprawa z Piekielnym, którego spotkałaś. - uśmiechnął się do niej jeszcze raz. - Natomiast o swoich przygodach, opowiem nieco później... - skwitował na temat jej rozważań odnośnie jego osoby.

         Od samego wejścia do pokoju, cały czas ją obserwował, gdy kładła się na łóżku prostując piękne nogi na białej kołdrze oraz gdy burza blond włosów rozpościerała się na całym łóżku, gdy zapytała go jak czuje wypełniający pokój zapach wanilii oraz gdy radośnie niemalże podskakiwała na widok ładnych ubrań. Przez ułamek sekundy przypomniał sobie siebie sprzed zaledwie kilkunastu miesięcy... Pomyślał, że ta dziewczyna... Jednak te przemyślenia szybko prysły, niczym szklanka stłuczona na kamiennej podłodze, a on szybko potrząsnął głową.

- Wyglądasz oszałamiająco. - odpowiedział na pytanie emisariuszki, zauważając poniekąd jej reakcję na jego słowa, jednak tuż po tym nastąpiło stukanie do drzwi.

- Proszę wejść - zachęcił Ilian.
W tym momencie, w progu pokoju pojawiła się gospodyni, u której wykupili pokój.
- I jak, podobają się ubrania? - spytała, spoglądając radośnie na dwójkę.
- Mnie się podobają, idealnie eksponują naturalne piękno, prawda Dafne? - odparł krótko mając nadzieję, że kobieta będzie zadowolona z odpowiedzi. Z drugiej strony, powiedział całkowitą prawdę. Krótka czarna spódnica zakrywała tyle ile powinna, eksponując piękne nogi, zaś jedwabna bluzka nie ukrywała ramion, a także intrygowała nieco ekstrawaganckim dekoltem. Największą uwagę przykuł jednak do długich rozpuszczonych włosów, w których Ilian wyjątkowo gustował. Cóż, nie mógł tego odmówić, Dafne była i jest piękną kobietą.
- Cieszy mnie to! - kobieta powiedziała nieco głośniej - Tylko dajcie spać innym gościom...! - następnie z szerokim prześmiewczym uśmiechem zamknęła drzwi i po kilku sekundach mogli usłyszeć jak schodzi na dół, ponownie do obsługi klientów.
Między nimi nastąpił pewien dziwny, lecz bardzo przyjemny nastrój. Przez jakiś czas oboje stali naprzeciwko siebie, wpatrując się wzajemnie, a także nie bardzo rozumiejąc co następnie zrobić, dopiero po jakiejś chwili, Ilian przerwał owe zdarzenie.
- Cóż... Najlepiej będzie dobrze wypocząć przed jutrzejszym dniem. Do zaliczenia targ, jakaś restauracja, być może również sławne ogrody Demary... - przerwał na chwilę, a potem dodał podchodząc do jedynego okna w pokoju, które lekko wystawało ponad dach bliskiego budynku. - Mam zamiar przyjrzeć się rezydencji państwa Boner z daleka. Nie powinni mnie zauważyć, a być może uda mi się coś zdziałać. W tym czasie, możesz się na przykład umyć, abyś nie czuła się problematycznie przy mojej osobie... Myślę, że to dobry pomysł... A ty jak sądzisz? - spojrzał w stronę Dafne, a następnie złapał za suwak, który podniósłby okno do góry, przez które mógłby się przedostać na zewnątrz, by potem obserwować w cieniu rezydencję. Wciąż jednak, czekał na chociaż minimalny znak akceptacji ze strony Dafne, ostatecznie byli drużyną i o ile taki rekonesans byłby bardzo przydatny, tak nie chciał się zachować nie w porządku w stosunku do jej osoby...

Re: [Kamienice przy rynku] Pierwsza wspólna misja

: Pią Paź 13, 2017 7:10 pm
autor: Dafne
        Tęskniłem, brzmiało w jej skupionej głowie, kiedy drzwi zamknęły się za kobietą i Dafne ponownie usiadła na łóżku i wyprostowała nogi. Teoretycznie nie oznaczało to wiele, ale dla niej to wyznanie było czymś istotnym, powodującym wesołe łaskotanie w brzuchu. Serce fikało koziołki, gdy z rumieńcem obserwowała jak usta Iliana poruszają się, mówiąc coś do niej o jutrzejszych planach. Uśmiechała się od ucha do ucha, w dalszym ciągu podekscytowana nowymi ubraniami.

        - Myślę, że to dobry pomysł, abyś rozejrzał się po okolicy... - rzekła odrobinę zamyślona. Jej głos stawał się rozmyty i jakby nieobecny. Dafne prawie całkowicie zapomniała po co się tutaj znaleźli, misja uciekła jej ze świadomości. Kobieta oparła głowę o poduszki i przymknęła oczy. Musiała odpocząć. Ilian jeszcze coś mówił i zdaje się, że mu odpowiedziała, ale gdyby ktoś spytał ją co powiedziała, nie pamiętałaby tego.

        - Ilian... - zagaiła nagle, a jej powieki zaczęły opadać. - Też za tobą tęskniłam... Wybacz, ale robię się śpiąca.
Podeszła do szafy, do której weszła (a, że była dość szczupłą kobietą, nie sprawiło jej to trudności), po czym rozebrała swoje ubranie, w którym chodziła przez cały dzień i włożyła luźną koszulę nocną, i na to szlafrok. Wisiał on na haczyku w szafce, prawdopodobnie przygotowany przez gospodynię, podobnie jak piżama. Na stoliczku obok jej łóżka leżała jeszcze opaska uciskowa na oczy- widziała kiedyś takie na dworze królewskim, używało się tej opaski dla lepszego wypoczynku, ale osobiście jej nie preferowała. Z zaskoczeniem spojrzała wokół siebie i dostrzegła, że jej część pokoju jest ciekawiej zagospodarowana od części Iliana. Przede wszystkim w oczy rzucało się jej łóżko z drewnianą barierką, którą można było podnieść trochę ku górze i w ten sposób uniknęłoby się ryzyka spadnięcia z mebla. Łóżko było wysokie i posiadało wykrochmaloną pościel z olbrzymią poduszką oraz dwiema małymi jaśkami. Pod łóżkiem znajdowała się rozsuwana szuflada, a w niej miękkie koce i zapasowa pościel. W lewym kącie pokoju, tuż za jej łóżkiem wisiało nieduże lustro a obok niego dwie półki z różnymi bibelotami do codziennej higieny – mydło, grzebień, tania woda perfumowana, kubeczek na herbatę i tym podobne.

        Zaniepokoiło ją to, że Ilian niewiele o sobie powiedział. Miał rację w tym, że ona również mogła się odezwać – dlaczego nie poczyniła nic, by odzyskać kontakt? Gdy się nad tym głębiej zastanowić, to Dafne po prostu zapomniała o istnieniu anioła, uznając, że ich wspólna przygoda dobiegła końca i trzeba iść dalej, nie patrząc wstecz. Ale ponowne spotkanie ze skrzydlatym przyjacielem uświadomiło jej, że popełniła błąd. Może uda im się nadrobić stracony czas? Taką miała nadzieję…

        Dafne nie miała w naturze jakichś skomplikowanych filozofii, z natury był dość prostolinijną istotą o dobrym sercu, choć – gdy trzeba – mogła się zbuntować i powiedzieć co myśli. Teraz najchętniej nakrzyczałaby na Iliana za to, że tak długo milczał, ale przecież nie zrobiła nic, by odzyskać tę znajomość, pozostała bierna i obojętna na jego los. Czy miała prawo więc się o to boczyć? Że młodzieniec po prostu zmagał się z trudami anielskiego życia, świadcząc posługę wobec Pana? Czuła, że taka postawa byłaby egoistyczna i niesprawiedliwa.

        Gospodyni wydała jej się natomiast postacią zbyt natarczywą, zwłaszcza biorąc pod uwagę jej ostatni komentarz o tym, by nie hałasowali w nocy. Skrzywiła się na samą myśl, ze mogłaby w ten sposób zachowywać się z kimkolwiek, szczególnie w obcym pomieszczeniu. Ale nawet jeżeli coś by zaszło pomiędzy nią a Ilianem, sądziła, że właścicielka nie powinna tego w żaden sposób komentować – to, co powiedziała było nie na miejscu. Chciała podzielić się swoimi rozważaniami z aniołem, ale postanowiła przemilczeć ten temat – może kiedy mężczyzna sam rozpocznie ów wątek, wyrazi swoją opinię, ale im dłużej o tym myślała, tym bardziej była zła.
Zasnęła dość szybko, a przed zaśnięciem życzyli sobie spokojnych i słodkich snów. Przed zaśnięciem Dafne poświęciła czas na rozmyślaniu o tym, co zdarzyło się w tym pełnym wrażeń dniu... Kątem oka obserwowała cały czas Iliana i zauważyła, że Niebianin również przygląda jej się z zaciekawieniem. To niesłychane, że tak sporo czasu minęło, a on prawie wcale się nie zmienił. Może tylko zmężniał, spoważniał, twarz mu nieco wyszczuplała, nabierając szlachetniejszych rysów, ale poza tym, to był stary Ilian. No prawie… z tym, że dawny Ilian był weselszy i bardziej rozgadany. A dzisiejszy to milczący i tajemniczy skrzydlaty sprawiający wrażenie zmęczonego życiem, pomimo młodego wieku.

        Westchnęła. Było jej tak wygodnie pośród miłych w dotyku poduszek i ciepłej kołdry. Wieczór wyglądał chłodno, ale w pomieszczeniu panowało ciepło, dlatego Dafne co jakiś czas, nawet przez sen, wykopywała nogami pościel i spała nieprzykryta. Nie spała spokojnie tak jak by tego chciała. Co jakiś czas wybudzała się i przykrywała, by następnie się odkryć i znów przykryć. Gdy tylko się wybudziła, spoglądało w okno i wokół siebie, mając wrażenie, że ktoś buszuje po pokoju. Widząc Iliana smacznie śpiącego, uspokajała się i natychmiast zasypiała. Coś jednak nie dawało jej spokoju, miała poczucie, że są przez kogoś obserwowani… Może popadam w paranoję, przemknęło jej przez myśl i po chwili znów spała.

        Przyśnił się jej okrągły i duży żółty księżyc uśmiechający się do niej z daleka i mrugający lewą powieką. Wyglądał frywolnie – chciał do niej coś powiedzieć, może pożartować? Ale niewiele z tego rozumiała. Po chwili księżyc zamienił się w Piekielnego, którego kiedyś poznała. Twarz wykrzywiła się w nieprzyjemnym grymasie, pokazując emisariuszce język, po czym zbliżała się do niej krok po kroku, by zaatakować…

        Obudziła się z krzykiem. Na czole perliły się strużki potu. Nie wiedziała, czy zbudziła Iliana, ale musiała wyjść i przewietrzyć się trochę, bo oszaleje. Czy straciła zmysły? Liczyła, że nie. Stanęła w kącie pokoju, rozebrała się z koszuli nocnej i włożyła bluzkę i spódnicę, biorąc ze sobą jeden z cieplejszych koców, na wypadek gdyby na zewnątrz było zimniej niż przypuszczała. Cicho zamknęła za sobą drzwi. W karczmie wisiał duży zegar pokazując drugą w nocy. Nikt już nie przebywał w karczmie o tej porze, dlatego była całkiem pusta, a to powodowało, że Dafne serce podchodziło do gardła. Dokoła panowała ciemność ciemniejsza prawdopodobnie niż w piekle, a kobieta bała się ciemności.

        Bosymi stopami przeszła po schodach i udała się w kierunku drzwi wejściowych. Już miała nacisnąć klamkę, gdy wtem usłyszała szmer, który włączył jej czujność. Gęsia skórka ozdobiła jej ramiona i nogi. Z wrażenia zapomniała włożyć buty.
- Jest tam kto? – spytała bardzo cicho, ledwo dosłyszalnie. Strach. Pierwotny instynkt nakazywał jej wziąć nogi za pas i udać się czym prędzej na górę. Ale coś nie pozwalało jej się poruszyć. Stała bez ruchu i patrzyła w głąb karczmy, nie wiedząc co zrobić. Tymczasem szmer narastał i był coraz bliżej. Zakręciło jej się w głowie.

        Dafne odwróciła się, próbując uchwycić źródło dźwięku. W końcu zdobyła się na odwagę i szybko wyszła z karczmy. Uciekła. Biegła w niewiadomym kierunku całkiem bez sensu, co chwila potykając się o własne nogi. Zaczęła płakać. Upadła. Bezsilność zalała jej ufne serce. Chyba wiedziała kto tam był, kto ją wystraszył. To ten Piekielny z jej koszmaru, to musiał być on! Usiadła pod drzewem i chwilę tak siedziała, nie wykonując żadnego ruchu. Nasłuchiwała. Cisza. Nie poruszył się nawet najmniejszy listek, a obok karczmy panował spokój. Wszyscy spali, nie paliło się ani jedno światło w kamienicach. Tylko ona nie spała, czuła to. Była jedyną osobą, która przebudziła się i wyszła tej nocy.

        Podniosła się i powoli zmierzała w kierunku karczmy. W głowie przestało jej się kręcić. Z prędkością błyskawicy pokonała odległość od drzwi wejściowych do swojego pokoju. Gdy zamknęły się za nią drzwi do izby, dostrzegła na środku pomieszczenia zdezorientowanego Iliana, który patrzył na nią ze złością i jawnym pytaniem wymalowanym na twarzy.
- Gdzieś ty była? – spytał bez ogródek.
A Dafne zupełnie nie wiedziała co odpowiedzieć. Wyglądała gorzej niż źle. Twarz umazana łzami, brudne od ziemi nogi, kolana całe w krwi i obłęd w oczach. Złapała się za ramiona i zaczęła mówić coś do siebie. Powtarzała w kółko: „To niemożliwe, niemożliwe…”, a gdy otrząsnęła się, gdy Ilian podał jej kubek pełen zimnej wody i usiadła na krześle (by nie ubrudzić łóżka), zaczęła mówić do rzeczy.
- Przyśniło mi się coś złego… jakiś koszmar. Musiałam sprawdzić, czy kogoś tutaj nie ma. Musiałam. Przepraszam, że wyszłam, ale musiałam.
Chwyciła za szmatkę przy wannie namoczoną wodą i przemyła nogi. Ilian odparł, że wrócą do tej rozmowy nad ranem, a teraz niech już kobieta idzie spać.
Tym razem nic jej się nie śniło. Ilian co chwilę popatrywał na Dafne do momentu aż nie zasnął. Na jego twarzy malowało się zmartwienie. Wstyd na długo wkradł się do jej umysłu i nawet nad ranem unikała wzroku anioła. Choć musiała przyznać, że wydał się niesamowicie atrakcyjny z taką marsową miną. Co prawda jej zachowanie było głupie i nieodpowiedzialne, ale przecież nic jej się nie stało i to usiłowała przekazać w trakcie śniadania. Jednak jej beztroska spowodowała tylko gorsze problemy, ale o tym mieli się już niedługo przekonać...

Re: [Kamienice przy rynku] Pierwsza wspólna misja

: Nie Paź 15, 2017 9:18 pm
autor: Ilian
        Gdy tylko Dafne dała mu zezwolenie na rekonesans, ten otworzył okno i w nieco akrobatycznym stylu opuścił pokój, wyskakując przez nie. Machnął jeszcze ręką na pożegnanie do niebianki, a następnie przy użyciu magii powietrza, zamknął okno podmuchem. Wtedy też, nie czekając ani chwili, uniósł się bezszelestnie w powietrze przy pomocy tej samej magii, oraz przeleciał kilkadziesiąt metrów na dach budynku, który był najbliższy rezydencji rodziny Boner. Z tego miejsca, miał przystępny widok na całą posesję oraz wszystkie budynki leżące na tej włości.

        Dokładnie na południu znajdowała się brama, strzeżona przez dwunastu strażników, ośmiu pochodzących z miasta, zaś tylko czterech z wojaków służących rodowi Boner. Tuż za murem, obok bramy znajdowała się niewielka placówka bezpieczeństwa, w której siedziało dokładnie kolejnych sześciu strażników. Wokół posesji, a dokładniej na murach, patrolowało teren łącznie około czterdziestu strażników, a każdy był wyposażony w łuk, miecz oraz skórzane zbroję od dołu do skórzanej czapki u góry, połowa z nich była jednak milicjantami samej Demary, niewyszkolonymi prawdopodobnie w odpowiednim posługiwaniu się łukiem, zaś ich umiejętności walki mieczem z pewnością też nie były zadowalające. Tuż za bramą, znajdował się kamienny placyk z niewielką i skromną fontanną. Stąd można było obrać drogę w 4 kierunki świata. Idąc na wschód, można było dotrzeć do dużego budynku, w którym mieszkali wszyscy strażnicy oraz spora część wojaków rodu. Budynek prawdopodobnie mógł pomieścić w polowych warunkach nawet do sześciuset osób. Ilian jednak oszacował liczbę niewielu ponad pięćdziesięciu, a kilkoro z nich przebywało na zewnątrz przy drewnianych ławach tuż przed swoistym garnizonem. Idąc natomiast na zachód od fontanny, można było trafić do sporej wielkości ogrodu, który był patrolowany zaledwie przez kilku strażników z pochodniami. Wśród gęstwiny kwiatów, krzewów i ładnych drzew znajdował się budynek z białego marmuru, była to altanka dla kilku osób, w której prawdopodobnie często przebywały dzieci, bawiąc się tam pod opieką służby. Idąc dalej na północ, wśród bujnej roślinności, można było zauważyć kolejny niewielki drewniany budynek, z którego z pewnością emitowała nikła magia, którą bez problemu wyczuł wprawiony w tym anioł. Ilian nie miał co do tego złudzeń, w rezydencji znajdowały się istoty posługujące się zdolnościami magicznymi. Z wniosków oraz dedukcji niebianina, prawdopodobnie trzech magów, z czego w tym wypadku, dwóch początkujących oraz jednego nadwornego maga. Nie licząc głównego budynku, naliczył niespełna stu pięćdziesięciu osób przeznaczonych do ochrony... A to był dopiero początek.

        Idąc ścieżką na wprost od fontanny, można było dotrzeć do rezydencji rodziny Boner. Sam dwupiętrowy budynek z poddaszem nie emanował bogactwem i przepychem, choć bez wątpienia imponował wielkością. Można to było określić bardziej mianem pałacu letniego, niźli rezydencji. W środku tego gmachu, znajdowało się przynajmniej dwadzieścia pokojów i drugie tyle pomieszczeń gospodarczych, kuchni, magazynów i tym podobnych. Było to jednak nie do określenia dla Niebianina z takiej odległości oraz wyłącznie przez widok z okien. Cały kompleks był silnie chroniony, a tylko z zewnątrz niebianin był w stanie naliczyć siedemdziesięciu strażników, każdy wyposażony w dobry ekwipunek, niczym prawdziwi żołnierze, część z nich wyglądało nawet na gwardię królewską, co nie byłoby zaskoczeniem, ponieważ zgodnie z informacjami, rodzina Boner była silnie zaprzyjaźniona z rodem królewskim Demary. Drugie tyle, lub nawet więcej znajdowało się w środku, co łącznie dawało bagatela trzysta osób zdolnych do ewentualnego odparcia wszelkich napastników. Nie jest to mało, jednak... nie jest to też dużo, jak na tak znaczący ród. Niebianin miał dziwne wrażenie, że normalnie na tym terenie, znajduje się przynajmniej dwukrotnie większa ilość wojaków. Było to jednak tylko niepoparte faktami przeczucie, którego nie był w stanie potwierdzić.

        Na samym końcu, został do umówienia budynek, którego za pierwszym razem, podczas przechodzenia przed bramą, skrzydlaty nie był w stanie zauważyć. Dokładnie za rezydencją, znajdowała się nieco mniejsza od garnizonu struktura. Wszystko wskazywało na to, że jest to budynek przeznaczony dla wszelkiej służby, lokajów, pokojówek, kucharzów, służących czy opiekunek. Służba prawdopodobnie stanowiła około osiemdziesięciu osób. Cała posesja była otoczona niewidoczną dla oczu barierą, która informowała nadwornego maga o ewentualnych intruzach, będąc jednocześnie dość łatwą do zwalczenia i jeszcze prostszą do wykrycia dla innych osób ze zdolnościami magicznymi. Nie była więc ona żadnym problemem dla Iliana, który postanowił obserwować teren dłużej, starając się nieco bardziej dokładnie przeanalizować całą posesję, nie chciał jednak też zwlekać zbyt długo, chcąc wrócić do Dafne jak najszybciej. Posiadanie takiego towarzysza w misji, to nie tylko nieoceniona pomoc, ale także obowiązki względem drugiej osoby...

        Ilian miał zamiar dowiedzieć się nieco więcej, tym razem o samej rodzinie Boner. Najlepiej byłoby wybadać wśród różnych ludzi zamieszkujących Demarę i tak już zamierzał uczynić... Nagle, rozpętało się niemałe zamieszanie wśród strażników rezydencji. Przez bramę wkroczył pewien jegomość prowadząc hufiec dwustu żołnierzy. Na placu, tuż obok fontanny rozgorzała się rozmowa między strażnikami i żołnierzami, jednak jedyne co był w stanie usłyszeć niebianin z tego zamieszania była jedna jasna informacja. Pierworodny syn powrócił do domu po wyprawie. Gdzie był? Co robił z dwoma setkami zbrojnych? Na te pytania, prawdopodobnie nikt nie udzieli mu odpowiedzi dzisiejszego dnia. Księżyc mienił się już wysoko na nieboskłonie, z pewnością północ wybiła. Ostatecznie, miał jednak rację. Jego przypuszczenia odnośnie dwukrotnie wyższej liczby żołdaków na posesji, okazały się być trafne. Pół tysiąca wojowników, trzech magów, kilkadziesiąt osób zajmujących się służbą... Porządny bastion w środku miasta, jak przystało na tak ważną, szlachecką rodzinę, będącą tak blisko rodu królewskiego...

        Niebianin zeskoczył z dachu do jednej z ciasnych uliczek między budynkami, a następnie zapiął płaszcz, oraz nałożył kaptur. W tymże przebraniu wyszedł na główny trakt i zaczął zbierać informacje. Tu usłyszał od kowala kończącego zmianę, tu od gosposi wracającej do rezydencji, jeszcze gdzie indziej strażnik, który był na wczorajszej wachcie przy bramie. Niespodziewanie, nawet przez samego anioła, zaledwie po dwóch kwadransach wiedział już niemal wszystko, a przynajmniej o tym, o czym mógł się dowiedzieć z ulicy, na temat członków rodziny Boner...

        Uzyskawszy to czego chciał, powrócił do tej samej uliczki i uniósł się z pomocą magii wiatru do góry, oraz przeleciał nad kilkoma budynkami ponownie do okna, z którego wyszedł. Wtedy też po cichu otworzył okno i wszedł przez nie starając się nie obudzić śpiącej emisariuszki. Zamykając okno, westchnął cicho i odwróciwszy się w stronę łóżka obserwował śniącą już Dafne. Na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech. Wtedy też cichym krokiem podszedł do szafy i tuż przed nią rozebrał się ze swojego uzbrojenia oraz ekwipunku, chowając lekki pancerz i dwa elfickie miecze wgłąb szafy. Trzymając w ręku koszulkę, oraz mając na sobie tylko bawełniane długie spodnie, spojrzał się do lustra. W odbiciu niedużego szkła, przyjrzał się dokładniej bliźnie, która znajdowała się blisko lewego barku. Zacisnął pięści, a jego mięśnie naprężyły się eksponując skrupulatnie wyrzeźbioną muskulaturę. Na jego twarzy pokazał się grymas, oprócz dawnej rany na lewym barku, spojrzał też na nieco gorszą bliznę na lewym ramieniu, która rozciągała się od tricepsu, aż do samego łokcia, który wciąż pozostawał niczym wgnieciony. Cios piekielnego w Ostatnim Bastionie nadal pozostawia znak na jego ciele, choć minęło od tego zdarzenia przeszło półtora miesiąca. Gdyby nie jego anielskie ciało, które potrafiło zregenerować każdą ranę i bliznę po dłuższym czasie, całe jego ciało pokryte by było takimi bliznami, chociaż prawdopodobnie, gdyby nie bycie aniołem, zginąłby już dawno temu. Westchnął przeciągle nie chcąc obudzić słodkiej jasnowłosej dziewczyny. Przestał rozmyślać o tym i założył koszulkę z długim rękawem na siebie, którą dotychczas trzymał w ręku, a następnie przechodząc dookoła łóżka, położył się na jego skraju.

- Dobranoc, Elaris. - spojrzał wtedy na pierścień, by potem dodać - Dobranoc, Dafne...

        Niemal błyskawicznie zasnął, starając się wypocząć do jutrzejszego, lepszego dnia. Taka była jego nadzieja. Prawdopodobnie mało problematyczna misja, z tak bliską osobą oraz z czasem na zregenerowanie swoich sił po ostatnich, trudnych nawet dla niego zdarzeniach. Jednak to była tylko jego nadzieja, zaledwie półtora godziny po jego zaśnięciu, wybudził się nieoczekiwanie na gwałtowny krzyk Dafne. Nie dał jednak po sobie poznaki, że to go wybudziło. Cóż, po części było to normalne w fachu jakim oboje się parają. Gdy jednak emisariuszka opuściła pokój, nie był w stanie tak tego zostawić. Podniósł się do pozycji siedzącej i wolno przetarł oczy...

- Elaris. - zawołał cichym, spokojnym tonem do towarzyszki.

W tym momencie pierścień chwilowo zalśnił białym światłem, a na jego dłoni pojawiła się malutka dziewczynka ze skrzydełkami.

- Tak, Ilianie? Miałam nadzieję, że będziesz w stanie wypocząć w spokoju chociaż odrobinę... - jej twarz posmutniała, ona sama cechowała się wielką troską o niebianina.

- Z pewnością będę spać spokojniej, gdy będę wiedział, że wszystko w porządku z Dafne. Mam do ciebie prośbę... Pilnuj jej, dopóty nie wróci tutaj, a jeśli nastanie jakiś problem, wezwij mnie. - Mała istota w tym momencie przytaknęła głową. - Nie chcę, aby myślała, że pilnuję jej na każdym kroku, ani żeby obwiniała się, że mnie obudziła...

- Chociaż i tak za każdym razem tak robisz... - skontrowała. - Jesteś opiekuńczy i troszczysz się o wszystkich, czasami jednak myślę, że...

- Powinienem więcej myśleć o sobie? - zapytał retorycznie, dobrze wiedział, że to miała na myśli.

- Postaram się, Elis... Dziękuję ci. - powiedział w jej stronę.

Dziewczynka uśmiechnęła się ciepło w jego kierunku i podleciała do niego, po czym lekko się przytuliła. W tym momencie zamieniła się w białego słowika, a Ilian otworzył jej okno.

- Sprowadzę ją szybko. - dodała, a następnie wyleciała przez okno śladem niebianki.

        Anioł światłości zamknął okno i ubrał się w płaszcz, który niedawno złożył w szafie, przesiedział kilkanaście minut na łóżku oczekując kontaktu od towarzyszki lub powrotu ich obojga. Zszedł też wtedy na parter karczmy, zabierając ze sobą niewypity wcześniej kufel piwa i usiadł przy jednym z niewielkich stolików tuż przy wejściu do gospody, zapalając jednocześnie świeczkę magią ognia. W tym miejscu czekał kolejne ciągnące minuty, podczas których dokończył piwo i odstawił kufel do baru. Nie chciał czekać dłużej i prawdopodobnie wyszedłby już z karczmy, gdyby nie powrót samej Elaris przez jedno z otwartych okien, która dała mu jasno znak, że Dafne jest już blisko i wraca, sama natomiast ponownie schowała się w pierścieniu, dając tylko znak palcami, że coś jej się nie podoba w zachowaniu dziewczyny. Odetchnął z ulgą, a z drugiej strony z małym przejęciem, by następnie udać się do pokoju, czekając na przyjście dziewczyny. I wtedy też zjawiła się, w dość okropnym stanie zwiastującym bolesny upadek. Między nimi nawiązała się tylko bardzo krótka konwersacja, dokładnie wiedział, że długowłosa nie była w stanie więcej z siebie wykrzesać. Nie chciał tego tak zostawiać, a szansa, że zmęczona dziewczyna ponownie obudzi się w desperacji, nadal istniała... Westchnął przeciągle, spoglądając na piękną jasnowłosą, która wyglądała niczym zbity pies.

- Pogadamy rano, lub wtedy kiedy będziesz miała siły na to, ale też nie będę cię zmuszał do jakiejkolwiek odpowiedzi... Jednak... jeśli będziesz potrzebowała pomocy, nie wahaj się ani chwili. Dobrze? - zapytał delikatnym tonem, a następnie jeszcze delikatniej ją objął.

- A teraz idź spać... Jutro będzie dobry dzień. - powiedział, po czym dodał - Czuję to.

Dafne położyła się spać, natomiast Ilian tym razem nie zajmował łóżka, a usiadł na fotelu znajdującym się tuż obok okna, z którego obserwował przez jakiś czas emisariuszkę. Niedługo po tym zasnął, przykrywszy się nieco dokładniej własnym płaszczem...

        Następnego dnia, a raczej zaledwie cztery i pół godziny po całym incydencie, wczesnym rankiem obudził się niebianin. Zdjął też wtedy płaszcz, chowając go ponownie do szafy. Przeciągnął się trzykrotnie, a potem przechodząc na swoją stronę, rozpoczął krótki trening fizyczny, wybierając w szczególności ćwiczenia, które cechowały się niskim poziomem hałasu. Tak też po czterech seriach takiego treningu, usiadł na ziemi przed oknem, oddając się medytacji i trwał w niej do momentu, aż niebianka się obudziła. Tuż po jej przebudzeniu, nie dała z siebie ani jednego słowa, prócz przywitania. Oboje przebrali się w nowe, czyste rzeczy, zaś Ilian wziął ze sobą Grota do swojego boku i tak też zeszli na parter po zapłacone wcześniej śniadanie. Jednak przed podaniem dania, wywiązała się między nimi rozmowa, gdy siedzieli naprzeciwko siebie w dwuosobowym stoliku.

- Chciałbym ci kogoś przedstawić. - zaczął anioł, wykładając swoją lewą rękę z pierścieniem na stół, zaś drugą wskazał na sam pierścień. - To jest Elaris, chociaż możesz też nazywać ją Elis, albo całkowicie inaczej jeśli ci na to pozwoli, chociaż zdecydowanie będzie wolała te dwa wcześniejsze.

- Miło mi, Dafne. - z pierścienia dobył się wysoki dziewczęcy głos, jednak był on na tyle cicho, że nikt oprócz tej dwójki nie było w stanie tego usłyszeć. - Przywitałabym się z tobą fizycznie, jednak skupilibyśmy na sobie zbyt dużo uwagi, a jest to wyjątkowo niepożądane.

Emisariuszka przywitała się, chociaż Ilian zauważył niewielkie zamieszanie na jej twarzy.

- A więc... - rozpoczął ponownie niebianin.
- Mamy dwie sprawy do omówienia. Pierwsza to informacje jakie udało mi się wczoraj w nocy uzyskać, druga to plan na dzisiejszy dzień oraz przygotowania do realizacji misji. - następnie wziął dłuższy oddech sygnalizując pewnego rodzaju monolog.
- Zaczynając od informacji, rezydencja jest silnie obwarowana, przynajmniej pół tysiąca strażników i żołdaków podlegających rodowi Boner, około setka służby oraz trzech magów, z czego dwóch prezentuje raczej nikły poziom umiejętności. Prawdopodobnie są młodzi, ale nie byłem w stanie ani tego wywnioskować, ani spostrzec. Nad rezydencją rozciąga się cieniutka bariera, która alarmuje nadwornego maga na temat wszystkich nieproszonych gości, oraz blokuje wszystkie zaklęcia z zewnątrz chyba, że chcesz alarmować nadwornego maga. Oprócz samego centralnego budynku, jest jeszcze budynek garnizonowy dla strażników we wschodniej części, dom dla służby na północy, oraz na zachodzie ogrody, kaplica i niewielki domek nadwornego maga. Sama rodzina Boner składa się z Lidii oraz Igora, którzy są głównym szczepem rodu. Oprócz nich jest jeszcze piątka ich dzieci, najstarszy pierworodny z imieniem Michał, spadkobierca rodzinnego majątku, prowadzący własny hufiec zbrojnych w ilości dwustu. Niewiele młodsza jest jego siostra Betia, która jest podobno bardzo dobrą osobą, która cechuje się głęboką wiarą w Najwyższego. Oboje osiągnęli już pełnoletność i stanowią ważny filar rodziny. Następnie jest para bliźniaków, Izja oraz Leo w wieku czternastu lat, dziewczynka i chłopiec. Na samym końcu ostatnio narodzone dziecko przez Lidię, które obecnie jest wychowywane przez drugą najwyższą służącą rodu Boner. Oprócz głównego szczepu, mieszka tu obecnie także Beron, ojciec Igora, który niegdyś władał tym majątkiem. Mimo względnie podeszłego wieku, cechuje się na swoje lata wysokimi możliwościami fizycznymi, a oprócz tego posiada sporą wiedzę, którą stara się przekazywać młodszemu pokoleniu. Podobnie jak teraz pierworodny Michał para się wojaczką i szermierstwem, tak onegdaj robił to Beron, który podobno był znany za swoje umiejętności właśnie w tej dziedzinie... Tak prezentuje się rodzina Boner, pozostaje nam jeszcze dowiedzieć się na temat ważnych osobistości w rezydencji, kapitanów, najważniejszych służących oraz sprawa trzech magów... - przerwał na chwilę i nabrał powietrza po tak długim monologu. Zaraz po tym podano im śniadanie w postaci jajecznicy, dwóch niewielkich kawałków mięsa oraz paru kromek chleba, zaś tuż obok postawionych talerzy położono dwie szklanki jakiegoś nieokreślonego soku.
- I w tym momencie przechodzimy do planu na dzisiaj... Zamierzam rozejrzeć się po rynku zaraz po tym jak zjemy tutaj śniadanie, następnie zjeść gdzieś we dwójkę porządny obiad. A po tym, przygotować się do infiltracji rezydencji... Musimy zakupić odpowiednie ubranie, znaleźć jakiś sposób, aby legalnie dostać się do środka na jakiś czas i wtedy będziemy w stanie dopiero wykonać misję, gdyż nasze czary albo nie zdziałają nic z zewnątrz bariery, albo zrobimy zbyt duże zamieszanie i będzie jeszcze gorzej... Na szczęście mam już jednak plan. Zakupimy przebrania na rynku, stosowne do naszych fałszywych tożsamości, a następnie za pomocą ambasady Fargoth zyskamy coś, co pozwoli nam wejść do środka rezydencji jako goście. Będąc w środku, wszystko będzie już łatwiejsze... - przerwał, jednak po chwili poprawił się dodając. - Albo trudniejsze, to zależy od tego, co tam się dzieje w środku.
- Co o tym sądzisz? - zapytał, chociaż osobiście nie widział lepszego pomysłu. - Prawdopodobnie najłatwiej byłoby mi wejść w przebraniu maga, który chciałby pomóc Lidii. Ty natomiast... Nie mam pojęcia, ale z pewnością coś wymyślimy jako twoje przebranie. - uśmiechnął się do niej, po tym całym monologu, zadanie wydawało się... proste. Oczywiście zawsze coś pójdzie nie tak, ale z początku to jest bardzo rozsądny start...

- A więc? - zapytał jeszcze raz, tym razem popijając sokiem swoją wypowiedź.

Re: [Kamienice przy rynku] Pierwsza wspólna misja

: Pią Paź 20, 2017 8:20 pm
autor: Dafne
        Dafne obudziła się z bólem głowy i uczuciem, że coś jest nie tak. Od chwili, gdy spotkała (a właściwie, miała tylko przeczucie, że spotyka) Piekielnego, który prawdopodobnie rzucił na nią jakiś zły urok, nie myślała o niczym innym jak o popełnieniu nikczemnego uczynku wobec Iliana. Za bardzo szanowała anioła światłości, by dopuścić do sytuacji, w której włos mu spadnie z głowy, dlatego hamowała te myśli zgodnie ze swoją siłą woli oraz mocą Głodu Miłości. Targały nią sprzeczne uczucia. Z jednej strony, odczuwała coś w rodzaju nieustającej więzi w kierunku przyjaciela, z drugiej jednak wahała się, czy ich współpraca przyniesie pozytywne owoce. Pamiętała, jak matka za młodu powiadała, że raz zasiane ziarenko wątpliwości nie przyniesie płodnych plonów. Tymczasem po tej felernej, pełnej niebezpieczeństw nocy ktoś lub coś spowodował, że zaczęła zadawać sobie pytania o sens ich znajomości… Co jeśli czuje do młodzieńca coś dużo więcej, niż deklaruje i kolejna rozłąka okaże się dla niej nie do przejścia? Albo kiedy przyjdzie taki czas, że się odsłoni, zacznie się przyzwyczajać, a anioł ponownie ruszy w nieznane, nie odzywając się już do końca życia? Prawdę mówiąc, kiedy dowiedziała się kto stanie się jej towarzyszem w podróży oraz misji, zatarła ręce ze szczęścia, a w sercu pojawiła się błogość – tak jakby ktoś natarł je pięknie pachnącym balsamem. Nie mogła doczekać się spotkania ze skrzydlatym oraz ich pierwszej od wielu lat rozmowy. Jej oczekiwania okazały się zbyt wysokie, porównując w jaki sposób rzeczywiście prezentowała się konwersacja. Anioł niewiele o sobie mówił, a emisariuszka nie zamierzała skłaniać go do nie wiadomo jakich zwierzeń. Chyba wyobrażała sobie, że skrzydlaty padnie oczarowany do jej stóp, wyznając gorące i wierne uczucie. Tak się nie stało. Czuła sprzeczność uczuć. Złapała się na myśli, że ilekroć głębiej zastanawia się nad Ilianem, w jej duszy pojawiają się dwojakie odczucia, najczęściej wykluczające się wzajemnie. Nie poznawała ani anioła, ani siebie i stan ten trwał od zeszłej nocy.

        Obudziwszy się, ujrzała niewielką mgiełkę przysłaniającą jej sufit. Pojawiała się w sytuacjach wyczerpania albo stresu i bardzo szybko mijała. Zapadła w krótką drzemkę, sama nie wiedząc kiedy. Wydarzenia poprzedniej nocy okazały się dla niej obciążające psychicznie i marzyła, by jak najszybciej o nich zapomnieć.

        Tymczasem psychika płatała jej figle. W trakcie drzemki usilnie próbowała odciąć się od tego, co zobaczyła na dole karczmy, ale za nic w świecie nie mogła wymazać tego z pamięci. Zdenerwowała się na samą siebie i na swój niepokorny umysł, który za nic nie chciał słuchać jej podświadomości. A może to podświadomość była uparta? W duszy Dafne prosiła Najwyższego o łaskę, i o to, by pomógł jej uporać się ze swoimi demonami, które nie chciały opuścić jej głowy.

        Oczyma wyobraźni znów widziała siebie przemierzającą strome schody karczmy, zmierzając do wyjścia. Znów czuła, że nie jest sama w pomieszczeniu. Tym razem więcej rzeczy sobie przypomniała. Tamtej nocy na swoim karku poczuła ciepły oddech tak, że pokrył się gęsią skórką, a policzki zaróżowiły. Ktoś do niej coś powiedział, co brzmiało mniej więcej jak:
- Dobrze cię widzieć.
        Ale szybko wyrzuciła to z pamięci. Było to spowodowane najpewniej strachem i adrenaliną, jednak teraz, gdy już leżała w łóżku spokojna o swój los, mogła powrócić do tamtych wydarzeń bez cienia strachu.

        A więc kiedy odwróciła głowę w kierunku powietrza, dostrzegła żółte ślepia, rogi oraz nikczemny uśmieszek. Nie miała złudzeń, że spotkała się oko w oko z Piekielnym, z którym niegdyś łączyły ją pewne… interesy. Nie lubiła się do tego przyznawać, ale diabeł powodował w niej coś, co żaden inny mężczyzna nie zdołał w niej wzbudzić, mianowicie zarazem respekt, jak i pierwotne pożądanie, które nigdy nie miało doznać ujścia, urzeczywistnienia pragnień tak głęboko skrywanych. Diabeł musiał wiedzieć o słabości, jaką darzyła go Dafne, bo wykorzystywał to na każdym kroku – a już najbardziej w sposobie, w jaki się zwracał do Niebianki. Był to ton kpiarski i szyderczy, ale Dafne nie potrafiła się wobec niego zdystansować czy zagniewać. Kaspar, bo tak ma na imię ów jegomość, potrafił po mistrzowsku manipulować napotkanymi kobietami i powodować, by robiły to, czego on chciał. Niebianka oparła się osobliwym zalotom, które wobec niej stosował i to musiało go naprawdę rozwścieczyć. Chyba pierwszy raz jakakolwiek kobieta mu odmówiła. Przypomniała sobie jak wściekł się nie na żarty, grożąc, że ją uwięzi i ukarze. Na szczęście zmienił plany, musiał wówczas powrócić do swoich piekielnych czeluści i w ten sposób się rozstali.

        Całość ich znajomości wcale nie przedstawiała się w czarnych barwach, pomimo końcowego spięcia. Dafne wierzyła, że Kaspar gdzieś tam na dnie duszy wcale nie jest złą istotą i szanuje jej wybór odrzucający jego względy. Musiało zrobić to na nim wrażenie, bo dochodziły ją słuchy, że na dnie Piekieł wyraża się o niej tylko w dobry sposób.

        I teraz ponownie się spotkali. Sama w to do końca nie wierzyła. W jaki sposób Kaspar ją znalazł? Dlaczego w ogóle doszło do tego spotkania? Co od niej chciał? Te i inne pytania kołatały w jej głowie, kiedy przebudziła się około godziny szóstej, czyli całkiem wcześnie, jeszcze zanim ucięła sobie półgodzinną drzemkę, efektem czego była na nogach krótko przed siódmą, jako że jeszcze przez pewien czas leżała plackiem wpatrując się w sufit. Po całkowitym przebudzeniu i oprzytomnieniu, już umyta i pachnąca, ubrana w niebieską lnianą szatę zeszła na śniadanie w postaci jajecznicy na maśle z boczkiem i pomidorami. Potrawa pachniała nieziemsko. Gdy zbliżyła się do stołu, uświadomiła sobie, że jest bardzo głodna. Czuła się tak jakby od wieków nic nie jadła. Oblizała się i zatopiła zęby w kromce chleba, a następnie w daniu leżącym przed nią. Popijając sok, przyglądała się gościom schodzącym do karczmy, również w celach konsumpcji śniadania.

        Zanim ona i Ilian poruszyli temat rodziny Boner, przyglądała się ludziom zasiadającym do stołów. Istoty w przeróżnym wieku – młodzi i starszy, zazwyczaj mężczyźni półprzytomni z racji najprawdopodobniej zarwanej nocy, rozmawiali cicho pochowani po kątach karczmy, nie chcąc rzucać się w oczy. Niektórzy jeszcze przysypiali, będąc w stanie wysokiego nieogarnięcia, inni po prostu zajmowali się jedzeniem albo czytaniem gazety. Dafne najchętniej również wyciągnęłaby coś do czytania, jako że od dawna nie miała w rękach żadnej książki, nad którą mogłaby się skupić i odpłynąć, całkowicie odcinając od tego, co się wokół niej dzieje. Tak zrobić nie mogła póki co, musiała skupić się na misji, którą miała do zrobienia z aniołem.

        Jakiś czas temu zapytała Najwyższego o kwestię czasu, jaki mieli poświęcić na misję.
- Ile czasu misja nasza zajmie? – Brzmiało to pytanie.
W odpowiedzi usłyszała tylko, że to będzie zależeć głównie od wkładu w tę misję. Jeśli oboje po równo przyłożą się do tego zadania, nie zajmie im długo czasu, plus minus dwa tygodnie, może trzy. A jeśli będą się obijać i poświęcać czas na sprawy osobiste, jeśli po drodze coś nieprzyjemnego się wydarzy, mogą obserwować ród Boner ponad miesiąc. Najwyższy nie był w stanie udzielić wówczas konkretnej odpowiedzi.

        Obserwując atmosferę w gospodzie, dochodziła do wniosku, że ta robiła się dużo swobodniejsza i weselsza. Jako że nie była częstym gościem w takich miejscach, nie wiedziała w jaki sposób się zachowywać, lecz po przełknięciu kilku kęsów jajecznicy, rozmowa pomiędzy nią a Ilianem przybrała ciekawy obrót. Nie krępowała się towarzystwa mężczyzny i była zadowolona, że może z nim zjeść śniadanie, podobno najważniejszy posiłek dnia. Na wieść o wspólnym obiedzie pokraśniała i posłała aniołowi szczęśliwe spojrzenie. Wszystko układało się po jej myśli. Nie zamierzała ukrywać, że nie lubi jedzenia albo udawać, że jest na jakiejś diecie, jak to panny w jej wieku miały w zwyczaju. Spojrzała na Iliana i życzyła mu smacznego, jako że zapomniała powiedzieć mu tego przed rozpoczęciem posiłku.

        Młodzi po stoczonej ze sobą rozmowie i zjedzeniu śniadania, udali się na górę. W tym czasie mogło dojść do fizycznego kontaktu pomiędzy Elis a Dafne, która już nie umiała się doczekać, kiedy weźmie ją na ręce i przyjrzy się temu niebywałemu stworzeniu.
- Witaj, Elis! – Uśmiechnęła się w kierunku dziewczynki, która zdążyła usiąść Dafne na ramieniu i wesoło majtać nóżkami w powietrzu, trzepocząc skrzydełkami w takt rytmu, jaki wyznaczały krótkie nóżki.

        Dziewczynka była malutka, wręcz maciupka. Jej ciało było małe na wzór dłoni. Ubrana w zieloną sukieneczkę z falbankami powiewającymi na wietrze, cały czas uśmiechała się do Iliana oraz Dafne. Widać, że Iliana uwielbiała, bo co chwilę wyciągała do niego wątłe ramionka, aby się przytulić lub powiedzieć mu coś na ucho. Względem Dafne wykazywała nieco większą rezerwę, lecz to nie oznaczało, że się wzbrania przed kontaktami z nią. Obserwowała po cichu Niebiankę, wysuwając co i rusz nowe wnioski.
- Jesteś bardzo ładna, Dafne… - Zarumieniła się po uszy, podobnie jak emisariuszka, kiedy usłyszała ten rodzaj komplementu.
- Dziękuję ci, moja droga. Ty również należysz do całkiem ładnych istotek!

        Zanim jednak doszło do spotkania pomiędzy dziewczętami, Ilian podczas śniadania opowiedział ze szczegółami na temat tego, co zdołał dowiedzieć się o rodzie Boner. Kiedy tak mówił o służbie, magach, olbrzymiej armii strzegącej dostępu do zamku, Dafne aż otworzyła buzię ze zdumienia. Co kilka zdań przerywała mężczyźnie, by wyrazić swoje niedowierzanie.
- Naprawdę mają aż tyle służby?
- Co, ile żołnierzy? To niebywałe!
- A co z magami?
        Dafne ledwo zdołała powstrzymać się przed zadawaniem kolejnych pytań. Musiała jak najwięcej dowiedzieć się o Bonerach, ale aby to było możliwe, musiała zgodzić się na propozycję Iliana dotyczącą ich przebrania.

        - Proponuję, by nasze przebrania nie rzucały się w oczy. Jeśli chcesz udawać maga, musisz mieć świadomość, że twoja szata będzie dużo bardziej strojniejsza od mojej. Ja poprzestanę na stroju zwykłej służącej. Myślę, że tak będzie bezpieczniej, bo gdybyśmy oboje zawiadomili, iż jesteśmy magami i chcemy chronić Lidię i jej nowo narodzone dziecko, wzbudzilibyśmy tylko niepotrzebnie podejrzenia. Sądzę więc, że przyodzieję się w skromny szary kostium, na który będzie składała się prosta lniana sukienka oraz fartuszek.
Po chwili zaś dodała:
- Niepokoi mnie tylko fakt, że rezydencja jest odporna na działanie magii. To znaczy, że będziemy musieli obyć się bez tych sztuczek, aby nie zesłać na siebie problemów…

Wszystko w zgrabny sposób ustalili. Przejrzyste wyjaśnienia Iliana sprawiły, że Dafne miała już pewien obraz tej rodziny. Ciekawiło ją natomiast jaka jest Lidia oraz Igor. Starszymi dziećmi przejmowała się najmniej, jako że Najwyższy wspominał tylko, by zadbać o samopoczucie Lidii, która przeżywa pojawienie się na świecie niechcianego dziecka. To znaczy, Dafne wysunęła wniosek, że ostatnie, najmłodsze dziecko musiało być niechciane, skoro Lidia nie miała sił się nim opiekować, aczkolwiek sprawy mogły wyglądać całkiem inaczej i być bardziej skomplikowane, niż przypuszczała.

        - Zastanawia mnie jedno... W jaki sposób kobieta nie jest w stanie opiekować się swoim dzieckiem? I to takim malutkim? Zawsze wydawało mi się, że to ogromne szczęście dla kobiety, kiedy na świecie pojawia się nowe życie. Nie rozumiem więc skąd w tej kobiecie taka reakcja?
        Właściwie nie spodziewała się uzyskania odpowiedzi na swoje pytania, zdając sobie sprawę, że dla Iliana dla kwestia może okazać się równie zagadkowa, co dla niej. Spojrzała na pijącego sok skrzydlatego i dokończyła swoją porcję jajecznicy, podczas gdy on już dawno skończył posiłek.

        Sok był pyszny. Pomarańczowy, jej ulubiony. W jej żołądku zapanowało przyjemne ciepło i sytość. Śniadanie zajęło jakieś pół godziny, a po jego zakończeniu jeszcze przez pewien czas siedzieli i rozmawiali.

        Gdy wrócili do pokoju i stoczyli przyjemną pogawędkę z Elis, zastanowili się o której wyruszą do miasta w poszukiwaniu odpowiednich strojów. Uzgodnili, że się rozdzielą i udadzą się każdy w inną stronę, aby nikt potem nie mógł skojarzyć, że się znają. Co prawda – do domostwa mogli udać się we dwoje, ale gdyby ktoś ich dostrzegł w mieście, mógłby dodać dwa do dwóch i uznać, że coś knują.
        - Wyruszę na północ od karczmy, a ty na południe. Postarajmy się zakupić ubrania w około godzinę tak, aby o tej samej porze spotkać się w pokoju i ustalić moment, w którym udamy się do zamczyska – zaproponowała Dafne, gdy Elis bawiła się jej złotymi puklami. – Zgadzasz się na takie rozwiązanie?

        Elis za to przyglądała się z zadowoleniem Dafne oraz Ilianowi i po paru chwilach rzekła cicho:
- Pięknie razem wyglądacie. Stworzylibyście taką udaną parę… - Mrugnęła do swojego właściciela i posłała mu długie spojrzenie, z którego można było dużo rzeczy wyczytać.
- Dlaczego wyszłaś wczorajszego dnia? Coś się stało? Wyglądałaś na zaniepokojoną... - zapytała Elis - Jeśli chcemy wykonać to zadanie zgodnie z wolą Najwyższego, musimy współpracować. A jeśli nie będziemy znać swych słabości i lęków, może to przeszkodzić nam w naszym celu. Każda taka małostka, może się okazać kluczowa w powodzeniu misji... - spojrzała w stronę Iliana. - I to, tyczy się również ciebie.
        Dafne spuściła głowę. Prawie już zapomniała o tym wydarzeniu. Nie czuła złości w stosunku do Elis za to, że podjęła ten wątek. Musieli o tym porozmawiać, gdyż sprawa wyglądała na poważną. Nie mogła udawać, że nic się nie stało. Aby współpraca z Ilianem była owocna, musieli sobie ufać, a postępując w ten sposób narażała tylko na szwank nie tylko ich misję, ale i przyjaźń, a może i w ogóle znajomość.

        - Przepraszam cię bardzo, Ilian, za to, że musiałeś się martwić o mnie. Nie sądziłam, że się obudzisz… Ja, ja… - zająknęła się. Musiała mu wszystko opowiedzieć, bo inaczej nie wytrzyma. Opowie wszystko jak na spowiedzi, nawet jeśli wyda się to mężczyźnie śmieszne albo głupie. Jest mu winna szczerość i uczciwość, także ze względu na ich wspólną misję. – Chodzi o to, że przyśnił się koszmar. Najpierw widziałam wielki księżyc, a później przerażającą twarz diabła. Coś zmusiło mnie, żebym wyszła się rozejrzeć po okolicy, miałam bardzo złe przeczucia, że coś nam zagraża. Zeszłam na dół i dostrzegłam postać poruszającą się wzdłuż drzwi. To coś zbliżyło się do mnie i wówczas poczułam na karku gorący oddech. Zrobiło mi się słabo. Okazało się, że to ten znajomy Piekielny, z którym miałam nieprzyjemność się spotkać.

        Całość opowieści zajęła może z dziesięć minut. Kiedy Dafne skończyła, nie miała już siły dodawać nic więcej. Wyraźnie posmutniała i usiadła wygodnie w fotelu z kubkiem herbaty w ręku, którą zrobiła sobie całkiem niedawno. Dostrzegła zafrasowane spojrzenie Iliana oraz marsową minę Elis. W napięciu czekała co ta dwójka, a w szczególności Ilian ma jej do powiedzenia po jej wyznaniach.
Nie powiedziała im tylko o jednej ważnej rzeczy. Ten Piekielny wcale nie był jej tak obojętny, jak próbowała to wyrazić…

Coś mi tu nie pasuje..., przemknęło przez myśl Elis. Dafne wcale nie wygląda na aż tak przerażoną spotkaniem z tym diabłem. Nie wiem, czy coś ukrywa, ale wydaje mi się, że o czymś nam nie powiedziała... Nie będę jednak tego mówić Ilianowi. Może to tylko moje dziwne przypuszczenia.

Re: [Kamienice przy rynku] Pierwsza wspólna misja

: Sob Paź 21, 2017 3:15 pm
autor: Ilian
Zastanowił się, gdy Dafne skomentowała sprawę przebrań, jednak zaraz po zakończeniu jej wypowiedzi, kontynuował temat.

- To nie tak, że chcę udawać maga. - powiedział po chwili - To jest wymóg, który zagwarantuje nam przepustkę do rezydencji rodziny Boner. Ambasada Fargoth, znajdująca się tutaj w Demarze, z pewnością będzie wiedziała o Ilidianie, magu, który kilka lat temu odwiedził Fargoth i przysłużył się w dużej mierze królowi. Nie musisz się chyba domyślać, że onegdaj tym magiem, byłem właśnie ja. W inny sposób, nie wejdziemy do rezydencji, chyba, że siłą. Wykorzystawszy to, możemy się dostać bezpiecznie do środka i to nawet pod pretekstem pomocy dla Lidii. Nagła służąca, strażnik czy cokolwiek, co względnie nie wzbudza podejrzeń, może się okazać niezbyt dobrym wyjściem, gdyż będziemy pracować wewnątrz rodu, gdzie znają się po twarzy, zachowaniach i samej mowie. Natomiast w przypadku przybycia szanowanego maga z sąsiedniego królestwa, z początku mogą się pojawić podejrzenia, jednak ostatecznie nikt nie będzie tego udowadniać, gdyż taka osobistość w przypadku nikczemnych czynów tylko mocno nadszarpnęła by swoją reputację... Oczywiście, sprawdzą czy rzeczywiście spotkana persona jest rzeczywiście tym, za kogo się podaje, jednak mając twarde dowody ku temu, będziemy bezpieczni. W tym wypadku naszym problemem będzie jedynie prawdopodobnie nadworny mag lub główny strażnik rodu, w ostateczności najstarszy syn lub Beron, niegdysiejszy przywódca rodu. Myślę, że... twoje przebranie służki będzie nieskuteczne. Prawdopodobnie nawet nie dostaniesz się do głównego budynku, a także będziesz w dużej mierze obserwowana przez wszystkich innych służących oraz strażników, nawet jeśli nie będziesz przykuwać uwagi innych członków rodu. Osobista służąca maga byłaby już bardziej adekwatnia, ale... Sama wiesz, że nie bylibyśmy w stanie czegoś takiego udawać. - westchnął, starając się wymyślić cokolwiek.
- Może jako partnerka życia? - zapytała Elaris, a jej pierścień na chwilę zalśnił - Nie byłoby to podejrzliwe ani...
- Nie. - od razu skontrował Ilian nie dając dokończyć towarzyszce. - Magowie często podróżują samotnie. Byłoby to zresztą zbyt podejrzliwie, aby wędrowny mag zabierał swoją ukochaną w każdy osobny kraniec świata...
- Nie sądzę. - wtrąciła się ponownie Elis. - Wkońcu Ilidian przybył by tu w formie bardziej dyplomatycznej, niźli na otwarte niebezpieczeństwo.
- Jest też inny problem... - odpowiedział - Czy oboje bylibyśmy w stanie wyglądać na kochającą się parę, która obiecuje sobie wieczne życie po kres swoich dni? - spojrzał w stronę Dafne - Czy możemy okazywać sobie względy bez żadnych dziwnych emocji z tym związanych? Charakter Ilidiana był dobrze znany w Fargoth, a jest on podobny do tego, który sam prezentuję, albo samotnik, albo kochający do końca życia tę samą kobietę. To byłoby trudne do zrealizowania, szczególnie, że oboje nie widzieliśmy się tak długo... - nastała cisza przez jakiś czas, czasami zagłuszona kaszlnięciami innych osób w karczmie.
- Może uczennica maga? - zapytał - To byłoby chyba najlepsze...

Następne rozmyślania Dafne odnośnie samej Lidii i nowego dziecka, a także tej całej sytuacji, pogrążyły samego Iliana w myśleniu.

- To nie jest normalne. - odpowiedział po dłuższym czasie - Tym bardziej, że to nie jest ich pierwsze dziecko, lecz już piąte. Zdecydowanie, zmniejsza to ilość możliwości co złego może się tam dziać, jednak w ten sposób, zostają praktycznie same, dziwne przyczyny włącznie z działaniem piekielnych na jej osobę. Jednak... Dopóki nie jesteśmy w środku, nie jesteśmy w stanie tego stwierdzić, więc teraz, nie jest to dobry pomysł, aby rozmyślać o tym...

Gdy wrócili do pokoju i poruszyli sprawę poszukiwań ubiorów, Ilian początkowo się zgodził na zaproponowany pomysł. I tak by zostało, gdyby nie pytanie Elaris odnośnie wczorajszego wieczora, oraz jej oskarżenia względem jego. Jeszcze przed wypowiedzią Dafne, już zmienił zdanie i stwierdził, że nadszedł czas, aby opowiedzieć nieco o sobie... Z czasem jednak dowiedział się o powód wczorajszego zniknięcia, o całej sprawie z piekielnym.

Ilian westchnął przeciągle, jakby długo się zastanawiając nad odpowiedzią. Coś mu nie pasowało w tym wszystkim. Elaris zamierzała coś powiedzieć, jednak niebianin dał jej jasny znak, aby nie mówić na razie nic.

- Wczoraj, gdy się obudziłaś, wyczułem jego aurę. Była to też przyczyna, dlaczego nie poszedłem dalej spać, a także kazałem Elaris podążać za tobą oraz wezwać mnie, jeśli się tylko pojawi. - odwrócił się w stronę okna. - Nie wiem, co łączy cię z tym piekielnym i choć jedna połówka mnie, chce ci powiedzieć, nie zbliżaj się do niego, tak druga milczy w odosobnieniu, nie chcąc się wtrącać do twoich spraw osobistych. Ostatecznie jednak, nie będę milczał, ale też nie powiem, abyś się do niego nie zbliżała. Podejrzewam, że moja wiedza o Piekielnych, ich zachowaniach i umiejętnościach, jest znacznie większa, niż twoja... - jego głowa zwróciła się nieco w lewą stronę, przez co Dafne mogła zaobserwować choć fragment jego twarzy. - I nie mówię tu, że wszyscy piekielni są źli i okrutni, ponieważ sam poznałem takich, którzy cechowali się niekiedy, nawet dobrymi cechami. Jednak były to w większości istoty, które zostały przemienione w piekielnych lub w demony, nie zaś się takimi urodziły. Nie chcę ci też mówić, jak masz postąpić, pamiętaj jednak jedną rzecz... - odwrócił się i podszedł do niej, stojąc naprzeciwko niej, a następnie wskazujący palec swojej ręki umieścił na swojej klatce piersiowej na wysokości serca. - Tak jak niebianie są z natury dobrzy i mają w swojej duszy miłość, dobro i sprawiedliwość, tak zostali stworzeni Piekielni, których natura jest zła, niszczycielska, związana z chaosem. Są od tego wyjątki, dlatego też istnieją Upadli Aniołowie, oraz piekielni, którzy nawet koegzystują z innymi istotami... - w tym momencie rozległa się długa cisza, a nikt jej nie przerywał, aż do momentu, w którym Ilian ponownie przemówił.

- W ciągu swoich ostatnich podróży zmierzyłem się z Gurthangiem, lordem piekielnym. Zdarzyło się to w Ostatnim Bastionie, gdzie w najczarniejszych lochach, w świetle czerwieni i czerni przybył, wezwany przez trzech ludzi za ofiarą setki ludzi. Brama do piekieł została otwarta, jednak szczęśliwie byłem na miejscu i zamknąłem portal, tuż po wyjściu pierwszego diabła, który prawdopodobnie miał przewodzić całej inwazji. Tam jednak zostałem raniony zatrutym sztyletem, przez jednego z ludzi, który wymordował ową setkę. - Odszedł od niej na krok i zdjął koszulkę eksponując muskulaturę a także, ukazując bliznę w pobliżu lewego barku. - W moje żyły wpłynęła trucizna, a moja energia magiczna, przestała się odnawiać... W takim stanie jednak, podążyłem za nimi, ratując tysiąc ludzi na wielkim bankiecie przed potężnym piekielnym. Ponownie jednak zostałem ranny, tym razem przez Gurthanga, który ranił mnie, tym razem w lewą rękę. - Wtedy też Ilian pokazał jej onegdaj złamaną rękę, która wciąż wyglądała, jakby nie była w doskonałym stanie, co można było zauważyć przez nieco wgnieciony łokieć. Choć te rany i tak z czasem się zagoją, dzięki temu, że Ilian jest niebianinem, półtora miesiąca od tego, to i tak bardzo długi okres, a te rany wciąż na nim są. Prawdopodobnie jego ciało będzie się regenerować jeszcze kilka tygodni. - To jednak nie przeszkodziło mi w ratowaniu wszystkich ludzi na bankiecie, a także w pogoni nad piekielnym. Tuż nad lasem, gdzie teraz znajduje się pustkowie, stoczyłem walkę z piekielnym i choć wygrałem ją, niszcząc jego piekielną powłokę a także odsyłając go, Gurthang naznaczył mnie klątwą Siedmiu Grzechów Głównych. W ciągu niespełna dziesięciu minut, moja energia magiczna już nie tylko się nie regenerowała, ale także nie byłem w stanie jej całkowicie używać. Moja psychika z czasem została poddana olbrzymiemu bólowi i demonicznym szeptom, jednak temu również się nie ugiąłem. W ciągu tych dziesięciu minut, znalazłem czarnoksiężnika, który otworzył portal, był już jednak martwy. W tak złym stanie, stoczyłem walkę z masowym zabójcą, zmiennokształtną, która przyjmowała kształty osób, których wcześniej zabiła. I tak też, stoczyła ze mną pojedynek w formie niebianki. Pod wpływem klątwy, trucizny oraz ran, ponownie udało mi się zwyciężyć, tym razem jednak zabierając życie morderczyni, którą później, w tym miejscu pochowałem. Nie byłem w stanie poradzić sobie z nią w takim stanie, nie zabijając jej, byłem zmuszony do tego, a jednak było to dla mnie ciężkie, nawet mimo okrutnych grzechów jakie popełniła. Tam też w takim stanie, pozostałem samotny, bez żadnej pomocy. Nie trwało to długo, gdyż kosztem ostatnich moich sił magicznych, które niemalże zostały zablokowane, podjąłem się zaklęcia Wezwania. I wtedy przybyła Elaris. - włożył ponownie koszulkę, nie chcąc aby Dafne przyglądała się dłużej ranom przez niego poniesionym. - Wtedy udałem się na tułaczkę, w poszukiwaniu lekarstwa na truciznę oraz sposobu na tak potężną klątwę. Spotkałem w swojej wędrówce maga, który chciał mi pomóc z klątwą, jednak gdy tylko wykorzystał na mnie swoją magię, został sam porażony jego własną magią z połączeniem demonicznej siły, która przebywała gdzieś w środku mnie. Ja natomiast w okowach bólu, ledwo co stanąłem na nogi, ponownie opierając się mrocznym siłom. Szczęśliwie, mag nie ucierpiał i ostatecznie uciekł w przerażeniu gdzieś daleko. Kontynuowałem podróż i trwała ona długi miesiąc, gdzie moja psychika była przetestowana chyba do granic możliwości, a ciągły ból i bez moc były nie do zniesienia. W pewien splot okoliczności udało mi się wyleczyć truciznę, a także klątwę... A było to około tygodnia temu. - podsumował ostatnie wydarzenia.

- Jesteś mi bliska, Dafne. - spojrzał jej w oczy, aby następnie ponownie odwrócić się w kierunku okna - Jeśli piekielny będzie chciał ci zagrozić, będzie próbował cię szantażować, albo poczujesz, że jego obecność jest dla ciebie zła... Powiedz mi to.

Tak zakończył cały swój wywód odnośnie piekielnego i swoich ostatnich przeżyć.

- Patrząc na to, myślę, że powinniśmy pójść po przebrania wspólnie. Zarówno na wzgląd piekielnego, jak i tego, że będzie to okazja do tego, aby powiedzieć ci więcej o sobie, jeśli będziesz tego chciała. - po krótkiej przerwie, dodał - Decyzja jednak, zostaje w twoich rękach.

Re: [Kamienice przy rynku] Pierwsza wspólna misja

: Czw Lis 30, 2017 4:32 pm
autor: Pani Losu
Dwoje niebiańskich przyjaciół miało zabrać się za realizację wcześniej obmyślonego planu; jako znany mag i jego uczennica dostać się do posiadłości rodziny Boner i wybadać co naprawdę się tam dzieje. Jednakże sprawy od początku toczyły się chyba w nie najlepszym kierunku. Emisariuszce w wykonaniu zadania przeszkadzały jej prywatne problemy i rosnące w siłę sprzeczne uczucia. Te do anioła i te do diabła. Coraz więcej wskazywało na to, że mimo wsparcia i szczerości ze strony tak Iliana jak i jego małej towarzyszki nie poradzi sobie sama ze sobą, a co tu dopiero mówić o misji. Potrzebowała pomocy.
Taka też pojawiła się przed nimi, kiedy szli przez jedną z węższych uliczek z zamiarem zakupu lub wypożyczenia przebrań. Ilian mógł wyczuć dwie niebiańskie aury, ale w jego zasięgu pojawiły się dość niespodziewanie. Zaraz też zza rogu wyszło dwóch mężczyzn - wysokich, całkiem nieźle zbudowanych, chociaż dosyć chudych i pozbawionych muskulatury prawdziwych wojowników. Mieli długie jasne włosy - jeden srebrzyste, drugi blond, na dodatek z fikuśną grzywką. Oczy ich wypełnione były anielskim blaskiem, a twarz niższego (z grzywką) zdobił delikatny uśmiech. Obaj mogli poszczycić się pięknymi, pociągłymi twarzami i nosami o ostrym profilu. Zdecydowanie wyglądali na braci - efektu podobieństwa zaś dopełniały ich identyczne, obfite w nadmiar materiału białe togi przepasane sznurami, które wyglądały jakby splecione były ze złotych nici. Poza tym jednak mężczyzn nie zdobiły żadne odznaczenia, fragmenty zbroi, ochraniacze, czy nawet zwykła biżuteria. Jedynie w rękach trzymali każdy z nich jeden długi kostur, charakterystycznie dobrany jakby pod kolor włosów. Najwyraźniej była to ich jedyna broń, ale to wystarczyło - czuło się bijącą od owych przedmiotów potęgę, a od mężczyzn niezachwianą pewność siebie i niezmącony spokój - siłę ducha. Nie wyglądali przy całej tej zdobytej przez lata doświadczenia wspaniałości na spiętych, zmęczonych czy agresywnych - srebrnowłosy miał nieco melancholijne wejrzenie, a blondasek prędzej przypominał rasowego podrywacza, ale mimo tego sprawiali wrażenie poważnych i odpowiedzialnych. Zaraz też mieli słowami potwierdzić, że tacy właśnie są.
- Ilianie, Dafne - Zaczął srebrnowłosy zwracając się do nich po imieniu, tonem w jakiś niezrozumiały sposób budzącym grozę, choć przecież łagodnym i całkiem cichym. - Przybyliśmy do was z rozkazu Najwyższego. Zaszły pewne zmiany dotyczące waszej misji oraz -
- Że tak sobie pozwolę ująć, waszych losów. - Wtrącił płynnie drugi, nieco bardziej żywiołowy anioł i spojrzał na nich z zaciekawieniem i szczerą sympatią wyszkolonego gaduły. - Muszę wam przekazać pewne wieści, informacje i rodzące się z nich wnioski. - Uśmiechnął się. - Może wam to nieco pokrzyżować dotychczasowe plany, ale możecie wierzyć mi na słowo, że będzie to najlepsze, a wręcz jedyne słuszne wyjście. Tak więc -
- Dafne. Nie wszystko mówiłaś, ale wiemy, że masz kłopoty. - Pałeczkę w rozmowie przejął na powrót srebrny ze swoim grobowym głosem. - Pan kazał ci pomóc i jeden z nas od tego właśnie tu jest. Udasz się z nim w spokojniejsze miejsce i tam... - Tutaj urwał jakby skończyły mu się słowa. Złotowłosy przybył mu jednak z odsieczą:
- Tam zajmiemy się tobą. - Wynucił z entuzjazmem wyprzedzając domniemanego brata i zbliżając się do kobiety. - Nie musisz się o nic martwić, znamy się na tym jak mało kto! - Zapewnił.
- Ty się znasz - Sprecyzował drugi, zupełnie jakby nie chciał mieć z tym nic wspólnego. - I dlatego to on się tym zajmie - Wyjaśnił, zwracając się do emisariuszki. - Ja natomiast będę w jej zastępstwie towarzyszył tobie, Ilianie. - Dodał w stronię anioła. Mimo, że twarz odzianego w togę mężczyzny nie wyrażała wiele to jego głos nadrabiał owe braki - kierowany ku dziewczynie robił się miękki i łagodny, Ilian zaś musiał zmierzyć się z tonem nie znoszącym sprzeciwu, choć nieco znużonym. Anioł nie zamierzał jednak przejmować roli jego przełożonego co było widać w jego oczach, a co potem miał dodatkowo uściślić. Najpierw jednak blondyn musiał wyjaśnić własną rolę, do tego celu oddzielając Dafne od jej starego przyjaciela i zabierając kawałek dalej, jakby sprawa była poufna. I tak też uważał. Dotyczyła uczuć, tajemnic, niedomówień i wszystkich tych rzeczy, które miał w małym palcu, a o których jego druch mówiłby otwarcie i bez emocji jak o mało interesującym, trywialnym wręcz widoku. Dlatego też pozostawił nie znającego się na tego typu problemach 'brata' z walecznym niebianinem.

- Nie martw się. - Srebrnowłosy zwrócił się do obcego mu (choć nie do końca) anioła. - Wiem, że Meeru nie sprawia wrażenia kogoś, komu należałoby powierzyć los młodej kobiety, ale uratował już wiele innych... i jej podobnych. - Zapewnił. - Nie myśl, że uznano cię za niekompetentnego w tej kwestii. Ty też mógłbyś jej pomóc, ale to za długo by trwało i tak naprawdę mogłoby wcale się dla ciebie tak dobrze nie skończyć. - Brzmiał jakby doskonale wiedział o czym mówi. - Pozwól więc jemu się tym zająć. - Zmienił pozycję na nieco wygodniejszą i najwyraźniej poczuł się swobodniej.
- Ja zajmę jej miejsce w tej misji. - Oświadczył, ale nie pchał się, by przejąć dowodzenie. - Mogę dostosować się do waszego poprzedniego planu, a jeśli nie... to ułożymy następny. Najlepiej opowiedz mi wszystko od początku. - Dodał i teraz to on gestem odprowadził Iliana na bok. - Moje magiczne możliwości są dużo większe niż twojej znajomej. Mogę więc wesprzeć cię w walce, ale z tego co mi wiadomo mamy zachowywać się jak najbardziej pokojowo. - Spróbował pokazać mężczyźnie tak swoje nastawienie jak i poziom zrozumienia sytuacji. - Potem powiem ci jakimi możliwościami sam dysponuję. Twoje są mi znane, więc nie kłopocz się tym. - Dodał zerkając w stronę blondyna i rozmawiającej z nim kobiety.

W końcu zostało ustalone - Dafne i Ilian mieli znowu się rozejść, a Meeru i Yun wspierać ich w nowych zadaniach. Zostawili przyjaciół na chwilę samych, by ci mogli się pożegnać. Nie dali im jednak za dużo czasu na wzruszenia i niepewności. Poruszona, ale przekonana słowami blondyna emisariuszka z ciężkim sercem w końcu zostawiła za sobą Iliana, odchodząc powoli za drugim skrzydlatym.
Yun za to nieporuszony czekał, aż chłopak, który z nim został przywróci się do porządku i wtedy dał mu znak, by ruszyli w przeciwnym kierunku.

Współpraca ze srebrnowłosym nie była ciężka - utalentowany i doświadczony sprzymierzeniec zawsze był w cenie, a ten konkretny cechował się dodatkowo wyjątkową bezproblematycznością. Przeważnie słuchał i stosował się do pomysłów Iliana, czasem dodając od siebie jakieś uwagi i spostrzeżenia. Udało mu się wyjaśnić sprawę zniknięcia Dafne z gospodynią w zajeździe i wynegocjować drugi pokój. Jedyne na co można by narzekać to to, że... był zwyczajnie sobą. Cichym, małomównym i pozornie obojętnym na otoczenie. Niezagadywany raczej nie zabierał głosu, ale parę razy udało mu się udowodnić, że Ilian może na niego liczyć i że jest o wiele bystrzejszy niż daje po sobie poznać. Takie stabilne, ale nie wysuwające się przed szereg wsparcie.
Sam nie narzekał - uważał chłopaka, z którym przyszło mu współpracować, za rozsądnego i niekłopotliwego - nawet cieszyły go małe wakacje od 'brata' (który jak się okazało był nieco innym członkiem jego rodziny), a także samym faktem, że może wypełniać kolejne zadanie powierzone mu przez Pana. Głęboko wierzący i od lat wierny swojemu podejściu do świata nie rozumiał ani trochę spraw męsko-damskich, ale i na tym polu starał się nie być bezużyteczny, zapewniając, że z Dafne wszystko będzie w porządku. Tak jak i z ich misją - ona bowiem, choć okazała się bardziej burzliwa i niebezpieczna niż zakładano nie stanowiła dla nich zbyt wielkiej przeszkody. Trochę pracy, myślenia, słuchania, śledzenia, zaklęć i w końcu walki - zniszczenia nie były wielkie, a Lidia i jej najmłodsze dziecko ostatecznie zostały uratowane. Cała rodzina była wdzięczna, wojowie zszokowani... dużo hałasu jak na zwykłe miasto.

Dlatego też Yun po ukończeniu zadania pożegnał się z Ilianem dość szybko i odleciał z uśmiechem, dając mu tak nacieszyć się szczęściem tych ludzi jak i zostawiając na jego głowie tłumaczenie całego zamieszania. Zapewnił też, że od tej pory młodzieniec może na niego liczyć - byle nie robił tego zbyt często.