Demara[Centrum miasta] Jak pies z kotem.

Warowne miasto położone na granicy Równiny Drivii i Równiny Maurat. Słynące z produkcji bardzo drogich i delikatnych tkanin, takich jak aksamit czy jedwab oraz produkcji wyrafinowanych ozdób. Utrzymujące się głównie z handlu owymi produktami.
Zablokowany
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Nie dowiedział się czy Kimiko spodziewała się jego nadejścia. Nie dała po sobie poznać czy ją zaskoczył czy też nie. Jednak na pewno nie wyglądała na zdziwioną.
Słysząc złośliwość o psie uśmiechnął się szeroko, a grymas diabła - czy celowo czy tylko przypadkiem - faktycznie przywodził na myśl szczerzącego się psa. Obyło się jednak bez komentarza ze strony Bajera. Zamiast tego zawłaszczył sobie Kimiko obejmując jej kibić.
- Faktycznie... tutejsza tajna schadzka bardziej przypomina piknik w ogródku znudzonego barona, okrutnie marnując potencjał miejsca - pociągnął temat. Mówił nie głośniej niż kobieta, ale w przeciwieństwie do niej nie przejmował się ani odrobinę ewentualną opinią bogaczy, gdyby któryś z nich niechcący dosłyszał strzępki rozmowy. Kątem oka zerknął w stronę swojej partnerki. Panterołaczka zdawała się być rozluźnioną w jego towarzystwie. Czuł to przede wszystkim dotykając jej, a wzrokiem tylko upewniał się w swoich przypuszczeniach. W pamięci miał jednak fakt jak dobra aktorką była brunetka i Dagon nie opuszczał gardy, pilnując jej uważniej i zwracając uwagę na każdy szczegół bardziej niż mogłoby się wydawać.
- Zupełnie co innego słyszałem o Jaskini Cudów - zagadywał dalej. Mówił niskim ale przyjemnym głosem, zupełnie innym niż ten, którego użył podczas wchodzenia do klubu. - To przez arystokratów, zbyt wielu ich tutaj. Dostarczają sobie rozrywki próbując udawać możnych półświatka, zgrywając ważniejszych niż są w rzeczywistości - plótł zdania lekkim tonem jakby właśnie opowiadał o pogodzie. - Trochę pograją w karty, przyjdą z dwiema prostytutkami na raz i wydaje im się, że dzięki temu stają się groźnymi gangsterami - zakończył z lekką drwiną w głosie.
- Ciekawsze osoby pojawiają się wraz ze zmrokiem. Bardzo często też co bardziej interesujące wydarzenia rozgrywają się w kameralnych salach. Tam wpuszczają tylko poważnie zainteresowanych, bez tworzenia zbędnego tłumu. - Odgarnął kosmyk włosów dziewczyny, w ruch wplatając niewidoczne dla innych wskazanie podstarzałej kobiety, którą widzieli jak szła przez ogród. - Sami poważni ludzie bez głupiutkich ozdóbek. - Teraz wskazał śliczną blondynkę, z którą Kimiko wcześniej rozmawiała.
Dagon nie był gadułą, ale potrafił być gawędziarzem jeśli wymagała tego sytuacja. Teraz rzucał przynętę chcąc zaciekawić złodziejkę.
        Na papierośnicę się złapała. Dosłownie jakby przed kotem machnął ktoś piórkiem na patyku. Gest był na tyle spontaniczny i zwierzęcy, że dał Bajerowi do myślenia. Daleki był od wysnuwania wczesnych wniosków, ale zamierzał dokładniej przyjrzeć się zwierzęcej naturze Kimiko. Sam nie posiadał psich instynktów, gdy był uwięziony w cielsku kundla, ale o zmiennokształtnych krążyły różne opowieści. Teraz miał okazję zweryfikować ich prawdziwość.
Dziewczyna spłoszona własną wpadką uciekła wzrokiem. Wstrzymał się z działaniem. Wyczekał aż znów dane mu będzie zobaczyć oczy zielone jak najprawdziwsze szmaragdy. Nie zawiódł się. Bezczelne kocie ślepie dały mu jasną odpowiedź.
Kotka stawała się przednią rozrywką w ocenie diabła. Ten zaś coraz częściej łapał się na postanowieniu, że nawet jak nie okaże się zbyt użyteczna, to przez chwilę ją zatrzyma. Zbyt dobrze się bawił by od razu pozbyć się kociaka.
- Tylko próbuję? - bardziej wymruczał niż powiedział. W sali panował specyficzny dla tłumów szmer. Mówić głośno nie zamierzał, a różnica wzrostu tylko skłaniała do szeptania do ucha zmiennokształtnej. Poza tym czy można było lepiej i jednocześnie bardziej niewinnie (przynajmniej na pozór) naruszać cudzą strefę osobistą. Takie drażnienie było dla Bajera dodatkowo bardziej komiczne, gdy kocie uszy reagowały jak u zwierzątka.
        Weszli na parkiet i orientując się w sytuacji, zrelaksowana panterołaczka nagle spięła się jak kot, którego chcą wrzucić do wody. Diabeł uśmiechnął się złośliwie, ale pewnie trzymał dziewczynę, by ta nawet nie próbowała się wymknąć.
Cała zabawa tkwiła w tym, by spróbowała dobrać się do puzderka podczas tańca. Siedząc przy barze czy spacerując było łatwiej. Do tego Dagon miałby przy tym znacznie mniej zabawy, tym bardziej, że bez większego zawahania obstawiłby opcję, iż Kimiko nie umie tańczyć.
- Umiesz. - Nie stracił nic ze swojej pewności siebie, zupełnie nie przejmując się przestrachem dziewczyny - Tylko jeszcze nie miałaś okazji się o tym przekonać - tym razem nie szeptał do jej ucha, a złapał spojrzenie dziewczyny i mówiąc przechylił lekko głowę z łagodnym uśmiechem.

        Kimiko była złodziejem. Cechowała ją gracja i lekkość ruchów. Więcej czartowi nie było potrzebne.
- To jak pojedynek - mówił spokojnie, jak dziwaczne połączenie nauczyciela i amanta. - Wycofuję się, ty podążasz krok za mną, ja napieram ty się cofasz. Zobaczysz to nic trudnego.
Nie czekając zgody, gdy tylko wybrzmiały pierwsze nuty nowego utworu, ruszył. Prowadząc dziewczynę opierał się głównie na krokach walca. Tańczyli jednak wolniej i łagodniej, nie przejmując się zbytnio muzyką. Wyżywanie się na innych i udowadnianie swojej przewagi poprzez ośmieszanie nie leżało w upodobaniach Laufeya. Wolał bardziej finezyjne rodzaje zemsty. Ciężko powiedzieć co mogłoby zmusić diabła do publicznego upokorzenia ofiary, ale nie byłoby to łatwe. Tym bardziej jeśli mówimy o kobiecie. Urządzanie pośmiewiska ze zmiennokształtnej w ogóle nie leżało w jego dzisiejszych planach.

        Kimiko wcale nie potykała się i nie myliła aż tak bardzo jak się jej zdawało. Co jakiś czas posyłała niepewne i przepraszające spojrzenie, które diabeł kwitował niezmiennym wyjątkowo łagodnym uśmiechem.
Zgromadzeni obok goście, po charakterystycznie wyglądających postaciach spodziewali się ognistego pokazu. Zawiedli się widząc parę, która najwyraźniej chciała spędzić ze sobą czas, która pogrążona we wspólnych chwilach ignorowała muzykę i otaczający ich świat. Zupełnie nie domyślali się, że właśnie są świadkami lekcji tańca. Mimo wścibstwa, nie byli tak dobrymi obserwatorami jak Kimiko czy Dagon. Widzieli jak dziewczyna opiera się o diabła. Owszem odbierali to jako celowy ruch, ale upatrywali się w nim dążenia do kontaktu fizycznego, zamaskowanego powierzchownie niewinnym gestem, nie zaś kradzieży papierośnicy.
Sam diabeł chociaż oszust, postanowił grać czysto. Wzrok skupił na prowadzeniu i twarzy partnerki, oczyma nie pilnując jej rąk.

        Ruchy Dagona były pewne siebie, ale jednocześnie delikatne co zdziwiłoby niejednego, na pierwszy rzut oka oceniającego rogacza raczej jako bezwzględnego bandytę.
Obrócił dziewczynę, a Kimiko wykorzystała okazję by znów przylgnąć do jego torsu, poszukując swojej zdobyczy.
Diabeł uśmiechnął się kątem ust. Teraz gdy spryciula powtórzyła ten manewr postanowił też ugrać coś dla siebie. Odchylił dziewczynę do tyłu. Obeszło się bez nadmiernej ekstrawagancji, by zmiennokształtna nie straciła równowagi, ale i tak twarz czarta znalazła się bardzo blisko twarzy panterołaczki. Nie miał najmniejszych problemów by jedną ręką utrzymać drobną dziewczynę. Na moment zastygł w tej pozycji. Cały czas patrzył jej w oczy, ale teraz złodziejka niespecjalnie miała gdzie uciekać spojrzeniem jeśli chciałaby zrobić to subtelnie. Musiałaby bezczelnie umknąć wzrokiem lub najlepiej odwrócić głowę.
Gdy przyciągnął ją z powrotem, zatrzymał ją przy sobie, bliżej niż wymagała klasyczna pozycja do tańca, którą utrzymywali na początku.
- Widzisz jak dobrze ci idzie. - Najwyraźniej starczyło łagodnych dodających otuchy uśmiechów. Mina szelmy wróciła na swoje miejsce.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Najzwyczajniej w świecie ją zagadał. Snuł opowieść tym swoim niskim głosem, prowadząc ją gdzie chciał, a ona jak ta owca, nawet się dwa razy nie zastanowiła. A później dziwi się, że ląduje na parkiecie, bez żadnej akceptowalnej drogi ucieczki przed tańcem. Oczywiście mogłaby mu czmychnąć kiedy tylko by chciała, bo zanim ten wielki facet by się odwrócił ona byłaby już na schodach prowadzących do wyjścia. Jednak chociaż nie umiała tańczyć, nie chciała być w centrum uwagi i nie lubiła się kompromitować, ucieczka od tego wszystkiego nie byłaby warta zniszczeń, jakie powstałyby w międzyczasie. Dodatkowo co jakiś czas musiała poprawiać włosy na głowie, bo za każdym razem, gdy Dagona pokusiło o drażnienie jej szeptem, panterze uszka podrygiwały lekko, roztrącając włosy nad sobą i uwidaczniając się zbytnio. Nie wiedziała jak zareagowaliby goście lokalu, dostrzegając że towarzyszy im zmiennokształtna, ale Kimiko bardzo nie chciała tego sprawdzać.
        Ruszyła więc z nim posłusznie, przestraszona bardziej niż powinna być tańcząca kobieta, starając się nie zwracać aż tak bardzo uwagi na swoje błędy i jakoś trzymać fason. Udawało jej się o tyle, że Dagon wyjątkowo nie utrudniał i gdyby jej tak nie zdenerwował tym podstępem to powiedziałaby wręcz, że stanowił wsparcie, nie tylko fizyczne. Ale zapędził ją w kozi róg, więc był zły i niedobry, i tej wersji zamierzała się trzymać. A to, że uśmiechał się łagodnie, prowadząc ją delikatnie przez parkiet bez żadnych większych strat w ludziach i mieniu – to tylko gra aktorska, taka sama jak Kimiko w eleganckiej sukni na przyjęciu. Prawda?
        Rozluźniła się nieco, gdy zobaczyła, że otaczający ich ludzie stracili już nimi zainteresowanie i zajęli się sobą dla odmiany. Ona w międzyczasie zdążyła podłapać już podstawowe kroki i teraz mężczyzna prowadził ją tak, jak zawsze steruje się nieco partnerką, zaskakując tylko w pewnych momentach, gdy figury odbiegały od podstawowego kroku. Było nawet miło, zabawnie. Przez moment. Później jej własny fortel odwrócił się przeciwko niej i gdy pozwoliła sobie na dotknięcie mężczyzny, ten przesunął jej rękę na plecy i przechylił dziewczynę do tyłu. Dla kogoś kto tańczy głównie w lesie lub w fontannie, a nie na parkiecie, ta pozycja jest zupełnie nienaturalna, jednak Kimiko odruchowo wygięła się jak trzcina, byle tylko nie stracić równowagi. Ogon oplotła wokół swojej nogi, by nie majtał się nerwowo, poruszając tym samym materiałem sukni, bo z tego ciężko byłoby jej się wytłumaczyć.
        Nie ufała nikomu i niczemu, nic nigdy z góry nie zakładała, więc nawet opcja, że Laufey zaraz upuści ją na ziemię, przeszła jej przez myśl. Nie pomagało też natarczywe spojrzenie, które wwiercało się w jej tęczówki, nie pozwalając na odwrócenie wzroku. Zachowała więc na twarzy grzeczny uśmiech, mimo że palce jej dłoni wbiły się nieco w ramię Dagona, a policzki zaróżowiły się delikatnie, pierwszy raz tego wieczoru. Ulga z powrotu do pozycji pionowej trwała krótko, gdyż znalazła się jeszcze bliżej eleganta niż byłoby to komfortowe, zwłaszcza że trudno jej będzie teraz komuś wmówić, że przyszła ze znajomym. Przynajmniej jeśli chodzi o takie znaczenie tego słowa, jakie ona miała na myśli. Na dodatek na jego ustach znów zagościł ten wredny uśmieszek, który wręcz chciało się zetrzeć mu pięścią z twarzy. To byłoby niepokojąco satysfakcjonujące, a dziewczyna nie miała w zwyczaju kierować się takimi emocjami, chyba że podczas nowiu. Nie skomentowała więc słów Dagona, nie chciało jej się głowy do niego zadzierać, tylko dotańczyła utwór do końca, a gdy wybrzmiała ostatnia nuta, od razu odsunęła się od mężczyzny i dla zachowania pozorów dygnęła nieznacznie w podziękowaniu dla taniec.
        Zaraz też, niczym powtórka z ukrywania się za altaną, uciekła z parkietu, ciągnąc Laufey’a za sobą, by nie wpadł mu do głowy kolejny głupi pomysł. Dworskich tańców miała dość na najbliższe stulecie. Szła wolno, jednak i tak znacznie szybciej od snujących się leniwie gości i zatrzymała się dopiero, gdy pod jej obcasami rozbrzmiała znów kamienna posadzka. Odetchnęła głębiej i wyprostowała się, puszczając też dłoń mężczyzny. Przyglądała mu się chwilę, jakby zastanawiając się, czy nie powinna go srogo opieprzyć, ale w końcu zaśmiała się tylko pod nosem, kręcąc głową z niedowierzaniem.
        - Jesteś nieznośny! – rzuciła jednocześnie karcąco i z podziwem w głosie, po czym wyciągnęła coś w stronę Dagona.
        - I pilnuj lepiej swoich rzeczy, szkoda by było, gdybyś zgubił takie cudeńko.
        Uśmiechnęła się zaczepnie, trzymając między palcami jego papierośnicę, dokładnie tak jak on wcześniej. Nie miała najmniejszego zamiaru mówić mu, kiedy ją gwizdnęła i jakim cudem, a jeśli on faktycznie siedzi w tym fachu to nie będzie pytał. Oddała puzderko niezwłocznie, ale nie bez żalu. Mimo, że dla niepalącej dziewczyny było kompletnie bezużyteczne, było też ładne i błyszczące. Ale gdyby miała gromadzić wszystkie błyskotki, które kiedyś wpadły jej w oko i ukradła je dla własnego kaprysu, to podróżowałaby wozem, a nie pieszo. Ostatecznie zawsze trzeba było pozbyć się świecidełek i innych zdobyczy.

        Postąpili raptem kilka kroków, gdy wyrósł przed nimi wysoki i niezwykle chudy mężczyzna w bogato zdobionym surducie. Kimiko rozpoznała w nim jednego z tych, którzy siedzieli przy stole grającym z Dagonem. Uśmiechnęła się lekko, trzymając się roli, a chudzielec skłonił się w jej stronę, całując w dłoń.
        - Pomyślałem, że się przedstawię, Horus Tussald – wyprostował się i zerknął krótko na Laufey’a, powracając zaraz spojrzeniem do dziewczyny. – Pani przyjaciel pochwalił się uroczą towarzyszką, ale nie zdradził nam jej imienia.
        - Kimiko Alatris – dygnęła krótko i spojrzała uważnie na jaszczurkowatego jegomościa. – Poznałam tutaj Jarvisa Tussalda, czy to…
        - Mój syn, zgadza się – Horus uśmiechnął się i odszukał młodzieńca wzrokiem. Kimiko nie musiała przypominać sobie wyglądu chłopaka, by stwierdzić, że pan Tussald powinien poważnie porozmawiać z żoną na temat ojcostwa. Mężczyzna odnalazł Jarvisa i skinął mu tylko nieznacznie, po czym spojrzał znów na rozmówców, a na jego ustach pojawił się chytry uśmiech.
        - Pan Laufey tak szybko uciekł nam od gry i chciałem upewnić się, czy na pewno nie zechce się odegrać – stwierdził, zwracając się wciąż do dziewczyny i dopiero po chwili zerkając na zainteresowanego. – W międzyczasie mój syn może dotrzymać towarzystwa Pana przyjaciółce, skoro już się poznali.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Dzisiejszy taniec był w oczach diabła satysfakcjonujący. Coś w Kimiko podobało się rogatemu. Owszem, była intrygująca jako przedstawicielka rzadkiej rasy, o której można było usłyszeć ciekawe rzeczy i na której potencjalnie można było nieźle zarobić. Jako złodziejka mogła się przydać przy odpowiednim poprowadzeniu spraw. Jednak nie było to ani jedno ani drugie. Dziewczyna zainteresowała Dagona, czego dawno nie czuł. Czy to jak próbowała się stawiać, czy to jak jej to całkiem nieźle wychodziło. Może zaś jeszcze coś innego. Nie wiedział, jeszcze... ale zamierzał się dowiedzieć, oczywiście świetnie się przy tym bawiąc.
        Panterołaczka nie mogąc uciec wzrokiem, przykryła emocje uśmiechem i spłoniła się odrobinę, ale miał nieodparte poczucie, że gdyby byli sami i nie musiałaby się pilnować, zareagowałaby zupełnie odmiennie od większości kobiet postawionych w tej sytuacji, tylko podsycając zainteresowanie piekielnika.
Niestety utwór skończył się szybko, stanowczo zbyt szybko w odczuciu diabła. Nie było zaś sił na ziemi by zatrzymać dziewczynę dłużej na parkiecie. Jedynie przemocą można by ją zatrzymać, a przecież tego nie chciał. Grzecznie więc dał się zawlec z powrotem w tłum. Już idąc uśmiechał się pod nosem, nie czując w kieszeni znajomego ciężaru. Nie czuł też kiedy papierośnica zniknęła. Doskonale.
Nie odzywając się, cierpliwie patrzył na dziewczynę, kiedy zatrzymali się w miejscu, które Kimiko uznała za oddalone od parkietu na odpowiednią odległość. Złodziejka wyraźnie walczyła ze swoimi myślami, ale rogaty wciąż milczał, chociaż nie krył swojego zadowolenia. Słysząc w końcu naganę, która brzmiała bardziej jak komplement, uśmiechnął się jeszcze bardziej.
- Staram się - wyszczerzył się zadziornie. Uśmiech zaś szybko ustąpił miejsca jeszcze mniej grzecznej minie.
- Będę pamiętał - wymruczał. Odbierając pudełko, przeciągnął palcami po ręce dziewczyny. Jakby tego było mało, wzrok diabła dawał do myślenia, czy aby pojęcie "swojej rzeczy" i to czego ono dotyczy, nie rozmijało się przypadkiem z jego rozumieniem przez brunetkę.

        Zaproponował dziewczynie ramię i ruszyli między ludzi, gdy drogę zastąpił im jeden z trójki graczy.
- Już wystarczająco zaniedbałem tę piękną panią - odpowiedział Dagon, spoglądając na Kimiko. - Poza tym jaki mężczyzna byłby ze mnie, gdyby moje powinności wypełniali za mnie inni? Tym bardziej te tak przyjemne. Żaden poker nie jest równie ciekawy - odparł pozornie lekkim tonem, chociaż oddawanie swojej kocicy jakiemuś gogusiowi, do tego bez należytej opłaty, byłoby mu całkiem nie w smak.
- Poza tym będziemy już uciekać, może wrócimy wieczorem, ale prawdopodobnie zostaniemy jeszcze w mieście. Może więc będzie nam dane się jeszcze spotkać - zakończył dyskusję diabeł. Wzrok skierowany do łysola, chociaż spokojny, nie pozostawiał pola do dyskusji. Wypowiedź zaś wsparł odrobiną magii, by natręt nie poczuł się urażony, ale by też nie zawracał dłużej dupy, zmuszając do dobitniejszych wyjaśnień. W tej chwili w umyśle diabła kiełkował plan, a przygotowania do jego realizacji wymagały pewnej atencji i starań, a nie marnotrawienia czasu na grze, w której mógłby puścić całą trójkę w samych majtkach.
Nie czekając aż przypałęta się ktoś kolejny, Dagon pokierował ich do wyjścia.

        Wyszli po schodach na powierzchnie i Laufey mimowolnie zmrużył oczy. Zapowiadał się piękny słoneczny dzień i jasne światło, po półmroku baru była dla wzroku szokujące. Lekkim krokiem powędrowali żwirowa dróżką i tym razem prawidłowym wejściem opuścili ogród. Dopiero za murem odezwał się do panterołaczki, rozglądając się dyskretnie, jakby czegoś szukał.
- Wyglądasz mi na samotnego łowcę, nikt nie będzie płakał, jak cię porwę? - pytanie zabrzmiało jednak bardziej jak bezczelne stwierdzenia. Zamiast pozwolić wymknąć się Kimiko, która chciała puścić jego ramię, przygarnął ją mocniej do siebie. Zaraz potem zniknęli.

        Znaleźli się na zupełnie innej ulicy, która znacznie różniła się od bruków Demary, jasno informując, że trafili do innego miasta. Suknia spłynęła z Kimiko jakby zdmuchnięta wiatrem, a wyczerpany diabeł westchnął głęboko, jakby odłożył wielki ciężar. Iluzja była naprawdę dobra i takie stwierdzenie nie było przejawem wrodzonego braku skromności. Faktycznie na jej nadmiar Dagon nigdy nie narzekał, ale kreacja skutecznie działała na wszystkie zmysły i zdała test doskonale. Wszystko miało swoją cenę. Utrzymywanie takiej ułudy było diabelsko męczące. Do tego doszła iluzja, którą rzucił nim zniknęli. Nie chciał zdradzać się z magią, więc teleportacja w publicznym miejscu była niewskazana. Okolicznym ludziom Laufey ukazał jakoby wsiedli do powozu. Do tego jeszcze przeniesienie się na niebagatelną odległość, mianowicie do Nowej Aerii. Nawet niewielka sugestia rzucona na jaszczura, dodała swoje kilka groszy, wyczerpując Dagona nie na żarty.
Piekielnik jeszcze dobra chwilę oddychał ciężko i można by powiedzieć, że nawet lekko się przygarbił. Mimo to rzucił czupurne spojrzenie w stronę panterołaczki, której już nie trzymał.
- To pora na wczesny obiad.
Po takim pokazie chyba bardziej on potrzebował posiłku, by chociaż trochę zregenerować siły. Na jakiś czas dobrze by było odpuścić sobie co większe zaklęcia, jeśli nie chciał odstawić jakiegoś nieplanowanego widowiska jak pryśnięcie czaru. Do omdlenia raczej by się nie doprowadził, przecież nie był laikiem.

        Wędrówki po omacku niby ślepiec, po obcym mieście, w poszukiwaniu przyzwoitej knajpy, nie przystawały komuś z jego reputacją. Do tego pozory należało zachowywać. Jeśli spostrzegłby ich któryś z gości, przykładowo przejeżdżając powozem, cały plan pękłby niczym bańka mydlana. Pal sześć, nawet możni mogli wybrać się na spacer. Sam fakt spacerowania nie stanowił problemu. Wypytywanie i błądzenie w poszukiwaniu obiadu i noclegu już jak najbardziej. Zupełnie nieprofesjonalne. Żółtodziób mógłby popełnić taki błąd, ale nie Bajer. Poza tym, nie utrzymałby tak długo iluzji i nagle dama w czerwieni okazałaby się bandytką z kuszą, więc nie tylko spacerowaliby w poszukiwaniu lokalu, ale czyniliby to jako całkiem odmienni ludzie niż mieli być postrzegani. Nie mógł do tego dopuścić, wybrał się więc na znany grunt, dając sobie czas na doszlifowanie planu.
Weszli do elegancko wyglądającej oberży, która już na pierwszy rzut oka różniła się od przeciętnych karczm. Wysokie okna ze szprosami. Dębowe nieskazitelne i lśniące drzwi z niewielkim witrażem. Szyld rzeźbiony w polerowanym kamieniu, wisiał zaraz obok futryny, głosząc nazwę "Chryzantema" we wspólnym i elfickim.
Drzwi ustąpiły przy niewielkim nacisku klamki, otwierając się z przyjemnym szelestem, gdy Dagon zaprosił Kimiko do środka.
- Dzień dobry - odezwał się elegancko ubrany elf, stojący przy wejściu. - Pan Bajer! Witamy ponownie. - Odebrał od Dagona kapelusz, a od dziewczyny płaszcz. - Stolik dla dwojga jak mniemam. Już prowadzę - trajkotał uszaty, prowadząc ich w głąb luksusowego miejsca. Zaprowadził parę do stolika i odsunął dla Kimiko krzesło, zaraz je za nią dosuwając. Dagon w tym czasie rozpiął marynarkę i usadowił się naprzeciw. W mgnieniu oka wylądowała przed nimi karta dań. Kelner nachylił się dyskretnie do Dagona.
- Coś jeszcze panu potrzeba? - zapytał grzecznie.
- Demara.
- Oczywiście. - Energicznie skinął głową i zniknął.
Wrócił po chwili.
- Czy mogę przyjąć zamówienie?
- Ta pani zamówi - uśmiechnął się czart. Uznał, że Kimiko jest dość samodzielna i nie chciał sprowadzać jej do statusu uroczego dodatku, który nawet nie potrafił sam wybrać obiadu. Już typowo dla żartu zamienił się z nią rolami, pozwalając wybrać posiłek dla siebie, całkiem odwracając role ustanawiane konwenansami.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Rozbawiona prychnęła cicho pod nosem, gdy na jej skromną reprymendę zareagował zadowoleniem. Znała tego człowieka raptem parę godzin, ale już nie spodziewała się po nim innej reakcji. Natomiast jego kolejne słowa, gdy odbierał od niej swoją papierośnicę, sprawiły że zmieszała się na ułamek chwili, a w oczach błysnęła podejrzliwość. Ostatecznie jednak uznała, że musiało jej się coś wydawać, więc umknęła tylko jego zaczepnemu dotykowi, biorąc mężczyznę pod ramię, gdy ruszyli.
        Podczas krótkiej rozmowy z Horusem Tussaldem nie odzywała się wiele, bardziej obserwując dwóch panów. Na jej usta zabłąkał się jednak lekki uśmiech, gdy Dagon, świadomie lub nie, rozpieszczał ją rzucanymi niedbale komplementami. Nie wnikała w ich szczerość, zadowolona przede wszystkim z tego, że nie zostanie znów rzucona na pastwę znudzonych snobów. Satysfakcja z wbicia się na zamkniętą imprezę dla elity została w pełni przeżyta, podobnie jak zaspokojono jej ciągły głód na błyskotki (chociaż papierośnica wciąż nie dawała jej spokoju), więc chętnie opuściłaby już przesiąknięte znudzonymi bogaczami miejsce. Laufey najwyraźniej również miał dosyć mdłego towarzystwa i gdy tylko spławił wcześniejszego towarzysza gry, skierowali się do wyjścia. Delikatnie zmarszczyła brwi, gdy jej źrenice zwęziły się maksymalnie w obronie przed nagłym południowym słońcem. W milczeniu pokonali żwirowe ścieżki i kulturalnie wyszli bramą, przez nikogo nie ścigani i nie wyrzucani. Osobliwe uczucie.
        Tam chciała już zabrać rękę, jednak mężczyzna przytrzymał ją, rozglądając się po okolicy, podczas gdy ona łypała na niego podejrzliwie. Jego słowa sprawiły, że cokolwiek chciała powiedzieć utkwiło jej w gardle, niemalże ją dławiąc. Przez moment jej oczy błysnęły lodowato nim otrząsnęła się, zamrugała i uśmiechnęła niedbale.
        - Zupełnie nikt – odparła beznamiętnie, ale nie wiedziała nawet czy Laufey ją usłyszał, bo tylko przyciągnął ją mocniej do siebie i nim zdążyła zaprotestować, świat zniknął jej z oczu.

        Gdy pojawili się w nowym miejscu, Kimiko sama trzymała się kurczowo mężczyzny, strzelając znad jego ramienia spłoszonym spojrzeniem. Ogon zjeżył jej się cały, a dziewczyna spięła chyba wszystkie mięśnie, nim upewniła się, że grunt nie ucieknie jej znów spod nóg. Dopiero wtedy opadła na pięty, rozglądając się jednak nieufnie, a gdy dostrzegła odmienność ulic i budynków, zmarszczyła brwi i odsunęła się od eleganta, rozglądając po nowym miejscu.
        - Gdzie my jesteśmy? Och, moje ubrania! – zawołała radośnie i dosłownie poruszyła się w swoich szatach, wyczuwając je na nowo, a ogon śmignął swobodnie za jej plecami. Zaraz jednak jej wzrok padł na przygarbionego Dagona i uśmiech spłynął jej z twarzy.
        - Wszystko w porządku? – zapytała z troską, podchodząc znów do niego i zaglądając w twarz. Nietrudno było się domyślić, że to utrzymywanie na niej iluzji tyle go kosztowało i dodatkowo teraz ta teleportacja. Nie wiedziała nawet gdzie się znajdują, ale przecież samo przemieszczenie musiało być mocno energochłonne. Bardziej jednak niepokoiła się, że mimo wszystko to robienie z niej eleganckiej damy tak go wycieńczyło, w końcu było nad czym pracować. Przez moment poczuła się niezręcznie, bo chociaż próbowała sobie wmawiać, że nikt mu nie kazał wyskakiwać z taką propozycją, to jednak silniejsze było poczucie winy. Widząc, że uparcie trzyma fason, jeszcze łypiąc na nią zawadiacko, a do tego proponując obiad, ukazała ząbki w uśmiechu.

        Przez chwilę spacerowali ulicą w milczeniu, którego dziewczyna nie przerywała. Szła z rękami w tylnych kieszeniach spodni, bujając beztrosko ogonem i rozglądając się po okolicy. Zwiedziła już kawał Alaranii i spodziewała się rozpoznać w końcu miasto, jednak myśli zaburzał jej ciągle fakt, że jeszcze chwilę temu znajdowała się w Demarze. Nim więc udało jej się zlokalizować własną osobę na mapie, Dagon otworzył przed nią drzwi luksusowo wyglądającej oberży. Zerknęła na niego krótko z pytaniem w oczach, ale weszła do środka, rozglądając się z lekko rozchylonymi z wrażenia ustami. Świece płonęły w kryształowych kloszach, stolików było niewiele, rozstawione swobodnie i otoczone rzeźbionymi drewnianymi krzesłami z obiciami na siedzeniach. Zerknęła podejrzliwie na elfa, który złapał za jej płaszcz, ale zaraz zorientowała się w sytuacji i oddała odzienie z przepraszającym uśmiechem. Zaraz podała też mężczyźnie kuszę, który odebrał ją niezwłocznie, a jego twarz nawet nie drgnęła w grymasie zdziwienia. Podobało jej się tutaj.
        Słysząc „pan Bajer” aż przygryzła wargę, by się nie roześmiać i przybierając szybko zwykły, uprzejmy wyraz twarzy, podążyła za wskazaniem kelnera. Znów ją zaskoczono odsuwając jej krzesło i również tym razem wyglądała przez moment na nieco zagubioną, ale obsługa była na tyle profesjonalna, że mężczyzna tylko wskazał jej gestem, że ma usiąść, w odpowiednim momencie dosuwając dla niej krzesło. I uważał na ogon! Trochę już speszona odebrała kartę dań i zerknęła nad jej krawędzią na Dagona, który zamieniał jeszcze kilka słów z kelnerem. Odezwała się dopiero, gdy elf zniknął za zakrętem.
        - No dobrze, panie Bajer – zaakcentowała, zerkając na niego spod rzęs. – Pasuje ci nawet, prawdziwy bajerant z ciebie. Powiesz mi w końcu kim jesteś? – pytanie zadała swobodnym tonem, nim znów zanurzyła spojrzenie w karcie, jednak jeśli Laufey myślał, że tym razem znów uda mu się obejść temat, to srogo się przeliczy. Po drodze zdążyła zrobić rachunek grzechów eleganta. Był zamożny, bezdyskusyjnie. Władał magią, w wystarczającym stopniu, by niezorientowana panterołaczka zarzuciła mu czarodziejstwo, jednak jakoś nie pasowało jej do tego to całe bogactwo i wręcz agresywna zuchwałość. Jego nazwisko skojarzył właściciel lokalu, ale już nie jego goście, którzy przecież stanowili elitę miasta. Do tego zatrważająca pewność siebie, skłonności do łamania zasad, zabawa, cygara i hazard. Co to wszystko dawało razem? W głowie panterołaczki piękne i okrągłe zero. Nie żeby nie miała pomysłów, miała ich całe mnóstwo, jednak konsekwentnie sama obalała jeden za drugim, tylko podsycając własną, niezdrową ciekawość. Mogła sobie zostawić tą papierośnicę.
        Gdy powrócił do nich kelner zdała sobie sprawę, że przez rozmowę z Dagonem przebrnęła dopiero przez połowę dań i szybko wróciła spojrzeniem do listy. Jednak na pomysł, że to ona ma dla nich wybrać jedzenie, kocie oczy rozszerzyły się nad obitą atłasem kartą.
        - Nie wiem, czy to jest dobry… - zaczęła, ale kelner skinął tylko Bajerowi i zwrócił się w jej stronę z uprzejmym i pytającym uśmiechem. – …pomysł – dokończyła ciszej, łypiąc już mniej przyjaźnie na mężczyznę po drugiej stronie stolika, po czym przeniosła już łagodny wzrok na kelnera.
        -Proponuję przepiórkę w płatkach róży, z Longe Fritours i do tego nasze najlepsze wino, własnej produkcji – usłużnie podpowiedział kelner, a Kimiko zerknęła na niego sceptycznie.
        - Em... tak, to na pewno poprosimy wino. I te przepiórki, ale mogą być bez kwiatów?
        - Oczywiście, szanowna pani – odpowiedział szybko kelner z lekkim uśmiechem, a dziewczyna na ten tytuł znów straciła wątek. – Coś do tego? – znów z pomocą przybył uszaty.
        - Jakieś pieczywo i… warzywa? – początkowo czuła się nieco głupio, prosta dziewczyna wpuszczona do eleganckiego lokalu i postawiona przed takim zadaniem. Sytuacja jednak osiągała tak absurdalny poziom, że nawet sama Kimiko zaczynała podśmiewać się pod nosem.
        - Skomponujemy coś dobrego do tych przepiórek – zapewnił dziarsko uszaty z szerokim uśmiechem, a dziewczyna podziękowała mu z wdzięcznością w głosie i oddała swoją kartę. Gdy mężczyzna odszedł, odetchnęła głęboko, a gdy podniosła znowu spojrzenie na Laufeya, w jej oczach płonęły diabelskie ogniki.
        - A co jeśli zamówiłabym ci sałatkę, hm? Nie wyglądasz na takiego, który by się tym najadł – rzuciła buńczucznie, pochylając się nieco nad stołem. Brakowało tylko, żeby pokazała mu język, ale ostatecznie uśmiechnęła się tylko i wróciła na swoje miejsce.
        Zaraz też wyłowiła bransoletki zza dekoltu i obejrzała je w świetle świec. Nie przejmowała się już wpadką przed Dagonem w ogóle. Skoro dosłownie sprawdzał jej umiejętności to ukrywanie przed nim prawdy nie miało sensu. A nie mogła doczekać się, by zobaczyć swoje skarby z bliska. Przesunęła szafiry między odkrytymi przez przycięte rękawiczki palcami, a oczy zabłyszczały jej z zachwytu, gdy chabrowe kryształy puszczały do niej oczka. Oj, będzie miała z czego pożyć przez dobre parę miesięcy. Musi tylko znaleźć dobrego pasera, gdzieś z dala od Demary, żeby nie wpaść od razu, i jest ustawiona. Cudnie. Uśmiechnęła się wyraźnie usatysfakcjonowana i schyliła się lekko, chowając biżuterię do cholewy buta, po czym wyprostowała się na powrót, wspierając się na łokciach i opierając brodę o jedną z dłoni.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Po przeniesieniu ani nie odpychał Kimiko ani nie trzymał kurczowo, pozwalając jej oswoić się z gwałtowną zmianą otoczenia. Jego dłoń spokojnie spoczywała na plecach kobiety, podczas gdy czarta kusiło by dotknąć nastroszonego jak szczotka ogona. Zachował jednak powagę, dając swojej nowej znajomej chwilę, jednocześnie zapamiętując kolejne informacje.
Diabeł słyszał odpowiedź równie dokładnie, jak widział chwilowe wahanie dziewczyny, zamaskowane niedbałym uśmiechem. Późniejszego napadu troski panterołaczka nawet nie kryła. Wszystkie drobiazgi, powoli składały się w umyśle rogatego na obraz Kimiko. Niewielkie elementy układanki, dzięki którym łatwiej mógł dopasować swoje działania do dziewczyny, by później odpowiednio jej użyć. Najbardziej spodobało mu się zmartwienie, jakie wymalowało się na obliczu zmiennokształtnej. Dobrodusznymi zawsze łatwiej było manipulować. Nie odważył się jeszcze zaryzykować stwierdzenia, że była samotna, ale za jej spojrzeniem kryła się jakaś bliżej nieokreślona gorycz. Kolejny plus dla niego. Na koniec jeszcze ta podłużna blizna. Nie wyglądała na obrażenia po walce. Nie uznałby też Kimiko za typ samobójczyni. Pozostawało kilka innych możliwości, ale wstrzymał się od wydawania przedwczesnych osądów, przez które mógłby popełnić jakiś błąd niweczący całe misterną intrygę.
Teraz skupił się na ważniejszej kwestii. Dziewczyna nie uciekła, bo i taki scenariusz brał pod uwagę. Zamiast tego z zaciekawieniem i beztrosko wędrowała wywieziona czy wyteleportowane czart wiedział gdzie. Czy mógł trafić lepiej? Raczej byłoby ciężko. Tak wiele różnych korzystnych możliwości w jednym, jak osoba Kimiko, trafiały się naprawdę rzadko i w tym momencie nie przypominał sobie, równie dobrego połączenia.

        Słysząc powitanie elfa, skrzywił się prawie niezauważalnie. Przemilczał jednak sprawę aż usiedli spokojnie, a sam kelner udał się na zaplecze.
        - Nie wiem czy zgrywa głupiego, czy głuchego, ale nie mogę go tego oduczyć - odparł wciąż lekko obruszony diabeł i nie ułagodził go komplement dziewczyny, zamierzony czy też nie. Nie krępowała go ksywka, zasłużył sobie na nią, ale żeby tak z Bajerem mu na dzień dobry wyskakiwać... Głupi uchol nauczył się pyskatości od szefa. Kurdupel wiedział, że nie spali mu tej knajpy w odwecie, więc czuł się bezkarny. Psia krew. Przez to jak zależało mu na poważnym spotkaniu, to musiał o tym wcześniej uprzedzić skretyniałego właściciela Chryzantemy, jeśli chciał uniknąć cyrku, który mógł rozpętać się w każdym momencie, zależnie od fanaberii tutejszych półgłówków. Rozchmurzył się dopiero słysząc ponowione zagajenie panterołaczki.
        - Pytanie raczej brzmi, czy starczy ci odwagi by samej się tego dowiedzieć? - ostrzeżenie i prowokacja w jednym. Nie zamierzał tak od razu wprost opowiadać o sobie. Kącik ust diabła uniósł się, gdy ten postanowił podrażnić kotkę jeszcze trochę. Stopniowo zarzucał przynętę i się wycofywał, jakby wabił dzikie zwierzę. Zamiast tworzyć potrzask chciał by to ciekawość skłoniła Kimiko do zbliżenia się. Pokazał już co może jej zaoferować, teraz należało poczekać czy ciekawość zwycięży nad rozsądkiem i ostrożnością. Nie zastawiał typowej pułapki. Gdy taka się zatrzasnęła, schwytany i podstępem uwięziony zwierz, nieodwołalnie straciłby zaufanie. Zamiast osaczać panterę, lepiej by ta się oswoiła i dobrowolnie zrezygnowała z wolności. Może nie w pełni świadoma, ale samo poczucie posiadania wyboru było kluczowe.
Wrócił kelner i wraz z Kimiko rozpoczęli komponowanie obiadu. Oczywiście, że dla Dagona był to świetny pomysł. Bies znów cały czas szczerzył się bezczelnie. Nie przestał nawet słysząc o sałatce.
        - Może bym się nie zatruł... A z głodu umiera się trochę wolniej niż jedno popołudnie, więc coś bym pewnie upolował.
Patrząc na zaczepiającą go złodziejkę, jedna myśl krążyła po głowie diabła: jak tu nie lubić takiego kociaka. Przecież aż wołała o wpakowanie jej w kłopoty.
Przechylił głowę, unosząc jedną brew, gdy dziewczyna wyciągnęła bransoletki. Przez chwilę nie wiedział czy schowek był idiotyczny czy genialny w swej prostocie. Obserwował zapatrzone w błyskotki spojrzenie. Później jego mina nabrał jedynie intensywności gdy ze stanika bransoletka wylądowała w... bucie. Naprawdę, nie miała kieszeni w tym stroju?
Do konkluzji nie zdążył dojść. Myśli przerwał mu głos, którego liczył dzisiaj nie usłyszeć.

        - Dagon ty stary diable! – rozległ się radosny okrzyk dobiegający z góry.
W bardziej zacienionym rogu lokalu, zaraz obok zacisznego miejsca, w którym ich posadzono, znajdowały się kręcone schody prowadzące na piętro. Pysznie rzeźbiona serpentyna mahoniu pięła się w górę, swoimi wymyślnymi splotami winorośli i kwiatów. Po stopniach właśnie kroczyła postać, przy której najprawdziwsze dzieło rzeźbiarskiej sztuki wyglądało skromnie. Chrysant Balboette, krasnolud, z którego wszyscy śmiali się, iż sądzi, że jest elfem. Drwiny nie były aż tak dalekie od prawdy. Chrysant odciął się od swojej - jak to sam określał -
brudnej i tępej rasy, zarzucając życie typowego norda by zostać najprawdziwszym nie-krasnoludzkim biznesmenem. Dopiął swego, dziś posiadając restaurację i hotel znajdujący się w czołówce podobnych mu, luksusowych przybytków.
Niewysoka, ale przysadzista postać osiągnęła właśnie podłogę, zmierzając w kierunku swoich gości. Wraz z tym jak krasnolud zbliżał się do ich stolika, można było coraz lepiej mu się przyjrzeć. Frak i spodnie w kolorze chłodnej lawendy, z ciemno fioletową kamizelką i białą koszulą z żabotem spiętym wielką broszką z ametystem, stanowiły oryginalny komplet, choć jego wykonaniu nic nie można było zarzucić. Długie włosy związane w ciasny warkocz opadały na plecy norda, sięgając jego łydek. Brody nie miał wcale. Ogolony gładziuteńko, był prawie zupełnie niepodobny do twardego ludu. Na pulchnych serdelkowych palcach nie brakło drogich pierścieni i sygnetu, którego spokojnie można było używać jako pieczęci.
Dagon wstał i wymienił z krasnoludem uścisk dłoni, który jasno mówił, że znali się nie od dziś.
        - Co cię sprowadza w moje skromne… Och! – Chrys zakrzyknął ponownie, zasłaniając usta dłonią. - Witaj panienko. - Skłonił się nisko widząc Kimiko, całując ją w rękę. – Najmocniej przepraszam za mój nietakt, nie spostrzegłem ciebie od razu. Ale co ty robisz z tym lisem? Uciekaj póki możesz! - Z najradośniejszym uśmiechem świata, krasnolud zaczął siać ferment. - Nic dobrego nie przyniesie ci znajomość z tym podstępnym typem! - Jakby nie wystarczyły same ostrzeżenia, Chrys odpowiednio nie szczędził emocji podczas ich wypowiadania.
        - Bardzo ci dziękuję za odpowiednie naświetlenie sprawy i rujnowanie moich podchodów - diabeł ni to prychnął ni się zaśmiał, ale odpowiedź sugerowała iż nie potraktował dramatycznie rzuconych zarzutów zbyt poważnie.
        - Ależ uczynnie polecam się, zawsze do usług. Mogę nawet pani powóz wezwać, by zabrał ją byle dalej od ciebie - perorował dalej, teraz już z najniewinniejszą miną na świecie, jakby właśnie ratował świat.
        - Tak, oczywiście, i co jeszcze? - słowna przepychanka z nordem najwyraźniej nie była dla diabła nowością. Mężczyźni przypominali wieloletnich przyjaciół, którzy rzucali obelgami w swoim kierunku na równi z dowcipami, jedno i drugiem zaś zwykle rozumiane było tylko przez nich samych.
        - A czego jeszcze ci trzeba? - Pucułek z niewinną miną i chytrym wzrokiem popatrzył na Dagona, gdyż wcześniej skupiał się głównie na Kimiko, diabła zaszczycając jedynie przelotnymi zerknięciami.
        - Nie masz przypadkiem znajomego w Demarze? Potrzebuję noclegu.
Krasnolud postukał się chwilę w górną wargę, jakby myślał intensywnie, choć po prawdzie budował napięcie, doskonale wiedząc kogo polecić.
        - Mam jednego znajomego… - zaczął bardzo wolno. - „Pod niebem Demary” prowadzi wampir, ale urządzony jest z gustem, jedzenie tam niezgorsze... - Nord wyraźnie dopiero się rozkręcał, ale czart wszedł mu w słowo.
        - Ma równie długi ozór co ty? - złośliwie wtrącił się Bajer.
        - Będzie milczał jak grób - odparł Chrys beztrosko, jakby uszczypliwa uwaga nie dotarła do jego jaźni.
        - Przednio - uśmiechnął się diabeł. - Czy teraz możesz już się zmyć i przestać mi bruździć?
        - Tak, tak już sobie idę. Ty panienko tez powinnaś - dodał na odchodne, nie przejmując się jak bardzo mógł pogrążyć czarta, z wesołością dodając swoje kilka groszy na koniec.
        - Swoje dupsko zabierz, a panienkę zostaw w spokoju - burknął na niego diabeł, chociaż wyglądał bardziej na zrezygnowanego niż złego. - I zapisz mi adres hotelu.
Krasnolud machnął niedbale ręką. Cały Chrys. Dupek i skończony cwaniak. Jak mając takiego szefa Chryzantema mogła mieć normalnych pracowników. Oczywiście wszystkich traktowano z należną estymą, tylko Dagonowi musieli odstawiać cyrki. Przez to Laufey nieraz dochodził do wniosku, że trzeba było ubić tłuka nim sprawy zaszły za daleko. Całe szczęście utrzymanie kurdupla przy życiu miało też swoje zalety. Jeśli potrzebował miejsca, które zapewniało mu całkowitą dyskrecję, zawsze mógł liczyć na Chryzantemę. Jeśli mu na czymś zależało, nigdy nie zostawili go na lodzie. Była to chyba najbardziej popieprzona znajomość jaką kiedykolwiek zawarł. No, była jeszcze Ell, ale to zupełnie inna bajka. Z nią zaczęli od wspólnej próby zamordowania się nawzajem.
Wrócił spojrzeniem do Kimiko, zastanawiając się jak złodziejka zareaguje na głupie teksty Chrysa. Owszem jak najprawdziwsze, ale wciąż głupie...
        Zanim jednak Chrysant na dobre zniknął, umożliwiając wznowienie rozmowy ze spokojem, że nie dotrze ona do wścibskich uszu krasnoluda, przywędrował kelner. Wraz z nim pojawiło się wino. Diabeł celowo odwlekał dialog, zostawiając pole dla ciekawości kotki. Zawsze bardziej interesujący byli ci, których poznanie wymagało trochę zachodu, a nie rozpowiadali o sobie na lewo i prawo. Nalał dziewczynie wina, jakby skupiając się tylko i wyłącznie na tej czynności. Potem zajął się napełnianiem własnego kieliszka.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Uśmiechnęła się lekko, po raz pierwszy widząc, że coś wytrąciło pewnego siebie mężczyznę z równowagi. Nieznaczne drgnięcie ust, niezadowolony ton i spojrzenie, ledwie pęknięcia w masce, ale na początek jej wystarczy.
        - Może po prostu nie jesteś przyzwyczajony do tego, że ktoś cię nie słucha? - podpowiedziała lekkim tonem, gdy Laufey narzekał na kelnera. Rozumiała z czego może to wynikać, w końcu nie było sensu ukrywać, że i na nią działa jakaś aura otaczająca mężczyznę, która wywoływała wrażenie, że jeśli nie miało się ważnego powodu, by z nim zadzierać, lepiej było tego nie robić. Nie bała się go, to nie to, raczej ją onieśmielał, ale to z kolei nie było trudne, zwłaszcza gdy nie czuła się pewnie, a cały dzisiejszy dzień spędzała w raczej nietypowym dla niej otoczeniu. Obserwowała chmurne oblicze Dagona, ale wystarczyło jednak, że znów okazała trochę ciekawości jego osobą i zaraz się ożywił, arogant jeden.
        - Odwagi mi nie brakuje, to raczej kwestia tego, czy warto mi poświęcać czas na odkrycie tych twoich wielkich tajemnic - odparła od razu, nie ukrywając szczerości swoich słów. Często jej nie doceniano, ale nie przeszkadzało jej to wcale, a wręcz nauczyła się wykorzystywać to na swoją korzyść. Zdawała sobie sprawę, że zazwyczaj wygląda na niepozorną, nieśmiałą dziewczynę i nie walczyła z tym wizerunkiem. W niczym jej nie przeszkadzał, często nawet zbliżał się do prawdy, ale przede wszystkim ukrywał nieco jej prawdziwe wnętrze, dając jej nad rozmówcą przewagę, która nieraz ratowała jej skórę.
        Gdy z trudami udało jej się zamówić posiłek, przyjrzała się z bliska swoim bransoletkom, które zaaferowały ją na tyle, że zdziwioną minę swojego nowego znajomego dostrzegła dopiero, gdy chowała je do buta. Uśmiechnęła się, nie tłumacząc swojego zachowania. Jeszcze tego by brakowało. Poza tym nie miała zamiaru chwalić się swoimi tajnymi skrytkami rozmieszczonymi po całym jej stroju, od stóp do głów, gdyż wówczas straciłyby swój sens. Zaraz też nad ich głowami rozległ się donośny głos, który natychmiast odwrócił uwagę mężczyzny, doskonale.
        Sama spojrzała za jego źródłem w górę, śledząc spojrzeniem zmierzającą w ich stronę wyjątkowo oryginalną postać. Kimiko przyglądała się chwilę niskiemu jegomościowi, nim dotarło do niej z kim ma do czynienia. Krasnolud! Ogolony krasnolud, no tego jeszcze nie widziała. Na dodatek wypachniony, wymuskany i odziany w tak kolorowy strój i bogatą biżuterię, że dziewczynę dosłownie wbiło w siedzenie. Ekstrawagancja ekstrawagancją, ale to już był zupełny bunt przeciwko swojej rasie. Poza tym nie rozumiała pozbywania się brody, były fantastyczne, zwłaszcza że nordowie mieli jakąś tajną umiejętność zapuszczania ich niemalże do ziemi. U fioletowego jegomościa do ziemi jednak były tylko włosy, lecz również wyczesane i splecione w warkocz. Ciekawych miał Bajer znajomych, to trzeba mu oddać. W końcu nie zajęło jej długo, nim zorientowała się, że ma do czynienia z właścicielem przybytku. On sam bardzo chyba dbał, by było to widać już na pierwszy rzut oka.
        Gdy jednak kransolud w końcu ją dostrzegł, zareagował tak gwałtownie, że i ona drgnęła z zaskoczenia, nie zdążywszy nawet wstać, gdy już ucałowano jej dłoń. Mimo jednak wylewnego powitania mężczyzna nie zdradził swojego imienia, więc i ona się nie przedstawiała. Ot, towarzyszka jego dobrego znajomego, najwyraźniej, patrząc na to jak spoufala się z nordem, który przecież wciąż zarzucał mu nikczemność a dziewczynie zalecał ucieczkę. Nie wtrącała się w rozmowę, uśmiechając jedynie z wyraźnym rozbawieniem, chociaż ostrzeżeń słuchała wyjątkowo uważnie. Lisy to ona zjadała na śniadanie. Nie bagatelizowała jednak żartobliwych uwag, wiedząc że być może przyjdzie jej zweryfikować ich prawdziwość, chociaż miała nadzieję, że stanie się to później niż wcześniej. W razie czego pozostawała jej ucieczka, jak zawsze. Przy samym już pożegnaniu mężczyzn nie wytrzymała i parsknęła śmiechem w dłonie, słysząc ostatnie słowa Laufey’a.
        - No i wszystkie twoje dzisiejsze zabiegi poszły się wyprowadzić na spacer - podsumowała, szczerząc wesoło zęby, gdy mężczyzna w milczeniu nalewał im wina. Widziała jak spoglądał na nią wcześniej w oczekiwaniu na reakcję, ale później miał chyba zamiar udawać, że nic się nie stało, a ona z lekkim uśmiechem na ustach umyślnie nie wracała jeszcze do tematu. Nie wyglądał jakby przejął się słowami znajomego aż tak, ale z pewnością nieco go ruszyły, to było widać.
        Kimiko nie zagłębiała się nigdy w ludzkie umysły próbując odgadnąć ich rozumowanie, gdyż po pierwsze już w samej ocenie nie była dobra, o czym przypominała jej blizna na przedramieniu, a po drugie nigdy aż tak tego nie potrzebowała. Dlatego teraz planowała po prostu rzucać pytaniami w Laufey’a tak długo aż jej nie odpowie albo aż jej się nie znudzi.

        - Po co ci złodziej? - zapytała wprost, dłubiąc ostrożnie sztućcami w przepiórce. Maleńkie to takie, najchętniej skubałaby ją rękami, ale pamiętała wciąż gdzie się znajduje. Cały dzień pozorów, to się robiło męczące.
        Kimiko nie była głupia. Może nie była najmądrzejsza jeśli chodzi o wiedzę zdobytą z książek, ale za to od zawsze radziła sobie sama i nauczyła się życia. Nie zawsze miała rację, ale też nie lubiła, gdy traktowano ją jak dziecko. Nawet jeśli miło jej było, gdy ją Laufey tak zgrabnie adorował, zdawała sobie sprawę, że przede wszystkim czegoś od niej chce. Chociaż to, dlaczego postanowił zabrać ją do tego lokalu w Demarze wciąż pozostawało dla niej zagadką, w momencie w którym podpuścił ją by spróbowała zwinąć jego papierośnicę zdradził się z całą resztą. Na obiad również nie zabrał jej z altruistycznych pobudek - nie wyglądał na takiego, ale oczywiście tego już mu nie powie. Jeśli już jednak snute były w stosunku do jej osoby jakieś plany, to chciała mieć w tym czynny udział. Inaczej po prostu skorzysta z rady wymuskanego krasnoluda i po obiedzie weźmie nogi za pas, tylko jej ogon zobaczy. Ona do Demary nie musiała wracać, nic tam nie zostawiła, ani nawet nie wiedziała jak się tam znalazła. Poza tym generalnie było jej raczej wszystko jedno w jakim miejscu w Alaranii się znajduje. Piłeczka wciąż więc znajdowała się po stronie Dagona, czy tego chciał, czy nie.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Oczywiście, że nie był przyzwyczajony, że ktoś go nie słucha. Zwykle kończyło się to tragicznie. Tym bardziej Dagona irytowało jak miał związane ręce. Nie, nie mieli na niego żadnego haka, nawet nie święconą wodą trzymali diabła w ryzach. W którymś tragicznym momencie ten krasnolud, pies go trącał, stał się jego, tfu, przyjacielem. Niedobrze mu się robiło na samą myśl, dlaczego jeszcze przejmował się czymś tak przyziemnym, ulotnym i niematerialnym. Z jakiegoś powodu, nie tylko nie potrafił inaczej, ale co gorsza nie chciał. Świadomość, że gdzieś w świecie jest tych kilka osób, pewnie nie mniej pokręconych niż on, była chorobliwie przyjemna i kojąca. Czasami bawiła go własna głupota, czasem się nią brzydził, a czasami przypominał sobie krótkie dni i długie wieczory mroźnej zimy wiele lat temu i szybko przestawał się zastanawiać nad sensem swojego postępowania, uciekając w bardziej przyziemne zajęcia. Te które rządziły się zrozumiałymi dla rogatego prawami. Nie odpowiedział jednak na zaczepkę dziewczyny. Nie mógł wymyślić nic sensownego i nie robiącego z niego zadufanego w sobie idioty. Rzadko mu się to zdarzało, ale jednak.
Słysząc jak teraz Kimiko bierze go pod włos, przechylił głowę. Nie liczył przecież, że usłyszy "no proszę powiedz...", ale i tak spodobała mu się odrobinę zaskakująca i zadziorna odpowiedź.
        - Jestem piekielnie dobrym biznesmenem od spraw delikatnych. Przynajmniej to usłyszysz, jeśli spytasz o mnie właściwe osoby - nawet gdyby Bajer chciał odpowiedzieć wprost, jednym słowem ciężko było objąć to czym się zajmował. W końcu interesowało go prawie wszystko, co tylko mogło przynieść zysk lub stanowić wyzwanie dla sprytu.
        Kątem oka starał się obserwować reakcje Kimiko na upośledzonego i złośliwego norda, oraz jego dowcipy. Szlag by go jasny trafił. Naprawdę mógł mu wszystko zepsuć. Dziewczyna uśmiechała się pod nosem, by na koniec parsknąć śmiechem. Znów nie skwitował objawów wesołości panterołaczki. Jakoś chwilowo piekielnemu niekoniecznie chciało się śmiać, znacznie większą chęć miał ukręcić jeden łeb z warkoczem. Całość przykrył obojętną miną, podając brunetce wino. Dopiero potem znów zerknął na nią z pełną uwagą
        - Chyba nie do końca. Wciąż tu siedzisz. - Uśmiechnął się powoli odzyskując rezon. - Jeśli nie uciekniesz będziesz mogła sama wyrobić sobie opinię, czy jestem biznesmenem jak uważają inni, lisem jak twierdzi ten fioletowy kurdupel, diabłem wcielonym czy może dobrą okazją rzuconą przez los - nawiązał do wcześniejszego pytania. Fakt, że Kimiko wciąż chciała rozmawiać i nie wydawała się ani trochę przejęta, chociaż pewnie swoje myślała, diabeł odebrał za dobrą kartę.

        Na zgubę ich obojga dziewczyna zamówiła przepiórki i teraz oboje się męczyli. Trzeba było wziąć jakiś stek, cokolwiek. Ale pomijając żałosne rozmiary ptactwa, jedzenie przynajmniej było smaczne, tak jak przystało na Chryzantemę. Obiad był obiecaną nagrodą za udowodnienie swoich możliwości. Dziewczyna wywiązała się ze swojej części zakładu, Dagon ze swojej i nie było w tym żadnego podstępu. Wybrany lokal już był grą. Równie dobrze, jeśli nie chciał błądzić po Demarze, mógł zabrać brunetkę do zwykłej oberży. Oczywiście, że diabeł był szpanerem. Potrafił nie szaleć z błyskaniem zamożnością gdy tego wymagała sytuacja, potrafił też mieć gest. Czemu miałby zabierać dziewczynę do podrzędnej, zatłoczonej knajpy jeśli mogli zjeść smaczny posiłek w przyjemnym i kulturalnym lokalu. Chwilę potem padło bezpośrednie pytanie. Domyślał się, że to kwestia czasu. Miał jednak nadzieję, że jeszcze trochę oswoi kotkę grając na zwłokę. Przeliczył się.
Przez moment Dagon szacował wszelkie za i przeciw, potencjalne straty i możliwe zyski. Nie było opcji, by ciągle zwodzić Kimiko. Dobry gracz musiał wiedzieć kiedy blefować, kiedy spasować a kiedy przygotować się na "sprawdzam". Właśnie przyszła chwila prawdy.
Laufey zastanowił się co powiedzieć Kimiko i w jakie słowa to ubrać. Uznał, że nietypowo dla siebie powie prawdę, okrojoną, ale prawdę, prosto z mostu bez owijania w bawełnę i wciskania ściemy. Oczywiście postanowił kulturalnie opuścić pierwotny pomysł zakładający sprzedaż panterołaczki na aukcji.
        - Napatoczyłaś mi się zupełnie przez przypadek - zaczął swobodnie mówić, jednocześnie odkładając sztućce. Rozdzielił przepiórkę palcami, chwilowo wzrokiem pilnując talerza a nie towarzyszki. On się męczył, a co dopiero dziewczyna. Jedząc w ten sposób można było bardziej zgłodnieć niż się posilić. Poza tym to mogło zmniejszyć dystans między nimi i na tym diabłu zależało, nawet bardziej niż na najedzeniu się.
        - Zabrałem cię do klubu, ponieważ chciałaś tam wejść. Ot, niewielka przysługa. Do tego wydałaś się dość interesująca by poświęcić ci tę chwilę. Żeby nie poznać kim jesteś, musiałbym być ślepym idiotą. - Zrobił krótką przerwę, by upić łyk wina, dopiero potem kontynuował. - Później przypadkowo jeden z bogaczy pochwalił się czymś czego na pewno nie zechce sprzedać, więc stałaś się nie tylko interesująca, ale i potencjalnie przydatna. Pytanie tylko brzmi czy zechcesz ze mną wytrzymać, aż tak długo i mi pomóc. - Uśmiechnął się swoim sposobem, czarująco z nutką bandyty, czyli tak jak tylko Bajer potrafił.
Jeszcze nie podawał szczegółów. Na razie same ogólniki. Teraz wypatrywał reakcji dziewczyny, uważniej niż nonszalancka postawa mogła pokazywać. Nie bał się donosu do straży. Niespecjalnie martwił się możliwym stchórzeniem dziewczyny. Jeśli by się wystraszyła, znaczyłoby to, że nie nadawała się do tej roboty, a on się przeliczył. Rzadko się to zdarzało, ale jednak mogło. Zwyczajnie ciekaw był jej decyzji.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Widząc jak mężczyzna przechyla głowę na bok w widocznym zaskoczeniu jej odpowiedzią, kącik jej ust drgnął lekko ku górze. Jego słów wysłuchała w milczeniu, walcząc wciąż z przeklętą przepiórką, co było o tyle irytujące, że danie naprawdę było przepyszne. Delikatne pieczone mięso dosłownie rozpływało się w ustach, więc każda zwłoka wywołana próbą wydobycia kawałka jedzenia sztućcami doprowadzała ją do szewskiej pasji. Nie zareagowała jednak w żaden sposób, nie spuszczając tylko oczu z rozmówcy. Odpowiedź Dagona była równie mglista co zawsze, a do tego zawierała sformułowanie, którego dziewczyna nigdy do końca nie pojęła. Biznesmen. Mianem tym określano przede wszystkim ludzi na wysokim szczeblu społecznym, z którymi siłą rzeczy panterołaczka nie miała nigdy do czynienia. Podobnie zakres ich działalności był tak samo szeroki jak niedookreślony, więc po prawdzie, chociaż Laufey zdawał się mówić szczerze, nie zdradził jej wcale więcej niż zwykle. Równie dobrze mógł powiedzieć „załatwiam delikatne sprawy” i tyle samo by się dowiedziała. Nie dopytywała jednak na razie, uznając to za jego krok w jej stronę, nawet jeśli poczyniony z niechęcią. Uśmiechnęła się dopiero w odpowiedzi, gdy głośno zauważył, że wciąż tutaj z nim siedzi.
        - Nie uciekam przed byle czym, a już na pewno nie przed obiadem – stwierdziła, zerkając na niego znad kieliszka, po czym upiła trochę wina. Było przepysznie owocowe i tak lekkie, że od razu zdradzało, jak łatwo można byłoby stracić w nim umiar.
        W milczeniu obserwowała, jak zastanawia się nad jej pytaniem, a pewnie i nad tym czy w ogóle na nie odpowiadać. Pierwsze słowa nie zaskoczyły jej specjalnie, przynajmniej jeśli chodzi o ich treść, bo samo ich wyrażenie było dość toporne. Lody przełamał jednak równie sprawnie co przepiórkę, a ona nawet nie udawała, że waha się czy pójść w jego ślady i od razu odłożyła swoje sztućce, zabierając się za obiad na poważnie.
        Przyglądała mu się częściej, gdy na nią nie patrzył, opuszczając zaraz wzrok, gdy on swój na nią podnosił. Próbowała wyczytać z tego człowieka coś więcej niż tylko to, co chciał powiedzieć, ale miała wrażenie, że zarówno jego twarz jak i postawa są dla niej murem nie do przebicia. Może ze zwykłymi nowo poznanymi ludźmi radziła sobie lepiej, ale on był zdecydowanie poza jej zasięgiem, więc nawet nie próbowała zgadywać, bo tylko mocno by się przejechała. Tak jak nauczyła ją ulica i trakt, brała co dają, a w razie czego weźmie nogi za pas.
        Teraz ona przechylała lekko głowę, słuchając i obgryzając przepiórcze kosteczki z charakterystyczną dla drapieżnika wprawą. Uśmiechnęła się, gdy usłyszała jak to ponoć łatwo odgadnąć jej profesję, gdyż wielu okradzionych by się z nim nie zgodziło. Albo po prostu okradała do tej pory samych ślepych idiotów, kto wie? Dopiero gdy Dagon w końcu pokusił się o konkrety (nikłe, ale zawsze), uniosła czujnie głowę, niemalże strzygąc uchem we włosach i w zamyśleniu oblizując usta. Spuściła zaraz wzrok, widząc jego charakterystyczny uśmieszek.
        - Coś, gdzieś, kiedyś, komuś ukraść. Tak się nie bawimy, panie Bajer – rzuciła z przekąsem i lekkim uśmiechem, odkładając na talerz ostatnią kosteczkę, nim znów na niego zerknęła.
        – Nie mówię tego złośliwie, jestem zainteresowana każdym potencjalnym zyskiem, ale muszę wiedzieć, na co się piszę chociażby po to, żeby wiedzieć czy podołam zadaniu – dodała spokojnie, żeby naprawdę nie było niejasności.
        Nie miała takich skłonności do motania jak jej rozmówca, zwłaszcza, że wszelkie niedomówienia w tej sprawie działałyby raczej na jej niekorzyść. Na pewno już nie zamierzała się przeceniać i zgrywać niedoścignionej w swoim fachu, bo takie podejście prędzej czy później kończyło się wpadką. Znała swoje umiejętności i nie umniejszała ich ani nie wyolbrzymiała, szczerze oceniając na co może sobie pozwolić, a co musi odpuścić. Czasami jedynie słabła, widząc coś, co wywracało jej w głowie i popychało do nierozsądnych działań, ale były to sytuacje wyjątkowe i do tej pory jakoś sobie z nimi radziła. No i nów oczywiście, ale to już osobna bajka. Napiła się znów wina, nim z niewinnym uśmiechem wznowiła rozmowę.
        - Co do wytrzymywania z tobą… myślę, że jakoś sobie poradzę. Ważniejsze pytanie brzmi: co ja będę z tego miała?
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Rozciągnął usta w bezczelnym grymasie odsłaniającym zęby. "Byle czego się nie boi"? Ciekawe jak by śpiewała widząc coś znacznie gorszego niż człowiek, którego oczekiwała. Jakie pocieszne było to stworzonko. Aż naprawdę chciało się ją zatrzymać na dłużej. Może nawet tak zrobi. Kto wie, jeśli okaże się dość dobra, dla zręcznego złodzieja zawsze znajdzie się zadanie.
I niby miał uwierzyć, że głównie obiad ją tu trzyma. Chyba, że miała co innego na myśli. Diabeł nie był pewien czy dziewczyna tylko była bezczelna, czy jeszcze próbowała z nim pogrywać sugestywnymi niedomówieniami. Nie mógł się upewnić, gdyż spojrzenie rzucone znad wina było krótkie. Później zaś Kimiko starała się zbyt często nie krzyżować z nim wzroku. Ilekroć patrzył w jej stronę, szmaragdowe oczy kryła kurtyna czarnych rzęs, utrudniając mu rozpracowanie dziewczyny.
Czy robiła to celowo i świadomie, czy też starała się go unikać odrobinę tracąc na swojej pyskatości, też nie wiedział. Chociaż tyle, że chyba rezygnacja ze sztućców została doceniona.
        Informacja o kradzieży ożywiła na moment Kimiko. Brunetka jednak równie szybko, jak dosłownie zastrzygła uszami, znów uciekła. Diabeł poważnie zaczął się zastanawiać czy nie jest to gra. Nie przydawał jej nadmiaru sprytu, od przesadzania z nadmiernie pochlebną oceną był daleki. Nie chciał jednak nie docenić w pewnym momencie zmiennokształtnej, która kilka razy go już zaskoczyła. Wciąż zbyt mało o niej wiedział.
        - Oczywiście już ci podaję wszystkie szczegóły - zamruczał, tym razem wyraźnie nie oburzając się za użycie ksywki. Skoro pozory i tak prysły, szkoda było energii na głupoty. Jeśli chciała nazywać go Bajerem, proszę bardzo, w końcu nim był. - Nie siedziałbym tu, gdybym był tak naiwny, Kimiko. - Nie tracił nic z tonu czarusia, ale nabrał groźniejszego odcienia, jakby chciał dać do zrozumienia, by traktować go poważnie.
        - Też się nie droczę, konkrety w trakcie. Najpierw rozpoznanie. Zobaczymy czy w ogóle da się coś ugrać. Plan później - kontynuował spokojnie, nie dając wielkiego pola do dyskusji. Sam nie wiedział jeszcze jak ugryźć temat, co więc miał opowiadać kotu, któremu nie ufał nawet na jotę.
        Kącik ust diabła uniósł się znowu, a wraz z nim brew, gdy tylko Kimiko postanowiła dać mu do zrozumienia, że łaskawie może zgodzi się na współpracę i jakoś zniesie jego towarzystwo. W to akurat niespecjalnie wierzył, nawet jeśli zadał pytanie. Diabla teoria brzmiała, że jeśli byłby jej tak obojętny jak właśnie twierdziła, lepiej wychodziłoby jej ignorowanie go. No chyba, że trafił na cwaniaka równego sobie i panterołaczka planowała złapać piekielnika w jego własne sidła. Zawsze należało brać taką opcję pod uwagę. Była jednak mało prawdopodobna. Jeśli Kimiko byłaby taką spryciarą, Dagon na pewno coś by o niej usłyszał. Dziewczyna miała talent, ale jeszcze nie dostała okazji do wybicia się i raczej nie była aż tak groźna. Nie powinna przynajmniej.
        - Poza moim towarzystwem? - tym razem ewidentnie drocząc się z Kimiko, odpowiedział pytaniem na pytanie. Dopiero potem rozwinął wypowiedź. - Udział w zyskach oczywiście, o ile jakieś będą. Całość może być ściemą i guzik nam się dostanie, ale powiedzmy, że wszystko co w ciebie zainwestuję będzie twoje, niezależnie od powodzenia... Te dwa marne sznureczki... - Wskazał na but, mając na myśli to co się w nim kryło. - Będziesz mogła spokojnie wyrzucić.
        Wytarł ręce w serwetkę i dolał panterołaczce wina. Zaraz potem wypełnił swój kieliszek.
        - Jeżeli się zgodzisz, trzeba będzie pokręcić się po mieście i ponudzić się trochę na przyjęciach - zaczął powoli tłumaczyć co miał na myśli. - Nie mogę ryzykować, że w którymś momencie iluzja pryśnie. Należy się odpowiednio przygotować. - Laufey miał nadzieję, że odpowiednio jasno dał do zrozumienia, że dziewczyna będzie musiała paradować w prawdziwej sukni. To, że nie zamierza oszczędzać na swojej partnerce, można było wyczytać między wierszami. Diabeł nie żałował pieniędzy na luksusy, wybrana restauracja była tego przykładem. Kobieta musiała pasować do Dagona, by przekręt nie został odkryty. Nie było mowy o tanich podróbkach czy półśrodkach.
        Wpatrywał się uważnie w Kimiko siedzącą naprzeciw. W tym momencie decyzja należała do niej. Kontynuować dyskusję, zgodzić się w tym momencie czy zwyczajnie odejść póki jeszcze mogła. W tej chwili nie zatrzymywałby jej. Jeżeli jednak dziewczyna zgodzi się zacieśnić znajomość z czartem, wątpliwe by ten puścił ją wolno. Za bardzo podobała mu się ciekawska pantera, która to raz sprawiała wrażenie jakby chciała nastraszyć go pazurami, by moment później spuścić wzrok jak lekko spłoszony kociak. Jeszcze się nie zaangażował w znajomość z Kimiko na tyle by rościć sobie do niej jakieś prawa. Oczywiście poza możliwością wystawienia jej na aukcji. Jednak to i tak nie byłaby jego działka. Nie trudnił się łapaniem kobiet. Nie dosłownie. Tym zajmowali się inni, on co najwyżej wystawiłby zlecenie.
Jeśli jednak brunetka zostałaby z nim, sam bies wątpił by od tak pozwolił jej odejść, przynajmniej dopóki mu się nie znudzi. Tego jednak nie musiał jej mówić.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Zmieszała się odrobinę, widząc jak drapieżny uśmiech wpływa na twarz Dagona po jej słowach, gdyż nie do końca wiedziała co go wywołało. Wystarczył jednak, by znów zbić ją z pantałyku, a gdy mężczyzna wytknął jej, z kpiną niemalże, że zarzuca mu naiwność, speszona spuściła spojrzenie, znów ulegając jakiemuś odczuciu grozy, które mu towarzyszyło. Sama pakowała się w takie sytuacje, jak zwykle, gdy nie umiała utrzymać na wodzy ciętego języka i teraz znów oddawała pole Laufey’owi.
        Skubała palcami bułkę, przy okazji pozbywając się z palców nadmiaru tłuszczu pozostałego po jedzeniu przepiórki. Uznanie jego towarzystwa za nagrodę skomentowała jedynie lekkim uśmiechem, wciąż nie podnosząc spojrzenia i zerknęła na niego dopiero, gdy wspomniał o zyskach. Nie dziwiło ją, że nie podał jej dokładnego udziału, to jeszcze nie pora na tą rozmowę, ale zainteresował ją tym „inwestowaniem” w jej osobę. Powstrzymała się jeszcze od pogardliwego prychnięcia, gdy jej najnowszą zdobycz nazwał marnymi sznureczkami, bo coś w jego głosie sprawiło, że uwierzyła w to, że może je przebić. Nie patrzyła jak dolewa jej wina, dosłownie zamieniając się w słuch, bo przez moment miała nieodparte wrażenie, że to wszystko jej się śni.
        Od momentu kiedy obudziła się w tym nieszczęsnym parku, zupełnie nie pamiętając skąd się tam wzięła, ciągnęło się za nią pasmo wydarzeń tak surrealistycznych, że powoli zaczynała wątpić w ich prawdziwość. Najpierw jakiś pies prowadził ją kanałami, zamieniając się w końcu w przystojniaka, to znaczy eleganckiego mężczyznę w garniturze. Później ten sam człowiek szeptem wyczarował na niej wytworną suknię i zabrał na przyjęcie demarskiej elity, gdzie udało jej się skraść szafirowe bransoletki, tak łatwo, jakby zabierała dziecku lizaka. No dobra, to akurat nie było takie podejrzane, w końcu całkiem niezła z niej złodziejka. Ale później obiad w ekskluzywnej oberży, do której normalnie by jej nawet nie wpuszczono, a teraz propozycja współpracy i zysków, które prawdopodobnie nie będą jej się mieścić w głowie i kieszeniach. A jej koci zwierzęcy instynkt podpowiadał, że tak będzie. Odetchnęła głębiej i napiła się wina, nie spiesząc z odpowiedzią.
        Później zdjęła ręce ze stołu, splatając je na podołku i w ukryciu gładząc kciukiem długą bliznę na przedramieniu. Cięcie było wtedy na tyle głębokie, że nawet po latach można było z łatwością wyczuć ślad po nim, nawet z zamkniętymi oczami. Pamiątka po jej naiwności biegła wyraźnym, bladym śladem na opalonej skórze, niemal od zgięcia ręki po samo wnętrze nadgarstka. Wtedy też zaufała złej osobie i omal nie przypłaciła tego życiem. Fakt, że siedziała tutaj dzisiaj zawdzięcza osobie, która była niczym senna mara, nie pozostawiwszy po sobie niczego poza uratowaną dziewczyną w lesie. Kimiko bała się teraz zaufać komukolwiek, nawet jeśli chodziło o rzeczy tak błahe, jak wybór kierunku drogi, a jednak jak na razie sprawiało to tylko, że była jeszcze bardziej samotna niż przed tymi feralnymi wydarzeniami. Czy to naprawdę było tego warte? Może lepiej zaryzykować, sięgnąć po coś trochę pewniej, zachłanniej nawet i chociaż przez chwilę dobrze się bawić w życiu, nie tylko gdy traci nad sobą panowanie te kilka nocy w miesiącu? Dagonowi z pewnością nie zaufa, ale może powinna w końcu zaufać sobie samej?
        Spojrzała w końcu prosto na niego, tym razem nie uciekając przed uważnym spojrzeniem. Kocie oczy o zwężonych źrenicach często ją zdradzały, reagując o wiele czytelniej niż chciałaby tego dziewczyna, ale tym razem wyjątkowo jej wzrok był spokojny. Sięgnęła nad pustym już talerzem po kieliszek.
        - W porządku – powiedziała, popijając wino. – Zobaczymy, o co w ogóle toczy się gra i jeśli okaże się, że warto zaryzykować, a ja uznam, że zadaniu podołam, to pomogę ci, za odpowiednią opłatą oczywiście. Brzmi rozsądnie? – Uśmiechnęła się w końcu lekko, a nad jej ramieniem błysnęła końcówka ogona.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Tak jak drapieżnik widząc umykająca ofiarę nie może powstrzymać się przed rozpoczęciem pościgu, tak samo diabeł starał się pochwycić wzrok Kimiko. Ta jednak sprytnie ciągle mu uciekała, znacznie wzmacniając zainteresowanie piekielnego. Jeśli kociak grał, to był w tym genialny.
Przez moment przemknęło mu przez myśl, że może przesadził. Kimiko speszyła się i zagrzebała spojrzenie w talerzu i męczonej bułce, spoglądając na niego raptem raz i do tego równie szybko znów umknęła. Może należało jeszcze trochę oswajać dziewczynę. Ale choć stawianie się zmiennokształtnej nawet mu się podobało, nie lubił gdy ktoś chciał z nim pogrywać. Bądź tu mądry i zachowaj umiar. Lubił decydować i budzić respekt, nienawidził sprzeciwu, a jednak chciał by pantera się stroszyła. Chyba sam powinien się zdecydować czego oczekuje, zanim zacznie stawiać wymagania. Umiar na pewno nie był jego mocną stroną...
Przez jakiś czas pozostawiony był swoim rozmyślaniom. Kimiko twardo podziwiała zastawę, wyraźnie rozważając propozycję. Nie poganiał dziewczyny. Nie wywierał presji, poza wpatrywaniem się w towarzyszkę. Wina również jeszcze nie pił. Zapadła zupełna cisza, podczas gdy diabeł w całkowitym bezruchu czekał na decyzję złodziejki.
Wreszcie jego oczekiwanie zostało wynagrodzone. Zielone kocie oczy spojrzały wprost na niego, nie kryjąc się tym razem. Dagon uśmiechnął się szeroko.
- To mamy umowę. - Wyciągnął kieliszek w kierunku Kimiko i zanim upił łyk, stuknął nim o jej szkło, jakby wznosili toast.

        Obiad był skończony. Diabeł dopił wino i zerknął na panterołaczkę.
        - Nie to bym poganiał, ale mamy dziś jeszcze sporo do zrobienia. - Uśmiechnął się prawie przepraszająco, odstawiając pusty kieliszek. Siedzeniem jeszcze nikomu nie udało się zbyt wiele osiągnąć. Oni zaś musieli jeszcze zrobić zakupy i wrócić do Demary.
Wstał od stolika i poprowadził ich do wyjścia.
        - Na pana rachunek? - zapytał elf.
        - Jak zawsze - krótko odparł diabeł.
        - Zapraszamy ponownie - z ukłonem pożegnał ich uszaty, oddając Kimiko jej płaszcz i broń, Dagonowi zaś kapelusz.
Laufey przepuścił Kimiko, otwierając przed nią drzwi i powiódł ich w głąb uliczki.
        Budynki wokół prezentowały się nie gorzej od Chryzantemy. Dzielnica należała do bogatych kupców. Poza ładnie wyglądającymi domostwami, nie brakowało tu nie odstających od całości sklepów. Do jednego z nich otworzył drzwi, zapraszając brunetkę do środka.
Od razu przywitała ich obsługa z twarzami przybranymi w odpowiednio przyjazne miny. Nie wykazali nawet odrobiny złośliwości albo z gracją ją zamaskowali, tak by była niedostrzegalna, mimo iż na pierwszy rzut oka Kimiko odstawała zarówno od diabła jak i sklepu.
        - Coś adekwatnego do pani urody? - Kupiec wyszedł przed szereg, nie czekając pytań klientów, domyśliwszy się celu przybycia ciekawej dwójki.
        - Wtedy nie znajdzie się nic odpowiedniego - diabeł odezwał się bez zwłoki, ganiąc go wzrokiem. - Coś co wyeksponuję urodę tej pani - poprawił sprzedawcę czart.
        - Oczywiście. - Kupiec skłonił się nisko, szybko rozumiejąc swój błąd.
        - Coś na co dzień i na wieczory - kontynuował bies, podczas gdy kobieta asystująca właścicielowi sklepu, zaczęła prowadzić Kimiko głębiej do środka. Dagon rozejrzał się pobieżnie po sklepie. Było w czym wybierać, ale miał jeszcze dwie pilne sprawy do załatwienia, jak się z nimi upora, zajmie się zabawniejszym zajęciem.
        - Proszę zaopiekować się panią, za moment wracam - ogłosił. Spojrzał jeszcze na Kimiko, podchodząc do niej. Odezwał się cicho, tak by tylko dziewczyna mogła usłyszeć. - Zaraz będę z powrotem. - Ppopatrzył jej w oczy, całując brunetkę w dłoń. - Nie ucieknij mi - dodał zadziornie. Zaraz potem wyszedł ze sklepu.
        Aerię znał jak własną kieszeń. Jeśli jakieś miejsce w Alaranii można było nazwać domem Dagona, z pewnością było nim to miasto. Przeniósł się do ciemnego zaułka, gdzie już czekał na niego typ w długim płaszczu z kapturem naciągniętym na twarz. Diabeł wydał ciche zalecenia. Cień kiwnął głową kilka razy. Zaraz potem zniknął rogaty jak i typ w płaszczu.
Później odwiedził jubilera. Wybrał interesujące "drobiazgi", co również nie zajęło mu dużo czasu. Wiedział czego szukał i czego pragnął. Po zapłaceniu, poinformował, że ktoś to za niego odbierze zakupy i wyszedł, znikając moment po wyjściu.

        Jubilera zdziwił nietypowy klient. Nie wykłócał się jednak. Jak to zwykło się mawiać, klient nasz pan. Zapłacił od razu. Kupił niemało, co za różnica, kto za niego odbierze biżuterię. Zgodnie z zapowiedzią, po jakimś czasie zjawiła się niepozornie wyglądająca kobieta, która miała ze sobą dowód zakupu i odebrała kosztowne arcydzieła. Pożegnała się miłym uśmiechem, w duchu szczerze wyrzucając diabłu jego zachcianki.
Szef to zawsze wymyślał i nie ułatwiał. Pokój miał czekać, gdy on pojawi się na miejscu. Kilka wyprasowanych garniturów miało być gotowych i czekać w tymże pokoju, standardowo. Zakupiona biżuteria również, jakżeby inaczej. Gdyby nie płacił adekwatnie do wymagań, to już dawno chyba by go otruła. Czasami to doprawdy potrafił wydziwiać bardziej niż zwykle. Umiał się przenosić, to taki problem było zabrać rzeczy ze sobą. Ale nie, szef nie chodził z pakunkami. Teraz pozostało jej spełnić kolejne żądanie, a w zasadzie całą ich listę. Potem jeszcze będzie musiała odebrać ciuchy jakiejś niewinnej ofiary. Naprawdę, nie mógł paradować sam? Oczywiście, że nie. Przez to miała więcej obowiązków, musiała odebrać kupione ubrania i dostarczyć do zajazdu. Za jakie grzechy...

        Dagon wrócił szybko, tak jak zapowiedział. Powitał go ponowny ukłon sprzedawcy oraz zapewnienie, że pani właśnie mierzy stroje. Diabeł skinął głową, ale nim rozsiadł się na kanapie, znajdującej się naprzeciw wyjścia z przebieralni, uważniej rozejrzał się po sklepie. Wzrok Bajera szybko przykuła jedna z sukien. Jedwab w kolorze szmaragdów, jak oczy jego pantery. Suknia nie miała rękawów, od frontu wyglądała skromnie. Bez rozcięć, nawet bez dekoltu, gdyż przód kończył się obróżką. Wystarczyło jednak obrócić kreację, by brak pleców momentalnie starł wrażenie o jej skromności. Materiał zaczynał się dopiero gdzieś w okolicach krzyża. Suknia skradła całą uwagę biesa. Nie wiedział czemu Kimiko jeszcze nie miała ze sobą tej kreacji, ale zamierzał to nadrobić. Podał suknię asystującej kobiecie i usiadł wygodnie na sofie, czekając aż pantera pokaże się w jakiejś nowej odsłonie.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Mieli umowę. Chociaż jej warunki wciąż były niejasne, postanowiła zaryzykować. Skusiły ją nawet nie same obietnice zysków, ale raczej potencjalne nowe doświadczenia, które im będą towarzyszyć. Gdyby pozwoliła sobie tylko na zdroworozsądkowe podejście, dawno by zrezygnowała, nawet z pysznego obiadu. Facet wyglądał jak chodzące kłopoty i ze swoim bagażem doświadczeń powinna unikać go jak ognia, ale z drugiej strony dawał wyraźny sygnał, że potrafi sobie z tymi kłopotami poradzić i w to była skłonna uwierzyć. Chociaż pierwsze przyjęcie było trochę nudnawe, następne mogły okazać się ciekawsze, zwłaszcza jeśli nie będzie musiała się trzymać Bajeranckiego rękawa, by iluzja z niej nie spłynęła, odsłaniając jedynie prostą złodziejkę. Odpowiednio bowiem odczytała subtelną sugestię, że będzie musiała odpowiednio się wpasować w tłum. Ciekawe jak to będzie. I ciekawe co też takiego zainteresowało Dagona, że postanowił to ukraść. Ech… ciekawość zabiła kota, oby nie wykrakał.
        Rozmyślała nad tym jeszcze chwilę, odkąd opuścili oberżę, spacerując teraz uliczką chyba jednej z bogatszych dzielnic tego miasta. Na plecach Kimiko znów przyjemnie ciążyła kusza, a z racji ciepłego dnia płaszcz leżał zwinięty w rulonik w jej torbie na ramię. Robiło się już jednak późne popołudnie i najedzona panterołaczka toczyła wokoło leniwym spojrzeniem. Do pełni szczęścia brakowało jej tylko wysokiego drzewa z gęstymi i grubymi gałęziami, gdzie na jednej z nich mogłaby wyciągnąć swoje kocie cielsko i spać do nocy.
        Laufey jednak zdawał się wiedzieć dokładnie dokąd zmierza i po czasie krótszym, niż dziewczyna potrzebowała do przeanalizowania swojej nowej sytuacji, otworzył przed nią kolejne drzwi, kilka kamienic dalej. Chcąc nie chcąc panterołaczka została zaproszona do środka nim wyłapała napis na szyldzie nad wejściem, jednak nie mogło być mowy o pomyłce. Przyprowadził ją do krawca. Spodziewała się, że będzie chciał zmienić jej wygląd, by nieco bardziej pasowała do nie swojej klasy społecznej, jednak nie podejrzewała, że stanie się to tak szybko. Momentalnie zatrzymała się w progu, spoglądając podejrzliwie po wnętrzu, a zamykające się za nią drzwi brzmiały jak spuszczana krata od klatki. Kocie źrenice rozszerzyły się w panującym półmroku, gdy podejrzliwie łypała na fałszywe uśmiechy stojących przed nią ludzi. Wymiany zdań między Bajerem a kupcem nie zrozumiała do końca, skupiona bardziej na kobiecie, która podeszła do niej szybko, po czym ujęła ją pod ramię i pociągnęła za sobą gdzieś w głąb pomieszczenia. Kimiko spojrzała przez ramię na Dagona, który podszedł do niej, by oznajmić, że znika na chwilę. Zielone oczy zrobiły się jeszcze większe.
        - Nie zostawiaj mnie tu samej! – syknęła cicho, z trudem kryjąc panikę w głosie i nie zwracając w ogóle uwagi na towarzyszącą jej kobietę, która uniosła brwi w zdziwieniu.
        Na zadziorną zaczepkę prychnęła tylko po kociemu, pokazując zęby. A jak ucieknie, to co? Pierwsza zdrada! Nie zostawia się kota za burtą! Ani na polu bitwy! Ani samego wśród obcych ludzi, którzy chcą zabrać ci ubrania i spalić je w piecu! Drzwi jednak zamknęły się za Dagonem w akompaniamencie diabelsko irytującego dzwoneczka nad nimi, na którego dźwięk panterze ucho zadrgało we włosach. Niech go piekło pochłonie. Bajera znaczy się, nie dzwoneczek. Kobieta w końcu zaciągnęła sztywną Kimiko na jeden z podestów i zasunęła za nimi gigantycznych rozmiarów kotarę podwieszoną u sufitu. Była otoczona.

        - Rory, zaopiekuj się panią. – Kupiec spojrzał na kobietę, która skinęła głową, wciąż asekuracyjnie trzymając dłoń na plecach dziewczyny, jakby bała się, że Kimiko faktycznie im ucieknie. Mężczyzna odwrócił się do swojego podwładnego i jemu polecenia wydał już cichszym głosem.
        - Kimmel, wybierz kilka kompletów, jak mówił pan Laufey, dopasuj je dla pani i zajmij się tymi szmatami, które zdejmie – mruknął, ale gdy odwrócił się ponownie w stronę panterołaczki, usłużny uśmiech zamarł mu na twarzy, gdy zobaczył jej spojrzenie.
        - Nie jestem głucha – mruknęła tylko, darując sobie robienie scen, ale efekt i tak został osiągnięty. Kupiec zbladł nieco i skłonił się momentalnie.
        - Proszę o wybaczenie – szepnął, a na skinięcie głową przez klientkę wyprostował się i uśmiechnął nieco naturalniej. Dziewczyna wydawała się normalna, tylko nieco dzika. Ale on ją wyprowadzi na ludzi, a przynajmniej sprawi, że będzie wyglądała jak dama. W końcu co jak co, ale akurat Dagona Laufey’a nie chciał zdenerwować. Pstryknął na swojego pomocnika, który wypadł za kotarę na polowanie po sklepie, a sam wycofał się w półukłonie. Dziewczyna spoglądała za nimi mocno skonsternowana, dopóki nie zobaczyła przed sobą twarzy kobiety nazwanej Rory. I się zaczęło.
        Uparli się na suknie. Gdy próbowała słabo protestować, że przecież miało być coś na co dzień, spojrzeli na nią nierozumiejącym wzrokiem, bo przecież suknie są na co dzień. I początkowo się wycofała. Pozwalała się mierzyć, oglądać i przebierać, stojąc na podeście niczym naturalnych rozmiarów lalka i tylko jej ogon zdradzał rosnącą irytację, na zmianę bujając się niespokojnie i sztywniejąc, gdy znów podnoszono jej ręce, przykładano do ciała tkaniny czy związywano gorset. Całe ciało miała napięte niczym struna, a oczy przebiegały po materiale kotary, szukając w niej luki. Ktoś bardziej biegły w odczytywaniu mowy ciała zorientowałby się, że podejrzanie spokojna dziewczyna jest na skraju wytrzymałości, ale nie ci tutaj. Oni byli w swoim żywiole. Kimiko wyczerpała się cierpliwość, gdy zobaczyła jak w jej stronę wraca znów cała trójka, a kobieta niesie na rękach liliową, długą suknią.
        - Nie – mruknęła, zatrzymując ją w pół kroku.
        - Ale…
        - Nie.
        - To jest…
        - Nie interesuje mnie to. Przepraszam, ale dajcie mi spodnie i koszulę. Ciemne. I jedną suknię, skoro się Laufey uparł na przyjęcia, ale jeszcze jedna taka sukienka piknikowa, w której niby mam chodzić w ciągu dnia i przysięgam, że rozszarpię was na strzępy – powiedziała możliwie łagodnym głosem, ale coś w jej oczach sprawiło, że Rory dygnęła i uciekła za kotarę, potykając się o liliowe falbanki. Kimmel szukał rady w oczach kupca, ale ten tylko przygryzał wnętrze policzka, wyraźnie się nad czymś zastanawiając. W końcu machnął dłonią w powietrzu i chociaż Kimi uniosła lekko brew, nie rozumiejąc znaczenia gestu, musiał on coś oznaczać, bo pomocnik kupca skinął szefowi głową i również zniknął za kotarą. Mężczyzna natomiast zbliżył się do dziewczyny, stając przy podeście i przyglądając jej się uważnie.
        - Chyba się nawet pani nie przedstawiłem, nazywam się Lafayette.
        - Kimiko – mruknęła, łypiąc na niego podejrzliwie.
        - Rozumiem pani opory, ale pan Laufey jest dla nas bardzo ważnym klientem i chcemy by był zadowolony, rozumie pani mój problem? – Zerknął na nią, a dziewczyna po krótkim wahaniu potulnie skinęła głową.
        - Nie chcę sprawiać kłopotów, ale to… - Wskazała ręką miejsce, w którym zniknęła nieszczęsna liliowa suknia z taką miną, że kupiec znów uniósł lekko dłoń.
        - Proszę nic więcej nie mówić. Może mi pani nie wierzyć, ale rozumiem, każdy ma inny gust, a naszym zadaniem jest mu sprostać. Czy mogę coś zaproponować? – zapytał, kontynuując zaraz, gdy dziewczyna obojętnie wzruszyła ramionami. – Spakujemy dla pani to co powinna nosić dama, tylko w nieco bardziej hm... pani wydaniu oraz jeden strój do jazdy, powiedzmy. Czyli coś w stylu ubrań jakie pani miała tylko lepsze. Czy możemy się tak umówić? – zapytał z łagodnym uśmiechem, a Kimiko chcąc nie chcąc skinęła głową.
        - Wspaniale – skomentował, klasnąwszy w dłonie, jednocześnie odbierając coś zielonego od kobiety, która wciąż spoglądała niepewnie na Kimiko, szepcząc coś do szefa, który skinął głową i znów spojrzał na paterołaczkę.
        - Pan Laufey już jest i chciałby, żeby pani jeszcze to przymierzyła. Dajcie znać jak skończycie! – rzucił do krawcowej i zniknął za kotarą, a Rory zabrała się za ubieranie dziewczyny w suknię.

        Kimiko ten ostatni raz znów stała grzecznie, zarówno dlatego, że nie chciała sprawiać więcej kłopotów panu Lafayette, jak również zajęta była gładzeniem jedwabnego materiału, zupełnie nim zauroczona. W życiu nie miała na sobie czegoś tak delikatnego i pięknego. Palce musnęły obrożę przy szyi, wysadzaną jakimiś błyskotkami. Suknia dosłownie płynęła po jej sylwetce, bezlitośnie ukazując każdy jej kształt, przez co dziewczyna początkowo czuła się bardziej naga niż przed jej założeniem. Dopiero od bioder spadała luźno w dół. I miała taki piękny zielony kolor.
        - Muszę jeszcze tylko zrobić z tyłu małą zakładkę, żeby nie było widać wypukłości ogona... – Usłyszała zza pleców i skinęła głową w milczeniu. – Gotowe! Może się pani obejrzeć.
        Panterołaczka odwróciła się bokiem w stronę lustra, a jej uśmiech zamarł nagle na twarzy, gdy zobaczyła swoje nagie plecy. Od karku aż po krzyż nie zasłaniał ich nawet fragment materiału. Spojrzała zaskoczona na kobietę.
        - Ona jeszcze nie jest skończona – rzuciła ze zdziwieniem, ale nijak miało się to do konsternacji widocznej na twarzy krawcowej.
        - Jak to? Zrobiłam już tą zakładkę, proszę zobaczyć, w ogóle ogona nie widać…
        - O plecach mówię, nie ma pleców!
        - No tak… - odparła niepewnie, ale obie wciąż spoglądały na siebie zdziwione, wyraźnie nie mogąc pojąć o co chodzi tej drugiej.
        - Rory, skończyłaś już? – dobiegł je męski głos zza kurtyny.
        - Tak szefie! Już wychodzimy – rzuciła kobieta i nim Kimiko zdążyła zareagować, dopadła do kutyny i odsłoniła ją na całej szerokości, stając gdzieś z boku, razem z wyraźnie z siebie zadowolonym kupcem. Pantrołaczka darowała sobie jednak komentarze, gdyż jej wzrok padł na sofę w centralnej części pomieszczenia, na której siedział wygodnie rozparty Laufey. Spojrzała na niego chłodno, jednak zaraz zdała sobie sprawę, co ma na sobie i zmieszała się wyraźnie, chociaż próbowała zamaskować to lekkim uniesieniem głowy. Zasada numer jeden: nawet jeśli nie jesteś pewna siebie, udawaj, że jesteś, większość ludzi da się nabrać.
        - Może za pierwszą wypłatę kupię ci lalkę, będziesz mógł sobie ją przebierać w co chcesz – rzuciła zaczepnie w stronę mężczyzny, jednocześnie zabijając go wzrokiem.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Wyglądało to tak, jakby do sklepu faktycznie wprowadził dzikie zwierzątko. Nie podejrzewałby Kimiko o tak rozpaczliwy wzrok. To spojrzenie wołające o ratunek, niby mieliby obedrzeć ją zaraz ze skóry. Zupełnie jakby ją porzucał. Tak rozpaczliwie, że prawie skłoniło Dagona do pozostania. Prawie. Była dużą dziewczynką, nie zrobią jej przecież krzywdy. Patrząc w tych kategoriach, znacznie groźniej będzie na kolacjach u snobów, a będą momenty, że będzie musiała sobie sama radzić.
Chciał szybko załatwić swoje sprawy, a ciągnąć ją wszędzie za sobą, byłoby co najmniej uciążliwe.
Wychodząc, gdy dziewczyna mogła dostrzec jedynie jego plecy, uśmiechnął się pod nosem. Wątpił by mu zaufała w tak krótkim czasie, ale jednak liczyła na wsparcie, dobrze wiedzieć.

        Krawiec jak zwykle stanął na wysokości zadania. Gdy wrócił, prace trwały w najlepsze. Nikt się nie obijał. Taką obsługę lubił, może niektórzy mieli nadmiar czasu i lubili trawić go na głupoty, ale nie on. Tu nie tylko szanowano jego czas, ale też potrafili sprostać standardom czarta. Laufey skinął głową z aprobatą, co wywołało wyraz ulgi na twarzy krawca. Uśmiechał się grzecznie i ponaglił pomocnicę. Kobieta szybko potwierdziła gotowość zarówno sukni jak i modelki i odsunęła kotarę.
Widząc Kimiko nie mógł się nie uśmiechnąć. Dziewczyna przywitała go miną, jakby została zaskoczona w kąpieli. Ile zabawy miał z takim kociakiem, a to dopiero początek znajomości. Najwyraźniej złodziejka nie podzielała diabelskiego rozbawienia. W jej ślepiach błysnęły mordercze iskry. Pantera zadarła podbródek do góry i gdyby nie spięta sylwetka może by jej nawet uwierzył. Bezskutecznie można by szukać skruchy na twarzy biesa. Uśmiech Dagona tylko się poszerzył. Obsługa z kolei chyba oczekiwała sprzeczki lub zwyczajnie nie chciała przeszkadzać podczas delikatnych rozmów, bo nagle każdy znalazł sobie zajęcie i zniknął albo gdzieś pomiędzy materiałami, albo na zapleczu. Do bardziej widowiskowego udawania, że ich tu nie ma, nie słuchają i wcale ich to nie interesuje, brakowało tylko popisowego gwizdania.
        - Miałem ich na pęczki. Są nudne... nie stroszą się tak uroczo - odpowiedział bezczelnie Dagon. Wstał z sofy i powoli podszedł do dziewczyny. Przez chwilę miał zamiar spytać czego nie zrozumiała, że teraz się złości. Czy wyobrażała sobie, że wejdzie na przyjęcie z kuszą? Czy może, że będzie tak paradować po ulicach, a jedynie wieczorem zgrywać damę? Tym razem jednak darował sobie wytykanie naiwności. Grali w zupełnie innych ligach i sytuacja dla zmiennokształtnej na pewno była nowa. Po tym jak ostatnio speszył panterę, nie chciał jej robić wstydu przytykami. Nie publicznie. Obawiał się, że złodziejka albo wybuchnie, albo znów ucieknie wzrokiem w podłogę. Jakby robiła dalej problemy to na osobności przeprowadzą trochę dobitniej tę rozmowę, teraz uznał, że lepszy będzie miód, nie dziegieć. Stanął przed Kimiko, jak zawsze patrząc jej w oczy.
        - Nie ja wymyśliłem, że kobiety chodzą w sukienkach. - Uśmiechnął się do niej najłagodniej jak potrafił. - Nie każę ci udawać głupiutkiego dodatku do garnituru, ale jak chcesz wejść między owce, musisz przywdziać owczą skórkę. Wierz mi, nawet na ulicach patrzy więcej oczu, niż sobie wyobrażasz. Jeżeli nie chcesz wpadki, musisz być wiarygodna - tłumaczył spokojnie, cichym mruczącym głosem. - Jak dla mnie mogłabyś chodzić i w mojej marynarce, ale nie pozwolę, by twój upór położył cały plan. Zgodziłaś się współpracować - zakończył nie mniej delikatnie, jakby wcale nie chciał wywierać presji. Spojrzenie diabła pozostawało jednak intensywne, skutecznie robiąc to za niego.
Położył ręce na ramionach dziewczyny i delikatnie odwrócił ją do dużego lustra stojącego w pomieszczeniu.
        - Poza tym, nie wiem o co się tak złościsz, wreszcie widać jak piękna jesteś. - Stał za nią, wciąż trzymając dłonie na barkach dziewczyny. - To jak, zrobisz mi tę przyjemność? - Głos Dagona zabrzmiał tak jakby faktycznie pytał Kimiko o zgodę.

        Po ustaleniu wszystkich formalności opuścili sklep. Nie uszli daleko, gdy diabeł skręcił w ciemną uliczkę i wyciągnął dłoń do Kimiko.
        - Pora wracać. - Ppoczekał aż dziewczyna się zbliży, objął ją w talii i zniknęli.
Zmaterializowali się w jednym z zaułków, które kojarzył z psich wędrówek, a z informacji, które uzupełnił, wynikało, że będzie blisko oberży pijawki, o której mówił Chrys. Faktycznie do przejścia mieli jedną przecznicę.
Podał Kimiko ramię i wolnym krokiem jak przystało na ludzi z wyższych sfer, ruszyli do zajazdu. Pokój oczywiście czekał tak jak sobie zażyczył.
Obsługa zaprowadziła ich na piętro. Diabeł jak zawsze przepuścił Kimiko w drzwiach i dopiero sam wszedł do środka. Pokój składał się z części dziennej z sofą, stolikiem i fotelami, z niego widać było drzwi łazienki i sypialnię, do której prowadziło przejście, zwieńczone ozdobnym łukiem.
        Dagon usiadł na fotelu, kapelusz rzucając gdzieś obok. Przymknął oczy i palcami potarł nasadę nosa. Myślał, że powinien ograniczyć większe czary na jakiś czas. Pomylił się. Na jakiś czas w ogóle powinien darować sobie czarowanie. Dawno w głowie mu tak nie huczało. Zawsze sądził, że lepiej wyczuwał swoje limity i daleko mu było do żółtodzioba zaczynającego zabawę z magią. Trochę jednak przekozaczył. Może świeżo po przemianie był bardziej wyczerpany niż powinien być. Nigdy nie udało mu się do końca zrozumieć jak działała klątwa i jej odwracanie. No właśnie, klątwa. Jakby tego było mało, tatuaż zaczął dawać o sobie znać, jakby runy zaczynały pełzać pod skórą. Może przemiana w ludzką postać czerpała z jego sił magicznych, a wyczerpanie zasobów energii prowadziło do przemiany w psa? Absurd i chaos, czyli coś co dupek siedzący na piekielnym tronie lubił najbardziej. Westchnął głęboko i odchylił głowę kładąc ją na oparciu. Oczy miał cały czas zamknięte. W pokoju było cicho i spokojnie, zachodzące słońce powoli malowało krwistą łunę nad budynkami na horyzoncie.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Jego uśmiech tylko ją rozjuszył. Nie można się do niej uśmiechać, jak kogoś opieprza, bo wtedy traci na impecie! Dagon jednak nic sobie z tego faktu nie robił, tylko szczerzył się bezczelnie, sprawiając w końcu, że dziewczyna sapnęła przez nos i odpuściła, zerkając gdzieś w bok. Prychnęła jeszcze tylko pogardliwie, gdy pochwalił się ile to innego rodzaju laleczek miał na swoim koncie.
        - Ponoć nie lubisz, jak ktoś ci się przeciwstawia – wytknęła mu, zerkając na niego, gdy do niej podchodził powoli. „Jak drapieżnik”, przemknęło jej przez myśl, ale szybko wyrzuciła to z głowy. To ona była tutaj drapieżnikiem i udowodni to, jeśli będzie trzeba.
        Na swoje szczęście Laufey uderzył w argumenty, a nie słowne przepychanki, bo te ostatnie wywoływały w dziewczynie tylko odruch pyskowania. Z logicznym rozumowaniem nie dyskutowała, słuchając tylko i oceniając prawdziwość słów. Tak przekonał ją wcześniej Lafayette i tak teraz zmuszona była przyznać rację Dagonowi. Czyli jej gra aktorska zaczyna się teraz i skończy w momencie, w której położy łapki na tym cennym czymś, cokolwiek to jest. Oby tylko gra była warta świeczki.
        Nie bez znaczenia pozostawała też jednak mowa ciała mężczyzny, który udowadniał swoją dominację niemal każdym gestem. Od natarczywych spojrzeń, którymi zmuszał ją do odwrócenia wzroku, aż po dotyk, nie mniej intensywny i władczy. Skinęła więc głową, niemo uznając jego rację, a gdy położył ręce na jej ramionach, odwróciła się posłusznie, nie widząc sensu w robieniu scen i szarpaniu się z nim. Przecież jej nie zje. Spojrzała na swoje odbicie i uśmiechnęła się pod nosem, widząc twarz Dagona nad swoim ramieniem. Na komplement przewróciła oczami, ale zaśmiała się cicho.
        - Bajerant – zamruczała, szturchając go barkiem.

        Gdy w końcu ją puścił, by przebrała się w coś, w czym może wyjść na zewnątrz, okazało się, że jej ubrania zniknęły. Dorwała gdzieś w locie krawcową, która blada ze strachu przysięgała, że ubrań nikt nie wyrzucił i są spakowane obok tych nowych. Kamień spadł z serca dziewczyny, ale i tak osobiście sprawdziła, czy niczego jej nie pozbawiono, a pod pozorem przeglądania swoich własności, wyjęła z zaszywanej skrytki w bucie szafirowe cudeńka, chowając je w kieszonce nowej sukni, którą miała na sobie. Nie dali jej nic czarnego, ale tak jak Lafayette jej obiecał, stroje nie były aż takie złe. Kamienicę opuściła w ciemnozielonej sukni z długim rękawem, ale wystarczająco lekkiej, by dziewczyna się nie ugotowała. Kwadratowy dekolt, nie za ciasny gorset i prosta spódnica sprawiły, że panterołaczka w ogóle nie narzekała, a wcześniej, gdy nikt nie patrzył, ukryła za podwiązką swoje sztylety. Cały pozostały dobytek, wliczając w to ukochaną kuszę i torbę na ramię, musiała zostawić, żeby te wszechobecne oczy, przed którymi straszył ją ciągle Laufey, jej nie wyłapały.
        Nie uszli zresztą daleko, gdy mężczyzna skręcił w mniej uczęszczaną uliczkę, a ona beztrosko poszła za nim. Wbrew temu jak teraz wyglądała, nie było to dla niej nic strasznego. Bardziej obawiała się wyciągniętej dłoni, bo dobrze wiedziała, co się znów stanie. Pozwoliła się więc objąć w talii i zacisnęła mocno powieki, czekając na to nieprzyjemne uczucie. Otworzyła oczy dopiero, gdy znów czuła grunt pod nogami i odetchnęła głębiej, otrząsając się z niekomfortowego wrażenia, które wciąż na sobie czuła, niczym osad. A więc znów Demara. Dała poprowadzić się do zajazdu, po schodach na górę i przodem do pokoju. Kątem oka widziała, jak Laufey pada w fotel, ale ona sama przeszła się jeszcze kawałek. Spodziewała się jednej izby, jak zawsze w karczmach, jednak ten zajazd był przeznaczony wyraźnie dla innej klienteli. Salonik, osobno sypialnia i łazienka. Dziewczyna chodziła wolno po pomieszczeniach, odruchowo sunąc dłońmi po meblach i ścianach, bo naprawdę dzięki temu dodatkowemu zmysłowi lepiej je odbierała.
        Dopiero gdy wróciła znów do saloniku, zwróciła większą uwagę na swojego znajomego, który, co tu dużo mówić, nie wyglądał najlepiej. Darowała więc sobie burę za to, co myślał sobie, rezerwując pokój z jedną tylko sypialnią. Miała przecież sofę, tam się prześpi, a jego chyba by nawet teraz nie było stać na zaczepki, więc tylko strzępiłaby język po próżnicy. Zamiast tego przechyliła lekko głowę, przyglądając mu się, po czym zerknęła w kąt pokoju. Dopiero gdy nie towarzyszyły im żadne inne dźwięki, można było doświadczyć tego, jak cicho porusza się dziewczyna. Podeszła do barku i tam dopiero zdradził ją brzęk szkła. Otworzyła i powąchała kilka różnych karafek, nalała whisky do jednej ze szklanek i podeszła spowrotem do Dagona.
        - Ciężki dzień? – zapytała z miłym uśmiechem na ustach, podając mu drinka. Sama usiadła na fotelu obok, zabierając wcześniej z niego kapelusz i zakładając go sobie na głowę, a nogi przerzucając przez oparcie. W końcu tutaj chyba może darować sobie pozory.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Wszystko poszło gładko. Zgodnie z oczekiwaniami, bez niepotrzebnych niespodzianek. Dziewczyna przystała na współpracę, nie utrudniając. Bez kłopotu trafili do oberży. Wszystko mogłoby się tak lekko układać. Tylko ten pieprzony ból głowy i przemiana, która nie była mu na rękę. Ciekawe czy w psim ciele łeb też będzie mu dokuczał. Nie słyszał dziewczyny. Pomyślałby nawet, że nie ma jej w pokoju, gdyby nie fakt, że sam ją wpuścił i sam zamknął drzwi. Nie słyszał ich ponownego otwierania, więc chyba była, gdzieś... W tym stanie, nawet nikłe światło zachodu raziło Dagona, więc chwilowo zrezygnował z poszukiwań Kimiko, pozostając w przyjemnej ciemności.
Dopiero brzęk szkła uświadomił diabłu jak blisko była dziewczyna. Ciekawe jak długo buszowała za jego plecami. Jego twarz pozostała niewzruszona, ale w myślach Bajer uśmiechnął się do siebie, cisząc się z dokonanego wyboru. Cicha jak prawdziwy kot. Otworzył oczy dopiero gdy usłyszał jej głos zaraz obok siebie.
        - Na dzień raczej nie mogę narzekać. - Dagon uważał go za wręcz satysfakcjonujący. Problem tkwił nie w dniu, a jego własnej odporności a w zasadzie jej braku. Żeby się tak wykończyć, niespotykane. Tego jednak nie musiał mówić. W zamian na twarz wróciła aparycja łobuza. - Nie planujesz mnie chyba otruć? - Wziął podawaną szklankę i teatralnie obejrzał jej zawartość. Zaraz po zaczepce, mina diabła złagodniała nieco. - Dzięki.
Zdziwił się, że dziewczyna nie robiła mu wymówek. Po prawdzie raczej ich się spodziewał a nie szklaneczki whiskey. Dopominać się jednak nie zamierzał. Znowu ułożył głowę na oparciu, ale odwrócił się tak by widzieć Kimiko.
        - Ładnie ci. - Uśmiechnął się nawet szczerze. Uroczo wyglądała i przez chwilę nie patrzył na nią pod kątem możliwych zysków, a jedynie przez pryzmat jej osoby. Upił alkoholu, cały czas patrząc na butną panterę. Jak dobrze, że potrafiła niezgorzej grać, bo z takimi akcjami, jak właśnie odstawiała, nawet ślepy nie pomyliłby jej ze służką a co dopiero z damą. Rozsiadła się na fotelu, jej nogi dyndały przewieszone przez oparcie. Do tego ten kapelusz, za duży na nią, idealnie dopełniał zawadiackiej prezencji. Dać jej jeszcze whiskey do ręki i bardziej wyzywająca suknię. Na ramiona naprawdę zarzucić jej męską marynarkę, jak napomknął w sklepie i obraz byłby kompletny. Niebezpieczna łowczyni jak z obrazka. Dopił resztę alkoholu.
        - Obawiam się, że przez chwilę mogę być uziemiony, zanim więc przejdziemy do realizacji widowiskowej kradzieży, korzystaj księżniczko z nowego świata - odezwał się, odchodząc od ciekawych myśli. Wstał by odstawić szklankę na stoliku. Przy okazji zdjął marynarkę i rzucił ją na oparcie wolnego fotela. Ich śladem podążyła kamizelka i krawat. Spinek nie ruszał. Z czasem zastanowi się czy nie ujawnić drobiazgu jakim była jego właściwa postać, choćby dla żartu, by zobaczyć jak dziewczyna zareaguję. Teraz było za wcześnie. Na jeden dzień miała dość wrażeń, wolał więc dać Kimiko czas na oswojenie się z nim.
        - Sypialnia jest do twojej dyspozycji - odezwał się po raz ostatni tego wieczora. Ledwie zdążył odwrócić się w stronę brunetki, a postać diabła osypała się niczym popiół, a w jej miejscu stał czarny pies.
Normalnie nawet czasu miał więcej od momentu pierwszej sugestii tatuażu do samej przemiany. Dzisiaj od pierwszego tknięcia, drażniące kłucie nasilało się w znacznie szybszym tempie.
Zwierzak wskoczył na kanapę. Rozciągnął się na niej, pysk układając na oparciu, tak by wlepić w dziewczynę swoje bursztynowe ślepia.

        Kilka godzin później niepozorna kobieta weszła do pokoju niosąc sporo pakunków.
- O kurcze - westchnęła widząc czarne psisko. Pies zastrzygł uchem i fuknął cicho. Kobieta skłoniła się lekko i pewnym krokiem przemieszczała się po pomieszczeniu, by poodkładać rzeczy w odpowiednich miejscach. Bezszelestnie niczym duch, suknie zaniosła do sypialni. Biżuterię w pudełkach ułożyła na komódce w salonie. Znalazła też miejsce dla garniturów.
To z jaką lekkością chodziła, sugerowało, że czarny pies nie był dla niej czymś obcym. Jeżeli zaś spokój kobiety był niewystarczającym argumentem, to jak dygnęła wychodząc, nie zostawiało wątpliwości.
        Pies obserwował wszystko w ciszy. Jak zawsze spisała się. Nawet jeśli był już wieczór, nie wątpił nawet chwilę, że sprosta jego zaleceniom. Miała sporo do zrobienia, więc Dagon i tak uznał, że się uwinęła. Gdy tylko drzwi zamknęły się za dziwną postacią, znów zamknął oczy. Tak, w psiej skórze, głowa bolała nie mniej niż w ludzkiej. Teraz powoli się uspokajała, ale w zamian przyszło zmęczenie. Był taki wyczerpany, jak dawno mu się nie zdarzyło. Nawet nie wiedział kiedy zasnął.
        Świt zastał diabła już w normalnej postaci. Sam Dagon jednak spał spokojnie. Głowa podparta jedną ręką leżała na podłokietniku. Nogi spoczywały na przeciwległym końcu.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Wyszczerzyła ząbki w uśmiechu na miłe słowa, które pierwszy raz zdawały się tak naturalne, niezamierzone i niegroźne na dodatek. Przyglądała mu się przez moment, by później znów podążyć spojrzeniem po bogatym wnętrzu. Jej uwagę ponownie przykuła łazienka i Kimiko już postanowiła, że jeszcze tego wieczoru sprawdzi czy na wyposażeniu ma wannę. Teraz jednak zerknęła zdziwiona na wstającego Dagona.
        - Uziemiony? – powtórzyła za nim jak echo, patrząc jak zrzuca z siebie marynarkę i kamizelkę. Przy krawacie obróciła się w jego stronę. Jeszcze godzinę temu naciskał na zrobienie z niej damy, a teraz odkładał całe przedsięwzięcie ze względu na co właściwie?
        - A propos sypialni właśnie… - zaczęła nieco poważniejszym tonem, skoro sam poruszył temat, ale urwała w momencie, gdy mężczyzna zniknął jej z oczu, a na jego miejscu stał znajomy czarny pies. Kimiko miała minę, jakby ktoś ją właśnie okradł, a ona się nie zorientowała i tym zszokowanym spojrzeniem właśnie, i z rozchylonymi ustami, śledziła kroki zwierzęcia, które umościło się wygodnie na sofie. Dopiero wówczas odstąpienie jej sypialni nabrało sensu. Nagle odwróciła się w fotelu w stronę psa i spojrzała na niego bystro, a kącik jej ust drgnął lekko w czymś co mogło być zaledwie cieniem uśmiechu.
        - Ty tego nie kontrolujesz – powiedziała bardzo powoli, spoglądając w obojętne bursztynowe oczy. Oparła się na łokciu o fotel, przykrywając palcami usta w głębokim zamyśleniu, a druga ręka bezwiednie popłynęła w stronę zwierzęcia, by podrapać je za uchem. Niby dowiedziała się czegoś nowego o swoim nowym znajomym, a jednak wywołało to kolejne pytania, jeszcze pilniejsze i obiecujące o wiele ciekawsze odpowiedzi. W końcu jednak tylko mruknęła coś do siebie pod nosem i zaprzestając głaskania zabrała rękę i wstała z fotela.

        Skoro rzeczywiście na towarzystwo Laufeya nie będzie mogła w najbliższym czasie liczyć, pomijając okazjonalne drapanie psa za uchem, i w istocie miała dla siebie trochę czasu, miała zamiar wykorzystać dobrą radę i korzystać z „nowego świata”. Zdjęła kapelusz z głowy i położyła go na psim łbie z wesołym uśmiechem, po czym zniknęła w sypialni.
        Łóżko było gigantyczne, spokojnie mogłyby w nim spać co najmniej cztery osoby, a jednak były na nim tylko dwie poduszki. I kołdra. Wielka i puchowa, niemal dorównująca grubością materacowi. Kimiko oczywiście wskoczyła zaraz na łóżko i przeturlała się przez nie, lądując z drugiej strony. Takie miękkie. Uchyliła okno, wpuszczając do środka wieczorne powietrze, przejrzała szafki, pochodziła boso po dywanie i z beztroskim uśmiechem na ustach pogapiła się w sufit zawinięta w pościel. Po jakimś czasie jednak znów pojawiła się w salonie, zabrała z barku karafkę z winem, kieliszek i zniknęła w łazience.
        Wanna w istocie tutaj była. I to nie w postaci drewnianej, przeciekającej balii tylko prawdziwa, metalowa wanna na nogach! Kimiko nalała sobie wina i popijając je obchodziła zbiornik dookoła, zastanawiając się, skąd ma wziąć do niego wodę. Na zydelku obok stało kilka małych fiolek z kolorowymi płynami i jakieś kawałki kamienia, a obok zwinięte w rulony białe ręczniki. Z ziemi wystawała też miedziana rura z kurkami, która wyginała się w dół, w kierunku wnętrza wanny. Dziewczyna kierowana bardziej instynktem niż jakąkolwiek wiedzą na temat tego co robi, zaczęła jedną ręką manipulować przy kurkach. Jak można się było tego spodziewać panterołaczka odskoczyła z wystraszonym, cichym piskiem, gdy z rury strzeliła nagle woda, ale po chwili wróciła, wyraźnie zadowolona ze swojego odkrycia. Odstawiła wino na podłogę i nie bez trudu wydostała się ze swojej nowej sukni. Musiała wziąć na to poprawkę, że przez najbliższe kilka dni ubieranie się i rozbieranie będzie zajmować jej nieco więcej czasu niż zwykle.
        Gdy wanna była prawie pełna, Kimiko ostrożnie weszła do środka, nawet nie krzywiąc się na temperaturę wody. Nie była ona ciepła, ale i do zimnej wiele jej brakowało, zwłaszcza dla kogoś, kto zwykł kąpać się w lodowatych rzekach. Zanurzyła się aż po czubek głowy i tylko uszka wystawały nad taflę wody, dopóki nie wynurzyła się znowu i oparła głowę o brzeg zbiornika, przymykając oczy i czasami sięgając po kieliszek z winem. Chyba mogłaby się do tego przyzwyczaić.
        Zawartość tajemniczych buteleczek pachniała wyjątkowo ładnie, lecz diabelsko intensywnie. Dziewczyna na próbę wylała zaledwie kroplę jednego z płynów do wanny, by od razu poczuć delikatny zapach trawy cytrynowej. Podejrzewała, że efekt byłby jeszcze lepszy, gdyby woda była gorąca, ale ani takiej nie lubiła, ani nie wiedziała jak ją otrzymać, więc odłożyła fiolki na miejsce. Kamień obracała w dłoniach krótko, bo przeraźliwie syczał w zetknięciu z jej mokrymi dłońmi. Od razu odrzuciła go z powrotem na zydelek, domyślając się, że również ma jakieś kąpielowe zastosowanie, ale nie chciała go sprawdzać, nie podobało jej się to syczenie.
        Nie wiedziała ile czasu spędziła w łazience, gdy usłyszała, że ktoś wchodzi do pokoju. Momentalnie wyszła z wody, poruszając się jednak powoli, by pluskiem nie zdradzić się przed intruzem. Owinięta lekko ręcznikiem podeszła ostrożnie do drzwi i uchyliła je nieco, zerkając na pokój. Stała tam kobieta z naręczem pakunków, kłaniając się psu na kanapie. Kimiko przewróciła oczami, domyślając się, że jest to ta tajemnicza osoba, która miała zabrać ich rzeczy od krawca. Obserwowała jednak wciąż kobietę, gdy ta odwieszała suknie w sypialni i garnitury w salonie, układając też jakieś pudełka na stoliczku. Później wyszła, a panterołaczka zamknęła się z powrotem w łazience. Wyciągnęła już jednak korek z wanny, przez moment przyglądając się z fascynacją znikającej wodzie, nim osuszyła lekko włosy i z ubraniami przewieszonymi przez rękę wyszła w ręczniku do saloniku. Spojrzała przelotnie na śpiącego psa i oczywiście ruszyła pozaglądać do pozostawionych szkatułek. Suknia wypadła jej z ręki, gdy oniemiała dziewczyna przerzucała palcami błyszczącą biżuterię wyjątkowego kunsztu. Duszę by sprzedała i nie byłoby ją na to stać. Losie drogi, kim jest ten człowiek? Zamknęła z powrotem puzderka, pozbierała szaty i czmychnęła do sypialni. Przebrała się w swoją starą koszulę, pogłaskała czule kuszę, rozwiesiła suknię i wskoczyła do łóżka, zawijając się w kołdrę jak w kokon. Śniły jej się szafiry, szmaragdy, diamenty i inne klejnoty. I czarny pies.

        Obudziła się na podłodze, zwinięta w kłębek na kołdrze, którą najwyraźniej zwlekła w nocy ze sobą na ziemię. Chwilę jej zajęło nim w ogóle zorientowała się gdzie jest, ale w końcu pozbierała się na nogi, pościeliła po sobie łóżko (mniej więcej) i przebrała w suknię, zawieszając znów na szyi rzemyk z medalionem. Ukradkiem zajrzała do drugiego pomieszczenia, jednak zamiast śpiącego na sofie psa zobaczyła wyciągniętego na całej długości mebla Dagona i uśmiechnęła się pod nosem.
        Prawie podskoczyła, gdy rozległo się ciche pukanie do drzwi. Spojrzała odruchowo na mężczyznę, ale wciąż miał zamknięte oczy, więc na palcach podeszła do drzwi, uchylając je nieco. Zastała tam młodą, uśmiechniętą dziewczynę z tacą w rękach.
        - Dzień dobry, przyniosłam dla państwa śniadanie – powiedziała dziarsko, a Kimiko spojrzała zaskoczona na pełne talerze. Korciło ją, żeby spytać skąd wiedziała, że już nie śpią, ale ugryzła się w język. - Wnieść do środka?
        - Nie, dziękuję bardzo. – Uśmiechnęła się w końcu i odebrała tacę, a dziewczyna dygnęła energicznie i odfrunęła, zamiatając fartuszkiem. Kimi wyjrzała jeszcze za nią z ciekawością, ale zapach jajecznicy na boczku skutecznie wdzierał się do jej nozdrzy drażniąc żołądek obietnicą pysznego śniadania. Wróciła do środka, biodrem zamykając drzwi i odstawiła cicho tacę na stoliku przy sofie.
Zablokowany

Wróć do „Demara”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 5 gości