Demara[Centrum miasta] Jak pies z kotem.

Warowne miasto położone na granicy Równiny Drivii i Równiny Maurat. Słynące z produkcji bardzo drogich i delikatnych tkanin, takich jak aksamit czy jedwab oraz produkcji wyrafinowanych ozdób. Utrzymujące się głównie z handlu owymi produktami.
Zablokowany
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Mógłby ukręcić jej ten uszaty łebek. Mógłby wynieść jedynie on sam wiedziałby gdzie, ale lęki panterze minęły, chociaż była najbliżej przekroczenia granicy diablej cierpliwości. Czasem widać było jak stresowała się drobiazgami nie będąc pewną jaką uzyska reakcję, a paradoksalnie gdy naprawdę mogła się ona nie spodobać, pantera świetnie się bawiła. Jak wrócą jej zmysły, trzeba będzie porozmawiać o tych chwilach wątpliwej poczytalności. Prychnął na nieudolną próbę zgrywania niewiniątka.
        - Zimnej? Jesienią? Nie lubię - odpowiedział warkotliwie, nie wdając się w szczegóły. Nic sobie nie robił z machania rękoma i nogami, wychodząc z założenia - w dupie z pozorami. Nie było to większym utrudnieniem niż bunty zwykłego dachowca. Tylko słysząc wzmiankę o kapeluszu, wstrząsnął lekko swoim pakunkiem.
        - Nie przeginaj, bo ciebie odkształcę - burknął, ale humor diabła był już całkiem ułagodzony, więc i jego burczenie było raczej niegroźne. Przynajmniej na tyle na ile nieszkodliwe mogło być niezadowolenie bandyty z piekła. Kotu upiekło się, po raz kolejny.

        W głębokim poważaniu miał gapienie się ostatnich bezsennych tułających się uliczkami, trzeźwych czy też pijanych. Dagon nie był narwańcem. Póki każdy z nich pilnował swoich spraw czart nie zamierzał zwracać na nich uwagi. Gdy uwolnił złodziejkę, uśmiechnął się złośliwie usatysfakcjonowany. Wieczór nie był zimny, ale po kąpieli i jemu dreszcze ciągnęły po plecach. Naprawdę, świetny to był pomysł.
        Może gdyby duma wypisana na twarzy dziewczyny była perfidna i złośliwa. Gdyby pantera próbowała go w jakiś sposób upokorzyć, nie folgowałby jej nawet chwili. Ale poznał już trochę dziewczynę i dzisiaj chociaż odstawiała najróżniejsze dziwactwa, były raczej nieszkodliwe. Pajacowała jak młody kociak i była w tym całkiem urocza. Laufey lubił budzić strach. Uwielbiał szacunek podszyty trwogą jakim go darzono, ale Kimiko była zabawną odmianą. Zdążył dojść do wniosku, że nie zamierza go wykorzystać i wyrolować, co już dawało jej pewien margines tolerancji. Z drugiej strony, choć na co dzień głupotę i naiwność osób, które nie miały dość rozsądku by nie wierzyć w urok diabła, Dagon wykorzystywał brutalnie i bez skrupułów, gardząc swoimi ofiarami, o tyle pantera była na tyle wdzięczna w swojej łatwowierności mieszanej z ostrożnością, że nawet go nie drażniła, a dostarczała rozrywki.
Nie czując zagrożenia ani pogardy, wykorzystywał więc zabawne chwile mieszając je z pracą.
        Alkohol pomógł na wiele sposobów. Chociaż na chwilę rozgrzał przemoczone ciało, zastępując dreszcze swoim przyjemnym, nawet jeśli złudnym, ciepłem. Do tego pantera się ładnie ululała i dzięki temu teraz, wraz ze zmęczeniem, jedynym z czym musiał się borykać to jej plączące się nogi i piosenka, którą mruczała sobie pod nosem gdy już weszli do pokoju. Tak więc na swoją stancję wrócili bez kolejnych urozmaiceń, nawet jeśli musiał prowadzić dziewczynę niekoniecznie pewną swoich kroków.

        Chociaż skradał się cichutko, panterołaczka od razu zauważyła jego obecność, nawet pijana. Na drwinę odpowiedział jedynie złośliwym uśmiechem. O dziwo obeszło się bez protestów jak wlazł na materac. Czyli kotek chociaż czujny, był całkiem nieświadomy... Dobrze. To, że diabeł nie zrobił jej krzywdy, nie znaczyło, że daruje wrzucanie swojej osoby do rzeki bez żadnego odzewu.
Kimiko zorientowała się za późno co się święci, na co czart tylko szerzej się uśmiechnął.
        - Mi też jest zimno - zamruczał z satysfakcją gdy dziewczyna piszczała próbując się odsunąć.
        - Trzeba było pomyśleć wcześniej, już ci nie wierzę - odpowiedział zadowolony z osiągniętego piorunującego efektu. Na protesty i próby wydostania się z potrzasku tylko rechotał pod nosem, bardziej nimi zachęcony niż odstręczony. Mogła być czujna. Mogła być cicha jak dziki kot i tak jak ten drapieżnik zwinna i zabójcza. Ale gdy już dostała się w łapy biesa, była na przegranej pozycji jak zwykły kociak.

        Dagon wypoczął jak rzadko. Było mu miło, wygodnie i ciepło, a do tego mu mruczano utulając do snu lepiej niż kołysanka.
Diabła przebudził dopiero gwałtowny ruch dziewczyny i urwanie mruczenia. Powstrzymał śmiech, słysząc zszokowany szept. Trochę tak jakby Kimiko urwał się film i dopiero teraz dowiedziała się co zrobiła. Oczy wciąż trzymał zamknięte, ale nie pozwolił wymknąć się swojej tegonocnej maskotce. Kimiko jednak nie dawała za wygraną. Skoro próby oswobodzenia się spaliły na panewce, zaczęła smyrać go uszami po twarzy.
        - Nie wierć się, śpię - mruknął chrapliwie, wciąż tłumiąc rozbawienie. Tę przestrzeń, którą dziewczynie udało się wywalczyć wiercąc się i próbując nawiać, diabeł zatarł mocniej przytulając dziewczynę. Otarł policzek o jej głowę i westchnął głęboko, jakby ani myśląc się ruszyć.
        Dopiero po chwili zsunął z niej rękę, pozwalając jej umknąć, zadowolony odpowiednio długim w swoim mniemaniu uwięzieniem złodziejki. Przekręcił się na plecy i otworzył oczy powoli przyzwyczajając je do jasności południowego słońca.
        - Dokąd ci tak spieszno? - zamruczał, podkładając rękę pod głowę, by lepiej widzieć Kimiko.
        - Podobno mnie lubisz, a już uciekasz? - odezwał się nęcącym półgłosem. Dagon puścił dziewczynę, ale to nie znaczyło, że piekielnik skończył zabawę kosztem brunetki. Leniwy uśmiech, który pojawił się na twarzy moment temu, ani myślał zniknąć.
Bies wyglądał jak po dość rozrywkowej nocy. Ubrania, które obeschły na nim prezentowały się co najmniej luzacko. Wymięta koszula pozbawiona eleganckiego zwieńczenia kołnierzyka, była sama w sobie rzadkim widokiem, a co dopiero o kilka guzików niedopięta jak teraz. Spod jej wygniecionej bieli wymykał się niewielki fragment tatuażu. Rozpuszczone włosy, które wysychały podczas snu, teraz w artystycznym nieładzie rozsypały się po poduszce i kręconymi kosmykami opadały na ciemne oczy. Ślepia, które swoim szelmowskim spojrzeniem z odrobinę groźną nutą idealnie pasowały do uśmieszku diabła.

        Skoro jednak już wstał, westchnął głęboko i zszedł z łóżka. Piekielnik przeciągnął się powoli i poruszył głową, aż chrupnął mu kark. Dopiero wtedy, odgarniając włosy wpadające do oczu, Bajer poszedł do salonu. Nie czekał aż pantera się namyśli. Darował sobie dżentelmeńskie zagrywki (nie po tym co zafundowała mu wieczorem), sprawnie wybrał świeże ubrania i poszedł do łazienki. Zdecydowanie potrzebował ciepłej kąpieli.

        Gdy moczył się się w gorącej wodzie, na ręce zmaterializował mu się niewielki dzwoneczek, którym zadzwonił. O dziwo przedmiot nie wydał z siebie głosu. Zamiast dźwięczącej melodii, właśnie w dźwięku dzwoneczków pojawiła się wróżka znana już z wcześniejszych wieczorów.
Wyraźnie oburzona zaczęła majtać coś drobnymi rączkami, które szybko skrzyżowała na piersi, patrząc na diabła z naganą.
Przecież zjawiła się wieczorem jak zawsze, a tam nic! Zero naszykowanych ubrań. Przenosiła się bez powodu.
        - Daj spokój skarbie. Późno wróciliśmy - zamruczał czart, na co wróżka tylko fuknęła ostentacyjnie odwracając wzrok.
        - Teraz potrzebuję twojej pomocy. - Uśmiechnął się czarująco. Wróżka wywróciła oczętami, ale machnęła rączką, jakby mówiła no dobrze, znaj łaskę pani i zgrabnie poleciała do salonu, wymykając się szczeliną drzwi, które swoim ciężarem zaraz się za nią zamknęły.
Pomknęła do stosu ubrań i aż się zapowietrzyła. Niczym wściekła osa pomknęła z powrotem do łazienki.
        - No był mały wypadek... - mruknął bies, rozbawiony złością małej istotki.
Ta zaś dopiero w tym momencie rozsierdziła się na dobre. Dagon zdążył wyjść z wanny gdy skrzydlata rozpoczęła swoją tyradę. Całe szczęście tak drobne stworzonko mówiło równie szybko co latało inaczej chyba Laufey by nie wytrzymał i parsknąłby śmiechem, a to nie było wskazane, bo mała obraziłaby się śmiertelnie. Tak więc z uśmieszkiem plączącym się na ustach słuchał brzęczenia, które przypominało dzwonki i ważkowe skrzydełka zmieszane w jedną uroczą symfonię. W niej dało się wyłapać coś na kształt - Wypadek, ja ci dam wypadek. Mgnienie później wypadła z łazienki z hukiem otwierając drzwi.
        - Weź zachowuj się i zamykaj za sobą - mruknął diabeł, który chwilowo za jedyny ubiór miał ręcznik przewiązany przez biodra. Odwrócony na wpół tyłem do wyjścia nawet nie widział co działo się za otwartymi drzwiami. Te zaraz do wtóru rozeźlonego brzęczenia zamknęły się z nie mniejszym hukiem.
        - Dziękuję - odezwał się teatralnie zza drzwi. Wrózia zaś wzniosła swe drobne rączki do niebios w pantomimicznej skardze i wróciła do całego nieszczęścia, zupełnie nie zważając na Kimiko.
"Ubrania, takie piękne ubrania zniszczył! I buty!"
Z piskiem podniosła poszarpany rękaw marynarki i miąchała nim chwilę w powietrzu jak martwym przyjacielem, którego żale mogłyby wskrzesić. Potem podleciała do kapelusza, wciąż mokrego. Co ten niewdzięczny diabeł wczoraj robił?! Jaki brak szacunku do wspaniałych materiałów.
        Wróżka była dość nietypową istotką. Zamiast tkwić w lesie i opiekować się przyrodą, całym sercem ukochała materiały wszelkiego rodzaju. Zakochała się w nich gdy Dagon odmienił się z psa (którego postanowiła otoczyć opieką, używając go jako pretekstu by opuścić swoją wioseczkę) w to dwunogie, rogate coś. Została by opiekować się nie Bajerem, a jego domem i ubraniami. Zauroczyły ją jedwabie, luksusowa bawełna. Lubiła meble z egzotycznego drewna, chociaż przecież trzeba było ściąć na nie drzewa. W jej oczach jednak, to nadawało im nowe jakże oryginalne, wartościowe i jedyne w swoim rodzaju życie.
Latała więc jeszcze dobrą chwilę użalając się nad niesprawiedliwym losem, który spotkał tak wspaniałe wyroby, nim znikła by wrócić z dwoma nowymi, skompletowanymi garniturami, nowym kapeluszem i butami. Później zabrała to co było do prania lub było zniszczone. Wszystko zaś czyniła tak jak zwykle, wyciągając swój magiczny worek i wyjmując rzeczy z niego i do niego je pakując.
        W tym czasie Dagon już ubrany, w świeżej koszuli, może bez krawata, ale trochę lepiej zapiętej, i ze związanymi mokrymi włosami wyszedł z łazienki.
Ostatnio edytowane przez Dagon 6 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        - Udajesz, że śpisz, to się nie liczy – uznała, słysząc niezadowolony pomruk mężczyzny.
        Korzystając jednak z okazji, że był przytomny, znów próbowała zabrać z siebie jego rękę, ale ten uparciuch tylko przytulił ją mocniej do siebie, powiercił się, poocierał i westchnął z zadowoleniem. Brakowało tylko ostentacyjnego chrapania na koniec. Niezręczne samopoczucie powoli zastępowała irytacja, gdy Kimiko buntowała się wewnętrznie przeciwko byciu czyjąś maskotką. Do samego przytulania nigdy nic nie miała, ale gdy przygarniano ją do siebie na siłę, budził się w niej kocia przekora i dziewczyna próbowała się wywinąć dla samej zasady. Zwłaszcza, gdy zorientowała się, że Dagon robi jej po prostu na złość. Panterołaczka przytula się, łasi i ociera wtedy, kiedy ona ma na to ochotę, a próby wymuszenia tego u niej mogą skończyć się tragicznie. Wczoraj miał facet fory, bo ciężko było jej zajść za skórę podczas nowiu, dzisiaj stąpał już po cienkim lodzie.
        Upiekło mu się, bo puścił złodziejkę w tym samym momencie, w którym postanowiła sprzedać mu kopniaka w goleń. Zamiast więc realizować plan wywinęła się szybko, nim Laufey zmieni zdanie, i zeszła z łóżka, obchodząc je dookoła, by uporządkować rzucone wczorajszej nocy w nieładzie mokre ubrania. Pierwsze pytanie zignorowała, pozornie pochłonięta składaniem suchych, ale skrajnie wygniecionych ubrań na komodzie, przy drugiej zaczepce odwróciła się w stronę mężczyzny, spoglądając na niego spod rzęs.
        Nieświadomie wstrzymała oddech, gdy wzrok uciekł jej na moment i powoli przepłynął po rozrzuconej wręcz teatralnie na łóżku sylwetce, by z nieco innym blaskiem w oczach wrócić szybko do jego twarzy. Dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem, krótko nad czymś zastanawiając, po czym podeszła bliżej, przygryzając wargę i przeczesując palcami zmierzwione w nocy włosy. Ogon bujał się wysoko w górze, nad linią bioder, gdy złodziejka weszła na czworakach na materac, podchodząc do Dagona i zatrzymując dopiero nad nim.
        - Masz rację, lubię cię – szepnęła, pochylając się nieznacznie i mrużąc ślepia. – Nie powinnam, ale polubiłam. Ale coś innego nie daje mi spokoju, nie mogę przestać o tym myśleć, odkąd się obudziłam w twoich ramionach. I wiesz, na co mam teraz straszną ochotę? – mruczała kusząco, zniżając się jeszcze bardziej i zatrzymując nagle przy jego policzku.
        - Na śniadanie – westchnęła mu do ucha, po czym zaśmiała się wesoło i szybko umknęła z łóżka, zanim dostanie po uszach. Wciąż rozbawiona, wybiegła z sypialni, a po chwili trzasnęły za nią drzwi pokoju.

        Ciężko powiedzieć jak pantera zdobyła śniadanie, bo zaledwie po chwili, gdy Laufey wychodził z sypialni, Kimiko wróciła z tacą w rękach, balansując na jednej nodze, by drugą zamknąć za sobą drzwi. Odstawiła paterę na stoliczek w salonie i przysiadła do jedzenia, zerkając tylko na Dagona, gdy nie dołączył do niej, a zniknął w łazience. Wzruszyła jednak ramionami i zabrała się za swoją jajecznicę. Zastrzygła lekko uchem, słysząc głos mężczyzny za drzwiami, ale zbagatelizowała sprawę, w końcu każdy czasem gada do siebie. Nagle jednak coś małego wyleciało z łazienki i przeleciało jej przed nosem.
        Źrenice pantery rozszerzyły się momentalnie, gdy ta upuściła sztućce i rzuciła się w pogoń. Kimiko przeskoczyła fotel, dopadając do małego, brzęczącego czegoś, co zawisło teraz nad garniturem Bajera, po czym nagle wystrzeliło w stronę łazienki, a zmiennokształna oczywiście w ślad za nim. Z niezadowolonym prychnięciem zatrzymała się jednak na zamkniętych drzwiach, nie mogąc się przemóc, by po prostu wejść do środka, tak bezceremonialnie jak Dagon ją ostatnio naszedł. Przebrała nogami w zniecierpliwieniu i ostrożnie przyłożyła dłonie i ucho do drzwi, próbując coś usłyszeć. Była tak podekscytowana wyłapaniem cichego brzęczenia, że zupełnie nie zwracała uwagi na to, co mówi Laufey, a gdy zorientowała się, że furkot zbliża się do drzwi, odskoczyła od nich jak oparzona, czekając na tajemnicze coś.
        Drzwi otworzyły się na oścież, a wróżka przeleciała jej przed samym nosem, ale Kimiko nie podążyła za nią spojrzeniem, zbyt zajęta gapieniem się z głupio otwartą buzią na ubranego tylko w ręcznik Dagona. I nie, wcale nie mierzyła wzrokiem jego umięśnionego brzucha i ramion, ani szerokich barków (cholera, na tej klacie mogłaby się zwinąć w kłębek i zasnąć), ani nawet ogromnego tatuażu, plączącego się czarnymi smugami po ciele. Nawet spiczaste uszy zajęły w jej myślach mało miejsca. Panterołaczka wpatrywała się w rogi. Pieprzone rogi, wyrastające Laufeyowi z głowy.
        Zaskoczona (przyłapana) podskoczyła z dzikim syknięciem, gdy usłyszała koło ucha trzepot skrzydełek, a po chwili drzwi przed nią zamknęły się z hukiem. Dziewczyna przełknęła ślinę. Pieprzone rogi! Gdy jednak przestała je widzieć, zainteresowała się małym stworzonkiem, które unosiło się z nad garniturem Dagona i z piskiem potrząsało zniszczonym rękawem. Kimiko podeszła zaintrygowana, nie spuszczając oczu z wróżki. Czytała kiedyś o nich, ale nigdy żadnej nie spotkała, a teraz bała się ruszyć, żeby nie spłoszyć stworzonka, chociaż ogon bujał się za nią niespokojnie, jakby polowała. Gdy istotka poleciała dalej, pantera skradała się za nią bezszelestnie, obserwując jak chowa zniszczone stroje do worka, a później znika. Ze zdumieniem rozejrzała się wokoło, próbując zlokalizować uciekinierkę, a po chwili znów usłyszała brzęczenie, zupełnie w innym miejscu i ruszyła tam w bezgłośnych podskokach. Wróżka wyciągała teraz nowe stroje z tego magicznego worka i zostawiała je na fotelu, a ubrania Kimiko na łóżku w sypialni. Później znów zniknęła, a rozczarowana panterołaczka ze swoimi świeżymi strojami w rękach, chwilę szukała jej po salonie, nim zrozumiała, że chyba już nie wróci.
        Gdy usłyszała, że otwierają się za nią drzwi do łazienki, od razu się odwróciła, wychodząc Dagonowi naprzeciw i pochylając w stronę mężczyzny przyjrzała się uważnie jego głowie. Rogów brak.
        - No co jest – mruknęła niemal bezgłośnie, łypiąc na niego podejrzliwie i obeszła go łukiem, znikając szybko w łazience.
        Wciąż zamyślona nie pamiętała nawet kiedy napuściła sobie wody do wanny, a podczas kąpieli była tak rozkojarzona, że dwa razy umyła włosy, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Cofnęła się myślami do wczorajszej nocy, a minione wydarzenia wyostrzyły się i wzbogaciły o szczegóły, ale też o mącące w głowie dźwięki i zapachy. Przypomniała sobie jednak między innymi, o co pytał ją Dagon, a czego mu nie chciała powiedzieć, jak również jego reakcje na jej nietypowe zachowania. W końcu poukładała sobie wszystko, podjęła pewne decyzje, wyszła z wanny, wytarła się, ubrała i rozczesała grzebieniem wilgotne włosy. Łazienkę opuściła mierzwiąc je dłonią, by szybciej wyschły i rozglądając się za Laufeyem. Zawahała się na moment, odnajdując go w salonie, ale zaraz pokonała zwątpienie i podeszła bliżej, z jednej strony zachowując dystans, z drugiej chyląc się ciekawsko w jego stronę.
        - Wczoraj zachowywałam się tak a nie inaczej, ponieważ był nów. W tę jedną, czasem dwie, noce w miesiącu totalnie mi odbija, nie mam na to wpływu, ale i tak przepraszam, że wrzuciłam nas do rzeki. Możesz być jednak pewny, że nie zgłupieję ani jutro na balu, ani podczas kradzieży. Mogę też powiedzieć ci, dlaczego wczoraj jedno zaklęcie na mnie nie zadziałało, a następne już tak, i skąd mam bliznę – mówiła spokojnie i rzeczowo, bez strachu w głosie, ale też bez zwykłego dla niej uśmiechu na ustach. Wszystko to chciał o niej wiedzieć i chociaż były to dość istotne fakty o niej, teraz zamierzała się nimi z Dagonem podzielić. Jej wypowiedź jednak nie pozostawiała miejsca na domysły i w końcu padł wymóg konieczny dla panterzej szczerości.
        - Ale ty pokażesz mi rogi, powiesz kim jesteś i odpowiesz na moje pytania – zakończyła swoją propozycję, nawet zadowolona z jej kształtu. W końcu też uśmiechnęła się lekko, gdy niby łaskawie dodała:
        - Warunki podlegają negocjacjom.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Kimiko odpowiedziała na zaczepkę, ku pewnemu zadowoleniu piekielnika. Dagon śledził wzrokiem dziewczynę, która z kocią gracją zbliżyła się do łóżka by niczym skradający się drapieżnik, znaleźć się nad nim. Początkowo diabeł nawet wierzył dziewczynie. Może dlatego, że oparła się na prawdzie. Wcześniej wydała się z sympatią, a chlapiąca co jej wpadnie, niezbyt poczytalna pantera, była o ironio dość wiarygodnym źródłem informacji. Jeśli zaś sama by się nie sypnęła, robiła mnóstwo innych rzeczy świadczących o słabości do niego. Równie prawdziwe było stwierdzenie, że nie powinna. Zdecydowanie lubienie Dagona mogło się źle skończyć.
Do tego zupełnie nie miał nic przeciw urozmaiceniu pobytu w zajeździe. Do balu mieli jeszcze sporo czasu, czemu więc nie mogliby spędzić go na czymś przyjemnym?
Czart uśmiechnął się szelmowsko, z każdym następnym słowem powolutku wietrząc postęp. Taki nagły zwrot w zachowaniach bardziej zachowawczej brunetki obudził podejrzenia. To było zbyt piękne by było prawdziwe. Tylko jeszcze nie wiedział co planowała.
Bezczelny grymas nie opuścił facjaty diabła, który mruknął pytająco, gdy Kimiko szeptała. Usłyszawszy "śniadanie" parsknął śmiechem, podczas gdy kot już umykał z sypialni.
        - Mówiłem, że jesteś okrutną kobietą - zarechotał za znikającym czarnym ogonem, ale nie wiedział czy pochłonięta chyba właśnie tym śniadaniem dziewczyna usłyszała choćby słowo.

        Zniknął w łazience chcąc najpierw doprowadzić się do porządku a dopiero później siąść do śniadania. W międzyczasie wezwał wrózię by zrobiła porządek z garderobą. Oczywiście nie obeszło się bez buntu, gdy małe stworzenie musiało pogodzić się ze zniszczonym garniturem.
Piekielnik nawet nie zwrócił uwagi na niedomknięte drzwi, które miały trochę skomplikować dalszy rozwój wydarzeń. Dagon zwyczajnie nie przypuszczał, że Kimiko stała pod nimi i miała piękny wgląd na nie jego sylwetkę nie okrytą iluzją.
Wyszedł z kąpieli jak gdyby nigdy nic i dopiero dziwne zachowanie pantery nieco zaskoczyło Bajera. Patrzył na nią czujniej niż zwykle gdy dziewczyna szmerając coś pod nosem obchodziła go łukiem. Nie domyślił się jeszcze przyczyny. Rozważał, że może nie była pewna jego reakcji po porannych dowcipach, ale nie połączył otwartych drzwi z możliwością dostrzeżenia rogów.
Zostawił sprawę wiedząc, że prędzej czy później wyjaśni się sama i siadł do późnego śniadania. Jajecznica i wciąż gorąca kawa były dobrym pomysłem na początek dnia po takiej nocy. Skończył posiłek i zaczął pić kawę akurat gdy Kimiko wyszła z łazienki.
Dziwaczne zachowanie dziewczyny nie tylko nie ustąpiło, ale wręcz się nasiliło, po raz kolejny na moment przyciągając wzrok czarta. Diabeł postanowił jednak dalej grać na zwłokę. Powolutku pił kawę, gdy złodziejka ze śmiertelną powagą zaczęła mówić.
Dopiero wtedy poświęcił dziewczynie więcej uwagi i słuchał jej dokładnie, popijając kawę jako dodatek.
Przeprosiny przyjął o dziwo ze spokojem, bez drwin czy dręczenia ewentualnego dziewczęcego poczucia winy, chociaż pewnie ich można by się spodziewać. Skinął tylko głową, nawet darowując sobie złośliwe grymasy czy bezczelne uśmieszki. Ze zrelaksowaną, ale równie poważną jak Kimiko miną, czekał co nadejdzie dalej. Wyjaśnienia chciał usłyszeć. Lubił wiedzieć na czym stał i czego się spodziewać w różnych sytuacjach, by móc się do nich przygotować. Zadowolony przyjął kolejne zapewnienie, że złodziejka nie zamierza położyć całej akcji. Tylko trochę nie podobał mu się ton dziewczyny. Ona wciąż nie skończyła mówić i miał dziwne wrażenie, że to nie wróżyło nic przyjemnego.
Tego się jednak w żaden sposób nie spodziewał. Pech chciał, że akurat brał łyk napoju, którym momentalnie się zakrztusił, gdy do jego uszu dotarło "pokażesz rogi".
Przez moment wpatrywał się czarnymi źrenicami zmrużonych oczu, w siedzącą naprzeciw dziewczynę. Mógłby ja oszukać, spróbować omamić, ponownie użyć iluzji lub wykpić się w podobny sposób. Mógłby, ale chyba nie chciał. Przecież nie uciekała, nie bała się a przynajmniej nie bardziej niż powinna, była wręcz dziwnie spokojna. Poza tym nieraz ciekawiła go możliwa reakcja złodziejki, no to teraz się doczekał.
Odwzajemniła mu się wróżka wypadkiem. Nie miał pewności, czy był to nieszczęśliwy zbieg okoliczności, czy złośliwy drobiazg celowo narobił ambarasu. Ze skrzydlatym złośnikiem wszystko było możliwe.

        Pierwsze zaskoczenie szybko minęło i diabeł uśmiechnął się bezczelnie, odstawiając filiżankę.
        - Zastanawiałem się czasami kiedy się dowiesz, ale kto by przypuszczał, że sprawa rypnie się w tak głupi sposób - sarknął piekielnik. Pewnie powinien bardziej przejąć się takim początkiem dnia. Jednak po krótkiej chwili gdy psiakrew samo cisnęło się na usta, z godnością i arogancją charakterystyczną dla siebie, przeszedł do zmierzenia się z nieplanowanymi komplikacjami.
        - Nic się nie zmieniło - odpowiedział spokojnym, przyjemnie ochrypłym głosem, już dobrze znanym Kimiko. Wprawnym ruchem zaczął zdejmować spinkę z lewego mankietu. Obraz w okolicy diabła jakby zaczął falować, zupełnie jak powietrze nad rozżarzoną ziemią. Poza tym nic więcej nie dało się dostrzec, a Dagon wyglądał jak zawsze.
        - Jestem biznesmenem, jak powiedziałem - zaczął odpinać drugą ze spinek. Obraz znów zafalował niczym fatamorgana. Dopiero gdy bies odłożył spinki na ławę, obok filiżanki, cała ułuda prysła. Spomiędzy włosów wystawała para sporych zawiniętych rogów, a czarne niczym noc w nowiu oczy wpatrywały się uważnie w dziewczynę
        - Tego że jestem jednorożcem pewnie ci nie wcisnę? - Uśmiechnął się bezczelnie rozpierając się ramionami na oparciu kanapy.
        - Możemy zacząć przesłuchanie. - Wyszczerzył się zadziornie, a mroczne ślepia błyszczały szelmowsko.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Przez chwilę mierzyli się spojrzeniami, Kimiko zbierając się do postawienia warunku swojej szczerości, a Dagon najwyraźniej zachodząc w głowę, czego ona od niego chce. Siedziała bokiem na kanapie, zwrócona przodem do rozmówcy, a chociaż nie można było powiedzieć o dziewczynie, że była zrelaksowana, to spokojna na pewno. Gdy Laufey zakrztusił się kawą drgnęła tylko lekko z zaskoczenia, ale nawet uśmiechnęła się pod nosem, nie spodziewając się takiej reakcji. Twardo zniosła jego niezadowolone spojrzenie, unosząc butnie brodę, co z pewnością wróżyło, że jeśli mężczyzna sam się nie przyzna do tego, co już widziała albo będzie próbował kombinować, pantera mu nie odpuści. Może w większości sytuacji przegrywała z Dagonem w dyskusjach, ostatecznie uznając słuszność jego argumentów, albo po prostu darując sobie udowadnianie własnej racji dla świętego spokoju, ale tym razem temat był zbyt istotny, by dać się zahukać. Nie co dzień dowiaduje się przecież, że twój znajomy ma rogi, prawda?
        W końcu Laufey otrząsnął się z zaskoczenia i uśmiechnął, a ona poprawiła się na sofie, podwijając nogi pod siebie i opierając lekko bokiem o oparcie. Już się go nie bała, chociaż tą deklarację można opacznie zrozumieć. Wiedziała, że jest niebezpieczny, czuła jego pewność siebie, gdy rzucał groźby, które wiedział, że może spełnić i zdawała sobie sprawę, że gdyby chciał jej coś zrobić, to mogłaby liczyć tylko na to, że zdąży uciec zanim ją złapie, ale nawet to nie było pewne. Czuła przed nim respekt charakterystyczny dla myślącego człowieka, ale nie drżała w strachu pod surowymi spojrzeniami i nie bała się podejść zbyt blisko w obawie, że coś jej zrobi. Przyzwyczaiła się po prostu do otaczającej go aury, która tak przytłaczała ją na początku ich znajomości. Ale nawet to nie było przejawem naiwności dziewczyny, co po prostu wynikiem logicznego rozumowania i najprostszej na świecie prawdy – gdyby chciał jej coś zrobić, to już dawno by to zrobił. Ot cała przyczyna kociego tupetu. I chociaż zdawała sobie sprawę, że każdy ma granice cierpliwości, po których zmienia zdanie, nie odnosiła wrażenia, by swoim zachowaniem aż tak je naruszała. Co więcej, jeśli wyszła bez większego szwanku po wczorajszych harcach, to można było nawet zaryzykować stwierdzenie, że jest względnie bezpieczna.
        Gdy mężczyzna w końcu się odezwał, zdawał się być już w pełni pogodzony z faktami, chociaż niekoniecznie zadowolony z takiego obrotu sytuacji. Co oznaczało, że się nie myliła i nic jej się nie przywidziało. Oczywiście, gdyby próbował jej to wmówić, to zapierałaby się wszystkimi czterema łapami, ale prawda była taka, że sama przez moment zastanawiała się, czy oszukany parą w łazience wzrok nie płatał jej figli. Teraz jednak Dagon sam przyznał, że było coś na rzeczy, a dziewczyna dosłownie zamarła na swoim miejscu, zamieniając się w słuch i przypominając posążek, gdy nawet ogon spoczął nieruchomo, przyciśnięty dłońmi na jej kolanach, i tylko oczy śledziły czujnie każdy gest mężczyzny.
        Nie wiedziała, czy robi to specjalnie, żeby jej nie spłoszyć, czy to przypadek, ale w duchu była wdzięczna za to, że Laufey nie wykonywał gwałtownych ruchów, mówił powoli i spokojnie, przyjemnym dla niej głosem, jakby świadomie uspokajał zwierzę. Oswajana z każdą zmianą panterołaczka pochylała się ciekawsko w jego stronę, odprowadzając wzrokiem każdą spinkę i wpatrując się szeroko otwartymi oczami w falujące wokół mężczyzny powietrze. Płatki jej nosa poruszały się lekko, gdy próbowała wyczuć inne czynniki mogące mieć wpływ na tą anomalię, ale sztuczki skończyły się, gdy spinki z cichym stuknięciem zostały odłożone na blat. Gdy się wyprostował, wciągnęła głośno powietrze, wytrzeszczając na niego oczy.
        - Ja cię pieprzę, diabeł! – pisnęła cicho i zakryła usta dłonią, gdy nagle przypomniała sobie, że kimkolwiek jest tak naprawdę Dagon Laufey, na pewno nie jest głuchy.
        – Sorki – mruknęła już zza palców.
        Poza tą reakcją nie ruszyła się o włos, wpatrując z rozchylonymi ustami to w wielkie zawinięte rogi, to w kompletnie czarne oczy, od których spojrzenia przechodził ją dreszcz. Z takich ślepi nic nie mogła wyczytać i tylko bezczelny uśmiech mężczyzny zdradzał jego dobry humor. O dziwo zaczepka, która padła z ust Dagona, sprawiła, że dziewczyna rozluźniła się nieco, odnajdując coś znajomego wśród chwilowo przytłaczających zmian w jego aparycji.
        - Pomijając oczywisty fakt, że masz dwa rogi zamiast jednego, to podobno jednorożce ciągną do dziewic, a ty Bajer masz burdel – parsknęła z nieśmiałym rozbawieniem.
        Jego spojrzenia nadal unikała, nie umiejąc sobie jeszcze poradzić z nietypowymi, pozbawionymi białek oczami i skupiła się na rogach, pochylając powoli w stronę rozpartego na kanapie… diabła.
        - Możemy, tylko nie ruszaj się teraz przez moment, bo zawału dostanę – ostrzegła, poddając się zupełnie kociej ciekawości i podniosła na kolana, nachylając w stronę nowych rogów. Chciała je sobie obejrzeć, a nawykła do badania nowych rzeczy z bliska. Nie żartowała jednak, bo w tej chwili była tak spięta, że wystarczyłoby, żeby Laufey zerwał się w jej stronę z głupim „Bu!”, a złodziejka chyba wyleciałaby w powietrze, sycząc i prychając.
        Rogi wyglądały trochę zwierzęco, były prawie czarne, śmiesznie karbowane i zawijały się w różne strony zwężając coraz bardziej aż do ostrej końcówki. Panterołaczka przechyliła lekko głowę, próbując dojrzeć miejsce, w którym wyrastają z głowy, ale nasada znikała we włosach, w okolicy skroni. Początkowo splecione za plecami dłonie świerzbiły jednak zbyt mocno.
        Dziewczyna sięgnęła w końcu do jednego z rogów i najpierw musnęła delikatnie chropowatą powierzchnię, a po chwili złapała i pociągnęła go delikatnie, ale na tyle stanowczo, by nietrudno się było domyślić, że sprawdzłaa, czy to naprawdę jest na stałe przyczepione do bajerowej czaszki. Dopiero gdy głowa mężczyzny zachwiała się lekko po tym małym teście, pantera opadła na pięty i odważyła się spojrzeć w czarne oczy.
        - Jesteś diabłem? – upewniła się, gwoli formalności, splatając już ręce na podołku i tylko czasem zezując w stronę rogów. Wyglądała na w pewien sposób przejętą, ale jeśli Laufey spodziewał się, że po ujawnieniu jego tożsamości dziewczyna wpadnie w panikę, to w założeniach solidnie minął się z rzeczywistością.
        Nigdy nie widziała diabła na oczy, nie wierzyła nawet w ich istnienie, chociaż czytała o nich i wiedziała mniej więcej jak wyglądają. To znaczy wiedziała, że mają rogi i w sumie tyle. No bo bez przesady, już w to, że jak będzie niegrzeczna to pójdzie do piekła nigdy nie wierzyła, podobnie jak nie liczyła na wakacje w niebie za dobre uczynki, a w takie durnoty ludzie ponoć wierzą. Ale była ciekawa innych rzeczy, dlatego pytała.
        - Wszystkie diabły mają takie spiczaste uszy? Jak elfy trochę. Ukrywasz rogi, żeby się ciebie nie bali, tak? To dlatego nie pozwalałeś mi dotykać spinek? – na tą wzmiankę jej dłonie odruchowo popłynęły w stronę wspomnianych drobiazgów, które zabrała ze stołu i bawiła się nimi teraz w palcach.
        Nie dbała o to, czy brzmi naiwnie albo głupio. Tak samo nie chciała go zirytować swoim zachowaniem lub pytaniami, była po prostu ciekawa. Oceniała sytuację trochę przez własny pryzmat, a sama nie miała nigdy nic przeciwko pytaniom o jej rasę, bo rozumiała że jest to dla niektórych nietypowe, a to co ukrywała, było tylko dla jej własnego bezpieczeństwa. Laufey z kolei chyba nie musiał się niczego obawiać, z jej strony przynajmniej.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Wiele różnych reakcji już widział. Prawdą było, że raczej nikt nie cieszył się widząc diabła. Zazwyczaj ludzie i nieludzie prezentowali cały wachlarz zachowań, ale plasujący się pomiędzy zwykłym strachem a śmiertelnym przerażeniem. W tym wypadku Kimiko zachowała w miarę możliwości fason. Szok był całkiem zrozumiały, choć forma jaką przybrał była wyjątkowo zabawna. Powstrzymał śmiech, gdy dziewczynie wyrwały się myśli na głos, ale już zaśmiał się na cicho wyszeptane przeprosiny.
Z anielską cierpliwością akceptował wpatrzone w siebie zielone ślepia, ale sytuacja była na tyle pocieszna, a mina brunetki komiczna, że nie dał rady milczeć przez cały czas. Żart odrobinę rozluźnił atmosferę, chociaż złodziejka wyglądała jakby potrzebowała jeszcze dobrej chwili by pogodzić się z nową rzeczywistością.
Na odpowiedź dziewczyny na zaczepkę, uśmiechnął się szerzej.
        - Burdel to tylko praca, nie wyklucza posiadania hobby - zaśmiał się czart, ale przychylił się do prośby dziewczyny. Siedział nieruchomo, spokojnie znosząc panterze oględziny. Nachylała się i zglądała, a czart tylko wywrócił oczami, co z oczywistej przyczyny pozostawało trudno niezauważalne. Czarcia cierpliwość była niewzruszona i godna podziwu. Czując szarpnięcie, nawet wpadło biesowi do głowy, by podążyć za nim i opaść prosto na kolana dziewczyny. Uznał jednak, że na takie żarty było ciut za wcześnie.
Zamiast tego westchnął głęboko.
        - No wiesz... ja cię za uszy czy ogon nie ciągam - mruknął cicho, ale bez złości. Poza tym nie było źle. Zapowiadało się, że wreszcie da się z panterołaczką nawiązać jakiś logiczny kontakt.
        - Tak. - Pokiwał powoli głową, zakładając, że już może się ruszać. Nawał pytań zniósł podobnie jak badanie. Z bezczelnym uśmiechem i aroganckim spokojem. Po kolei odpowiadając na lawinowe zaciekawienie brunetki.
        - Nie, jestem wyjątkowo przystojnym diabłem - Bajer mruczał swoje wyjaśnienia, przyglądając się panterze z zainteresowaniem.
        - Niektórzy mają uszy jak rogate zwierzęta, byki czy barany, inni bardziej zwykłe, podobne do ludzkich. Niektórzy mają też kopyta lub ogon. Jesteśmy dość różnorodnym gatunkiem. - Uśmiechnął się zaczepnie, a ślepia zmrużyły się łobuzersko.
        - Uprzedzam, ja ogona nie mam, nie musisz sprawdzać - Dagon nawiązał do macania rogów. Miał wiele dziwnych sytuacji, ale za rogi to jeszcze nikt go nie ciągnął, a przy okazji miał okazję trochę podrwić z kota.
        - By się nie bali - potwierdził, chociaż pytanie było dość banale.
Laufey zauważył już, że pantera nie była głupiutką dziewczyną, banalne wątpliwości zrzucił na zaskoczenie, które jeszcze nie wygasło i dlatego zaniechał odbijania piłeczki. Odpowiadając nawet na najprostsze pytania, czekał aż złodziejka oswoi się ponownie.
        - By nie nie chlapali wodą święconą, bo źle to wpływa na interesy - kontynuował dopowiadając żartobliwie.
        - I by nie chowali dziewic - zaśmiał się piekielnik, podsumowując wypowiedź. To nie był jednak koniec, więc nie przerywał potoku wątpliwości Kimiko starając się powoli rozwiać wszystkie.
        - Utrzymywanie iluzji jest bardzo męczące, nie dałbym rady robić tego dzień w dzień i na dłuższą metę, a ty masz niebezpiecznie lepkie rączki - zaśmiał się gardłowo. Gdyby wtedy w jaskini odstawiła mu taki numer, przez głupi przypadek, posprzątanie całego bałaganu mogłoby wcale nie być łatwe.
        - Papierośnicę przeżyję, ale zdobycie takiego artefaktu to nie taka lekka sprawa - chociaż lekkim tonem, Dagon zasugerował by pantera nawet nie myślała o zwędzeniu spinek.
        - W takim razie chyba moja kolej. - Wyszczerzył się złośliwie. - Dlaczego czar zadziałał za drugim razem?
W tym momencie ten pozorny drobiazg ciekawił diabła najbardziej, z czysto praktycznego punktu widzenia. Mógł mieć on największy wpływ na wiele różnych sytuacji, na ich powodzenie lub fiasko.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Już była spokojna. Jak ta tafla jeziora. Totalnie ją to nie ruszało. Zobaczyła, dała się zaskoczyć, oswoiła, jesteśmy w domu…
        „Ja cię pieprzę, diabeł!"
        Luz. Nie takie rzeczy widziała przecież, prawda? Nieprawda. Najdziwniejsza istota jaką w życiu widziała to smok, a i tak nie wywarł na niej takiego wrażenia, gdyż pantera zakwalifikowała go wówczas po prostu do świata bestii. Ludzie byli zwyczajni do bólu, elfy nudne, zmiennokształtni naturalnie swojscy. Ale diabeł to inna bajka, nie jej bajka. Ale nic to, poradzi sobie, zawsze sobie radzi.
        Doceniała, że z taką cierpliwością zniósł jej oględziny. Łatwiej było jej się przekonać do nowych rzeczy, gdy się z nimi zapoznała, a to że w procesie zazwyczaj wszystkiego dotykała było poza jej kontrolą. Dopiero, gdy pozwoliła sobie na pociągnięcie rogu, mężczyzna zareagował, a Kimiko zamarła, słysząc zaledwie westchnięcie.
        - Ale macasz – wytknęła po chwili w swojej obronie. – Ja tylko chciałam zobaczyć, czy one są… no wiesz… prawdziwe – dopiero teraz speszyła się nieco i zabrała ręce.
        Odetchnęła głębiej, siadając wygodniej na kanapie i opierając się znów bokiem o oparcie. Wciąż nie spuszczała z Dagona oczu, ale nie gapiła się już na niego tak bezczelnie, co po prostu spoglądała z zainteresowaniem, zaznajamiając się z hipnotyzująco czarnymi ślepiami. Udzielał jej się jego spokój, więc zwinęła się grzecznie na siedzisku i obejmując ogon dłońmi słuchała odpowiedzi.
        Zaskoczył ją, nawet nie samymi informacjami, co wyjątkową szczerością. Mimo że postawiła taki warunek, że ma odpowiedzieć na jej pytania, nie spodziewała się najwyraźniej, że faktycznie te odpowiedzi usłyszy. A Dagon był wręcz wylewny, swobodnie z nią rozmawiając, jakby zupełnie się nie przejmował tą nagłą dekonspiracją. Z uwagą rejestrowała wszystkie fakty, a gdy usłyszała „ogon”, rozchyliła lekko usta w zdziwieniu, prostując się zaintrygowana, nim Laufey sam sprostował, że tej części ciała nie posiada.
        - Za ogon bym nie ciągnęła przecież, tak się nie robi – odparła z pełną powagą i lekkim rozczarowaniem, nie dodając jednak, że byłaby ciekawa, jak wygląda.
        Na wytknięcie jej lepkich łapek wyszczerzyła się szeroko, najwyraźniej bardzo dumna ze swoich złodziejskich słabości. Skoro nic nie może na to poradzić, to żyje z nimi w zgodzie i jeśli czuje nieodpartą potrzebę posiadania czegoś, po prostu ją zaspokaja. Nie jest jednak zupełnie poza kontrolą, więc też nie ma zamiaru stawiać Laufeya w niezręcznej sytuacji, kradnąc mu drobiazgi w miejscu publicznym. Obróciła je w dłoniach, wyczuwając bijącą od nic moc i znów przeniosła spojrzenie na Dagona.
        - Obiecuję nie ruszać spinek – zapewniła mężczyznę i odłożyła je na stolik, jakby na dowód prawdziwości swoich słów. Chociaż słowo „artefakt” poruszyło czuły na wartościowe przedmioty zmysł dziewczyny, postanowiła naprawdę nie czepiać się akurat tej własności diabła. Papierośnica jej w zupełności wystarczy… na razie.
        Gdy Bajer znów się odezwał, uśmiech Kimiko powoli zniknął jej z twarzy, jakby w odpowiedzi na pojawiający się złośliwy grymas mężczyzny. Strzeliła spojrzeniem w bok, grając nieco na zwłokę, ale powoli ubierając myśli w słowa. Może nie chciała zaraz oszukać bruneta, ale nie spodziewała się, że tak chętnie rozwieje jej wątpliwości, zmuszając tym samym do odwzajemnienia szczerości. Panterołaczka może i była złodziejką, ale na swój koci, popaprany sposób była honorowa i nie wyobrażała sobie teraz po prostu wykiwać Dagona. Osobną sprawą była świadomość (drobna, słaba i zepchnięta gdzieś na tył umysłu), że gdyby próbowała mężczyznę oszukać, zawsze mógłby po prostu zagrozić jej skręceniem karku, wówczas z pewnością zrobiłaby się bardziej rozmowna. Wolała więc przeprowadzić rozmowę w cywilizowany sposób.
        - Pytanie powinno brzmieć, dlaczego czar nie zadziałał za pierwszym razem – poprawiła go delikatnie, nie ze złośliwości, tylko ze względu na charakter swojej odpowiedzi.
        Zawahała się jeszcze na moment, po czym sięgnęła do rozpiętej lekko koszuli i odpięła jeszcze dwa guziki. Opleciony kilkukrotnie wokół jej szyi czarny rzemień biegł jeszcze głębiej w dekolt, ale dziewczyna wyciągnęła ozdobę na wierzch i przełożyła przez dłoń. Na jej wnętrzu leżał teraz niepozorny medalion z rozpisaną na okręgu pięcioramienną gwiazdą. Wyglądał wręcz jak jakaś stara moneta, którą ktoś przedziurawił, by przepleść przez nią rzemień. Metal był już mocno zużyty, jakby Kimiko nie była jego pierwszą właścicielką, jednak pentagram wciąż był doskonale widoczny, nadając medalionowi chropowatej struktury. Dziewczyna nie zdjęła ozdoby całkiem z szyi, ale odwinęła z niej jedną pętlę rzemienia, by sięgał dalej i Dagon mógł go zobaczyć, jeśli chciał.
        - Odbija pierwsze zaklęcie, jakie we mnie trafi, tylko jedno. Metal rozgrzewa się wówczas, ostrzegając mnie i mam szansę uciec. Wczoraj nie zdążyłam. Ale nie wszystko jeszcze o nim wiem. W końcu za każdym razem, jak testuję jego moc to znaczy, że ktoś chce mi zrobić krzywdę.
        Mówiła powoli i niepewnie, ale spokojnie, można się było więc domyślać, że nie tyle boi się zdradzić swoją tajemnicę, co najwyraźniej robi to po raz pierwszy. „Nawet Owen nie wiedział”, pomyślała zaskoczona, zastanawiając się od razu, czy to znaczy, że zaczyna ufać Dagonowi. Prychnęła w myślach. W życiu! Po prostu gdy podróżowała z bandą, medalion prawie nigdy się nie odzywał, a ona niemal uwierzyła, że jest tylko ozdobą, którą trzyma z sentymentu do Zony. A Laufey zapytał, więc no. Poza tym dobrze, że jej herszt nie wiedział o pentagramie, bo pewnie i to próbowałby jej odebrać. A właśnie…
        - Tylko nie próbuj mi go zabrać, działa tylko na mnie – mruknęła jeszcze ostrzegawczo w stronę Bajera. Właściwie nie wiedziała do końca, czy to prawda, nie miała nigdy okazji przetestować mocy przedmiotu na kimś innym, ale taka wersja była dla niej chwilowo bezpieczniejsza. Kto wie, co wpadnie mu do tej rogatej głowy.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Rzeczywiście tylko sprawdzała, do tego całkiem dokładnie. Przecież do czorta nie dokleiłby sobie rogów, po jakiego groma miałby to robić? Był jednak bardzo wyrozumiałym diabłem, sam też za takiego się uważał, więc nawet nie wyśmiewał dziewczyny, która odrobinę się speszyła. Badanie i spokój opłaciły się. Nie musiał długo znosić oględzin, a Kimiko usiadła już wyraźnie pewniejsza i otwarta na współpracę. To był dobry objaw. Jutro musieli stawić się na balu i zgrzyty były zupełnie niewskazane.
        Dość niecodziennie jak na siebie, Dagon odpowiedział na zadane pytania wprost. W tym przypadku nie widział powodów, dla których miałby kłamać czy naginać fakty. Informacje, których udzielał ani nie były poufne, ani nie stanowiły zagrożenia. Cóż, był diabłem. Na co dzień taił ten drobiazg, bo psuł interesy. Jednak niektórzy wiedzieli o piekielnym pochodzeniu Laufeya, czasami dla uzyskania większego respektu, czasem dla zwykłej wygody, a często z powodu aury, której przecież nie krył, więc kretynizmem byłoby iść w zaparte.
Gdyby zwodził Kimiko, dziewczyna z pewnością zaczęłaby drążyć. Nie wątpił co prawda, że dałby radę oszwabić zmiennokształtną, zdobywając interesujące go informacje umykając przed zdradzeniem własnych. Nie takich spryciarzy kutych na wszystkie kopyta ogrywał. Tylko pojawiało się pytanie - po co? Mógł się wykpić, cwaniakując, pantera musiałaby odpowiedzieć na pytania, ale wiedziałaby o oszustwie. Zyskałby tym jedynie podejrzliwość, której nie potrzebował. Na pewno co chwila pojawiałyby się kolejne pytania, bo przecież orientując się w kanciarstwie złodziejka nie odpuściłaby tak łatwo. Same komplikacje pojawiłyby się kosztem wątpliwie istotnego na tym etapie znajomości sekretu.
Przecież nie zacznie biegać krzycząc i wskazując na niego, "zobaczcie pracuję z diabłem". Do tego ile radości miał z tą prawdomównością. Nie tylko początkowo jakby zbiła ona dziewczynę z tropu. Najwyraźniej Kimi już nastawiła się na przepychanki i wydzieranie tajemnic siłą, a otrzymała je podane na eleganckiej tacy, wraz z uśmiechem właściciela.
Obserwowanie całej ciekawości, niepewności i skrępowania, a wszystkiego na przemian i w jednym też było świetną zabawą. Dodać jeszcze ubaw jaki miał, gdy spostrzegł minę złodziejki jak tylko wspomniał o ogonie i jak zarzekła się, iż za ogony się nie ciąga. Przednia i niespotykana komedia. Więcej, chyba gotowa była od razu sprawdzić czy, jak i gdzie, ma ten ogon. Jeśli kociak regularnie będzie dostarczał mu podobnych wrażeń, to diabeł gotów był uznać, że nigdy się nią nie znudzi.
        Przyjrzał się bezczelnemu uśmiechowi dziewczyny. Oby była tak dobra w swoim fachu jak uważa. Miał już okazję się przekonać, jak zdolnym i zręcznym kieszonkowcem była. Pytanie brzmiało jak poradzi sobie przy większej akcji. Nie zdenerwował się, gdy pantera bawiła się chwilę spinkami, uznając, że miała dość rozumu, tym bardziej teraz, świadoma z kim ma do czynienia by znać granice tolerowanego brojenia. Deklarację przyjął z uśmiechem.
        - Cieszy mnie to - odezwał się zgodnie z prawdą. Teraz otrzymał potwierdzenie swoich przypuszczeń. Brunetka mogła mieć słabość do przywłaszczania sobie nieswoich przedmiotów, ale wciąż to ona kontrolowała swoje skłonności, a nie na odwrót.

        Nie poganiał Kimiko, równie cierpliwie czekając na odpowiedź na swoje pytanie, jak wcześniej znosił ciekawskie zachowania. Dziewczyna zebrała myśli, a czart zamruczał zainteresowany odwróceniem zdania. Bajer lubił takie słowne gierki i niuanse. Cała egzystencja i większość umów oraz interesów piekielnika opierała się właśnie na nich. Nie tylko były wyjątkowo przydatnym narzędziem, ale też zwyczajnie lubił się tak bawić. Taka zagrywka tylko zaostrzyła apetyt na oczekiwaną informacje. Nie mówiąc już o rozpinanej bluzce. Nie oczekiwał niczego owocnego po stosunkowo niewinnym i raczej praktycznym zagraniu, ale przecież podobać mu się mogło. Uśmieszek uniósł kąty diablich ust, gdy ten przyglądał się panterze.
Ciężko było dostrzec ruchy mrocznych ślepi. Jedynie połyskujące w nich światło, nieśmiało ukazywało, że diabeł wodził oczyma za ręką dziewczyny, a później wzdłuż rzemienia, aż do medalionu.
        - To dlatego za pierwszym razem, w jaskini, udało ci się umknąć pijawkom... - bardziej stwierdził niż spytał. Mówił cichym ochrypłym głosem, w którym przebrzmiewała nuta zainteresowania.
        - Jedno zaklęcie... ale to by znaczyło, że nie jedno jedyne od tej samej osoby, tylko jest ograniczenie czasowe lub coś podobnego... - mruczał pod nosem, dzieląc swoją uwagę między dziewczynę a zaklęty przedmiot. Z chęcią wyciągnął rękę w kierunku artefaktu, ale zrobił to powolnym, prawie niedbałym ruchem. Nachylając się w stronę brunetki, ostrożnie chwycił przyjemnie zużyty medalion, oglądając go z obu stron, gładząc kciukiem jego chropawą powierzchnię.
        - Nie zrobiłbym tego - wyszeptał przez całą rozmowę przybierając kuszące nuty. Z zewnątrz nie sposób było stwierdzić, na ile robił to świadomie, na ile przywykł do takiego używania swojego głosu w podobnych sytuacjach. Wciąż trzymał wisior, ale spojrzał w zielone panterze tęczówki, które teraz znajdowały się dość blisko.
        - Z tego duetu ty jesteś złodziejem nie ja. - Uśmiechnął się odsłaniając zęby, żartując lekko, by zaraz kontynuować swoje szeptanki.
        - Poza tym tobie bardziej się przyda - wymruczał, a uśmiech nie schodził Dagonowi z twarzy.
        - Przyciągasz kłopoty. - Pozwolił by medalion wysunął mu się z dłoni i dotknął twarzy dziewczyny. Podobnym gestem jak wcześniej bawił się wisiorem, podparł podbródek dziewczyny i kciukiem pogładził policzek.
        - Nadal nie boisz się byle czego, prawda? - zapytał zaczepnie.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Obserwowała go niezmiennie czujnym wzrokiem, a końcówka ogona zmiennokształtnej podrygiwała lekko, zdradzając jej napięcie. Przeszkadzało jej, że nie wiedziała, gdzie dokładnie patrzy diabeł, a chwilami kierowała się jedynie ruchem powiek lub całej rogatej głowy. Gdy wyciągnęła medalion zza dekoltu i odwinęła z szyi dodatkowy fragment rzemienia tylko lekki blask w czarnych ślepiach zdradził, jak Dagon wodzi spojrzeniem za jej dłonią. Na moment dała się zaskoczyć, słysząc pierwszy wniosek Laufeya, bo nie spodziewała się, że widział ten incydent.
        - „Umknąć” to dobre słowo – mruknęła z wyraźnym niezadowoleniem. Wtedy najzwyczajniej w świecie dała nogę, a i tak miała szczęście, że pijawka była zbyt zaskoczona, by ją zatrzymać. Najwyraźniej niewiele osób opiera się wampirzej sugestii. Chociaż też miał dupek tupet, żeby ją w tak tłocznym miejscu próbować uprowadzić. Tam zawahałaby się przed przemianą.
        Trzymając wisior na dłoni liczyła się z tym, że mężczyzna może po niego sięgnąć, więc jego ruch, chyba umyślnie powolny, nie spłoszył jej wcale i bez komentarza oddała pentagram na oględziny. Już bardziej rozluźniona oparła łokieć o zagłówek kanapy i wsparła skroń na zwiniętej pięści, przyglądając się, jak Dagon bada monetę.
        - Jak na razie zauważyłam tylko, że wystarczy odpowiednio długa przerwa, by medalion potraktował kolejny czar, jako „pierwszy”. Nie wiem jak sprawa się ma przy różnych rodzajach zaklęć, aż tak mocno mnie nigdy nie atakowano. Nie magicznie w każdym razie. – Uśmiechnęła się lekko. W kość dostała nie raz, ale akurat magów na swojej drodze nie spotykała wielu.
        - Zastanawiało mnie też, dlaczego nie zareagował na iluzję, którą rzuciłeś na mnie przed pierwszą wizytą w Jaskini i wczoraj, przed sklepem zielarki. Najwyraźniej chroni mnie tylko przed bezpośrednimi atakami, ale znów… to tylko domysły – zawahała się na moment, łapiąc się na tym, że wpatruje się bezkrytycznie w czarcie czarne oczy, nie wiedząc nawet czy mężczyzna znów na nią nie patrzy. Irytujące, ale nie wystarczająco, by odwróciła zaintrygowane spojrzenie. Poza tym wyostrzony koci wzrok coraz lepiej uczył się nowego elementu diablej aparycji i nie chciała marnować postępów.
        Zauważyła więc, gdy podniósł na nią spojrzenie, a orientując się w nagłej bliskości, wyprostowała się lekko, opuszczając rękę. Pech jednak chciał, że wciąż pozostawała na prowizorycznej smyczy z własnego rzemienia, więc nie odsunęła się zbyt daleko. Poza tym, o ile do przyjemnie szemrzącego szeptu Laufeya już się przyzwyczaiła, o tyle czarne ślepia wręcz hipnotyzowały, usadzając panterę na miejscu.
        - To dobrze – odparła tylko, lekko zachrypniętym szeptem, a gdy zdała sobie z tego sprawę, odchrząknęła speszona, odwracając na moment wzrok. Zaśmiała się jednak cicho, słysząc taki podział i skinęła lekko głową, zerkając znów na niego.
        - Ale na fachu się znasz, tego nie ukryjesz – wytknęła mu, przypominając sobie, jak szybko ją zdemaskował i jeszcze podpuszczał do kradzieży.
        To, że przyciąga kłopoty skomentowała jedynie rozbawionym prychnięciem, nie zdążyła jednak powiedzieć Dagonowi, że nawet nie ma pojęcia jak bardzo, gdy medalion opadł ciężko na jej pierś, a jego miejsce na bajerowej dłoni zajęła twarz dziewczyny. Dotyk był nagły, ale przyjemny, więc nie szarpnęła się nawet, ale raczej zamarła w bezruchu. Kocie źrenice rozszerzyły się momentalnie, a usta rozchyliły w zdziwieniu, nim Kimiko opanowała się szybko i zamknęła buzię, mrugając, jakby odpędzała się z zamyślenia.
        - Prawda – stwierdziła zaraz butnie, i chociaż w pierwszej odpowiedzi wzrok uciekł jej na diable rogi, ton głosu Laufeya wywołał równie czupurne spojrzenie dziewczyny w bezczelne czarne oczy. Uniosła lekko brodę, wymykając się jego palcom.
        – Ale to już nie byle co przecież – mruknęła z nieśmiałym uśmiechem, unosząc brwi i wskazując wzrokiem wyłażące spomiędzy kręconych włosów poroże, po czym wróciła spojrzeniem do rozmówcy. Odsunęła nieco głowę i oplotła z powrotem fragment rzemienia wokół szyi, a jego koniec z medalionem wrzuciła za dekolt. W międzyczasie najwyraźniej wrócił jej tupet, bo przechyliła lekko głowę, spoglądając na Laufeya.
        - Więc ty mi powiedz Bajer, mam się ciebie bać? – zapytała pozornie lekkim tonem, ale autentycznie ciekawa odpowiedzi.
        To, że obiektywnie rzecz biorąc powinna, było jej zdaniem jasne. Każdy normalny człowiek raczej wiałby gdzie pieprz rośnie na widok diabła, a ona? Najchętniej znów pacnęłaby ręką rogi. Może do nadmiernego przekonania o własnej nietykalności było jej daleko, ale nie widziała też sensu w wybieganiu z pokoju, z krzykiem paniki na ustach. Przecież jej nie zjadł i chyba nie zamierza. Poza tym ona nie skończyła jeszcze z pytaniami.

        - A to zamienianie się w psa… - zaczęła znów przesłuchanie, opierając się bokiem o oparcie sofy – to chyba nie jest typowe dla diabłów? – zapytała, strzelając nieco na ślepo. Równie dobrze mogło być, ale tak na zdrowy rozsądek wydawało jej się to mało prawdopodobne. Zwłaszcza, że mężczyzna najwyraźniej tego nie kontrolował, co świadczyło o tym, że nie jest to wrodzona cecha rasy. Ona początkowo też nie kontrolowała swoich przemian, ale tylko gdy była dzieckiem i ostatecznie opanowała swoje zdolności. A takie niezapowiedziane opadanie na cztery łapy musi być wybitnie irytujące!
        - Skąd wiesz, że nie zamienisz się w psa jutro na balu? – zapytała nagle, zdradzając się ze swoimi przemyśleniami.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Gdy słuchał gdybań Kimiko w kwestii działania medalionu, dorobił się podobnych przemyśleń. Albo przeciwdziałał jedynie bezpośrednim czarom, albo tylko tym wrogim. Pewnie biorąc artefakt na zdrowy rozum, obserwując go, trudno było wyciągnąć odmienne wnioski. W każdym razie bies uzyskał ogólny pogląd na bezpieczeństwo dziewczyny oraz oczywiście własne możliwości używania czarów w razie gdyby zaszła taka potrzeba. Wysnuł też kolejne przypuszczenia, mniej związane z użytecznymi zagadnieniami. Skoro do artefaktu nie dano instrukcji obsługi, to albo złodziejka go zwinęła, albo dostała w prezencie. W każdym innym wypadku, otrzymując magiczny przedmiot dostawało się listę wskazań i zaleceń. Sprzedawca powinien upomnieć o mocnych i słabych stronach przedmiotu. Jego dokładnym działaniu i ewentualnych skutkach ubocznych.
        Uśmiechnął się jednym kącikiem ust, czując jak rzemień napiął się lekko, gdy dziewczyna chciała się cofnąć zwiększając dystans między nimi. Zielone oczy znów umknęły na moment tylko poszerzając diabli uśmiech. Laufey bawił się świetnie, jak zwykle zresztą.
Na komentarz, że zna się na fachu też odpowiedział tylko bezczelnym uśmiechem. Tak jak handlarz końmi musiał się na nich znać niezgorzej od hodowcy, tak diabeł o jego pozycji musiał ogarniać pewne tematy. Jak poznać osoby z podobnych branż było podstawą, chociażby po to by nie złapać się na jakąś podpuchę lub nabrać jakiejś lebiedze mocnej w gębie bez potrzebnych zdolności.
Mówiąc o kłopotach dziewczyna nawet nie zaprzeczyła, najwyraźniej świadoma swoich niebezpiecznych tendencji, co również wywołało lekkie rozbawienie rogatego. Ciekawe tylko czy wiedziała, że diabeł stawiał siebie zaraz w pierwszej linii. Bo przecież, czy mogło się wpakować w ambaras większy niż wpaść Bajerowi w oko? No może narobić smaku kilku wampirom, ale bies nieskromnie wciąż sprzeczałby się co do skali problemu.
Rozmowę i oglądanie wisiorka podstępnie wykorzystał by znów naruszyć strefę osobistą Kimiko, grając na jej opanowaniu. Zabawa nie trwała jednak zbyt długo. Ledwie zdążył zaskoczyć panterę głaszcząc ją po policzku, a złodziejka po krótkim zapomnieniu, szybko się pozbierała, by wyskoczyć z butną ripostą.
        - Już nie? - droczył się bies. - Ale przecież nic się nie zmieniło. To tak jakbym miał inną fryzurę, nic więcej - żartował dalej odnajdując szmaragdowe oczy dziewczyny.
Jak tylko pantera wymsknęła się spod palców i usiadła wygodniej, chowając wisiorek, Dagon również się wyprostował. Na powrót rozparł się wygodnie na kanapie, ramiona rozciągając na oparciu.
        - Czy kiedykolwiek mówiłem, że nie? - odbił pytanie patrząc na złodziejkę. Oczywiście, że powinna się bać. Co prawda mniej niż zwykli zjadacze chleba, chociażby dlatego, że chwilowo pracowała dla czarta. Dlaczego jednak miałby zaręczać, że nie. Nie był kimś, komu się ufało i nie widział powodów dla których miałby oszukiwać dziewczynę. Chwilowo, specjalnie nie widział nic do stracenia wraz z nasiloną ostrożnością Kimiko. Ukradną obraz i jak kot się spisze, to może wspaniałomyślnie pozwoli jej odejść. Niespecjalnie sam w to wierzył, ale kto wie, jeszcze mogło się okazać, że akurat będzie w wielkodusznym nastroju i zezwoli kociakowi zwiać bezpiecznie ratując swoje czarne lśniące futerko. Może nie, bo dobrze się z taką maskotką bawił, ale wszystko się jeszcze okaże.
W tym momencie, czart nabrał przekornej ochoty by sprawdzić co wywoła odwrotna informacja. Zazwyczaj mówiło się "Tak, jesteś bezpieczna", "Obronię cię", "Niczego nie musisz się obawiać" wszystko co tylko naiwniak chciał usłyszeć. Bajer postanowił ostrzec kota po raz ostatni.
        - Diabły są złe, nigdy nie słyszałaś? - odezwał się niskim chłodnym głosem uważnie przyglądając się reakcji zmiennokształtnej. - Zawsze powinnaś się mnie bać. - Uśmiechnął się bezczelnie, wpatrując się w oczy złodziejki.

        Przypuszczał, że kwestia psiej postaci wypłynie wcześniej czy później. Skoro zaś dzisiaj urządzono mu pełną spowiedź, nie dziwił Dagona fakt, że padło i to pytanie. Na dobrą sprawę można było uznać, że Kimiko i tak długo wytrzymała, nie ruszając tego tematu wcześniej.
        - To prezent od jednego dupka, który nie mógł się pogodzić z przegranym zakładem - odparł całkiem wesoło. Co prawda przemiana w kundla wkurzała go jak mało co, ale nie miał na nią najmniejszego wpływu i musiał pogodzić się z takim nie innym losem. Prawie do niego przywykł, choć był irytujący. Rozsądnie patrząc i tak nie było źle, gdyż większość czasu spędzał jednak na dwóch nogach, nie na czworakach, więc kieliszek był pełen do połowy.
        - Nie wiem - odpowiedział nie tracąc pewności siebie, nawet jeżeli mówił o swojej ułomności. W końcu jak inaczej można nazwać możliwość zamiany w kundla podczas ważnych interesów.
        - Ale przeczuwam, że przemiana się zbliża. Mam wtedy trochę czasu by wszystko domknąć i ulotnić się w bezpieczne miejsce - dokończył spokojnie. Po chwili wstał i poszedł po whisky, by uprzyjemnić sobie przesłuchanie.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Fuknęła cicho pod nosem, z niezadowoleniem uświadamiając sobie, że z jakiegoś dziwnego powodu to co mówi, czy może to jak się zachowuje, zdaje się niesłychanie bawić mężczyznę. Drażnił ją już sam ten fakt, a dodatkowo to, że nie wiedziała nawet, co w niej takiego śmiesznego, by móc to zmienić. Łypnęła więc tylko karcąco na bezczelnie wyszczerzonego Dagona i splotła ręce pod biustem.
        - Bardzo śmieszne – mruknęła, zezując na rogi. – Fryzurę to ja sobie mogę zmienić, jak włosy podepnę i to nie znaczy zaraz, że jestem panterą z piekła rodem. Ty masz rogi! To jest całkiem istotna zmiana, rasy wręcz! Myślałam, że jesteś człowiekiem – fuknęła znów, mierząc urażonym spojrzeniem rozpartego na sofie diabła. Nie żeby miała coś przeciwko temu, że nie zdradził się jej od razu ze swoim pochodzeniem, w końcu to nie jej sprawa właściwie, ale żeby mówić, że nie ma różnicy to już przesada. Po chwili jej oczy rozszerzyły się nagle, gdy coś sobie przypomniała.
        - Dlatego ten wymuskany krasnolud w knajpie zawołał do ciebie „ty diable!”. To było na serio! – prychnęła, opadając w zagłębienia kanapowego oparcia ze splecionymi na piersiach ramionami.
        Zerknęła na niego, gdy odbił pytanie i znów prychnęła pod nosem. Żeby ten człowiek, tfu! czart cholerny, raz odpowiedział normalnie na pytanie to by się chyba pochorował. Myśli, że mu rogi odpadną, jak raz nie będzie mącił? Nikogo tu poza nimi nie było, nawet małe bzyczące coś zniknęło, a ten i tak dalej swoje gierki toczy, noż niech go piekło pochłonie… Parsknęła pod nosem, rozbawiona własnymi myślami. Ta, już pochłonęło i wypluło, prosto na panterzą drogę, cudnie.
        - Nie mówiłeś też, że tak – wtrąciła z czystej złośliwości, a słysząc dalsze słowa zmrużyła lekko oczy i pokazała kiełki w uśmiechu.
        - Ta, coś mi się o uszy obiło – stwierdziła, unosząc kącik ust w uśmiechu, nim odpowiedziała już normalnie.
        - Wiem, że są złe, ale nie o to pytałam, na aniołka nie wyglądasz, nawet pomijając rogi – mruknęła, milcząc przez krótką chwilę, patrząc w czarne ślepia.
        Próbowała się zastanowić, czy się go boi, ale nie wyszło jej to najlepiej. Po prostu się nie bała, żadnej większej filozofii. Nadal byłby w stanie ją przestraszyć, ale to było co innego. Po prostu nie czuła się zagrożona, a zawsze na swoim instynkcie mogła polegać i chociaż początkowo mówił jej, że mężczyzna zwiastuje poważne kłopoty, teraz odnosiła wrażenie, że miną ją bokiem, jak burza. Albo ona się fuksem wymiga, jak (prawie) zawsze. Poza tym tak, jak nie wierzyła nikomu na słowo, że nie powinna się go obawiać i może mu zaufać, tak nie dała się też nastraszyć samymi słowami. „Zawsze powinna się go bać”. Phi, wiele rzeczy powinna.
        Co jak co, Laufey robił początkowo piorunujące wrażenie, a ona chodziła wokół niego na palcach, ale przez te kilka dni zdążyła go mimo wszystko polubić, a ciężko jednak bać się kogoś, kogo darzy się sympatią. A nawet jeśli miałaby chwilę zawahania, to wystarczy przypomnieć sobie przemoczonego do suchej nitki, stojącego po kolana w wodzie i wściekłego jak stado os Bajera, a człowiekowi zaraz wracał dobry humor. I tupet. Poza tym nawet gdyby się go bała, jak samego piekła, to prędzej przytrzaśnie sobie ogon drzwiami niż się do tego arogantowi przyzna.
        - Mmm, będę pamiętać – zamruczała, kiwając głową pozornie potulnie, po czym przechyliła ją lekko w udawanym zamyśleniu.
        - Czyli ciebie mam się bać, ale nie Whitakera i Pessoi, w końcu mówiłeś, że nie pozwolisz im mnie skrzywdzić… ale nadal jesteś złym i groźnym diabłem… postaram się nie pogubić – podsumowała zerkając na Dagona z lekkim rozbawieniem.
        Zdawała sobie sprawę, że stąpa po kruchym lodzie, ale nie mogła powstrzymać się od drobnej prowokacji. Tamtej obietnicy nie brała do siebie i nie polegałaby na niej w ciemno, ale taka jednak padła, a złodziejka miała dobrą pamięć, nawet jeśli nie wykorzystywała jej, by chować urazy, tylko czasem do drażnienia się z kimś. Liczenie na kogokolwiek poza sobą było zbytnim optymizmem, który prowadził do podejmowania złych decyzji, a te mogły skończyć się na przykład przywiązaniem do drzewa i upuszczeniem krwi. Po co ryzykować? Nie ukrywała jednak, że ciekawiły ją pobudki Bajera, nawet gdyby miało się okazać, że powiedział tak tylko, żeby podnieść panterze morale.
        Dagon odpowiadał na każde pytanie, jakie mu zadała, ale zaczynał coraz bardziej motać, więc spodziewała się, że i temat przemiany w psa zamieni w jakiś żart i znów ją spławi. Mile została jednak zaskoczyła, nawet jeśli wyjaśnienia nie były nadmiernie szczere, ani zbyt optymistyczne.
        - Całkiem solidny prezent – przyznała, skrzywiając lekko usta w zamyśleniu i przyglądając się wciąż mężczyźnie. Ona była przyzwyczajona do przemiany w zwierzę, była to jej druga natura, ale być obarczonym taką klątwą i nie móc nad tym panować, to było dla niej nie do pomyślenia. W tym temacie postanowiła nie drażnić Laufeya za często i nie testować tego prezentowanego jej właśnie opanowania.
        - W razie czego cię jakoś wytłumaczę i najwyżej sama pokręcę po rezydencji Whitakera, nie musisz się tym martwić – stwierdziła swobodnie, spoglądając za mężczyzną, gdy ten skierował się w stronę barku.
        - Zrobisz mi drinka? – Wyszczerzyła się wesoło, podwijając bose stopy na kanapę.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Fukanie Kimiko tylko nasiliło dobry nastrój czarta. Dziewczyna była zabawna na wiele sposobów, głównie ze względu na swoją czupurność. Nie była to zwykła i irytująca buta, jak u wampirów spotkanych dwukrotnie, której nota bene czart nie znosił, a uroczy zadziorny charakterek, dodający dziewczynie pazura. Do tej pory, przez cały czas szczerzył się tylko mniej lub bardziej bezczelnie, ale gdy Kimi wytknęła Laufeyowi zmianę rasy, diabeł nie wytrzymał i parsknął śmiechem na fuknięcie złodziejki.
        - Nauczka by nie oceniać po pozorach... - zamruczał arogancko, tłumiąc na chwilę rechot, który rozległ się na nowo gdy brunetka dodała do siebie wszystkie fakty.
        - To był pokaz czystej dyplomacji według Chrysa - wyszczerzył się czart. - Uwielbia stroić sobie równie nieśmieszne żarty - skomentował, chyba niezbyt przejęty krasnoludem, a przynajmniej nie gdy było już znacznie po fakcie i przytyki właściciela Chryzantemy nie mogły pokrzyżować mu szyków.
        Stopniowo uśmiech znikał ustępując miejsca minie zadowolonego z siebie bandyty z piekła rodem, osiągając stabilny obraz wraz ze słowami, że nie wygląda na aniołka. Prawda, nawet jeżeli nie miał rogów, to każda rozsądna jednostka powinna upatrywać się w nim podłego manipulatora. Większość jednak ulegała czarowi piekielnika, budząc się stanowczo zbyt późno. Tym bardziej podobała mu się pantera. Chociaż miała swoje słabości, to dziewczyna i tak wykazywała bardzo dużo rozwagi.
        - Nie musisz się obawiać, chwilowo - dodał zręcznie. Dagon nie byłby chyba sobą gdyby nie mącił i zbyt długo, prosto i rzeczowo odpowiadał na pytania.
        - Lubię cię kocie - wymruczał czarująco. - Nie mam interesu w twojej krzywdzie - dokończył zuchwale. Chociaż kręcił i bawił się słowami, dawno nie mówił tak szczerze jak dzisiejszego dnia.
Kąt ust piekielnika uniósł się trochę, gdy pantera postanowiła sobie z niego i jego logiki, zadrwić.
        - Idziesz tam ze mną, to by o mnie źle świadczyło gdyby jakiś kurdupel podniósł na ciebie rękę gdy jestem obok - wytłumaczył butnie i dość dyplomatycznie. Niby sens był jednakowy, ale znacznie lepiej brzmiały takie słowa niż stwierdzenie, że Bajer nie tolerował gdy ktoś bawił się jego zabawkami.
        - To nie zmienia faktu, że jestem zimnym draniem - kończąc odpowiedź, uśmiechnął się urzekająco, jakby właśnie chciał prawić dziewczynie komplementy. Ciężko było jednoznacznie stwierdzić czy wyraz twarzy biesa zupełnie przeczył jego słowom, czy wręcz odwrotnie: doskonale podkreślała przekaz - najbardziej trujące rośliny zawsze mają najpiękniejsze kwiaty.
        - Bo to naprawdę wielki dupek - uśmiechnął się Bajer, szczerząc się jeszcze szerzej, gdy usłyszał deklarację ratunku. - Mam nadzieję, że nie będzie takiej konieczności. Na razie nie czuję by się coś szykowało... - zawiesił głos na krótki moment. - Poza tym kto by cię wtedy bronił, psów nie wpuszczają na bale - zakończył żartują i wstając z kanapy.

        Śmiech diabła ponownie wybrzmiał w pokoju, gdy ten usłyszał hardą prośbę.
        - Jak niby mam ci drinka zrobić, tu nie ma składników - zadrwił Dagon, ręką wskazując barek. W nim zaś prawie wiało pustkami. Wśród szkła stały ze trzy rodzaje whisky, białe i czerwone wino, oraz kieliszki. Stanowczo za mało na przyrządzenie drinka. Ale dziewczyna chyba nie wiedziała jak dobrze trafiła ze swoją prośbą. Bajer potrafił być całkiem niezłym barmanem. Teraz jednak zamiast bawić się w wirtuoza barmańskiej sztuki, nalał dziewczynie whisky i podał jej szklaneczkę, delikatnie stukając swoją szklanką w szkło brunetki.
        - Ale... - znacząco zawiesił głos, szczerząc zęby w uśmiechu, wyraźnie szykując dalszy ciąg. Ponownie rozparł się wygodnie na kanapie i uniósł alkohol w niemym toaście.
        - Jeśli nasz mały biznes się uda, zrobię ci drinka u Chrysa. - Popatrzył Kimiko w oczy, czekając odpowiedzi.
Starał się wyczytać z dziewczyny jakie wrażenie wywarły na niej ostatnie informacje. Czego może się spodziewać i czy powinien oczekiwać jakichś nie przewidzianych zwrotów akcji.
        - Jakie plany na dziś, bo użerać się z bogackimi będziemy dopiero jutro? - Przechylił głowę powolnymi łykami dopijając alkohol.
Należało się czymś zająć przez najbliższe godziny, a nic nie tracił pytając Kimiko na co miała ochotę. Zawsze była to ciekawa alternatywa od własnych sposobów zabijania czasu, a na pewno wróżyła urozmaicenie.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Nie mogła już powstrzymać uśmiechu, widząc Dagona w tak doskonałym humorze, nawet jeśli to ona nieświadomie swoim zachowaniem wywoływała tą wesołość. Oburzyła się jeszcze tylko raz, wydymając lekko wargi, nim zdała sobie sprawę, że może rzeczywiście oceniła go po pozorach, na początku. Ale na pewno nie pochopnie! Wszak nikt o zdrowych zmysłach widząc (względnie) normalnie wyglądającego mężczyznę nie podejrzewałby go o bycie czartem, nawet jeśli ten miał iście diabelski uśmiech i piekielne ogniki w oczach. Kłopoty wyczuła od razu i nawet świadomie machnęła na nie wówczas ręką, uznając potencjalne korzyści, w postaci interesujących doświadczeń, za warte ewentualnego ryzyka. Jeszcze nie odważyła się powiedzieć, że było warto, ale póki co nie żałowała.
        - Długo się znacie? – zapytała z ciekawości, wnosząc po tym, jak Laufey wspominał znajomego oraz na wspomnienie ich dość poufałej relacji wtedy w karczmie. – Miałeś szczęście, że wtedy nie zwiałam – dorzuciła dość zuchwale i z pełną tego świadomością, czego można się było domyślić po zaczepnym uśmiechu dziewczyny.
        Gdy rozmowa zeszła na jej bezpieczeństwo w tej nagle ryzykownej relacji, panterołaczka zaczęła zwracać baczniejszą uwagę na słowa Bajera. Zwłaszcza na te dopowiedziane w ostatniej chwili i najwyraźniej "tak na wszelki wypadek", by w razie czego nie mogła zarzucić mu kłamstwa. Jak na przykład „chwilowo”. Cwaniak. Nie była naiwna, wiedziała, że powinna uważać, ale też nie miała zamiaru dramatyzować na samo grożenie jej palcem. Zwłaszcza, gdy usłyszała jego następne słowa.
        Zaskoczona dziewczyna otworzyła szerzej oczy, gryząc się w język, by nic jej się nie wymsknęło w bezmyślnym komentarzu, ale usta i tak rozciągnęły się w słodkim uśmiechu, gdy spuściła wzrok. Nieważne, jak lekko i już chyba odruchowo zalotnie rzucone były słowa, i tak zrobiło jej się miło i trzeba byłoby być ślepym, by tego nie dostrzec. Pilnowała się jednak, by nie dać po sobie poznać, że znaczyło to dla niej więcej, niż powinno, zamiast tego skupiając się na zuchwałym komentarzu uzupełniającym Laufeya, który skutecznie przemienił uroczy uśmiech w zadziorny grymas.
        - A gdybyś miał? – zapytała niewinnie, podnosząc wzrok na diabła. Podejrzewała, jaka może paść odpowiedź, jak również, że pewnie pogrążyła się samym pytaniem, ale tak jak Dagonowi zdawało się wejść w nawyk drażnienie złodziejki, tak u niej naturalnym stało się odgryzanie na rzucane zaczepki, najwyraźniej nawet kosztem własnego spokoju ducha. Poza tym dopóki Laufey nie dowie się o niej wszystkiego powinna być bezpieczna. A jeśli się dowie… cóż, wtedy będzie się martwić.
        - Oczywiście, dbałość o wizerunek przede wszystkim. - Przechyliła lekko głowę z uśmiechem, gdy czart dość opornie wybrnął z jej pułapki, a na „zimnego drania” zaśmiała się cicho. – Dla mnie jesteś w porządku – uznała.
        Chociaż zastanawiało ją, komu tak Bajer zalazł za skórę, że ta osoba zemściła się tak silną i wredną jej skromnym zdaniem klątwą, nie zadawała więcej pytań, bo to zwyczajnie nie była jej sprawa. Poza tym na magii i tak się znała jak świnia na gwiazdach, więc nie wnikała w zawiłości czaru. Najważniejsze było to, że Dagon mógł z jaką taką pewnością stwierdzić, kiedy będzie zbliżał się do przemiany. Gdy jednak po raz kolejny wrócił temat ratowania jej z ewentualnej opresji, darowała sobie żarty.
        - Potrafię o siebie zadbać, Bajer – powiedziała spokojnie. – Może nie jestem największa ani najsilniejsza, ale nie nie doceniaj mnie – mruknęła. Nigdy nie była zarozumiała, ale nie była też bezbronnym kociakiem i nie lubiła, gdy się ją traktowało, jako takiego.
        Obserwowała go, gdy stał przy barku, zaskoczona raczej drwiącym śmiechem, jednak przyczyna diablej wesołości zaraz wyjaśniła się sama. Prawie.
        - Jak to nie ma? – mruknęła unosząc brwi ze zdziwienia i spoglądając za ręką Dagona na pełen alkoholu barek. – Dzięki. - Odebrała whisky, obserwując jak mężczyzna zajmuje swoje miejsce obok niej i zerknęła do szklanki. – No przecież to jest drink – powiedziała, nadal nie rozumiejąc, czemu bies robi z tego taką wielką sprawę. Na propozycję przygotowania jej kolejnego, tym razem u Chrysa, uśmiechnęła się i skinęła głową.
        – Chętnie. Mając na myśli, że biznes nam się uda, mówisz o tym, czy powiedzie się kradzież, czy późniejsza sprzedaż? – dopytała jeszcze.
        Popijała alkohol, wciąż przyzwyczajając się do jego ciężkiego i ostrego smaku. Odruchowo zerknęła za okno, zdając sobie sprawę, że raptem trzy godziny temu jadła śniadanie, ale było już dobrze po południu. Na pytanie Laufeya uśmiechnęła się wesoło i zerknęła na niego bystro.
        - Ja idę na miasto się rozerwać – odparła beztrosko, zerkając w alkohol w szklance, nim wróciła spojrzeniem do rozmówcy. – Jeśli chcesz, możesz do mnie dołączyć – dopowiedziała, nie powstrzymując już uśmiechu i nie trudno było się domyślić, że umyślnie prowokuje Dagona.
        – W razie czego nie musisz się obawiać, mówiłam szczerze, że nie wrzucę cię więcej do rzeki – dodała i zaśmiała się wesoło, na wspomnienie wczorajszych wygłupów.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Dagon zerknął na zaciekawioną Kimiko zastanawiając się chwilę. Nie była to wyjątkowo poufna informacja i nie mogła przynieść diabłu szkody. Zamiast więc unikać odpowiedzi, zamyślił się chwilę, licząc w myślach ile to już czasu znał Chrysanta...
        - Będzie już jakieś dwadzieścia lat - odparł po kilku uderzeniach serca. Znajomość ta była równie nieplanowana co oryginalna, a jednak przetrwała całkiem niezłą próbę lat. Początkowo oparta typowo na interesach z czasem przekształciła się w szorstką przyjaźń. Krasnal dogryzał diabłu, diabeł nie był mu dłużny, grali sobie nawzajem na nerwach. Dziś jednak obaj panowie darzyli się zaufaniem, które było cenniejsze niż wszystkie grzeczności świata, nawet jeśli początkowo jeden patrzył drugiemu na ręce a współpraca przebiegała dość burzliwie.
        - Na szczęście mogą liczyć drobni gracze - wyszczerzył się odbijając zaczepkę. - Jakbyś zwiała, to by znaczyło, że się nie nadajesz do tego wyzwania - podrażnił dumę zuchwałej złodziejki, nie dając się zbić z tropu uwagą o możliwych powikłaniach głupiego wejścia wymuskanego kurdupla, którego odwiedzili na początku znajomości.
        Diabeł z zaciekawieniem obserwował reakcje dziewczyny na jego następne słowa i deklaracje. Zadowoleniem przywitał niezbyt rosnącą ostrożność złodziejki. Mógłby wręcz zaryzykować stwierdzenie, iż dziewczyna zamiast zmykać gdzie pieprz rośnie tylko bardziej się z nim oswajała, nawet jeśli uważnie przysłuchiwała się odpowiedzi. Oczy przykryte rzęsami i uśmiech jaki pojawił się moment później były już bardziej bezpośrednim dowodem na gasnącą rezerwę, co tylko wzmocniło czarcią satysfakcję. Przemiana szczęśliwej miny złodziejki w jawną prowokację, wywołało podobny wyraz na twarzy Bajera.
        - Musiałbym się zastanowić co okaże się przyjemniejszym i ciekawszym rozwiązaniem - odparł podejmując przepychankę. Celowo nie użył określenia korzyści. Od początku tej znajomości do tej pory jedynie inwestował, nie mając nawet pewności czy wkład się zwróci. Miał jedynie pewne założenia. Mimo to dobrze się bawił. Po raz kolejny więc nie kłamał a powiedział prawdę, odrobinę jedynie kręcąc. Cóż poradzić, polubił panterę do tego stopnia, że sam jeszcze nie wiedział czy mając intratną ofertę by ją przyjął. Nie wykluczał, że zignorowałby możliwość zarobku, kosztem niematerialnych zysków.
Cichemu rozbawieniu dziewczyny odpowiedział krótki diabli śmiech.
        - Dlatego mówię, że lubisz pakować się w tarapaty - wyszczerzył się bies. Jak tu nie lubić takiej zawadiaki? To był ten moment gdy niewiasta powinna uciekać samodzielnie lub wzywając na pomoc jakiegoś rycerza, lub przynajmniej zaprzeczać żyjąc złudzeniami. Nie było tajemnicą, że ujawniania tej strony charakteru lepiej było unikać. Kimiko za to zaserwowała mu nieczęstą odpowiedź "wiem, że jesteś dupkiem, ale i tak cię lubię". Urocze w swoim dążeniu do przetestowania fortuny.

        - Nie nie doceniam ciebie - odezwał się równie spokojnie jak dziewczyna, chociaż głos Dagona wciąż podszyty był niedawnym rozbawieniem - Pilnuję byśmy nie zlekceważyli przeciwnika. Nie podoba mi się ten facet i nic się w tej materii nie zmieniło. Co za popapraniec, który boi się magii, kupuje magiczny portret? Wciąż nie wiemy o nim nic i nie chciałbym by wiedzy przybyło nam nagle i w nieodpowiednim momencie. - Uśmiechnął się drapieżnie. - Przez całe te podchody do socjety, jeśli złapią ciebie, będą węszyć i za mną, więc lepiej by wszystko przebiegło bez komplikacji - dokończył ukazując czysto praktyczne podejście.

        Nawet drobne różnice w światopoglądzie dostarczały Bajerowi rozrywki. Dziewczyna chciała by diabeł nalał jej alkoholu, bawiąc się w kelnera. Bies za drinka uważał coś trochę bardziej wyrafinowanego, tym bardziej słysząc prośbę brzmiącą "zrobisz". Laufey uśmiechnął się pod nosem niosąc napełnione szklanki. Przez ciągłą grę w słówka, przykładał dużą uwagę do niewielkich różnic i niuansów skrytych w wypowiedzi.
        - To jest co najwyżej poślednia whisky. - Błysnął kłami znad szklanki.
        - Kradzież - odparł krótko, rozwijając dopiero po łyku alkoholu. - Jeszcze nie wiemy czy to co zwędzimy, będzie się nadawało do sprzedaży. Poza tym będziemy musieli poczekać do jakiejś sensownej aukcji a kto wie, może nawet wstrzymać się aż sprawa trochę przyschnie - odpowiedział lekko, niespecjalnie przejmując się dopuszczanymi wątpliwościami.
        Zaraz oczy biesa rozjaśnił bezczelny błysk. Uśmiechnął się szeroko i przychylił się nieco w stronę panterołaczki.
        - Tylko jeśli obietnica jest szczera - przechylając głowę, wymruczał odpowiadając na zaczepkę. Dopił whisky i odstawił szklankę na stół, jednocześnie zbierając w dłoń spinki.
        - Ciekawość zaspokojona, mogę się ubrać? - zadrwił jeszcze, powoli wpinając artefakty w mankiety. Wraz z momentem gdy spinki wylądowały w ręce Dagona, zniknęły rogi i czarne oczy. Jak tylko zajęły swoje miejsce w rękawach koszuli, obraz ustabilizował się przywracając znanego Laufeya.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Pantera pokiwała lekko głową na usłyszaną informację. Pozornie niewinne pytanie miało swoje drugie dno, jednak uzyskana odpowiedź nie wyjaśniła tej wątpliwości. Dagon wyglądał na mniej więcej trzydzieści parę, czterdzieści lat, więc dwudziestoletnia znajomość nie była niczym dziwnym. Magia, status, teraz dodatkowo rasa, i kilka innych rzeczy sugerowały, że diabeł może mieć na karku więcej niż te cztery krzyżyki. Dziewczyna wiedziała jednak, że zadane wprost pytanie pozostanie bez odpowiedzi, więc odłożyła zagadnienie na później, mimowolnie trenując własną cierpliwość. Na odbitą zaczepkę tylko prychnęła rozbawiona.
        - A nie, że jestem ostrożna? – zapytała czepliwie, nie dając się podpuścić.
        Nie wszyscy mają takie rozbuchane ego, jak ten facet, a poza tym ona od razu postawiła sprawę jasno, jeśli chodzi o jej umiejętności – mieli umowę, jeśli ona stwierdzi, że sobie poradzi z zadaniem. Oceni je na chłodno, bo wcale jej się nie uśmiechało przyłapanie na gorącym uczynku, więc nawet jeśli czasem porywała się na coś większego niż zwykle to dlatego, że oceniała potencjalne korzyści wyżej niż ewentualne ryzyko, a nie dlatego, że miała skłonności do brawury. Teraz nadal nie wiedziała dokładnie, jakie zabezpieczenia przyjdzie im pokonać, ale w międzyczasie stało się mało prawdopodobne, by dziewczyna zrezygnowała. Grono, w które wpadli, na tyle zalazło jej za skórę, że panterołaczka gotowa była wspiąć się na wyżyny swoich złodziejskich umiejętności, byle tylko uprowadzić cholerny obraz i utrzeć bogaczom nosa.
        Oszczędnemu wyznaniu sympatii towarzyszyło ostrzeżenie przed chłodnym biznesmenem. Mogła zostać albo uciec przed wiszącą w powietrzu groźbą, ale jeśli już zdecydowała się sprawdzić swoje szanse w tym starciu to nie było sensu udawać pokornej, skwitowała więc to tylko rozbawieniem. Rzucane lekko groźby będą przypominać dziewczynie w co się pakuje, ale dopóki któraś nie stanie się realna, raczej mało prawdopodobne, by kot zawinął ogon pod siebie i czmychnął. Zaczepkę w postaci uznania, że z nią przecież zawsze wszystko jest przyjemniejsze i ciekawsze, Kimiko pozostawiła dla siebie. Dwuznaczność tego stwierdzenia byłaby zbyt łatwa do dostrzeżenia, a dziewczyna zdążyła już zauważyć tendencję do przegrywania z Laufeyem w słownych przepychankach. Nie była aż tak harda, by próbować znów na tym polu, więc odpuściła, odzywając się dopiero przy wytknięciu jej tendencji do pakowania się w kłopoty.
        - Nie moja wina, że wtedy jest zabawniej – przyznała się po prostu, wzruszając ramionami z „niewinną” miną.
        Podejmując się współpracy z Laufeyem stwierdziła po prostu, że tarapaty same ją znajdują, czy ich unika czy nie, a jednak stawiając sobie jakieś wyzwania było po prostu ciekawiej. Nic dobrego jej nie przyszło z podkładania się życiu i liczenia na łaskę, więc w pewnym momencie zaczęła z niego czerpać, póki szczęście było po jej stronie, i szybko uciekać, gdy się odwracało. Diabeł wróżył kłopoty, ale było z nim wesoło, więc dopóki faktycznie coś jej nie będzie zagrażać, Kimiko dalej będzie bawiła się w nowym świecie.
        Zapewnienie Dagona przyjęła z niezauważalnym zadowoleniem, na pozostałą część wypowiedzi przechyliła głowę nieznacznie.
        - Nie lekceważę go. – "Wiem, jak źle to się może skończyć", dodała już w myślach, wracając zaraz do tematu. – Co właściwie robi ten portret, co w nim magicznego? – zapytała, jednocześnie się nad czymś zastanawiając. - Wczoraj wieczorem mówił mi, że magia pochodząca z natury go nie odstręcza, jednak nie wiem na ile była to nieudana próba flirtu, a na ile faktycznie tak sądzi i co miałby wówczas na myśli.
        Odebrała drinka i popijając go kontynuowała rozmowę. Określenia trunku mianem pośledniego nie skomentowała, jednak uśmiechnęła się do siebie w duchu, w myślach wyzywając Dagona niegroźnie od snobów. Później jednak skonsternowała się widocznie, spoglądając na mężczyznę.
        - Długo będziemy tak czekać? – zapytała, trochę marudząco, drapiąc się za panterzym uchem. – Jak ty to sobie wyobrażasz, mam się zgłosić po swoją dolę, jeśli jakaś będzie, za ile… za miesiąc na przykład, i liczyć, że mnie nie wykiwasz? – mruknęła, zerkając na niego czujnie. Nie bardzo ogarniała ten jego plan z przyczajeniem się, jak dla niej wystarczyłoby opchnąć obraz u pasera i niech on już się później martwi, kiedy puścić go dalej w obieg. Średnio jej się widziało ganianie za diabłem po całej Alaranii, żeby odebrać to, co jej się należy.
        - A właśnie, znasz kogoś komu mogłabym sprzedać te szafirki, które buchnęłam Morisównie pierwszego wieczoru w Jaskini? – zapytała, uśmiechając się przymilnie. Dagon mógł sobie nazywać je „marnymi sznureczkami”, ale dopóki nie skapną jej się z tego przedsięwzięcia prawdziwe monety, to bransoletki były jej najcenniejszą zdobyczą. Chociaż były ładne i błyszczące, mogłaby sobie zostawić jeden kamyczek z łańcuszka na pamiątkę.
        - Szczera, szczera – zaśmiała się rozbawiona bajerowym mruczeniem. Uczciwie obiecała, że go więcej do rzeki nie wrzuci przecież, prawda? Prawda.
        - Oczywiście, że niezaspokojona, zarzucę cię jeszcze cetnarami pytań – stwierdziła lekko, ale też odstawiła puste już szkło. Z wyraźną fascynacją spoglądała jeszcze przez chwilę na nagłą zmianę wizerunku Laufeya, po czym wyciągnęła dłoń, trochę po omacku sięgając w stronę rogów, które były widoczne jeszcze przed chwilą. Palce odskoczyły jak oparzone, gdy natknęły się nagle na chropowate poroże, chociaż dziewczyna już go nie widziała.
        - Łał – mruknęła tylko i wstała, znikając w sypialni, by uszykować się do wyjścia.

        Wyciągnęła spod łóżka swoją torbę i rzuciła ją na łóżko, wyciągając kilka rzeczy. Zdjęła bluzkę, odkładając ją złożoną na pościel, ubierając jedynie skórzany brązowy gorset, który zazwyczaj nosiła na koszuli, ale wieczorem pozwalała sobie na większą swobodę. Jak zwykle widać było jedynie rzemień na jej szyi, a jego zwieńczenie w postaci medalionu znikało za dekoltem gorsetu. Wciągnęła buty, w cholewie jednego chowając sztylet, a pochwę z drugim ostrzem przypinając do paska. Kilka monet wrzuciła luzem do kieszeni, z doświadczenia wiedząc, że brzęcząca przy pasie sakiewka tylko niepotrzebnie kusi. Papierośnicę wsunęła do tylnej kieszeni spodni, jeszcze nie gotowa na rozstanie ze srebrnym cudeńkiem, rozczesała długie włosy i zarzuciła na siebie rozpięty płaszcz, którego postrzępione już nieco brzegi sięgały niemal do ziemi, chwilowo skrywając panterzy ogon. Skoro jutro ma się wbijać w zieloną kieckę to dzisiaj zamieszała iść ubrana po swojemu i w dupie mieć dagonowe marudzenie, bo i tak tam gdzie idą, na pewno nie spotkają demarskiej elity. Z sypialni wyszła podwijając długie rękawy do łokci i zerkając na Laufeya. Uśmiechnęła się na jego widok i podeszła bliżej, wspinając się na palce, żeby bezczelnie ściągnąć mu kapelusz z głowy, a założyć go sobie na włosy z tłumionym chichotem.

        Przemierzali aleje Demary, zagłębiając się najpierw coraz bardziej do centrum, a później gubiąc w węższych uliczkach. Ludzi na mieście było całkiem sporo, gdyż pora skłaniała ku wieczornym spacerom lub właśnie wizytom w licznych karczmach. Panterołaczka mijała kolejne lokale, po swojemu oceniając ich atrakcyjność, czasem tylko nadstawiając ucha na grającą wewnątrz muzykę, zaglądając przez uchylone drzwi do środka lub przyglądając się wchodzącym i wychodzącym gościom. Nie była tu nigdy, więc nie miała upatrzonego miejsca, szukając po prostu czegoś, co ją zainteresuje. Takie miejsce znalazła, gdy do uszu parki dotarły nietypowe dźwięki bębnów, harmonijki i chordofonów o przyjemnych niskich tonach. Złodziejka zerknęła krótko na Dagona z łobuzerskim błyskiem w oczach, po czym zbiegła lekkim krokiem po schodkach prowadzących do piwnicy jakiejś kamienicy i zajrzała do środka.
        - Chodź – uśmiechnęła się do towarzysza i weszła do tawerny.
        Kamienne ściany i drewniane słupy podtrzymujące strop zdobiły podniszczone już nieco proporczyki z barwami różnych miast. Podłoga ze starych desek skrzypiała pod nogami, a długi bar biegnący od wejścia przez niemal całe pomieszczenie wołał o wymianę drewnianego blatu, na którym potwierdzenie swojej obecności w tym miejscu wyryli chyba wszyscy jego goście od dnia powstania. Pozostała przestrzeń podzielona była równo dla gości przy stolikach i tych, których chwytliwa melodia grana przez skromny zespół, wyciągnęła na parkiet. W powietrzu unosił się gryzący dym z licznych fajek i cygar oraz śmiech i pokrzykiwania gości w dość różnorodnym składzie.
        Złodziejka z uśmiechem popłynęła w stronę szynkwasu, zgrabnie lawirując w tłumie i gratulując sobie ukrycia ogona pod płaszczem, nawet jeśli tylko na krótko, nim zrobi jej się ciepło. Nieraz bowiem zderzała się z rzeczywistością, w której goście widząc pomykający między nimi koci ogon mieli nieodpartą potrzebę pogłaskania mijającego ich futerka, zupełnie nie rozumiejąc niewłaściwości takiego zachowania.
        Przy barze panterołaczka upolowała dwa wolne miejsca, zajmując jedno z nich, a gdy niezwłocznie pojawił się przy nich barman, zamówiła dla siebie tequilę, a dla Dagona whisky, podając obsługującemu ich mężczyźnie dwie monety. Obserwowała reakcje diabła, gdy podano im drinki, bo skoro whisky w zajeździe, w którym się zatrzymali, była dla niego poślednia, była ciekawa, co powie o tej. Zaserwowana dziewczynie tequila nie różniła się wiele w smaku, a jedynie w formie podania, bo podczas gdy w Jaskini wszystko było na eleganckich spodeczkach, tutaj kawałek cytrusa nadziano jej po prostu na kieliszek, a sól podano w nieco większej ilości, w drewnianej miseczce, szybko oceniając, że na jednej porcji alkoholu się nie skończy.
        - To za co pijemy? – zapytała, unosząc swój kieliszek i zwracając się przodem do Dagona, a bokiem do lady.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        - To też - zaśmiał się czart. Ucieczka kocicy zdecydowanie byłaby dowodem na ostrożność dziewczyny. On jednak potrzebował złodziejki której główną zaletą nie mogła być roztropność.
Podczas słownej przepychanki diabeł już nie tyle utwierdził się w fascynacji Kimiko, co powoli ją akceptował. Buńczuczna dziewczyna była intrygującą odmianą od wszystkich laleczek, a jednocześnie nie była jadowitą żmiją przed, którą musiałby cały czas trzymać gardę. Spędzając czas z panterą przy okazji interesów, bies mógł się dobrze bawić. Zazwyczaj biznes sam w sobie był przyjemny dla Dagona, ale niecodzienne połączenie go z czystą rozrywką było mile widzianą odmianą. Tak samo jak słowne droczenie się z dziewczyną.
Urocze wzruszenie ramionami połączone z deklaracją, że bez ryzyka nie ma zabawy wywołały wilczy uśmiech na twarzy Dagona, ale on sam już się nie odezwał. Złodziejka nie mogła się chyba bardziej pogrążać w konszachty z diabłem, czy czyniła to świadomie czy też nie.
Bies odpowiedział dopiero na pytanie zadane o obraz, wcześniej kiwając głową z aprobatą.
        - Magiczny portret - zamruczał tonem, który sugerował wstęp do opowieści. Bajer rozsiadł się wygodniej, bawiąc się szklanką z ciekłym bursztynem i przemówił dopiero po chwili, jakby chciał zbudować napięcie.
        - Dziesiątki lat temu żył wyjątkowo zdolny mag. Jeśli zręcznie szukać, wiele można znaleźć o nim informacji. Wiele dziedzin mu przypisują podania. Co wydaje się najistotniejsze parał się magią życia, mając do niej wielki dar. - Diabeł zrobił niewielką przerwę na łyk whisky. Popatrzył przez chwilę w zielone oczy Kimiko i przerwał milczenie.
        - Kreomagowanie było jego drugim wielkim talentem. Jak to często bywa ze zdolnymi czarownikami i ten okazał się mieć umysł i wolę znacznie słabsze niż zdolności. Powoli wraz z rosnącą potęgą ogarniała go obsesja i lęk przed śmiercią - melodyjny i lekko szorstki głos diabła przerwała kolejna przerwa na łyk alkoholu. Jakże przyjemnie byłoby teraz zapalić cygaro. Opowieści najlepiej plotło się popijając trunki w tytoniowym dymie i wieczorami. Niestety brak cygara musiał zaakceptować a wieczór dopiero nadchodził.
        - Czarownik ów był mężczyzną i tak jak większość z nich miał jeszcze jedną poważną wadę, oczywiście poza zbyt wybujałym ego. Kobiety... - zamruczał z bezczelnym uśmiechem.
        - Miał żonę, jak większość mężczyzn w jego wieku o jego statusie. Żona mu jednak nie wystarczała. Tutaj źródła nie są zgodne. Jedni próbują możliwie wybielić maga, zrzucając winę na szpetotę czy oziębłość małżonki, zapewne próbując ułagodzić własne sumienia. Inni twierdzą, że była to iście anielska istota. Tę kwestię pozostawmy wyobraźni i własnemu osądowi, gdyż zbliżamy się do sedna tej historii. Pewnego dnia czarownik zapragnął sięgnąć po wieczne życie. Ślęczał nad starożytnymi pismami aż te podobno zaprowadziły go w czarne dziedziny magii. Po latach prac stworzył nie jeden a w swojej zachłanności trzy portrety. Zapomniał jednak o bardzo istotnym drobiazgu. - Raz jeszcze nastąpiła przerwa, podczas której Bajer poświęcił uwagę swojej szklance.
        - Żona i kochanka dowiedziały się o swoim istnieniu. Czy wiedziały wcześniej i trzy portrety stały się kroplą przelewającą puchar, czy może to właśnie trzy portrety uświadomiły niewiastom prawdę, której unikały też nie wiemy. Ich gniew jednak był wielki. Kobiety spotkały się i uknuły spisek. W jak najbardziej słusznej zemście, zamordowały maga, później potajemnie dzieląc się jego majątkiem. Obrazy tymczasem zaginęły na całe lata. Żadna z kobiet, wykazując się roztropnością, nie chciała wykorzystać przeklętego płótna.
W taki sposób powstały trzy portrety. Obraz jest zwykłym pustym materiałem, do czasu aż ujrzy twarz. Staje się wtedy portretem patrzącej weń osoby. Podobno obdarza swojego właściciela nieśmiertelnym życiem. Nie chroni jednak przed ranami, zabójstwem czy śmiertelnymi chorobami. W zamian podobno kradnie duszę - Dagon przybrał odrobinę groźniejszy ton by nadać lepszy wydźwięk ostatnim słowom. Efekt był tym bardziej udany iż wypowiadał je najprawdziwszy diabeł. Nawet jeśli zadaniem czartów nie było pozyskiwanie dusz, jak wielu mylnie sądziło.
        - Jeden z obrazów zaginął całkowicie. Podobno zniszczył go jakiś antymagiczny fanatyk. Jeden z nich rzekomo znajduje się w rękach elfów, jakby był im do czegoś potrzebny - sarknął złośliwie bies.
        - Ostatni zaś znajduje się w rękach naszego drogiego pana Whitakera. A przynajmniej on sam tak twierdzi - Dagon zakończył opowiadanie.
        - Co do wynagrodzenia masz dwie możliwości - wyszczerzył się czart. - Paser ustali wyjściową cenę malowidła i wtedy otrzymasz swoją dolę - mówił z bezczelnym wyrazem twarzy - Lub zawierzysz mojemu słowu, zaczekasz do akcji tak jak ja i dostaniesz zapłatę po sprzedaży artefaktu. Twoja decyzja - odparł ze swoistą pewnością siebie.
Nie zamierzał oszukać złodziejki, przynajmniej nie w kwestii wynagrodzenia i nie od momentu gdy uznał ją za wspólnika. Interesy polegały na kiwaniu ofiar i uczciwości wobec współpracowników. Nikt nie chciałby współdziałać z Laufeyem, gdyby ten każdego puszczał w skarpetkach, a dobry biznes polega na posiadaniu znajomości nie zaś samotnemu działaniu. Sam to sobie mógł pracować skrytobójca, a bardzo często i on potrzebował pośrednika. Wykiwania Kimiko nie musiała się obawiać. Bajer jednak ciekaw był jej odpowiedzi. Czy znów zwycięży ciekawość czy może tym razem złodziejka odpuści sobie zabawę zwijając się z tym co dają. Z nieznikającym szelmowskim uśmiechem od razu odpowiedział na drugie pytanie.
        - Znajdzie się ktoś od biżuterii, nie ma problemu - odpowiedział nonszalancko. Znał sposoby i odpowiednich ludzi by świecidełka zniknęły i rozpoczęły nowe życie z dala od poprzednich właścicieli, nawet jeżeli sam zwykle się nie trudnił akurat tą gałęzią.
        - O ja nieszczęsny - prychnął rozbawiony, odwzajemniając spojrzenie panterołaczki. Zastanawiał się przez moment co też może kluć się pod czarnymi kocimi uszkami. Jak zawsze Kimiko szybko zrobiła co miała na myśli odsłaniając kurtynę tajemnicy. Z rechotem przewrócił oczyma gdy brunetka sprawdziła gdzie podziały się rogi, oczywiście odskakując gwałtownie gdy na nie natrafiła.

        Diabeł nie oczekiwał, że dziewczyna będzie się włóczyć w poszukiwaniu czerwonych dywanów i kryształowych żyrandoli. Na koszulę zarzucił samą marynarkę i nawet zrezygnował z krawata, by nie rzucać się zbyt w oczy.
Przechylił głowę, wkładając ręce do kieszeni i przyglądając się podchodzącej złodziejce. Jeszcze dziewczyna nie pokonała połowy drogi, a już wiedział, że coś knuła. Bezczelnym uśmiechem i mruczeniem powitał wspinającą się na jego wysokość panterę. Nie oczekiwał niczego ciekawego po zachowaniu kociaka, ale był szczerze zaciekawiony co zielonooka bestia ma zamiar odpędzlować tym razem.
Kradzież kapelusz skwitował kolejnym mruknięciem. Trącił rondo by kapelusz przesunął się trochę na bakier.
        - Tak lepiej - wymruczał i wyszedł z pokoju za kocicą.
Wędrował za Kimiko klucząc wśród tłumu, od baru do baru, ale żaden nie wydawał się złodziejce właściwym. Uśmiechał się kątem ust, dając się wodzić po mieście. Kot na trzeźwo zachowywał się wcale nie wiele inaczej niż podczas nowiu. Brunetka brykała jak dziecko w lunaparku.
Wreszcie się się zdecydowała. Zszedł po schodach do przytulnie ciemnawego wnętrza gdzie wybrzmiewała rytmiczna muzyka o cięższych nutach. Melodia swoją zadziornością idealnie grała z butną złodziejką i pasowała zarówno do jej aktualnego wyglądu jak i przyczyny ich demarskiego pobytu.
        - Za piękne i niebezpieczne kobiety - wyszeptał gardłowo, trącając szkłem o szkło.
        - Czy mogę prosić o cygaro - przychylił się bliżej do dziewczyny, szepcząc jej prawie do ucha. Przez płaszcz nie widział papierośnicy skrytej w kieszeni spodni. Zdążył jednak trochę poznać Kimiko i widział jak na złodziejkę działała wygrana zdobycz. Prośbę więc była strzałem w ciemno opartym jedynie na przypuszczeniach.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Słysząc początek historii, z uśmiechem usadowiła się odpowiednio na kanapie, przysuwając do siebie podwinięte nogi i opierając się wygodnie bokiem o oparcie, na którym złożyła nawet głowę, przyglądając się Dagonowi. Wyglądała teraz zupełnie niegroźnie i niewinnie, a gdyby nie szklanka whisky w spoczywających na kolanach dłoniach, też na o wiele młodszą.
        Nie przerywała, pozwalając mężczyźnie pleść opowieść tak przyjemnym dla niej głosem, nie spuszczając z niego kocich oczu i od czasu do czasu zanurzając usta w alkoholu. Uśmiechnęła się tylko lekko, słysząc o słabości maga, którą jej skromnym zdaniem można by przypisać większości mężczyzn, w tym tu obecnemu. Jednak poza tym lekkim wygięciem warg, nawet mimiką nie rozpraszała mówiącego diabła, chociaż czujnie wyłapała istotny dla niej element historii. Obraz zapewniał długowieczność, ale nie chronił przed śmiercią od obrażeń lub chorób. Panterza krew już owszem. Czy Whitaker o tym wiedział? Mimo rosnących wątpliwości zachowała kamienny wyraz twarzy, popijając znów tę poślednią whisky, leniwym mrugnięciem powiek komentując koniec opowieści.
        Kwestia jej wynagrodzenia sprawiła, że wyprostowała już głowę zainteresowana, przygryzając wnętrze polika na widok wyszczerzonego Bajera. Żadna przedstawiona przez niego opcja nie była idealna i on o tym wiedział. Albo zgodzi się na mniejszy udział, bo oszacowany przez pasera, a ci nie tylko zawsze zaniżają nieco ceny, ale też nigdy dokładnie nie wiedzą, za ile przedmiot sprzeda się na aukcji. Różnice mogły wynosić nawet wielokrotność pierwotnej wyceny. Albo poczeka na większy kąsek, chociaż niekoniecznie pewny, bo rogatemu elegantowi ufała na tyle, na ile go widziała, jeśli nie mniej. Nie była zachłanna, ale ciekawska już owszem, dlatego skrzywiła się lekko, zdając sobie sprawę, że decyzję już podjęła.
        - Poczekam – mruknęła w końcu. – Ale lepiej dla ciebie, żeby szybko nadarzyła się okazja do sprzedaży, bo do tego czasu jesteś skazany na moje towarzystwo – zerknęła na niego podejrzliwie, ciekawa jak się odniesie do takiego zastrzeżenia. Strzeżonego Prasmok strzeże, jak to mówią. W prastarego, przerośniętego gada nie wierzyła, ale powiedzenie trafne. Jeśli się Dagon uprze, żeby jej uciec, to wystarczy przecież, że się teleportuje z obrazem i tyle gościa (i swoją dolę) widziała, była tego świadoma. Jeśli jednak rzeczywiście nie miał zamiaru jej wykiwać to musi znieść jej obecność jeszcze jakiś czas, albo na inny sposób zapewnić, że jej nie oszuka. I niech nie próbuje wykpić się jakimś świstkiem z mętną obietnicą zapłaty, bo inaczej do czasu aukcji wielki czarny kot będzie prześladował go niczym zły omen z powieści.
        Na informację, że sprzedaż jej błyskotek również nie będzie problemem, skinęła głową z zadowoleniem. W sakiewce jeszcze jej brzęczały monety, ale nie dało się ukryć, że wizja zarobku i te kilka dni spędzone w mieście nieco nadszarpnęły jej budżet. Zwłaszcza to cygaro dla Dagona, drogie dziadostwo, ale chciała sprawić mu przyjemność, a przecież i tak za większość rzeczy tutaj on płaci. Niby taka była umowa, ale nawet złodziejka ma swój honor, więc się nie zawahała przed sprawieniem mu prezentu. Uśmiechem odpowiedziała na jego rechot, gdy z ciekawością sięgnęła rogów, nawet za swoją ciekawość nie przepraszając, bo Laufey chyba się już przyzwyczaił.
        Gdy wyszła z sypialni mężczyzna był już gotowy, a ona kolejny raz przetestowała jego cierpliwość podbierając kapelusz. I znów została obdarowana tylko uśmiechem, miast reprymendy, więc z zadowoleniem i nowym nakryciem głowy opuściła pokój.

        W barze zdjęła kapelusz i odłożyła go na blat, strzygąc uwolnionymi spod włosów uszami. Płaszcz wisiał za nią niemal do ziemi, ukrywając długi czarny ogon, oplatający barowy stołek. Słysząc toast Laufeya, panterołaczka rzuciła mu przeciągłe spojrzenie. Chyba mu się towarzystwo z panami od pokera pomyliło, bo Kimiko na nic były "piękne i niebezpieczne kobiety". Nic jednak nie powiedziała, postanawiając jedynie, że następny toast wznosi ona, a po krótkim brzdęknięciu szkła wychyliła swój kieliszek, odtwarzając znajomy rytuał. Odkładając skórkę po limonce nachyliła się odruchowo do pochylającego się w jej stronę Dagona, by w panującym tu gwarze usłyszeć co mówi. Kocia anatomia sprawiała, że szeptanie dziewczynie do ucha odbywało się nie przy jej twarzy, a bliżej czubka głowy, dostrzeżenie więc wesołego grymasu dziewczyny nie było oczywiste. Ta jednak zaraz podniosła spojrzenie na swojego towarzysza, ukazując też wyszczerzone w uśmiechu kiełki.
        - Jestem w stanie się do tego przyzwyczaić – żartobliwie skomentowała prośbę, ale bez zbędnej zwłoki sięgnęła do tylnej kieszeni, unosząc się nieco na stołku, i wyjęła papierośnicę. Otworzyła ją już sprawniej niż za pierwszym razem, kierując w stronę Dagona i częstując zawartością. Później schowała swoją wygraną z powrotem i gestem zamówiła sobie jeszcze jeden kieliszek.
Zablokowany

Wróć do „Demara”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości