Demara[Centrum miasta] Jak pies z kotem.

Warowne miasto położone na granicy Równiny Drivii i Równiny Maurat. Słynące z produkcji bardzo drogich i delikatnych tkanin, takich jak aksamit czy jedwab oraz produkcji wyrafinowanych ozdób. Utrzymujące się głównie z handlu owymi produktami.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Prawie przewróciła oczami, gdy Bajer skinął głową z aprobatą na jej widok. Nie tylko poczuła się jak kawałek szynki, który rzeźnik pokazuje klientowi z pytaniem, czy taki może być, to przecież on sam jej wybrał tą sukienkę, a wcześniej jej ją kupił. Z charakterystycznym samokrytycyzmem stwierdziła, że Laufey miał minę jakby uznał, że panterołaczce jakimś cudem udało się nie zniszczyć efektu sukni, gdy ją na siebie założyła. Rozbawienie przeszło jej trochę, gdy papierośnicę miała w dłoni krócej niż chwilę, nim Dagon wyjął jej ją z ręki. A właściwie zabrał sobie jej dłoń, uprawiając znowu te swoje czary-mary, a ona tylko spoglądała na niego kątem oka, wciąż usiłując go rozgryźć.
        - Na razie i tak nie masz żadnych cygar – odpyskowała z uśmiechem, zerkając na niego przelotnie, ale odwróciła zaraz głowę. Na pozostałe uwagi tylko prychnęła pod nosem szczerze rozbawiona, idąc pod ramię z Dagonem w stronę powozu.
        - Postaram się – stwierdziła, teraz jawnie wywracając oczami, gdy nie patrzył.

        Podczas podróży wyglądała z ciekawością przez okno, obserwując zmiany zachodzące w mieście pod wieczór. Okolica, przez którą przejeżdżali, była elegancka i widać było jedynie zadbane kamienice i chodniki oraz spacerujące pod ramię pary, większość z nich właśnie w kierunku, w którym zmierzali. Kimiko wysiadając z powozu odetchnęła głębiej, mając wrażenie, że robi to po raz ostatni na bardzo długi czas, i przybrała swoją rolę, płynnie wędrując u boku swojego towarzysza. Spojrzenie uciekło jej tylko na moment, gdy zobaczyła na niebie cienki rogalik księżyca, do którego uśmiechnęła się szeroko i drapieżnie, a jej oczy błysnęły dziko. Później zeszli po schodach do znajomego jej już lokalu, a na twarz dziewczyny powróciła ugrzeczniona maska.
        Muzyka, gwar i cała gama zapachów uderzyła w nią, gdy tylko znaleźli się za drzwiami. Ludzi było teraz więcej, ale chyba nie różnili się specjalnie od tych z wczoraj. Była wręcz pewna, że rozpoznaje wiele twarzy, a w pewnym momencie złapała nawet spojrzenie Jarvisa, który uśmiechnął się do niej i ruszył w ich stronę. W tym samym momencie wysoki mężczyzna przeszedł koło niej, zasłaniając widok na znajomego młodzieńca, a później Laufey skierował ich w inną stronę i młody Tussald zniknął jej z oczu. Wciągnięta w rolę, nie protestowała dziwnej zmianie kierunku, uczepiona wiernie bajerowego ramienia, ale zaciekawiona spoglądała na otwierający się przed nimi korytarz i stojącego w nim ochroniarza. Szybko wyjaśniła się tajemnica wizytówki, którą rano otrzymał jej znajomy i po chwili wędrowali w dół stromymi schodami.
        Kimiko zawsze oddychała nosem, taki miała nawyk, głównie przez to, że chciała zawsze czuć co się wokół niej dzieje, wyłapać woń nieznanego, jeszcze zanim oczy wyłapią obraz. Teraz płatki jej nosa poruszyły się wyraźnie, a dziewczyna zmarszczyła delikatnie brwi, uderzona nowymi zapachami. Nie były to ciężkie perfumy, aromatyczne jedzenie i alkohole czy dym tytoniowy, jak na górze. To znaczy oczywiście to również, jednak to co tak uderzyło panterołaczkę to mieszanina zapachów krwi, obcych ras, a nawet zwierzęcej sierści.
        Ledwie poczuła, że Laufey puszcza jej ramię, orientując się w tym dopiero, gdy sprawnie objął ją w talii, prowadząc dalej blisko siebie. Nie zaprotestowała nawet jednym gestem, wyraźnie przyzwyczajona do takiego zachowania, w niektórych sytuacjach. Traktowanie przyklejonej do swojego biodra kobiety, jako swojej własności było w niektórych kręgach działaniem równie naturalnym, jak chwalenie się nowym koniem w stajni. Kimiko na co dzień takich przekonań nie tolerowała i jawnie z nimi walczyła, jednak „w pracy” traktowała je jako zło konieczne, część gry, i nie buntowała się. Nie bez wyraźnego powodu. Zresztą dzisiaj Laufey dał jej wyraźnie do zrozumienia, że towarzystwo, w które wpadli jest pod tym względem jeszcze bardziej wyrachowane i nawet się z tym nie kryje. Nie pozostawało jej więc nic innego, jak spacerować u boku Dagona i nie zwracać na siebie większej uwagi.
        Na wyszeptaną wzmiankę uniosła dłoń do włosów, poprawiając je niby niedbale, a w rzeczywistości zakrywając okrągłe uszka grubszymi pasmami. Następne słowa skwitowała lekkim uśmiechem, jakby mężczyzna mówił jej na ucho coś miłego, co oczywiście również było pokazem dla otoczenia. Sama wiedziała, żeby pilnować dobrze swojego ogona i z pewnością lepiej zdawała sobie sprawę z konsekwencji ujawnienia niż on.
        Wyczuła na sobie czyjeś spojrzenie i podniosła wzrok na przechodzących mężczyzn, czego pożałowała natychmiast. Siłą powstrzymała się od zmarszczenia nosa, który uderzony został nieprzyjemnym zapachem starej krwi. Wampiry. Nie spuściła oczu, ale odwróciła wzrok gdzieś indziej, słuchając dalej Dagona i znów grzecznym uśmiechem maskując chęć zazgrzytania zębami. Dlaczego on ją tak lekceważąco traktował to nie wiedziała, ale jeszcze trochę i wbije mu ten swój „kozik” w udo, i z uśmiechem będzie patrzeć jak odskakuje. Zerknęła na niego krótko, ale hipokryta akurat posyłał mordercze spojrzenie dwóm nowym kolegom. "Pies obronny", pomyślała z rozbawieniem i ruszyli dalej.
        Od areny nie mogła odwrócić wzroku. Zapach krwi jednocześnie nęcił i odpychał, podobnie jak unosząca się w powietrzu adrenalina. Ogon dziewczyny poruszył się niespokojnie pod spódnicą, zielone ślepia o wąskich źrenicach sunęły po ludziach, a Kimi spięła się niby do skoku, co z łatwością mógł wyczuć obejmujący ją Dagon. Na zewnątrz nie pokazała jednak nic. Obojętne spojrzenie odwróciło się w końcu zarówno od tłukących się poniżej mężczyzn, jak i przepłynęło po stojącej na podeście dziewczynie, chociaż złodziejka z trudem zachowała neutralny wyraz twarzy, gdy ktoś wykrzyknął swoją ofertę. Spokojnie przeszła przez tą część pomieszczenia i usiadła przy stoliku na miejscu, które odsunął jej Laufey. Widać było, że zarejestrowała poufałą pozę, ale nie skomentowała jej słowem ani spojrzeniem. Do czasu aż zamówiono napoje.
        - Właściwie – odezwała się, zatrzymując kelnera w pół kroku. – Ja poproszę tequilę blanco – sprostowała zamówienie, a mężczyzna jedynie skinął głową i odszedł. Złodziejka nie spoglądała jeszcze na Laufeya, by sprawdzić poziom jego niezadowolenia, gdyż na miejsce kelnera przybyła kobieta, najwyraźniej zaznajomiona z Dagonem.
        - Dobry wieczór – odpowiedziała grzecznie Kimiko, szybko orientując się, że to właśnie był informator, z którym mieli się spotkać. Nie okazała zdziwienia, jednak spodziewała się zupełnie kogoś innego, nieco bardziej niepozornego, anonimowego. Za niebieskooką blondynką oglądała się połowa mężczyzn, ale ta jakby tego nie zauważała. Wymieniła kilka zdań z elegantem, a panterołaczka milczała, nie wtrącając się do rozmowy, tylko słuchając uważnie jej przebiegu, wzrokiem zaś błądząc po pozostałej części lokalu.
        W pewnym momencie zesztywniała cała, a źrenice rozszerzyły jej się, gdy wbijała wzrok w jeden punkt. Dokładniej w czarnowłosego mężczyznę, który stał gdzieś w tłumie i rozmawiał z kimś swobodnie, śmiejąc się głośno. Nie zwróciła uwagi ani na jego sylwetkę ani na przystojną twarz, ale na małe czarne uszka wybijające się znad krótkich włosów i długi czarny ogon, jawnie bujający się za jego nogami. Pantera. Brunet spojrzał na nią nagle przez pomieszczenie i wyszczerzył kły w uśmiechu, a po chwili jakiś przechodzień przysłonił jej widok, a gdy przeszedł – zmiennokształtnego już nie było. Kimiko chyba tylko cudem powstrzymała się przed zerwaniem z miejsca i pobiegnięciem za panterą. Na razie jednak musiała o tym zapomnieć.
        W międzyczasie przyniesiono ich drinki, Dagonowi whisky, niebieskookiej podano martini, a Kimiko tequilę w małym kieliszku na klimatycznym spodeczku z kawałkiem limonki i naparstkiem soli. Ekstrawagancko.
        Podane przez kobietę informację jej nie zdziwiły, nie licząc tego, że spodziewała się ich po prostu więcej. Dla niej istotne było tylko to, że Whitaker nie przepada za magią, a to oznaczało, że zabezpieczenia w jego domu będą tradycyjne. To dobrze dla niej. Gdy kobieta wstała od stołu Kimiko sięgnęła po swojego drinka, sprawnie nakładając sobie sól na dłoń, a następnie zlizując ją, wychylając drinka i zagryzając limonką. Całość to było mgnienie. Później, jak gdyby nigdy nic, zwróciła się w końcu do swojego partnera.
        - Zadowolony z informacji?
        Założyła nogę na nogę i oparła się o blat stolika, od czasu do czasu zerkając na Laufeya, w pozostałych momentach wypatrując uważnie w tłumie czarnych uszu i ogona.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Niedługo po tym jak opuścili pokój, przyszła znana już kobieta. Rozejrzała się po pomieszczeniach szukając przeznaczonych dla niej zadań. Szybko westchnęła widząc leżące na kanapie elementy garderoby szefa. No tak. Ten to musiał przebierać się pięć razy dziennie. Doprawdy nie mógł dnia przechodzić w jednym garniaku? Nie, bo przecież nie wypadało. Inny na poranek, inny na południe, oczywiście inny na wieczór. Pieprzony elegant. Czy on wiedział ile pracy było z magicznym czyszczeniem tych jego strojów? Oczywiście, że nie. Przecież nie on to robił. Kobiety rzadziej zmieniały swoje kiecki niż ten facet fatałaszki.
Westchnęła ponownie, przechodząc do sypialni. Tak jakby nie dość roboty miała z samym szefem, to ten musiał przygruchać sobie koleżankę i najwyraźniej chciał zatrzymać ją na dłużej. Westchnęła po raz trzeci chyba, a za każdym razem czyniła to coraz głębiej i głośniej, jawnie niezadowolona z dodatkowej pracy. Po jeszcze jednym, chyba ostatecznym i ostentacyjnym oddechu, wyprostowała ręce przed sobą, rozciągając się jakby już co najmniej godzinę ciężko przeharowała, wyciągnęła z kieszeni maleńki woreczek, który urósł do rozmiarów sporego worka i… znikła. Prawie znikła. Po chwili obserwacji można było zauważyć, że jedynie zmieniła postać. Zamiast kobiety, po pokoju latała wróżka czy chochlik. Do wtóru charakterystycznego szelestu skrzydełek pomykała w powietrzu, powoli i parabolicznym lotem pijanego bąka, ale z siłą i zawziętością znacznie większą niż przypisywałoby się tak drobnemu stworzonku, zbierała porzucone ubrania. Wszystkie z nich wrzucała do rozłożonego worka, a materiały ginęły gdzieś w jego otchłani, jakby tobołek nie miał dna.
Gdy zebrała pranie, otrzepała małe rączki i rozejrzała się jeszcze raz. Wzrok bystrych oczu padł na metalowe pudełko. No tak cygara jeszcze musiała uzupełnić. Bezczelny kundel!
Podleciała chwytając papierośnicę oburącz i zwinnie doleciała do worka, wrzucając puzderko. Gdy tylko pozbyła się ciężaru obróciła się energicznie w powietrzu, jakby wymierzała odpowiednio zamaszystego kopniaka, zapewne swojemu pracodawcy i w chmurze pyłu jej miejsce zajęła kobieta. Zawiązała worek, który znów się skurczył, schowała go do kieszeni i wyszła z pomieszczenia.

        Tymczasem szefostwo wraz ze swoim uroczym towarzystwem już dawno było w Jaskini cudów. Laufey obawiał się przez pewien czas jak panterołaczka poradzi sobie na nowym terenie. Nie nawykł do obdarzania innych nadmiernym zaufaniem. Tak samo nie pracował w duecie. Owszem, nieraz dawał zlecenia, niejednokrotnie sam się czymś zajmował, ale to była zupełna nowość. Nie wiedział czego się spodziewać, a Bajer nie lubił niewiadomych. To zawsze budziło w nim dodatkowe pokłady asekuracji. Poza tym obiecał, że będzie traktował dziewczynę jak partnerkę, starał się więc prosto mówić czego oczekiwał. Czasem może wychodziło dość protekcjonalnie. Z drugiej strony uważał, że miał ku temu prawo. Znacznie dłużej siedział w tym biznesie, więc i doświadczenia miał więcej. Nie przejmował się więc tym jakie wrażenie na dziewczynie robią jego dobre rady.
        Wyczuł gdy dziewczyna spięła się podczas przechodzenia przy arenie. Jednak Kimiko starała się, tak jak obiecała. Miło z jej strony. Może jednak nie była aż takim żółtodziobem za jakiego ją miał. Wszystko szło na razie sprawnie i bez utrudnień, co podobało się Laufeyowi. Diabeł zdecydowanie lubił gdy wszystko szło zgodnie z jego planami.
        Rozmawiając z informatorką nie miał okazji zagadać Kimiko, nie umknęło mu jednak, że coś zainteresowało dziewczynę. To jak zapatrzyła się w tłum, było równie widoczne jak bezpośrednia zamiana drinka na inny.
Spotkanie zakończyło się jeszcze nim na dobre powinno się zacząć. Blondynka rozpłynęła się w barwnym tłumie nocnych bywalców, zostawiając Bajera i Kimiko samych.

        Dagon powierzchownie znudzonym wzrokiem otoczył okolicę ich stolika i dopiero potem skierował pełnię uwagi na towarzyszkę.
        - A ty byś była? - diabeł odbił pytanie. Nie był jakoś szczególnie rozzłoszczony. Bardziej przypominał mieszankę rozczarowanego rozbawienia.
        - Zazwyczaj bywa bardziej… - Zamyślił się chwilę przesuwając kciukiem po szczęce zastanawiając się nad właściwym określeniem. - Szczegółowa - dodał ochryple, patrząc gdzieś w niebyt i marszcząc nieznacznie brwi, jakby coś go rozproszyło. Niby banalne słowo, ale dość dobrze oddawało sytuację. Bardziej szczegółowa. To, że Whitaker był świrem, przypuszczał sam. To, że miał trzecią żonę, do sprawy nie wnosiło nic z wyjątkiem drobiazgu, że powinien lepiej pilnować kota, a kot powinien uważać na siebie. Nie lubił magii - chyba… „Cudownie, normalnie całą operację wojskową można by na takich informacjach oprzeć” - ironizował w myślach, by po chwili wrócić spojrzeniem w stronę dziewczyny.
        - Cała inwigilacja spada na ciebie - odezwał się do złodziejki uśmiechając się kątem ust, by zaraz zmienić temat.
        - Tequila? - Wyszczerzył się mocniej. - Zapamiętam.
Zamówił owocowe wino, widząc jak dziewczyna krzywi się na whisky. To, że poprosiła o tequilę było ciekawym dodatkiem do wiadomości jakie już zdążył o niej zgromadzić. W sumie tak charakterny alkohol pasował do czupurnej pantery.
        - To ja zrobiłem co chciałem - odezwał się do Kimiko, a po pauzie dodał. - Powiedzmy, że zrobiłem... - Drwiący uśmieszek zagościł na twarzy rogatego. Cóż innego mógł zrobić, jak nie wyśmiać takich pseudo informacji, po które się fatygował. Znając życie, gaduła jeszcze obciążyła go swoim rachunkiem, on już znał tę podstępną kreaturę o anielskiej twarzyczce. Z nią źle, bez niej ciężko. Bądź tu mądry i prowadź biznes nie dając się puścić z torbami.
        - Chcesz robić coś szczególnego, czy wolisz poszukać tego co tak przykuło twoją uwagę? - zagaił ponownie, cichym mruczącym głosem.
Siedział tak blisko, w zasadzie cały czas obejmował dziewczynę, jeżeli pominąć drobiazg, że ręka czarta spoczywała na oparciu krzesła a nie ramionach złodziejki. Mimo to Dagon walczył ze swoją naturą i mimo znacznej pokusy, nie robił nic by drażnić Kimiko. Miał dziką ochotę pogłaskać ją po plecach, albo wplątać palce w jej włosy grając panterze na nerwach. Sprawdzając jakby zareagowała. Testując na ile może sobie pozwolić.
Bies jednak siedział grzecznie, jak na siebie aż zbyt grzecznie. Stanowczo za bardzo przywiązywał się do kociaka i zbyt zważał na jej zdanie. Powinien spojrzeć prawdzie w ślepia, żadna kradzież nie mogła tego uzasadnić, a on zaczynał lubić panterę. To nie mogło się dobrze skończyć. Uśmiechnął się do własnych myśli, drwiąc z samego siebie, a tego odbicie w postaci cynicznego grymasu pojawił się na twarzy Dagona. Ile za to niosło zabawy…
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Odwróciła głowę w stronę Dagona i uśmiechnęła się nieco speszona, gdy zobaczyła jak blisko znajduje się jego twarz. Przesunęła po niej spojrzeniem i odwróciła szybko oczy spowrotem na tłum, ale na jej ustach wciąż błąkał się lekki uśmiech.
        - Nie, to nie było pomocne – odparła wprost. „Mogłam w tym czasie biegać po lesie.”
        Zdziwiła się trochę, że nie robiło to na nim zupełnie wrażenia, w końcu fatygowali się tutaj specjalnie po informacje o Whitakerze, a dostali plotki i domysły, które ona mogła zdobyć tylko stojąc przy poznanych już blond żonach. Nie komentowała tego jednak więcej, podświadomie przypisując Dagonowi tą część zadania. Tą subtelniejszą część. Ona miała tylko gwizdnąć obraz. Zazwyczaj pracowała sama i samodzielnie zdobywała wszystkie informacje, ale też nigdy nie porwałaby się na takie przedsięwzięcie. W tym towarzystwie jedna osoba miałaby problem by coś zdziałać – jednocześnie zdobywać informacje, wkradać się w łaski, odwracać uwagę i dokonać kradzieży. Nie było to niemożliwe, ale z pewnością poza jej możliwościami, jako wolnego strzelca. Razem rzeczywiście wyglądali niegroźnie i wchodzili w towarzystwo niepozornie, niby drapieżniki przebrane za ofiarę. Na swój sposób bardziej satysfakcjonujące, niż napadanie ludzi w lesie albo włamywanie się do mieszkań pod osłoną nocy i wymykanie, nim ktokolwiek cokolwiek zauważył. To zaczynało być… zabawne.
        Zaśmiała się krótko na głos, gdy zrzucił na nią również część inwigilacyjną. Da się zrobić. Zerknęła znów na niego, już spokojniej, oswojona z jego bliskością.
        - Będziesz musiał podnieść moje wynagrodzenie. – Uśmiechnęła się wesoło, a na nagłe wspomnienie jej wyboru w kwestii alkoholu zamknęła usta, wciąż jednak rozciągnięte w zadowolonym grymasie, jakby ją na czymś przyłapano. Mruknęła coś pod nosem i gestem poprosiła kelnera jeszcze raz o to samo. Dagon mógł sobie sączyć swój trunek dłużej, do niej jednak obsługa będzie trochę biegać, taki urok picia z kieliszków.
        Na wymruczane znajomym tonem słowa zawahała się widocznie, ale tylko na moment. Nie było opcji, by powiedziała, co naprawdę przykuło jej uwagę w tłumie, zbyt duże ryzyko. Sama nie wiedziała do końca, czego się tak obawia, ale nauczyła się ufać intuicji, a jeśli już coś pakowało ludzi w kłopoty to nadmierne gadulstwo, nie milczenie. Kłamstwo samo przeszło przez usta, a smakowało tym łagodniej, że tak blisko mijało się z prawdą.
        - Chcesz szukać ze mną mężczyzny, który przykuł moją uwagę, czy puścisz mnie samą? Miałam się przecież trzymać przy tobie – odparła zaczepnie, czując jak przeciąga strunę, ale nie mogąc oprzeć się pokusie. Jeśli coś jeszcze pakowało ją w tarapaty to właśnie niewyparzony język i to, że ludzie często mylili jej skłonności do zaczepek i słownych przepychanek ze świadomym flirtem. Później długo wygrzebywała się z sytuacji, które powstały w ten sposób, ale najwyraźniej nie uczyła się zbyt szybko na błędach, albo po prostu ich konsekwencje nie były nigdy na tyle uciążliwe, by odmawiała sobie drobnych złośliwości.
        Wciąż opierała się na łokciach o blat, by nie wpaść zupełnie w objęcie Dagona, którego ramię spoczywało na oparciu jej krzesła. Nawet jej nie dotykał, ale i tak czuła się przytłoczona jego obecnością i co najgorsze, wcale jej to tak nie przeszkadzało, za co oczywiście karciła się w duchu. Zrozum tutaj kobietę. Nawet nie zorientowała się, kiedy zapatrzona przysunęła się do niego za blisko i teraz spłoszona znów cofała głowę.
        Ratunek przybył w małym kieliszku, na spodeczku z solą i limonką. Dziewczyna powtórzyła cały proces picia tequili i chociaż trwało to zaledwie chwilę, zdążyła w tym czasie odciągnąć myśli od głupot. Mieli zadanie do wykonania. Problem polegał na tym, że najrozsądniejszym byłoby udanie się na górę i wmieszanie znowu w znajomy tłum, gdzie gadulstwo Serafiny i Konstancji uzupełni luki w ich wiedzy. Poza tym zależało im na zacieśnieniu więzi z nowymi znajomymi, a tego stąd nie zrobią. Właściwie teraz, po rozmowie z informatorem, nie mieli już żadnego powodu, by pozostawać w piwnicy, co Laufey sam przyznał.
        Ale tutaj był inny panterołak. Była tego absolutnie pewna, żaden inny kot nie ma takich uszu. A mężczyzna nie tylko ich nie ukrywał, ale wręcz obnosił się ze swoją rasą, w końcu takie krótkie cięcia włosów nie były zbyt popularne. Szalony? Najgorsze było to, że swobodnie z kimś rozmawiał, nikt nie zwracał na niego uwagi większej niż czyste zainteresowanie rozmówcą, nikt na niego nie polował, a przynajmniej nie jawnie. Kimiko poznała w swoim życiu tylko jednego przedstawiciela swojego gatunku, też młodą dziewczynę, ale ich losy rozeszły się lata temu. Później już tylko słyszała, że ktoś, gdzieś, kiedyś widział panterę, inną niż wszystkie, ale były to pogłoski, plotki przekazywane sobie przez łowców. Nieraz śledziła ich drogę i nigdy na żadnego panterołaka nie trafiła, a raz mało sama nie wpadła w pułapkę. A teraz jeden z nich chodził sobie tutaj, jak gdyby nigdy nic. Jakby był u siebie.
        Nieświadomie przygryzała wargę w zamyśleniu, ważąc w głowie wszystkie argumenty. Bardzo nie chciała położyć sprawy kradzieży przez swoją ciekawość, było to zbyt ryzykowne, zwłaszcza że chodziło tylko o jej zaspokojenie, bo przecież nic nawet od tamtego panterołaka nie chciała. Chyba tylko upewnić się, że tam jest. Z drugiej strony zastanawiała się nad tym ciągle, bo jakoś nie umiała po prostu wstać i wyjść, jakby nic się nie stało. Zerknęła na Dagona.
        - Jeśli sądzisz, że możemy się tu jeszcze czegoś dowiedzieć to możemy się pokręcić. Jeśli nie, to możemy iść na górę i pociągnąć naszych znajomych za języki – odpowiedziała w końcu rozsądnie, chwilowo przedkładając pracę nad własne korzyści. Chciała jednak, żeby znalazł się jakiś powód do pokręcenia jeszcze po piwnicach.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Swoim zwyczajem dzielił uwagę pomiędzy otoczenie a Kimiko, której zachowania śledził uważniej niż można by sądzić na pierwszy rzut oka. Bajer wyłapywał drobne gesty i zmiany w sylwetce. Czynił obserwacje i mini zakłady. W swojej głowie cały czas próbował rozpracować kociaka i zagrać właściwie do siedzącego obok wyzwania. Nie umknęło mu to jak momentami dziewczyna umykała od nadmiernego kontaktu. Tak samo zauważył, jak Kimiko oswajając się z sytuacją, odzyskiwała swój animusz. W żadnej chwili nie dopatrzył się jednak strachu czy niechęci, mimo to jednak cały czas trzymał się wytyczonych granic. Dagon dochodził właśnie do powtarzalnych wniosków. Złodziejka nie wyglądała jakby miała go dość, ale lepsze zawsze stawało się wrogiem dobrego. Lepiej zrobić o krok mniej niż później zostać zmuszonym do cofania się. Raz przesadził, za mocno naciskał i nie chciał powtórzyć tego błędu. Słowa dzikie zwierzątko najlepiej oddawały tę sytuację i nigdy więcej nie powinien o nich zapominać. Pozwolić panterze podejść, ale nie ścigać jej. Zezwolić na łaszenie, ale samemu ręki nie wyciągać. Rzucić propozycję, ale poczucie podjęcia decyzji powinno należeć do niej.
Słysząc o podniesieniu płac, ulokował spojrzenie w bursztynowej zawartości szklanki.
        - Wszyscy chcą mnie bezczelnie wykorzystać - wymruczał jakby żalił się do alkoholu, jednocześnie tłumiąc śmiech.
        - Najpierw blondynka, teraz ty. Jak mam się przed wami bronić, oskubiecie mnie nawet nie zorientuję się kiedy - pomrukiwał pod nosem Dagon, podczas gdy Kimiko zamawiała kolejną kolejkę tequili.
Udał, ze nie zauważył jak dziewczyna zbystrzała, ale słysząc zaczepkę, popatrzył w zielone oczy z miną jakby chciał nabroić.
        - A potrzebujesz mnie do pomocy? - podłapał zaczepkę, bawiąc się pozostałym w szklance lodem. - Zalecenia były dla twojego dobra, żeby cię nic nie zjadło. - Wyszczerzył się szelmowsko, co raczej dawało do myślenia czy bezpieczniej było przy diable, czy jak najdalej od niego. - Nie jestem pies ogrodnika - zarechotał celowo bawiąc się określeniem. Czy chciał przetestować dziewczynę, czy był przekonany, że brunetka nigdzie nie pójdzie, ciężko było stwierdzić. Twarz diabła wyrażała tylko to, że chyba nieźle się właśnie bawił.
Spokojnie dał dziewczynie czas do namysłu, zamawiając nowy drink, podczas gdy zmiennokształtna opróżniała następny kieliszek z jego zawartości.
        - W tym towarzystwie nie szukałbym informacji. Jeśli gaduła ich nie miała to musimy radzić sobie sami. Stąd zaraz ktoś zacząłby węszyć, tylko robiąc nam niepotrzebny tłok. Decyduj więc piękna. Jak chcesz się pobawić to ruszaj na polowanie, a ja zostanę tu sobie sam i będę zapijał smutki do czasu aż wezwiesz mnie na ratunek. A jak nie to idziemy namącić w głowach dwóm naiwnym.
        Nagle po wnętrzu poniosła się rozemocjonowana wrzawa, która dotarła nawet do stolików opóźniając nieco odpowiedź Kimiko. Z echa wykrzykiwanych dźwięków można było się domyślić, że końca dobiegł pojedynek, który mieli okazję mijać. Hałas był krótki, ale wystarczająco donośny by zburzył pozorny spokój panujący wokoło, zwracając uwagę również gości niezainteresowanych oglądaniem jatki. Równie gwałtownie jak podniosły się podekscytowane głosy tak i nagle umilkły, a wszyscy wrócili do swoich czynności.
Podczas niepokoju jaki przez chwilę panował w Jaskini, Dagon dostrzegł kątem oka dwa wampiry, które wcześniej się im przyglądały. Nie czuły się w obowiązku odwrócić wzroku, choćby dla zachowania pozorów. "Aroganckie pijawki"- pomyślał bies, szczerząc się do nich i salutując stopniowo opróżnianą szklanką. Z jakichś durnych powodów wampiry uważały się za lepszych od innych. Niektórzy może mieli ku temu powody, ale poza tym wielu powinno znać swoje miejsce. Żarli juchę jak moskity a fakt, że sami siebie określali nieumarłymi, nie znaczyło, że nie dało się ich ukatrupić. Czart był oportunistą i rzadko kiedy nie lubił jakichś elementów świata, wolał używać ich do własnych celów. Krwiopijcy jednak znajdowali się na niechlubnej liście Bajera. Gest bardziej przypominał kolejną groźbę niż powitanie. Diabeł nie miał zamiaru się patyczkować i udawać niewiniątka. Mógł się wygłupiać na górze, ale tu był na swoim terenie i to on dyktował warunki, a przynajmniej tak uważał.

        W tym czasie skrzydlata istotka w swoim kobiecym przebraniu wróciła do pokoju wynajętego przez czarta.
Rytuał prawie został powtórzony, różniąc się detalami. Uprane i wyprasowane ubrania rozłożyła we właściwych miejscach, z zadowoleniem przyglądając się swojej pracy. Z namaszczeniem przeciągnęła małą rączką, okładając fałdy materiałów tak by nie powstały zagniecenia. Tak, była świetna w tym co robiła. Szef będzie zadowolony. Kundel był upierdliwy, ale... zadowolony pies to zadowolona wróżka. Szef umiał wyrażać wdzięczność. Tak. Spisała się to z pełną pewnością zostanie docenione. Na koniec wyciągnęła pełną papierośnicę. Ulubione cygara leżały w swoim pudełeczku czekając tylko by je zapalić.
Otrzepała rączki z nieistniejącego brudu. Rozejrzała się po pokojach jeszcze raz, czy aby na pewno nic nie przeoczyła. Wszystko prezentowało się idealnie. Obrała swoją ludzką postać i zakończyła na ten dzień swoje obowiązki.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Zaśmiała się, unosząc lekko brwi w zdziwieniu, gdy usłyszała, jak Dagon żali się do szklanki. Przyglądała mu się chwilę łagodnym wzrokiem. Wiedziała, że sobie żartuje, ale i tak z ciekawością obserwowała nowy widok.
        - Och, biedny Bajer – zamruczała cicho, jak do dziecka, które stłukło sobie kolano, by po chwili zakryć dłonią usta, by ukryć chichot. Nigdy nie miała ręki do dzieci.
        - Nie marudź, na biednego nie trafiło – stwierdziła już normalnym tonem, szczerząc się wesoło i nie spuszczając z niego oczu. Ciekawiło ją, czy specjalnie nie podał jej imienia kobiety, czy to tylko przypadek. Zwróciło to jednak jej uwagę i podświadomie szukała podstępu, zwłaszcza że Dagon póki co pokazywał jej się z tej bardziej podstępnej strony. Mimo to, widząc jak pomrukuje ze wzrokiem utkwionym w wirującej w szklance whisky, miała ochotę pogłaskać go po głowie poufałym gestem. Powinna przytrzasnąć sobie łapę drzwiami za sam pomysł. Odwróciła wzrok na tłum, prychając tylko z rozbawieniem pod nosem, gdy mężczyzna podjął się słownych przepychanek, znów z nią wygrywając.
        - Nie potrzebuję. Ale to miło, że się martwisz – odpyskowała z uśmiechem, mimo że od razu pomyślała o wampirach, które widzieli wcześniej, i uznała, że z tym „zjedzeniem” jej, to nie do końca była metafora. Zastrzygła ukrytym pod włosami uchem na wzmiankę o psie i zerknęła znów na niego, zastanawiając się, jaka jest ta historia. Teraz nawet nie zamierzała o to pytać, spławiłby ją żarcikiem, ale ciekawiło ją skąd te niekontrolowane przemiany. Ostatnim razem wyglądał na pogodzonego z tym faktem, więc to pewnie żadna nowość, aczkolwiek to znów prowadziło do kolejnych pytań, każde coraz bardziej interesujące i tym samym irytujące, gdy pozostawało bez odpowiedzi. Ciekawska pantera znów wpychała nos w nieswoje sprawy.
        Nad dalszym ruchem zastanawiała się, dopóki Laufey nie podsumował krótko sprawy, o dziwo pozostawiając jej decyzję, nawet jeśli nieco manipulował argumentami. Spojrzała na niego z mieszaniną podejrzliwości i lekkiego pobłażania w oczach.
        - Nie bierz mnie pod włos – mruknęła rozbawiona i znów skoczyła wzrokiem od krążących po sali gości do Dagona i z powrotem.
        Kimiko mimo żartobliwego tonu mówiła poważnie. Najłatwiejszym sposobem, by podpuścić ją do zrobienia czegokolwiek było stwierdzenie, że nie jest w stanie lub się na to nie odważy. Nawet jeśli faktycznie miała wcześniej jakieś wątpliwości, to przy odpowiednim podpuszczeniu nabierały one marginalnego znaczenia. Szczeniacka słabość, ale niestety tylko podsycana przez krnąbrność złodziejki. Tym razem jednak chodziło o coś więcej i chociaż przez moment zawahała się, czy to nic złego, zostawić Dagona samego przy stoliku, to po chwili wybiła to sobie z głowy. Laufey to dużym chłopiec i był tutaj o wiele bardziej na miejscu niż ona, a gdyby nie spróbowała chociaż odnaleźć znów panterołaka, to nie dałoby jej to spokoju. Poza tym prawdą było, że koty chodzą własnymi ścieżkami i posłuszne podążanie za kimś innym nie było dla Kimiko naturalne. Z dowolności wyboru skorzystała więc chętnie.
        Nie zdążyła jednak odpowiedzieć od razu, bo podniosło się wokół nich zamieszanie, gdy każdy z obstawiających pojedynek zaczął krzyczeć, z radości lub wściekłości. Dziewczyna skrzywiła się nieznacznie na ten nagły szum, a kocie oczy przeskakiwały z niezadowoleniem po tych z obecnych, którzy reagowali najgwałtowniej. Uniosła jedną brew, gdy jakiś rozeźlony wynikiem mężczyzna rzucił się na wygranego. Ale bajzel. Niby bogaci, eleganccy i „lepsi”, ale w ostatecznym rozrachunku wszyscy to ci sami ludzie, czy to w luksusowych lokalach czy karczmach na rozdrożach. Zaaferowana zamieszaniem nie zauważyła wymiany spojrzeń między Dagonem a jego nowymi znajomymi, spoglądając na swojego towarzysza dopiero, gdy otoczenie na powrót się uspokoiło.
        - To ja się przejdę. Nie byłam nigdy w takim miejscu, musisz mi wybaczyć ciekawość – uśmiechnęła się i wstała ostrożnie od stołu, uważając na suknię. Dalsza część bajeczki nie brzmiała już tak wiarygodnie, ale uznała, że Dagona i tak niespecjalnie interesuje, gdzie znika, dopóki nie narozrabia. A nie planowała.
        Dosłownie chwilę po tym, jak panterołaczka odeszła od stołu, co najmniej jak ktoś by na to czekał, do Dagona podszedł jeden z kelnerów, bez słowa podając mu skórzaną sakiewkę. W środku było tysiąc ruenów.

        Piwnica, mimo wielu różnic ze swoim odpowiednikiem piętro wyżej, miała co najmniej jeden wspólny element. Wędrująca samotnie pomiędzy ludźmi (i nie tylko) Kimiko zwracała na siebie uwagę. Nie tak ostentacyjną, ale przez to trochę bardziej niepokojącą. Chociaż to mogła być wina Laufey’a, który nastraszył ją potworami czającymi się za zakrętami. Rozglądała się jednak w takim samym stopniu za potencjalnym zagrożeniem, co za panterą. Ledwo zdążyła na dobre zniknąć w tłumie, gdy drogę zastąpił jej jakiś człowiek. "Wampir", poprawiła się w myślach, zadzierając lekko głowę i spoglądając na mężczyznę. Rozpoznała w nich tego, którego mijała przy wejściu. Jego towarzysza nie szukała wzrokiem, nieświadoma, że stoi pod ścianą kawałek dalej, z obnażonymi w uśmiechu kłami obserwując Dagona i w razie czego oddzielając go od panterołaczki. Ten, który zastąpił Kimiko drogę uśmiechnął się do niej drapieżnie, gdy wyczuł, że serce zaczęło jej nieco szybciej bić.
        - Zgubiłaś się? – zapytał, siląc się na niewinny ton, ale przez to wyglądając tylko jak wilk w owczej skórze. Dziewczyna uniosła harde spojrzenie.
        - Nie.
        - Szukasz kogoś? – rzucił znów, a Kimiko westchnęła przez nos i próbowała go ominąć, ale zrobił krok w bok, znów zastępując jej drogę. Zatrzymała się znów, spinając cała.
        - Zadałem ci pytanie dziewczyno – powiedział z naciskiem, przechylając lekko głowę, jakby chciał znaleźć się na jej poziomie wzroku. Zielone ślepia błysnęły irytacją.
        - A ja taktownie milczę, żeby nie musieć mówić ci, że to nie twój interes – odparła. Wampir wyszczerzył kły. To tyle, jeśli chodzi o nie odpowiadanie na zaczepki.
        - Pyskata jesteś, jak na takiego małego kociaka – stwierdził z obraźliwie pobłażliwym rozbawieniem. Dziewczyna zacisnęła usta, by nie zasyczeć na palanta, ale ten odwrócił się nagle do niej bokiem, podając jej ramię.
        - Chodź ze mną – powiedział, wpatrując się w nią intensywnie, a Kimiko poczuła się, jakby ktoś ją popchnął. Wiszący na rzemieniu medalion rozgrzał się momentalnie, niemal parząc nagą skórę na wysokości mostka, a usta dziewczyny skrzywiły się lekko. "Magia! A to dupek". Nauczyła się nie sięgać w pierwszym odruchu do biżuterii, tylko szybko reagować na sygnał do odwrotu.
        - Nie – rzuciła jedynie i nie napawając się zdziwieniem malującym nagle na twarzy wampira, wyminęła go zgrabnie, starając oddalić jak najszybciej. Wracanie do Dagona nie przyszło jej nawet do głowy, nie nawykła do roli damy w opresji. Pomyślała tylko, że zdecydowanie zbyt szybko okazało się, że elegant miał rację.
        Zaaferowana umykaniem od natrętnej pijawki nawet nie zwróciła uwagi, jak bardzo oddaliła się od swojego stolika. Szła spokojnym lecz zdecydowanym krokiem, dopiero teraz zwalniając do charakterystycznego snucia się po okolicy z szelestem spódnicy. Oglądała się właśnie za siebie, by zobaczyć czy wampir za nią nie idzie, gdy poczuła, że wpada na kogoś.
        - Cholera – wymsknęło jej się cicho, gdy męskie dłonie złapały ją za ramiona, pomagając jej utrzymać równowagę. – Przepraszam, zagapiłam się – odparła już głośniej, podnosząc wzrok na mężczyznę i zamierając z głupio otwartą buzią, gdy jej wzrok napotkał oczy z rozszerzonymi w półmroku piwnicy, ale zdecydowanie węższymi źrenicami. Brunet zastrzygł panterzym uchem, uśmiechając się do niej szeroko, chyba rozbawiony taką reakcją. Kimiko zamknęła szybko usta.
        - Nic się nie stało – odparł panterołak i rozejrzał się szybko ponad jej ramieniem, nim wrócił spojrzeniem do dziewczyny. – Jak masz na imię?
        - Kimiko – odpowiedziała z uśmiechem i dygnęła krótko, na co mężczyzna skłonił się lekko.
        - Ja nazywam się Seth, miło mi cię poznać.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Może i na biednego nie trafiło, ale tylko dlatego, że troszczył się o swój majątek. Gdy należało, miał gest, ale rozrzutnym też nie był. Na wszystko musiał zapracować sam... No dobrze, w większości to inni na niego pracowali, ale to on organizował biznes. Nie był jakimś w czepku rodzonym szlachciątkiem, któremu wszystko z nieba skapnęło wraz z przyjściem na świat. Nie skomentował jednak zaczepki, której też nie wziął do siebie. Kimiko pociesznie wyglądała udając troskę. Naprawdę starała się nie roześmiać i zgrywać szczerze zaniepokojoną, podłapując cały dowcip, ku dalszemu rozbawieniu biesa.
        Gdy dziewczyna żartobliwie zganiła diabła za „branie jej pod włos”, ten uśmiechnął się jeszcze szerzej. Kiedy to właśnie było najzabawniejsze. Dlaczego chciała zabronić mu rozrywki? Zresztą, tak jakby mogła mu czegokolwiek zakazać. Wszystkie te przemyślenia odbiły się oczywiście na facjacie rogatego, który wyglądał na całkiem zadowolonego z siebie. Przestał się szczerzyć tylko na moment gdy zapanował chaos. Zaraz potem szelmowski wyraz wrócił na swoje miejsce.
        - Nic nie muszę, ale będę wspaniałomyślny. - Odsłonił kły bawiąc się słowami Kimiko, że musi jej wybaczyć. Zdecydowanie, tak jak nikt nie mógł Dagonowi nic zabronić, tak od czasu uwolnienia się spod jarzma głównego dupka z piekieł, jeszcze nie znalazł się taki, co byłby w stanie coś Bajerowi nakazać.
        - Baw się dobrze. - Uśmiechnął się całkiem wesoło, zupełnie nie wierząc w jej wymówkę. Faktycznie coś zaciekawiło złodziejkę, ale zdecydowanie nie było to miejsce samo w sobie. Może była to konkretna rzecz, może ktoś, to już miało mniejsze znaczenie. Ostatnim despotą też nie był, by cały czas chuchać kociakowi w kark, obserwując każdy jej krok. W diablich oczach już trochę zasłużyła sobie na margines swobody, poza tym była zabawna i nie chciał stłamsić tej czupurności, która coraz bardziej wypływała na wierzch, gdy pantera oswajała się z jego osobą oraz co gorsza coraz bardziej podobała się diabłu. Laufey już nie postrzegał jej zaś za dość groźną by martwić się nadmiernym rozbrykaniem dziewczyny. Można by zaryzykować stwierdzenie, że i diabeł oswajał się z nową towarzyszką.

        Zamiast skupić się na drinku jak zapowiedział, Dagon odprowadzał dziewczynę leniwym wzrokiem, zastanawiając się, kiedy wreszcie będzie mógł pooglądać ją w zielonej sukni. Czarna miała być elegancka i była, ale była też zdecydowanie nudna. Oczywiście niezaprzeczalnie celowo. Gdyby wypuścić Kimiko w tej bez pleców, ubiór zostałby jednoznacznie odczytany jako szukanie szczęścia chyba przez wszystkie zgromadzone tu stworzenia. Mimo to trochę żałował widoku, a w zasadzie jego braku. Uśmiechnął się do swoich niekoniecznie czystych myśli, ale rozproszył go kelner z mało subtelnym pakunkiem.
Bajer popatrzył z pogardą na tak prostacką zagrywkę i nawet nie wziął sakiewki do ręki, ostentacyjnie odsyłając kelnera. Nie interesował go powód ani oferta. Sprawdzenie notatki znajdującej się pod skórzanym mieszkiem, czy choćby szukanie nadawcy przesyłki zawsze byłoby poczytane za zainteresowanie i negocjacje. Bajer nie był zainteresowany. To on proponował układy i dyktował warunki. Takiej ignorancji nie tolerował. Jakiś gówniarz, bo nikt obeznany z realiami poważnych umów nie strzeliłby takiej gafy, pozwolił sobie stanowczo na zbyt wiele. Interesy na pewnym poziomie załatwiało się subtelniej z większą finezją i kulturą. Nie był tanim alfonsem. No dobra pod alfonsa pewnie nie raz można było czarta podciągnąć, ale na pewno nie taniego. A nawet jeśli, to nie był teraz w pracy i taką wulgarną ofertę potraktował jako zniewagę.

        Tak jak na oko niezbyt hojna propozycja rozdrażniła Dagona, tak coraz bardziej bezczelne zagrywki wampirów zaczynały go poważnie irytować. Aroganckie gówniarze. Więcej im brakowało do marnej setki niż zbliżało, a już rządzili się jakby cokolwiek wiedzieli o życiu.
Dość tego. Zamierzał zrobić z tym mały porządek, ale za moment. Teraz pilnował wzrokiem krwiopijcy, który chyba nie tylko go obrażał, ale i wyraźnie chciał sprowokować. Dziecinada. Dagon mierzył się z nim wzrokiem, kątem oka cały czas obserwując jak i czy Kimiko wyjdzie z opresji. Nie dał po sobie poznać irytacji, gdy wampir zaoferował ramię dziewczynie. No to by było na tyle. Kuźwa niańczyć kociaka czy nie niańczyć, oto jest pytanie. Zdziwił się niemało, gdy wampirza sugestia nie zadziałała. Zdziwienia oczywiście też nie dał po sobie znać. W zamian uśmiechnął się złośliwie jakby wszystko przewidział.
        Gdy tylko dziewczyna umknęła krwiopijcom, diabeł mógł skupić się na tym co postanowił sobie w trakcie pojedynku na spojrzenia. Subtelnym gestem wezwał kelnera. Biedny zbladł trochę. Wyraźnie coś tłumaczył kręcąc głową. Dagon ani przez chwilę nie wyglądał na ułagodzonego. Uśmieszki gdzieś znikły, został nie na żarty wkurzony bies. Kelner zbladł jeszcze bardziej, o ile mógł bo i tak wyglądał jakby miał zaraz zejść na atak serca. Protestował jeszcze przez chwilę ale ostatecznie i tak skończył pomykając gdzieś na zaplecze.
        Niedługo po nim przyszedł jegomość nie mniej elegancki niż Bajer, o dziwnie podobnej aurze. Wymienił z Dagonem uścisk dłoni, chwilę porozmawiał, wypił drinka i oddalił się z równie grzecznym pożegnaniem.
Ledwie tajemniczy gość zdążył zniknąć, a do niepokornych wampirów podszedł ktoś z obsługi. Rozmowa chyba nie była najmilsza gdyż miny krwiopijców szybko stały się niewyraźne. Na powrót pozostawieni sami, obaj znów rzucili spojrzeniem w stronę diabła, ale więcej w nich było bezsilnej wściekłości niż pierwotnego wyzwania.
Półgłówki chyba myślały, że Bajer sam podwinie rękawy i rozpocznie jakąś dziecinną przepychankę. Tym razem nawet nie zaszczycił ich złośliwym uśmiechem. Jasne, już się kuźwa rozpędzał... Nie ta liga, by chciało mu się brudzić mankiety.

        Powiedział, że będzie czekał przy stoliku, więc nie zamierzał zanadto zmieniać lokalizacji. Mogliby potem ganiać się z Kimiko do rana, próbując się odnaleźć. Zamiast tego zmienił stolik na trochę mniej spokojny, a tym samym mniej nudny. Doskonale widoczny na tle innych, tak by niezależnie od której strony dziewczyna powróci, mogła go bez problemu spostrzec. Jednocześnie tak usytuowany by czart mógł spokojnie czekać nie nudząc się na śmierć. Miał wgląd na arenę do walk i scenę do licytacji. Takie pokazy niespecjalnie go bawiły. No może poza aukcjami, ale tylko tymi, w których miał interes. Całą resztę traktował jak końskie gonitwy - wolał obserwować ludzi i ich reakcje.
Arenę już względnie oczyszczono i zaczęto wprowadzać nowych zawodników. Jeden z nich nie wyglądał jakby był tu z własnej woli. Dla diabła nic nowego. Patrzył właśnie nieco znudzony na to co działo się wokół, gdy przerwał mu przyjemny damski głos.
        - Postawisz nam drinka? - Zerknął w stronę dwóch kobiet, wyraźnie szukających towarzystwa.
        - Zapraszam. - Dagon uśmiechnął się szarmancko. Obie były całkiem ładne, jedna miała ciemno kasztanowe włosy, druga wahała się między brązem a miedzią. Zgrabne figury, przyjemne dla oka ruchy. Może będzie się nudził trochę mniej.
        - Taki przystojniak i sam? - zagaiła druga z niewiast, siadając z jednej strony diabła, podczas gdy koleżanka znalazła się po przeciwnej stronie.
        - Moja najdroższa mnie porzuciła, więc zapijam smutki - wyszczerzył się diabeł, dziwnym trafem wcale nie wyglądając na smutnego. Kobiety uśmiechnęły się niby skromnie, ale też można było odnieść wrażenie iż próżno było szukać u nich tej cnoty.
        - Jak sądzisz, kto wygra? - kontynuowała rozmowę ciemnowłosa. Ani diabeł się nie przedstawiał, ani niewiasty, jakby była to najnormalniejsza rzecz na świecie.
        - Zobaczymy - odparł lekkim tonem, podczas gdy kelner podał damom drinki, wcześniej zebrawszy zamówienia.
        - Stawiam na tego po lewej stronie - rzuciła kobieta o lokach połyskujących miedzią.
        - W takim razie będę w opozycji - droczył się bies, spoglądając na mężczyzn ustawiających się w przeciwległych krańcach ringu.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Wampiry wyglądały jakby ktoś wyrwał im zabawki, srogo ochrzanił i kazał iść do kąta. Dwaj dorośli mężczyźni, a usta wydęli jak małe dziewczynki, rzucając wściekłym spojrzeniem za mężczyzną o wyjątkowo silnej aurze (raczej ucinającej głupie pomysły o wchodzeniu z nim w konflikt), który przekazał im informację od właściciela lokalu. Pola do manewru nie było zbyt wiele, chociaż oboje myśleli, że mają tutaj nieco mocniejsze plecy. Okazało się jednak inaczej i zamiast niewinnej, chociaż krwawej, wieczornej zabawy, oboje dostali po uszach i nakazano trzymać się z dala od mężczyzny i jego znajomej. Nieumarli zniknęli w tłumie z zawziętymi minami. Zakaz zbliżania się mieli zamiar uszanować z rozsądku, nie zmieniało to jednak faktu, że obejmował on tylko teren posiadłości. Kto wie, gdzie się jeszcze spotkają.

        Piękne towarzystwo Dagona natomiast umilało mu czas rozmową. Jednak o ile ciemnowłosa kobieta poruszała tematy błahe, od czasu do czasu pokrzykując radośnie, gdy jej faworyt zaprezentował przeciwnikowi wyjątkowo celny cios, jej rudowłosa towarzyszka nachyliła się w pewnym momencie do samego diablego ucha.
        - Nie przeczytałeś mojego liściku – zamruczała z wyrzutem, spoglądając na mężczyznę z zaciekawieniem, czy zorientuje się sam, że to ona była nadawcą mieszka z monetami, czy będzie musiała przybliżyć mu temat.
        Gdy szukała rozwiązania swojego problemu, pytała znajomych o osobę odpowiednią do tego typu spraw. Zupełnym przypadkiem dowiedziała się, że w mieście jest pewien mężczyzna, który mógłby jej pomóc, a właściwie polecić kogoś, kto by jej pomógł, bo na pewno osobiście się tym nie zajmuje. Ale chwilę wcześniej z rozczarowaniem obserwowała, jak jej zapłata zostaje pogardliwie odtrącona. On nawet nie sprawdził o co chodzi! Wzięła więc czym prędzej koleżankę i interweniowała osobiście. W końcu mężczyzna nie rozsławił się odtrącaniem ofert, prawda? Poza tym mało kto jej odmawiał, więc liczyła, że również w tym wypadku, osobiste stawiennictwo będzie działało na jej korzyść.

        Kimiko natomiast poświęciła swojemu nowemu znajomemu pełną uwagę, na moment zapominając w ogóle gdzie jest. Seth gestem zaprosił ją do baru i zamówił sobie wódkę, a dla dziewczyny tequilę. Gdy ona obserwowała, jak kelner nalewa im trunek, panterołak ostrożnym gestem odgarnął lekko włosy na czubku jej głowy. Zamarła, ale o dziwo nie odsunęła się, jedynie obserwując go czujnie. Tylko z góry można było teraz zobaczyć czarne uszko, które ukazało się na moment, nim Kimiko ponownie poprawiła fryzurę. Mężczyzna uśmiechnął się do niej z zadowoleniem.
        - Wybacz, miałem podejrzenia, ale chciałem się upewnić – powiedział, odbierając od kelnera dwa kieliszki, w tym jeden na spodeczku z dodatkami, który podsunął dziewczynie po ladzie.
        - Mogłeś zapytać – odparła od razu, nie spostrzegając najmniejszych wyrzutów sumienia u rozmówcy. Każda inna osoba w takiej sytuacji dostałaby po łapach (no, był jeden wyjątek), ale teraz jedynie łypała niepewnie na panterołaka, wciąż pod wrażeniem tego, że go tu spotkała. Ten tylko uśmiechnął się w odpowiedzi.
        - A odpowiedziałabyś? Nie ukrywasz uszu bez powodu – odbił piłeczkę, przechylając lekko głowę, a dziewczyna uśmiechnęła się nieśmiało i wzruszyła lekko ramionami.
        - Pewnie próbowałabym się wymigać – stwierdziła, samą siebie zaskakując własną szczerością, co na moment odbiło się na jej twarzy. Niezadowolona, że prawie nie kontroluje tego co mówi, sięgnęła po swój alkohol i ochłonęła nieco podczas krótkiej czynności jego spożywania. Ciągle jednak czuła się obserwowana i gdy z kawałkiem limonki w zębach zerknęła na Setha, zobaczyła, że ten wpatruje się w nią bez skrępowania. Szybko odłożyła ogryzioną skórkę i oblizała usta.
        - Przepraszam, nie chciałem cię speszyć – powiedział od razu, zupełnie nie wyglądając na zmieszanego, w przeciwieństwie do dziewczyny. – Rzadko spotykam innego panterołaka – dodał ciszej, za co była mu wdzięczna. Niby nikt wokół nie stał, ale słowa Dagona, że wszędzie są czyjeś oczy i uszy zapadły jej w pamięć. Szybko jednak poczuła nić porozumienia z nowo poznanym mężczyzną. Wciąż była nieufna i czujna, ale zdecydowanie mniej ostrożna, gdy tylko w zasięgu jej wzroku pojawiał się czarny ogon albo uszy na głowie Setha.
        - Ja też – odparła zaraz i zawahała się na moment. – Ale ty nie ukrywasz się specjalnie. Wcale, właściwie… – powiedziała ostrożnie, zerkając znacząco na jego uszy, którymi zastrzygł, jak na zawołanie. Nie odpowiedział jednak, uśmiechając się tylko szerzej i tym samym znów zbijając ją z tropu.
        Rozmawiali krótko, o niczym właściwie, jako że dziewczyna starała się bardziej uważać na to, co mówi i większość pytań zbywała ogólnikami. Nie było to zbyt zgrabne, ale Seth nie drążył, przyjmując takie odpowiedzi, jakie dostawał. Sam opowiedział o sobie tylko tyle, że w Demarze jest przejazdem, odwiedzając znajomego.
        - Jesteś tutaj sama? – zapytał nagle, a Kimiko w końcu olśniło. Cały czas miała jakieś dziwne wrażenie w związku z panterołakiem, ale nie mogła go uchwycić, ani nazwać i dopiero teraz dotarło do niej, dlaczego się tak dziwnie zachowywała. Seth wydawał jej się zupełnie nierealny. To właśnie, i wraz z jego rasą, sprawiało, że była bardziej otwarta niż podczas spotkania z jakąkolwiek inną osobą. I tak jak normalnie potraktowałaby takie pytanie z ogromną podejrzliwością, teraz jedynie podłączyła to pod grzecznościową rozmowę, mając pełną świadomość własnego zachowania.
        - Ze znajomym – odpowiedziała, robiąc nieokreślony ruch dłonią w powietrzu, wskazując gdzieś w tłum. – Właściwie to powinnam już do niego wracać…
        Wykorzystała moment, póki miała jeszcze resztki zdrowego rozsądku. Czuła nosem zagrożenie, ale nie mogła go zlokalizować, mimowolnie wypierając fakt, że jego źródłem był Seth. Koci instynkt szalał, nakazując ucieczkę, mimo że zadowolone ślepia wciąż wpatrywały się w jednego z niewielu przedstawicieli jej gatunku, a raptem drugiego, jakiego spotkała w swoim życiu.
        - Rozumiem. W takim razie upoluję cię innym razem – odparł beztrosko i nachylił się do niej, przysuwając twarz do jej policzka. Kimiko znów zamarła, obiecując sobie, że jeśli się o nią teraz otrze to dostanie w pysk, i w głębokim poważaniu będzie miała, że to pantera. I tak miał za duże fory. Seth jednak tylko powęszył chwilę przy jej skroni i cofnął się znów. Z boku wyglądało to, jakby mówił jej coś na ucho. Później uśmiechnął się znów, gdy pożegnała się grzecznie, nie komentując jego zachowania i ruszyła w stronę swojego stolika. Gdy za pierwszym razem zerknęła przez ramię, odprowadzał ją wzrokiem. Za drugim razem już go nie było.
        Gdy w końcu dotarła w okolicę stolików musiała rozejrzeć się przez moment, by odnaleźć wzrokiem Dagona. Uśmiechnęła się pod nosem, gdy w końcu odnalazła spojrzeniem znajomy szeroki uśmiech i elegancko ubraną sylwetkę. Zmyliły ją dwie zgrabne panie wokół Laufey’a, których nie było, gdy odchodziła. "Bajerant".
        - Dobry wieczór – przywitała się, podchodząc i zerknęła na Dagona. – Cieszę się, że jednak nie umarłeś z nudów. – Uśmiechnęła się lekko i usiadła na swoim miejscu. W tym momencie znów podniosła się wrzawa, gdy jeden z walczących na arenie upadł na ziemię i już nie wstał. Ciemnowłosa kobieta jęknęła z rezygnacją, najwyraźniej wcześniej kibicując przegranemu.
Ostatnio edytowane przez Kimiko 6 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Towarzystwo kobiet ani mu nie przeszkadzało, ani specjalnie nie bawiło. Było może atrakcyjnym dodatkiem do drinka, ale ponieważ dziś wieczór nie miał czasu na zabawy, nie wiązał z nowo zawartą znajomością większych planów. Ciemnowłosa była sympatycznie nienachalna i delikatna. Rudzielec okazał się mieć plan w przeciwieństwie do spokojnie relaksującego się diabła. Uśmiechnął się kpiarsko, gdy oddech kobiety połaskotał go w ucho.
        - Nie zainteresował mnie - odparł z pełną brutalnością wyznania, jednocześnie nie podłapując gierki w szeptanki. Głupiutkie stworzonko myślało, że było u siebie i będzie dyktować warunki. Zabrało się za temat od dupy strony. Normalnie może by go zainteresowała, może nie, ale miałaby jakąś szansę. Niestety sama ją pogrążyła. Diabeł traktował siebie bardzo poważnie. Zachowanie zbyt aroganckie w jego mniemaniu, przekreślało osobę na starcie. Jak osobistą obelgę Dagon traktował rzucanie sakiewką bez wcześniejszego pytania "czy to ty jesteś tym sławnym i niesamowitym diabłem, o którym tyle słyszałam?" (może było to przejaskrawienie wewnętrznych przemyśleń biesa, ale znów nie aż tak dalekie od prawdy). Tak jak szlachta nie bratała się z pospólstwem, tak Bajer nie zadawał się z ignorantami traktującymi go bez należnego szacunku. Raczej nie złapałby się na kobiece próby manipulacji, ale były one miłe i mile widziane, więc z chęcią z takowych korzystał. Tak samo ego diabła czułoby się przyjemnie połechtane, gdyby kobieta zaczęła swój biznes od słów "czy możesz mi pomóc, proszę". Nikt chyba nie lubił rozkazów i traktowania z góry, a rogaty tym bardziej. Prośbie pięknej kobiety rzadko który facet odmawiał i Bajer zaliczał się do tej listy. Prośby miło było spełniać. Żądań nie tolerował.
Nie przyglądał się zbyt uważnie niezadowolonej minie spławionej niewiasty, w zamian nachylając się do ciemnowłosej, która właśnie poruszona przebiegiem walki chwyciła się jego rękawa, przywłaszczając sobie piekielnika, tym samym utrudniając rudej ripostę.
        - Chyba będziesz miał pecha - zaśmiała się wesoło, na wzór przyjaciółki nachylając się do czarciego ucha.
        - Walka wciąż trwa - przysunął się do brunetki i odpowiedział wcale nie podłamany.
Jej faworyt chwilowo zwyciężał. Drugi mężczyzna, na którego z zasady stawiał diabeł, wyglądał jak siedem nieszczęść. Solidnie już obity, słaniał się lekko na nogach i wyraźnie gorzej widział na jedno oko. Dopiero teraz czart poświęcił chwilę i przyjrzał mu się uważniej, stwierdzając, że wygra, mimo radości kobietki o ciemnych włosach.
Walczący znów rzucili się w swoim kierunku, w tym samym momencie gdy nadeszła Kimiko.
        - Panie się o to postarały. - Uśmiechnął się wesoło, jednocześnie zerkając w kierunku areny, gdy wrzaski rozgorzały zwiastując koniec pojedynku. Ciemnowłosa westchnęła z rozpaczą, zaś Dagon uśmiechnął się pod nosem. Ten trzymany wbrew woli miał większa motywację by wygrać.
To był idealny moment by odejść. Wstał i dopiero teraz zwrócił uwagę na ignorowaną przez moment i wyraźnie nie zadowoloną z tego powodu prowodyrkę. Przychylił się do jej policzka, odgarniając rudawe włosy. Była ładna, no i była kobietą, więc Bajer był we wspaniałomyślnym nastroju.
        - Następnym razem spróbuj zacząć od rozmowy. Sakiewkami rzuca się najemnikom i służbie - wyszeptał.
        - A jak masz zamiar brać psiapsiółę, to rób to tylko by włączyć ją do negocjacji - zamruczał sugestywnym tonem.
Przezornie wyprostował się zanim sens wypowiedzi dotarł do jaźni kobiety i zanim ta postanowiła dać mu w pysk. To było jego pożegnanie z rudą. Ciemnowłosą pocałował w rękę, tylko dodatkowo mącąc.
        - Już uciekasz> - zapytała nieświadoma jak bardzo niepomyślnie poszły sprawy przyjaciółki.
        - Czym prędzej. - Uśmiechnął się szelmowsko spoglądając kobiecie w oczy, znad grzbietu jej dłoni. - Póki wróciłem do łask mojej pani - zakończył puszczając brunetce oczko.
Podszedł do Kimiko i zaczekał aż pantera wstanie i do niego dołączy.

        - Wybawiłaś się? - zamruczał do odzyskanej kotki, obejmując ją znanym już sposobem.
Przeszli obok zwycięzcy wyprowadzanego z areny. Laufey popatrzył chwilę na mężczyznę. Zasługiwał na lepszy los, choćby z uwagi na umiejętności i wolę walki. Oraz za spojrzenie jakie posłał diabłu, gdy ten oceniał go jak konia na wystawie. Dagon uśmiechnął się półgębkiem. Cóż, takie życie. Nie on ustalał zasady rządzące światem. Tak samo nie on rozgraniczał kiedy hardość i buta były dobre, a kiedy należało być bardziej uległym. Raz podobało się to piekielnikowi, tak jak w przypadku Kimiko, czy faceta, który spojrzeniem przepowiadał diabłu bolesny zgon, chociaż miał związane ręce, w tym momencie dosłownie, bo właśnie więzy wylądowały na swoim miejscu, tak jak smycz pętała psa walczącego dla swojego właściciela. Czasem zaś należało się ukorzyć jak w przypadku rudzielca, który chyba zbyt przyzwyczaił się do wydawania rozkazów, by wiedzieć kiedy nie miała żadnej władzy.
Kierując się ze złodziejką do wyjścia, szepnął coś do przechodzącej obsługi. Kelner popatrzył na diabła uważnie, po czym skinął głową na znak, że zrozumiał polecenie i ruszył je wykonać.
        Tak jak gdy wchodzili, tak i wychodząc kilka ciekawskich spojrzeń odprowadzało ich do schodów. Rzadko kiedy ktoś wpadał na tak krótko. Tym razem jednak, brakowało dwóch nachalnych wampirów. Czy tylko unikali gości, których mieli nie niepokoić, czy może już opuścili Jaskinię, ciężko było stwierdzić.

        Wraz z przemieszczaniem się na górę, dźwięki nieznacznie zmieniały swój charakter. Dało się słyszeć dobiegającą z góry muzykę, która zagłuszała odgłosy ekscytacji dobywające się z podziemia. Również światło zdawało się być nie mniej klimatyczne, ale jakieś jaśniejsze i o cieplejszej barwie niż na dnie piwnicy.
Wyszli zza rogu, wtapiając się w tłum. Prawie równolegle z ich powrotem, na horyzoncie, niczym najlepszy prześladowca, pojawił się Jarvis, ale bardziej w tyle dało się też dostrzec resztę grupki bogaczy o stałym składzie.
        - Upierdliwy dzieciak - burknął Dagon, udając, że nie widzi brnącego w ich kierunku bruneta.
        - Omotałaś go, zła kobieto. Gotów jestem się założyć, że się półgłówek zadurzył - zaśmiał się piekielnik, jakoś wcale nie zmieniając sposobu prowadzenia Kimiko, wciąż obejmując złodziejkę mimo iż opuścili głębsze podziemia Jaskini.
        - Może przekonasz go, by za nas zwinął obraz. Będziemy mieli czyste rączki - drażnił się bies.
        - Potem utopimy go w jakimś stawie by nie gadał - wymruczał nachylając się do zmiennokształtnej. Kończył mówić, gdy chłopak wreszcie przepchnął się przez ciżbę gości, nieuchronnie znajdując się w ich pobliżu. Bajer wyprostował się jakby to niby dopiero co zobaczył młodzieńca, jednocześnie delikatnie ocierając się policzkiem o skroń dziewczyny. Dłoni z jej talii nie zabrał.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Rudowłosa kobieta cofnęła się z otwartymi ze zdziwienia ustami, słysząc odpowiedź Laufey’a, spoglądając na niego co najmniej, jakby zarzucił jej lekkie prowadzenie się. Zamknęła je niezwłocznie, przybierając na twarz uroczy uśmiech, ale nie była w stanie ukryć skrajnie urażonego spojrzenia. Nie zainteresował go! No co za… co za! Sztucznie rozciągnięte w grymasie usta zjechały się w dzióbek, gdy na dodatek mężczyzna odwrócił się od niej, poświęcając pełną uwagę Moirze, która przecież była tu tylko w ramach jej wsparcia. I nie odwrócił się więcej, rozmawiając z ciemnowłosą na temat walczących. Miedziane loki podskoczyły, gdy kobieta z westchnieniem złożyła brodę na dłoni, opierając łokieć na stoliku.

        Kimiko siedziała obok, pozornie nie poświęcając walczącym tyle uwagi, co Dagon i szatynka. Nie podobało jej się wpuszczanie ludzi na arenę, by walczyli jak zwierzęta ku uciesze tłumu. Może odbierała to zbyt personalnie, ale trudno, taka już była. Mimo, że zdawała się nie zwracać na starcia uwagi, doskonale wiedziała, co się tam dzieje. Widziała, że nie wszyscy z biorących udział w pojedynkach byli tam z własnej woli i pogardzała tym. Jeśli ktoś lubi się tłuc, nie ma sprawy, co do tego nie miała żadnych obiekcji, ale wprowadzanie spętanych mężczyzn, by zdjąć im więzy tylko na czas walki uderzało ją bardziej niż by chciała. Była kiedyś świadkiem walk psów (tym się chyba różniły rozrywki biedniejszych od bogatych, ci pierwsi posiadali zwierzęta, ci drudzy ludzi) i wywoływało to w niej niesmak, delikatnie mówiąc. To tutaj mogłoby być nieco bardziej agresywnymi, ale wciąż towarzyskimi sparingami, gdyby nie przymus niektórych. Jedyne jednak, co mogła zrobić, to nie brać udziału w licytacjach.
        Nie wstawała jeszcze, gdy Dagon zaczął się żegnać ze swoimi towarzyszkami. Jedna z nich nie wyglądała w ogóle na rozczarowaną rozstaniem, w przeciwieństwie do drugiej, która na głos wyraziła swój żal. Kimiko obserwowała, jak Bajer szepcze coś rudowłosej do ucha, ale chociaż on na ustach miał pełen zadowolenia uśmiech, kobieta wyglądała jakby była o włos od dania mu w twarz. Z jakiegoś powodu taka reakcja nie zdziwiła panterołaczki w ogóle. Ciemnowłosa natomiast zupełnie uległa urokowi mężczyzny i uśmiechała się zalotnie, gdy ten całował ją w dłoń. Złodziejka prychnęła cicho z uśmiechem, gdy Laufey zrzucił na nią winę za swoją ucieczkę. Może i był niezłym kanciarzem, ale w to, że to ona owinęła go sobie wokół palca nikt nie uwierzy. Jak na zawołanie kobieta, do której puścił oko, spojrzała na Kimiko z powątpiewaniem, gdy Dagon podszedł do zmiennokształtnej i obejmując ją w talii oddalił się w stronę wyjścia.

        - Pozwiedzałam – odparła wymijająco na pytanie i podążyła wzrokiem za jego spojrzeniem. Nagrodę za wygraną walkę odbierał elegancko ubrany elf, podczas gdy zwycięzca stał na obrzeżach areny, w otoczeniu trzech innych rosłych mężczyzn, z których jeden właśnie pętał mu ręce za plecami. Gladiator spojrzał na Dagona wściekłym wzrokiem, jednocześnie rzucając mu wyzwanie, które wcale nie wyglądało śmiesznie, mimo tak rażącej dysproporcji sił w tym momencie. Po chwili zniesmaczone spojrzenie spoczęło na Kimiko, która drgnęła pod nim nieznacznie, nagle czując się tutaj nie na miejscu. Jak oszust, który podstępem wdarł się do nieswojego świata. I chociaż mogła sądzić, że sercem jest po stronie walczącego, to w rzeczywistości jego wyprowadzano w pętach, a ona, w eleganckiej sukni, została poprowadzona przez tłum bogaczy. Z jakiegoś powodu poczuła się winna.
        Z nieprzyjemnego uczucia otrząsała się jeszcze chwilę, gdy ujmując obszerną spódnicę w dłonie, wspinała się z Dagonem po schodach, by dołączyć do pozostałych gości w Jaskini, w większości prawdopodobnie błogo nieświadomych istnienia niższego poziomu i jego bywalców. Delikatna muzyka wydawała jej się teraz dziwnie głośna, a rozszerzone w półmrokach piwnic źrenice zwęziły się nagle, przydając jej twarzy charakterystycznego kociego wyglądu.
        Nawet nie pomyślała, by wysunąć się z bajerowego objęcia. Było jej u niego dziwnie wygodnie, chociaż gdyby sobie to uświadomiła, to pewnie parsknęłaby śmiechem albo palnęła się w czoło. Prawda jednak była taka, że Seth, przedstawiciel jej gatunku, chociaż obcy, wzbudził w niej niepokój na równi z niezdrową ciekawością, a z Dagonem zdążyła się już oswoić na tyle, by nie obserwować go nieustannie, sprawdzając czy nie stanowi zagrożenia. Co nie znaczyło, że nie chciała jeszcze spotkać pantery.
        Zastrzygła uchem, słysząc jak Laufey marudzi pod nosem i odruchowo odnalazła wzrokiem źródło jego niezadowolenia. Jarvis przyłapał jej spojrzenie i uśmiechnął się szeroko, na co odpowiedziała delikatniejszym, ale miłym, wygięciem ust. Dagon prowadził ją jednak dalej, udając chyba, że młodzieńca nie spostrzega, a Kimiko pozostawało tylko przeniesienie wzroku gdzieś indziej. Młody Tussald nie mógł mieć jej tego za złe, bo przecież nie wyszarpnie się swojemu znajomemu i do niego nie pobiegnie. Dopiero teraz zorientowała się, że mężczyzna wciąż ją przytula do swojego boku, ale rozbawiona jego słowami, nie skomentowała objęcia.
        - Po pierwsze nie wyzywaj go od dzieciaka, bo jest mniej więcej w moim wieku, a ja sobie wypraszam – zaśmiała się, zerkając na Dagona kątem oka. – Po drugie nie mierz wszystkich swoją miarą. Ja z pewnością nikogo celowo nie uwodzę, a i mało prawdopodobne, bym robiła to przypadkiem. Nie zadurzył się, tylko się nudzi. Bogaci tak mają - stwierdziła żartobliwym tonem, ale nie kryjąc przytyku.
        Wykłócała się z mężczyzną przyciszonym tonem i wyraźnie rozbawiona, zarówno jego słowami, jak i w wyraźnie dobrym nastroju ogółem. Kilka kieliszków tequili wyraźnie ją rozluźniło, opuszczenie piwnicy przyniosło niejaką ulgę, a i towarzystwo Dagona zapowiadało dość zabawny wieczór, nawet w towarzystwie ich nowych znajomych z kijkami w tyłkach. Szczerzyła się wciąż wesoło, ukazując kocie kły w uśmiechu, gdy Laufey psioczył na młodego Tussalda. Dziwnie działało też to, że mężczyzna (nie wiedziała, czy robił to świadomie, czy nie) wciąż mówi o nich w liczbie mnogiej. Jak gdyby byli oni, przeciwko nim, pozostałym sztywniakom. A przecież to był jego świat i tylko ona tu nie pasowała. Wciąż jednak chichotała wesoło, nie traktując zbyt poważnie bajerowych przemyśleń, ale wykorzystując je, by się ze swoim towarzyszem droczyć.
        - Sugerujesz, że poradziłby sobie z kradzieżą? Nie wiem teraz czy umniejszasz moje umiejętności, wyolbrzymiasz jego, czy bagatelizujesz nasz cel, ale nie działasz na swoją korzyść, Bajer – mruknęła, wciąż wyraźnie rozbawiona, pozorując jedynie groźne spojrzenie, jakie rzuciła mężczyźnie i trącając go lekko biodrem, gdy szli.
        Wyszeptaną wzmiankę o topieniu skomentowała tylko karcącym spojrzeniem. Bardzo prawdopodobne, że podświadomie wolała nie wgłębiać się w temat, tylko po to, by dojść do wniosku, że to mógł nie być żart. Wolała zakładać, że jest. Poza tym Jarvis właśnie się do nich zbliżał, ostatecznie pokonując przeszkodę, jaką stanowił znaczny tłum gości. Kimiko spojrzała na niego spod brody pochylonego nad nią Dagona, gdy ten nagle prostując się zupełnie, otarł policzkiem o jej skroń.
        Koci instynkt zadziałał silniej niż zaskoczenie, które odczuła dziewczyna. Zamiast szeroko otwartych oczu można było zobaczyć, jak powieki opadają jej leniwie, skrywając zielone oczy do połowy. Głowa opadła lekko w stronę mężczyzny, jakby bezwładnie, naturalnym ciężarem wzmacniając dotyk na policzku, przez co ten, zamiast przypadkowego lub celowego, jednak subtelnego kontaktu, wyglądał jak pieszczota. Zadowolone mruczenie powstrzymała, dusząc dźwięk w zarodku. Uśmiechnęła się lekko speszona, chociaż nie wyglądała na bardzo zawstydzoną, tylko jakby pogodzoną ze swoją naturą.
        Moment był krótki, ale w połączeniu z faktem, ze Laufey wciąż obejmował dziewczynę w talii, przytulając do swojego boku, wystarczył, by Jarvis zatrzymał się kawałek od nich, na moment skonsternowany. Uśmiechnął się jednak, odzyskując zaraz animusz i skłonił głowę Dagonowi, pogłębiając ukłon w stronę Kimiko, ale rezygnując już z całowania jej dłoni.
        - Panie Laufey, Kimiko – powitał ich, na powrót pewny siebie. – Zastanawialiśmy się właśnie, czy do nas dziś dołączycie – dorzucił, jak gdyby nie spostrzegł ich, gdy wchodzili pierwszy raz do Jaskini, szybko wtedy znikając w podziemiach.
        Gestem zaprosił ich w głąb sali, prowadząc przodem do pozostałej części towarzystwa. Obecni byli wszyscy, plus jedna młoda dziewczyna. Szatynka rozmawiała właśnie z Konstancją Whitaker, gdy do nich dołączyli, a wówczas podeszła niezwłocznie do Jarvisa, ujmując go pod ramię, wyraźnie niezadowolona, że jej partner nie spuszcza wzroku z Kimiko. Złodziejka uśmiechnęła się do niej lekko, ale dziewczyna nie była tak towarzyska jak Lilia i tylko obrzuciła ją obojętnym spojrzeniem, nieco ciekawiej spoglądając na Dagona. Wciąż jednak mimiką przypominała bardziej wiecznie niezadowoloną żonę Wąsacza niż wesolutką blondynkę, którą poznała wczoraj złodziejka.
        - Jednak jest pan cudotwórcą – odezwała się do Laufeya Silvia Tussald, spoglądając na nich i uśmiechając się nieznacznie, gdy zobaczyła, że panterołaczka nie do końca rozumie, o co chodzi.
        - Pan Laufey obiecał nam dziś na gonitwach, że zrobi wszystko, by odzyskać twoje względy – chętnie wyjaśniła, spoglądając na niego bystro, nim wróciła spojrzeniem do dziewczyny. – Widzę, że mu się udało – dodała, najwyraźniej nieco rozbawiona prychającą obok pod nosem Konstancją. Kimiko była pewna, że gdyby panie były tu same, to żona Wąsacza już usłyszałaby jakiś kąśliwy komentarz na swój temat. Sama złodziejka jedynie zerknęła na Dagona z miłym uśmiechem, starając się nie kopnąć go w kostkę. Co on im nawygadywał?
        - Może po prostu dziewczyna nie ma zbyt wysokich wymagań – odezwała się w końcu żona Whitakera z właściwą sobie topornością, na co Silvia jedynie westchnęła bardzo cicho i zamoczyła usta w trzymanym drinku. Kimiko udawała, że tego nie słyszała, wyciągając rękę do witających się z nią panów, z których każdy z pietyzmem całował ją w dłoń.
        - Cieszymy się, że państwo do nas dołączyli, bo zapowiada się ciekawy wieczór – odezwał się Horus Tussald z wyjątkowo szerokim uśmiechem i błyskiem w oku, unosząc się lekko na stopach i zerkając na swoich znajomych, jakby w trójkę mieli jakąś tajemnicę.
        - Może napijmy się najpierw – zarządził Ronald Pessoa i gestem wezwał kelnera.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Z pewnym zadowoleniem stwierdził, że coraz lepiej się z panterą zgrywali. W zasadzie mógłby ją zatrzymać na trochę dłużej. Miał dobre oko i tym razem też go nie zawiodło. Dziewczyna była jak nieoszlifowany klejnot. Trochę pracy tu, trochę ogrania tam i mogła stać się cennym współpracownikiem. Nawet darował sobie złość na absurdalne myśli, które ktoś naiwny mógłby podciągnąć pod coś równie idiotycznego jak sentymenty. Fakt może troszeczkę straci na reputacji uwodziciela pokazując się z tą samą niewiastą, a nie co chwila inną lub kilkoma jak to nieraz mu się zdarzało. Z drugiej jednak strony miałby myślącą partnerką nie zaś jedynie ładny dodatek, któremu nie przypisałby większej roli niż kapeluszowi. We wszystkich przemyśleniach przez diabła przemawiał czysty pragmatyzm połączony z chęcią dobrej zabawy. Przynajmniej on sam był o tym przekonany.
        Równie kontent trzymał Kimiko przy sobie, podczas gdy ta nie tylko wcale nie uciekała, nie była nawet spięta, to jeszcze go zaczepiała.
        - Ale on się tak zachowuje - spierał się czart, w domyśle dodając "jakby dla zasady chciał mi zabrać zabawkę."
        - Ty nie jesteś upierdliwa, nie aż tak bardzo - dodał ze złośliwym uśmieszkiem, w najlepsze kontynuując przepychanki, gdy dziewczyna zaśmiała się, zerkając w jego kierunku. Słysząc "Po drugie" oznaczające ciąg dalszy reprymendy przechylił głowę uśmiechając się kątem ust i czekając jakiż to cios złodziejka przygotowała.
        - To mówisz, że celowo kogoś uwodzę? Chciałbym wiedzieć kogo? - zakpił diabeł szczerząc się arogancko. - Czy może, że się nudzę? - kontynuował łapanie Kimiko za słówka. - Poza tym myślę, że skrajnie siebie nie doceniasz - dokończył niezmiennie rozbawiony.
Diabeł chciał by pantera poczuła się częścią drużyny, więc jak najbardziej celowo nie mówił o sobie, ale o nich, jak o zespole właśnie. Takie podejście znacznie pomagało wspólnym działaniom i liczył, że też po części spełniało pragnienia złodziejki. Słysząc, że się pogrążą, zaśmiał się gardłowo.
        - Nie dodajmy mu więc aż tak wielkiego znaczenia, by był w stanie zadziałać na moją niekorzyść. Jakby go złapali, to utrudnienia z jeziorem były by z głowy. A jakby mu się udało... cóż tak czy inaczej wygrywamy - kontynuował żart, jeszcze bardziej ciesząc się nagannym wzrokiem złodziejki.
Oczywiście, że nie traktował na poważnie całej sprawy z wdrożeniem młodego Tussalda do kradzieży, z jeziorem, cóż... Młodzian jeszcze nie zdenerwował diabła wystarczająco mocno by wprowadzić ten pomysł w życie. Był niegroźny tak jak szczekliwa Konstancja i Laufey nie brał go na serio. Chociaż faktem było, że czasem bywał irytujący. Bajer zwyczajnie nie przywykł do lekceważenia swojej osoby i wątpliwe by kiedykolwiek się do tego przyzwyczaił.
        Tak jak z premedytacją udawał, że nie widział młodzieńca, tak celowo prowadził ich tak, by brunet mógł ich dogonić. Nawet ignorowanie go było celową zagrywką mającą mniej wspólnego z awersją piekielnika niż z planem. Znacznie bardziej pożąda się tego co trzeba ścigać, co sprawia wrażenie niedostępnego, niż to co samo pcha się w ręce. W końcu dali się dogonić i Bajer nonszalancko spojrzał w kierunku szlachcica, jakby właśnie im przeszkodził. To jednak co wywołał przerosło jego oczekiwania.
Sam diabeł był chyba nie mniej zaskoczony niż Jarvis, z tą różnicą, że rogaty nie dał po sobie tego poznać. Lekkie naruszenie przestrzeni osobistej Kimiko, celowo było niemalże nieuchwytne. Przynajmniej miało takie być. Chciał dziewczynę troszkę podrażnić, ale głównie zabawić się kosztem Jarvisa. Zamiast prawie niewinnego muśnięcia otarł się o włosy dziewczyny, która sama zainicjowała pieszczotę.
Na moment nawet oparł brodę o głowę Kimiko, ale było to dosłownie mgnienie. Zaraz potem ubrał twarz w grzeczną maskę witając się z mężczyzną.
        - Dobry wieczór. - Skinął młodzieńcowi głową w powitaniu.
        - Rzeczywiście chwilkę już tu jesteśmy, ale jakimś sposobem nie wpadliśmy na siebie. Z chęcią dołączymy. - Uśmiechnął się, jakby faktycznie cieszyła go wizja spotkania z bogaczami.
Przemykali przez tłum, znacznie zwinniej niż Jarvis gdy próbował ich odnaleźć.
        Powitały ich zwykłe spojrzenia ludzi, którzy mięli stanowczo zbyt wiele wolnego czasu. Dopiero teraz Dagon rozluźnił objęcia, pozwalając wymknąć się Kimiko, by mogła przywitać się z pozostałymi gośćmi. Sam w pierwszej kolejności podszedł do nietytułowanej królowej towarzystwa, grzecznie całując jej dłoń.
        - Staram się jak mogę. - Uśmiechnął się czarująco, witając się z Silvią. Nim przeszedł dalej, spojrzał na panterę, którą właśnie wtajemniczano w poprzednie rozmowy, oczywiście nie wyjaśniając nic, a jedynie robiąc z igły widły, jakby faktycznie aż tyle nagadał. Troszkę wszystko ubarwił jak zawsze, ale bez przesady.
Diabeł odwzajemnił spojrzenie Kimiko, prezentując się jak całkowite niewiniątko. A przynajmniej tyle o ile bies mógł kiedykolwiek wyglądać na niewinnego.
        Zgodnie ze zwyczajem przywitał się z jedyną nieznajomą w towarzystwie, przedstawiając się taktownie. Na złośliwości, które padły, diabeł nie odpowiedział nic. Jak nakazywała grzeczność, pocałował rękę Konstancji czarnymi ślepiami wlepiając się w oczy kobiety. Przez chwilę tę zdjęło dziwnie nieprzyjemne uczucie, jakby dreszcz przebiegł jej po krzyżu, ale nie miało to nic wspólnego z ewentualnym oczarowaniem mężczyzną, wręcz przeciwnie, uczucie bliższe było strachowi.
Mimo milczenia diabeł na końcu języka miał pytanie czy jej przytyki podszywała zwykła zazdrość czy zwyczajnie lubi być grubiańską suką. Miał też nieodpartą ochotę zapytać, czy ubliżyć chciała panterze czy też jemu, bo za jednym strzałem udały jej się obie te rzeczy. Nawet rozważał podsunąć wszystkie te pytania w myśli kobiety, powstrzymał się jednak. Mięli wyglądać na niegroźnych. Względnie przynajmniej. Zamiast tego, wszystko zawarł w spojrzeniu, które spełniło swoje zadanie. Powitanie nie było dłuższe niż czas jaki poświęcił pozostałym kobietom, ale ułamek sekund wlepiania się w oczy czarta wystarczył by zasiać niepokój w Konstancji i chociaż na moment zamknąć jej usta. Później przywitał się z mężczyznami i przedstawienie należało kontynuować.
        - Tak, drinki zawsze są mile widziane - uśmiechnął się bies, dopiero później interesując się rzekomą atrakcją.
        - Cóż to ciekawego, zapowiadają? - zapytał diabeł udając umiarkowanie zainteresowanego.
        - Niedługo chcielibyśmy wyjechać i miło by było zakończyć pobyt czymś ciekawszym - powiedział lekkim tonem, jakby wcale nie nastawiał się na jakieś wielkie wydarzenie.
        - Tak szybko chcą nas państwo opuścić? - zapytał Pessoa szybko zmieniając obiekt zaciekawienia z drinków na nowych intrygujących dla niego znajomych. Dla odmiany Konstancja wyglądała na zadowoloną. Niestety szyki kobiecie zepsuł jej własny mąż
        - Ale może zostaną państwo chociaż do balu na pożegnanie lata. Co roku go organizujemy. W tym roku odbywa się u mnie - zagaił wąsacz.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Kimiko niechętnie musiała przyznać, że pod skrzydłem Dagona czuje się wyjątkowo pewnie, nawet wśród takiego towarzystwa. A może to była stara znajoma – Tequila? W każdym razie panterołaczka wyglądała, jakby była u siebie, dowcipkując z Laufeyem, gdy zgrabnie przemykali przez tłum, który częściowo po prostu rozstępował się przed barczystym mężczyzną. Nieświadoma tego, jak niedługo się sama podłoży, dalej drażniła się ze swoim towarzyszem.
        - Nie jestem aż tak upierdliwa? – prychnęła z rozbawionym oburzeniem. Bezczelny dupek, miał szczęście, że go lubiła. Później prawie ugryzła się w język, gdy Dagon podłapał jej zaczepkę, obracając ją, chyba nieświadomie, ale dość niebezpiecznie, przeciwko niej.
        - Kogo tylko możesz – odparła szybko na pytanie o uwodzenie. Wybrnęła całkiem gładko, bo Laufey rzeczywiście zdawał się testować swój urok osobisty na każdej kobiecie, z jaką miał styczność. Na niej również, ale do tego nie miała zamiaru się przyznać, aczkolwiek to małe zwycięstwo smakowałoby lepiej, gdyby po chwili nie otarła się głową o jego policzek. Nie było to zbyt dyskretne okazanie sympatii i tak już wystarczająco aroganckiemu Dagonowi, ale właściwie raptem ułamek tego, co zaserwowała mu w lesie. Puściła więc zaistniałe zdarzenie mimo uszu i ruszyła z nim za Jarvisem. „Och, dowie się, że go lubię, wielkie mi co”, mruczała w myślach, gdy zbliżali się do swoich nowych znajomych.

        Po krótkiej procedurze powitań, jak gdyby wcale nie widzieli się raptem kilka godzin temu, i poznaniu nowej koleżanki Jarvisa – Holly Watson (która na nazwanie jej „znajomą” przez młodzieńca rzuciła mu skrajnie rozczarowane spojrzenie), podszedł do nich kelner, zbierając zamówienia. Silvia i Horus mieli już szkła w dłoniach, ona jakiś przezroczysty alkohol podany w rozszerzanym kieliszku, on chyba brandy, podziękowali więc uprzejmie. Whitaker i Pessoa zamówili whisky, podobnie jak Laufey, a wszystkie panie różowe wino. Jedynie Kimiko poprosiła o tequilę blanco, nie chcąc mieszać alkoholi i uśmiechnęła się do Jarvisa, gdy ten zamówił to samo. Holly nie wyglądała na równie zadowoloną. W oczekiwaniu na powrót obsługi, temat wrócił do wieczornych rozrywek. Po pytaniu Dagona, złodziejka przeniosła spojrzenie na Tussalda, który wciąż wyglądał na mocno rozbawionego, jednak o dziwo odpowiedziała mu Serafina Pessoa, tak rzadko zabierająca głos.
        - To żadne publiczne wydarzenie panie Laufey – odpowiedziała uprzejmie, zwracając na siebie uwagę mężczyzny. – Po prostu mój mąż i Daniel mają skłonność do zakładania się praktycznie o wszystko. Jednym z zakładów było chociażby to, czy pojawią się państwo tutaj dzisiaj, a jeśli tak, to czy razem – wyjaśniła, rzucając raczej pobłażliwym spojrzeniem w stronę małżonka. – I obawiam się, że to nie koniec na dziś – westchnęła.
        - Ja tam uwielbiam patrzeć, jak Ronald przegrywa! – zawył Tussald, klepiąc w plecy znajomego, który skrzywił się nieznacznie. Najwyraźniej założył, że Laufey i Kimiko się dziś nie pojawią, bo wyciągnął z kieszeni złotą monetę i wystrzelił ją kciukiem w stronę Wąsacza. Ten złapał ją wprawnym ruchem i z uśmiechem schował do kieszeni, ukradkiem puszczając oko do Kimiko, której wzrok odruchowo popłynął za wirującą w powietrzu monetą.
        Panterołaczka uśmiechnęła się, słysząc o tak prozaicznym powodzie ogólnej radości, ale nie było to dla niej aż tak zaskakujące. Sama zabawa wcale nie była głupia, wręcz bardzo znana, z tym że ona skończyła z nią, gdy miała kilka lat. Ale jako dzieciak również obstawiała dla zabawy zupełnie losowe sytuacje i uzależniała od nich swoje decyzje, przyznając sobie samej kary i nagrody. Często wybierając coś, czego zachowania pozornie nie można było przewidzieć, np. kierunku lotu ptaka i obiecując sobie, że jeśli poleci nad las, to Kimiko spróbuje ukraść tamto jabłko, a jeśli kruk skieruje się ku miastu – panterołaczka grzecznie zawinie się z powrotem do chaty Zony. Banalne, ale dla dzieciaka całkiem dobra rozrywka, gdy nie miało się zabawek. Tutaj jednak dorośli ludzie obstawiali swoje, pewnie niezbyt ciężko, ale jednak zarobione pieniądze na czyimś zachowaniu i z większym żalem przyjmowali sam fakt przegranej niż utratę złotych monet z tak błahego powodu.
        - Poza tym ma odbyć się dziś licytacja – dorzuciła nagle Silvia znad kieliszka, ale Whitaker machnął ręką.
        - Stare graty jakiegoś zmarłego maga, dziękuję bardzo – prychnął pogardliwie mężczyzna, a Kimiko podświadomie wyłapała jego ton, przypominając sobie słowa informatorki – „nie lubi magii”. Dziewczyna nie mogła się powstrzymać, by tego nie sprawdzić.
        - Może jednak będzie tam coś ciekawego – zagaiła z uśmiechem do Wąsacza, a ten nachylił się chętnie w jej stronę.
        - Moja droga – zaczął poufale, a Kimiko, jak dobry słuchacz, również schyliła głowę i umyślnie zastrzygła mocniej uchem, by wyłoniło się spod włosów. Whitaker, jak na zawołanie, przeniósł na moment wzrok na jej głowę i uśmiechnął się pod wąsem, nim wrócił spojrzeniem do twarzy dziewczyny. – Chciałem powiedzieć, że magia jest nienaturalnym zjawiskiem, ale teraz tak myślę, że ta powstała z natury ma swoje miejsce w świecie – stwierdził powoli, a złodziejka uśmiechnęła się miło.
        - Również tak sądzę – odpowiedziała delikatnie i wyprostowała się, gdy wrócił do nich kelner. Nie odszedł jednak od razu, tylko stanął kawałek za Kimiko i Jarvisem, czekając aż opróżnią swoje kieliszki, by zabrać je spowrotem. Jako pierwszy odezwał się o dziwo Pessoa, wznosząc swoją szklankę.
        - Pozwolę sobie wznieść toast za naszych nowych znajomych, oby zostali z nami jak najdłużej – stwierdził, a jego poważną zazwyczaj minę wyjątkowo zmienił krótki uśmiech. Wszyscy podłapali toast, tylko Konstancja wyglądała, jakby jej coś w gardle stanęło.

        - Poszedłem za tobą jak ślepiec, teraz musisz powiedzieć mi, co mam robić – odezwał się koło jej ucha Jarvis, z rozbawieniem unosząc kieliszek. Kimiko uśmiechnęła się w odpowiedzi, domyślając się, że młodzieniec zazwyczaj pijał alkohol taki jak whisky. Tłumacząc mu wszystko przyciszonym tonem, nieco poza kręgiem gości, aczkolwiek pod kilkoma parami czujnych, choć ukradkowych spojrzeń, nasypała chłopakowi na wierzch dłoni szczyptę soli, a później sobie. Po raz kolejny tego wieczoru odprawiła krótki rytuał, dopiero po wszystkim uśmiechając się nieco speszona, gdy zobaczyła jakim czujnym spojrzeniem śledził ją młody Tussald.
        - Mogę też użyć twojej ręki? – zapytał cicho, szczerząc się zadziornie, gdy poczuł szturchnięcie w plecy i głośne „EKHM!”. Holly rzucała gromami z oczu. Jarvis spojrzał znów na Kimiko, ostentacyjnie przełknął ślinę, ale po chwili puścił do niej oko i szybko wypił drinka, odkładając kieliszek na tacę. Kelner w końcu odszedł, a złodziejka wciąż uśmiechała się pod nosem, wracając spojrzeniem do towarzystwa. Czemu wszyscy dzisiaj do niej mrugają?
        - Wybacz złociutka, normalnie nie zadaję takich pytań, ale teraz chyba nie mogę się powstrzymać – Serafina odezwała się nagle do Kimiko, a ta spojrzała na nią pytająco. Pani Pessoa wahała się chwilę, ale zaraz pochyliła nieco bardziej, z niezbyt dyskretnym szeptem: - Język masz taki szorstki, jak kot? – wypaliła, na co złodziejka zaśmiała się cicho, rozbawiona, ale było to niczym w porównaniu do reakcji Silvii Tussald. Kobieta o kamiennej do tej pory twarzy parsknęła śmiechem tak szczerym, że musiała odsunąć kieliszek od ust, by się nie oblać. Kimiko uśmiechnęła się szerzej, nieco zaskoczona taką spontaniczną reakcją i dla żartów wytknęła lekko język, przygryzając go zębami.
        - Trochę – odparła, wzruszając nieznacznie ramionami, na co Serafina pokiwała głową z pełną powagą.
        - Fascynujące – odpowiedziała zupełnie poważnie, a panowie jak jeden mąż ryknęli śmiechem.
        - To chyba jakiś żart – fuknęła Konstancja, wymieniając zgorszone spojrzenia z Holly. Silvia wciąż chichotała niepohamowanie, przepraszając towarzystwo gestem dłoni, a Kimiko zerknęła na Dagona, poruszając lekko ustami w niemym „ups!”.
        - Cofam pytanie – odezwał się nagle Whitaker. – Absolutnie muszą państwo pojawić się na naszym przyjęciu, nie pamiętam kiedy ostatni raz widziałem, by Silvia się tak śmiała – stwierdził z rozbawieniem Wąsacz, trącając się szklanką z Dagonem.
        - Ja nie pamiętam, kiedy to było – odezwał się nagle Horus, spoglądając zdziwiony na swoją żonę i znów wzbudzając przypływ wesołości wśród towarzystwa.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Weszli w zżytą ze sobą grupkę jak ich wieloletni znajomi. Towarzystwo miało okazję poznać panterołaczkę i diabła dokładnie dzień temu, a ci już jakby stali się częścią maleńkiego arystokratycznego światka. Czy można to było zrobić lepiej, Dagon szczerze wątpił. Jeśli nic nie zacznie się pieprzyć w trakcie, a poprawkę na taką ewentualność zawsze należało mieć, to byli w domu, Whitakera oczywiście. Kimiko ze swoim kocim wdziękiem popłynęła witać się z mężczyznami, Bajer poświęcił czas kobietom utwierdzając się w jednym przekonaniu. Kto tu był owcami a gdzie były wilki, nie stanowiło wielkiej niewiadomej. Oczywiście, jeżeli nagle nie wypłynie jakaś niewiadoma, o której powinni zostać ostrzeżeni przez gadułę. Pokrętna blond informatorka mogła go zwyczajnie uprzedzić, że nie miała nic, a nie pić drinki na jego koszt. Niestety było jak było. Wyruszyli na głęboką wodę i wszystko wyjdzie na jaw na bieżąco.
Zdobył się na uroczy i zraniony uśmiech, zwracając swoją uwagę w kierunku Serafiny.
        - Czuję się uprzedmiotowiony - wymruczał kładąc dłoń na piersi, gdzie każdy normalny miewał serce.
        - Takie bezduszne zakłady czy uczucie biednego mężczyzny zostanie wzgardzone? - obdarzył panią Pessoa trochę szerszym uśmiechem, który przeczył rzekomemu zranieniu diabła.
        - Z pana też jest niezłe ziółko - zadrwiła dziwnie gadatliwa Serafina. Przez grzeczność nie zaprzeczył. Dobre humory Laufey zrzucił na niewczesną już godzinę. Zabawa pewnie trwała od ładnych paru godzin, a sączone drinki z pewnością wspierały ich dywersyjną akcję.
Na pierwszy rzut oka, Laufey poświęcał pełną uwagę swojej rozmówczyni. Jedynie wprawny obserwator zauważyłby iż diabeł stoi tak, by kątem widzieć poczynania panterołaczki.
        - Licytacja? - zaciekawił się na pokaz. Na aukcjach wolał sprzedawać niż kupować, więc ta interesowała czarta mniej niż zakłady Pessoy i Whitakera. Co prawda obiecał szukać jednej rzeczy, ale nie żywił szczególnej nadziei, że na tak błahej imprezie znajdzie poszukiwany przez Ell posążek. Celowo jednak udał zainteresowanie licytacją.
Słyszał jak wąsacz odmiennie od niego, pogardził aukcją. To dopiero był ciekawy i niebezpiecznie śliski przypadek. Nie lubił magii, ale zaginiony portret, który podobno kradł duszę, trzymał. Co za indywiduum. Dodatkowo brakło o nim informacji. Nic w Whitakerze nie budziło diablego spokoju. Niemniej Dagon nie zamierzał się wycofać dopóki ryzyko było jedynie domniemane nie namacalne. Ten portret przeciwnie do jakiejś tam licytacyjki, był smakowitym kąskiem. Dość cennym by nie tylko zwróciły mu się koszty utrzymania pantery, wypłacenia jej działki wynagrodzenia, ale by kradzież przyniosła materialny zysk, bo dostarczana mu do tej pory rozrywka była jedynie nienamacalną korzyścią.
Gdy Kimiko zabawiała panów, Bajer skupił się na paniach, przynajmniej na tych dwóch miłych.

        Cały czas jednak sprytnie dzielił swoją uwagę. Obserwował jak dziewczyna roztacza swój naturalny czar. Mogła mówić co tylko chciała. Miała pewien talent, poza klejeniem się do nieswoich rzeczy. Czy sprawiały to kocie instynkty i drapieżnik zamknięty w ludzkim ciele przyciągające ofiary nieświadome i oczarowane pociągającym niebezpieczeństwem, czy swobodny urok złodziejki? Dagon gotów był założyć się, że obie z tych rzeczy miały swój udział w sterowaniu zachowaniem panów. Widział ładniejsze kobiety niż Kimiko, ale to nie uroda decydowała czy ktoś jest intrygujący czy nie. Kiedyś uświadomi Kimi, bo chwilowo czego by nie powiedział pantera traktowała jako żart, kpinę lub tani flirt. Bądź tu mądry, jak kłamał świat wierzył mu ślepo, gdy czasami zdarzało się diabłu mówić przynajmniej częściową prawdę, nikt nie brał go serio. Kimiko zaś zdawała się być w swoim żywiole. Prawdopodobnie w pewnej części za swobodę odpowiadała tequila, ale nic złego w tym nie dostrzegał. Więcej, jeśli będzie trzeba, to przed każdym wydarzeniem mógł przepoić panterę, byleby ta wykonała swoje zadanie.
        Atencja Whitakera cieszyła diabła. Młody Jarvis, który cały czas próbował podrygiwać, trochę mniej. Jednak na ten moment pierwsze miejsce zajęła Konstancja, która już otrząsnęła się z szoku oraz jej nowe wsparcie, wyraźnie zazdrosne o chłoptasia.
Pytanie zadane przez Serafinę zbiło z tropu wszystkich łącznie z piekielnikiem, ale to perlisty śmiech Sylvii wprawił towarzystwo w szczery szok. Dobry moment diabeł zastanawiał się jak wiele, zawsze spokojna Sylvia musiała wypić, czy zwyczajnie nie wytrzymała absurdu sytuacji. Blond królowa śmiała się wprawiając w rozbawienie resztę towarzystwa, a dwie hetery prychały.
Bajer zmrużył na chwilę oczy, niby to delektując się alkoholem. Miał co najmniej kilka pomysłów na taką zołzę, co jeden był lepszy, żaden nie wliczał w jej los szczęśliwego zakończenia i żadnego nie mógł wprowadzić w życie, chwilowo przynajmniej.
Uśmiechnął się widząc minę pantery, która chyba miała być przepraszającą. Kimiko wyglądała na czującą się równie winną jak on. Ślepia aż pytały co jeszcze może zbroić, przecząc niememu "ups". Większość oczu wędrowało z Kimiko na Sylvię i Serafinę, mimo to jednak ostrożny bies nie zdobył się na demonstrację aprobaty. Złodziejce musiał wystarczyć szelmowski uśmiech piekielnika.
Bajer ze spokojem przyjął stuknięcie kieliszkiem.
        - Nie wiem czy zostaniemy tak długo - odpowiedział grzecznie i bez szczególnej euforii.
        - Trzy dni, panie Laufey - krzyknął Ronald, swoim zwyczajem klepiąc po plecach, tym razem diabła. - Doprawdy proszę nie mówić, że trzy dni pana zbawią i nie możecie zostać z nami trochę dłużej.
        - Zobaczę co da się zrobić - odparł, ubierając twarz w bezsilny uśmiech, jakby nie miał innego wyjścia.
        - Mam nadzieję, że przyłoży się pan tak jak do przepraszania pani, wtedy z pewnością nie będzie kłopotów - zaśmiał się Whitaker, który na moment spuścił wzrok z Kimiko dopiero drugi raz i to na krótko.
        - Jeśli tylko moja pani zechce - odpowiedział czart odgrywając całkowita kapitulację.

        Rozpoczęła się aukcja i na sali najpierw zawrzało by zaraz zapadła cisza. Licytator powitał wszystkich gości i rozpoczął prezentację. Jako pierwsze na scenę wniesiono jedwabny szal.
        - Proszę państwa mam przyjemność zaprezentować samo zawiązujący się szal. Doskonały dodatek do...
        - Na co komu szalik, który sam się okręca wokół szyi - odezwała się Serafina. - Niech się takiemu odwidzi i zwiąże się za ciasno...
Dagon uśmiechnął się rozbawiony. W tym wypadku miał podobne zdanie. Magia potrafiła być kapryśna. To jak nosić stryczek na szyi. Uniósł lekko szklaneczkę w milczącym toaście, uznając punkt widzenia kobiety. Ona odwzajemniła się uśmiechem.
Bajer zaś po raz kolejny w życiu ucieszył się z alkoholu, niezbędnego bywalca takich spotkań i doskonałego wsparcia w interesach. Jak nic innego ułatwiał każdą sprawę, rozluźniając atmosferę i przełamując lody. Bies miał tę przewagę, że jako istota odporna na trucizny potrzebował wypić większą ilość trunku niż człowiek. Znacznie większą.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Kimiko z tajemniczym uśmiechem przyglądała się jak Laufey zgrywa biednego mężczyznę, którego uczucia mogły zostać wzgardzone. Wbrew swoim słowom wyglądał na tak pewnego siebie, że można było wątpić, czy istnieje jakakolwiek osoba, której opinia zburzyłaby ten wizerunek zawadiaki. Myśli Kimiko przekuły słowa Serafiny, a złodziejka odwróciła na moment rozbawione spojrzenie. Pani Pessoa trafiła w punkt. Zaraz jednak zerknęła zaczepnie w stronę swojego towarzysza.
        - Ale przegrali, czyż nie? – podsumowała z porozumiewawczym uśmiechem.
        Nie zwracała zupełnie uwagi na wiecznie niezadowoloną Konstancję, którą ignorował nawet jej własny mąż, zajęty wymienianiem cichych uwag z Ronaldem Pessoa i zerkaniem na Kimiko nad ramieniem przyjaciela. Silvia opanowała już nadmierne rozbawienie, teraz przepraszając znajomych za ten wybuch i gestem zapraszając jeszcze dalej w głąb sali, gdzie przy podeście zbierało się już towarzystwo zainteresowane aukcją.
        - Wybacz mi moja droga, to było nie na miejscu – stwierdziła Silvia, zwracając się do złodziejki.
        - Nic nie szkodzi, pani Tussald, przywykłam do nietypowych pytań… i różnych reakcji – odparła grzecznie, a kobieta machnęła dłonią.
        - Darujmy już sobie te tytuły, mów mi Silvia. – Uśmiechnęła się nonszalancko, a temat został zaraz podłapany przez resztę towarzystwa. Wszyscy przedstawili się zaraz imionami, a Jarvis uścisnął dłoń tylko z Dagonem, gdyż on i Kimiko już przy pierwszym spotkaniu przeszli na ty. Holly chyba ostatecznie zirytowała się zupełnym brakiem zainteresowania swojego towarzysza i przeprosiła wszystkich, uśmiechając się grzecznie i znikając w tłumie. Konstancja wyglądała na bardziej rozczarowaną tym faktem niż Jarvis, a pani Tussald wręcz mruknęła pod nosem „no nareszcie!”.

        Uśmiechnęła się jednym kącikiem, starając się nie prychnąć pod nosem, gdy Laufey udawał, że wcale nie zależy im na przyjęciu u Whitakerów, kiedy był to jedyny powód, dla którego w ogóle się tu pojawili i urabiali towarzystwo. Rozumiała jednak w pełni potrzebę utrzymywania pozorów obojętności, więc sama nie odzywała się słowem, pozostawiając mącenie Dagonowi. Spięła się tylko na moment, słysząc na kiedy zaplanowany jest bal i w głowie licząc dni. Na wspomnienie cienkiego łuku księżyca na niebie, który z pewnością zniknie jeszcze przed tym czasem... Szlag. Z jednej strony dobrze, że nie wypada w noc przyjęcia, ale z drugiej – miała nadzieję, że nie narozrabia za bardzo w tym czasie, bo jeśli coś zepsuje to Laufey obedrze ją chyba ze skóry. W międzyczasie jednak Dagon zasugerował, że to od jej zdania zależy jego decyzja i Wąsacz wykorzystał to niezwłocznie, by znów wbić w nią świdrujące spojrzenie.
        - Czy mogę liczyć więc na twoje wstawiennictwo, Kimiko? – zapytał, powoli wypowiadając jej imię, aż dziewczyna spuściła wzrok, by po chwili podnieść go niepewnie.
        - Zrobię co w mojej mocy – powiedziała wymijająco, zerkając na Dagona i ciesząc się w duchu, że naprawdę nie musi go do niczego przekonywać.
        - W takim razie zakładam, że będziecie – wyszczerzył się Daniel i przeniósł swoją uwagę na licytację, a złodziejka odetchnęła głębiej z ulgą.
        Zaczynało się robić pod górkę, a przynajmniej ona tak odbierała zwiększoną intensywność interakcji. Nie przywykła do takiej uwagi ze strony obcych i wciąż musiała się jednak pilnować w tym towarzystwie, nawet jeśli pozornie przyjęto ją do grona. To, że przez moment poczuła się swobodniej, teraz tylko wyostrzyło jej czujność, przypominając, że mimo wszystko nie jest u siebie.
        Nagle zestresowana zamiotła ogonem pod spódnicą i rozejrzała się odruchowo, szukając w tłumie zagrożenia. Ciasno, ciepło, głośno. Z ulgą powitała rozchodzącą się po sali ciszę, gdy licytator wyszedł na podwyższenie i rozpoczął aukcję.
        - Wszystko w porządku? – Jarvis pochylił się w jej stronę z szeptem, a dziewczyna przytaknęła szybko z uśmiechem.
        - Trochę tu tłoczno – odpowiedziała odruchowo, a młodzieniec uśmiechnął się zdecydowanie zbyt zwycięsko.
        - Chcesz się przejść? – zapytał, a ona dopiero wtedy pojęła kontekst swojej wypowiedzi. Uśmiechnęła się lekko, zerkając na niego z naganą i wróciła spojrzeniem do podwyższenia. Licytowano akurat samo zawiązujący się szal, który brzmiał dla niej co najmniej przerażająco. Najwyraźniej Serafina i Laufey podzielali tą opinię, a kobieta nawet głośno ją wyraziła. Kimiko przyglądała się chwilę Dagonowi, gdy znów coś połaskotało ją w ucho.
        - Co jest między wami? – szeptał znów brunet, a dziewczyna fuknęła pod nosem, tym razem nawet nie udając zaskoczenia, gdy spojrzała na niego z uniesionymi brwiami. Dyskretnie wskazał oczami na Laufey’a, co najmniej jakby nie wiedziała, o kogo chodzi.
        - To pytanie jest bardzo nie na miejscu – mruknęła, z wyraźnym rozbawieniem zgrywając damę, na którą tak pozowała.
        Pierwszy raz te całe nowobogackie maniery na coś się przydawały, pomagając uniknąć niewygodnych pytań i zasłonić się konwenansami. Jarvis chyba zorientował się, że dziewczyna specjalnie wymiguje się od odpowiedzi, ale nie naciskał, uśmiechając się tylko pod nosem, gdy złodziejka uparcie utkwiła spojrzenie na licytacji.
        Na razie nie zaprezentowano zbyt wielu ciekawych przedmiotów. Przynajmniej tak uważała Kimiko, że skoro nie zainteresowały nawet jej, która przecież nie nawykła do takich drogocennych rzeczy, to jak dopiero musiało się nudzić towarzystwo. Nic dziwnego, że Jarvis ją zaczepiał. Panie sączyły kolejne kieliszki wina, a panowie rozmawiali przyciszonym tonem, zerkając od czasu do czasu na pozostałych. Złodziejka westchnęła cicho i zwróciła się do Dagona przyciszonym tonem.
        - Twoje spinki do mankietów są ciekawsze niż ta aukcja – mruknęła, zerkając na wspomniane błyskotki. – Obiecaj, że u Whitakera będzie ciekawiej, bo inaczej zwariuję – szeptała, uśmiechając się lekko, gdy Serafina spojrzała na nich przez ramię, próbując podsłuchać, o czym mówią.
        - Piękny, prawda? – zagaiła z niewinną miną, a Pessoa zerknęła na podwyższenie.
        Prezentowano właśnie srebrny medalion, który maskował aurę noszącego. Przedmiot cieszył się o wiele większą popularnością niż nieszczęsny szal i nawet panterołaczce zabłysnęły oczy na widok wirującego na łańcuszku srebrnego wisiora. Wciąż jednak niewiele osób doceniło biżuterię - nie była na tyle fikuśna, by nosić ją do garnituru, wręcz nieco postarzała. Żona brodacza przechyliła lekko głowę, jakby próbowała dopatrzeć się tego, co dojrzała w przedmiocie Kimiko.
        - Bardziej podobały mi się te kolczyki z perłami – stwierdziła Serafina, a złodziejka uśmiechnęła się uroczo. Wcześniej licytator uprzedzał, że część biżuterii należała do kochanicy maga i była przeklęta. Część pań to zniechęciło, ale u niektórych tylko wzbudziło zainteresowanie, więc aukcja trwała.
        - Pasowałyby ci z pewnością, ale chyba nie warto ryzykować – odpowiedziała uprzejmie dziewczyna, na co kobieta westchnęła, zerkając z wyrzutem na swojego męża, który wcześniej zdecydowanie protestował przed zakupem.
        - Może – wzruszyła ramionami blondynka, a Kimiko powróciła spojrzeniem do medalionu, gdy do licytacji nagle włączył się Jarvis. Panterołaczka spojrzała na niego zaskoczona.
        - Masz coś do ukrycia? – wytknęła, uśmiechając się zaczepnie, ale chłopak nie wyglądał na zbitego z tropu. Wręcz rozciągnął usta szerzej w uśmiechu.
        - Nie, to dla ciebie – odparł, a ona otworzyła szerzej oczy.
        - To nie jest damska biżuteria – rzuciła odruchowo, na co tylko pokiwał głową z uśmiechem, wracając do licytowania.
        - To czemu ci się tak na niego oczy świecą? – odbił piłeczkę, a dziewczyna tylko fuknęła pod nosem i przygryzła wargę, niezadowolona, że to zauważył. Dla niej postarzałe srebro samo w sobie było piękne, a magiczne właściwości medalionu tylko dodawały mu wartości. Uszy mogła ukryć pod włosami, aury nie.
        - Nie możesz – spróbowała z innej strony, ale tu już w ogóle poległa.
        - A kto mi zabroni? – zapytał uprzejmie, ale wyraźnie rozbawiony, a złodziejka tylko łypnęła na niego, speszona takim obrotem sytuacji. Jeśli można było powiedzieć, że Kimiko nie nawykła do bycia w centrum uwagi, to już w ogóle nie umiała radzić sobie z przyjmowaniem prezentów, wszędzie węsząc jakiś interes. Tutaj również trudno było doszukać się bezinteresowności.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Na porozumiewawczy uśmiech Kimiko czart odpowiedział tym samym. Przegrali… całe szczęście, inaczej szyki Dagona zostałyby skutecznie pokrzyżowane i bies musiałby nieźle kombinować by wyjść na swoje. Dobrze by fortuna raczyła im sprzyjać także podczas kradzieży, gdy już nie tylko umiejętności manipulacji będą istotne, ale i łut szczęścia nie zawadzi.
Przejście na swobodniejszą stopę znajomości było jak najbardziej dobrym i sprzyjającym znakiem. Coraz bardziej łakome i zainteresowane spojrzenia wąsatego również. Co prawda diabeł wciąż zastanawiał się co ten facet ukrywał, ale gdyby wycofywał się z każdego planu z powodu równie błahych pobudek, nigdy nie byłby w miejscu, w którym znajdował się teraz.
Na zadowolone stwierdzenie Whitakera tylko uśmiechnął się, potakując jakby został przegadany i nakłoniony do przedłużenia pobytu w Demarze, w duchu szczerząc się z zadowoleniem, jak tylko ukontentowany bies potrafił.
Przez chwilę gdy grzecznie zabawiał Serafinę i Silvię, poczuł się obgadywany. W momencie gdy akurat zerknął kątem oka w kierunku złodziejki, Jarvis kończył wskazywać go wzrokiem. A więc jednak rozmawiali o jego osobie. Co mówili… tego nie wiedział. Mina Kimiko nie wyrażała nic ponad rozbawienie, młodzieniec wyglądał na zadowolonego. Korzystając z tak marnych poszlak ciężko było domyślić się czegokolwiek.
Wrócił do swojej rozmówczyni, udając, że nic nie spostrzegł.
Towarzystwo zmieniało rozmówców trochę dynamiczniej niż toczyła się aukcja. Przez chwilę rozmawiał z kobietami, później dyskutował z mężczyznami na równie nieznaczące tematy, by po chwili znów stać obok Kimiko
        - Niech cię lepiej spinki nie ciekawią za bardzo - ostrzegł, a mimo swobodnej miny w upomnieniu nie było nic z żartu. Pewnie z kłopotów wyratowałby się iluzją, ale chciał jeszcze zregenerować siły po ostatnich popisach i zachować je na najważniejszy wieczór. Poza tym byłoby to co najmniej upierdliwe, a i złodziejce musiałby szybciej wytłumaczyć kim był. Wciąż nie miał pewności jak Kimiko mogłaby zareagować, co tylko mogło dołożyć komplikacji, zważywszy na drobiazg, że jednak raczej nikt widząc prawdziwego diabła prosto z piekła nie krzyczał „jak się cieszę!”.
Faktycznie dziewczyna miała rację. Aukcja nie tylko nie przyspieszała bicia serca, ale zwyczajnie była nudna do granic bólu. Jak nie jakiś durny szalik, to przeklęte kolczyki. Zwyczajnie chyba ktoś nie miał pomysłu na zorganizowanie rozrywki, lub chciał pozbyć się zalegających w mieszkaniu gratów.
        - To mogę obiecać z czystym sumieniem. - Dobór słów był o tyle zabawny, że zakładał jakoby Laufey kiedykolwiek miewał czyste sumienie. Nawet jak to mówił, przemyślenia jego z czystością nie miały nic wspólnego.
        - Przynajmniej dla mnie - odszepnął, przysuwając się nieco do Kimiko, ale nie przekraczając taktownych granic. - Jak myślisz, kiedy założysz zieloną suknię? - bardziej stwierdził niż zapytał, uśmiechając się wymownie.
Mina wyraźnie zainteresowanej Serafiny bardzo czytelnie pokazywała, że towarzystwu lepiej smakowały domysły i niedopowiedzenia, niż ewidentne manifestowanie uczuć.
Szepty, uśmieszki, pojednawcze spojrzenia, wszystko to dawało spore pole do konfabulacji i plotek. Nikogo nie bawiło rycerskie cmoknięcie w policzek. Jawne okazywanie namiętnych zażyłości budziłoby niesmak i zgorszenie, nawet jeśli każdy myślał tylko w tych kategoriach. Tak zaś podchody podjudzały ciekawość socjety oraz ewentualnych konkurentów.

        Po biżuterii, która przez obciążenie klątwą byłaby doskonałym prezentem co najwyżej dla Konstancji, obiektem licytacji stał się medalion. Błyskotka podobno miała maskować aurę. Dla Dagona wyraźniejszy był fakt, że bibelot pasował co najwyżej do peleryny i szpiczastego kapelusza.
Jak się okazało wzbudził niezrozumiałe zainteresowanie bogaczy, w tym Jarvisa, bo to, że kot - czy może powinien raczej powiedzieć sroka - zwróciła uwagę na błyszczące na łańcuchu dyndadło, nie zdziwił się jakoś szczególnie. Bajer aż westchnął ze znudzenia, zerkając pobłażliwie na naiwnego młodzieńca, którego pobudki szybko stały się jasne i nie trzeba było geniusza by domyślić się dla kogo brunet podbijał cenę. Ku rozbawieniu piekielnika, ktoś szybko wystartował w konkury z Tussaldem, zmuszając go do walki o biżuterię.
Prawie podśmiewając się pod nosem, spojrzał na scenę, wzrokiem szukając następnego przedmiotu. Utrzymanie kamiennej twarzy utrudniała mu wykrzykiwana co chwila wyższa cena. Badziewie w życiu nie było tyle warte. Dodatkowe pytanie jeszcze brzmiało, czy w ogóle działało. Równie dobrze mogło być stworzone do maskowania aury tego konkretnego maga co wąchał kwiatki od spodu. Wtedy pozostawały jedynie względy estetyczne, w tym konkretnym przypadku równie wątpliwe co przydatność magicznego przedmiotu.
        - Czego tak wypatrujesz? - zagaiła Sylvia, poczynania syna kwitując podobnym do Dagona uśmiechem.
        - Czegoś ciekawego - odpowiedział żartobliwym tonem, pasującym do pytania.
        - Szczerze mówiąc, myślałam, że włączysz się do wyścigu - kontynuowała dyskusję z dość sugestywną miną.
        - Jeśli faktycznie musiałbym się ścigać - zaczął diabeł, uśmiechając się ze złośliwą nutką. - To wolałbym bardziej pasjonujący sposób niż przepłacanie za naszyjnik nieboszczyka.
Mimo przytyku wobec syna, Sylvia nie wyglądała na urażoną. Piekielnik mówił wesołym, lekko pobłażliwym tonem, ale bez nieprzyjemnej drwiny. Nie przekroczył więc granicy drobnych uszczypliwości, jakie towarzystwo serwowało sobie na co dzień.

        Zostało dwóch licytatorów, w tym Jarvis, gdy wzrok diabła przykuło coś wręcz nie do pomyślenia. Gotów był przetrzeć oczy ze zdziwienia. Nawet zmrużył je podejrzliwie wytężając wzrok. Doprawdy tego się tu nie spodziewał. Mały posążek z czarnego dębu. Wypłowiały i zniszczony o powycieranej powierzchni, której nie brakowało pęknięć. Jak zasięgał języka, wymieniano wielu potencjalnych właścicieli i możliwych lokalizacji figurki. Za każdym razem były one fałszywe. A teraz miał przed oczami przedmiot idealnie pasujący do opisu tego czego szukał.
        - Czyli jednak coś się spodobało - zaciekawiła się Sylvia, dostrzegając zmianę w diablej mimice.
        - Chyba tak - odpowiedział, uśmiechając się do niej.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Powiedzieć Kimiko, że ma się czymś nie interesować, to jak przyczepić do tego czerwoną tasiemkę i liczyć, że nie zauważy. Wzrok panterołaczki opadł znów na interesujące ją spinki, które błyszczały nieśmiało, ledwo wyglądając zza rękawów marynarki. Splotła palce dłoni przed sobą, żeby nie popłynęły tam, gdzie nie powinny i kuknęła znów na Dagona. Jego relatywnie poważna mina wcale jej nie zniechęciła, wręcz przeciwnie, bo rzadko widziała, by mówił o czymś bez żartów i dziwiła się, że tyczy się to teraz rzeczy tak błahej. Były takie cenne? Czy jakaś pamiątka rodzinna? Nie wyglądał na sentymentalnego, ale co ona właściwie o nim wiedziała? Strzępy losowych informacji, kompletnie nic jej nie dających, a nie była jeszcze na tyle zmotywowana, by usiąść gdzieś w spokoju i pracować nad tą układanką, jaką stanowił.
        Za chwilę jej uwaga została na moment odwrócona, gdy Laufey obiecał, że następny bal będzie nieco ciekawszy. Spojrzała na niego z ukosa, gdy podszedł bliżej i odruchowo nadstawiła ucho. Przyzwyczaiła się już do jego bliskości i nie reagowała na nią takim skrępowaniem, jak jeszcze wczoraj, ale jego następne słowa w połączeniu z bezczelnym uśmiechem sprawiły, że momentalnie zrobiło jej się ciepło. Niech go licho porwie, świetnie się bawił, a ona była zbyt zaskoczona, by odpyskować.
        Osobna sprawa, że na śmierć zapomniała o tej sukni, a teraz coraz mocniej do niej docierało, że szmaragdowa szata jest chyba odważniejsza niż sama Kimiko w ludzkiej postaci. Jako pantera to co innego, ale wtedy była drapieżnikiem, a nie przynętą. Trochę ją będzie kosztowało, by trzymać fason, gdy ktoś będzie mierzył wzrokiem długość dekoltu na plecach. Czyli jednocześnie nie peszyć się zbyt mocno, w końcu nikt nieśmiały takich strojów nie zakłada. I nikomu nie odpyskować, ani nie przywalić, bo za to z kolei dostałaby po uszach od Dagona i pewnie zawaliła całą akcję, a wtedy męczyłaby się na darmo. Przygryzła lekko wargę, zastanawiając się, czy tatuaż nie będzie problemem, jako że zielony materiał sukni zaczynał się dopiero na wysokości krzyża, w pełni odsłaniając łopatki. Niby Laufey już ją w tym stroju widział i nic nie mówił, na ten temat przynajmniej, więc nie powinno być tak źle. Chociaż wtedy zasłaniały go włosy… Ale zresztą, nawet jeśli, to co niby zrobi? Przecież go nie zdrapie. Najwyżej znowu go lokami zasłoni.
        Kątem oka dziewczyna dostrzegła, że szepty jej i Dagona przyciągają uwagę towarzystwa, które tak nadstawiało ucha, że można by pomyśleć, że elfy powstały ze zbyt ciekawskich ludzi, którym uszy dosłownie odlazły od głowy przy podsłuchiwaniu innych. Złodziejka westchnęła cicho i odgarnęła włosy na jedno ramię, zastanawiając się, ile z tego, przez co każe jej przechodzić Laufey, jest faktycznie niezbędne, a na ile po prostu go bawi, gdy ona się tak miota w zupełnie nie swoim środowisku.
        Później jej uwagę skutecznie odwrócił Jarvis i Kimiko robiła wszystko, by zminimalizować zniszczenia. Jej początkowa konsternacja tylko młodzieńca rozbawiła i zupełnie nie potraktował jej słów poważnie, zbijając słabe argumenty dziewczyny i jednocześnie gestem potwierdzając udział w licytacji, mimo zwiększającej się stawki. Złodziejka podjęła kolejną próbę, gdy zobaczyła, że zaczynają zwracać na siebie uwagę.
        - Nie szkoda ci pieniędzy? – zapytała, siląc się na spokojny ton.
        - Niespecjalnie, na prezent chętnie wydam – odparł, a ona na moment zacisnęła usta, nim znów spróbowała go podejść z innej strony.
        - Ale on naprawdę aż tak mi się nie podoba – powiedziała cicho, ale wyjątkowo szczerze, przez co udało jej się złapać jego spojrzenie na dłuższy moment.
        Nawet mówiła prawdę, po części, bo chociaż medalion wołał do niej z podwyższenia, to prędzej by sobie dała ogon przytrzasnąć, niż pozwolić komuś go dla siebie kupić. Zawsze może przecież błyskotkę ukraść, prawda? A korzystając z tego, że młody Tussald na moment odwrócił uwagę od aukcji, spróbowała czegoś innego. Gdy wybrzmiało „po raz drugi”, chłopak zerknął w stronę licytatora, a wtedy Kimiko podeszła kawałek bliżej i delikatnie przesunęła palcami po jego dłoni. Momentalnie zyskała znów pełną uwagę bruneta, który zwrócił twarz w jej stronę, z błyszczącymi zadowoleniem oczami. Wówczas jednak rozległo się „po raz trzeci, sprzedane!”, a z uderzeniem młotka usta panterołaczki rozciągnęły się w zadowolonym grymasie. Jakiś obcy człowiek stał się szczęśliwym posiadaczem medalionu, a Jarvis zmrużył oczy, przyglądając jej się z dziwnym uśmiechem.
        - Jesteś podstępna – zamruczał, a ona tylko wzruszyła lekko ramionami i splotła dłonie przed sobą.
        - Nie jestem. To twoja wina – stwierdziła, wciąż się uśmiechając, a kątem oka obserwując, jak Whitaker ukradkiem podaje monetę do brodacza. Cudownie, oni naprawdę zakładają się o wszystko. Była ciekawa, czy chodziło tylko o to, że Jarvis przegra, czy że ona mu przeszkodzi. Teraz dla odmiany to Dagona zainteresowało coś z puli licytowanych przedmiotów, ale nie dane było jej wypatrzeć, co takiego. Znudzeni aukcją państwo Pessoa i Daniel Whitaker podeszli do niej i Jarvisa. Konstancja stała kawałek dalej pogrążona w rozmowie z Silvią, a Horus zagaił rozmową do Laufeya.
        - Nie przeszkadzamy? – Wąsacz rzucił im znaczące spojrzenie, gdy Jarvis w międzyczasie zamówił kolejne drinki.
        - Ależ skąd. Jak się wam podoba aukcja? – Kimiko czym prędzej chciała odwrócić ich uwagę, ale uśmiech Ronalda mówił, że niespecjalnie jej wyszło.
        - Przez moment było ciekawie – odparł wesoło i zerknął na Whitakera, nim wrócił spojrzeniem do złodziejki. – Skąd jesteś, Kimiko? – zapytał nagle, a dziewczyna przez moment dała się zbić z tropu. W końcu jednak uśmiechnęła się nieznacznie.
        - Czy to kolejny zakład? – zapytała przymilnie, a mężczyźni zaśmiali się, wcale nie przejęci tym, że ich przyłapano.
        - Z Efne – odpowiedziała w końcu, nie widząc powodu, dla którego miałoby to być tajemnicą. Zona znalazła ją na obrzeżach tego miasta, zawiniętą w wyjątkowo kosztowny szal, więc panterołaczka nie mogła pochodzić z żadnej wioski, a z samego miasta właśnie.
        - Czyli wygrałem – uśmiechnął się zadowolony Whitaker i ostentacyjnie wyciągnął dłoń do kolegi. Kimiko musiała wyglądać na nie lada zaskoczoną, bo Pessoa pospieszył do wyjaśnień, wcześniej podając wąsaczowi monetę.
        - On obstawił południową Alaranię, ja północną – zdradził sekret brodacz i machnął ręką na posykiwania drugiego mężczyzny.
        W międzyczasie kelner przyniósł alkohole i tym razem to Jarvis podał dziewczynie kieliszek i nasypał jej soli na dłoń. Obserwowała go czujnie, czy znowu czegoś jej nie wywinie, ale tym razem obyło się bez nachalnych sugestii. Jeśli hamował się przy znajomych to po prostu będzie musiała się trzymać bliżej towarzystwa. Po wychyleniu kieliszka rozmową zajęła ją Serafina, ściągając na nieco nudnawe tematy strojów, ale przynajmniej to ona w większości mówiła. Kimiko o swojej sukience potrafiłaby powiedzieć tylko tyle, że jest czarna. I pewnie droga.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Początkowo większą uwagę poświęcał posążkowi czekającemu na swoją kolej. Gdy jednak upewnił się, że figurka pasuje do opisu i warto o nią zawalczyć, zaczął obserwować walkę o medalion, która stawała się coraz bardziej zażarta. Jarvis zawzięcie podbijał cenę. Jego oponent czynił to samo. Sylvia zaś zaczęła patrzeć na to ciekawe i nieekonomiczne zjawisko równie intensywnie jak diabeł. Z tą różnicą, że Laufey zerkał jeszcze na to co działo się między panterą a chłopakiem. Kobieta zaś spoglądała na młodych i reakcje obserwujących ich piekielnika.
W kulminacyjnym momencie, gdy dłoń Kimiko dotknęła ręki Tussalda wszystkie oczy jak na gwizd powędrowały w tym kierunku. Pessoa i Whitaker wręcz zamarli w bezruchu, a diabeł uśmiechnął się pod nosem, tak by nikt nie zauważył, myśląc - "A jak powiedziałem, że jest manipulantką, to się kłóciła". Może powinien się złościć i być zazdrosnym o młodzika, ale nie potrafił widząc, jak Kimiko zręcznie zagrała na jego emocjach obracając całą sytuację na swoją korzyść. Czyż nie była doskonała? Zrobiła to tak naturalnie, tak wdzięcznie, że nawet on dałby się nabrać.
        Jakby na zawołanie podszedł do niego Horus, zamieniając się rolami z Sylvią, podczas gdy Kimiko otoczyło dwóch zagorzałych hazardzistów tocząc swoje zabawy. Jaszczurowaty mężczyzna zaczął rozmowę bardzo niewinnie, ale Bajer cały czas widział jego badawcze spojrzenie. Łysy odwracał uwagę i wyraźnie badał grunt, próbując rozgryźć jak właściwie diabeł zareagował na interakcję swojej towarzyszki z jego synem.
        - Długo się znacie? - zaczął wypytywać, podczas gdy licytator przygotowywał się do wprowadzenia następnego przedmiotu.
        - Niespecjalnie, ale zupełnie jakby połączyło nas przeznaczenie - odpowiedział pokrętnie, uśmiechając się tajemniczo. Horus wyraźnie chciał zadać kolejne pytanie, ale diabeł całą swoją uwagę skierował na scenę gdy prowadzący zaczął mówić
        - Nieznanego pochodzenia posążek. Nie wykazuje widocznych właściwości magicznych, chociaż dysponuje niezidentyfikowaną silną aurą. Doskonały kąsek dla kolekcjonera lub znawcy starej sztuki.
Tussald senior w milczeniu przyglądał się Dagonowi, gdy ten wyczekał aż oferta wybrzmi. Ten zwlekał chwilę, odzywając się dopiero w ostatnim momencie. Posążek wydawał się nie być szczególnie pożądanym przedmiotem. Wtedy jednak dołączyli kolejni. "Sępy" - rozzłościł się bies. Tego się obawiał, ale miał nadzieję, że zgłaszając się na koniec, uniknie celowego podbijania ceny przez znudzonych gości. Nie udało się.
        - Posążek? Widzisz w nim coś szczególnego? - zapytał Horus popijając swojego drinka.
        - Przyjaciółka ma słabość do takich staroci - odparł pogodnie, nie dając po sobie poznać poirytowania gdy kolejny raz przebito jego ofertę.
        - Kimiko lubi stare figurki? - Jaszczur kontynuował wypytywanie, podczas gdy Dagon kolejny raz unosił rękę.
        - Nie taka przyjaciółka - zaśmiał się bies, znowu dając szerokie pole do domysłów. "Nie taka przyjaciółka", w takim razie jaka i co ważniejsze jaką przyjaciółką była Kimiko, głowił się Tussald podczas gdy Laufey nie dawał się przebić.
        - Jakaś szczególna znajoma?- mężczyzna drążył temat, widząc jak cena rosła, a współlicytujący zaczynają się wykruszać.
        - Znamy się naprawdę ładnych parę lat - odpowiedział coraz mniej wesoło, przybierając poważniejszą minę. Cena z każdą chwilą mniej bawiła. Widząc skupienie diabła, Horus przestał go zagadywać, a z zaciekawieniem obserwował drugą już dzisiaj zajadłą bitwę. Dagon w tym czasie zaś zaczął szukać wzrokiem swojego przeciwnika. Dobrą chwilę przeczesywał tłum, aż dostrzegł wznoszoną dłoń. Zmrużył oczy zaskoczony, gdy wyłapał szczegóły sylwetki. Przebił go ostrzyżony na krótko brunet z kocimi uszami wystającymi butnie spomiędzy włosów. Po chwili Bajer poprawił się w myślach. Nie kocimi, panterzymi. Upierdliwiec był panterołakiem.
Przepychanka dalej trwała, suma stała się zdecydowanie nierozsądna, a Dagon zaczynał mieć wrażenie, że kocur robił mu na złość. Licytował dalej, coraz bardziej rozzłoszczony świadomością, że robi to dla wampirzycy, której wdzięczność będzie musiała wystarczyć za wynagrodzenie. Zmarszczył brwi znów przebijając podłe, czarne kocisko. Taki ten świat. Jak wszystko szło dobrze, to było fajnie, jak się pieprzyło to z rozmachem.
        - Po raz pierwszy, po raz drugi, wygrywa pan po lewej! - zakrzyknął prowadzący, gdy w końcu panterołak odpuścił, wcześniej nieźle nadwyrężając sakiewkę Dagona. Jakby czując spojrzenie diabła, posłał mu złośliwy uśmieszek przez salę i zniknął w tłumie.
        - To musi być naprawdę dobra przyjaciółka - wybuchnął wyjątkowo nietaktownym śmiechem Horus, jakby nikt wcześniej nie nauczył go, że nie kopie się leżącego. Bajer tylko westchnął uśmiechając się boleśnie, choć wcale nie było mu do śmiechu i zamówił kolejną whisky. Tego w tym momencie potrzebował najbardziej.
Zablokowany

Wróć do „Demara”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości